- Hę? G-gdzie... ja jest-em? - Mruknął niewyraźnie.
Tego pokoju nie kojarzył, lecz wydawało mu się, iż można znać jego przeznaczenie, jednakowoż wydawało mu się, że coś jest nie tak, że nie powinno go tu być. Gdy z pewną trudnością przywoływał wspomnienia, które mogłyby wyjaśnić, czemu właściwie się znajduje,przez umysł chłopaka przemknęły przebłyski wydarzeń, które nastąpiły, tuż przed jego utratą świadomości.
- Ach?! - Robiąc głęboki wdech wyrwał się gwałtownie do pozycji siedzącej i w panice rozejrzał po pomieszczeniu, gdzie obecnie przebywa. - Heh, a więc żyj... Ał?! - Rzucił pół kpiąco do siebie zdając sobie sprawę, że jest już bezpieczny, kiedy tę wypowiedź przerwał mu ból w lewej ręce.
Naturalnie jego oczy podążyły w stronę danej kończyny, wówczas zdał sobie sprawę, iż całe jego przedramię zostało usztywnione. Dlatego też delikatnie swoją rękę poprawił i ułożył tak by zbytnio nią nie ruszać. Złamana... Ech, ależ w jakim jestem stanie... - Westchnął w duchu. Widząc opatrunki w kilku miejscach na sobie domyślił się, że dorobił się trochę ran i poparzeń, lecz jako, że nie odczuwał od nich niczego poza lekkim swędzeniem i szczypaniem stwierdził, że nie są zbyt istotne i nie zostawią nawet śladów. Po za ręką chłopaka martwił trochę stan prawej nogi. Co prawda nie była usztywniona, jednakże odczuwał pewien lekki ból w środku niedaleko łydki. Może to było coś z kością ale wydawało mu się że dałby radę chodzić gdyby się zmusił, lecz nie sądził by to był najlepszy pomysł w tym momencie. Gdy określił w miarę swój stan postanowił uporządkować wspomnienia z walki, gdyż przemykały mu przez umysł jeszcze dość chaotycznie. Pomyśleć, że na misji trafię na swojego starego wroga... że będzie tak potężna i w takim stopniu nas zdominuje... - Westchnął w myślach po czym pogrążył się na chwilę w wewnętrznej ciszy. To jakaś kpina! Demony to jakaś abominacja! Ciężko trenowałem, by ją w końcu znaleźć i odpłacić za rodzinę i kompanię, a ona się pojawia z tak przytłaczającą siłą?! Czy to jakiś żart? Ech... Gdyby ktoś nam nie pomógł to już bylibyśmy martwi... W sumie to jak się mają pozostali? - Z wolna uporządkował swoje myśli. W między czasie przej jego twarz przebiegła rezygnacja i wściekłość aż w końcu pojawił się spokój z odrobiną zmartwienia. Opanowawszy się trochę i położywszy się z powrotem postanowił przy najbliższej okazji zapytać kogoś z obsługi medycznej o stan reszty drużyny.
- Dzień dobry. Przepraszam, wraz ze mną z misji powinny wrócić jeszcze dwie osoby Mio Kinoshita i Hiroshi. Mógłbym wiedzieć w jakim są stanie? - Odparł spokojnym, acz uprzejmym tonem, schylając głowę, gdy zauważył/miał okazję zagadać do kogoś z personelu.
- Kto?
Zaraz potem jednak zamknęła za sobą drzwi i podeszła do stolika, na którym leżały wszelkie instrukcje i karty leczenia pacjentów. Wystarczyło pobieżne przelecenie wzrokiem po ich treści, żeby od razu połączyć kropki i wrócić do rozmowy już przygotowana.
- A, twoi towarzysze – mruknęła. - Żyją, tylko leżą w innym pomieszczeniu. Nie było tam miejsca, żeby cię ułożyć, więc trafiłeś tutaj, pod moją opiekę.
Została dosłownie przed chwilą wezwana do pomieszczenia, żeby popilnować jednego z ocalałych z jakiejś najnowszej wyprawy. Szczerze mówiąc, to niekoniecznie się orientowała w tym kto gdzie wychodził, a jedynie kiedy do niej trafiali i co im dolegało. Dosyć oczywistym było, że musieli się natknąć na demona i to całkiem niezłego, skoro cała trójka trafiła w takim stanie, w jakim trafiła.
Przynajmniej miała coś do roboty poza bieganiem od pomieszczenia do pomieszczenia, żeby przynieść odpowiednie maści, bo jej umiejętności były uznawane za ledwo sięgające minimum kwalifikacji. Cholerni lekarze z Yonezawy, tacy mądrzy, a jednak tacy cholernie zgorzkniali i władczy.
- Nie muszę ci chyba mówić, że miałeś dużo szczęścia, czyż nie? – zapytała, patrząc analitycznym spojrzeniem na chłopaka. Złamana ręka, uszkodzona noga, poparzenia, rany i zadrapania… Przyglądała się wszystkiemu bardzo uważnie, jednocześnie analizując potencjalne zagrożenia wynikające z niewłaściwej rehabilitacji oraz rodzaje bólu, jaki pojawiłby się, gdyby chłopak próbował coś kombinować. Smak medycznego autorytetu zawsze będzie smakował naprawdę dobrze i słodziutko. - Na twoim miejscu bym odbyła pielgrzymkę do najbliższej świątyni i podziękował bogom za uratowanie ci życia. – Pauza. - Chociaż może lepiej to zrobić, kiedy już twoja noga się zagoi.
Miała na sobie jedynie uniform Zabójcy Demonów, bez jakichkolwiek dodatków we włosach czy na rękach, które świadczyłyby o jej statusie jako duchownej. Zatem mogła jedynie uśmiechnąć się do siebie w duchu w obliczu dosyć ironicznej sytuacji, w jakiej się znalazła. Niech tylko nie liczy na rekomendacje z mojej strony. Niech sam sobie znajdzie odpowiedni chram. Zresztą każdy się nada w ostatecznym rozrachunku.
- Nie jest złamana, prawdopodobnie jednak jest pęknięta w którymś miejscu – dopowiedziała, przeniósłszy wzrok ponownie na jego nogę. Nie była usztywniona, ponieważ ostatecznie nie potrzebowała naprostowania i nie groziło jej przemieszczenie, jednak ból musiał być podobny do tego odczuwanego przy złamaniach. Bolałoby tak samo, gdyby przypadkiem nadepnęła na jego nogę, gdyby chłopak okazał się wyjątkowo tępy i myślał tylko o jednym, o zabijaniu demonów. - Tak przynajmniej twierdzi medyk prowadzący – doprecyzowała, ponieważ jeszcze nie pozwalali jej przyjmować własnych pacjentów. Robiła bardziej za pielęgniarkę, co bywało irytujące, ale też miało swoje plusy, bo mogła jednak obserwować czy asystować podczas niektórych operacji. To był doprawdy najlepszy sposób na naukę, musiała przyznać. - Zatem jak na razie nici z chodzenia, a tym bardziej biegania.
Kiedy tylko przestała taksować chłopaka spojrzeniem, usiadła koło maty, na której leżał i wzięła do ręki kartę z jego informacjami. Nazywał się Kei – bez nazwiska, więc ustalenie jego tożsamości i potencjalnych powiązań było utrudnione – władał Oddechem Kamienia (co za oksymoron, Oddech Kamienia) i trafił tu wraz z tymi, których nazwiska wcześniej wymienił. Spisane dokładnie badanie i leczenie oraz notatki dla medyków do prowadzenia rejestru medycznego. Nic wyróżniającego się tam nie znajdowało. A szkoda, naprawdę szkoda.
- Mam cię chwilę pilnować, żeby przypadkiem nie strzelił ci do głowy tak debilny pomysł jak wymknięcie się stąd i potencjalne zepsucie sobie zdrowia – powiedziała, odłożywszy kartkę na stół i zmierzywszy Keia wzrokiem. Nie była jednak niezadowolona z tego, że musiała kogoś pilnować, o nie. Siedzenie z pacjentami poprawiało jej humor i całkiem przyjemnie łechtało jej ego, musiała przyznać, tylko po prostu nie lubiła, kiedy oni wszyscy robili rzeczy, które były całkowicie… niepotrzebne. Tylko nakręceni na walkę i walkę, aż w końcu wszystkie komórki ich mózgu są przesiąknięte potrzebą adrenaliny na wylot.
Doprawdy wkurzające podejście, czyż nie?
- Rozumiem, dziękuję. - Odparł uprzejmym dnem. - Heh, czyli przynajmniej pod tym względem ten wysiłek i ryzyko się opłaciły... - Westchnął pod nosem do siebie.
Cóż skoro udało mu się uratować nieprzytomnych towarzyszy odciągając to monstrum od nich i sam nie zginął to chyba rzeczywiście było warto. Chociaż raczej nie chciałby się znaleźć w tej sytuacji jeszcze raz...
Na słowa kobiety uśmiechnął się kwaśno. Jak niby miałby tego nie wiedzieć. Gdyby te monstrum od początku wzięło ich na poważnie to już w ciągu kilku pierwszych sekund byliby martwi. Sama ta myśl sprawiała, że zdrowa ręka się zaciskała i trzęsła. Jak niby mielibyśmy "to"pokonać... - Mruknął w duchu wzdychając.
- Tak, zdaję sobie z tego sprawę jak nikt. W końcu tam byłem. Zdecydowanie to nie była misja na jaką powinni zostać wysłani ludzie z naszą rangą. Ech, już po opisie powinienem się domyślić, że coś było nie tak... - Odrzekł spokojnym, pod koniec trochę zrezygnowanym tonem.
Zastanawiał się trochę czy byłby wstanie jakoś zmienić wynik, gdyby się lepiej przygotował, lecz nie wydawało mu się by żadne dodatkowe wyposażenie czy strategia jakoś znacznie wpłynęły na tamtą sytuację. Ta, wówczas potrzebował większej mocy oddechu i lepszych umiejętności, tylko że tego nie dało się poprawić tuż przed misją...
Lekko się uśmiechnął na kolejne słowa członkini personelu medycznego. Nie wiedział, czy żartowała, czy mówiła poważnie ale w sumie nie zaszkodziłoby odwiedzić świątyni od czasu do czasu.
- W sumie jeśli nadarzy się okazja może rzeczywiście się wybiorę... Nawet spory datek dam. - Rzucił lekko zamyślony.
Na wzmiankę o nodze poczuł się lekko rozbawiony, w końcu jak daleko mógłby zajść w takim stanie? Nie mówiąc o najbliższej świątyni wątpił by opuścił dzielnicę w której obecnie się znajduje.
Z zadumy wyrwała go kolejna wypowiedź rozmówczyni, tym razem dotycząca stan jego nogi. Z grubsza zgadzało się to z tym co przypuszczał, więc nie było najgorzej. Z drugiej strony całkowity zakaz chodzenia budził pewne niepokoje. Przykładowo jak w takiej sytuacji miałby sobie poradzić z potrzebami fizjologicznymi? Nie chodziło jednak o oddawania moczu, bo pewnie do tego dostanie jakieś naczynie, ale prawdziwy problem stanowiła druga kwestia. Samo wyobrażanie sobie tego sprawiło, że poczuł dreszcze i zbladł nieco. Miał nadzieję, że w najbliższych dniach nie będzie musiał potwierdzać swych przypuszczeń.
-R-rozumiem i dzięk-kuję za wyjaśnienie. - Odparł próbując zachować spokój i uprzejmy ton.
Po usłyszeniu ostatniego komentarza członkini personelu odniósł wrażenie, że pacjentów traktują tu jak dzieci. Czyżby uważali, że wszyscy zabójcy demonów mają siano w głowie? Skoro nawet do wychodka nie może się wybrać, to chyba oczywistym było, że nie będzie urządzać sobie wycieczek... Przez chwilę spojrzał na kobietę z powątpiewaniem po czym uporządkował swoje myśli by odpowiedzieć.
- Rozumiem, dziękuje za troskę i przepraszam za problem. - Odrzekł łagodnie, a następnie po odczekaniu chwili postanowił spytać o kilka kwestii zajmujących jego głowę. - Jeśli można, to nie wie Pani czy w najbliższych dniach będzie możliwe spotkanie z pracownikiem administracji? Chciałbym wiedzieć jak ostatecznie zakończyła się tamta sytuacja. Ponadto, czy można kogoś poprosić o sprowadzenie kilku zwojów i dokumentów? Wiem, że jest tu całkiem okazały zbiór ale w tym stanie nie mogę się tam udać... - Odrzekł uprzejmym tonem pod koniec schylając głowę w geście prośby.
Roześmiała się nagle, szczerze rozbawiona. Nie był zabarwiony żadnym sarkazmem czy wredną nutą – ot, po prostu się zaśmiała z tego, że ma z takim ciekawym chłopakiem do czynienia. Naprawdę rzadki widok, szczególnie w tym otoczeniu, gdzie podejrzliwość bardzo często się pojawiała w różnych momentach rozmów.
- Mówił ci ktoś, że można cię czasem przeczytać jak otwarty zwój? – zapytała niewinnie, nie rzucając tego stwierdzenia w niego jak igłą. Nie był to zarzut, o nie. Stwierdzenie, obserwacja, wypowiedź rzucona w eter między nimi. Nic poza tym. O to mógł być spokojny. - Zdziwienie, kiedy powiedziałam, że twoich towarzyszy trzymają w osobnym pokoju, choć są przeciwnej płci. Lekka panika, kiedy pomyślałeś o tym, że możesz mieć problem z potrzebami fizjologicznymi. I teraz zdenerwowanie, bo, niech zgadnę, potraktowałam cię jak dziecko? – Wszystko to było możliwe do wydedukowania, jeśli człowiek przyjrzał się jego reakcjom i trochę znał się na ludziach. Jak na tak bezduszną i nieludzką istotę, Sua mogła powiedzieć, że trochę znała się na ludziach. Szczególnie kiedy jej wybredną rozrywką jest wyciąganie od nich reakcji, żeby móc się pławić w tej słodkiej, lepkiej satysfakcji na języku, niczym dziecko z cukierkiem. - To całkiem urocze.
Czy to też miało służyć wyciągnięciu z niego reakcji? Oczywiście. Aczkolwiek może trochę się nad nim ulitowała, w końcu pęknięta kość to nie jest nic miłego, bez względu na to, jak się pacjent tego nabawił. Wspaniała, słodka władza nad pacjentem, ale też potrafiła być ludzka, no błagam.
(Co za żart!)
- Po kolei. Tak jak mówiłam, tam nie było już miejsca. Zgraliście się w czasie z innymi szczęśliwcami, więc mamy lekkie urwanie głowy teraz – powiedziała, wcześniej podnosząc palec wskazujący do góry. Podniosła teraz też środkowy, pokazując dwójkę. - Nie martw się, medyk prowadzący jest mężczyzną i chętnie pomoże w takich sprawach. Chociaż chętnie brzmi zbyt entuzjastycznie, nie sądzisz? – dodała, przechyliwszy głowę na bok i śmiejąc się nieznacznie. W tym miejscu już nie mogła się powstrzymać, chociaż bardzo się starała! Ale bardzo jej się podobały zmartwienia Keia, były bardzo doczesne, ludzkie i poniekąd nawet nieprzewidywalne. Realistyczne. Odważne (niezadane) pytania, które mało kto zadaje, a powinni! - A mówię tak jak mówię, bo są tacy, którzy ze złamanymi żebrami dalej idą wymachiwać mieczem – skwitowała, uniósłszy trzeci palec, kciuk, do góry. Może bardziej na bok. Zaraz potem opuściła rękę. - Po takiej reakcji przynajmniej mogę odetchnąć ze spokojem, że trochę masz oleju w głowie.
Nasłyszała się od personelu medycznego, innych Zabójców Demonów rangi Ne z wiedzą medyczną, innych medyków zajmujących się samurajami służącymi w policji lub dla panów feudalnych daimyou – ludzie potrafili być naprawdę kreatywni i zdeterminowani, jeśli bardzo czegoś chcieli. A w większości przypadków chcieli niezłomnie kontynuować swój trening, swoją pracę, swoje hobby (?) bez kogoś, kto by stał lub siedział nad ich głowami i przypominał, że może być ciężko trenować z amputowanymi nogami, proszę pana.
Machnęła ręką na podziękowania. Nie żeby ich nie lubiła – kolejny element uzależniająco słodkiej władzy nad pacjentem – ale jednak z praktyką człowiek coraz mniej zwracał na nie uwagę. Zdecydowanie częściej życzył sobie i pacjentowi szczęścia, więcej rozwagi i brak potrzeby ponownego spotkania. Chociaż jakoś muszą zarabiać. Nawet jeśli ona nie musiała się martwić o bogactwo swojej rodziny, a bycie duchowną powinno być wynagradzające samo w sobie (sic!), to jednak lubiła mieć pacjentów. Chciała mieć pacjentów. Pragnęła mieć pacjentów.
Ach, jak ciężko jest walczyć z uzależnieniem od czegoś, czyż nie?
- Taka nasza praca.
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Hę? – wyrwało jej się. - A, pewnie tak – dodała, drapiąc się z tyłu głowy. Mimo że już trochę siedziała w Yonezawie, to dalej nie ogarniała jeszcze całej biurokracji, papierologii, układu sił. Jak na razie starczało jej wiedzieć jak wyglądały poszczególne Hashiry, jak wyglądał Mistrz, jak wyglądali główni medycy, którzy nadzorowali jej działania i dodatkowe szkolenie medyczne. Tyle, więcej jej do szczęścia nie było trzeba. - Na pewno medyk prowadzący wie więcej o tym, jak się wasza sytuacja rozwiązała. – Pauza. - Co byś chciał konkretnie sprowadzić? Biblioteka i archiwum mają swoje zasady i nie wszystko można wynosić poza ich obręb – stwierdziła szczerze, tracąc trochę z tego swojego szelmowskiego zachowania coraz bardziej. Korzystała jednak sama z biblioteki i zbiorów tekstów, więc akurat na tym trochę się znała. W tym konkretnym aspekcie mogła pomóc. I nawet jej się chciało, hura, co za dzień!
Normalnie fortuna sprzyjała i może by Kei coś wygrał w zamian w odwecie. (Może jakby istniała jakaś odmiana totolotka w czasach Edo. Może. – przyp. aut.)
Nagły śmiech rozmówczyni trochę go zdziwił i zaniepokoił. Nie to żeby wyczuł w nim kpinę czy coś, ale taki wybuch w środku rozmowy zwykle nie jest mile widziany. Wrażenie jest jeszcze gorsze, gdy nie wiadomo co było jego powodem, a Kei nie bardzo zdawał sobie sprawę z przyczyny tego śmiechu, a przynajmniej do czasu, aż dziewczyna sama ją zdradziła. Hę? O czym ona gada? - Skomentował w myślach, gdy ponownie poczuł się zdezorientowany. Nie zdążył jednak nawet zebrać myśli by zapytać o co chodzi, gdy członkini personelu pośpieszyła z wyczerpującym i dość przytłaczającym wyjaśnieniem. Trzeba przyznać, że treść zawarta w jej słowach budziła pewien niepokój, aż można było poczuć dreszcz przebiegający bo kręgosłupie. Mimo to chłopak próbował zignorować to i zachować spokój. W tym momencie jednak w głowie zaświtała mu pewna myśl. - Zła kobieta to jest. Czemu? Cóż jakby nie patrzeć raczej mało osób wyciąga czyjaś reakcje na pewne tematy i jeszcze je komentuje. Ponadto Kei odnosił wrażenie, iż czuła z tego pewną satysfakcję, lecz wolał tej kwestii nie poruszać, w końcu nie wiadomo z czym by wtedy następnie wyskoczyła.
- Heh, raczej trudno oczekiwać, by osoba krótko po przebudzeniu zareagowała z większą rezerwą. - Odparł półżartem ukrywając zażenowanie.
Wolał wyhamować mimikę i uciąć już ten temat, póki mógł oraz przejść do bardziej pożądanych kwestii. Nie wiedział jakby to zdzierżył, gdyby kobieta ciągnęła wątek i dalej sobie z niego żartowała.
Gdy rozmówczyni zaczęła wyjaśnienia na wcześniej poruszone wątki, słuchał ich nie do końca przekonany. Szczęśliwcy... Heh, nie wiem czy nazwać to przejawem powołania do pracy czy kpiną... - Westchnął w duchu. Ta, w tym momencie Kei uważał, że motywacja członkini personelu wydawała się raczej wątpliwa, a raczej to co konkretnie nią powodowało. Wracając jednak do głównego tematu, to wyjaśnieniem typu wzmożony ruch jakoś do niego nie przemawiały. Nawet jeśli musieli zająć się większą liczbą ludzi naraz to zwykle nie przydziela się ich na oślep. Zdawał sobie jednak sprawę, że raczej nie ma sensu wnikać w to głębiej.
- Cóż, jeśli pani stawia tak sprawę, to nie będę dalej drążyć tego tematu. - Odrzekł spokojnym tonem.
Gdy poruszyła kolejną kwestię to nie bardzo wiedział jak zareagować. Wyjaśnienie, że zapewne zajmie się tym lekarz prowadzący, który jest mężczyzną jakoś nie ułatwiał mu sprawy. Właściwie Kei zastanawiał się, czy nie wolał by jednak kobiety, ale było to raczej trudne pytanie. To co jednak naprawdę przykuło jego uwagę to określenie "chętnie pomoże w takich sprawach", budziło to pewne dziwne podejrzenia, gdyż zwykle raczej nikt nie chce się tym zajmować. Na szczęście dość szybko okazało się to żartem jego rozmówczyni. Ostatecznie Kei postanowił później się pomodlić by zbyt szybko nie mierzyć się z tym problemem.
- Rozumiem, dziękuję za wyjaśnienie. Zachowam to w pamięci. - Rzucił spokojnym głosem.
Gdy dziewczyna przestawiła przykład w kolejnym temacie uśmiechnął się krzywo. Rozumiał chęć ćwiczenia i poprawy, ale zdawał sobie sprawę, że w pewnych sytuacjach trzeba przystopować. Tak,dobrze wiedział, że między tymi dwiema kwestiami trzeba umieć zachować równowagę.
- Hmm, cóż nawet gdybym był maniakiem treningów, to bez dwóch rąk używanie mojej broni jest praktycznie fizycznie niemożliwe. Ponadto, póki nie mogę stanąć stabilnie, to jest duża szansa, że z powodu samookaleczenia moja wizyta tu by się przedłużyła. Dlatego czy chcę czy nie jedyną opcją jest odpoczynek od ćwiczeń. - Odparł półżartem lekko się uśmiechając.
Skinął nieznacznie głową, gdy wspomniała, że to po prostu jej praca. Cóż nawet jeśli miała takie podejście i nie było to jej powołanie to wykonywała swą robotę poprawnie i nawet raczyła odpowiadać wyczerpująco, więc Kei był w sumie usatysfakcjonowany.
Widząc reakcję kobiety zabójca demonów musiał przyznać, że całkiem ciekawym było zobaczyć dezorientację członkini personelu na jego ostatnie pytania. Zwłaszcza po tym jak stwierdziła, że da się z niego czytać jak z zwoju. Stłumił jednak te rozbawienie i postanowił dokładnie wysłuchać wyjaśnień co do tych kwestii. Chociaż w sumie niektóre odpowiedzi budziły pewne wątpliwości. Heh, czy lekarz prowadzący zajmuje się tu wszelakimi rzeczami, czy ona po prostu specjalnie zwala mu wszystko na głowę? - Skomentował w myślach, jakoś nie będąc pewnym, że usłyszy od niego jakieś konkrety.
- Dziękuję, jak będę mieć okazję spytam lekarza prowadzącego. - Odrzekł uprzejmym tonem ostatecznie zgadzając się z tą propozycją, w końcu nie bardzo miał inną opcję.
Co do biblioteki i archiwum ucieszył się, że rozmówczyni pociągnęła dalej ten temat, co zaprezentował szczerym uśmiechem.
- Właściwie poszukuję jakiegoś dokładniejszego raportu o właściwościach i zastosowaniach wisteri. Chciałbym też zwój metod treningowych oddechu kamienia, jednak nie chodzi mi o formy, gdyż i tak nie byłbym wstanie ich praktykować. Chodzi mi o coś raczej z zakresu mocy i kontroli samej energii zawartej w oddechu. Jeśli to możliwe to byłbym wdzięczny za raporty o sytuacji gospodarczej w Edo, Nagoji, Kioto i Osace. Głównie chodzi mi o nadmiary i niedobory towarów w tych regionach, jeśli w ogóle coś takiego się tam znajdzie. - Rzucił tym samym tonem co wcześniej.
W sumie szczerze był ciekaw czy coś w zakresie tej trzeciej informacji by się znalazło. Jeśli tak to może podczas następnej misji nawet nieco zarobiłby na boku.
- I bardzo dobrze – stwierdziła całkiem szczerze. - Bardzo cenię sobie rozsądnych pacjentów, którzy stosują się do zaleceń. – Pauza. - W końcu nie robimy tego wszystkiego na złość, czyż nie?
Uśmiechnęła się jakby bardziej do siebie niż do Keia.
Szczerze mówiąc, jej brak informacji ją też trochę frustrował. Oprócz jej normalnego stanu kompletnego ignorowania większości opinii o niej, posiadała jednak pewien zmysł odpowiedzialny za własną prezencję i tego, jak musi wyglądać w oczach innych. Zazwyczaj używa go w sytuacjach formalnych i stricte rodzinnych, ale zdarzało się jej także „budzić” w trakcie rozmowy. Smak zażenowania był jej prawie że obcy, bo nie czuła zażenowania teraz, kiedy mogła jedynie delegować zapytania do lekarza prowadzącego, bo nie miała praktycznie żadnych uprawnień. Maksimum, na jakie jej pozwalali, to właśnie wywiad pacjenta, postępowanie zgodnie z instrukcją zostawioną przez wyżej postawionych medyków oraz bycie dziewczynką na posyłki.
Ale jeśli Sua miała jakieś w miarę neutralne przymioty, to zdecydowanie była zdeterminowana, żeby osiągnąć swoje cele. I to ona będzie potem potrzebować pomoc przy ogarnianiu klientów. Tylko musi swoje wyczekać, udowodnić swoją wartość i potem robić co tylko się jej żywnie podobało.
Ach, ten słodki posmak dysproporcji sił w układzie pacjent-lekarz!
- Widzę, że ktoś tu chce wykorzystać swoje przymusowe wolne w sposób produktywny – mruknęła i uśmiechnęła się grzecznie. Wydawało się, że zrezygnowała z dalszego dręczenia biednego chłopaka. - Nie żeby były jakieś inne rozrywki w tym stanie.
Nie spodziewała się tak… konkretnej listy. Inaczej – spodziewała się, że posypią się życzenia, ale nie podejrzewała, że będą brzmiały jak zdobycie podręczników strategicznych, żeby zaplanować swój kolejny ruch. Kei sprawiał jej wrażenie kogoś w miarę z głową, dopóki nie wchodziły w grę jakieś punkty zapalne w jego historii, osobie, poglądach. Tacy bywali dużo bardziej niebezpieczni i skuteczni niż zwykli narwańcy, którzy mają okazję do wyrzucenia z siebie całych lat nienawiści, chęci zemsty i żądzy krwi. Im bardziej metodyczni, tym bardziej okrutni – a przynajmniej mogła tak powiedzieć po sobie, własnych doświadczeniach i wspomnień po Kannie.
Kanna… Jak bardzo za nim tęskniła. Jak mógł tak uciec od niej…?!
Niewybaczalne. Będzie musiał to nadrobić, żeby znowu się między nimi układało, kiedy już go znajdzie.
Kiedy już go znajdzie.
- Podejrzewam, że informacje o Oddechu Kamienia powinieneś móc otrzymać bezpośrednio od Hashiry. Czy to pisemnie, czy to ustnie – rzuciła, wędrując wzrokiem w jakieś inne miejsce. Wyglądała na kontemplującą… coś. W rzeczywistości jej głowę nie wypełniały żadne znaczące myśli. Wiedziała, że stąpa po dosyć grząskim gruncie. - W końcu nie posiadają swojego tytułu na darmo, czyż nie?
Cała ta zabawa z Oddechami kompletnie ją nie interesowała, więc jej wiedza na temat tej części bycia Zabójcą Demonów była jej dosyć obca. Wiedziała absolutne podstawy, ale te wszystkie technikalia… nie były czymś, czego szukała. Jej dziedziną była medycyna i wygłaszanie ładnych modlitw do bóstw, a nie machanie mieczem. Bardziej ją interesowały schematy anatomiczne i obserwacja sekcji zwłok niż rozmawianie o całkowitej koncentracji czy manifestacji żywiołu. Zdecydowanie nie jej bajka.
- Co do reszty… Planujesz plantację glicynii? – zapytała, ponownie uśmiechając się w ten konkretny sposób, który zwiastował trochę kłopoty dla Keia. - Lub rewolucję handlową? Plany na emeryturę czy plan B na wypadek fiaska z machaniem mieczem na demony?
Zanim jednak chłopak zdążył odpowiedzieć, chwilowo się wyprostowała, żeby zaraz potem ponownie usiąść w nieco innej pozycji. Nogi jej trochę zdrętwiały. Zresztą w tym momencie wypadało nieco zmienić ton.
- Nie myśl tylko, że zamierzam się z tego śmiać – dodała nieco poważniej. Na twarzy wyglądała na coś jakby… jednocześnie znudzoną, ale i po prostu poważniejszą niż była podczas całej tej rozmowy. - Podejrzewam, że masz już o mnie średnio pochlebne zdanie, ale niestety oprócz bycia wredną, to jestem jeszcze ciekawska. – Wzruszyła ramionami. - Przynajmniej póki mnie nie wołają do pomocy przy innych pacjentach.
Nuda była jedną z tych rzeczy, której człowiek bardzo szybko był w stanie się nabawić.
Jeśli chodzi o wewnętrzne strapienia rozmówczyni, to chłopak nie miał o nich pojęcia, gdyż nie bardzo dało się je wyczytać z jej twarzy. Nawet gdyby coś dostrzegł,to raczej nie poruszyłby tego tematu. Czemu? Cóż, nie miał samobójczych zapędów, by wchodzić w zabójczą pułapkę, a tym właśnie byłoby poruszanie drażliwych tematów dla swojego lekarza. Tym bardziej, że dostrzegał, że ma dość niepokojące zapędy.
Widząc, że w miarę pozytywnie zareagowała na swoją prośbę, postanowił rozwinąć wątek póki miał okazję. Jak to mówią kobieta zmienną jest, więc wolałby nie stracić swojej okazji.
- Cóż sądzę, że bezmyślne i bezproduktywne leżenie nie jest zbyt pociągające, dlatego też wolę zająć sobie ten czas czymś pożytecznym. - Odparł lekkim, acz uprzejmym tonem.
W pewnym sensie odpowiedź była logiczna i prawdziwa, z drugiej strony chciał też jak najszybciej nadrobić różnicę w sile pomiędzy nim i jego wrogiem. Już drugi raz znacznie go przytłoczyła, lecz jeśli jeszcze raz zdarzy im się spotkać, to tym razem się nie da i odda jej ten "dług" z nawiązką.
Słysząc kwestię dotyczącą dokumentów na temat oddechu kamienia uśmiechnął się krzywo. W sumie było to bardziej do siebie niż do niej.
- Właściwie mistrz lubił wszystko łączyć z treningiem fizycznym, lecz nie sądzę bym mógł użyć tych technik w obecnej chwili. Dlatego też chciałbym przejrzeć zapiski o metodach wcześniejszych generacji. - Odrzekł spokojnie, starając się jasno wyjaśnić tą sytuację.
Co do wzmianki o Hashirze, to szczerze był trochę zaskoczony, choć nie okazał tego. Mistrz nigdy zbyt wiele osobie mu nie opowiadał, więc nie miał pewności. Z drugiej strony znając jego siłę domyślał się, iż zajmuje on jakąś wyższą pozycję, dotychczas jednak nie zawracał tym sobie zbytnio głowy.
Na kolejne słowa rozmówczyni ponownie się uśmiechnął, tym razem rozbawiony. Jakby się zastanowić to w sumie po części miała rację.
- W sumie jedna kwestia jest nieco zgodna, ale po kolei. Wisterię chcę lepiej poznać, gdyż to całkiem pożyteczna roślinka w tym zawodzie. Po prostu chciałbym się więcej dowiedzieć o różnorakich metodach jej zastosowania. - Rzucił spokojnym, acz uprzejmym tonem, po czym zrobił przerwę najwyraźniej zastanawiając się jak dobrać słowa. - Co do emerytury, w sumie nie przeczę, że chciałbym kiedyś wrócić do bycia kupcem i odtworzyć z powrotem rodzinną kompanię. Choć to plany na dalszą przyszłość, w końcu gdy demony tak szaleją, mało który szlak handlowy jest obecnie bezpieczny. Sytuację gospodarczą chcę z kolei sprawdzić, gdyż chcę dorobić na darowiznę jak i emeryturę. Korzystając z tego, że Zabójca demonów jest dość mobilnym zawodem transport niewielkiej ilość dóbr i sprzedaż z zyskiem nie powinny być problemem. - Dodał kończąc pół żartem.
Pomimo luźnego tomu, jeśli rozmówczyni jeśli się przyjrzała mogła dostrzec na jego twarzy migający odcień smutku, gdy wspominał o odtworzeniu rodzinnej kompani i wybrakowanym bezpieczeństwie szlaków handlowych. Co do ciekawości członkini personelu to niezbyt mu ona przeszkadzała, przynajmniej było o czym gadać.
- Powiadają, że ciekawość nie jest dobrą cechą. - Odparł żartobliwie. - Nie to żeby mi to jakoś przeszkadzało. - Dorzucił uprzejmym tonem z lekkim uśmiechem.
Nie możesz odpowiadać w tematach