Uśmiechnęła się na jego słowa nieco bardziej nawet. Mężczyzna zawsze był o czasie, nie ważne czy chodziło o trening czy jakieś zwykłe spotkanie. Można było na niego liczyć o każdej porze. A przynajmniej takie sobie wyrobiła o nim zdanie odkąd go poznała w Yonezawie. Dzisiaj jednak to zdawał się być czysty przypadek. Bo nie widziała go żeby się kręcił po Osace. - Tak, zdecydowanie mój drogi.. dzisiejszej nocy to mi dosłownie z nieba spadłeś.. - powiedziała już ze spokojem w głosie. Kącik lekko drgnął na jego kolejne słowa. Drgnęła nagle czując jak przycisnął palce do uda tuż przy głębszej ranie. Syknęła przy tym, dając mu do zrozumienia że to co zrobił bolało. - Nie planowałam umierać.. - dodała po chwili, otwierając powoli oczy. Wlepiła fioletowe ślepia w swoją ranę.
To mogło się skończyć o wiele gorzej dla niej gdyby Demon czuł zagrożenie z jej strony. Ta przepaść między gatunkami była irytująca. Ta ich regeneracja i cholernie wysoki próg bólu były czymś czego zwykli ludzie nie mieli. Ile razy się zastanawiała nad swoimi treningami. Kiedy dotrze do limitu swoich możliwości? Co będzie potrafiła wtedy zdziałać przeciwko silniejszym demonom od Suiren.
Na pytanie i miecz zacisnęła mocniej szczękę i obróciła twarz w bok, wlepiając ślepia gdzieś w dal. Nie chciała teraz natrafić na jego złote ślepia. - Nie zgubiłam mojego Nichirin.. - powiedziała nieco ciszej. Bolało ją to tak bardzo że nie miała go przy sobie. - Wyszczerbił się podczas ostatniego starcia z demonem.. i błagam nie pytaj jak.. nadal mnie to wewnętrznie boli.. - normalnie nie powiedziałaby nikomu tego. Ale wiedziała że jemu może, zdawał się trochę podobny do niej. Wiecznie widziała jaki był opanowany, zwłaszcza podczas treningów i teraz w starciu z demonem. Lubiła to w nim. Tą zimną kalkulację sytuacji, tak bardzo bliską jej. A przynajmniej nie miała okazji poznać go od innej strony. - Miecz jest w naprawie.. jutro go odbieram.. - dodała dla sprostowania.
- Miałeś jakieś zadanie w okolicach że się tu znalazłeś? Czy jesteś tu z powodu jakiegoś zlecenia? - spytała z czystej ciekawości.
- Nichirin:
- KIRO
Ostrze katany jest jasno złotego koloru. Pochwa miecza jest czarna, Tsuba jest koloru złota i ma wyrytego smoka oplatającego się w koło. Rękojeść katany opleciona jest czarnymi, jedwabnymi pasami, niegdyś oplatającymi rękojeść katany jej brata.
- Mori:
- Rzadko kto to planuje- Odpowiedział, stawiając niemal niezauważalnie małą klepsydrę obok, która wyłoniła się z rękawa samuraja. Piaski powoli przesypywały się, odmierzając czas.. Bogowie wiedzą do czego.
- Każde używane narzędzie kiedyś zawiedzie - Zaczął spokojnie, wiążąc bandaż idealnie wraz z ostatnim przesypanym ziarenkiem piasku. - Ale Ty tego nie zrobiłaś. Prawda? - Dokończył, rzucając okiem na pobojowisko. Gdyby nie zatrzymała demona dostatecznie długo, kto wie, kto jeszcze padłby ofiarą? Teraz mają szanse jeszcze go wytropić, a tej nocy na pewno już nikim się nie naje. Po za tym, dała sobie rade bez swojej broni. Więc skąd ten wstyd?
- Uznajmy, że szukałem kogoś. - Orzekł dość oszczędnie - I znalazłem Ciebie więc raczej nie mogę narzekać na towarzystwo - Wprawdzie "szukanej" osoby i tak by nie odnalazł, a nawet jeśli, byliby bardzo zajęci kulturalną wymianą ciosów na śmierć i życie.
Spojrzenie skupiło się na czynności bandażowania jej rannego uda. Mocny ucisk bandaża nie był zbyt komfortowy ale przynajmniej tamował krwawienie. I tak już wystarczająco dużo karmazynowej cieczy straciła dzisiejszego wieczoru.
Powiodła wzrokiem za spojrzeniem mężczyzny na miejsce gdzie się tłukła z Suiren. - Cóż.. jakoś musiałam sobie radzić bez miecza.. - spojrzenie utknęło w dwóch zakrwawionych kunaiach leżących na ziemi nieopodal nich. - Najważniejsze że.. zdążyłam.. w ostatniej chwili ale zdążyłam uratować tamtego człowieka.. - powiedziała ze spokojem w głosie. Aż po chwili odetchnęła z ulgą. - Czym jest kilka ran, i trochę krwi tu i ówdzie w porównaniu do jednego ocalonego życia Takashi..? - dodała z zadowoleniem w głosie. Przyłożyła dłoń do zabandażowanego uda. - Jedna rana w tą czy tamtą nie zrobi mi już chyba różnicy.. - to mówiąc przesunęła palcem wskazującym drugiej dłoni po bliźnie na czole i tej pod lewym okiem.
- Oh.. to miłe wiedząc że nie jestem aż takim złym towarzystwem.. - dodała nadal opierając się o ścianę prawym przedramieniem. - Podałbyś mi moje sztylety? Nie powinnam nadwyrężać nogi zbytnio.. - poprosiła ze spokojem i wskazała mu na dwa kunaie rozrzucone po ulicy. Prawdę powiedziawszy nie podejrzewała że jak by kucnęła by pozbierać swoje zabawki to noga odmówiłaby posłuszeństwa gdyby chciała powrócić do pionu. A tak utrzymując się w pionie, tylko i wyłącznie z pomocą muru za plecami przynajmniej nie wyglądała aż tak żałośnie jak się czuła. - Głodny? Zamierzam się zrekompensować za pomoc.. - dodała po chwili z lekkim uśmiechem. - Nie daleko stąd możemy coś dobrego zjeść.. - dodała po chwili. Była w stanie ten fragment przejść jeszcze o własnych siłach, podpierając się ręką o solidną konstrukcję co prawda, ale zawsze coś.
- Nichirin:
- KIRO
Ostrze katany jest jasno złotego koloru. Pochwa miecza jest czarna, Tsuba jest koloru złota i ma wyrytego smoka oplatającego się w koło. Rękojeść katany opleciona jest czarnymi, jedwabnymi pasami, niegdyś oplatającymi rękojeść katany jej brata.
- Mori:
- Tylko zmieńmy ten czerwony kolor na coś mniej szokującego. - Powiedział, patrząc na krzykliwy ubiór Sai, zabarwiony w jeszcze bardziej krzykliwą czerwoną barwę. Przy okazji postanowił, że na czas podróży może stać się "solidną konstrukcją", która pomoże dotrzeć jej do celu.
z/t x2
⠀⠀Kiedy to ostatni raz była w tym miejscu? Wydawało jej się, że walka jaką stoczyła w wąskich uliczkach chramu odbyła się wczoraj, chociaż prawda wyglądała tak, że pomiędzy tamtym wydarzeniem, a obecną nocą zadziało się tak wiele, że Suiren ledwo była w stanie to sobie ułożyć. Teraz okolica wydawała się cicha, a spacer wśród świątynnych budowli pokazał, że w istocie miała rację. Nie znalazła żadnych wścibskich zabójców, ani nawet mnichów, w większej ilości niż zwykle.
⠀⠀Tym razem spacerowała swobodnie, mało kto zwracał na nią uwagę, niektórzy kapłani spoglądali na nią ukradkiem, gdy mijała miejsce ich modłów. Nigdy nie polowała na wyznawców pracujących w granicach świątyni, nawet zanim obecność demona w mieście nie była jeszcze czymś oczywistym. To była jej mała zasada, której trzymała się mocno od kiedy świadomie zaczęła używać ludzkiego mięsa jako swojego pożywienia. Mogła przysiąc, że niektórzy mnisi znali ją z widzenia.
⠀⠀Oddaliła się w kierunku zewnętrznej granicy Sumyoshi-taisha, usiadła na granicy bambusowego zagajnika pogrążając się znowu w rozmyślaniach, ale zanim na dobre odpłynęła, jej uwagę przykuł szmer kawałek dalej, w okolicy schodów które wspinały się do świątyni.
⠀⠀Starzec z krótką, ręcznie rzeźbioną laską pokonywał w jękach wysiłku kolejne stopnie. Miał białe, przerzedzone włosy i nosił rozpiętą luźno szatę, która przypominała bardziej strój do snu, niżeli ubranie wyjściowe. Szczególnie o tej porze roku. Chwiał się i trząsł, z zimna, bądź ze starości, która odbijała się bólem w jego mięśniach. Żałosny widok.
⠀⠀— Jak ci na imię, panie? — zapytała cichym, melodyjnym głosem, który w ciszy otaczającej chram brzmiał jak ptasi śpiew.
⠀⠀Nie usłyszała jednak odpowiedzi. Mężczyzna powoli skierował na nią swój wzrok i przez chwilę spoglądali na siebie jak kostucha i człowiek, świadomy zbliżającej się śmierci. Zamiast strachu zobaczyła w jego oczach ulgę.
⠀⠀Podniosła się i zbiegła powoli w jego kierunku, położyła dłoń na starym, zmarnowanym policzku starca. Zdecydowała w tamtym momencie, że pomoże mu odejść z tego świata.
⠀⠀Ostatnie rany zasklepiały się leniwie, gdy siedziała znowu na skraju tego samego bambusowego lasu, co wcześniej. Tym razem nikt już jej nie przeszkadzał, mnisi przechodzili obok, ale nie zwracali uwagi na zjawę, która zalęgła się blisko ich domów. Pozwolili jej tu przebywać, a ona w zamian nie zapolowała na żadnego z nich.
Wszystkie rany zregenerowane.
z/t
The silence is your answer.
Druga opcja - potrzebowała chwili dla siebie. Po podróży lubiła się gdzieś zaszyć, zebrać myśli, a także móc spędzić trochę czasu samotnie. Nie zawsze przebywała w Yonezawie, bo zlecenia mogły być rozsiane po całym świecie. Od tego miała swojego kruka, który pewnie szukał ich gdzieś w okolicy, zbierał dla niej informacje, co by mogła zająć się sobą. Sumiyoshi-Taisha była miejscem, które o tej porze wydawała się pusta, niemal pozbawiona życia, lecz nie było tak zawsze. Byli tacy, co lubili przychodzić wraz z zachodem słońca. Z kolei Yona należała do osób, dla których pora nie miała znaczenia. Dzień, noc, jeden pies.
Trzecia i ostatnia możliwość - liczyła, że kogoś tutaj znajdzie. Nie należała do grona samotników, ni to ekstrawertyków. Ot lubiła pogadać, poznać kogoś i poszerzyć horyzonty. Dawno nie odbyła przyjemnej sprzeczki, ba nawet nie rozmawiała o pogodzie. Powiedziała jedynie, że musi zobaczyć rodziców, powiedzieć krótkie "Żyje i mam się dobrze", a potem wrócić albo zmienić miejsce, w którym przebywała. Nigdzie nie zajmowała dłużej, niż chwili. Jedyny wyjątek - Yonezawa. Tam potrafiła trenować, bądź rozmawiać z innymi osobami, aż do otrzymania zlecenia. W tym fachu dobrze było mieć znajomości, lecz jej lista potencjalnych kandydatów była o dziwo krótka. Może to usposobienie? Wieczna potrzeba rywalizacji? Kto ich tam wie?
Ostatecznie nie doszła do właściwej konkluzji. Liczyło się, że teraz tutaj była i mogła rozejrzeć się po terenie. Nie miała dużych wymagań, zwyczajnie podeszła do miejsca z wodą i zaczęła wykonywać dobrze znany jej rytuał. Obmyła jedną, drugą dłoń oraz usta, wypluwając wodę z powrotem do zbiornika. Lekkim ruchem obmyła chochlę i położyła ją na wcześniejsze miejsce. Tym samym poszła przed ołtarz, zatrzymując się idealnie przy nim. Wzięła głęboki wdech i zaczęła.
Pełnym gracji krokiem, wyszła z lektyki i poprawiła swoje kimono. Z daleka było widać, że jest z tych wyższych sfer. Na dodatek obnosiła się herbem swojego rodu, który w mieście był znany ze sprawowania lokalnej władzy. Poza tym od kilku miesięcy cieszyła się czcią i niezwykłymi względami wśród wieśniaków, którzy uwielbiali ją niczym bóstwo. Oczywiście, że jej urok był po części zasługą stwórcy, ale to od niej zależało, co z tym finalnie zrobi.
Powoli, niczym eteryczna istota, weszła do środka świątyni. W dłoni trzymała kadzidełko, z którym planowała się pomodlić. Jednakże ku jej zaskoczeniu, do nozdrzy dotarł nieznany zapach. Uniosła wzrok, dostrzegając krótko ściętą kobietę. Przez dłuższą chwilę Kiyo odczuwała wyraźne zdziwienie, bo jak można było się tak dobrowolnie oszpecać. Dodatkowo ten kolor, taki rzadki, prawie nie występujący naturalnie. Już była gotowa stwierdzić, że zadomowił się tutaj demon, ale była pewna, że czuła zapach człowieka. Czy powinna ją stąd przegonić? Szybko odrzuciła myśl ze swojej głowy. Przecież od lat kreowała się na kogoś, kto koegzystuje ze słabszymi od niej, więc powinna pozostać przy swojej łagodnej naturze prawej księżniczki. To, że miała szkarłatne ślepia z pionowymi źrenicami czy dwa drewniane rogi, to były tylko drobnostki, żeby każdy wiedział kim ona jest.
Młody demon postanowił w ciszy i spokoju oddać się swoim modlitwom, co chwila zerkając na nieznajomą, ale nie podejmowała wobec niej innych działań. Przecież każdy powinien mieć prawo oddać cześć swojemu stwórcy.
Zamiast się zbytnio napalać, odpaliła zawartość naczynia, informując wyraźnie, iż nic się jej nie stanie. Przynajmniej na razie. Następnie machnęła nim dwa razy. Chciała, aby cały jej zapach zniknął, razem z płomieniem. Głęboki pokłon, oznaczał, iż nie odezwie się dopóki nie skończy. Za dużo monet nie miała, lecz i tak jedną wrzuciła do skrzynki. Przyszła kolei na najlepszą część. Za sznur pociągnęła wystarczająco mocno, aby głuchy dźwięk otoczył świątynię. Trzy dzwonienia wystarczyły, aby wprawić niektórych w zamieszanie lub zbudzić z letargu. W tym wypadku zaznaczyła teren, to ona się tutaj liczyła, nikt inny.
Zrobiła krok w tył, złączyła delikatnie dłonie i wyciszyła się. Baba, co ty byś zrobiła? Takie miejsca powinny uchodzić za święte, a jednak te paskudy plugawiły je bez wstydu. Koegzystencja z ludźmi? Co za pierdoły, przecież wiadomym było w jaki sposób się żywią. Czy to na pewno miało wypalić, z tym ich skażonym wnętrzem? Po kilku pytaniach, uśmiechnęła się do samej siebie. Znała już swoją odpowiedź. Na zakończenie oddała ostatni pokłon i odłożyła pożyczone naczynko razem z łańcuchem.
Zaczekała. Podobnie jak rogata, nie miała zamiaru przeszkadzać. Przykucnęła, przeszywając ją spojrzeniem bursztynowych oczu. Twarz pozostawiła bez wyrazu, chociaż można było odczuwać, iż nad czymś głęboko myśli. O ile nie przerwała, bądź zwyczajnie nie skończyła, wyprostowała sylwetkę podpierając lewą dłoń o biodro - Czyli wy też się modlicie? Życzycie sobie zniszczenia świata, a może więcej smakowitych kęsków? - w jej głosie poza drwiną kryła się ciekawość. Nie spotkała podobnego przedstawiciela jej rasy, który by uczęszczał do tego typu miejsc - Oj tylko nie dąsaj się, ja tak tylko z miłości - uśmiechnęła się zawadiacko, przechylając głowę lekko na bok. Część krótkich włosów przesłoniła lico, lecz nie miała zamiaru jej poprawiać i tak dobrze widziała. Czy zatrzymałaby szlachciankę? Może i tak, miała kilka pytań w rękawie. Z resztą, chciała sprawdzić tą całą chęć do życia z ludźmi w zgodzie. W końcu, dla Yony to zawsze wydawało się... takie nienaturalne.
- Takie ocenianie z góry kiedyś Ciebie zgubi, dziecko. - Czy brzmiała protekcjonalnie? Jeszcze jak. W końcu czuła się jak u siebie, cała Osaka stała się jej folwarkiem przez wzgląd na ostatnie wydarzenia. Dalej nie była tym zachwycona, ale jakaś jej część czuła potrzebę i chęć czerpania z tego garściami, jakby jutra miało już nie być... A trochę dla demonów tak było, biorąc pod uwagę, że na jedną myśl stwórcy, mogą ot tak przestać istnieć.
- Z miłości? Wiesz, że największą łaską jest szybka i bezbolesna śmierć? - Nie wyglądała jakby miała żartować, posłała nieznajomej serdeczny uśmiech, który zupełnie nie współgrał ze słowami, które właśnie wypowiedziała. Czy myślała o tym, żeby pozbawić głowy persony znajdującej się przed nią? Raczej nie, ale kto wie, może tego wieczoru jeszcze przejdzie jej to przez wyobraźnię. Trudno było ocenić jaka rozmową czeka Kiyo, bo ze strony osób, które nie kłaniały się jej w pas spodziewała się wszystkiego, a przede wszystkim tego, że te osoby są zabójcami lub z nimi kolaborują. Nie lubiła ani jednych, ani drugich.
- Jestem zaskoczona, że masz czelność tak się do mnie zwracać... - Odparła, zadzierając nosa. Przez ostatnie miesiące stała się jeszcze gorszą wersją siebie, to musiała przyznać nawet sama przed sobą.
- Podążając Twoją logiką, Wy powinniście się modlić o unicestwienie nas z powierzchni ziemi lub coś ten deseń? Naprawdę uważasz, że taka modlitwa, mogłaby być wartościowa dla którejkolwiek ze stron? - Spojrzała wyczekująco w stronę człowieka, najwyraźniej dając czas na znalezienie właściwej odpowiedzi, albo przynajmniej takiej, która nie zanudzi księżniczki.
[color=#990451][/color
- Sama wyglądasz jak dziecko, czujesz się lepsza jako demon? - przechyliła do boku głowę, uśmiechając się figlarnie. Oczywiście brała pod uwagę, że mogła sobie liczyć znacznie więcej. Te kreatury miały całe życie i jeszcze więcej przed sobą, przez co nie zdziwiłaby się, gdyby odpowiedziała jej na przykład pięćdziesiąt. Ba, mogłaby nawet w to uwierzyć, ale... Z tym wyglądem? Oj nie potrafiła sobie odpuścić, musiała to wytknąć.
- Nie rozumiecie tak prostych uczuć? Nawet mi was nie szkoda - jej słowa cięły jak brzytwa, ale taka była prawda. Ludzie mieli to do siebie, że ich emocje nie były niczym zachwiane. Mogli brać garściami z tego, co oferował im świat oraz interakcje z innymi. Patrząc z kolei na śnieżynkę, nie widziała w niej za grosz dawnej siebie. Jaka była za nim się taka stała? Niewinna, bojaźliwa, czy może rozpieszczona przez rodziców? Patrząc po ubiorze pochodziła z wyższych sfer. Bogata rodzinka, rząd ludzi stojących za nią, tego typu rzeczy się spodziewała. Jednakże należała do tej cudownej rasy, dla której... Nie miała szacunku.
- Uraziłam Cię? Najmocniej przepraszam - wzruszyła ramionami - Zwyczajnie, nie dopisuje was do żadnej klasy. No może... do grabarzy, w końcu jesteście podobnie nielubiani. Ale czy się dziwicie? Posilacie się ludźmi, budzicie grozę, kto o zdrowych zmysłach oddawałby wam pokłony? Bo co, nie zaatakujecie ich jeśli będą dla was mili? Banda tchórzy - właściwie nie uważała, że ludzie są jacyś lepsi. Bojąc się o własne życie, potrafili czcić ich jak Kami, czy zachowywać się jak potulne szczeniaczki. Nie ukrywała swojej pogardy wobec takiego postępowania. Potępiała to i mówiła o tym głośno. Była szczera do bólu, co niejedni krytykowali. Tylko, że ona nie potrafiła inaczej.
- Nie. Szkoda mi modlitw na takie rzeczy. Wolałabym hmmm... Życzyć tym, co umarli spokojnej podróży albo prosić o szczęście bliskich na tym smutnym padole - spojrzała do góry, prosto na nocne niebo. Gwiazdy migotały dzisiaj tak dobrotliwie, otaczając swoją łaską wszystkich zgromadzonych - A ty? Właśnie, jak Cię nazywają? Dziwnie określać Cię śnieżynką - parsknęła, nie odczuwając wobec niej obrzydzenia. Ot chciała zażartować, bez cienia sarkazmu w głosie. Wzrokiem z powrotem do niej wróciła, nie błyskając już wrogością - O co się modliłaś? - zapytała na koniec, chcąc ja zrozumieć nieco bardziej.
- Oczywiście. - Odpowiedziała całkowicie poważnie, nie rozdrabiając się.
Uwagę o emocjach puściła mimo uszu. Możliwe, że demony uczucia postrzegały zupełnie inaczej, a zazwyczaj w ogóle ich nie miały, jednak Kiyo starała się pielęgnować resztkę człowieczeństwa, która się w niej ostała.
Podrapała się po czole, nie dowierzając w co właśnie usłyszała.
- Pod jakim kamieniem ty żyjesz? - Czyżby nieznajoma nie wiedziała, że znajdowała się w mieście, które od kilku miesięcy słynęło z tego, że czci demona w osobie Kiyo? Że traktują ją jak boginię i bramę do lepszego, wiecznego życia? Że jest namiastką ciała i woli swojego stwórcy, wyjątkowego bytu, który ignorował ograniczenia czasu czy siły ludzkiego ciała? Że to demony są w tym mieście tymi, którzy są mile widziani, a nie zabójcy, którzy ponieśli tutaj sromotną porażkę?
- O, rozsądna modlitwa. Zaskakujące. - Podsumowała nieco przekornie, spodziewając się prędzej zaczepki lub innego ciętego komentarza, zamiast tego usłyszała coś, co miało nawet sens. Czyżby była szansa na ciekawszą rozmowę niż z innymi zabójcami, którzy woleli rzucać się do jej gardła tylko widząc herb rodu Uesugi?
- Naprawdę żyjesz pod jakimś ciężkim i starym kamieniem. - Westchnęła, kiedy tylko do jej uszu dotarło pytanie o to jak się powinna zwracać do księżniczki. - Poza tym, nie sądzisz, że pytając o imię powinnaś się sama przedstawić? - Wywróciła oczami, dając do zrozumienia, że tak rozgrywać nią nie będzie. - I naprawdę nie wiesz jak się nazywam? - Wpatrywała się z nieskrywanym niedowierzaniem. Przyjechała tutaj za pomocą lektyki, jej szaty jednoznacznie wskazywały, że była z wyższych kręgów, a symbole panującego tutaj rodu Uesugi były aż nadto podkreślone, a ta śmiała się pytać? Skąd ona była? Z tej nory, wylęgarni zabójców, czy coś?
- O coś co nigdy się nie stanie. - Na ułamek sekundy w jej oczach pojawił się ból i nostalgia, tęsknota za czymś co odeszło i już nigdy nie powróci. - Żeby było jak dawniej. - Szepnęła, jakby jej życzenie było grzeszne, ale taka była prawda. Oddałaby wiele, żeby Osaka znów była spokojnym miastem, a świat nie stanął w ogniu.
[color=#990451][/color
- Rozumiem - przytaknęła jedynie, nie zamierzając jej dalej dogryzać. Na nic by się zdały słowa, skoro nie mogła ich udowodnić. Bez miecza pozostała walka na pięści, co nie tylko było szczytem głupoty. Prosiłaby się otwarcie, aby panienka ją zabiła, gdyż nie miałaby nic mogącego jej zagrozić. To, co bezpośrednio zagrażało życiu demona, ciągle czekało na powrót właścicielki. Z drugiej strony miała szansę odgrywać nieświadomego cywila, który postanowił uciąć z nią pogawędkę. Cóż, jeśli tylko na tym poprzestaną, to nie miała nic przeciwko.
- Pochodzę stąd, ale dawno mnie tutaj nie było. Wystarczyła wieść o demonach, aby część tubylców się wyniosła, łącznie z moją rodziną. Dlatego nie za bardzo orientuję się w aktualnych faktach - podrapała się po głowie, z lekko zmieszanym wyrazem twarzy. Brak możliwości uczestniczenia w walkach, a także niezbyt częste odwiedzanie Osaki przyniosło dość odwrotne skutki. Myślała, iż nie wiele się zmieniło, a tutaj sytuacja obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni - oczywiście, na niekorzyść zabójców.
- To nie jest tak, że was nienawidzę. Najzwyczajniej wiele moich bliskich umarło, bo zostało jednym z waszych obiadów. Z tego powodu nie chciałabym, aby dalej snuli się po powierzchni, skoro mogą się udać w znacznie lepsze miejsce - rozwinęła nieco temat, wcielając się w rolę przyziemnej dziewczyny. Takiej, co w walce nie miała żadnych szans, natomiast aktualna sytuacja wywoływała w niej jedynie smutek. Ale czy nie taka była prawda dla tych niezdolnych do walki? Zresztą wielu członków organizacji oddawało życie, byleby zakończyć tyranię demonów oraz wyzwolić tych, znajdujących się pod ich panowaniem. Białowłosa nie należała do wyjątków. Jej rządy również powinny się skończyć, wraz z przybyciem znacznej grupy zabójców. Tylko, kiedy to nastanie? Miała nadzieję, że szybciej, niż później.
- Pomyślmy. Twój ubiór sugeruje na przynależność do szlachty, ale chwila... Czy teraz u władzy nie jest jakaś Kujo, a może ktoś o innym imieniu? Coś na K, tyle kojarzę - zamyśliła się, próbując sobie przypomnieć. Niefortunnie dla Yony nic nie przychodziło jej do głowy - Oczywiście, nie próbuję Cię obrazić, naprawdę nie wiem. No i wybacz, gdzie ja podziałam maniery, haha - zaśmiała się dziewczęco, pokazując, iż mimo drobnych problemów, ciągle dopisywał jej humor - Nazywam się Yona, czy w takim razie byłabyś rad zdradzić mi swoje imię oraz oświecić mnie nieco w temacie? - złożyła rączki jak do modlitwy, przymykając jedno oko.
- Tęsknisz za spokojniejszymi czasami? - przechyliła głowę na bok w przypływie nagłej ciekawości. Przecież to takie nieludzkie, marzyć o czasach, gdy nie władali tymi ziemiami. Normalnie powinna skakać z radości, a ona wydawała się dziwnie smutna. Cóż, za istota jej się trafiła? - Widzisz, sama wróciłam z powodu uczucia nostalgii. Wiele moich przodków pochowano na tej ziemi. A Ciebie do świątyni sprowadzają modlitwy, czy zwyczajnie potrzebowałaś zażyć świeżego powietrza?
- Wiele osób zginęło tamtej nocy, nie jestem z tego dumna, a żałuję, że wówczas nie było mnie tutaj. - Czy obroniłaby wieśniaków? Nie byłaby w stanie, biorąc pod uwagę, że Hashiry pojawiły się w mieście, plątałaby się jedynie pod nogami. Niemniej czuła, jakby opuściła swój dom, królestwo o które przez lata tak dbała.
- Ja wolałabym, żeby Tobie podobni dali mi zwyczajnie żyć... Zwłaszcza, że nie urządzam krwawych rzeźni, a skoncentrowałam się na tym, by posilać się tak, by nie robić niczego złego. - Księżniczka pożerała tych, którzy łamali prawo, by dbać o bezpieczeństwo i spokój miasta.
Demon początkowo czuł się urażony tym, że kobieta nie kojarzyła kim ona jest. Przecież każdy w tym mieście musiał mieć choćby w najdalszym i najbardziej skrytym kawałku głowy informację o Kiyo. Dlaczego zatem nie kojarzyła jej? Może tylko udawała, że jest stąd?
Właściwie to Kiyo, ale przynajmniej na papierze władzę sprawuje mój ojciec, staruszek Uesugi... Tak, jestem Uesugi Kiyo. - Wskazała na swoją szatę, która była przyozdobiona symbolem rodu, z którego się wywodziła. - I zanim zapytasz, czy użyłam jakiejś demonicznej sztuki, by wkraść się w rodzinę, która rządzi tym miastem, to nie. Naprawdę byłam córką tych ludzi, człowiekiem z krwi i kości. - Jedną z wielu dzieci, nieznaczącym pachołkiem w politycznej grze. Dopiero przemiana uczyniła ją naprawdę kimś, ale kosztem pamięci oraz tego, że słońce stało się jej śmiertelnym wrogiem.
- Tak. Wolałam to miasto, kiedy mogłam w spokoju przemierzać pałac. Nie pamiętam jak to było być człowiekiem, ale zanim mieszkańcy oszaleli na moim punkcie, wszystko było jakby prostsze. Teraz zaś liczą i pragną, by kropla mojej boskości spadła na nich... - Na moment zatrzymała się, zastanawiając się czy jest sens tłumaczyć kobiecie to co potrafiło boleć demona, ale uznała, że co jej szkodzi. - Ale nie rozumieją, jaka jest tego cena. - Odparła ze smutkiem, mając przed oczami spotkanie ze stwórcą. Nie był on najmilszym bytem, jaki przyszło jej w życiu spotkać, a na domiar złego nie mogła mu się w żaden sposób przeciwstawić.
[color=#990451][/color
- Nie urządzasz? W takim razie, kim były Twoje wcześniejsze ofiary? - skoncentrowała na niej ciężar bursztynowego spojrzenia. Jeśli była niewinna, tak jak mówiła, wolała wiedzieć, kto znajduje się na jej liście do ostrzału. Starzy, schorowani? Chętnie wyciągnie tę informację, niewielkim kosztem.
- Całkiem ciekawe. No wiesz córka szlachciców, która straciła panowanie nad miastem. Właściwie to bardziej interesuje mnie, co Twój ojciec na to, że jego dziecko stało się demonem, który nie potrafi znieść promieni słonecznych. Nie boli go, przesiadywanie z Tobą pod jednym dachem? - mogła kiedyś być człowiekiem, ale sytuacja zdążyła się zmienić. Piękne miasto Osaka zostało pochłonięte przez naturalnych wrogów ludzi, z drugiej strony jego potomkini nie mogła sobie z tym poradzić. Innymi słowy, nawet jeśli marzyła o pokoju, to nie miała siły, aby przekuć słowa w czyny. Mogła brzmieć zimno, ale taka była prawda. Yonę wychowano, aby w głównej mierze obdarowywała szczerością. Niezależnie od tego, kim była, nie miała zamiaru się uginać. Nie teraz, nie później.
- Czemu nie poszukasz sposobu jak wrócić do bycia człowiekiem? Widocznie cierpisz, czuję to aż tutaj - położyła dłoń na sercu, przyjmując smutny wyraz twarzy - A jednak tkwisz w swojej aktualnej formie, dręczona przez pragnienie. Czy Ci z pałacu, coś dla Ciebie znaczą? - to była właściwie kwestia, na którą jednoznacznie nie mogła sobie odpowiedzieć. Nawet jako członek organizacji, nie potrafiła zrozumieć emocji demonów. Zwykle te dążyły do chaosu oraz krzywdy innych. Ta, jednak znacznie się od nich różniła, marząc o dawnych czasach.
- Cena? Powiedziałaś, że tracicie wspomnienia, istnieją inne rzeczy, które was ograniczają? Nie mówię o słońcu, nie bez powodu podczas dnia można czuć się spokojniejszym - zadarła głowę do góry, zakładając niesforny kosmyk za ucho - Z mojej perspektywy jesteście silniejsi, niż ludzie. Nie umieracie od chorób i żyjecie długo. Całkiem sporo plusów, jak na trzy ograniczenia, w które wchodzi jeszcze głód - uśmiechnęła się ciepło, dając jej możliwość do spowiedzi. W tym momencie nie była jej wrogiem, a osobą gotową słuchać.
- Czy ty naprawdę uważasz, że mordowanie bez celu hurtem jest czymś interesującym? Kim były? Osobami, które zatruwały to miasto. Mordercy, gwałcicele, wszyscy Ci, których życie w świetle prawa nie ma sensu ani celu. - I nie było w tych słowach ani grama kłamstwa. Kiyo naprawdę zabijała tych, którzy i tak zasługiwali na karę śmierci, po prostu w ostatnim akcie swojego życia mogli się przyczynić do czegoś pożytecznego i stać się pokarmem jej boskiej istoty.
- W pierwszej chwili nie wydawał się zachwycony... Ale niedługo później sam oddał mi pokłon, dziękując za pojawienie się na świecie i to całe przebudzenie. - Aż wróciła myślami do tamtego momentu, kiedy została pocięta kataną na kilka części oraz jak się złożyła na nowo w jedną całość, choć zwykły człowiek byłby już martwy po takich obrażeniach, to na Kiyo nie zrobiło to zbyt dużego wrażenia.
Zamrugała kilka razy wyraźnie zaskoczona sugestią, jakoby mogła szukać sposobu by znów być człowiekiem.
- Przecież to niemożliwe. Czy ty jako człowiek, umiesz stać się ptakiem? Lub znów być płodem w łonie matki? To nie jest coś co można cofnąć. To jakbyś będąc martwa, chciała znów żyć. - Wzruszyła ramionami na tak głupie pytanie. Czy istniał kiedykolwiek demon, który znów stał się człowiekiem? Demon ma dwie przyszłości, albo żyć, albo umrzeć, nie tutaj mowy o cofaniu się w rozwoju.
Na pytanie o znaczenie pałacowej służby, uśmiechnęła się jedynie nie mówiąc ani słowa. Głupio było bowiem przyznać, że naprawdę lubiła tych ludzi. Ceniła ich przydatność, ale także to, że byli oddani swojej pracy. Prości, ale także inspirujący. Niczym mrówki, wspólnie pracujący nad sprawnym działaniem dworu.
- Zatem jeśli uważasz, że siłą i brak chorób to spore plusy, to czemu nie staniesz się jednym z nas? Owszem, mamy możliwość przekroczyć ludzkie ograniczenia, ale czy byłabyś gotowa... - Już miała kontynuować, ale zatrzymała się nim kolejne słowa rozbrzmiały w powietrzu. - Z resztą.- Zrozumiała, że nie może kontynuować tego wątku, jeśli nie chciałaby narazić się swojemu stwórcy.
[color=#990451][/color
- Dziwny z niego człowiek - westchnęła, spodziewając się takiego obrotu spraw. Wiele istot powinna się ich obawiać, lecz silna wiara w Bóstwa pozwalała na taki obrót spraw. Demon, który był ucieleśnieniem zła oraz manifestacji krwi Muzana nie był przez nich postrzegany za potwora, czy też Oni. Istoty nienależące do tej ziemi, obrazy bóstw... ile różnych określeń słyszała od zwykłych mieszkańców?
Przygryzła dolną wargę w cichym zamyśleniu. Co prawda, nie mogła stać się ptakiem, ale też nie do końca była człowiekiem. Kto normalny potrafił stworzyć żywioł bez potrzebnych do tego przedmiotów? Ile poruszało wiatrem, paliło budynki oraz biegło z szybkością błyskawicy? Najłagodniej dało się opisać zabójców, jako Ci wyjątkowi spośród ludzi.
- Może kiedyś, ktoś znajdzie sposób. Czasy się zmieniają, lecz tych nie zobaczę. To wy jesteście świadkami upływu lat. Mylę się? Patrzenie przez pryzmat tego, co jest teraz, brzmi niedorzecznie, gdy jesteś nieśmiertelna - zaśmiała się krótko, patrząc jej w oczy. Jedynym atutem, jaki w nich widziała to ich długowieczność. Nie pożądała siły, czy też zdolności regeneracji. Mimo wszystko wolałaby zobaczyć, co się stanie później, gdy jej ciało przemieni się w nic nieznaczący popiół. Mimo wszystko, samo pragnienie nie miało znaleźć swojego ujścia. Nie zamierzała się stać jednym z nich. Nie teraz, nie później.
- Oczywiście, że nie. Nigdy nie miałam ochoty zostać jedną z was - zaczęła iść powoli w kierunku jednego z drzew. To oddalone od nich o siedem metrów, kryło w ciemności coś, co należało do niej. Płynnym ruchem chwyciła za pochwę, na krótką chwilę obracając głowę w stronę demonicy - Uesugi Kiyo, jeszcze się spotkamy - na jej buzi pojawił się pewny siebie uśmiech, kiedy szła z powrotem w ciemność. Wolną dłonią pomachała białowłosej, wiedząc, iż następnym razem w jej oczach nie będzie zwykłą mieszczką. W końcu tak jak reszta jej wrogów należała do organizacji zabójców.
[z/t dla Yony i Kiyo]
Tak też było i tym razem.
Po rozmowie z przyszłym mężem, młoda Fujiwara wyszła z domu. Czemu? Po prostu dalej nie czuła się na żonę, nie poczuwała się do tej roli i dalej nie rozumiała decyzji rodziców, mimo że minęło już całkiem sporo czasu, a Mikage próbował, jak tylko mógł, ułatwić jej nowy start. Była mu za to na swój sposób wdzięczna, jednak i tak nie obchodziło ją kompletnie, czy będzie dobrą partnerką.
Postanowiła więc, by uniknąć nieprzyjemnych wymian zdań, udać się do pobliskiej świątyni. Poprawiła ciuchy i włosy, do rękawa kimona schowała tanto, z którym się nie rozstaje, a potem po prostu pokierowała swoje kroki do celu.
Na terenie świątyni była sama.
Nie przeszkadzało to jej w żaden sposób, ale też nie była z tego zadowolona. Po prostu było to dla niej kompletnie neutralne.
Rozejrzała się po otoczeniu. Zaczęła obserwować duchownych, jednak z ukrycia, by nie zwrócili na to uwagi. Powoli zaczęły wracać do niej wspomnienia, gdy służyła jako miko w świątyni jej matki. Rolę tą uznawała jedynie za obowiązek i nie czerpała z niej ani życiowych lekcji, ani przyjemności. Zastanawiał się, czy mnich, który właśnie opiekował się jednym z krzewów, ma podobne podejście do niej, a swój zawód traktuje dokładnie tak: jako zawód i nic więcej.
Wyczulony węch i obecność całkiem sporej ilości wonnych kwiatów, zaczęły powoli drażnić dziewczynę, więc powoli zmieniła miejsce. Przeniosła się na jedną z kamiennych ławeczek, w dalszej i zdecydowanie mniej okwieconej części.
Tachibana zawsze starał się przestrzegać tych zasada. Pomóc na tyle, na ile można, z równoczesną uwagą na swój stan zdrowia. W końcu nikomu na nic się zda jak da się zabić przez swoją głupotę. Czasami więc trzeba było podejmować różne decyzje, aby ostatecznie skrócić demona o rogaty łeb. Ciemnowłosy z czystym sercem mógł przyznać, że była to bardzo przyjemna chwila. Jeden moment, kiedy o niczym się nie myśli. Jest tylko ostrze odcinające głowę potwora.
Jednakże potwory w tym regionie miały przewagę i trzeba było uważać. Shōtarō nie był głupcem i nie miał zamiaru pchać się do głównego miasta. Wolał podróżować bokiem, choć zdawał sobie sprawę, iż nadkłada drogi, to jednak ta trasa była o wiele bezpieczniejsza i mniej ryzykowna. Równocześnie mógł trochę pozwiedzać oraz sprawdzić jak wyglądają nastroje poza głównymi ośrodkami.
Świątynia nie była jego głównym celem, ale zawsze miło na chwilę znaleźć się w spokojniejszym miejscu. Poza tym zapach kwiatów i ziół nie powinien być zbyt przyjemny dla demonów, a nawet jeśli jakiś się tutaj zjawi to samuraj nie powinien się rzucać w tłumie. Tak przynajmniej sądził na początku. Poza duchownymi osobami, było w tym miejscu dość pusto. O ile nie liczyć jednej osoby. Shōtarō przyjrzał się dokładnie ciemnowłosej kobiecie, ubranej w ciemne szaty. Skądś ją kojarzył, ale nie mógł sobie przypomnieć dokładnie skąd. Gdzieś dzwoniło, w którejś świątyni, ale w której to za nic nie powie. Nie wypadało też zbyt długo się patrzyć, tak więc Tachibana zaczął powoli się przechadzać i oglądać architekturę. Za dzieciaka lubił patrzyć na nowe rzeczy, a teraz miał szansę na spokojną kompletację. Dlaczego z tego nie skorzystać?
Obserwowała otoczenie. Lubiła patrzeć na ludzi, szukać ich dobrych i słabych stron. Uznawała takie informacje za niezwykle cenne, jeśli ktoś umie z nich korzystać. Sue raczej się do takich osób zaliczała, a przynajmniej tak o sobie uważała.
Po dłuższej chwili siedzenia i oddychania czystym, świątynnym powietrzem, poczuła się jednak obserwowana. Co prawda to irytujące uczucie szybko zniknęło, jednak doskonale, dzięki wyostrzonemu węchowi, czuła, że jest tu jeszcze ktoś, kto nie zaliczał się do pracowników świątyni.
Pośpiesznie, ale jednocześnie w sposób taki, by pozostać niezauważoną, rozejrzała się po otoczeniu, by wyłapać gościa. Jej spojrzenie szybko wyłapało niezbyt wysokiego, ciemnowłosego i raczej młodego mężczyznę.
Przez moment zastanawiała się, czy kogoś takiego zna. Jako zabójca demonów, wielu ludzi poznała, podczas misji. Czy to takich ratowała, czy to takich mordowała, czy to z nimi współpracowała. Sue natychmiast nie mogła przypisać twarzy do osób, które znała więcej niż z widzenia. Nie przywiązywała wagi do swoich znajomości, z których nie miałaby jakichkolwiek korzyści. Kiedy zauważyła, jak szybko zmienia punkt, na który patrzy, zaśmiała się cicho pod nosem.
- Obłapianie wzrokiem damy nie przystoi samurajowi... - powiedziała z uśmiechem na ustach.
Widać było jednak po tym uśmiechu, że nie do końca był szczery, może odrobinę sarkastyczny?
Ludzi aktualnie nie był zbyt wielu. Ot jacyś kapłani, którzy mieli swoje własne zadania. Nie byli dla niego zbyt interesujący. Sam starał trzymać się jak najdalej od osób duchownych. Od czasu uzyskania świadomości o tym jak ten świat naprawdę funkcjonuje, to jakoś nie był w szczególności przekonany, iż bogowie się opiekują nimi. Z uwagi na ten fakt, nie chciało mu się wdawać w polemikę z kapłanami. Wolał oszczędzić sobie nerwów, a także kłótni. No, ale jak wcześniej zauważył oprócz kapłanów była jeszcze jedna osoba. Kobieta. Ciemnowłosa dama, która najwyraźniej wyczuła, iż jest obserwowana. To był chyba jakiś tajemniczy zmysł kobiet. Cóż. Rzucił tylko przelotne spojrzenie. Może było odrobinę dłuższe niż powinno, ale nie zrobił przecież nikomu krzywdy. Poza tym dostał to co chciał i przerwał obserwowanie damy.
- Hmm? – rzucił, kiedy do jego uszu dobiegł jej głos. Też za bardzo nie mógł go przypasować do żadnej znanej mu osoby. Nawet nie był pewny, czy kiedykolwiek go słyszał. Jednakże insynuacja, którą wywiodła musiała zostać rozwiązana?
- Jeżeli chwilowa obserwacja jedynej osoby poza mną i sługami świątynnymi jest zbrodnią to może mnie pani uznać winnym. Jeśli zaś uraziłem to proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny, gdyż nie chciałem tego uczynić. Najzwyczajniej na pierwszy przelotny rzut oka miałem wrażenie, iż skądś panią kojarzę. Najwyraźniej jednak się pomyliłem – rzekł Tachibana i skłonił się lekko. Miał nadzieję, że nie trafiła się mu jakaś rozwydrzona damulka.
Wysłuchała jego słów, stale z uśmiechem, na moment pogrążając się w zamyśleniu. Mimo wszystko jednak, jego glos tylko uświadomił ją w tym, że jeśli faktycznie się znają, to najpewniej jedynie gdzieś z widzenia lub słuchu, a na pewno nie z rozmowy spotkania przy herbacie. Cóż, nowi znajomi byli dobrą rzeczą, więc Sue nie zamierzała narzekać na jego towarzystwo.
- Nic się nie stało. - Cicho zachichotała, jednak w tym śmiechu było coś chłodnego. - Pan również wydaje mi się znajomy. Mogliśmy się wcześniej spotkać? - Zagadnęła, przechylając nieco głowę.
- Możliwe, choć zapewne było to jedynie w przelocie. Z pewnością zapamiętałbym damę o takiej aparycji – powiedział samuraj. Tak. Jeśli, by wcześniej z tą kobietą rozmawiał to z pewnością, by ją pamiętał.
– Jednakże, gdzie moje maniery. Pani wybaczy. Tachibana Shōtarō – rzekł i ponownie się delikatnie ukłonił.
- Shōtarō Tachibana – odparł i znów lekko się skłonił. Tak jak myślał. Całkiem znany ród. Chociaż imię gdzieś już mu świtało. Może kiedyś o niej słyszał. – Przejazdem. Osaka ostatnimi czasy nie jest celem moich podróży, choć czasami trzeba tu się zjawić. Ty zaś zgaduję, iż pochodzisz z tych okolic. Wybacz, ale w tym stroju raczej nie podróżuje się zbyt wygodnie.
Nie możesz odpowiadać w tematach