W tej chwili dla odmiany przeklinał wszystkie główne ulice Otsu włącznie z łażącymi po nich ludźmi, którzy utrudniały mu dotarcie do burdelu. Ostatnio przepływ podróżnych się zwiększył, a co za tym idzie - więcej ludzi przemierzało dystrykt, szukając taniej zabawy. Nikt nie zwracał uwagi na to, czy przypadkiem nie popchnął niskiego dzieciaka niosącego dwa ciężkie wiadra z wodą. Odetchnął z ulgą, gdy udało mu się przedrzeć do bocznej uliczki, którą mógł dotrzeć do Hinaty. Znał drogę tak dobrze, że późna pora mu ani trochę nie przeszkadzała, więc poruszał się stosunkowo szybko mimo obciążenia. Niestety, ledwo zdołał wykonać pierwszy zakręt, a zderzył się z czymś... albo kimś. Natychmiast odbił się w tył, tracąc równowagę przez trzymane wiadra, i upadł na tyłek. Woda rozlała się dookoła, a on agresywnie rzucił drewniane przedmioty i zaczął jedną ręką masować obolały nos. Jego oczy zaszły łzami, przez co nie potrafił określić, na kogo wpadł. Z resztą, był zajęty przeklinaniem swojego losu.
- Kurwa mać, zaraz komuś wypruję flaki - wymamrotał niewyraźnie, a w jego głosie więcej było zrezygnowania niżeli agresji - ewidentna oznaka, że nie był to pierwszy raz, gdy coś podobnego mu się przytrafiło.
Uznając, że przechodzień zwyczajnie go zignoruje po ujrzeniu jego aparycji, pozostał w miejscu. Chciał skończyć pracę i móc pójść spać, a czekał go właśnie powrót nad jezioro lub do najbliższej studni po wodę. Potrzebował jednak najpierw się do tego zebrać mentalnie. Zerknął na wiadra, by upewnić się, że nie były w kawałkach, ale wciąż trudno mu było określić. Znów zaklął pod nosem.
cross out the ones who heard my cries and watched me weep
Kątem oka dostrzegła jakąś węższą uliczkę, z której postanowiła skorzystać. Ruszyła w jej stronę i wyłaniając się zza zakrętu poczuła jak coś w nią uderzyło ze sporą siłą, ale nie wystarczającą aby ją przewrócić. Osoba która wpadła w demona odbiła się od jej ciała lądując na tyłku. Wiadra poruszyły się w górze wylewając wodę nie tylko wkoło, na dzieciaka ale też oblewając czarną yukatę kobiety. Wzdrygnęła się na nieprzyjemne, nagłe zimno. Niebieskie ślepia pomknęły na szczyla i może nawet by olała smarkacza gdy się nie odezwał. Już się chciała obrócić plecami do niego.
"Kurwa mać, zaraz komuś wypruję flaki.."
Brew drgnęła na jego słowa. Przechyliła lekko głowę w bok. Krok w przód i dłoń zacisnęła się na ubraniu pod szyją dzieciaka. - Co ty nie powiesz.. - warknęła, jednym mocnym szarpnięciem poderwała go w górę, unosząc go na tyle żeby stopy wisiały nad ziemią. Jak worek ryżu szarpnęła nim w powietrzu, trzymając go tak że jego głowa była na wysokości jej własnej. Niebieskie ślepia przybrały na jego oczach kolor karmazynu, a z czoła wyrosły rogi ujawniając jej demoniczną formę w mgnieniu oka. - Co tam pierdoliłeś przed chwilą pod nosem? Nie wstydź się szczurze.. - warknęła uśmiechając się złowieszczo do zapłakanego smarkacza.
- Nic o tobie, więc się odpieprz - usłyszał swoje własne słowa, na które aż się wewnętrznie skrzywił; jego długi język lubił kopać mu grób. - Ale jeśli już musisz wiedzieć, to przeklinałem swoje szczęście, bo teraz muszę znowu zapierdalać po wodę. Kolejny raz w tym tygodniu. - Z frustracji miał ochotę krzyczeć, ale preferował nie prowokować istoty... bardziej niż to było nieuniknione będąc tym kim był.
W momencie, w którym zwrócił na siebie uwagę demona wiedział, że nie było sensu uciekać. I tak zostałby raz dwa złapany, a nie lubił czuć się jak ścigana ofiara, szczególnie od kiedy... No. Osamu zgrzytnął zębami. Bał się, to oczywiste - ale ów strach w dużej mierze napędzał jego złość. Demony stały się w tej okolicy zbyt dużą codziennością, by mdlał z przerażenia. Z reguły nawet nie patrzyły na niego dwa razy, bo ledwie miał jakiekolwiek mięso na kościach. Choć może jego szczęście i w tej kwestii również postanowiło tego dnia dobiec końca. Ugh.
cross out the ones who heard my cries and watched me weep
Przechyliła lekko głowę w bok, uważnie obserwując trzymanego w powietrzu bachora, który zdawał się nie do końca wiedzieć gdzie jest jego miejsce. Spodziewała się że będzie darł ryja na cały regulator żeby tylko wezwać pomoc. Ale tak się nie działo, za to pomimo strachu jaki mógł czuć nadal starał się przekierować panikę na inne tory? A może dawała mu zbyt dużo kredytu z tym?
"Ale jeśli już musisz wiedzieć, to przeklinałem swoje szczęście, bo teraz muszę znowu zapierdalać po wodę. Kolejny raz w tym tygodniu."
Uśmiechnęła się po tych słowach drapieżnie. - Oh cóż za okrutny żywot zgotowali ci twoi rodziciele. Dzielnica rozpusty po której latasz, nosząc wodę dla tych wszystkich brudnych kurew.. a może aspirujesz na jedną z nich.. - zaśmiała się rozbawiona tym faktem. Potrząsnęła nim w powietrzu. - Mogę ukrócić twoje zamartwienia w ułamku sekundy.. Przetrącając Ci kark nim zdołasz cokolwiek pisnąć.. a potem rzucić twoje ścierwo na pożarcie wygłodniałym bestiom z zaułka.. na pewno by doceniły takie ochłapy ludzkiego mięsa.. - dodała nie kryjąc tego co myślała w tej chwili. - Przynajmniej nie musiałbyś już zapierdalać po wodę.. - zaśmiała się rozbawiona i jednym szarpnięciem w bok cisnęła dzieciakiem o ścianę budynku. Wolną dłonią pochwyciła za jego głowę na czubku, zaciskając palce na czaszce. - Jeden ruch i po krzyku.. - szepnęła. - Chcesz tego? Mam zakończyć twój żałosny żywot? - spytała z rozbawieniem. Oczy błyszczały jej dzikością. Ona nie żartowała w tej chwili.
Strach i gniew rosły z obelgą rzuconą pod adresem prostytutek, z obrzydliwą insynuacją, lecz gdy demonica wytknęła jak łatwo mogła go zabić, wszystko na moment wyparowało, zastąpione odrętwieniem i zimnem rozchodzącej się po jego wnętrzu. Pozbawione wyrazu oczy utkwiły w jednym punkcie, jakby nieobecne. Och, przeszło mu przez myśl, najwyraźniej dziś zdechnę. Kurwa. Jednak nim dobrze zaczął drżeć na całym ciele, poczuł ból w lewym boku. Powietrze wyleciało z jego płuc pod wpływem uderzenia, lecz nim zdążył zarejestrować co się stało, został chwycony za głowę.
Wraz z wzięciem głębokiego wdechu, od którego zaprotestowały obolałe żebra, mgła uniosła się z jego umysłu. Żółto-czarne, nienaturalne oczy spotkały się ze ślepiami demonicy. Odruchowo chwycił trzymającą go rękę, wbijając w nią nierówne paznokcie mimo braku efektów. Trząsł się teraz otwarcie, przepełniony lękiem i nienawiścią tak silną, że zdawała się wypalać jego wnętrze. Wykrzywił twarz we wściekłym grymasie, odsłaniając nieznacznie wydłużone kły. Żałował w tej chwili, że nie był naprawdę demonem, tak jak mówili inni ludzie; że nie był jednym z potężnych zabójców o tajemniczych mocach. Resztki racjonalności rozmyły się niczym tracące ostrość pole widzenia.
- Moje życie jest żałosne? Pierdol się, to nie ja próbuję zabić kogoś, kto nawet nie może się obronić. Kurwy mają więcej godności - wycedził z nutą satysfakcji w głosie.
Zignorował wilgoć uparcie próbującą zebrać się w jego oczach. Skoro miał umrzeć, to nie zamierzał w swoich ostatnich momentach zachowywać się jak przerażona ofiara. Jeśli jego egzystencja naprawdę była tak żałosna, to nie chciał zdechnąć w jeszcze żałośniejszy sposób. Przynajmniej w tej kwestii posiadał jeszcze jakiś wybór. A marny wybór wciąż był lepszy niż żaden.
cross out the ones who heard my cries and watched me weep
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
- Yare, yare.. - westchnął cicho z wyczuwalnym zawodem, nie zauważając żadnej godnej ofiary. Kagai należał do wybrednych demonów, a tutaj stanął przed wyborem pożarcia kurwy, która w ustach miała więcej razy kutasa, niż niejeden człowiek widelec albo alkoholika, który tę kurwę przed chwilą swoim kutasem raczył. Nie miał zamiaru się jednak poddać. Noc była młoda, a ludzi przybywało. Zaszył się w jednej z uliczek tuż obok przybytku, oparł się plecami o ścianę, ręce skrzyżował na klatce piersiowej i wyczekiwał, lustrując spojrzeniem przechadzających się śmiertelników.
Od dłuższej chwili czekał na jakiś łakomy kąsek, który przypadkiem na niego wpadnie. W końcu dostrzegł światełko w tunelu w postaci niezbyt wysokiej dziewczyny, która na pierwszy rzut oka wyglądała na zagubioną. Zerknął tylko kątem oka w kierunku nieznajomej, a kąciki ust wygięły się w złowieszczym uśmiechu. Czekał tylko, aż zbliży się na tyle, by mógł wyprowadzić zabójczy atak. Z każdym kolejnym krokiem w jego kierunku czuł, że coś jest nie tak, aż w końcu czar prysł. Inny demon. Uśmiech znikł z jego twarzy, a pojawiło się na niej rozgoryczenie i złość. Gdyby tego było mało, ta małolata nawet go nie zauważyła i zwyczajnie na niego wpadła.
- Nierozważnie z Twojej strony. - mruknął tylko, złote ślepia kierując na dłoń, która spoczęła na jej Tachi. On sam, jako, że wyczuł ją pierwszy nie chwycił za broń. Nie był fanem bratobójczych walk, które nie prowadziły do niczego poza koniecznością regeneracji. - Gdybyś trafiła na niewłaściwą osobę, to mogłabyś już nie żyć. - dodał i wyprostował się. Był znacznie wyższy od demonicy. Zmierzył ją wzrokiem z góry na dół.
- Za długo. - odparł krótko i zrobił krok w jej kierunku, tak, że praktycznie stykali się ciałami. - Szukam czegoś na ząb i przez chwilę myślałem, że się nadasz. - w końcu już witał się z gąską, a tu takie rozczarowanie.
Przez tą krótką chwilę zdołał się nieco przyjrzeć swojej rozmówczyni, która nie wyglądała na zbytnio zadowoloną z faktu przebywania w tym miejscu.
- A Ty? Wyglądasz jakbyś była tu za karę. - zapytał bez większych emocji w głosie. Złotooki należał do osobników, które jak czegoś nie lubiły, to zwyczajnie tego nie robiły. Zastanawiał się co sprowadza demonicę, bo na pewno nie chęć pożywienia się. Patrzyła w ziemię, a w taki sposób ciężko cokolwiek zauważyć. Ba, przecież nawet jego nie dostrzegła, choć do najmniejszych nie należał.
- Uspokój się, bo zrobisz sobie krzywdę tym nożykiem. - rzucił zaczepnie. Znał ją chwilę, ale zdążył sobie wyrobić o niej wstępne zdanie, które sugerowało mu, że nie należy do leciwych demonów. On również do nich nie należał, choć jej zachowanie sugerowało, że może być jeszcze młodsza. Stuprocentowej pewności jednak nie miał.
Zrobił krok w tył, prawą dłonią poprawił włócznię, która spoczywała na jego plecach i ponownie oparł się o ścianę, jednocześnie wsłuchując się w słowa demonicy. Dał jej trochę przestrzeni, tak by mogła w końcu się uspokoić. Chwilę później odwrócił głowę w kierunku drogi prowadzącej do burdelu.
- Widzisz? - zapytał krótko. - Jak wyobrażasz sobie "polowanie" w takich warunkach? Rzucisz się na kogoś na oczach tych wszystkich ludzi? - dokończył myśl i powrócił wzrokiem do rozmówczyni. Byli z innych światów i ten, w którym obecnie się znajdowali ewidentnie nie należał do dziewczyny. Złotooki żył w mieście i znał zasady w nim panujące. Nie mógł pozwolić sobie na bezpośredni atak przy takiej ilości gapiów. Może i większość była pijana, ale któryś na pewno zobaczyłby za dużo i zabójcy mieliby pretekst do sprawdzenia tego miejsca.
Zaintrygował się nieco, gdy usłyszał imię innej demonicy. On sam nie znał zbyt wielu pobratymców, gdyż był typem indywidualisty i nie potrzebował sojuszy, które w momencie zagrożenia pękłyby jak bańka.
- Ta cała Katsu to jakaś Twoja niańka? - wyszczerzył kły w szerokim uśmiechu. Cóż, siwowłosa sprawiała aktualnie wrażenie jakby takowej potrzebowała, więc pytanie wydawało mu się zasadne, nawet jeśli kpiło z obu pań. W tym też momencie doszedł do wniosku, że nie poznał jeszcze imienia swej nowej znajomej.
- A Ty masz jakieś imię, kundelku? - zapytał przekornie. Nie był ekspertem od zwierzyny, więc mógł się pomylić. Uszy jak uszy. Może to wilk, może to pies, kto wie?
- Nie mów tak o niej, bo ją zdenerwujesz.. - odparł dość poważnie, patrząc prosto w oczy nieznajomej, jakby chciał ją przeszyć na wylot. Jego słowa wydawały się jej pewnie abstrakcyjne. Mówił o swojej broni jak o osobie i tylko on wiedział co spoczywa na jego plecach. Nie miał zamiaru dzielić się tą wiedzą z byle demonicą, którą poznał parę minut temu. Kim ona w ogóle była by w taki sposób wyrażać się o jego włóczni? Może powinien nauczyć ją szacunku? Póki co oddalił tę myśl, wzdychając przy tym ciężko.
- Ty mnie chyba nie rozumiesz. - zaczął zrezygnowanym głosem. - Po co mam się ruszać skoro nie ma tutaj nikogo, kogo mógłbym pożreć? Nie tykam byle gówna. - dokończył i rozłożył ręce. Nie dość, że nic dzisiaj nie zje, to jeszcze trafiła mu się ta smarkula, która starała mu się wmówić swoje racje, których nauczyła się w buszu. Skoro jednak była pewna swych umiejętności, nie miał zamiaru wyprowadzać jej z błędu. Obrał odwrotną taktykę.
- Skoro tak, to udowodnij. - rzucił zaczepnie i uśmiechnął się przy tym zawadiacko. - Upoluj coś co nie będzie śmierdziało ścierwem na kilometr, coś czym mogłabyś się podzielić z Katsu. - skoro była dla niej ważna, to nie uraczyłaby jej byle czym. Złotooki postanowił wykorzystać okazję. Jeśli już i tak wpadła mu pod nogi, to niech się do czegoś przyda. Poza tym, chyba nie rzuca słów na wiatr i udowodni demonowi, że naprawdę jest najlepsza?
Zaczynała mu się podobać. Nie była bierna i przestała sprawiać wrażenie zagubionej. Wręcz przeciwnie, otworzyła się w pewien sposób, nawet jeśli ciemnowłosy musiał ją przy tym wyprowadzać z równowagi. Na jego twarzy dało się zauważyć delikatny zarys uśmiechu. Był zadowolony, co więcej nie z siebie samego, choć trochę zasługi w tym wszystkim miał.
- To Ty masz uszy jak zwierz. - odbił piłeczkę i palcem wskazał na jej zwierzęcy atrybut, tak na wypadek gdyby o tym fakcie zapomniała. Nie umknął mu też fakt pewniejszego chwycenia za broń, ale nie miał zamiaru dawać jej pretekstu. Za dobrze się bawił.
- Ona ma imię! - wydarł się w kierunku siwowłosej, a na jego twarzy, jak również wokół oczu uwydatniły się żyły. Kilku przechodniów zerknęło tylko w kierunku uliczki, w której przebywali. Nie dbał jednak o to. Nie lubił, gdy ktoś żartuje sobie z jego broni, nawet jeśli owa osoba nie zdawała sobie sprawy z czym tak naprawdę ma do czynienia. Pomimo złości, która w nim buzowała, wciąż nie chwytał za włócznię. Powodów było kilka, choć żadnego nie miał zamiaru zdradzać swojej rozmówczyni. Wziął kilka głębszych wdechów, po czym westchnął ciężko. - W porządku. - odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Czy był obłąkany? Dla siwowłosej na pewno. On by tak tego na pewno nie nazwał. Słowo "niezwykły" byłoby bardziej odpowiednie.
- Noc jeszcze młoda, więc była nadzieja, że ktoś się jeszcze pojawi.. - stwierdził, kątem oka spoglądając na drogę prowadzącą do burdelu. Ludzie ewidentnie zerkali w ich stronę. Nic dziwnego, skoro darli się na siebie, wzbudzając niepotrzebne zainteresowanie. Szanse na posiłek drastycznie spadały. - Ja się niczego nie boję. - mruknął. To oczywiście nie do końca było prawdą, bo był jeden jegomość, który mógł go szybko naprostować. Poza tym jednym wyjątkiem mocno wierzył w swoje słowa. - Po prostu wolę zatłoczone miejsca, tak jak Ty wolisz przestrzeń. I to nie ja byłem na tyle nieostrożny i zagubiony by wpaść na innego demona. - cóż, każdy miał swoją taktykę. Jedni woleli ganiać ludzi po lesie, inni cierpliwie wyczekiwali swojej szansy w tłumie. Niemniej, obie te drogi koniec końców popłacały.
Skoro jego plan z wykorzystaniem nowej znajomej nie wypalił, to tym bardziej nie miał zamiaru jej płacić. Zaśmiał się lekko i spojrzał na nią z lekkim politowaniem.
- Obejdzie się. Jeszcze się zgubisz albo sprowadzisz na nas zabójców. - po tych słowach ponownie się do niej zbliżył i przechylił głowę w lewą stronę uważnie przyglądając się jej uszom. W końcu nie każdy demon posiadał zwierzęce atrybuty.
- Czemu ich nie schowasz? Rzucają się w oczy, szczególnie w mieście. - zapytał z nutą zaciekawienia w głosie. Przecież miała taką możliwość. Chociaż sądząc po jej wcześniejszych słowach, pewnie duma jej nie pozwalała.
- Kamishini. - odpowiedział krótko. Wilczyca jako jedna z nielicznych poznała imię jego broni. Czemu to zrobił? Może zwyczajnie dostrzegł w niej cząstkę siebie, albo po prostu miał dość dalszego przekomarzania się. Niemniej, taka sytuacja nie miała miejsca zbyt często.
O dziwo, zgadzali się choć w jednej rzeczy. Księżyc wisiał wysoko na niebie, więc mieli jeszcze czas, by poświęcić się ciekawszym rozrywkom aniżeli bezsensownym sprzeczkom. Przypominało mu to trochę walkę demonów podczas której i tak żaden nie zginie. Bezproduktywne zachowanie, którego ostatnimi czasy miał dość. Może rzeczywiście mała przechadzka dobrze mu zrobi? Odwrócił się w stronę głównej ulicy i zrobił krok.
- Może masz rację. - gdyby się tak zastanowić, to złotooki miał problem żeby tu i teraz wskazać rzeczy, których się boi. Większość demonów bało się swojego Stwórcy. W końcu jego rządy były oparte na strachu i każda niesubordynacja była surowa karana. Kagai odbierał to nieco inaczej. Był oddany Muzanowi i zaakceptowałby każdą jego decyzję, nawet jeśli ta miałaby pozbawić go życia. Czy był ślepo zapatrzonym fanatykiem? Może.
Zaśmiał się tylko pod nosem słuchając pokracznych tłumaczeń demonicy. Wydawać by się mogło, że miała kontrę na każde słowo wypowiedziane w jej kierunku, nawet jeśli nie brzmiała ona zbytnio sensownie. Zupełnie jak w przypadku małego dziecka.
- Czyli byłaś gotowa na to, że wybierzesz dziwną ścieżkę i znajdziesz się w mieście, za którym nie przepadasz? Ma to sens. - odparł, starając się złożyć to wszystko do kupy. Zdawał sobie sprawę, że brzmi to jak masło maślane. Przytaknął kilkukrotnie głową na znak, że wie o co jej chodzi, choć tak naprawdę nie miał zielonego pojęcia.
Powoli ruszył przed siebie.
- Skoro o polowaniu mowa, to chyba najwyższa pora żeby coś zjeść, czyż nie? - zapytał i zerknął w jej stronę. Na jego twarzy dało się zauważyć delikatny, zadziorny uśmiech. W końcu co dwa demony to nie jeden. Nawet jeśli był samotnikiem i indywidualistą, to nie miał zamiaru przegapić okazji na posilenie się. No i może jak siwowłosa się czymś zajmie to przestanie tyle gadać? Stawiał kolejne kroki, powoli zbliżając się do głównej ulicy. Zastanawiał się, czy nowa znajoma podąży jego śladem.
- To nie ja nadałem jej to imię. - sprostował szybko. Kagai, jak już pewnie zdążyła zauważyć jego rozmówczyni, posiadał specyficzną więź łączącą go z jego bronią. - Ona sama je wybrała. - dodał, kciukiem wskazując na ostrze wystające ponad jego głowę. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Nie przypominał on jednak tych, którymi raczył ją wcześniej. Był jakby cieplejszy. Kamishini była jego jedyną towarzyszką i złotooki darzył ją niemałą sympatią.
- Póki co paru ludzi.. - zaczął z lekką irytacją w głosie. - Nie lubi, gdy wykorzystuję ją do zabijania słabych istot. - wzruszył ramionami, jak gdyby nie mógł nic na to poradzić.
Odwrócił delikatnie głowę w jej stronę i zerknął w jej kierunku. Siwowłosa ruszyła za nim, co było niemałym krokiem w ich jakże krótkiej, ale burzliwej relacji. Jeszcze przed chwilą byli gotowi skoczyć sobie do gardeł, a teraz wspólnie ruszyli przed siebie mając wspólny cel. Głód łączy ludzi, a raczej demony.
- Mówiłem o strachu. O tym, że każdy się czegoś boi. - sprecyzował. Teraz, gdy to wszystko przemyślał, to nawet znalazł jeden powód do strachu. Powód, który nosił na swoich plecach. Oczywiście nie bał się swojej własnej broni, a tego, że kiedyś ją straci. Kim byłby bez niej?
- Póki co najdziwniejszą osobą w tym mieście jesteś chyba Ty, więc nie masz się czego obawiać. - odparł kąśliwie i uniósł lewy kącik ust w delikatnym uśmiechu. W tym też momencie dotarli do głównej ulicy. Smród ludzki w tym miejscu był znacznie silniejszy. Nie przepadał za nim.
- Na kogoś kto nie cuchnie alkoholem na kilometr i mył się w ciągu ostatniej doby. Najlepiej kobietę. - wyjaśnił złotooki. Tak jak już wspominał, nie rzucał się na byle co i miał wymagania. Szczerze powiedziawszy, nie wiedział, czy kogoś takiego uda im się znaleźć, ale jak nie spróbują, to się nie dowiedzą.
- Jak już kogoś takiego znajdziemy, to przejdziemy się na mały spacer. Przy odrobinie szczęścia skręci w mniej zatłoczoną uliczkę, a tam go dopadniemy. - plan do idealnych nie należał, ale nie miał ochoty rozwodzić się nad tym dłużej. - Chyba, że zaproponujesz coś lepszego.. - rzucił w jej kierunku i spojrzał w jej szare oczy. Wiedział, że demonica i tak stwierdzi, że jego pomysł jest beznadziejny i będzie chciała narzucić swoją wizję. Postanowił dać jej tę możliwość.
- Stworzyłem ją. - odparł i uniósł nieznacznie ręce, obracając dłonie ku sobie. Na jego twarzy pojawił się lekki grymas. - Miałem kłopoty i potrzebowałem pomocy.. wtedy pojawiła się w moich rękach. - dodał przyglądając się swoim dłoniom, jednocześnie wracając wspomnieniami do tego dnia. Od tamtej pory byli nierozłączni. Kagai rzecz jasna nie posiadał ludzkich wspomnień, ale za każdym razem, gdy dzierżył swoją broń miał wrażenie, że kiedyś już walczył z jej pomocą.
Zacisnął pięści słysząc jej kolejne słowa.
- Wyzwania? - powtórzył, a usta wygięły się w zadziorny uśmiech. W jego głowie zrodził się szalony pomysł, ale postanowił jeszcze chwilę poczekać, zanim podzieli się nim z nową znajomą.
To, że przyznał jej rację w jednej kwestii nie znaczyło, że ma rację we wszystkim. Nie chciał jednak drążyć tego tematu i postanowił odpuścić. Wszak siwowłosa miała odpowiedź na wszystko, wolał oszczędzić sobie nerwów.
- Chyba znowu zapomniałaś. To Ty sama tutaj przylazłaś, nie zapraszałem Cię! - prychnął tylko i zmierzył ją z góry. To, że koniec końców się dogadali i to Kagai był przewodnikiem tej wycieczki nie znaczyło, że to wszystko jego wina. Mogła siedzieć w tym swoim lesie i nie zawracać mu głowy. Skoro już jednak się tutaj pojawiła demon postanowił wykorzystać jej obecność. Ot, cała historia.
- Baka~! - wydarł się na nią. - Wystarczy użyć oczu i nosa! - westchnął ciężko i przymknął na moment oczy. Zastanawiał się, czy wilczyca posiada jakieś resztki szarych komórek w mózgu. - Na pierwszy rzut oka da się odróżnić ludzi zamożnych od biednych. Zdradza ich przede wszystkim ubiór. Ci pierwsi przeważnie dbają o swoją higienę osobistą. Zapach alkoholu jest wyczuwalny z daleka, a kobietę chyba potrafisz rozpoznać. - wytłumaczył bez większego entuzjazmu w głosie, jak gdyby mówił do powietrza. Nie liczył na to, że szarooka coś z tego zrozumie. Nie miało to jednak dla niego większego znaczenia, bowiem sam wolał sprawę załatwić w inny sposób.
Nie był natomiast zdziwiony, gdy wypaliła ze swoim planem. W końcu sam dał jej możliwość wykazania się.
- Zagramy w grę. - przytaknął momentalnie. Miał jednak inny pomysł, który zrodził się kilka chwil wcześniej. Złotooki chwycił za swoją włócznię i jak gdyby nigdy nic wystrzelił w kierunku tłumu, nie dając dziewczynie żadnych wyjaśnień. Teraz i tak było już na to za późno. Zbliżając się do jednego z niczego nie spodziewających się ludzi wykonał poziome cięcie celując prosto w szyję ofiary. Pierwsza głowa dzisiejszej nocy została ścięta. Odbiła się kilka razy od ziemi, by ostatecznie wylądować pod stopami demonicy. Kagai miał tylko nadzieję, iż Kamishini wybaczy mu używanie jej przeciwko tym śmieciom. Na ulicy prowadzącej do burdelu zapanował chaos. Jedni nie dowierzali własnym oczom i w bezruchu przyglądali się temu co właśnie się wydarzyło. Inni, bardziej rozważni zaczęli rozbiegać się po okolicznych uliczkach i budynkach. Nie zważali na nic, taranowali innych tylko po to by samemu ujść z życiem.
Ciemnowłosy spojrzał w oczy Sachiko. Wzrok Kagaia był inny, jakby dziki. Wygiął kąciki ust w szerokim, maniakalnym uśmiechu prezentując przy tym swoje niemałe kły.
- Shiroi ōkami! - krzyknął w jej kierunku. "Biały wilk", bo tak nazwał ją mężczyzna był chyba odpowiednim przydomkiem dla kogoś takiego jak ona. Powinno jej się spodobać bardziej niż "kundel". - Chyba nie masz zamiaru tak stać? Kto zabije więcej ludzi wygrywa! - wydarł się, rozpościerając przy tym ręce. Ewidentnie poddał się swoim instynktom. Nie zważał na to, czy ktoś dowie się o ich wybryku i czy zabójcy pojawią się na czas. Chciała wyzwania? To je dostała. A jeśli liczyła na fory, to nie tym razem, bowiem demon po wytłumaczeniu jej jakże prostych zasad ich gry pomknął w kierunku kolejnej ofiary.
- Stwórcy zawdzięczam życie, nie broń. - odpowiedział, dając jej do zrozumienia, że Muzan nie miał z tym nic wspólnego. Słowa, które wypowiedział niekoniecznie były prawdziwe, ale wierzył w nie tak bardzo, że uznał swoją wersję za jedyną słuszną. Nigdy też nie zgubił swojej Yari, było to technicznie niemożliwe.
Mężczyzna nie miał zamiaru umierać z głodu, ale Sachiko dała mu powód by nieco odejść od swojej tradycyjnej techniki polowania. Była bodźcem, który obudził w nim głęboko skrywane instynkty. Złotooki może i był arogancki i bezczelny, ale rzadko kiedy pozwalał ponieść się emocjom. Należał do bardziej wyrachowanych demonów. Dzisiejszej nocy jednak postanowił się zabawić. Rzadko kiedy przebywał w towarzystwie innego demona, nie mówiąc już o wspólnym polowaniu. Pokręcił tylko głową słysząc jej biadolenie o potarganych ubraniach w lesie. Skąd ona się urwała?
Całe szczęście dziewczyna przyjęła jego wyzwanie i żwawo ruszyła do ataku. Ciemnowłosy był nieco zaskoczony jej stylem walki, a raczej brutalnością, którą przy tym emanowała. Bądź co bądź, nie wyglądała na typowego mordercę. Z drugiej strony była demonem i jakimś sposobem dawała sobie do tej pory radę. Zobaczył jak walczy i zdał sobie sprawę, że wyzwanie, które jej rzucił nie będzie takie proste jak mu się na początku wydawało. Lubił zdrową rywalizację, nawet jeśli opierała się ona na zabijaniu przypadkowych istot. Ludzie, którzy w tym momencie panikowali i popadali w obłęd nie znaczyli dla niego zupełnie nic. Nie było mu ich żal. Zawsze nimi gardził.
- Postanowiłem się sprawdzić w Twoim świecie. - odparł podekscytowany. Podobno była sprawnym łowcą. Chciał jej udowodnić, że pomimo odmiennych poglądów potrafi dostosować się do każdej sytuacji. Co prawda, nie znajdowali się w lesie, ale sposób polowania bardziej przypominał ten, który preferowała siwowłosa. Tyle mógł zrobić. - Poza tym, mierzę się z Tobą! - krzyknął i zebrał się do kolejnego ataku. Dał jej do zrozumienia, że zabawa, w której biorą udział jest swego rodzaju pojedynkiem między nimi i Kamishini nie będzie żywiła urazy za wykorzystanie jej. Taką miał przynajmniej nadzieję.
Po raz kolejny ruszył w kierunku tłumu i jak gdyby nigdy nic zaczął nabijać kolejnych ludzi na ostrze swej włóczni. Upolował trzech i stworzył z nich pierwszego w historii ludzkiego szaszłyka. Śmiał się przy tym maniakalnie, jak gdyby od dłuższego czasu czekał na taką atrakcję. Ziemia po której stąpali powoli zaczynała zalewać się krwią ich ofiar. Kagai bawił się przednio, a jego nowa znajoma również nie próżnowała. Wziął szeroki zamach i cisnął truchłami w kierunku wilczycy. - Chyba się jeszcze nie poddałaś? - spytał zaczepnie i przystanął na moment w miejscu. Zlustrował otoczenie. Ludzi było coraz mniej. Większość zdążyła zbiec lub pochować się w okolicznych przybytkach. Czasu na zwycięstwo było coraz mniej.
Nie możesz odpowiadać w tematach