Obchodzimy 3. urodziny forum! Limitowana odznaka, możliwość stworzenia własnej oraz urodzinowy jackpot.
12 listopada 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 października.
1 października 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 września.
1 września 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 sierpnia.
1 sierpnia 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 lipca.
1 lipca 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 czerwca. Ponadto w nowej aktualizacji znajdziecie informacje dotyczące zapisów na EVENT.
1 czerwca 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 maja.
1 maja 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 kwietnia.
1 kwietnia 2024
Pojawiła się nowa aktualizacja! Zmiany przy tworzeniu postaci, lista NPC, usprawnione oddechy i inne.
14 marca 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 marca.
1 marca 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 lutego.
1 lutego 2024
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 stycznia.
1 stycznia 2024
Ostatni dzień naszego kalendarza adwentowego. Jest to również okazja, aby zdobyć odznakę!
24 grudnia 2023
Pojawiła się nowa aktualizacja! Nowy wpis do fabuły, wyjaśnienia w mechanice oraz zwiększone grono MG.
10 grudnia 2023
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 grudnia. Pojawił się także kalendarz adwentowy.
1 grudnia 2023
Najnowsza Aktualizacja już dostępna! Przebudowa forum i nowości.
12 listopada 2023
Najnowsza Aktualizacja już dostępna! Zakończenie Halloween 2023 oraz o tym co dalej z Forum.
7 listopada 2023
Nabór na Mistrzów Gry!
5 listopada 2023
Ruszył Event Halloweenowy!
22 października 2023
Aktualizacja Fabuły!
25 listopada 2023
Festyn Washi!
8 kwietnia 2023
Nowa aktualizacja, ruszyły także rzuty na ocalonych i zabitych.
1 marca 2023
Nowa aktualizacja. Zmiany w funkcjonowaniu oddechów i zmysłów, więcej o mieczach nichirin i inne.
4 lutego 2023
Nowa aktualizacja.
21 stycznia 2023
Nowa aktualizacja. Poszukiwanie śnieżynek, więcej slotów fabularnych, zakończenie rozliczeń i inne!
24 grudnia 2022
Nadchodzące wydarzenia!
6 grudnia 2022
Forum w przebudowie.
13 listopada 2022
Nowa aktualizacja.
16 września 2022
Pojawił się temat z propozycjami.
12 września 2022
Nowa aktualizacja. Zakończenie eventu, zmiany w administracji i inne.
12 września 2022
Nowa aktualizacja.
17 sierpnia 2022
Ruszyły rzuty na ocalonych i zabitych! Trwać będą do 12 lipca. Ponadto oficjalnie rozpoczął się event.
1 lipca 2022
Ruszyły zapisy na event!
11 czerwca 2022
Nowa aktualizacja! A w niej, między innymi, nowe odznaki i formy zdobywania punktów.
12 maja 2022
Zmiana w administracji forum!
26 kwietnia 2022
Na forum pojawił się minievent! Szukaj wielkanocnych jajek i znajdź nagrody!
17 kwietnia 2022
Aktualizacja. Ingerencje, HD, listy gończe i zawody dla grupy Humans.
28 lutego 2022
Aktualizacja. Witamy nowych Mistrzów Gry!
20 lutego 2022
Aktualizacja dotycząca marechi i nabór na Mistrzów Gry!
14 lutego 2022
Pojawiła się nowa aktualizacja.
13 lutego 2022
Ankieta dot. nawigacji i rozmieszczenia działów.
10 lutego 2022
Aktualizacja tematu dot. śmierci postaci.
8 lutego 2022
Ruszył minievent dla grupy Humans!
17 stycznia 2022
Zmianie uległ temat rany, leczenie i rekonwalescencja, a dokładniej czwarty punkt dot. regeneracji demonów.
11 stycznia 2022
Pojawiła się kolejna aktualizacja, z której dowiedzieć się można o nowych rzeczach, jakie pojawią się na forum, a także przedstawieni zostali nowi MG!
10 stycznia 2022
Informacje dotyczące minieventu! Szukaj śnieżynek i każdego dnia zdobądź PO!
23 grudnia 2021
Wpadła nowa aktualizacja, z której możecie dowiedzieć się więcej na temat możliwości prowadzenia większej ilości wątków fabularnych!
3 grudnia 2021
Na forum pojawiła się nowa aktualizacja dotycząca kruków kasugai, filarów i PO!
28 listopada 2021
Na forum pojawiła się nowa aktualizacja dotycząca PO!
15 listopada 2021
Zapisy na event! Przekonaj się razem z nami, że Wszystkie drogi prowadzą do Edo.
14 listopada 2021
Aktualizacja! Dowiedz się o zmianach na forum oraz o dodatkowej możliwości zebrania PO!
13 listopada 2021
Otwarcie forum.
12 listopada 2021
Latest topics
Dōgo OnsenDzisiaj o 12:45 amSōsetsu
Izakaya we wsi pod NagojąWczoraj o 11:49 pmSōsetsu
Jindai-jiWczoraj o 9:39 pmOda Seiji
ZamówieniaSro Lis 20, 2024 10:31 pmOda Seiji
Z Tsurugi do pobliskiej wsiSro Lis 20, 2024 7:29 pmSōsetsu
Lipcowa WisteriaSro Lis 20, 2024 5:02 pmTokage Jin
DōtonboriSro Lis 20, 2024 12:25 pmAdmin
Shinrin-yokuSro Lis 20, 2024 12:25 pmAdmin
Opuszczony chramSro Lis 20, 2024 12:25 pmAdmin

PUNKTÓW
Admin
admin

https://hashira.forumpolish.com/t34-wzory-kart-postacihttps://hashira.forumpolish.com/t39-wzor-chronologiihttps://hashira.forumpolish.com/t40-wzor-relacji




Lokalna pijalnia sake

W tej niewielkiej społeczności to właśnie pijalnia sake jest miejscem, w którym styka się świat lokalny z tym przejezdnym. Huczy tu zawsze od hałasu podchmielonych już klientów. Podawany alkohol nie jest zły, ale też nie należy do wybitnie jakościowych, jednak zwykle ludzie nie przychodzą tu kosztować alkoholi, a jedynie zapomnieć na chwilę o sprawach doczesnych. Na życzenie klienta właściciel może rozstawić wokół stolika parawany, jednak zwykle wtedy należy mieć zajęte miejsce na tyłach, żeby nie przeszkadzać coraz to bardziej chwiejnym klientom w dotarciu do celu swojej małej podróży.







Admin
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Cytat :
omae wa mou shindeiru
Wiek :
---
Gif :
Lokalna pijalnia sake Tanjiro-demon-slayer
Wzrost :
---
Siła :
S
Wytrzymałość :
S
Szybkość :
S
Zręczność :
S
Hart Ducha :
S
Punkty :
926
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
PUNKTÓW
Yairi
https://hashira.forumpolish.com/t418-yairihttps://hashira.forumpolish.com/t419-yairihttps://hashira.forumpolish.com/t421-yairi#1605https://hashira.forumpolish.com/t420-yairi#1604
Siedziała z tyłu lokalu za specjalnie ustawioną na jej życzenie przegrodą, obecnie popijając jakiś wyjątkowo owocowo smakujący trunek. Poprosiła o coś z małą ilością alkoholu, żeby przypadkiem przedwcześnie nie leżeć wciśnięta w kąt jak byle który pijaczyna, który wydaje ciężko zarobione pieniądze przy każdej możliwej okazji. Jej pieniądze mogły być przez nią konkretnie zarobione, ale mogły też być zarobione przez którąkolwiek z „pracownic” w jej domu uciech.
Uśmiechnęła się pod nosem. „Jej” domu uciech. Brzmiało to niezwykle uroczo, jakby darzyła tamto miejsce jakimkolwiek przywiązaniem. Co pewnie… miało jednak jakieś ziarenko prawdy, jednak starała się, żeby było na tyle małe, żeby nikt nie mógł jej tego wytknąć oprócz jej samej.
Mniejsza.
Takie miejsca jak ta lokalna pijalnia była jednym z nielicznych miejsc, do którego przychodziła w miarę regularnie. Wiązało się to z jej pracą „na boku”, ale też z tego, że tutejszy alkohol z jakiegoś powodu bardzo jej smakował. Zatem mogła połączyć przyjemne z użytecznym i delektować się czarką dobrego alkoholu, a jednocześnie nadstawiać ucha. Wyznawała zasadę, że ludzie mówili sobie najwięcej w trzech miejscach: w pijalniach alkoholu, w łóżku i na łożu śmierci. Ale można być spokojnym, nie zamierzała nigdy zdobywać użytecznych strzępków informacji poprzez kradzież ostatniego oddechu swojego celu.
Było to na swój sposób niezwykle budujące, że mogła tak zupełnie przypadkiem podsłuchać ważnej transakcji handlowej, plotek na temat jednego pana feudalnego lub niekoniecznie uważającego na uszy w ścianach Zabójcę Demonów, który chce się pochwalić przed kolegami ostatnio przeprowadzoną akcją. Ale też mogła posłuchać typowych rozmów ludzi codzienności, którzy narzekają na bóle pleców, swojego sąsiada lub brzydką żonę. Było to naprawdę w pewien sposób relaksujące, że mogła wtedy jedynie słuchać, a nie odzywać się i przejmować inicjatywę.
Polała z ofiarowanej butelki jeszcze jedną czarkę. Owocowy posmak zaczął smakować dużo bardziej jak miód z cukrem, jak przesadzone lizostwo i pocałunki z najuczynniejszą z dusz.
Jak ulepek.
Ale nie mogła się powstrzymać przed kolejną czarką.
(W przypadku jej urodzin, chociaż nie obchodziła ich jakoś za bardzo, to Madame pozwalała jej „na legalu” opuścić teren Ruri-do pod warunkiem, że wcześniej jej oznajmi miejsce swojego docelowego pobytu. Bolesną karę cielesną otrzymywały te dziewczyny, które próbowały być sprytniejsze od swojej właścicielki i specjalnie wybierały przybytki, które znajdowały się po drugiej stronie Edo, żeby znaleźć się po zupełnie przeciwnej stronie stolicy. Wtedy Madame nawet nie przebierała w środkach i Yairi na własne oczy widziała połacie skóry poprzecinanej do krwi we wzór uderzeń ciężkiego skórzanego paska lub czerwonych jak purpura nadgarstków od najtwardszej liny, jaką dało się znaleźć w całej Japonii.
Chociaż uwielbiała grać na nerwach swojej „opiekunki”, to jednak w tym wypadku nawet nie próbowała udawać sprytniejszej od niej.
- Rok temu chyba nigdzie nie wychodziłaś, czyż nie? – zapytała nagle Madame, przesypując do woreczka odliczoną kwotę na hulanki dla swojej wychuchanej laleczki.
- Wydaje mi się, że była tragiczna pogoda – odpowiedziała, próbując sobie przypomnieć co było rok temu. Mogła faktycznie być tragiczna pogoda, która zdecydowanie nie pozwalała cieszyć się dobrym napitkiem. Ale też mogła mieć zarezerwowane tygodnie, przez co nie mogłaby wcisnąć nigdzie swojego wyjścia. – A w tym roku wyjątkowo chciałabym wyjść.
- Czy chodzi o ćmę?
Zapadła między nimi cisza. Obie kobiety się mierzyły nawzajem wzrokiem, jakby tocząc walkę o to, która zdominuje którą.
Która.
Zdominuje.
Którą.
- Wiesz, ile ostatnio zapłaciła – powiedziała Yairi, podchodząc bliżej i wyrywając z rąk Madame woreczek z pieniędzmi. – Nie byłaby w stanie mnie wykupić dopóki nie zestarzałabym się i pomarszczyła szpetnie.
- Papieru nie ubyło – chłodno ucięła Madame.
Na te słowa Yairi roześmiała się głośno. Szczerze, szpetnie, z pewnym sobie okrucieństwem. Z niedowierzania, ale też dlatego, że ta odpowiedź była tak kurewsko przewidywalna, że nie wierzyła w to, że ta dorosła kobieta właśnie jej to zasugerowała.
Doskonale wiedziała, że żadne dziecko nie ma prawa bytu urodzić się w Ruri-do. Stanowiła wyjątek potwierdzający regułę, skoro urodziła się poza Ruri-do. Dlatego odgórnie był przykaz wsadzania między nogi kawałki papieru bambusowego („Ścielimy dziurki, drogie panie!” zadźwięczał w jej głowie głos Inu niosący się po korytarzu prowadzącym do większości pomieszczeń w tym przybytku). Mężczyźni często skarżyli się na teksturę tego zabezpieczenia, dlatego też regularnie prowadziły dzienniczki swojego okresu. Po upływie odpowiedniej liczby dni miały obowiązek „bambusowienia się”. Potem znowu wolność i mężczyźni mogli się cieszyć do woli.
- Mówisz tak, jakbyś w ogóle mnie nie znała – skwitowała z niesmakiem. – Wypiliśmy herbatę. Możesz policzyć listki, jeśli bardzo chcesz.
Madame nic nie powiedziała. Nie zdążyła jednak nic dodać, bo Yairi wyszła z pokoju i nie miała nawet ochoty udawać, że nie poruszyła jej ta sytuacja. Pozwoliła sobie na płacz po raz pierwszy od dłuższego czasu, ponieważ zwykle nie była w stanie płakać. To miejsce nie zasługiwało na żadną z jej łez.
Na żadną z jej łez.)
- Ach, kurwa – mruknęła, kiedy jej owocowy trunek się już skończył. Właściciel mówił, że nie ma kolejnej, bo tylko jedną specjalnie dla niej wyjął. Nic nie szkodziło, nie będzie rozpaczać. – Ciekawe czy w ogóle się pojawi.
Chociaż wysłała Hanowi list, to była całkiem świadoma tego, że mogły wypaść mu obowiązki lub jego plany zostały nagle zmienione. Nigdy nie przyjmowała obietnic wobec siebie na poważnie, bo często były najgorszą fałszywą nadzieją, na jaką mogła sobie pozwolić. Wymiana była opłacalna dla obydwóch stron; obietnice często bywały jedynie pustymi słowami, o których człowiek mógł zapomnieć w momencie wychodzenia przez próg lub rozłączenia dłoni. Jakby zaledwie sekundy temu nic się nie zdarzyło.
Pociągnęła nosem. Kurwa mać, pomyślała, picie samej zawsze sprawiało, że czułam się tylko chujowo, a jednak człowiek się nie uczy na swoich błędach.
Wzięła ze sobą jeszcze swoją fajkę, jednak właściciel nienawidzi zapachu jej dymu, a jakoś niespecjalnie miała ochotę się ruszać. Wiedziałaby, że jeśli by wyszła, to już nie wróciłaby do środka, a tak trochę nie o to jej chodziło. Dlatego uznała, że zamierzała czekać tak jeszcze przez jakąś godzinę, a potem zabrałaby manatki, może wybłagałaby i wyflirtowała jakąś butelkę ze sobą na drogę na wynos, a potem zamknęła w którymś z wolnych pokoi i upiła się do momentu osiągnięcia nirwany. Nie byłby to pierwszy i nie byłby to ostatni raz, choć pewnie taka jedna butelka sake niewiele by jej dała. Niestety w takich momentach przeklinała swoją w miarę mocną głowę do alkoholu. To nigdy nie chodziło o siłę alkoholu i jej umiejętność zniesienia go, a jego ilość i jej absolutny brak pohamowania, jeśli już się dossała do butelki.
Kurewsko to smutne to wszystko było, czyż nie?
Yairi
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
szlachta spoza dworu
Cytat :
artism of meaninglessness
Zawód :
Oiran / Informator
Wiek :
23
Wzrost :
150 cm
Siła :
Wytrzymałość :
Szybkość :
Zręczność :
Hart Ducha :
Punkty :
0
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
przełamanie lodów
użytkownik napisał pierwszego posta fabularnego
gang fajniaków
gracz zarejestrowany w 2021 r.
ROK TYGRYSA
pierwsze urodziny forum! (2022)
PUNKTÓW
Hanshin
obake

https://hashira.forumpolish.com/t381-hanshinhttps://hashira.forumpolish.com/t394-hanshin#1235https://hashira.forumpolish.com/t586-hanshin-chronologia#3164https://hashira.forumpolish.com/t589-hanshin-relajce#3167
Poranki takie jak ten należały do najprzyjemniejszych według Hanshina. Słońce dopiero zaczynało dominować niebo, więc chłód nocy wciąż był wyczuwalny, a tym bardziej, gdy i wilgoć za pomocą mlecznej płachty okrywała wszystko, co nie należało do zbyt wysokich. Mgła stopniowo opadała. Ogród za rodzinnym domem Shina zdążył nieco poprawić swój stan, podczas nieobecności młodego Kanuchiego. Wydeptane podłoże częściowo pokryło się trawą, a wbite w ziemię przyrządy do ćwiczenia zszarzały od deszczu, śniegu i słońca. Jednak bogu ducha winna flora nie mogła pozbyć się wszystkich blizn, jakie zostawił na niej Han. Wciąż drzewa nosiły ślady trafień czymś tępym, wciąż w niektórych miejscach gleba była zbyt twarda, ubita, by jakakolwiek roślina mogła ją przebić. Jednym z takich miejsc było koło o stosunkowo niewielkim promieniu, stanowiącym może ze dwa metry. Nikt nie mierzył, nikt nie liczył. Było wyznaczone nie tylko śladami intensywnych treningów, ale też małymi kamieniami ułożonymi dookoła, jakby była to miniaturowa arena. Albo pole bitew. I tym właśnie było - to tutaj odbywały się pierwsze treningi z dziadkiem Gyo, który nie pozwalał swojemu wnukowi na posiadanie zbyt wiele pola do manewrów. Nie tylko dlatego, by zmusić go do stawiania czoła zagrożeniu, ale też dlatego, że Hanshin był zbyt młody, zbyt szybki i zbyt zręczny. Staruszek nie miał sił go ganiać.
Tym razem Hanshin ćwiczył sam. Od dawna ćwiczył samotnie. Dziadek, pomijając już jego wiek, nie był w stanie dorównać Shinowi w żadnym aspekcie walki, więc wspólne treningi były bezsensowne. Tym bardziej, gdy Zabójca wpadał do swojego rodzinnego domu tylko na chwilę i tylko w jakimś konkretnym celu, który zamierzał załatwić i wrócić do Yonezawy - gdzie jego miejsce.
- Pozwól sobie odpocząć, gdy wracasz do domu. - usłyszał niezwykle ciepły i łagodny głos swojej matki, która przekroczyła próg wnętrza i znalazła się na "werandzie" otaczającej ich dom. Naturalnie Hanshin wyczuł ją wcześniej, te delikatne kroki charakteryzujące się drobnym powłóczeniem nóg po ziemi były nie do pomylenia. Nie dało się pomylić własnej mamy.
- Odpoczywam. Moje ręce wreszcie nie uderzają młotem o stal, a to przez ostatnie miesiące wypełniało mi niemalże całe dnie. - odezwał się wesoło, nie przerywając sobie nawet ćwiczenia. Kolejne cięcie, gwałtowne, silne, z ogromnym impetem, który natychmiast został zatrzymany. Pot niczym wystrzelony z łuku odrywał się od jego ciała i spadał na ziemię z każdym atakiem wymierzonym w wyimaginowanego przeciwnika. Kobieta uśmiechnęła się do siebie, zapatrzona w plecy syna. Widziała jak zachodziły w nim różne zmiany, ale pewne rzeczy pozostały takimi, jakimi były i treningi się do nich zaliczały. Milczała, przypatrując się z nostalgią jego ruchom - teraz przekraczających to, co prezentował sobą kiedyś, ale jakże znajomymi. Zawsze tu ćwiczył. I zawsze w takie dni jak ten. Ostatnio widywała go rzadko. Bardzo rzadko. Martwiła się o niego każdego dnia, chociaż zapewniał ją, że jego miejsce jest w kuźni, a nie na froncie, naprzeciwko demonów. To niczego nie zmieniało. Matki zawsze się martwiły.
- Podobno w krajach za morzami w dniu urodzin utrzymuje się prezenty od bliskich. Masz jakiś pomysł co mógłbym sprezentować młodej kobiecie, mając na uwadze, że biżuterię już jej wręczyłem? - zapytał, dalej wykonując cięcia swoim ostrzem nichirin. Ze świstem przecinał powietrze raz za razem. Starał się ćwiczyć tylko i wyłącznie swoim orężem - nie bokkenami, nie shinai'ami, nie mieczami ćwiczebnymi o tępym ostrzu. To zaburzyłoby jego wyczucie, sprawiając że jego własna broń wydawałaby się nieswoja. Niewłaściwa.
- Twoja urocza Taiyo ma urodziny? - zapytała zaciekawiona matka, a Hanshin chwilę milczał. Powinien ją okłamać? Nie potrafił kłamać. A szczególnie swoich rodziców. Tym bardziej swoją rodzicielkę, którą uważał za wcielenie bóstwa opiekuńczości, dobroci, mądrości i tak dalej.
- Nie chodzi o Taiyo. - odparł stanowczo, krótko, ale łagodnie, by nie urazić swoimi słowami Mikan - swoją mamę. Kobieta zamilkła, zaś Shin doskonale rozumiał co oznacza ta cisza. Mógł oszczędzić sobie to pytanie.
- Hanshin, synu... - zaczęła, ale młodzieniec nie pozwolił jej dokończyć. Błyskawicznie schował swoją broń i odwrócił się twarzą do niej, przypatrując się jej zaniepokojonemu spojrzeniu.
- Wiem. Wiem, mamo. Zaufaj mi, nie zawiodę ani ciebie, ani Taiyo. - Mikan przyglądała mu się jeszcze chwilę z uwagą, aż w końcu westchnęła lekko i uśmiechnęła się, kręcąc głową na boki. - Zresztą obiecałem wierność. Przyrzekłem. Nie musisz się martwić. - dodał po chwili, nie chcąc nawet ciągnąć tematu dalej. Nierozsądnym było pytać o taką rzecz własną matkę, gdy prezent miał być dla przyjaciółki-oiran. - Wybacz, że zawracałem ci głowę. - zakończył i podszedł bliżej, całując matkę troskliwie w czoło, a następnie kierując się do łaźni, by zmyć z siebie ślady treningu.

List od Yairi pozostawiał wiele do życzenia. Jak na zaproszenie, to brakowało kilku bardzo istotnych informacji, ale to nie sprawiało, że Hanshin zamierzał ją olać. I tak nie miał za bardzo czasu odpisać, by potwierdzić swoje przybycie. Zresztą miał nie pisać. Nie wiedział też na ile ten list jest wysłany po kryjomu, a na ile za pozwoleniem Madame. Tak jak całe to spotkanie. Wolał nie ryzykować i nie wkopywać w jakieś bagno biednej Iri. Dlatego sporo czasu zajęło mu błąkanie się po różnych lokalach w Edo, wypytując o niezwykle urodziwą niewiastę, o aurze szlachcianki. Nic więcej nie podawał, by nie naprowadzać niewłaściwych uszu i oczu na trop jego ulubienicy z Ruri-do. Dyskrecja miała swoje plusy i minusy, a jednym z nich było to, że nie wiedział, czy w ogóle inni widzą w Yairi to samo, co on sam. Nie wiedział czy rozumieją, że to o nią pyta. I z tą niepewnością przestąpił przez próg kolejnego lokalu.
Sukces. Mężczyzna prowadzący pijalnię Sake od razu wydawał się zrozumieć, że Hanshin przychodzi tutaj do kogoś. Jego spojrzenie na to wskazywało, ale też drobny uśmieszek, gdy zbadał go wzrokiem zanim Zabójca jeszcze zdążył odezwać się słowem. Przysłuchująca się Yairi mogła, o ile nie zagłuszył tego gwar, wyłapać głos Shina, głos zarządcy tego przybydku i śmiech ich obojga. Zaraz zaczęło się jakieś poruszenie po drugiej stronie parawanu, zatem urocza Oiran nie miała szans usłyszeć nic poza tym, że coś się dzieje. Ale Han nie pozwolił jej na śledztwo.
- Cześć, Iri. - odezwał się zaraz, gdy tylko pojawił się po drugiej stronie przegrody oddzielającej dziewczynę od reszty motłochu. Nie do końca tak sobie wyobrażał świętowanie jej urodzin - w końcu siedziała tutaj sama i, wychodziło na to, zaprosiła wyłącznie jego. Uśmiechał się szeroko na jej widok, więc zamaskował tym samym drobny uśmieszek rozbawienia, że w przypadku przyjaźni byli do siebie podobni - niby mieli kontakt z wieloma osobami, ale z nikim wystarczająco zażyły. - Głowa do góry. Twoja ulubiona ćma przybyła. - rzucił wesoło, zaraz kierując się do stoliku, przy którym zasiadała, by zająć miejsce naprzeciwko niej. Wcześniej odpiął od pasa swoją broń, którą ułożył tuż obok siebie - na tyle blisko, by nikt nie mógł mu jej zabrać, bez wchodzenia w jego zasięg wzroku czy dotyku. - Doprecyzuję coś na wstępie - jeszcze nie jestem żonaty. - poprawił swój rozpięty płaszcz, by ten nie przeszkadzał mu w wygodnym siedzeniu. Czemu wspominał o swoim stanie? W końcu w liście od Yairi było o ożenku oraz o żonie. Na razie jeszcze byli narzeczeństwem.
Nie wyglądała na zbyt wesołą, chociaż mieli świętować. Nie dziwił się jej, bo sam nie uważał, że urodziny to koniecznie coś wesołego. Z jednej strony były symbolem, że mimo przeciwności losu kolejny rok został zakończony. Oznaczało to sukces, nawet jeżeli sytuacja wcale się nie polepszyła, a może nawet pogorszyła. Przetrwanie umożliwiało dalszą walkę, a dopóki nie zostało się zupełnie pokonanym przez problemy, dopóty była szansa. Zawsze była. Z drugiej strony - kolejny rok to znak, że czas upływa, że coraz bliżej jest śmierć, że należało się śpieszyć ze swoimi celami oraz marzeniami. Pochmurna mina Iri nie przeszkadzała Hanshinowi, który zamierzał poprawić jej humor, chociaż jeszcze nie wiedział jak. Zaczął od swojej wesołej osobowości i czystej pogodności.
- Ptaszek uciekł z klatki czy dostał oficjalne pozwolenie i ma nie odfruwać zbyt daleko? - zapytał podnosząc spojrzenie i nawiązując kontakt wzrokowy z solenizantką. Szczerzył się jak głupi i chociaż miał narzeczoną, to i tak patrzył na Yairi oczyma jednakowo zauroczonymi, jak podczas ostatniego i jeszcze wcześniejszego spotkania. A może... może tylko ta radość była w nich jednakowa? Niezależnie od tego co skrywało się w sercu Hanshina, tak dało się jasno stwierdzić, że tak po prostu cieszył się na widok Iri. Tak, jak zwykle. Merdając swym wyimaginowanym ogonkiem.


Lokalna pijalnia sake UbVXmEy
Narracja || Wypowiedzi || Myśli
#3399cc
Hanshin
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
klasa rzemieślnicza
Cytat :
I curse my stars in bitter grief and woe, that made my love so high and me so low.
Zawód :
Mistrz Miecza
Wiek :
20
Gif :
Lokalna pijalnia sake B1nCfD1
Wzrost :
173
Siła :
C
Wytrzymałość :
C
Szybkość :
D
Zręczność :
D
Hart Ducha :
D
Punkty :
172
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
przełamanie lodów
użytkownik napisał pierwszego posta fabularnego
zbawca
zabójca wylosował ponad 20 ocalonych
legenda o Złotym Dziecku
wzięcie udziału w evencie "legenda o Złotym Dziecku"
gang fajniaków
gracz zarejestrowany w 2021 r.
ROK TYGRYSA
pierwsze urodziny forum! (2022)
PUNKTÓW
Yairi
https://hashira.forumpolish.com/t418-yairihttps://hashira.forumpolish.com/t419-yairihttps://hashira.forumpolish.com/t421-yairi#1605https://hashira.forumpolish.com/t420-yairi#1604
Z jej podchmielonego depresyjnego wyrwała ją znajoma sylwetka, która praktycznie nagle się pojawiła przed nią. Podejrzewała, że nie tak wyobrażał sobie chłopak kolejne spotkanie z nią, nie kiedy „spotkanie urodzinowe” wydawało się pewnego rodzaju wydarzeniem. Yairi nie uznawała swoich narodzin za przekleństwo. Nie obchodziła ich za specjalnie, ponieważ nikt nigdy nie nauczył ją jak to jest świętować urodziny. Jedynie serdeczniejsze dziewczyny z Ruri-do próbowały jakąś namiastkę jej zapewnić, ale co mogły kurtyzany z Yoshiwary? Zresztą jeśli ktoś chciałby się kłócić, to tak na dobrą sprawę nie miała żadnego potwierdzenia, że ma w kwietniu urodziny. I co wtedy?
- O, jesteś – powiedziała, leniwie prostując się na krześle i poprawiając poły swojego ubioru. Nic nazbyt wulgarnego – miała bieliznę na sobie! – ale coś w rodzaju refleksu, automatycznego działania i instynktu. Rozłożyła ręce w prześmiewczym geście. - Witam w moich, właściwie cudzych, skromnych progach. – Odchyliła się i przez chwilę wydawała się speszona. - Dopiero po wysłaniu listu mnie tknęło, że mogłam nie zawrzeć najważniejszych informacji, ups. – Tyle listów pisała, tyle listów czytała, a zapomniała o najważniejszych informacjach! Toż to prawdziwy wstyd! Ale był sposób na to – wystarczyło to obrócić w celowy zabieg, który miał pełnić rolę budowania atmosfery tajemniczości. O tak. Właśnie tak. - No ale zdolny jesteś, więc uznałam, że nie muszę wysyłać kolejnego listu – dopowiedziała, uśmiechając się leniwie.
Szczerze mówiąc, wysyłanie drugiego listu mogło niepotrzebnie zwrócić uwagę Madame, która już i tak niepotrzebnie nadzorowała kontakty listowne Yairi. Obie wiedziały, że informacja o filtrowaniu przychodzących wiadomości nie była sekretem. A jeśli nie zabierała nieodpowiednich listów, to czytała większość, żeby wiedzieć co się dzieje z jej podopiecznymi. Trudniej było jej kontrolować wychodzące wiadomości, ponieważ służki biegały po całej posiadłości z rękami pełnymi roboty, więc ich wydajność mogła zostać zaburzona przez kolejne wizyty u Madame. Służki też bywały sprytne w ukrywaniu tych listów, więc ciężko było skontrolować taki list. Ale jak już wyszło na jaw, że taka wiadomość miała być przeszmuglowana… Wtedy nie było za wesoło i dla służki, i dla dziewczyny, która napisała ten list. A ostatecznie nawet i dla adresata, który zapewnił sobie miejsce na czarnej liście Ruri-do.
Nie mogła oprzeć się zaraźliwemu uśmiechowi Zabójcy Demonów, który uśmiechał się, jakby fortuna postanowiła ustanowić go jej podopiecznym. Dosłownie mogła zobaczyć oczami wyobraźni ten merdający się ogonek, który właściwie odzwierciedlał najważniejsze aspekty Hanshina – ta nieposkromiona radość i spojrzenie pełne adoracji. Doskonale wiedziała, że to było bardzo powierzchowne w większości przypadków, ale też nie mogła się oprzeć wrażeniu, że pomimo największych obaw chłopaka, jego osoba była wypełniona miłością, której nie potrafi wyrazić w odpowiedni sposób. Patrzył na nią jak na ładny obrazek i pomimo bycia zaznajomioną z tego rodzaju spojrzeniem, automatycznie odpowiadała podobnie rozentuzjazmowanym wyrazem twarzy, nawet jeśli kompletnie to stało naprzeciw, na bakier temu, co zdawało się być jej filozofią życiową.
Oczywiście nie znaczyło to, że jakkolwiek był w stanie przejść przez jej stalowe mury, o nie. Hanshin był w stanie zdobyć jej sympatię, może nawet delikatną troskę, która jednak nie sprawiała, że miał on dostęp do każdego miejsca jej umysłu. Wręcz przeciwnie, wydawać by się mogło, że po przekroczeniu pewnej granicy zażyłości znajomości wyciągnięcie z niej informacji staje się coraz trudniejsze. Tak jakby brak relacji wykraczających poza powierzchowność dawał jej wielką swobodę. I taka była prawda – im mniej druga osoba cię zna, tym bezpieczniej człowiek się czuje w swoich niuansach. Bo w końcu i tak nie zrozumie, nie będzie wiedzieć, gdzie się pojawił podtekst czy niedopowiedziane słowo, nie będzie wiedzieć, kiedy zabrakło kontekstu.
Im bardziej Hanshin się zbliżał, tym bardziej instynkty Yairi kazały jej uciekać. Bo było niebezpiecznie. Bo było coraz więcej rzeczy poza jej kontrolą.
A kim ona była, jeśli nie kurwą potrafiącą obracać słowami?
- Jeszcze – powiedziała, uśmiechając się znacząco i gestykulując. - To są detale, mój drogi, detale, nieistotne w dodatku, więc praktycznie już jedną nogą jesteś żonaty. – Odchyliła się w swoim siedzeniu, żeby nalać sobie kolejnej czarki alkoholu. Prawie skończyła całą butelkę i to sama! W takim tempie może się okazać, że Zabójca Demonów będzie mieć nie lada problem z odstawieniem go do domu, a wtedy przyszła żonka może być wysoce niezadowolona z takiego obrotu spraw. Cóż za nieszczęście. - Warto się przyzwyczaić do tego – skwitowała tylko, po czym upiła połowę swojej czarki za jednym zamachem.
Bezceremonialnie wytarła usta ręką jak byle kto, a nie elegancka dama, którą ma udawać dla uciechy swoich klientów. Generalnie w jej postawie było coś niezwykle wulgarnego, ale nie w sposób taki, jaki może się zwykle kojarzyć (negliż, przekleństwa), a bardziej w tych drobnych szczegółach, które powoli, skutecznie rujnowały cały obrazek. Okazywało się bowiem, że Yairi potrafiła łączyć w sobie niezwykle szlachecką elegancję z prostotą i bezpośredniością zwykłych chłopów, a przy tym nie zachowywać się jak gbur. Wcale nie znaczyło to też, że była potulna, broń Boże. Wręcz przeciwnie, jej zabawy z rozmówcą wydawały się ostrzejsze (może nawet pikantniejsze?) i mniej zawoalowane.
Generalnie wtedy Yairi rezygnowała z większości figur słownych i praktykowała dużo bardziej zdecydowaną postawę.
- Zresztą muszę pogratulować – powiedziała tuż po odstawieniu czarki. Nachyliła się nad stołem niby w geście dyskrecji, a tak naprawdę po to, żeby bliżej przyjrzeć się reakcji Hanashina. - Słyszałam, że ród Takedów postanowił wydać swoją urokliwą córeczkę za mąż – zaczęła przyciszonym głosem, a jej usta powoli rozszerzały się w podekscytowanym uśmiechu. Lubiła ten moment zdradzania się z informacją, żeby mieć przewagę nad rozmówcą. Żeby go zaszokować. Żeby go zaintrygować. Żeby pokazać, że ma dojścia, które rozciągały się po mieście niczym macki ośmiornicy. A przynajmniej tak to sobie zawsze wyobrażała. Jej ekscytacja dużo częściej miała jednak dziecinny posmak, który niektórych irytował, niektórych zachwycał, a niektórych jeszcze bardziej intrygował. - Podobno jej mąż okazał się niesamowitym zaskoczeniem… - Posłała mu wymowne spojrzenie. - Czyżby z powodu utalentowanego kowala-jubilera?
Można się zastanawiać, skąd Yairi to wiedziała, jednak odpowiedź była rozczarowująco prosta – wszyscy kochali plotki. A jeszcze bardziej kochali plotki związane z bogatymi rodami i ich perypetiami miłosnymi. W sumie nawet nie tylko miłosnymi, ale każda informacja mówiąca o tym, kto kogo wydawał za mąż, kto kogo brał za żonę – te wszystkie plotki chodziły dwa razy szybciej niż te normalne. Wystarczy dosłownie jeden wieczór z dziewczynami z Ruri-do, żeby nadrobić zaległości z życia publicznego najważniejszych osobistości (a czasem nawet i tych mniej ważnych, dużo mniej ważnych). Takeda było nazwiskiem, które obijało się często o uszy ludzi z Edo, zatem to była kwestia czasu, żeby dowiedziała się o tym, że bardzo ogólnikowy opis potencjalnego kandydata zaskakująco pasował jej do znajomej małej ciemki.
- Nie wiem czy mnie przeceniasz, czy nie doceniasz mojej matrony – mruknęła, upiwszy kolejny łyk alkoholu. - Ale mam przepustkę, owszem, korzystam ze swojego urodzinowego przywileju. Nawet jeśli jestem spóźniona o jakiś… miesiąc? – Zawiesiła się, próbując policzyć dni. Tydzień, jeden, dwa… Chyba serio spóźniła się o miesiąc. Upsik. Czasem tak bywa. - To się nazywa eleganckie spóźnienie.
Westchnęła ciężko. Palcem śledziła krawędź swojej czarki, która była wilgotna od ciągłego lania alkoholu i jej śliny. Normalnie ją trochę brzydziła, jeśli nie chodziło o kontakty intymne, ale teraz jakoś nie mogła się zmusić, żeby jakoś o to dbać.
- Mam już dwadzieścia trzy lata! Coraz bliżej kryzysu wieku średniego i przekroczenia daty ważności. – Jej głos sztucznie wydawał się potykać o wychodzące z jej ust sylaby. Sztucznie, ponieważ to mamrotanie było przesadzone i sama Yairi nie była na tyle wstawiona, żeby zacząć tak mamrotać. Kiwała głową do rytmu jej zdań, imitując pijacki strumień świadomości. - Cholera wie, może za jakiś czas sama nagle znajdę się w małżeństwie. – Zachichotała. Pauza. - Albo na śmietniku. Obie opcje są prawdopodobne. – Ponownie zaśmiała się do siebie. Wydawało się to wszystko jakieś takie lekkie, mimo że same słowa były cięższe od ołowiu. Jakieś takie puste. Albo to Yairi sobie tak wmawiała.
Delikatne upojenie alkoholowe powoli trafiało do jej głowy w postaci przyjemnego szumu głaszczącego jej zmysły. Jej organizm niezwykle dobrze radził sobie z alkoholem, a tak jak było wspomniane, miała jedynie problemy z opanowaniem się i wstrzemięźliwością. Rzadko kiedy też jadła, co dodatkowo negatywnie wpływało na jej trzeźwość. Nie była tym typem, który zaczynał bajdurzyć i wylewać z siebie słowa przy dużej ilości promili we krwi, a bardziej zawodziły jej filtry. Była często dosadniejsza, bardziej krytyczna, bardziej przybita. Jakby alkohol zdzierał z niej starannie założoną maskę obojętności, którą rzekomo była przepełniona. Rzekomo, ponieważ to pojęcie dla niej samej było ambiwalentne dosyć. Obojętność na jej twarzy, kiedy bogaty klient szybko i mocno wciska się między jej uda, kiedy jego ruchy graniczą ze zwykłym ruchaniem się bezpańskich psów. Była często tak obojętna, że mówi się wśród odwiedzających Yoshiwarę o jej podobieństwie do lalki. Odpowiednio wydającej dźwięki, poruszającej się tylko w ostateczności, jej twarz wyglądająca jak uosobienie bierności.
(Czyżby już filtry jej się psuły? Inaczej ta publiczność nie poznałaby takich ukrytych o emocjonalnych myśli. Cóż za wyróżnienie!)
- Drogi Hanshinie, to jest nasze dopiero… trzecie? – Przerwa na policzenie na palcach w głowie. - Tak, trzecie spotkanie, i postanowiłam obdarować się prezentem z tej okazji. – Podniosła rękę w geście uspokojenia. - To moja okazja, ja wiem, ale tam podobno się mówi, że każda okazja jest dobra do sprawienia komuś przyjemności. – Zaśmiała się na samą insynuację, która od razu pojawiła się w jej głowie. Nie był to pijacki mokry rechot, ale był blisko. - Inna koncepcja przyjemności niestety odpada, bo nie chcę, żeby twoja przyszła żona miała do mnie pretensje. Jak jej było… You? Yuu? Tana? – Zamyśliła się w poszukiwaniu imienia córki Takedów. Na pewno je słyszała. Jasno jak słońce. Słońce…? - Taiyou! Właśnie.
Zastanowiła się, czy fakt, że zdobyła te informacje sprawiały, że malowała się w nieco innym świetle. Jako ktoś nieco bardziej materialistyczny. Żyjący z transakcji. Nie mogła ukryć, że wymiana zawsze była obecna w jej życiu – pieniądze za rozłożenie nóg, informacja za informację, słodkie słówka za poczucie wyższości. Nie obchodziło ją zbytnio kto był jej klientem, dopóki otrzymywała swoją zapłatę, umowa była respektowana, a jej samej nic nie zagrażało. Inaczej… inaczej nie zamierzała się w to wszystko angażować na marne.
- Mniejsza. – Machnęła ręką. - Spełniam twoje życzenie, popatrz. Masz okazję pogadać z Iri.
Wstała z krzesła nagle, po czym ukłoniła się w stylu tych poważnych kobiet zza oceanu. Jedna nóżka za sobą, dygnięcie, uniesienie delikatne sukni (której nie miała, ale to szczegół, drobny detal, drobnostka). Słyszała, że tak one robią i to oznacza, że jest dobrze wychowana i wysoko urodzona. No zupełnie nie pasowała do tego opisu, ale co jej tam. Nikogo przecież tym nie uraża, prawda?
Usiadła i nalała sobie czarkę, aczkolwiek w butelce została tylko kapka alkoholu. Przyjemne wibracje w jej głowie stawały się coraz bardziej odczuwalne i chociaż jej myśli jeszcze nie zamieniły się w cieknący miód, to była w stanie rozpoznać to zwolnienie, które zdawało się ogarnąć wszystko i wszystkich, w tym nawet sam czas. Ach, upojenie, relaks, czuła jak napięcie opuszcza jej ciało, a ona sama wydaje się dużo lżejsza niż zwykle. Chyba powinna coś jeszcze zjeść, co nie?
- Zatem słucham, co byś chciał usłyszeć? – oparła łokcie o stolik i oparła brodę o splecione ręce. Poruszyła brwiami w komicznym geście zachęty chłopaka. - Postaram się odpowiedzieć na tyle wylewnie, na ile okoliczności mi pozwolą. Nie chcę, żeby moja reputacja ucierpiała, ponieważ ktoś mnie widział poza Yoshiwarą i jeszcze nie daj bogowie coś żenującego odstawiłam.
Wychyliła się jeszcze, żeby zobaczyć czy kelner był za Hanshinem i uniosła rękę.
- Prze pana! Drugą czarkę i butelkę tego samego poproszę! – krzyknęła. Kelner się odwrócił w jej stronę i pokiwał głową na znak odebrania zamówienia. - A jak ma pan jakieś dobre przekąski, to też mogą być! – dokrzyczała do poprzedniej wypowiedzi.
Odwróciła się do Hanshina i przyjęła poprzednią pozę – głowa oparta o splecione dłonie, łokcie oparte o blat stolika. Jej uśmiech wydawał się trochę nieobecny. Jednak nie miało to żadnego związku z alkoholowym upojeniem, do którego tak niezmiennie dążyła.
Yairi
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
szlachta spoza dworu
Cytat :
artism of meaninglessness
Zawód :
Oiran / Informator
Wiek :
23
Wzrost :
150 cm
Siła :
Wytrzymałość :
Szybkość :
Zręczność :
Hart Ducha :
Punkty :
0
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
przełamanie lodów
użytkownik napisał pierwszego posta fabularnego
gang fajniaków
gracz zarejestrowany w 2021 r.
ROK TYGRYSA
pierwsze urodziny forum! (2022)
PUNKTÓW
Hanshin
obake

https://hashira.forumpolish.com/t381-hanshinhttps://hashira.forumpolish.com/t394-hanshin#1235https://hashira.forumpolish.com/t586-hanshin-chronologia#3164https://hashira.forumpolish.com/t589-hanshin-relajce#3167
- Przeceniasz moje możliwości. Potrafię tropić demony, ale ludzi? - nie odpowiadał na zadane przez siebie pytanie. Wolał pozostawić je takim, jakim było - puszczonym w eter bez zamiaru wyjaśniania. Ale odpowiedź była inna, niż można się spodziewać. "Ludzi również". Nie tak dobrze jak istoty, które poprzysiągł zniszczyć, ale wciąż miał trochę pojęcia na ten temat. Wszak demony, jakkolwiek potworne, wciąż obleczone były w ludzkie ciało. Zostawiały te same ślady i krwawiły tą samą krwią. Pewnie rzeczy zwyczajnie się pokrywały, chociaż Hanshin nigdy nie uczył się jak znaleźć zwykłego człowieka, tak wiedział jakie zasady obowiązują tak śmiertelników, jak i "wieczne" dzieci Muzana. - Nie pomyślałaś, że może coś udowodniłaś właśnie? - kontynuował, uśmiechając się szerzej, insynuując coś, ale nie zamierzał kazać Yairi zgadywać. - Może to znów przeznaczenie? - znów, bo miał na myśli ich pierwsze spotkanie. Sęk w tym, że Hanshin nie wierzył w przeznaczenie. I teraz, po prostu, żartował sobie. Tak jak i ona. Szukał jej i znalazł. Oboje byli tego świadomi.
Jego ambitne plany zakładały poprawę humoru Iri, ale... nie musiał już tego robić. Nie był do końca świadomy konkretnego powodu, dla którego jego ulubiona Oiran zaczęła się tak wesoło uśmiechać, ale wystarczała wiedza, że najpewniej z jego powodu. Sam jej widok wywoływał uśmiech na ustach kowala, a teraz, gdy patrzył jak... chyba pierwszy raz tak po prostu Yairi jest wesoła... tak, nie potrafił samemu nie szczerzyć się jak głupi. Oczywiście nie próbował nawet być poważny, jednak rozumiał, że nie byłby w stanie, gdyby nawet chciał. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się też nieco mniej przyjemna myśl. Prosta chęć, by Iri uśmiechała się częściej w ten beztroski sposób. Nie znał jej na tyle, na ile by chciał, ale zdążył poznać przynajmniej część mechanizmów, które definiowały jej schematy zachowania. Był przekonany, że jedyny uśmiech jaki gościł na jej twarzy to ten sztuczny. Ewentualnie prześmiewczy, cyniczny, gdy obracała słowami na niekorzyść swego rozmówcy. Na niekorzyść, najpewniej, innych dziewczyn z Ruri-do. Ich też nie znał, ale podejrzewał, że w kwestii erudycji, sprytu i "obracania słowami" Yairi nie miała sobie równych. Przynajmniej w tym burdelu. Kanuchi, chociaż miał nadęte ego, tak nie potrafił po prostu pławić się w zachwycie, że jest tak "wspaniały", że wywołuje radość na twarzy swojej... huh, przyjaciółki? Mniejsza. Nawet jeżeli tak uważał, to widział drugą stronę tego medalu - swoje sporadyczne wizyty. Jak często mógł się z nią widywać? Jak często mogła być Iri? Jak często mogła się uśmiechać tak wesoło, jak teraz? Obawiał się, że rzadko.
Nie w jego stylu byłoby roztrząsanie tej myśli dalej. Nie chciał się nią dręczyć, nie teraz. Nie była to dobra okazja i... niewiele z tym mógł zrobić tak czy siak. Jego ręce, niestety, były związane. Przynajmniej na razie. W głowie miał już kilka pomysłów, jednak nieco zbyt inwazyjnych, aby nawet je zaproponować. Nie bez uprzedniego upewnienia się w nich. Jakże złe byłyby obie kobiety, gdyby zaproponował wykupienie jednej z nich przez majątek rodzinny drugiej z nich, by ta pierwsza, pod przykrywką, bycia służącą mogła stać się wolna? Wchodzenie z butami w życie innych było wyjątkowo problematyczne, bo chociaż Han chciał dobrze, tak nie mógł podejmować decyzji za innych. Nie mógł też przewidzieć jak zostanie to odebrane i jakie będą długofalowe skutki tego nieco absurdalnego planu. Nie czuł się, tak po prostu, bogiem. Nie chciał decydować o życiu innych, a szczególnie mając świadomość, że Yairi niekoniecznie zna życie poza tym, co robi. Siłowe wdrożenie ją w normalne społeczeństwo mogłoby się odbić czkawką nie tylko jej, ale też Shinowi. Widział pokonanych ludzi, którzy usilnie próbowali wpasować się w społeczeństwo bez takiej przeszłości, jaką miała Oiran. Ryzyko było... duże, a on? On, cóż, nie mógł wziąć odpowiedzialności. Czasami czuł się nawet winny. Winny temu, że nie kochał Iri, chociaż go zachwycała każdym swym gestem, każdym swym słowem, każdą myślą o niej. Gdyby tylko ją kochał... gdyby tylko pokochał ją wcześniej. Co wtedy? Miałby wystarczająco motywacji, ale też możliwości, by spróbować odmienić jej życie. By otoczyć ją opieką, wziąć odpowiedzialność za wszystko, co spowodowałby uwolnieniem jej z rąk Madame. Po prostu kochałby ją, zatroszczyłby się o nią i zrobiłby wszystko, aby jej dalsze życie było jak marzenie. Jak z bajki. Tych wesołych, o szczęśliwym zakończeniu, a nie o ponurym morale.
- Nawet moja biżuteria nie jest w stanie lepiej podkreślić piękna kobiety, niż jej własny, szczery uśmiech. - odezwał się i powoli uniósł swoją dłoń, wystawiając ją w stronę twarzy Iri, by zaraz wskazać na nią wskazującym palcem, wręcz opierając opuszek o czubek jej nosa. - Jesteś piękna. Z tym uśmiechem niebezpiecznie piękna. - czemu niebezpiecznie? Bo ten uśmiech był inny, niż wszystkie te, jakimi obarczała klientów. Nie musiał ich widzieć, aby to wiedzieć. Ten uśmiech był naturalny, był jej własnym uśmiechem, który pasował jak ostatni element układanki. Nie było niczego, co lepiej komponowałoby się z jej urodą. I chociaż przekonany był, że nie czuje do niej nic związanego z miłością, tak patrząc na nią, tak piękną, miał ochotę ją chwalić słowo za słowem, miał ochotę rozkochać ją w sobie, miał ochotę obejmować ją, całować i zatopić się w tym gorącym uczuciu, jakie musiał teraz przygaszać wewnątrz siebie. Całe szczęście - Hanshin nie należał do osób normalnych. Miał swoje problemy, które inni nazwaliby "szalonymi". Jednym z nich była jego obsesja na punkcie obietnic. Na punkcie słowa, które komuś dał. Nie mógł zawieść Taiyo. Cokolwiek by się wydarzyło, cokolwiek by pragnął - nie było nadrzędnych rzeczy ponad obietnice. Problem zaczynał się, gdy jedna obietnica kolidowała z drugą, ale... na razie nie było powodu do zmartwień.
- Rozumiem, że tego wymaga Twój zawód, ale nie ze wszystkim należy być tak do przodu. - odezwał się, mrużąc oczy i robiąc minę, jakby objawiał przed nią oczywistość, której nie była świadoma tak ona, jak i inni. - Najpierw muszę przyzwyczaić się do narzeczonej, nim przyzwyczaję się do żony. - i wydawało się, że przed nim długa droga. Wciąż odnosił wrażenie, że awansował albo po prostu zmienił pozycję w swoim życiu, a nie… po prostu był zaręczony. To wszystko było dla niego jak wydarzenie, a nie nowa rzeczywistość, w której musiał się odnaleźć. Wszyscy dookoła nagle patrzyli na niego nieco inaczej, a on czuł się… przerażająco jednakowo. Tak, jakby miała zajść w nim jakaś zmiana, a on był brutalnie świadomy, że nic takiego nie miało miejsca. Czy to był ten moment, w którym miał zacząć kochać? Albo chociaż patrzeć na Taiyo inaczej? Oby, kurwa, nie. W innym przypadku… cóż, miał przejebane.
Zadowolony przyglądał się jak Iri pije i z każdym kolejnym łykiem wyzbywa się swoich wykalkulowanych zachowań, by zrobić miejsce naturalnej, nieskrępowanej prostocie. Jedni mogliby uznać to za wulgarne, wręcz godne reprymendy, by kobieta zachowywała się w ten prostacki sposób tak bardzo nieprzystający do jej wizerunku, ale nie Han. Przecież Han był, jak już się umówiliśmy, nienormalny. Iście chłopskie ruchy, jakimi emanowała teraz Oiran, interpretował jako coś, czego pewnie sama Yairi nie była świadoma - intymność. Jak wielu klientów widziało ją właśnie taką? Ta strona, którą teraz prezentowała, była znacznie bardziej naga, niż negliż. Była wulgarniejsza, niż podczas najbardziej dzikich stosunków. Była prawdziwsza, niż te momenty, gdy zatapiało się w niej swą męskość. Pierwszy raz kowal naprawdę czuł, że ma przed sobą właściwą Yairi. Iri. Tą, która kryła się gdzieś głęboko w tym ciele, by okrucieństwa zewnętrznego świata jej nie skrzywdziły. Bo tak niewiele jej zostało po tym, co przeżyła dotychczas. Była tak delikatna, chociaż teraz jej maniery były równie jedwabne, co spracowane dłonie drwala.  
Ah, tak, przecież była tym ptaszkiem w klatce. Zaskoczona mina Hanshina szybko zmieniła się w grymas człowieka nieco pokonanego, ale wciąż rozbawionego sytuacją. Wydawało się to oczywiste, że skoro Yairi jest z Edo i Taiyo jest z Edo, to Oiran będzie ją znać. Całe szczęście na odwrót to nie działało. Domyślał się, że Iri może wiedzieć więcej o najmłodszej córce Takedów, niż on sam, a przecież byli narzeczeństwem. Czy zamierzał wypytywać? Skądże. Nie interesowały go ploteczki, ani te rodzinne dramy. Chociaż wydawało się, że wiecznie bujał w obłokach, tak był człowiekiem niezwykle konkretnym - jego działania, nawet najbardziej absurdalne, były drogą do celu. Nawet podrywanie każdej napotkanej kobiety było metodą, by szukać miłości. Mógł mieć nierealne marzenia, ale jego praca w ich kierunku była jak najbardziej realna i przynosząca jakieś efekty.
"Niesamowite zaskoczenie". Nie było to rozczarowanie, ale nie było też zaimponowaniem. Było… czymś nieoczekiwanym. Han mógł podpisać się pod tymi słowami, chociaż były to właśnie plotki na jego temat. Wydanie Taiyo za niego było… tak, zdecydowanie niesamowitym zaskoczeniem. Nie chodziło nawet o fakt, że nie spodziewał się nagłych zaręczyn, chociaż miał już ponad dwadzieścia lat. Kwestie poprawności społecznej i kulturalnej zawsze były dla Hanshina... nieco abstrakcyjne. Nie pojmował tego wszystkiego, ale też nie interesował się tym, więc był zwyczajnym ignorantem, aczkolwiek pamiętał o sztywnych ramach klas. Przekraczanie ich było niemile widziane przez Tokugawów, a jednak zdarzało się. Teraz nagle Kanuchi mieli stać się szlachtą. Nie od razu oczywiście i nie tak... bezpośrednio. Rodzice Hana wciąż byliby rzemieślnikami, ale on i dalsze pokolenia, o ile dorobiłby się potomstwa, miały już być szlachtą. Wielopokoleniowa tradycja bycia rzemieślnikami, a dokładniej kowalami miała umrzeć. I to właśnie za sprawą Hanshina, który marzył o zrewolucjonizowaniu kowalstwa. Co za ironia. Z drugiej strony - kto bronił szlachcie zajmować się rzemiosłem? No... cesarz, ale dopóki było to pasją, a nie zarobkiem, dopóty wszystko powinno być w porządku.
- Uważaj, bo się zarumienię. - odparł na jej słowa o tym jaki to był "utalentowany". - Niesamowitym zaskoczeniem i dla mnie było, że moją małżonką ma być szlachcianka. Nie należę do najskromniejszych osób, co z całą pewnością cię zaskoczy, ale wydaje mi się, że moja narzeczona jest... wiesz, marnowana na mnie. Jestem tylko rzemieślnikiem z wielkimi marzeniami. Na razie jeszcze niczego niezwykłego nie osiągnąłem, ale jej ojciec upiera się, że podjął dobrą decyzję. - mówił całkiem wesoło, lecz na końcu westchnął ciężko, kiwając głową na boki. - Nie ma dla mnie różnicy z jakiej klasy społecznej jest moja żona, ale zdałem sobie sprawę, że to jednak wpływa na mnie i muszę popracować nad sobą. Dotychczas żyłem sam dla siebie, a teraz... mam reprezentować rodzinę. - nie ukrywał, że nie do końca podobała mu się zmiana statusu na wyższy. Jako rzemieślnik nikt nie wymagał od niego niezwykłej kultury osobistej czy erudycji, a po prostu umiejętności. Kanuchi, czyli kowal. A teraz? Kanuchi czyli... niekoniecznie kowal. Wbrew swemu nazwisku. Tyle dobrego, że chociaż nosił się jak szlachta, a nawet lepiej.
Nie odzywał się. Pozwolił Iri zatopić się w strumieniu świadomości, który z jednej strony wydawał się być zamierzony, a z drugiej... wymykający się nieco spod jej kontroli. Nie wtrącał się, nie zakłócał tego, a jedynie słuchał, przyglądając się swojej dobrej koleżance z nieskrywanym zaciekawieniem. Kwestia urodzin akurat najmniej go intrygowała, bo sam nie był z tego sortu ludzi, którzy przywiązywali uwagę do swojego wieku. Nie miało dla niego znaczenia czy akurat dzisiaj wypadała rocznica wypchnięcia go z łona, czy może za miesiąc. Wiek też średnio go interesował bo... co oznaczał? Gdyby świat rządził się stałą zasadą, że ludzie żyją w nim do, powiedzmy, sześćdziesiątki, to wtedy mógłby wyznaczać pozostały czas na tym łez padole, ale... śmierć przecież czaiła się za każdym rogiem. Nigdy nie wiadomo było czy umrze się za pięć minut czy za pięć lat. W aktualnym społeczeństwie wiek bardziej służył do wyznaczania osiągnięć. Do takiego wieku należało kogoś poślubić, aby być uznanym za wartościowego, a do takiego wieku należało spłodzić dzieci. Odnosiło się to także do innych aspektów życia i koniec końców powodowało jedynie pogorszenie samopoczucia. Tak, jakby zupełnie do tego została stworzona idea liczenia własnych lat.
- Śmieci jednych, to skarby drugich. - rzucił, bawiąc się własnym kosmykiem włosów, przeplatając go przez palce, by zaraz wypuścić go i znów zrobić to samo. - I na odwrót. - dodał po chwili. Nie chciał za bardzo poruszać tematu wieku Yairi, bo... nawet jeżeliby zapewniał ją, że jest jeszcze młoda, że ma przed sobą masę czasu i że jej "data ważności" nie ma znaczenia, to i tak musiałby obracać się w dosyć nieprzyjemnych tematach, które bardzo szybko potrafiłyby zejść na jeszcze mniej przyjemne. A przecież nie o to chodziło tego wieczoru.
A o co chodziło? Obserwując dziewczynę można by dojść do wniosku, że o upicie się. Hanshin na palcach rąk mógłby zliczyć czarki wypitego alkoholu przez całe swoje życie, toteż ilości pochłaniane przez Yairi wydawały mu się nieproporcjonalnie wielkie do jej drobnej sylwetki. Sam nie pił nic. Ostatni raz kosztował sake... no właśnie - kiedy? Nawet nie pamiętał. Robił to jedynie w wyjątkowych sytuacjach. Nie przeszkadzało mu jednak to, że jego towarzyszka mogła niedługo odpłynąć. Albo po prostu robić jakieś sceny. Najwyżej odprowadziłby ją do Ruri-do albo lepiej - zaniósł. Skoro chodziły o nim plotki, to pewnie ktoś mógłby przekazać Taiyo, że pewnej nocy odprowadzał pijaną jak szpadel Oiran do burdelu i to wszystko bez poinformowania narzeczonej. Czy to przeszkadzało Shinowi? Cóż... może troszkę, bo wolałby sam uświadomić swą przyszłą małżonkę, że przyjaźni się z Yairi, która akurat zajmuje się takim, a nie innym zawodem. I że relacje między nimi są czysto... huh, jakie? Koleżeńskie? Ale czy aby na pewno? Zawodowe z pewnością nie. Może jednak kwestia wytłumaczenia ich znajomości nie była aż tak łatwa, jak Han początkowo zakładał.
Roześmiał się wesoło, słysząc próby przypomnienia sobie imienia jego narzeczonej. Pokiwał jej głową na potwierdzenie, że rzeczywiście była Taiyo. Z miną wyrażającą trochę podejrzliwości, a trochę lekceważenia oczekiwał wyjawienia sekretu jaki to prezent zamierzała mu sprawić. Dlaczego lekceważenia? Spodziewał się swoistego droczenia z nim, zabawy jego osobą tak, jak lubiła to robić. I jak robiła to, jak na razie, za każdym razem. Jego oczy otworzyły się szerzej, gdy oznajmiła, że jednak tym razem miała zupełnie co innego w planach. Rozmowa z Iri. Wybuchnął śmiechem, ale jeszcze nie zabrał głosu. Wciąż rozbawiony podniósł się zaraz za nią, gdy ujrzał jej dystyngowany gest zza oceanu. Odpowiedział jej pięknym za nadobne i w iście teatralny sposób - wymachując szeroko rękoma - ukłonił się, chowając swą lewą rękę za plecy, zaś prawą dłoń kierując ku sercu. Zaraz zasiadł znowu naprzeciwko niej, widząc że sięga kolejny raz do butelki z trunkiem. Wyprzedził ją, chwycił buteleczkę i nalał jej ostatki alkoholu. Kultura zachodu zupełnie inaczej podchodziła do tematu "kobiety". Wiedza Kanuchiego była poważnie ograniczona i okrojona, toteż wydawało mu się, że płeć piękna w tamtych rejonach była traktowana ze znacznie większym szacunkiem niż w Imperium Tokugawa. Więcej było gestu, że to mężczyzna usługiwał kobiecie, niż na odwrót. Przynajmniej w kwestii... taktu i tego co wypada, a co nie.
- Oh, co bym chciał usłyszeć? Że jestem najwspanialszym mężczyzną jakiego poznałaś i że zazdrościsz Taiyo. - jego głos nabrał oczywistej barwy żartu i naigrywania się z niej, bo doskonale rozumiał o co jej chodziło. Szybko jednak spoważniał tak tonem, jak i miną. - To nie przesłuchanie. Po prostu bądź sobą. Bądź Iri. Tak dla mnie, jak dla siebie. - odpowiedział na jej pytanie i zaraz podążył wzrokiem tam, gdzie i ona. Do kelnera. Prychnął rozbawiony, że wciąż w głowie miała dalsze picie. Nie wiedział jak długo na niego czekała, ale opróżniła już jedną całą buteleczkę mocnego alkoholu. Miał tylko nadzieję, że nie przyjdą jej zbyt głupie pomysły do głowy, gdy już sake zmiękczy nie tylko jej słowa, ale też bariery.
Jego spojrzenie napotkało spojrzenie kelnera obsługującego różnej maści klientelę lokalu. Hanshin kiwnął porozumiewawczo głową do mężczyzny, który odpowiedział mu tym samym i zaraz znikł za parawanem, który zażyczyła sobie Yairi. Nie ukrywał się z tym, bo nie było powodu. Solenizantka i tak nie wiedziała o co chodzi, a jej domyślanie się, że chodzi o coś niczego nie zmieniało. Wrócił do niej błękitnymi oczyma, uśmiechając się niewinnie i czarująco. Jak dziecko, które zaplanowało jakiś żarcik czyimś kosztem, chociaż w tym przypadku nikt nie miał ucierpieć. Raczej. Nim jednak cokolwiek się wydarzyło, to mieli chwilę dla siebie. Shin rozbawiony zachowaniem dziewczyny przedrzeźnił jej pozycję i tak samo splótł dłonie, na których oparł głowę, zaś łokcie o blat stołu, będąc wychylonym w jej stronę. W ten sposób ich twarze były nieco niezręcznie blisko i... od boku zdecydowanie nie wyglądało to jak "koleżeńska" relacja, o której chciał zapewniać Taiyo. Niemniej, nie planował nic śmiałego.
- Myślisz, że moja przyszła żona zrozumie, że tylko się przyjaźnimy? - pytał, próbując nie roześmiać się w trakcie. Wydawało mu się to niezwykle komiczne, gdy wyobrażał sobie sytuację, w której przyprowadzał Yairi przed obliczę Taiyo i tłumaczył, że tą Oiran to zna przypadkiem i tylko się kolegują, a jak raz wykupił ją na wieczór, to jedynie rozmawiali przy herbacie. No, prawie tylko rozmawiali, bo dziewczyna droczyła się z Zabójcą Demonów, pozwalając sobie na nieco intymności. Ale nie takiej, o jaką można byłoby ich oboje podejrzewać. - Tak, najdroższa, byłem w Ruri-do i spędziłem wieczór z Yairi rozmawiając o tobie. - i chociaż było to prawdą, to brzmiało tak nierealnie. I Han sam z siebie drwił. Zaśmiał się lekko. Krótko. - Jestem dziwny? - nagle wystrzelił z pytaniem, na które znał odpowiedź, ale chciał jakby się upewnić, że to nie on wmawiał sobie, że jest... dziwny. A że był dziwny.
Niedługo pojawił się kelner przynosząc zamówienie Yairi, ale... także czarkę dla Hanshina i nieco inną buteleczkę sake. Może ktoś, kto znał się na alkoholach potrafił powiedzieć na jej temat więcej, ale dla Hana... była po prostu ładniejsza. I była droższa. Czyli... trunek musiał być lepszy, prawda? Miał taką nadzieję, bo w innym wypadku wykosztował się na darmo. Kanuchi podziękował mu krótko i zajął się nalaniem sobie oraz Yairi, o ile opróżniła swoją czarkę, alkoholu.
- Nie pamiętam kiedy ostatni raz w ustach miałem sake. Nienawidzę tego uczucia. Zupełnie jakbym tracił swój wyostrzony zmysł. Jakby rozpływał się, niczym kropla atramentu w wodzie. - mówił bardziej do siebie, niż do dziewczyny, gdy polewał. W końcu odstawił buteleczkę i chwycił czarkę w dłoń, kiwając głową znacząco do niej, by zrobiła to samo. Uśmiechnął się szeroko, życzliwie, wesoło. Po prostu szczerze i z głębi serca. - Może jesteśmy spóźnieni o miesiąc z obchodami urodzin, ale to bez znaczenia. Moje życzenia są codziennie jednakowo szczere. Iri, życzę ci szczęścia i zdrowia. Niczego więcej człowiek nie potrzebuje. - podniósł się z miejsca i uniósł dłoń wysoko nad głowę. Może oblałby się alkoholem, gdyby nie jego idealne wyczucie w rękach. Wiedział jak trzymał naczynko i że nawet kropla nie zostanie uroniona przy takim manewrze.
- Zdrowie Iri! - zawołał donośnie, ceremonialnie wręcz, mając minę pasującą do tej właśnie sytuacji. Jakby przewodził jakiemuś wydarzeniu, z którego był dumny.
- Zdrowie! - zawtórował mu gromko tłum gawiedzi znajdującej się w pijalni. Han szybko wychylił czarkę, krzywiąc się przy tym lekko, jako że nie był przyzwyczajony do tego smaku. Podobno był do nabycia, ale nie wszystko co do zdobycia należało rzeczywiście zdobyć. Szybko odstawił naczynko, jak gdyby nigdy nic. To nie tak, że w zamian za ten jeden okrzyk postawił całemu lokalowi po butelce. Mógł zaszaleć - w końcu niedługo miał zostać szlachcicem. Prawie. Przynajmniej pozornie. Sięgnął gdzieś w poła swego ubrania, by wyciągnąć mały zwitek popielatego materiału, obwiązanego schludnie czarnym, drobnym sznurkiem.
- Zamorskim zwyczajem jest wręczać sobie prezenty na urodziny. Szkoda, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Jako kowal mógłbym ci wręczyć broń, ale wątpię, byś miała z niej użytek, a jako jubiler... już wręczyłem ci prezent. Problem w tym, że niewiele więcej potrafię. - mówił jeszcze w trakcie wyciągania prezentu, który w końcu wręczył Yairi. No, a przynajmniej położył naprzeciwko niej. - Proszę. To też praktyczny prezent, tak jak i poprzedni. Gdybyś potrzebowała pieniędzy... z jakiegokolwiek powodu - sprzedaj biżuterię. Nie korzystam z byle jakich metali i kamieni. - mówił zaskakująco poważnie, chcąc podkreślić, że nie żartuje. I że nie ma nic przeciwko, aby Oiran je sprzedała. Może i były prezentami, ale... były tylko prezentami. Zdecydowanie nie ważniejszymi, niż dobro dziewczyny.
A co było w zawiniątku, gdyby Iri chciała je rozpakować? Wewnątrz znajdował się delikatny, ale nie tak delikatny jak wcześniejsza bransoleta, łańcuszek z równie złotą zawieszką. Połączenie złota ze złotem było tonowane grubością tak ogniw łańcuszka, jak i samej zawieszki, która przedstawiała znak znajomy już Yairi. Ćmę. Identyczną jak ta, którą Han się podpisywał. Nie była dodatkowo ozdobiona, a jedynie dobrze oszlifowana - tak że nie było ostrych krawędzi i każdy róg został zaokrąglony.
- Zatem, Iri, może mi wytłumaczysz skąd dowiedziałaś się o mojej narzeczonej? Jestem ciekaw jak wiele uszu i ust musiała przejść ta informacja, zanim trafiła do Ciebie. W końcu moje spotkanie było całkiem kameralne. - specjalnie wrócił do takiego tematu, aby podtrzymać swoje słowa, że nie chce jej przesłuchiwać. Nie chce dopytywać się o Iri. Po prostu chciał rozmawiać naturalnie i poznawać ją. Niekoniecznie od razu pikantne preferencje czy wrażliwe tematy, a po prostu... jak mówiła? Jakich słów używała? Jak wyglądał jej tok myślowy? Proste, podstawowe informacje, na jakie zazwyczaj nikt nie zwraca uwagi. Niewielu jednak ma tak skomplikowaną sytuację życiową, jak Iri. - Niech zgadnę... zaczęło się od służby? A może Twoje wtyki sięgają głębiej w struktury? Może... sam pan Takeda gości niekiedy w Ruri-do? - zaśmiał się perfidnie na koniec, nie robiąc sobie nic z tego, że właśnie dosyć poważnie naruszał dobre imię swego teścia. Czuł się swobodnie przy Yairi, zatem... hmmm, czuł się swobodnie właściwie prawie zawsze, zatem nie przejmował się, że jego zuchwałe żarciki dotrą do uszu ich bohatera. Odwołanie planów połączenia rodzin... wolał nawet nie myśleć jak bardzo miałby przejebane. Nie chodziło o to, co mogłaby zrobić rodzina Takedów, ale co zrobiłaby mu jego własna. Szczególnie dziadek, który zdawał się być najszczęśliwszy z całego tego układu. Z jakiegokolwiek dziwnego powodu. Han podejrzewał, że dziadek Gyo po prostu chciałby dożyć prawnuków, a Hanshin... dosyć poważnie z tym zwlekał.


Lokalna pijalnia sake UbVXmEy
Narracja || Wypowiedzi || Myśli
#3399cc
Hanshin
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
klasa rzemieślnicza
Cytat :
I curse my stars in bitter grief and woe, that made my love so high and me so low.
Zawód :
Mistrz Miecza
Wiek :
20
Gif :
Lokalna pijalnia sake B1nCfD1
Wzrost :
173
Siła :
C
Wytrzymałość :
C
Szybkość :
D
Zręczność :
D
Hart Ducha :
D
Punkty :
172
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
przełamanie lodów
użytkownik napisał pierwszego posta fabularnego
zbawca
zabójca wylosował ponad 20 ocalonych
legenda o Złotym Dziecku
wzięcie udziału w evencie "legenda o Złotym Dziecku"
gang fajniaków
gracz zarejestrowany w 2021 r.
ROK TYGRYSA
pierwsze urodziny forum! (2022)
PUNKTÓW
Yairi
https://hashira.forumpolish.com/t418-yairihttps://hashira.forumpolish.com/t419-yairihttps://hashira.forumpolish.com/t421-yairi#1605https://hashira.forumpolish.com/t420-yairi#1604
Przewróciła oczami z przekąsem. Uśmieszek nie schodził z jej ust.
- Przeznaczenie. No tak. Jakże mogłam zapomnieć o tej wspaniałej sile, która nas popchnęła do siebie i najwidoczniej nieustannie dalej nas do siebie popycha. – Westchnęła dramatycznie. - Gdybym była bezwstydna, to powiedziałabym, że jesteśmy niczym kochankowie rozłączeni przez gwiazdy… - Na jej twarzy pojawiło się teatralne zaskoczenie. - Ojej? Czyżbym jednak to powiedziała na głos? Wybacz, alkohol rozwiązuje mi usta.
Nie trzeba było być geniuszem w czytaniu ludzi, żeby wiedzieć, że absolutnie to nie był alkohol, który przez nią przemówił, a jedynie ta niepohamowana chęć zakłopotania swojego towarzysza. Kompana. Czy może nawet… przyjaciela?
- Żona wie, że podrywasz piękne, niebezpiecznie piękne kobiety, komplementując ich uśmiech? – zapytała rozbawiona, unosząc jedną brew. Komplementy już dawno przestały dla niej grać jakąkolwiek rolę czy mieć jakiekolwiek znaczenie, bo na tym etapie to były puste słowa, które ledwo zapełniały daną chwilę swoim istnieniem. Niezobowiązujące, często nieszczere w rozumieniu chęci wypowiedzenia komplementu, a nie jego prawdziwości. Niemniej kącik jej ust zdawał się drgnąć, a sama Yairi wydawała się chwilowo zerwać kontakt wzrokowy. Była to jednak chwila równie przelotna jak ta, na którą składało się wypowiedzenie komplementu. - Jedna chwila nieuwagi i jeszcze ktoś pomyśli, że owinęłam kolejnego wokół palca. – Zaczęła prostym ruchem nadgarstka kręcić powoli dłonią z kieliszkiem, wprowadzając resztkę sake w ruch. - Jak ja się wtedy wytłumaczę, że właściwie sam do mnie przyszedłeś?
Dopiła resztkę, po czym chwyciła butelkę i nalała sobie kolejny kieliszek. Jej usta jednak uformowały prawie że prostą linię od grymasu, jaki się na nich pojawił.
- O tak, oczekiwania społeczeństwa, rodziny i małżonki – powiedziała drwiącym tonem. - Witamy w świecie szlachciców, podpisywanie bielizny złotymi nićmi jest w pakiecie do awansu społecznego.
Przez chwilę sobie to wyobraziła, takie gacie ze złotymi znakami na „Hanshin”, błyszczące w blasku księżycowego światła, bo z jakiegoś powodu była w stanie go sobie wyobrazić w bieliźnie jedynie po zmroku, jakby mężczyźni (właściwie nie tylko oni) czasem nie chodzili w samych majtkach podczas leniwych letnich poranków. Zaśmiała się sama do siebie z nieco pijackim chichotem, jednak zaraz potem wróciła do siedzącego przed nią Zabójcy Demonów.
- Zresztą nie piernicz, dobra partia z ciebie. A co się jej nie spodoba, to sama chętnie wezmę – powiedziała zdecydowanie, po czym dodała: - Bez urazy.
Należy jednak mieć na uwadze, że to nie było żadne wyznanie miłosne. Zresztą nietrudno było to potraktować jako gryps z jej strony, skoro w końcu jej życie składało się z kolejnych mężczyzn wpadających w posiadanie jej w danej chwili. Też prawda, że gdyby nie czuła się dobrze w jego towarzystwie, to pewnie nie wypowiadałaby tak zuchwałych stwierdzeń. I chociaż może to nie było wyznanie miłosne, to jednak dalej świadczyło to o tym, że dogadywali się wręcz wyśmienicie, co było aż momentami dla niej nie do pojęcia. Były dni, kiedy chciała od niego uciec, bo jak to jest możliwe, że zupełnie przypadkiem trafiła na kogoś, kto faktycznie chciał ją poznać i kto faktycznie wydawał się zachęcony do spędzania z nią czasu. Dla niej było to wręcz nie do pojęcia.
- Bo teraz ja się zarumienię – powiedziała i żartobliwie uderzyła go w ramię, pochylając się nad stolikiem i prawie wylewając butelkę, którą w ostatniej chwili zgrabnie wyminęła. - Mam swoje zasady i nie podrywam przyszłych żonatych mężczyzn o bujnych włosach. Chyba że weźmie za to odpowiedzialność, to wtedy jest to zupełnie inna rozmowa – powiedziała, po czym wzruszyła ramionami. Zatrzepotała ładnie rzęsami, po czym zachichotała w nieco złowieszczym tonie.
- Zazdroszczę jej każdej minuty, którą może spędzić w twoim towarzystwie – powiedziała z przesadnym westchnieniem dziewicy. Usta jej nawet drżały od emocji, jakie z łatwością przywołała na swojej twarzy i w swoich gestach. - Jesteś jedynym mężczyzną, jaki się liczy w moim smutnym życiu. – Pochyliła się i złapała go za ręce. Jedną dłonią zakryła ich złączone, niejako zamykając go w swoim uścisku. - Jeśli nie będzie chciała mieć twoich dzieci, to wiesz, gdzie mnie znaleźć – powiedziała ściszonym, jednak absolutnie poważnym tonem, po czym poklepała jego dłonie niby w akcie pokrzepienia. Zaraz potem jednak wybuchła podobnie złowieszczym śmiechem co poprzednio. - Zapomniałam upomnieć, że podczas picia ze mną możesz skonać albo od upojenia alkoholowego, albo od wstydu i zakłopotania. Upsik. – Jej uśmiech przybrał nieco ostrzejszy wyraz. - Teraz musisz to znosić.
Szybko jednak to zniknęło, a wróciła do najbardziej neutralnego, ale też i naturalnego usposobienia. Wydawała się nie tyle rozczarowana, co nieco zagubiona tym stwierdzeniem, jakby zupełnie się tego nie spodziewała. Była ekspertem w odgrywaniu odpowiednich roli, ale kiedy miała wolną rękę, to czasem można było zobaczyć jej delikatne potknięcia. Hanshin jednak bardzo często sprawia, że nie wie za bardzo co mu odpowiedzieć poza przekonywaniem go, że właściwie każdy podział na Iri i Yairi jest bezcelowy, ponieważ ostatecznie i tak tworzyły jedność, która normalnie funkcjonowała na tym świecie. Całkowicie rozumiała ten podział na jej społeczną i prywatną sferę, jednak cały czas uznawała ją za zbyteczną, ponieważ czy wtedy nie implikuje ona, że udawała? Że nie pokazywała się z innej strony, a tworzyła całkowicie inną osobę?
- Zresztą co to za żądania. Twierdzisz, że jestem nieszczera? – zapytała, ponownie uciekając do teatralnych gestów i tonów. - Że mogłabym nie pokazywać siebie? Hanshin, ranisz moje uczucia. – Jej ręka spoczęła na przestrzeni pod obojczykami, mniej więcej w miejscu, w którym zaczynały się jej piersi. - Nie mam w zwyczaju kłamać ludziom. – Pauza. - Przynajmniej nie tym, którzy potrafią być więcej warci niż zwykłe słowa.
Patrzyła na Hanshina zza krawędzi czarki, którą uniosła do ust i przytrzymała w tym miejscu, nawet jeśli już dawno wzięła łyk i jedynie teraz moczyła usta w alkoholu. Powstrzymała się od rozbawionego prychnięcia, przez które powietrze mogło potencjalnie wylecieć w tym kontrolowanym i gwałtownym wydechu i rozlać napój na jej twarzy. Zaraz jednak odstawiła czarkę.
- O tak, tak jak uwierzyłaby mi, gdybym powiedziała, że nigdy w życiu się nie kochaliśmy, ale widziałam twoje przyrodzenie – powiedziała absolutnie poważnym tonem. Zrobiła łyk i odstawiła kieliszek trochę mocniej niż trzeba. Cały czas miała absolutnie pokerową twarz, a jej głos nie zdradzał rozbawienia, jakie nią trzęsło wewnątrz. - Oceniam na całkiem przydatne. Czasem gorzej nim włada niż stalowym mieczem. Ale strumień jest mocny, niczym górski potok – powiedziała tonem bardziej kelnerskim, jakby przedstawiała dzisiejsze menu. Albo gdyby informowała o nowym gatunku ziemniaka, jaki udało się wyhodować na japońskim gruncie. Towarzyszył temu naturalny kontakt wzrokowy i absolutny brak zmieszania wobec wymawianych słów. Zupełnie jakby opowiadała o normalnym zajściu w domu albo jakby wykładała jakiś przedmiot w jednej z tych szkół, do których uczęszczała w różnych miejscach, żeby nikt się nią za bardzo nie interesował. Chwilę utrzymała ten wyraz twarzy, po czym prychnęła i prawie opluła się ze śmiechu, który przypominał trochę rechot z czkawką. - Wolisz, żebym zanegowała i powiedziała, że wcale nie czy żebym pokiwała głową i powiedziała, że jesteś absolutnie pojebany?
Gdyby tak pomyśleć, to nie było to aż tak zaskakujące, że Hanshin jednak stronił od picia. Właściwie w przypadku wojowników znała jedynie dwa rodzaje ludzi – tych, którzy właściwie wdychali alkohol oraz tych, którzy obchodzili go szerokim łukiem. Nie żeby miała problem z alkoholem (bardzo śmieszne, bardzo śmieszne), ale nie wiedziała czy ma podziwiać abstynentów, czy im się dziwić, że świadomie odmawiają jednego ze środków odurzających i pozwalających na przetrwanie najgorszych chwil na tym padole łez, jakim było życie. Nie mogła pić za często, jednak tak samo często znajdowała się w grupie, która śmiało wykradała butelki z alkoholami z zapasów Madame. W końcu alkohol służył do spożycia, zatem czy spożyły go teraz, czy nie, co to była za różnica?
(Tak naprawdę różnica była taka, że ten alkohol nie był docelowo przeznaczony dla nich, ale to jest drobiazg, który można było pominąć.)
- To jest właśnie w tym najlepsze, szanowny kolego, którego przyrodzenia nigdy nie widziałam. Rozpływasz się bardziej niż kurwa w męskich ramionach.
Jej myśli chwilowo zatrzymały się wokół paru niewyraźnych pomysłów czy konceptów, których nie miała zbytnio sił rozwinąć, ale jednocześnie skutecznie okupowały jej głowę. Pierwszy z nich – dlaczego konkretnie męskich? Akurat w jej przypadku nie miała takich sytuacji z klientami – czy też klientkami – ale nie było jej obce leżenie w objęciu kobiety. Mało tego, nie było jej obce leżenie w otoczeniu wielu kobiet. Mało tego, nie czuła absolutnego skrępowania przy rozebranych kobietach, słyszała masturbujące się kobiety, a wręcz podczas wieczorów wypełnionych upojeniem alkoholowym, kiedy nie czuła jak jej ciało jest przygniatane przez ciężar istnienia i otaczającego ją świata, to miała okazję sprawdzić różnicę między pocałunkami mężczyzny a pocałunkami kobiety. Jednak tak jak zwykle nie czuła tej iskry pożądania, tak w obydwu przypadkach była ona czasem jak przebłysk wielokrotnie zmętnionego pragnienia. Nie miała absolutnie żadnych momentów, kiedy na widok kobiety chciała się przed nią kajać, dać się podeptać i rozebrać do naga.
Po drugie, dlaczego przytoczyła akurat ten przykład? Nie żeby miała coś do objęć – taki kontakt skóry ze skórą czasem potrafił być naprawdę kojący i utwierdzający w rzeczywistości, ale czy naprawdę nie potrafiła znaleźć innego przykładu niż uciekanie się do swoich doświadczeń kurwy? Była to dużo bardziej rozwodniona myśl w stosunku do tej poprzedniej, jednak ta też zdołała przez chwilę zatrzymać ją i niejako „wyłączyć” na otaczający ją świat.
Zatem drgnęła, kiedy usłyszała tłum odpowiadający na słowa Hanshina.

Spojrzała nieco spanikowana po ludziach, którzy nie mieli problemów ze skandowaniem i życzeniem pomyślności jakiemuś losowemu imieniu, do którego pewnie nawet nie potrzebowali dopasować twarzy. Spojrzała na Hanshina, który wręcz wydawał się promienieć niczym słońce na letnim niebie. Albo to kwestia oświetlenia. Jej twarz wydawała się rozgrzewać do czerwoności jak żelazo, które potem uderzał i formował w wymyślne kształty.
- A to podobno ja wstydu nie mam, na bogów – wymamrotała i odwróciła głowę w geście zakłopotania, co było naprawdę niezwykłym osiągnięciem. Zwykle to ona kłopotała ludzi, a nie na odwrót, będąc pod wpływem alkoholu czy nie. Jej twarz była tak czy siak zarumieniona od ilości alkoholu, jaką zdążyła już spożyć, jednak jej usta mimo wszystko były delikatnie wykrzywione w grymas bardzo bliski uśmiechowi. Być może właśnie doświadczała uczucia, które paliło ją w środku zupełnie jak alkohol, jednak było dużo bardziej przyjazne w swojej naturze.
- Nie dziękuję, bo jeszcze się nie spełni, i mam nadzieję, że sam będziesz uważał na swoje zdrowie i szczęście – odpowiedziała jednak szczerze, dalej nie patrząc na niego. Potrzebowała jeszcze chwili, żeby się uspokoić, a następne słowa całkowicie ją wzięły z zaskoczenia.
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła, że nie miała gruntu pod nogami, bo ktoś go właśnie wysunął spod jej nóg. Jakby, to nie chodzi o to, że nie była zaznajomiona z prezentami, ponieważ praktycznie wbicie się do oiranek czy taiyuu to było jedno wielkie przekupstwo, jednak to się działo zwykle za jej plecami i podarunkami były jedynie coraz to większe sumy pieniędzy. Dawno nie… Właściwie czy w ogóle dostała kiedykolwiek coś, co można było nazwać prezentem od przyjaciela? Dziewczęta z Ruri-do mimo wszystko nie mogły się zaliczyć do tej listy, ponieważ mieszkała z nimi, ponieważ były częścią jej świata, ponieważ praktycznie były tu cały czas. Stanowiły pewnego rodzaju rodzinę czy społeczność w obrębie drewnianych krat i ścian burdelu. Ale czy dostała kiedykolwiek coś takiego…? Czy jakkolwiek zasługiwała na coś takiego…?
Praktycznie działała automatycznie, ponieważ nie była w stanie za bardzo zrozumieć dlaczego ten Zabójca Demonów, który ma narzeczoną, który obraca się wśród tylu ludzi w tylu miastach, który praktycznie ma dużo większe pole manewru niż ona… Dlaczego ktoś taki w ogóle marnował na nią czas? Dlaczego jej go poświęcał? Podczas ich paru spotkań zdążyła poznać go na tyle, żeby wiedzieć, że faktycznie nie ma żadnych ukrytych zamiarów, a wręcz nie do pomyślenia jest wykorzystanie jej chwili nieuwagi, zawładnięcia nad nią, sprowadzenia jej do parteru i wyginania zgodnie z własną wolą.
Nie wiedziała co powiedzieć, więc ledwo praktycznie wydukała podziękowania.

- Jest piękny. Dziękuję. – Trzymała naszyjnik w rękach tak ostrożnie, jakby trzymała w rękach niemowlę lub rodzinną pamiątkę. Zaraz jednak szybko założyła go na szyję, a potem jeszcze raz potrzymała w dłoniach zawieszkę, która teraz wisiała na łańcuszku wokół jej szyi. - Muszę wymyślić, jak go schować przed innymi, bo same kurwy mam w domu – mruknęła jakby trochę bez sił, co tylko świadczyło o tym, jak bardzo nowa jest to dla niej sytuacja. Czuła jak do oczu napływają jej łzy, więc chwyciła czarkę, odstawiła ją, po czym chwyciła za butelkę z alkoholem i jednym haustem, prosto z butelki, wlała w siebie dosyć sporą ilość z jej zawartości. Odstawiła butelkę, przetarła niedbale wierzchem dłoni usta i odchrząknęła od guli, która strasznie chciała utrudnić jej dalsze mówienie i wypowiadanie się.
Przyjemne otumanienie powoli muskało tył jej głowy. Znała swoje limity i wiedziała, że powinna zaraz przestać, jeśli nie chciała żałować swoich powziętych decyzji i nie chciała stracić orientacji w czasie i terenie. Powinna coś zjeść, ale nie mogła wymyślić co, a zamówienie samego ryżu byłoby dosyć dziwne. Nie słaniała się, ale prawy kącik jej ust był delikatnie uniesiony jak w jakimś jednostronnym grymasie zadowolenia.
- Myślisz, że zdradzę ci moje sekrety branżowe? – zapytała całkiem wyraźnie, mamrotając jedynie dwa ostatnie słowa. Z każdą chwilą jednak wydawała się coraz bardziej przytomna. Być może nowa porcja alkoholu przeszła i jej organizm jeszcze nie stracił kontroli nad sobą. - Gdybym była aż taka łatwa, to już bym od dawna leżała w grobie, błagam – prychnęła.
Uśmiechnęła się szeroko, po czym wstała bezceremonialnie. Wzięła swoje siedzisko i przysunęła je bliżej chłopaka, po czym bezceremonialnie na nim usiadła.
Zbliżyła się do niego z niemal zuchwałym uśmiechem.
- Ale jeśli chcesz, żebym uchyliła ci rąbka tajemnicy… - Przechyliła delikatnie głowę na bok, niczym drapieżnik obserwujący zwierzynę. - Znaj moją dobroć, skoro są moje urodziny, to sama obdaruję cię „prezentem”.
Przeciągnęła się nagle, aż kości strzeliły jej gdzieś na wysokości łopatek, a dekolt niebezpiecznie zafalował.
- Po pierwsze, służba to bardzo dobry trop. Sam pan Takeda już niezbyt. – Panowie feudalni nie zniżaliby się do poziomu służby, żeby komuś przez chwilę obrobić dupę. Służba jest od służenia, zatem najczęściej dla nich przeznaczona jest ta wersja wydarzeń, która znajduje się w ich wycinku świata ograniczonego przez zakres ich kompetencji. Prości ludzie nie będą wiedzieć o polityce dworskiej, o walce na i o honor czy o pertraktacjach, jakie zostały podjęte w celu przedłużenia rodu. Ci, którzy nie wiedzieli jak trzymać język za zębami, zwykle kończyli najgorzej i najszybciej. Należy karty mieć przy sobie i nawet jeśli przeciwnik wie, że blefujesz, to niech tkwi w tym przekonaniu, bo ma dosłownie 50% szans na to, że faktycznie tak jest. A jeśli faktycznie blefujesz, to należy to zawoalować tyloma warstwami, ile tylko się da, aby druga osoba zdążyła się między piątą a dziesiątą zgubić. - Po drugie, nie doceniasz siły zazdrości, mój drogi Hanshinie. Sam przyznałeś, że nie rozumiesz tego wyboru, a jeśli sam zainteresowany go nie rozumie, to jak mają go zrozumieć zwykli postronni? Wystarczy odpowiednio zarzucić wędkę, a rybki same się nadzieją na haczyk i nawet same wyłowią. Nie trzeba nawet zbyt głęboko sięgać. – Zazdrość to jedno z najlepszych źródeł motywacji, jakie może być. Udowodnienie swojej racji, swojej pozycji, swoich wpływów… Wszystko to wychodzi z zazdrości i często poruszanych lęków czy kompleksów, które jedynie racjonalizują działania. Chęć zdobycia wiedzy zawsze tam się znajdzie, bo rozpocznie się poszukiwanie jakichkolwiek słabości lub okazji do ujrzenia porażki i upokorzenia obiektu zazdrości. - Zazdrosne kobiety złorzeczą, a zazdrośni mężczyźni szukają potwierdzenia swoich racji. Wystarczą jedne bardziej rozwiązłe usta, żeby się dowiedzieć, że śliczna córeczka Takedów zostaje wydana za, cytuję, uliczne ścierwo bez statusu. – Czy ktoś tak dosłownie powiedział? Już nie pamiętała, ale mniej więcej taki był przekaz. Proszę tylko nie zrozumieć jej źle, bo absolutnie zapamiętywała ważne informacje, a to nie była szczególnie ważna informacja. Zresztą to określenie niezbyt się jej podobało, a frustracja z tego powodu akurat nijak by się jej przydała. - Po trzecie…
Oparła się łokciem o blat i zwróciła się całkowicie w jego stronę. Było czuć od niej pewien rodzaj determinacji, który graniczył z groźbą czy też po prostu bardzo widocznym niebezpieczeństwem. Nie było jednak trudne do zauważenia, że może nie była to pusta groźba, co bardziej przyznanie się do obrony.
- Moje pnącza sięgają głębiej niż się wydaje, drogi Hanshinie. Jednak ostatecznie są tylko pnączami – powiedziała cicho. - Nieskuteczne, jeśli ktoś wie jak ich uniknąć. Złowieszcze, jeśli ktoś wie, jak używać ognia.
Zamknęła jednak na chwilę oczy, po czym uśmiechnęła się szeroko. Alkohol wydawał się powoli brać nad nią górę, jednak była cały czas świadoma tego, co robi. Po prostu jej gesty teraz trochę bardziej zdradzały to zachwianie, tą podatność na ruchy, jej słowa wydawały się plątać ze sobą na ostatnich sylabach w jej zdaniach.
- Zatem jeśli przyszłaby ci do głowy kiedyś myśl o zniknięciu, to wiedz, że cię znajdę jak pchła końską dupę – powiedziała nagle całkowicie poważnie. Groziła mu nawet palcem. - Myślisz, że nie sięgam poza Edo, ale wystarczy dobrze zapłacić, trochę się spocić i wszystkie drzwi będą stać otworem.
Upicie się powodowało, że była jednak trochę bardziej podatna na swoje emocje. Na swoje żale. Na swoją emocjonalną zrogowaciałość, która wcale nie chciała być taka szorstka w dotyku. Dużo łatwiej uderzało ją jak bardzo straszna jest rzeczywistość i jak bardzo jej życie nie ma wszelkiego znaczenia w obliczu wielkiego miasta. Madame jest w stanie wynieść wszystkie swoje podopieczne na status wręcz szlachecki, ale praktycznie nie miało to żadnego znaczenia. Były dalej tylko kurwami, które należało przeruchać, one musiały uważać, żeby się nie zaciążyć, a i tak w pewnym momencie właściwie miały do wyboru życie jako żebraczka albo podeszła kurwa.
Znowu złapała go za dłonie.
- Zresztą nie wiesz, co to znaczy zawzięta kobieta. Jeszcze nie wiesz. – Pauza. Zmrużyła oczy i nieco się odchyliła, jakby taksując go wzrokiem. - Dzisiaj mi narzekasz na brak miłości, a jutro będziesz mi opowiadać z błyskiem w oku o pierwszych wnukach. Już ja was wszystkich znam. – Pogroziła mu palcem, a potem wcisnęła go w jego policzek, stopniowo zwiększając siłę nacisku, aż głowa Hanshina delikatnie się odchyliła jak sprężyna. - Zawsze tak gadacie, a potem żyjecie w bajce – powiedziała cicho, jednak wbrew pozorom nie była to pretensja. Nie miała mu niczego za złe. Zamknęła oczy i wykrzywiła się.
Zaczęła się bawić jego palcami.
- Zresztą zasługujesz na to, Hanshin – oznajmiła tak samo cichym głosem jak poprzednio. - Zasługujesz na to, żeby dobre rzeczy cię spotykały.
Przez chwilę nic nie mówiła, po czym znowu się skrzywiła i znowu wcisnęła mu palec w policzek.
- Spróbuj obrócić moje słowa przeciwko mnie, a rozbiję ci butelkę o głowę.
Należy mieć na uwadze, że była to absolutnie poważna groźba. Butelkę miała praktycznie pod ręką. Jedno słowo i leci, naprawdę, nie żartuję! Chociaż czy może ktoś już jej zabrać butelkę? Nie jest to co prawda jej limit, ale jeśli nic nie zje, to wypali się szybciej niż fajerwerk. Czyli bardzo szybko, co nie.
Yairi
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
szlachta spoza dworu
Cytat :
artism of meaninglessness
Zawód :
Oiran / Informator
Wiek :
23
Wzrost :
150 cm
Siła :
Wytrzymałość :
Szybkość :
Zręczność :
Hart Ducha :
Punkty :
0
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
przełamanie lodów
użytkownik napisał pierwszego posta fabularnego
gang fajniaków
gracz zarejestrowany w 2021 r.
ROK TYGRYSA
pierwsze urodziny forum! (2022)
PUNKTÓW
Hanshin
obake

https://hashira.forumpolish.com/t381-hanshinhttps://hashira.forumpolish.com/t394-hanshin#1235https://hashira.forumpolish.com/t586-hanshin-chronologia#3164https://hashira.forumpolish.com/t589-hanshin-relajce#3167
Zdecydowanie nie trzeba było być geniuszem, aby zrozumieć, że te słowa nie były wynikiem wlania w siebie sake, a czystej chęci zrobienia sobie żartów z, już uwiązanego, Hanshina. Może właśnie dlatego rozgryzł tę zagadkę bez problemu - w końcu geniuszem młody Kanuchi nie był. No, może w dziedzinie swojego ukochanego rzemiosła, ale nie o to chodziło. Westchnął, kiwając głową na boki. Rzadko wzdychał i zazwyczaj robił to tylko wtedy, gdy nie miał nic więcej do powiedzenia albo nie wiedział co powiedzieć. Zatem... nie zdarzało się to często, bo Han należał do wyszczekanych. Nie zawsze mówił mądrze, ale zawsze mówił. Częściej słyszał "mogłeś się nie odzywać" albo "ucisz się wreszcie", niż "odezwij się". Teraz jednak... nie miał za bardzo jak zareagować na te śmiałe sugestie Yairi. W końcu mowa była o kochankach, a od tego tematu już niedaleko do zdrady. Jakby Taiyo była szczególnie uparta, to już mogłaby posądzać swego narzeczonego o niewierność, zaś on przecież, on momentu poznania jej, nie dotknął żadnej innej kobiety.
- Podrywam? Nie przypominam sobie, abym cię podrywał. Ja jedynie wyrażam to, co myślę. Głoszę własne spostrzeżenia. - odezwał się nieco figlarnym tonem, wskazującym, że coś sugeruje. Albo knuje. - Jest to podrywem tylko wtedy, gdy chcesz żeby to było podrywem. - pociągnął dalej i pochylił się nad stołem, zbliżając twarz w stronę Iri. Uśmiechnął się w sposób, który znała doskonale - ten jakże wyuczony i czarujący. Jednak nie sztuczny, nie, nie. Han był rzemieślnikiem, a nie aktorem. Nie udawał. On znał metody, by osiągnąć upragnione efekty. Odpowiednia mimika, ton głosu, zbudowanie sytuacji i trochę, troszeczkę, dosłownie szczypta, własnego wdzięku. - Zatem, Iri, chcesz być podrywana? - zapytał półgłosem, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Odezwał się tak, jakby rzeczywiście składał propozycje i jakby rzeczywiście coś sugerował. A czy to robił? Przeciągająca się cisza mogła wskazywać na to, że tak, ale... no właśnie, było ale. Nim Yairi odezwałaby się, jak tylko spróbowałaby cokolwiek powiedzieć, to Kanuchi wybuchnąłby śmiechem, przerywając jej. Zrobiłby to też w momencie, gdyby cisza zrobiła się niezręczna. Odchylił się do tyłu, rozluźniając zbudowane napięcie, o ile jakiekolwiek odczuwała jego... hmmm... tak, przyjaciółka.
Nie był geniuszem. Dlatego nie wiedział dokładnie dlaczego Yairi wspomniała o tym owijaniu wokół palca. I czemu miałaby się przed kimkolwiek tłumaczyć. Może żartowała? Najpewniej żartowała, ale z jakiegoś powodu Shin poczuł się, jakby mu grożono. "Zachowuj się tak dalej, a zrujnujesz sobie małżeństwo". A może to było ostrzeżenie? Tak, zdecydowanie nie był geniuszem. Wolał ten temat przemilczeć, bo powoli zaczynało do niego docierać, że nie jest już po prostu Kanuchi Hanshinem, kolejnym kowalem tak, jak nakazywała tradycja. Tak, jak nakazywało nazwisko, które uzyskali tylko i wyłącznie przez swoje rzemiosło. Chociaż nie było to byle jakie osiągnięcie, bo "linia" Kanuchich była bogata w naprawdę najwyższej klasy rzemieślników, tak nikt o nich nie mówił. Nikt nie interesował się jedynym i najstarszym synem. Intrygi były zupełnie mu obce, a teraz wchodził w środowisko, które obfitowało w tę socjalną wojnę. Mógł zachować swoją obietnicę, mógł nawet powstrzymywać się przed czymkolwiek, co sugerowałoby zdradę lub jakikolwiek rodzaj niewierności, a gdyby tylko znalazł się ktoś dostatecznie "życzliwy", to mogło to wszystko nic nie znaczyć. Wystarczyłoby, że widziano go w Edo z Oiran, a nie wiedziała o tym Taiyo, która przecież też mieszkała w tym miejscu. Nie trzeba było dodawać, że śmiał się przy niej, obdarowywał ją prezentami, spędzał z nią urodziny i komplementował. To wszystko nie byłoby konieczne, aby postawić go w złym świetle, ale było jakże użyteczne, by uzasadnić fałszywe zarzuty.
Nie podobało mu się to.
Czyżby naprawdę nastał czas, aby się zmienić? Czyżby pierwszy raz w życiu Hanshin doszedł do wniosku, że z pewnych rzeczy musi sobie pomóc wyrosnąć? Że nie przeminie to tak o, z siebie? Że wreszcie sam zacznie kształtować swój charakter, a nie pozwoli życiu i własnemu losowi zrobić to za niego? Świat miał jego życie w rękach i właśnie pukał do drzwi. "Czas zamienić się na miejsca". "Jest za wcześnie dla mnie. Nie ma szans, żebym dał radę ogarnąć ten bajzel". Jedyna właściwa odpowiedź jaka przychodziła Shinowi do głowy. Bo jedyna szczera.
Roześmiał się wręcz dziecinnie na kolejne słowa Iri o "partii". Brzmiał tak beztrosko, szczerze wesoło. Właściwie zdawał sobie sprawę, że tego typu uczucia nie miał... od dawna. Bardzo dawna. Nie, czekaj. Miał je kiedyś? Na moment, gdy już uspokajał swój śmiech, wyglądał tak, jakby właśnie nadepnął na jeża. Coś go ukłuło, ale nie fizycznie. Zdał sobie sprawę, ale tak naprawdę-naprawdę, że nigdy nie miał prawdziwych przyjaciół. Miał wielu znajomych, ciężko było się nie poznać z wieloma osobami, gdy miało się tak otwartą, społeczną i ekscentryczną osobowość, ale nikogo nie poznawał lepiej. Żył swoim życiem, zajmował się swoimi marzeniami, celami, ambicjami, a inni ludzie byli tylko i wyłącznie przypadkowymi wydarzeniami. Losowymi. Napotykał ich niekiedy, spędzał trochę czasu i... tyle. Na tym się kończyło. Nie wychodził na spacery, by porozmawiać. Nie spotykał się na wspólnych zabawach. Nie chadzał do innych domów. On, naprawdę, nie miał nigdy przyjaciół. Brzmiało to niestety smutno, aczkolwiek sam Hanshin nie czuł żadnego smutku. Już raz rozmawiał z Yairi na ten temat, ale wtedy po prostu przyznał, że nie miał przyjaciół i tyle. Nie pociągnęło go to o krok dalej, by zdać sobie sprawę z oczywistej rzeczy - konsekwencji nieposiadania przyjaciół. Teraz było inaczej. Docierało do niego, że nie śmiał się tak szczerze odkąd zginęła Mayumi. Czy siostrę można nazywać przyjaciółką? Pewnie można, ale tę relację Han zaliczał jako coś innego, wyjątkowego. Nie w stylu przyjaźni, którą można zyskać i stracić. Więzi krwi były nierozerwalne. Tak czy inaczej, to że kowal zdawał sobie sprawę dopiero teraz, po ponad dwudziestu latach swojego życia, że nie miał przyjaciół znaczyło tylko jedno - nigdy ich nie potrzebował. Czy to dobrze? Czy to źle? Cholera wie. Zdecydowanie nie Hanshin, nie-geniusz.
Można było uwodzić dziesiątki czy setki kobiet, a dalej nie rozumieć sugestii. Albo żartów. Albo... po prostu ich. Mowa o "dobrej partii" i "braniu czego nie weźmie" spłynęła po nim jak po kaczce. Odebrał to jak doskonały żart, który go szczerze rozbawił, chociaż od początku wiedział, że po prostu droczy się z nim. A przynajmniej tak uważał. Następna wypowiedź zaczęła wzbudzać w jego umyśle iskierki podejrzenia, że ten temat jest poruszany dosyć często. Drugi raz, jasne, ale raz za razem. Han nie miał zamiaru brać żadnej odpowiedzialności za podrywanie, bo nie zamierzał nikogo podrywać, ani być podrywanym. Na to drugie nie miał wielkiego wpływu, ale jeżeli tylko mógłby mieć, to wolał to ograniczyć. Najlepiej do zera. Wciąż Han, niedomyślnie albo idealnie wpasowując się w nastrój, uważał że to wszystko to żarty. W przerysowany sposób naprężył się, wypiął klatkę przed siebie, brodę uniósł wysoko, a swoje dłonie wplótł w te "bujne włosy", by teatralnie odrzucić je na boki, nadając im jednocześnie trochę "objętości".
I wtedy zaczęły się słowa o zazdrości. I to nie byle jakiej, ale ze spędzania każdej minuty u jego boku. Hanshin pozornie zastygł w swojej pozie, jednak jego głowa powoli opadała, a spojrzenie jak i mina nabierały powagi. Trzeci raz? Czy właśnie trzeci raz sugerowała coś pod rząd? W tym momencie Kanuchi zaczął się zastanawiać... czy na pewno to żart? Albo taki żart, który jest prawdą, ale wypowiedziany z całą oprawą dowcipu, by idealnie zamaskować prawdziwe uczucia, jakimi jest nacechowany? Jeżeli jednak tylko z nim się droczyła, to... łał, była przekonująca. To nie tak, że Kanuchi poczuł się, jakby ktoś mu wyznawał miłość, ale było to wystarczające, by zaczął brać to jako pewną opcję. Nie ważne jak bardzo lub mało prawdopodobną. Nadzwyczaj dedukcyjny umysł Zabójcy nie poprzestawał w tym miejscu, no bo - jeżeli Iri dalej sobie kpi z niego, to raczej powinna być świadoma tego, jak to odbierze, gdy powtórzy pewną sugestię trzy razy. A może... a może właśnie o to chodzi? Może właśnie jest tak zaawansowaną aktorką, że bierze pod uwagę te rozważania wewnątrz swojej nieszczęsnej ofiary o bujnych włosach? Przebiegła, przebiegła lisica. Mogła posunąć się tak daleko, by tylko naprawdę zażartować sobie z Kanuchiego i wzbudzić w nim całą gamę różnych emocji oraz rozważań tylko po to, by być tego świadkiem. By ujrzeć jak jego żywiołowa dusza rozpala się i przygasza. Raz za razem.
Okej, to robiło się zagmatwane. Ta mina, drżące usta - jasne, kowal potrafił to jeszcze podpiąć pod grę, ale gdy złapała go za dłoń i wypowiedziała te słowa... jego oczy otworzyły się szerzej. Jak miał na to zareagować? Czy właśnie usłyszał już czwartą z rzędu sugestię oraz kolejne wyznanie? Wyglądał, oj wyglądał na naprawdę zdezorientowanego, bo taki właśnie był. Nie chciał dać się złapać na tym, że jej uwierzył, ale z drugiej strony - jak bardziej oczywista mogłaby być? Ponownie zapadał w spiralę rozmyślań, które były jego ukochaną metodą dedukcyjną, mającą rozjaśnić w jakiej znajdował się sytuacji. Mniejsza z tym, że zazwyczaj to narzędzie prowadziło jedynie do większego zagmatwania, a Han rozumiał jeszcze mniej.
Teraz nie zdążył nawet rozpędzić się w swoich myślach, bo oberwał kolejnym ciosem. Zamurowało go.
Dzieci? Moje dzieci? Z Iri? Nasze dzieci z Iri? Dzieci z Iri? Mieć dzieci? Z Iri?
Pobladł. Ton jej wypowiedzi i ogólna atmosfera sprawiła, że przy piątej sugestii, w dodatku tak przekonującej, coś w mózgu Hanshina się przegrzało i odłączyło go. Gdyby to był ktokolwiek inny, ale nie Yairi, to takie słowa nie zrobiłyby na nim najmniejszego wrażenia. Zażartowałby coś, odbił piłeczkę, ale teraz... był uwiązany. Samo narzeczeństwo niewiele znaczyło - w końcu podkreślała mu kilka razy, że mężowie też są jej klientelą. Zatem, dlaczego nie mogliby być kochankami? To tworzyło szansę, ale nie, z Shinem jej nie było. Iri doskonale wiedziała, zdawała sobie sprawę, że kowal nie złamie złożonej obietnicy. Nie zawiedzie Taiyo. Zatem było jasne, że jeżeli cokolwiek do niego czuje albo podejrzewa się chociaż, że mogłaby czuć, to jest to nie do spełnienia. Niepowracalnie. Dlatego mogła teraz mówić te wszystkie słowa. Dlatego mogła teraz żartować w ten sposób. Dlatego Han tak zareagował.
Wybuch śmiechu nie do końca rozluźnił Kanuchiego, a może raczej - rozluźnił tylko na chwilę. Dopóki Yairi nie odezwała się znowu i znowu nie próbowała zrzucić winy na alkohol. Ale... już wcześniej zdał sobie sprawę, że korzystała z niego jako pretekstu, niż ten rzeczywiście robił na niej wrażenie. Westchnął ciężko, naprawdę ciężko i jak na niego - za ciężko. Zwiesił głowę, nabierając kolorów i krzywego uśmiechu na twarzy.
- Daj mi odsapnąć. Zapominasz, że jestem jedynie kowalem. Jesteś zbyt przekonywująca, bym potrafił grać w tę grę z tobą na równi. - przetarł twarz dłonią. Wolał sobie wmówić, iż to wszystko było winą różnicy ich poziomów. Po prostu Iri, nawet w żartach, potrafiła być kurewsko, hehe, wiarygodna. A on, chociaż cwany, obyty w słowach, nie potrafił grać i nie potrafił aż tak czytać ludzi. W końcu nie on parał się handlem informacjami, a te potrafiły być przekazywane w najsubtelniejsze i najbrutalniejsze ze sposobów. A on rozróżniał jedynie te wypośrodkowane z całego spektrum. - Nieźle mnie nabrałaś. Powinno być ci wstyd, że tak bawisz się sercem zajętego mężczyzny. - mówił tonem żartobliwym, podnosząc głowę i znów nawiązując kontakt wzrokowy. Sęk w tym, że nie żartował. No, może z tym wstydem, bo nie uważał że konkretnie powinna czuć wstyd, ale... była bezlitosna. Mogła mu dać chociaż jakieś fory lub stabilne oparcie, do którego mógłby się odwołać, by sobie to wszystko jasno uzasadnić żartem, a ona wręcz przeciwnie - zrzuciła winę na alkohol, który przecież sama zobrazowała jako ten, który nie ma wpływu na jej słowa. Zabrała to oparcie już wcześniej, o kilka kroków wcześniej. Umyślnie lub nie - zamiast ręki wystawiła brzytwę, o którą Han, zgodnie z potencjalnymi przewidywaniami, się skaleczył, gdy jej chwycił.
To nie był alkohol.
Przekrzywił głowę i z pobłażaniem patrzył na nią w odpowiedzi, na kwestię o kłamaniu. Przecież właśnie tym się zajmowała. Właśnie to robiła na co dzień. Niezależnie czy jako Oiran, czy jako handlarka informacjami. Kłamała mężczyzn, że są wspaniali, że doprowadzają ją do szczytowania raz za razem. Kłamała też rozmówców, by dowiedzieć się ociupinkę więcej. Każde słowo miało swą wagę w złocie. Tak czy inaczej, Han nie uważał, że Iri go okłamuje. Odnosił wrażenie, że od ich pierwszych wspólnie zamienionych słów są ze sobą szczerzy. Jasne, były niedopowiedzenia, może nawet półprawda, ale nie czyste kłamstwo. Przemilczał ten temat, chociaż miło było usłyszeć, że jest człowiekiem, który kładzie nacisk na znaczenie słów, a nie na same słowa. Właśnie to próbował sobą reprezentować - czyny. Nie słowa.
Chociaż właśnie się odchylał do tyłu, to nagle zadrzewiał w stawach. Zatrzymał się, a jego oczy otworzyły się szerzej. Spojrzenie opadało nieśpiesznie z sufitu, na twarz Yairi. Poważną twarz Yairi. Nie żartowała? Nie, musiała żartować. Przecież... nie miała okazji widzieć jego, ekhem, przyrodzenia. Kolejne słowa wskazywały, że podglądnęła go, gdy opróżniał swój pęcherz co... było na swój sposób niezręczne. Nie dlatego, że Shin się wstydził swojego ciała, bo było wręcz przeciwnie - uważał się za całkiem przystojnego, dobrze zbudowanego i "obdarzonego" przez naturę. Dziwne jednak było to, że Iri podglądała go, gdy sikał. Tak po prostu. Niczym... jakiś zboczeniec, a przecież widziała niejednego fiuta w swoim życiu, toteż nie było to zdecydowanie "na tle" seksualnym. Czysta ciekawość? Kanuchi prychnął rozbawiony, po czym westchnął, rzucając jej spojrzenie godne temu, jakie posyłają rodzice swym niesfornym szkrabom.
- Jak byłaś tak ciekawa, to wystarczyło zapytać. Pokazałbym. - powiedział zaskakująco poważnie, po czym uśmiechnął się złowieszczo. - Oczywiście nie za darmo. Coś za coś. - dodał, pochylając się w jej kierunku i obniżając ton głosu, jakby to była jakaś konspira. Mówił to nie raz, ale też po prostu emanował tym, że Yairi, tak po prostu, mu się podoba. Pociąga go. Był ciekaw jej ciała, które przecież mógł mieć ostatnim razem - w końcu zapłacił tak, jak inni. A jednak tylko rozmawiali. No, prawie, bo Iri z jakiegoś powodu chętnie dała mu przedsmak tego, co go omijało. Czuł jej miękkie uda na własnym ciele, jej ciepły oddech na skórze, gdy muskając wargami przechodziła od ucha niżej - aż do barku. Pamiętał wagę jej ciała, jej lekkość, jej spokojnie bijące serce. Pragnął jej, ale jednocześnie - pragnął jej nie mieć. Chciał się zatopić w tym pożądaniu, ale nie tak, nie w ten sposób, a teraz? Hah, nie teraz. Teraz już nie mógł. - ...nie trzeba było mnie od razu podglądać jak sikam... - wymamrotał trochę niezadowolony, że ktoś patrzył na niego w takiej, bądź co bądź, nieco wstydliwej chwili.
- Wolałbym usłyszeć, że jestem pojebany. - odparł całkiem lekko i zaskakująco szybko. Jakby miał tę myśl przygotowaną, tylko czekającą na odpowiedni moment, by z nią wystrzelić. - Przynajmniej byłbym o tyle mniej pojebany, że byłbym pojebany naprawdę, a nie podejrzewając się wiecznie o bycie, cóż, pojebanym. - brzmiało to dosyć niezrozumiale, aczkolwiek Shin miał na myśli tylko tyle, że zawsze uważał się za dziwaka. I nie wiedział czy rzeczywiście był dziwny, czy po prostu dziwne były jego podejrzenia. Wolał mieć rację w swojej dedukcji i trzeźwo określić siebie samego, jako nadzwyczaj ekscentrycznego, niż być normalnym, ale o pojebanym toku myślenia, który zaprowadzał go do złych konkluzji.
Nie rozumiał tego zachwytu alkoholem. A może rozumiał, ale to nie przemawiało do niego? Trunek rozwiązywał usta, trunek popychał do śmiałych czynów, trunek odłączał świadomość i stawiał rzeczywistość w krzywym zwierciadle - często wykrzywiającym świat w kształty znacznie przyjemniejsze dla oka, niż były nimi naprawdę. Sęk w tym, że Hanshin uważał to wszystko za tchórzostwo. Jak inaczej można było nazwać człowieka, który bał się czegoś powiedzieć tak długo, jak jego rozsądek był trzeźwy? Jak inaczej nazwać kogoś, kto bał się dokonać czegoś do momentu, aż był pijany? Kim, jak nie tchórzem, była osoba uciekająca się do alkoholu, by odsunąć na bok rzeczywistość?
Nie. Kim był Han, aby oceniać? To było jedyne właściwe pytanie. Miał przed oczami przykład kobiety, która miała wszelkie prawa tego świata po swojej stronie, uzasadniające jej zamiłowanie do tego upojonego stanu. Wiedział jak ciężkie prowadziła życie i domyślał się jak ciężką miała przeszłość. Nie dało jej się winić za to, że lubiła "rozpłynąć się". Stać się plamą, a nie człowiekiem. W końcu dźwigała ciężar swojej egzystencji każdego dnia. To nie było tchórzostwo, nie. To był odpoczynek.
Dał jej tyle czasu, ile potrzebowała. Nie naciskał, nie osaczał ją swoją osobą, a milczał niezwykle zadowolony z siebie, ale także reakcji, jaką wywołał. Prosty toast i prosty prezent. Nic więcej, a mógł teraz napawać się jej zarumienioną twarzą, jej brakiem umiejętności, do utrzymania kontaktu wzrokowego. Jeżeli kiedykolwiek miał okazję dostrzec wnętrze Iri, to właśnie teraz. To była ona. Ta skorupa, którą się otaczała również była częścią niej, ale... właśnie, teraz dotarł do tej wrażliwej, delikatnej części, która była dotychczasowo nieosiągalna. Pewnie tak dla niego, jak i dla innych. Dumnie przyglądał się temu uśmieszkowi, tak delikatnemu, że wręcz niezauważalnemu, a jednak... był szczerszy i radośniejszy, niż jakikolwiek inny, jakim uraczyła młodego Kanuchiego. Im była szczęśliwsza, tym i on był szczęśliwszy. Zupełnie, jakby bazował swoje zadowolenie na tym, jak bardzo potrafi ją uszczęśliwić. Haczyk był taki, że nie spadało ono poniżej pewnego poziomu. Nie dlatego, że nie mogło, ale dlatego, że Hanshin nie miał powodów, a z jego charakterem - było to też zwyczajnie trudne.
- Moje szczęście aktualnie zasiada naprzeciwko mnie i jest bezpieczne. - odparł zuchwale, nie odnosząc się do kwestii zdrowia. Jak mógł uważać na zdrowie, gdy był chyba jedynym Zabójcą Demonów z grupy Ne, który rzeczywiście zamierzał podejmować się walki z demonami? I robił to, przecież, cały czas. Nie unikał ich i nie zamierzał unikać. Wchodząc w szeregi korpusu gotów był oddać swoje życie w walce z nimi i to, że je straci, było kwestią czasu. Zabójcy nie dożywali starości. Nie odchodzili na zasłużony odpoczynek, by prowadzić spokojne życie gdzieś z dala od Yonezawy. Prawie każdy z nich umierał. Prędzej czy później. Niektórzy odchodzili, uznając że nie są już wystarczająco sprawni, by kontynuować walkę, ale... to był wyjątkowo mały odsetek. Zazwyczaj wniosek, iż wiek bezlitośnie ograniczał ich, przychodził za późno. Na tyle późno, aby zobaczyć jak własna krew wsiąka w glebę i jak odbija światło księżyca, nim tego dokona. I nim Zabójca dokona swego żywota.
- Kurwy kurwom zgotowały ten los. - roześmiał się wesoło na żart Iri, chociaż... co miał na myśli? Nic, jedynie parafrazował zasłyszane gdzieś słowa, nim dostrzegł jak Yairi postanawia wlać w siebie alkohol nie z czarki, a prosto z butelki. Roześmiał się jeszcze raz, teraz głośniej, ordynarniej, tak jak miał w zwyczaju. Wiedział dlaczego to zrobiła i ciężko mu było powstrzymać śmiech. Wyciągnął na wierzch jej wrażliwą cząstkę, a ona musiała szybko ją utopić w kolejnych łykach otumaniającego napoju. Nie winił jej za to. Nie chciał, aby czuła się przy nim niekomfortowo. Stopniowo, wraz z kolejnymi spotkaniami, miał zamiar częściej widywać "sedno" Yairi. Chociaż... zaczynał się zastanawiać czy powinien. Obdarowywał ją takim zainteresowaniem, taką troską i wartością, a ich relacja nie mogła nigdy przekroczyć przyjaźni. On był gotowy cierpieć, gdyby jednak jakimś cudem się zakochał, chociaż w niej... to nie było aż tak nieprawdopodobne. Nie miał serca, by to ona cierpiała, bo on przekraczał granice, a oczekiwał wstrzemięźliwości w zamian. Tak, jakby dawał jej powody, by go pokochać, ale z zastrzeżeniem, że ma tego w żadnym wypadku nie robić. Nie chciał jej tak zranić, a czuł jak się zbliżają. Mogli temu zaprzeczać, niemniej z każdym ich spotkaniem byli siebie bliżej. Byli właściwie umownie tylko przyjaciółmi, a mogliby być parą. Gdyby tylko tego zechcieli.
Wybuchnął śmiechem, słysząc jak został określony "ulicznym ścierwem". Nie wpadł na coś tak oczywistego, że skoro sam nie rozumie dlaczego szlachciankę wydawano za rzemieślnika, to tym bardziej nie wie tego ktokolwiek inny. Ciągle zapominał, że wpadał teraz w to siedlisko żmij, które sączą jad. Gotowy był na walkę z ludźmi i z demonami, ale nie na walkę z fałszywcami i nie na społeczną walkę. Intryga za intrygą. Uśmieszki, miłe słówka, a za plecami schowany sztylet, który tylko czeka, ażeby zatopić się w sercu swego najbardziej znienawidzonego celu. Albo i nie. Albo i w sercu kogokolwiek, kto ma lepiej. Albo, po prostu, ma. A mieć nie musi. Wiedział, że będzie teraz musiał unikać wystawionych nóg, próbujących go potknąć, ośmieszyć, zrujnować w jakikolwiek sposób. Wiedział, ale zapominał. W najgłupszych gestach mogli próbować go poniżyć, przypomnieć mu, że jest tylko rzemieślnikiem i nie pasuje wśród szlachty. Nie potrafił dobrze się ukłonić, nie potrafił kulturalnie się wypowiadać, nie wiedział jak kulturalnie jeść czy zasiadać do stołu. Tak wiele drobnych rzeczy, które dotychczas nie miały dla niego znaczenia, a teraz? Teraz też nie miały. A powinny.
Siedział wyprostowany, z nienaganną pozycją, a jego ręce swobodnie znajdowały się na blacie stołu, splecione ze sobą palcami, zaś kciuki zataczały leniwe koła wokół siebie. Słuchał Iri z żywym zainteresowaniem, przyglądał jej się ciekawsko, gdy uchylała mu rąbka tajemnicy ze swej profesji. Mówiła, że nie wierzył w jej możliwości, ale było wręcz przeciwnie. Pokazała mu już nie raz i nie dwa, iż jest wyśmienita w grę. Potrafiła tak doskonale manipulować słowami, własnym ciałem, innymi, otoczeniem, by uzyskać informacje czy upragnione efekty. Ba, tego dnia Hanshin uzmysłowił sobie, jak niebezpiecznym "graczem" jest Yairi. Jak potrafiłaby go zniszczyć, gdyby tylko chciała, a przecież to on mógł od niechcenia, jedną ręką, skręcić jej kark. Siła objawiała się na wiele sposobów.
- Dlaczego miałbym znikać? - zapytał szczerze zdezorientowany, ale też zaciekawiony. - Podejrzewasz mnie o coś? - doprecyzował po chwili, bo naprawdę nie rozumiał dlaczego ta kwestia została poruszona. A może... - A może się czegoś obawiasz? Może boisz się, że gdy już się ożenię, to zniknę. Nie będę cię odwiedzał, ukryję się we własnym domu wraz z własną żoną. I zajmę własnym życiem, będąc przekonany, że nie jesteś świadoma jak szczęśliwie egzystuję. - zaczął podsuwać jej pewne scenariusze, które wydawały mu się możliwe, ale przede wszystkim jakkolwiek rozsądnie uzasadniające dlaczego jego potencjalne zaginięcie zostało przywołane. - Gdybym był do tego zdolny, to obraziłbym się, że nawet na myśl ci coś takiego przyszło. - zakończył podejrzanie poważnie, po czym uśmiechnął się przyjaźnie do niej, odchylając głowę do tyłu z zadowoloną minką.
Szybko jednak wyprostował się. Ponownie. Chwyciła go za dłonie i teraz czuł, jak były ciepłe. Cieplejsze, niż podczas ich ostatnich spotkań. To alkohol robił swoje, czy może jej uczucia? A może jedno i drugie? Nie zastanawiał się nad tym. Lepiej żeby tego nie robił, ale też nie miał czasu, bo przysłuchiwał się kolejnym słowom. Najpierw rozbawiony jej jakże uroczą reakcją, jednak później poważny - słysząc jej szczere słowa. Coś... coś go tknęło. W sercu. Poczuł się dziwnie. Poczuł się... jakby pierwszy raz w życiu był dla kogoś ważny. Była to bzdura, bo własna rodzina kochała go na zabój, ale inaczej było czuć to od rodziny, a inaczej od osoby, jeszcze jakiś czas temu, obcej. Ciepłe uczucie wydawało się koncentrować w trzech miejscach - w klatce piersiowej, przyśpieszając bicie serca; w gardle, tworząc głaz utrudniający mówienie oraz tuż pod oczami, próbując wycisnąć z nich łzy. Nieskutecznie. Niemniej, Han na moment wyglądał... inaczej. Jakby połączył w sobie ponurość z radością. Wyglądał tak bezbronnie, a czuł się tak niezwykle dziwnie. Czuł się, chyba pierwszy raz, jak człowiek, a nie narzędzie. Jak człowiek, który zasługuje na dobro, który zasługuje na miłość, na radość, na przyjaźń. Odkąd zginęła Mayumi traktował sam siebie jak przyrząd, który miał służyć. Do czego? Do czego tylko się dało. Miał był jak najbardziej użyteczny we wszystkim, co mogło pomóc światu w pozbyciu się demonów. Po to, między innymi, rozwijał swoje rzemiosło, po to rozwijał swe ciało i umiejętności. Reszta była jego otoczką, by nie zwariował - jego pasjami i przyjemnościami, które pozwalały mu brnąć dalej w kierunku bycia użytecznym narzędziem.
Z niewyraźną miną i wyjątkowo niepewnym, jak na niego, wzrokiem przypatrywał się chwilę Yairi, aż w końcu powoli, powolutku obrócił się w jej stronę na swoim siedzisku. Dotychczas siedział ramię w ramię, ale teraz był skierowany twarzą w twarz. Uniósł dłonie, wyzwalając je z chwytu Iri i ostrożnie objął prawą ręką jej potylicę, zaś lewą kark. Przysunął się odrobinę bliżej, by zaraz pochylić w swoją stronę Yairi, opierając ostatecznie jej czoło o swój lewy bark. Z niezwykłą delikatnością, o jaką ciężko było podejrzewać rosłego mężczyznę zajmującego się kowalstwem, gładził ją po głowie, opierając swój policzek o nią. Milczał. Nie chciał, żeby widziała jak się rozkleja. Jego oczy pozostały suche, ale kąciki ust drżały, unosząc się to w górę, to w dół. Nie potrafiąc się zdecydować nawet na moment. Jego dłonie, chociaż wydawały się tak pewne i stabilne, teraz były drżące. Nie tak naprawdę, jedynie w wyobrażeniach Zabójcy o rozwiniętym akurat zmyśle dotyku. Jego serce biło mocno, jak dzwon, a oddech był dziwnie płytki. Nawet jeżeli Iri chciała się uwolnić z tego uścisku, to nie pozwolił jej. Trzymał ją w tym objęciu, opuszczając później lewą rękę na plecy, przytulając w ten sposób.
- Dziękuję. - jego głos był wyjątkowo cichy, ale nie był to ostatecznie szept. Brzmiał tak... mało swojo, jakby był jakiś chory, a przecież nic mu nie dolegało. Nic, co mogłaby zdiagnozować medycyna. - Najlepsza rzecz już mnie spotkała. - wymruczał ledwo słyszalnie i jego uścisk nieco się wzmocnił, zacieśnił, przysuwając ich ciała do siebie. Oparł na moment swoje czoło o czubek jej głowy i z zamkniętymi oczyma zastygł w tej pozycji. Mogło to być dla niej niezręczne, ale właśnie tego potrzebował. Takiej chwili bliskości, której nie czuł chyba nigdy.
W końcu Yairi mogła poczuć, jak jego uścisk się zwalnia. Powoli, jakby opuszczały go siły, a nie jakby robił to z własnej woli. W końcu ręce osunęły się na bok, swobodnie spoczywając wzdłuż jego ciała, opierając się gdziekolwiek, byleby było wygodnie. Nie było już większego śladu po jego, ekhem, niecodziennym zachowaniu, a jedynie oczy miał jakieś takie... zmartwione. Ale usta uśmiechnięte. Jak niemalże zawsze. Teraz to on chwycił za butelkę z sake, którą szybko przycisnął do ust i wychylił. Głęboko. Może nawet za głęboko. Nim język zdążył poczuć ostry smak trunku, nim gardło poczuło palący gorąc, kilka dużych łyków zostało wykonanych. Od razu poczuł, jak ognista woda zmierza przełykiem w kierunku jego żołądka. Gardło zacisnęło się wpół łyka, a Han niczym oparzony odsunął od siebie butelkę, obracając głowę na bok, z dala od Iri, by zaraz zacząć energicznie kaszleć. Jego twarz zrobiła się czerwona, w oczach stały świeczki, a on z trudem łapał oddech. Za to odstawił sake na blat stołu i po chwili opanował kaszel.
- Lepszy z ciebie pijak, niż ze mnie. - powiedział z trudem, gdyż czuł się, jakby wokół szyi miał zawiązaną pętlę, która zaciskała się coraz mocniej z każdą kolejną kroplą alkoholu, którą tak łapczywie pochłonął. - Niefortunnie byłoby, gdybym i ja się uchlał. Wtedy oboje musielibyśmy tutaj zostać, bo kto kogo by odprowadził? - mówił, ale nie patrzył na Yairi, dopiero na koniec posłał jej krótkie spojrzenie, by zaraz wlepić swój wzrok w trunek. - Myślałem, że jak zapłaciłem więcej, to będzie lepsze, a to gówno jest tak samo palące, jak każde inne. I gdzie tu sens? Po cholerę kupować droższy alkohol? Żeby potykać się o ładniejsze butelki? Tak samo uderza do głowy i jest tak samo obrzydliwy, jak tańsze. - nie był koneserem sake, ale nie o to chodziło w tej wypowiedzi. Chodziło, tak po prostu, o zmianę tematu. Czuł się... nieswojo. Nie wiedział co ma powiedzieć chyba pierwszy raz w życiu, więc pieprzył coś jak potłuczony. A teraz zamilkł, starając się naprędce wymyślić jakiś temat do dyskusji, który byłby, ekhem, wygodniejszy dla niego, niż ten poprzedni.


Lokalna pijalnia sake UbVXmEy
Narracja || Wypowiedzi || Myśli
#3399cc
Hanshin
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
klasa rzemieślnicza
Cytat :
I curse my stars in bitter grief and woe, that made my love so high and me so low.
Zawód :
Mistrz Miecza
Wiek :
20
Gif :
Lokalna pijalnia sake B1nCfD1
Wzrost :
173
Siła :
C
Wytrzymałość :
C
Szybkość :
D
Zręczność :
D
Hart Ducha :
D
Punkty :
172
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
przełamanie lodów
użytkownik napisał pierwszego posta fabularnego
zbawca
zabójca wylosował ponad 20 ocalonych
legenda o Złotym Dziecku
wzięcie udziału w evencie "legenda o Złotym Dziecku"
gang fajniaków
gracz zarejestrowany w 2021 r.
ROK TYGRYSA
pierwsze urodziny forum! (2022)
PUNKTÓW
Yairi
https://hashira.forumpolish.com/t418-yairihttps://hashira.forumpolish.com/t419-yairihttps://hashira.forumpolish.com/t421-yairi#1605https://hashira.forumpolish.com/t420-yairi#1604
Czy chciałaby być podrywana? Co to za dziwne pytanie, kiedy właściwie żyjesz z tego, że jest się albo podrywanym, albo podrywającym, ale w taki sposób, żeby podrywany się nie zorientował. Mistrzynie iluzorycznego podrywu, tak powinny o sobie mówić. Nie zdążyła jednak za bardzo zastanowić się nad tym pytaniem, ponieważ Hanshin się roześmiał, jednocześnie dając znać, że było to jedynie pytanie retoryczne. Zawtórowała mu cichszym, ale niezwykle gardłowym rechotem, który brzmiał jakby śmiech ugrzązł jej w gardle, ale musiał się jednak rozlec. Było to w pewien sposób dosyć urokliwe, nawet jeśli brzmiało jak dudnienie dochodzące z głębin studni.
W głowie jednak pojawił się pewien strumień myśli, który przez chwilę wysunął się na pierwszy plan. Ponieważ warto było czasem robić wycieczki w wyobraźnię, skoro większość czasu spędza się w zamknięciu – czy to fizycznym, czy to metaforycznym. Uznajmy to za próbę poszerzenia horyzontów. Dzisiejszy temat to życie poza chemią wyrażaną w pocałunkach i pchnięciach biodrami, bez całej tej siatki zależności i labiryntów ustawianych rozmów. Zastanówmy się przez chwilę nad pytaniem – czy chciałaby być podrywana?
W pierwszej chwili nasuwa się odpowiedź „nie wiem”, ponieważ nie zna świata innego poza tym, w którym się uchowała i który ją uchował. Jednak takiej odpowiedzi teraz nie przyjmujemy i chcemy wyjść poza sztywne ramy rzeczywistości. Odpowiedź kierowana czystą naturą brzmiałaby „być może”. Ponieważ oczywiście wspaniale było być pożądanym przez kogoś. Ponownie, może to nie jest uczucie, którego nie miała okazji zaznać, ale istniała pewna wyczuwalna różnica między byciem pożądanym cieleśnie a byciem pożądanym całościowo. Można było powiedzieć z niemal stuprocentową pewnością, że może w ciągu całej jej kariery (bez cudzysłowu, nawet jeśli mentalnie chciałaby go bardzo tam dodać, ale teraz się nad tym nie zastanawiamy) tacy niewinnie zakochani w niej po uszy trafiali się przy dobrych wiatrach raz na rok? Koncepcja miłości od oiranek była czymś zupełnie innym od koncepcji miłości w małżeństwie; od początku przecież służyły po to, żeby przynieść rozrywkę, uczucia, doznania – wszystko to, czego nie może dać potulna i posłuszna żona. Były odskocznią od rzeczywistości, która miała pokazać prawdziwie ulotną naturę przyjemności i czasu.
Musiała jednak przyznać, że sama dla siebie nie była w stanie stwierdzić, czy odnalazła kiedykolwiek kogoś, kto by stuprocentowo wywoływał u niej żądzę pożądania. Żądzę posiadania. Jej sarkastyczno-pesymistyczna natura najchętniej na sam widok prób podrywu odpowiadałaby jadem i śmiechem tak krzywdzącym, że potencjalny lowelas (bądź lowelaska, choć te zdarzały się niezwykle rzadko) nakryłby się nogami i poczuł wstyd równie dotkliwy co przy przedwczesnym wytrysku. Potrafiła powiedzieć kiedy ktoś jest przystojny. Mało tego, przez lata usługiwania była w stanie odnajdywać te małe elementy, których czepiała się kurczowo jak rzep do psiego ogona i udawała, że ta jedna cecha opisywała całokształt tego, który właśnie próbował pogłębić wyrwę między jej nogami. I mówimy tu naprawdę o różnych cechach. Masanori swoim oddaniem do narzeczonej wydaje się być mężczyzną bez paskudnej skazy w postaci wypalonych blizn i braku oka. Yatagarasu, chociaż tak nieuchwytny jak sam cień, również był niezwykle przystojny. Hanshin także należał do tego lśniącego od seksapilu i potu. Jednak nigdy nie uderza ją fala gorąca, nogi się same nie rozkładają, a prymitywne instynkty zwierzęce nie skandują „reprodukcja, orgazm, przedłużenie gatunku!!!” Właściwie nie czuje nic konkretnego oprócz potrzeby porządnego rozplanowania swoich następnych czynności.
Ponieważ ostatecznie, nawet po wyjściu z metaforycznego pudełka, była ograniczona potrzebą planowania przeżycia na gruncie konwersacji i społecznych oczekiwań. Podryw był niezwykle znajomym terenem, po którym praktycznie stawiała pierwsze kroki, który doświadczył jej raczkowania i który odczuł na sobie każdy jej upadek i opadnięcie na ziemię po podskoku. Wie jak smakują jej kolana, jej twarz i dłonie. Skupiając się na samym pojęciu „chcenia”, dochodziła do wstrząsających wniosków, które obijały się o ściany jej głowy już od dawien dawna – okazywało się, że odnajdywała w sobie przerażającą obojętność, która stopniowo opanowywała jej najmniejsze odruchy.
Złapał ją nagły skurcz w nodze.
Odpowiadając na pytanie – być może. Nie była pewna. Ale zapewne chciałaby być podrywana jeśli nie dla prostoty prowadzenia dalszej rozmowy i nie dla zapewnienia siebie, że jest dalej towarem godnym do reklamowania i wciskania klientom na siłę, to po to, żeby zaspokoić wgrane w nią już schematy i standardy. Miała idealnie rozplanowaną drogę całej interakcji, która zależała jedynie od takich zmiennych jak humor czy „aura” człowieka, z którym rozmawiała. Pojęcie chcenia w tym momencie wydawało się nie istnieć, ponieważ nie potrafiła zrozumieć czy jest to rzecz, wobec której można w jakikolwiek sposób powiedzieć nie i zostanie to uszanowane.
Ponieważ Yairi nie wyznawała modelu swojej tożsamości podzielonej na sfery i części, z których każda ma swoją jakąś część, nie potrafiła też zaprzeczyć, że była w niej pewnego rodzaju bestia, która absolutnie zaczynała ziajać niczym pies na samą sugestię, że intelektualnie zaginała swojego przeciwnika. Bestię, ponieważ to uczucie było wręcz automatyczne i nie uznawało tak drobnych różnic jak kontekst i interlokutor. Hanshin nie był kolejnym mężczyzną, który chciał słowami nagiąć kobietę do swoich kolan. Nie miała żadnej korzyści w tym, że biedny kowal nadziewał się na jej słowa jak dzik na włócznię, jak ćma na latarnię. Sadystyczna radość z wodzenia kogoś za noc nie zawsze sprawiała, że jej cyniczny uśmieszek tylko się poszerzał i poszerzał.
Poniekąd było jej nawet trochę głupio. W innych sytuacjach zapewne poczułaby znużenie lub irytację faktem, że jej rozmówca nie potrafił doścignąć jej w tempie zmieniania tematów i skakania z wątku na wątek. Jakby to było ubliżeniem wobec niej; jakby było pokazaniem, że się marnowała w towarzystwie kogoś tak… prostego. Jednak niezwykłą siłą była ta przyjaźń, skoro tak negatywne uczucie potrafiła zamienić w potulnego baranka, który jedynie trącał ją noskiem jakby w pytaniu „przemyśl czy na pewno robisz dobrze”.
- Widzisz, dlatego też potrzebujesz więcej ogłady w rozmowie – skwitowała, a jej ton przypominał ten matczyny, niezwykle empatyczny, który pomagał przy zlokalizowaniu i nazwaniu swoich brzemion i problemów, których nie dało się od razu nazwać i wskazać. – Kultura wyższa jest niezwykle brutalna dla tych, którzy nie potrafią się w nią wstrzelić i uchować zupełnie jakby mieli z nią do czynienia od początku. Zatem od czego masz przyjaciół – a dokładniej jedną przyjaciółkę, zauważ – którzy są gotowi do okazania pomocy na nowej drodze życia? – zapytała retorycznie, trzymając swoją czarkę i gestykulując z nią żywo. Ta gestykulacja była aż nazbyt żywa, nazbyt energiczna, nazbyt ilustrująca jej słowa, co było jedynym sygnałem, który zdradzał jej zakłopotanie. Delikatne, bo delikatne, ale jednak zakłopotanie, które wynikało z tego nagłego szoku, jakim jest pojawienie się kogoś, kto ewidentnie nie nadążał za nią, ale kto powinien za nią nadążać. Oczywiście normalnie dużo lepiej maskowała swoje zaskoczenie, kiedy ktoś jej zwracał uwagę o jej skakaniu z tematu na temat, jednak kwestia tego, że o ile pasjonowały ją wszelkie reakcje kowala na jej frywolne sugestie, jednocześnie ich celem nie było „złamanie” go dla samego złamania i przejęcia kontroli w rozmowie, a brylowanie we wspólnych tematach, we wspólnej sferze, która aktualnie była tylko dla nich. Oczywiście to też nie była próba wytknięcia tego, że to wcale nie jej wina, że pędzi jak przecinak, a właśnie żartobliwe przyznanie się do winy, że tak, być może właśnie pędzi za szybko.
Szybko unosiła brwi na dosyć śmiałe słowa chłopaka na temat jego przyrodzenia. Nim jednak zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, cała skamieniała. Jedynie jej powieki się poruszały – mrugały szybko, jakby zupełnie nie rozumiała co zostało właśnie wypowiedziane, chociaż w sumie w rzeczywistości tak było. Jej powieki, jej rzęsy trzepotały jak skrzydełka motyla, zanim wybałuszyła oczy, a z jej gardła rozległ się dźwięk łączący w sobie zachłyśnięcie się powietrzem, okrzyk zdumienia i zduszony pomruk rozbawienia. Zasłoniła ręką usta, a sama zrobiła się czerwona od śmiechu, który musiała zdusić w sobie, ponieważ już dostatecznie zwróciła na siebie uwagę poprzez ten wyżej nieokreślony dźwięk. Jej oczy się zaszkliły od łez, a ramiona trzęsły się niezwykle mocno. Śmiech był jednak tak intensywny, że właściwie nie była w stanie wydać z siebie teraz żadnego dźwięku, więc jedynie siedziała z podskakującymi ramionami, coraz bardziej czerwonymi policzkami i ręką usilnie zasłaniającą usta. Zaraz potem nie mogła utrzymać kontaktu wzrokowego i musiała wbić go w podłogę, żeby się uspokoić. Hanshin powinien poklepać się po ramieniu za tak nietuzinkowe rozbrojenie tej tykającej bomby komunikacyjnej. Musiała wpatrywać się w podłogę przez parę minut, żeby odzyskać spokój, a zaraz potem wydała z siebie stęknięcie jak po głębszym kielichu dobrego alkoholu. Dawno nie była tak czerwona na twarzy, że aż odczuła potrzebę bezskutecznego wachlowania twarzy.
Wyglądała jakby miała się zaraz popłakać, kiedy tak naprawdę po prostu zetknęła się z czymś, czego kompletnie się nie spodziewała i czego nawet nie zakładała w możliwych odpowiedziach. Zaraz potem jednak się uśmiechnęła i całe to wrażenie prysło, chociaż ta czerwień na jej policzkach nie chciała zniknąć tak równie szybko. Dodawała jej nawet pewnego uroku, który nie miał nic wspólnego z rumieńcem podczas czynności seksualnych, a miał jak najbardziej do czynienia z wyjątkowo niewinną zabawą, na którą zwykle nie miała po prostu czasu i miejsca. Wydawałoby się, że nie jest w stanie wyłuskać z siebie podobnych emocji i reakcji, może poza chwilami, kiedy jest sama z dziewczynami z Ruri-do, ale czy nawet wtedy byłoby to takie naturalne i niewymuszone?
Oraz tak, ich rozmowa była niezwykle prymitywna w tym momencie. Tak jak zwykle sztuką jest zawarcie podtekstu w taki sposób, żeby nie brzmiał obleśnie i sprośnie, tak otwarta rozmowa o sikaniu nie należała do tak zwanej „kultury wyższej” i też nie było czymś, co było jej obce. Każdy sikał. Każde żywe stworzenie sika. Nie ma absolutnie żadnych skrupułów, żeby rozmawiać o najbardziej z dosadnych tematów, a jednak ten temat ją nie dość, że zaskoczył, to jeszcze delikatnie zawstydził, chociaż była bardziej chyba zawstydzona, że w ogóle dała się tak zrobić. Taki niby prosty kowal, a jednak też ma swoje sztuczki w rękawie!
Albo to po prostu niedocenienie prostoty niektórych umysłów.
- Nie wiem czy mam się czuć obrażona, że mnie oskarżasz o podglądanie jak mężczyźni sikają, czy też mi schlebiasz, skoro byłeś w stanie w to uwierzyć – powiedziała, dalej machając ręką przed swoją twarzą, zupełnie jakby miało to jakkolwiek pomóc. Jednak sam gest miał prawie że moc sprawczą i być może miał działać jak odwrócenie uwagi, jak skupienie wzroku na poruszającym się elemencie obrazka, a nie na jej rumieńcu, który nie pojawiał się za często. Zaraz potem jednak jej usta wykrzywiły się w iście diabelskim uśmiechu. - Jednocześnie mam rozumieć, że trafiłam? – Pauza. - Imponujący strumień? – Kolejna pauza, po czym jednak szybko dodała zanim Hanshin zdołał nawet otworzyć usta: - Nie musisz odpowiadać. Aczkolwiek zawsze możesz dorzucić swoje obserwacje.
Zastanowiła się przez chwilę, czy naprawdę kowal jej tak bezwiednie ufał. To było naprawdę rozczulające, jednak jednocześnie martwiące. Chociaż nie, błędem byłoby w jej przypadku zakładanie, że tak jak jej ufał, tak ufał też zupełnie innym osobom. Właściwie nie, nie powinna w ogóle tak zakładać. Właśnie meritum całej tej sytuacji było to, że byli niezwykle wobec siebie szczerzy, nawet jeśli w jej przypadku pojawiało się pytanie wielu zakopanych między słowotokiem prawd. Faktycznie nie można było zarzucić jej kłamstwa, bo prawdziwą jej sztuką było ukrywanie swoich prawdziwych myśli za ścianami słów, które wcale nie były dalekie od prawdy, a nie jej zakrzywianie. Zakrzywianiem rzeczywistości w jej wykonaniu było udawanie, że to mężczyzna prowadził podczas zbliżeń, kiedy tak naprawdę prowadziła go za rękę, tylko specjalnie stała na jego wysokości albo nawet wręcz za nim. To wtedy było faktyczne kłamanie, chociaż i tak „kłamstwo” wydawało się zbyt mocnym słowem. „Nieszczerość” też było dziwnie mętne czy też wręcz brzmiące na hipokryzję. Na sarkazm. Na cynizm. Zdecydowanie wolała słowo „udawanie”, ponieważ mogło brzmieć równie niewinnie, co absurdalnie perfidnie – zupełnie tak, jak wszystko działało w tym świecie.
- W takim razie jesteś pojebany – odpowiedziała równie szybko, chociaż zaraz potem się roześmiała, więc właściwie nie brzmiało to tak bardzo finalnie jak by chciała. Zaraz potem na chwilę się zatrzymała, ponieważ musiała powtórzyć cała sekwencję sobie w głowie, żeby zaraz potem prychnąć nieelegancko śmiechem. Pokręciła głową. – Zatem twoim zdaniem bycie pojebanym jest stopniowalne? Jaka jest jego skala?
Przewróciła oczami, jednak delikatny uśmiech cały czas widniał na jej ustach. Nie odpowiedziała już nic na nazwanie jej szczęściem, chociaż bardzo cisnęło się jej na usta, że właśnie popełnię słowoczyn wobec własnej przyszłej żony, jednak ostatecznie zdusiła to w sobie. Mogło to zabrzmieć jeszcze jak zarzut lub jakby nie było jej miło, że ktoś potrafił ją tak pozytywnie – nawet jeśli w żartach – ją określić. Wiedziała jedynie, że nie powinna się do tego przyzwyczajać. To było wyjątkowe nie tylko dlatego, że mówił to właśnie Hanshin, ale właśnie też dlatego, że nie było to codzienne. Nie mogło być codzienne. Właściwie to nawet nie powinno być codzienne, ponieważ mogło to więcej zaszkodzić niż przynieść ulgi i pożytku. Dlatego też ten jeden raz sobie na to pozwoli, nawet jeśli nie pozwoliła, żeby ten komentarz wszedł gdziekolwiek głębiej niż w pamięć chwilową, która zaraz się zresetuje i już nie zostanie po tym żaden ślad.
Wyjątkowo zamilkła i chyba niezbyt wiedziała, w którym kierunku miałaby pójść. Było to zagranie niemal jak u tsundere, która nie jest w stanie otwarcie przyznać się do swoich emocji. Bo w pierwszej chwili też chciała zaprzeczyć i nic nie powiedzieć, niech to będzie wystarczająca odpowiedź. Ale też gdyby próbowała też obrócić w żart albo skłamać, to jakby straciła swoją umiejętność kierowania rozmową i obracania słowem. Zresztą skoro już tak daleko zaszła w tej rozmowie i znajomości…
- Jak myślisz? – odpowiedziała, skupiając wzrok na swoich paznokciach. Ostatnio złamała jeden i musiała całą resztę przypiłować wcześniej niż zwykle. Pamiętała, żeby nie robić tego po zmroku, bo niektóre przesądy były silniejsze i wcale nie brzmiało tak głupio. Kto by pomyślał, że przesądy były jedną z tych niewielu rzeczy, które sprawiały, że czuła się nieco mniej jak zwykła lalka. Były jak małe wyznaczniki człowieczeństwa i zasymilowania z kulturą, społeczeństwem. Dzięki nim nie czuła się jak osoba wytworzona praktycznie z papieru i słów jakiegoś bajkopisarza, który za pomocą słów kreował każdy jej ruch i decydował o każdej jej myśli. – Na tyle, ile się spotkaliśmy, to jestem w stanie to samo stwierdzić. Jedynie wiem, że pojawiają się czasem rzeczy, które jednak nieodwracalnie zmieniają pewne okoliczności – powiedziała dosyć monotonnie. – O nic cię nie oskarżam, Hanshinie. Mało tego, wierzę, że jest dokładnie jak mówisz. Aczkolwiek zdążyłam się już nauczyć, że tak jak nie powinnam mieć poczucia własności wobec rzeczy, tak nie powinnam mieć poczucia przywiązania do ludzi. – Uśmiechnęła się krzywo. Cholera jasna, alkohol mimo wszystko nieco rozczulał ludzi. Czuła się powoli coraz bardziej uśpiona, że jej podstawowe instynkty zaczynały reagować z lekkim opóźnieniem. Rzadko kiedy miała kaca, ale obawiała się, że teraz dopadnie ją kac moralny następnego dnia. – Jak nie żona, to jakiś demon cię kiedyś złapie i co wtedy? Zapomnisz raz wysłać list po przeniesieniu się na nową posadkę gdzieś w głębi kraju i potem zapomnisz o reszcie.
Pomachała na kelnera, żeby przyniósł jej wodę w czarce, z której upiła spory łyk, a potem resztę, niewielką resztkę, chlusnęła sobie na twarz. Od razu zakryła twarz dłońmi, które zaraz potem rozprowadzały wodę po reszcie twarzy, po szyi, po dekolcie.
- Kiedyś klient jednej z dziewczyn wylał na nią resztki alkoholu, który pili razem, ponieważ obawiał się, że nie będzie wyglądała na odpowiednio zużytą. Niesamowite, że był zawstydzony wynikiem własnej pracy, ale nie był zawstydzony faktem, że wszyscy potrafili wyczuć, przecież nie jest mokra od potu. – Odgarnęła pojedyncze pasma włosów, które dostały wodą. Były ledwo wilgotne tak naprawdę. – Teraz za każdym razem, kiedy któraś zostanie przyłapana zmartwiona, to zostaje oblana. Wodą najczęściej. Akurat do tego mamy dostęp.
Nie powiedziała nic więcej na ten temat. Wierzyła, że pomimo swoich zapewnień, Hanshin potrafi wyłapywać choć tak przedstawione informacje – do obejrzenia, ale bez konkretnych wniosków, ponieważ to oglądający ma je wyciągnąć. Czasem nie da się uciec od pewnych rzeczy, szczególnie kiedy własny język może być zbyt długi. Ale mimo wszystko własne bałagany trzeba umieć posprzątać.
Wyzbyła się odruchów takich tak drgnięcie czy spięcie się, kiedy ktoś ją nagle dotyka. Hanshin mógł zdecydowanie wyczuć, że właściwie lgnęła do jego dłoni, do jego ciała. Długo jednak nie ruszała się i trwała w takiej pozycji, w jakiej ją chwycił. Po chwili jednak niepewnie położyła jedną rękę gdzieś w okolicy jego biodra. Było coś nieśmiałego w tym dosyć zwykłym geście, który jednak nie wydawał się taki nieśmiały. Był bardziej jak odruch, ale niepewny. Jakby nie była pewna czy to jest moment, w którym powinna się zachować w ten dany sposób.
Poczuła się przez chwilę jakby znalazła się w gęstych oparach alkoholowych. Czas był jak przepływające krople, a myśli w jej głowie wydawały się przypominać przędzę jedwabną, która rwała się i rozprowadzała na pojedyncze skręcone nici. Nie była to jak fala ciepła, która powoli ją roztapiała od środka. Miała wrażenie, że jedwabne nici jej myśli powoli ją owijały. Żaden jednak aspekt mowy jej ciała tego nie zdradzał, bo przecież dwumyślenie było pożądaną umiejętnością, tak jak oddzielenie myśli od ciała.
Wybudziła się na dźwięk jego kruchego głosu. Okazuje się czasem, że jednak w obliczu faktycznych emocji ta cyniczna oiranka traciła całe swoje ostrze i zmieniała się w ozdobniczy, tępy nożyk. Takie emocje ją prawdziwie przerażały, ponieważ otwierały możliwości, o których nie chciała nigdy myśleć, ponieważ wiedziała, że nie miała żadnego prawa nawet wyobrażać sobie możliwość marzenia o nich. I pewnie gdyby nie to, że w większości przypadków płakała głównie na pokaz, bo sens łez dawno stracił dla niej jakiekolwiek znaczenie, to pewnie sama by się rozpłakała.
Wyszli oboje z tej sceny. Teraz patrzyła z nieskrywaną radością, jak Zabójca Demonów zostaje pokonany przez zaledwie jednego drinka. Jakże on był uroczo niedoświadczony, doprawdy urocze.
- No ba. To jest wpisane w wymogi zawodowe. Trzeba mieć albo mocną głowę, albo umieć udawać, że ma się mocną głowę. Nie powiem ci, do której grupy ja należę. – Uśmiechnęła się, a potem roześmiała na widok ewidentnie żałującego podjętej przed chwilą decyzji Hanshina. Jeszcze chwilę i zaczęłaby klaskać z tej radości. - Parę wieczorów ze mną i z pewnością zrozumiesz uroki upojenia alkoholowego. Teraz to byle siki by cię powaliły.
Szczerzyła się tak bardzo, że aż czuła jak powoli cierpną jej policzki. Zadziwiająco nie była przyzwyczajona do tak szerokich uśmiechów przez tak długi czas.
- Ale drogiego alkoholu to nie szkaluj – powiedziała żartobliwie i pogroziła palcem. – Co prawda czasem na trafisz co smakuje jakby ktoś w tej cieczy umarł, ale musisz wiedzieć, że została w to włożona ciężka praca. – Z ewidentnym żartem i kpiną położyła rękę na piersi jakby mówiła bardzo płomienną mowę. – Popełniasz właśnie ewidentny błąd żółtodzioba. Już ja cię wszystkiego odpowiednio nauczę.
Machnęła na kelnera, który podał kolejną butelkę, ale i postawił bardzo wymownie (jeśli jeszcze to spojrzenie balansujące na granicy lekkiego przerażenia i zdenerwowania) malutką miseczkę z ugotowaną edamame. Pokręciła nosem, ale bąknęła niemrawe „dzięki” i niczym dopiero co skrzyczane dziecko zajęła się otwieraniem ugotowanych strąków i wyjadaniem z nich fasoli.
- Chyba nie macie zbyt wielu innych uciech w tym całym korpusie – rzuciła nagle, trochę jakby chciała odwrócić uwagę od tego, że właściciel ewidentnie nie chciał mieć na głowie pijanej kurtyzany. Nie żeby miała mu to jakkolwiek za złe, nawet jeśli nie była aż tak problematyczna. Chociaż to pewnie kwestia samej jej obecności niż bardzo konkretnych zachowań. – Jak się tam bawicie między pakowaniem zabawek między oczy demonom? Szef czy tam jakiś generał czasem chociaż wam sake postawi od czasu do czasu?
Ukradkiem nalała sobie jeszcze czarkę alkoholu, mimo że jedynie dała radę otworzyć z dwa strąki. Jeszcze nie upiła, jak coś. Niemniej alkohol już był gotowy i czekał na akcję.
Yairi
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
szlachta spoza dworu
Cytat :
artism of meaninglessness
Zawód :
Oiran / Informator
Wiek :
23
Wzrost :
150 cm
Siła :
Wytrzymałość :
Szybkość :
Zręczność :
Hart Ducha :
Punkty :
0
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
przełamanie lodów
użytkownik napisał pierwszego posta fabularnego
gang fajniaków
gracz zarejestrowany w 2021 r.
ROK TYGRYSA
pierwsze urodziny forum! (2022)
PUNKTÓW
Yūdai
https://hashira.forumpolish.com/t1562-yudaihttps://hashira.forumpolish.com/t1777-informator#22912
Nadszedł od strony Edo. Rosły mężczyzna, ubrany w bawełniane, niewyróżniające się niczym szczególnym kimono o ciemnej barwie. Dzisiejsze warunki wyjątkowo nie sprzyjały podróży tym traktem. Cała droga upstrzona była głębokimi kałużami. Mokre kamienie, którymi została wyłożona, prosiły się o to by nieostrożny podróżnik się na nich poślizgnął. Gęste, skłębione chmury nie przepuszczały nawet odrobiny księżycowej poświaty. Mimo tego przybysz bez większego trudu, z gracją niepasującą do tak tęgiej sylwetki spokojnie sunął wzdłuż ścieżki, w kierunku Tachikawy.
Uliczki wioski były puste. Nic dziwnego zważając na porę. Niestety nie można było powiedzieć tego samego o pijalni, która jak zawsze o tej porze tętniała życiem. Sake najwidoczniej buzowało już w żyłach gości, bo z zewnątrz do uszu Yūdaia dobiegały wesołe okrzyki i pijackie przyśpiewki. Subtelnie skrzywił się, zniesmaczony na myśl potencjalnej interakcji z tym przechlanym bydłem. Westchnął i przestąpił przez próg, z nadzieją, że producent jedwabiu, z którym był umówiony, będzie już na miejscu.
Rozejrzał się po zatłoczonym przybytku. Niestety jego modły pozostały niewysłuchane. Nigdzie nie mógł dostrzec mężczyzny, z którym był umówiony. Nie widział też, żeby jakikolwiek parawan został już rozstawiony. W końcu noc była wciąż młoda. Podszedł do właściciela, ostrożnie lawirując wśród tłumu, omijając bardziej chwiejących się klientów. Wyciągając ze stosunkowo chudej sakiewki kilka monet, zamówił dwie karafki z podgrzanym sake i odosobnione miejsce na tyłach pijalni, po czym zajął tam swoje miejsce. Młoda kobieta, prawdopodobnie córka właściciela, przyniosła do stołu parujący napój. Gdy miała odejść, Yūdai zatrzymał ją gestem dłoni i poprosił aby wlała mu pierwszą kolejkę. W końcu nie wypadało polewać sobie samemu, a bogowie wiedzą kiedy jego towarzysz raczy przybyć na umówione miejsce spotkania.
Zniecierpliwienie powoli malowało się na obliczu Yūdaia, narastając wraz z każdym wstępującym do pijalni gościem, który okazywał się nie być osobą, na którą czekał. Sake powoli stygło, ludzie przychodzili i opuszczali lokal. Zacisnął dłoń na krawędzi stołu gdy grupa pijaczyn podeszła doń, proponując wspólne wypicie kolejki. Przez zaciśniete zęby wycedził, że na kogoś czeka i musi odmówić ich propozycji, siląc się na uprzejmość.
Yūdai
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
klasa kupiecka
Zawód :
Wiek :
34
Wzrost :
210
Siła :
C
Wytrzymałość :
D
Szybkość :
C
Zręczność :
D
Hart Ducha :
E
Punkty :
0
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
PUNKTÓW
Yuusei
shingetsu

https://hashira.forumpolish.com/t1491-yuusei#17896https://hashira.forumpolish.com/t1779-informator
Szum tłumu był przyjemny i kojący, pozbawiony konkretnego celu i pozwalający nie zastanawiać się nad tym, co miało czekać ich wszystkich o poranku - ani tym bardziej martwić się czy wszyscy ze zgromadzonych mogli dożyć tego. W końcu pożywka na kimś wracającym nad ranem do domu była dziecinnie łatwa, nawet jeśli nie była bezpośrednim celem dzisiejszej nocy. Rozmowa z innymi, śmiechy i głośne śpiewy - to było celem, sama atmosfera w mieście i ilość otaczających go ludzi. Celem było przeżycie tego, czym inni delektowali się w tym stanie, a może nawet sprowokowanie zwady czy dwóch? A może jeszcze więcej?
A jednak w całym hałasie radosnych zabaw, wcale nie zapominał o przyglądaniu się każdemu, kto wchodził do środka - chciał wiedzieć, jaki rodzaj ludzi zapuszczał się do pijalni, póki co z zadowoleniem uznając, że nikt z tych wysoko zadzierających nosy. Nie znosił ich, nienawidził wszystkiego co było związane z klasami wyższymi, i nawet nie do końca rozumiał gotującej się w nim niechęci na ich widok - jakby chciał ich rozerwać, nie dla samego pożarcia, ale dla satysfakcji z zakończenia ich życia. Gotowały się w nim emocje, których nie rozumiał, ale które pielęgnował z każdym dniem i za każdym razem coraz silniej, delektując się nimi. Coś mu podpowiadało, że miał powód, aby zionąć nienawiścią do podobnych ludzi... A może drwienie z nich było najbardziej satysfakcjonujące, bo niewiele osób chciało pokazywać im, że nie byli tak ważni jak mogłoby się im wydawać?
Odmawiający picia z innymi zwracali uwagę - nawet jeśli na kogoś czekali, było to całkiem możliwe, że po tak długim czasie ktoś by się już przysiadł do nich - ktoś na kogo czekali? A może jeszcze ktoś inny, przyzwoliliby na kogoś...
Podszedł do lady z szerokim uśmiechem, zaraz zamawiając kolejny alkohol do stolika, przy którym siedział mężczyzna - zaznaczając, że chce aby polano to, co sam wcześniej zamówił, prędko płacąc za to i kierując się w stronę mężczyzny. Znów odmawiał picia z kimś...
Ułożył dłoń na ramieniu jednego z pijaczyn.
- Już słyszałeś odpowiedź, prawda? - zapytał, zaciskając mocniej palce - powstrzymując się przed wysunięciem pazurów, bo nie byłoby to odpowiednie - choć kto by uwierzył w pijackie opowieści, że został zaatakowany przez coś w pijalni?
Nie czekając jednak na reakcje mężczyzny, który wyraźnie nie chciał towarzystwa, przysunął sobie trzecie krzesło do stolika, zaraz zajmując miejsce. Uśmiechnął się znów do zaczepiających, jakby dając do zrozumienia, że był osobą, na którą nieznajomy czekał - co nie mogło być dalsze od prawdy.
Yuusei nie wyróżniał się ubiorem - równie dobrze mógłby być jednym z farmerów, którzy niedawno zeszli z pola i zgubili się w mieście. Ale dla niego było to o wiele wygodniejsze, jeśli nie chciał się wyróżniać w mieście, a wolał tego unikać. Zazwyczaj.
Kiedy kobieta przyniosła alkohol do stołu, nim nieznajomy zdążył zaoponować, Yuusei nalał mu, aby ten się poczęstował, wciąż uśmiechając się niewinnie, zupełnie jakby nie wprosił się sam przed chwilą do stołu.


dialog #8b8000
Yuusei
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
szlachta dworska
Cytat :
cause of death was nothing but a curious mind
Zawód :
Wiek :
32
Gif :
Lokalna pijalnia sake WiwJsju
Wzrost :
Siła :
C
Wytrzymałość :
C
Szybkość :
D
Zręczność :
D
Hart Ducha :
E
Punkty :
456
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
kalendarz adwentowy 2023
wzięcie udziału w evencie zimowym
ROK KRÓLIKA
drugie urodziny forum! (2023)
loading - 25%
25 tys. postów na road to hashira!
PUNKTÓW
Yūdai
https://hashira.forumpolish.com/t1562-yudaihttps://hashira.forumpolish.com/t1777-informator#22912
Uważnie przyglądał się długowłosemu mężczyźnie. Chociaż ubierał się tak samo jak wieśniacy, jego zachowanie ani trochę nie wskazywało na to żeby był pospolitym kmiotem. Poczuł ulgę gdy uświadomił sobie, że nie musiał odpędzać od siebie kolejnej grupy rozochoconych pijaczyn. Okazało się, że ten przybłęda wypełnił ów nieprzyjemny obowiązek za niego. Mimo wszystko nie chciał okazywać nieznajomemu żadnej wdzięczności. Miał złudną nadzieję. że ten tylko przypadkowo znalazł się przy jego stoliku aby wspomóc osaczonego mężczyznę w potrzebie, a nie zainteresował się jego osobą.
Ciężko opisać słowami niezadowolenie Yūdaia gdy dopiero napotkany jegomość przysunął do stolika kolejne krzesło. Z jednej strony nie miał dziś ochoty spędzać z ludźmi więcej czasu niż było to konieczne, ale długowłosy sprawiał wrażenie, jakby mógł nieco umilić mu to uciążliwe oczekiwanie. Pomimo chłopskiego ubioru, swoim zachowaniem wyraźnie dawał znać, ze nie jest zwykłym parobkiem.
- Wydajesz się być trochę mądrzejszy od tej bandy przygłupów, która na szczęście właśnie nas opuściła. A to wszystko dzięki twojej zasłudze - powiedział odprowadzając pijaczków wzrokiem i jednym haustem wypił całą zawartość naczynka z sake, które zdążyło już wystygnąć. - Z pewnością zauważyłeś, że na kogoś czekam. Nie tak ciężko to dostrzec, jeśli nie jest się pijanym w sztok.
Lekko skrzywił się czując alkoholową gorycz na języku. Z pewnością nie było to najgorsze sake jakie miał okazję pić w życiu, ale na pewno nie jest to trunek, który pije się dla smaku. Córka właściciela przyniosła do stolika kolejne naczynie wypełnione parującym napitkiem, mimo że poprzednie wciąż stało z praktycznie nietkniętą zawartością. Yūdai nie przypominał sobie żeby zamawiał coś poza tym, co znajdowało się już na stole.
Och, czyli wychodzi na to, że nie miał do czynienia z darmozjadem, który liczył na darmowy alkohol? Yūdai odprowadził młodą kobietę wzrokiem, po czym uśmiechnął się do nieznajomego. Leniwie podparł głowę na rękach, udając znudzonego. Ciężko było ukryć, że do tej pory wieczór był wyjątkowo nużący. A przybycie Yuuseia mogło wszystko zmienić.
Nie przejmując się odpowiednią etykietą, niechlujnie polał sake do dwóch czarek - jedną dla siebie, a drugą dla nowego znajomego. Podsunął jedno z naczyń w jego kierunku, a drugie uniósł w prawej dłoni.
- Tak po prostu chciałeś się ze mną napić? Ciężko mi w to uwierzyć - korzystając z półmroku panującego w lokalu o tej porze wyszczerzył kły w kierunku mężczyzny. - Opowiedz mi mój drogi, dlaczego miałbym nie odprawić cię odprawić jak reszty?
Yūdai
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
klasa kupiecka
Zawód :
Wiek :
34
Wzrost :
210
Siła :
C
Wytrzymałość :
D
Szybkość :
C
Zręczność :
D
Hart Ducha :
E
Punkty :
0
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
PUNKTÓW
Yuusei
shingetsu

https://hashira.forumpolish.com/t1491-yuusei#17896https://hashira.forumpolish.com/t1779-informator
- Schlebiasz mi, ale jestem łasy na miłe słowa, więc możesz kontynuować - odpowiedział lekko, z rozbawieniem, nie przejmując się za bardzo czy jego nowy rozmówca będzie fanem jego słów, czy już niekoniecznie. Wyraźnie miał zbyt mało strachu w sobie jak na sposób, w jaki był ubrany - i zbyt dużo śmiałości, co pokazał już przed chwilą. - Może po prostu dobrze trzymam poziom nawet po alkoholu? - odparł ze wzruszeniem ramion. - Może ratuję twoją twarz, jeśli twój towarzysz jednak się tutaj nie zjawi? To niekulturalne kazać na siebie czekać - rzucił znów stanowczo za pewnie jak na nieznanego osobnika w pijalni, choć nie miał zamiaru jeszcze kończyć. - Lubię krzyżować plany nieznajomym, a to brzydki nawyk próbować znaleźć się w lepszej pozycji, bo kazało się na siebie czekać.
Był wyraźnie rozluźniony, pozbawiony większych lęków czy zmartwień. W jego ruchach i mowie ciała można było wyczuć pewność siebie, która mogła być zarówno drażniąca, jak i urzekająca w jego wykonaniu - i której na pewno brakowało pijakom. Był w dobrym nastroju, ale nie takim który wskazywałby na zupełne upojenie, a jednak trudno było określić czy nie był pod wpływem już kilku głębszych.
Bez zawahania ujął zaoferowany alkohol, unosząc czarkę i prędko opróżniając naczynie z zadowoleniem. Nie zastanawiał się nad smakiem tego co pili, bo i nie było to najważniejsze w tej chwili - zresztą, nawet nie pamiętał czy miał kiedykolwiek okazję do picia najdroższych alkoholi w kraju, ani tym bardziej ich smaku. Może za życia, przyzwyczajony do luksusów, znacznie bardziej kręciłby nosem, ale za życia prawdopodobnie nawet nie zjawiłby się w podobnej pijalni wśród plebsu. Przecież był ponad tymi ludzi - z drugiej strony, w swojej aktualnej formie, wcale się to nie zmieniło, że był ponad plebsem.
- Nie masz powodu - stwierdził wprost, po czym zaśmiał się krótko. - A mimo to jeszcze tego nie zrobiłeś - dodał, uznając że się zastanawiał nad czymś, kiedy jego wzrok przeszedł po sali - po suficie, po głowach, po barze i po innych krzesłach, w ciszy, jakby jeszcze nad czymś się zastanawiał. - Jestem... dla ciebie mniejszym złem. Mogę trzymać plebs z daleka, przez co ty nie musisz zawracać sobie nim głowy - mówiąc to odłożył czarkę i wysunął palca u dłoni, a zaraz kolejnego, jakby miał zamiar coś wyliczać. - Potrafię się zachować lepiej od plebsu tutaj, bo jestem od nich lepszy - dodał, a po tym wzrokiem powoli zaczął wracać do swojego rozmówcy. Znów uśmiechnął się szerzej, prostując trzeciego palca. - Nie mam w tej chwili ciekawszego miejsca do bycia, więc dlaczego nie tutaj? - dodał, a trudno było odmówić, że gadatliwość Yuuseia albo była spowodowana jego pewnością siebie, albo uwielbieniem własnego głosu. Dlaczego w innym wypadku byłby tak skory do rozmowy - choć rzeczywiście mówił prawdę o samym zabiciu nudy w danej chwili. W końcu plebs nie był tak zajmujący jak tajemnicze spotkania.
Uśmiechnął się rozkosznie, jakby miał być grzecznym pieskiem przy nodze.
- Obiecuję nie przeszkadzać, kiedy twój gość się zjawi - dodał, choć wcale nie było gwarancji co do jego słów - ani nie było gwarancji co do jego prawdomówności, że rzeczywiście nazywał się tak, jak za moment podał:
- Możesz mówić mi Yuusei. Albo dalej nazywać mnie swoim drogim, nie mam nic przeciwko obu - mówił dalej z ogromną pewnością siebie i brakiem większego dyskomfortu, niezależnie od słów opuszczających jego słowa.
Sięgnął po dzbanek z alkoholem, tym razem samemu polewając im obu.


dialog #8b8000
Yuusei
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Klasa :
szlachta dworska
Cytat :
cause of death was nothing but a curious mind
Zawód :
Wiek :
32
Gif :
Lokalna pijalnia sake WiwJsju
Wzrost :
Siła :
C
Wytrzymałość :
C
Szybkość :
D
Zręczność :
D
Hart Ducha :
E
Punkty :
456
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
kalendarz adwentowy 2023
wzięcie udziału w evencie zimowym
ROK KRÓLIKA
drugie urodziny forum! (2023)
loading - 25%
25 tys. postów na road to hashira!
PUNKTÓW
Admin
admin

https://hashira.forumpolish.com/t34-wzory-kart-postacihttps://hashira.forumpolish.com/t39-wzor-chronologiihttps://hashira.forumpolish.com/t40-wzor-relacji


PRZERWA!

W związku z wydłużającą się nieobecnością jednego z graczy i brakiem odpisów, wątek zostaje zakończony, a lokacja oddana do użytku reszty użytkowników.

Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Admin
Ikonka postaci :
Lokalna pijalnia sake Cq4JoOv
Cytat :
omae wa mou shindeiru
Wiek :
---
Gif :
Lokalna pijalnia sake Tanjiro-demon-slayer
Wzrost :
---
Siła :
S
Wytrzymałość :
S
Szybkość :
S
Zręczność :
S
Hart Ducha :
S
Punkty :
926
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
PUNKTÓW
Sponsored content
Siła
Wytrzymałość
Szybkość
Zręczność
Hart ducha
Twoje zezwolenia

Nie możesz odpowiadać w tematach