Oczy aż jej rozbłysnęły po jego słowach. - Użytkownicy Oddechu Pioruna.. więc to tak się ich zwie? Hmm.. więc ty jesteś.. Zabójcą z oddechem wody.. - podsumowała. Pokiwała głową w górę i w dół powoli. - Dziwisz mi się? Są niesamowici.. tacy szybcy, ciężko nadgonić wzrokiem za nimi.. - w głosie nie kryła fascynacji i podziwu. Aż się rozmarzyła przypominając sobie to jak Tsuna wbił na pole walki. Dech jej wtedy aż zaparło gdy widziała co potrafił zrobić. Tak zdecydowanie podobało jej się to co prezentowały sobą pioruny.
Trochę się zamyśliła, nadal patrząc w oczy Orochiego, choć myślami była przez chwilę gdzieś indziej. Dopiero jego kolejne pytania wyrwały ją z myśli. Rozchyliła lekko usta gdy spytał o to jak powstała. Nawet ją trochę zdziwił całą kompozycją tej krótkiej wypowiedzi.
"Wybacz za szczerość, nigdy wcześniej nie rozmawiałem z demonem."
Jak bardzo ich sposób zwracania się do siebie ewoluował od początku spotkania i to w tak krótkim czasie. Pokręciła lekko głową na boki. - Nic się nie stało Zabójco.. nie masz za co przepraszać.. - na jego chłód i opryskliwość odpowiadała obojętnością i jeszcze większym zimnem. Ale gdy zaczynał w drobnym stopniu okazywać jej jakiś skrawki szacunku to czemu miałaby nie odpłacić tym samym?
Uśmiechnęła się delikatnie do niego. - Czy wiesz że.. każdy demon.. kiedyś był człowiekiem? Co prawda kiedy stajemy się demonami.. zapominamy o naszym dotychczasowym życiu.. - zaczęła ze spokojem w głosie. Ani na chwilę nie odwracając od niego wzroku. Nie wiedziała jaką miał wiedzę o Demonach, a znając życie pewnie nakarmiony został jakimiś bredniami przez innych. - Zabójcy z nami nie rozmawiają.. od razu sięgając po miecze. Dlatego demony robią to samo.. choć to zależy w sumie też od demona.. - kontynuowała ze spokojem.
- Niestety nie pamiętam zbyt wiele z tamtego wieczoru.. pamiętam dużo śniegu.. i straszne zimno.. i jego.. jak mnie trzymał w ramionach.. i mówił że wszystko będzie dobrze.. że mi pomoże się odnaleźć w tym nowym świecie.. - zawiesiła na chwile głos, odwracając wzrok od młodzieńca i wbijając spojrzenie w deski na moście. - To było jakieś trzy może cztery lata wstecz.. choć mój wygląd się nie zmienił od tamtego czasu.. chyba jak się zostaje demonem to czas staje w miejscu.. poza tym że cała przeszłość jest wymazana jednym pstryknięciem palców.. - kontynuowała.
- Nie wiesz kim jesteś.. nie masz nawet imienia.. póki sam sobie go nie nadasz.. albo ktoś nie zrobi tego za ciebie.. bo nie ważne jak bardzo próbowałbyś sięgnąć w głąb siebie.. nie jesteś w stanie sobie przypomnieć swojego ludzkiego.. tylko tyle mogę ci powiedzieć.. wiem że to nie wiele.. - to mówiąc wróciła wzrokiem do młodzieńca.
Była ciekawa co jej zaproponuje, ale okazało się że on sam nie do końca wiedział jak ją sprawdzić. - Hmm.. ja mam coś wymyślić.. hmm.. może coś.. małego na początek.. - przez chwilę się zastanawiała nad tym aż w końcu pstryknęła palcami lewej dłoni. - Już wiem! - to mówiąc zeskoczyła z barierki na drewniane podłoże. - Ale z góry mówię że nie będzie to łatwe.. zwłaszcza dla ciebie.. bo ja chciałabym zaryzykować.. - powiedziała ze spokojem stojąc przed nim w odległości kilku kroków. Ręce miała wzdłuż ciała. - Podejdę co siebie.. bardzo blisko.. tylko tyle.. - wzięła głębszy wdech i zrobiła pierwszy krok w jego stronę. Była czujna bo nie chciała dać się zabić, to przecież mógł być podstęp. Ale chciała zaryzykować! "Kto wie.. może jest faktycznie inny niż cała reszta.." przemknęło jej przez myśl. Przedstawiając mu swój plan brzmiała na pewniejszą siebie niż w rzeczywistości była. Przecież jeszcze do niedawna unikała kontaktu z zabójcami jak ognia z czystego strachu. Kolejny krok. Pamiętała jak Hanshin chciał się do niej zbliżyć tylko po to by potwierdzić to kim była żeby potem chcąc ściąć jej głowę jednym pociągnięciem miecza. Kolejny krok. Nie spieszyła się. Była bardzo ostrożna, gotowa w każdej chwili zrobić unik i susa w tył gdyby Orochi miał w planach ją zaatakować. Stojąc może trzy kroki od niego przełknęła głośniej ślinę. Kolejne dwa kroki były jeszcze wolniejsze, widać że nie ufała mu ale chciała spróbować. Stojąc o krok od niego, na wyciągnięcie rąk a tym bardziej w zasięgu jego miecza wypuściła powili powietrze z płuc. Widać było z bliska że była cała spięta przy nim. Był nieco wyższy od niej. Oddychała nieco głębiej, ale wzroku od niego nie odrywała. - I co teraz.. Zabójco? - szepnęła czekając na to co zrobi.
Słysząc jego słowa jedynie lekko się uśmiechnęła, nie miał pojęcia jak trafne to było podsumowanie. Zwłaszcza ta wzmianka o człowieczeństwie. Choć ona jeszcze kurczowo się go trzymała przez długi czas, nie raz tocząc wewnętrzne walki sama ze sobą. Nie które wygrywała, inne przegrywała. Nie komentowała jego słów. Nie było takiej potrzeby. Ten temat uznała za zakończony. Wspominając o swojej przeszłości przypomniał jej się ten uśmiech, nie widziała całej twarz młodego mężczyzny, nie widziała oczu. Widziała poruszające się usta układające się w jakieś słowa ale nie słyszała jego głosu. I ten uśmiech na samym końcu. Drgnęła wyrywając się z urywków wspomnień z okresu gdy była jeszcze człowiekiem.
Stojąc przed nim oddalona o krok, dostrzegła jak kurczowo trzymał rękojeść miecza, blade knykcie mówiły jej wszystko. Przełknęła ślinę widząc jak Orochi wprawia ciało w ruch, jakby w zwolnionym tempie. Wstrzymała oddech niepewna tego co się stanie. Tego czy ma się uskoczyć w górę czy dać susa w dół żeby uniknąć jego ostrego nichirin. Ale żaden świst nie przeciął powietrza, miecz nadal spoczywał w pochwie a chłopak się z nią zrównał na parę sekund.
"Uciekaj, schowaj się gdzieś daleko."
Westchnęła słysząc te słowa z jego ust. Gdyby tylko widział jej zaskoczenie na twarzy, nie dawała wiary w to co się stało właśnie. Zabójca postanowił puścić ją wolno, mało tego poradził jej żeby się schowała. Szok trzymał ją wystarczająco długo. Jedynie kroki i powoli słabnący zapach białowłosego upewnił ją w tym co właściwie tam teraz zaszło. - Żegnaj.. - szepnęła zaraz po nim. Kącik ust się lekko uniósł i dziewczyna zamknęła na chwilę powieki. Tylko na chwilę bo słysząc z nie tak dużej oddali ostatnie pytanie, obróciła głowę w bok. Otwierając oczy, karmazynowe ślepie wbiło się w jego plecy gdy dalej szedł przed siebie. - Seiyushi! - zakrzyknęła nie mając pewności że mógł ją jeszcze usłyszeć. Przeniosła spojrzenie na księżyc i wybijając się w górę wylądowała zgrabnie na poręczy. Czując mocniejszy podmuch wiatru ruszyła biegiem przed siebie po prawym ramieniu mostu, przebiegając przez całą jego pozostałą długość aż zeskoczyła z poręczy na samym końcu. Lądując miękko na trawie ruszyła w dalszą podróż.
Orochi & Seiyushi z tematu
Westchnęła na te wszystkie myśli, co mogła ona jako najniższa rangą zabójczyni w porównaniu z takim Hashira? Nie zbyt wiele. Może poskromić kilka ścierw, których miejsce było rynsztoku na jakimś zadupiu z dala o jakiegokolwiek większego siedliska ludności. Ale tylko biorąc jednego po drugim mogła coś zrobić, małymi krokami.
Idąc przed siebie nuciła spokojną melodię, palce dłoni splecione ze sobą na jej karku. Łopatki miała ściągnięte ze sobą a dwie katany przypasane po obu stronach jej pasa. Będąc co raz bliżej środka mostu wyłapała z oddali drgania podłoża. Ktoś szedł z naprzeciwka. Zmrużone błękitne ślepia skanowały to co było przed nią gdy powoli, krok po kroku zbliżała się do źródła drgań. Ciemna chmura przysłaniająca największe źródło oświetlenia nocą powoli zaczęła odsłaniać sierp księżyca, rzucającego blask na most po którym kroczyła. Marechi zatrzymała się nagle w miejscu oddalona o nie cale 15 kroków od mężczyzny przed nią. Lekkie mrowienie drażniło jej ciało od pewnej chwili. Dłonie nadal miała splecione na karku i stała dumnie wyprostowana przed mężczyzną o tym samym kolorze włosów co jej własne. Błękitnej barwy oczy mierzyły sylwetkę osoby przed nią, oceniając z kim ma do czynienia. Póki go nie dotknie nie będzie miała stuprocentowej pewności że to demon. Nie mogła się sugerować tylko wyglądem, widziała zabójców o dzikich kolorach oczu i ona sama miała nienaturalnie białe włosy jak na standardy japońskie. - To niebezpieczne aby się błąkać tak późną porą w takim miejscu.. - powiedziała ze spokojem w głosie, zwieńczając wypowiedź lekko bezczelnym uśmiechem.
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
Tetsuo nie do końca panował jeszcze nad sobą, chociaż bardzo starał się uniknąć nieprzyjemny sytuacji, w których to on mógł stać się ofiarą. Kobieta, która stała niedaleko niego, miała tak samo białe włosy, jak on i chociaż w Japonii nie był to codzienny widok, to nie był on też nowością. Wolał jednak nie przekraczać granicy i pozostać w miejscu, w którym właśnie się zatrzymał. Jeśli nie dojdzie do bliższego zbliżenia to może uda mu się uniknąć zbędnej wojny.
Przymrużył oko. Opaska na jego oku sprawiała wrażenie, iż mógłby być człowiekiem. W końcu od wieków wiadomo, iż demony szybko się regenerują i chociaż faktycznie, jego drugie oko było w pełni zdrowe, to Tetsuo nadal je ukrywał pod warstwą materiału. Podrapał się opuszkiem palca po lewym policzku.
W końcu kobieta odezwała się. Łatwiej by było, gdyby tego nie robiła. - Może i niebezpieczne, ale gdzieś mi się młodszy brat zapodział. - Może, gdy usłyszy o "rodzinie" to po prostu się odczepi. Fakt nie skłamał, naruszył tylko troszeczkę fakty. Jakby nie patrzeć, to właśnie przez niego pojawił się w tym miejscu. Wymyślił coś na szybko. Ot tak po prostu, aby skończyć tę rozmowę, która zapewne dopiero się zaczynała. Jego nozdrza nadal jednak drażnił ten zapach, który unosił się od niej. Kusiła. Nawet bardzo, ale nie na tyle, aby od razu ją zaatakować. Zapewne musiałaby podejść bliżej. Białowłosa jednak nie wyglądała, jakby miała przejść obok niego zupełnie obojętnie. Następnym razem mężczyzna wybierze się, jak pies na spacer w znanych mu terenach, tak aby się nie oddalać. Uniknie chociaż problemów, bo zdecydowanie łatwiej było polować na bezbronnych ludzi.
Teraz już dzieliło ich tylko 10 kroków, poruszyła ramionami kolistym ruchem, jakby się próbowała rozluźnić nieco. Choć w rzeczywistości chciała trochę odprężyć ciało napastowane mrowieniem i delikatnymi impulsami biegnącymi wzdłuż kręgosłupa. Teraz powoli się nasilały, co prawda tylko minimalnie ale jednak. Nie należała do ufnych osób, na prawym udzie widniała lekka blizna, która każdego dnia przypominała jej że ludzie potrafią być gorsi od Demonów. Ale tych drugich też nie darzyła sympatią. Nie bez powodu miała przy sobie aż dwa miecze nichirin.
Opuszki palców delikatnie ją mrowiły, nieco łaskocząc pod skórą. Jakby ciało się samo prosiło o złapanie za obie rękojeści i pochwalenie się piękną ciemną jadeitową barwą ostrzy. Mimo to nadal stała w miejscu, choć nie była spięta. Musiała być gotowa do ewentualnego uskoku w bok czy tył gdyby osoba przed nią okazała się zagrożeniem dla jej bezpieczeństwa.
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
Uniosła brew na wzmiankę o wieku poszukiwanej osoby. - Twój brat jest już dorosły.. powinieneś dać mu więcej swobody w życiu. Nic dziwnego że ucieka, pewnie ma dość bycia pod wiecznym nadzorem.. - skomentowała nie próbując nawet tego ładnie ubrać w słowa.
Drgnęła widząc jak ten zrobił kilka kroków w tył w chwili gdy ona ruszyła nieco do przodu. Pace obu dłoni zaczęły delikatnie pocierać rękojeści obu katan. Mrowienie nadal nie ustępowało a to że obcy starał się utrzymać dystans dolewało nieco oliwy do już rozpalającego się płomienia. Ciężko nie mieć paranoi gdy jest się Marechi i każdy demon chce cię wpierdolić żywcem. Nawet jeśli ten był inny, to nadal nie zmieniało faktu że był tym na co polowała wraz z całym korpusem zabójców.
"Coś nie tak?"
- Ty mi powiedz nieznajomy.. - powiedziała chłodnym tonem uważnie wpatrując się w jego twarz. Dłonie nagle się zacisnęły na rękojeściach i szybkim, zwinnym ruchem wyjęła oba miecze z pochw w taki sposób że Kashimy znajdowały się od strony palca wskazującego. Piękny, ciemny jadeit pokrywał oba ostrza. Każdy demon wiedział jak wyglądają nichirin, chociażby po dziwnych zabarwieniach mieczy. - Odkąd znalazłeś się w moim zasięgu.. mam pewne podejrzenia.. - zacisnęła dłonie na rękojeściach mieczy, lekko uginając nogi w kolanach. Obserwowała jego reakcję na to co zrobiła przed chwilą.
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
Wraz ze zmianą jej postawy i on zdawał się delikatnie poruszyć. Zupełnie jakby szykował się do wypadu w przód. Nie dzieliło ich wcale tak wiele. Widział jej ostrza, nie padło żadne pytanie z jego strony odnośnie trzymanych zabarwionych na zielono ostrzy. Zmarszczyła nieco nasadę nosa. Jasne niebieskie ślepia uważnie się wpatrywały w cel przed oczami. Szkoda było tego mostu, ale nie zamierzała odpuszczać demonowi. "Czyżby dopiero ruszał na żer? To chyba idealny moment.." przemknęło jej przez myśl. Trawiąc przy okazji odpowiedź na ostatnie jej słowa lewy kącik drgnął. - Oboje wiemy czym jesteśmy.. - skomentowała, blask odbił się od jednego z jej ostrzy gdy przekrzywiło się o parę milimetrów. - .. nie ma sensu zaprzeczać własnej naturze.. nieznajomy.. - to mówiąc dała mu do zrozumienia że nie ma ucieczki dla żadnego z nich. Jeśli próbowałby uciec, ona ruszyłaby w pościg za nim. Choć będąc na moście to byłaby szybka śmierć dla pierwszej osoby która obróciłaby się plecami do swojego wroga. Z tego musieli sobie oboje doskonale zdawać sprawę.
Czekała na odpowiedni moment, w myśli kalkulując która forma będzie idealna. Będąc tak blisko niej, nie mając opcji na ucieczkę ani w prawo ani w lewo, jej decyzja była prosta. Skupiła się na demonie wciągając powietrze do płuc. Ostrze w prawej dłoni obróciło się niemalże natychmiast. - Kaze no Kokyu.. Shi no kata: Shōjō Sajinran.. - szepnęła wykonując serię cięć w stronę przeciwnika, które przybierały formę zakrzywionych, powietrznych ostrzy. Zamierzała nie tylko zadać mu tym atakiem głębokich cięć, ale głównie pozbawić go rąk i uszkodzić solidnie uda do stopnia że nie mógłby uciec. Zmusić go do padnięcia przed nią. O ile się udało zamierzała doskoczyć do niego obracając drugie ostrze w dłoni. Krzyżując oba nichirin ze sobą tuż przy karku demona. - Ostatnie słowa..? - szepnęła, choć mógł ją bez problemu usłyszeć. Delikatny podmuch poruszył białymi kosmkami jej grzywki gdy wbiła swoje niebieskie oczy w czerwone oko demona. Pozwoliła mu się pożegnać z tym światem, zanim z całej siły pociągnie za miecze pozbawiając głowy demona. Nie było jej go żal, nie zamierzała zagłębiać się w to co mógł czuć. Nie ważne co powie i co będzie myślał. Ostatecznie ich losy były już dawno zapisane w gwiazdach. Walka na śmierć i życie. Nie było innej drogi niż ta usłana prochami demonów i krwią poległych zabójców.
Wytarła Ostrza o boki swojej yukaty i schowała je wpatrując się jak zwłoki demona powoli zaczęły się spopielać, rozdmuchiwane przez wiatr. Nie współczuła mu, jak na jej gust i tak pewnie zbyt długo kręcił się wśród żywych. Zbyt wiele istnień zabrał przedwcześnie z tego świata. Po czym splotła dłonie na karku i ruszyła w tylko sobie znanym kierunku.
Z tematu
Docierając na most, przeszła przez niego powoli, rozglądając się po terenie. Nikt jej nie śledził, nie wychwyciła również żadnych tropicieli. Gdyby tylko wyczuła inną obecność, może jakiś konkretny zapach, nie zawahałaby się w swoich czynach. Taka osoba zostałaby stracona na miejscu, za próbę ingerowania w ród Hiryū. Traktowała swoją pozycję bardzo poważnie. Nie zawsze to pokazywała, ale była dumna z pochodzenia, jakie zostało jej przydzielone w dniu narodzin.
Stanęła na środku, w idealnym punkcie zaczepienia. Wybrała godziny, które dawały im chwilę samotność. Nie noc z racji na bezpośrednie proszenie się o kłopoty, a piękny poranek, kiedy słońce znajdowało się nisko na horyzoncie. Barwy płomieni, połączone z delikatnym różem, poniekąd uchodziły za jej ulubione. Lubiła, kiedy świat się budził do życia, nawet jeśli wcześniej musiała się położyć spać.
Nie czekała długo, kiedy zobaczyła znaną jej twarz. Tego młodzieńca nie mogła z nikim innym pomylić. Smoliste włosy z białymi akcentami. Oczy, w których widniał kolor rdzy. Blizny, o których nigdy wcześniej nie wspomniał. Podobnie jak świeższa rana w okolicy obojczyka. Kiedy tylko ich oczy się spotkały, uśmiechnęła się promiennie. Puściła się pędem, zatrzymując się idealnie na nim. Wpadła na jego twarde ciało, obejmując go za szyję. Była wdzięczna, cieszyła się, że dalej chodził po tym okrutnym padole.
- Dobrze Cię widzieć, jak zawsze z resztą. Arata, ile to już czasu nie widzieliśmy się na oczy? - wyszeptała lekkim głosem, puszczając z wcześniejszego uścisku - Jednak wezwałam Cię tutaj z powodu Twojego starszego brata, Hayase. Wykazuje Tobą niezwykłe zainteresowanie, dlatego, zanim przejdę do konkretów. Podziel się tym ze mną. Do czego między wami doszło? Ze wszystkich osób na świecie, wiesz, że ja nie oceniam. Nigdy się nie śmieje, czy nie próbuje uprzykrzyć Ci życia - miedziane oczy skupiły się na jego buzi. Głos był pewny, niemal stanowczy. Była całkowicie poważna w swoich słowach, akurat na nią mógł zawsze liczyć. Zwłaszcza od dnia, w którym razem stworzyli ścieżkę zwaną wolnością. To było jedno z trudniejszych dla niej spotkań. Gdyby działali wtedy w pojedynkę, mogło im się nie udać. Staliby się pionkami w rękach głów obu rodów.
- Twoja rana. To jego sprawka, a może walka z demonem? - dociekała, w końcu zawsze pragnęła mu pomóc. Pokazać komfort, który mógłby znaleźć w tej dziwnej relacji - Żeby nie było, że tylko pytam. Widzisz, w Edo byłam naprawdę podburzona. Hayase, śmiał mnie wytropić, przyjść bez zapowiedzi. Tylko po to, aby wypytywać o Ciebie - jej oczy na moment spowił mrok. Dłonie się zacisnęły, jakby powstrzymywała się od wybuchu złości. Grymas twarzy mówił sam za siebie. Ten jeden ruch niezwykle ją wkurwił. Tak, jak żaden wcześniejszy.
Pojawiając się w Nose, w okolicy mostu, nie był pewny co tam zastanie. Nie był nawet pewny czy może w pełni zaufać Yonie, choć wielokrotnie udowadniała mu, że zasługiwała na zaufanie, że mógł liczyć na jej wsparcie. a jednak, pomimo wątpliwości, zjawił się na miejsce spotkania. Punktualnie, bez wewnętrznego oporu. Bo jakaś cząstka niego samego chce ją zobaczyć, nawet jeżeli to wiązało się z rozczarowaniem.
Yona jest nieliczną wśród żywych, którzy cieszą się na jego widok, w związku z czym nigdy nie wie jakiego powitania się spodziewać. I tym razem zbija go z pantałyku, gdy tak otwarcie do niego podbiega i obejmuje za szyje, uśmiechając się szeroko, od ucha do ucha. Mięśnie mu sztywnieją i na moment zastyga bez ruchu, co świadczy tylko o tym, że nie przywykł do takiej otwartości.
— Chciałaś mnie udusić na "dzień dobry"? Prawie ci się udało — komplementuje jej silny uścisk. Jego słowa mają drugie dno, chociaż nigdy nie przyznałby tego na głos. Skutecznie zastępują krótkie, ale oczywiste też tęskniłem. — I przecież wiesz jak jest. Szczęśliwi czasu nie liczą — dodaje przekornie, chociaż jego posępna twarz, nie przełamana żadną ekspresją świadczącą o szczęściu, jest jasnym dowodem na to, że nie jest wiernym wyznawcą tego porzekadła od siedmiu boleści. Nie ma pojęcia, ile wody upłynęło od czasu ich ostatniego spotkania. Wystarczająco dużo, by zapomnieć, jak to jest rozmawiać z kimś, kto nie ma wobec ciebie wrogich zamiarów. Pod warunkiem, że Yona nie zawarła korzystanego układu z Hayase i nie chce wbić mu noża w plecy.
Cień uśmiechu, jaki wstępuje na jego usta, zaraz zostaje przekształcony w grymas obrzydzenia. Hayase, znowu on. Czemu musi go prześladować na każdym kroku? Nadal się łudzi, że Arata stanie na wysokości zadania i udźwignie presje? Młody Karasawa nie ma najmniejszego zamiaru spełniać niczyjich zachcianek poza swoimi własnymi. Niektórym jest pisana samotność.
— Hayase ma obsesje na punkcie kontroli i statusu społecznego. Wciąż żywi płonne nadzieje, że się ustatkuję i nie toleruje odmowy, chociaż wyraziłem się jasno. Jestem plamą na honorze tej rodziny i nią pozostanę, póki mnie nie usunie — wprowadza ją w kulisy sprzeczki z bratem, bo skoro ona od razu przechodzi do konkretów, Arata nie pozostaje jej dłużnikiem.
Rodzinne zasady - kość niezgody między braćmi. Arata nimi jawnie gardzi, uważając za przeżytek, a Hayase otwarcie je hołduje, nie widząc poza nimi świata. I żadne z nich nie ma zamiaru odpuścić drugiemu. Jest tak od wielu lat. Nic nie zwiastuje zmiany. Ich konflikt jedynie się zaostrza.
— Między nami wywiązała się kłótnia, gdy przestawił propozycje matrymonialną, a raczej postawił mnie przed faktem dokonanym. Postawiłem mu ultimatum - albo odpuści, albo zaciągnie mnie tam siłą. Obaj sięgnęliśmy po broń.
Arata chce myśleć, że Hayase o większe wynaturzenie od demonów, chce myśleć, że jest całkowicie pozbawiony ludzkich odruchów i serca, ale jednocześnie nie chce tkwić w kłamstwie tylko, żeby dobrze się poczuć. Są siebie warci. I jeden, i drugi.
— Widziałaś jego twarz, prawda? Pogłębiłem mu tą paskudną szramę i uszkodziłem kolano, a on w odwecie wbił mi ostrze w bark. — Nie przelewa w swoje słowa niechęci do starszego brata, mimo iż jest nią cały przepełniony. Nie robi z niego na siłę potwora. Obaj byli potworami. Dla siebie samych. — Jest zdesperowany. Szansa na mariaż przelatuje mu obok nosa — próbuje go wybielić? Nigdy. Zmiana, jaka zachodzi w nastawieniu Yony, jest sygnałem, że przegiął. — Ale nie ma prawa cię nachodzić, dupek. Jesteś pewna, że cię nie śledził?
Młody Karasawa nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, że Hayase byłoby stać na taki krok, na przekroczenie wszelkich granic, byle tylko dopiąć swego. Nie ma prawa nachodzić jego znajomych. Nie ma prawa ingerować w jego życia. Arata nie jest jego własnością, którą może dysponować, jak mu się żywnie podoba. Skurwysyn.
- Udusić? Nie... Raczej odpowiednio wyrazić tęsknotę - banan z jej twarzy nie znikał. Podobnie jak ekscytacja ponownym spotkaniem. Znowu się widzieli, co oznaczało, że był gotów wysłuchać tego, co miała mu do przekazania. Uścisk zelżał, ale od początku, nie używała całej swojej siły. Nie chciała pogłębić rany, czy sprawić mu bólu. Nie... Ona taka nie była, a przynajmniej panowała nad sobą do tego stopnia, żeby nie pójść za daleko - Następnym razem wolisz od uścisku buziaka? Wiesz wystarczy poprosić - puściła mu oczko, delikatnie klepiąc go w lewe ramię. Aż przypomniało jej się pocałunek z Sayaką. Prawdopodobnie ten z nim niczym by się nie różnił z racji na brak uczuć. Poza tym potrzebowała odetchnąć i przenieść myśli o smoku jak najdalej się dało. Potrzebowała zapomnieć i wymazać uczucie, wtedy wszystko będzie w porządku.
- Nie liczą? Chociaż w moim przypadku... - złapała dłonią za rudą czuprynę i delikatnie przejechała w górę, a potem dół - Ostatnie wydarzenia dały mi kość - nieco posmutniała, ale tylko na krótki moment. Spotkanie z Hayase zdecydowanie ją rozzłościło. Z kolei natknięcie się na Sayakę.... było czymś, co przywróciło dawne rany.
- Uważasz, że jest w stanie? Jego obsesja na Twoim punkcie... To takie niezdrowe - oparła się tyłem ciała o barierkę mostu - Jednak jeśli dalej Cię goni, znaczy, że nie sięgnie po ostateczność. Pewnie wierzy w stare przekonania. Wygnanie z rodu to coś dużego. Stawia daną rodzinę w złym świetle i nagłaśnia problem. Z racji na jego wiarę w zasady, nie zrobi tego. Nie zaszkodzi dobremu imienia Karasawa, przynajmniej jeszcze nie - powiedziała ze spokojem, wiedząc co nieco o tej kwestii. W młodości chłonęła informacje o wysoko postawionych rodach jak gąbka. Maniery, kultura, powszechne wierzenia. Była dobrze doinformowana, ale niekoniecznie podążała za powszechnymi ideałami. W jej mniemaniu za bardzo ograniczały oraz były staroświeckie.
- Hou? - uniosła lewą brew, w krótkim zamyśleniu - Kogo tym razem wybrał? Szlachcianka, samuraj? Aż się nie dziwię, że doszło do sparingu. Z drugiej strony Twoje rana wygląda paskudnie. Skurwiel... - aż się w niej gotowało. Gdy przychodziło do bitki, chciała pomóc. Pokazać wyższość i zdominować tego, co stawał im na drodze. Jej szczęście było tak samo ważne, jak jego, gdyż zawsze istniała opcja, że dawny temat prowróci. Ciągły strach, dawna niepewność. Przynajmniej jej rodzina była murem za nią.
- A tak... nawet w słabym świetle wyglądał paskudnie. Dobra robota - nie mówiła o swojej pomyłce. Tym, że miała nadzieję, iż przyszedł kto inny. To póki co ukrywała. Zamiast kontynuować, chwaliła, niech starszy się nie panoszy. Mógł wreszcie zaakceptować jego niezależność, zamiast zamykać w klatce oraz owijać ciężkim łańcuchem.
- Powiedziałam mu to samo. Dałam zrozumieć, że przegrał i nie osiągnie celu. Ty i ja nie będziemy jego pionkami - tego była pewna. Była zbyt silna, uparta oraz nie ulegała - Nie jest w stanie się przede mną ukryć. Pamiętam jego zapach - wskazała na swój nos - Spróbowałby podejść i nie miałby szansy na odwrót. - głos miała pewny. O ich spotkaniu nikt nie wiedział, sama nie była śledzona. Wystarczająco dokładnie mu wyperswadowała, że zrobi to raz jeszcze i ktoś poniesie śmierć - Poza tym zagroziłam mu, jeśli spróbuje tego jeszcze raz, posłaniec wróci martwy - głos miała zimny, ale stanowczy. Nie lubiła szpiegów, nie lubiła, gdy ktoś podążał za nią. A on miał całkowity zakaz, aby zebrać się na jeszcze jedną próbę.
- W każdym razie, to z czym przyszłam to informacje. Hayase chciał się dowiedzieć, co nas łączy, czemu interesuje się rodem Karasawa oraz najważniejsze... próbował wyciągnąć, gdzie Cię może znaleźć. Tropi Cię Arata, powinieneś uważać, jeśli nie chcesz mieć z nim kontaktu. Jednakże, jeśli chcesz mojego zapewnienia, to powiem to tylko raz. Nigdy Cię nie zdradzę. Twoje położenie jest bezpieczne. Jestem Twoim sojusznikiem i nie będę wrogiem, nie teraz, nie później - uniosła głowę ku niebu, pozwalając delikatnemu powiewu wiatru, aby rozwiał jej oczy. Usta tworzyły cienką linię, zaś zamyślony wzrok spoglądał na to, co dalej.
- Arata, jest jakaś osoba, którą kochasz? Z kim chcesz być z własnej nieprzymuszonej woli? Gdy myślę o przymuszonych zaręczynach, aż mnie mdli. Grałam w grę, odkąd pamiętam. Za każdym razem nie pozwalając, abym sama nie mogła za siebie decydować. Ty jednak byłeś jedynym, który mi pomógł - przeniosła spojrzenie na niego, mówiąc swoim melodyjnym oraz miłym dla ucha głosem - I za to Ci dziękuję.
— Za każdym razem, gdy mnie tak witasz, wydaje mi się, że szczęście całkowicie mnie opuściło — mówi cicho, szeptem, prawie w ogóle nie poruszającym przy tym wargami. W jej obecność zapomina, że nie powinien się uzewnętrznić, gdyż to wiąże się z odsłonieniem swoich słabości. Ale jego śmiałe wyznanie znowu ma aluzyjny przekaz. Wybacz, że nie jestem w stanie odwdzięczyć się tym samym.
Chociaż to tylko chwila, wyłapuje smutek, który wkrada się do jej spojrzenia. Jak wiele wydarzyło się w jej życiu, od kiedy ostatnio się widzieli? Czy to co właśnie przelało się przez jej słowa, to rezygnacja, fala goryczy, a może emocje, który nie był w stanie pojąć, bo nigdy ich nie doświadczył? A przynajmniej to usiłuje sobie wmówić. Bo prawda jest inna. Prawda jest otrzeźwiające jak prysznic pod wodospadem w środku mroźnej nocy. Wydźwięk słów może oznaczać tylko jedno, odrzucenie.
— Musimy nadrobić zaległości — proponuje, gotowy ją wysłuchać nawet tu i teraz, bo choć na ogół podróżuje samotnie i stroni od towarzystwo, od czasu do czasu odżywa w nim potrzeba integracji. I choć nie uczynił z Yony powierniczki swoich sekretów – ich ciężar dźwigała wyłącznie Hatsuyuki – to jednak jest jedynym stałym elementem w jego życiu zapewniający mu minimalny komfort psychiczny. I nie musi darzyć ją bezgranicznym zaufaniem, by czuć stały grunt pod stopami, choć niewątpliwie wielokrotnie udowodniła mu, że sobie na niego zasłużyła.
I nieoczekiwanie, jakby czytała mu w myślach, deklaruje, że jest godna zaufania, że nie jest i nie będzie jego wrogiem, ale czy faktycznie tak jest? To tylko słowa. Gdyby znała całą prawdę, nie odwróciłaby się do niego plecami? Nigdy nie mów nigdy, kolejna zasada, jaką sobie wpoił. Yona to niezwykle silny sprzymierzeniec, dowodzi tego na każdym kroku, ale czy przesunęła granice moralności na tyle, by przymykać oko na jego elastyczny kręgosłup moralny? Pewnie koniec końców nadarzy się okazja, by się o tym przekonać, ale nie teraz, teraz jest za wcześnie na ten radyklany krok, które ich obu może doprowadzić go zguby. Teraz chce mieć ją po swojej stronie. Po prawdzie chce ją mieć po swojej stronie tak długo, jak to możliwe.
— Prędzej czy później złapie trop, chociaż szczerze mówiąc, korci mnie, żeby dać mu to, czego pragnie i wyjść mu na spotkanie — zdradza jej swój plan, bo decyzje o dobrowolnej konfrontacji z Hayase podjął już wcześniej. Teraz pojawia się przesłanka, że nie może dużej czekać. Hayase zaczął zadawać pytania. Szperać w jego przeszłości, a to oznacza, że w końcu może dokopać się do teraźniejszości, która skrywa jeszcze więcej tajemnic, do czego Arata nie może dopuścić. — Chcę położyć temu kres. Nie boję się wydziedziczenia. Obecnie, poza nazwiskiem, nic mnie z nimi nie łączy. I to się nie zmieni, prawda? — lekki uśmiech muska jego usta. — Nigdy nie dostosujemy się do zasad, nie staniemy się pionkami w ich grze – zapewnie, głównie dlatego, że Yona potrzebuje potwierdzenia. — Diabeł tkwi w szczegółach. Oni tego nie zaakceptuje. Ich przywiązanie do zasad jest godne podziwu. Jakby na świecie nie liczyło się nic więcej, poza tym w co wierzą – rzuca pogardliwie. Rodzina jego rozmówczyni jest bardziej wyrozumiała. Yona otrzymała w końcu akceptacje, do której dążyła. Arata nie może liczyć na podobną łaskę. — Tym razem jego oczy zwrócił się w kierunku wnuczki jednookiego smoka.
Date. Cokolwiek im obiecał, wyjdzie na gołosłownego. I już otwiera usta, by coś dodać, ale ciszę przerywa Yona i porusza temat, która zbija go z pantałyku.
— Myślisz, że ktoś, kto nie potrafi się szczerze uśmiechać, jest w stanie pokochać? — ucieka od niej spojrzeniem, zdradzając, że owszem, może. — Kochałem, niepomny na nic. Wmawiałem sobie, że jej szczęście jest moim, dlatego nigdy nie zabiegałem o jej uczucia, wiedząc że ich nie odwzajemnia. Przemawiała przez mnie naiwność – podchodzi do bariery, wbija spojrzenie w horyzont, w majaczące w oddali budynki, bo nie może znieść na sobie wzroku Yony, jej wdzięczności, która jest nie na miejscu. W końcu połączył ich wspólny cel. Arata nie pomógł jej wówczas kierowany bezinteresownością. Sam dążył do tego, by uwolnić się do tej niechcianej powinności. — Ale wyleczyłem się z tej słabości — mówi szybko co leży mu na wątrobie, podejrzewając, że Yona może nie podzielać jego stanowiska i nie chce, żeby mu przerwała, nie teraz. Uczucia, jakie żywi do Yenny nie znikły, nadal się w nim wiły, ale liczy na to, że zbiegiem czasu zobojętnieje, całkowicie zobojętnieje, choć wie, że zanim do tego dojdzie, będzie musiał ostatni raz stawić im czoła i wziąć odpowiedzialność za te emocjonalne przywiązanie, jakie wyhodował. I ostatecznie wyprawić im pożegnanie, nawet kosztem tej niedorzecznej przyjaźni. — Te uczucie podcięło mi skrzydła, osłabiło i prowadziło do upadku. Bogaty o te doświadczenie, pojąłem, że nie chcę być zależny od uczuć. Nie chcę z nikim wiązać ani na krótko, ani na stałe. Nie jestem gotowy na takie poświęcenie — w jego głosie pojawia się chłód zbliżony do temperatury wiatru, który kąsa raz za razem odsłonięte skrawki ich skóry, ale także stanowczość. Po tym wyznaniu czuje się nagi, obnażony.
No dalej, wbij mi nóż w plecy. Nadarzyła się ku temu okazja. Uśpiłaś moją czujność, szept w głowie szczuje na Yonę, a on zaciska palce obu dłoniach na barierce. Bieleją mu od tego knykcie. Dlaczego nie może oswoić się z myślą, że komuś może na nim zależeć? Odpowiedź jest prosta; wówczas cały jego światopogląd ległby w gruzach.
Jego słowa zawsze brała lekko z poczuciem humoru. Dlatego, nawet gdy docinał jej słodkim głosem, wesoło zwracała twarz w jego stronę. Pełne uśmiechu lico obserwowało pozbawioną emocji skorupę, przechylając głowę na bok. Dłonie cicho klasnęły - Nie bądź taki. Chociaż raz mógłbyś powiedzieć, że brakowało Ci mnie. To co, jesteś gotowy na chwilę szczerości? - spojrzała z szeroko otwartymi oczyma, próbując wychwycić jakąkolwiek zmianę. Pamiętała, że bywały momenty, kiedy unosił kąciki ku górze, ale... Takie coś robił niezwykle rzadko. Jednakże, gdy przychodził ten moment, udowadniał jej, że Arata ciągle czuje i tkwi przy swoim człowieczeństwie.
- Tak, teraz? - zerknęła zdziwiona, unosząc prawą brew do góry. Dawniej przesycony entuzjazmem głos zszedł do szeptu. Czujne spojrzenie przeszło od chłopaka do ich okolicy, jakby w poszukiwaniu naczelnych świadków. Tych z trudem szukała, najwidoczniej jeszcze parę chwil, mogli poświęcić sobie. Zapominając o reszcie świata.
- Ja... Ciężko o tym mówić. Później... - złapała lewą ręką za prawe ramię i boleśnie ścisnęła. Zwykle unosiła głowę wysoko, lecz teraz opuściła wzrok, nie chcąc wracać do dawnych wspomnień. Nie była w stanie, a rozklejenie się przed nim... Nigdy tego nie robiła. W końcu zawsze pokazywała się z jak najlepszej strony. Tej silnej i niezależnej, ale gdy przychodziło do gadki o niej, o uczuciach, które dusiła w sobie. Nie... wtedy słabła, była tylko żałosną imitacją dawnej Yony.
- Nie życzy Ci śmierci, ni nie chce Twojej krzywdy. Ale.... jego postawa, to jak się prezentuje... Wkurza mnie samo patrzenie na niego - puściła zaciśniętą dłoń, kręcąc głową. To, w jakie tony potrafił uderzać, było nieprawdopodobne. Mówić o niej jako kimś gorszym, pokazywać, że ona w tym wszystkim się myli. Łajdak. Gdyby tylko wiedział, ile ludzi rani, tylko dlatego, że Ci są jego bliskimi krewnymi - Jeśli taka jest Twoja wola, w takim razie wyjdź mu na spotkanie. A może... chcesz towarzystwa? Wiesz, niezły byłby z nas duet. Poza tym... - zamilkła na moment, palcem wskazującym stukając w podbródek - Mogłabym pójść słuchać.
Czuła, że to nie będzie miłe spotkanie. Charaktery obu braci działały jak ogień i oliwa. Wystarczyło, żeby weszli w bliski kontakt, aby doszło do wybuchu. Czy mogła wierzyć rudemu, że nie zrobi mu krzywdy i podejdzie do tego z pełnią rozumu? Czy nie skończy się jak poprzednio? Westchnęła, nie, nawet jeśli z początku byłoby spokojnie, tak później... Wydarzyłyby się cuda.
- Myślę, że póki co najlepsze szanse na dobre relacje masz ze swoją siostrą Sayaką. Jeśli chodzi o relacje z bratem, cóż, nie wygląda to z mojej strony kolorowo. Jednakże czy spisałabym cały ród na straty? Pewnie nie, trzymałabym się osób, które jedynie mogą Cię podnieść na duchu, które nie będą oceniać i staną za Tobą, kiedy będzie potrzeba - uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie z onsenu. Sayaka naprawdę kochała swoich braci. Mogła się z nimi nie zgadzać, gryźć, ile wlezie, ale na koniec i tak postawi ich na piedestale.
- Wiesz, jaka jest różnica między mną a Tobą? - zagaiła nagle, wiedząc, że ona posiada to, czego mu brakowało. Nie będzie zaakceptowany, nie mógł liczyć na ciepło oraz aprobatę starszych. Tylko, gdyby urodził się w jej rodzie, wtedy też by nie miał kolorowo. Gdyby nie była jedynaczką o swoje miejsce w Yonezawie musieliby walczyć, dopóki jedno z nich nie padnie. Co prawda, nie dochodziło do zabójstw, ale niesmak po porażce, wieczna rywalizacja. Ciekawe, czy kiedykolwiek dochodziło do remisu....
- Oczywiście... W końcu czasami pokazujesz mi promienie słońca - odwróciła sylwetkę w kierunku wody. Światło nikło w srebrnych przeplatanych granatem barwach. Horyzont, który był poza ich zasięgiem, napawał nadzieją. Kiedyś tam dotrą, mogąc decydować o własnym życiu.
Jego słowa były pełne smutku. Coś tu było nie tak, przemknęło jej przez głowę, ale nie wtrącała się. Pokornie czekała, aż pokaże jej całą paletę kolorów. Od niebieskich po te najciemniejsze. Wystarczyło tylko, że im głębiej spadała, widziała coraz większą pustkę. Ciemność - kompletna rezygnacja.
Powoli odwróciła się, poruszając się o kilka kroków. Docierając do jego odwróconych pleców, nie dała mu szans na ucieczkę. Objęła go delikatnie, bardziej czule, niż gdy go witała. Czoło oparła o jego ramię i zaczęła cicho mówić - Arata, głupotą nie jest kochać. Jesteśmy tylko ludźmi, czujemy i reagujemy na osoby, z którymi się spotykamy. Nie postąpiłeś źle, w końcu... Wtedy byłabym tym samym głupcem, co ty. Kochałam całym sercem, ale on mnie nie. Darzył uczuciami inną, kogoś, kogo dobrze znam. Mimo wszystko, zamiast się zamykać w sobie i otaczać murami, próbuje iść dalej. Tak daleko jak mnie nogi poniosą. Nie mogę wiecznie uciekać, podobnie jak ty... - poczuła ulgę? Coś w niej stopniało, zmieniło się. Ciasne mury delikatnie się kruszyły, pozbawiały ją wcześniejszych barier. Jednak jej serce... ciągle nie było gotowe na inną osobę.
- Poza tym, czemu uważasz, że to słabość? Nieodwzajemniona miłość jest cierniem w sercu, podcina Ci skrzydła i zamyka na otoczenie. Jednak, kiedy znajdzie się ktoś, kto odwzajemni te emocje... Wtedy nie ma rzeczy niemożliwych. Poświęcisz jedynie serce drugiej osobie, ale czy to takie złe? Czy naprawdę jesteśmy na tyle słabi, że go potrzebujemy, aby uzewnętrznić naszą siłę? Możesz nie być gotowy teraz, ale poczekaj... W pewnym momencie może ktoś zmieni Twoje zdanie - w jej oczach migotały łzy, mimo że głos miała pewny oraz delikatny. Jednocześnie, ciągle nie odstępowała go o krok, bojąc się, że zobaczy te kilka kropli mówiących wprost o jej smutku. Nie okłamywała go, mówiąc o tym, że nie zamierza uciekać. Mogła się potknąć wiele razy, ale... Musiała w końcu zapomnieć i pogodzić się, z trawiącym ją bólem. Jeśli nie potrafiła tego zrobić wcześniej... Teraz miała ku temu okazję. Pokazując Aracie, że jego złe odczucia mogą zniknąć, iż ciągle jest szansa... na chwilę szczęścia.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Z Osaki to już był prawie rzut beretem do Oguni. Ale nadal wolała stawić się przed Czwartym w pełni sił, zwłaszcza że nie wiedziała z jakiego powodu była wezwana. Idąc mostem wspomnienia wracały! Pamiętała spotkanie z Orochim, był dość ciekawą osobą i choć dość wrogo był do niej nastawiony z początku, to postanowił ostatecznie puścić ją wolno.
Karmazynowe ślepia wyłapały zataczającą się przed nią sylwetkę, podtrzymującą się poręczy po jednej stronie mostu. Czyżby trafiła jej się mała przekąska? Los tej nocy był dość łaskawy dla niej. Zwolniła specjalnie kroku i gdy była już blisko złapała nagle młodzieńca za ramię i pochwyciła jego twarz w taki sposób że zatkała mu usta. Ostre kły wgryzły się w jego kark i powaliła biedaka twarde deski. Nadgryzając do krwi szyję, spijała łapczywie karmazynową posokę. Po czym wgryzła się w bark, wyrywając nieco mięsa. Z początku jej ofiara mało co się ruszała ale wraz z wyrwanym pierwszym fragmentem mięsa, wrócił do przykrej rzeczywistości. Zaczął się szarpać, kopać nogami, próbował zrzucić posilającą się na jego ciele bestię. Zamachnął się ręką, którą próbował się zasłonić przed kolejnym atakiem. Ale demonica wgryzła się w przedramię pijaka, bestialsko odrywając mięso od kości. Krew się polała we wszystkie strony, plamiąc jego ubranie, tryskając czerwienią po jej odsłoniętym ciele. - POMOCY!!! - w końcu udało mu się wyrwać na tyle aby z całych sił dać znać że jest w potrzasku. Blask pochodni i odgłos stóp uderzających od twarde deski mostu sprawiły że postanowiła porzucić swoją ofiarę i zbiec, pozostawiając rannego, zakrwawionego człowieka na mości.
Ten posiłek w zupełności wystarczył aby dopomóc jej ciału w doleczeniu pozostałości po zebranych od Oboro ranach.
Z tematu.
ZATRUCIE WISTERIĄ: RANA 3 STOPNIA -1 (Rana leczy się sama)
RANA 3 STOPNIA: USZKODZONA OSTRZEM LEWA NERKA -1 (Rana leczy się sama)
+ ZATRUCIE WISTERIĄ: RANA 3 STOPNIA -1 (Rana leczy się sama)
W końcu dotarł do znajomego mostu, na którym postawił pierwszy krok swojego masywnego cielska. Po nim kolejny i kolejny. Odziany był tak jak zwykle. Kimono, haori oraz Kasa ze wstęgami, które całkowicie zasłaniały jego... łeb. Bo twarzą niestety nie dało się już tego od dawna nazwać. Niestety Asagi podczas ostatniego starcia nie zdradził, że demonowi przydałyby się rękawiczki, które pozwoliłyby mu lepiej ukryć wygląd. Nie, żeby się tego spodziewał po zabójcy, z którym stoczył niemały pojedynek... Który pewnie trwałby dłużej gdyby nie to, że wilk już był nieco poraniony, a ofiara, którą wcześniej upolował powoli się rozkładała i trzeba było ją szybko spożyć. Nawet jeśli oznaczało to wycofanie się z pola bitwy. Na szczęście udane. Mimo wszystko jedną rzecz zapamiętał. Zabójcy pioruna są wyjątkowo upierdliwi jeśli chodzi o korzystanie z oddechu. Szybkie to, razi po oczach i jeszcze tnie potężnie. Nigdy więcej.
Ookami szedł ze strony przeciwnej niż Takashi. Nic więc dziwnego, że w końcu musieli na siebie władnąć. Początkowo demon dostrzegł chłopaka w oddali, który powoli szedł w jego kierunku. Szczerze mówiąc to wyglądał na troszkę spiętego. Ale niezbyt mu się dziwił. Był środek nocy i
CLICK - nieudana próba ataku
Cięcie nadchodziło, więc zrobił lekki odskok do tyłu. Atak szczęśliwie minął się z jego wielkim cielskiem, jednak nie przeszedł do kontrataku natychmiast. Najpierw spojrzał na klingę chłopaka. Sam kolor już mówił mu, że to nichirin. Miecz, który po dekapitacji na dobre pozbędzie się go z tego świata. Na to pozwolić nie mógł. Jednak jego wzrok płynnie przepłynął z miecza na samą twarz chłopaka. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, to starał się ją odczytać co w tym wypadku wychodziło mu z lekkim trudem. Białowłosy dzieciak z jednej strony wydawał się być zestresowany i może nawet zlękniony, a z drugiej... Dokładnie tak jak większość zabójców, z jakimi miał nieprzyjemność wejść w kontakt. Był to wyraz twarzy, który krzyczał "zetnę Ci łeb podła maszkaro". Nie mogąc się powstrzymać, zaczął do niego mówić zanim przyłożył się do ataku. - Atak w plecy? Niezbyt uczciwe zagranie. - Tak, był lekkim hipokrytą w tym wypadku. W końcu sam niekiedy atakował w tę część ciała. Z drugiej strony nigdy nie inicjował w ten sposób walki. No... Wyjątkiem było polowanie na jedzenie, gdzie musiał być szybki i nie marnować żadnej danej mu przez życie okazji. Jeśli już chcesz wiedzieć, to niezbyt miałem ochotę na walkę. Jednak mogę Ci złoić skórę jeśli naprawdę będziesz nalegać. - Jego przeciwnik był młody. Naprawdę młody. Tym bardziej nie palił się do walki. Przynajmniej do nie do takiej, by go zabić. Plan miał jak szybko to zakończyć pozostawiając przy tym dzieciaka przy życiu. Ciężki do wykonania jeśli przeciwnik był dobrze wyszkolony. Z Asagim wtedy się nie udało, więc musiał improwizować. Tu może jakaś szansa na to była.
Kiedy widział że Takashi nie ustępował z miejsca, westchnął ciężko i położył rękę na mieczu. Dał mu tym samym chwilkę na przygotowanie przed atakiem. Chwilę po tym wystrzelił w jego kierunku nadal trzymając miecz w pochwie. Dopiero przed chłopakiem zaczął go wyjmować chcąc uderzyć go rękojeścią w pierś. Nie łudził się że trafi. Dał mu sporo czasu żeby przygotować się przed atakiem
Rzut na atak: 8 - niepowodzenie
- poglądowa wizualizacja ataku:
Rzut na atak: - 19, powodzenie
Chłopak zdołał wykonać uskok przed jego ciosem. Nie do tyłu a w bok, próbując zaatakować wilka od flanki. To był bardzo znajomy widok. - Czy to aż takie dziwne? Znam ludzi, którzy atak w plecy uznaliby za niehonorowy. - Nie powiedział tego przypadkiem. Dosłownie miał na myśli samurajów i szermierzy, dla których coś takiego mogło być hańbą. Nie każdy jednak nim był, a korpus przyjmuje w swe szeregi każdego. Nie ważne kim wcześniej był. -Chociaż rozumiem, że w twoim zawodzie na uczciwe zagrania nie można sobie pozwolić. - W końcu cel zabójcy był pewien. Wyeliminować demoniczne zagrożenie każdym możliwym środkiem i chronić ludzi. Te słowa wyleciały z jego ust w chwilkę, a jego wilcze ślepie podążało za młokosem. Tak, dostrzegł jak jego płuca się napełniają powietrzem, co zwiastowało atak oddechem. Miecz przyłożony do ramienia... Wiedział doskonale jak zostanie zaatakowany. Dlatego też przyjął odpowiednią strategię na tę sytuację.
Ogień zwalczaj ogniem. Wodę zwalczaj wodą. Aktywował swoją Demoniczną Sztukę Krwi. W ułamku sekundy kolor jego klingi uległ diametralnej zmianie. Czerń odpadła niczym rdza, a w jej miejsce powstał głęboki granatowy kolor. -Mizu no Kokyu, Roku no kata... - W ślad ostrza pojawiła się potężna struga ciemnej, sztormowej wody. - Nejire Uzu. - Wokół niego powstał potężny wodny wir, który porwał ze sobą nadciągające ostrze Mizunoto. Nie wpłynęło to oczywiście na jego stabilność, która została zakłócona. Tak samo jak podczas starcia z Asagim. Miała to być jednocześnie obrona, jak i atak. Wyszło na to że na obronie się skończyło. No chyba że dzieciak zamiast się odsunąc od wiru, rzuci się w niego. Chociaż nie spodziewał się tego po wodnym zabójcy, który raczej dobrze zna swoje techniki. Kiedy tylko wir opadł, Ookami uskoczył do tyłu nieco zwiększając dystans, by móc powiedzieć chociaż zdanie, zanim chłopak ponownie się na niego rzuci. - Mógłbym cię zapytać, jak Cię zwą?
Rzut na obronę: 12 - sukces
Rzut na atak: 4 - fail
Nie możesz odpowiadać w tematach