- Brama to zaledwie początek, Pierwszy. Naszym planem było przedostanie demonów do miasta i tak się stało. Gdybyśmy tam zostały kto inny zaplanowałby dalszą część inwazji? Jesteśmy zwyczajnie cierpliwe - odparła nie odważając się unieść spojrzenia na wyżej niż jego kolana. Wciąż usłużnie się pochylała co wcale jej się nie podobało. Zbierało jej się na wymioty, bo tak bardzo musiała się przed kimś płaszczyć. Niemoc była wszechogarniająca. Chciała być kimś więcej. Potrzeba potęgi i władzy rosła z każdą kolejną sekundą, którą niczym nic nie warty śmieć spędzała pod ciężką aurą Tadao. - Wykonujemy Twoje rozkazy Panie, w imię Stwórcy niosąc zniszczenie - dodała nawiązując do polecenia, jakie sam im dał jeszcze na Trybunach. Kiedy nawoływał demony do ataku na miasto. Kitsune nie potraktowała jego rozkazu lekko. Wręcz przeciwnie razem z Katsu od razu przeszły to działania. O dziwo nie poczuła zawodu nie słysząc aprobaty w jego głosie. Minoru wszystko widział i słyszał. Wtedy przed bramą kiedy mordowała dziesiątki ludzkich dusz.
Propozycja Pierwszego odbiła się echem po cichej przestrzeni, jak gdyby nigdy nie powinna była zostać wypowiedziana na głos. Kiitsune odruchowo uniosła wzrok w niezrozumieniu po raz pierwszy odważając się chociażby na moment zerknąć na mroczne oblicze Księżyca. Przekrzywiła lekko głowę, bo wydawało jej się, że coś insynuował. Może zaledwie testował ich lojalność? Nie odważyła się wyciągać pochopnych wniosków. Całym martwym sercem uwielbiała Minoru. To on pierwszy ją zauważył. To on pierwszy wyciągnął do niej pomocną dłoń. Obłudną i nieszczerą, ale jednak. Wizja siły i władzy przyćmiewała jednak nawet jego. Kitsune była zachłanna, a potrzeba, którą specjalnie zasadziła w niej Katsu, rosła wraz z apetytem. Im więcej osiągała tym więcej chciała mieć. Szmaragdowa Księżniczka u jej boku starannie ją pielęgnowała wzmacniając przekonanie Kitsu, że została stworzona do wielkich rzeczy. Większych niż one dwie. Nie wydawała się przekonana i chociaż demony często nie znały czegoś takiego jak lojalność, Kitsune nie zamierzała opuszczać tego, który ją przyjął. Wtedy na Trybunach otaczając skrzydłem opieki. Jej wierność miała swoje granice, jednak kluczem musiał być powód. Zdecydowanie bardziej ciekawiła ją nagroda z rąk Minoru, do którego malusi kotek już dawno zdążył pobiec. Czy zamierzał sam pofatygować się na miejsce egzekucji?
- Propozycję, Panie?
Jedno króciutkie pytanie zabarwione ciekawością, nic więcej. Ani zgoda ani sprzeciw.
Oby Księżyc urżnął mu łeb przemknęło jej na koniec, pozwalając, przynajmniej na ten moment, wyzbyć się resztek tej swojej patologicznej sympatii, które mogła jeszcze posiadać do zabójcy.
Gdzieś w tak zwanym międzyczasie o uszy obijał jej się raport Kitsune, po którym nastał czas na odpowiedź Tadao. Wtedy też, skutkiem regeneracji, niechybnie na dnie jej gardła pojawił się głód, który uświadomił demona, że na razie uzyskał on tyle w kwestii odbudowy ciała, ile mógł. I chociaż nawet w najmniejszym stopniu efekt nie był zadowalający, pozostawało jasnym, że sprzeczanie się z własną naturą nie miało w tym momencie sensu. Bez względu na to jak irytujące jej ograniczenia nie były. Marne kończyny dalej doskwierały i zapewne gdyby nie fakt, że znajdowały się przed obliczem Pierwszego, Katsu zaczęłaby zastanawiać się co było gorsze - ból fantomowy po ucięciu kończyn, czy może ten pochodzący z poparzonych odsłoniętych tkanek. Małostkowość tego problemu jednak sprawiła, że w obecnych okolicznościach po prostu przestał istnieć.
Weź się w garść przeklęła się w duchu, czując się żałośnie słabą w niepełnej krasie. Jeżeli gdzieś przez jej umysł przemknął pomysł, aby spróbować się podnieść na poranionych wciąż nogach, został on zmiażdżony przez dominującą aurę Tadao i jego słowa.
Wynik co najwyżej przeciętny… Jak na sługi Minoru przystało.
Uległość stłamsiła iskrę gniewu, która równie dobrze nigdy mogła się nie pojawić w zgniłym sercu demona.
Słaba. Uległa. Posłuszna…
Czy to zawsze był ten rodzaj demona, którym chciała być?
Głupie pytanie, które nie miało żadnego znaczenia pod spojrzeniem ciemnych oczu Pierwszego Kizuki.
A jednak. Istniało jeszcze szaleństwo. Burza chaosu, przypominająca tę, którą Kitsune przywołała pod Ryżową Bramą. Nieposkromiona i nieposłuszna. Całkowicie niezależna od rozsądku.
Obusieczna niebezpieczna broń i w przyszłości chyba najbardziej prawdopodobna przyczyna śmierci Katsu. Bo jeżeli coś sprawiło, że zdołała się odezwać w tej chwili i odważnie wypowiedzieć na głos to, co powinno pozostać jedynie w myślach, było to właśnie szaleństwo.
Dlatego też, kiedy Kitsune dyplomatycznie i z rozwagą odpowiedziała Pierwszemu, Katsu uśmiechnęła się pod nosem.
- Z całym szacunkiem, Pierwszy, Minoru zawsze miał naszą pełną lojalność. Postawione przed nami na Trybunach zadanie starałyśmy się wykonać najlepiej, jak się dało. Wierzę też, że słudzy Twoi, Panie, jak i innych Kizukich, mogą się pochwalić co najmniej tym samym - odpowiedziała, skłaniając przy ostatnich słowach głowę niżej, a uległość w jej głosie sugerować mogła, że faktycznie przyznawała mu rację. Że faktycznie ktoś więcej ruszył zgodnie z jego własnym poleceniem na Nagoję. Że z pewnością przecież ktoś osiągnął pełen sukces, posłał zabójców spotkanych na swojej drodze na kolana (zamiast samemu dać pozbawić się kolan) i w otoczeniu fanfar wkroczył do miasta.
Skoro one były przeciętne… Z pewnością ktoś inny musiał to osiągnąć, czyż nie?
Bo jeżeli nie, to właśnie z perfidią otoczoną w uległość i szacunek, wytknęła ten fakt Pierwszemu Księżycowi.
Głód znów się zaognił w jej gardle, niczym rozżarzony kawałek węgla pod wpływem podmuchu powietrza.
⠀⠀⠀⠀Obie zareagowały na słowa Tadao. Kitsune ostrożnie balansowała na krawędzi, nie przyjmując ale też nie odrzucając nieznanej jeszcze propozycji. Zirytowanie czy obrażenie Pierwszego Księżyca nie było jej celem. Może z obawy o własne zdrowie, a może od początku trzymała się swojego wybranka - Minoru. Katsu była mniej subtelna w słowach i choć nie powiedziała tego wprost - odszczeknęła się choć starała się to ująć tak, by nie stracić za to głowy.
⠀⠀⠀⠀Tadao przyglądał się im przez chwilę w milczeniu. Kiedy w końcu przemówił, brzmiał uprzejmie i przyjaźnie. — Nie jesteście jedynymi, którzy wyruszyli do Nagoi. Czas pokaże jak poszło pozostałym. I rozumiem waszą decyzję. — po tych słowach sam zlał się z ciemnością i zniknął, zostawiając je same na miejscu egzekucji.
⠀⠀⠀⠀Jego zniknięcie szybko się wyjaśniło - bo już po chwili na wzgórzu pojawił się Minoru. Ubrany w proste szaty nie korzystał z żadnych mocy by dotrzeć na wzniesienie. No, przynajmniej na ostatnich kilka stopni. Czy to jego nadejście "spłoszyło" Pierwszego? W każdym razie Kizuki podszedł do swoich protegowanych z szerokim uśmiechem na twarzy. na jego ramieniu kołysał się utkany z ciemności kot.
⠀⠀⠀⠀— Świetnie się spisałyście! Piękne zniszczenie. I te twarze zastygłe w przerażeniu. Cudownie. — rozpływał się nad nimi — Gdyby udało się wam zabić i pożreć tego marechi to dopiero byłaby uczta! Ale cóż, jak nie teraz, to innym razem. Tylko nie można zwlekać za długo, bo jeszcze ktoś was ubiegnie. — pomachał upominająco palcem, ale ogółem zdawał się tryskać entuzjazmem. — Dobrze, że pozbyłyście się tej zabawki Tadao. Za dużo z nią problemów. — dodał jeszcze i zdjął z siebie kociaka, oddając go Kitsune.
⠀⠀⠀⠀Posmutniał nieco widząc stan Katsu, ale nie skomentował go, tylko rozciął pazurem wnętrze swojej dłoni i podstawił jej do ust. Może nie było to świeże mięso, ale ta krew miała swoją wartość. Może nawet bardziej była symbolem, niż prawdziwym pożywieniem.
⠀⠀
Kolejność: obojętnie
Dodatkowe informacje:
Kitsu - 70PO za zadanie i akcję w bramie
Katsu - 70PO za zadanie i akcję w bramie | wypicie krwi Minoru pozwoli zagoić rany do końca
Nie możesz odpowiadać w tematach