Lokalna pijalnia sake
W tej niewielkiej społeczności to właśnie pijalnia sake jest miejscem, w którym styka się świat lokalny z tym przejezdnym. Huczy tu zawsze od hałasu podchmielonych już klientów. Podawany alkohol nie jest zły, ale też nie należy do wybitnie jakościowych, jednak zwykle ludzie nie przychodzą tu kosztować alkoholi, a jedynie zapomnieć na chwilę o sprawach doczesnych. Na życzenie klienta właściciel może rozstawić wokół stolika parawany, jednak zwykle wtedy należy mieć zajęte miejsce na tyłach, żeby nie przeszkadzać coraz to bardziej chwiejnym klientom w dotarciu do celu swojej małej podróży.
Uśmiechnęła się pod nosem. „Jej” domu uciech. Brzmiało to niezwykle uroczo, jakby darzyła tamto miejsce jakimkolwiek przywiązaniem. Co pewnie… miało jednak jakieś ziarenko prawdy, jednak starała się, żeby było na tyle małe, żeby nikt nie mógł jej tego wytknąć oprócz jej samej.
Mniejsza.
Takie miejsca jak ta lokalna pijalnia była jednym z nielicznych miejsc, do którego przychodziła w miarę regularnie. Wiązało się to z jej pracą „na boku”, ale też z tego, że tutejszy alkohol z jakiegoś powodu bardzo jej smakował. Zatem mogła połączyć przyjemne z użytecznym i delektować się czarką dobrego alkoholu, a jednocześnie nadstawiać ucha. Wyznawała zasadę, że ludzie mówili sobie najwięcej w trzech miejscach: w pijalniach alkoholu, w łóżku i na łożu śmierci. Ale można być spokojnym, nie zamierzała nigdy zdobywać użytecznych strzępków informacji poprzez kradzież ostatniego oddechu swojego celu.
Było to na swój sposób niezwykle budujące, że mogła tak zupełnie przypadkiem podsłuchać ważnej transakcji handlowej, plotek na temat jednego pana feudalnego lub niekoniecznie uważającego na uszy w ścianach Zabójcę Demonów, który chce się pochwalić przed kolegami ostatnio przeprowadzoną akcją. Ale też mogła posłuchać typowych rozmów ludzi codzienności, którzy narzekają na bóle pleców, swojego sąsiada lub brzydką żonę. Było to naprawdę w pewien sposób relaksujące, że mogła wtedy jedynie słuchać, a nie odzywać się i przejmować inicjatywę.
Polała z ofiarowanej butelki jeszcze jedną czarkę. Owocowy posmak zaczął smakować dużo bardziej jak miód z cukrem, jak przesadzone lizostwo i pocałunki z najuczynniejszą z dusz.
Jak ulepek.
Ale nie mogła się powstrzymać przed kolejną czarką.
(W przypadku jej urodzin, chociaż nie obchodziła ich jakoś za bardzo, to Madame pozwalała jej „na legalu” opuścić teren Ruri-do pod warunkiem, że wcześniej jej oznajmi miejsce swojego docelowego pobytu. Bolesną karę cielesną otrzymywały te dziewczyny, które próbowały być sprytniejsze od swojej właścicielki i specjalnie wybierały przybytki, które znajdowały się po drugiej stronie Edo, żeby znaleźć się po zupełnie przeciwnej stronie stolicy. Wtedy Madame nawet nie przebierała w środkach i Yairi na własne oczy widziała połacie skóry poprzecinanej do krwi we wzór uderzeń ciężkiego skórzanego paska lub czerwonych jak purpura nadgarstków od najtwardszej liny, jaką dało się znaleźć w całej Japonii.
Chociaż uwielbiała grać na nerwach swojej „opiekunki”, to jednak w tym wypadku nawet nie próbowała udawać sprytniejszej od niej.
- Rok temu chyba nigdzie nie wychodziłaś, czyż nie? – zapytała nagle Madame, przesypując do woreczka odliczoną kwotę na hulanki dla swojej wychuchanej laleczki.
- Wydaje mi się, że była tragiczna pogoda – odpowiedziała, próbując sobie przypomnieć co było rok temu. Mogła faktycznie być tragiczna pogoda, która zdecydowanie nie pozwalała cieszyć się dobrym napitkiem. Ale też mogła mieć zarezerwowane tygodnie, przez co nie mogłaby wcisnąć nigdzie swojego wyjścia. – A w tym roku wyjątkowo chciałabym wyjść.
- Czy chodzi o ćmę?
Zapadła między nimi cisza. Obie kobiety się mierzyły nawzajem wzrokiem, jakby tocząc walkę o to, która zdominuje którą.
Która.
Zdominuje.
Którą.
- Wiesz, ile ostatnio zapłaciła – powiedziała Yairi, podchodząc bliżej i wyrywając z rąk Madame woreczek z pieniędzmi. – Nie byłaby w stanie mnie wykupić dopóki nie zestarzałabym się i pomarszczyła szpetnie.
- Papieru nie ubyło – chłodno ucięła Madame.
Na te słowa Yairi roześmiała się głośno. Szczerze, szpetnie, z pewnym sobie okrucieństwem. Z niedowierzania, ale też dlatego, że ta odpowiedź była tak kurewsko przewidywalna, że nie wierzyła w to, że ta dorosła kobieta właśnie jej to zasugerowała.
Doskonale wiedziała, że żadne dziecko nie ma prawa bytu urodzić się w Ruri-do. Stanowiła wyjątek potwierdzający regułę, skoro urodziła się poza Ruri-do. Dlatego odgórnie był przykaz wsadzania między nogi kawałki papieru bambusowego („Ścielimy dziurki, drogie panie!” zadźwięczał w jej głowie głos Inu niosący się po korytarzu prowadzącym do większości pomieszczeń w tym przybytku). Mężczyźni często skarżyli się na teksturę tego zabezpieczenia, dlatego też regularnie prowadziły dzienniczki swojego okresu. Po upływie odpowiedniej liczby dni miały obowiązek „bambusowienia się”. Potem znowu wolność i mężczyźni mogli się cieszyć do woli.
- Mówisz tak, jakbyś w ogóle mnie nie znała – skwitowała z niesmakiem. – Wypiliśmy herbatę. Możesz policzyć listki, jeśli bardzo chcesz.
Madame nic nie powiedziała. Nie zdążyła jednak nic dodać, bo Yairi wyszła z pokoju i nie miała nawet ochoty udawać, że nie poruszyła jej ta sytuacja. Pozwoliła sobie na płacz po raz pierwszy od dłuższego czasu, ponieważ zwykle nie była w stanie płakać. To miejsce nie zasługiwało na żadną z jej łez.
Na żadną z jej łez.)
- Ach, kurwa – mruknęła, kiedy jej owocowy trunek się już skończył. Właściciel mówił, że nie ma kolejnej, bo tylko jedną specjalnie dla niej wyjął. Nic nie szkodziło, nie będzie rozpaczać. – Ciekawe czy w ogóle się pojawi.
Chociaż wysłała Hanowi list, to była całkiem świadoma tego, że mogły wypaść mu obowiązki lub jego plany zostały nagle zmienione. Nigdy nie przyjmowała obietnic wobec siebie na poważnie, bo często były najgorszą fałszywą nadzieją, na jaką mogła sobie pozwolić. Wymiana była opłacalna dla obydwóch stron; obietnice często bywały jedynie pustymi słowami, o których człowiek mógł zapomnieć w momencie wychodzenia przez próg lub rozłączenia dłoni. Jakby zaledwie sekundy temu nic się nie zdarzyło.
Pociągnęła nosem. Kurwa mać, pomyślała, picie samej zawsze sprawiało, że czułam się tylko chujowo, a jednak człowiek się nie uczy na swoich błędach.
Wzięła ze sobą jeszcze swoją fajkę, jednak właściciel nienawidzi zapachu jej dymu, a jakoś niespecjalnie miała ochotę się ruszać. Wiedziałaby, że jeśli by wyszła, to już nie wróciłaby do środka, a tak trochę nie o to jej chodziło. Dlatego uznała, że zamierzała czekać tak jeszcze przez jakąś godzinę, a potem zabrałaby manatki, może wybłagałaby i wyflirtowała jakąś butelkę ze sobą na drogę na wynos, a potem zamknęła w którymś z wolnych pokoi i upiła się do momentu osiągnięcia nirwany. Nie byłby to pierwszy i nie byłby to ostatni raz, choć pewnie taka jedna butelka sake niewiele by jej dała. Niestety w takich momentach przeklinała swoją w miarę mocną głowę do alkoholu. To nigdy nie chodziło o siłę alkoholu i jej umiejętność zniesienia go, a jego ilość i jej absolutny brak pohamowania, jeśli już się dossała do butelki.
Kurewsko to smutne to wszystko było, czyż nie?
Narracja || Wypowiedzi || Myśli
#3399cc
- O, jesteś – powiedziała, leniwie prostując się na krześle i poprawiając poły swojego ubioru. Nic nazbyt wulgarnego – miała bieliznę na sobie! – ale coś w rodzaju refleksu, automatycznego działania i instynktu. Rozłożyła ręce w prześmiewczym geście. - Witam w moich, właściwie cudzych, skromnych progach. – Odchyliła się i przez chwilę wydawała się speszona. - Dopiero po wysłaniu listu mnie tknęło, że mogłam nie zawrzeć najważniejszych informacji, ups. – Tyle listów pisała, tyle listów czytała, a zapomniała o najważniejszych informacjach! Toż to prawdziwy wstyd! Ale był sposób na to – wystarczyło to obrócić w celowy zabieg, który miał pełnić rolę budowania atmosfery tajemniczości. O tak. Właśnie tak. - No ale zdolny jesteś, więc uznałam, że nie muszę wysyłać kolejnego listu – dopowiedziała, uśmiechając się leniwie.
Szczerze mówiąc, wysyłanie drugiego listu mogło niepotrzebnie zwrócić uwagę Madame, która już i tak niepotrzebnie nadzorowała kontakty listowne Yairi. Obie wiedziały, że informacja o filtrowaniu przychodzących wiadomości nie była sekretem. A jeśli nie zabierała nieodpowiednich listów, to czytała większość, żeby wiedzieć co się dzieje z jej podopiecznymi. Trudniej było jej kontrolować wychodzące wiadomości, ponieważ służki biegały po całej posiadłości z rękami pełnymi roboty, więc ich wydajność mogła zostać zaburzona przez kolejne wizyty u Madame. Służki też bywały sprytne w ukrywaniu tych listów, więc ciężko było skontrolować taki list. Ale jak już wyszło na jaw, że taka wiadomość miała być przeszmuglowana… Wtedy nie było za wesoło i dla służki, i dla dziewczyny, która napisała ten list. A ostatecznie nawet i dla adresata, który zapewnił sobie miejsce na czarnej liście Ruri-do.
Nie mogła oprzeć się zaraźliwemu uśmiechowi Zabójcy Demonów, który uśmiechał się, jakby fortuna postanowiła ustanowić go jej podopiecznym. Dosłownie mogła zobaczyć oczami wyobraźni ten merdający się ogonek, który właściwie odzwierciedlał najważniejsze aspekty Hanshina – ta nieposkromiona radość i spojrzenie pełne adoracji. Doskonale wiedziała, że to było bardzo powierzchowne w większości przypadków, ale też nie mogła się oprzeć wrażeniu, że pomimo największych obaw chłopaka, jego osoba była wypełniona miłością, której nie potrafi wyrazić w odpowiedni sposób. Patrzył na nią jak na ładny obrazek i pomimo bycia zaznajomioną z tego rodzaju spojrzeniem, automatycznie odpowiadała podobnie rozentuzjazmowanym wyrazem twarzy, nawet jeśli kompletnie to stało naprzeciw, na bakier temu, co zdawało się być jej filozofią życiową.
Oczywiście nie znaczyło to, że jakkolwiek był w stanie przejść przez jej stalowe mury, o nie. Hanshin był w stanie zdobyć jej sympatię, może nawet delikatną troskę, która jednak nie sprawiała, że miał on dostęp do każdego miejsca jej umysłu. Wręcz przeciwnie, wydawać by się mogło, że po przekroczeniu pewnej granicy zażyłości znajomości wyciągnięcie z niej informacji staje się coraz trudniejsze. Tak jakby brak relacji wykraczających poza powierzchowność dawał jej wielką swobodę. I taka była prawda – im mniej druga osoba cię zna, tym bezpieczniej człowiek się czuje w swoich niuansach. Bo w końcu i tak nie zrozumie, nie będzie wiedzieć, gdzie się pojawił podtekst czy niedopowiedziane słowo, nie będzie wiedzieć, kiedy zabrakło kontekstu.
Im bardziej Hanshin się zbliżał, tym bardziej instynkty Yairi kazały jej uciekać. Bo było niebezpiecznie. Bo było coraz więcej rzeczy poza jej kontrolą.
A kim ona była, jeśli nie kurwą potrafiącą obracać słowami?
- Jeszcze – powiedziała, uśmiechając się znacząco i gestykulując. - To są detale, mój drogi, detale, nieistotne w dodatku, więc praktycznie już jedną nogą jesteś żonaty. – Odchyliła się w swoim siedzeniu, żeby nalać sobie kolejnej czarki alkoholu. Prawie skończyła całą butelkę i to sama! W takim tempie może się okazać, że Zabójca Demonów będzie mieć nie lada problem z odstawieniem go do domu, a wtedy przyszła żonka może być wysoce niezadowolona z takiego obrotu spraw. Cóż za nieszczęście. - Warto się przyzwyczaić do tego – skwitowała tylko, po czym upiła połowę swojej czarki za jednym zamachem.
Bezceremonialnie wytarła usta ręką jak byle kto, a nie elegancka dama, którą ma udawać dla uciechy swoich klientów. Generalnie w jej postawie było coś niezwykle wulgarnego, ale nie w sposób taki, jaki może się zwykle kojarzyć (negliż, przekleństwa), a bardziej w tych drobnych szczegółach, które powoli, skutecznie rujnowały cały obrazek. Okazywało się bowiem, że Yairi potrafiła łączyć w sobie niezwykle szlachecką elegancję z prostotą i bezpośredniością zwykłych chłopów, a przy tym nie zachowywać się jak gbur. Wcale nie znaczyło to też, że była potulna, broń Boże. Wręcz przeciwnie, jej zabawy z rozmówcą wydawały się ostrzejsze (może nawet pikantniejsze?) i mniej zawoalowane.
Generalnie wtedy Yairi rezygnowała z większości figur słownych i praktykowała dużo bardziej zdecydowaną postawę.
- Zresztą muszę pogratulować – powiedziała tuż po odstawieniu czarki. Nachyliła się nad stołem niby w geście dyskrecji, a tak naprawdę po to, żeby bliżej przyjrzeć się reakcji Hanashina. - Słyszałam, że ród Takedów postanowił wydać swoją urokliwą córeczkę za mąż – zaczęła przyciszonym głosem, a jej usta powoli rozszerzały się w podekscytowanym uśmiechu. Lubiła ten moment zdradzania się z informacją, żeby mieć przewagę nad rozmówcą. Żeby go zaszokować. Żeby go zaintrygować. Żeby pokazać, że ma dojścia, które rozciągały się po mieście niczym macki ośmiornicy. A przynajmniej tak to sobie zawsze wyobrażała. Jej ekscytacja dużo częściej miała jednak dziecinny posmak, który niektórych irytował, niektórych zachwycał, a niektórych jeszcze bardziej intrygował. - Podobno jej mąż okazał się niesamowitym zaskoczeniem… - Posłała mu wymowne spojrzenie. - Czyżby z powodu utalentowanego kowala-jubilera?
Można się zastanawiać, skąd Yairi to wiedziała, jednak odpowiedź była rozczarowująco prosta – wszyscy kochali plotki. A jeszcze bardziej kochali plotki związane z bogatymi rodami i ich perypetiami miłosnymi. W sumie nawet nie tylko miłosnymi, ale każda informacja mówiąca o tym, kto kogo wydawał za mąż, kto kogo brał za żonę – te wszystkie plotki chodziły dwa razy szybciej niż te normalne. Wystarczy dosłownie jeden wieczór z dziewczynami z Ruri-do, żeby nadrobić zaległości z życia publicznego najważniejszych osobistości (a czasem nawet i tych mniej ważnych, dużo mniej ważnych). Takeda było nazwiskiem, które obijało się często o uszy ludzi z Edo, zatem to była kwestia czasu, żeby dowiedziała się o tym, że bardzo ogólnikowy opis potencjalnego kandydata zaskakująco pasował jej do znajomej małej ciemki.
- Nie wiem czy mnie przeceniasz, czy nie doceniasz mojej matrony – mruknęła, upiwszy kolejny łyk alkoholu. - Ale mam przepustkę, owszem, korzystam ze swojego urodzinowego przywileju. Nawet jeśli jestem spóźniona o jakiś… miesiąc? – Zawiesiła się, próbując policzyć dni. Tydzień, jeden, dwa… Chyba serio spóźniła się o miesiąc. Upsik. Czasem tak bywa. - To się nazywa eleganckie spóźnienie.
Westchnęła ciężko. Palcem śledziła krawędź swojej czarki, która była wilgotna od ciągłego lania alkoholu i jej śliny. Normalnie ją trochę brzydziła, jeśli nie chodziło o kontakty intymne, ale teraz jakoś nie mogła się zmusić, żeby jakoś o to dbać.
- Mam już dwadzieścia trzy lata! Coraz bliżej kryzysu wieku średniego i przekroczenia daty ważności. – Jej głos sztucznie wydawał się potykać o wychodzące z jej ust sylaby. Sztucznie, ponieważ to mamrotanie było przesadzone i sama Yairi nie była na tyle wstawiona, żeby zacząć tak mamrotać. Kiwała głową do rytmu jej zdań, imitując pijacki strumień świadomości. - Cholera wie, może za jakiś czas sama nagle znajdę się w małżeństwie. – Zachichotała. Pauza. - Albo na śmietniku. Obie opcje są prawdopodobne. – Ponownie zaśmiała się do siebie. Wydawało się to wszystko jakieś takie lekkie, mimo że same słowa były cięższe od ołowiu. Jakieś takie puste. Albo to Yairi sobie tak wmawiała.
Delikatne upojenie alkoholowe powoli trafiało do jej głowy w postaci przyjemnego szumu głaszczącego jej zmysły. Jej organizm niezwykle dobrze radził sobie z alkoholem, a tak jak było wspomniane, miała jedynie problemy z opanowaniem się i wstrzemięźliwością. Rzadko kiedy też jadła, co dodatkowo negatywnie wpływało na jej trzeźwość. Nie była tym typem, który zaczynał bajdurzyć i wylewać z siebie słowa przy dużej ilości promili we krwi, a bardziej zawodziły jej filtry. Była często dosadniejsza, bardziej krytyczna, bardziej przybita. Jakby alkohol zdzierał z niej starannie założoną maskę obojętności, którą rzekomo była przepełniona. Rzekomo, ponieważ to pojęcie dla niej samej było ambiwalentne dosyć. Obojętność na jej twarzy, kiedy bogaty klient szybko i mocno wciska się między jej uda, kiedy jego ruchy graniczą ze zwykłym ruchaniem się bezpańskich psów. Była często tak obojętna, że mówi się wśród odwiedzających Yoshiwarę o jej podobieństwie do lalki. Odpowiednio wydającej dźwięki, poruszającej się tylko w ostateczności, jej twarz wyglądająca jak uosobienie bierności.
(Czyżby już filtry jej się psuły? Inaczej ta publiczność nie poznałaby takich ukrytych o emocjonalnych myśli. Cóż za wyróżnienie!)
- Drogi Hanshinie, to jest nasze dopiero… trzecie? – Przerwa na policzenie na palcach w głowie. - Tak, trzecie spotkanie, i postanowiłam obdarować się prezentem z tej okazji. – Podniosła rękę w geście uspokojenia. - To moja okazja, ja wiem, ale tam podobno się mówi, że każda okazja jest dobra do sprawienia komuś przyjemności. – Zaśmiała się na samą insynuację, która od razu pojawiła się w jej głowie. Nie był to pijacki mokry rechot, ale był blisko. - Inna koncepcja przyjemności niestety odpada, bo nie chcę, żeby twoja przyszła żona miała do mnie pretensje. Jak jej było… You? Yuu? Tana? – Zamyśliła się w poszukiwaniu imienia córki Takedów. Na pewno je słyszała. Jasno jak słońce. Słońce…? - Taiyou! Właśnie.
Zastanowiła się, czy fakt, że zdobyła te informacje sprawiały, że malowała się w nieco innym świetle. Jako ktoś nieco bardziej materialistyczny. Żyjący z transakcji. Nie mogła ukryć, że wymiana zawsze była obecna w jej życiu – pieniądze za rozłożenie nóg, informacja za informację, słodkie słówka za poczucie wyższości. Nie obchodziło ją zbytnio kto był jej klientem, dopóki otrzymywała swoją zapłatę, umowa była respektowana, a jej samej nic nie zagrażało. Inaczej… inaczej nie zamierzała się w to wszystko angażować na marne.
- Mniejsza. – Machnęła ręką. - Spełniam twoje życzenie, popatrz. Masz okazję pogadać z Iri.
Wstała z krzesła nagle, po czym ukłoniła się w stylu tych poważnych kobiet zza oceanu. Jedna nóżka za sobą, dygnięcie, uniesienie delikatne sukni (której nie miała, ale to szczegół, drobny detal, drobnostka). Słyszała, że tak one robią i to oznacza, że jest dobrze wychowana i wysoko urodzona. No zupełnie nie pasowała do tego opisu, ale co jej tam. Nikogo przecież tym nie uraża, prawda?
Usiadła i nalała sobie czarkę, aczkolwiek w butelce została tylko kapka alkoholu. Przyjemne wibracje w jej głowie stawały się coraz bardziej odczuwalne i chociaż jej myśli jeszcze nie zamieniły się w cieknący miód, to była w stanie rozpoznać to zwolnienie, które zdawało się ogarnąć wszystko i wszystkich, w tym nawet sam czas. Ach, upojenie, relaks, czuła jak napięcie opuszcza jej ciało, a ona sama wydaje się dużo lżejsza niż zwykle. Chyba powinna coś jeszcze zjeść, co nie?
- Zatem słucham, co byś chciał usłyszeć? – oparła łokcie o stolik i oparła brodę o splecione ręce. Poruszyła brwiami w komicznym geście zachęty chłopaka. - Postaram się odpowiedzieć na tyle wylewnie, na ile okoliczności mi pozwolą. Nie chcę, żeby moja reputacja ucierpiała, ponieważ ktoś mnie widział poza Yoshiwarą i jeszcze nie daj bogowie coś żenującego odstawiłam.
Wychyliła się jeszcze, żeby zobaczyć czy kelner był za Hanshinem i uniosła rękę.
- Prze pana! Drugą czarkę i butelkę tego samego poproszę! – krzyknęła. Kelner się odwrócił w jej stronę i pokiwał głową na znak odebrania zamówienia. - A jak ma pan jakieś dobre przekąski, to też mogą być! – dokrzyczała do poprzedniej wypowiedzi.
Odwróciła się do Hanshina i przyjęła poprzednią pozę – głowa oparta o splecione dłonie, łokcie oparte o blat stolika. Jej uśmiech wydawał się trochę nieobecny. Jednak nie miało to żadnego związku z alkoholowym upojeniem, do którego tak niezmiennie dążyła.
Narracja || Wypowiedzi || Myśli
#3399cc
Zatem drgnęła, kiedy usłyszała tłum odpowiadający na słowa Hanshina.
Nie wiedziała co powiedzieć, więc ledwo praktycznie wydukała podziękowania.
Narracja || Wypowiedzi || Myśli
#3399cc
Uliczki wioski były puste. Nic dziwnego zważając na porę. Niestety nie można było powiedzieć tego samego o pijalni, która jak zawsze o tej porze tętniała życiem. Sake najwidoczniej buzowało już w żyłach gości, bo z zewnątrz do uszu Yūdaia dobiegały wesołe okrzyki i pijackie przyśpiewki. Subtelnie skrzywił się, zniesmaczony na myśl potencjalnej interakcji z tym przechlanym bydłem. Westchnął i przestąpił przez próg, z nadzieją, że producent jedwabiu, z którym był umówiony, będzie już na miejscu.
Rozejrzał się po zatłoczonym przybytku. Niestety jego modły pozostały niewysłuchane. Nigdzie nie mógł dostrzec mężczyzny, z którym był umówiony. Nie widział też, żeby jakikolwiek parawan został już rozstawiony. W końcu noc była wciąż młoda. Podszedł do właściciela, ostrożnie lawirując wśród tłumu, omijając bardziej chwiejących się klientów. Wyciągając ze stosunkowo chudej sakiewki kilka monet, zamówił dwie karafki z podgrzanym sake i odosobnione miejsce na tyłach pijalni, po czym zajął tam swoje miejsce. Młoda kobieta, prawdopodobnie córka właściciela, przyniosła do stołu parujący napój. Gdy miała odejść, Yūdai zatrzymał ją gestem dłoni i poprosił aby wlała mu pierwszą kolejkę. W końcu nie wypadało polewać sobie samemu, a bogowie wiedzą kiedy jego towarzysz raczy przybyć na umówione miejsce spotkania.
Zniecierpliwienie powoli malowało się na obliczu Yūdaia, narastając wraz z każdym wstępującym do pijalni gościem, który okazywał się nie być osobą, na którą czekał. Sake powoli stygło, ludzie przychodzili i opuszczali lokal. Zacisnął dłoń na krawędzi stołu gdy grupa pijaczyn podeszła doń, proponując wspólne wypicie kolejki. Przez zaciśniete zęby wycedził, że na kogoś czeka i musi odmówić ich propozycji, siląc się na uprzejmość.
A jednak w całym hałasie radosnych zabaw, wcale nie zapominał o przyglądaniu się każdemu, kto wchodził do środka - chciał wiedzieć, jaki rodzaj ludzi zapuszczał się do pijalni, póki co z zadowoleniem uznając, że nikt z tych wysoko zadzierających nosy. Nie znosił ich, nienawidził wszystkiego co było związane z klasami wyższymi, i nawet nie do końca rozumiał gotującej się w nim niechęci na ich widok - jakby chciał ich rozerwać, nie dla samego pożarcia, ale dla satysfakcji z zakończenia ich życia. Gotowały się w nim emocje, których nie rozumiał, ale które pielęgnował z każdym dniem i za każdym razem coraz silniej, delektując się nimi. Coś mu podpowiadało, że miał powód, aby zionąć nienawiścią do podobnych ludzi... A może drwienie z nich było najbardziej satysfakcjonujące, bo niewiele osób chciało pokazywać im, że nie byli tak ważni jak mogłoby się im wydawać?
Odmawiający picia z innymi zwracali uwagę - nawet jeśli na kogoś czekali, było to całkiem możliwe, że po tak długim czasie ktoś by się już przysiadł do nich - ktoś na kogo czekali? A może jeszcze ktoś inny, przyzwoliliby na kogoś...
Podszedł do lady z szerokim uśmiechem, zaraz zamawiając kolejny alkohol do stolika, przy którym siedział mężczyzna - zaznaczając, że chce aby polano to, co sam wcześniej zamówił, prędko płacąc za to i kierując się w stronę mężczyzny. Znów odmawiał picia z kimś...
Ułożył dłoń na ramieniu jednego z pijaczyn.
- Już słyszałeś odpowiedź, prawda? - zapytał, zaciskając mocniej palce - powstrzymując się przed wysunięciem pazurów, bo nie byłoby to odpowiednie - choć kto by uwierzył w pijackie opowieści, że został zaatakowany przez coś w pijalni?
Nie czekając jednak na reakcje mężczyzny, który wyraźnie nie chciał towarzystwa, przysunął sobie trzecie krzesło do stolika, zaraz zajmując miejsce. Uśmiechnął się znów do zaczepiających, jakby dając do zrozumienia, że był osobą, na którą nieznajomy czekał - co nie mogło być dalsze od prawdy.
Yuusei nie wyróżniał się ubiorem - równie dobrze mógłby być jednym z farmerów, którzy niedawno zeszli z pola i zgubili się w mieście. Ale dla niego było to o wiele wygodniejsze, jeśli nie chciał się wyróżniać w mieście, a wolał tego unikać. Zazwyczaj.
Kiedy kobieta przyniosła alkohol do stołu, nim nieznajomy zdążył zaoponować, Yuusei nalał mu, aby ten się poczęstował, wciąż uśmiechając się niewinnie, zupełnie jakby nie wprosił się sam przed chwilą do stołu.
dialog #8b8000
Ciężko opisać słowami niezadowolenie Yūdaia gdy dopiero napotkany jegomość przysunął do stolika kolejne krzesło. Z jednej strony nie miał dziś ochoty spędzać z ludźmi więcej czasu niż było to konieczne, ale długowłosy sprawiał wrażenie, jakby mógł nieco umilić mu to uciążliwe oczekiwanie. Pomimo chłopskiego ubioru, swoim zachowaniem wyraźnie dawał znać, ze nie jest zwykłym parobkiem.
- Wydajesz się być trochę mądrzejszy od tej bandy przygłupów, która na szczęście właśnie nas opuściła. A to wszystko dzięki twojej zasłudze - powiedział odprowadzając pijaczków wzrokiem i jednym haustem wypił całą zawartość naczynka z sake, które zdążyło już wystygnąć. - Z pewnością zauważyłeś, że na kogoś czekam. Nie tak ciężko to dostrzec, jeśli nie jest się pijanym w sztok.
Lekko skrzywił się czując alkoholową gorycz na języku. Z pewnością nie było to najgorsze sake jakie miał okazję pić w życiu, ale na pewno nie jest to trunek, który pije się dla smaku. Córka właściciela przyniosła do stolika kolejne naczynie wypełnione parującym napitkiem, mimo że poprzednie wciąż stało z praktycznie nietkniętą zawartością. Yūdai nie przypominał sobie żeby zamawiał coś poza tym, co znajdowało się już na stole.
Och, czyli wychodzi na to, że nie miał do czynienia z darmozjadem, który liczył na darmowy alkohol? Yūdai odprowadził młodą kobietę wzrokiem, po czym uśmiechnął się do nieznajomego. Leniwie podparł głowę na rękach, udając znudzonego. Ciężko było ukryć, że do tej pory wieczór był wyjątkowo nużący. A przybycie Yuuseia mogło wszystko zmienić.
Nie przejmując się odpowiednią etykietą, niechlujnie polał sake do dwóch czarek - jedną dla siebie, a drugą dla nowego znajomego. Podsunął jedno z naczyń w jego kierunku, a drugie uniósł w prawej dłoni.
- Tak po prostu chciałeś się ze mną napić? Ciężko mi w to uwierzyć - korzystając z półmroku panującego w lokalu o tej porze wyszczerzył kły w kierunku mężczyzny. - Opowiedz mi mój drogi, dlaczego miałbym nie odprawić cię odprawić jak reszty?
Był wyraźnie rozluźniony, pozbawiony większych lęków czy zmartwień. W jego ruchach i mowie ciała można było wyczuć pewność siebie, która mogła być zarówno drażniąca, jak i urzekająca w jego wykonaniu - i której na pewno brakowało pijakom. Był w dobrym nastroju, ale nie takim który wskazywałby na zupełne upojenie, a jednak trudno było określić czy nie był pod wpływem już kilku głębszych.
Bez zawahania ujął zaoferowany alkohol, unosząc czarkę i prędko opróżniając naczynie z zadowoleniem. Nie zastanawiał się nad smakiem tego co pili, bo i nie było to najważniejsze w tej chwili - zresztą, nawet nie pamiętał czy miał kiedykolwiek okazję do picia najdroższych alkoholi w kraju, ani tym bardziej ich smaku. Może za życia, przyzwyczajony do luksusów, znacznie bardziej kręciłby nosem, ale za życia prawdopodobnie nawet nie zjawiłby się w podobnej pijalni wśród plebsu. Przecież był ponad tymi ludzi - z drugiej strony, w swojej aktualnej formie, wcale się to nie zmieniło, że był ponad plebsem.
- Nie masz powodu - stwierdził wprost, po czym zaśmiał się krótko. - A mimo to jeszcze tego nie zrobiłeś - dodał, uznając że się zastanawiał nad czymś, kiedy jego wzrok przeszedł po sali - po suficie, po głowach, po barze i po innych krzesłach, w ciszy, jakby jeszcze nad czymś się zastanawiał. - Jestem... dla ciebie mniejszym złem. Mogę trzymać plebs z daleka, przez co ty nie musisz zawracać sobie nim głowy - mówiąc to odłożył czarkę i wysunął palca u dłoni, a zaraz kolejnego, jakby miał zamiar coś wyliczać. - Potrafię się zachować lepiej od plebsu tutaj, bo jestem od nich lepszy - dodał, a po tym wzrokiem powoli zaczął wracać do swojego rozmówcy. Znów uśmiechnął się szerzej, prostując trzeciego palca. - Nie mam w tej chwili ciekawszego miejsca do bycia, więc dlaczego nie tutaj? - dodał, a trudno było odmówić, że gadatliwość Yuuseia albo była spowodowana jego pewnością siebie, albo uwielbieniem własnego głosu. Dlaczego w innym wypadku byłby tak skory do rozmowy - choć rzeczywiście mówił prawdę o samym zabiciu nudy w danej chwili. W końcu plebs nie był tak zajmujący jak tajemnicze spotkania.
Uśmiechnął się rozkosznie, jakby miał być grzecznym pieskiem przy nodze.
- Obiecuję nie przeszkadzać, kiedy twój gość się zjawi - dodał, choć wcale nie było gwarancji co do jego słów - ani nie było gwarancji co do jego prawdomówności, że rzeczywiście nazywał się tak, jak za moment podał:
- Możesz mówić mi Yuusei. Albo dalej nazywać mnie swoim drogim, nie mam nic przeciwko obu - mówił dalej z ogromną pewnością siebie i brakiem większego dyskomfortu, niezależnie od słów opuszczających jego słowa.
Sięgnął po dzbanek z alkoholem, tym razem samemu polewając im obu.
dialog #8b8000
PRZERWA!
W związku z wydłużającą się nieobecnością jednego z graczy i brakiem odpisów, wątek zostaje zakończony, a lokacja oddana do użytku reszty użytkowników.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Nie możesz odpowiadać w tematach