„Za lepsze dni!”
Wszystkie pary roziskrzonych oczu skierowały się w kierunku rudowłosego łowcy, a opite, rozgrzane gęby wykrzywił szeroki uśmiech.
— Za lepsze!
— Za miecz!
— Za facetów z forsą takich jak ty! — Dał się słyszeć krzyk z końca sali.
— I aby alkohol wciąż się lał!
Mimo iż w pomieszczeniu zadomowił się gromki śmiech, handlarz bez problemu dosłyszał każde ze słów swojego niecodziennego gościa. Na wieść o przekąskach zarzucił szmatę na ramię i wypchnął z radością pierś.
— Oczywiście! Proszę tylko uważać na tego przybłędę — Zlustrował kota i parsknął cicho. Widać, że pomimo ostrych słów darzył sierściucha skrywaną sympatią. — Często nas odwiedza i zdaje się, że traktuje to miejsce jak swój dom. Większość znikających przekąsek przypisuje się właśnie jemu. Yane! — zawołał kobietę, która akurat wychodziła na sale z tacą. — Jeszcze jedna kolejna dla wszystkich i michę suszonych ryb za naszego gościa! Jak się pan właściwie nazywa? Przepraszam za moją bezczelność, ale ludzie tacy jak panicz to u nas rzadkość.
Kobieta zbliżyła się do Yuichiro i położyła przed nim pełny półmisek słonych, rybnych przekąsek (na co siedzący niedaleko stolika kot wyprężył się w ciekawości), później postawiła kolejną czarkę trunku. Umiejętnie unikała kontaktu wzrokowego z przybyszem, jakby miał ją spalić spojrzeniem; jakby skrywała się za opadającą na prawą stroną twarzy kurtyną czarnych włosów. Potem skłoniła się i odeszła do klientów obok. Wtedy też Kagami zdecydował się opisać właściciela dobytku, a handlarz z każdym kolejnym słowem, wydawał się coraz bardziej spięty — dokładnie jakby Yuichiro budował napięcie, aby w ostatnim etapie zaatakować nagłym straszakiem, który wywoła na słuchaczu wrzask. Krzyku nie było, był jednak niespodziewany huk, który jak za sprawką czarów uciszył z gwaru cały lokal. Pusta taca upadła na ziemię; kot syknął ostrzegawczo, czmychając w bezpieczny kąt. Teraz wszystkie oczy nie skupiały się na Kagamim, a na kobiecie stojącej niespełna kilka metrów od nich. Osłaniała usta dłonią, drżąc na całym ciele.
Handlarz obrócił nerwowo głowę. Gdy spostrzegł kobietę tak mizernie stojącą w bezruchu, z oczami utkwionymi w jednym punkcie, dopadły go złe przeczucia.
— Yane... — zaczął, a gdy ta w ułamku sekundy spoglądnęła na mężczyznę, jej oczy błyszczały od szklanych łez. Nie udało mu się jej zatrzymać, choć wyciągnął dłoń. Kobieta uciekła, znikając na tyłach lokalu. Wtedy też rozległy się ciche, niepewne szepty. Paru facetów wstało, jakby chciało zainterweniować. Żaden jednak za nią nie poszedł. — Zdaje się, że wiem, kto zna tego, kogo szukasz. Ale nie jestem przekonany czy będzie chciał z tobą rozmawiać. To, co przydarzyło się jesienią ubiegłego roku... pozostanie w niej na zawsze — dodał ciszej, spoglądając niepewnie na Kagamiego. Jego oczy pochłonął strach i smutek. Kolejne słowa wypowiedział już szeptem: — Zdajesz sobie sprawę, że mówisz o demonie? Jeśli broń spoczywa w jego rękach... nie powinieneś w to brnąć. Nic nie jest bardziej wartościowe niż życie, paniczu.
- Spokojnie, on też dostanie swoją część. Mamy wspólne cechy... - Kot w tym momencie zachowywał się jak ja, przyszedł na żer, chociaż nasze ofiary bardzo się różniły, ale jeszcze mieliśmy to samo złoto spojrzenie. Handlarz chciał poznać moje imię i nie było w tym nic dziwnego, ale ja nie mogłem ich użyć. W głowie miałem śmieszną myśl, że przedstawię się jako Hayase, żeby spłatać figla panu gburowi, za to, że nawet pracuś czasu nie ma kruka wysłać, no i powinien wiedzieć, co odwalił jego brat, ale szybko do mnie dotarło, że nie mogę tego zrobić. Bo jeżeli faktycznie moje przypuszczenia mogłyby się potwierdzić, to nie ściągnę jemu i jego rodzinie demonów na głowę.
- Może mi pan mówić Yu i nic się nie stało to wręcz naturalne, ale niestety więcej nie mogę panu zdradzić. - Wzruszyłem ramionami z cwaniackim uśmiechem. Miałem nadzieje, że zrozumie, o co mi chodziło i, że nie mogę narażać rodziny, o ile jakąś posiadam. Skupiłem się na kobiecie, chyba jego córce, która pomimo wstydu i tak mnie, obsługiwały i wyglądała za swojej przesłony z włosów. Wziąłem, jedną rybę za ogoń i zacząłem nią mamić kotka, aby zwabić go na stół i tam z nim się podroczyć. Gdyby próbował dobrać się do naczynia, podnoszę je drugą ręką wysoko nad głowę. W swoje grze pozorów nacisnąłem bardzo czuły klawisz, który zawalił całą wieżę w ułamku sekundy, było to bardzo niefortunne i zarazem sprzyjając, teraz wiedziałem, z kim powinienem rozmawiać, jeżeli chciałem się czegoś dowiedzieć. Atmosfera znowu się zagęściła, szepty nie napawały optymizmem, ale na ich nie szczęście żaden człowiek nie był w stanie mi zagrozić, a Ci tutaj jeszcze byli mocno wstawieni.
- Rozumiem, że to Yane? - Odpowiedziałem mu krótko i szeptem, nie chciałem, jak na razie prowadzi do dalszej eskalacji. Tym bardziej że widziałem jego emocje i strach, jakim w nim wzbierał na samą myśl o tym. Coś strasznego musiało się wydarzyć rok temu i był tutaj chyba naoczny świadek, z którym warto spróbować porozmawiać. - Rozumiem, że stało się coś strasznego, nie chciałem być nieczuły, ale musiałem wybadać jaki grunt panuje w mieście.... Za to ją przeproszę osobiście i zobaczę czy ze che ze mną porozmawiać, o ile Ci to nie wadzi? - Uśmiechnąłem się szeroko i pewnie, chciałem rozładować tę negatywną energię i dodać mu komfortu swoją postawą. - Tak wiem, ale to niczego nie zmienia... Zgadzam się, że tak jest. Żaden kawałek stali nie jest warty więcej niż życie albo bliscy, ale niestety ten miecz to jedyną pamiątką po utracony wnuku i dziedzictwo rodu, który nie jest mi obojętny. - Położyłem mu dłoń na ramieniu i poklepałem, za nim wstałem i poszedłem śladami za kobietą, która postanowiła zniknąć bez słowa z wielkim sygnałem ostrzegawczy. Musiałem się z nią rozmówić i jakoś wyciągnąć informacje, ale czułem, że nie będzie to takie proste.
- Yane-san?.. Wybacz jeżeli moje słowa przywróciły Ci okrutne traumatyczne przeżycia. Nie przyszedłem tutaj rozdrapywać twoich starych ran, ale niestety chce odzyskać ten miecz dla prawowitego właściciela, aby mógł upamiętnić śmierć swojego wnuka i móc ruszyć dalej. To jedyna rzecz, która została z tego mężczyzny i jego rodzina, nie mogła prawidłowo przejść żalu. - Nie wiedziałem, czy jakiekolwiek z moich słów dotrze do niej i skłoni ją do uzewnętrznienia się.
albo ją przed sobą stworzę
Choć był pełny obaw, zaryzykował. Jego wcześniejsza hojność i majątek musiały odegrać naprawdę dużą rolę w podjęciu tej decyzji. W ciszy przyglądał się jak kot, (który uprzednio zachęcony kawałkiem ryby wskoczył na stół) próbował sięgnąć łapką zawieszonej w powietrzu przynęty.
— Nie chcę, aby znów cierpiała.
Te słowa wypowiedział ciszej, kiedy Yuichiro położył mu dłoń na ramieniu i minął go, kierując się na tyły lokalu. Sale główną oddzielały jedynie przesuwne drzwi, które pozostały leciutko rozsunięte. Gdy Yuichiro odważył się przed nie przejść, dostrzegłby skuloną za regałami znaną postać. Nogi miała zgięte, podciągnięte aż pod klatkę piersiową, a głowę schowaną w oplatających ramionach. Wydawała się drżeć. Nie płakała, nie było słychać, aby tłumiła wzbierające łkanie. Wyglądała, jakby chciała po prostu zniknąć.
Kiedy Kagami zaczął mówić, nie zareagowała. Trwała w swojej bezpiecznej pozycji, nie myśląc się ruszyć. Kiedy skończył, zawisła między nimi długa wymowna cisza.
— Nie widziałam tego miecza — odparła cicho, od niechcenia; tonem podobnym do tego, którym odgania się niesforne zwierzaki. — Nie pomogę ci. Nie widziałam go — głos z szeptu, stawał się jeszcze cichszy, niemal ginął w zapełnionych beczkami czerech ścianach. Nawet tutaj unosił się zapach ostrego trunku. — Powinieneś już stąd iść. Tu go nie ma. — Ostatnie słowa wypowiedziała na wydechu: — Całe szczęście...
Więc i w tym przypadku kot mógł również liczyć na taki sam efekt, skoro i mi się coś trafiło to i on mógł dostać rybę za darmo i bez wysiłku. Handlarz po zachowaniu i słowach wyglądał na troskliwego gościa, który dbał o tę kobietę, nie chciał jej cierpienia i ja również nie zamierzałem jej krzywdzić, ale potrzebowałem tych informacji, każdy skrawek w tej układance, mógł być bardzo przydatny.
Rozumiałem, że musiała być to dla niej okropna trauma, nie każdy był w stanie znieść okrucieństwo i brutalność demonów. Prawdopodobnie straciłem tamtego dnia kogoś bliskiego albo nawet cała rodzinne, demony nigdy nie przejmowały się, ocalałymi a potrafiły być bardzo niechlujne podczas swojej krwawej ścieżki. Usiadłem przed nią po turecku, miecz z sayą wyciągnąłem za pasa i wisząc się na jego rękojeści, oparłem się policzkiem o drewnianą pochwę. Widziałem, że jest straumatyzowana i nie był to stary przepracowany problem, ona dalej pewnie miewała koszmary z tego powodu. Skoro nawet naświetlenie sprawy nie pomogło w żaden sposób, na otwarcie tej puszki tajemnic.
Wolną ręką załapałem i delikatnie zacisnąłem na jej drżąca dłoń, chciałem, żeby poczuła ciepło, które emanowało z mojego ciała. Żeby mogła poczuć się bezpiecznie jak przy domowym palenisku, które chroni przed mrokiem świata i bestiami.
- Yane, spokojnie oddychaj głęboko... Skup się na moim głosie i jego brawie, a nie na tych myślach i przeszłości. - Pochyliłem się nieco niżej, żeby złapać z nią kontakt wzrokowy i zilustrować ją złotymi ciepłymi tęczówkami. Wiedziałem, że to był napad paniki i potrzebował czegoś, co odciąganie ją od tych myśli, żeby mogła znaleźć podporę i zrozumienie, którego nikt wcześniej nie był w stanie jej okazać. - Bezsilność to beznadzieje uczucie, nie obarczaj się nim nie potrzebnie. - Mówiłem to z autentyczną troską w głosie, sam doświadczyłem tego, jak tylko spotkałem pierwszego demona. Wtedy jeszcze uważałem, że to zwykła bujda, koszmar, który stał się na jawie i gdyby nie interwencja Tsyui sam mógłbym być teraz na miejscu tej kobiety, rozbity, rozżalony i męczony okrucieństwem przeszłości.
- Wiem, jak to, kiedy nie możesz nic zrobić tylko patrzeć. Kiedy jesteś na łasce kogoś innego, a znikąd nie nadchodzi pomoc... Przepraszam, że nie było nikogo, kto mógłbym ocalić cię z twojego koszmaru, ale proszę, nie skazuj innych, na ten sam los. Pozwól mi pomóc i uchronić innych przed Twoim losem. - Mówiłem spokojnym głosem, próbowałem okazać zrozumienie i troskę i delikatnie nacisnąć na klawisz, który odpowiadał za poczucie winny. Mogła przeżyć istne piekło, ale nie powinna zatajać istotnych informacji nawet jeżeli już dawno podała się i nie zamierzała walczyć.
albo ją przed sobą stworzę
Dłoń położona na wierzchu drobnej dłoni zdawała się mieć moc sprawczą. Przestała drzeć. Teraz już tylko słuchała w spokoju, co miał jej do powiedzenia. W lokalu znów zapanował harmider — stłumiony co prawda, jednak obecny, jakby przez ostatnie minuty nic tak naprawdę nie miało miejsca.
W końcu jej ramiona się poruszyły za sprawia nabranego w płuca powietrza. Ponownie przyszło kobiecie walczyć z powracającymi napadami bezsilności i beznadziejności. Kiedy dopadał ją atak przygnębienia, zamykała się w sobie, odgradzała murem i godzinami potrafiła nie odzywać się do nikogo. I choć zły nastrój z czasem mijał, to nawroty były cięższe, trudniejsze do zniesienia niż dawniej. Spokojny głos Kagamiego był jednak jak ciepły okład na jej popękane serce — bezwiednie zaczęła poddawać się ogarniającej ciepłocie.
— Czasami nienawidzę wszystkich — wyszeptała z trudem. — A przede wszystkim siebie. Czasami chciałabym nie żyć. Czasem myślę, że naprawdę powinnam umrzeć. Tamtego dnia. Nic nie zrobiłam. Ta bezsilność mnie zabija. Nie wiem czemu los dał mi drugą szansę. Nie jestem w stanie jej wykorzystać.
Yane uniosła głowę, choć nie mógł jeszcze dostrzec jej oczu.
— Chciałabym, aby zdechły. Wszystkie istoty, a zwłaszcza te, które odebrały tamte życia, odebrały rodzicom dzieci, niewinność o postrzeganiu świata, które tliło się we mnie do tamtego dnia. Chce... — urwała, przegryzając wargę, milknąc. Musiała opanować kolejną falę drżenia. Wzięła się w garść. — Powiedz mi nieznajomy, czy możesz dać mi słowo, że te potwory znikną i doświadczą tego, czego doświadczył każdy z tych ludzi? Każda z ich ofiar? Że odczują ból? Przeraźliwe cierpienie? Nie wiem, czy te potwory są w stanie cokolwiek czuć, ale...
Uniosła twarz i spoglądnęła na Yuichiro, wahając się długo przed kolejnym słowem. Jakby bała się, że podsłuchują ją stare koszmary.
— Czy jesteś w stanie to uczynić? Jeśli obiecasz, że to, co powiem, przyczyni się do wytępienia tego plugastwa, że nikt więcej nie będzie cierpiał, że to wszystko się skończy... Ja... — Wzięła ciężki wdech. — Spróbuję powrócić do tamtego dnia. Ostatni raz.
Wyprostowała się, a prawa dłoń odgarnęła wstydliwie opadające na prawa połowę twarzy włosy, ukazując piekielną bliznę, która pochłaniała niemal całą jej część; brakowało jej spojrzenia czekoladowej tęczówki. Kobieta wyglądała, jakby pazury przejechały po jej twarzy pod każdym możliwym kątem. Wiele jasny blizn okrywało również kąciki warg. Kto wie, ile mogło chować się pod ubraniami. Nie chciała aby na nią patrzył; szybko ponownie otuliła się ramionami.
— Pracowałam przez dugi czas w Chūkyō. To niedaleko. Wszystko zawsze kręciło się tam w przyjaznej atmosferze. Jak to ludzie po alkoholu. — Spróbowała się uśmiechnąć, niestety nie wyszło. — Czasem zdarzały się pijańskie bójki, ale nigdy nie kończyły się rozlewem krwi. Ten dzień, jak i każdy inny, był niepozorny. Zaczął się od zaginionego kota Tomo, o którego mnie zapytano...
Po tych słowach zamilkła i spoglądnęła w ścianę, kompletnie zagubiona.
- Nienawiść samego siebie i autodestrukcja nie przyniesie ukojenia twoje zszarganej duszy... Nie masz o co się obwiać, to nie za to Twoją sprawą zjawiły tutaj demony. Za śmierć tamtych ludzi i twoje cierpienie, odpowiadają demony i zabójcy, którzy nie sprostali przeciwnikowi. To my może czuć obrzydzenie z powodu porażki i nie ma żadnej wymówki na to.- Myśli samobójcze po spotkaniu się z demonami były czymś naturalny, w końcu to była piętno na całe życie i nic nie wymarzę obrazów przemocy i okrucieństwa z twojej głowy. Czasami ocalały borykał się z większym problemami, niż ten, który zginął szybką śmierciom. Cierpienie ludzi wynikało zawsze z tego, że daliśmy ciała i nie zdołaliśmy nic na to zaradzić. Wiadomo, że prowadziliśmy wojnę i nie mogliśmy wygrać każdej bitwy, ale to nie tłumaczyło nas.
- Mogę tylko zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby zapłaciły za swojej grzechy i nigdy więcej nie skrzywdziły innych niewinnych ludzi. Aby nikt nie musiał odczuwać tego co ty Yane... Nie muszą odczuwać bólu, wystarczy, że w momencie kiedy ich głową odzieli się od karku, poczują strach i nicość, która ich pochłonie. - Demony niekoniecznie znały pojęcie bólu, bo ich ciała potrafiły się regenerować w zastraszającym tempie, ale był sposoby, żeby zaznały ostatecznej śmierci i wtedy nie było im już tak do śmiechu. Utrata ich drogocennego daru, była czymś, czego demony zawsze najbardziej się obawiały.
- Wybacz, że proszę o tak wiele, ale odzyskanie tego miecza wiele znaczy dla mistrza korpusu, więc na pewno nie robi tego z jakiegoś błahego powodu. Ten miecz może realnie przyczynić się do wytępienia demonów, a przy okazji od razu pozbędziemy się bestii, która sprowadziła na Ciebie nieszczęście i tragedie. Pomogę Ci w tym jak tylko będę mógł i zrobię wszystko, żeby wywiązać się z tej umowy. - Mówiłem spokojny głosem w jednostajnym tempie, chciałem ją wesprzeć i dać poczucie bezpieczeństwa. Przez krótki moment dostrzegłem bliznę na jej twarzy, nie obrzydzały mnie, ale napawały mnie złość, wymierzoną w tego demona, który to zrobił i nie dlatego, że oszpecił ja. Tylko dlatego ile ona musiał zaznać bólu i okrucieństwa z jego strony.
- Zabierz mnie tam ze sobą.... Pozwól mi towarzyszyć sobie w tym dniu. - Usiadłem obok niej ranienie w ramie i dalej trzymałem jej dłoń, nie było to dla niej łatwe przeżycie. A co dopiero opowiadanie o tym i przeżywania traumy na nowo. Nie trzeba było mieć rozwiniętego wzroku, żeby wiedzieć jaką batalię rozgrywała w swoim wnętrzu. Wszystko powoli się klarowało i zaczynałem dostawać pierwsze informacje, ale dotarliśmy od pierwszej ściany.
- Kto zapytał Cię o kota Tomo? - Próbowałem ja nakierować na szczególny wątek, żeby jej wspomnienia nie szalały w totalnym chaosie. Przełożyłem drugie ramienia nad jej barkami i objąłem ją, aby poczuła większy komfort i bezpieczeństwo, żeby miała świadomość, ze nikt jej tutaj nie skrzywdzi.
albo ją przed sobą stworzę
— Panicz jest łowcą? — wyszeptała, kiedy skończył mówić. Nadal zdawała się poruszona tym faktem. — Gdybym tylko wiedziała wcześniej... proszę wybaczyć mi moją nieuprzejmość. Nigdy jednak nie postrzegałam tych wydarzeń przez ten pryzmat. Nigdy nie wymagałam, aby ci wojownicy byli zawsze i wszędzie... Chociaż tamtej jesieni, nie zdawałam sobie z ich istnienia żadnej sprawy. Z istnienia demonów również — Wstrzymała oddech. — Kiedyś były to tylko miejskie plotki, które opowiadało się przy czarce alkoholu. Byli tacy, którzy zdawali się pewni, że widzieli potwory na własne oczy. Takim mało kto wierzył, naoczni świadkowie nie przeżywali tego spotkania, a wszelkie ataki przypisywało się miejscowym zwierzętom, w końcu ślady, jakie po sobie pozostawiały, były niemal identyczne. Jak dziwnie to teraz nie zabrzmi, ja trafiłam na potwory, którym zależało na moim życiu. Miałam takie wrażenie. Nie chciały mnie zabić, chciały... abym w tym uczestniczyła. Patrzała. Delektowały się z dodatkowego towarzystwa, jakby ich własne było niewystarczające.
Wszystko, co wydobywało się z jej ust, było ciężkie jak dźwigane kamienie. Widać było, że rzadko kiedy miała okazje do tak szczerzej rozmowy. Możliwe, że zamykała się w swoich niedostępnych murach. Możliwe również, że nikt nie pytał o szczegóły w obawie przed jej reakcją. Może nikt nie miał odwagi rozdrapywać tych ran.
— O kota zapytał mnie pewien chłopak. Był młody. — Bezwiednie przywarła do boku Yuichiro, rozprostowując wcześniej zaciśnięte palce dłoni. Gdyby w tym momencie zdała sobie sprawę ze swojego bezwstydnego gestu, zapewne oblałaby się rumieńcem. — Miałam wrażenie, że próbował mnie zagadać. Nie robił tego nachalnie. Po tylu latach pracy z pijanymi ludźmi, po prostu czuje się, gdy ktoś podstępnie próbuje przekroczyć niemożliwą granicę. Wydawał się niezadowolony, gdy musiałam wrócić do pracy. Po jakimś czasie rozmawiał już z innym mężczyzną. Wyglądali, jakby bardzo dobrze się znali. Tym drugim mężczyzną był potwór, którego panicz opisał. Był dość niechlujny, miał na szyi przerzucony szal, ale najbardziej odznaczała go osłonięta część nosa. Nie dostrzegłam, aby miał przy sobie jakąkolwiek broń. — Wcześniejsza pewność, którą odzyskała dzięki Yuichiro, zaczynała gasnąć z każdym kolejnym słowem: — Rozmawiali. Nie słyszałam o czym, ale młodszy wydawał się go do czegoś namawiać. Miałam swoich klientów, więc się nimi zbytnio nie interesowałam. Moją uwagę przykuł dopiero pierwszy krzyk. Ja... wszędzie było pełno krwi, cały zalany stół. Ludzie szarpali się w amoku, biegli do drzwi, które były zabarkowane, nie mam pojęcia, kiedy je zastawili, nie wiem — Głos się jej załamał. — Kiedy spoglądnęłam na tego starszego, wiedziałam, że nie patrzę w ludzkie spojrzenie. Był spokojny, wydawał się nie ingerować w chaos, który wokół niego trwał, nie powstrzymywał tego co mordował przy jego boku. Uciekłam. U-uciekłam na tył. Ale on przyszedł. Staranował je i wywlekł mnie na zewnątrz — Była bliska płaczu, nie mogła już dłużej utrzymać powagi, nawet jeśli bardzo tego chciała. — Wiedziałam, że to koniec. Szarpał mnie za włosy, ciągnąc po podłodze. Wszędzie było tyle krwi. Oni wszyscy jeszcze żyli. — Schowała twarz w dłonie. — Oni wszyscy jeszcze żyli. Rzucił mnie w sam środek tej kałuży. K-krw-krwi. Kazali mi patrzeć, jak ćwiartują tych ludzi. Jak rozdzierają... Kazali mi... — Przełknęła ślinę. Nie potrafiąc wydusić, żadnego sensownego zdania. — Czemu mnie nie zabili. Wtedy pragnęłam żyć, błagałam ich o to. Błagałam, aby mi tego nie robili. A dzisiaj czuję, że to bez znaczenia... Z tymi wspomnieniami nie da się żyć. Nie mogę spojrzeć na swoje własne odbicie.
Głosy z wnętrza lokalu stały się głośniejsze, gdy biały kot rozsunął pyszczkiem drzwi i przemknął cicho do zajmowanego przez nich pomieszczenia. Wyglądał, jakby węszył większej ilości przekąsek, jednak jego złoto tęczówek co jakiś czas kierowało się w stronę skulonych sylwetek.
- Sam też w to nie wierzyłem, nawet jak przeczytałem o tym w pamiętniku mojego brata. Myślałem, że trud wojny i głód, zajął jego umysł i zaczął wariować, aż sam spotkałem demona na swojej drodze. Wszystko przez znajomą, która nie chciała zgodzić się na mariaż i dlatego uciekła. Chciałem ją zawrócić, ale wpadliśmy na niego... Gdyby nie zabójca, nie rozmawialibyśmy tutaj dzisiaj, żałuje, że nikt nie pojawił się wtedy dla Ciebie. - Rozmowa o moim pierwszy spotkaniu demona niosła ze sobą pewien ciężar, w końcu byłem w moim rodzinnym mieście i czułem się, jakby wszystkie wspomnienia odżyły na nowo. Szczęście zmieszane ze smutkiem i żalem, nie dało się tego cofnąć i trzeba było brnąć dalej. Nie mogłem teraz zacząć rozmyślać o własnym losie, tylko wspierać ją w jej walce. - Nie sposób rozumieć co może się kryć w tak spaczonych umysłach przez Muzana. Oni już nigdy nie wrócą do tego, jacy byli przed przemianą. Niestety najgorsze jest to, że niektórzy wcale niewiele się różnią od swojego dawnego ja. - Pierwszy demon mógł wymazać ich wspomnienia, nałożyć klątwę i głód, ale dla niektórych to było tylko zrzucenie z siebie maski. Ludzie też potrafili dopuszczać się tak okrutnych aktów, tylko starali się wytłumaczyć swoje pobudki. Demony nie tłumaczyły się z niego, bo im nie zależało na tym jak będzie postrzegać ich chodzące mięso.
- Jak wyglądał ten chłopak, który do Ciebie wtedy podszedł?... Wtedy jeszcze nie skradł tego ostrza to nastąpiło dopiero później tego dnia Yane. - Próbowałem dowiedzieć się, jak wyglądał jego kompan. Widziałem, jak znowu atmosfera robiła się ciężka, a emocje, które starał się w sobie zdusić, po prostu wzbierały, aż do momentu kulminacyjnego. Kobieta przeżyła istny koszmar i miałem, wrażenie jakbym był tam przy niej, czułem jej strach, Naprawdę robiła wszystko, aby mi tylko pomóc i zmierzyła się ze swoim najgorszym lękiem.
- Nie musisz już nic więcej mówić.... Dziękuje. To normalne... Nie musi się wstydzić tego, że chciałaś żyć. - Wyszeptałem łagodnym głosem, mimo że czułem, jak wzbiera we mnie niezrozumiała złość. Nie mogłem wtedy jej pomóc, ale czułem się winny tego wszystkiego. Że nie skończyłem szkolenia wcześniej, aby móc jej pomóc. Przytuliłem ją mocniej i pozwoliłem się wtulić, potrzebowała tego ciepła, musiała znaleźć cel w swoim życiu. - Twoje życie ma znaczenie Yane, musisz tylko nadać mu sens... Przeżyłaś spotkanie z dwoma demonami, te blizny nie są oszpeceniem...- Jedną z dłoni przyłożyłem do jej bogatego w blizny policzka, nie czułem odrazy do niej z tego powodu. Wielu zabójców miało jakieś znamiona po walkach z demonami. Nie przykładałem do tego większego znaczenia, mimo że sam się jeszcze żadnych nie dorobiłem, ale te na ciele Saiyuri mi nie przeszkadzały i nie odbierały jej atrakcyjności. Gestem ręki spróbowałem przywołać kota do siebie, a spróbować go usadowić na kolanach i drapanie nakłonić do mruczenia, które potrafiło pomóc na z szargane nerwy.
albo ją przed sobą stworzę
Poddała się dotykowi Yuichiro — musiała poczuć się wystarczająco komfortowo, aby przestać baczyć na dobre wychowanie, które od najmłodszych lat wpajali jej rodzice.
— Nieznajomy — szepnęła niespodziewanie, gdy tak przywarła do jego boku. — Myślisz, że... ktoś taki jak ja miałby szansę...?
Nie sprecyzowała dokładnie swoich myśli, ale Kagami mógł się domyślić do czego zmierzała. Jego opowieść zapewne obudziła w niej iskrę, której nie potrafiła zwyczajnie zdmuchnąć — ograniczało ją jedynie zwątpienie we własną płeć. Czy była ona tak naprawdę przeszkodą? Siedzący obok łowca ochoczo rozpalał w niej irracjonalne wyobrażenie o zemście.
— Jak wyglądał ten chłopak, który do Ciebie wtedy podszedł?... Wtedy jeszcze nie skradł tego ostrza to nastąpiło dopiero później tego dnia Yane.
Już nie płakała. Po prostu patrzała się uparcie na przeciwległą ścianę. I choć twarz miała zmęczoną, Yuichiro mógł zauważyć w kobiecie znaczną poprawę.
— On... był młody. Długie włosy, ale spięte. — Ściągnęła brwi, intensywnie myśląc. — Wyglądał jak człowiek. Nie posiadał żadnych tatuaży, żadnych blizn, żadnych charakterystycznych cech poza tym, że miał zadziwiająco delikatną urodę. Miał czerwoną wstążkę — powiedziała głośniej, zdając sobie z tego nagle sprawę. — We włosach. — Spoglądnęła na Kagamiego, wskazując czubek swojej głowy.
Wtedy też zamruczał kot, który zadziwiająco chętnie zaczął się do nich przybliżać. Yane od razu skierowała na niego wzrok, westchnęła, a jej usta po raz pierwszy od długiego czasu, poruszyły się do czegoś na wzór smutnego uśmiechu. Również wyciągnęła w jego kierunku dłoń, zachęcając do zbliżenia.
— Wiem, że to niewiele, przepraszam... Tamten drugi był bardziej charakterystyczny.
Kot zatrzymał się niespodziewanie w połowie odległości, nie podchodząc do żadnego z nich. Stał, gapił się i miauczał – krzyżując zawzięcie spojrzenie z Yuichiro. Miauczał coraz głośniej, stawiając powolne kroki w tył.
Yane zmarszczyła czoło, prostując plecy w objęciu rudowłosego mężczyzny.
— Hej, mały, co z tobą?
Po tych słowach kot spoglądnął to na kobietę to na łowcę, jakby chciał mu coś przekazać i rzucił się w głąb lokalu.
- Zemsta to nie jest lekki kawałek chleba, jeżeli chcesz to zrobić na własnych warunkach, to nie pozostaje Ci nic innego jak wstąpienie do korpusu, ale nie jest to łatwa i bezpieczna droga... Jednak jeżeli pozwolisz mi ponieść swojej brzemię, to na pewno będzie Ci łatwiej... Odetchniesz z ulgą i ciężar przeszłości przestanie Cię przygniatać. - Odpowiedziałem jej krótko spokojnym głosem, czego by nie postanowiła w zamian za informacje, chętnie jej pomogę. Nawet jeżeli jej pomysły odrobinę odklejone od rzeczywistości, to zawsze mogłem ją trochę nakierować we właściwym kierunku. Ostrzec przed jakimś błędem czy nawet rozwiać wątpliwości gdyby się takie pojawiły.
- Dziękuje, To i tak bardzo dużo, wiem, jak mniej więcej wygląda jego wspólniki i zawsze to kolejny punkt zaczepienia, który będę mógł wykorzystać. Mam tylko małą prośbę.... Nie mówi innym łowcom o tym mężczyźnie, chce się nim sam zająć. Tak będzie lepiej i bezpieczniej dla Ciebie. - Teraz przynajmniej wiedziałem, jak mniej więcej mógł wyglądać drugi mężczyzna, Zniewieściały pedałek o kobiecej urodzie z czerwoną wstążką we włosach? Trudno było mi go sobie wyobrazić jako mężczyznę, bardziej, jak babo chłopa. Może nie miał tak oczywistych znaków szczególnych, ale nawet taka szczypta informacji mogła mnie do niego doprowadzić, wystarczy, że znajdę odpowiednią osobę do przepytania, a raczej demona.
- Coś tu nie gra. - Zachowanie kota wzbudziło mój niepokój, wyglądał na bardzo chętnego, aby do nas podejść, nawet mruczał na wizje miziania i nagle zmienił nastawienie o sto osiemdziesiąt. Coś tu nie było okej i nie mogło, tu chodzi, o mnie czy o Yane, w końcu wcześniej nasza obecność mu nie przeszkadzała i sam się łasił, kręcił się po lokalu i wracał do niego, zagrożony i przestraszony kot nie wracała na terytorium innego drapieżnika. Odruchowo przycisnąłem ją do się, aby przypadkiem nie wyślizgnęła mi się z rąk podczas tego manewru, poderwałem się odrobinę do góry i odbijając się stopą, od ściany nadałem nam trochę pędu, w tym samym czasie wolnym ramieniem dobyłem miecza, zrobiłem nim wymach i zwróciłem się twarzą do ściany, o którą byliśmy oparci.
Cios był wyprowadzonym z wyprzedzeniem, nawet jeżeli nie byłem pewny czy coś tam było, ale jednak instynkt wziął górę i nie czekałem na potwierdzenie swoje teorii. Wolałem mieć miecz z nichirin przed sobą, żeby w najgorszym wypadku zdołał się zablokować nadlatujący cios. Zrobiłem się bardziej ostrożny i ilustrowałem każdy centymetr pomieszczenia łącznie z sufitem. Czy dobrze odczytałem zachowanie kota, czy może po prostu spanikowałem? Opcji było wiele, a ja byłem przygotowany na różne scenariusze miałem tylko nadzieje, że nikt nie pogrywał sobie ze mną w kota i myszkę, bo ja zdecydowanie byłem tutaj kocurem.
albo ją przed sobą stworzę
Po gwałtownym ataku nie stało się nic. Otoczenie było niezmienne. Ściana wyglądała tak samo pusto, jak wszystkie te, które ich otaczały. Wciąż słychać było przytłumione odgłosy dochodzące z głębi lokalu, oddech Yeny przy ramieniu, szmer dudniącego na zewnątrz deszczu. Wszystko zdawało się normalne. Wszystko oprócz jednej rzeczy – delikatnej, ledwie dostrzegalnej mgiełki, przypominającej dym z palącej się lampy. Nie znajdowała się ona w konkretnym miejscu, trudno było zlokalizować jej źródło, ale nim Yuichiro zdążył podjąć jakąkolwiek akcję, poczuł, że utrzymująca w jego uścisku kobieta, miękkie, ciążąc wyraźnie w uchwycie. Wyglądała, jakby straciła przytomność albo zwyczajnie zasnęła; oddychała miarowo przez lekko uchylone usta. Yuichiro musiał podtrzymywać ją stabilnie, aby przypadkiem mu się niewyślizgła.
— O mały włos, łowco — dosłyszał nieznany dotąd męski głos, dochodzący gdzieś z naprzeciwka. — Jednak naprawdę nim jesteś. Wybacz, nie wierzyłem. Musiałem się upewnić.
Płachta niewidzialności osunęła się niespodziewanie, odkrywając postać jasnowłosego mężczyzny średniego wieku, o krótkich postrzępionych włosach; zielone puste oczy, wpatrywały się mętnie w Yuichiro, nim nie osunęły się w dół — prosto na celowane w jego gardło ostrze. Niemal dotykało grdyki.
— Radzę ci to opuścić. Nie jestem tu bez powodu. A z tego, co słyszałem, ty również.
Szmaragdowe beznamiętne spojrzenie znów spoglądnęło na Yuichiro. Czy wypowiedziane słowa były zwykłą zagrywką? A może miały w sobie coś z prawdy? Decyzja o losie demona leżała teraz tylko i wyłącznie w rekach uzbrojonego Kagamiego.
- Zakradasz się i jeszcze podsłuchujesz prywatne rozmowy? - Spojrzałem na demona, chłodnym wzrokiem tracił wrogościom, ale nie było to nic dziwnego. W końcu to demon i jeszcze zakradł się, żeby zrobić coś złego, niby chciał tylko coś sprawdzić, ale w jakim celu to robił? Czego ode mnie chciał i co to miało do rzeczy czy byłem zabójcom, czy nie. Może próbował mnie zwieść, w końcu jego plan nie powiódł się i teraz próbował odwrócić kota ogonem.
- Może w takim razie wyjaśnisz, mi czemu musiałeś to sprawdzać?... Tylko niczego nie kombinuj, może wyglądam niepozornie, ale dwa razy nie dam się podejść... Zacznij od początku i nie próbuj mnie oszukać, bo jeszcze będziesz prosił o potraktowanie ostrzem nichrin! - Głos miałem oschły, był całkowitym przeciwieństwem tego, który pocieszałem kobietę. Posiadałem dwie strony jak moneta, jedna ciepła i troskliwa, a druga chłodna, bez skrupułów i wroga. Wszystko zależało od tego jak bardzo ktoś mnie irytował, potrzebowałem informacji i w tym momencie nie roztropnie byłoby zabijać swego rozmówce, mogłem go najpierw wysłuchać, aby na końcu po prostu pozbyć się go. Cofnąłem broń, ale miałem ja w gotowości, stanąłem do niego bardziej bokiem, tak aby schować uśpioną Yane przed nim. Nie ufałem mu, ale skąd wziąć informacje o demonach jak nie od demów?
- To, co wiesz o tym demonie, ze strzałkami na ryju, tym drugi pedałku ze wstążką i mieczu, którego szukam? Bo pewnie wszystko słyszałem, skoro potrafisz się schować przed niepożądanym wzrokiem. - Uważnie obserwowałem go i jego zachowanie, mój wzrok zawsze był przewagą w rozmowie, pomagał mi odczytywać ludzi i czytać z nich jak z obrazka.
albo ją przed sobą stworzę
— Nie trudno zainteresować się tematem, skoro zaangażowałeś w poszukiwania całą gospodę. Nie uważasz, że to może ściągnąć na ciebie kłopoty? — zauważył flegmatycznym tonem. Znów skierował wzrok na Yane. — Nic jej nie będzie. Nie przepadam za towarzystwem osób trzecich, więc musiałem wykluczyć ją z naszej rozmowy, mam nadzieję, że się nie złocisz. Ludzie nie powinni wiedzieć wszystkiego. Gdyby wiedziała, musiałbym ją zabić, a wydaje mi się, że nie byłbyś zadowolony z tego obrotu spraw. Długo czekałem na taką okazję jak ta.
Wykonał krok w jego kierunku, jednak został powstrzymany przez wciąż celującą broń. Oczy demona rozbłysły, gdy zaczęły błądzić po jasnej klindze. Wtedy też padły kolejne pytania, na które kąciki warg uniosły się po raz pierwszy. Wydawał się szczerze zadowolony z tytułu, który zdołał usłyszeć na temat jednego z poszukiwanych. Znów przyjrzał się uważnie Kagamiego.
— Demon ze strzałkami, którego szukasz, nie żyje. Na próżno ci go gdziekolwiek szukać, chyba że jesteś na tyle zdeterminowany, aby biegać za prochami, które już dawno rozdmuchał wiatr. Zachłanność jest początkiem błędów. Jeżeli człowiek ma wszystkiego tyle, ile potrzebuje, to zaczyna mu się wydawać, że potrzebuje więcej, potem jeszcze więcej, a potem jeszcze, i to się nigdy nie kończy. Wydawałoby się, że wy ludzie wiecie na ten temat znacznie więcej niż my, a jednak tak nie jest. Niewiele nas różni. Każdy chce sięgnąć szczytu. Ale aby go dosięgnąć, potrzebna jest czasem ofiara. Najczęściej ta leżąca najbliżej serca. — Uśmiech błądził po jasnych wargach nieznajomego. Skóra rozmówcy była niemal tak jasna, jak włosy; niemal tak biała, jak dym, który do niedawna unosił się leniwie w pomieszczeniu. — Nie znam co prawda preferencji tego drugiego i nie zamierzam się w nie zagłębiać, ale to, co powinno cię zainteresować, to to, że znam go osobiście. A raczej znałem. — Leniwie powiódł spojrzeniem w kierunku lekko uchylonych drzwi, całe szczęście, że nikt nie zamierzał im przeszkadzać. Zrobiłoby się nieciekawie. — Rintarou. To on jest teraz w posiadaniu miecza. Ciekawe co by powiedział na wieść, że swoją zuchwałością przyczynił się do śmierci swojego oddanego towarzysza. Biedaczyna, pewnie dalej o tym nie wie — zakpił. — W końcu ograbił go i pozostawił rannego na pastwę wschodzącego słońca. Chciałem mu o tym powiedzieć, ale zdaje się, że nie będę mieć ku temu okazji. Zastanawiasz się, po co ci to wszystko mówię i po co tyle ryzykuję? Chcę, aby ktoś pozbył się szczura, nim zacznie roznosić choroby. A ten szczur zniszczył mi już zbyt wiele, abym mógł to dalej znosić. Dlatego potrzebuję do tego ciebie. Łowcę. Dzięki tobie środowisko stanie się lepsze. Same zalety.
- Troska o ludzką psychikę ze strony demona? Szkoda, że twoi znajomi nie wykazywali takich odruchów. - Dla Yane było to zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż słuchanie rozmowy z demonem, w której odżyłaby cała trauma z jej przeszłości. Wyglądało, że ta bestia miała jeszcze jakieś odruchu człowieczeństwa, które raczej wynikały z jego paranoi i przyzwyczajeń.
- Mógłbyś spróbować ją zabić, ale równie dobrze mógłbyś przypłacić to swoim życie, daj znać jakbyś, chciał to sprawdzić. - Gdy wspomniał o zabiciu, kobiet z tak błahego powodu mój wzrok zrobił się bardziej posępny i skupiony na jego ruchach. Byłem pewny siebie i nie pozwoliłbym mu na zabijanie ludzi wokół mnie nawet jeżeli był silniejszy niż ja, na pewno tanio skóry bym nie sprzedał.
Jeden demon z listy mniej, przynajmniej staruszek się ucieszy, że jeden z odpowiedzialnych za śmierć jego potomka już użyźnia rośliny swoimi prochami. Żarty demona nie robiły na mnie wrażenia, po prostu na początku dysponowałem starymi informacjami i nie miałem jak ich sprawdzić, dlatego pytałem o tego, który był w posiadaniu miecza jako ostatni znany dla korpusu.
- Próżność, chciwość czy szaleństwo nie dzielą nas, a są nieodzownym elementem wspólnym. Może wam się wydawać, że jesteś doskonali albo bez wady, a tak naprawdę już dawno przegniliście od środka. Ludzkość była zaraz, to fakt niszczmy, zabijamy się nawzajem z powodu chciwości, ale demony to jest plaga, która może zmieść z powierzchni ziemi wszystko, co żywe, przez własną zachłanność doprowadzicie do zguby. - Ludzie bywali okrutni zwłaszcza Ci na górze władzy, tak jakby ich przywileje ich deprawowały. Tylko władców i wykolejeńców nie było tak wielu, była też w nas dobroć, życzliwość czy moralność. Demony nie mogły pochwalić się takimi samymi zaletami jak my. Słuchałem uważnie demona i skupiałem się na jego słowach, czyli ten cały Rinatarou popadł w błędne koło chciwości, nie miał żadnych skrupułów i zmienił się całkowicie w odbiorze swoich pobratymców. Zyskałem wiele istotnych informacji i oszczędziłem sporo czasu, ale nie zamierzałem zrobić czegoś z powodu tego, że ten demon miał takie widzimisię.
- Nie interesuje mnie co tam wy rozbicie między sobą, nie jestem gajowy czy innym pasterzem co będzie doglądał waszych zachowania, ale skoro chcesz, żeby się go pozbył? To chyba nie sądzisz, że zrobię to dlatego, że tak ładnie prosisz. Fakt dałeś mi potrzebne informacje, ale moi celem jest miecz i zdecydowanie łatwiej go odzyskać po prostu przez przechwycenie i wycofanie się niż zabijać właściciela. A drugą sprawą jesteś ty, czemu miałbym nie rozwiązać problemu z twoim istnieniem? - Mój ton był odrobinę zuchwałe. Badałem go słowami, byłem ciekawy jego odpowiedzi czy reakcja. Jeżeli chciał, aby coś zrobił dla niego, to musiał się liczyć, że powinien przynieść coś więcej niż informacje. Nie byłem chciwy czy zachłanny, ale wartość tych informacji nie do końca równoważyła się, skoro on chciał, żeby zabił tego demona, to nie było to handel a zlecenie.
albo ją przed sobą stworzę
— Cóż, nawet nie wiesz jakie paskudztwa czają się w mroku, jednak to nie ja biorę za nie odpowiedzialność.
Uśmiechnął się spokojnie na kolejną zaczepkę — jego uśmiech, jak i ton głosu był flegmatyczny, jakby przemiana w demona sparaliżowała mu wszystkie mięśnie twarzy.
— Odważne słowa, chyba bardzo nas nie lubisz. — Przekrzywił odrobinę głowę. — Mimo iż masz tak mało subtelne zdanie o naszej egzystencji, odbieram wrażenie, jakbyś się wahał. Podaje ci łachudrę, a ty jako wielki demon slayer chcesz jedynie zabrać mu miecz? Nie rozśmieszaj mnie. Robisz ze mnie głupca? Podejrzewałem, że waszym zadaniem jest tępienie takich jak my, pozbywanie się, a ty chcesz się targować? Interesujące. Czy ty czasem nie próbujesz mnie oszukać?
Kiedy padała informacja o rozwiązanie sprawy z jego istnieniem, przymknął tylko oczy, a ramiona drgnęły w śmiechu, który nie miał nawet dźwięku.
— Nie pojawiłbym się tutaj, gdybym nie brał tej możliwości pod uwagę. Tymczasem nie mam ci już nic do powiedzenia. Pamiętaj, to ja trzymam karty w garści. To ja mogę zaszkodzić ci bardziej niż ty mnie, zabójco. Dlatego bądź grzeczny.
Po tych słowach jego ciało przybrało półprzeźroczystą barwę, otaczając się znanym już Yuichiro białym dymem. Uchylił zwinnie łeb przed celującym w jego kierunku ostrzem z zamiarem rzucenia się w kierunku drzwi wchodzących na zewnątrz — tych, którymi dostarczane były do gospody towary.
Czy Kagami mu na to pozwolił? Wolał go zostawić czy może zaatakować? Ta decyzja (jak i wiele innych) leżała już tylko jego stronie.
Ten demona nie znał mnie i na pewno o mnie nie słyszał, a nawet mimo to nie zamierzał mi się w żaden sposób przedstawić. Słuchałem go uważnie, ale brzmiał jak dziecko we mgle, które nie znało życia. Robiłem z niego głupca? Zdecydowanie tak, ale nie dlatego, że mówił bez sensu. Był głupcem, skoro myślał, że zabije jego pobratymca dla niego, nie ufałem mu i tym bardziej nie wierzyłem w jego utrzymywanie porządku. Coś tu śmierdziało, pytanie tylko co i jak bardzo.
- Ja z ciebie, raczej ty ze mnie. Nikogo mi nie wystawiłeś, tylko podałeś imię mojego celu, nawet żadnej poszlaki na start, prędzej czy później sam bym odkrył jego tożsamość.... Druga sprawa, że gdybyś był mądrzejszy. Użyłbyś człowieka do przekazania informacji. - Nie miał on zbyt dużo oleju w głowie, wystarczyło znaleźć człowieka, który przekazałbym mi potrzebne informacje, a ten zjawił się tutaj sam z siebie. Kucnąłem i położyłem Yane na podłodze, w końcu niewygodnie spałoby się jej, wisząc nieustanie. Nie odrywałem od niego wzroku, a miecz miałem w pogotowaniu, gdyby nagle spróbował czegoś głupiego.
- Oszukać też Cię nie próbuje, jestem raczej prosto linijny. - Odpowiedziałem mu krótko, ale jego reakcja na mojej słowa bardzo mi się nie spodobała. Od początku wydawało mu się, że to on tu rozdaje karty, ale z tym grożeniem to przegiął pałę. Nie byłem typem siuśmajtka, ale nikt nie będzie mi groził w rodzinny mieście, zwłaszcza że miałem dziwne przeczucie, ze jego słowa nie były skierowane na mnie na moich bliskich i Yane. Gdyby był bardziej uległy i się ukorzył, posiadanie takiego informatora na pewno było korzystne, wiadomo, że nie zdradziłby mi jakichś planów odnośnie Muzana, ale skrupulatnie mógłby wydawać swoich kompanów i sprowadzać ich na śmierć.
Dobrze mieć taką wtykę, tylko najpierw musiałbym jakoś jej zaufać, a to już byłby duży problem, nie było nic złego w wykorzystaniu demona, ale ciężej było nawiązać z nim pewną długotrwałą współpracę. Niestety tymi słowami swój dar do życia, a przynajmniej na pewno spróbuje mu go odebrać. Wybrałem najdogodniejszy moment, aby go zaatakować, jak tylko stanie w świetle drzwi, ale nie zdąży w pełni się rozpłynąć. Wykonałem wypad z jej stronę z szerokim horyzontalnym cięciem ( na tyle jej pozwalało pomieszczenie.) celowałem w kark, ale jeżeli flegmatyczny demona wykonałbym jakąś namiastkę uniku, która utrudniłaby mi trafienie, chciałem skorygować uderzenie, na tyle, aby zadać mu jakieś obrażenia i przerwać te jego maskowanie. Nie przerywałem szarży, chciałem z nim wypchnąć się na zewnątrz i walczyć w otwartym terenie, utrudniając mu ucieczkę.
albo ją przed sobą stworzę
Po tknięciu jego ciała ostrzem nichirin cała półprzezroczysta powłoka rozsypała się jak piach, ukazując na nowo jego marną sylwetkę. Złapał instynktownie za niewielkie naczynie, jakby miało być jego jedyną formą obrony, a później wypadł na zewnątrz prosto między strugi lejącego się z nieba deszczu, prawie potykając się o własne nogi. Spoglądnął w kierunku Kagamiego z narastającą obawą. Już nie było mu do śmiechu. Przywarł dłoń do karku, jakby starał się zatamować krwawienie, ale czy w jego przypadku nie było to jedynie echo dawnych odruchów?
— A więc to tak, dupku? Robię dla ciebie tak wiele. Przychodzę tu, podaje ci go na tacy, a ty mi się odgrażasz? — zaczął warczeć, jeszcze naiwnie starając przemówić mu do rozsądku. Teraz szczerzył kły, jakby miały zrobić na nim jakieś wrażenie, ale czy był groźny? Czy jedynie chował swoją słabość za płachta obłudnej władzy? Czyżby to był jego sposób na życie? Przerażony wzrok rozglądał się na boki, szukając drogi ucieczki. Na zewnątrz panował mrok. Na ulicach nie było żywej duszy. Deszcz lał obficie z nieba jakby specjalnie na tę okazję. — Przeklęta łajza! Pożałujesz tego. P-o-ża-łuje-sz! Wszyscy na których ci zależy zginą. Obiecuje ci to, śmieciu.
Zamachnął się w jego kierunku pełnym alkoholu naczyniem zapobiegawczo chcąc spowolnić Kagamiego, a i może na chwile oślepić. Próbował rzucić się do ucieczki, ale bez maskowania tracił przewagę. Nie grzeszył też szybkością. Mógł jedynie uciekać jak marny tchórz.
- Na tacy to dałeś tylko siebie.... Zamiast walczyć, wolisz szukać drogi ucieczki... Powodzenia.- Odpowiedziałem krótko i spojrzałem na niego z dzikością i nieprzewidywalnościom. Jego sposób bycia już odrobinę zaczynał działać mi na nerwy. Nie lubiłem pustych słów rzucanych w emocjach, tak jakby one w ogóle mogły teraz coś zmienić. Tak jakby miał teraz paść na ziemie i go przepraszać za ten atak, skoro powiedziałem już A to i powiem B bez najmniejszego zawahania. Deszcz uderzył o moją głowę i wpływał po włosach i twarzy, nie czułem jego chłodu, w środku aż się gotowało.
- Gdzie ta twoja Fasada opanowania, chciałeś być królem, a mielisz ozorek jak zwykłe pies... Skończ ujadać kundlu i pogódź się ze swoim losem. - Jego groźby były puste, ale upewniło mnie w słuszności moje decyzji, nie pozwolę, żeby jakiś demon groził moim bliski i zastraszał mnie ich losem. Nie będę się nim patyczkowało po prostu, zakończę jego tym razem robią to jak należy. Jego prawdziwe ja było zgniłe w środku tak bardzo jak tego demona, którym niby tak gardził. Stanąłem w lekkim rozkroku i chwyciłem miecz oburącz i delikatnie się pochyliłem, trzymając oręż z boku na wysokości barków. Przez lekko uchylone usta zacząłem wciągać tlen do płuc, który został bardzo szybko dostarczony przez krwiobieg od mięśni.
*Go no kata: Enko * Wystrzeliłem w jego stronę nisko na nogach i przechylonym tułowiem, aby wykonać unik przed lecącym naczyniem, jakoś nie chciałem, wchodzi z nim w kontakt, miałem przeczucie, że mógł być to jakiś podstęp. Cięcie było wymierzone w jego kark, tym razem nie popełniłem tego samego błędu co wcześnie, dokładnie wycelowałem, wybrałem odpowiedni moment i czas na spuszczenie destrukcyjnego cięcia na jego szyje.
albo ją przed sobą stworzę
Zawartość naczynia chlupnęła przy lewym boku Kagamiego — skuteczny manewr nie pozostawił na jego twarzy ani ubraniu nawet kropli płynu. Potem nastąpiło kilka szybkich susów i ognisty cios był już jedynie zwieńczającym obowiązkiem. Ostrze machnęło przy ciele demona płomiennymi iskrami. Demon nawet nie zdążył rozczarować się odległością jaka ich dzieliła. Nichirin wtopiło się w skórę jak w najmiększą tkaninę, gwałtownym cięciem, oddzielając marną głowę. Ciało opadło najpierw na kolana, jakby Kagami zerwał nicie łączące go z marionetkarzem, a nie głowę osadzoną sztywno na karku. Ta upadła z trupim wyrazem zdziwienie kilkanaście metrów dalej, jakby była nic nieznaczącym odpadem, który ktoś kopnął w przypływie złości. Wszystkie obelgi, które przecinały mrok zamilkły, a pozostałości po jego rozmówcy rozsypały się — i wydawać się mogło — że zwyczajnie wtopiły się w drogę.
Zaniepokojony długą nieobecnością gospodarz, wtargnął na zaplecze, a później wpadł w panikę — leżąca, pozostawiona sama sobie i powoli odzyskująca przytomność kobieta nie była widokiem, jakiego oczekiwał. Kiedy jednak Yuichiro postanowił wrócić do gospody, aby doglądnąć Yane, widok ten odgonił wszelkie zmartwienia, a w jego oczach znów dostrzegł zaufanie.
Yane odzyskała świadomość, nie doznając żadnych uszczerbków na zdrowiu. Poprosiła Yuichiro, aby został na noc i wyruszył w podróż dopiero dnia następnego, gdy nocne niebo znów rozpromienią pierwsze promienie słońca. Bowiem pogoda się pogorszyła. Przez kurtynę obfitego deszczu, ledwo widziało się drogę; wiatr dudnił w ściany, jakby był manifestacją niedawno ściętego demona. Nie wypuściłaby go, nawet jeśli bardzo tego chciał.
Nad rankiem, tuż przed opuszczeniem przybytku pożegnała go uprzejmie w drzwiach. Z nowym upięciem włosów, które już nie zasłaniało blizn. Jej ciemne włosy związane były w wysoki kok z przepiętą fioletową ozdobą. Uśmiechnęła się lekko, a jej blizny zmarszczyły się nienaturalnie, ale tym razem nie ukrywała przed nim spojrzenia. Ukłoniła się grzecznie, a gdy Kagami miał ruszyć już w dalszą drogę, wręczyła mu w dłoń małą czerwoną saszetkę przeplataną sznurkiem. Zawiniątko było przykryte brokatowym jedwabiem z wymalowanymi na materiale modlitwami; w środku zawierało kawałki zapachowego drewna. Trzymając go za dłoń, spoglądnęła w jego złote oczy:
— Jestem ci winna znacznie więcej i może kiedyś ureguluję dług, jaki u ciebie zaciągnęłam, jednakże chciałabym, abyś się nim zaopiekował. To talizman. Omamori prosto z Fuji. Mój ojciec był szaleńcem i lekkoduchem. Spotkał na swojej drodze wielu ludzi, którzy popierali jego pasję i życzyli mu dobrze, choć nie dowierzali w jego siłę. Pewnego dnia przyniósł ze sobą tę pamiątkę. Otrzymał ją od pewnego mnicha włóczącego się po wysokich zboczach góry. Kiedy wspomniał mu o swoich kolejnych absurdalnych planach na wyprawy, podarował mu to, aby odpędzało pecha i przynosiło szczęście. — Wzięła wdech, recytując cicho : — Nieść ma pomoc w osiągnięciu celów, nie tylko tych górnolotnych. Pomagać ma realizować marzenia, nawet te najmniejsze. Pomagać ma w nowych wyzwaniach, bo zawsze mogą przynieść niespodziewana radość. — Zakończyła i puściła jego dłoń. — Zdobądź to, czego szukasz, nieznajomy. I bądź szczęśliwy. Dziękuję.
Powoli docierając do celu, staruszek postanowił przed spotkaniem dopalić fajkę. Gdy tylko już ją opróżnił, zbliżył się i stanął jak słup. Bez odzewu, ani jakichkolwiek gestów ręką czy też głową. Stanął i czekał, ponieważ nie do końca wiedział czy dobrze trafił. Wolał zaryzykować i poczekać, aż ktoś go zaczepi. Może jakiś inny demon, albo jakiś ktoś.
Poniekąd ta noc zaczynała się dość spokojnie, to miał nadzieję na odrobinę ruchu. Jego stare kości dawno nie gibały się na prawo i lewo, a lenistwo ostatnimi czasami nie jest na jego korzyść. Już nawet czasami nie stara się z polowaniami. Kiedyś jeszcze ścigał i biegał za ofiarami, a teraz? Teraz wszystko na spokojnie i bez żadnego wysiłku. Ludzie to takie kruche istoty, że nawet potrafią się utopić w łyżce z wodą. No ale mniejsza, nie jest tutaj by rozmyślać o jedzeniu.
- Czekajcie cierpliwe, a dane wam będzie.
Odparł artysta stając w pięknie światła powoli przygasającej świecy:
- Wstęp długi, do paru zdań zwinę, gdyż czasu mimo wieczności mamy mało. - odrzekł artysta mówiąc - Gdyż dziś za sprawą sztuki jednej, rozdział nowy w wojnie za długiej utworzymy. Uderzając w moc jedną, która na pozór jedyną różnicą w oczach ludu prostego się zdaje. Pomiędzy nami, a
Podwinął delikatnie rękawy dłoni swej lewej, by otoczyć się kolczastą powłoką:
- My jesteśmy potworami, oni zaś bohaterami. My jesteśmy złem, oni zaś tym co dobre. Dziś jednak palete ciemna i białości połączę tworząc szarość. A tobie... - odrzekł Taishiro wpatrując się Gemmeia - dane będzie interpretację ludowi nakreślić. Otwierając im oczy, na pomoc siłą wieczności w mieście. A może nawet na pomoc w swoich niecnych zamiarach?
Taishiro podskoczył do góry wysoko, tak wysoko, jak sufit budynku pozwala ludując dosłownie krok przed starczym demonem mówiąc:
- Warunki twych działań mam jednak dwa, a nawet trzy. Rzezi żadnej tej nocy nie zrobisz. Natury swej nadludzkiej objawisz w ostateczności dopiero. Zaś, gdy zabójcy przyjdą, to oni wpierw agresywny manewr ataku wykonają, nim zrobisz cokolwiek. W ciebie lub człowieka jakiegokolwiek w tłumie.
Demoni artysta uśmiechnął się niewinnie, ujawniając na sekund parę aurę swą mroczną. Silniejszą wyraźnie od demona, co rangi miał dwie niżej od niego i strach wyraźnie wywołującą. By następnie triumfalnie podnieść jedną ze swych dłoni. Na których widniał tatuaż z numerem osiem:
- Sukces nasz, chwalą nie tylko nas, lecz Kizukiego Siódmego okryje. Zaś porażka, gniew nie tylko mój sprowadzi.
Musiał w końcu strach jakiś zaprowadzić i porządek, a czemu miał to jakoś brutalnie, jak dusząc, obijając o ścianę, czy w ogóle. Nie był przecież jakimś barbarzyńcom, jak Ryo, a służył dziś bytowi silniejszemu od niego, u którego uśmiech zawsze na twarzy gości.
- Na pytania twe odpowiem, by wątpliwości żadnych nie było. Lecz czasu mamy niewiele. - rzekł wskazując na dopalającą świecę - Gdy świeca zgaśnie to czas wyruszać. By swą wieczność, w świecie ludzkim i demonim zapisać.
Najbardziej jednak zaskakującym momentem było odkrycie tatuażu oraz strach, który wzbudził demon swoją dość pokaźną mocą. Och trzeba było przyznać, że to drugi raz odkąd poczuł strach. Jego pierwszy raz to był nikt inny, tylko sam Muzan. A tu proszę, są jeszcze inni. Choć nie jest to samo, to jednak robi wrażenie. Choć Gemmei nie chciał tego po sobie pokazywać, to trochę marszczył brwi. Jednak lekki uśmieszek starał się zachować do końca. Teraz wiadomo też było, jak nisko jest i raczej jedynie co będzie mógł to pogadać i nic więcej.
Gdy tylko demon skończył mówić, Gemmei chwilę pokiwał głową na znak potwierdzenia wszystkiego. Cieszyło go, że będzie pracował z dość rozmowną osobą. Przynajmniej będzie ciekawie.
- Huh, strach jest jednak nieprzyjemnym doświadczeniem.
Zaczął mówić, przy okazji gładząc swoja brodę i przymykając oczy. Starał się troszkę uspokoić w duchu, nie lubił zbyt spiętej atmosfery. A teraz był cały spięty. Czy miał jakieś pytania? Niezbyt, wszystko wydawało się dość dobrze wyjaśnione. Na swój sposób co prawda, teatralna mowa może być czasami ciężka w odczytaniu. Jedynie co z tej wyprawi i tak wyniesie, to tylko wiedza i może jakiś miecz zabójcy. W sumie zawszę chciał jakiś zdobyć, przydałby mu się do robienia pozorów w swojej pracy. Może nawet dzięki temu, będzie miał jakąś przykrywkę. Bo chyba zabójcy rozpoznają się po mieczach, czy coś w tym stylu?
- Cóż mogę dodać, liczę na owocną współpracę.
Dodał i tutaj się pohamował, nie wiedział na ile może pozwolić. W sumie ciężko stwierdzić cokolwiek, każdy demon jest inny. Tutaj powiesz coś nie tak i cię oskóruje, tam potnie na kawałki i będzie torturował.
Choć to nie w stylu Gemmei'a, to pewnie i tak niedługo się rozkręci z rozmową. Spędzanie czasu w ciszy to tortura, a on nie lubi się torturować. Po prostu wyszła sytuacja ze zrobieniem dobrego wrażenia i trzeba przyznać, demon zrobił dość dobre wrażenie.
- Cieszę się, iż się rozumiemy dość dobrze. Opornie współpracować z tymi, co problemy w dobru demonio wspólnym szukają. I jakie twe miano demoni herosie. Gdyż mnie Taishiro tu zwą.
Odrzekł artysta nie doszukując się wyjątkowo podstępów od demoniego pobratymca.
- Ciesz się spektaklem dowoli. O odczucia zapytam cię, gdy przedstawienie, ku końcowi zmierzać będzie.
To mówiąc, szykował się do świeczki zgaśnięcia, lecz w chwili swej ostatniej zawahał się mówiąc:
- Rzecz o jedną proszę, gdyż cel sztuki szczytny dla nas, a pieniędzy nam pod dostatkiem dużo. Zapłać za bilet, niczym człek, a jeśli pieniędzy ci brak, użyj me.
To mówiąc położył na blacie monet parę, oddalając się w kąt pomieszczenia srogiego. Oczekując teatralnie na sekund parę nim światło świecy zgaśnie. Udając się na dosłownie chwilę na miejsce przedstawienia demoniego.
Ogromny targ zdawał się tętnić życiem pomimo późnego wieczora. Mimo, iż straganów większość zamknięta już mocno była. Uwagę demonów wzbudzić mogła ogromna scena, co kształtem wydłużony i skanciasty znak C przypominał. Najdłuższy bok wyraźną sceną główną była, zaś dwie poboczne jej przedłużeniem wyraźnym były. Przestrzeń pomiędzy scenami bocznymi, była pełna tłumu, którzy oczekiwali z niecierpliwieniem na nadchodzące przedstawienie, grane przez najbardziej ukochaną trupę.
- Moja inwencja wręcz własna. Co sztukę, do ludzi przybliżyć może.
Pochwalił się artysta Gemmeiowi, wskazując mu prowizoryczną kasę. Co raczej była jednym ze straganów, przystosowanych ten moment do przedstawienia. Sam zaś udał się na tyły. Pewny siebie odważnie przekroczył mrowie ochroniarz, pokazując im jedynie tatuaż z symbolem Eijiego-sama. Bez problemu udał się na tyły, gdzie czekał na niego dość znajomo wyglądający starszy mężczyzna, wyglądający na kupca. Wydawał się on za znajomy, jak na osobę, którą widział po raz pierwszy. Jednak, artysta nie miał zamiaru wchodzić w zbędne rozterki, gdy sztuka była niemal gotowa na rozpoczęcie.
- To zaszczyt móc spotkać cię osobiście Artysto-sama. - odparł z pewną nonszalancją kupiec, uzyskując podobnie nonszalancką odpowiedź Taishiro:
- Zaszczytem jest dla mnie, że tak znamienita trupa zdecydowała się wystawić mą sztukę. I że była gotowa przeznaczyć dochód cały z premiery, na cel przezemnie wskazany.
Kupiec zmarszczył lekko czoło, nie spodziewając się, że temat pieniędzy zostanie przez niego poruszony. Jednak trudno dziwić się temu mogło. W końcu był tym, który odpowiedzialnym był za finanse i reklamę. Zaś reklama zdawała się być ważniejsza, niż pieniądz. Kabuki, od niemal dwudziestolecia znane było jako sztuka grana przez chłopców. Odbierając niemal całkowicie kolebkę jej założycielki Izumo no Okuni. Z obawy o niepotrzebne walki o względy tancerek pomiędzy mężczyznami. Udział wakashu miał to wszystko zmienić, lecz pomimo tego prostytucja i walki dalej była jej częścią. Z tego powodu, coraz głośniej mówi się, że siogunat jest o krok od zakazu uprawiania tej sztuki, przez mężczyzn młodych. Każde kabuki, co znane było przez dziesięciolecia z młodzieży na scenie, musiało dość szybko obsadę starszą znaleźć i dać się poznać ze stronę tej starszej obsady. Jak nie zrobić to lepiej, niż poprzez sztukę, co niemały hałas w Japonii zrobi. Tematem, który dotychczas był tematem taboo. Czyli walk o życie i śmierć pomiędzy demonami, a ich potencjalnymi obrońcami. Szczególnie ta, gdzie obrońcy katami dość łatwo się stali.
- Taak. - odparł przez zęby kupiec mówiąc - Jednak brak porządnej wypłaty, którą oczywiście zawsze daje każdemu mojemu podopiecznemu, odbiera mi możliwość zmotywowania paru z nich. Którzy zdają się obawiać o swe życie, po tym co wystają.
Taishiro spoważniał, zdając sobie mimowolnie sprawę z tego drobnego problemu, którego pożar musiał zdławić, jak najszybciej w zarodku.
- Prowadź zatem do nich. I liczę, że za naprawienie problemu twojego, uraczysz moją pozycję pucharem świeżej krwi?
Kupiec zmarszczył czoło, jednak przytaknął od niechcenia na prośbę artysty. Prowadząc ich do dwójki artystów, których bez problemu mógł rozpoznać po stroju. Iż grają dwóch Rinów. Jak zwykle to z nimi problem być musiał.
- Stresujecie się czymś panowie? - zapytał słodkim i niewinnym głosem Taishiro, uwalniając swoją słodkawą aurę. Aurę uroku, która wywołała niewielki wymuszony uśmiech na ich twarzach.
- Taak... znaczy nie. - rozpoczął rudy "Rin", będąc niemal natychmiast przerwany przez ciemnowłosego
- Po prostu Hiroshi i ja nigdy wcześniej nie graliśmy tych złych. Szczególnie... w ten sposób. I przy tak dużej widowni.
Artysta zaśmiał się lekko klepiąc "Rintarou" i Hiroshiego po ramieniu:
- Nikt z nas nie jest zły. Nikt z nas nie jest też dobry. Lecz rolą artysty, jest znalezienie szarości w bieli i czerni. Ukazanie światu gorzkiej prawdy, która tylko dzięki nim ujrzeć światło dzienne może. Czy jest coś złego pośmiać się złu w twarz? Sprawiając, że złem łatwiejszym dla ludu dla przetrawienia będzie.
Dwójka aktorów popatrzyła na siebie porzumiewawczym wzrokiem, po czym kiwnęła głową mówiąc:
- Masz rację...
- Arysto-sama, Lub Piekielny-sama. Jak wolicie...
Ich twarze zdawały się jeszcze bardziej rozluźnić, zdając sobie sprawę, że mają doczynienia z "reżyserem" tej sztuki.
- Dziękujemy za pokrzepiające słowa Artysto-sama...
- Zaczynamy za dwie minuty! Ustawiajcie się na swoje miejsca panowie!
Słysząc głos kupca, demoni artysta, wraz z ludzkimi, pożegnali się prostym skinieniem głowy. Taishiro cieszył się, iż jego "talent" do przekonywania ludzi swą rację bytu znowu znalazł. Zestresowani artyści, zawsze sztuce źle wróżyli. Lecz teraz mogli w pełni skupić się na pięknie sztuki.
Taishiro biorąc łyk krwistego "wina", popatrzył ze szczerym uśmiechem na przeogromny tłum ludzi, ze swojego skrytego w cieniu za sceną miejsca. Będąc nad światłem wszech obecnych lampionów był niemal niewidoczyny i miał niemal pełny ogląd na wszystko. Na scenę, na kulisy i oczywiście na lud. Pełny świadomości, iż głos jego będzie dość donośnie słyszalny, nawet z jego tyłów. Próbował wypatrzeć z tłumu Gemmeia, jednak zdał sobie szybko sprawę, że jego demoni wzrok nie jest aż tak super. Zamiast tego popatrzył na swe dłonie z numerem osiem mówiąc do siebie w myślach:
"Nasza współpraca stanie się tej nocy początkiem wspaniałym. Początkiem, co Japonii oblicze zmieni. A tylko od wrogów naszych zależeć będzie. Czy krwią ten tłum spłynie, czy chwałę demonią dość łatwo zachwieje."
Kurtyna powoli podnosiła się, w skocznych i radosnych rytmach shaminsenu. Przedstawienie czas było zacząć...
- Gemmei, do usług.
Następnie wyprostowując się, sięgnął do kieszonki bo mała czarną torebeczkę. W której to trzymał fajkę oraz tytoń, zestaw ten powoli zaczął przygotowywać, by niebawem nacieszyć swoje płuca.
Odczucia już na tą chwilę były bardzo pozytywne, Gemmei lubił żywe i rozgadane osóbki. A artysta był wręcz idealnym kompanem do długich rozmów, choć bardziej mógł go słuchać przez sporą ilość czasu, nawet przy tym nie mrugając ani nie usypiając. Widocznie taki jest jego wdzięk, no ale to same plusy. Co do kupienia biletu, cóż pieniędzmi nie skąpi. Wręcz są dla niego bezwartościowe, w końcu co może z nimi zrobić? Poza opłacaniem podatku. Z resztą nie ma to znaczenia, w powietrzu zaczęła płynąć woń ludzka i otaczać zewsząd osobę starca. No cóż, dzisiejsza noc będzie na pewno wyjątkowa. Sam miał nadzieję, że rozrusza się trochę z jakimś łowcą lub dwoma. Gdyż jeszcze nie miał szans spotkać ich na swej drodze, a co dopiero pozbawić życia. Plus przydałby mu się oręż, najlepiej taki za darmo. Nie zwlekając, Gemmei chwycił monety i udał się by zakupić bilet na ów sztukę.
Tak więc pozostawiając Taishiro na pastwę swoich spraw, on skierował się spokojnie ku osóbce, która oferowała wejściówki. Przy okazji zapalając swoją fajkę, zadowolony niczym młode dziecko z waty cukrowej, dotarł do sprzedawcy. Gestem ręki wskazał, iż by chciał zakupić jeden bilet. Transakcja odbyła się dość szybko i bez problemów, bilecik schowany pod rękaw i teraz pozostaje co? W sumie co?! Miał udać się i zająć miejsce, czy też wrócić do środka... Raczej pewnie zająć miejsce, wtopić się w tłum i pilnować by łowcy nie przekroczyli pewnej linii. No ale jednak to w ostateczności, przecież sztuka ma na tym polegać, by pokazać ich z jak najgorszej strony.
- Zapowiada się ciekawe przedstawienie.
Mruknął do siebie, po czym wypuścił z ust kłąb dymu i skierował się na sam początek. Chciał być dość blisko sceny, tam jest jego miejsce. Gdy nadejdzie czas, wtedy wkroczy. Na tą chwilę będzie mógł po prostu delektować się występem oraz odrobiną lenistwa.
Gdy tylko udało mu się przecisnąć przez tłum ludzi i zająć miejsce wręcz idealne na przeciw sceny, resztą musi się zająć czas i sam Taishiro
Nie możesz odpowiadać w tematach