- Co myślisz, kiedy patrzysz na mnie? - Zapytała cichutko, ledwo dosłyszalnie. Nie czekała jednak na jego odpowiedź, jak gdyby sama się zawstydziła swoim pytaniem. Ruszyła w stronę budynku nie odwracając się już ani razu. Mimo wszystko wysilała swój słuch, tak na wszelki wypadek, gdyby jednak demon zdecydował się odpowiedzieć. Ciekawość dosyć często brała nad nią górę. Nie rozumiała Yatagarasu. Nie rozumiała jego pobudek, nie rozumiała jego charakteru. Był jej całkiem obcy. Wiedziała jedynie, że posiadał więcej twarzy. Zasłaniał się maską sarkazmu i pewności siebie, jednak czasami można było wyczuć coś pod spodem. Pamiętała jego reakcję, kiedy złożyła mu obietnicę śmierci. Wydawało jej się, że jej pragnął, a zarazem bardzo jej nie chciał. Jak gdyby uważał, że na nią zasłużył. Zwinnie unikał jej prowokacji, a jednak jego oczy lśniły czerwienią w jej towarzystwie. Nie pierwszy raz. Wiedziała tylko tyle, a może aż tak wiele? Chciała go rozgryźć. Był zagadką, którą musiała poznać. Obojętnie za jaką cenę.
My brain is fucked up, I'll go insane
I find myself desperate to feel again
- Myślałam, że to my się dzisiaj poznamy - powiedziała i chociaż słowa wypłynęły z jej ust same, jej głos nie zadrżał, ale wydawał jej się tak bardzo obcy, jak gdyby należał do kogoś innego. Pewnie obcy nie zauważyli, jednak nutka paniki w jej głosie zdradzała jak bardzo niekomfortowo się czuła. Jej ciemnoniebieskie wpatrywały się w te ciemnobrązowe przed sobą. Wiedziała, że mężczyzna zareaguje, jak tylko uda mu się wyjść z osłupienia. Dlatego też nie czekała ani chwili odsuwając się od niego zgrabnie i zwinnym ruchem wymijając resztę grupki. - Na mnie już pora - rzuciła na odchodne mocnym ruchem otwierając drzwi przed sobą.
- A-ale… Poczekaj! - Przypomniał sobie o języku w gębie i ruszył prosto za nią również szybkim krokiem wchodząc do rezydencji. Miała ogon, który będzie musiała potem zgubić.
Y a t a g a r a s u, jesteś z siebie zadowolony?
Wszystko nagle przyspieszyło, a Yatagarasu czmychnął z muru, jakby był jedynie nocnym, niegroźnym zwierzęciem, które najpewniej zaraz zgubi się w ogrodzie pięknej rezydencji, podwędzi pozostawione po miejscowych resztki jedzenia i ruszy z powrotem w ciemny las. Wbrew zabawnemu wydźwiękowi, po części tak miało się przecież stać.
Pochwycony za podbródek mężczyzna spoglądnął na Asano, od razu rezygnując z zanurzenia spojrzenia w rozległy wokół nich mrok. Był zaskoczony — niezaprzeczalnie. Jego twarde dotychczas rysy twarzy, rozluźniły się jak za sprawą niewidzialnej różdżki. Nawet towarzyszący mu mężczyźni, wcześniej wymieniający między sobą komentarzami, zamilkli; zrobiło się niekomfortowo.
Wraz ze wzrastającym napięciem, Asano zwinnie wywinęła się z towarzystwa i pospiesznie ruszyła w stronę rezydencji, nie spodziewając się, że jej zachowanie zostanie odebrane... w dość osobliwy sposób.
Yatagarasu wtargnął do posiadłości przez tylne wejście — te bowiem było przeznaczone dla pokojówek i ogrodników, którzy tuż o wschodzie i zachodzie słońca sprawowali pieczę nad pozostawionym (lub i nie) przez gości porządkiem podwórza. Robili to zawsze w wyznaczonych porach, więc nie łatwo było się domyślić, że również dzisiejszego dnia przechadzająca się między krzewami drobna kobieta pozostawi je lekko rozchylone oraz całkowicie puste. Wsunął się dyskretnie w blado skąpany światłem przedsionek. Nie było w nim nikogo — jak resztą zakładał już wcześniej. Pracownicy byli zbyt zajęci szykowaniem pokojów dla nowoprzybyłych szych z wielkiego miasta, a goście mogli delektować się świeżo ugotowanym przez kucharza posiłkiem; zapachy ciepłych warzyw i mięsnego bulionu unosiły się przy ścianach. Gdyby nie maleńki problem z wybrednością wychodzącego po cichu na korytarz młodego mężczyzny, niepowstrzymana ślina z pewnością wypełniłaby jego usta.
Dostał się na główny hol. Wyostrzony słuch ostrzegał go o czających się w okolicach ludziach, jednakże żadne z nich nie wałęsało się bez celu po posiadłości. Byli przede wszystkim zajęci rozmową, która zdawała się łączyć najrozmaitsze wątki: po zakup młodej klaczy za piekielnie niską cenę, po próbę uwodzenia najstarszej z córek rodu. Przyziemne sprawy ludzi nigdy nie przestawały go zaskakiwać — i tak podobać się po części. Z pewnością dlatego tak bardzo pragnął ich przypominać, odnajdywać się w tym zwyczajnie głupiutkim życiu. Straconych dóbr nie mógł cofnąć nawet czas.
Przemknął jak niewidzialny cień w drugi, rozciągający się po jego prawej stronie hol; był odnogą prowadzącą do kolejnych części rezydencji. Stamtąd napływało do niego znacznie mniej odgłosów — czasem ktoś kaszlnął, jednakże nie był to dźwięk, który miałby go przed czymkolwiek powstrzymać. Rintarou był cichy, niemal bezszelestny, jak delikatny wiatr, który wpadł przez rozsunięte drzwi i zabłądził w zawiłych pokojach; próbujący wydostać się wąskimi szparkami w ścianach. Nic więc dziwnego, że Asano przez cały ten czas nie potrafiła go usłyszeć. Nie docierały do niej żadne instrukcje, żadne podpowiedzi, jakby mentor, który wcześniej obiecał sprawować nad nią pieczę, wycofał się z tego zadania bez słowa, pozostawiając ją wśród wygłodniałych wilków. Czy Yatagarasu byłby do tego zdolny? Jaki miałby cel ściągania jej tutaj? Niebezpieczna myśl, że wszystko, co zaplanował, mogło okazać się pułapką, puchła i rosła — zdawała się już obejmować cały teren rezydencji państwa Chiba.
Yatagarasu w końcu się zatrzymał. Dotknął chłodnej faktury drzwi, jednak coś uparcie kazało mu spojrzeć w bok. W otwartym na korytarz pokoju stała Ame. Nie była jednak sama. Stał przy niej mężczyzna, którego wcześniej zaczepiła na podwórzu. Demon zdawał się tym faktem nieco zaskoczony — tak można byłoby wnioskować, bo w końcu wpatrywał się w nią trochę za długo. Gdyby tylko spoglądnęła w prawo, dostrzegłaby jego skąpaną w świetle lampionów, ciemną sylwetkę.
— Poczekaj — sapnął. Podążający za Asano mężczyzna musiał naprawdę przyspieszyć, aby udało mu się ją w końcu dogonić. Wyprostował się, a na ustach pojawi się lekki uśmiech. Palce jednak niechętnie opuszczały jej drobny nadgarstek. Bardzo niechętnie. — Dokąd tak się spieszysz? Czy to na zewnątrz... — Złapał oddech. — Miało coś oznaczać?
Asano mogła dostrzec, jak mężczyzna wpatruje się w jej oczy, ale wzrok umyka gdzieś w okolice ust. Nie mogło być chyba nic gorszego niż mężczyzna, który jej ucieczkę potraktował jak formę nieśmiałego flirtu.
— Trochę mnie zaskoczyłaś — Dłoń powędrowała na wysokość policzka kobiety, muskając jej delikatną skórę i odgarniając zbłąkany włos.
Yatagarasu nic nie powiedział. Choć nawet z tej odległości wydawał się rozbawiony. Śmieszyła go sytuacja, w której znajdowała się Ame? Wszystko na to wskazywało. Ale czego innego mogła się po nim spodziewać?
Bezgłośnie wskazał głową na drzwi przed sobą, sugerując, aby zdziałała dalej i nie pozwoliła nikomu dostać się do TEGO pomieszczenia. Potem zniknął za ścianami i już go nie zobaczyła.
— Cóż za miłe spotkanie. Nie spodziewałeś się mnie tutaj, prawda?
Mimo iż ludzki słuch stojącego nieopodal niej mężczyzny, nie był w stanie wychwycić tych cichych słów, tak wrażliwy zmysł Ame mógł z łatwością wizualizować odgrywające się za ściana spotkanie. Najwidoczniej demona i człowieka.
— Jeśli tylko miałabyś chęć...
— Wszyscy opuścić pomieszczenie!
Mężczyzna, który dotychczas tak uparcie narzucał się Rin teraz spoglądał za siebie. Do holu wpadł młodo wyglądający blondyn, który na widok Asano zdawał się nieco skonsternowany. Był to Atsushi Kakuno, łowca władający oddechem wody.
Stał chwilę, patrząc na nich, aby ostatecznie zwrócić się do ciemnowłosej zabójczyni:
— Asano, czujesz?
— Co się dzieje?
— Demon. Jest w na tym terenie.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- … Mam to o czym rozmawialiśmy - inny głos był bardziej zagłuszony, jak gdyby stał dalej w pokoju. Mimo wszystko podsłuchanie rozmowy nie stanowiło dla niej większego problemu, gdyby nie osobnik tuż przed nią. Wpatrywała się w niego będąc myślami gdzieś indziej. Zerknął niebezpiecznie na jej usta, a ona musiała zaprzeć się z całej siły, żeby odruchowo nie wykonać kroku w tył. Wiedziała, że jeśli spróbuje ją pocałować, wybije mu czołem wszystkie zęby. Po prostu doskonale o tym wiedziała.
- Są tutaj zaznaczone wszystkie transakcje wraz z datami i nazwiskami. Kami-sama na co Ci takie informacje… Gdyby pan Chiba się o tym dowiedział, eh - rozmowa trwała jednak dalej. Nie widziała co dokładnie przekazał nieznajomy mężczyzna demonowi. Rintarou wiedział jednak doskonale. Zużyty czarny notatnik o pożółkłych kartkach i starannym piśmie. Praktycznie wszystkie jego strony zostały już zapełnione. O co w nim chodziło? Tylko demon mógł wiedzieć. Rin pewnie przegapiła niektóre części całej rozmowy. Niestety. - Spłaciłem swój dług tak? Jesteśmy kwita?
- Asano czujesz?
- Tak. Musimy go znaleźć i ewakuować ludzi - odparła jak gdyby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie. - Za dużo głosów nie słyszę go - skłamała gładko, a Atsushi skinął głową w zrozumieniu. Rozejrzał się na boki dobywając swojej katany. Przygotowywał się do walki - zauważyła niechętnie.
- Zapach chyba dochodzi stamtąd - wyjaśnił wskazując na pomieszczenie, w którym znajdował się Rintarou. Ona wiedziała jednak o tym doskonale. Skinęła głową idąc jak na skazanie. Również wyciągnęła swoją śnieżnobiałą katanę z długą wstążką przypiętą do rękojeści. Zamierzała zachowywać jakiekolwiek pozory, chociaż nie przychodziło jej to łatwo.
- Co się dzieje?
- Tam są drzwi - wskazała odrobinę zbyt nachalnemu samurajowi drogę do wyjścia skinięciem głowy. Był to ostatni raz kiedy na niego spojrzała. - Użyj ich.
Potem pchnęła drzwi i wraz z Kakuno wpakowali się do środka. Jej ciemnoniebieskie tęczówki od razu odszukały Yatagarasu. Co zobaczyła, kiedy odwzajemnił jej spojrzenie. Co o nim pomyślała?
— Spodziewałem się z twojej strony zwykłej pozerki, ale się postarałeś. Muszę przyznać, że mi zaimponowałeś.
Wcześniej otwarty dziennik trzasnął w dłoniach, a srebrne tęczówki spoczęły miękko na wyłożonej na futonie postaci. Mężczyzna miał z około pięćdziesiąt lat; siwe kosmyki stanowiły już znaczną część dla czarnych, porastających głowę włosów. Kaszlnął — nie mógł się również pochwalić dobrą kondycją. Szara cera pokryta bliznami i sieciami widocznych zmarszczek z pewnością świadczyła o intensywnej przeszłości, którą nie spędził w rodzinnym domu, ani w pracy na polu. Wyglądał na wojownika. Doświadczonego, ale schorowanego, mającego problem nawet z ruchem dłonią — uniósł ją lekko ponad posłanie, ale ta opadła równie szybko. Najwidoczniej chciał nią lekko machnąć, ale mu się to nie udało.
— Tak, spłaciłeś — odparł, nie przestając się uśmiechać. — Co prawda, gdyby nie twoje kalectwo, nie musiałbym tak wiele ryzykować, ale uznam, że to, czym mnie uraczyłeś... — Uniósł dziennik. — Wystarczająco pokrywa trud, jaki mi zadałeś. Nie mam za wiele czasu, więc...
Obrócił się do mężczyzny plecami, zmierzając ku drzwiom (w tym samym czasie upchnął dziennik między ciasno przepasaną szatę — upewniając się, że go nie zgubi). Kiedy znajdował się już przy wyjściu, spoglądał na swojego informatora; rzucił mu ostatnie spojrzenie przez ramię.
— Do zobaczenia, być może już po tej lepszej stronie życia.
Zapał za drzwi i gdy użył siły, aby je rozsunąć, te jakoś niespodziewanie same poruszyły się pod jego palcami. Nie wyciągnął z tego żadnego wniosku, ponieważ wszystko działo się naprawdę szybko. Dlatego, gdy tylko wrota rozsunęły się, na jego gębie wciąż tkwił rozbawiony uśmiech; tkwił tam, nawet kiedy srebrne tęczówki zderzyły się z ciemnym, zachmurzonym kolorem oczu Asano. Gdzieś za nią kątem oka dostrzegł kogoś jeszcze. Demon rozchylił usta. Czas nagle spowolnił. Miał wrażenie, że gapi się na nich wieczność. W końcu zaczął nerwowo się śmiać — jak zagubiony człowiek, który z ręcznikiem i pełnym strojem kąpielowym trafił na plaże dla nudystów i w jakiś sposób próbuje zatuszować osłupienie. Wyglądał na naprawdę zaskoczonego.
— Och, wy do mnie? Kolacja? Miło z waszej strony, ale nie zamawiałem służby. Właściwie tak się składa, że jestem zajęt-
Nie dokończył. Gdy szybkim ruchem zapał za drzwi z zamiarem ponownego ich zamknięcia, Kakuno okazał się szybszy. Powstrzymał go w jednej chwili, blokując je ręką. Yatagarasu zaśmiał się, odzywając się z wyraźniejszą pewnością siebie i arogancją, jakby ta cały czas się tylko kryła:
— Cóż za kultura. Czego nie zrozumiałeś?
Musiał działać i w jakikolwiek sposób zatuszować powód, dla którego się tu znalazł. Nie czekając na jego reakcję, dopadł do znajdującego się po prawej stornie stołu. Coś z niego zabrał — jakby od tego zależało jego życie. Leżący na futonie mężczyzna uniósł się lekko, a na jego twarzy malował się najprawdziwszy strach; pobladł, a oczy zrobiły się wielkie jak u dziecka w najgorszym momencie bajki. W tej jednej chwili musiał zrozumieć, że gdy tylko demon zostanie pochwycony, na jaw wyjdą jego wielomiesięczne konspiracje, o których nie powinien dowiedzieć się tak naprawdę nikt. Był jak zamrożony. Usta drżały mu, nie potrafił wydusić z siebie nawet słowa — po części jego reakcja mogła być odebrana, jako prawdziwy strach przed kimś, kto postanowił go niespodziewanie okraść. W końcu był bezbronny. Praktycznie uziemiony.
— Bez głowy nie poszczekasz. To koniec.
Atsuhi Kakuno nie czekał. Wpadł do pomieszczenia bez najmniejszego zawahania, a Yatagarasu odczuł, jak ostrze jego wyciągniętej katany przecina powietrze na wysokości jego szyi. Demon zadziałał instynktownie. Uchylił się zwinnie, a biel stali zamigotała nad jego łbem. W jednej chwili pchnął łowcę, odrzucając na ścianę, jednak gdy tylko poderwał się do biegu, Kakuno ruszył w przód i zaatakował go ponownie. Całe szczęście, że cios nie skończył się na szyi, a na plecach. Yatagarasu spiął się, zaciskając zęby, nie miał nawet czasu pomyśleć, co mogło wywołać w tej okolicy tak palący i szczypiący ból. Czyżby ten przeklęty zabójca był zaopatrzony w wisterie?
Niczym ranne, dzikie zwierze Yatagarasu ruszył ku wyjściu z zamiarem staranowania każdego, kto tylko znajdzie się na jego drodze — w końcu te drzwi były jedynymi, którymi mógł bezpiecznie opuścić posiadłość — i ten przeklęty pokój.
Właśnie wtedy ujrzał Asano, jakby cały czas, próbował wyprzeć z umysłu tę parszywą informację o jej obecności. Szare tęczówki zatrzymały się w jej spojrzeniu, jakby starał się przekazać jej jakąś informację. Jednakże nie potrzebowali żadnych słów, aby zrozumieć, w jakim położeniu właśnie się znaleźli i co tak naprawdę musieli teraz zrobić.
Wziął wdech, patrząc na błyskającą w jej dłoni klingę. Chciała go zaatakować? Jednym ruchem złapał ją za nadgarstek, blokując ostrze i pociągnął drobne ciało w swoją stronę. W ten niewinny ułamek sekundy, gdy jego usta znalazły się blisko jej skóry ucha, znów wypuścił w nie gorące powietrze, a Asano mogła być pewna, że uśmiechnął się na to zbliżenie; że w tej nic nieznaczącej dla czasu sekundzie jego wargi tknęły odsłoniętego przez włosy płatka.
— Ty gonisz.
Szepnął niczym w zabawie w berka — po tych jakże słodkich słowach pociągnął ją jeszcze mocniej, tak aby jej ciało zostało przeciągnięte po jego prawej stronie; aby wyglądało to jak najbardziej naturalnie, zamachnął się na dokładkę w stronę twarzy Asano z zamiarem drobnego zadrapania, choć tak naprawdę nie skupił się na precyzyjnym ataku (do końca nie wiedział jaką część skóry dziewczyny skaleczył i czy w ogóle). Rzucił się pędem przez posiadłość. Wewnątrz zrobiło się głośno. Ludzie nie byli do końca przekonani, co tak naprawdę się dzieje, ale bez dwóch zdań zapanował rwetes. Poruszający się pomieszczeniami młody mężczyzna, nie pomagał; zdawało się, że każdy uchodził mu z drogi. Miał prostą drogę. Bardzo szybko wypadł na skąpane nocnym światłem podwórze.
RANY:
• Długie, poprzeczne rozcięcie na plecach — zatrucie wisterią [poziom 2]
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Co robić co robić co robić co robić
Ty gonisz.
- Trafiłem go! Dostał wisterią i jest ranny! - krzyknął Kakuno podnosząc się z ziemi. To właśnie triumfalne krzyki Atsuhi wyrwały ją z transu, w jaki wpadała podczas walki. Nie czekała ani chwili. W następnej sekundzie ruszyła za demonem w pogoń. Każda chwila była tutaj na wagę złota.
- Zajmę się nim! Zorientuj się czy działał sam! - Odkrzyknęła i obojętnie co odpowiedział Kakuno już jej nie było. Wypadła przez drzwi biegnąc za demonem. Ludzie, którzy umiejętnie schodzili z drogi uciekającemu, czarnemu kotowi, nie byli już tacy łaskawi dla Rin. Przepychała się przez nich i chociaż szło jej sprawnie; miała wrażenie, że wszystko trwało wiecznie. Jak gdyby świat gnał do przodu, a tylko ona została spowolniona. W końcu jednak dopadła do okna, przez które wyskoczyła bez żadnego zastanowienia. Wtedy go zobaczyła. Czarną sylwetkę o długich, lśniących w świetle księżyca włosach. Wyglądał niczym uosobienie ciemności, jak gdyby tak naprawdę nie był prawdziwy. Biegł przed siebie, w stronę lasu. Uciekał, a ona musiała go dogonić. Musiała czy może jednak chciała? Kto teraz był drapieżnikiem, a kto ofiarą. Nie myślała, tylko działała. Jak zawsze podczas walki wyłączała inne instynkty. Tak jak polujący demon odbiła się od ziemi biegnąc za nim ile sił w nogach.
- Ku no kata: Suiryū Shibuki - Ran - wypowiedziała cicho, a jej ruchy stały się jeszcze bardziej precyzyjne. Oddech wody otulił jej stopy pomagając w biegu; przypominając opadające na ziemię krople wody. Deszcz, Ame. Przyspieszyła, kiedy kroki na nierównym podłożu stały się dziecinnie łatwe. Rintarou był szybki, jednak nie wystarczająco. Zbliżała się do niego nieubłaganie. Jej obydwie dłonie spoczęły na katanie, a ta praktycznie sunęła po ziemi u jej boku. Szykowała się do ataku. - Yaatagarasuuu! - Ryknęła na niego ze wściekłością malującą się w jej ciemnoniebieskich oczach. Demony miały wiele twarzy. Ludzie także. Wyczekała ten jeden moment, w którym odwrócił się, żeby na nią spojrzeć. Wybiła się skacząc na niego. Jej śnieżnobiałe ostrze było pierwszą linią kontaktu i nim się obejrzał wbiło się tuż nad jego obojczykiem z przerażającą łatwością. Został przewrócony na plecy i przygwożdżony do chłodnej trawy. Rin wpadła prosto na niego, całym swoim ciałem. Siedziała teraz na jego torsie; jej obydwie dłonie zaciskały się na rękojeści katany, wzmacniając uścisk. Pochylała się nad nim, żeby zwiększyć siłę swojego ataku. Wykorzystała swoją prędkość i cały impet, jaki posiadała. Zaśmiała się. Cichutko. Był to przyjemny dla ucha dźwięk, a zarazem tak samo niepokojący.
- Złapałam Cię - powiedziała wpatrując się w niego ciemnoniebieskimi tęczówkami. Co w nich zobaczył?
Kap, kap, kap.
Pozostawieni na terenie posiadłości mężczyźni, odzyskali zainteresowanie sytuacją w momencie, gdy niezidentyfikowana, wyskakująca przez okno sylwetka puściła się w dziką, szaleńczą pogoń. Jeden z obserwatorów rozchylił wargi (wyglądał na osłupionego), a drugi zdawał się chcieć coś powiedzieć, jednak, zanim z jego ust wyrwało się jakiekolwiek słowo, szczupła postać uzbrojona w broń przekroczyła granicę terenu posiadłości: — Asano?
Yatagarasu nie zwalniał. Jego spięte włosy niosły się wiatrem, łącząc synergicznie luźnymi rękawami szaty. Wszystko zdawało mu do tej pory sprzyjać, choć czuł się odrobinę zawiedziony. Czy naprawdę Ame go nie dogoni? Znajdował się już kawałek od rezydencji, powinna już się przy nim znaleźć. Nie spodziewał się, że będzie zmuszony dawać jej fory, ale wszystko na to wskazywało. Kątem oka spoglądnął za siebie. Właśnie w tamtej chwili dostrzegł błysk — odbił się od wiszącego nad ich głowami okrągłego księżyca. Wypowiedziane nisko imię stało się bezlitosnym zwieńczeniem nadchodzącego ataku.
Obrócił się — być może za bardzo odsłaniając klatkę piersiową. Miał zamiar się z nią podroczyć, rzucić bezczelny komentarz i pognać w mroczny las. Wszystko jednak się zmieniło, gdy kobieta przyspieszyła i jednym susem doskoczyła do pędzącej przed nią sylwetki. Wtedy świat zdawał się runąć, a kolejne zdarzenia nastąpiły po sobie jak uderzające kostki tkniętego niewinnie domino.
Upadł na plecy – nawet tego nie zarejestrował, choć ból, który dotychczas czuł, zdecydowanie się pogłębił. Dłonie Yatagarasu opadły swobodnie na ziemię, a palce tknęły suchą trawę. Delikatny ciężar napierający na jego klatkę piersiową nie dawał mu wyboru. Musiał spojrzeć przed siebie.
Pomimo wszechobecnej ciemności bez problemu dostrzegł delikatną twarz łowczyni. Jej pochmurne spojrzenie iskrzyło w wolno rosnącej ekscytacji niczym przejawiające się zza zachmurzonych chmur błyskawice. Słodki szept spowodował, że odchylił głowę i zmrużył oczy. Jego długie związane włosy rozsypywały się teraz na trawie niczym rozlana farba rzucona przez chaotycznego, natchnionego artystę.
Złapała go.
— Jednak czegoś cię w tej szkółce uczą.
I choć właściwie pozwolił sobie na niewinną pochwałę względem jej umiejętności, wciśnięte w jego obojczyk ostrze przypomniało się o sobie krótkim, urwanym bólem. Skrzywił się, gdy Ame z tryumfem w oczach i łobuzerskim uśmiechem, pogłębiła ranę, powodując odrętwienie jego prawej ręki. Dziewczyna mogła dojrzeć, jak jego mięśnie twarzy spięły się lekko, a w dotąd zimnym kolorycie spojrzenia pojawia się zalążek, nikły cień ludzkiego odczucia – cierpienia.
— Jak na kogoś tak sztywnego, wydajesz się nie najgorszą aktorką — zaczął półszeptem.
Czy powinien być zadowolony z faktu, że dostrzegał jej uśmiech, gdy sprawiła mu fizyczny ból? Coś upadło na jego policzek. Z początku tknęło niewinnie jego naskórek, spływając leniwie w kierunku podbródka. Potem tknęło go coś znowu i znowu. Każde kolejne niosło za sobą intensywność kuszącego zapachu. Yatagarasu nie oderwał od niej spojrzenia do momentu, kiedy powaliła go na ziemię. Dzięki temu mogła w końcu zobaczyć z bliska, co działo się z jego tęczówkami.
Zmętniona szarość została zatopiona wściekłym szkarłatem, który mienił się jak rubiny w krystalicznej rzece. Jakgdyby zaczął szybciej oddychać. Nieznacznie. Zamknął oczy i zaśmiał się; jego przygwożdżone ciało zadrżało, a i siedząca na jego sylwetce dziewczyna zadrżała razem z nim. Kolejny raz odsłonił przed nią potwora.
— Asano!
Gdzieś za jej plecami dobiegł niezidentyfikowany okrzyk. Do kogo należał? Czy Atsuhi już do nich dobiegał? Czy krzyczał ktoś z ludzi pozostawionych na ogrodzie? Yatagarasu najwidoczniej nie zamierzał ryzykować.
Gotowa na przedstawienie? — Mówił jego wzrok, choć właściwie nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. Yatagarasu spoglądał na nią tajemniczo; ciemna grzywka osłaniała mu oczy. Uśmiechnął się żartobliwie, szepcząc:
— Skacz.
Po tych słowach sięgnął do znajdującej się po jego boku katany, wyciągnął ją w okamgnieniu i zamachnął się w kierunku jej głowy. Gdyby walczyli teraz naprawdę, nie pozwoliłby wyjąć ostrza ze swojego ciała, zapewne drugą ręką przytrzymałby nichirin przy obojczyku, znosząc wzrastający ból, byle tylko spowolnić przeciwnika, bądź w najlepszym wypadku pozbawić go oręża, gdy ten musiałby zdecydować czy woli zachować głowę, czy jednak lżej będzie mu bez niej. Teraz ją ostrzegł, co było już dla niej wielką przewagą. Kidy tylko wyrwała z jego torsu ostrze, Yatagarasu podniósł się nieudolnie na nogi. Jedna z dłoni naciągała materiał zakrwawionej szaty, powiększając dekolt, jakby chciał wszystkim wokół udowodnić, jak wielką ranę mu sprezentowała. Zaśmiał się szaleńczo, naprawdę dodając do tego dźwięku nutę obłędu, oczy błyskające szkarłatem nie pomagały, poplamiona krwią twarz również, rozburzone po upadku włosy... też. Wymierzył w jej stronę ostrze, a Asano mogła dostrzec, jak jej jasność zdaje się znajoma — nichirin. Gdyby tylko w jego dłoni nabrała odpowiedniego koloru, wyglądałaby jak wszystkie te, które obserwowała u zabójców.
— Żałosne! Myślisz, że mnie powstrzymasz?! — zagrzmiał niczym wzorowy antagonista w akompaniamencie kolejnego wściekłego rozbawienia.
Zanim zamachnął się w jej kierunku, poruszył ustami, szepcząc do siebie ledwie słyszalnie „prawo". I właśnie w tamtą stronę wysforował ostre. Tak wyprowadzili kilka ciosów (nie bezpowodu Yatagarasu ciągnął starcie w stronę lasu). Czas naglił, dlatego po jednym z ataków rzucił się w głęboką ciemność, jak gdyby przeraził go kolejny napływający głos zza jej pleców. Teraz mógł mieć jedynie nadzieję, że Asano rzuciła się za nim pędem.
RANY:
• Długie, poprzeczne rozcięcie na plecach — zatrucie wisterią [poziom 2]
• Przebicie na wskroś w okolicy obojczyka [poziom 3]
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
To nie jest prawdziwe polowanie. Opanuj się.
- Kto powiedział, że to akt - odparła momentalnie, naśladując jego przyciszony ton. Zwracali się do siebie, jak gdyby rzeczywiście byli na jakimś przedstawieniu i nie chcieli zakłócać reszcie widowni zapierającego dech w piersiach przedstawienia.
- Chciałbys mnie zjeść, Yatagarasu? - Szept sam wyrwał się z jej pełnych, odrobinę rozchylonych ust. W którymś momencie jej wolna dłoń znalazła się na jego zakrwawionym policzku i delikatnie, samymi opuszkami palców, roztarła własną krew na jego chłodnej skórze.
- Asano!
- Rin krwawisz - zauważył, a jej wolna dłoń mimowolnie powędrowała do swojej szyi. Poczuła coś ciepłego i lepkiego. Nie za bardzo przejęła się swoim stanem.
- To nic takiego. Upewnię się, że uciekł. W posiadłości wszystko w porządku? - Odparła a jej ciemnoniebieskie tęczówki przeszukiwały już cienie pobliskich drzew. Blade światło księżyca nie było łaskawe dla jej ludzkich oczu.
- Tak. No… No dobra, ale uważaj na siebie. Będę w środku. Moja rodzina też tutaj jest.
Potknęła głową znikając w miejscu, gdzie wcześniej umknął jej demon. Szła przed siebie wysilając swój słuch. WIedziała, że Atsuhi odpuścił. Została sama. Ona i ciemność. A może ktoś inny czaił się w okolicy? Brnęła przed siebie starając się go odszukać. Miała okropne wrażenie, że coś się powtarzało. Znaleźli się w tej samej sytuacji, która miała miejsce przed rozpoczęciem ich wspólnej misji.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Fakt, że kilkanaście minut miarowego marszu wystarczyło, aby rozmowy i dźwięki dobiegające z zajazdu ucichły, tylko potwierdzał złowieszczość tego miejsca. Nikt nie usłyszałby jej wołania o pomoc. Las nie oferował niczego dobrego; okrągły księżyc nisko wiszący na niebie w ogóle nie był widoczny z perspektywy Ame — gęste korony drzew splatały się nad jej głową, tworząc niemożliwą do przebicia warstwę liści i gałęzi. Którędy więc przeciskały się te chłodne powiewy, skoro wokół niej znajdowało się tyle krzewów i grubych pni drzew? Pozostawiona sama sobie mogła jedynie kroczyć przed siebie, licząc na swój zmysł i przeczucie. Oczy wolno przyzwyczajały się do gęstej czerni.
Każde mijane drzewo było takie samo; wykrzywione i upiorne, jak gdyby jakieś cierpienie zamroziło i zatrzymało je w ostatnim krzyku cierpienia. Co chwile na drodze Asano pojawiały się wystające konary i niskie, rozłożyste krzaki. Jedna z gałęzi zaplątała się we włosy, druga tknęła złowrogo jej policzek, pozostawiając na skórze białą smugę, która z pewnością za jakiś czas nabierze różowego, wściekłego koloru.
— A więc gdzie on jest? Dowiedziałeś się czegoś?
Już po kilku minutach dobiegł ją pierwszy głos. Niski, trochę skrzekliwy — na pewno nie należał do nikogo, kogo mogła znać.
— Właściwie, okazało się, że go tu nie było. Zdarza się. — Ten głos mogła rozpoznać. Z pewnością należał do Yatagarasu.
Im się zbliżała tym jej spojrzenie, mimo iż pogrążone w najciemniejszych ciemnościach, mogło wyraźniej dostrzec poruszające się sylwetki. Znajdowały się już niedaleko. Wyglądało na to, że grupka liczyła czterech osobników.
— Ty pierdolony śmieciu, nawet mnie nie wkurwiaj!
— Uspokój się. Może naprawdę go tu nie było.
— Spójrz na jego gębę i powtórz to jeszcze raz! Ten zasrany szczur stroi sobie z nas żarty. Od miesiąca nie potrafi jednoznacznie powiedzieć, gdzie przebywa Pajęczak, a był jedyną zasraną osobą, która miała z nim bliski kontakt!
— W sumie teraz sobie przypominam. Chyba coś wspominał, kiedy ostatni raz z nim rozmawiałem, jak bardzo musi nadrabiać za was inteligencją. Teraz już się nie dziwię, że tak po prostu zwiał.
— Rozpierdolę cię! Poćwiartuje i zakopie!
Jeden z cieni złapał drugiego i cisnął nim o pień drzewa, a w ruch za tym uderzeniem gałęzie poruszyły się ponuro nad ich głowami. Dwa pozostałe cienie też się zbliżyły, jeden uniósł dłoń, a nawet w tak mętnej ciemności błysnął ostry, wielki pazur.
RANY:
• Długie, poprzeczne rozcięcie na plecach — zatrucie wisterią [poziom 2]
• Przebicie na wskroś w okolicy obojczyka [poziom 3]
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Ej! Słyszałem coś! - Zareagował jeden z nich. Było jednak za późno. Ame nie czekała ani chwili dłużej. Pomknęła przez noc prosto na swoich przeciwników. Jej ciemnoniebieskie tęczówki zalśniły w bladym świetle księżca, kiedy z pełną szybkością wpadła na pobliską polanę. 1, 2, 3 przeciwników. Trzech i pół, jeśli nie liczyć jej demoniego informatora.
- Shi no kata: Uchishio - rzuciła poruszając się zgrabnie niczym nurt rwącej rzeki. Od razu przeszła do ataku. Element zaskoczenia działał na jej korzyść. Nim wszyscy, oprócz Yatagarasu, się zorientowali wpadła między nich wymachując swoim ostrzem Nichirin. Ryk rozległ się na polance, kiedy doskoczyła do pierwszego demona. Tego, który cisnął jej demonem o pień drzewa. Tylko ona mogła go tak traktować. Nie jakiś nic nie warty śmieć. Jeden zamach, jedno cięcie. Głowa demona została oddzielona od reszty tułowia i z głuchym trzaskiem spadła na trawę. Końcówka jej katany niebezpiecznie przecięła powietrze tuż przed szyją Yatagarasu. Ame nie traciła jednak czasu. Od razu ukucnęła wykonując kolejne cięcie w stronę demona, który znajdował się tuż za nią. Była to również forma uniku, gdy ten w końcu wyrwał się z osłupienia próbując ją zadrapać. Ścięła jego nogi w kolanach, a ryk bólu ponownie rozlał się po polanie. Skrzywiła się mimowolnie, jak gdyby zranił jej uszy. Jęknęła cicho mając okropną ochotę zasłonić się przed głośnym dźwiękiem. Delikatne zawroty głowy pojawiły się niespodziewanie. Była jednak zbyt pochłonięta walką, żeby się tym przejmować. Odruchowo rzuciła się na ostatniego demona. Zamierzał uciekać, a może się bronić?
- Chodź, dołączysz do Pajęczaka. On też stracił głowę - powiedziała z lekkim śmiechem w jego stronę rozpoczynając ostatni, kolejny atak.
- Co tak stoisz! - Krzyknął ostatni stojący demon do Rintarou. Oczywiście nie licząc tego tarzającego się po ziemi bez nóg. - Atakuj!
Rany:
- Krwawiącą rana szarpana na szyi - 1 stopień.
- Rozcięty policzek - 1 stopień.
- Lekkie ogłuszenie - 1 stopień.
W końcu odezwał się trzeci demon, wyglądając przez ramię w niewidoczne nikomu gęstwiny. Położył nawet rękę na ramieniu towarzysza, który zgniatając w dłoniach szatę Yatagarasu na wysokości obojczyków, przytrzymywał go uparcie przy drzewie. Był tak wściekły, że nawet jej nie poczuł, nie zareagował też na to ostrzeżenie w żaden inny sposób. Gapił się jedynie wyzywająco w znajdującego się przed nim informatora, jakby miał wypalić mu twarz samym spojrzeniem. Głupkowaty uśmieszek na jego wargach nie pomagał — wydawał się wytrącony ze wszelkich możliwych granic. Bulgotał jak rozgotowana konfitura.
Wtedy też wydarzyło się kilka rzeczy naraz. Yatagarasu usłyszał delikatny dźwięk zbliżających się kroków, lekkich niczym piórko, a jakże jednocześnie bezwzględnych. Gdy oderwały się od ziemi, włożył całą swoją zgromadzoną siłę w odepchnięcie natręta, jak gdyby przeczuwał, co niebawem się wydarzy. Błękitny błysk i napływające zewsząd bezlitosne cięcia nie pozostawiały już żadnych pytań — one spieszyły z odpowiedzią. Były ostre niczym żyletka, jedna z tych szybkich ruchów wytworzyła wielką szramę na szyi stojącego przed Yatagarasu demona, na co ten poczuł zimny niepokój w okolicy kiedyś bijącego ludzkim życiem serca. Podmuch odciął głowę, jak gdyby ta była zrobiona ze słomy. Nie pozwoliła mu nawet na wypowiedzenie ostatniego słowa; bezwładny korpus zsunął się słabo na kolana, chwile później przewalając na ziemię u stóp Yatagarasu. Ich oczy się spotkały. Długowłosy demon obserwował łowczynię uważnie, a ona uważnie patrzała na niego, dokładnie tak, jakby kolejny ruch miał być zarezerwowany wyłącznie dla niego. Czyżby w tym momencie chód w jego ciele objął również opuszki palców?
Wtedy zabójczyni bez słowa odbiła się miękko i jednym susem pozbawiła drugiego demona nóg, tańcząc z nichirin w dłoni, jak gdyby ostrze nie było bronią, a przepięknym rekwizytem. Przeraźliwy ryk stał się jedynie preludium do niechybnej krwawej rzeźni. Yatagarasu nawet nie drgnął, gdy krzyczący demon opadł pozbawiony części ciała na trawę — jedynie uniósł podbródek, pozwalając okrutnemu spojrzeniu lustrować żałosną, pełzającemu robalą sylwetkę. Wygadał jakby odgrywający się na jego oczach koszmar, sprawiał mu przyjemność. Nie wyglądał, jakby mu w żaden sposób współczuł.
— Co tak stoisz?! Atakuj!
Yatagarasu spokojnie, nawet się nie spiesząc, skierował wzrok w kierunku żywego demona i przechylił głowę, uważnie mu się przypatrując. Ten widok jedynie go rozzłościł. Jedyny stojący na nogach przeciwnik nie zdecydował się uciec — zapewne wyszedł z założenia, że nawet jeśli jeden z ich kompanów pozostał ranny, wciąż mieli przewagę liczebną. Ale kiedy do tego doszło, że został sam, a jego pobratymiec, zamiast rzucić się w wir walki, stał spokojnie pod drzewem i ironicznie patrzał mu w twarz? Jego milczenie zresztą nie wróżyło niczego dobrego.
W końcu musiał zdać sobie sprawę, że nie może liczyć na jego pomoc, więc w szaleńczym ataku rzucił się na kobietę, a jego dłonie obrosły wielkimi, szpiczastymi ostrzami. Zaczął atakować i odbijać jej ciosy — nawet całkiem skutecznie. Yatagarau obserwował ich starcie, zauważając, że nie czuje wobec jej umiejętności obawy. Jakby wcale nie wątpił w wygraną Ame. Stał na uboczu. Nie zamierzał wtrącać się w ten konflikt interesów. To była jej potyczka. Jej ofiary. On jedynie wyciągnął pluskwy z bagna.
Kątem oka dostrzegł jak pozbawiony nóg demon, zaczyna się czołgać w jego kierunku. Bez zawahania do niego podszedł, ignorując dźwięki co chwila odbijanych o siebie ostrzy i wrzawy wciąż rozgrywającej się walki.
— Sprzedałeś nas...
— To samo zrobiłem z Pajęczkaiem. Ale tak. Sprzedałem. Tak to działa. Wygrywa ten, który zaoferuje mi więcej. Rynek w dzisiejszych czasach jest dość ruchomy.
— Pierdolona suka.
Jednym ruchem przycisnął mu buta do policzka. Zimny cień oblał delikatny uśmiech Yatagarasu — wcale niepasujący do bezwzględnego spojrzenia. Demon warknął rozjuszony, a jego twarz wgniotła się głębiej w ziemie; wypluł parę grudek.
— Ufasz łowcom, jaki ty żałosny. Przejedziesz się na tym. Pewnie już się zakadają, który pierwszy pozbawi cię łba.
— Miło z twojej strony, że się o mnie martwisz, ale jestem dużym chłopcem. — Trzymane przez cały czas ostrze rozbłysło w dłoni Yatagarasu (tuż przy twarzy demona), odbijając w klindze okropna upokorzoną twarz. Przytrzymywany potwór roześmiał się głośniej. Najwidoczniej nie był świadom, że Yatagarasu posiada nichirin.
— I co mi niby zrobisz tym śmiesznym mieczykiem? Nie boje się bólu.
Informator nie odpowiedział, patrzał na niego tajemniczym, acz niepoprawnym wzrokiem. Nie wykonał jednak żadnego ruchu, choć przytrzymujący przez niego demon, powodował, że zaswędziała go dłoń.
W tym samym czasie walczący wciąż z Asano przeciwnik lawirował między jej atakami. W pewnym momencie znikając i pojawił się za plecami dziewczyny, jak gdyby użył tajemnej sztuki teleportacji. Uzbrojona w potężne pazury, owłosiona łapa wysforowała się w kierunku jej pleców, dokładnie w lewą stronę. Najwidoczniej chciał przebić się przez klatkę piersiową i wyrawać serce.
RANY:
• Długie, poprzeczne rozcięcie na plecach — zatrucie wisterią [poziom 2]
• Przebicie na wskroś w okolicy obojczyka [poziom 3]
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Ostatnie słowa - powiedziała do demona leżącego na ziemi, jednak nie zamierza na nie czekać. Przyłożyła katanę ostrą stroną do jego szyi i nie zważając na jego protesty czy krzyki zaczęła powolnie ścinać jego szyję. Wyglądała niczym mała dziewczynka grzebiąca patykiem w mrowisku. Była z siebie dumna. Już po chwili dokończyła dzieła i szybkim ruchem wytarła zakrwawioną klingę w parujące ciał demona. Schowała ją stojąc jeszcze tak w ciszy kilka dłuższych chwil. Jej klatka wciąż falowała w przyspieszonym tempie, kiedy próbowała uspokoić oddech. Wzięła głębszy wdech odwracając się do stojącego obok Yatagarasu. Był od niej wyższy, więc musiała zadrzeć ku górze swój zgrabny nosek.
- Przeszedłeś samego siebie - komplement zabrzmiał dziwnie trochę niechętnie, jednak całkiem szczerze. Rzeczywiście była zdumiona jak sprytnie wywiązał się ze swojej części układu. Wiedziała, że korpus Zabójców nie byłby łaskawy na takie interesy, dlatego też umyślnie odesłała swojego kruka. Pilnowała, żeby nikt ich nie podejrzewał, ani nie był świadkiem całego zajścia. Nie mogła mieć pewności jednak jak było z demonami. Niby były jednym gatunkiem, a z drugiej strony tak często grały wbrew sobie. Nie był to pierwszy raz kiedy widziała jak stawał naprzeciw sobie z błahych powodów lub własnego widzimisię. Czyżby chodziło o ego i dumę? Była pewna, że Yatagarasu miał jej sporo. - Dobrze się bawiłeś? - Wymsknęło jej się, kiedy w końcu odwróciła wzrok zdając sobie sprawę, że tak bezceremonialnie się na niego gapiła.
Rany:
- Krwawiącą rana szarpana na szyi - 1 stopień.
- Rozcięty policzek - 1 stopień.
- Lekkie ogłuszenie - 1 stopień.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Oczywiście nie zaprotestował, gdy ostrze z niebywałą wprawą wbiło się w krtań oponenta. Wrzaski, jakie wypełniły otoczenie, zdawały się przenikać przez jego skórę do wnętrza organów – przez chwilę miał wrażenie, że to jego ciało krzyczy, że to on drży w spazmach tego wielkiego cierpienia, jednakże był nieruchomy. Tak dugo aż okrągła głowa nie poruszyła się swobodnie pod jego butem.
Yatagarasu przypatrywał się tej egzekucji naprawdę chłodno, niczym weterynarz przyglądający się rodzącym dwugłowym kociakom — z leciutkim poczuciem zainteresowania, ale nic nie powiedział. Gdy ciała zaczęły rozpływać się w powietrzu, niemal zlewając się z otaczająca ich ciemnością, spoglądał jedynie, jak drobinki — wcale nie większe od ziarenek piasku — unoszą się i znikają na granicy rozłożystych koron drzew. Tylko tym był. Szablonem bez podstawy. Nie miał nawet własnego ciała, które po śmierci mogłoby zgnić w ziemi, albo spłonąć w gorących ogniach, pozostawiając po sobie ślady kości czy popiołu. Po nim nie miało zostać nic. Jakby ktoś za sprawą magicznej gumki wymazał go z tej rzeczywistości — po prostu. Jak gdyby nigdy nie istniał. Nikt nie znalazłby nigdy dowód jego istnienia. Z tym czym się narodził, odszedłby jak dym puszczony w puste niebo.
— Przeszedłeś samego siebie.
— Tak sądzisz?
— Jak się bawiłeś?
Wtem padło to znaczące pytanie, na które pozwolił sobie ją otaksować. Nie różniła ich zbyt wielka różnica wzrostu, ale jej uroczy zadarty nosek, nieco go rozbawił — rozjaśnił wyblakła dotąd twarz półprzeźroczystym kolorem. Demon przekrzywił głowę, a wyróżniająca się blada cera z tym pustym wzorkiem stała się trochę niepokojąca. Jej krew rozmazana na policzku nie poprawiała ogólnego wizerunku. Nie odrywając od zabójczyni wzroku, ulokował katanę na powrót przy swoim boku, wtedy też zdawała się obrócić wzrok. Nie na długo. Nagły ścisk na wysokości przedramienia był jak wylany na głowę kubeł zimnej wody. Palce, które ostrzegawczo ją pochwyciły, poluźniły się i subtelnie przesunęły się w dół – w ślad fioletowo-niebieskich żył i ścięgien znajdujących się na jej nadgarstku. Gdy chłodne opuszki dosięgły wnętrza jej dłoni, łowczyni mogła poczuć, że przy jej skórze pojawia się coś twardego, o łagodnych kształtach. Yatagarasu bez słowa zmusi ją do zaciśnięcia pięści, pozostawiając niezidentyfikowany obiekt w jej opatrzności.
— To jak pytać rybę, jak się jej żyje w rzece. — Odparł z haczykowatym uśmiechem na wargach. — Wróć z tym do rezydencji. Oddaj to Reijiemu. Najlepiej przy świadkach. Wziąłem to z jego stoika, aby nadać sobie motyw. Powiedz wszystkim, że mnie dorwałaś i wróciłaś z tym, co ukradłem. Że się mnie pozbyłaś. Powinniście oboje być oczyszczeni z podejrzeń, o ile w ogóle ktoś śmiałby was podejrzewać.
Puścił jej dłoń i zrobił krok w tył. Wcale nie wyglądał na rannego, choć wielka plama rozciągająca się pod jego prawym barkiem, wyglądała naprawdę paskudne – ciemność na szczęście nie podkreślała aż tak bardzo wagi tego obrażenia.
— I cóż mogę rzec. — Rozłożył ręce i zaśmiał się krótko. — Do zobaczenia. Kiedyś.
Kiedy się cofał, patrzał w jej twarz, a gdy ciemność pożarła jego sylwetkę, rzucił się w mroczny gąszcz. Nie dało się słyszeć jego przyspieszonych kroków, żadnego ciężkiego oddechu. Tylko gdzieś co jakiś czas drżała gałąź.
Gdy Ame postanowiła spoglądnąć, co skrywały jej palce, dostrzegłaby naszyjnik — na pierwszy rzut oka zwyczajny. Jednakże w świetle, na okrągłym płaskim wisiorku widniały znaki mówiące: „Twój na zawsze Reiji”.
RANY:
• Długie, poprzeczne rozcięcie na plecach — zatrucie wisterią [poziom 2]
• Przebicie na wskroś w okolicy obojczyka [poziom 3]
— zt.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Tak.
- Yatagarasu - pożegnała go fałszywym imieniem; jedynym jakie poznała. Kiedyś wydawało się okropnie długim szmatem czasu, jednak wiedziała, że ich kolejne spotkanie w końcu nadejdzie. Przecież połączyła ich obietnica. Obietnica śmierci Yatagarasu właśnie z jej rąk. Przyrzekła, że kiedyś pozbawi go głowy i nie zamierzała rzucać słów na wiatr. Była to groźba, ale także prośba z jego strony. Tak ją odebrała. Kolejna umowa, która wciąż trwała. Teraz i do tego momentu, kiedy na zawsze się rozstaną i wspólne chwile, wspólne przygody i wspólne tonięcie w oceanie mroku pozna swój kres. Koniec był bliski, a zarazem tak daleki. Czy Yatagarasu zdecyduje się zabrać ją ze sobą w nicość, kiedy jego tułów zostanie pozbawiony głowy? Kiedyś Rin na pewno się o tym przekona. Była tego pewna.
Rany:
- Krwawiącą rana szarpana na szyi - 1 stopień.
- Rozcięty policzek - 1 stopień.
- Lekkie ogłuszenie - 1 stopień.
zt
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
A może to kwestia tego, że miałem słabość do jasnych włosów i mój mózg podświadomie podsuwał mi takie skojarzenia. Drugą osobą był starszy brunet z siwymi pasmami, lekko zmarszczony z cynicznym uśmieszkiem na twarzy i pogardliwym spojrzeniem na wszystkich dookoła. No nic wielkiego w końcu im bardziej zamożnym się jest i ma się wyższy status społeczny, tym bardziej spogląda się na szarych ludzi z wyższością, a ich życia ma się za nic ciekawego. Czemu ludzie godzili się na taki stan rzeczy, że sami żyli skromnie, żeby garstka mogła żyć w luksusie. Pewnie jak gdyby nigdy nie przeszliby dalej i nawet się nie zatrzymali, ale jakiś mężczyzna wyszedł na środek, machając rękami, był bardzo mocno zdyszany i ledwo stał na nogach, ale przyodziany był w dworskie szaty i na pewno nie należał do gminu, więc co tutaj robił bez obstawy i pieszo?
- Wielmożny... Suguwara-Kakka... Proszę przemyśleć... jeszcze raz swoją decyzję... Ja uniżony sługa... proszę w imieniu mojego rodu. - Mężczyzna o brązowych długich włosach miał problem ze złapaniem oddechu i musiał mówić z przerwami, momentami wyglądał, jakby miał dostać zawału i był cały czerwony na twarzy. Padł na kolana i pokłonił się głęboko, błagając ekscelencję o rozważenie swojej decyzji, w jego głosie było słychać desperacje i bezsilność. Widać musiało to być coś bardzo ważnego, skoro był gotowy posunąć się do takiego poniżenia na oczach wszystkich. Obróciłem się w stronę całego przedstawienia, trzymałem czarkę z herbatą na wysokości ust i przyglądałem się uważnie wszystkiemu. Raczej stroniłem od arystokratów i rodów samurajskich, nie chciałem, żeby ktoś mnie rozpoznał i zawiadomił moich rodziców. Ale od samego patrzenia raczej nic mi nie grozi, a byłem ogromnie ciekawy, o co taka wżawa. Czyżby mogło chodzić o mariaż, ojcowi nie podobał się kandydat i pod użyciem groźby został zmuszony do wydania córki? Wyposażeni w zbroje samurajowie skierowali swoje włócznie stronę mężczyzny, a dwóch łuczników naciągnęło cięciwy. Czekali, aż ich pan przemówi i określi swoją wolę, byli gotowi odebrać życie nawet komuś z arystokracji. Nie miało to dla nich żadnego znaczenia byli narzędziami w rękach swojego Pana.
- Kusakabe-san wstań i nie przynoś hańby swojej rodzinie. Powinieneś się cieszyć z tego, że to właśnie Twoja córka została wybrana. Zostaliście skąpani w blasku chwały i w promieniach słońca narodu... Jeszcze raz przemawiam do twojego rozsądku, usuń się z drogi i zaakceptuj ten fakt albo cały twój ród poniesie karę za sprzeciw. - Ekscelencja mówił podniosłym i pozbawionym emocji tonem, tak jakby w ogóle nie słyszał rozpaczy w głosie swojego rozmówcy, czy na dworze panowała, aż taka znieczulica? Widziałem, że szatyn toczył właśnie teraz wewnętrzną walkę z samym sobą, w końcu to już nie była zabawa. W tym wyborze nie było zwycięskiej strony, ale musiał coś wybrać.
- Dziesięć... Dziewięć... Osiem... Siedem... Sześć... - Suguwura wywierał na nim coraz większą presję, nic dziwnego, że Kusakabe nie był w stanie dokonać wyboru i dalej tkwił w głęboki pokłonie z twarzą skierowana w ziemie. - Pięć... Cztery... Trzy... Dwa....- Posiwiały mężczyzna w zasadzie kończył już odliczanie, gdy nagle padł głośny rozpłakany głos. - Wstań ojcze! Nie mam do Ciebie żalu! Zajmi się naszą rodziną. -Niebiesko oka płakała, nie chciała, aby jej Ojciec poświęcił się, bo i tak to nic nie zmieniało, ale rodzice już tak mieli, że byli gotowi zrobić wszystko dla swoich pociech. Jednak Starzec nie przerwał odliczania i głośno zakrzyknął. - Jeden!... Strzelać, poślijcie go w objęcia Bogini. - Ojciec tej kobiety nie był w stanie się tak szybko podnieść, jedyne co zdołał zrobić, to unieść tułów do pionu, z resztą było widać, że szlachcic nie zamierzał darować mu sprzeciwienia się. Rozległ się głośny rozpaczliwy krzyk młodej blondynki, której nie pozostało nic innego jak oglądanie rozstrzelanego ojca. Współczułem mu i jego rodzinie może to dlatego zachowałem się tak, a nie inaczej? Puściłem, glinianą czarkę spojrzałem na łuczników, na ich oczy i kierunek lśniących grotów. Naciągnąłem kaptur białego płaszcza na głowę, chwyciłem za stołek, na którym siedziałem i wparowałem na tor lotu pocisków. Wiedziałem, że celowali w jego serce, zdradziło ich spojrzenie, zasłoniłem go prowizoryczną drewnianą tarczą, a chwilę później rozległ się dźwięk tłukącego się naczynia.
- Wstawaj staruszku, bo poświęcenie twojej córki pójdzie na marne. Nie dodawaj jej kolejnych zmartwień. - Powiedziałem do niego szeptem i pomogłem mu się podnieść na własne nogi. Stołek upuściłem na ziemie i dokładnie rozejrzałem się po wszystkich tutaj wojach. - Proszę o wybaczenie wasza ekscelencjo, on po prostu był tak mocno zmęczony, że nie był w stanie usunąć się z pańskiej drogi, już z niej schodzi, a nawet sam go z niej zniosę dla waszej wielmożności.- Mówiłem spokojnym tonem, nie obawiałem się tych samurajów, nikt z nich nie mógł mi nic zrobić, ale nie mogłem puścić wodzę własnych emocji, żeby przypadkiem nie urazić zadufanego spaślaka. Zrobiłem kilka kroków przed mężczyznę tak, aby zasłonić go przed kolejnymi strzałami. Wszyscy byli mocno skonsternowani tym pokazem umiejętności, a po minach jego strażników było widać, że mieli lekkiego pietra, ale nie mogli okazać słabości, więc groźnie obnażali swoje kły. Gdy chciałem wykorzystać ten moment do zniknięcia w tłumie z panem Kusakabe, kątem oka dostrzegłem bardzo szybko zbliżającego się zamaskowanego mężczyznę w drewniakach, które kompletnie nie wydawały dźwięku. Na pewno nie był to demon, było jeszcze trochę zdecydowanie za wcześniej, więc musiał to być inny zabójca. Błysk dobywającego miecza bardzo dobrze znałem, zamierzał wykończyć szatyna, widać był sługą swojego Suguwuru, nawet po odbyciu szkolenia. Wyciągnąłem swoje ostrze i w ostatniej chwili zasłoniłem jego pchnięcie swoim mieczem, on naprawdę zamierzał zabić tego gościa i wkładał w to bardzo dużo siły i uporu.
- Nie powstrzymasz woli mojego pana, wydał na niego wyrok... Odstąp albo i ty podzielisz jego los. - Głos był zniekształcony przez maskę i kompletnie nie mogłem go rozpoznać. Ukrywał swoją twarz, ale nigdy wcześniej nie widziałem w Yonezawie kogoś z taką maską. Czułem, jak coraz mocniej napierał, aby przełamać mój blok i zatopić ostrze w swojej ofierze. - Sam lepiej odstąp, nie chce z Tobą walczyć. Więc nie zmuszaj mnie!- Jednak widziałem, że moje słowa nie docierały do niego, był zaślepiony poleceniem które padło, był jak spuszczony pies i tylko jego pan mógł go odwołać. Tkwiliśmy w impasie, którego nie sposób było rozwiązać bez polania się krwi, a tego chciałem uniknąć. Trudno byłoby potem wyjaśnić, dlaczego poharatałem jednego z zabójców i od razu przykleiliby mi łatkę zdrajcy.
- Oboro wystarczy, wycofaj się! - Suguwara odwołał chłodnym głosem swojego psa, a ten momentalnie odstąpił od swojego planu. - Następnym razem nie okaże Ci litości. - Rozpłynął się w tłumie ludzi, którzy zebrali się na ulicy, aby obejrzeć całe zamieszanie i zabić trochę czasu. Zniknął równie szybko, co się pojawił, ale straż dalej była nieufna i trzymała się w gotowości. - Dziękuje Ci nieznajomy, że jesteś taki pomocny. Faktycznie za jedwabnych zasłon nie widziałem, że brak mu tchu, aby się usunąć. Masz moją wdzięczność, dzięki tobie nie musiałem się posunąć do takich okropieństw. Zatem ruszamy, szczęścia Kusakabe... - Jego głos aż kipiał od fałszu i obojętności, był aż tak bardzo trywialny, że nawet dziecko poznałoby się na tym, ale był szlachcicem i nikt nie zamierzał kwestionować jego słów. Blondynka nie odezwała się już więcej, ale pomimo smutku w oczach, wyglądała, jakby nieco odetchnęła z ulgą. Cały pochód ruszył przed siebie, a ja zabrałem mężczyznę w bezpieczne miejsce, gdyby jednak ten cały Oboro postanowił dokończyć sprawę. Zniknęliśmy w alejkach i zaułkach, aby wyjść w kompletnie innym miejscu, tu raczej byliśmy bezpieczni, ale wolałem się upewnić i dlatego cały czas się rozglądałem. Przez całą drogę mężczyzna milczał i wydawał się nieco nieobecny, czułem się, jakbym prowadził warzywo nie człowieka.
- No dobrze staruszku, tutaj już nic Ci nie grozi. Twoja postawa była godna podziwu, ale niestety świat jest okrutny i działa w nim prawo silniejszego. Twoja córka ma racje, twoje poświęcenie niczego by nie zmieniło, przyniósłbyś tylko zgubę swojej całej rodzinie. Zresztą przecież od tego nie zginie, bo w końcu tu chodziło o jakiś mariaż prawda? - Rzuciłem luźno i obserwowałem go spod kaptura, ewidentnie cały stres powoli zaczynał z niego uchodzić i dochodził do siebie.
- To nie jest żaden mariaż, oni chcą jej użyć jak karty przetargowej. Jakby była zwykłym bydłem. - Mężczyzna mówił rozżalonym głosem, ale nie można było mu się dziwić. Zdjąłem kaptur z głowy, nie miałem już dłużej powodu zakrywać twarzy i skierowałem głowę na mojego rozmówce, który popatrzył na mnie w bardzo dziwny sposób, tak jakby zobaczył jakiegoś ducha albo demona. - Mam coś na twarzy? - Nawet przez moment pomyślałem, że może dostałem czymś w buzie i nie poczułem tego przez adrenalinę, dłonią przejechałem po niej, ale niczego tam nie było.
- Nie to nie o to chodzi, przecież ja Cię znam widziałem cię wiele razy jak byłeś mały Kagami Yuichiro. Nie da się Ciebie pomylić, jesteś zbyt unikalny, ale ty powinieneś być martwy... Bawiłeś się z moją córką Haruką, możesz tego nie pamiętać, ale tak było. - Spojrzałem na niego wielkimi oczami, no pięknie tyle lat uważania i taka wpadka przy pierwszej okazji, muszę to jakoś sprostować. Gdy wspomniał o swojej córce i podał jej imię, poczułem się jakby ktoś, otworzył mi wielkie pudło wspomnień, którego głęboko było zakopane przez te wszystkie lata. Teraz już wiedziałem, dlaczego ją kojrzyłemm, to była moja pierwsza dziecięca miłość, to jej zbierałem kwiatki i łapałem motyle, gdy spotykaliśmy się na podczas rodzinnych zebrań.
- Widziałem, jak się ruszasz. Proszę, pomóż jej. Uratują ją przed tym okrutnym losem. Zatrzymają się w rezydencji rodziny Chiba i dopiero rano wyruszą. - Mężczyzna złapał mnie za połacie płaszcza i pociągnął w swoją stronę. Nie wiedziałem, co mam mu odpowiedzieć, czy nie taki był los szlachty, że musieli się liczyć z mariażami? Ja już dawno przestałem być częścią tego politycznego świata i ukryłem się w cieniu.
- Rozumiem twój żal, ale nawet jeżeli ją uratuje, to co dalej? Przyjdą po nią i tak i wydadzą za kogoś innego. - Spojrzałem na niego badawczo, przecież musiał to wiedzieć, musiał wiedzieć, że nawet jeżeli teraz zniknie, to nie będzie bezpieczna. - Nieważne... uratuj ją, a ja już będę się martwił dalej. - W jego oczach pojawiła się nadzieja, nie mogłem tak po prostu objeść obojętnie wobec jego prośby, mogę, chociaż przynajmniej rzucić okiem i zobaczyć, co da się zrobić, przez wzgląd na stare lata i jego sojusz z moim staruszkiem. Teraz jak nawet o tym pomyślę, to chyba szykowali nas do mariażu, a przynajmniej mój ojczulek na to liczył.
- No dobrze, zrobię to. Tylko w zamian chce jednej rzeczy... Zapomnij, że mnie dzisiaj widziałeś, Kagami Yuichiro jest martwy i tak ma pozostać, jasne? A teraz wróć do domu i przygotuj wszystko do wywiezienia córki. - Szatyn jedynie skinął głową i poszedł pośpiesznym krokiem do swojej posiadłości, aby wszystko przygotować na powrót swojej córki. Wiedziałem, gdzie jest zajazd, nawet kiedyś udało mi się tam zakraść i podrzemać pod drzewami, ale wtedy nie było garnizonem dla żołdaków i ich władcy. Podszedł od strony północnej, gdzie teren był dziki i pokryty bujną roślinnościom, wspiąłem się na drzewo i korzystając z wyostrzonego wzroku, obserwowałem teren z bezpieczecznej odległości, musiałem zrobić zwiad i policzyć ilu ludzi mieli i jak ich rozdysponowali, no i przy okazji zlokalizować cel, który musiałem wydobyć, chociaż to raczej nie będzie mieć miejsca i będę musiał szukać po omacku. Jedyne czego obawiałem się w całym tym przedsięwzięciu to ten gnojek w masce, był ode mnie niższy nic dziwnego, że atakował z zaskoczenia. Musiałem mieć dobry plan, jeżeli chciałem wyjść z nią stamtąd w jednym kawałku. On na pewno czeka gdzieś w ukryciu, przy swoim panie, aż zostanie spuszczony ze smyczy.
albo ją przed sobą stworzę
Tak jak ci cholerni okultyści z okolicy Osaki, których dorwała razem z Kamą. Zatrzymała się nagle, przechylając lekko głowę w bok, gdy wpatrywała się w księżyc. Palcami sięgnęła do białego pasma swoich włosów i przesunęła je między palcami. Zastanawiała się co robił zabójca z oddechem wiatru. Może dlatego się kręciła po tej okolicy w nadziei że na niego wpadnie? Nawet jeśli było to niebezpieczne. Splotła dłonie na karku i ruszyła przed siebie, nie bała się konfrontacji z zabójcami, już przynajmniej nie. Wiedziała że było to niebezpieczne, ale nadal ją fascynowali w jakiś chory, nie do końca zrozumiały dla niej sposób. Pół nocy przespacerowała po okolicy w poszukiwaniu czegoś co by ją zainteresowało. Choć po prostu bardziej szła w stronę Nagoyi, trzymając się z dala od głównego traktu, przemieszczała się gąszczami, drobne zadrapania na odsłoniętej skórze, przez cierniste krzewy goiły się prawie z miejsca.
Zatrzymała się dopiero w momencie gdy z oddali dostrzegła zarys rezydencji. - Na bogato.. - mruknęła z lekkim rozbawieniem idąc mniej więcej w tamtą stronę z nadzieją że trafi może na jakieś ciekawe osobistości. A nóż jakiś ciekawy samuraj, z którym będzie mogła się zabawić.
- Jeden, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy, ósmy, dziewiąty, dziesiąty. - Mamrotałem pod nosem i liczyłem każdego strażnika, szybko przenosiłem przy tym wzrok, aby mieć pewność, że nie policzę żadnego dwa razy. Od razu było widać, że w zajeździe dla oficjeli był ktoś bardzo ważny, albo po prostu paranoik. Bo w jakim innym celu sprowadzałbym by tutaj pluton wojskowy, w końcu trzeba było ich wyżywić, a przecież małych porcji nie jedli. Poza tym blisko tak dużych miast raczej bandyci i rozbójnicy nie zapędzali się, żeby unikać lokalnych władz i pojmania. Było dziesięciu żołnierzy na nogach i w dodatku czworo z nich to byli łucznicy ustawieni na ambonach przy narożnikach murów, z których na pewno potrafili bardzo dobrze strzelać. Czwórka przy bramie wyposażona we włócznie i dwóch robiących obchód wokół terenu dzierżyło katany.
Niby to nie powinien być problem, ale wolałbym uniknąć wykrycia, bo gdy zaalarmują możnowładcę, w ruch pójdzie ten cały Oboro, a wtedy nie dam rady walczyć z nim i jeszcze innymi osobami. Tylko w jaki sposób mam załatwić dziesięciu strażników, nie pozwolić im podnieść alarmu i obudzić wsparcia. Bo na pewno jakieś jest, w końcu zmiany warty to była podstawowa sprawa przy zabezpieczaniu obozu. Może nigdy nie byłem w wojsku, ale już ojciec zadbał, abym miał pojęcie o sztuce wojennej i taktyce. Chyba miał co do mnie wielkie plany, ale życie zweryfikowało pewne kwestie i nie zdołali ze mnie zrobić wielkiego uczonego, czy stratega bitewnego. Miałem w głowie pewny plan, ale ewidentnie brakowało mi jednego czynnika, którym mógłby zapewnić mi zwycięstwo. Nieważne jak bym w głowie nie ułożył tego planu, za każdy razem kończyło się fiaskiem, po prostu nie mogłem być w dwóch miejscach naraz. Nie mogłem zająć się strażnika i Oboro w tym samym czasie, a zbyt długie rozwlekanie tego w czasie powodowałoby to, że jeszcze bezpotrzeby lokalne władze by się tym zainteresowały.
Musiałem znaleźć jakiegoś wspólnika, pomocnika kogokolwiek co na chwilę zajmie strażnika i zmusi tego skorumpowanego dsa do wyjścia z ukrycia, aby mógł porwać Haruke i wyprowadzić ja z tego miasta do jej ojca. Tylko gdzie kogo i kto w ogóle chciałbym mi pomóc? Wiedziałem, że Hayase by mi nie odmówił nawet tak głupiego pomysłu, ale nie było go tutaj, a zresztą ja nie chciałem go w to angażować. Jako przyszła głowa rodu nie może sobie pozwolić na takie rzeczy, a ja? A ja po prostu byłem duchem dawnego człowieka i tak nie planowałem nigdy kariery politycznej, ale nie zaszkodzi skombinować sobie jakieś maski, w końcu kaptur może z głowy spaść. Miałem jeszcze trochę czasu do świtu, a i tak musiałem poczekać, na moment, w którym strażników złapie napad senności, to zwiększało szanse powodzenia tego szalonego zadania.
Byłem tak mocno pochłonięty obserwacją, że nawet przez pewien czas nie zorientowałem się, że mam jakiegoś spacerowicza w tym zagajniku. Gęsta roślinność mocno utrudniała, dostrzeżenie kto właściwie się tutaj kręcił, ale miałem pewne podejrzenia. W końcu może błędnie założyłem, że ten lojalny pies skupi się tylko na czekaniu, może postanowił sam zbadać teren i sprawdzić, czy nikt niepożądany się tutaj nie kręcił. Jeżeli uda mi się go teraz zaskoczyć i obezwładnić na dobre, większość problemów w moim planie po prostu wyparuje. Musiałem spróbować dlatego poczekałem jeszcze chwilę, aby znalazł się centralnie poddrzewem, na którym stałem i przygotowałem się do zaskoczenia go. Chmura przysłoniła na moment naturalne światło, a ja zrobiłem krok w tył i swobodnie spadając, dobyłem miecza, aby przy lądowaniu przystawić mu czubek miecza do kręgosłupa, delikatnie go kując.
- Nie ruszaj się, bo już nigdy więcej nie machniesz mieczem Oboro! - Powiedziałem ze spokojem w głosie, ale stanowczym tonem, moje złote tęczówki lśniły w tym mroku, który rozjaśniał się z przesuwającą się chmurom. Nie wierzyłem temu co dostrzegłem gdy słabe światło spadło na lico osoby, którą miałem za swojego przeciwnika. Była to Seiyushhi, z którą nie widziałem się sporo czasu i nasze ostatnie spotkanie skończyło się w fatalnych okolicznościach, instynktownie odskoczyłem do tyłu.
- Pracujesz dla nich? - Nie wiedziałem, co ona tutaj robiła, ale coś mi mówiło, że nie mógł to być zwykły przypadek. W końcu skoro miał swojego dsa to nic nie stało na przeszkodzie, żeby i na jego posługi był również demon. Zacisnąłem mocniej dłonie na rękojeści i wyciągnąłem ramiona przed siebie, aby postawić miecz i być przygotowanym zarówno do obrony jak i ataku.
albo ją przed sobą stworzę
"Nie ruszaj się, bo już nigdy więcej nie machniesz mieczem Oboro!"
Kącik ust drgnął na wypowiadane słowo, powoli rozplotła dłonie z karku i zaczęła jeszcze wolniej obracać głowę w bok. Jasno niebieska tęczówka spoczęła na twarzy wysokiego młodzieńca. Znała go. Czuła końcówkę jego nichirin na jej skórze, ale nie ranił jej.. jeszcze.
Gdy nagle odskoczył od niej w tył zasłaniając się karmazynowym ostrzem, powoli zaczęła się obracać w jego stronę. Jej jasno niebieskie spojrzenie spoczęły na czubku katany i powoli mozolnie przesuwało się po ostrzy nichirin aż do tsuby.
"Pracujesz dla nich?"
Przechyliła lekko głowę w bok robiąc krok w jego stronę, wciąż wpatrując się w piękny karmazyn. Szła w kierunku Kagamiego jak zahipnotyzowana. Wtedy nie miała czasu się przyjrzeć zbyt dobrze. Ale odkąd widziała jego broń to często o niej myślała. Rozchyliła lekko usta podchodząc na tyle że ostrze nichirin dotknęło jej oplecionego czarnym bandażem biustu. Drgnęła mimowolnie wyrwana z zamyślenia. - Trochę czasu minęło.. Yuichiro.. - spojrzenie przeniosło się w końcu na twarz młodego zabójcy i zatrzymało na oczach. Sięgnęła powoli do jego miecza i opuszkami dotknęła grzbiety ostrza, czule sunąc po nim od połowy aż po sam czubek. Było w tym geście tyle delikatności i czułości, zupełnie jakby sunęła po nagiej skórze swojego kochanka.
- Nie wiem o czym mówisz.. - nawiązała do jego wcześniejszego pytania zsuwając palce z jego miecza i kładąc dłonie na swoich biodrach. Nie cofała się, nadal pozwalała żeby jego nichirin dotykał końcówką jej przyodzianych w czarne bandaże piersi.
Spojrzenie powoli prześlizgnęło się z twarzy w dół, nie spieszyła się. Sunęła wzrokiem po całym jego ciele od góry w dół i po chwili wróciła do twarzy uśmiechając się niewinnie. - Skoro tu jesteś.. to twoi sojusznicy.. byli bardzo łaskawi wobec ciebie.. - w głosie nie było gniewu, choć może powinien być. Jasno odwoływała się do sytuacji z Edo, która miała miejsce kilka miesięcy temu. Powinna się na niego rzucić z zamiarem wypatroszenia go, ale tak się nie stało.
- Minęło... Wolałbym, żebyś nie dotykała mojego miecza. Bo jeszcze przypadkiem się skaleczysz... nie raz. - Odpowiedziałem jej dość szybko,i mało entuzjastycznie, ponieważ dalej nie wiedziałem, co tutaj robi. Uważnie ją obserwowałem, tym razem miała inny kolor oczu i inaczej się uczesała, ale to nie był zbyt duży problem, musiałaby całkowicie zmienić rysy swojej twarzy.
- Może to paranoja, ale nie wierzę w przypadki, więc może mi powiesz, co dokładnie tutaj robisz. Nie mam zbyt wiele czasu, żeby stać. Ty zresztą też niekoniecznie... - Jej słowa wcale nie sprawiły, że poczułem się bezpieczniej czy pewniej. Nasze ostatnie spotkanie skończyło się w eskorcie trzech dodatkowych dsów. Jedno było pewne, mistrzem ukrywania i zacierania śladów to ona nie była, skoro wyśledzili ją wtedy w Edo, więc na pewno nie miała chwili, żeby ją tutaj marnować. Sam też nie miałem go zbyt wiele, więc tym bardziej nie mogłem go marnować na potyczkę. bo na pewno nie wyszedłem z tej walki bez szwanku, a to jeszcze bardziej utrudniłoby mi to już i tak te niemożliwe zadanie.
- Nie mogli mi nic udowodnić, bo nie zdradziłem w żaden sposób... Ale z tego co widzę, to nie tylko ja wyszedłem z tego obronną ręką. Skoro odzyskałaś ramię, które uciął Ci tamten zabójca. Było to bardzo czyste cięcie... - Nie wiedziałem czego się po niej spodziewać, niby mówiła normalnie, uśmiechała się i nie emanowała żądzom zemsty, ale atmosfera była bardzo gęsta. Nie ma się temu co dziwić w końcu nasze ostatnie spotkanie skończyło się z mocnym przytupem i nikt nie wiedział, co dokładnie myśleć o drugiej stronie. Kto kogo wtedy zwodził i czekał, żeby tylko zatopić w przeciwniku swoje kły? Kto nie miał złych zamiarów i zrobił to z ciekawości i kaprysu losu.
- Jedno jest pewne, powinniśmy przestać na siebie tak wpadać, jeszcze pomyślę, że chcesz mi wyznać miłość czy coś podobnego. - Rzuciłem zadziornym komentarzem w jej stronę i wycofałem miecz do lewego boku, trzymając go jedną ręką wzdłuż nogi, czubkiem skierowanym do ziemi. Aby w przypadku ataku z zaskoczenia móc się obronić i odeprzeć jej ofensywę, nigdy nie wiadomo co przyjdzie jej do głowy.
- No to skoro z nimi nie trzymasz to co Cię tutaj sprowadza? - Przysłuchiwałem się jej wyjaśnieniom, chciałem dokładnie, wiedzieć co tutaj robiła i dlaczego mam tę przyjemność. Gdy słuchałem jej tłumaczeń w głowie zrodził mi się pewien koncept, że skoro nie jest z nimi, to może być ze mną. Że w sumie to jest mi coś winna i powinna mi pomóc z tym zadaniem, skoro darowałem jej życie dzisiaj i podczas wcześniejszego spotkania. Ona odwróci uwagę i skupi ich na sobie, wtedy na pewno gdy wojacy zostaną zmasakrowani, Suguwura wyślę Oboro, aby ten posprzątał cały ten bajzel. Nic jej raczej nie grozi, nawet jak zostanie ranna, to się regeneruje, a nie wydaje mi się, żeby tamten chłopaczek był w stanie odciąć jej głowę jednym cięciem.
Skoro nie mógł ze mną wygrać siłowania. Gdyby mi pomogła, to powodzenie tej misji z nikłych rośnie do bardzo wysokich, tylko musiałem ją jakoś urobić i wymusić pomoc, na pierwszy rzut oka nie wyglądała na skoro do tego. Nie ma co zwlekać, trzeba spróbować i dojść do jakiegoś kompromisu.
- Słuchaj, nie będę owijał w bawełnę... przydałaby mi się twoja pomoc, w pewnym przedsięwzięciu. Nie ma to nic wspólnego z korpusem czy demonami, po prostu chce pomóc staremu przyjacielowi, ale za nim przejdę dalej, chce poznać Twoją decyzje. - Mówiłem stanowczym głosem, nie zamierzałem jak na razie odsłaniać przed nią wszystkich kart, tylko dać delikatnie zerknąć i zaraz schować, żeby wzbudzić jej ciekawość. To było bardzo podobne do gry w shogi, gdzie trzeba było wybadać przeciwnika, poznać jego mocne i słabe strony oraz cele. Dzięki temu będę wiedział, jak się z nią targować, aby dojść do kompromisu.
albo ją przed sobą stworzę
Barwa głosu jaka towarzyszyła wypowiedzi sprawiła że zmrużyła lekko powieki, ale jej jasno niebieskie tęczówki nie schodziły z jego twarzy. Wyczuła niechęć w głosie, nie zdziwiło ją to aż tak bardzo. Byłoby to czymś normalnym gdyby się nie znali z wcześniej. Szczęka zacisnęła się mocniej, nie odpowiedziała nic na jego słowa.
"Może to paranoja, ale nie wierzę w przypadki, więc może mi powiesz, co dokładnie tutaj robisz. Nie mam zbyt wiele czasu, żeby stać. Ty zresztą też niekoniecznie..."
- Mogłabym powiedzieć to samo.. i mogłabym zapytać o to samo.. - warknęła robiąc krok w tył. Postanowiła trzymać dystans od niego, jego postawa wcale nie przypadła jej do gustu tym razem. Zamknęła na chwilę oczy, tylko na kilka sekund przypominając sobie tamtą noc. Palce dłoni, które miała na biodrach, nieco mocniej się na zacisnęły na odsłoniętej skórze. - Zacznijmy od tego że nic Ci do tego CO tutaj robię.. jestem wolna.. mogę robić co mi się podoba! - warknęła nie kryjąc irytacji w głosie. "Jednak jest taki sam jak wszyscy inni.." drgnęła na tą myśl.
Prychnęła na kolejną wypowiedź zabójcy. - No tak.. przecież to była zasadzka.. zapomniałam już jak dobrze mnie urobiłeś tamtej nocy.. - w głosie było rozbawienie ale przez ton przebijała się irytacja. Zacisnęła nagle usta. - ... czyste cięcie.. tak.. dość precyzyjne.. - skomentowała z drwiną w głosie, pamiętając dokładnie jak zabójca mierzył w jej kark i tylko cudem uniknęła tego ataku. Utrata ręki była małą ceną do zapłaty za wydostanie się stamtąd.
Kolejny krok w tył.
"Jedno jest pewne, powinniśmy przestać na siebie tak wpadać, jeszcze pomyślę, że chcesz mi wyznać miłość czy coś podobnego."
Uniosła brew i parsknęła śmiechem kręcą powoli głową na boki z niedowierzaniem. - oh łał... aleś sobie wyhodował EGO.. że niby JA zakochana w TOBIE?! Nie powiem kto tu się komu .. dosłownie zwalił na głowę.. - nie mogła tego puścić mimo uszu. Ta rozmowa na pewno wyglądałaby inaczej z jej strony, gdyby wyjaśnili sobie poprzednie spotkanie na spokojnie. Ale to jak się wobec niej zachowywał, irytowało ją. Sama do końca nie wiedziała czemu, czuła jednak nie smak na języku podczas rozmowy z nim teraz. Widząc jak nagle opuścił miecz, nie chowając go do pochwy, uniosła brew. - Nie opuszczałabym tej broni w towarzystwie demona.. nigdy nie wiesz kiedy ścierwo cię zaatakuje.. - skomentowała nie podkreślając obelgę odnośnie swojej osoby.
- Po pierwsze nie wiem nawet o kim mówisz.. i jeśli ci to zamknie jadaczkę.. to najzwyczajniej w świecie jestem w podróży do Nagoi.. czyli przemieszczam się nocami z Osaki... do Nagoi.. ogarniasz? Czy mam ci schemat narysować na ziemi dla lepszej wizualizacji? - warknęła splatając ręce pod biustem.
- A ty podobno nie masz czasu by tu stać.. więc wypierdalaj w podskokach i daj mi święty spokój... - warknęła i już miała ruszyć w swoją stronę gdy nagle przeszedł do konkretów. Uniosła brew wsłuchując się w jego propozycję.
- Moja decyzja? Tutaj nie ma nad czym się nawet zastanawiać! Nie mam powodu by ci pomagać po tym co zaszło w Edo.. to pewnie kolejna pułapka.. na jedną dałam się złapać.. ale za jak głupią mnie masz.. miałbyś chociaż jaja i sam mnie zaatakował.. nie będę się nawet bronić.. miejmy to za sobą.. - rozplotła ręce i rozłożyła je na boki wystawiając się przed nim.
- Nikt nie powiedział, że było precyzyjne... tylko czyste. - Widać jak niechęć do mnie już zachodziła jej na uszy i niekoniecznie słuchała moich słów. Miałem wrażenie, że sama sobie przeczyła w pewnych momentach, nie chciała się przyznać tak samo jak ja nie chciałem. Z tym że ja nie zakłamywałem rzeczywistości, mówiąc pewne rzeczy na głos.
- No nie wiem, skoro zdecydowałaś się iść za zabójcą demonów, to raczej musiałem, jakoś zawrócić Ci w głowię. No, chyba że tak normalnie idziesz za swoim wrogiem na odludzie, w którym mógłby Cię zabić? - Seiyushi, kompletnie nie zdawała sobie sprawy, dlaczego zachowywałem się tak, a nie inaczej, nawet nie zadała sobie trudu, żeby się zastanowić, dlaczego stałem na drzewie w środku nocy. Bo przecież oczywiste było to, że nie byłem jasnowidzem i czekałem aż będzie tędy przebiegać. Nie skomentowałem jej słów odnośnie opuszczenia broni, po jej początkowym zachowaniu miałem dziwne przeczucie, że nie zdoła mnie zaatakować.
Zwłaszcza jak sobie frywolnie dotykała mojego ostrza przed chwilą. Słuchałem uważnie jej kolejnych wynurzeń i widziałem, jak poważnie wierzy w swoje słowa, bo nie mogła być tak dobrą aktorką. Chciało mi się śmiać, gdy wyjawiła skąd, dokąd zmierza i jeszcze próbowała mi dogryźć, ale postanowiłem, że nie będę taki okrutny dla niej i nie zacznę z niej szydzić. Tylko należy ją wyedukować w pewnym stopniu, żeby miała świadomość, gdzie się znajdowała.- Jasne nakreśl, albo lepiej ja nakreślę, mam bardzo dobrą pamięć do obrazów i map. - Zacząłem na ziemie kreślić mieczem kształt Japonii, na którym zaznaczyłem cztery punkty.
- Raczej nie zamknie, mi to jadaczki jakbyś chciała, ale na pewno przekonałaś mnie, że nie jesteś z nimi. Tylko spójrz na to. - Wskazałem mieczem na krzyżyk wysunięty najbardziej na południe. - Tu jest mniej więcej Osaka prawda? - Przejechałem do kolejnego miejsca, które było nieco wyżej. - Tutaj mamy Kioto. - Trzeci punkt znajdował się bardziej na wschodzie i ciut wyżej od poprzedniego. - Tu jest Nagoja. - Przy ostatnim punkcie uśmiechnąłem się zadziornie. - Edo, miejsce, w którym teraz się mniej więcej znajdujesz... Odrobinkę zbłądziłaś. - Wiedziałem, że się złości i była rozdrażniona, ale to ona przyszła do mnie nie ja do niej. Więc to ona powinna wypierdalać w podskokach.
- To nie była moja zasadzka, śledzili Cię od dłuższego czasu. Gdybym planował Cię zabić tamtej nocy, to bym to zrobił, miałem nie jedną okazję do tego. Byłem po prostu bardzo ciekawy, dlaczego demon przysiada się do swojego zabójcy i próbuje nawiązać normalną relację. - Odpowiedziałem jej gdy ona nagle rozłożyła ramiona i wręcz przez własną głupotę i pychę prosiła się o śmierć.
- Jeżeli tak spieszno Ci na tamten świat, to poczekaj sobie do świtu. - Schowałem miecz z powrotem do sayi, może było to niebezpieczne czy nieodpowiedzialne, ale byłem gotowy ponieść konsekwencje gdyby spróbowała się na mnie rzucić. Chociaż nie sądziłem, że będzie zdolna zrobić coś takiego, inaczej dawno już by to zrobiła.
- Miałem wiele okazji, żeby Cię zabić, nawet dzisiaj mogłem to zrobić, wykorzystać twoją nostalgię i utratę świadomości od mojego ostrza, ale tego nie zrobiłem. Nie jest to po prostu temat na teraz, nie wiesz, co tutaj robię i dlaczego w ogóle zajmuje się czymś, co jest niezwiązane z demonami czy korpusem. Pomogłem Ci uciec tamtej nocy, nawet jeżeli nie dostrzegasz tego, nawet pokazałem Ci podstawy szermierki. Więc tamtego wieczoru to ty wykorzystałaś mnie i wciągnęłaś w pułapkę, w której mogłem stracić życie... W końcu musiałaś być świadoma, że ktoś depcze Ci po piętach, inaczej nie schroniłabyś się w herbaciarni... - Nie byłem zły na nią, tylko na fakt, że mogłaby to się naprawdę źle skończyć przez jej niedbalstwo. Ja zawisnąłbym za zdradę, a jej głowa przetoczyłaby się po ziemi i komu było coś takiego potrzebne. Gdybyśmy spotkali się na misji, nie mogłaby liczyć na taryfę ulgową.
- Więc w rzeczywistości jesteś mi coś winna za tamtą lekcję, nawet jeżeli tego nie dostrzegasz czy próbujesz to wyprzeć z siebie... To i tak z własnej woli poświęciłem swój czas i naraziłem się... No, chyba że ty boisz się kilku ludzi... To nie będę naciskał. - Mieliśmy dużo niewyjaśnionych spraw, które w jakiś sposób nas poróżniły, ona również nie należała do prostych osób w obsłudze, teraz była kompletnym przeciwieństwem osoby, która była wcześniej. Potrzebowałem jej do odwrócenia uwagi, tylko musiałem znaleźć z nią nić porozumienia.
albo ją przed sobą stworzę
Prychnęła na te słowa bardziej w rozbawieniu niż oburzeniu. - Nic o mnie nie wiesz.. - skomentowała tylko pod nosem, odwracając wzrok od niego. - Może byłam.. ciekawa czy ty.. czy też jesteś ślepy.. jak większość zabójców.. - warknęła. - I przez chwilę wierzyłam w to że jesteś.. - przygryzła dolną wargę aż do krwi. -.. ciekawy.. - to było dobre słowo. Pokręciła lekko głową na boki. - Ale się pomyliłam.. głupia ja.. - dodała już bardziej szorstkim głosem. Jej spojrzenie było inne, nie tylko było widać że jest zła, zirytowana ale gdzieś tam czaił się zawód. Machnęła nagle gwałtownie głową na boki, pozbywając się tego paskudnego uczucia i zastępując te wszystkie emocje, które mógł dostrzec w jej niebieskich oczach.. irytacją. Nawet jeśli była po części wymuszona.
Widząc jak przytknął czubek katany do ubitej ziemi i zaczął po niej coś kreślić, dłonie zacisnęły się na biodrach tak mocno że aż ostrymi pazurami przebiła delikatną skórę. Krew się w niej zaczynała gotować widząc jak używa miecza jako patyka do rysowania. Cichy warkot wydobył się spomiędzy zaciśniętych ust. - Nie masz za grosz szacunku do tego ostrza.. - warknęła pod nosem czując gniew. Nie wiedziała czemu to ją tak rozzłościło, ale ciało delikatnie drżało, z miejsc gdzie miała wbite paznokcie sączyły się cieniutkie stróżki krwi, zatrzymując swoją ścieżkę po jej ciele na krawędzi czarnych hakama.
"To nie była moja zasadzka, śledzili Cię od dłuższego czasu. Gdybym planował Cię zabić tamtej nocy, to bym to zrobił, miałem nie jedną okazję do tego."
Zaczęła gwałtownie kręcić głową na boki. - Wiedziałeś od początku.. kim jestem.. - skomentowała.
"Byłem po prostu bardzo ciekawy, dlaczego demon przysiada się do swojego zabójcy i próbuje nawiązać normalną relację."
- Myślisz że jesteś pierwszym zabójcą, do którego się zbliżyłam w ten sposób.. pierwszym przed którym się odsłoniłam..? - parsknęła śmiechem. - Inni też mieli szansę mnie zabić.. i tego nie zrobili.. ciekawe czemu..? - czy oczekiwała odpowiedzi na to pytanie? Nie. W końcu nie mógł znać powodów jakimi kierowali się inni. Ale właśnie powiedziała mu że było takich jak on o wiele więcej. Co z tym zrobi, jego sprawa. - Może widzieli coś czego ty nie potrafiłeś tamtej nocy.. - dodała po chwili wzruszając lekko ramionami.
"Jeżeli tak spieszno Ci na tamten świat, to poczekaj sobie do świtu."
Odwróciła od niego wzrok od razu po tych słowach. Nie mógł wiedzieć że próbowała to zrobić w przeszłości tak wiele razy i za każdym razem brakowało jej odwagi. Była tchórzem bo chciała żyć. Uniosła wyżej głowę, wpatrując się w błyszczący jasnym światłem sierp księżyca na niebie.
- Naprawdę?! - warknęła odwracając się gwałtownie w jego stronę. Szybki ruch ciałem sprawił że słone krople zbierające się w jej oczach od ostatniego komentarza, poszybowały w powietrzu prawie umykając jego uwadze. - JA wykorzystałam Ciebie?! - warknęła rozzłoszczona. - Nie udawaj świętoszka! Dobrze mnie zmacałeś w Dojo! Wziąłeś sobie zapłatę zanim mi cokolwiek pokazałeś! Więc nie pierdol mi że jestem Ci coś dłużna! - warknęła wściekła.
- I nie schlebiaj sobie że byś wtedy mnie tak łatwo zabił! O ile w ogóle?! Co ty właściwie o mnie wiesz?! NIC.. - warczała idąc w jego stronę. Stanęła na palcach żeby zmniejszyć dystans między nimi do minimum. Ale na tyle że centymetry nadal ich ciała dzieliły. Teraz, z takiego bliska mógł dostrzec jak zaszklone oczy miała. - Możesz być silniejszy, szybszy.. ale gdybym chciała.. już dawno byłbyś martwy.. masz to pierdolone szczęście że nie zabijam ludzi tylko dlatego że są zabójcami demonów.. - jej niebieskie oczy stały się szkarłatne a z nasady czoła wyrosły długie rogi. Wyglądała na wściekłą ale coś jeszcze się kryło w jej oczach. Jedyne co odbierało jej drapieżności to krew sącząca się z nadgryzionej wargi i ledwo powstrzymywane łzy zbierające się w oczach. Zrobiła krok, kręcąc głową na boki powoli, jakby w rezygnacji. - I słusznie.. z ludźmi sam powinieneś sobie poradzić.. w końcu co to jest dla kogoś kto poluje na demony?! Ludzie są słabi.. tak łatwo ich złamać.. baw się dobrze.. zabójco.. - warknęła. Czując jak jedna łza pomknęła po poliku, odwróciła się gwałtownie plecami do niego licząc że tej chwili słabości nie widział. W końcu nie spodziewała się po człowieku nie wiadomo jak wyszlifowanych zmysłów i ruszyła przed siebie. Nie miał na nią nic w tej chwili. Nie potrafił jej przekonać do tamtymi argumentami.
Dodatkowe informacje: Wasza fabuła może się toczyć dalej standardowym torem, po zakończeniu tego wątku każde z was ma się przypomnieć MG.
- Mój miecz moja sprawa... Martw się o swój. - Tego jeszcze brakowało, żeby demon pouczał mnie w kwestii oręża, broni, którą nawet nie umiała machać. Zabawna sprawa gdy ktoś mówi Ci o szacunku do ostrza, gdy nawet nie ma szacunku, aby nauczyć się jak nim machać najpierw, widać hipokryzja przychodziła jej łatwiej niż logiczne myślenie. Tak samo zignorowanie, tego, że pierdolnęła taką głupotę z podróżą, istny cyrk na kółkach, ale co ma zrobić zdesperowany człowiek gdy tonie, a pod ręką tylko brzytwa. Nie ma innego wyjścia jak zrobić coś wbrew sobie i narazić się na duże ryzyko.
- Tak... więcej jest, ciekawe kto? - Jej słowa były dla mnie kuriozalne, tak jakby ktoś próbował mi wmówić, że księżyc jest zielony, a ryż czarny. Wcale nie mogło być ich tak dużo, inaczej już dawno korpus ległby w gruzach i nie byłoby co po nim zbierać. Jakby zabójcy demonów nie zabijali tych rzeczonych istot, nie wiem, co oni więcej mogli dostrzec tamtego wieczoru. Dałem się ponieść swojej głupiej naturze i ciekawości, nigdy nie powinienem był tego robić, ale tak już jest czasami, że ciężko się powstrzymać.
Widziałem, że komentarz o czekaniu do rana, poruszył ją w jakiś sposób, nie wiedziałem tylko, o co dokładnie mogło chodzić. Może pomyślała, że szkoda mi miecza, że nie jest dla mnie żadnym wyzwaniem i gdy szczerze obserwowałem jej ruchy, wydawały się wolne i strasznie sztywne. Jej słowa były niedorzeczne, tamtego wieczoru próbowałem jej tylko pomóc zrozumieć drogę miecza i jej własne ciało. A tutaj skończyło się na tym, że zostałem okrzyknięty jakimś zboczeńcem.
Co jak co, ale jeżeli potrzebowałbym, pierwszej lepszej baby do łóżka to nie miałbym problemu ze znalezieniem chętnej i nie musiałbym na pewno robić tego z demonicą. Warczała i burczała na mnie, nawet zbliżyła się bardzo blisko, ale to nie wpłynęło w żaden sposób na moje postrzeganie jej, widziałem, że jej oczy się szkliły, ale nie rozumiałem do końca dlaczego? Skoro będąc demonem, nie mogła żyć w szczęściu i cieszyć z każdego dnia, który był bezcenny. Mieć rodziny i bliskich, z którymi mogłaby, cieszyć się dobrymi i złymi chwilami było mi jej trochę żal, ale nie było na to leku, jedyna opcja to śmierć i nicość.
- Masz racje, wcześniej nic o Tobie nie wiedziałem, ale teraz wiem, że nie jesteś skora do bezinteresownej pomocy. Nawet nie pochyliłaś się, żeby dowiedzieć się, o co chodzi. Jak widać, nikt inny poza Tobą się nie liczy i nie przejmujesz się cierpieniem innych kobiet i ich nieszczęśliwym losem.... Sam będę musiał ją uchronić przed tym starcem. - Odpowiedziałem jej, uderzając we wrażliwą stronę, skoro była skoro do okazania uczuć, może to w jakiś sposób na nią wpłynie i odsłonił wzrok. Nie potrzebowałem od niej ewaluacji moich umiejętności i szczerze wątpiłem, żeby mogła mnie zabić już nie raz.
Kiedy to ja ją sprawdzałem, a nie ona mnie, okazałem jej wtedy ciepło którego szukała i poczucia normalności, ale jak widać, myliłem się, demony nie są w stanie dotrzeć do tych uczuć. Nie była zdolne do pomocy, komuś gdy nie widziały w tym interesu. Powoli traciłem karty z rąk i opcje, w jaki sposób mógłbym ją przekonać, chociaż w głowie zapaliła mi się lampkę, że mogłabym mnie oszukać i zostawić na pastwę losu w tej pułapce.
- Nie będę się z Tobą spierał, gdybym potrzebował zrobić tam rzeźnie, to nie miałbym problemu... Jeżeli nie chcesz, po prostu pomóc to powiedz czego chcesz i będziemy negocjować. - Sięgnąłem do jednej z silniejszych kart, ale nie były to już przelewki, tylko jak inaczej z kimś negocjować i targować się gdy nie podaje żadnej ceny.
albo ją przed sobą stworzę
"Tak... więcej jest, ciekawe kto?"
- HA! Chciałbyś kurwa wiedzieć.. takiego o! - odpowiadając wyciągnęła przed siebie lewa rękę ze zwiniętą dłonią w pięść, wierzchnią stroną do dołu skierowaną. Prawym nadgarstkiem uderzając o zgięcie łokcia lewej ręki w taki sposób że lewa ręka się zgięła o do połowy (w geście 'takiego wała!'). Jeszcze jej nie pojebało żeby mu zdradzała takie wrażliwe informacje o innych. Co jednocześnie pokazywało że i jego tożsamość nie wypłynęłaby przy innym zabójcy. A może po prostu blefowała żeby mu zaleźć za skórę? Jedno było pewne, polubiła go w Edo. Zdawał się wtedy taki otwarty poglądami na świat. A teraz, to już nie był ten sam łowca i tym samym nie miał dla niej żadnej wartości. Nie był już ciekawy. "Jest zaślepiony jak Tsuna!" drgnęła na tą myśl. Tak wiele się zmieniło od masakry w Edo, tak wiele się zmieniło w jej życiu od jakiegoś czasu. Jasne że była niezrównoważona, zagubiona.. żałosna.
Szukała koneksji z ludźmi, nie potrafiła nawiązać normalnych więzi z demonami, wolała się trzymać od nich z dala bo nie czuła się na równi z nimi. A może po prostu nie chciała się czuć jedną z nich. Gdzieś jeszcze była ta cienka nitka zawiązana na szyi, wżynająca się w skórę gdy wchodziła w rolę bestii względem osób które na to nie zasługiwały. Ta cienka nić łącząca ją z jej dawnym życiem którego nie potrafiła sobie przypomnieć.. nie ważne jak długo wpatrywała się nocami w księżyc. W końcu ktoś zerwie tą nitkę z jej szyi, a wtedy ogniwa ciężkich kajdan pękną i tylko bogowie wiedzą jakim potworem Seiyushi się stanie. Ale póki co.. nadal toczyła tą wewnętrzną walkę ze sobą, walkę o której nikomu nie była w stanie powiedzieć ze wstydu.
"Masz racje, wcześniej nic o Tobie nie wiedziałem, ale teraz wiem, że nie jesteś skoro do bezinteresownej pomocy."
"Nawet nie pochyliłaś się, żeby dowiedzieć się, o co chodzi."
"Jak widać, nikt inny poza Tobą się nie liczy i nie przejmujesz się cierpieniem innych kobiet i ich nieszczęśliwym losem..."
- Ty chyba kpisz.. w dupie ci się poprzewracało od bycia zabójcą! - warknęła odwracając się do niego nagle. - Ty byś nie nakarmił głodnego demona swoją krwią a jęczysz że nie przejmuję się losem biednej niewiasty?! Jestem DEMONEM... wpierdalam ludzkie mięso żeby zabić głód! Oczywiście że nikt się poza mną nie liczy! Nie nadstawiłabym karku za nikogo.. nie jestem zabójcą.. choć nie oszukujmy się.. wy też nie jesteście tacy święci.. bezinteresowni.. dobre sobie.. - zaśmiała się rozbawiona kładąc ręce na biodrach.
"Sam będę musiał ją uchronić przed tym starcem."
Przyłożyła dłonie do piersi w udawanym przejęciu. - Ojoj.. biedna dziewczyna.. niech zgadnę.. ojczulek wybrał jej brzydkiego męża? I pewnie jest zbyt śliczna byś mógł przejść obok tego problemu tak o.. straszna tragedia.. serce się kraja że będzie musiała nogi rozkładać przed jakimś oprychem.. - drwiła sobie z losu niewiasty tylko po to żeby go bardziej teraz wkurwić. I robiła to z premedytacją za to że zachowywał się jakby ją przejrzał na wylot. Mylił się co do niej, ale pałała do niego teraz taką niechęcią że postanowiła go nie wyprowadzać z błędu. Widział w niej najgorsze ścierwo, ona sprawi że w jego złocistych oczach będzie niereformowalnym dnem, skurwysyństwem, które nie zasługuje na życie. Bo przecież takie były wszystkie demony. A ona nie zamierzała się z nim spierać w tej kwestii.
Odwróciła się do niego plecami i po raz kolejny postanowiła pozostawić go samemu sobie. I tak by pewnie było gdyby nie padły z jego ust konkretne słowa.
"Jeżeli nie chcesz, po prostu pomóc to powiedz czego chcesz i będziemy negocjować."
Zatrzymała się z miejsca przygryzając dolną wargę. No i zdobył jej uwagę. Ba! Zainteresował ją w końcu. Odwróciła lekko głowę w bok, zerkając na niego przez ramię. - Jesteś pewien że cię na mnie stać zabójco? - spytała uśmiechając się w dość wyrachowany sposób. Szkarłat jej tęczówek błysnął groźnie. Powoli odwróciła się w jego stronę, podeszła do jednego z wystających, grubych korzeni i przysiadła na nim zakładając nogę na nogę i splatając dłonie ze sobą na kolanie wbiła w niego zaciekawione spojrzenie.
- Zacznijmy od tego że musisz mi opisać sytuację.. od początku do końca.. no i oczywiście powiedzieć mi czego ode mnie oczekujesz.. dopiero wtedy będę w stanie wycenić moją usługę i podać ci jej cenę... ale tak z czystej tylko ciekawości.. czysto hipotetycznie.. jak cenne są twoje oczy dla ciebie? - uśmiechnęła się rozbawiona, bezczelny uśmieszek nie schodził jej z ust. Podpuszczała go z tymi oczami? Mogło tak być, a może po porostu chciała na pamiątkę takie złote oczko, chociażby jedno.
Nie możesz odpowiadać w tematach