GATO CHIKI
21/02/1628, OSAKA, YONEZAWA, KLASA SAMURAJSKA
Włosy najczęściej upięte w kok, nieco poniżej czubka głowy, rozpuszczone sięgają okolic łopatek. Posiadają ciekawą tendencję do mienienia się różnymi odmianami barw, od atramentowej czerni do ciemnego granatu, w zależności jak padają nań promienie światła. Intensywnie ciemnozielone, średniej wielkości oczy, zawsze uważne i skupione. Zdecydowana dominacja wszelkich odcieni szarości w ubiorze, on sam zaś przywodzący na myśl typowo „męski” styl, stawiający na wygodę oraz swobodę ruchu, nierzadko wzbogacany elementami lekkiej zbroi. Dość niski wzrost, szczupła, nieco umięśniona sylwetka, okrągła twarz i delikatnie pulchne policzki przywodzą na myśl bardziej dziecko aniżeli dorosłą kobietę. Na plecach widnieje wiele różnej wielkości blizn, przeważnie w kształcie kresek lub wygiętych łuków.
Od narodzin słyszeć słowa w stylu „nie powinno cię tu być”, „szkoda, że nie jesteś chłopcem” czy „nie przynieś nam wstydu” może zadziałać raczej niekorzystnie na rozwój młodego człowieka. Zwłaszcza jeśli wciąż nakłada się nań coraz więcej i więcej presji. Otoczenie też nie pomagało. Wspaniali, wielkoduszni, dzielni, nieustraszeni… Mrowie pięknych słów przypisywała sobie gałąź rodziny Gato, która postanowiła powierzyć wszelkie sprawy przemysłowe reszcie familii, sama skupiając zaś całą uwagę na – w ich mniemaniu – najszlachetniejszej pracy, to jest stróżów porządku. Nie było trudno zacząć – wszak nie od dziś wiadomo, że posiadając odpowiednie kontakty tu i ówdzie można zdziałać naprawdę wiele. Toteż wraz z tym jak powiększała się ilość yoriki, a czasem także dōshin, rosła także nieszczególnie chciana dziewczynka, którą ochrzczono imieniem Chiki. Bywała często karcona za drobne błędy, niepoprawne zachowanie czy nawet krzywo założony element ubioru. Oczekiwano od niej bycia idealną, posłuszną i elegancką damą, którą będzie można wydać za mąż za właściwego kandydata i tym samym pozbyć problemu jaki rzekomo stanowiła.
Chociaż z początku zazwyczaj płakała z powodu całej sytuacji, zaszyta gdzieś w swoim małym pokoju, tak szybko znalazła sposoby aby odreagować lub zwyczajnie gdzieś się zaszyć. Początki były niewinne – spacery po dzielnicach handlowych, wędrówki nad pobliską rzekę, okrążanie pól aby poobserwować pracę rolników... Od czasu do czasu odwiedzała też jedną z niewielu osób z rodziny – co prawda dalszej ale wciąż rodziny – która była kobietą ze stosunkowo małą różnicą wieku, oraz, przede wszystkim, nie wymagała od niej niczego. Kotone co prawda sprawiała wrażenie oschłej i zdystansowanej, jednakże okazjonalne drobne objawy czułości i troski działały na Chiki jak magnez, coraz mocniej potęgując w jej oczach wizerunek kuzynki jako kogoś wyjątkowego, niesamowitego i jedynego w swoim rodzaju, który to obraz zresztą nigdy nie wygasł czy choćby zbladł. To właśnie ona zresztą – oczywiście w sekrecie – zaszczepiła w młodej czarnowłosej miłość do łucznictwa.
I tak oprócz nauki nudnych rzeczy pokroju czytania, pisania czy parzenia herbaty, po nocach trenowała swoją celność i siłę napięcia cięciwy, co również stanowiło przyjemną odskocznię od codzienności. Skrytka pod łóżkiem na rzeczony ekwipunek też świetnie spełniała powierzone jej zadanie.
Do czasu.
Pewnej feralnej nocy nic nie było jak powinno. Zmęczenie podgryzało mięśnie, wiatr uderzał ze złego kierunku a trawa po deszczu, zdradliwie mokra, sprawiła, że poślizgnęła się, posyłając wyszykowaną strzałę niemalże w sam środek okna sypialni ojca – Itarō. Ów wypadł z łóżka jak wściekły pies, od razu podejrzewając włamanie i wiodąc oczami po pomieszczeniu. Jego wzrok padł w końcu na leżący na podłodze dowód domniemanej zbrodni. Dopadł do okiennicy w samą porę aby dostrzec biegnącą z łukiem córkę. Znalezienie jej i zaciągnięcie z powrotem do pokoju nie było trudnym zadaniem.
Ciszę tej nocy, oprócz wrzasków, płaczu i dźwięku pękającego drewna, przeszyły także świsty bicza uderzającego o nagą skórę pleców.
W taki sposób Itarō chciał nauczyć Chiki dyscypliny i podporządkowania. I wszystko wskazywało na to, że na tym jednym razie się nie skończy.
Dni mijały, za nimi tygodnie, miesiące, lata… Kolejne nowe pomysły czternastoletniej już dziewczyny szybko były jej wybijane z głowy, czy raczej pleców. Była jednak na tyle uparta i zbuntowana, że wynajdywała kolejne, z których każdy nowy przewyższał poprzedni.
Rzucanie zebranymi z targu zepsutymi płodami rolnymi w przypadkowe mieszkania. Tu w ramach kary musiała posprzątać. Nudy.
Przywiązywanie ukochanemu psu sąsiada do ogona patyków i innych drobnych przedmiotów sznurkiem. Reprymenda słowna i ganianie przerażonego psa żeby to wszystko poodplątywać. Nudy.
Podglądanie mężczyzn i kobiet zażywających kąpieli w gorących źródłach (tej drugiej grupie jakoś mniej to przeszkadzało). Za to była jedynie reprymenda, niektóre widoki jednakże mocno osiadły w pamięci Chiki. Oh, a także wypowiedziany przez jednego młodzieńca morał – nie wszyscy mają coś do ukrycia.
Zbieranie kamieni oraz ślimaków – potem dżdżownic – i zostawianie ich pod pościelą w łóżku rodziców (w tym przypadku biczowanie było lżejsze i znacznie krótsze, wykonywane w wyraźnym pośpiechu, ze względu na to w jak wielką panikę wpadła matka – Mari. Zwyczajnie brakło czasu na porządną chłostę, gdyż trzeba było uspokoić rodzicielkę. Po drugim razie był już tylko śmiech zmęczonej matki i pełne irytacji wrzaski Itarō ażeby „to rozczochrane zwierzę poszło w końcu w cholerę do swojego pokoju”).
Bójki uliczne z przypadkowymi chuliganami, najczęściej w obronie czegoś lub kogoś (dwie wygrane, siedem przegranych, bilans strat – podbite oko, złamany nos, dwa palce u lewej ręki, zwichnięta kostka i naderwane ucho). Tu biczowanie nie nastąpiło z wiadomych względów, Trzeba było w ukryciu doprowadzić panienkę do porządku, ażeby sąsiedzi plotek nie rozpuszczali – co z resztą i tak robili. Lecz mniej ukrycie.
Podkradanie jedzenia i innych drobnych przedmiotów od handlarzy (za to oberwało jej się biczem najmocniej, oprócz tego musiała wysłuchać kilkugodzinnej pogadanki na temat wartości przedmiotów, pieniądza i ciężkiej pracy, gdzie szczególnie o ostatnim – jak sam ojciec dodał – z pewnością nie miała zielonego pojęcia).
Zawsze gdy Gato myśleli, że to ostatni wybryk Chiki, nareszcie coś do niej dotarło i zacznie w końcu zachowywać się jak na damę przystało, tak szybko i z typową dla siebie efektownością wyprowadzała ich z błędu.
Mimo wszystko umiejętności nabyte na tych dziwacznych i moralnie wątpliwych psikusach miały się ostatecznie okazać niesamowicie przydatne. Póki co jednak stanowiły świetną zabawę i odskocznię, nawet za karę chłosty, która stawała się coraz mniej bolesna. Zapewne nastąpiło to w wyniku przemęczenia ojcowskiej ręki lub wzrostu progu wytrzymałości na ból dziewczynki.
Kotone tłumaczyła cierpliwie żeby przestała, bo ściąga tylko na siebie kolejne lania. Po którymś razie tłumaczyła i matka, tłumaczył nawet wcześniej wspomniany sąsiad. Nikogo nie chciała słuchać. Wciąż uparcie manifestowała swój bunt.
Pragnęła po prostu uciec i poczuć jak to jest być wolnym, do niczego nieprzymuszanym oraz niekontrolowanym. Ucząc się rzeczy takich, które ją interesowały.
Kończyły się pomysły na zabawy, samoręcznie robione łuki pękały lub nie było możliwości z nich strzelać, strzały – czy raczej wystrugane patyki – łamały, sznurki także nie wytrzymywały napięcia. Nic nie było w stanie zapełnić pustki po zamordowanej broni od ulubionej kuzynki.
Na kilka dni nagle nastąpiły spokój i cisza, wręcz niepokojące, które jak zawsze nieuchronnie zwiastują nadejście jakiejś katastrofy. Też rodzice, złudzeni tą sielanką oraz pełni nadziei na poprawę, uśpili swoją czujność niemalże kompletnie.
A Chiki już układała nowy plan.
Wczesnym wieczorem wpadła na pomysł stworzenia wnyków. Chciała polować jeszcze mając łuk, jednakże skoro ta możliwość odpadła poszukiwała innej alternatywy.
Budowa tego typu pułapki nie należała do skomplikowanych. Odkąd znalazła jeden na obrzeżach lasu – oczywiście nie zabrała go do domu, miał swoją skrytkę w pniu kory – codziennie rozkładała go na części z typowym sobie dziecięcym zafascynowaniem, próbując odgadnąć jak działa i w jaki sposób może go potem na powrót poskładać. Niejednokrotnie pokaleczyła sobie palce, co musiała skrzętnie ukrywać przed rodzicielami.
Gdy podstawy zostały opanowane nadszedł czas aby ruszyć z nimi w teren i coś upolować. Wieści o małej rozrabiaczce, w dodatku córce yoriki, rozchodziły się błyskawicznie z każdym nowym wybrykiem, sprawiając, że nie miała zbyt dobrej sławy.
Wyjścia były więc dwa: albo wymknąć się nocą do lasu i poustawiać wnyki „na ślepo”, z nadzieją, że coś się złapie, albo skrycie skorzystać z wozu, w którym przewożone jest siano między wioskami.
Jak łatwo się domyślić, duch poszukiwacza przygód i podróżnika zwyciężył, toteż wraz zabezpieczonymi pułapkami Chiki, korzystając z nieuwagi przewoźników, wsunęła wnyki i siebie w puchatość siana, skrywając weń jak szczur w norze.
Trochę śmierdziało. Chyba kiszonka . To nic, da radę.
Wóz powoli przemieszczał się przed siebie, z kolei od czasu do czasu dziewka wyglądała głową ponad paszę aby obejrzeć otoczenie i wybrać dogodną miejscówkę.
Jechali jeszcze kawałek, już leśną ścieżką, kiedy coś mocno i z głośnym trzaskiem podbiło wóz. Woźnicy zeskoczyli z kozła, przekrzykując się nad pękniętym kołem. Korzystając ze sprzeczki dziewczyna złapała swoje wnyki, zsunęła się po cichu z wozu i ostrożnie – skradając – weszła głębiej w las.
Zaskoczona tym jak łatwo i naturalnie szło jej wyszukiwanie tropów zwierząt szybko zlokalizowała norę lisa. Obejrzała gdzie leżą odchody, fragmenty sierści i wydeptane ścieżki. W wybranym miejscu postawiła pierwsze wnyki.
Jednak czytanie książek nie poszło na marne.
Odeszła jakoś około tuzina kroków dalej i wypatrzyła coś nieznanego. Jakby odciski ludzkich stóp ale zdeformowane. Kucnęła i przyjrzała się im dokładniej, odkładając pułapkę obok siebie.
To zdecydowanie nie były tropy człowieka. Ziemia była mocno dociśnięta czymś przypominającym bardziej łapę niż stopę. W dodatku ze trzy razy większą niż jej sama.
Wgniecenie było ewidentnie świeże, znaczy to coś tu jeszcze jest. Gdzieś w pobliżu.
Nagle dziecięca ekscytacja zastąpiona została przerażeniem. Od strony pękniętego wozu dało się słyszeć przeraźliwe wrzaski i dziki ryk jakiegoś stworzenia. Nigdy jeszcze nie słyszała żeby coś tak warczało…? Tak, to chyba odpowiednie słowo. Podniosła się i odwróciła gwałtownie w kierunku hałasu, próbując wypatrzeć niewielki punkt w oddali, którym był wóz.
A nad nim stało coś wielkiego, większego nawet od jej ojca, a do niskich on nie należał. Szybkim ruchem wyrzuciło na kilka metrów w powietrze istotę, której wygląd wskazywał jasno, iż był to człowiek.
Żołądek Chiki wykonał agresywnego fikołka. Zasłoniła usta, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku, po czym zrobiła powolny krok w tył, z zaskoczeniem słysząc nagle metaliczny odgłos oraz czując jak coś ostrego zaciska się na jej kostce z wielką siłą.
Wrzasnęła, bardziej ze strachu niż bólu, przenosząc wzrok na unieruchomioną stopę. Spomiędzy zębów sideł powoli płynęła krew. Miotając wiązankami soczystych przekleństw kucnęła, próbując wyswobodzić nogę. Jednak coś ją tknęło by spojrzeć w stronę wozu.
Cały ból zniknął gdy zobaczyła jak to ogromne stworzenie szybkim i zdecydowanym krokiem idzie ku niej.
Z uśmiechem na pysku i śladami świeżej posoki w kącikach ust.
Panika błyskawicznie zaatakowała ciało Chiki, na moment pozbawiając możliwości logicznego myślenia. Zawzięcie szarpała za pułapkę, rozcinając kostkę coraz bardziej i dotkliwiej, przez co powodując większe krwawienie z każdym kolejnym pociągnięciem. Po chwili uderzyła także adrenalina, ból nadal pozostawał więc rzeczą drugoplanową.
Bestia zbliżała się nieprzerwanie. Jako ostatnią deskę ratunku zaczęła wzywać pomocy. Krzyczeć coś o potworze, płakać i nadal kaleczyć nogę próbą jej wydostania.
Niespodziewanie gdzieś z prawej strony zauważyła błysk. Coś na kształt błyskawicy wystrzeliło w ułamek sekundy, uderzając w stwora i odcinając mu rękę, którą właśnie wyciągał w kierunku Chiki. Odwróciła głowę, dostrzegając ubranego w dziwne szaty mężczyznę. W ręce dzierżył katanę w kolorze, którego nie umiała zidentyfikować przez dzielący ich dystans.
Następne wydarzenia nastąpiły tak szybko, że gdyby nie ponadprzeciętny wzrok czarnowłosa na pewno by nie nadążyła.
Nieznajomy jednym żwawym susem doskoczył do stworzenia, odcinając mu drugą rękę, zrobił unik od jego ataku i błyskawicznym, sprawnym i gładkim cięciem dokonał dekapitacji, posyłając przy okazji w ciało potwora wiązkę niedużych błyskawic. Odcięta głowa opadła na ściółkę z głuchym plaśnięciem. Właściciel miecza ukłonił się lekko, acz z szacunkiem, przed martwym potworem i wytarł ostrze o jego poszarpane resztki ubrania. Po tym przeniósł wzrok na Chiki, dopiero po chwili zauważając problem.
– Nie ruszaj się – rozkazał, umieszczając miecz około pół metra od wnyków.
– Co pan… - bąknęła będąca wciąż w szoku czarnowłosa, by po chwili obserwować jak od sprawnego uderzenia miecza pułapka odskakuje z trzaskiem i otwiera się, niemalże kompletnie zniszczona.
Szybko wysunęła stopę ze środka, jak gdyby sidła miały nagle zmienić zdanie i z powrotem zatrzasnąć swoje zęby. Na trawie pozostał krwawy ślad.
– Co tu robisz? – spytał mężczyzna. W jego głosie delikatnie pobrzmiewał gniew.
Brak odpowiedzi. Zupełna cisza. Była zbyt przerażona żeby cokolwiek wydukać. Poniekąd czekała aż miecz zrobi z nią to samo co z jej kłusowniczą zabawką.
– Ta okolica nie jest na razie bezpieczna. – Schował broń, nadal uważnie obserwując młodą dziewczynę. – Dasz radę wrócić do domu?
Pokręciła tylko głową, zaciskając dłonie na nodze ponad raną.
– Ja… nie chcę tam wracać… - powiedziała cicho. Nie na tyle aby jej nie usłyszał.
Targało nią mnóstwo emocji.
Skrzyżował ręce na piersi, uważnie obserwując czarnowłosą.
– Kim jesteś? Czym było… to coś…? – zapytała słabo, drżącą ręką wskazując na rozsypujące się ciało.
– To był demon – rzekł nonszalancko. – Jedzą ludzi. Ja z kolei na nie poluję. Jestem Zabójcą Demonów – oznajmił z nieukrywaną dumą.
Na moment nastała cisza. Mężczyzna myślał o czymś przez chwilę, po czym kontynuował.
– Też nie chciałem wracać w pewne miejsce. Szukałem sensu – dodał, co zabrzmiało trochę cliché. – Ale on sam mnie znalazł. No, może nie taki brzydki jak ten… – Wskazał ręką na truchło z sarkastycznym uśmiechem. – Nie wiem gdzie nie chcesz wracać ale zawsze możesz iść ze mną. Chociaż podejrzewam, że masz gdzie wrócić, a każde miejsce, w które udalibyśmy się razem, jest szaleńczo niebezpieczne.
Urwał, czekając na jakąś odpowiedź. Przez chwilę patrzyła nań z nadzieją, jednak potem opuściła głowę i milczała, uparcie wbijając wzrok w krwawiącą stopę. Mężczyzna westchnął, długo i bez pośpiechu, opierając dłonie na biodrach.
– Zrobimy tak. Opatrzymy ci nogę, odniosę cię tam, gdzie – jak już wcześniej mówiłem – możesz wracać, dojdziesz do siebie i zastanowisz czy na pewno chcesz zostać moją uczennicą.
– Uczennicą czego? – spytała z pewną dozą agresji. Jeśli będzie próbował jej wciskać nauki o tradycyjnym ubiorze na kolację w trzecim tygodniu października przy zaćmieniu słonecznym i obowiązującej na tej okazji etykiecie oraz higienie posiłków to chyba parsknie mu śmiechem w twarz.
Nieznajomy uśmiechnął się lekko, jakby zachęcająco.
– Chodźmy, zaniosę cię do domu i po drodze wszystko wytłumaczę.
I tak się stało.
Aklimatyzacja do nowego stylu życia, notorycznie zaburzanego rytmu dobowego, morderczych treningów, kolejnych niespodziewanych trudności, skromnej diety oraz wszelakich innych zmian stanowczo nie należała do łatwych. Przyzwyczajona jednak do trudów egzystowania wśród nadętych snobów uznała, że i z tym wyzwaniem sobie poradzi. Nie po to odeszła by zaraz wracać, w dodatku z podkulonym ogonem.
Wszystko wskazywało na to, iż przekonanie rodziców będzie zadaniem skomplikowanym i bezowocnym. Jednakże Chiki nawet nie próbowała. Najzwyczajniej w świecie postawiła ich przed faktem dokonanym. Być może było im to na rękę, w końcu nareszcie pozbyli się problemu. Tylko matka wyglądała na przygnębioną. Także ona jako jedyna pożegnała córkę i mocno ją wyściskała, co było dla czarnowłosej dość zaskakujące.
Nie powiedziała im żadnych szczegółów. Wędrówka. Przygoda. Nowy początek. Każda z tych rzeczy, jakby nie patrzeć, w takim czy innym stopniu pokrywała się z prawdą.
Dziecięce bieganiny, psikusy i wszelkie inne objawy buntu, które towarzyszyły młodości dziewczyny, miały realne przełożenie na jej kondycję i niektóre inne umiejętności. Wyostrzony zmysł wzroku także szybko dał o sobie znać, chociaż już wcześniej Chiki podejrzewała, że widzi lepiej od swoich rówieśników.
Treningi na zabójcę demonów nie należały do łatwych, z kolei Hideki był wymagającym, acz cierpliwym, nauczycielem. Jednakże bardzo szybko na wierzch wypłynął pewien mocno istotny problem. A nawet kilka. Walka mieczem, czyli podstawowa umiejętność zabójców, kompletnie nie leżała w sferze umiejętności, które była w stanie opanować. Na pierwszy rzut oka widać, że to nie jest broń dla niej, znacznie wprawniej używa łuku. Różnica była ogromna. I chociaż inne, bardziej prozaiczne umiejętności opanowywała dość szybko, tak postępy w fechtunku pozostawały praktycznie zerowe.
Wierzchołkiem góry lodowej stał się oddech. Czy raczej jego brak.
Nauczyciel próbował wszystkiego: krzyczał, zachęcał, karał, nagradzał, dawał zagadki, wyzwania, głodził, wypuszczał na długie wyprawy… bez efektów. Po dość długim czasie Hideki, choć niestrudzenie uczył podopieczną wszystkiego co tylko umiał, w końcu pogodził się z faktem, że trenował Ne.
Tym samym w egzaminie, o którym tak wiele jej opowiadał, Chiki nigdy nie wzięła udziału.
GIną w ciszy dźwięki, w czasie rosną ambicje, bystre oczy dostrzegają to, co sprytnie ukryte, ślady prowadzą ku celom a gwiazdy na nocnym niebie oświetlają drogę w nieznane.
Łatwiej iść gdy obok ktoś bliski. Tym samym samotność na dobre ustąpiła miejsca rodzinnej współpracy.
Tutaj historia się kończy, lecz gdzie indziej nadal trwa. Niektórych przeraża nieznane, lecz szkarłatem jarzy się w ciemności słowo motywacji. Czy i ty je dostrzegasz?
⁂ W związku z powyższym wśród faworyzowanych trunków Chiki góruje sake;
⁂ Słaba głowa do alkoholu często kończy popijawy czarnowłosej przysypianiem przy stole;
⁂ Dość rzadko się uśmiecha, zwykle niezauważalnie;
⁂ Posiada wysoki próg wytrzymałości na ból;
⁂ Nie obchodzi jej zdanie innych na swój temat;
⁂ W sumie to niewiele rzeczy w ogóle ją obchodzi;
⁂ Ma lekki sen, przez co zazwyczaj bywa niewyspana;
⁂ Jak przystało na kogoś z wyostrzonym zmysłem wzroku jest świetna w obserwacji, także mowy ciała, gdyż przeważnie trzyma się z tyłu;
⁂ Kuzynka Kotone to największa idolka Chiki, mentorka i niedościgniony wzór do naśladowania…
⁂ … Co zresztą widać na pierwszy rzut oka;
⁂ Raczej nieufna, acz wobec przyjaciół lojalna jak pies;
⁂ Mało utalentowana w sferze sztuki;
⁂ Biseksualna;
⁂ Ma dobrą rękę do zwierząt lecz z niewiadomych powodów boi się świń i dzików.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które wydać możesz na zakupy w Sklepiku Mistrza Gry lub zamienić je na punkty do statystyk. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach