Młody Tanaka, w celu przedostania się do Osaki, postanowił użyć pomocy pewnego człowieka, którego poznał kilka dni wcześniej. Był on w jego rodzimych stronach przejazdem, gdyż zajmował się handlem międzymiastowym. Spotkawszy się z nim w Nagoi, ustalił, że będzie akurat w danym momencie szykował się do transportu towarów nabytych od lokalnych rzemieślników w tamtejsze strony. Wóz, którym mieli podróżować, nie był wyjątkowo dobrze wyposażony, co więcej na pewno nie mógł być uznany za komfortową formę transportu, do której przywykł.
Nie było zbyt dużego wyboru, gdyż mało który kupiec postanawia zmienić swoją lokację w trakcie zimy. Ponadto, za drobną dodatkową opłatą, handlarz zgodził się poczekać z wyjazdem na Ryu do momentu, gdy ten otrzyma odpowiedź od Gato Kotone i jego obecność w Osace nabierze sensu. Młodzieniec nadal rozważał przyjazd do miasta, nawet jeżeli Zabójczyni Demonów, z którą próbował nawiązać kontakt, aczkolwiek wtedy mógłby faktycznie wstrzymać swoje zapędy i zaczekać aż nieco się ociepli, a szlak będzie bezpieczniejszy.
Podróż do Osaki, głównie z powodu warunków pogodowych, zajęła znacznie więcej czasu niż w okresie cieplejszym. Pomimo tego, że większość dni spędzonych w trasie, Ryu był przemoknięty i zmarznięty, rozwikłanie zagadki wydarzeń z ubiegłego roku wydawało mu się znacznie ważniejsze. Zdobycie nawet najmniejszej ilości informacji na temat demonów i ich pogromców było dla niego priorytetem. Zważywszy na to, że nie ma osoby, od której mógłby zdobyć lepsze informacje od czynnie działającej w tym zawodzie zabójczyni, konsekwencje w postaci gorszego samopoczucia były z jego perspektywy do zaakceptowania.
Podczas podróży handlarz próbował wyciągnąć od młodego samuraja informację na temat celu jego ekspedycji. Na większość pytań Ryu odpowiadał miło, lecz wymijająco, starał się nie zdradzać zbyt wielu szczegółów osobom trzecim. Mężczyzna, choć stosunkowo sympatyczny i rozmowny, wydał się Ryowi wyjątkowo ciekawski i dociekliwy, co jeszcze bardziej zraziło go od dalszej polemiki. Chcąc porzucić temat rozmowy, samuraj poprosił kupca o chwilę ciszy, wskazując na wyczerpanie. Handlarz jedynie dodał, że pytał ze względu na troskę, gdyż ostatnimi czasy w Osace zrobiło się nieco niebezpieczniej.
Dojechawszy do centrum miasta Ryu podziękował swojemu przewoźnikowi i czym prędzej opuścił pojazd, zabierając ze sobą drobną płócienną torbę zawierającą jedynie drobne ilości awaryjnego prowiantu, mapę mającą służyć mu jako pomoc w odnalezieniu miejsca spotkania z Panienką Gato oraz wcześniej wspomnianą sakwę wypchaną pieniędzmi. Udało mu się dotrzeć w dzień spotkania, co niestety uniemożliwiło mu znalezienie w pierwszej kolejności zakwaterowania na pobyt w mieście. Postanowił, nie tracąc czasu ruszyć w kierunku wyspy opisanej przez zabójczynie w liście. Przebywając w mieście, odczuwał jednak dziwny niepokój, wydawało mu się, że atmosfera jest gęsta, a przechodnie wydawali mu się inaczej niż zazwyczaj, przesadnie skupiać na nim swoje spojrzenia. Lekko spięty ruszył w kierunku zgodnym ze wskazówkami zapisanymi na tylnej stronie pergaminu zawierającego mapę Osaki.
Kierując się w stronę niewielkiej wyspy, Ryu co chwilę obracał się i zerkał za plecy, upewniając się, że nikt nie podąża za nim od rynku, na którym rozstali się z handlarzem. Zbliżało się południe, a wyznaczone na planie miejsce spotkania było coraz bliżej. Widząc w oddali znajdującą się na środku wyspy kapliczkę, młodzieniec wiedział, że za moment dojdzie do spotkania z Kotone. Stawiając pierwszy krok na drewnianym moście, ustalał po raz ostatni w swojej głowie, to, w jaki sposób chciał poprowadzić tę rozmowę i o co mógłby zapytać się zabójczynie. W jego głowie roiło się od najróżniejszych zagadnień związanych z demonami. Stawiając kolejne kroki, widok kapliczki stawał się coraz bliższy, na razie nie dostrzegał on jednak swojej towarzyszki.
Młodzieniec miał na sobie kimono w ciemnoszarym kolorze, a zważywszy na zimową porę roku, odział on również czarne haori zawierające na sobie kuliste wzory w odcieniach szarości. Dodatkowo na nogach miał czarne hakama, natomiast na stopy przyodział grube białe skarpety oraz drewniane sandały geta. Choć zazwyczaj nie odczuwał stresu związanego z poznawaniem nowych osób, poczuł, jakby po jego plecach przebiegło stado mrówek, natomiast jego lekko drżące dłonie zwilgotniały. Na widok uniesionej dłoni w celu powitania poczuł, jak po jego skroni spływa struga zimnego potu. Dziewczyna stojąca naprzeciw niego, pomimo skupionego wyrazu twarzy, wydawała mu się być bardzo zgrabną i urodziwą postacią. Zważywszy na to, że umiejętności Zabójczyni Demonów mogły pozwolić rozpoznać jej myśli Tanaki, postanowił porzucić tę szczeniackie myśli, co by nie zostać odebranym przez nią niepoważnie. Choć pierwsze wrażenie, jakie na nim wywarła, na pewno w późniejszym czasie powróci do jego myśli.
Stojąc naprzeciw Gato Kotone samuraj zgiął się w pasie i wykonał ukłon w ramach powitania i okazania szacunku.
- Witaj Szanowna Panno Gato, niezmiernie mi miło, że zdecydowałaś się ze mną spotkać, bardzo Ci dziękuję za możliwość poznania Cię osobiście!
Wypowiadając te słowa młody Tanaka podniósł wzrok z ziemi i skierował go na oczy dziewczyny, wyraz jego twarzy był zupełnie inny niż parę sekund temu, kiedy ujrzał ją pierwszy raz. Podobnie jak jego kompanka, na twarzy rysowało mu się skupienie, a uważne spojrzenie samuraja nabrało pewnej przenikliwości. Robiąc dwa kroki do przodu, w kierunku Kotone, rozłożył ręce w przyjaznym geście, po czym kontynuował.
- Cieszę się, że możemy spotkać się w Osace. Jak wiesz, moją rodzinę spotkała w tym mieście tragedia, mój ojciec, Tanaka Kazuma, stracił tu życie, czego byłem naocznym świadkiem. -
Przerwał na chwilę, nie ściągając jednak wzroku na ułamek sekundy z oczu Kotone. Jego usta były zaciśnięte niczym lina. Po krótkiej pauzie kontynuował.
- Uważam, że był to atak demona, choć nie wiem, co mogło sprawić, że postanowił napaść akurat ten zajazd, w którym się znajdowaliśmy. Na moje szczęście w porę pojawił się, jak mniemam, Zabójca Demonów. Nie wiem jednak, czy udało mu się pokonać potwora, który uśmiercił mego ojca. Powróciwszy do Nagoi, zebrałem tyle informacji, ile mogłem, zarówno na temat demonów, jak i ich pogromców. Pomimo wygodnego życia, jakie mogłem wieść w rodzinnym mieście, postanowiłem podjąć próbę zrozumienia tematów, dotychczas tak dla mnie odległych.
Przestępując z nogi na nogę, urwał tutaj swoją wypowiedź, pozwalając tym samym rozmówczyni zareagować na jego słowa. Ściągając chwilowo z niej wbite dotychczas gałki, spojrzał ponownie na drewniany most z niepokojem. Cały czas odnosił dziwne wrażenie jakby, to co mówił, mogło mu zaszkodzić.
- Nie jest to pierwszy raz, kiedy jestem w Osace, choć może mieć to związek z traumą, którą przeżyłem, bądź przemianą, jaka we mnie nastąpiła, odnoszę dziwne wrażenie, że to miejsce drastycznie się zmieniło. Dodatkowo będąc w mieście, zdawało mi się, jakby przebywający tam mieszkańcy bacznie mi się przyglądali. Miałem nawet przez chwilę wrażenie jakby co poniektórzy chcieli śledzić moje kroki swymi spojrzeniami.
Nie chcąc wydać się przerażonym, ustawił się z powrotem pewnie naprzeciw pogromczyni. Oparł jedną ze swych dłoni pewnie na rękojeści przepasanej katany, wyprostował się i patrząc na nią, wypowiedział kolejne zdanie z pełną powagą w głosie.
- Jeżeli byłaby taka możliwość, chciałbym, abyś opowiedziała mi o naturze demonów. Czym one właściwie są i jak je pokonać. Jak zapewne pamiętasz, nasza rodzina znana jest z bardzo dobrej szermierki, wydaje mi się, że talent, jaki posiadał mój ojciec, mógł również występować u mnie. Dotychczas w dojo nie miałem sobie równych, choć wiem na przykładzie walki, której byłem świadkiem, że z aktualnymi umiejętnościami nie dałbym rady stawić czoła takiemu przeciwnikowi. Czy mógłbym wyrazić me chęci?
Przyklęknął naprzeciw niej, spuściwszy głowę.
- Czy Szanowna Zabój… -
Ugryzł się w język, przypominając sobie o jej prośbie z listy.
- Czy Szanowna Panna Gato, pomimo mojego braku wrodzonego talentu i naturalnych predyspozycji, byłaby tak uprzejma nauczyć mnie kilku ruchów mogących zwiększyć moje szanse w walce z przeciwnikiem o tak nadludzkich umiejętnościach, jak te potwory?
Pozostając w tej samej pozycji, nadal ze wzrokiem skierowanym w swoje sandały, zaciskając z całej siły dłoń na rękojeści swej katany
- Nie ukrywam, że przybyłem do Osaki, gdyż nie pragnę w życiu niczego tak bardzo, jak stawienia czoła temu potworowi, który niczym dorosły bijący się z dzieckiem wybił wszystkich podopiecznych mego ojca, na koniec pozostawiając dziurę w jego klatce piersiowej.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Lecz Taishiro znał "skądś" te smutną prawdę. Wiedział również, iż ludzie wierzą inaczej. Izolacja szoguna spełnia swoją rolę. Japonia jest niemal całym światem. Czy sens jest myśleć inaczej?
Tej nocy odwiedzi zaś wyspiarkę dla ludzi mieszkających na wyspie. Co swój żywot w samotności pełni. A jednak dar poznania Stwórcy dany jej poznać było. Pomimo, iż sama boginią niby była. Czy to oznacza, że nową boginią się stała?
Taishiro z uśmiechem na ustach przekroczył próg Raijingusan'airu, przekraczając drewniany pomost. Z byle demonów ludzie robią bogów. Tak jak z tej "słabej" księżniczki z Osaki, robią naczynie dla innego Boga. Biedny niestety żywot śmiertelnych istot. Tak długo, jak nie spotkają prawdziwego Boga, tak długo będą szukać go gdzie popadnie. Taka już natura głupiutkich śmiertelników.
Demon poprawił swoje srebrne włosy i proste jasnobiałe kimono, rozglądając się po okolicy. Gdzieś tu ma czaić się pracowity rybak, co do nocy ryby nieraz łowi. Spotkanie go kluczowe, dla planu artysty się stało. Bo gdy już z wyspy na inną przeszedł, drewnianym pomostem piękna, dzięki jego kruchym ludzkim "mięśniom" kolejną w mig wręcz odwiedzi. By poznać prawdę prawdziwą. O bogini słabej niczym księżniczka z Osaki...
- Na mnie już czas, innym razem odpłacę Ci się za tą przyjemność. - Liznąłem przeciągle jej szyje i wyszeptałem do ucha, za nim podniosłem się do góry. -Hmpf. Tak się nie robi Yuuuta, następnym razem poświęcisz mi dwa razy więcej czasu albo nici z kolacji. - Brunetka napompowała policzki i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. - No już, nie dąsaj się. - Pogłaskałem ją po głowie, a jej irytacja trochę zelżała. Może byłem krwiożerczym demonem, ale przy kobietach wychodziła na wierzch inna natura albo ta główna po prostu dezaktywowała się. Po smacznej kolacji opuściłem jej domostwo i ruszyłem w stronę rzekomego miejsca przebywania Moreyi, chociaż jeszcze nie wiedziałem jak dokładnie dostane się na wyspę. Płynięcie wpław było okropną wizją, ale trzeba było przygotowywać się do najgorszego. W oddali zobaczyłem srebrnowłosego mężczyznę, który ewidentnie czegoś szukał i nie byłoby w tym nic podejrzanego. Gdyby nie fakt, że był to inny demon, nie wiedziałem, jak to działało, ale swój swego zawsze rozpozna. Raczej unikałem innych osobników ze swojego gatunku, niezbyt dobrze się dogadywałem z nimi. Ale chciałem wiedzieć, dlaczego się tu kręcił, może on też usłyszał te pogłoski i postanowił to sprawdzić. Przyspieszyłem nieco kroku, aby w końcu się z nim zrównać.
- Miła noc nieprawdaż? - Z lekkim uśmiechem na ustach, wbiłem w niego swoje jasnożółte ślepia. Wyglądał na takiego, z którym można by porozmawiać o czymś ciekawszy niż tylko o walce i żarciu. - Czy ty przypadkiem też nie szukasz Moreyo albo może chcesz ją spotkać? …. Wybacz, zapomniałem się przedstawić, nazywam się Yuta.
Na dźwięk głosu białowłosego mężczyzny, demon zrobił piruet na jednej nodze, zatrzymując swoją głowę na nowym drapieżniku w okolicy:
- Czym ta noc może być milsza, wśród wielu tych czekających w wieczności?
Odpowiedział pytaniem na pytanie uśmiechając się szerzej. Każda noc jest przecież miła, a przynajmniej milsza od dłużących się dni. Lecz, czy można powiedzieć, że coś jest miłe, nim kończący jej świt zawita na niebie?
Szeroki uśmiech demoniego artysty rozszerzył się jeszcze bardziej, gdy usłyszał z jego ust imię Moreyo:
- Bogini, co swe ciało na wieczność dostała. - odpowiedział melodyjnym głosem z lekkim zawahaniem. Wiedział, że w sprawach, których sam Stwórca musi być bardziej ostrożniejszy w słowach. Być może danie jej laski jest częścią wielkiego planu, którego jego demoni umysł nie jest w stanie pojąć. Kto wie, co się stanie, jeśli powie o parę słów za dużo...
- Co cię sprowadza do tej miejscowej boginki? Konkurującej o względy śmiertelników, niczym księżniczka z Osaki?
Zadawszy to pytanie obrócił się plecami do swojego rozmówcy. Tylko po to, by gwałtownie skoczyć do góry i efektywnym saltem do tyłu wylądować tuż przed nim.
- Me miano to Taishiro. Demon mały, niczym wielki. Lecz czymże wielkość, kiedy to tylko nienamacalna bariera. Istniejąca tylko dla ludzi.
Skomentowawszy w pokrętny sposób wyższy wzrost Yuty, Taishiro stał w miejscu przyglądając się uważnie. Oczekując na swoje odpowiedzi. Bujając się z jednej nogi, na drugą, tak jakby rozpierała go wręcz energia.
- Hmmmm... ciężko powiedzieć, ale na pewno coś by się znalazło, co by mogło ją jeszcze bardziej uświetnić. Przynajmniej tak mi się wydaje, w końcu ograniczenia są dla ludzi. - Uśmiechałem się łagodnie i spojrzałem pewnym wzrokiem w niego. Taki wieczór na pewno mogłaby uświetnić kolacja, ale nie z byle kogo. Tylko jakiegoś bufiastego szlachcica, który byłby jeszcze do tego marechi, to chyba najlepsze połączenie, jakie istniało na świecie. Jedyne co mogłoby być jeszcze wspanialsze to gdyby pan najwyższy zechciał podarować sam swojej krwi.
- Nie. Jestem ciekawy czy plotki są prawdziwe... no i chciałbym się przekonać, jak smakuje jej krew.... Oczywiście nie zamierzam jej zrobić krzywdy. Nie śmiałbym krzyżować planów o największego, ale ciekawość jest we mnie ogromna. Mam taki niepoprawny zwyczaj, że lubię się delektować krwią kobiet. - Uśmiechnąłem się szerzej i odsłoniłem białe zęby i nieludzkie kły, szaro włosy był kompletnie innym demonem niż te, które przyszło mi spotkać do tej pory, ale to dobrze. Ponieważ inne, jak na razie nie wzbudzały mojej sympatii, a raczej bardziej mnie zniechęcały, niż przyciągały.
- Nie należy oceniać książki po okładce Taishiro, bo zawsze można się na tym przejechać. Powiem Ci, że strasznie nietuzinkowy z Ciebie gość i na pewno rozmowa z Tobą prowadzi do przyjemnych refleksji. Niestety nie wszystkie demony mają tyle klasy i ciężko z nimi podywagować czy dojść do konsensusu. No ale skoro już się sobie przedstawiliśmy, to jeżeli nie widzisz żadnych obiekcji. Możemy wspólnie jej poszukać na tamtej wyspie, tylko musimy zorganizować jakiś transport. - Zmrużyłem ślepia i położyłem mu dłoń na ramieniu, czasami nie do końca rozumiałem to co robiłem. Kolejne niewyjaśnione zachowanie albo wyciągnięte z obserwacji ludzi. Chyba za dużo przebywałem wśród nich, ale inaczej nie mógłbym się cieszyć swoim hobby. A tak mogłem bez problemu ukrywać się w ich społeczeństwie i popijać krew z kobiet bez przeszkód.
- Nawet jeśli krew tej kobiety, jest bardziej.... trująca od wisterii? - odpowiedział ostrożnie bacząc na swoje słowa, wpatrując się uważnie w swojego rozmówce z lekkim zdziwieniem. Informacje, które udało mu się zdobyć o spotkaniu Moreyo ze Stwórcą były dość enigmatyczne. Otrzymała ponoć łaskę, a łaską Stwórcy jest zazwyczaj jego krew. Ale równie dobrze, mogła być to śmierć albo jakiś wartościowy prezent. Wielu chłopów ponoć twierdzi, że dostała nie łaskę, a laskę. Jednak to za pewnie ci biedacy. Którzy zostali obdarzeni wadą wymowy lub usłyszeli tą plotkę od kogoś, kto go posiada. Chociaż kij dla stuletniej kobiety, to na pewno byłby wspaniały prezent.
Przysłuchiwał się z większym uśmiechem słowom demona. Chwalące jego osobę i nazywające go spoko gościem. Czego nigdy wcześniej nie usłyszał od żadnego przedstawiciela jego gatunku. Czyżby jego "siła" w końcu została doceniona? Na tle dzikich, kompletnie nieludzkich demonów? Albo jest to część głębszej taktyki intrygi?
- Każdy demon nawet ten najdzikszy, jest częścią większego planu. A to, że planem większości, jest bycie zwierzęciem bojącym się zapachu kwiatka.
Artysta zaśmiał się wyraźnie, przerywając, jak tylko Yuta dotknął jego ramienia:
- Nie za szybko na zabawę z dotykiem. - odrzekł z lekkim śmiechem Taishiro, piruetem wyswobadzając się z niego - Wpierw dwójkę podróżników czeka przygoda. Ku wyspie samotnej niczym skała. Lecz wpierw muszą spotkać rybiego starca. Co przywiezie ich na miejsce bogom tylko znane.
Demon skoczył wysoko do góry, po czym udał się tanecznym krokiem w głąb wyspy. Jeśli ten białowłosy mężczyzna, chce być częścią jego przedstawienia, kim był, by temu zaprzeczyć. Wszak tej nocy nie może nic stracić, ani zyskać. Jedynie pozna prawdę o słabości kolejnej bogini ludu. Jednak w porównaniu do księżniczki z Osaki, nie zawaha się ani trochę. By ogłosić tą słabość całemu japońskiemu światu.
- Nawet jeśli byłaby bardziej trująca od wisterii i tak bym jej spróbował, strach i ból jest dla zwierząt, ludzi i dla tych innych demonów. - Nie kryłem tego, że uznawałem demony, które się czegoś bały, za gorsze. Wybrańcy przemienieni przez największego powinni reprezentować jakiś poziom, chociaż nigdy nie wiadomo co się urodzi podczas transformacji. Nie rozumiałem, po co on trzymał ich przy życiu, ale nie musiałem tego rozumieć. Może po prostu, tylko dlatego, żeby łatwiej było odróżnić wartościowych od mięsa armatniego.
- Najwidoczniej nie możemy złapać wszystkiego na jednym planie, może kiedyś nasza perspektywa rozrośnie się na tyle, że będziemy w stanie dojrzeć całość jego wielkiego planu i odegrać rolę pędzla lub farby na jego płótnie. Chociaż powinniśmy być pędzlami, na farbę pójdą Ci mniej wartościowi. - Uśmiechałem się szeroko z lekkim wyszczerzeniem, ta wizja podobała mi się, chciałem być przysłowiowym pędzlem, który będzie kierował i nakładał farbę na płótno. A więc srebrno włosy nie chciał być dotykany, może zaburzyłem jego estetykę albo po prostu nie ufał mi na tyle, żeby czuć się komfortowo z tym. Pokiwałem na jego słowa i ruszyłem za nim, zapowiadało się bardzo interesująco, a dodatkowo cała ta otoczka tajemniczości dodawał temu uroku. Teraz jeszcze bardziej chciałem poznać prawdę i smak jej krwi, nawet jeżeli miałaby przepalić mi gardło na wylot.
- Czuje, że po wszystkim będę miał sporo weny do przeniesienia na powierzchnię płaską i uwiecznieniu jej w jednym momencie.... Wspaniale. - W końcu ktoś z kim w jakimś stopniu się rozumiałem i nie musiałem tego wcale udawać. Nie musiałem udawać zainteresowania czy miłego nastawienia. Do tej pory zawsze udawałem przed innymi i ukrywałem wrogie nastawienie, no chyba że już przekroczyli pewną granicę dobrego smaku.
Nie urodził się wczoraj, by wiedzieć, dlaczego są one straszne. Naturalny instynkt, mówiący, że są złe. Jednak sam fakt, iż jakiś demon próbuje udawać, że ten strach jest zupełnie niczym choć interesujący, jest dziwny. Jak niczym dziecie, któremu zabrano strach przed poparzeniem. Maszerującemu prosto do kominka, nieświadomie, że się sparzy...
Uśmiech Taishiro niemal nie drgnął, słysząc kolejne zdanie. Potwierdzając kompletnie jego słowa o dziecinnie słodkiej naturze jaką skrywa pod białowłosy licem. W końcu tylko tacy wierzą, że mogą czerpać przyjemność z krwi innej niż ludzkiej. I oczywiście Stwórcy... :
- Skoro nie czujesz strachu, czemu więc mu ulegasz. Kryjąc się na co dzień w cieniu? Ulegając temu, co prawdę o słonecznej rzezi niesie?
Każdy demon boi się tego, co na niebie. Wroga, którego nie są w stanie pokonać. Ulegając mu, można żyć wiecznie. Tej nieśmiertelnej masie, która wiekiem może ulegać jedynie Stwórcy.
Artysta uśmiechnął się lekko słysząc artystyczną uwagę Yuty. Oraz kły, których nie chował. A może nie umiał schować?
- Lecz gdy obraz całością się stanie to farby wiecznym pięknem się staną. Zaś pędzle, mimo iż stworzą kolejny, nie staną się nigdy jego pięknem.
Rzuciwszy tajemniczą sentencje zamilkł, kończąc swoją rozmowę z nieznajomym. Wiedział doskonale, iż w tej całej anegdocie nie jest ani pędzlem, ani farbą. Tylko płótnem, pozwalający cieszyć się Jego obrazem na wieki.
Dotarłszy okrężną drogą na drugi kraniec wysepki, zauważyli łódź i światło w niej drzemiące. Demoniczny wnet wyczuł woń ludzką. Pachnąca niczym ryby.
Taishiro nie zatrzymując się, wręcz przyśpieszył. Szybszym krokiem znalazł się tuż przy śmiertelniku, szykującym do zacumowania łodzi. Jak gdyby nigdy nic wchodząc na jej pokład
- Ej to moja... - zdążył jedynie rzec śmiertelnik, nim jego wzrok spotkał się z demonim. A moc demoniej krwi zaczęła działać.
- Rybak zgodził się przewieźć w mig wędrowców z daleka. Na wyspę, gdzie Bogini swe leże posiada.
Uderzywszy sakiewką, by dać jasno do zrozumienia, że jego trud zostanie wynagrodzony, spojrzał jedynie na uśmiechającego się rybaka:
-Kimta bym był by odmówićta? Niecodzienna ma się taka pasażera. Wskakiwać mi tujta migiem.
Zająwszy miejsce na łodzi, które da mu widok na wyspę z przodu, obrócił jedynie lekko głowę w kierunku swojego demoniego towarzysza. Dając jasno do zrozumienia, że wszystko jest pod kontrolą. Jak w niemal każdym spektaklu jego życia.
- Byłeś kiedyś na wyspie inna niż ta, na której przygodę zaczynamy? - zapytał jedynie, gdy ten wszedł na pokład wpatrując się jedynie w morze.
No i zapach był bardzo nieprzyjemny, ale dzięki silnej woli i opanowaniu nie trzeba było od razu przed nimi uciekać. Może to było głupie, ale kiedyś z ciekawości żułem jeden kwiat wisterii i smakował okropnie, a gardło paliło żywym ogniem no i długo się rana goiła. Jakby nie patrzeć bardzo dobra tortura jakby ktoś chciał podręczyć demona, wystarczy wcisnąć mu kwiat do żołądka i patrzeć jak wije się z bólu. Ciekawe czyżby Taishiro chyba miał coś z narcyza?
A przynajmniej tak mi się wydawało, chociaż nie powiem, czasami dobrze być płótnem, ale z drugiej strony bez pomocy nigdy nie zostaniesz czymś, co każdy będzie chciał podziwiać. Jedno było pewne, te trzy rzeczy potrzebowały siebie nawzajem. Każde oddzielnie nie znaczyło nic i nie mogło spełnić swoje istnienia.
-Każdy ma swoje przeznaczenie, jedni mają być wielcy, inni mają być zapamiętani na wieki, a jeszcze inni mają po prostu pomóc innym to osiągnąć. Grunt, żeby każdy na końcu był zadowolony ze swojego losu... - Szedłem za nim i uważnie rozglądałem się, szukając łodzi, rybaka albo chociaż jakiegoś chłopka, który miałby cokolwiek, co mogłoby, nam pomóc przeprawić się na drugą stronę. Jednak przyłączenie się do srebrnowłosego było bardzo dobrym pomysłem. Dość sprawnie zauważył, łódkę i gościa i jeszcze lepiej poradził sobie z jego przekonywaniem, chociaż tego się spodziewałem. Potrafił czarować słowami i pewnie nie tylko tym, ale to już może sam mi opowie później.
Wsiadłem na łódkę i wygodnie się rozsiadłem, nie była to jakaś duża łajba, ale przynajmniej nie musieliśmy płynąć wpław i jeszcze ktoś przewiosłuje za nas całą drogę. Hmmmm ciekawe czy zaczeka, żeby nas z powrotem zabrać z tej wyspy?
- Nie sądze, a na pewno nie pamiętam... raczej trzymam się większych miast i unikam takich krajoznawczych wycieczek... lubię być blisko moich trunków, nie bez powodu je selekcjonuje i zbieram dla siebie. - Spojrzałem na niego z drobnym uśmieszkiem, byłem ciekawy czy zrozumiał moją grę słów.
- A ty masz jakieś ulubione danie, czy raczej nie wybrzydzasz przy stole? - Musiałem zapytać się co lubił jeść Taishiro, a raczej kogo.
- Mi dane było tego wieczora odwiedzić dwie wyspy. I zmierzam właśnie na trzecią.
Pytanie artysty należało do podchwytliwych testów na inteligencje. W którym tylko jego odpowiedź, była uznawana za poprawną. Ewentualnie ta mówiąca, że było się na wyspie, na której umiejscowione jest Oguni, również mogła zostać uznana za akceptowalną. Skoro Japonia jest wyspą, to byli na niej od urodzenia. A przygodę zaczęli z wyspy Raijingusan'airu, która jest inna od tej, na której normalnie żyją.
- Nigdy nie dane ci było, postawić stopę na wyspie Kiusiu? - zapytał z lekkim zaciekawieniem artysta, z faktu, który przed chwilą mu wyjawił.
- Bo każdy ma jakieś ulubione danie... - zaśmiał się donośnie spoglądając na wiosłującego rybaka. Czy gdyby powiedział prawdę, jaki typ ludzi lubi jeść, czy dalej tak chętnie wiosłował? Chyba nie czas i miejsce, na takie eksperymenty
- Żywię się tym, co jest wszędzie. Na każdym kroku, w naszym świecie widoczne. Co jest niczym choroba, nie możliwa do zdławienia.
- Lubicie ryby?... - zapytał rybak - Pełna ich mam i niemal ciągle je wide. I ich zapach jest chory do zdławienia....
Taishiro zaśmiał się donośnie, z konkluzji człowieka, uśmiechając się do niego miło. Kreatywność ludzka, jest momentami zabawna:
- Uwielbiam ryby tak to prawda. Lecz nie jestem dz... teraz głodny...
- Nie, jak na razie stroniłem od tego miejsca. Ciężko mi złapać wspólny język z lokalsami... Nie potrafię pojąć, jak czasami nisko potrafią upaść, gdy są głodni, ale pewnie niedługo się tam wybiorę. W końcu dobrze wrócić do miejsca, do którego się należy. - Uśmiechnąłem się i przyłożyłem palec do tafli wody, aby wywołać na niej poruszenie i delikatne pofalowanie. Poczułem się lekko zawiedziony, że artysta nie znalazł jakiegoś subtelnego sposobu na ujawnienie swoich preferencji.
Chociaż z jednej strony było, to zrozumiałe, czemu nie chciał ryzykować, w końcu kto by wiosłował gdyby mężczyzna postanowił się zbuntować albo rzuciłby się do wody i dał drapaka? Ale nawet pomimo tego, to i tak rozczarowanie mi towarzyszyło.
- Tak dobra ryba nie jest zła, byleby nie przesadzić. - Spojrzałem na rybaka przenikliwym spojrzeniem, zastanawiałem się co by zrobił gdyby poznał prawdę. Oj gdybyś tylko wiedział, co tak naprawdę lubimy jeść, to już pewnie dawno miałby pełne porty. Mógł się cieszyć, bo był potrzebny i przydatny, gdyby było inaczej, pewnie już dawno skończyłby w naszych żołądkach jako aperitif.
-Ja na dzisiaj zarezerwowałem sobie trochę miejsca na coś specjalnego. Także, też nie skorzystam z tej hojnej oferty..... Chociaż Taishiro po wszystkim możemy pójść na jakieś Sashimi. W końcu noc jest jeszcze młoda. - Puściłem mu oczko, nie byłem pewny czy załapie mój podtekst, ale wydawał mi się dość oczywisty.
- Dlatego najlepsze są te, które śmierdzą najbardziej. Na tyle, że ich własny zapach ich dusi.
Rzekł spokojnym głosem Taishiro, uznając iż powiedział wystarczająco dużo, by wysunąć własną interpretacje jego ulubionego dania. Jakaż to zabawa mówienie tego wprost?
- Najlepte sashiwi znajdeta pod targiem. Jemta corano.
- I masz pewnie małą zniżkę, bo oddajesz im część ryb...
Rybak zaśmiał się donośnie, wpatrując się w artyste:
- Bystryś, lecz jemta tam aż za darmo. Mi żona właścicielka tegoż lokum. Lecztam już dawno zamknęła.
- W takim razie wstąpimy tam, kiedy indziej...
Podróż minęła dość szybko i trwała zaledwie pół godziny. Przez jej znaczną większość demon zajęty był rozmową z rybakiem o imieniu Kunio. Pytając się o jego codzienne życie, dwójkę synów i córkę. Oraz o różnych gatunkach ryb, jakie można było złowić. Gdy dotarli na samotną wyspę artysta był niemal pewien, że nie umieści tego szczęśliwego ludzkiego pracusia w swoim menu. Chyba, że coś się popsuje...
Sama wyspa wyglądała na niemal opuszczoną. Zalesiona niemal kompletnie. Gdyby nie śwatło w chatce, na szczycie kilkudziesięciometrowego skalistego wybrzeża oraz niewielka leśna ścieżka, odnalezienie Moreyo mogłoby stanowić wyzwanie.
- Musićta przejdta na drugi koniec wyspa. Scieżka i trzysta stopniów i będzięta u niej.
- Dziękujemy za podróż. Poczekaj, aż wrócimy.
Rybak momentalnie kiwnął głową i z uśmiechem usiadł na swojej łodzi, czekając na ich powrót...
- Bogini na szczycie i trzysta stopni nas dzielące. - rzekł melodyjnym głosem demon - Czyżby ta pani z góry lubi patrzeć?
- Rozumiem, czyli lubisz smak zepsucia, pewnie zajadasz się Natto nieustannie. - Na mojej twarzy pojawił się chłodny wyrachowany uśmiech zadowolenia. Kto by się spodziewał, że Taishiro gustuje w grzesznych, zepsutych ludziach. Każdy miał jakiś smak albo sposób jedzenia, który mówił to kim jesteś. Wynurzenia rybaka były zabawne, ale wydawał się zbyt prosty, żeby trafić do mojego menu, lubiłem mocne smaki, a jeszcze lepiej gdy był to jakiś szlachetnie urodzony dupek, którego mogłem doprowadzić do depresji i później cieszyć się jego cierpieniem. Podróż minęła całkiem sprawnie, po drodze podziwiałem widok wyspy i próbowałem uchwycić jak najlepszą perspektywę całości.
Miałem w planach po wszystkim namalować i uwiecznić na wieki, naszą małą wyprawę. Chociaż jeszcze nie wiedziałem, czy będzie ona w barwach zwycięstwa, zadowolenia i spełnienia, czy może mroku chłodzie i depresji. Na to jeszcze przyjdzie czas, nie ma co przed wcześnie się nastawiać, żeby później pluć sobie w brodę.
- Trochę pusta ta wyspa, jak na kogoś tak wpływowego, ale może po prostu lubiła żywot pustelniczki.... Do zobaczenia wkrótce Kunio. - Z wyszczerzonymi kłami i lekkim ukłonem wyskoczyłem z łodzi na piasek. Poczułem znajomy dreszczyk ekscytacji, który od dłuższego czasu mnie unikał. W końcu nie byłem demonem od wczoraj i nie jednej rzeczy już próbowałem, które zbiegiem czasu stawały się codziennością, tracą swoją wyjątkowość. Robiłem krok za krokiem po niezliczonej ilości schodków, dobrze, że jako demony takie trywialne sprawy jak zmęczenie nas nie dotyczyły.
- To myślisz, że jaka jest? Że będzie to kolejna arogancka i nabzdyczona księżniczka, która będzie się pysznić tym, że największy ją wybrał do czegoś? Lepiej, żeby taka nie była... Chociaż z drugiej strony, może będzie jak oaza spokoju, która nawet podczas burzy nie ulega zmianie.- Teori miałem wiele, ale z każdym krokiem robiło się ich więcej, a mnie coraz bardziej suszyło w gardle. Już nie mogłem się doczekać, aby móc spróbować jej krwi. W końcu postawiliśmy ostatni krok i ku naszym oczom wyłonił się mały domek z tarasem, na którym siedziała szaro włosa staruszka, która popalała sobie z kisseru tytoń. Czułem się z lekka rozczarowany, miałem tylko nadzieje, że jej krew nie będzie smakować zepsutą rybą.
- A więc to jest wybranka najwyższego. Moraye-san. Chcieliśmy przekonać się na własne oczy, jaki człowiek był na tyle godzien, żeby dostąpić takiego zaszczytu. Jestem nieco rozczarowany, chociaż może to co najważniejsze jest we wnętrzu? - Zrobiłem kilka kroków bliżej i podszedłem pod drewniane schodki domostwa.
- Uważaj gładki chłopcze, bo jeszcze się możesz mocno zdziwić tej nocy. Nie podważałabym woli waszego pana, ale jeżeli chcesz się przekonać, o mojej wyjątkowości to zapraszam bliżej. - Staruszka zaśmiała się nieco złowieszczo, nie przerywała popalania fajki, puszczała z dymu okręgi. Faktycznie kobieta była bardzo nietypowa, nie obawiała się nas w żadnym stopniu, a przynajmniej nie poczułem smrodu strachu od niej czy nie zauważyłem zwątpienia.
- Nie czuje strachu, czyli nie masz nic przeciwko, żeby jedno z dzieci o najwspanialszego spróbował o twojej krwi? - Zrobiłem kilka kroków i wyciągnąłem dłoń przed siebie, aby złapać ją za przedramię. - itadakimasu. - Otworzyłem szeroko usta i zacząłem zbliżać głowę coraz bliżej kobiety.
Taishiro zaśmiał się lekko z interpretacji słów, jaką przedstawił Yuta. Była błędna, czy prawdziwa? Daleka, chociaż bliska. Chociaż i ci, którzy zepsuciem się raczą, również dusić przyprawą jego smaku wręcz raczą. Lecz, zepsucie jest wręcz subiektywne. Kim był, by je mierzyć, kim był by je zjadać? Wszak niemal każda ludzka religia, największym zepsuciem raczy tych o nieśmiertelny życiu. Szczególnie ci z shinto, dla których sam dotyk ciała jest skażeniem. A co dopiero jedzenie...
- Inaczej, by nie na wyspie odludnej, a w świątyni w mieście swe leży by miała. - odrzekł demon wychodząc z łodzi powoli. Pozwalając pierwszemu mu podejść.
- Nie wydaje się mieć wyznawców mrowie. Bogini nielicznych, którą Kunio raczej nie wyznaje.
Bo inaczej pewnie opowiedziałby o niej albo wydawałby się mniej chętny do pomocy. Chyba, że moc jego krwi, sprawiła iż gadał tylko o tym, co bliskie mu bardziej, niż wiara...
Lecz, gdy z szczytu wierzy wyłonił się domek, artysta zwolnił czując w powietrzu coś dziwnego. Czemu nieśmiertelna staruszka raczy się tytoniem, będący dla demonem tylko przebranie? I czemu czuje w tym miejscu woń ludzką, nie wieczną...
Gdy białowłosy w pragnieniu prawiczym się zatracił, artysta wnet dostrzegł postać zza progu. Z zielonistym mieczem zaczął biec bliżej, by darmowe trofeum wnet zdobyć. Od demona, co głowa do śmierci wręcz dąży...
Taishiro czekać zbyt wiele nie pragnął. Wyciągnął wnet migiem swój sztylet ze stali, rzucając migiem tuż nad głową tego o włosach srebra. By trafić w miecz zabójcy, zaburzając początkowe i finalne cięcie dziś niego.
Lecz, gdy ratunkiem nieśmiertelności artysta się zajął, podstępny cień zakradł się też do niego. Z atakiem bezmyślnym, co ognistą smugą od tyłu chciał i jego nieśmiertelny żywot zakończyć. Zrobiwszy krok do tyłu, srebrnowłosy uratował swe życie. Lecz ogniste te cięcie, nie głowę, a nos od ciała uwolniło.
Rany:
obcięty nos - rana 3 poziomu
Dlatego postanowiłem wyżyć się na mężczyźnie, przed którym uratował mnie Taishiro. Odskoczyłem do tyłu przed poziomym cięciem, którym próbował mnie trafić i wyprostowałem się, dłonie trzymałem wzdłuż tułowia, a paliczki pod naciskiem kciuka wydawały z siebie charakterystycznie dźwięk strzelania.
- Spróbuj teraz jeżeli się nie boisz zaatakować otwarcie... Bohaterze - Powiedziałem sarkastycznym tonem z nutą ironii. Nawet nie spoglądałem na zabójcę, jedynie wsłuchiwałem się w odgłosy jego kroków. Gdy zbliżył się na zasięg ataku, spojrzałem prosto w jego oczy przeraźliwie chłodnym i przenikliwym spojrzeniem, które go sparaliżowało ze strachu. Teraz już nie był taki mocny i pewny siebie gdy poczuł moją aurę, jego miecz drżał i wydawał z siebie dźwięk stukającej stali o drewnianą rękojeść. Mięśnie miał spięte, a jego oddech znacznie przyśpieszył.
- Żałosne.- Załapałem lewą dłonią za ostrze i przesunąłem je w bok, zaciśniętej dłoni wypłynęła krew i spłynęła po mieczu. Drugą dłoń również zacisnąłem w pięść i wyrzuciłem do tyłu, by wziąć zamach. Napiąłem mięśnie i z całym nagromadzonym pędem uderzyłem do prosto w twarz. A z jego ust wyleciała spora strużka krwi.
Mężczyzna zrobił kilka kroków w tył i spojrzał na mnie, mając w oczach strach i gniew. Nic dziwnego, w końcu właśnie dostał w twarz, pytanie tylko, czy wścieknie się na tyle, aby przezwyciężyć strach, jaki w nim się zrodził. Wysunąłem język i oblizałem krew z knykci. Nie była ona smaczna, smakowała jak tofu, czyli była nijaka. Nawet zjedzenie go nie poprawi mi humoru, po wszystkim będę musiał odwiedzić jedną z dziewczyn i nacieszyć się jakimś smakiem.
- Nijaki jesteś w smaku, nawet na jedzenie się nie nadajesz. A co dopiero do zabijania demonów.- Uśmiechnąłem się złowieszczo, czekałem na jego reakcje chciałem jak najbardziej go upokorzyć i pokazać mu, że jest niczym więcej jak pyłkiem.
Rany:
Rozcięta dłoń - Ran 1 Poziomu.
Nie dane mu było nacieszyć się ciekawością tego stanu. Po ognistej szarży przeciwnik, w mig nad kamienną przepaścią zawrócił. Chcąc szykować się do kolejnej, mimo iż płomień jego już zgasł.
- Czy śpieszono, ci tak prędko, by walkę w mig zakoń...
Zdążył rzec dziwnym głosem jedynie artysta, kiedy ponownie zabójca zbliżył się do niego. Tym razem, nie krok. a piruet w bok demon wykonał. Z pazurami wysoko wyciągniętymi. Słoneczna stal prawą stopę jego zahaczyła. Lecz dłużny ani trochę mu nie pozostał. Pazurami głęboko wciął się jego cielsko. Na tyle, że krwawy ślad w nim pozostał:
- Ponoć tylko ci o złocistych mieczach bez celu biegają po scenie. - rzekł donośnym głosem Taishiro, kiedy przeciwnik zatrzymał się przy kolejnej krawędzi kamiennego wzgórza - Lecz ognisty bohater trzecią szarżę po głowę wykonał. Bo trzecia próba zawsze jest udana.
Z uśmiechem ustawił się tuż przy schodach. Czekając na scenę, która ma zaraz nadejść.
Rany:
Obcięty nos - rana 3 poziomu
Rana cięta na prawej stopie - rana 1 poziomu
- Ruszysz się czy to ja mam do Ciebie podejść? Zabójca demonów od siedmiu boleści. - Uśmiechnąłem się szyderczo i podbiegłem szybko, do odrętwiałego ze strachu mężczyzny. Złapałem go za szmaty i pociągnąłem ku sobie, w tym samym czasie podniosłem kolano wysoko, tak aby uderzyć go w splot słoneczny. Ds wiatru wypuścił powietrze z płuc, opluł mi rękaw i łapczywie zaczął łapać dech. Puściłem go, a on opadł na kolana, wyglądał jak ryba bez wody, która próbowała walczyć o życie. Obróciłem się i obejrzałem jak Taishiro znakomicie bawi się z tym drugim, który potrafił rozpalić ogień.
- Chyba jesteście nowi w swoim fachu co? Pomysł mieliście niezgorszy, ale wykonanie partackie strasznie. - Drwiłem z mężczyzny i nawet nie patrzyłem w jego stronę, w tym momencie był niczym więcej jak robakiem dla mnie. Czy było to roztropne? Nie. Czy było potrzebne? Też nie, ale było bardzo przyjemne. W końcu złość wzięła nad nim górę i usłyszałem, jak po raz kolejny szarżuje na mnie, by zadać cios. Tym razem wiedziałem, że będę musiał tego uniknąć, aura tym razem na nic się nie zda. Wróciłem wzrokiem do niego i wyczekałem na odpowiedni moment, w którym mógłbym zrobić unik. Uskoczyłem w bok przed jego niechlujnym pionowym cięcie i znalazłem się na skraju urwiska.
-Tylko na tyle cię stać, twój kolega, chociaż robi jakieś sztuczki, a ty jakoś niczego ciekawego nie pokazałeś. - Zachichotałem pod nosem i spojrzałem na niego z pogardą. Chyba czara właśnie się przelała, w jego oczach nie było już strachu i były wypełnione złościom. Zaczął coś tam szeptać pod nosem, wziął zamach i wypuścił w moim kierunku poziome tornado. Czyli jednak coś potrafił zrobić i nie był taki zielony. Zamierzałem wyskoczyć i uniknąć tego skoncentrowanego ataku, ale jak tylko spróbowałem się odbić od ziemi, grunt spod moich nóg zaczął się osuwać, a ja rozpocząłem spadanie do wody. Wpadłem jak śliwka w kompot i głową uderzyłem o twarde dno, momentalnie zachłysnąłem się wodą i straciłem przytomność, zacząłem unosić się na wodzie.
Rany:
Rozcięta dłoń - Ran 1 Poziomu.
Uderzenie głową o dno - Rana 1 Poziomu.
Spojrzawszy po raz pierwszy od dawna na kolejną potyczkę, ujrzał widok żałosnej wnet porażki. Robić piruet tak blisko krawędzi. Do tego potrzeba zręczności, nie słoniowatego wręcz ruchu. Nic dziwnego, że spadł z wysokiej wręcz skarpy.
Ta ofiara nie poszła jednak na marne. Wiatrowy przeciwnik obrócony tyłem do niego stanął.
"Każda dobra sztuka wspaniałego finału potrzebuje."
Ogromnym pędem wbiegł w wiatrowego rywala. Zderzać się głową prosto w jego torso. Tym samym nie tylko Yuta zleciał z kamiennej wręcz skarpy. Lecz każdy z walczących wojów. Jednak tylko artysta, miał miękkie lądowanie na płyciźnie. Które raczej nie ruszyłoby swoimi nogami do końca swoich dni. Gdyby artysta się nad nim nie zlitował. I wpierw poderżnął mu gardło. A potem zeżarł...
Nie śpieszył się z ratowaniem dryfującego Yuty. Wiedząc, że przecież jest demonem. Gdyby umarł zamieniłby się w proch. Zjedząc większość swej ofiary, uznając za dziwny fakt, że jeszcze się nie obudził, zaczął wykonywać energiczne uderzenia w klatce piersiowej, uznając za dziwny fakt, że demoniczna regeneracja nie działa na wodę w płucach. A może działa wolniej niż myślał?
Gdy Yuta obudził się, rzekł tylko z drobnym uśmiechem na ustach:
- Zjedz te resztki i zmykajmy tu stąd. Kto wie, czy nie czai się więcej?
Kunio ku zdziwieniu Taishiro, czekał nadal na nich z łodzią. Jakby nic się nie stało, jakby nikt nie kazał mu spływać? A może został, bo kazał mu zostać. Niezależnie od powodów bezpiecznie odwiózł ich na brzeg. Gdzie ta przygoda dobiegła końca. By ustąpić mogła tej za tygodni parę...
zt x2
⠀⠀⠀⠀Teraz była zupełnie innym człowiekiem. Demonem. Skorupa zyskała wnętrza, a ona sama - cel. Choć z tym nie zamierzała się obnosić. Było wręcz odwrotnie. Skryła go głęboko w swojej głowie, zamknęła w objęciach drżącego serca przerażona, że jeden niewłaściwy ruch mógłby zdradzić jej rewolucyjne zamiary. To wszystko przez niego, tego cholernego, rogatego demona, który pokazał jej, że mogą istnieć inne drogi.
⠀⠀⠀⠀Mówił niekiedy z takim przekonaniem, że sama zapragnęła zaznać wolności.
⠀⠀⠀⠀Życie lubiło płatać figle, więc kiedy znalazła się w drodze powrotnej do Oguni, dotarła do niej wiadomość. Nie musiała znać nadawcy aby wiedzieć, że nie miała prawda odmówić. Kizuki nie lubili kiedy ktoś podważał ich decyzje, więc każdy demon, który odpuścił sobie udział w arenie trafiał z automatu na ich czarną listę. Ale czy sam Muzan przejąłby się jeszcze jednym indywidualistą-fanatykiem, który postanowił wybrać "swoją-najswojszą" drogę?
⠀⠀⠀⠀— Rozkazano mi cię odszukać. Jesteś Kagai, prawda? — zapytała z oddali, zbliżając się do mostu, z końca którego docierał do jej nozdrzy zapach poszukiwanego mężczyzny. Nie znała go, nie wiedziała czego tak właściwie szukać, ale wskazówki co do lokalizacji niesfornego dziecka nocy zawarte w wiadomości były dość dokładne.
⠀⠀⠀⠀Zatrzymała się w pół drogi opierając dłoń na boku, a drugą na złożonym parasolu. Głowę nakrywał kapelusz, ale wstążki i woale, które zwykle zasłaniały twarz przed niechcianymi spojrzeniami zostały zaplecione w luźny warkocz i przesunięte za plecy. Wiły się tam wraz z rozpuszczonymi włosami, sięgającymi poniżej pleców.
⠀⠀⠀⠀Patrzyła na niego bez wyrazu, jakby w najlepszym wypadku znaczył dla niej tyle co ziarenka piasku toczące się leniwie po szczeblach mostu. Dostała zadanie i zamierzała je wykonać bez narażania się na uwagę silniejszych i straszniejszych monstrów.
The silence is your answer.
W pewnym momencie poczuł pewien zapach. Pociągnął kilka razy nosem by się upewnić. Nie był to człowiek. Zanim zdążył odwrócić głowę w kierunku intruza, do jego uszu dotarł kobiecy głos.
- Skąd ona zna moje imię? - zapytał w myślach. Wyprostował się i spojrzał na nieznajomą, pochylając głowę na prawo. Nie da się ukryć, że był lekko zaskoczony jej wizytą.
Ciemnowłosy przyglądał się kobiecie przez dłuższą chwilę, nie dając jej żadnej odpowiedzi. Uważnie mierzył ją wzrokiem, wypatrując ewentualnych zagrożeń, które mogły nadejść z jej strony. Nie wyglądała na bojowo nastawioną, ale włócznik należał do ostrożnych demonów i nie miał zamiaru narażać się na niepotrzebne niebezpieczeństwo. W międzyczasie starał się też domyślić kto ją tutaj przysłał. Nie znał zbyt wielu pobratymców więc siłą rzeczy nie miał pojęcia komu może zależeć na jego odnalezieniu.
- Skoro znasz już moje imię, to chętnie poznam Twoje. - odparł w końcu. Oparł się lędźwiami o barierkę, a prawą dłonią poprawił Yari spoczywające na jego plecach. Miał sporo pytań do ciemnowłosej, ale postanowił zadać to najważniejsze.
- Kto Cię tu przysłał i po co? - nie podejrzewał niższych rangą demonów. Zwyczajnie nie miałyby one powodu by szukać złotookiego. Stwórca zaś miał na głowie poważniejsze sprawy, aniżeli poszukiwanie mężczyzny, który na dobrą sprawę nie zrobił nic, czym mógłby popaść w jego niełaskę. Postanowił poczekać na odpowiedź demonicy, która wiedziała więcej od niego.
⠀⠀⠀⠀— Jestem Suiren, choć wśród demonów częściej używane jest miano Krwawego Żurawia. Otrzymałam rozkaz odnaleźć cię — wyjaśniła zwięźle i w odróżnieniu od Kagaia, bez napięcia. Broń nadal spoczywała za u jej boku, choć nie zawsze dało się poznać po jej czerwonym parasolu, iż przyozdobiono je ostrzem nie bez powodu. Zatrzymała się kilka kroków dalej. — Przychodzę tu w imieniu naszego Stwórcy. Kizuki zastanawiają się, czy ich rozkazy zaczęły cię... nudzić?
⠀⠀⠀⠀Zawiesiła na nim ciężki wzrok, unosząc nieznacznie jedną brew. Kiedyś sama obawiała się, że znacznie silniejsze od niej monstrum zjawi się i zacznie wytykać palcem wszystkie popełnione z braku doświadczenia błędy, a teraz sama wsłuchiwała się w rozkazy Księżyców gotowa gnębić najnowsze twory Muzana. Brakowało jej być może muskulatury, wzrostu czy nawet takich elementów jak rogi czy przerośnięte pazury, ale Żurawie walczyły w zupełnie inny sposób. Tak samo jak czaple potrafiły być diabelsko cierpliwe, gdy chodziło o łowy.
⠀⠀⠀⠀W międzyczasie z powagą i dostojeństwem wygrała zwyczajna ciekawość. Suiren przyjrzała się mężczyźnie, a także jego broni. Włócznia była ciekawym wyborem, szczególnie, że większość demonów polegała wyłącznie na potędze własnego ciała. Sama taszczyła na plecach kawał żelastwa, choć przede wszystkim ze względu na przywiązanie. Nie mając zbyt wielu wspomnień trzymała się tych kilku. A te powiązane z papierowym parasolem zwykle rozgrzewały zgorzkniałe serce.
⠀⠀⠀⠀Chociażby ze względu na to skojarzenie ze sobą miała nadzieję, że demon odpowie w sposób, który zadowoli nadawcę listu. Nie chciałaby mu przynosić złych wieści.
The silence is your answer.
- Miło mi. A skoro bawimy się w pseudonimy, to może wymyślisz mi równie beznadziejny? - rzucił zaczepnie, całkiem w swoim stylu. Palcem wskazującym i kciukiem chwycił za podbródek i westchnął ciężko jakby nad czymś myślał. - Może włóczykij? - dodał po krótkiej chwili. Nie był to najśmieszniejszy z żartów, fakt, ale nawiązywał do jego broni i tego jak niektórzy ją nazywają. W dodatku włóczył się po okolicy, pasowało jak ulał!
W tym też momencie dało się zauważyć gołym okiem, że obawy, które towarzyszyły mu jeszcze chwilę temu odeszły w niepamięć.
- Zdecyduj się. - powiedział poważniejszym głosem. - Przysłał Cię Stwórca, czy Księżyce? - dokończył i oderwał plecy od barierki. Jej odpowiedź go nie satysfakcjonowała. - Gdybyś przybyła tu na rozkaz Stwórcy, nie wspominałabyś o Księżycach. I nie podejrzewam naszego Pana o interesowanie się kimś takim jak ja. - wyjaśnił, rozkładając ręce na boki w lekkim geście rozczarowania. Zdawał sobie sprawę, że w chwili obecnej nie należy do najsilniejszych demonów i Muzan, poza tym, że wiedział o jego istnieniu raczej nie miał dalekosiężnych planów z nim związanych. Złotooki miał jednak zamiar zmienić to w niedalekiej przyszłości. Nowo poznana demonica również wydawała się być potężniejsza od niego. Skoro znała Kizuki, to nie mogła być byle pionkiem, tak przynajmniej mu się wydawało.
- To jak będzie, Suiren? - zapytał i powoli ruszył w jej kierunku. Póki co nie miał zamiaru odpowiadać na jej pytanie. Wykonywanie rozkazów z pewnością go nie nudziło, o ile wydawane one były przez jedyną osobę, która miała nad nim władzę. Nie zawdzięczał niczego Księżycom, nawet nie znał ich osobiście. Nie zamierzał więc się upadlać ku ich uciesze.
Zatrzymał się w bezpiecznej odległości od rozmówczyni i zerknął na jej parasolkę. To była broń? Jeśli tak, to jego włócznia wydawała się być całkiem stereotypowym środkiem walki. Był zafascynowany jej osobą, co dało się zauważyć w jego spojrzeniu. Dotychczas na swojej drodze nie spotkał demona, który osiągnął coś więcej i miał realny wpływ na otaczający go świat.
⠀⠀⠀⠀— To miano ofiarował mi nasz Pan, za czyny, którymi na nie zasłużyłam — odpowiedziała bez cienia urazy, chociaż słowa mężczyzny miały zapewne ugodzić w jej dumę. Uniosła podbródek z godnością, bo chociaż tytuł jej również wydawał się z początku pretensjonalny, przywykła do jego brzmienia w ustach innych demonów. Pewnym ruchem zarzuciła wstążki kapelusza za ramię. — Więc może Niesforne Dziecko? Doskonale odzwierciedla naturę osoby, która w nieścisłościach szuka sobie małych wygranych. Nie zmienia to bowiem powodu mojej wizyty.
⠀⠀⠀⠀Przechyliła policzek w stronę ramienia, przybierając zachęcający grymas, gdy Kagai porzucił ostrożność i pokonał kilka metrów po grzbiecie mostu. Sama w tym czasie jedynie oparła dłonie na rączce parasola.
⠀⠀⠀⠀Nie chodziło tylko o to, że zbliżający się demon nie byłby nawet w stanie wyrządzić jej krzywdy. Suiren nie zwykła posuwać się do przemocy, nie obnosiła się ze sprawnościami własnego ciała, bo na tym podłym świecie zawsze znajdywał się ktoś silniejszy. Wyczuła jednak, że oboje lubują się w tym znacznie elegantszym sposobie walki - ścierając się ze sobą z pomocą słów.
⠀⠀⠀⠀— Wiedz, mój drogi demonie, że za sprawą Księżyców dokonuje się wola Stwórcy. Więc być może twoje nieposłuszeństwo zwróciło na siebie jego uwagę... ale czy to jedyne, co masz mu do zaoferowania za łaskę, którą Cię obdarzył? — Spojrzała na włócznię, spojrzała na jego rozłożone ręce, które rozpostarł oczekując od niej... czego? Zapewnienia, że dla Muzana był mimo wszystko kimś wyjątkowym? W tym wypadku mogła jedynie przytaknąć. I zrobiła to, ledwo dostrzegalnie kiwając głową. — Ale zapewne masz rację. Nic dla niego nie znaczysz, jeżeli wszystko co robisz to oczekiwanie na jego rozkazy. — Rzuciła krótkie spojrzenie na metaliczny odblask broni. — Ta włócznia do czegoś służy, czy nosisz ją u boku wykorzystując prosty, ludzki strach?
⠀⠀⠀⠀Nie zamierzała naciskać go na wyjaśnienia. Brak reakcji to też w pewnym sensie odpowiedź. Już teraz odniosła wrażenie, że mężczyzna skrywa się w skorupie szorstkości, aby odepchnąć od siebie słowa, w których mogła kryć się prawda. Na jego nieszczęście Pani Żuraw była cierpliwa.
The silence is your answer.
- Tenioenai kodomo.. - powtórzył za nią. - Podoba mi się! - odparł z wyczuwalnym zadowoleniem w głosie. Całe szczęście, że to ją spotkał, a nie samego Stwórcę, bo pewnie zostałby "Ostrym Kijem" sądząc po przydomku nowo poznanej demonicy. - Widzisz, Suiren.. ja w moim zachowaniu nie widzę tych jak to nazwałaś "nieścisłości". Fakt, że żyję oznacza, iż nic wielkiego się nie stało. - spoważniał nieco i splótł dłonie za na karku. Cała ta szopka na arenie dobiegła końca, a on nie musiał się błaźnić. Czy była to jego mała wygrana? Może i tak, choć on sam miał inne powody odpuszczenia sobie stawiennictwa. No bo przecież chyba o to ta cała afera?
Jego wzrok skupił się na dłoniach, które spoczęły na parasolu. Szczerze wątpił, że ma w stosunku do niego złe zamiary. Gdyby tak było, to skróciłaby go o głowę po jego pierwszych słowach. Tak się jednak nie stało, więc z każdą chwilą czuł się coraz pewniej w obecności czarnowłosej.
Westchnął ciężko słuchając jej słów. Czy ona próbowała go umoralniać?
- Źle się beze mnie bawiliście? Impreza się nie udała? - zapytał kąśliwie, a na jego bladej twarzy zaczął malować się szyderczy uśmiech. - Poza tym, zaoferuję Stwórcy najwięcej z Was wszystkich, w swoim czasie.. - na ten moment tylko on rozumiał te słowa i najlepiej jeśli tak pozostanie.
Po kolejnej wypowiedzi, która padła z ust Suiren, uniósł lewą brew i wyraźnie zmarszczył czoło.
- Przecież to Ty przylazłaś tutaj na rozkaz , nie ja. - stwierdził. - Idąc tym tropem znaczysz dla niego tyle co ja. Z tą różnicą, że ja zachowałem resztki godności. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się do niej sztucznie. Nie wiedział jakie relacje łączą ją z Kizuki, ale ganianie za "niesfornym dzieckiem" wydawało mu się dość komicznym zadaniem. Utwierdzał się tylko w przekonaniu, że im dłużej ich unika, tym lepiej. Nie miał zamiaru zostać kolejną zabawką w ich rękach.
Odwrócił głowę w lewą stronę i kątem oka zerknął na ostrze swojej Yari.
- Służy do zabijania, to chyba dość oczywiste. - rzucił beznamiętnie, nie zagłębiając się w szczegóły. Zdawał sobie sprawę, że to dość niecodzienny widok, nawet dla innych demonów. W większości przypadków polegały one na sile swoich mięśni i broń posiadało niewielu. Skoro jednak potrafił się nią posługiwać, to dlaczego miał nie wykorzystywać tej zalety? - A ta Twoja parasolka? - zapytał, prostując prawą rękę i palcem wskazującym wycelował w fikuśny przedmiot. I tak go to ciekawiło, postanowił więc wykorzystać okazję.
Nie możesz odpowiadać w tematach