Dotychczas pewny siebie uśmiech, przegryzł dumnym grymasem. Klinga nichirin obróciła się bezwstydnie, pogłębiając ranę wewnątrz ściśle oplecionych palców; ucisk pokrył się jeszcze gęstszą plamą wściekłej czerwieni, a ściekająca z nań posoka chlapnęła na ziemię, jakby ktoś strącił łokciem czarkę wypełnioną po brzegi czerwonym winem. Wraz z tym dźwiękiem Ame mogła odczuć łaskoczący podmuch oddechu na pudrowym płatku ucha, choć trudno było jednoznacznie określić czy naprawdę cierpiał. Czy próg bólu tych potworów mógł równać się z progiem bólu zwykłego śmiertelnika? Yatagarasu odczuwał każde draśnięcie. Demoniczna powłoka z pewnością pozwoliła mu na pewne udogodnienia, a najlepszą z nich była możliwość regeneracji, jednakże nie zwalniała jego ciało z odbierania wyrazistych bodźców. Głownie efekt jaszczurki nadawał demonom tytuł bezmyślnych bestii, atakujących w amoku — bez jakiekolwiek rozwagi. Człowiek obawiał się bólu — on mógł nieść za sobą konsekwencje. Ludzie ryzykowali kalectwem. Czym ryzykował demon?
"Mojemu właścicielowi zależy na wynikach. Nie na sposobie, w jaki są osiągane"
— Świetnie. Widzę, że się dogadamy — odparł, strojąc sobie z tej sytuacji żarty; zaśmiał się pod nosem — choć w jego cichszym odgłosie zawitał świt, jakby powstrzymywał go przez całą wypowiedź. Nie zamierzał ukazać przy niej nawet cienia serwowanego bólu.
Pomimo iż droczenie się z Ame, sprawiało mu wielką frajdę, uzmysłowił sobie, że powinien odpuścić. Czy już nie wystarczająco nadszarpnął jej zaufanie? Jeśli nie przestanie mogło być tylko gorzej. Zły pierwszy wizerunek odciśnie na niej piętno — spowoduje, że będzie przy nim ostrożna. Nigdy nie opuści gady, a czy jemu nie zależało na uśpieniu jej powierzchownych obaw? Jeśli kolejne spotkanie miało się ziścić, powinien nie posuwać się dalej.
Nie dzisiaj.
Kiedy srebrne tęczówki, ześlizgnęły się w bok, prosto na cofające się kobiece oblicze, zdawał się spoglądać na nią uważniej, jakby nie do końca był pewien, co dla niego szykuje. Kiedy jednak demoniczne spojrzenie zderzyło się z jej intensywnym śmiertelnym błyskiem, poczuł jak tym głębokim odcieniu lapis lazuli wyławia się najbardziej stanowcza część jej duszy. Była chłodna jak lód i twarda jak skała. Zupełnie nie było jej do śmiechu. Yatagarasu nie dostrzegał w łowczyni obawy, a determinację i chyba ona go tak obezwładniła, zmuszając do zakleszczenia palców na wciąż drżącym w ich dłoniach ostrzu. W zaciekawieniu uniósł twarz, znów wyzywając ją na niemy figlarny pojedynek. Prawa skroń młodego mężczyzny uniosła osłoniętą grzywką brew.
Wtedy Ame się poruszyła, a coś w ciele demona wspięło się na wysokość żeber — nie potrafił określić co. Yatagarasu instynktownie drgnął — był to ledwie dostrzegalny odruch, bo i otarcie było szybkie, niczym nieuchwytne machnięcie skrzydeł motyla. Więcej mogła wyczytać w jego oczach. Tak samo stanowczych, jak dotąd, ale znajdowało się w nich również tłumione zdumienie. Waśnie to zawieszenie, odebrało mu siłę. Nagły ruch wyrywanej katany, wyostrzył ukryte w ogłupieniu agresywne iskry, oblewając nimi ponownie szare tęczówki.
Było już jednak za późno.
Na ziemię chlupnęła znacznie większa ilość krwi, a wraz z nią przycięte dwa szczupłe palce — wskazujący i środkowy. Te dwie niewielkie części jego ciała, objęte tą chorą czerwienią, wglądały naprawdę paskudnie. Chociaż paskudniej wyglądał sam Yatagarasu, który w ciszy objął nadgarstek rannej dłoni. Jak dobrze, że nie widziała jego zaciśniętych w ustach zębów.
„Nie zamierzam spełniać twoich zachcianek później”
Roześmiał się. Miał gotową odpowiedź, ale posłuchał głosu zdrowego rozsądku. Miałeś odpuścić. Chcesz aby przystała na twoją propozycję? Pytał sam siebie.
— Konkretna i stanowcza. A więc kiedy już się bliżej poznaliśmy, postaram się zapamiętać, że lubisz bawić się na poważnie. Muszę przyznać, że byłem do nich przywiązany.
Westchnął, rozładowując napięcie. Przysunął ostentacyjnie ociekająca krwią dłoń do swojej twarzy. Dwa wyraźne ubytki, były ścięte równą poziomą linią. Nie wystawały ponad skórę i poszarpane mięśnie żadne chrząstki ani kości. Robota profesjonalisty. Musnął nieświadomie opuszkiem palca serdecznego niedawno tkniętą przez nią skórę na podbródku, rozmazując w tym obszarze paskudną krew. Jak bardzo się nie starał, za cholerę nie potrafił być restrykcyjny, nawet wobec siebie.
— Spokojnie. Będziesz mieć na to jeszcze wiele okazji — odparł, jakby miał coś na myśli. — Potrzebuję dostać się na strzeżony teren w okolicy Edo. Chcę, byś pozbyła się stróżujących tam ludzi. W zamian dostaniesz resztę niedobitej trupiej armii.
Szybka, brawurowa akcja. Tylko tyle od niej wymagał. Z jego ust brzmiała niewiarygodnie prosto i niegroźnie. Czy miała być taka w rzeczywistości?
Wtem dobiegł ich trzask. Niósł się z głębi herbaciarni, a kulturalne rozmowy zdominowały głośne krzyki i nieznajome, głębokie śmiechy; niektóre z tych odgłosów trudno było jakkolwiek w ogóle nazwać — przypominały warkoty i nieartykułowane prychanie. Demony.
Yatagarasu oderwał wzrok od jej spojrzenia i skierował go w kierunku drzwi, chyba po raz pierwszy od początku ich spotkania. A kiedy po chwili spoglądnął na nią ukradkiem, przeskakując widocznie wzrokiem na zabarwioną jego krwią klingę, wykrzywi bezczelnie wargi.
— Lepiej, aby cię nie wyczuły, kto wie, co mogłoby się strasznego stać — powiedział niespodziewanie, brzmiąc na wpół żartobliwie na wpół poważnie. Widocznie czuł się bezpiecznie w swoim położeniu. Pomimo utraty dwóch palców. — Więc jak? — upomniał się o swoją przysługę. — Zabierzesz z mojej drogi swoich przyjaciół?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Arogancki i pewny siebie. Do twarzy Ci bez nich - odparowała, chociaż tym razem jej słowa nie brzmiały niczym obelga. Wręcz przeciwnie. Szanowała jego postawę; nieograniczoną pewność w swoje możliwości i idealną spostrzegawczość. Widziała jak wszystko obserwował. Nic mu nie umykało. W końcu był jednym z najlepszych w swoim fachu. Demon czy nie demon, takich Informatorów się szanowało. Przynajmniej do momentu, aż byli przydatni i nie pozwalali sobie za wiele. Ile znaczyło jednak „za wiele” w oczach Rin? Rzeczywiście udało mu się rozładować napięcie.
- Zgoda, zajmę się nimi, ale ty tej nocy nie tkniesz żadnego człowieka - dodała warunek, którego zamierzała się trzymać. W końcu jej zadaniem była ochrona ludzkości i zabijanie dzieci nocy, nie odwrotnie. Chociaż nie zależało jej na życiu innych, postronnych ludzi, wciąż nie zamierzała pozwolić Yatagarasu się przy niej rozbestwić. Oczywiście zamierzała trochę poszkodować stróżów, ale nie na tyle, żeby z tego nie wyszli. To demon mógł być tutaj problemem, którego wolała uniknąć. Nie znała go aż tak dobrze. Czy potrafił trzymać swoje demonie rządze na wodzy? Wątpiła, jednak tym razem naprawdę chciała się mylić.
- Jeszcze się zobaczymy, Yatagarasu - powiedziała cicho stojąc przy drzwiach. Była to obietnica czy groźba? Sam musiał zdecydować. Rin nie odwróciła się za siebie ani razu. Otworzyła przesuwne drzwi prowadzące na ciemny korytarz i ruszyła w przeciwną stronę niż ta, z której przyszła. Zamierzała do tylnego wyjścia, aby tej nocy uniknąć spotkania z innymi demonami. T e n w zupełności jej wystarczył.
zt x2 (Rin i Rin)
Może wcale nie przestało być tym priorytetem. Może po prostu poszli na łatwiznę w przypadku tych dwóch żałosnych, beznadziejnych przypadków, które uznały, że spluną na tradycje i oczekiwania, by móc umrzeć samotnie.
Chociaż z dwojga złego to nie on był w gorszej sytuacji. Miał dłuższy termin ważności.
Siedząc przy chabudai i opierając policzek o otwartą dłoń, z zamyślonym wyrazem przyglądał się swojej kuzynce. Nie mógł odmówić jej urody, jak większości kobiet z rodziny zresztą, a jednak coś wydawało się nie w porządku, nie na miejscu, bo jakim cudem ktoś o tak delikatnym wyglądzie mógł być tak pyskaty?
By zająć czymś dłoń, palcami powoli przesuwał na różne strony leżące na stoliku drewniane pudełeczko, na górze którego widniały dwie przechodzące na wylot dziury. Formę miało prostą, a na wieczku posiadało wyżłobione i malowane na czerwono ornamenty.
— Obiło mi się o uszy, że jakiś czas temu tęskno zrobiło ci się za rodzinnymi stronami — zaczął, nie spuszczając z niej przy tym wzroku. — Wierzę, że podróż minęła ci bezpiecznie. Pytanie brzmi jednak, czy cię usatysfakcjonowała? — zapytał, by po tym doprowadzić głowę do pionu, dłoń natomiast, którą wcześniej podpierał policzek, teraz przenosząc pod brodę. — Coś cię zaskoczyło? Coś się zmieniło? Nikt cię nie kłopotał? — dopytał jeszcze, chociaż trudno było o wyczucie w jego tonie zaciekawienia rzeczywistym stanem rzeczy. Pytał, bo tak wypadało, a wypadało, bo dalej starali się sprawiać pozory.
who's searching for redemption
Miała ochotę pięścią uderzyć o stół, ogłosić zerwanie zaręczyn i ponownie uciec. Zamiast tego zmarszczyła nos w takim wyrazie, jakby na sąsiadującym trawniku zaczął wypróżniać się któryś z burakuminów.
Jeszcze to przeklęte szuranie pudełkiem...
Z impetem ułożyła swoją dłoń na przedmiocie, przez chwilę blokując mężczyźnie kolejne ruchy nim. Popatrzyła mu w oczy, dwukrotnie szarpnęła za obiekt, próbując mu go odebrać i jeżeli się udało — zsunęła go na swoje kolana.
Po tym, jak gdyby nigdy nic, planowała wrócić do obserwacji ogrodu, jednak jej towarzysz postanowił "zabawić" ją rozmową. Zwróciła się bardziej w jego kierunku, początkowo unosząc do góry jedną brew. Była pewna, że wszelkie udawane interakcje będą musiały być przez nią napędzane. Pierwsze pozytywne zaskoczenie?
Pozytywne zaskoczenie, które szybko się ulotniło, gdy dotarł do niej ton rozmówcy.
— Za krótka — mruknęła w odpowiedzi, odwracając wzrok. "Za krótka", choć trwała ponad miesiąc.
Po krótkiej chwili wróciła spojrzeniem na Goro, ale to nieznacznie złagodniało, przez chwilę ustępując miejsca smutkowi. Wypomnienie podróży do Yonezawy przypomniało jej o Karasawie, a to z kolei o szczęściu przyjaciółki, którego ona nie miała doświadczyć — bezgranicznej, odwzajemnianej miłości do męża.
— Lubię tam wracać — wyznała, chociaż wcale nie zakładała, że jej rozmówcę to obchodziło. Jednak o tym, co ewentualnie mogłoby być bardziej ciekawe dla jego uszu, nie chciała jeszcze z nim rozmawiać. Ani z nikim innym. — Czasami tęsknię za latami, kiedy nie byłam siostrą nowego wcielenia boga — dodała, wzdychając ciężko. Oparła się łokciem o chabudai, a policzek wsparła na dłoni. Wbijając wzrok w mężczyznę uśmiechnęła się, pomimo braku rzeczywistego powodu ku temu. — Nikt mnie nie kłopotał i nic się nie zmieniło. Dom mojej byłej przyjaciółki dalej rozpada się niezamieszkały. Spokojne, niewzruszone życie w Yonezawie — westchnęła, spoglądając na stół, a potem znów na Goro. — Byłeś tam kiedyś w ogóle? Nie przypominam sobie, żebyśmy się tam widzieli.
Schwytała między palce luźny kosmyk włosów i przyjrzała się mu przez chwilę, następnie unosząc wzrok na mężczyznę. W charakterystyczny dla siebie, wywyższający sposób uniosła lekko brodę.
— To... jak długo nie było cię w domu, zanim cię zwabili z powrotem?
"I'll follow you down"
— Przykro mi to słyszeć — stwierdził niekoniecznie szczerze na odpowiedź kobiety, jakoby jej niedawna podróż okazała się za krótka, by się nią nacieszyć. Po tym słuchał jej wypowiedzi dalej, choć wyraz jego twarzy nie uległ żadnej zmianie; nie wyglądał na znudzonego czy jakby jej towarzystwo sprawiało mu jakąkolwiek boleść, bardziej jakby trwał w swego rodzaju apatii bądź też w dalszym zamyśleniu. Mimo to duchem był przy niej i pochłaniał każde słowo, które wypowiedziała w jego kierunku.
— Jest w tym miejscu coś szczególnego, co nakłania cię do powrotu? Czy jedynie sentyment do okolic, w których cię wychowano? — Jeśli jej życzeniem byłby powrót do Yonezawy, by na nowo móc się tam osiedlić, nie miałby ku temu żadnych obiekcji. Mógł zapewnić jej byt także na odległość, byle tylko nie kłopotać sobie nią głowy na porządku dziennym.
Zabrał rękę spod brody, czując, jak ta zaczyna drętwieć. Wyprostował sylwetkę, by po tym odchylić się nieznacznie do tyłu i oprzeć się ręką o podłogę za plecami. Drugą dłoń jednak dalej utrzymywał na drewnianym pudełeczku.
— "Rozpada"? — dopytał po tym jak wspomniała o byłej przyjaciółce, by tym samym zachęcić ją do wyjaśnienia tej kwestii. W pewnym stopniu zaciekawiło go, czy być może została zabita tej pamiętnej nocy sprzed roku; sporo osób, których znał, straciło tego dnia życie. To idealnie pokazało, jak niesprawiedliwy był los, zostawiając go przy swoim, a zabierając dusze o wiele więcej warte niż jego.
Nie żeby on tak uważał.
Byłeś tam kiedyś w ogóle?
— Jeśli sobie tego nie przypominasz, to najprawdopodobniej moja noga nigdy tam nie postała — odparł i nieznacznie przechylił głowę w bok. Po kolejnym pytaniu kobiety przez chwilę milczał, ale nie w zastanowieniu. — Siedem lat. Z przerwami — odpowiedział skąpo w treści, zaraz po tym chwytając za czarkę z herbatą. Upił jej, ale zamiast odstawić naczynie, spojrzał znad niego na kobietę. — Wątpię w pozytywną odpowiedź na to pytanie — zaczął, wraz z tym odkładając czarkę z powrotem na stolik. — Ale czy miałaś kiedyś okazję towarzyszyć komuś podczas polowania?
who's searching for redemption
— Z całą pewnością — burknęła pod nosem. Oboje w pewnym sensie starali się zachować klasę i nie pokazywać swojego prawdziwego oblicza drugiej osobie ze względu na oczekiwania rodziny, ale Kyōran nie potrafiła długo grać w takie gierki. Irytacja szybko zyskiwała przewagę nad postanowieniem, że pomoże dociągnąć układ do końca. Trudno jej było zejść z tego wyimaginowanego piedestału, aby się dostosować do oczekiwań.
Zmarszczyła brwi, słysząc kolejne pytania. Lewą dłoń zostawiła na stole, ale prawą ułożyła obok siebie, opierając o nią ciężar ciała.
— Nie jestem sentymentalna — odparła sucho, jakby tamto stwierdzenie było wycelowaną w jej stronę obelgą. W zasadzie wszystko, co wychodziło z ust Goro, było najpierw brane za zniewagę, a dopiero po głębszej analizie uznawane za neutralne określenie. Zakładając na jego temat same najgorsze rzeczy nie mogła przejechać się na obdarzeniu go zaufaniem. Ponieważ sama miała krew na rękach, przeszło jej przez myśl, że być może żona jego brata zginęła z jego winy. Nie potrzebowała plotek, aby patrzeć na rzeczy inaczej niż ci, którzy nigdy nie przyczynili się do żadnej tragedii. I z tego też powodu nie chciała otworzyć się na tyle, by wyznać, że nawet, jak nie przywiązywała się do miejsc, to przywiązywała się do ludzi. Przynajmniej tak długo, jak zazdrość czy ambicje nie były silniejsze od tego, co ją z nimi łączyło.
Istniał jednak jeszcze jeden, ważniejszy powód, dla którego lubiła wracać do miasta, z którego pochodziła:
— Lubię tę trasę. Lubię... się przemieszczać, spędzać czas w podróży. Droga do Yonezawy jest długa i prowadzi częściowo wzdłuż zachodniego brzegu, w tym przez nasze prowincje — wyjaśniła w końcu, patrząc mężczyźnie w oczy. Nie oczekiwała żadnej specjalnej reakcji, chociaż ciekawiło ją, czy jakakolwiek się pojawi. — Powiadają, że droga jest ważniejsza niż cel. Zgodzisz się ze mną drogi, poetycki kuzynie? — Odsunęła się trochę od stoliku i zgięła nogę w kolanie, aby o tę oprzeć się ramieniem. Niekoniecznie był to sposób, w jaki powinna siedzieć dama. Uśmiechnęła się z politowaniem, pokazując, co myśli o byciu zaręczoną z synem własnego wujka.
Pokiwała głową w odpowiedzi na kolejne pytanie, jednak zanim podjęła się wyjaśnienia, upiła swojej herbaty. Czy był na to podatny czy nie, trochę celowo budowała napięcie.
— Niestety — odpowiedziała w końcu, odkładając czarkę na stół. — Przeprowadziła się z mężem do Yonezawy, kiedy miałam czternaście lat. Półtora roku temu uznano ich za zdrajców sioguna i stracono — westchnęła z bólem, który chociaż udawany, na tym etapie już był wypracowany na tyle, by brzmieć szczerze. — Znaczy... jej mąż musiał się zabić przez dyshonor, a ona po nim. — Odwróciła wzrok, na krótką chwilę mrużąc oczy. Z ciekawości postanowiła dorzucić do konwersacji jeszcze jeden "smaczek". — Z tym, że mało kto wie, że jej grób jest pusty. Uciekła, ale nikt jej więcej nie widział, żywej ani martwej. Byłam w ich posiadłości podczas swojej wizyty, ale nie znalazłam niczego, co by jednoznacznie wskazywało na to, że przeżyła. Ale nie sądzę, by tak było. Długo jej szukali — dokończyła, obserwując swój palec, którym zataczała kręgi na podłodze. Jej rozmówca nie musiał na tym etapie wiedzieć, że to wszystko było jej sprawką. Nie musiał też wiedzieć o osobliwym spotkaniu we wspomnianym domu.
W reakcji na kolejną wypowiedź mężczyzny, odgięła głowę do tyłu na krótką chwilę i wróciła do niego znużonym spojrzeniem.
— Nie było mnie w domu trzy lata, mogłeś mnie zaskoczyć — odparła zbędnym półszeptem, lekko kręcąc głową.
Z kolei w reakcji na jego siedem lat, ponownie zmarszczyła nos, unosząc przy tym prawą stronę górnej wargi. Siedem lat grzmocenia po kątach? Czy to już samo w sobie nie było wystarczającym argumentem, aby domagała się zerwania zaręczyn? Przerażało ją, jak bardzo ojciec z niej drwił — najpierw noszone przez nią imię, a teraz jeszcze to. Ale przecież pewnie dla niego "przebieg" Goro nie był niczym specjalnym, skoro (nawet jeśli tylko w jej wyobrażeniach) sam miał podobny. Obrzydlistwo. Hańba. Fabryka bękartów.
Ze swoich przemyśleń została wyrwana przez głos mężczyzny i dopiero wtedy jej zdegustowany wyraz twarzy wrócił do tego neutralnego. Wypuściła powietrze nosem w formie zduszonego śmiechu.
— I tak i nie? — zastanowiła się, ponownie sięgając po herbatę i odstawiając ją po kolejnym łyku. — Tak, bo byłam obecna w pobliżu w tym celu, ale nie, bo zostałam w tyle i wrócili już ze zdobyczą. — Wzruszyła ramionami. Niekoniecznie kręciły ją takie rozrywki. — Dlaczego pytasz? — Gwałtownie oparła się oboma łokciami o stolik pomiędzy nimi i z cwaniackim uśmiechem pochyliła w kierunku rozmówcy. Napój z jej naczynia w niewielkiej ilości rozlał się na boki. — Szukasz dla nas małżeńskich rozrywek, które nie będą zakładały, że zostanę twoją kurwą? — dodała dziwnie (chociaż sztucznie) rozochocona, przechylając głowę w bok. — Jak szczodrze — stwierdziła półszeptem bardziej do siebie niż do Goro, wracając na swoje wcześniejsze miejsce. — Także nie, nie mam doświadczenia w polowaniach. A czy ty masz... — zastanawiając się zrobiła głową kółko, patrząc w sufit. Nie wiedziała do czego nawiązać, aby to nie spotkało się z żadną wyczekiwaną przez nią obelgą. — ...w astronomii? Lubię patrzeć w gwiazdy. To takie romantyczne — dokończyła, ostatnie słowo cedząc przez zęby. Z całą pewnością romantyzm był silną stroną jej narzeczonego.
"I'll follow you down"
— Jeśli opierać się na tym założeniu, wtenczas zależy, czy wyciągnęłaś z tej drogi jakąkolwiek naukę. Jeżeli nie, oznacza to, że jedynie zmarnowałaś czas, a całe to stwierdzenie staje się tylko żałosną próbą pocieszenia samej siebie — odparł w końcu, spokojnie, niezależnie od intencji, jakie mogły kierować nią podczas zadawania pytania, a także zaraz po nim. Wbrew pozorom nie był człowiekiem, którego byle kto mógł łatwo sprowokować; tym bardziej gdy z premedytacją stawał się szczególnie ostrożny w słowach, by móc osiągnąć to, do czego dążył. Nie żeby w tej konkretnej sytuacji zależało mu na czymś określonym, czymś, czego stanowczo nie mógł zaprzepaścić – jego aktualne zachowanie wynikało poniekąd również z tego, że tak samo jak na niezainteresowanego wyglądał, taki też obecnie był. Nie zamierzał więc tracić nerwów czy też siły witalnej na coś, co w jego oczach było małe, bzdurne i płytkie.
Odchylając głowę nieznacznie do tyłu, pomasował się po karku i spojrzał w bok, jakby, mimo zadanego przez niego samego pytania, niespecjalnie zaciekawiony na nie odpowiedzią. Słuchał jednak jej opowieści o przyjaciółce, choć wzrok chwilowo uczepił na wiszącym na jednej ze ścian malowidle.
— Ironią by było, gdyby uciekając przed śmiercią skazała się na większe cierpienia wśród panoszących się po świecie demonów — skomentował i dopiero moment później wrócił spojrzeniem na kobietę. Po tym, czekając, aż ta dotrze do meritum swojej wypowiedzi odnośnie polowań, zaczął rytmicznie i delikatnie stukać palcem o pudełeczko. Przestał momentalnie jednak, gdy zachowanie kobiety zmieniło się na nieco bardziej energiczne – a usłyszawszy niepochlebne określenie względem samej siebie, uniósł brwi i przygryzł język od środka, byle tylko nie pozwolić sobie na wywołany rozbawieniem uśmiech.
Miał względem niej nieco odmienne plany, ale jeśli w tym wszystkim widziała dla siebie inną rolę, kim on był, by odmawiać kobiecie?
— Wygląd to jedyne, co masz do zaoferowania, a z ironią i wulgaryzmami ci nie do twarzy, więc na twoim miejscu zważałbym na słowa — powiedział z cichym westchnieniem, po czym również się przybliżył i oparł jednym łokciem o stolik. — O ile zostanie starą bezdzietną panną, o której los zapomniał, nie jest twoim marzeniem. — Przechylił głowę w bok i uśmiechnął się półgębkiem, niby przyjaźnie, choć z podszytą drwiną. — Powiadają, że gwiazdy to obserwujący nas przodkowie — zaczął, nieprzypadkowo parafrazując jej wypowiedź odnośnie przemierzanej drogi. — Jesteś pewna, że twój sposób bycia pozwala ci na to, by bez wstydu móc spojrzeć im w twarz? — Wpatrywał się w nią jeszcze przez krótką chwilę, na ustach wciąż pozostawiając ten sam uśmiech. Krótko po tym odsunął się i usiadł prosto, a pudełeczko przesunął naprzeciwko siebie. — Ja tego pewny nie jestem. Dlatego na nie nie patrzę — stwierdził bez żadnej skruchy w głosie, a z bardziej swawolną nutą, bo i tak nie miało to dla niego żadnego znaczenia czy odzwierciedlenia w rzeczywistości.
Powoli otworzył pudełeczko i odłożył malowane wieczko na bok. W środku przez cały ten czas okazał się przesiadywać motyl, ale połamane skrzydła uniemożliwiały mu ucieczkę, kiedy tylko dano mu na nią sposobność. Mężczyzna przyglądał mu się przez krótki moment, po czym powoli wsunął palec do środka. Owad wspiął się po nim, a kiedy ten podniósł go do góry, zachwiał się niepewnie.
— Połamałem mu skrzydła, byś w końcu miała przy sobie coś, co nie ucieknie w tej samej chwili, w której cię zobaczy — odparł, z zafascynowaniem i lekkim uśmiechem wpatrując się w motyla. — Choć spędziwszy przy tobie tę garstkę czasu, sam już nie wiem, czy chcę skazywać go na takie katusze. — Przechylił delikatnie głowę, a spojrzawszy na owada po raz ostatni, bez wahania zgniótł go między palcami. Po tym bezceremonialnie dał opaść jego truchło na stolik, a sam przeniósł spojrzenie na kobietę i oblizał ubrudzony kciuk. — Pytałem cię o polowanie, ponieważ miałem nadzieję na zagubioną strzałę. Twoje towarzystwo podczas rozrywek jest mi zbyteczne. — Oparł brodę o zgięte palce. — Dziwi mnie natomiast twoje założenie, jakobym miał plany zrobić z ciebie kogoś o lekkich obyczajach, ale najwidoczniej jednak znasz swoją wartość. — Wykrzywił usta w kpiącym, nieco rozbawionym uśmiechu.
who's searching for redemption
— Prawda — zgodziła się odnośnie zaginięcia przyjaciółki. — Miałeś już do czynienia z jakimś? Twarzą w twarz? — zapytała nagle ze szczerym zainteresowaniem. Tylko dlatego, że zaczęli już sobie docinać, z jej perspektywy nie oznaczało, że przy tym nie mogli kontynuować "normalnej" rozmowy. W pewnym sensie tak wyobrażała sobie ich całe nadchodzące małżeństwo.
Wygląd to jedyne, co masz do zaoferowania...
Na krótką chwilę uniosła brwi w sposób sugerujący, że była pod wrażeniem sformułowanej przez Goro obelgi.
— Kiedy ostatni raz sprawdzałam, nie interesowała mnie twoja opinia. Ale wiesz co..? — wskazując palcem na sufit zrobiła nim kółko w powietrzu przed swoją twarzą. — Dla ciebie sprawdzę jeszcze raz. — Po tych słowach jednym, płynnym ruchem rozwinęła towarzyszący jej wachlarz, zasłaniając nim swoje usta. Głowę przechyliła w prawą stronę tak, jakby nasłuchiwała czyjegoś szeptu, jednocześnie samej też zerkając w tamtym kierunku. Po kilku sekundach złożyła wachlarz, a spojrzeniem wróciła do towarzyszącego jej kuzyna. — Niestety, dalej nie. Spróbuj ponownie przy najbliższej pełni.
W momencie, w którym narzeczony opowiedział jej o swoim stosunku do gwiazd, uśmiechnęła się półgębkiem i niby z zastanowieniem podrapała po brodzie. Ostatecznie beztrosko wzruszyła ramionami.
— Myślę, że nigdy nie byli z nikogo bardziej dumni — zaśmiała się ironicznie. Widocznie kolejnym z jej zainteresowań było przeskakiwanie pomiędzy stronami podczas takich "wymian uprzejmości" jak ta, jednocześnie pomagając rozmówcy pogrążyć samą siebie. Od zawsze była wybitnym strategiem. — Uśmiechnij się do nich raz czy dwa, może pomogą ci przestać być takim dupkiem — dodała nagle, układając usta w skierowany w prawą stronę dzióbek. — Patrz, jaka ze mnie dobra przyszła żona, już się o ciebie troszczę — zachichotała, znów kierując twarz na sufit. Z dwojga złego nawet ta drewniana konstrukcja wydawała się być lepszym materiałem na małżonka. Przynajmniej nic nie mówił i nie zdradzał.
Od wzdychania do sufitu odciągnął ją dźwięk otwieranego pudełka. Przeniosła spojrzenie na nie, lekko marszcząc brwi, kiedy Goro wyjął z niego motyla. Początkowo zaskoczyło ją, że interesował się takimi rzeczami, po krótkiej chwili dostrzegając, że owad nie był w najlepszym stanie.
— Po co... — zaczęła, urywając, kiedy ten zaczął mówić. Wypuściła głośno powietrze nosem w reakcji na kolejną obelgę, poza tym puszczając ją mimo uszu. Skupiła wzrok na motylu, ignorując słowa mężczyzny, aż do momentu, w którym bezceremonialnie zgniótł owada.
Pomimo wszystkiego, co w życiu zrobiła, nie uważała się za osobę pozbawioną empatii. Potrafiła postawić siebie, swoje cele i ambicje ponad wszelkim życiem chodzącym po japońskiej ziemi, jednak kiedy ktoś lub coś jej nie wadziło, wcale nie życzyła mu źle. Dlatego też, chociaż na widok zgniatanego motyla zareagowała jedynie uniesieniem brwi na krótką chwilę, nie obeszło jej to tak po prostu. Nie odezwała się jednak więcej ani nic nie zrobiła. Po prostu przeniosła spojrzenie z insekta na twarz mężczyzny, który teraz zlizywał pozostałości motyla z palca.
— Całe szczęście. Lepiej mi w samotności — odpowiedziała łagodnie z neutralnym wyrazem twarzy. Pod stolikiem za to jej dłonie zacisnęły się w pięści.
Kiedy rozmówca wspomniał o jej wartości, zaśmiała się autentycznie.
— Mogłabym być kurwa i burakuminem, a i to by było za wysoko dla ciebie — stwierdziła wesoło, rozglądając się po sali. — Nie dasz rady mnie obrazić bardziej, niż mój ojciec to zrobił aranżując nasze małżeństwo — dopowiedziała po chwili, wracając twarzą do kuzyna. — Nie znasz mnie. — I wątpiła, że chciał poznawać. Jednak gdyby to zrobił, poznałby też jej słabości, wtedy rzeczywiście ułatwiając sobie drogę do zranienia jej. Sama tak robiła, kiedy długoterminowo chciała uprzykrzyć komuś życie. Musiała więc być pewna, że nie da mu się poznać.
Sięgnęła po czarkę z herbatą i ponownie z niej upiła, delektując się już prawie zimnym napojem. Jednak zamiast ją odstawić, chlusnęła pozostałą zawartością na swojego rozmówcę.
— Ależ ze mnie niezdara! — zakrzyknęła teatralnym pół-śmiechem, kładąc otwartą dłoń na swojej twarzy i kręcąc głową w sztucznym zażenowaniu swoją osobą. — Ród Chō* przesyła pozdrowienia — dodała zaraz potem konspiracyjnym szeptem, pochylona nad stolikiem, całkowicie wyzbywając się wesołej aury sprzed kilku sekund. Z całą pewnością była to bardzo bolesna zemsta za torturowanie i śmierć członka klanu Motyla.
*Chō - motyl
"I'll follow you down"
Nie do zaprzeczenia było, że zaginiona na ten moment Uesugi była jedną z nich, toteż tak, zdążył mieć już do czynienia z demonem. Jeszcze bliższe spotkanie czekało go natomiast później w Kioto, po którym miejscami zostały jedynie blade i ledwo widoczne blizny – a które mimo to dalej przypominały o barbarzyńskich i bestialskich obrazach, jakie malowały się tego dnia na ulicach miasta, i prawdopodobnie przypominać będą już do końca. Nie było to czymś, o czym z łatwością się zapominało, a szło za człowiekiem jak cień, tak samo jak przekonanie, że przez moment było się w centrum samego piekła.
— Miałem tę osobliwą przyjemność — odparł bez wchodzenia w szczegóły.
Z delikatnym uśmiechem na ustach zarówno słuchał, jak i obserwował reakcję kuzynki na sugestię odnośnie jej usposobienia. Przedstawiony mu teatrzyk zainteresował go bardziej niż by się po sobie w aktualnej sytuacji spodziewał; rozczuliło go wręcz, ile kreatywności z siebie dawała, byle tylko spróbować zrównać z ziemią słowa mężczyzny, które ponoć nie miały dla niej żadnego znaczenia.
— Niestety nie jestem zainteresowany marnowaniem czasu na tak beznadziejne przypadki — stwierdził, na twarz wpuszczając łagodny wyraz, a kącik ust unosząc nieco wyżej. — Ale wierzę, że kiedyś uda ci się dochodzić do pewnych wniosków bez pomocy pozostałych. — Rozłożył wskazujący palec wzdłuż boku policzka, a kciuk podłożył sobie pod brodę. W tej samej pozycji słuchał jej kolejnych słów, które odnosić zaczęły się już do gwiazd.
Patrz, jaka ze mnie dobra przyszła żona, już się o ciebie troszczę.
Uśmiechnął się.
— Rzeczywiście, lepszej nie mogłem sobie wymarzyć. Szkoda tylko, że nie pozostała w granicach wyobraźni. — Przyznać musiał, że po raz pierwszy trafiła mu się narzeczona z tego typu temperamentem. Chciał pociągnąć całą tę szopkę z dobrymi manierami przez jeszcze jakiś czas, by nieco się o niej dowiedzieć, ale wychodziło na to, że to właśnie ich brak wyciągało z niej to, co prawdziwe.
Jednak co w rodzinie, to nie zginie.
— Mam w zwyczaju cieszyć się towarzystwem z nieco lepszą opinią, więc tak, masz rację, gdybyś była jednym i drugim, nawet nie marnowałbym czasu na splunięcie na ciebie — słowa te, jak i dalsze czy poprzednie, kontrastowały z wciąż tak samo delikatnym uśmiechem, po którym raczej nie szło spodziewać się wycelowanej w czyjąś stronę obrazy. Podchodził do tej sytuacji bardziej jako wymiany uszczypliwości z dzieckiem, niżeli z kimś, kto rzeczywiście mógłby go ugodzić. — Z twoim ojcem niestety nie zamierzam rywalizować w konkursie na najbardziej skuteczną obrazę twojego imienia, bo z naszej trójki robisz to najlepiej. Nie śmiałbym przerywać twojej dobrej passy. — Na swój dziwny sposób zaczęło mu się to w miarę podobać; od jakiegoś czasu nie miał już podobnej sposobności do takiego przekomarzania się, która nie byłaby jedynie jednostronna.
Nie musiał długo czekać, aż jego twarz zalała się herbatą, na szczęście już chłodną. Zamarł, siedząc, tak jak siedział, ze spojrzeniem dalej wbitym w kobietę. Poczuł, jak krople zaczynają spływać mu na rzęsy, co w następstwie wywołało kilka mrugnięć. Wilgotne od herbaty usta, niezmiennie wykrzywione, oblizał.
Ród Chō przesyła pozdrowienia.
— Ah tak? — zapytał niby pochlebiony, po czym podniósł się na równe nogi i obszedł dzielący ich stolik. Twarz przetarł otwartą dłonią. — W takim razie może powinienem im te pozdrowienia odesłać poprzez tę samą pośredniczkę? — Usiadł obok niej, bokiem do chabudai, o które oparł się łokciem. Przechylił głowę, by tym razem z bliska przyjrzeć się jej twarzy. — Szkoda by było dewastować tak ładną buźkę. — Podniósł rękę, by tą schwytać za policzki kobiety. Niezbyt delikatnie obrócił jej twarz raz w lewo, raz w prawo, po czym, gdy już się namyślił, puścił ją. — Zrozumiałbym twoje zachowanie, gdybym widocznie starał się ciebie od siebie odstraszyć, zamiast jedynie dotrzymywać ci kroku w odpowiedziach. Ty jednak wolisz robić z siebie pośmiewisko bez konkretnego powodu. Mało w tobie ogłady. Na pewno jesteś szlachcianką? — Ciężar ciała przeniósł na rękę, którą opierał się o stolik. — Zaczynam wręcz uważać, że to jednak mnie obrażono poprzez zaaranżowanie naszego małżeństwa. — Osobiście nie rozpatrywał tego pod kątem obrazy czy też nie; mimo swojej niechęci do całej tej sytuacji, był w stanie zrozumieć kroki, jakie powzięła jego rodzina. Nie oczekiwał po nich tolerancji większej, niż byli w stanie wobec niego wydobyć. Nie robił niczego nieświadomie. — Twój ojciec zapewne będzie niepocieszony, gdy opowiem mu o tym, co miało tutaj miejsce. Rozkapryszona córka znowu sprawia problemy i doprowadzi do anulowania kolejnych zaręczyn. A oboje wiemy, jakie stoją za tym konsekwencje. — Oparł skroń o zgięte palce. Mogła powiedzieć, co takiego wyszło z jego ust podczas ich spotkania, nie zamierzał jej przed tym powstrzymywać. Chcąc tego jednak czy nie, sprawy miały się nieco inaczej, gdy rozchodziło się o kobietę i jej zachowanie. To nie od niego wymagano posłuszeństwa. — Liczę więc na to, że usłyszę przeprosiny. Szczere. Wtedy zapomnimy o całym zajściu. — Uśmiechnął się lekko.
who's searching for redemption
Triumfalny uśmiech nie schodził z jej twarzy, kiedy Goro podniósł się i zaczął zmierzać w jej kierunku. Nie miała wątpliwości, że nie zrobiłby jej nic złego przy ludziach — w końcu ta herbata na nim była wypadkiem. Patrzyła więc na niego we wręcz wyzywający sposób; mogli sobie docinać, ale czy mógł się zrewanżować za atak herbatą w inny sposób niż po prostu ją też oblać, a żeby nie mieć też problemów z własnym ojcem?
Cała sytuacja jednak obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy wyciągnął rękę w kierunku jej twarzy. Początkowo chciała uniknąć dłoni. Bezskutecznie.
Można powiedzieć, że pomimo mocy uścisku, nie czuła bólu. To nie on był problemem w tym momencie, a te (w jej przekonaniu) brudne łapska kuzyna, przypominające jej o ojcu. Ze strony rodziciela zdarzały się podobne działania jej względem, a fakt, że dla niej wydawali się tacy podobni, sprawiał, że to wszystko było jeszcze gorsze. Słów mężczyzny nie słuchała w pełni świadomie. Owszem, jego głos rozbrzmiewał w jej głowie, ale nie potrafiła skupić się na tym, co miał do przekazania. Nie obchodziły jej te kolejne obelgi, te groźby i sugestie. Wyglądało na to, że Goro odkrył jej słabość, chociaż prawdopodobnie nie znał całej prawdy za nią stojącej, ani genezy. A to właśnie to było kluczowe.
Dumne spojrzenie zmieniło się w przerażenie.
— Nie dotykaj mnie! — wrzasnęła niespodziewanie, zapominając, że wokół nich siedzieli ludzie. Ci sami, przez których jej zdaniem i on musiał się ograniczać.
Rozejrzała się po sali w taki sposób, jakby nie pamiętała jak się w niej właściwie znalazła. Ta jedna czynność ze strony jej narzeczonego całkowicie wytrąciła ją z równowagi i to nie tak, jak prawdopodobnie życzyłby sobie tego Goro.
Wtem, podtrzymując szatę zerwała się na równe nogi, po czym wybiegła z herbaciarni, niczego nie tłumacząc ani w żaden sposób się już nie odcinając. Jedyne, co zdążyła zrobić to potknąć się na schodkach.
z/t x2
"I'll follow you down"
⠀⠀⠀⠀Herbaciarnia przypominała jej o dawnych czasach. Jakich? Nie pozostały jej w pamięci żadne konkretne sytuacje, a jedynie wrażenie, że kiedyś, dawno temu musiała często odwiedzać takie miejsca. Może w towarzystwie męża? Czy był człowiekiem, który chętnie pokazywał się publicznie? A może cieniem, o którym sama pisała w listach, że czuje go tuż przy sobie, choć nigdy nie widzi szczegółów?
⠀⠀⠀⠀Westchnęła, będąc już na progu. Zamyśliła się i wstąpiła do środka, choć przecież nie mogła zażywać rozkoszy oferujących przez to miejsce. Minął już prawie rok od kiedy miasto musiało przekształcić się dla demonów, więc może jednak jej obecność tutaj nie była taka bezsensowna?
⠀⠀⠀⠀— Moje pozdrowienia — przywitała się z drobną kobieta przy drzwiach, która zwijając się w pas przywitała ją w Nokoribi. Wskazała gestem dłoni jeden z wolnych stolików, tuż przy oknie wychodzącym na główną ulicę. Sama wybrałaby inne miejsce, ale nie chciała być problematyczna. Usiadła więc wygodnie na siedzisku i oparła podbródek na ręce.
⠀⠀⠀⠀W pewnym momencie podeszła do niej inna dziewczyna, aby zaproponować jej coś do posilenia się, ale kiedy odchodziła - tuż po tym jak Suiren ze smutkiem uznała, że jednak nie zaoferują jej ludzkiego mięsa - służąca zaczepiła dołem swojej szaty o stół i wywróciła się na podłogę, ciągnąć za sobą kolejny stolik i przewracając kosz Kamezo. Tuż za tym na ziemię poleciała także elegancka zastawa z gorącą herbatą, która miała trafić na stolik demona.
⠀⠀⠀⠀Dziewczyna natychmiast skruszyła się na podłodze, uderzając czołem w ramach przeprosin. Nie chciała narażać się klientom, ale demony? Pewnie już wyobrażała sobie swoją śmierć.
The silence is your answer.
⠀⠀⠀⠀Wszystko to było bardzo niezręczne. Osaka, będąca już od ponad roku pod opieką demonów nadal zachowywała się jak jeden wielki zakładnik, który dygotał pod każdym oddechem swojego ciemiężcy. Ale przecież życie aż tak bardzo nie uległo zmianie, funkcjonowały herbaciarnie, łaźnie i przybytki uciech, rzemieślnicy nadal wytwarzali przy głównej ulicy swoje towary, a chłopi okrzykami nagabywali do kupna ich towarów. Miasto cichło nocą, gdy ze swych kryjówek wypełzały demony.
⠀⠀⠀⠀Więcej biednych dzieci znajdowało pracę, skoro większość lokali musiała być otwarta również po zmroku.
⠀⠀⠀⠀A mimo to, Suiren przyglądała się małej służącej z rosnącym żalem. Prawie nie dosłyszała, że siedzący obok mężczyzna, który był niejako powodem całego zamieszania zwrócił się w jej kierunku. W porę jednak rozpoznała słowa.
⠀⠀⠀⠀— Oczywiście, nie mam nic przeciwko. Zdaje się, że sytuacja została zażegnana — odparła, nawiązując do oczywistego wydarzenia, jako punkt zaczepienia do dalszej rozmowy. Wskazała ręką siedzisko po drugiej stronie jej niskiego stolika, gdyby mężczyzna zechciał odwrócił się i "dosiąść", choć przecież układ herbaciarni sprawiał, że każdy gość siedział blisko innego. — Mam nadzieję, że pański dobytek nie został uszkodzony. Wydawało mi się, że usłyszałam dzwonki porcelany?
⠀⠀⠀⠀Zerknęła pobieżnie na jego kosz, ale nie na tyle długo, by uznać jej ciekawość za wścibską. Sama zwykle nosiła podobny, choć od kiedy na dobre zadomowiła się w ryokanie Hatsuyuki nie taszczyła już całego dobytku na plecach. Teraz z resztą mnogość szat, które zdobyła przez ostatnie miesiące nie zmieściłaby się do plecionego pojemnika.
⠀⠀⠀⠀Nawet dzisiaj przywidziała jedną z nich. Lekką, pomimo mroźnych wiatrów na zewnątrz. Demony nie odczuwały chłodu, albo raczej nie cierpiały jego naturalnych konsekwencji, dlatego mogła sobie pozwolić na niemalże letnie przyodzianie. Cienką, jedwabną koszulę i kilkuwarstwowe, zdobioną we wzór wodnej roślinności yukate, która opadała z ramion, odsłaniając ptasie pióra.
⠀⠀⠀⠀— Ludzka krew w herbacie? — zapytała w końcu, bo nieco wcześniej usłyszała jego prośbę i miała dość ukrywania, że zaciekawił ją temat.
The silence is your answer.
⠀⠀⠀⠀Odezwała się dopiero, gdy ten zrobił krótką pauzę.
⠀⠀⠀⠀— Nie ukrywam, że w czasie mojego krótkiego żywota niewiele było okazji do picia herbaty. Nie jest to coś, za czym bym szczególnie tęskniła, biorąc pod uwagę, że w każdej formie smakuje raczej żałośnie — odparła grzecznie, zachowując niemalże obojętny ton. Słowa mężczyzny wzbudziły jednak jej ciekawość. Pijał herbatę? Jak? Poza krwią i ludzkim mięsem wszystko co jej udało się kiedykolwiek spróbować smakowało gorzej od rzecznego mułu, jak zeschła, przegniła tkanka albo gnijący na słońcu tłuszcz. Na samą myśl traciła apetyt i musiała na moment odwrócić twarz, którą jeszcze szybciej zakryła skrzydlastą dłonią.
⠀⠀⠀⠀Myśl, że kiedyś mogła spożywać parujący napar bez przeszkód napawał ją smutkiem, choć tego w żaden sposób nie zamierzała okazywać. To jeszcze jedna z tych nieznośnych myśli, które nawiedzały ją gdy próbowała sięgnąć pamięcią dalej, niż sięgały kolorowe obrazy.
⠀⠀⠀⠀Potem była jedynie ciemność. Tęsknota za tym, co stracone.
⠀⠀⠀⠀Uderzenie filiżanek o stół wyrwało ją z zamyślenia. Suiren skierowała twarz ku swojemu rozmówcy. Nie spojrzała nawet na naczynie wypełnione przyjemną dla oka, zielonkawo-żółtą zawartością, na dnie której widoczne były ciemne, zmielone drobno listki.
⠀⠀⠀⠀— Nie jestem pewna, czy mój organizm byłby w stanie tak szybko się do tego przyzwyczaić. O ile przyzwyczajenie jest w ogóle możliwe — odmówiła, unosząc brwi w momencie, gdy ręka mężczyzny sięgnęła do filiżanki. Pani Żuraw była zdezorientowana. Czy on zamierza to wypić? Wzdrygnęła się, odwracając wzrok, choć wypadało, aby podczas przedstawienia spojrzała chociażby w jego generalnym kierunku. — Miło mi cię poznać, Imube Kamezo. Moje imię brzmi Suiren, lilia wodna dryfująca na powierzchni sadzawki, którą jest życie. Ta Sachiko... czy chodzi może o nastolatkę z parą spiczastych, psich uszu?
⠀⠀⠀⠀Dopiero teraz połączyła kropki. Imube... czy to o starca chodziło energicznej dziewczynce, która odwiedziła innego razu jej przybytek, szukając nie tylko schronienia, ale również jednego ze swoich opiekunów?
⠀⠀⠀⠀Gorący napój parował porzucony na środku niskiego blatu. Miał tam pozostać przez resztę spotkania, o ile jego zawartość nie zamieni się magicznie w świeżą, ludzką krew.
The silence is your answer.
⠀⠀⠀⠀Z tym samym wyrazem twarzy śledziła dłoń Imube, który bez wahania przykładał filiżankę z herbatą do swoich warg. Nawet nie drgnął, gdy paskudna, zielonkawa ciecz wlała się do jego przełyku i powędrowała dalej. Gorzki, dławiący smak, instynktowny skurcz mięśni, paraliż szczęki i chęć wyplucia wszystkie wbrew dobremu wychowaniu. Jakim cudem mógł to wszystko ignorować?
⠀⠀⠀⠀Trwała w takim paraliżu - niedowierzaniu - do momentu, aż puste naczynie uderzyło o blat.
⠀⠀⠀⠀— Dzielisz się ze światem interesującymi obserwacjami, Imube. Twój wygląd zdaje się z resztą pasować do takich przemyśleń. Czyżbyś wywodził się za życia z jakiegoś zakonu? Nawet jeśli nasze umysły zapominają jaką egzystencję wówczas prowadziliśmy, wiedza o świecie zdaje się pozostawać niezmienna. — Wstała, przystając na jego propozycję. Nie spojrzała nawet na pełną w dalszym ciągu miseczkę, wyrzucając ją natychmiast z pamięci. — Jest interesującą osobą, bez wątpienia choć zaryzykowałaby stwierdzenie, że również niestabilną. Wspomniałam o tym jednak, gdyż zdawała się ciebie poszukiwać, Imube Kamezo. Jako jednego ze swoich "opiekunów".
⠀⠀⠀⠀Uniosła brwi wraz z cichym pytaniem o charakter ich relacji. Nie zdziwiłaby się, gdyby gadka o opiekunie była jedynie kwestią bezmyślnego paplania. Może sama w oczach nastolatki została właśnie opiekunką, tylko dlatego, że pozwoliła jej dla siebie pracować w zamian za kawałek dachu nad głową?
⠀⠀⠀⠀— Bardzo chętnie — dla pewności jeszcze raz przystała na jego ofertę i skierowała się ku wyjściu z herbaciarni. — Czy masz w zamiarze wybrać się w jakieś konkretne miejsce? Podejrzewam, że ktoś z twoją wiedzą zna wiele ciekawych historii o Osace.
The silence is your answer.
⠀⠀⠀⠀Zamiast więc odczuwać spokój, walczyła z pogłębiająca się irytacją.
⠀⠀⠀⠀— W tych czasach mędrcy są zwykle wyrzutkami. Być może tylko łaskawe oko naszego Stwórcy jest w stanie dostrzec prawdziwą wartość człowieka twojego pokroju. Niewykluczone zresztą, że to właśnie ona, wiedza, stała się powodem dostąpienia przez ciebie przemiany — zaryzykowała stwierdzenie, bo mówić o decyzjach Muzana było jak obstawiać wynik w kościach. Demony nie powinny zgadywać co kierowało ich Panem, bo mało kiedy domysły te pokrywały się z prawdą.
⠀⠀⠀⠀W końcu sama nie wiedziała co sprawiło, że nawet na nią padł blask tej łaski.
⠀⠀⠀⠀Otoczenie herbaciarni kryło się w granatowych półcieniach. Od strony budynku lekkie światła mąciły jednolity mrok, ale kilka kroków dalej ciemność królowała niepodzielnie. Lecz nawet bez światła Suiren widziała dokładnie kontury swoich własnych dłoni, wyciągniętych przed twarz, gładkich i kruchych. Trupioblady odcień jej skóry błyszczał w mroku jak rybie łuski pod powierzchnią stawu.
⠀⠀⠀⠀— Wyciszenie bez wątpienia jest potrzebne, lecz bez sensu szukać go będąc w towarzystwie — dodała, tuż przed rozpoczęciem przez Kamezo jego opowieści. Tej wysłuchała w całkowitym milczeniu, wzrokiem błądząc po delikatnych liniach otoczenia wyłowionych tylko dzięki demonicznym zmysłom. Dopiero kiedy mężczyzna zakończył, kiwnęła lekko głową. — Wiele odpowiedzi przychodzi mi do głowy, lecz chyba poświęcenie zwierzęcia najmocniej mnie w tej opowieści zastanawia. Niewielu ludzi zdobyłoby się na podobny czyn, nawet dla towarzysza tej samej rasy. Zwierzęta zdają się mocniej od ludzi wierzyć w ideę przeszłych i przyszłych żywotów skoro kieruje nimi tak wielka odwaga. Mieć zwierzę za towarzysza... — Suiren nachyliła się nad brzegiem stawu, ale karpie, które dotychczas sunęły leniwie pod ciemną taflą czmychnęły nagle, jak gdyby rozpłynęły się w toni. — Zwierzęta niestety nas unikają.
⠀⠀⠀⠀Z niezmiennym jak u posągu wyrazem twarzy powróciła do rozmowy, przyglądając się Imube ze skrywanym pod maską zainteresowaniem. Przypominał jej nauczyciela, przez swoją rozległą wiedzę, ton z jakim się do niej zwracał czy nawet manieryzm. Już od bardzo dawna nikt nie dawał jej żadnych lekcji.
⠀⠀⠀⠀— Odnoszę dziwne wrażenie, że ta historia łączy się z jeszcze jedną... o zatrutej wodzie w wiosce położonej poniżej rzekomego wodospadu — dodała jak nadgorliwa uczennica, wciskająca w słowa mistrza swoje trzy grosze.
The silence is your answer.
-Na swój sposób masz rację jednakże musimy pamiętać o mijającym czasie. Tradycja ta jest już bardzo stara, choć obecnie nie ma takich problemów lub prawdopodobnie zostały one zażegnane. Tak naprawdę jedyny sposób by dowiedzieć się prawdy jest udanie się w tamto niezwykłe miejsce. Jeżeli kiedyś chciałabyś się tam wybrać, chętnie wspomogę jako przewodnik. Jego wzrok skierował się ku lśniącym gwiazdą. W głowie zaczeło kłebić się multum myśli. Czy naprawdę tylko ich rasa była tak wyjątkowa? Przecież legendy opisujące dawne czasy często wspominały o stworzenia których egzystencje można spokojnie uznać za niesamowitą. Legendy o czasach w których po naszych ziemiach chadzali sami bogowie zstępując z nieba, podobnie jak Susanoo gdy wygnano go z królestwa niebiańskiego. -Nasz świat jest doprawdy niezwykły, jeśli istnieją demony takie jak my czy możliwe jest też że istniały inne istoty wspomniane jedynie w legendach ? Liczę że tak, ponieważ świadczyło by to iż nasz świat potrafi być o wiele bardziej magicznym miejscem którego piękno trzeba jedynie odkryć.
-To mały prezent, chciałbym byś go zachowała panienko.Chętnie skorzystam z okazji by również w przyszłości z tobą podyskutować, gdybym mógł dowiedzieć się gdzie mógłbym cię znaleźć by od czasu do czasu ponownie zamienić słowo ? Czy mógłbym dowiedzieć się czegoś więcej o tobie Suiren ? Ciepły uśmiech był innego rodzaju podarkiem który oferował pięknej kobiecie. Chciał dowiedzieć się o niej czegoś więcej , by lepiej ją zrozumieć a także jej punkt widzenia.
⠀⠀⠀⠀— Bez wątpienia! — wtrąciła, pełna przekonania co do swoich racji. — Nasz twórca musi należeć do takich legendarnych istot, takich, które wciąż chodzą po tym świecie. I kto wie, może zapoczątkuje zupełnie nową erę w dziejach naszego świata? — Nachyliła się w kierunku mężczyzny, szukając na jego obliczu zrozumienia. Pokiwa głową, czy może obdarzy ją chłodnym milczeniem namysłu? To drugie bez wątpienia oznaczałoby sprzeczności w ich rozumowaniu, a przecież skrzydlatej wydawało się przez ułamek, że może właśnie on będzie w stanie to pojąć. Kontynuowała niezrażona. — Jest jeszcze tyle do odkrycia... może za tysiąc lat demony będą występować jedynie w legendach, a zastąpi je coś zupełnie odmiennego do naszej natury. Wtedy nawet nasze istnienie może zostać okrzyknięte wymysłem. Świat ludzi skazany był na zapomnienie, ale pojawienie się naszego Boga zmieniło bieg rzeczy.
⠀⠀⠀⠀Patrzyła przed siebie, czasami w niebo albo nawet w kierunku Kamezo, ale jej spojrzenie rzadko w tamtym momencie zachowywało ostry wyraz. Wydawało się, że mówi do siebie, dzieli się przemyśleniami z własnym umysłem, jedynie mgliście zdając sobie sprawę z towarzystwa. Uderzenie dłoni Imube w czarne lustro wody zburzyło ten nagły spokój.
⠀⠀⠀⠀Z piersi uleciało powietrze.
⠀⠀⠀⠀— Wartość nie zawiera się jedynie w pięknie. Trzeba wierzyć, że to co nas otacza jest warte uwagi i wtedy faktycznie takie się staje — podsumowała, zerkając ciekawsko w kierunku mężczyzny, który szukał czegoś w swojej kieszeni. Może w ten sposób ujawniała się jej próżność, ale nawet zanim Kamezo wydobył z wnętrza przedmiot, Suiren wiedziała, że będzie przeznaczony dla niej.
⠀⠀⠀⠀Wręcz tego oczekiwała. Różni ludzie pozostawiali po sobie różne pamiątki - wspomnienia, przemyślenia, a on wręczył jej jeszcze połyskujący metalicznie krążek. Wpatrzyła się weń zaintrygowana.
⠀⠀⠀⠀— Albo los lubi spłatać figle, albo nasza rozmowa była już od dawna zapisana w zwoju pokazującym przyszłość. Ptak? Interesujący zbieg okoliczności — uznała, obracając blaszkę na dłoni. Nie protestowała, kiedy mężczyzna postanowił podarować ją na pamiątkę. Okryła symbol drugą dłonią. — Przed brudem otaczającego wyniszczoną Osakę skrywa się w lesie niedaleko Nose staroświecki przybytek. Wybudowano go najpewniej wokół gorących źródłem, lecz od tego czasu znacznie się rozrósł. Nosi nazwę Hatsuyuki i to właśnie tam będzie mógł mnie znaleźć, Imube Kamezo, gdyby przyszła ci ochota porozmawiać. Nie mogę tego rzecz na pewno, ale staram się by zawsze był tam obecny ktoś godny wymiany poglądów, jeżeli mnie, tak jak dzisiaj, akurat tam zabraknie. Warto jest jednak niekiedy opuścić swoją bezpieczną kryjówkę, aby dać szansę losowi.
⠀⠀⠀⠀Uśmiechnęła się. Tym razem bieg wydarzeń okazał się łaskawy.
The silence is your answer.
-Tak masz rację, nasz Pan napewno będzie w przyszłości istotą z legend. Bardzo przypomina mi Shuten-dōji... Na twarzy starca widać delikatne zamyślenie. -Możliwe że jest w jakiś sposób potomkiem jego krwi. Napewno istnienie demonów obecnie potwierdza teorię o tym że istniały one już wcześniej , nie jest to ich pierwsze pojawienie się jeśli porównamy informacje które przekazują nam legendy o królu demonów wtedy...
Twarz Kamezō wydawała się tracić wszelkie kolory tak jakby uświadomił sobie coś czego nigdy nie powinien. Jakby pewne dawno temu pozostawione przez ich przodków kropki w tym momencie w jego głowie łączyły się . Jeżeli weźmiemy pod uwagę sposób w jaki demon stawał się demonem oraz pewne ich cechy to znaczyłoby.. że ich Pan nie był pierwszym który tworzył istoty takie jak oni. Jeżeli to prawda to w takim razie gdzieś w naszym kraju muszą być jakieś pozostałości a jako ziemie pod którym urzędował owy demon uznawano Kioto i świątynie na górze Hiei. Wiedział już że musi sprawdzić swoje przepuszczenia, musi udać się do świątyni Nariai-ji w Kioto a także do pasma górskiego Oinosaki. W jego sercu urosła nagła ekscytacja, co jeżeli znalazł wskazówkę której znaleźć się nigdy nie spodziewał ?! Co jeśli będzie w stanie zbadać upadek jego demonicznych przodków i samego stwórce narodzonego przed jego Panem. Oczy Imube stały się ogromne niczym spodki. Starał się ponownie wrócić do swojego spokojnego wyrazu twarzy, ale było to dla niego niesamowicie ciężkie.
-Doprawdy jesteś moją szczęśliwą gwiazdą Suiren, dziękuję ci za wszystko. Odnajdę cię gdziekolwiek byś nie była by móc ponownie z tobą porozmawiać.
Po chwili jednak Kamezō zorientował się że trzyma dłonie damy i odrazu się speszył. Taki wybuch emocji kompletnie nie przystoi etykiecie która została mu wpojona powodując widoczne rumieńce na twarzy Imube. Odwrócił delikatnie twarz w stronę jeziora po czym odchrząknął wyrażając pewne zakłopotanie tym co zrobił .
-Znaczy.. Jestem bardzo wdzięczny za twe słowa droga Pani, były dla mnie niesamowicie pomocne i pomogły mi odnaleźć nowy cel moich wędrówek twoja osoba doprawdy jest znakomitym kompanem.
Na twarz starca wróciła ponownie kamienna maska która była istotną częścią etykiety dał radę też doprowadzić się do porządku po nagłym wybuchu. Choć musiał przyznać że niezwykle go to zaskoczyło, nie zdarzył mu się dotychczas taki wybuch, choć był świadomy jaką miłością darzy nowe okazje do zyskania niezwykłej wiedzy.
⠀⠀⠀⠀Shuten Doji...
⠀⠀⠀⠀Przywołane w pamięci miano nie wiązało się z żadnym konkretnym odczuciem. Za życia w jej wiosce czczono postać Hachimana, ale on w odróżnieniu od legendarnych istot sprzed wieków wydawał się niemalże namacalny, tak bliski i wyrazisty, że równie dobrze mógł być prawdziwy. Nawet teraz przed oczami Suiren wykwitały wspomnienia licznych wizyt do niewielkich chramów, rozsianych po Edo i jego prowincjach. Nigdy jednak nie interesowała się innymi bożkami.
⠀⠀⠀⠀Nigdy też ponownie nie odwiedziła tamtej okolicy.
⠀⠀⠀⠀Wspomnienia sprawiały ból, zupełnie inny od tego, który kojarzył się z otwartą raną czy złamaną kończyną. Ten pochodził ze środka, z serca i głowy jednocześnie, falował, tak jak czasami falował oddech podczas cichego łkania. Wydawało jej się, że sama drży, choć uniosła jedynie dłoń, którą zacisnęła nad piersią.
⠀⠀⠀⠀— Oh? — Pochwycona za dłonie zmieszała się trochę, ale nie cofnęła ich z uścisku. — Nie wiem czym zasłużyłam sobie na taką wdzięczność, ale cieszę się, że w moich słowach znalazłeś coś godnego swojej uwagi — odparła z rezerwą, nie mogąc doszukać się źródła takiego zachwytu Imube. Nie zrobiła jednak nic, by skarcić ten nagły wybuch entuzjazmu. — Nie szkodzi — zapewniła, kręcąc głową, gdy mężczyzna postanowił jednak się wycofać, a potem z rumieńcem na twarzy zrozumiał śmiałość swoich czynów. Ostatecznie spotkali się dopiero co, wymienili ledwo kilka zdań. — Zdaje się, że znaleźć w życiu cel to jak doznać błogosławieństwa. Oby więc twoje drogi prowadziły cię bliżej niego, lecz nigdy nie do samego końca. W końcu nasz - demonów - żywot, to wieczna wędrówka.
⠀⠀⠀⠀Mówiąc to cofnęła się o krok. Przedłużane pożegnania należały do jednego z tych zjawisk, za którymi nawet teraz nie przepadała. Poza tym, Imube zasugerował, że będą jeszcze mieli okazje, aby wymienić się przemyśleniami. Może do tego czasu lepiej przygotuje się na filozoficzne wywody. Zgodnie z tą myślą kiwnęła lekko głową, na tyle, na ile wypadało kobiecie jej pokroju i demonowi o znacznie silniejszej aurze.
⠀⠀⠀⠀— I oby nasze drogi miały okazję ponownie się skrzyżować Imube, do zobaczenia.
z/t
The silence is your answer.
For you to come along with me
Come, follow me, i'm begging you, please
"I'll follow you down"
Nie możesz odpowiadać w tematach