Czyli była z tych okolic. Tak myślał. Strój wydawał się przeznaczony do raczej szybkiego odwiedzenia pobliskiej świątyni niż jakiejkolwiek dłuższej i cięższej podróży. Chociaż delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy potwierdziła jego obawy o niewygodę stroju. Tachibana również wolał mieć na sobie rzeczy, które nie ograniczają swobody jego ruchów. Dla zabójcy każdy opór może skutkować ranami, bądź nawet śmiercią.
- Zatem pozostaje jedynie współczuć. Ja wolę postawić na wygodę. Zwłaszcza w czasie podróży. Strój niewygodny, lecz efektowny dobry jest na specjalne okazje. Tych ostatnimi czasy jednak unikam – powiedział Shoto. Zabawa w politykę była upierdliwa i nie chciał się do tego zbliżać, choć gdzieś z tyłu głowy mu siedziało, że w końcu go do tego zmuszą. To było bardziej niż pewne.
- Są dość irytujące, głośne oraz zmuszają cię do wejścia w określone ramy, a to jest dość niewygodne – powiedział. Była to po części racja, lecz nowo poznana dama nie musiała znać jego wszystkich sekretów. O tym wiedziało naprawdę mało osób. Chyba na palcach jednej ręki można było to wszystko zliczyć. Nawet jego siostry nie znały dokładnie całej historii.
W swoim wypowiedziach balansował między prawdą, kłamstwem oraz niedopowiedzeniem. Można było to odczuć, ale przecież nikt nie może mu mieć za złe, że nie mówi wszystkiego jak na spowiedzi.
- Oczywiście, lecz co można uznać za interesujące. Każdy ma inną skalę, więc każdy bierze coś innego. Na przykład ty. Co uznajesz za interesujące? – zapytał Shōtarō i uśmiechnął się uprzejmie.
- Wiedza jest niezwykle przydatna to fakt. Jakiej zatem wiedzy poszukujesz w tej świątyni? – zapytał ciemnowłosy samuraj.
- Cóż zatem zaprząta twoje myśli, jeśli można wiedzieć – zapytał. Odpowiedź mogła być zarówno bardzo błaha, jak i bardzo interesująca. Wszystko zależało od tego pod jakim kątem się na to spojrzy.
- Chcesz rozwinąć? – zapytał Tachibana. Nie chciał się narzucać, ani wchodzić z butami w cudze życie. Jeśli chciała się czymś podzielić to musiała być wyłącznie jej suwerenna decyzja. Nie mógł jej do niczego zmusić, gdyż to by tylko nastręczyło problemu. Tak więc niech Fujiwara sama stopniowo podejmuje decyzje o tym co chce mu przekazać. Aktualnie miał czasu i to całkiem sporo.
- Z wyjściem za mąż za wiele nie pomogę. Z pewnością w grę wchodzi kontrakt małżeński, jednakże nie rozumiem co masz na myśli mówiąc o niebezpiecznym trybie życia – powiedział ciemnowłosy samuraj, a po chwili dodał. – Wybacz jeśli moje pytanie wyda się niegrzeczne, lecz nie wyglądasz na osobę, która życie nieprzystosowane do normalnego. Chyba, że jesteś jakimś ukrytym ninja.
Po ostatnich słowach Shoto uśmiechnął się delikatnie. Taka możliwość też mogła istnieć, lecz ten niebezpieczny tryb życia intrygował. Czyżby była tym kim i on?
Przynajmniej udało mu się ją rozbawić. Jej śmiech był chłodny, ale nie każdy musi emanować radością wokół. Z tego co już zauważył to jego rozmówczyni nie była zbyt chętna w okazywaniu swoich uczuć. Nie uważał tego za złe. Było to jej osobista sprawa.
- Chciałabyś rozwinąć? To chyba dość interesujące zajęcie, zwłaszcza iż jesteś damą z wyższych kręgów – powiedział Tachibana, który powoli chyba już wiedział kim jest pani Fujiwara, lecz chciał się jeszcze upewnić. Poza tym ich mała pogawędka była bardzo przyjemna i żal byłoby ją kończyć. Jeśli się nie pomylił to dość zabawne, że trafił na osobę, która para się tą samą profesją co on.
- Ohh. Więc preferujemy podobne podejście do życia. Dobry demon to martwy demon – powiedział Shōtarō, widząc iż jego przypuszczenia były prawidłowe. Zabawne, że trafił tutaj na innego zabójcę, ale czasami i tak się dzieje.
- Rozumiem. A w jakiej technice oddychania się specjalizujesz? Ciężko odgadnąć z uwagi na fakt, iż nie widzę nichirin – rzekł Sho.
Fujiwara była bardzo niezwykłą rozmówczynią. Pomimo tego, iż starała się zachować jak najwięcej w tajemnicy to w miarę jak rozwijała się ich rozmowa, to coraz bardziej się otwierała. Może to dzięki faktowi, iż obydwoje przynależeli do tej samej organizacji, a może dlatego, iż oboje chcieli pozbyć się demonów. Możliwości było wiele, ale ich rozmowa toczyła się w bardzo dobrym kierunku.
Shōtarō podniósł brew kiedy usłyszał jakim oddechem się posługuje. Nie przypominał jej sobie ze szkoleń u mistrza, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że on i Saiyuri nie byli jego jedynymi uczniami i zapewne przed czy po nich pojawiali się kolejni. To było pewne, tak jak fakt, iż wykonanie pierwszej formy bardzo często kończyło całą walkę. Ciężko początkowo było osądzić jak wygląda jego rozmówczyni w trakcie walki, ale z pewnością zakłada wtedy mundur, a nie te szaty.
- Ja? Powietrzem – powiedział i nawet uśmiechnął się delikatnie. – Wybacz. O dziwo muszę przyznać, że jesteśmy kolegami po fachu, gdyż ja również posługuję się oddechem pioruna. Tak z ciekawości. Kiedy ukończyłaś szkolenie?
- Jakieś trzy lata temu. Tak więc jesteś jakby moją senpai – odrzekł i uśmiechnął się, a następnie skłonił z szacunkiem. Osoby poboczne mogły odebrać to jako coś co samuraj robi w stosunku do dobrze urodzonej kobiety. Dobrze. Niech tak myślą. W sumie to było interesujące. Była zabójczynią dłużej od niego, lecz nie wydawała się starsza. Wręcz podjąłby się stwierdzenia, że jest od niego młodsza. Fascynujące.
- Polowanie na demony połączone z byciem dobrą żoną. Dość interesujący pomysł Fujiwara-san – rzekł samuraj. Bardzo ciekawy pomysł.
- Skądś to znam – rzekł Shoto z kwaśnym uśmiechem na twarzy. Najwidoczniej więzy rodzinne nie dotyczyły tylko jego czy Yony. Zapewne wielu potomków znamienitych rodów borykała się z takimi problemami. Mieli swoje cele czy obowiązki jako zabójcy, ale jednocześnie musieli pamiętać o ich powinnościach względem rodzin. Te zaś były czasami sprzeczne z tym czego oni sami chcieli. Każdy miał swój ciężar do niesienia. Nim jednak zdołał powiedzieć coś więcej na ramieniu zabójcy wylądował jego kruk wraz z wiadomością. Najwyraźniej czas wolny się zakończył.
- Wybacz Fujiwara – san. Jak widzisz obowiązki wzywają – rzekł ciemnowłosy i po odwiązaniu wiadomości skłonił się kobiecie na pożegnanie. – Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Po tych słowach musiał opuścić świątynię, aby udać się w kierunku swojego następnego celu.
z/t x 2
- Aj tam, detale. W moim fachu najważniejsze jest gorące, pełne pasji serce. Reszta, to dodatek - odpowiedział jej z czarującym uśmiechem, przykładając pięść do klatki piersiowej, dokładnie w miejscu najważniejszego mięśnia.
Sądząc po reakcji Yony odnośnie bioder, odniósł wrażenie, że być może nieco musnął jej bardziej czułą stronę. Przynajmniej tak wynikało z jej wypowiedzi.
Nie może mieć dzieci... hm...
Takie stwierdzenie mogło oznaczać kilka rzeczy, jednak nie zamierzał dalej drążyć tematu, który poruszył swoim głupkowatym tekstem. Był na tyle samoświadomy, że tego typu sprawy są bardzo wrażliwe dla płci przeciwnej, bez względu na okoliczności. Ani się obejrzał, Yona zniknęła w tłumie, więc podążył żwawym krokiem za nią.
- Nie nauczył cię nikt iść normalnie w parze?! - zawołał do niej, po czym wziął łapczywy oddech w nieco nieodpowiednim momencie... i zakrztusił się dymem z własnej fajki.
Ryujin lubi obserwować reakcję ludzi, a Yona była bardzo interesującym obiektem dla tego typu działań. Niczym jesienny liść, tańczyła wśród tłumu, poruszana siłą woli zamiast kaprysami wiatru. Zaraził ją swoim humorem i głupkowatymi odzywkami. Byli sobie towarzyszami zaledwie kilka chwil a już czuł między nimi jakąś formę pozytywnej energii. Świadomość tego sprawiała, że złośliwy uśmieszek nie potrafił spełznąć z jego ust.
- Widzę że się świetnie bawisz - odpowiedział, obserwując jak Yona zgrabnie wiruje wokół, próbując zwalczyć tytoniowy dym słodką wonią kadzidełka, które dzierżyła.
- Nie boje się potworów - odpowiedział z pewnością w głosie i jednocześnie jakby mniej wesoło, niż zwykle. Pod pewnym względem był człowiekiem kontrastu - z jednej strony potwór mógł go pozbawić życia a tym samym położyć kres jego obiecującej karierze, z drugiej strony, gdzieś w głebi serca trzymał swojego rodzaju pragnienie śmierci, które sprawiało, że był osoba nieustraszoną. Co było źródłem tego pragnienia? Był to sekret tak dobrze ukryty, że nawet gdyby sam siebie o to zapytał, nie potrafiłbym odpowiedzieć.
W końcu prawie dotarli do świątyni. Wyglądało na to, że Yona miała dla niego pewną opowieść. Z tymi słowami, jego oczy rozszerzył się z zaciekawieniem. Zaciągnął się mocno z fajką i buchnął wielkim strumieniem dymu z siłą godną kowalskiego miecha.
Mój słuch należy do Ciebie - pomyślał sobie, ciekawy, o czym będzie cała to historia. On poznał zło dawno temu, kiedy los i konieczność zepchnęło go na ścieżkę przestępcy, z której ledwo uszedł cały.
- Niech zgadnę, będzie dużo krwi i potworów, a ona końcu ktoś umiera? - odpowiedział, przywołując sobie w głowie typowe historie, bajki i opowieści, którzy ludzie lubią sobie opowiadać późnym wieczorem w gospodach, albo matki swoim niegrzecznym dzieciom.
- Kuszące, ale podziękuje. Moja spocone łapska kowala nie są tego godne, heheh... - odpowiedział, nie połykając przynęty i ruszając za nią dalej.
Miasto o tej porze dnia było bardzo ruchliwe i rzeczywiście łatwo było się nawzajem zgubić, na szczęście zawsze mógł ją rozpoznać w tłumie po kopcącym dymie z jej kadzidełka.
- Trudno byłoby się z tobą nie zgodzić - potwierdził słowa energicznej zabójczyni.
Po chwili ciszy dziewczyna rzuciła do niego pytaniem odnoszącym się do trochę do jego fachu. Wyobraził sobie w głowie piękne kamienie, które czasem umieszczane były w broni, aby nadać im unikalny charakter.
- Nie jestem fanem - odpowiedział, kręcąc głowa - cenie sobie użyteczność ponad wygląd. Dlaczego pytasz?
W tym czasie dotarli na miejsce. Ryujin nie lubił świątyń, całej tej otoczki, rytuałów i tak dalej i tak dalej. Wielu było śmiertelnie poważnych jeśli chodzi o bóstwa i miejsca kultu, ale to nie było jego broszką. Był zbyt praktyczny z natury, aby się tym przejmować. Dziarsko ruszył za nie, stopień po stopniu, ku górze.
Yona sprawiała wrażenie bogobojnej tradycjonalistki. Nie był to jego typ, jednak nie brakowało mu ciekawości aby obserwować jej kolejne poczynania. Atmosfera wśród cieni drzew i szumiącego wokół życia była niemal sielankowa, w przeciwieństwie do historii, którą Yona miała przygotowaną dla niego.
Obserwował z uwagą jej poczynania. Pozwolił sobie jedynie na zgaszenie fajki, świadom, że mogłoby to ją niepotrzebnie rozgniewać, czego oczywiście nie chciał.
- Wolę popatrzęć. To nie są moje klimaty, prawdę mówiąc. Za to ty.... - wyraził swoje spore zainteresowanie jej podejściem, łapiąc się przy tym za podbródek - wyglądasz na tą, co podchodzi do tego bardzo poważnie
Obserwując jej ruchy i ton szybko zrozumiał, że nie była to żadna bajka, tylko prawdziwa historia. Tylko dlaczego akurat chciała mu o tym opowiedzieć?
Ciekawość nie dawała mu spokoju.
- Podejście, że brak broni w czymkolwiek pomoże, wydaje się być naiwne - skomentował - zwłaszcza jeśli miała się mierzyć z demonem - kontynuował, nieustannie przy tym obserwują jej kolejny kroki, zupełnie jakby w pamięci odtwarzała pewną scenę. Czyżby ta tajemniczą dziewczyna była ona z przeszłości? Jakieś niekończone porachunki?
Tak bardzo przypomniało mu się to, co poprzysiągł sobie dawno temu. Był ktoś, kogo chciał zniszczyć, za to, co wyrządził jego rodziny. Pragnienie zemsty, duszone na codzień, momentami wybuchało w nim, rozpalając go do czerwoności. Wtedy czuł sie zdolny do najgorszych okropieństw, byle tylko nasycić swoje pragnienie vendetty.
Zanim się obejrzał, zorientował się Yona mierzy swoją zabójcza broń w jego stronę. Podmuch wiatru przerwał nieskazitelną ciszę. Ich włosy i ubrania zatrzepotały, poddając się energii żywiołu. On jednak pozostawał niewzruszony. Spoglądał jedynie prosto w jej oczy, kiedy chowała z powrotem swoją dłoń.
- To twoja historia czy byłaś świadkiem tamtych zdarzeń? - zapytał, szukając potwierdzenia we własnej teorii. Obrócił się od niej, ignorując jej przeprosiny. Kilka kroków dalej, spoglądał na majestatyczny budynek, który wyrastał tuż przed nim
- Ludzie, demony, zło... dla mnie to wszystko jedno. Różnica jest tylko, że demony pożerają ludzi, aby przetrwać... - odpowiedział bardzo poważnym jak na niego tonem - ale ludzie też są do tego zdolni. Wystarczy odrobina głodu i desperacji... sam wiem, jak to jest. Zabijanie ludzi dla przykładu, albo dla zwykłej zabawy. Nasz świat to jeden wielki ściek. Nawet jakbyśmy wybili wszystkie demony, to wciąż pozostaną demony w naszych sercach.
Obrócił głowę na bok i spojrzał na nią jednym okiem, bacznie obserwując jej zachowanie.
- I co dalej?
Nie możesz odpowiadać w tematach