Brama Miasta
Północne wejście do miasta – leży na trakcie wiodącym do Edo; prowadzi przez szeroki, kamienny most. Teren na co dzień strzeżony jest przez uzbrojony patrol. Brama jest zamykana na noc w celu zwiększenia bezpieczeństwa mieszkańców. Dwa kilometry od wejścia znajduje się niewielki leśny zagajnik – jest to główna droga handlowa.
Trzymała się blisko, między dwoma palcami trzymając krawędź jednego ze smolistych rękawów jak dziecko, które boi się zgubić swojego opiekuna. Wciąż czuła obawę, że Rintarou zniknie w pierwszej chwili, w której spuści go z oczu na dłużej niż pół minuty, nic więc dziwnego, że chodziła za nim dosłownie wszędzie, jakby była jego cieniem. Niestety cień ten był wybitnie natarczywy i głośny, nie znał też jednego podstawowego słowa: prywatność. Można śmiało powiedzieć, że w ostatnich tygodniach widziała już wszystko.
- Ej! - Przerwała wcześniejszy potok słów. - Nie idź tak szybko! Do świtu jeszcze daleko, a my już jesteśmy prawie na miejscu. Nie mam siły, od kilku dni nic tylko jesteśmy w drodze. Zwoooolnij! - Spróbowała się zaprzeć, w efekcie przejechała na piętach niecałe dwa metry, po czym prawie się wyrżnęła. Łapiąc równowagę w ostatnim momencie, kontynuowała marsz, ciężko wzdychając i posapując, żeby dać wyraz przeogromnemu niezadowoleniu. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy, także zaraz znów się odezwała. - Daleko jeszcze? Gdzie ten przychlast, co to się z nim mamy spotkać? - Nawet, gdyby rzekomy przychlast stał tuż obok nich, zaaferowana paplaniem pewnie by go nie zauważyła.
#9b5e64
Swoją drogą — miał wrażenie, że całkowicie wyleczył się z kynofobi, chociaż (co w jego głowie brzmiało dziwnie) podejrzewał, że tak naprawdę wyleczył się z niej. Ogon, który wielokrotnie kołysał się w ekscytacji, który początkowo wzbudzał w nim niepewność, był teraz częścią, na którą spoglądał z zaciekawieniem.
— Zmęczyłaś się? Czym? Gadaniem? — Srebrne ślepia Rintarou zmrużyły się ironicznie; uniósł zabawnie jedną brew. Później skierował wzrok na formujący kształt wielkiej bramy i otaczającego miasto muru. Przesuwając się ciemnym cieniem lasu, zdawał się za kimś wyglądać. Niedługo potem do jego nozdrzy dotarł znajomy zapach, który ścisnął żołądek. Przywołał na usta pewny uśmiech. — Jak zawsze punktualny. Podobno przesada w tym kontekście nie jest najlepsza. W dobrym tonie jest spóźnić się kilka chwil — podjął frywolnie. Nie dało się jednak ukryć, że obecność trzeciego demona zdecydowanie poprawiła mu nastrój, a zaczepne słowa były jedynie przejawem osobistego przywitania.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Z wiatrem wyczuł dobrze znany aromat, lecz drugi wydawał się całkiem obcy.
Rash oczekiwał samego barda, bez zbędnego balastu w postaci nieznajomej kobiety. Zwęził ślepia, dostrzegając zwierzęce atrybuty — sądził, że złączone drogi z Rintarou nie mogą okazać się bardziej pechowymi. W tym momencie zmienił zdanie.
Przemilczał osobliwe powitanie dawnego niedoszłego kompana, wzrokiem badając nowego demona w ich wąskim kręgu. Spoglądał na nich z góry. Twarz miał nieruchomą, spokojną.
— Zajmijmy się tym, co trzeba i rozejdźmy w swoje strony — zakomunikował sucho. Niechęć, jaką żywił do swych pobratymców, była mocno wyczuwalna. Zwłaszcza w momencie, kiedy miał z nimi współpracować.
Mur za jego plecami roztaczał się wokół całego miasta, które zapragnęły mieć Kizuki. A może nawet sam Bóg. Na samą tę myśl poczuł, jak szczęka mimowolnie zaciska się, uwydatniając kości.
Rozkazy były jasne.
Kilka grup demonów rozdzieliło się na poszczególne zadania. Im przypadło zablokowanie wszelkich dróg. Nagoja posiadała kilka ścieżek, dzięki którym w łatwy sposób można byłoby się dostać do miasta.
— A ty w końcu znalazłeś sobie... towarzyszkę — Spojrzał na Inu, wzrokiem przelatując po falującym na wietrze ogonie. Ostatnim razem Rintarou wykazywał znaczącą niechęć do psów, widać wiele się zmieniło od ich spotkania.
W odpowiedzi warknęła krótko, jak sfrustrowany pies, którego ktoś celowo pociągnął za ogon. Nie zdążyła wymyślić żadnej ciętej riposty, zresztą jej riposty z reguły były równie ostre jak charakter, czyli wcale. Wkrótce iskrzące złotem ślepia szeroko rozwarły się w zdumieniu, próbując objąć wzrokiem wyrastającego przed nimi, okazałego demona. Dlaczego zauważyła go tak późno?
- D-dobry wieczór. - Jeden krok w tył wystarczył, aby schować się za Rintarou i wyglądać teraz zza jego ramienia, przywodząc na myśl małe, zlęknione zwierzątko. Nieznajomy był przerośnięty i robił wrażenie niezadowolonego - to wystarczyło, aby uznać go za szczególnie przerażającego. Zimny, śliski dreszcz przesunął się wzdłuż kręgosłupa, zatrzymując na ogonie i strosząc porastające go futro. Młoda demonica wyglądała, jakby rozważała obszczekanie nieznajomego i rzucenie się do ucieczki. Kątem bursztynowego ślepia zerknęła na towarzysza, jakby szukała u niego poparcia tego naprędce wymyślonego, lecz jakże doskonałego planu. Znał ją dostatecznie długo, aby podejrzewać jakie głupie pomysły kłębią się właśnie wewnątrz tego psiego móżdżku.
Na dobrą sprawę przecież nawet nie wiedziała po co tu przyszli.
#9b5e64
— Tak, tak. Oczywiście — przytaknął wesołym tonem i spoglądnął za siebie. Marmurowe ślepia zastygły we frywolnej nucie; otaksowany kryjącą się w jego cieniu skuloną, szczupłą sylwetkę. Trudno było mu jednoznacznie określić, kim tak naprawdę była dla niego Inu. Czy była towarzyszką? Wałęsała się za nim od kiedy jej ludzkie usta po raz ostatni zachłysnęły się powietrzem. Jej nagła śmierć obwiązała ich palce cienka nitka — nierozerwalna. Nawet wypowiedziana na głos brutalna prawda, iż była dla niego tylko narzędziem, nie zdołała jej przeciąć. Kiedy sądził, że odpuści, ta wciąż poruszała się za kształtem odcisków butów. Kiedy spoglądał w bok, umykał mu jej cienki cień. Kiedy przyzwyczaił się do nienawiści, ona pokazywała mu ludzkie dobro. Spoważniał. Postanowił przemilczeć tę uwagę. Przekrzywił łeb i zerknął na stojącego na ich drodze demona zwracając się jednak bezpośrednio do psowatej. — Jedyną złą rzecz, jaką może ci zrobić, to nie załapać twoich żartów.
Analizował go. Chciał dowiedzieć się, jak bardzo się zmienił od momentu, gdy po raz ostatni zobaczył go na trybunach w towarzystwie Suiren.
— Ale ma rację. Nie mamy zbyt wiele czasu. Powinniśmy skorzystać z każdej chwili ciemności.
Rintarou postąpił w kierunku mężczyzny, zostawiając tym samym Inu bez ochronnego płaszcza w postaci górującej sylwetki.
— Jakie plany? — zapytał, domyślając się, że skoro Rash przybył tu szybciej, mógł widzieć coś istotnego. Stanął przy jego boku i założył ręce na piersi. Patrzał w kierunku bramy. — Byliśmy w Edo — zaczął, ściszając ton, choć Inu mogła doskonale wychwycić umykające z jego ust słowa. — Musiałem mieć pewność, że nikt nie zamierza nam dzisiaj przeszkodzić. Sznur łowców to nie to, co liczę spotkać. Okazuje się, że kilka dni temu kilkoro opuściło mury i ruszyło na wchód. Mamy więcej swobody. Jest jednak jeden problem.
Zerknął kątem oka na Rasha, aby upewnić się, że go słucha.
— Otrzymałem informację, że w okolicach może znajdować się informator, który nie grzeszy milczeniem. Raportuje głównie łowcom. Miał zobaczyć się z duchownym. Myślę, że warto rzucić okiem na świątynię w okolicy. Co prawda nie wiem, w której dokładnie miało dojść do spotkania, ale lepiej mieć pewność, że nie znajduje się tuż pod naszym nosem. Mam dość siedzenia na ich językach.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Podobnie jak intencje Rintarou. Chłopak ociekał fałszem i dwulicowością, grając podrzędny teatrzyk uprzejmości. Czyżby towarzyszącą mu kobieta nie dostrzegała szklanej fasady? Naruszenie idealnie gładkiej powłoki uwydatniłoby skrywane rysy, a przecież jakoś czas temu Rash delikatnie ją przerysował, poznając oblicze Rina z zupełnie innej strony. Jednak od tamtego spotkania minęło wiele czasu, a teraz dostrzegał w nim jakąś zmianę. Niekoniecznie pozytywną.
— Jedyną złą rzecz, jaką może ci zrobić, to nie załapać twoich żartów.
Nawet tego nie skomentował. Pozostał niezmiennie nieporuszony jego słowami, co kilka chwil wcześniej. Nie zamierzał brnąć w zaczepki barda, wystarczająco wiele razy dał się mu sprowokować.
— Względny spokój. Ludzie dawno się pochowali w domach, nie rzucił mi się w oczy żaden zabójca— odpowiedział na jego pytanie. Spojrzał kątem oka na dużo niższego od siebie demona. Rin przy nim wydał się niezwykle niski i kruchy, podobnie jak psowata.
— Najbliższa świątynia jest na zachód. Kilka kilometrów stąd. Słyszałem jakiś czas temu dzwony na nabożeństwo, może udał się tam — Wolał nie wnikać, skąd bard posiadł wszelkie informacje.
— Masz jego rysopis? — rzucił, wypuszczając ciężko powietrze z ust. W końcu spojrzał na Inu. Kobieta wydawała się niezbyt rozumieć ich spotkania. Czyżby jej nie wtajemniczył?
— Wywęszy go? — Rashowi w wielu kwestiach brakowało taktu, jak w tym przypadku porównując Inu do psa myśliwskiego.
Wywęszy go?
- Ej! Mam psi ogon, nie psią mordę, jakbyś nie zauważył. - Fuknęła, ale zapobiegawczo zrobiła pół kroku w tył. Wspomniana kita drgnęła nerwowo. - Nie mam lepszego węchu niż ty. Sam sobie idź wywęsz. - Nie odważyła się na nic więcej, nawet na niego nie patrząc. Zerknęła za to w kierunku lasu, z którego przyszli, jak gdyby rozważała powrót tą samą drogą. Ostatecznie zawiesiła złociste ogniki na oczach Rina, choć nie wiedziała na co czeka. Aż ją odeśle? Aż kontynuuje rozmowę, ruszając to wszystko do przodu? Znalazła się tutaj chyba tylko przez przypadek, zresztą jak w większości sytuacji w ostatnim czasie czy to z nim, czy bez niego. Jakby nieszczęścia deptały jej po piętach i tylko czaiły się na ten jeden nieodpowiedni krok, by zaatakować.
#9b5e64
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
And not expecting sorrow, chasing sorrow,
And drowning in the light of full moons on the night of will
Mimo tego wciąż nie był do końca przekonany, czy każdy demon zasługuje na śmierć. Początkowo niewiele się raczej nad tym zastanawiał, bo przecież rodzina jego siostry padła ofiarą jednego z nich. Jego brat też ledwo uszedł z życiem ze swojego testu. Wtedy zdawało mu się, że wszystkie są jednakowe i nie należy im się współczucie. Potem jednak poznał osoby, które kazały mu w to zwątpić. Oczywiście nie chwalił się tym na prawo i lewo, bo życie było mu miłe, a wygnanie jakoś szczególnie nie kusiło, ale fakt pozostawał faktem. Poznał demony, które pomimo swojego aktualnego stanu nie były jedynie bezmyślnymi maszynkami do zabijania. Właśnie wtedy zaczął nieco wątpić w głoszone dotychczas ideały. Wciąż jednak pozostawał zabójcą, a co za tym idzie, musiał wypełniać swoje obowiązki, do których należały między innymi patrole. Ostatnimi czasy dość często sprawował je z dwoma bardzo konkretnymi osobami, które powoli zaczynał traktować jako dobrych znajomych. Zdarzyło im się wyjść razem na sake i było całkiem przyjemnie.
Na dzisiejszy spóźnił się kilka minut, ale wszystkiemu winien był kupiec, który usilnie chciał mu sprzedać kilka bibelotów, nie przyjmując przy tym odmowy. Musiał go dosłownie zgubić, zanim dotarł pod bramę miasta, gdzie czekał już na niego piorunek i wodzionka.
— Wybaczcie spóźnienie. Kupcy w tym mieście robią się strasznie nieznośni. Uwierzycie, że jednemu musiałem dosłownie uciec, żeby dał mi spokój? — rzucił, wyrównując przy tym lekko oddech po niedawnej przebieżce. — Dawno nie widziałem tak zdeterminowanego człowieka. Nie wiem, może to był jakiś sposób na podryw? Jeśli tak, potwornie nieudany — dokończył, krzywiąc się przy tym z niesmakiem.
Zaraz jednak poprawił swoje szaty, upewnił się, że katana dobrze leży przy pasie, po czym zerknął w stronę bramy. — Ruszamy, czy potrzebujecie jeszcze coś ogarnąć? — dodał, zerkając przy tym na dwójkę towarzyszy.
#845f3a
And not expecting sorrow, chasing sorrow,
And drowning in the light of full moons on the night of will
Skoro już mowa o obrażeniach, ostatnim razem nie uniknęła ich Aoriyae, ale miał nadzieję, że finalnie udało jej się uniknąć poważniejszych reperkusji. Fakt, że mieli dzisiaj razem patrol, mógł to sugerować, ale bezpieczniej było jej po prostu spytać, co zresztą miał zamiar zrobić, aczkolwiek najpierw wypadało się przywitać i rozpocząć zadanie, na które minimalnie się spóźnił.
Yukiharu nieco go zaskoczył. Pod wpływem jego słów, wzrok uciekł mu w dół, ku jego ubraniom. Czyżby faktycznie przesadzał? Nie, żeby go jakoś mocno nosiło w stronę mody na bezdomnych roninów, ale jeśli sytuacja miałaby się powtarzać — takie rozwiązanie nie brzmiało źle. Ciekawe, czy w taki sam sposób dałoby się pozbyć też reszty problemów.— Tak szczerze mówiąc, nie sądziłem, że to jest jakoś przesadnie sensowne, ale może coś jest w tym, co mówisz? Nie wiem, będę musiał się nad tym zastanowić, chociaż może lepiej nie teraz — rzucił nieco zamyślonym głosem, nerwowo poprawiając pasy przytwierdzające katanę do całości stroju. Zaraz jednak skupił wzrok na Aori, nie mogąc powstrzymać przy tym lekkiego uśmiechu. — Szczerze? Jestem w stanie uwierzyć. Starcia z demonami są o niebo łatwiejsze niż z niejednym kupcem tego miasta. Na radzenie sobie z tymi pierwszymi mamy wytrenowane sposoby, ale handlarze? Starszyzna mogłaby zacząć robić próby poprzez wysyłanie kogoś na targ w godzinach największego ruchu — dokończył, parskając przy tym lekkim śmiechem.
— Męża, żonę — raczej mi się nie śpieszy do ożenku — odparł łagodnie, chociaż brew mu przy tym lekko zadrżała. Nie lubił, gdy ten temat wychodził, szczególnie na spotkaniach rodzinnych. Tutaj miał przynajmniej pewność, że sobie żartują i zaraz nie dostanie listy kandydatek. — Zresztą. Takie poszukiwania byłby łatwiejsze niż szukanie nowej nogi dla Ciebie, moja droga. Jak kolano? Wszystko się pogoiło, czy powinniśmy cię dzisiaj bardziej ubezpieczać? Nie mam ochoty tłumaczyć, czemu wyszliśmy we trójkę i wróciliśmy we dwóch — dodał jeszcze, posyłając jej nieco bezczelny uśmieszek. — A Ty, Yukiharu? Wszystko w porządku? — dokończył, posyłając młodszemu druhowi cieplejszy, lekki wyraz twarzy.
#845f3a
And not expecting sorrow, chasing sorrow,
And drowning in the light of full moons on the night of will
— Achh, widzisz. Chyba robię się za stary, bo w ogóle tego nie wyłapałem — pokręcił głową z lekkim uśmiechem, w środku bardzo mocno starając się nie skrzywić od zażenowania, które ogarniało go od środka. Trwało to na szczęście dość krótko, a wszystko to za sprawą Aori, która postanowiła ruszyć mu z odsieczą, o ile można to było w ogóle tak nazwać. Tym razem jednak komentarze i żarciki na temat swojego ubioru potraktował jako wybawienie. — Myślę, że pasuje idealnie, także możesz mi taki sprezentować. Przy okazji potestujemy to surowe traktowanie i ostry sprzeciw, gdy spróbują wepchnąć nam jakieś buble — odparł, patrząc na nią z przekornym uśmieszkiem.
Zaraz po tym jednak nieco spoważniał. Mimo wszystko stan ich zdrowia mógł mieć spory impakt na potencjalne potyczki. O ile oczywiście takowe w ogóle będą miały miejsce. Mieli w końcu udać się tylko na patrol, chociaż prawda jest taka, że w ich zawodzie nawet rutynowe czynności rzadko kiedy okazywały się nie posiadać efektów ubocznych.
— Nie raz i nie dwa, ale mam nadzieję, że nie codziennie? Nie, żebym zarzucał ci brak rozsądku, ale... — odparł, posyłając jej długie, bardzo sugestywne spojrzenie. Bo tak, kobieta czasami działała nieco impulsywnie. Przynajmniej jego zdaniem. — No ale! Skoro mówisz, że dasz radę, to ci wierzę. I to nie jest żadne litowanie się. Po prostu lubię z Tobą rozmawiać, a tego typu czynności najlepiej robić, gdy druga osoba dalej ma głowę na karku — dodał jeszcze, posyłając jej przy tym ciepły uśmiech. — Także robimy swoje, ale w razie gdybyś potrzebowała pomocy, po prostu daj znać. Okey? — dokończył, na dłuższą chwilę skupiając uwagę na okolicy. Zdążyli w końcu odejść nieco od bram, a w tych czasach bezpiecznie czuł się chyba tylko we własnym domu. Przynajmniej w teorii. Przeszłość pokazała mu bowiem, że tak naprawdę to spokojnym można być dopiero po śmierci.
Z tego zamyślenia wyrwało go nagłe pytanie kobiety, które musiał powtórzyć w głowie kilka razy, żeby dotarło do mózgu, a nawet wtedy nie był do końca pewien, o co go pyta. — Chyba nie do końca rozumiem. Pytasz o typ broni, czy rozwój oddechów? W przypadku tego pierwszego — jestem w sumie zadowolony z mojej aktualnej broni. Co do tego drugiego... tak w zasadzie to nawet się nad tym nie zastanawiałem. Zawsze brałem korzystanie z ognia jako swego rodzaju pewnik, ale w sumie. Może to był błąd? Hm — rzucił, a po jego twarzy widać było, że faktycznie się nad tym wszystkim zastanawiał. — A Wy? Jakie macie plany w tej kwestii? — rzucił, przyglądając się towarzyszom, chociaż jego wzrok mimowolnie przyciągnął młodszy towarzysz. Ciekawiło go, jak to wszystko postrzega ktoś, kto siedzi w tym wszystkim trochę krócej.
#845f3a
And not expecting sorrow, chasing sorrow,
And drowning in the light of full moons on the night of will
— Skoro tak mówicie, uwierzę Wam na słowo. Ba, powiem więcej. W razie, gdyby którekolwiek z Was złapał ten kupiec co mnie, ewentualnie jakiś jego znajomy, wezmę go na klatę i spróbuję spławić, ale jeśli nie zadziała, zgłoszę reklamację — odpowiedział, patrząc przy tym na Yukiego. Minę miał dość poważną, przynajmniej początkowo. Po kilku sekundach mimowolnie się uśmiechnął, a wszelkie pozory powagi runęły niczym domek z kart. — W każdym razie. Jak już skończymy ten patrol, zgarnę Was na zakupy i upewnimy się, że będziecie równie stylowi — dorzucił, posyłając im przyjazne spojrzenie.
Przy okazji z zadowoleniem odnotował fakt, że kobieta zgodziła się uważać. Mimo wszystko ich profesja wiązała się z ryzykiem, a ich aktualna aktywność szybko mogła zmienić się w śmiertelną pułapkę. Nie, żeby jakoś bardzo obawiał się śmierci, ale niekoniecznie chciał kłaść na szali życie swoich towarzyszy. Znali się już jakiś czas i w sumie to nawet ich polubił. Czasem, jak chociażby dzisiaj, rozmawiali nawet na normalne tematy, co w przypadku tego zawodu było chyba rzadkością. No, chyba że to po prostu sam Satoshi był społecznie niezręczny i nie potrafił zagadać ludzi w normalny sposób. W sumie brzmiało to całkiem prawdopodobnie.
Skupiony na rozmyślaniu o swoim oddechu, absolutnie nie zauważył, kiedy kobieta się do niego przysunęła. Gdy mózg w końcu zakodował tę jej bliskość, mimowolnie podskoczył, gwałtownie się od niej odsuwając. Tyle dobrego, że szybko dodał dwa do dwóch i się opamiętał, ale policzki mimowolnie pokryły mu się rumieńcem. — Niech będzie, tym razem mnie złapałaś. Tylko proszę, nie wyciągaj tego przy ludziach, gdy wrócimy do miasta. Nie dadzą mi żyć — rzucił niemrawo, drapiąc się przy tym niezręcznie po karku.
— Ogniska? Skoro tak stawiasz sprawę, mogę go użyć, żeby podgrzać ci posiłek. Z demonami niestety nie pomogę, chyba że akurat będą się przygotowywały do posiłku i zapomną krzesiwa — odparł gładko, czystą siłą woli powstrzymując się od tego, żeby wystawić w jej stronę język. Czuł, że jest nieco za stary na tego typu zachowania, chociaż pokusa była nad wyraz duża.
Zaraz jednak spoważniał, a wszystko za sprawą pytania, które rzucił ich towarzysz. Jak się o tym wszystkim dowiedział? Pytanie nie było w sumie szczególnie trudne, bo jego rodzina już od dawna była z tym wszystkim powiązana. Wiązało się z tym jednak dużo doświadczeń i historii, które nie były już tak lekkie. Sam Satoshi wciąż czuł się nieco skonfliktowany, gdy chodziło o demony, ale nie mógł odmówić prawdy wydarzeniom, w których skrzywdziły one wielu członków jego rodziny.
— Można powiedzieć, że rodzinny biznes. Sporo moich krewnych jest zabójcami. Powiedziałbym, że znacznie lepszymi ode mnie. Co prawda od jakiegoś czasu nie mamy za dużo kontaktu, ale jestem przekonany, że jakoś sobie radzą — rzucił, na chwilę milknąć, zastanawiając się nad losami rodzeństwa. Zaraz jednak otrząsnął się z tego marazmu, zerkając w stronę chłopaka. — A Ty? mam wrażenie, że jeszcze nam tego nie opowiadałeś — rzucił, po czym spojrzenie skierował na kobietę. — W sumie, jak nazywała się ta kobieta? Ciekawi mnie, czy miałem okazję ją spotkać. W końcu nasz świat nie jest w sumie taki wielki — dokończył, kwitując to wszystko lekkim westchnieniem.
#845f3a
And not expecting sorrow, chasing sorrow,
And drowning in the light of full moons on the night of will
— Niech ci będzie, ale najpierw przeżyjmy ten patrol. No i po wszystkim stawiasz nam sake — odparł w stronę kobiety, posyłając jej przy tym lekki uśmiech. Nawet nie zauważył, kiedy patrol zamienił się w luźną pogawędkę pomiędzy znajomymi. Nie, żeby było w tym coś złego. W końcu byli tylko ludźmi i czasem potrzebowali się zrelaksować, chociaż akurat tym razem okoliczności nie były może najlepsze. Byli w końcu poza murami miasta, zostawiając bramę coraz dalej za sobą. Zachował się dość głupio, nierozsądnie. Karcąc w głowie samego siebie, skupił się na wyciszeniu głowy i przeskanowaniu okolicy. Na pierwszy rzut oka zdawało się być spokojnie, ale wolał mieć pewność. Wyłączył się na tyle skutecznie, że kobieta podeszła go niczym dzieciaczka. Zaaferował się tym tak mocno, że znowu zapomniał o uwadze. Kolejny błąd. Trzeba mieć nadzieję, że nie okaże się tym śmiertelnym.
— Dyskutowałbym z tym, kto kogo bardziej przestraszył — odparł, przyjmując z pokorą kolejne ciosy jej wachlarzem. Zwłaszcza że zgodziła się na to małe przekupstwo, przynajmniej w teorii. Nie, żeby jej nie ufał, ale miał dziwne podejrzenia, że kobieta może nie odpuścić okazji do porobienia sobie z niego przynajmniej lekkich żartów.
— Nigdy nad tym nie myślałem, ale nie wydaje mi się, żeby miało to działać w którąkolwiek ze stron. Po prostu tym się zajmujemy, tak wyszło — odparł, wzruszając przy tym lekko ramionami. Czy rodzinny biznes faktycznie coś zmieniał? Chyba tylko to, że łatwiej mógł stracić bliskie mu osoby. Zaraz jednak skupił się na jego opowieści. Brzmiała przykro, jak większość historii zabójców. Mało który z nich mógł się pochwalić przyjemnymi wspomnieniami, co w sumie było dość przykre. — Przeżyłeś, to jest najważniejsze w tej historii. Natomiast co do rodziny... — zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad dalszą wypowiedzią. — Na Twoim miejscu zapewne spróbowałbym się z nimi skontaktować. Może nie teraz, ale kiedyś? Warto to przemyśleć, przynajmniej moim zdaniem — dokończył, posyłając mu przy tym lekki uśmiech.
— Rozumiem, w takim razie może kiedyś się z nią spotkamy — rzucił w odpowiedzi do Aori, po czym lekko się przeciągnął. — Macie jakieś plany na później? Możemy się czegoś napić i poopowiadać nieco więcej historii — Zerknął na nich, ciekaw reakcji na swoje słowa.
#845f3a
Nie możesz odpowiadać w tematach