- Cóż, panie samuraju, może pójdziemy razem obok świątyni Inari? Możesz zobaczyć, jak karmię lisy. To jedno z moich codziennych rytuałów – zaproponowałam, starając się wyciągnąć go ze środka.
Razem ruszyliśmy w kierunku malutkiej kaplicy, gdzie trzymałam pokarm dla moich lisów. Wciąż czułam na sobie jego zimne spojrzenie. Starając się skupić na codziennym rytuale, powoli wysypałam jedzenie dla moich lisów. Ich futra błyszczały w porannym świetle, a ich oczy świeciły się ciekawością, gdy podchodzili, by zjeść.
- To moje wiernie towarzystwo. Często przychodzą rano, a ja staram się zaoferować im trochę jedzenia – wyjaśniłam, starając się zachować naturalność, choć wciąż czułam napięcie. Chciałam pokazać mu, że to ja tu rządzę, nawet jeśli tylko w świątyni Inari.- Skąd pan samuraj przybył? – zapytałam, próbując złagodzić atmosferę. Moje pytanie wydawało się delikatne, ale równocześnie byłam ciekawa, co go sprowadziło właśnie do tej świątyni.
Serce biło mi gwałtownie, ale postanowiłam skoncentrować się na jednym z moich ulubionych zajęć – zabawie z lisami. Moje małe przyjaciółki zaczęły skradać się z krzaków. Lisice zbliżyły się do jedzenia, śmiałe i jednocześnie pełne wdzięku. Słyszałam ich ciche skowytanie, które przypominało melodię. Złapałam jednego z lisów, który zbliżył się bardziej niż zwykle. Jego futro było miękkie pod moimi palcami, a on sam wydawał się być zadowolony z uwagi.
- Panie, czy wierzysz, że lisy są posłańcami bogów? – zapytałam go niewinnie, starając się zapanować nad swoim dreszczem w głosie. – Ja tak. Mają coś magicznego w sobie. - W międzyczasie, lisie zabawy trwały w najlepsze. Zwierzaki podrywały się na tylnych łapach, biegały między drzewami, a ich ciekawość sprawiała, że otaczający nas świat wydawał się miejscem pełnym cudów. - Patrz, jak cudownie się bawią! – zawołałam z uśmiechem, choć wciąż z dreszczem w głosie. Byłam zdeterminowana, by pokazać mu, że to, co robię tutaj, ma sens dla mnie, nawet jeśli on tego nie rozumie.
- Karmienie lisów? - westchnął z niechęcią, unikając odpowiedzi na pytanie o swoje pochodzenie. - Co to za zbędne zabawy. Lisy nie przynoszą błogosławieństwa, a tym bardziej nie są posłańcami bogów - Jego słowa wypełniła chłodna pewność siebie. Kagari wstał z kamiennej ławy, ignorując subtelne drżenie dłoni Haruki. Ruszył w kierunku wyjścia ze świątyni, a jej pytania próbował zepchnąć na drugi plan. - Nie bawią mnie te gadki o magicznych zwierzętach. Mam ważniejsze sprawy niż karmienie dzikich lisów. – Odpowiadał z niezachwianą pewnością, jakby próbując odcisnąć na niej swoje zdanie.
Nie zwrócił uwagi na urok lisich popisów, ale jego spojrzenie momentami przeskakiwało na dziewczynę. Każda próba wciągnięcia go w świat rytuałów wydawała się daremna.
- Nie jestem tu dla zabawy ani rozrywki - Odrzekł ostro, zimnym spojrzeniem przecinając wrażliwość jej przekonań. Jego cienie rzucone przez promienie wschodzącego słońca tworzyły kontrast z blaskiem kapliczki.
Po chwili, zdając sobie sprawę, że nie ma sensu kontynuować tej wymiany słów, Kagari postanowił zakończyć tę rozmowę. Nie czekał na odpowiedź, odwrócił się i zdecydowanym krokiem opuścił świątynię. Jego sylwetka stopniowo rozmywała się w mglistej atmosferze.
Ale zanim wyszedł, rzucił kilka ostatnich słów, zimnym tonem:
- Będę musiał wrócić tu kiedyś. Może znajdę coś więcej niż dziecko bawiące się z lisami. – Dodał chytrze, uśmiechając się przy tym tajemniczo i groźnie. Z dźwiękiem zamykających się drzwi atmosfera świątyni wróciła do spokoju.
z/t
- On może być twardy, ale nie rozumie piękna w prostych rzeczach - Skierowałam te słowa do nikogo konkretnego, ale lisice zdawały się przytakiwać, skacząc wokół mnie. Zdecydowałam się wyjść z kaplicy, gdzie powitało mnie świeże powietrze i chłodna bryza. Lisice towarzyszyły mi na każdym kroku, a ich szorstkie futro przypominało mi o ich prawdziwej, dzikiej naturze. Nagle zatrzymałam się, zastanawiając się, czy decyzja Kagari o powrocie kiedyś tutaj była tylko pustym zagrożeniem czy może jednak miała w tym jakiś głębszy sens.
Kiwnęłam delikatnie głową, spoglądając na miejsce, gdzie ten dziwny samuraj trzymał mnie mocno za ramię. Moje dłonie, jakby same z siebie, musnęły to miejsce, jakby sprawdzając, czy to na pewno było prawdziwe. Czułam jeszcze chłód jego dłoni. Czy to możliwe, żeby coś takiego mogło mi się podobać?
Zawstydzenie przeszyło mnie jak błyskawica, a rumieńce na moich policzkach były trudne do ukrycia. Jak mogłam pozwolić sobie na takie myśli? Byłam kapłanką miko, oddaną służbie i modlitwie, a teraz myśli o obcym samuraju zakradły się do mojej głowy. Rozterki mnie ogarnęły, a moje kroki stawały się coraz bardziej niepewne. Jako kapłanka, czułam się jakby winna zdrady, nawet jeśli to były tylko myśli. W głębi duszy czułam się okropnie zawstydzona, bałam się, że ktoś może przeczytać moje myśli.
Wtedy przyszedł mój moment na beztroskie zabawy z lisami, które skakały wokół mnie, unosząc kolorowe liście w powietrzu. Ich radość wciągnęła mnie, przerywając szarą rzeczywistość. Chwilę tańczyłam z nimi, ignorując myśli o tym dziwnym, tajemniczym samuraju, tak jakby był tylko dalekim wspomnieniem. W końcu, opuściłam świątynię razem z lisami. Mimo modlitw i chwilowej ucieczki w zabawę, myśli o nim towarzyszyły mi jak uparty cień. Jego słowa i dotyk zostawiły niewidzialny ślad w moim sercu, trudny do wymazania.
z tematu
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|