– Smacznego… - mruknęła cicho, jakby nie chciała ażeby usłyszała to Isshiki. Po tym jednym słowie na twarz młodej Gato powróciła typowa dlań obojętność. Chociaż ryż zdecydowanie należał do jej ulubionych rodzajów jedzenia to siostrze oddałaby nawet obie ręce.
Wolną ręką domknęła za sobą shoji (aby nikt nie wtykał do ich pokoju swojego wścibskiego nosa), robiąc krok w kierunku stolika, przy którym zasiadła kuzynka. Postawiła na nim miskę z miso, zmierzając do wolnego futonu. Zrzuciła obok niego beztrosko swój ekwipunek oraz buty, ostrożnie opierając yumi o ścianę, po czym chwyciła za rogi posłania i przesunęła je w taki sposób, by przylegało prostopadle do ściany. Chciała mieć ustawione po swojemu, jak wszystko.
– Tak – odparła tylko na pytanie Kotone odnośnie kojarzenia, rozciągając zbolałe mięśnie.
Co prawda większość ludzi (poza oczywiście ukochaną kuzynką) była Chiki zupełnie obojętna, jednakże czasem niektóre persony, w taki czy inny sposób, zapadały jej w pamięć. Nie była w stanie zbyt dużo powiedzieć o An, poza tym, że ją kojarzyła, jednak w jej przypadku to już było coś. Być może fakt bycia znajomą starszej Gato miał na to wpływ.
Ponownie chwyciła swój posiłek, siadając na futonie, opierając plecy o ścianę i niedbale układając nogi przed sobą. Cóż, wygoda przede wszystkim. Po co męczyć ciało klęczeniem przy małym stoliku. Na wzmiankę Isshiki o pozostałym dla niej miso jedynie wzruszyła obojętnie ramionami, pałeczkami wsuwając makaron do ust z cichym siorbnięciem. Uniosła brwi z niejakim zadowoleniem. Całkiem smaczne, lekko pikantne, idealnie przyprawione.
Słysząc pytanie An uniosła lekko głowę. Wbiła w nią przenikliwe spojrzenie zielonych oczu, jakby kalkulowała czy jest sens cokolwiek mówić.
– Jak widać… - odparła na odczepne, na powrót przenosząc swoją uwagę w kierunku jedzenia i nadgryzając kawałek gotowanego jajka.
Po chwili zdała sobie sprawę, że kuzynka może ją skarcić za ten objaw lekceważenia. Albo, co gorsza, być rozczarowana jej zachowaniem. Przełknęła więc szybko kęs i kontynuowała.
– Dwoje równie sympatycznych co trzeźwych jegomości chętnie się podzieliło swoimi porcjami – dodała po chwili, próbując przywołać na twarz uśmiech sympatii. Nie bardzo wyszło, toteż ostatecznie wykrzesała z siebie dość złowieszczy grymas, szybko obracając go z powrotem w obojętność. – Jeśli macie ochotę mogę przynieść jakiś trunek, noc dopiero się zaczyna – zaproponowała, nabierając ochoty na coś rozgrzewającego na wspomnienie pijanych nieznajomych. Jeśli nawet nie serwowali już posiłków to trunki z pewnością wciąż były dostępne. Jak nie w barze to u innych obecnych w przybytku. Poza tym Chiki miała pewność, że obudzi się niewyspana. Hałasy z dołu nie były sprzyjające wobec jej lekkiego snu, alkohol zaś zawsze wspomagał chociażby zaśnięcie.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Na zachodnich obrzeżach małej wioski, ukrytej w cieniu gór i zielonych pagórków, znajdował się mały zajazd o nazwie Kichin-Yado. Pewnego dnia, gdy niebo okryte było bladoniebieskim welonem, z dala od zgiełku, na drodze wiodącej w jego kierunku pojawił się samotny wędrowiec. Mężczyzna o głębokim spojrzeniu, którego oczy zdawały się ukrywać tajemnice kierował swe kroki właśnie tam. Styrany podróżą, z pyłem drogi na swojej szacie, Kagari przekroczył próg zajazdu. Drzwi otwarły się z cichym skrzypieniem, ukazując wnętrze napełnione zapachem kadzidełek, ledwo kryjącym nieprzychylne wonie skąpego wystroju. Tego dnia szukał dachu nad głową, noclegu po wymagającej misji, która wyciągnęła z niego spory zapas sił. Resztki prowiantu zabójcy starczą tylko na jeden posiłek, lecz ponieważ zajazd nie oferował jedzenia, musiało mu to wystarczyć.
Pracownica zaprowadziła go do niewielkiej jadalni, gdzie drewniane stoły były ustawione wzdłuż okien, pozwalając gościom delektować się spokojem i widokiem na zielone pagórki. Jeden z niskich stołów, w zacisznym kącie, zastawiono prostym, drewnianym serwisem dostępnym dla gości.
Zanim zdążył zdjąć swój strój podróżny, postanowił samodzielnie zatroszczyć się o skromny posiłek. Otworzył swój plecak, z którego wyjął niewielki drewniany pojemnik. Na drewnianej tacce rozłożyła prosty posiłek, który przetrwał podróż w deszczową pogodę. Były to kawałki suchego ryżu, małe sardynki w soli i kawałki kwaszonej kapusty. Tyle musiało mu wystarczyć na ostatni etap podróży. W miarę jak zanurzał pałeczki w ryżu, słyszał, jak za oknem wzrastał szum deszczu. Posiłek był skromny, ale wypełniony nutą zadowolenia.
Mężczyzna, siedząc w cieple zajazdu, zanurzony w smakach i dźwiękach deszczu za oknem, zaczął rozmyślać o podróży, która go tu przywiodła. Deszcz łagodnie bił w drewniane okno. To było wspomnienie o przelanym szkarłacie, który za sprawą jego miecza ozdobił mokrą drogę. Trochę krwi demona nadal znajdowało się na jego rękach. Zauważył to dopiero podczas jedzenia, ale nie przerwał. Nie przejmował się swoją prezentacją.
Miała szczęście, że nie musiała wracać do rezydencji, ponieważ wszyscy tam byli zajęci swoimi obowiązkami. Minęły zaledwie dwie minuty, gdy została zauważona przez pracownicę, która pokazała jej drogę do niewielkiej jadalni, gdzie stały drewniane stoły ułożone wzdłuż okien. Nie było zbyt dużo ludzi, więc mogła na chwilę położyć swój obiad na wolnym stoliku. Zdjęła pierwszą warstwę ubrania, w które się okryła przed kropkami deszczu, musiała zdjąć również pelerynę i zarzucić ją na prawe ramię, a następnie powiesić lub położyć na wolnym krześle. Spokojnie rozglądała się po kątach w poszukiwaniu wolnego miejsca, najlepiej przy oknie, skąd mogłaby podziwiać horyzont i słuchać dźwięku kapiącego deszczu, który był piękny i naturalny. Jej wzrok zatrzymał się na młodzieńcu, który zaczynał jeść, a następnie spojrzała na swoje jedzenie. W zasadzie było go wystarczająco dla niej i może dla nowo poznanej osoby? Poprawiła swoje włosy, doprowadzając je do porządku, wzięła swój posiłek ze stolika i podeszła do nieznajomego.
- Witaj, mogę dołączyć? - zapytała dźwięcznym głosem, okazując delikatny uśmiech nieznajomemu. Nie spieszyło jej się nigdzie, miała dużo czasu do przemyśleń. Jednak nie miała planów zatrzymać się tu na noc, chyba że deszcz nie ustanie, wtedy będzie musiała przeczekać go i zanocować w tym miejscu. Mimo to miała nadzieję, że opady ustąpią wkrótce, aby bezpiecznie wrócić do Edo.
- Jak mógłbym odmówić takiego towarzystwa? – odpowiedział pytaniem nie wymagającym odpowiedzi. Uniósł oczy na Hane, potem na jedzenie, a potem znów na damę. Minesawa kontynuował swoją nieśpieszną kolację, smakował każdy kęs, starannie dobierając połączenia smakowe. Jego pałeczki w miarę jedzenia wykonując precyzyjne ruchy, sprawiały wrażenie, jakby ta prosta czynność była rytuałem. W międzyczasie, kadzidełka na stole wytwarzały subtelny zapach, który dodawał atmosferze miejsca nuty spokoju. Choć mógł czuć zmęczenie w kościach po długiej podróży, czerpał radość z tej chwili – jedzenia w cieple zajazdu, gdzie czas zdawał się zwalniać, a deszczowy szum zatrzymywał świat na zewnątrz.
- Widzę, że też masz przy sobie nichirin. A więc jesteś zabójcą, tak samo jak ja – zauważył po tym jak uporał się ze swoim posiłkiem. Odstawił drewniane pudełeczko na prowiant i ocenił ją wzrokiem. Wyglądała na panienkę z dobrego domu, nie przypominała wojowniczkę. – Wracasz z jakiejś misji? – zapytał, unosząc dłoń do ust, aby wylizać z niej resztki krwi, która pozostała tam po walce poprzedniej nocy.
Po zakończonym posiłku ostrożnie odłożył pałeczki na drewnianą tackę i zgiął kolana, opadając na poduszkę. Jego gesty były płynne, jak taniec liści na wietrze, jednak w tych ruchach była również pewna kontrola, emanująca zdecydowaną dominacją. Wydawał się być panem swojego własnego świata, nawet w tej malutkiej oazie spokoju. Jego postać, osadzona na poduszce, przypominała obraz samuraja odpoczywającego po długiej podróży. Przemoczony od deszczu, Zdjął z siebie ciężki płaszcz, odsłaniając tajemnicze wzory na hakamie. Jego spojrzenie, zatopione w mrocznej głębi, ukazywało wiele niewypowiedzianych historii. Był jak strażnik utrzymujący równowagę między światem zewnętrznym a swoimi własnymi tajemnicami. Z rękawa hakamy wystawał koniec katany nichirin, która w blasku kadzidełek zdawała się emanować własnym światłem. Zabójca założył ręce za głowę w wygodnej pozycji.
- Co taka panienka z dobrego domu robi w takim miejscu jak to? - zadał pytanie, bo kwestia nie dawała mu spokoju.
- Ten posiłek jest dla Ciebie, o ile nie odmówisz - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy. Jeśli będziesz chciał jedzenie, możesz je zostawić na później, i tak będzie dobrze. - Nie rozpakowałam go, bo ciepło szybko może wyparować. Mam nadzieję, że nie narzucam Ci się z posiłkiem - dodała, pytając go na końcu. Wzięła wtedy swoją porcję jedzenia. Zamyślona dziewczyna rozmyślała o tym, co robi jej narzeczony i czy będzie miała szansę na niedalekie spotkanie z nim. Po przerwanych rozmyślaniach usłyszała wypowiedź.
- Tak, zgadza się, jestem zabójcą. Mam dzisiaj wolne od misji, ale zawsze noszę przy sobie swój nichirin, wolę zachować ostrożność o każdej porze dnia i nocy - odpowiedziała melodyjnym głosem. Zjadła swoją porcję, czując sytość, mogła w końcu spokojnie odpocząć do momentu, kiedy przestanie padać. Obserwowała kątem oka znajomego, aż usłyszała nurtujące pytanie skierowane w jej stronę.
- No cóż, spacerowałam niedaleko zajazdu i niestety krople deszczu mnie dopadły, a niestety było zbyt daleko, aby wrócić do domu, dlatego skorzystałam z okazji i podeszłam, aby móc przeczekać ulewę - odpowiedziała, kierując swój wzrok na drobiny krwi. Czyżby był na misji?
- Czyżbyś była dzisiaj na misji? - spytała z nutką ciekawości.
- Nie wypada odmówić. Nigdy nie wiesz, kiedy trafi ci się kolejny posiłek… tak mawiają, więc oczywiście, skorzystam – odezwał się z obecnym wciąć w jego ciężkim głosie zaskoczeniem. Może to dlatego, że oboje byli zabójcami, otrzymał poczęstunek. Inaczej nie potrafił sobie tego wytłumaczyć. Chociaż był przyzwyczajony do samodzielności, odmówienie teraz byłoby niestosowne. Nie pozostało mu więc nic innego, jak skosztować tego daru od kobiety, której urok był równie nieuchwytny, co mgła unosząca się wokół gór. Jego spojrzenie spotkało się z tym kobiecym, niczym nić tkana jest krótka, ale intensywna chwila dzielenia się smakami w ciszy, której deszczowy szum zdawał się tylko być tłem.
- Posiłek jest wyjątkowy, dziękuję, ale zachowam nieco na później. Przyda mi się w drodze powrotnej do miasta - powiedział, elegancko pakując część przysmaków w małe drewniane pudełko. Było coś w tym ruchu, jakby Kagari ukazał kawałek swojej prywatności, a jednocześnie pozostał tajemniczy i zarezerwowany. Otworzył pudełko, włożył do niego starannie porcję jedzenia, a potem zamknął je z precyzją.
Zauważyła ślady krwi na jego ubraniu, co naturalnie wzbudziło jej ciekawość. Z głębokim spojrzeniem, które zdawało się przenikać przez czas, Kagari zaczął opowiadać.
- Niektóre walki, mimo że wygrane, pozostawiają ślady na duszy i ciele. Ta zostawiła tylko plamy na ubraniu. Szczęśliwe zakończenie trudnego boju, nie uważasz? - Kiedy zakończył swoje relacje, spojrzał przez okno na ulewny deszcz, który wciąż szalał za szybą. Odczuwał dziwną fascynację, próbując zrozumieć, co skłoniło tak elegancką kobietę do znalezienia schronienia w tej skromnej knajpie podczas burzy. – Deszcz przetrzyma nas tu jeszcze trochę – zauważył, obserwując ułożenie i kształt chmur. Kiedyś jako dziecko uczył się rozpoznawać kłęby, z których spadnie deszcz. – Przynajmniej nie spędzimy tu nocy o głodzie, dzięki tobie… jak ci właściwie na imię? Ta burza nie odpuszcza, wydaje się, że spędzimy tu noc
Wraz z narastającym szumem deszczu za oknem, który wreszcie przerodził się w ulewę, Minesawa zdawał sobie sprawę, że noc pozostanie ich towarzyszką. Deszcz jakby zatkał drogę powrotną do zimnej rzeczywistości zewnętrznego świata, a oni, jak dwie dusze splątane deszczowymi kropelkami, mieli zanurzyć się w zakamarkach knajpy. Odwrócił się w stronę kobiety, jej oczom dając znać, że będą musieli przeczekać razem.
- Spróbujmy znaleźć jakieś miejsce na nocleg na piętrze. Mam nadzieję, że knajpa oferuje choć kilka ciepłych zakątków dla podróżnych – zasugerował, bo skoro oboje byli zabójcami demonów, to przywykli już do nocowania w różnych, tragicznych warunkach. Pomyślał, że nie może być aż tak źle, skoro obsługa jest całkiem znośna.
- Nie ma za co, lubię się dzielić jedzeniem - odpowiedziała, widząc, jak starannie zamyka je w małej i uroczej drewnianej skrzynce. Najważniejsze, że będzie miała dodatkowe zapasy na dalszą podróż. Kolejny grzmot rozległ się, ale nie bała się. Była bardzo odważna i starała się nie okazywać słabości w obecności innych. Odwróciła wzrok w jego stronę, słysząc jego wypowiedź o walkach i zwycięstwach, co było prawdą.
- Masz rację, ślady pokazują historię na ciele człowieka, który odbył walki zwycięsko - odpowiedziała, wypowiadając swoje słowa. - Zgadzam się z tobą całkowicie - dodała, odpowiadając na jego pytanie. Pogoda za oknem stała się szalona, z silnym i porywistym wiatrem. - Wygląda na to, że nie ruszymy się stąd dzisiaj, cóż, takie sytuacje zdarzały się już wcześniej - odpowiedziała, skrzyżowawszy na chwilę ręce na wysokości klatki piersiowej, a potem je rozluźniając, trzymając je wzdłuż ciała. Przez chwilę usiadła, ciesząc się zapachem świeżego powietrza, który napływał przez okno. - Uwielbiam zapach świeżego powietrza po deszczu i burzy - powiedziała z nutką radości i przyjemności. - Tak to prawda - zaśmiała się lekko, z uśmiechem na twarzy.
- Jestem Hana - przedstawiła się, bezceremonialnie, ponieważ nie wiedziała, czy powinna podać swoje nazwisko panieńskie przy pierwszym spotkaniu. Jeśli spyta ją o nazwisko, to nie będzie miała żadnego problemu mu podać. - Wygląda na to, że nie mamy innego wyboru niż zatrzymać się tutaj na noc - odpowiedziała, trzymając na kolanach swój płaszcz, który wzięła z siedzenia obok.
- Dobrze, w takim razie ruszajmy i poszukajmy - odpowiedziała, wstając i biorąc opakowanie po jedzeniu oraz swój płaszcz. Następnie poszła za nim w wyznaczonym kierunku.
- Deszcz przyda się tej ziemi. Oczyści krew z ulic, a także ludzkie wnętrza od okropności jakie przeżyli – snuł zamyślony, nie zwracając się bezpośrednio do Hany.
Znaleźli się w ciepłym, drewnianym holu, gdzie zapach kadzidełek mieszający się z wonią deszczu tworzył jedyny w swoim rodzaju aromat. Postanowił w końcu udać się do pracownicy zajazdu, aby wynająć na noc schronienie. Pracownica zajazdu, skłaniając głowę w geście powitania, spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem. Jej kimono było eleganckie, a gesty emanowały uprzejmością godną miejscowej gościnności. Kagari, utrzymując swój spokojny ton, zwrócił się do niej.
- Dobry wieczór. Czy można wynająć pokój na tę deszczową noc? – zapytał uprzejmie, patrząc jej prosto w oczy, a w jego głosie brzmiała spokojna pewność siebie. Chciał tu spędzić spokojna noc, a nie miał wymagań co do warunków. Byle mieć nad głową dach chroniący go przed kaprysami pogody.
- Oczywiście, z przyjemnością pomogę. Mamy kilka dostępnych pokoi. Czy pojedynczy, czy może dwuosobowy? - Pracownica zajazdu odpowiedziała uśmiechem.
- Jeden pokój wystarczy – odpowiedział i szybko przeszli we wskazane przez kobietę miejsce. Tam Minesawa zrzucił wreszcie z siebie przemoknięte wierzchnie odzienie i swoje toboły. Wnętrze było wypełnione ciepłem, zapachem kadzidełek, a lampa na ścianie rozjaśniała drewniany pokój. Teraz uświadomił sobie, jak bardzo czekał na tę chwilę spokoju po deszczowej podróży. W chwili, gdy drzwi się zamknęły, Kagari zaczął rozbierać mokre od deszczu ubrania. Kapiące krople wody pozostawiały po sobie mokre plamy na drewnianym podłogowym tatami. Zdecydowanym ruchem, jakby się pozbywał ciężaru minionego dnia, zsunął z siebie przesiąknięty płaszcz i hakamę. Z uśmiechem, oddychając głęboko, rzucił mokre ubrania na jedno z futonów, po czym rozebrał się do suchej bielizny. Wreszcie poczuł, jak ciepło zajmującego się ogniem kominka otula jego ciało.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to – wyraził swoją obawę, mając na myśli zarówno jeden pokój jak i to, że dla własnego zdrowia pozbył się przemoczonej odzieży. Byli zabójcami, więc w podobnych warunkach zdarzało im się przebywać nie raz. Po tych słowach mężczyzna sięgnął do tobołów i wyciągnął z nich manierkę wypełnioną czymś mocniejszym niż woda. Wypił kilka łyków i wyciągną rękę do kobiety – wypijesz? Trochę alkoholu na rozluźnienie po walce nie zaszkodzi.
Zbliżyła się nieco do niego, trzymając suchy płaszcz w rękach, wsłuchując się w melodię deszczu i jednocześnie czując zapach kadzideł, które koiły zmysły tego dnia. Ziemia była ostatnio sucha, a polana pozbawiona blasku, dlatego wszystko ożyje w naturze. Dźwięki burzy nadal dawały znać o sobie, a nawet robiło się bardzo jasno od piorunów. Westchnęła cicho na samą myśl, że mogą być tacy, którzy mogą iść w sam środek niebezpiecznego wzgórza, gdzie niejednokrotnie ktoś zginął w taką paskudną pogodę.
Gdy usłyszała głos mężczyzny, który pytał o pokój, nie robiła z tego wielkiej sprawy, ponieważ było jej wszystko jedno, czy to będzie pokój jednoosobowy czy dwuosobowy. Ważne było przetrwanie tej nocy i powrót do rezydencji lub bezpośrednio na patrol, chyba że zostanie wysłana na kolejną misję. Zobaczyła, jak kobieta pokazała mu drogę do wskazanego pokoju i poszła z nim, żeby móc w wolnym miejscu na futonie położyć swój płaszcz i nichirin. Następnie wzięła swoje okrycie, chcąc przebrać się za parawanem, który stał prawie przy oknie. Po zdjęciu mokrych ubrań została tylko w białej bieliźnie, ale nałożyła na siebie tamto, żeby nie zmarznąć. Potem rozpuściła swoje włosy, które sięgały do końca bioder. Białowłosa wyszła z założonym przez siebie okryciem, które jedynie otulało jej drobne ciało, i podeszła do miejsca, gdzie zostawiła swoją broń, położyła obok niego swoje ubranie ułożone w kostkę.
- Nie przeszkadza mi to - odpowiedziała łagodnym głosem. Była przyzwyczajona do takich sytuacji. Właściwie miała teraz okazję zapytać o jego imię. Po usłyszeniu pytania młodzieńca, czy posiada alkohol, miała tylko okazję, żeby rozgrzać swój organizm i utrzymać normalną temperaturę. - Chętnie, na pewno przyda mi się wypić trochę - odpowiedziała, biorąc delikatnie opuszkami palców. Spokojnie usiadła obok niego, wzięła kilka łyków, o których wspomniała, i oddała mu. - Dziękuję - podziękowała mu za alkohol. Właściwie miała teraz okazję zapytać go o imię.
- Jak masz na imię? - spytała, stojąc niedaleko kominka. Czuła się nieco komfortowo, wiedząc , jak zwracać się podczas rozmów.
- Ciepłe powietrze osuszy ubrania, a alkohol rozgrzeje wnętrzności – powiedział rozbawiony, podając jej naczynie a sake, które nosił w wyposażeniu, a gdy oddała je po kilku łykach znów przystawił je do ust. Czerpał radość z jednego z najprostszych, a zarazem najważniejszych rytuałów życia. Każdy łyk napoju przynosił mu odrobinę ulgi i lekkości. W miarę jak sake płynęło, atmosfera w pokoju zataczała kręgi śmiałego, ale subtelnie zarysowanego odprężenia. Dopiero zapytany o imię powrócił myślami na ziemię.
- Kagari, tak mnie zwą – odpowiedział, również zachowując nazwisko dla siebie. – To jaki oddech?
Od czasu do czasu jasne błyski białego światła rozbłyskiwały, rozświetlając pokój, a dźwięki grzmotów przypominały o potędze natury na zewnątrz. Jednak jego zrelaksowane ciało, zanurzone w cieple futonu, wydawało się być bezpieczne, niemal jak statek w bezpiecznym porcie. W taką pogodę cieszył się z bycia zabójcą, który mógł zaszyć się bezpiecznie na poddaszu zajazdu, zamiast polować na ulewie jako demon. Nikt zdrowy na umyśle nie wyjdzie też w taką pogodę na zewnątrz, a w swym domu ludzie powinni być bezpieczni.
- Tylko o to chcesz mnie zapytać? Nie interesuje cię nic więcej? – zapytał z delikatną kpiną na ustach. – Pokaż mi swój nichirin. – Wyciągnął rękę w kierunku jej broni, zaciekawiony kolorem, wzorem i zdobieniami.
W miarę jak bawił się niewielkim pojemnikiem z sake, zauważył, że wilgotne od deszczu pasma włosów zaczynają mu przeszkadzać. Bez zastanowienia, jedną ręką sięgnął do nich, zaciskając palce wokół mokrych kosmyków. Subtelnie przeczesując je, odsłonił piękną, jasną czuprynę, której kształt wydobywał się spod dłoni. Podczas tego gestu można było dostrzec blizny, które zdobiły jego męskie ciało. Znajdowały się tam, gdzie życie przyniosło mu walki i wyzwania. Choć ślady te mogły uchodzić za oznaki zniszczenia, to jednocześnie dodawały mu charakteru i głębi.
- Dokąd pójdziesz, kiedy deszcz przestanie już padać? – zapytał od razu, ale kolejny błysk i towarzyszący mu, silny grzmot uświadomiły go, że przed sobą mieli całą noc pogodowych zawirowań. O nocnej podróży mógł zapomnieć, zamiast tego umilał sobie czas pociągając co jakiś czas ostre sake.
- Mamy szczęście, bo są też tacy, którzy nie mają szczęścia w ogóle, aby przetrwać taką pogodę. Nie raz słyszałam dziwne opowieści, gdy byłam jeszcze dzieckiem, że mieszkańcy ginęli podczas burz na wzgórzu podczas wędrówki. No nie chciałabym tego przeżyć. Ci, którzy stracili życie, albo byli na tyle szczęściarzami, że mają blizny po takiej przygodzie - wypowiedziała zamyślona. Usłyszała jego rozbawiony głos, gdy wypowiedział tamte słowa, więc nieśmiało się do niego uśmiechnęła. Po chwili usłyszała jego imię.
- Płomień - wypowiedziała samo słowo, spoglądając w kominek, mając ochotę dotknąć palcami tańczących na palącym się drewnie płomieni. Jednakże tylko wyobrażała sobie to. - A Ty?
Usłyszała kolejne pytanie. Niech sobie Kagari nie wyobraża, że wyjdzie stąd bez odpowiedzi. Nie ma takiej opcji. Spojrzała na niego rubinowymi oczami. - Och, myślisz, że nie zadam Ci żadnych pytań? Wiesz, że to działa w dwie strony? - odwzajemniła się, niech sobie nie myśli, że będzie miał tak łatwo. Dziewczyna pochyliła się do tyłu, chcąc sięgnąć po swoje nichirin, ale potem wróciła do pierwotnej pozycji siedzącej. - Proszę - odpowiedziała, pokazując swoją broń i spoglądając na Kagari. - No dobrze, jeśli mamy się lepiej poznać, powiedzmy sobie, czym się zajmujesz oprócz bycia zabójcą demonów? I z jakiego rodu pochodzisz, o ile to nie jest żadna tajemnica? - zapytała z ciekawością, spoglądając na niego rubinowym spojrzeniem. - Jeśli masz pytania do mnie, chętnie na nie odpowiem - dodała w odpowiedzi na jego wcześniejsze słowa.
Po zadanych pytaniach zmieniła pozycję, kładąc się na podłodze, aby wyprostować sobie kręgosłup.
- Właściwie, nie mam żadnych planów - odpowiedziała na jego pytanie. - A Ty?
- Złe planowanie to nie kwestia pecha – odburknął, bez krzty współczucia dla ofiar występujących w jej opowieści. Odczuwał pogardę względem ludzi, którzy nie radzili sobie w życiu. Wynikało to z jego poczucia wyższości, której nabył jako wychowanej wysokiego rodu. – A jaki oddech według ciebie do mnie pasuje? – Uznał, że nie sprzeda odpowiedzi tak łatwo, a przy okazji da jej pretekst do zabawy w domysły.
Przyjął katana Nichirin z rąk Hany z szacunkiem i ostrożnością. Jego dłonie oplątały rękojeść, a palce delikatnie zsunęły się wzdłuż gładkiej i błyszczącej stali. Blask płomienia kominka odbijał się na ostrzu, sprawiając, że klinga mieniła się delikatnymi odcieniami pomarańczy. Każdy detali, od rękojeści po gardę, zdawał się mówić o mistrzowskiej pracy kowala. Unosząc broń ku górze, pozwolił, aby światło kominka ożywiło klingę, a potem zamachnął się ostrzem w jej stronę, celując ostrym czubkiem w kierunku jej odsłoniętej krtani.
- Bardzo nawinie. Czym obroniła byś się, gdybym jednak okazał się zwykłym złoczyńcą, a nie zabójcą? - Jego głos brzmiał lekko przekornie, ale jednocześnie można było wyczuć, że to nie jest złośliwość, lecz rodzaj żartu. Jego uśmiech poszerzył się, gdy z wymownym spojrzeniem popatrzył na broń w swoich dłoniach. Wyćwiczonym ruchem schował katanę do pochwy i podał ją kobiecie. – Masz „szczęście”, że jednak nim nie jestem. Ale następnym razem nie oddawaj byle komu swojej własności. Może cię to kosztować życie, Hana.
W cieple ogniska, z katana przy boku, Minesawa był gotowy na każdą sytuacje, jednocześnie oddając się ulotnym chwilom spokoju w nastrojowym świetle kominka. Jego oczy, głęboko osadzone pod zacienionym czołem, obserwowały otoczenie z wrodzoną czujnością. Każde ruch w pomieszczeniu, każdy szelest czy nawet subtelna zmiana atmosfery zdawały się być wychwytywane przez jego wyostrzone zmysły. Na pytania odpowiedział niechętnie, ociągając się wyraźnie.
- Nie zajmuje się niczym więcej. Walka z demonami jest wystarczająco wymagająca, gdy robi się to właściwie, to jest. – Spojrzał w jej oczy, dostrzegając ich intrygujący odcień. Cały jej wygląda świadczył o tym, że była wychowanką dobrego domu, do boju nadawała się jak mokre drewno do rozpałki. – Porzuciłem bezpieczny, rodzinny kącik, więc nie lubię obnosić się z nazwiskiem rodowym. Możesz po prostu mówić Kagari, nie obrażę się. – Wychylił szyjkę naczynia pijąc jeszcze kilka łyków sake. – Zadałem ci już jedno pytanie, ale wygląda na to, że szwendasz się po okolicy bez celu. Szukasz towarzystwa, czy zaczepki? A jeśli tego pierwszego, to mam nadzieję, że nadaję się na dobrego kumpla do rozmów. Ale skoro chcesz pytań... to może sama powiesz mi coś o sobie. Czy panienki ze szlachetnej stodoły uczą się jakichś sztuczek?
- Mogę porównać cię do wiatru, ponieważ jesteś szybki, ale także kojący - odpowiedziała, rzucając mu komplement na koniec. Dziewczyna lubiła czytać poezję, więc lubiła używać pewnych słów podczas swoich wypowiedzi. Tajemniczo się uśmiechnęła do mężczyzny.
Usiadła na jego kolanach, poprawiając swoją bieliznę, a peleryna nieco zsunęła się z jej ramion, chcąc ogrzać swoje obojczyki. Kątem oka obserwowała, co robi z jej nichirin. W pewnym momencie zobaczyła, jak rozmachuje ostrzem w kierunku krtani, wtedy uniosła palce, trzymając ostrze na chwilę. - Wiesz, sam się przyznałeś, że jesteś zabójcą. Mogę tylko powiedzieć, że nie wyglądasz na złoczyńcę - ominęła swoje ostrze nichrin i lekko schyliła głowę w jego kierunku, spoglądając mu w oczy.
Następnie zmieniła swoją pozycję i puściła swoje palce, aby nie skaleczyć się ostrym końcem swojej broni. Miała w sobie ten ogień, a czasem lubiła żartować w różnych sytuacjach, a nawet przybierać powagę.
- Wiem. Będę ostrożna - odpowiedziała mu, wiedząc, że nie żartuje z takiej poważnej sytuacji. Po zabraniu swojego nichrin i odłożeniu go na miejsce, gdzie leżały jej ubrania, ponownie usiadła na swoim miejscu. Uwielbiała dźwięki palącego się drewna, szum wiatru, a burza nadal szalała. Date wsłuchiwała się w dalsze odpowiedzi i zrozumiała, że byłoby głupie, gdyby sam odpowiadał na nie.
- Mam dodatkowe zajęcie, gra na instrumencie koto, a czasem tańczę, ale bardziej preferuję to pierwsze - odpowiedziała, nie chcąc prowokować do drugiej czynności, ponieważ nie chciałaby tańczyć ani nic takiego. W takim nieodpowiednim ubraniu byłoby to niemoralne. - Musiałam się wyprowadzić z rodzinnej rezydencji, aby zamieszkać w drugiej - odpowiedziała, utrzymując wzrok na mężczyźnie. - Nie szukam żadnych kłótni. Właściwie szukam towarzystwa, jeśli już - dodała, dając mu do zrozumienia, że nie lubi bijatyk ani niczego podobnego.
- Ciekawe - odparł, stawiając butelkę z sake na podłodze obok siebie. - Ale musisz przyznać, że wiatr to zbyt oczywisty wybór. - Kagari, jeszcze mocniej opierając się o ścianę, wzruszył lekko ramionami. - Ciekawa porównanie. Ale w przeciwieństwie do wiatru, nie próbuję być nieuchwytny dla samego bycia nieuchwytnym. To po prostu... stan bycia. Może trochę jak wolność. A więc pudło, możesz próbować dalej. – odparł z zadziornym uśmiechem.
Przyspieszone bicie serca Minesawy zamarło na chwilę, gdy Hana nagle usiadła mu na kolanach. Jego oczy, zaskoczone, spotkały się z jej spojrzeniem, a w jego twarzy pobladło zaskoczenie, które jednak szybko ustąpiło miejsca subtelnej ekspresji zrozumienia. Odetchnął głęboko, a delikatny uśmiech rozkwitał na jego twarzy. Jego dłonie, oparte na udach kobiety, ruszyły w górę, śledząc zmysłowy łuk jej sylwetki. Poczuł ciepło tego nagłego zbliżenia, a jednocześnie odczuł delikatność dotyku, jakby w dłoniach trzymał coś niezwykle cennego.
- A więc brzmię i wyglądam na przekonującego – Pokiwał głową ze zrozumieniem. Myliła się, mógł skłamać już wtedy, gdy rozmawiali o jego przynależności. Łatwo byłoby rzucić kilka fałszywych słów, aby wzbudzić jej zaufanie. Oddał jej broń, ale ktoś inny mógłby tego nie zrobić. – Instrumentu tu nie mamy… to co, zatańczysz coś? Chyba, że te wnętrza są niegodne pląsów tak eleganckiej panienki.
Jednak, gdy zaczęła opowiadać historię swoich losów, zauważył, że reszta jej opowieści go niezbyt interesuje. Mimo to, słuchał uprzejmie, pokazując, że docenia wysiłek Hany i szanuje to, co dla niej jest ważne. Opierając się o ścianę pomieszczenia, zatopił się na chwilę w przemyśleniach, jak w głębokim strumieniu wspomnień. Jego myśli wróciły do chwil minionych, do miejsc, które odwiedził, i wyborów, które musiał podjąć. To było jakby odbicie na powierzchni jego spokojnej twarzy, której jednak nie udało się złapać w pełni. W jego spojrzeniu czy wyciszonej postawie można było dostrzec, że te wspomnienia miały swoje miejsce, ale nie zamierzał ich otwierać na dyskusję.
- Ja też zamierzam przede wszystkim odpocząć, poza tym to ja płacę za nocleg, więc jeżeli nawet pomyślisz o wykłócaniu się, to wylecisz oknem – zażartował. – Dlatego za dach nad głową musisz zapłacić. Odważna z ciebie dziewczyna, skoro pchasz się obcym na kolana, więc chyba nie wstydzić się swojego tańca?
- To prawda, wiatr jest zbyt oczywistym wyborem, ale to nie oznacza, że jest nudny - odparła, wypowiadając się na temat oddechu. - Dziękuję. Faktycznie, można porównać wiatr do wolności, bo przecież nikt go nie kontroluje - dodała.
Miała wrażenie, że nie chce się przyznać do trafności oddechu. W takim wypadku Hana usiadła mu na chwilę na kolanach, a kto jej zabronił? Na ten moment nic nie robiła, tylko spoglądała w jego oczy. Widziała, jakby w jego oczach płomienie żarzyły się w tańcu. Poczuła dotyk męskich dłoni na swojej sylwetce - Może...? - odpowiedziała, drocząc się z nim, wiedząc, że miała na ten moment ochotę. Białowłosa była w nastroju do droczenia się i żartowania. Zdziwiło ją, że nie zapytał, czy jest sama czy ma kogoś. Może wolał nie zadawać takich pytań na pierwszym spotkaniu? Nie wiadomo, co się działo w jego głowie. Wstała z jego kolan, aby się wyprostować, i podeszła do okna, widząc, że front deszczowy i burza zaczęły nasilać się. Czyżby drugi front szedł w ich stronę?
- Mam tu zatańczyć? Trochę niewygodnie, ze względu na nierówną podłogę i brak instrumentów. Trudno tańczyć bez nich, bo rytmika może być zaburzona - odpowiedziała łagodnym tonem głosu. Po jego wypowiedzi na temat noclegu, zaśmiała się melodyjnie. - Dobre - podeszła blisko i spojrzała na niego. - Nie waż się mnie wyrzucać, bo jeszcze cię znokautuję, a co wtedy? - spytała go zadziornie. - Po prostu straciłam równowagę, więc wylądowałam miękko - zaśmiała się, podtrzymując swoje droczenie wobec zabójcy. - Ależ jesteś uparty, jeśli chodzi o ten taniec. Czy we wszystkim jesteś tak uparty? - spytała go.
- Widzę, że taniec dla ciebie ma specjalne znaczenie skoro zwracasz uwagę na takie detale - powiedział Kagari, unosząc lekko brew. - Dlaczego by nie podzielić się tą magią ze mną? Zatańcz dla mnie. - Ignorując wymówki, kontynuował, nie poddając się i nie zważając na trudności. - To nie musi być nic niesamowitego. Pomyśl, to będzie coś między nami, coś wyjątkowego. Proszę, Hana, pozwól mi to zobaczyć. - Jego głos brzmiał łagodnie, ale jednocześnie odzwierciedlał stanowczość. Nie zamierzał ustąpić, przekonany, że za tą oporną powłoką tkwi coś wyjątkowego, co ona sama jeszcze może odkryć.
Jego myśli przeskakiwały między możliwymi interpretacjami, próbując odczytać zamysł kobiety. Choć zwykle Kagari był pewny siebie, ta sytuacja sprawiała, że czuł się trochę jak ryba w wodzie, której nie da się złapać. Nie zrażony, ale bardziej zaciekawiony tym, co tak naprawdę kryje się za działaniami Hany. Jego spojrzenie utkwiło w oczach kobiety, starając się wychwycić choćby najmniejsze sygnały, które mogłyby wyjaśnić, czy ta sytuacja wynikała z jakiegoś ukrytego zamiaru czy też była jedynie kaprysem chwili. Minesawa, choć był mężczyzną niewzruszonym, musiał przyznać, że Hana potrafiła wprowadzić pewne zakłopotanie w jego zwykle spokojny świat.
- Mhm, to przez tą nierówną podłogę upadłaś. To może faktycznie lepiej, żebyś nie tańczyła, bo jeszcze wpadniesz w niewłaściwe ramiona. A ja potrzebuje spokoju i dobrego snu tej nocy – zakpił, układając się wygodnie. – Nie jestem uparty. Właściwie dość łatwo mnie zniechęcić. Nie będę się dopraszać, jeżeli nie chcesz aż tak bardzo. Najwyżej sam wypije sake, a ty jak grzeczna dziewczyna pójdziesz zaraz spać.
- Wiesz, jest trochę erotyczny, ale nie zamierzałam cię zniechęcać - odpowiedziała zdecydowanym głosem, zbliżając się do niego. Gdy na chwilę przerwała, usłyszała dźwięki instrumentu Koto. Czyżby ktoś grał obok w samotności? - Poczekaj chwilę, Kagari, muszę coś załatwić. Nie odchodź! - odpowiedział stanowczym głosem. Wyszła, zapinając swoją pelerynę, aby nie pokazywać się innym w bieliźnie. Grzecznie zapukała do drzwi, skąd dochodziły dźwięki Koto. Usłyszała kroki zbliżające się do drzwi, a potem mężczyzna otworzył je, przerywając melodię. Skinęła na niego w geście powitania.
- Dobry wieczór. Mam pewną prośbę. Czy mógłbyś zagrać dla nas pewną melodię? - spytała nieznajomego. Mężczyzna spojrzał na nią lekko zdziwiony, ale nie wyraził sprzeciwu. - Nie, mówię, że nie... - odpowiedział, kierując się w stronę swojego instrumentu, aby go zabrać i pójść do pokoju obok, gdzie była z Kagari. - Mam jeszcze jedną prośbę. Czy mógłbyś zagrać melodię, a ja bym zatańczyła? Mam pewnego uparciucha, który za wszelką cenę chciałby zobaczyć mój taniec, ale niestety nie potrafi grać na instrumencie. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam panu w ciszy? - spytała go. Gdy mężczyzna spojrzał na białowłosą, zaprzeczył gestem. - To dobrze - odpowiedziała przyjaznym tonem głosu. W dwójkę podeszli do pokoju, gdzie siedział Kagari.
- Dobrze, jestem. Poprosiłam tego pana o zagranie melodii do mojego tańca - odpowiedziała w stronę zabójcy i mężczyzny, który ułożył swój instrument Koto na blacie.
- No już, rozchmurz się w końcu - odparła, spoglądając na niego. - Nie to, nie. Zatańczę dla siebie - odparła tajemniczo i drocząc przy tym, prowokując go, aby faktycznie odwrócił się i mógł na nią spojrzeć.
Gdy stanęła na środku pomieszczenia, usłyszała pierwsze dźwięki, instrumentu koto, wtedy ułożyła ręce w geście rozpoczęcia tańca, wtedy płynnie zaczęła tańczyć.
Hana, wychodząc z pokoju, pozostawiła Kagariego z lekkim niedosytem. Jego spojrzenie śledziło ją, jakby chciało zgłębić zamiary, które skłoniły ją do opuszczenia pomieszczenia. "Dokąd poszła?" zastanawiał się, starając się przeanalizować ślady wyrazu na jej twarzy. Czy było coś, co umknęło jego uwadze? Czy to jedynie kaprys chwili, czy też coś, co wymagało prywatności? Jego wewnętrzny spokój nie został zachwiany, ale ciekawość została w nim zasiana jak małe nasienie, które miało wykiełkować, kiedy nadejdzie odpowiedni czas. Nie zamierzał gonić kobiety ani wtrącać się w jej prywatność.
Powoli opróżniał glinianą butelkę sake, delektując się delikatnymi niuansami smaku. Gdy ostatnie krople złotawego płynu opadały na dno naczynia, z poczuciem zadowolenia postawił je z powrotem na stoliku. Ciepło trunku rozchodziło się w jego wnętrzu, otulając go delikatną nutą relaksu. Chwila milknącego spokoju unosiła się w powietrzu, a Kagari, zaczynając odczuwać lekkie oszołomienie, zaczął dostrzegać świat w nieco inny sposób. Choć nadal zachowywał pełną kontrolę, pozwolił sobie na chwilową ucieczkę w świat emocji, które płynęły równie swobodnie co sake w jego żyłach. Wtedy Hana wróciła do pokoju, obok siebie prowadząc obcego mężczyznę.
- Nigdzie nie uciekłem, możesz tańczyć, żeby twój gość nie przychodził tutaj na daremne – zachęcił, oglądając ten prywatny pokaz z wygodnej, półleżącej pozycji. Ukryty na boku obserwował Hane, która zaczęła tańczyć pod melodię nieznanego mężczyzny. Choć alkohol początkowo wpłynął na jego myśli, teraz skupił się na tanecznym przedstawieniu. Ruchy Hany miały w sobie coś wyjątkowego, co przyciągało jego uwagę. Wraz z każdym wirującym krokiem i zmysłowym ruchem, zaczynał doceniać, jak głęboko tkwiła w niej siła tańca. Nie potrafił się oprzeć urokowi, który unoszący się w powietrzu był niczym hipnotyzująca melodia. Choć wewnętrznie przyznawał, że taniec Hany poruszał go na pewnym poziomie, nie chciał tego z siebie wydobyć. Być może to było z powodu jego zahartowanej natury, a może po prostu ze względu na zawiłości swojej przeszłości.
- Nieźle – wydobył z siebie krótki komentarz, który nie oddawał tego, co rzeczywiście czuł po zaprezentowanym pokazie. – I wcale się nie potknęłaś, tak jak w początkowych obawach – zamruczał lekko rozbawiony. – Czyli taki taniec wykonuje się zwykle dla mężczyzn? – zapytał zaciekawiony, po jej wcześniejszym komentarzu.
- Musze przyznać, twój taniec był niezwykły - powiedział, spojrzenie jego głębokich oczu sugerowało szczerą fascynację. - Czuć w nim coś, co wychodzi prosto z twojej duszy. Domyślam się, że to nie tylko praca, lecz też twoja prawdziwa pasja? - Słowa Hany o tym, że zazwyczaj tańczy dla mężczyzn, wzbudziły ciekawość. - Czy to oznacza, że świadczysz usługi taneczne dla klientów? - Choć zawsze utrzymywał tajemnicę i dystans, teraz zaczął zadawać pytania o charakter jej pracy. Na ustach zawitał lekki uśmiech, wynikający z rozluźnienia alkoholem jak i tematu rozmowy. – A więc dostałem za darmo prywatny pokaz. Jakoś muszę ci się chyba odwdzięczyć, a niestety sake już opróżniłem.
Chociaż nadal utrzymywał swoją zarezerwowaną postawę, zaczął wypytywać o motywacje kobiety, dociekając, co sprawia, że ludzie zwracają się do niej z takimi prośbami. To było coś, co wzbudziło jego zainteresowanie, jakby próbował zrozumieć, co skrywa się za fasadą tej intrygującej kobiety. Z jednej strony spełniała się jako tancerka, a z drugiej dzierżyła miecz tak samo jak on. Motywacja stojąca za jej pracą zabójcy to zupełnie inna sprawa, teraz drugorzędna.
Samuraj usiadł, odpuszczając rozluźnione leżenie, które wydało mu się w tym momencie nie na miejscu. Zachowywał powagę odpowiednią do sytuacji. Słuchał uważnie, zaczynając zdawać sobie sprawę, że choć obydwoje poruszali się w różnych światach, to z pewnością mieli coś do zaoferowania sobie nawzajem.
- To dlatego tak swobodnie dogadujesz się z mężczyznami. Pewnie masz już doświadczenie z usługiwaniem im – zasugerował, z odrobiną niepewności w swym twierdzeniu. – Zastanawiam się, czy na dole sprzedają alkohol. Może nie oferują jedzenia, ale sake to podstawa dobrego goszczenia przyjezdnych. Jeszcze trochę brakuje mi do pełnego relaksu, a tobie Hana? Może lekko pijana zechciałabyś zatańczyć dla mnie coś jeszcze?
- Można tak powiedzieć, ale jak już mówiłam, nie zawsze tańczę dla klientów, częściej gram na instrumencie, ale zdarzają się wyjątki od reguły - powiedziała, wspominając o pewnych pokazach z innymi dziewczętami w grupie. Hana była główną tancerką, więc można ją uznać za liderkę, ale musiała na to długo pracować i zostać zaakceptowaną przez inne kobiety. - Tak, to prawda - spokojnie odpowiedziała, choć chętnie mogłaby się napić sake, więc propozycja była kusząca. - Wiesz, potrafię lepiej dogadywać się z mężczyznami niż z kobietami. Nie tylko w pracy, ale ogólnie - powiedziała spokojnym głosem. Prawdopodobnie miała lepsze relacje z mężczyznami, ponieważ miała dobre stosunki z braćmi i zmarłym ojcem, a potem z wujem od strony matki.
Nie potrafiła się zbyt dobrze dogadywać z innymi, choć jest jednym wyjątkiem - kuzynką Date Retsu, którą kocha jak własną siostrę, ale nie miały zbyt dużo okazji, żeby się zbliżyć, ale przynajmniej wymieniały listy, więc to było dobre. - Jeśli chodzi o doświadczenie, cały czas się rozwijam - powiedziała poważnym tonem. - Właściwie, też jestem ciekawa, czy sprzedają sake, bo chętnie bym się napiła. Hm, właściwie mogłabym zatańczyć do rytmu deszczu i wiatru, bo nadal mocno pada, więc mogę zatańczyć jeszcze jeden taniec dla Ciebie - powiedziała z nutką tajemniczości i uśmiechem na twarzy.
- Lubię kobiety, które wiedzą jak to jest dobrze się napić. Więc mam nadzieję, że masz mocną głowę i szybko nie odlecisz – wyraził swoje nadzieje. Nie szczędził pieniędzy na alkohol, szczególnie że jako dwoje obcych ludzi nie mieli wielu wspólnych tematów do rozmowy, jeżeli nie rozwiążą trochę języków. Postawił butelkę między nimi i wrócił na swoje miejsce. Tym razem rozlał trunek do czarek i podał jedną Hanie.
- Deszcz nie będzie trwał wiecznie, więc wypij to i możesz wracaj na parkiet. Chyba jednak Ci się spodobało, skoro sama zaproponowałaś kolejne przedstawienie. – Pociągnął głośnego łyka, co oznaczało, że rozkoszował się smakiem napoju. – Chyba, że spodobała ci się publika. W takim razie poczułbym się bardzo doceniony.
Podczas gdy deszcz szeleścił za oknem, on zaczął się zastanawiać, jaki rodzaj tańca byłby najbardziej adekwatny do tego magicznego momentu. Oczekiwanie na coś wyjątkowego unoszącego się w powietrzu pobudzało jego zmysły, a on pragnął, by taniec Hany idealnie wpasował się w tę aurę. Poza tym liczył, że może kolejne ruchy sprawią, że jedno, czy dwa ramiączka zsunął się jeszcze trochę niżej. W końcu był mężczyzną, który doceniał piękno atrakcyjnych kobiet i nie zamierzał udawać, że tak nie jest. Każdej napotkanej damie schlebiało z resztą, gdy ktoś poświęcał im tyle uwagi, a Hana nie była na pewno inna. Czy to miało być taniec delikatny jak letnia mżawka, czy też pełen pasji jak burza letnia? Kagari czekał z ciekawością.
- Mam mocną głowę, trudno mnie upić - powiedziała stanowczo do Kagariego. Zobaczyła, że naczynko jest napełnione, ostrożnie wzięła je do rąk, aby nie rozlać cennego trunku. Delikatnie zbliżyła alkohol do ust i poczuła, jak fala ciepła zaczęła ją ogrzewać od środka. W takiej sytuacji poczuła chęć tańca, ale bardziej w rytmie natury. Słyszała również dźwięki koto, które nadal wydobywał mężczyzna, który najwyraźniej nie spał. Postanowiła wykorzystać tę nutę w tej sytuacji.
- No dobrze - odpowiedziała, położyła naczynko delikatnie obok swojego miejsca. Przeszła na środek pokoju, zamknęła swoje rubinowe oczy i zaczęła tańczyć, podążając za ruchem deszczu, wiatru i muzyki. Delikatnie poruszała ramionami, wyrażając wdzięk, a jej włosy zaczęły kołysać się na boki. W trakcie tańca delikatnie zsunęła ręce z obojczyków obojga, a materiał bielizny dodawał lekkości ruchom. Deszcz i wiatr współgrały z nią o wiele lepiej, a taniec był lekki i przyjemny.
- Interesujące, ale nie tak zmysłowe jak poprzedni taniec – rzucił w trakcie jej występu – Może masz w zanadrzu coś jeszcze? – zapytał, natchniony wpływem alkoholu na jego słowa i działania. Alkohol dodawał mu śmiałości, otwierając wewnętrzne zamki, które zwykle były starannie strzeżone. Nie był to efekt, który go zaniepokoił. Zawsze był mężczyzną nieco zarezerwowanym, zaczął doceniać, jak alkohol sprawia, że jest bardziej dostępny na doznania. Jego spojrzenie nieustannie tkwiło w Hanie. Kiedy zauważył, że jego dłonie mimowolnie stukają rytm w rytm deszczu, uświadomił sobie, że alkohol otwiera go także na fizyczny dialog z otoczeniem. Zamiast być tylko obserwatorem, zaczynał wchodzić w interakcję z atmosferą knajpy, tańcem i samym sobą.
- Może pokażesz mi kilka ruchów, panienko? – zapytał, podnosząc się i zbliżając do kobiety. Złapał ją w talii podczas wykonywania przez nią jednego z obrotów i poprowadził dalej wedle własnego uznania.
Nie możesz odpowiadać w tematach