Dlatego tak bardzo ceniła spędzanie czasu w samotności, mogąc rozliczyć się z własnymi myślami oraz problemami. Odetchnąć od dworskiego kadzidła, umknąć wszystkim ciekawskim oczom. Pobyć sam na sam, oświetlana przez księżyc, w pełnej demonicznej formie. Złapała się za lewy róg, ocierając kciukiem o jego powierzchnię. Zawsze to robiła, kiedy czuła się zdenerwowana. Najchętniej to wyrwałaby komuś bijące serce i kontemplowała, słuchając wyraźnego rytmu wołania o życie. Ten moment, w którym nie ma już żadnego wyboru, żadnego wpływu na cokolwiek, jest jednocześnie nieskończenie przerażający i zachwycający. Co zrobi, gdy przed jej obliczem pojawi się przeznaczenie we własnej osobie. Czy je rozpozna? Czy będzie uciekać? Stanie do walki? A może popłynie zgodnie z jego prądem? Tyle odpowiedzi, tyle przemyśleń, ten ogród był na to wszystko za mały, ale nie mogła wymagać więcej od Osaki. I tak już żyło jej się dobrze, więc nie powinna narzekać, prawda...
[color=#990451][/color
Osaka była inna. I piękna.
Nabrał więcej powietrza w płuca, pozwalając aby srebrne światło księżyca skąpało drobne ciało jasnowłosego. Kierował się bez jakiegoś konkretnego celu, próbując chociaż na ułudną chwilę odciąć się od świata zewnętrznego. Zatrzymał się dopiero pod jedną z tutejszych herbaciarni. Był tutaj może z dwa razy w życiu, za każdym razem podczas swych krótkich odwiedzin w Osace. Wiązał z tym miejsce zaskakująco dobre wspomnienia, zwłaszcza odnośnie herbaty, jaką tutaj sprzedawali. Jej delikatny smak i przyjemny aromat potrafił wydobyć z jego zmysłów wszystko to, co najlepsze. Dlatego też bez większego namysłu skręcił w prawo wkraczając do budynku, gdzie od razu poczuł woń przyjemnych zapachów zbawiennych naparów.
Zamierzał zakupić zapaś jaśminowej herbaty, choć w jego przypadku nawet spore ilości starczały zaledwie na parę tygodni, a czasami nawet i mniej. Jednakże grzechem byłoby nie skorzystać, skoro już tutaj był. Nim jednak zdołał uchylić usta, by złożył zamówienie, poczuł nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, który przeszył go niczym trzaśnięcie piorunem. Spojrzał gwałtownie w prawi, w stronę rozchylonych na oścież drzwi prowadzący wprost na ogrody.
Czuł to.
Palce świerzbiły niemiłosiernie, by pochwycić za rękojeść broni znajdującej się u jego prawego boku. Powstrzymał jednak swe naturalne odruchy, nie chcąc zwracać na siebie uwagę klientów herbaciarni. Nie mógł pozwolić sobie na to, aby ściągnąć ciekawskie spojrzenia na swoją personę. Spokój - tylko to w tym momencie mogło mu pomóc.
Przybrawszy kamienną i z pozoru spokojną maskę na twarzy ruszył pewnie w stronę ogrodu od razu kierując swe kroki prowadzące do źródła nieprzyjemnego dźwięku. Zakradanie się i atak z zaskoczenia nie miał sensu. Dałby sobie rękę uciąć, iż demon był już w pełni świadom jego obecności, dlatego też bez żadnych barier wyszedł spomiędzy krzaków i zatrzymał się zaledwie parę metrów od demona.
- Zastanawiałam się cóż to za fetor wkradł się w słodki zapach herbat, ale widzę, że znalazłem źródło. - odezwał się cichym, acz chłodnym głosem, który przypominał gardłowe pomruki pełne wrogości.
- To niesamowite, jak stajecie się coraz bardziej aroganccy i pewni siebie. - palce chłopaka zacisnęły się mocniej na rękojeści.
- Nie wystarczy ci polowanie w lesie? A może jesteś po prostu na tyle zachłanna i wierzysz, że zabijesz tutaj wszystkich ludzi bez jakichkolwiek konsekwencji, demonie?
- O czym ty do mnie bredzisz człowiecze? Czy wiesz w ogóle z kim masz do czynienia? - Mruknęła, wyraźnie niezadowolona z powody wyrwania ze swojego świata. Doprawdy, nie rozumiała dlaczego ktoś miałby sobie zawracać nią głowę, zwłaszcza tak przyjemnej nocy, kiedy każdy normalny siedziałby z kubkiem herbaty, chłonąc ciepło oraz przyjemny aromat.
Zaczekała, aż ten smutny zabójca wypluje to co ma do powiedzenia. Niestety, każde kolejne słowo utwierdzało ją w przekonaniu, że nic ambitnego raczej się nie stanie, a ma do czynienia z półgłówkiem.
- Polowanie w lesie? Za kogo ty mnie masz, za córkę myśliwego? Prostacki wieśniak, który nie zna swojego miejsca w szeregu. - Spojrzała pełna pogardy na mężczyznę, poprawiając różowe kimono z symbolem klanu. No tak, przecież nie wiesz, bo skąd masz wiedzieć, nie znam Ciebie co oznacza, że nie jesteś stąd. - Kojarzyła większość mieszkańców, którzy nie wyglądali jak skończone łachudry, a nie przypominała sobie nikogo o tak charakterystycznych włosach. W ogóle ten ktoś miał za dobre odzienie, by być przypadkowym człowiekiem z ulicy. Czyżby miała mieć kłopoty.
- W ogóle uczono Ciebie jakichkolwiek manier? Dlaczego jeszcze nie ukłoniłeś się przed księżniczką. - Patrzyła bezczelnie w oczy zabójcy, chociaż nie liczyła na jakiekolwiek kulturalne zachowanie z jego strony. Może jednak powinna rozważyć wychodzenie z posiadłości ze strażą, ale z drugiej strony straciłaby jakąkolwiek samotność i resztkę prywatności, którą tak bardzo broniła.
Wszystkie były takie same, bez wyjątku. Potrafiły jedynie kłapać jęzorami i rzucać na każdą stronę obelgami wierząc, że w ten sposób sprowokują innych czy też, zabawne, urażą ich. Chisana jednak był niewzruszony wszelakimi tytułami, jakimi został określony przez kobietą. Za każdym razem, gdy spotykał na swej drodze jednego z tych obrzydliwych karaluchów był raczony podobnymi, a nawet i gorszymi impertynencjami. Do wszystkiego można było przywyknąć - zwłaszcza do tego.
Jego ramiona delikatnie opadły, a na twarzy można było ujrzeć cień rozczarowania jej zachowaniem. No tak, czego innego mógł spodziewać się po demonie?
- Moje maniery powinny być dla ciebie najmniejszym zmartwieniem. - odezwał się wreszcie po dłużącej się chwili wymuszonego milczenia.
- Księżniczką? - miał ochotę splunąć, kiedy wypowiadał to jedno słowo, które najwidoczniej nie chciało przejść przez jego gardło. Księżniczka i demon nigdy nie będą w parze dobrze wyglądać.
- Nie rozśmieszaj mnie. Jesteś demonem, dzieckiem nocy, które zabija niewinne istoty aby nie tylko się posilić, ale również zabawić i zyskać na mocy. Jesteś gorsza od najgorszego śmiecia. - syknął przez zaciśnięte zęby.
Tak, wszystkie demony są takie same. Bez najmniejszego wyjątku. Zero konwersacji, zero jakiejkolwiek refleksji i zahamowań, kierujące się naturalnym, zwierzęcym instynktem czystej destrukcji. Chisana był pewien, że gdyby tylko rozciął sobie rękę i pozwolił, aby do nozdrzy kobiety dotarł zapach jego specjalnej krwi, to ta rzuciłaby się na niego bez opamiętania. Zresztą, to i tak tylko kwestia czasu nim wykona agresywny ruch w jego stronę, wszakże demony wyczuwały marechi już przy sporym dystansie.
Palce zacisnęły się mocniej dookoła rękojeści, a po chwili zaczął wyciągać broń, nadal nie spuszczając wzroku z jej sylwetki. Bogowie tylko wiedzą o czym aktualnie myślała i co zamierzała zrobić. Prawdę powiedziawszy Chisana chciał uniknąć bezpośredniej konfrontacji z demonem w środku miasta. To ograniczyłoby potencjalne ofiary z niewinnych osób. Miał ratować inne życie a nie przyczyniać się do ich śmierci.
Wycelował prosto w stronę demona.
- Podaj mi chociaż jeden sensowny argument dlaczego nie miałbym cię właśnie zabić. Sensowny, a nie jakieś pieprzenie o byciu samozwańczą księżniczką. - księżniczka, też ci sobie. Księżniczka karaluchów. Z drugiej strony może powinien ją sprowokować? Rzeczywiście rozciąć sobie rękę i uciec gdzieś w ciemną alejkę albo na pobocze i tam ją zabić? Nie, to był zły plan. Nie miał pewności, czy aby na pewno udałaby się za nim. W akcie szału mogła wbiec do środka herbaciarni i zacząć zabijać znajdujących się tam ludzi.
Musiał wymyślić coś lepszego, bardziej praktycznego.
- Nawet jeśli jestem demonem, to nadal jestem również córką urzędującego tutaj szlachcica, więc formalnie nazywają mnie tutejszą księżniczką. Możesz też zapytać tutejszych bywalców i herbaciarzy, powiedzą dokładnie to samo. - Nie widziała sensu w udawaniu, że nie jest dzieckiem nocy. Niosło to ze sobą pewne przywileje, ale również ograniczenia, które skutecznie starała się zwalczać. Niestety, dalej nie znalazła dobrego rozwiązania w kwestii słonecznej.
- Yare, yare... Lepiej to schowaj, zanim ktoś z cywilów to zobaczy. - Ostentacyjnie zamlaskała, krzywiąc głowę na ruchy zabójcy. Ona także chciałaby oszczędzić sobie walki, bo to nigdy dobrze się nie kończyło. - A to podobno nas macie za barbarzyńców, kiedy przy pierwszej, lepszej okazji sięgacie po broń. Naprawdę, trochę ogłady bo zachowujesz się jak zaszczuty pies. - Nie miała zamiaru rozpoczynać tutaj walki, nawet jeśli nieznajomy bez oporu sięgał po swoje ostrze. Na dodatek znowu trafił jej się marechi, po prostu wspaniała szczęściara z niej. Szkoda tylko, że nie chciała z tego skorzystać.
- Cokolwiek powiem, nie sądzę abyś zmienił swoje zdanie. Ot, masz swoją wizję mojej egzystencji, nie jesteś też pierwszym, który zamiast obserwować, w pierwszym odruchu sięga po broń. Wydałeś swój wyrok w chwili, kiedy Twoja świadomość wykryła moją obecność. Musiałbyś się wstrzymać, ale wahanie się jest grzechem, co nawet zabójcy wiedzą, czyż nie? - Spoglądała ze spokojem w oczy mężczyzny, chociaż wiedziała, że nie ma co się wysilać, żeby go przekonywać do swojej racji. Niczym ogień i woda, dwa różne światy.
- Lubię to miasto, cenię sobie spokój z dala od zgiełku Edo czy Kioto i byłabym wdzięczna, gdybyś ty i Tobie podobni swoim paradowaniem i bezmyślnym wymachiwaniem mieczem, tego nie zmieniali. - Westchnęła, opierając się o jedno z drzew. Dalej nie biła od niej jakakolwiek chęć na podejmowanie walki. Wolałaby sobie spokojnie posiedzieć albo pospacerować, spokojnie kontemplować.
- Tak w ogóle jak na Ciebie wołają? - Zapytała z ciekawości, chociaż nie spodziewała się usłyszeć odpowiedzi na to pytanie
- W tym momencie to najmniej ważne czyją córką jesteś. - odezwał się po zwlekającej ciszy, wciąż nie spuszczając z niej czujnego spojrzenia karmazynowych tęczówek. Pod tym jednym względem wszystkie demony były równe. Duchowni, chłopi, szlachta a nawet cesarska rodzina. Byli najgorszym sortem zwierząt, które polowały nie tylko po to, aby się posilić, ale również dlatego, aby zabawić się życiem swej przyszłej ofiary.
Na samą myśl o demonach Chisana miał ochotę splunąć.
- Zapytam. - odpowiedział zaskakująco szczerze, choć nie do końca wiedział co dziewczyna chciała przez to osiągnąć. Może głęboko wierzyła iż tutejsza tłuszcza potwierdzi jej słowa i stanie po jej stronie? Niedorzeczność. Dobry i miły demon? Toż to oksymoron.
- Oczywiście. Nic co powiesz nie zmieni mojego światopoglądu oraz postrzeganie demonów jako najgorszego plugastwa, nawet jeżeli twe słowa choć w połowie są prawdziwe. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. - dodał po chwili mrużąc nieznacznie oczy i sprawiając wrażenie, jakoby właśnie zaczął się nad czymś głęboko zastanawiać. Nie, nie zamierzał się wycofać ani schować broni, wszakże byłby głupcem gdyby coś takiego uczynił. Naiwnym głupcem wierzącym w dobro demonów, htfu.
Ale istniała nikła szansa, że być może dzisiejszej nocy nie poleje się krew.
- Nim odpowiem na jakiekolwiek twe pytania, najpierw ty odpowiedz na moje. A nawet i dwa pytania. - uniósł delikatnie głowę po krótkim momencie zawieszenia w milczeniu.
- Jak się pożywiasz i kiedy ostatni raz miałaś swój posiłek? - pozornie błahe pytania, na które nawet dziecko byłoby w stanie odpowiedzieć, teraz jednak zdawały się być pułapką, której nie można było uniknąć. Wszakże od odpowiedzi na nie zależała przyszłość dzisiejszej nocy.
- Naprawdę ciekawi Ciebie moja dieta? Przecież doskonale wiesz jak się pożywiam, że musi być to ludzkie mięso albo przynajmniej krew. W tej kwestii nie różnię się niczym od innych demonów, a szkoda. - Nie lubiła zrównywać siebie do pozostałej części gatunku. Zawsze czuła się kimś wyżej, nieco innym, ale nadal była za słaba, by móc to jakkolwiek udowodnić. - Nawet ja wiem, że bycie ascetą jest raz, że zwyczajnie niemożliwe, a dwa olbrzymim zagrożeniem na wielu płaszczyznach. Mówiłam już, lubię spokój i ciszę, a wygłodniałe demony nie są składnikiem tego stanu. - Zerknęła z nostalgią na nocne niebo. Ile by dała, żeby mieć wreszcie spokój od tych upierdliwych zabójców.
- Kluczem jest odpowiednie zarządzanie zgodne z zasadami ustalonymi przez cesarza. Ludzie w tym mieście nie giną, a przynajmniej nie z ręki demonów. Jeśli się zabijają, to wzajemnie z powodu własnej głupoty i słabej woli, nieodpornej na ich żądze. Nie przykładam do tego ręki, bo i po co, mam ważniejsze sprawy na głowie niż ganianie po nocy za pospólstwem, które nie stanowi większego wyzwania. - Ludzie to dziwne istoty. Słabe, ograniczone, żyjące przez bardzo ograniczony czas, a na dodatek sami chętnie go skracają. Grzechem jest nie wykorzystać takiej okazji. - Ale każdy kto łamie prawa tego miasta zasługuje na śmierć. Każdy kto zaburza spokój tego miejsca winny jest ciała i krwi własnej jako cena zbrodni, której dokonał. - A wszystko to w majestacie prawa, które było znane każdemu. Przecież jako namiestnicy tego miasta wykonywali jedynie rozkazy. Nie było znaczenia czy robili to ludzie czy demony, zawsze wyglądałoby to tak samo... No może poza znikającymi zbrodniarzami.
- Ale mi nie musisz wierzyć, w końcu jestem bezmyślną bestią, zapytaj mieszkańców Osaki. - Znużona poprawiła kosmyk włosów, który opadł jej na twarz.
- Ostatni raz? Dzisiejszy obiad nie był może najlepszych lotów, ale wystarcza na tyle, by nie rzucać się na Twoją krew. Wiem kim jesteś, ale nie jesteś pierwszym takim okazem. - Właściwie w porównaniu do tego całego Hayato, ten przed nią wydawał się dość... Znośny. Może nawet dałoby się z nim porozmawiać o czymś więcej niż wzajemnym mordowaniu.
Wielokrotnie był świadkiem kiedy się posilały, rozrywając na kawałki drobne ciała kobiet, dzieci, staruszków. Bez znaczenia kogo jadły - ważne, że było ludzkie. Dlatego też Chisana tak bardzo nimi gardził. Byli gorsi od zwierząt, najważniejsze, aby się nażreć, nażreć i jeszcze raz nażreć. Na samą myśl usta chłopaka delikatnie ugięły się pod grymasem skrzywienia. Obrzydlistwo.
Bardziej zależało mu na szczerej odpowiedzi odnośnie tego, czym się pożywia. Jakim rodzajem mięsa czy też krwi. Gdy takową otrzymał, przyglądał się jej jeszcze przez dłuższą chwilę, aż wreszcie ostrze miecza nieco opadło, aż wreszcie w pełni zostało schowane. Nie oznaczało to jednak, że chłopak w pełni się rozluźnił i porzucił czujność. Cały czas pamiętał, że ma do czynienia demonom - a im nie wolno ufać.
- Zapytam. - odezwał się wreszcie, prostując nieznacznie plecy, lecz nie postąpił nawet kroku więcej, aby zmniejszyć pomiędzy nimi dystans.
- I powiedzmy, że wierzę twym słowom. Nie oznacza to jednak, że ci ufam. - dodał po chwili, opierając spokojnie dłoń na rękojeści broni. W sumie w słowach kobiety było, o dziwo, sporo sensu. Wątpił, by jakikolwiek lekkomyślny demon chodził sobie wieczorem po mieście pełnym ludzi z zamiarem zaatakowania któregokolwiek z nich. A przynajmniej nie otwarcie. Wiązało się to ze sporym ryzykiem bliskiego spotkania z łowcą demonów, a takich przecież było sporo, zwłaszcza w większych i bardziej zaludnionych miastach.
Z kolei ta tutaj nie zachowywała się jakoś szczególnie agresywna, dlatego też i Chisana postanowił póki co opóźnić ewentualny atak. Wszystko zależało od jej dalszego zachowania.
- Tak, jestem marechi, choć nie uważam tego za coś specjalnego. Krew jak każda inna, mimo że dla was, demonów, wydaje się być wysokiej jakości rarytasem. - odpowiedział cicho doskonale zdając sobie sprawę co potrafi zdziałać krew płynąca w jego żyłach. Było to przekleństwem, o czym dobitnie przekonał się wiele lat temu, ale również błogosławieństwem biorąc pod uwagę zawód, jaki wykonywał. Demony bowiem bardzo często same go szukały. A on jedynie pomagał im zniknąć z piedestału tego świata.
- Skoro mamy to już za sobą, zgodnie z obietnicą mogę podać ci moje imię. - bo w przeciwieństwie do was, demonów, ja dotrzymuję słowa, przemknęło mu przez myśl.
- Ashikaga Chisana. - przedstawił się krótko. Nie zamierzał dodawać nic więcej w kwestii swych personaliów uważając to za zupełnie zbędne. Nawet, jeżeli oboje pochodzili z wyższych klas nadal dzieliły ich dwa różne światy. Jak dzień i noc.
- Trudno bym oczekiwała zaufania. Wystarczy, że nie będziesz straszyć mieszkańców, trzymając wyciągnięte na wierzchu ostrze. W dalszym ciągu możesz pod ubraniem trzymać ukryty sztylet czy kunai do rzucania, ale dopóki nie naruszasz zasad miasta, jesteś mi obojętny. - Zmierzyła jeszcze raz mężczyznę wzrokiem, jakby upewniając się co do swojego zdania. - Z resztą gdybyś mi ufał, to oznaczałby, że albo jesteś wybitnie naiwnym zabójcą albo nowym w zawodzie. - Zaśmiała się z niezbyt wyszukanego żartu, który był dość zgodny z rzeczywistością. Gdyby tylko wiedział, że Kiyo jest właściwie bezbronna, może próbowałby wykorzystać pozycję siły.
Słysząc jak ma dość obojętny stosunek do własnej krwi, lekko się skrzywiła. Zapominała, że przecież nie czuł świata w takich barwach i zapachach jak ona.
- Nie mów takich rzeczy, każda krew jest inna. Dosłownie, nie ma dwóch identycznych na świecie, nawet bliźnięta mają inny smak, choć i spotkanie takiego rodzeństwa jest sporą rzadkością. To jakbyś stwierdził, że złoto a żelazo to to samo, bo są metalem, na pewno wiesz czym się różnią. A i złoto złotu nie jest równe, więc... Z resztą, nie ważne. Po prostu jesteś tym rodzajem obiadu, którym można się naprawdę najeść. Ludzie chyba tak traktują bulion na mięsie po suto zakrapianej imprezie? Chociaż w tej kwestii mogę się mylić, nie pamiętam jak to jeść coś innego. - Rzeczywiście największą upierdliwością bycia demonem był brak jakichkolwiek wspomnień związanych z ludzkim życiem. Dlatego też czasami umykały jej dość oczywiste porównania, którymi mogłaby lepiej zobrazować to co chciała przekazać drugiej stronie. Nie to, żeby powinna nad tym szczególnie ubolewać, ale jednak musiała się dogadywać jakoś z ludzką służbą w pałacu, a nie była zainteresowania posiadaniem zbyt dużego stada demonów tam... Bo rodziłoby to więcej problemów niż korzyści, dlatego wolała się przemęczyć.
Słysząc imię mężczyzny, złożyła dłonie jak do modlitwy dziękczynnej, chociaż nie było to ani trochę konieczne. Chciała być miła, ale jakoś brakowało jej sposobu na okazanie tego.
- Nie bolało, ale zapamiętam to imię. W końcu to rzadkość spotkać kogoś, kto potrafi obserwować zamiast ślepo biec z mieczem wprzód. - Posłała delikatny uśmiech mężczyźnie, chociaż nie liczyła na jego odwzajemnienie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jest jego śmiertelnym wrogiem.
Niezauważalnie wzdrygnął się powracając myślami do teraźniejszości. Racja. Liczyło się tu i teraz. I na tym powinien się skupić.
Karmazynowe spojrzenie na powrót spoczęło na drobnej sylwetce demonicy lustrując je uważnie, jakby chciał z jej ruchów wyczytać prawdziwe zamiary.
Dziewczyna nie przeliczyła się. Chisana nie odwzajemnił jej uśmiechu, nie siląc się nawet na ten fałszywy, którym raczył swych towarzyszy broni i innych ludzi, których spotykał na swej drodze. Jego twarz zastygła w beznamiętnym wyrazie, jakby ktoś przymocował do niej drewnianą maskę prosto z teatru kabuki.
Jeżeli jej słowa miały być komplementem, to mężczyzna nie zrozumiał go.
Albo nie chciał zrozumieć i przyjąć do wiadomości, że coś takiego może paść z ust demona.
- Nie pozostało zbyt wiele czasu dla księżyca dzisiejszej nocy. - odpowiedział dając tym samym do zrozumienia, że niebawem pierwsze promienie słońca leniwie wyjrzą zza horyzontu. A tym samym przyniosą śmierć dla jej osoby. Powoli odwrócił się, uprzednio prostując plecy.
- Pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek twoje zęby posmakują krwi niewinnej istoty, następnym razem jak się spotkamy bądź nasze drogi niechybnie się skrzyżują, to nie zawaham się pozbawić cię głowy. - powiedział cicho. Nie, to nie była groźba, a raczej obietnica.
A Chisana zawsze dotrzymywał słowa.
Odszedł w milczeniu, pozostawiając po sobie pustkę i słodki zapach marechi.
zt
Ostrzeżenie uznała za dość pobłażliwą obietnicę. Kiyo nie interesowało krzywdzenie bezbronnych, dobrych ludzi. Wierzyła, że należy im dać żyć, tak jak powinno się dać jej spokój. Przecież tylko tego chciała, przeciętnego życia bez większych wydarzeń oraz problemów. Niestety, przez klątwę bądź też błogosławieństwo, nie było jej to dane. Musiała się użerać z zabójcami, skrywać oblicze przed słońcem... Doprawdy, podła egzystencja.
Kiedy mężczyzna udał się w swoją stronę, nadeszła i pora na księżniczkę. Przeskoczyła przez płot, a następnie najkrótszą trasą udała się do swojego pałacu. W końcu miała kolejny dzień pracy przed sobą.
z/t
[color=#990451][/color
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Klienci herbaciarni zdawali się również nie zwracać szczególnej uwagi na nowego osobnika. Zajęci rozmowami, lawirowali we własnym świecie — świecie kruchym i nic nieznaczącym dla potwora, który krocząc przed siebie, spoglądał ostentacje na ich blade odsłonięte karki — pełne przepływającej przezeń krwi, osnute kuszącą, miękką tkanką. Źrenice chłopaka zwęziły się, a język lubieżnie musnął rozgrzane podniebienie; aromat ciał ludzkich dosięgnął jego nozdrzy.
Kiedy Hibiki skończył rozmawiać z parą klientów przy stole pełnym rozmaitych dzbanków i pięknie pachnących herbat, z uśmiechem na ustach skierował wzrok na osobę, która wyłoniła się zza nich jak duch o ludzkim, niepozornym kształcie. Mody chłopak spoglądnął na Rintarou wciąż z miękką, rozciągającą się grzecznością.
— Jest już na miejscu — odparł cichszym tonem, upewniając się, że w ich okolicy nie znajduje się żaden człowiek, skłonny podsłuchać ich rozmowę. Stojący przed nim demon wykrzywił lekko usta.
— Na tyłach?
Hibiki potaknął. Był jego zaufanym człowiekiem, z którym nie trudno było nawiązać nić współpracy. Właśnie w ten sposób stał się jednym z kilku punktów, które bez żadnych zbędnych pytań, przyjmowały listy adresowane dla Rintarou. Chłopak nigdy nie był wścibski. I choć nie wiedział o demonie tak naprawdę nic, w każdej chwili (jakiegokolwiek podejrzenia) wisząca nad jego głową niewidzialna klinga, mogła osunąć się niefortunnie i strącić mu łeb. Rintarou nigdy nie działał z dobrego serca — zresztą te bijące w jego piersi nie miało z nim żadnego związku. Zastąpił je mrok i okropieństwa, które obsiadły organ jak krwiożercze paskudne robaki, blokując odczucia i jakiekolwiek współczucie. Gdyby ten posunął się do zdrady, nie miałby skrupułów obdarować go bukietem najpiękniejszych tortur.
Kiedy Hibiki otworzył drzwi, Rintarou minął go, spoglądając na chłopaka z niepozornym wyrazem twarzy — zdawał się potaknąć w podzięce i zniknąć w cieniu kolejnego pomieszczenia. Kiedy drzwi się za nim zamknęły był już w połowie drogi. Waśnie na tym odcinku wyraźny zapach jaśminu i subtelna woń kobiecego ciała zdominowała jego nozdrza, tuląc go znanym majaczącym dotykiem człowieczeństwa. Długi czas nie zdawał sobie sprawy, że osobą podpisującą się jako Ame, jest kobietą. Dopiero kilka tygodni temu — zbyt ciekawy, aby się powstrzymać — zapytał o to swojego nic niespodziewającego się listonosza. Teraz krocząc pewnym krokiem, był już tego pewny.
Sięgnął drzwi, rozsuwając je spokojnie — jak klient, kierujący się chęcią kupna upatrzonej przez siebie rzeczy. Waśnie w tych drzwiach, wraz z charakterystycznym drewnianym szurnięciem, ujrzała Yatagarasu — młodego mężczyznę, wyglądającego na okolice jej rocznika; wyższego o parę centymetrów, o ciemnych, długich włosach, spiętych w wysoki kucyk — w upięciu wyróżniała się charakterystyczna szkarłatna wstęga, którą związane były kosmyki. Jego srebrne oczy oświetlił tajemniczy blask pobliskiej lampki, spowijając niepozorną, ludzką twarz w połowicznym mroku i w połowicznym blasku. Kiedy zamykał za sobą przejście, zdawał się nie spuszczać oczu ze stojącej w niewielkim pomieszczeniu sylwetki kobiety. Po otrzymaniu informacji od Hibikiego o jej płci snuł rozmaite wyobrażenia, na temat wyglądu dziewczyny, jednakże żadne z tych rozmyślań nie ziściły się w widok, jaki zastał.
— Ame — przerwał ciszę, odzywając się w otaczającym ich półmroku, a jego głos zdał się niezwykle miękki i ludzki; niemal przyjemnie melodyjny. Ale za słowami czyhała ciemność, ciemność, jaka panuje we wszystkich okropnych legendach. Dopiero później, dużo później, zbyt późno kobieta zrozumie, że ta legenda okaże się śmiertelnie niebezpieczna. — Zdaje się, że przybyłaś dużo szybciej. Czyżbyś aż tak niecierpliwiła się na nasze spotkanie?
I choć nie zaśmiał się otwarcie, czuć było drgające rozbawienie w jego spojrzeniu. Z fascynacją przyglądał się jej reakcji. Cóż, tak jak Rintarou zdawał sobie sprawę kim naprawdę była, tak stojąca przed nim kobieta, zapewne do dzisiejszego dnia, że przypuszczała nawet, że przez miesiące korespondowała z demonem. Czy poczuła się rozczarowana? Czy dosięgnie ostrza i zetnie mu głowę? O czym właściwie myślała?
Spojrzenie chłopaka zaczynało robić się coraz bardziej frywolnie i niepoprawne. Czy naprawdę był na tyle zuchwały, by bez obaw dać się zamknąć w pomieszczeniu z wrogiem? Wiedział, że to kwestia czasu. Zapewne, teraz gdy ich spojrzenia się ze sobą skrzyżowały, zdała sobie z tego sprawę; że została uwięziona z jednym z potworów, które uparcie tępiła, dzień po dni.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Yatagarasu - zaczęła odwracając się do niego przodem i zwyczajnie zamarła. Co zobaczył na jej twarzy? Szok i niedowierzanie? Poprzedzające złość. Złość i agresję.
- Ani kroku dalej, demonie - wysyczała chłodno, chociaż nie była to żadna odpowiedź na jego pytanie. Jej pełne usta zacisnęły się w wąską linię słysząc jego odrobinę rozbawiony ton. Oczywiście, że on wiedział. Tylko ona była tutaj oszukana. D e m o n, słowo tak dobrze jej znane. Mężczyzna został właśnie napiętnowany. Rin przypięła mu łatkę swojego wroga, ale czy można było spodziewać się czegoś innego? Dlaczego więc jeszcze go nie zaatakowała? Sama siebie nie rozumiała. Przeklęła w duchu.
Takie zawahanie się dostrzegł właśnie w oczach stojącej przed nim dziewczyny. Jej żywe, niebieskie oczy zmartwiały. To co ujrzały, z pewnością nie było tym, czego oczekiwały. Kącik ust Rintarou drgnął lekko — doskonale znał to spojrzenie. Spojrzenie pełne zawodu, wściekłości, może i obrzydzenia? Czy nie każdy przed śmiercią, spoglądał na niego w podobny sposób? Mimo iż w pierwszej kolejności skupił się na tym pełnym sprzecznych odczuć wzroku, wolno otaksował jej alabastrowy odcień skóry. Jego spostrzegawcze oko, dostrzegło jedyną skazę w postaci skaleczenia, które nie pasowało mu do tej delikatnej cery.
Chciał już się odezwać, kiedy nagły ruch wyrwał zza pasa dzierżoną przez nią klingę. Demon jednak się nie cofnął. Zdawało się, że od momentu, gdy tu przybył, wzrósł w ziemię. Przebiegające spojrzenie dziewczyny, za jego postać, oznaczały dla niego tylko jedno — nie czuła się komfortowo. Czyżby nie sprawdził się należycie w roli gospodarza? Zamiast poczuć żal, odczuł satysfakcjonujące ciepło budzące się w jego trzewiach.
— Widzę, że ktoś tu zjadł na śniadanko wielki talerz przekąsek Fanatyczków — odparł ironicznie, jednak spokojnie, wciąż przyglądając się jej z oddali. Mimo iż zdawał się nieporuszony jej śmiałą reakcją, nie wykonał przed siebie kroku. Iskrząca na niebiesko broń, umiejętnie wyznaczała granicę, jakby dziewczyna trzymała przed sobą pęk, świeżo zerwanej wisterii. — Czemu to utrudniasz, Ame? — zmrużył cwane powieki, dodając enigmatycznie: — Boisz się?
Podczas wypowiadania ostatniego zdania w jego oczach rozkwitło rozbawienie. Sięgnął dłonią do pasa, kładąc palce na rękojeści swojej katany. Tym ruchem chciał pokazać jej, że i on zabrał ze sobą dzisiejszego wieczoru broń. Asano mogła dostrzec, że oprócz katany, która notabene była bronią nichirin oraz wepchniętego za pas fletu, nie posiadał przy sobie nic więcej. Yatagarasu stał przed nią odziany w ciemne haori o długich, szerokich rękawach. Całą tę czerń, w jakiej się prezentował, ożywiała jedynie czerwień — ta znajdująca się w jego ciemnych włosach i ta będąca pasem związująca jego szatę; spod jej luźnych połów widać było jaśniejsze spodnie i wysokie buty. Niczym nie przypominam demona. Jego postura, ubiór, brak atrybutów, były tylko tego żywym przykładem.
— Od zarania dziejów jednym z najskuteczniejszych sposobów uprawiania propagandy była dehumanizacja wroga. Ukazywanie go jako potwora. Skoro wróg został zdemonizowany, wojna przeciwko niemu była usprawiedliwiona, a grupa zmotywowana do walki w imię bezsprzecznie słusznej sprawy, to dość sprytne. Jeśli ci to pomaga, śmiało nazywaj mnie potworem. Ale czy naprawdę ci na niego wyglądam?
Właśnie po tych słowach, wykonał pierwszy krok — ryzykowany, ale stanowczy; niepoprzedzony niepewnością. Zatrzymał się niewiele od niej. Miał wrażenie, że blask broni oświetla jego twarz w upiorny, trupi sposób. Rintarou zadarł jedynie podbródek, obserwując ją z uwagą, jakby igrał z łowczynią w tak jawny, podstępny sposób. Wystarczył jeden szybki ruch, aby zagłębić się w ukazany w słabym świetle blady skrawek jego skóry.
— Walczysz za... Właśnie, Ame? Za co walczysz? Jeśli za wytępienie zła z powierzchni ziemi, to kierujesz się sprawą, która ci w tym pomoże. Każdy dostaje własną wojnę i nikt nie pyta, czy pobudki, jakimi się wtedy kierowano, były słuszne. Zawsze zastanawiałem się, kim jesteś. Na świecie pełno jest ludzi o brudnych rękach do załatwiania brudnych spraw. — Jego srebrne oczy rozpaliła niezrozumiała iskra. — Nie spodziewałem się jednak zastać tu tak delikatną dziewczynę. Nawet z tak drobnym zranieniem ci nie do twarzy. — Cień uśmiechu oblepił jego wargi. Palec demona sięgnął jej ostrza, dotykając ostrego krańca, chcąc go nieco opuścić. — Nie rozczarowuj mnie, Ame. Teraz kiedy tak daleko zaszłaś, chcesz wszystko popsuć?
Yatagarasu uniósł znacząco brew.
— Ile zyskasz, a ile stracisz?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Tak. Jestem przerażona - zadrwiła patrząc mu prosto w srebrzyste ślepia. W jej spojrzeniu jednak nie było cienia strachu. Za to przepełniała je czysta, prawie namacalna agresja. Agresja i gniew. Nie brzydziła się nim, ani się jego nie bała. Jej życie miało jednak niewielki limit własnej wartości, o którym doskonale wiedziała. Była coś warta dopóki była komuś użyteczna. Taki los czekał Samuraja, czyjąś własność. Narzędzie, broń lub zabawkę, w zależności od czyjegoś widzimisię. Nie bała się śmierci, w końcu nie miała nic do stracenia.- Mam Cię nauczyć jak tego używać? - Zapytała unosząc lekko brwi ku górze. Podejrzewała, że się nią bawił, nie umiała się jednak powstrzymać. Chociaż miała przeokropną ochotę go zaatakować brnęła mimowolnie w jego gierki. Głębiej i dalej, aż zostanie bez drogi powrotnej. Zdawała sobie sprawę, że posiadał ostrze Nichirin. Komu je zabrał? Innemu Zabójcy Demonów? Ilu ich jedynie zabił, a ilu zjadł?
- Twój niepozorny wygląd nie ma znaczenia. Dobrze o tym wiesz, Yatagarasu. Nie jestem jedną z Twoich ofiar, żebym tak łatwo dała się nabrać - odpowiedziała chłodno, jak gdyby znali się nie od dziś. Tylko, że … rzeczywiście znali się nie od dziś. Uważała go za sprytnego, inteligentnego i spostrzegawczego informatora. Fakt, że był demonem zrobił z niego jedynie bardziej niebezpiecznego. Cała reszta pozostała taka sama. Wtedy właśnie wykonał pierwszy krok. Tak, okropnie ryzykowny. I chociaż Rin ani drgnęła, wciąż była cała spięta. Jak gdyby jej nogi przyrosły do podłoża. Póki co pozwalała mu na swobodę. Mimowolnie przygryzła dolną wargę. Chociaż biła od niego pewność siebie i zuchwałość, zmniejszenie dystansu między nimi nie wywołało u niej strachu. Czuła jedynie natrętne wyczekiwanie i dreszczyk emocji. Jak gdyby czekała na to co miało się za chwilę wydarzyć.
— A dostanę z tego tytułu specjalne przywileje?
Odpowiedział na pytanie — wydawał się zadowolony z jej szybciej dedukcji. W ciemnoniebieskim kolorycie spojrzenia tej dziewczyny Rintarou nie dostrzegał strachu — ona nie bała się go tak „naprawdę”; na pewno nie tak jak dzieci boją się potworów z opowieści. W tym zaciętym wzroku, pod połami rozgorzałej wściekłość i rozczarowania narodziło się coś znacznie innego. Coś, czego stojący przed nią demon nie mógł zwyczajnie rozszyfrować. Jednakże każda łamigłówka posiadała swoje rozwiązanie, a każdy człowiek jakąś słabość. Czemu więc tak trudno było mu ją przejrzeć? Czyżby udawała twardą, żeby nie dostrzegł, jaka jest wrażliwa w momencie, gdy on starał się nie ujawniać przed nią swojej nabytej niewrażliwości?
Wciąż obserwował ją z podniesionym podbródkiem, dostrzegając, że i ona nie obawia się spojrzeć na niego w ten sam oceniający sposób. Nie ukazał względem tej ludzkiej sztuczki zirytowania. Wciąż grając na zwłokę, starał się czerpać z jej gestów, słów i spojrzenia najcenniejsze wskazówki. Codzienność spędzana wśród ludzi zaliczała się do tych najbardziej ekscytujących rutyn. Obserwacja rodzących się na ich twarzach emocji była czymś, co napawało go niesamowitym zaciekawieniem. I tak będąc dobrym aktorem, każdego kolejnego wieczoru stawał się kimś innym: raz najlepszym przyjacielem, któremu bez krępacji można było wypłakać się w rękaw, innym razem najlepszym kompanem do głośnych zabaw, kolejnym zaś śmiercią w ludzkiej postaci. Jedenaście lat wśród społeczności. Jedenaście lat spędzonych na matactwie — na nakładaniu na swoją twarz kolejnych masek. W całym swoim demonicznym życiu miał ich już tak wiele, że gdyby zechciał je ściągnąć jedna po drugiej, sam nie był do końca przekonany, która byłaby tą ostatnią. Nie potrafiłby funkcjonować w świecie bez kłamstw. Prawda była okrutna, przerażająca — wystarczająco, aby nie chcieć stawić jej czoła.
Blade palce mężczyzny, wcześniej oparte na rękojeści noszonej przez siebie broni, puściły ją i odsunęły się od pasa. A więc rozpoznała ukryte w pochwie ostrze — była bystra, tego się po niej spodziewał. Ukazanie jej tej katany, było zwykłą częścią planu. Demon noszący przy sobie broń nichirin? To równie abstrakcyjne, co spanie na miękkim futonie z brzytwą przy gardle. Nichirin jako jedyne było w stanie zabić demona — zetrzeć go z powierzchni ziemi; odesłać w najgłębsze zapomnienie. Było też rzadkie. Czemu więc Yatagarasu nosił przy sobie broń, od której w każdej chwili mógł zwyczajnie zginąć? Niemniej — ten krótki gest dłoni mógł z jego strony sugerować trzy rzeczy: zadufanie, siłę bądź niezbyt szczere intencje kierowane w kierunku własnej rasy. Jaką wersję nie uznałaby stojąca przed nim Asano, tak każda z nich była po części powodem, dla którego zabrał nichirin na ich spotkanie.
Nie spuszczając z niej wzroku, demon pochylił się odrobinę, jakby półmrok, który ich otaczał nie był wystarczająco przejrzysty.
— Cóż, większość się nabiera. Sądziłem, że i ty poczujesz się komfortowo — odparł bezwstydnie.
Czy należało mu ufać? Każde wypowiadane przez niego słowa, były okrytym znanym jej ludzkim odczuciem, a przecież demony były z niej wyszczute. Czy próbował nawet teraz uparcie przekonywać ją z jak ludzkim wrogiem ma do czynienia? A może było to zwykłe usypianie jej czujności?
Yatagarasu spoglądnął na jej usta — uśmiechnął się tajemniczo na widok żywego malinowego koloru, jednak nic nie powiedział, jakby pozostawił to drobne spostrzeżenie wyłącznie dla siebie. Wtedy też, gdy jego srebrne tęczówki spełzły z ostrego wzorku Asano, poczuł ukłucie w palcu. Było delikatne, wręcz prowokujące, nic więc dziwnego, że nie spieszył się, ze spoglądnięciem na swój napierający na końcówkę ostrza opuszek. Z drobno powstałej rany powoli sączyła się krew. Mimo zranienia nie przestawał napierać na jej broń, co mogła doskonale odczuć; z pewnością musiała włożyć w uchwyt więcej siły.
— Nadal masz tę samą skwaszoną minę, Ame — cmoknął. — Może i postawiłem cię w niewygodnej sytuacji, ale myślę, że teraz już rozumiesz, czemu nie zamierzałem ujawniać się wcześniej. Na dobrą sprawę korzystaliśmy na tej niewiedzy oboje, nie zastanawiając się, kto tak naprawdę znajduje się po drugiej stronie pergaminu. Ale jak widzisz, są dwa najważniejsze powody, które nakazują nie mówić prawdy: pierwszy powód usprawiedliwia się chęcią, zdobycia tego, czego się pragnie, a drugim można dowieść, że kłamstwo jest zdolne oszczędzić czyjegoś rozczarowania.
Zachęcił ją do współpracy wyłącznie dla własnych korzyści. Nie z własnego wyboru (raczej podstępu) wykorzystując za przynętę, to czego najbardziej pragnęła. Głów należących do takich jak on. Teraz kiedy ich interesy tak daleko zaszły, nie było już odwrotu.
Kiedy mówił, sprytnie pochylił się w przód. Trzymane przez niego ostrze drgało lekko, gdy oboje walczyli o dominacje — teraz końcówka klingi znajdowała się przy jego piersi, gdyby nie podstawiony, zakrwawiony opuszek, zapewne nichirin sięgałoby jego serca.
— Nie dawaj mi powodów, żebyśmy obydwoje stracili na tym spotkaniu.
— Więcej zaufania, Ame. W końcu jesteśmy partnerami.
Odległość, na jaką sobie przez chwilę pozwolił Yatagarasu, orzeźwiła mu umysł. Zapach kobiecego ciała wdarł się do jego nozdrzy, budząc w nim pragnienie głodu, które na tę krotką chwilę osiadło potężnym ciężarem na jego barkach; zdradzała to krótką przelatująca iskra w jego stalowym spojrzeniu. Mimo iż dzieliła ich odległość klingi jej brzoskwiniowe policzki, odsłonięta skóra, pełna naczyń krwionośnych wytrącały go z równowagi. Wiedział, że jeśli podda się temu odczuciu, straci cennego informatora, a w jego oczach był on cenniejszy od dwudziestu czterech godzin postu.
Dlatego, gdy pozwolił osiąść sardonicznemu uśmieszkowi w kąciku warg, oderwał palec od ostrza — na jej oczach rozcięcie zrosło się w parę sekund; pozostały po zranieniu jednie pozostałości mokrej krwi.
— [...] Rozczarowany?
— Czy jestem rozczarowany? Ależ skąd. Jestem szczerze zaciekawiony. Mów dalej — powiedział łagodnie, co z jego tonacją budziło złudny obraz troski. Oczy demona były nieruchome, więc trudno było wywnioskować jakie naprawdę ma o tym zdanie.
Odsunął się od niej, ruszając pewnie w kierunku rozstawionych w kącie beczek; poły szat Yatagarasu poruszały się przy jego wysokich butach. W niemal ułamku paru chwil ustawił przy wschodnim regale pełnym herbat dwie beczki. Usiadł bez wahania na jednej z nich i sięgnął do stojącego nieopodal małego lampionu. Ustawiając go na jednej z półek, blisko rozstawionych przez niego siedlisk (jakby miało być ich jedynym źródłem światła) obrzucił dziewczynę spojrzeniem; na jego twarzy zatańczył niewyraźny cień. Dopiero wtedy odpowiedział na jej pytanie dotyczące intencji jego przybycia:
— Cierpię na pewną przypadłość zwaną ciekawością. Ame, wciąż stoisz? Siadaj. Może herbaty?
Nie mógł się powstrzymać od głupkowatego komentarza.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Ah tak. Miło z Twojej strony, że martwiłeś się moim komfortem - skomentowała praktycznie od razu. Nie mogła powstrzymać się od odrobiny sarkazmu. Oczywiście, że nie należało mu ufać. Im bardziej starał się uśpić jej czujność, tym bardziej czujna się stawała. Zdała sobie sprawę, że demon stojący przed nią był zwyczajnie mistrzem stwarzania, odpowiednich do danej sytuacji, pozorów. Był wręcz doskonały w swoim fachu. Zbierał informacje w każdej sekundzie swojego istnienia. Sprawiał, że jego rozmówcy się przed nim otwierali. Czy tego chcieli czy nie. Cholerny manipulant. Za pewne jego przystojny wygląd był również częścią całego niecnego planu. Czyżby przed ich spotkaniem schował swoje rogi i trzy dodatkowe głowy? Ponownie skarciła się w duchu za fakt iż pozwalała sobie o nim rozmyślać.
- Nie jesteśmy partnerami i nigdy nie będziemy. Kiedyś skrócę Cię o głowie, Yatagarasu. Możesz być tego pewny - zaczęła chłodno przekrzywiając lekko głowę, jak gdyby się nad czymś zastanawiała. Kilka niesfornych kosmków czarnych włosów opadło na jej zaróżowiony policzek. Zdecydowała się powrócić do tematu, który sam zaczął. - Ale teraz uszanuję nasze wspólne interesy. Pajęczak z wioski Shinshin. To jakiś Twój znajomy? - kontynuowała lustrując go dokładnie. Był to demon, z którym ledwo zdążyła się rozprawić. Siniaki i otarcia po tamtej walce wciąż ozdabiały jej blade ciało. Kiedy próbował wbić jej pazury w brzuch czy udusić własnymi rękoma. Testowała jego wiedzę. Demon z Shinshin wspominał coś o grupie. Demony nie pracowały w grupach, prawda? Tego chciała się dowiedzieć, siedząc oko w oko ze swoim wrogiem. W takich momentach żałowała, że wysłała swojego kruka z raportem po poprzedniej misji. Była zupełnie sama.
Gdy demoniczne spojrzenie mknęło przez kobiecą kibić, sięgając wątłych ramion i delikatnemu zarysowi szyi, przez moment pomyślał o jej pobudkach. Wydawała się taka drobna i słaba. Czy wszystkie cele, które podawał jej na tacy przez ostatnie miesiące, zgładziła samodzielnie? Być może taki był tego wszystkiego plan? Może dlatego takie kobiety były tak dobrymi wojownikami? Nie zostały stworzone do walki, one stworzyły się do walki same.
Kiedy odsunęła nogą beczkę, na ustach Rintarou wykwitł szczerze rozbawiony uśmiech; młody mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w jej twarz, jakby oczekiwał wyjaśnienia, choć doskonale wiedział, że go nie usłyszy. Demon nie lubił jednak czekać bezproduktywnie. W delikatnym, wątłym blasku stojącego nieopodal nich lampionu odczepił zawieszone u swojego pasa ostrze nichirin i położył je na półce obok nich. Tak samo postąpił z fletem. Czarne drewno, z jakiego został wykonany instrument, ozdabiał czerwony chwost przywodząc na myśl dość eleganckiego i wartościowego dobytku. Rintarou oparł się łokciem o regał i podparł na palcu wskazującym policzek; przekrzywiając głowę, kosmyki wyplatane z wysokiego upięcia, zaczepnie zahaczyły o skórę jego twarzy i szyi. Przez większość aktywnej kontemplacji jej osoby, skupiał się na jednym punkcie kobiecego oblicza — było nim to felerne drobne rozcięcie, które, mimo iż nie było świeżym zranieniem, zdawało się bawić pragnieniami siedzącego naprzeciw demona. To, co usłyszał chwilę później, sprawiło, że usypane w nim zainteresowanie obudziło się na nowo. Przesunął cwane tęczówki na jej nieruchome spojrzenie. Był pod ważeniem jej odwagi. Zaśmiał się krótko, a wydostające się w jego ust parsknięcie zabrzmiało, jakby Rin naprawdę powiedziała mu niesamowicie dobry dowcip.
— Nie musisz być taka niemiła za to, że nie sprostałem twoim wyobrażeniom. Nakładasz na kogoś swoje standardy, żądasz, by był ideałem, ale to niemożliwe. Wolisz blondynów?
I choć ta uwaga niesamowicie poprawiła mu humor, drugi człon jej wypowiedzi zyskał o wiele więcej uwagi. W tej krótkiej ciszy przyglądał się niebieskookiej, jakby miał coś na końcu języka. Pozwolił jej skończyć mówić, zakończyć wypowiedz pytaniem, mimo iż myślami zdawał się być gdzieś indziej. Było to na swój sposób niepokojące i trochę przerażające — jakby lada moment miało zdarzyć się coś niespodziewanego. Cisza wydawała się zbyt głośna. Jakby na tę specjalną chwilę, nawet odgłosy z wnętrza herbaciarni stały się nieosiągalne. Otoczenie uświadamiało ich, że wciąż są tu zdani wyłącznie na siebie. Jak dwa koguty zamknięte w klatce.
— Nie okłamujesz mnie, prawda? — Nagle Yatagarasu uchylił wargi, na których tańczył cień postawionego płomienia. Jego źrenice zdały się w jednej chwili zwęzić, a spojrzenie, które uparcie się w nią wwiercało, nie pasowało do lekkiej swobody wypowiadanych słów. — Jestem przekonany, że mnie nie okłamujesz. Nie lubię czuć się rozczarowywany po tym, jak coś mi obiecano.
Czyżby łowczyni zdawała się jedyną z osób, które potrafiły poprawić mu humor obietnicą śmierci? Ale czyż nie kryło się pod jego słowami coś, czego nie wypowiedział na głos?
Wiedząc, że kobieta oczekuje od niego odpowiedzi, oderwał od niej spojrzenie i spoglądnął gdzieś na zawartość regałów. Wciąż oparty łokciem o półkę, zgiął nogę w kolanie i zaczepił frywolnie but o siedlisko, a o kolano wolne przedramię. Gdy tak podpierał podbródek na pięści, postukał się palcem w policzek, nad czymś intensywnie myśląc.
Znajomy... Jedyna forma relacji, na jaką było go stać. Mimo iż potrafił rozbudzić w ludziach poczucie wyjątkowości, stając się dla nich nieraz kimś ważniejszym od zwykłego klienta, kupca czy partnera, tak z jego strony uczucia nigdy nie zdołały wybić się poza przyjętą barierę. W końcu czego oczekiwać po kimś, kogo wszystkie poprzednie próby kontaktu kończyły się, cóż.. śmiercią. I choć nigdy głębiej nie zastanawiał się nad predyspozycjami, jakimi było w stanie kierować się jego demonie ciało, tak po wieloletniej obserwacji, był pewien, że kiedyś — gdy jeszcze żył, było go stać na wiele więcej.
— Pajęczak z wioski Shinshin — powtórzył na głos. — Wysoko mierzysz. Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, że ma pod sobą paru pachołków, gotowych zrobić dla niego wszystko wraz z wylizaniem stóp? — Na ten moment przesunął srebrne ślepia na jej twarz. Czy zaskoczyła ją jego odpowiedź? — Można powiedzieć, że utrzymuje z nim jednostronny sojusz, czysto biznesowy, jak wy ludzie lubicie to nazywać. Coś w stylu: "pewnego razu przychodzi facet do drugiego po fachu pożyczyć trochę jego majątku, którego nie oddaje do dziś". Tylko że byłem tego pewien od początku, więc zacząłem traktować mój podarowany majątek jako przystępną opłatę za to, że będzie na mój widok chował się na powrót w ciemny las. Jak widzisz, bywam nieśmiały i przewrotny zarazem. — Spoważniał. Po krótkiej chwili ciszy dodał: — Jak wielkim autorytetem musi być dla ciebie ten, dla którego walczysz, aby pchać się w taką kanalię... Pewnie chcesz znać jego lokalizację? W wiosce Shinshin, na próżno go już szukać. Jesteś świadoma, że będziesz mi coś winna?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Nie zmienię swojego zdania nawet, jeśli zmienisz kolor włosów. Wyglądałbyś dziwnie - wyjaśniła hardo, ale pewnie zdradzały ją kąciki jej ust. Była na siebie szczerze wściekła. Jak mogło do tego dojść, że jena z niewielu osób na świecie, które potrafiły ją tak po prostu rozbawić, był jej śmiertelny wróg? Widocznie ta uwaga poprawiła także jej humor.
- Tak, Yatagarasu, obiecuję. Jestem za Ciebie odpowiedzialna - kontynuowała chłodnym tonem, wracając do swojego bardziej zdystansowanego sposobu bycia. Tamten uśmiech był jedynie krótką, ulotną chwilą. - Wyczekuj tego momentu - dodała przekrzywiając lekko głowę, a w jej głosie odbiło się idealnie słyszalne, echo wyzwania.
Tak jak Rin należała do swojego daimyo, tak Rin należał do swojego Stwórcy.
Śmierć od zawsze była zagadką; niewiadomą, która pewnego dnia miała zapukać do drzwi i odebrać swoją należność. Rintarou już poznał jej dłonie. I pomyśleć, że to te drobne palce miały dokonać tak makabrycznej egzekucji; gdy interesy między nimi się skończą, gdy jedno zdradzi drugie, gdy jedno z nich stanie się zbyt nieostrożne albo gdy cały ich sekret wyjdzie na jaw. Trudno było sprecyzować, co odczuł po usłyszeniu tej zimnej obietnicy; w końcu to nie pierwsza w jego życiu — nie był zbyt lubiany. Jednakże powaga słów dziewczyny, jej stanowczość sugerowała, że nie żartuje. Była śmiertelnie poważna. Była świadoma tego, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Yatagarasu na moment powrócił myślami do ciemnej jaskini. Gdy jedenaście lat temu obudził się pełen koszmarnych głosów w swojej głowie, przebity naginatą wśród cuchnących ludzkich i zwierzęcych szczątków nie od razu był tego świadom. Zrozumiał dar swojej nieśmiertelności w momencie, kiedy wyciągając ze swojego brzucha ostrze, nie musiał na powrót wciskać swoich flaków. W tamtym dniu pogodził się z czekającą na niego wiecznością, a nawet z ceną, jaką miał wiązać się ten przywilej.
Kto by pomyślał, że będzie mu dane bratać się ze swoim katem — jedynym w swoim rodzaju. Wszak w obecnej sytuacji jedynie jej umiejętności mogły ukrócić jego los. Nie mógł to zrobić byle człowiek, byle demon... Wciąż podpierając podbródek na dłoni, spoglądnął na leżące na półce ostrze nichirin. Od jakiegoś czasu mógł zrobić to również sam, ale nigdzie mu się nie spieszyło. Świat, jaki ujrzał, gdy jego blade powieki odsłoniły wściekłoszkarłatne tęczówki, był miękki i kształtny, zdawał się doskonały do modelowania w jego dłoniach. Taki mu odpowiadał. Chciał stąpać po klarownym gruncie, nad którym miał mieć pełną kontrolę — a zyskiwać ją miał na różne sposoby. Na tyle różne, jak dalece różne miały być czekające na niego przeszkody. To nie był czas na pożegnanie. Wątpił, że kiedykolwiek byłby gotowy na nie tak naprawdę. Dlatego tajemnica dnia jego sądu wypełniała demona chłodną niespokojną fascynacją, która objawiła się osobliwym dreszczem przyjemności, przebiegającym subtelnie po lędźwiach.
— Niestety wasz biznes dobiegł końca. Pajęczak już nie istnieje. Gdzie znajdę jego przydupasów?
Mało co zdawało się go w życiu zaskakiwać — jak na kogoś, kto sam przyczyniał się do rzeczy niemożliwych. Teraz jednak stało się coś niespodziewanego. Poczuł jak jego twarz stwardniała, a kryjący się w wąskich ustach uśmieszek ścierpł, jakby ktoś wystosował w jego kierunku magiczne zaklęcie. Czarne jak smoła źrenice w srebrnych, frywolnych tęczówkach zwęziły się, a powieki drgnęły; drgać wydawała się również jego prawa brew, jakby ruszona odczuciem irytacji. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał po siedzącej naprzeciw niego dziewczyny. W ogóle nie brał pod uwagę scenariusza, który zakładałby, że ten skurwiel zmienił się w pył. W co ona z nim do cholery pogrywała?
Najpierw przymknął oczy, pozwalając niespokojnemu płomieniowi tańczyć na jego bladych wargach; potem ramiona demona zadrżały, jakby nieopanowany śmiech miał zaraz wyrwać się w jego ust. Trwał tak drobną chwilę, by w następnej zabrać łokieć z półki i wyprostować się, i w końcu zaśmiać dźwięcznie. Blade powieki ukazały jej skrywany pod ludzkim spojrzeniem szkarłat spojrzenia bestii. Przyglądał się jej naprawdę szczerze rozbawiony; pod tym krótkim śmiechem skrył umiejętnie zaskoczenie i niepokój.
— Już nie istnieje? — pozwolił powtórzyć za nią. — I chcesz mi powiedzieć, że zabiłaś go ty, Ame? Ledwo sięgając mu do pasa?
W tym jednym momencie niespodziewanie przechylił się w kierunku łowczyni; beczka zaskrzypiała nieprzyjemnie, wydając z siebie krótki trzask, jakby miała ją przestraszyć. Na szczęście odległość, jaka ich dzieliła, uniemożliwiła wszelkie niebezpieczeństwo z jego strony. Yatagarasu oparł przedramiona o kolana, łypiąc na nią wciąż szkarłatnymi ślepiami — te oczy nie pasowały do jego łagodnego oblicza; do jego wzbudzających zaufanie rysów twarzy.
Nie żałował życia Pajęczaka — nie był dla niego nikim ważnym. Całe to rozbawienie pomieszane było z fascynacją, którą trudno było mu ukryć. A kiedy stawał się nadmiernie ciekawy i pobudzony, zdawało się, że jego ludzka powłoka zaczynała pękać, ukazując chowającą się pod nią zgniliznę. Pajęczak nie był łatwym przeciwnikiem – był to demon masywny, posiadający przerażającą siłę, którą wzbudzał podziw nawet wśród swoich, choć dla Yatagarasu był tylko pionkiem, wykorzystywanym dla własnych korzyści. Nie był zbyt inteligentny, co z wielką przyjemnością wykorzystywał. Wszystkie profity, jakie mógł z jego strony uzyskać, wyczerpały się, dlatego, gdy dziewczyna wspomniała o demonie, nie czułby skrupułów podczas zdania jej raportu — biorąc pod uwagę jego wątpliwą moralność, nie czułby skrupułów, nawet jeśli darzyłby go szczerym podziwem.
A więc siedziała przed nim zabójczyni Pajęczaka. Zabójczyni być może wszystkich innych celów, jakie z przyjemnością sprzedawał w tajemnych listach. Jego oczy stały się czujniejsze, zdawało się, że być może zdradzały nawet w tej paskudnej czerwieni tłumiony podziw. Ale czy prawdziwy?
Luźne, wyplątane z upięcia kosmyki jego włosów zsunęły się z ramienia, kiedy przekrzywił lekko głowę.
— Jak myślisz Ame? Jest w ogóle jakaś różnica między należeniem do kogoś a byciem czyjąś własnością? W każdym razie — dopóki zachowujesz się jak reszta, masz szansę cokolwiek zyskać — mówił spokojnie, choć nie do końca uroczyście, tak jakby słowa te z trudnością przechodziły mu przez gardło. Oczywiście mówił o sobie. — Nasz los może i jest podobny, ale uważam, że dobrze jest mieć kogo obarczyć winą za swoje jakże brzydkie, złe uczynki. W końcu nikt nigdy nie jest do końca pewny, ile z wiary w najczystsze zło jest wymysłem, a ile prawdą. Ile z tych uczynków jest wymuszane presją, a ile najpiękniejsza, niezaspokojoną własną satysfakcją?
Nie zamierzał dać się jej sprowokować, choć czuł, że dziewczyna zaczyna śmiało wykraczać poza cienką dzieląca ich granicę. Zmrużył podejrzliwie oczy i uśmiechnął się uśmiechem zdolnym zamrozić piekło i jednocześnie słodkim jak jabłko.
— Spełnię w zamian Twoją zachciankę.
— Ame, czy ty ze mną flirtujesz? — palnął bez zastanowienia.
Po tych słowach zaśmiał się przyjemnie i wyprostował na beczce, jakby wcale nie chciał tym stwierdzeniem zasiać w niej zmieszania. Kiedy na nią spojrzał, wyglądał jak wcześniej. Szkarłatne, żywe ślepia na powrót stały się nudno szare, a jego twarz była miękka i zdążyła nabrać przyjemnego odbicia — niemal jak u niegroźnego, potliwego młodzieńca, mieszkającego kilka uliczek dalej. Niebawem dodał, szczerze z siebie zadowolony:
— Cóż, kim jestem, aby nie pozwolić ci mnie uszczęśliwić? — Uśmiechał się niewinnie. — Czyli co? Odpowiedź za przysługę?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Idealny wojownik, ostre narzędzie, niezawodna broń.
- Przeszkadza Ci mój wzrost? - Zdążyła zapytać, a potem czas całkowicie się zatrzymał. Yaragarasu niespodziewanie przechylił się w przód. Tak naprawdę nie ruszył się ze swojego miejsca, ale był szybki. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jaką głupotą byłoby niedocenianie jego możliwości. Rin, chociaż cała zesztywniała, ani drgnęła. Jedynie jej dłoń zacisnęła się z całej siły na śnieżnobiałej rękojeści katany, aż pobielały jej kłykcie palców. Uniosła delikatnie ostrze, jak gdyby na znak ostrzegawczy. Wstęga przypięta do końca rękojeści zafalowała lekko, ponownie opadając na podłogę. Nie ruszyła się, ale był gotowa. Rintarou bez problemu mógł to dostrzec. Nie ufała mu, jak by mogła? Chwilę później mierzyli się wzrokiem. Zalążek uśmiechu zdążył opuścić jej pełne usta.
Szkarłatne ślepia potwora i zimne, niebieskie oczy Zabójcy. Drapieżnik i ofiara. Wrogowie czy sojusznicy?
- I te złe i te dobre uczynki. Wszystkie nie są Twoją decyzją, kiedy ślepo wykonujesz czyjeś rozkazy - zgodziła się z nim. Nie widziała różnicy między byciem czyjąś własnością, a należeniem do kogoś. Wiedziała jedynie, że takimi prawami rządził się ten świat. A ona? Była jedynie małą kropelką w morzu, która nawet nie śniła próbować go zmienić. Ani świata, ani swojego losu. - Mimo to, które złe uczynki są Twoją satysfakcją, a które presją, Yatagarasu?
Ame, czy ty ze mną flirtujesz?
- Chyba naprawdę chcesz umrzeć, demonie - wycedziła przez zaciśnięte zęby. O n a. Z n i m. F l i r t o w a ć. Parsknęła cicho, jego słowa były strasznie niedorzeczne. Dlaczego więc tak bardzo ją dotknęły?
- Odpowiedź za odpowiedź - poprawiła się wzdychając. - Podobnej wagi, nic więcej. Nie zamierzała obiecywać czegoś, czego nie mogła spełnić - dodała. I chodzić opuściła lekko katanę, nie zamierzała ponownie siadać.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Dopóki Yatagarasu miał dla niej cenne informacje dotyczące przyszłych celów, dopóty mógł liczyć na jej łaskę — bo czy właśnie na tym jej nie zależało? Czy jego życie miałoby być warte więcej niż niezliczone życia poczętych potworów Muzana? Wątpił, aby w jej oczach był kimś obdarzonym ponad przeciętną wyjątkowością. Może i wszyscy, którzy go poznali ostatecznie chcieli stłuc go na kwaśne jabłko (wraz z większą populacja demonów), ale nie sądził, aby jego frywolny i zbyt otwarty sposób bycia był powodem do zmartwień. Ame wydawała się dla Yatagarasu znacznie rozsądniejsza od łowców, których miał już okazję spotkać na swojej drodze.
Mimo iż minęła ledwie chwila, jego zaskoczenie nie spełzło z oświetlonego płomieniem oblicza. Yatagarasu oparcie patrzał się w jej twarz, jakby na jej delikatnej skórze rozczytywał dotychczas niedostrzegalne znaki — zauważył zmianę. Wcześniej kobiece stalowe usta, ukazujące jedynie zarys czegoś, co mogłoby uchodzić za rozbawienie, były jedynym ludzkim odruchem, jakim zdołała go obdarzyć od początku tego spotkania, jakby obawiała się pokazać swoją słabą, śmiertelną powłokę; jakby chciała ustawić przed nimi mur nie do obalenia; jakby wyznaczała granice, których nigdy oboje nie mieli przeskoczyć. Nawet najmniejszy śmiech mógł zrujnować cały wizerunek, nad jakim pracowała. Z pewnością nawet nie przypuszczała, że kiedykolwiek zamknięta w czterech ścianach z demonem, będzie dzielić z nim jedno powietrze, że ten będzie w stanie wzbudzić w niej szczere rozbawienie, które doszczętnie znienawidzi.
Teraz jednak stojąca przed nim kobieta pokazała mu znacznie więcej niż ten drobny ruch mięśni w okolicy pełnych ust. Dotąd dwa jasne, miękkie poliki pokrył żywy odcień karmazynu, od którego Rintarou nie potrafił oderwać wzorku. Może i nie był to pierwszy raz, kiedy śmiałe słówka demona wprowadziły w zakłopotanie młode damy, ale ten widok był czymś, czego z pewnością nie miał zapomnieć na długie miesiące. Nikt nigdy oblany taką intensywną czerwienią, nie mierzył do niego z broni, nikt nie posiadał w swoim głębokim odcieniu tęczówek takiej agresji i wściekłości, jakby ta cała reakcja była jego winą. Przez moment demon nie był do końca pewny czy ten śmiały rumień był spowodowany wstydem, czy rosnąca w niej furią, którą wrzała rozgrzanym ogniem. Potem dotarło do niego, że toczy się między nimi rozmowa i że powinien odpowiedzieć, a nie siedzieć tak z otwartymi ustami, jak idiota. Właśnie — kiedy w ogóle je uchylił?
Kiedy zdał sobie z tego sprawę, uśmiechnął się na swój przyjemny sposób, choć w tym uśmiechu wciąż odbijał się wcześniejszy fałszywy blask.
Mimo to, które złe uczynki są Twoją satysfakcją, a które presją, Yatagarasu?
— Naprawdę chcesz to wiedzieć? Pozwól, że oszczędzę ci ewentualnego zawodu — odparł wolno, jakby klinga wymierzona w kierunku poruszającej się wraz ze słowami grdyki miała zadecydować o jego dalszym losie. Yatagarasu siedział wciąż w tej samej pozycji. Od momentu, kiedy Ame szarpnęła się na równe nogi, nie poruszył się. Wciąż lekko odchylał głowę, spoglądając na łowczynię z dołu. — Jakiekolwiek miałaś o mnie wyobrażenie, pozostań przy nim. Znacznie łatwiej przyjdzie ci mnie tolerować.
Nie dał jej jednoznacznej odpowiedzi. Podejrzewał, że w aktualnym stanie, gdy jego broń spoczywała na półce wraz z jedyną istotną rzeczą, potrzebną do własnej obrony, prowokowanie jej nadmierną szczerością zaowocuje nieprzyjemnym końcem współpracy. Bo jak zareagowałaby na tę zimną prawdę? Że tak naprawdę nierożni się od innych, których zabija; że zamknęła się na własne życzenie z wyjątkowo okrutnym socjopatą?
Przekrzywił głowę, wciąż obserwując jej wzburzoną minę. Dopiero kiedy minęła chwila, a jego czujne, cwane tęczówki omiotły ten obraz nad wyraz uważnie, zaśmiał się krótko — równie dźwięcznie, jak wcześniej. Nie było w nim nic strasznego.
— Lubisz trzymać się zasad, co? — odparł znudzonym tonem. — Nigdy nie pomyślałaś o tym, aby porzucić tę nic nieznaczącą fasadę i nakreślić swoje własne zasady? Właściwie... czy stojąc tu przede mną, sama już ich nie tworzysz? Czy już po części nie łamiesz serca twojemu właścicielowi?
Po tych słowach nastąpiło coś niespodziewanego. Rintarou bardzo szybko pochwycił ostrze prawą dłonią i przyciągną je do siebie, jakby wyczuwał, że ta odpowiedź tylko bardziej ją sprowokuje. Poczuł, że wraz z klingą przyciąga do siebie również ciało Rin — w końcu taki miał zamiar. Włożył w to naprawdę dużo siły, tak aby dziewczyna szarpnięta niespodziewanie szybko, straciła równowagę i przesunęła się w jego kierunku. Poprowadził ją w taki sposób, że gdy tylko jej twarz znalazła się bliżej, on podniósł się i pochylił w przód — dokładnie w kierunku jej osłoniętego paroma ciemnymi kosmykami ucha. Omiatając je oddechem, powiedział ciszej, niemal konspiracyjnie:
— W takim wypadku: przysługa za przysługę. Nie usłyszysz dzisiaj ode mnie jednoznacznej odpowiedzi. Bo takiej nie ma.
Kiedy ostrze nichirin wrzynało się w zaciśniętą dłoń demona, usłyszeć mogli, jak gęste krople brudnoczerwonej krwi kapią miarowo na ziemię. Czyżby zmienił warunki umowy dla własnych korzyści? Tego się można było po nim spodziewać.
Mówią, że nie ma niczego gorszego od rozwścieczonej kobiety. Yatagarasu najwidoczniej nie zdawał sobie z tego sprawy.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- A ty je łamać? - odpowiedziała cichutko, jednak znajdował się na tyle blisko, że bez problemu mógł ją usłyszeć. Chodziło o oczywiście o zasady. Ogień i woda. Dzień i noc. Byli tak różni, a jednak tak podobni. - Mojemu właścicielowi zależy na wynikach. Nie na sposobie, w jaki są osiągane - wyjaśniła przekrzywiając lekko głowę w jego stronę, jak gdyby chciała na niego spojrzeć. Tym samym zmniejszyła centymetry, które ich dzieliły, praktycznie do zera. Odsunęła się powoli, a jej policzek delikatnie otarł się o jego brodę. Jej skóra była miękka i ciepła. Zwyczajnie ludzka. Czyżby nie zdawała sobie sprawy jak blisko się znajdował? A może zrobiła to specjalnie? Stąpała po cienkim lodzie. Z takiej odległości pewnie bez problemu mógłby zgryźć jej kark. Była jedyna przyzwyczajona do ciagłego niebezpieczeństwa. Chyba podświadomie sama go pożądała. Przy okazji ze sporą siłą naparła na swoją katanę, kiedy się oddalała. Chciała jeszcze mocniej go zranić. Może przy odrobinie szczęścia odciąć mu kilka palców. Zasłużył na nauczkę. Zachowywała się nad wyraz spokojnie, chociaż jej ciało drżało. Jak gdyby w każdym momencie mogła zmienić zdanie i zwyczajnie się na niego rzucić w śmiertelnym ataku. Ten mógłby okazać się samobójczy w tym małym pomieszczeniu. Rin nie miała poszanowania dla własnego życia. Nie obchodziły ją konsekwencje swoich wyborów. Gdyby obydwoje teraz zginęli, skończyłyby się ich wieczne problemy.
- Przysługa za przysługę - zgodziła się niechętnie, a jej ciemnoniebieskie tęczówki ponownie sprawdziły odległość, jaka dzieliła ją od drzwi wyjściowych. Dziwnym trafem demon ponownie jej je zasłaniał. Stanowił wysoką przeszkodzę, która idealnie zagradzała jej drogę. Robił to specjalnie? - Ale teraz sprecyzowaną. Nie lubię nieskończonych spraw i nie zamierzam spełniać Twoich zachcianek później - sprecyzowała, żeby sobie nie powymyślał jakiś niestworzonych rzeczy. Wiedziała, że przysługa „na później” była najgorszym możliwym scenariuszem. Wtedy byłaby jego dłużniczką, na co nie pozwalała jej samurajska duma - jeśli w ogóle taką posiadała. Nie zamierzała płacić więcej niż mogła od niego uzyskać.
Nie możesz odpowiadać w tematach