Asakusa
Historia chramu jest ściśle związana z historią sąsiedniej świątyni buddyjskiej Sensō-ji, powszechnie nazywanej Asakusa-dera. Dwaj rybacy, bracia Hinokuma, Hamanari i Takenari, w 682 roku wyłowili z rzeki Sumida posąg bogini miłosierdzia Kannon i przy pomocy posiadacza ziemskiego Haji no Matsuchi zbudowali pierwszą świątynię. Z czasem ci trzej mężczyźni zostali deifikowani, a ku czci ich kami wzniesiono, przypuszczalnie pod koniec XII wieku, chram Asakusa.
Obecne budynki chramu powstały w 1649 roku na polecenie sioguna Tokugawy Iemitsu.
wikipedia
Przez ten cały czas miała dużo szczęścia, nawet nie zdając sobie s tego sprawy. Ale taka dobra passa nigdy nie trwa zbyt długo. Teraz biegnąc za jakimś małym łebkiem. - Proszę oddaj! - zakrzyknęła z trudem łapiąc powietrze w płuca. Dzieciak zdawał się zwiększać dystans z każdym kolejnym krokiem. Prawie już nie czuła nóg, miała wrażenie że energia już dawno opuściła jej ciało. Potykając się o własne nogi poleciała na ziemię, osłaniając twarz w ostatniej chwili. Podniosła lekko głowę ale małolat zdążył już jej zniknąć z oczu wraz z jej ciężko zarobionymi pieniędzmi. Ludzie mijający ją uliczką odwracali od niej wzrok, zupełnie jakby jej tam nie było. Powoli się zaczęła zbierać czując nieprzyjemne pieczenie w kolanie. Podeszła utykając lekko i usiadła na schodkach pod chramem. Odchylając kimono na wysokości kolana, próbowała poruszyć nogą. Kolano miała lekko zdarte, wyciągnęła więc kawałek materiału z torby i polewając go wodą przytarła skaleczone miejsce z brudu i krwi z cichym sykiem. Otarła łezkę zbierającą się w kąciku szmaragdowej barwy oka.
Nikogo nie zadziwiła informacja, iż mężczyzna udaje się na nocną przechadzkę po ulicach Edo. Robił to już wielokrotnie, a więc nikt nie śmiał się wydać z siebie chociażby jednego głosu sprzeciwu. Nie to żeby w jakikolwiek sposób demon miał dostosować się do tego co ten gorszy gatunek miał mu do powiedzenia. Wszystko co czynił miało jedynie na celu dalsze gwarantowanie mu posiadanej pozycji. Rodzina? Od momentu swojej przemiany była dla niego jedynie kupą mięsa, która dawała mu konkretne korzyści - był to zarazem jedyny powód, przez który Saidai pozwolił im jeszcze dychać, zamiast napełnić ich wnętrznościami swój brzuch.
Przywdziewając szatę, która nie rzucała się zbytnio w oczy opuścił cesarskie włości i udał się na przechadzkę. Miający go ludzie zdawali się schodzić na boki, opuszczając przy tym wzrok. Zupełnie jakby podświadomie czuli, że w każdej chwili mogą stać się ofiara krwiożerczego potwora. Czy lubił taki stan rzeczy? Uwielbiał. Według niego te robaki nie powinny nawet stąpać po tej samej ziemi co on. Bezczelna potwarz wobec idealnej rasy, którą reprezentował.
Nagle do nosa mężczyzny dotarł bardzo osobliwy, intrygujący zapach. Dawno nie czuł krwi marechi w mieście. Zazwyczaj kiedy takowy osobnik pojawiał się w Edo szybko znikał w czeluściach żołądka Saidaia. Tym razem miało nie być inaczej. Jego krok utrzymywał się cały czas w tym samym tempie. Nie miał zamiaru się spieszyć. Nie należał do demonów, które zaczynały wariować i pokazywać swoją zwierzęcą naturę kiedy poczuły lepszą wyżerkę.
Z początku zastanawiał się czy siedząca na ławce kobieta, do której należała krew, w ogóle jest świadoma swojej wyjątkowej cechy. Im bardziej zbliżał się do niej, tym bardziej zaczął czuć wzmagający się smród - zapach wisterii. Dzięki swojemu hartowi ducha był jednak w stanie niemalże kompletnie zamaskować reakcję na odrzucające powonienie kwiatu. Kiedy znalazł się przed kobietą, zamarł na chwilę. W jego głowie zaczęły się kłębić myśli "Jak ją zabić? Zabawić się? A może po prostu rozerwać jej teraz tętnicę i pić krew póki jest ciepła?" Przyklęknął i od samego początku zaczął wyzwalać z siebie swoją dominującą aurę, która miała nie tylko onieśmielić kobietę, ale także dać jej poczucie bezpieczeństwa.
- Nie wygląda to poważnie - przejechał swoim palem po ranie kobiety, a resztkę krwi, która została na jego kciuku roztarł między palcami. - Niemniej jednak warto to opatrzyć Panienko. - Teraz kobieta mogła zauważyć na jego twarzy szeroki, szczery uśmiech. - Chodźmy do środka świątyni. Znajdziemy tam jakąś wodę i opatrzymy tę ranę. - Po tych słowach wyprostował nogi i wysunął przed kobietę swoją dłoń, aby tam mogła się na niej wesprzeć podczas wstawania. Kiedy to zrobiła, trzymając ją w ciepłą dłonią ruszył w stronę świątyni. - Nazywam się Saidai i pozwolisz Panienko, że dziś się Tobą zajmę. - O jakie zajęcie mu chodziło? Tylko on jeden mógł to wiedzieć.
Kiedy weszli do środka, znalazł dla kobiety miejsce do wygodnego siądnięcia, a sam zaczął rozglądać się w okolicy za miską, wodą i kawałkiem czystej szmaty. - Dlaczego taka piękna kobieta sama nocą porusza się po tak niebezpiecznym mieście jak Edo? - Nie patrzył na nią, ale cały czas chciał podtrzymywać konwersację.
Drgnęła nagle dostrzegając jak mężczyzna klęknął przy niej, podniosła spojrzenie na niego i wbiła lewe oko w jego twarz. Zamrugała kilka razy starając się zorientować w sytuacji. - Um.. - mruknęła cicho pod nosem i przełknęła ślinę głośniej. Patrzyła przez chwilę jak zahipnotyzowana na mężczyznę. To co przykuło jej uwagę tak bardzo było jego oczami. Ten bursztynowy kolor sprawił że rozchyliła usta w zachwycie. Prawa dłoń zacisnęła się na wilgotnej szmatce. "Są.. prawie jak.." szepnęła w myślach. Lewa dłoń powoli się uniosła wyżej, zupełnie jakby kończyna miała własna wolę. Demon mógł poczuć jej delikatne opuszki palców, jak dotknęły linii szczęki. Po czym powoli przesunęły się wyżej o parę centymetrów na jego polik. Drgnęła nagle zdając sobie sprawę z tego jak bardzo się zagalopowała. Jak poparzona zabrała dłoń z jego twarzy rumieniąc się nieco na polikach. - Proszę o wybaczenie.. - wydukała spuszczając głowę nagle w dół, zrywając kontakt wzrokowy z mężczyzną. - .. nie wiem czemu to zrobiłam.. to było nie zamierzone.. - próbowała się mu jakoś usprawiedliwić.
Syknęła cicho gdy palcem dotknął zdartego kolana, aż lekko drgnęła spoglądając na odrobinę krwi na jego palcu. Podniosła nieśmiałe spojrzenie ponownie na mężczyznę. Znowu te bursztynowe oczy. I ten szczery uśmiech na jego dostojnej twarzy. Sama aż się łagodnie uśmiechnęła w jego stronę. - Yukino.. tak mam na imię.. - powiedziała bez żadnych oporów dotykając jego dłoni najpierw paluszkami, a po chwili ujmując ostrożnie jego rękę aby pomóc sobie wstać. - Saidai.. to przyjemność leży po mojej stronie.. - dodała po chwili ostrożnie idąc z nim pod rękę. Wolną dłonią podtrzymując materiał kimona żeby materiał nie drażnił zdartego kolana. Kiedy usiadła, podwinęła ubranie żeby nie zabrudzić bardziej krwią tkaniny. Słysząc ostatnie słowa lekko się speszyła. Prawa dłoń powędrowała do opaski zakrywającej złotej barwy tęczówkę gdy usłyszała komplement z jego strony. - Um.. miałam to nieszczęście że zostałam okradziona z ciężko zarobionych pieniędzy.. zbierałam na dalszą podróż.. - odpowiedziała szczerze. - Proszę o wybaczenie, nie powinnam Cię zadręczać moimi problemami.. nie chcę być dla Ciebie ciężarem.. - dodała po chwili i odgarnęła kosmyk białych włosów za ucho.
⠀⠀Wodzona za nos znalazła się na skraju Asakusy za sprawą podświadomego pragnienia, którego natura pozostała dla niej przez długi czas niejasna. Nie było to bowiem coś nienaturalnego, jeżeli czegoś nauczyła się o swoim ciele przez ostatni rok, to tego, że zezwierzęcone w pewien sposób zmysły demona bardzo często przejmowały kontrolę nad umysłem. Coś kazało jej podążać tropem słodkiej woni, więc właśnie tak zrobiła.
⠀⠀Porozrzucane na całym obszarze elementy świątynnego kompleksu nadal pachniały cyprysowym balem; wiele torii nie zostało jeszcze pokrytych charakterystyczną czerwienią więc Asakusa wyglądała ubogo, ale niedawne otwarcie miejsca modłów dla pospólstwa sprawiło, że nawet wieczorową porą kręciło się tu wielu mnichów i odwiedzających. Szerokie kadzie wypełnione po brzegi wonnym olejem oświetlały główne ścieżki, ale wąskie alejki prowadzące wzdłuż zewnętrznego ogrodzenia pozostały ukryte w mroku.
⠀⠀To właśnie tam Suiren znalazła dla siebie tymczasowy punkt obserwacyjny.
⠀⠀Nikogo nie dziwiła kobieta ukrywające swojego oblicze za woalem. W świątyni poświęconej Kannon obecność samotnych dziewczyn była czymś normalnym, wiele ciężarnych modliło się przed posągiem bogini prosząc ją o łatwy poród, a te, na których nie spadło jeszcze błogosławieństwo składały dary na podeście. Pośród nich spora część dbała o swoją anonimowość w podobny sposób.
⠀⠀Wąska szpara pomiędzy zwisającymi do połowy ciała wstęgami była wystarczająca, aby z bezpiecznej odległości przyjrzeć się obiektowi swojej fascynacji. Niczym najdoskonalsza persymona wystawiona po środku stołu na porcelanowym piedestale jej oczom ukazała się młoda marechi w doskonałym stanie. Nie wyglądała na chorą, może była nieco zbyt koścista, ale biorąc pod uwagę, że większość z jej gatunku była zjadana niedługo po narodzinach nie należało doszukiwać się wad.
⠀⠀Skoro w jakiś sposób uchowała się do wieku dorosłego musiała w sposób świadomy maskować swoją obecność. Coś jednak sprawiło, że tego wieczora jej ochrona zawiodła, a kusząca woń rozpierzchła się w dolinie przyciągając do Asakusy potencjalnych łowców. To również miało się okazać problemem.
⠀⠀Niemal w tym samym momencie, gdy Suiren postanowiła ruszyć się wreszcie z miejsca, z grona świątynnych gościu wyłonił się mężczyzna. Jak strzała podążył za umykająca na bok marechi i zagaił zagubioną dziewczynę powstrzymując czarnowłosą od podjęcia inicjatywy. Zastygła ponownie obserwując z cienia rozwój wypadków.
⠀⠀Jakie były jego zamiary?
⠀⠀Dystans uniemożliwiał jej podsłuchanie rozmowy, a ruch warg niewiele jej mówił. Rozmowa wydawała się uprzejma, dziewczyna w pewnym momencie wyciągnęła dłonie, ale niemal natychmiast je wycofała oblewając się rumieńcem. Czy łączyła ich jakaś szczególna relacja?
⠀⠀Suiren słyszała już opowieści o demonach, które brały pod swoje skrzydła marechi tylko po to, by rozmnażać się z nimi, a potem zjadać noworodki, kiedy tylko opuszczą łono matki. Nawet myśl, że tak potworny los mógłby spotkać siedząca nieopodal dziewczynę napawał ją obrzydzeniem do swojej własnej rasy.
⠀⠀Odczekała jeszcze chwilę i korzystając z zasłony w postaci przechodzącej obok grupy, zbliżyła się nieco do intrygującego duetu składającego się z jasnowłosej i mężczyzny, którego uznała za demona skuszonego tak jak ona zapachem. Wolnym krokiem wyminęła ich, wspięła się na schody i złożyła ręce w modlitwie przed tablicą z wyrytymi słowami boskiego przekazu. Zmrużyła oczy skupiając się na nasłuchiwaniu, chociaż tym, co uderzyło ją najbardziej była mieszanina niespodziewanych woni.
⠀⠀Wisteria? Jedno z nich miało przy sobie cały jej zapas, może nawet ilość wystarczającą, by w razie czego cisnąć nią w niedyskretnego demona? Jeżeli tak, to musiała być ukryta za warstwą materiału, gdyż jej drażniąca woń nie była aż tak wyrazista. Dopóki zachowywała bezpieczną odległość, działała ona na Suiren tak, jak kwitnące drzewa tej samej rośliny na horyzoncie - wywoływały niechęć, ale nie strach.
⠀⠀Ściągnęła brwi w zamyśleniu.
⠀⠀Czego chciał od niej ten facet i jakim sposobem ignorował obecność kąśliwej nuty kwiatów? Przyszło jej do głowy, że może zbyt pochopnie oceniła naturę jego intencji. W końcu jego aura również była nieoczywista, chociaż na podstawie samego oblicza dało się zauważyć, że należał do grona tych nieprzyjemnych typów, którzy musieli zawsze znajdować się w centrum uwagi.
The silence is your answer.
Znalezienie odpowiednich rzeczy do opatrzenia rany nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Nie minęło więc nawet więcej niż kilka minut, kiedy ponownie znalazł się przy kobiecie. Uklęknął, a następnie zmoczył kawałek własnej szaty w misie z wodą i zaczął delikatnie przecierać ranę kobiety: - Nic się nie stało Panienko. Nie jest to dla mnie żaden ciężar. W końcu powinnością mężczyzny jest wesprzeć kobietę w każdej ciężkiej sytuacji - Ruchy wykonywane przez mężczyznę były delikatne i pełne pieczołowitości. - Czy zapamiętała Panienka jak wyglądał ów rzezimieszek? Jeśli tylko będę wiedział kto to mógł być, jestem pewien, że wtedy znajdę go i Twoje oszczędności. - Na twarzy Saidaia malował się szczery uśmiech, ale wewnątrz siebie mężczyzna czuł w pewien sposób obrzydzenie samym sobą. Dlaczego opatrywał tę kobietę zamiar samemu pożywić się na niej bez jakichkolwiek ogródek? Czy chodziło tu o najzwyklejszą w świecie chorą zabawę swoją zwierzyną przed jej zabiciem? Nie był do końca w stanie tego pojąć. Teraz nie było sensu dalej się nad tym zastanawiać.
Od momentu kiedy tylko znaleźli się w budynku mężczyzna czuł bardzo dziwną aurę, przypominającą innego członka jego gatunku. Czy zdziwiło go to? Absolutnie. Krew Marechi należała do bardzo cennych zdobyczy, a więc nie dziw było, że znalazły się bestie, które chciały się dołączyć do wyżerki. Demoniczna sztuka krwi, którą od samego początku używał Saidai dalej miała za zadanie tworzyć w Yukino poczucie bezpieczeństwa, a także dawać jej rozluźnienie. Jej celem było również przedstawiać mężczyznę w umyśle kobiety jako bardzo pociągającego i przystojnego - człowieka, któremu nie sposób się oprzeć.
Na resztę budynku rozeszła się inna aura - dająca poczucie silnego terytorializmu, który przejawiać potrafiły jedynie największe drapieżniki. Celem tego działania było zmniejszenie pewności u ewentualnego napastnika. - Przyłóż to proszę do rany Panienko i nie ruszaj się. - Rzekł mężczyzna podając dziewczynie fragment swojej mokrej szaty, którą chwilę wcześniej oderwał od kimona. Następnie wstając odwrócił się i rzekł spokojnie w eter, starając się jednak, aby głos rozszedł się po jak największej części budynku: - Wyjdź z ukrycia dziecko. Pokaż się, a może pozwolę opuścić Ci ten teren w jednym kawałku. - Z Saidaia cały czas emanowała aura prawdziwej bestii, która była w stanie dotknąć każdego w budynku za wyjątkiem Yukino.
Teraz znowu ktoś pierwszy wyciągnął do niej pomocną dłoń. Ciężko było jej odwrócić od niego wzrok, były rzeczy o które chciała go zapytać. Ale nie chciała go przecież napastować od razu. Siedząc na ławeczce obserwowała jak się krzątał po pomieszczeniu i po chwili już ze wszystkim co było mu potrzebne pojawił się przed nią. Przygryzła dolną wargę w zaciekawieniu. Szmaragdowe oko ani na moment nie umknęło z jego twarzy, z jego oczu.
- To bardzo miłe co mówisz.. - szepnęła i drgnęła gdy przyłożył wilgotną tkaninę do zdartego kolana. Czuła się jak jakaś niezdara. Sięgnęła dłonią do swojej twarzy łapiąc między krawędź opaski. Palce lekko drgnęły. "Nie powinnam.. ale chciałabym.. może.. jak będziemy sami.." przemknęło jej przez myśl przypominając sobie słowa matki żeby nigdy nikomu nie pokazywała swojego oka.
Pokręciła lekko głową na boki w odpowiedzi na wzmiankę o łotrze który ją okradł. - Nie trzeba, to był jakiś dzieciak.. pewnie potrzebuje tych pieniędzy bardziej niż ja.. znajdę po prostu jakąś dorywczą pracę gdzieś tutaj i odrobię to co miałam. Czas nie jest aż taki istotny dla mnie.. wiedziałam że ta podróż nie będzie należała do krótkich.. - wyjaśniła łagodnym tonem głosu nadal na niego patrząc.
Nie pamiętała kiedy czuła się tak bezpiecznie i swobodnie przy kimkolwiek. Nie to żeby była strachliwa, wręcz przeciwnie. Ale przy nim było inaczej. Nie potrafiła opisać tego co czuła i dlaczego tak się działo. Ale nie chciała opuszczać jego strony ani na chwilę. - Dobrze.. - powiedziała łapiąc za materiał dłonią i dociskając go do kolana. Patrzyła jak Saidai się obrócił do niej plecami zasłaniając jej widok na to na co mógł patrzeć. Słowa które wypowiedział brzmiały dziwnie, kompletnie do niego nie pasowały. A może właśnie pasowały do niego tak idealnie że białowłosa kompletnie zignorowała ich przekaz? Czując że przy nim nic złego nie może jej spotkać, ani myślała lekceważyć jego polecenie a już tym bardziej opuszczać jego stronę.
⠀⠀Odgłos kroków odbijał się echem od pustych ścian, skradanie nie miało dłużej żadnego sensu.
⠀⠀W powietrzu roznosił się zapach olibanum. Z rzadka rozstawione lampiony pełniły funkcję nie tylko oświetlenia, ale wydobywający się z nich dym miał także oczyszczać duszę i ciało podczas modlitwy. Tutaj, w środku obszernego pomieszczenia, woń była tak intensywna, że zagłuszała wszystko inne, nawet wisterię.
⠀⠀Treść rozmowy wprawiała w ją niejasne zakłopotanie. Przez chwilę pomyślała, że być może podążyła złym śladem, ale niemal natychmiast zdała sobie również sprawę, że wprawniejsi od niej łowcy potrafiliby zamotać w ten sposób swoją ofiarę. Poza tym co do jednego miała pewność - siedząca kawałek dalej dziewczyna była tą, której istnienie nie dawało jej zmysłom wytchnienia.
⠀⠀To bardzo miłe co mówisz...
⠀⠀Mimowolnie zacisnęła usta. Gdyby zabrakło jej w tym momencie dyscypliny, rzuciłaby się bezmyślnie na dziewczynę chcąc wyrwać ją z łapsk tego człowieka. Wszelkie szlachetne powody przestały mieć znaczenie, sama zabiłaby ją na miejscu, nie szczędząc nawet lakierowanej posadzki świątyni. Cierpliwości, upominała się w myślach. Ileż to razy wędrowała za silniejszymi od siebie żywiąc się resztkami z ich stołu?
⠀⠀Cień dawał jej mizerną ochronę. Dla demona żyjącego w mroku brak światła nie stanowił problemu, więc kryjówka była nią tylko z pozoru. W rzeczywistości już chwilę temu zrezygnowała z ukrywania się za zakrętem, stała tam po prostu niczym posąg chłonąc widok i głosy. Oczy utkwiły martwo w jednym punkcie, prawie nie mrugała.
⠀⠀— Na twoim miejscu nie zbliżałabym się do tego potwora. — Zignorowała słowa mężczyzny i przeniosła wzrok na dziewczynę.
⠀⠀Zabranie głosu przyniosło jej dziwną ulgę, jakby stawiła opór temu, co dotychczas zatrzymywało w gardle wszystkie jej słowa. Zamiast tego w głowie zabrzęczało jej nowe ostrzeżenie, świadomość, że za swoją bezczelność prędzej czy później będzie musiała zapłacić.
⠀⠀Co ja robię? Zapytała samą siebie w przestrzeni umysłu, z którego wszystkie pożyteczne myśli postanowiły się ewakuować. Unikała walki, stroniła nawet od wszczynania kłótni, a obecność małej merechi robiła z jej opanowania papkę.
⠀⠀— Głupia dziewczyno. Masz to gdzieś przy sobie, prawda? — warknęła na myśl o wisterii, którą wcześniej wyczuła. — Nie bez powodu. Jako amulet na szczęście? Ktoś kto ci to dał, włożył w ten gest więcej pomyślunku, niż ty przez całe swoje życie. Jeśli nie zaczniesz uciekać już teraz, to nie licz na to, że później ci pomogę.
⠀⠀Zacisnęła dłoń na złożonych warstwach papierowego parasola. Nie zamierzała walczyć, to był odruch, który musiała nabyć zapewne jeszcze za życia, ale wiele rzeczy, które ją otaczało zostało postawionych na fundamentach kłamstwa. Nawet teraz, chociaż jej słowa miały brzmieć dobrotliwie, chciała po prostu złapać merechi dla siebie.
The silence is your answer.
Słuchając słów kobiety na jego twarzy pojawił się delikatny, niemalże znikomy uśmiech. Oto przed nim stała właśnie przedstawicielka jego gatunku, która swoimi słowami prezentowała się niczym prawdziwa lwica. Jej ciało jednak, a także otaczająca ją aura mówiły coś zdecydowanie innego - małe, biedne zwierzątko, które z głodu postanowiło stanąć na przeciw prawdziwego bydlęcia. Saidai nie miał zamiaru odpuszczać i dalej korzystając ze swojej demonicznej sztuki krwi rozesłał wokół Suiren bardzo silne, terytorialne feromony. Ich zadaniem było całkowicie pozbawić kobietę jakichkolwiek chęci do atakowania go. Miały jednak też inne zadanie. Strach związany z wkroczeniem na miejsce żerowania dużo silniejszego osobnika miało wprowadzić w Suiren paraliż, który uniemożliwiłby jej jakiekolwiek poruszanie się.
- Na ten moment moje dziecko Ty jako jedyna zdajesz się zachowywać jak jak potwór... Nieprawdaż Yukino? - Odwrócił się do swojej podopiecznej i spojrzał na nią swoimi bursztynowymi oczami, uśmiechając się szczerze. - Czyżbyś miała coś czego boi się ta kobieta? Pokaż mi to - Feromony, które Saidai roztaczał wokół Yukino powinny zrobić z niej całkowicie uległą kobietkę. Demon wyciągnął przed nią swoją dłoń: - Połóż to na mojej dłoni.
Kiedy Yukino wykonała polecenie, Saidai mocno zacisnął swoją dłoń na woreczku z wisterii. Czując ból, cały czas tworzył skórę na swojej dłoni, której zadaniem była ochrona jego prawdziwej skóry przed zniszczeniem. Odwrócił się w stronę Suiren, a jego karmazynowe oczy znów wlepiły się w nią, dając do zrozumienia, że kobieta wkroczyła w miejsce, z którego nie wyjdzie póki to on - Imagawa Saidai - jej na to nie pozwoli. - Czy to tego szukałaś? - Rzekł rzucając woreczek z wisterią w stronę kobiety. Na tyle daleko, aby nie dać jej powodu do spłoszenia się, ale jednocześnie na tyle blisko, aby cały czas czuła ogromny dyskomfort powstający przy każdym wdechu, który zdawał się aż ją krztusić.
Zaskoczona kolejnymi słowami Suiren aż drgnęła. Powoli podnosząc się ze swojego miejsca na ławce, na której siedziała. Odkładając wilgotną szmatkę z kolana, którą Saidai kazał jej przyciskać do zranionego miejsca na siedzisko. Zaadresowana przez obcą kobietę poczuła się w obowiązku stawić jej czoła. Niegrzecznym było ignorowanie jej przecież. Kiedy Demon zwrócił się w jej stronę przyłożyła zwiniętą dłoń do ust zastanawiając się intensywnie nad ich słowami.
"Jako amulet na szczęście?"
Te słowa sprawiły że szmaragdowe oko rozbłysnęło nagle czymś. - Um.. - zrobiła kilka kroków w stronę mężczyzny i wyłaniając się zza niego tak aby i Suiren ją teraz dostrzegła, stanęła obok swojego wybawcy. - Dostałam to od babci.. mama powtarzała że mam to zawsze przy sobie nosić.. że to na szczęście.. - zaczęła ze spokojem w stronę mężczyzny. Nie rozumiała czemu czarnowłosa kobieta była taka niezadowolona. Lewa dłoń sięgnęła do krawędzi kimona odchylając materiał lekko przy dekolcie. Prawa dłoń wsunęła się pod materiał i po chwili wyciągnęła wiszący na sznurku wokół jej szyi satynowy woreczek. - Czy chodzi o to? - spytała ukazując swojemu obrońcy przedmiot.
Wzrok przeniosła na jego wyciągniętą dłoń i po chwili na jego twarz. Nie miała absolutnie żadnego powodu aby mu nie zaufać. Ostrożnie zdjęła przedmiot z szyi i położyła woreczek na wyciągniętej dłoni. Widząc jak jej własność została rzucona w kierunku Suiren otworzyła tylko usta jakby chciała coś powiedzieć. Ale nic spomiędzy rozchylonych ust się nie wydobyło. Odruchowo za to zrobiła krok w stronę Saidaia, przysuwając się bliżej niego. Jej spojrzenie utknęło w kobiecie o złotych ślepiach. Prawa dłoń spoczęła na opasce mimowolnie. - Ona też.. ma.. takie.. jak ja.. - wymamrotała bezwiednie pod nosem ledwo słyszalnym głosem. Nigdy nie widziała nikogo ze złotymi oczami, a teraz trafiła na kolejną osobę o tej dzikiej i niespotykanej barwie.
⠀⠀Uniosła dłoń do twarzy i gwałtownym szarpnięciem wyrwała zębami kawałek swojego palca przypatrując się reakcji pozostałej dwójki.
⠀⠀— Twój wybawca ma rację, dziewczyno. Jestem potworem, a mówiąc dokładniej - demonem żywiącym się ludźmi — wyjaśniła z powagą, śledząc spojrzenie mężczyzny — Jednym z dwóch, w tym pomieszczeniu.
⠀⠀Wyprostowała ramię, pokazując małej Yukino, jak odgryziona tkanka regeneruje się w nadludzkim tempie. Krew zasyczała cicho, a potem opuszka palca wróciła na swoje miejsce. Mrużąc oczy przyglądała się, jak woreczek z wisterią wędruje z ręki do ręki, a potem rzucony leci w jej kierunku. Mimowolnie odskoczyła krok w tył cofając rękę do boku.
⠀⠀— Niektóre demony nie przyznają się do bycia nimi, próbują nadal żyć w społeczeństwie kryjąc się za ludzkim obliczem. Jeżeli brakuje im siły, stawiają na spryt, bo z takiego miejsca łatwiej im polować... Nie mam racji, Imagawa? — Świadoma bariery, którą postawił między nimi Saidai nie zamierzała zanadto skracać dystansu. Każda moc miała jakieś ograniczenia, a lisia facjata demona kazała jej sądzić, że mężczyzna wolał nie ryzykować bezpośredniej walki. Nie mógł jednak zatkać jej ust. — Ludzki nos nie wyczuje smrodu krwi, ba, nawet demona można w ten sposób oszukać, ale jeszcze nie spotkałam człowieka, którego czerwone oczy trzymałyby konkurencje do marechi na dystans. Jak na mój gust trochę za dużo tych zbiegów okoliczności...
⠀⠀Nienaturalna sztywność rąk utwierdzała ją w swoim przekonaniu. Gdyby przyszło jej sięgnąć po broń, zapewne nie utrzymałaby jej w uścisku drżących palców. Do tego dochodziła jeszcze sprawa wisteri. Suszona roślina nadal wydzielała zapach, który budził w demonach niechęć; zapakowane w ładny woreczek kwiaty można było ominąć, ale co innego dostać nimi w twarz.
⠀⠀Zmarszczyła nos kierując oddech przez usta, żeby drażniąca woń nie mieszała jej w głowie. Chwyciła parasol na końcówkę kija i przycisnęła czubek ostrza do woreczka, który sunąć po ziemi odsunęła daleko za siebie.
⠀⠀— Paskudztwo. Nie lepiej było trzymać to koło siebie, skoro najwyraźniej nie brzydzi cię ten zapach, demonie? — zapytała szczerze zaciekawiona jego tokiem rozumowania. — Nawiasem mówiąc, twoja rodzina jest dość popularna w Edo, prawda? Nie jestem rozeznana w tutejszej ludności, ale niektórzy odwiedzający świątynię najwyraźniej cię znali. Powtarzali to nazwisko z szacunkiem i ze strachem. — Uniosła wzrok ku górze. — Właściwie przede wszystkim ze strachem. I może odrobiną obrzydzenia.
⠀⠀Wdychanie powietrza również nie napawało ją radością, jakby powietrze przesiąkło zapachem, którego drobinki osiadały na języku i podniebieniu. Co gorsza nie czuła się na siłach odejść. Może to za sprawą marechi, lecz nadal stała twardo w jednym miejscu rzucając niepewne spojrzenia to na mężczyznę, to na towarzysząca mu kobietę, której nieodsłonięte oko zaiskrzyło nagle z jakiegoś błahego powodu.
⠀⠀— Podobają Ci się? — zapytała i palcami zaczesała kosmyki czarnych włosów do tyłu, aby złociste ślepia z pionowymi źrenicami mogły ukazać się jej w pełnej okazałości. — Co za tragedia. I ja i on zamierzamy cię zjeść, słońce. Taki los. Po prostu jeszcze nie wiemy, które z nas dostanie większą porcję. — Zaśmiała się nerwowo pozwalając włosom rozsypać się na ramionach. — Nie widzę sensu walki pomiędzy demonami. Sojuszom też zbytnio nie ufam, ale wdzięczność to piękna idea. Przykładowo, gdybyś podzielił tą marechi na pół, to z wdzięczności nie sprzedałabym twojego nazwiska zabójcom.
The silence is your answer.
Zrobiła większe oczy wpatrując się w kobietę o pięknych złotych oczach. Widząc jak odgryzła sobie palce aż zakryła dłońmi usta w przerażeniu. W końcu miała przed sobą demona! Nigdy nie umiała sobie wyobrazić jak one wyglądały. Słyszała że były paskudne, że były niczym potwory z koszmarów. A ta kobieta była taka piękna, jej spojrzenie aż hipnotyzowało.
"Jednym z dwóch, w tym pomieszczeniu."
Na te słowa drgnęła aż robiąc nieoczekiwanie drobny krok w tył po tych słowach. Opuszki prawej dłoni dotykające krawędzi opaski zadrżały nagle i przyłożyła całą dłoń do schowanego za materiałem oka. "Czy ona.. ona mówi.. o.." nie była nawet w stanie kontynuować tej myśli. Gdyby Saidai nie stał obok niej to pewnie by już dawno padła bezradna na kolana. Jego osoba dawała jej jakiś drobny komfort psychiczny. Miała wrażenie że jego osoba jest tym murem dzielącym ją i wygłodniałą Suiren.
Kolejne słowa kobiety tak bardzo ją uświadomiły że mogła minąć w swoim życiu już tyle demonów ale żaden nigdy nie zwrócił na nią na tyle uwagi aby jej coś zrobić. Nie rozumiała jednak czemu teraz nagle to się zmieniło aż usłyszała o zapachu krwi. Odsłoniła tkaninę z obdrapanego do krwi kolana przed kobietą. - Marechi.. co to jest.. Marechi? - spytała drżącym głosem.
Spojrzenie utknęło w mężczyźnie i gdy zrobił pierwszy krok w stronę Suiren, białowłosa bez namysłu sięgnęła lewą dłonią za fragment jego szaty. - ..nie.. idź.. - wydukała łamiącym się głosem gdy jej palce musnęły materiał jego tkaniny. Nie była w stanie ruszyć się za nim. Czułą jak nogi odmawiały posłuszeństwa żeby zmniejszyć dystans między sobą a Suiren.
"Paskudztwo. Nie lepiej było trzymać to koło siebie, skoro najwyraźniej nie brzydzi cię ten zapach, demonie?"
Wzdrygnęła się na te słowa i zacisnęła lewe oko, spuściła przy tym głowę w dół. - Ja.. - jęknęła czując jak nogi drżą zanim rozjechały się pod nią, sprawiając że klapnęła tyłkiem na zimnej posadzce opierając dłonie o posadzkę przed sobą. Te słowa bolały bardziej niż się spodziewała że będą. Wszystkie te przezwiska z dzieciństwa wróciły w mgnieniu oka, powoli łamiąc ją od środka, kawałek po kawałku.
Ostatnie słowa kobiety sprawiły że otworzyła nagle powiekę lewego oka. -.. c..co? - wymamrotała ledwo słyszalnym głosem czując jak drży. - Dlaczego.. dlaczego Saidai-sama.. miałby.. przecież.. on.. on jest.. - zaczęła się jąkać patrząc jak mężczyzna stoi przy Suiren. - Z tym.. drugim demonem.. to.. to nie.. było o mnie.. - wykrztusiła z siebie zaciskając dłoń na czarnej opasce gdy opuściła głowę w dół. Biała grzywka zasłaniała oczy Marechi. Pociągnęła mocniej czując jak po chwili cienki pasek opaski pęka z tyłu jej głowy.
Trzymając czarną opaskę pod buzią uchyliła prawą powiekę. Zamrugała powoli starając się wyklarować wzrok w prawym oku. - On nie jest.. Saidai-sama.. nie jest potworem.. jesteś w błędzie.. to okropne co mówisz o nim nie znając go.. - jej głos był cichy, jąkała się miejscami. Ale oboje mogli ją usłyszeć.
Lewa dłoń zacisnęła się na materiale kimona na jej udzie, prawa na czarnej opasce trzymanej w prawej dłoni. Gdy powoli podniosła głowę wbijając oba ślepia w stojących w pewnym dystansie od siebie osoby. - Jesteś okrutna! Jak możesz być taką ignorantką?! Myślisz że wszyscy ludzie są dobrzy?! Nie są! Więc.. więc.. więc nie wszystkie demony muszą być złe! Nawet jeśli Saidai-sama jest Demonem.. to nie jest jakimś wygłodniałym, krwiożerczym potworem! Nie porównuj się do niego! Nie masz prawa! Słyszysz?! Nie masz prawa go obrażać zniżając go do swojego poziomu! - z każdym słowem mówiła co raz pewniej. Nie zamierzała wierzyć w to co mówiła Suiren. Może sama nie znała prawdziwej natury tego człowieka, ale to co jej pokazał wystarczyło żeby owinąć sobie młodą, naiwną Yukino wokół palca.
⠀⠀Warknęła, jak szturchnięte kijem zwierzę, ale nie ruszyła się z miejsca.
⠀⠀Spójrz na siebie, ledwo jesteś w stanie utrzymać ten parasol.
⠀⠀W odpowiedzi zacisnęła palce na trzonie swojej broni. Kiedy wkładała w to siłę, chwyt stawał się pewniejszy, a drżenie niezauważalne. Mamrotanie marechi uziemiało jej zmysły, stała twardo na gruncie, świadoma niepewności, która zmroziła jej nerwy. Z góry do dołu przepłynął ją chłodny dreszcz, przez krótką chwilę, której faktyczne ramy czasowe rozpłynęły się, spoglądała na własne odbicie w oczach mężczyzny.
⠀⠀Uważasz, że największy Stwórca były zadowolony z Twojego zachowania?
⠀⠀Czy byłby? Nie potrafiła znaleźć na to odpowiedzi.
⠀⠀Chcę, abyście dla mnie zabarwili nadchodzący księżyc na czerwono
⠀⠀Wzdrygnęła się i strąciła dłoń Saidaia ze swojego policzka. Drapieżny, szybki ruch zaskoczył nawet ją, ale w którymś momencie wyłamała się z odrętwienia, a ciało zareagowało podświadomie. Czerwonooki mężczyzna być może ją przerażał, ale były na tym świecie zjawiska, przy których jego aura nie miała znaczenia. Siłę zwyciężaj siłą, a strach... strachem.
⠀⠀Nieświadomie sam wyrwał ją z transu, którym próbował pomieszać demonicy w głowie. Wspomnienie Stwórcy, osoby której Suiren bała się najbardziej na świecie, pomogło jej dostrzec jak małostkowa jest ich wymiana zdań.
⠀⠀— Pierdol się. Nie w twojej kwestii jest decydować o tym, jak ma zachowywać się demon. — Rozluźniła barki, wyprostowała się i stanęła elegancko. Teraz mogła odwzajemnić spojrzenie, w którym nie brakowało niebezpiecznych błysków. Szybko jednak ściągnęła brwi, słysząc zza pleców Imagawy oskarżenia rzucane w jej stronę. Uśmiechnęła się słabo, z ust wyrwało się ciche 'hah'. — Nawet gdy bawi się opiekunkę — zakpiła. Unosząc dłoń ułożyła z kciuka i palca wskazującego L-kę, a potem z wyczuciem wbiła pazur w miękką skórę pod żuchwą mężczyzny wymuszając uniesienie głowy. — No dalej, unieś głowę. Jestem przekonana, że Stwórcę aż rozsadziłaby duma na twój widok, Imagawa.
⠀⠀Przechyliła policzek do ramienia uśmiechając się blado. Jedyne co wiedziała to to, że Bóg pragnął od niej, aby zabijała, aby rozlewała krew ludzi szykując szkarłatny dywan na jego przybycie. Potrzebowała siły, potrzebowała mocy, dzięki którym nie musiałaby paraliżu przełamywać większym strachem. Pan chciałby na pewno, żeby zamknęła buzię tej małej, wyszczekanej marechi.
⠀⠀— Twój szczeniaczek się niecierpliwi. Może to czas, żeby go pogłaskać po główce? Saidai-sama... — zakończyła z kpiną zmieniając swój głos tak, aby przypominał chociaż trochę słowa Yukino.
The silence is your answer.
Dzięki aktualnie panującej pogodzie na zewnątrz, Saidai nie musiał obawiać się szybkiego przewietrzenia budynku, co z kolei działało na korzyść dla rozprowadzonych przez niego feromonów. Ich działanie powinno utrzymać się jeszcze przez jakiś czas, dzięki czemu mężczyzna mógł dalej polegać na ich działaniu.
Ruch, który wykonała Suiren skutecznie podniósł jego głowę do góry, a wzrok mimowolnie skierowany został w sufit. Następnie do uszu Saidaia doszły głosy zarówno Yukino jak i demonicy. Imagawa w tym momencie cieszył się ogromnie, że jego twarz skierowana została w taki sposób, aby nikt nie mógł zobaczyć szerokiego uśmiechu, który się na niej pojawił. Nie ruszały go w żaden sposób nawet docinki skierowane w jego stronę. W tym momencie jedyne czego był świadom to to, że zaledwie garstka demonów była w stanie pojąć prawdziwą kwintesencję lojalności wobec swojego Pana. - Piękny, czerwony księżyc, który ma pojawić się nad globem stworzony ma być jako hołd dla najwyższego Boga. - Suiren mogła poczuć jak jej dłoń zaczyna się cofać pod naporem głowy Saidaia, który pomimo coraz głębszego wbicia palca demonicy w jego podbródek wrócił twarzą do pierwotnej pozycji. - Jest tylko jedną z form, w których wierzący mogą oddać cześć swojemu Panu. - Na jego twarzy dalej widniał uśmiech, a karmazynowe oczy wlepiły się w ślepia Suiren. Jego głos zniżył się do takiego stopnia, że była w stanie usłyszeć to jedynie demonica. - To dziecko nie jest dla Ciebie. Należy ono do najwyższego Stwórcy, poprzez które ukaże on swoją wielkość i potęgę. - Jego głos znów wrócił do normalnego tonu. - Słowa, które wypowiadasz, a także obelgi, które rzucasz pokazują tylko jedno - to, że nie potrafisz zrozumieć tego kim się stałaś. A prawdziwi wierni... będący ponad zwierzętami... posiądą jego moc. - W tym momencie twarz Saidaia zaczęła się zmieniać, modyfikować i deformować aż w pewnym momencie Suiren w końcu to dostrzegła - spoglądała na nią twarz samego Muzana, mająca tą samą, zimną mimikę jak na pamiętnym spotkaniu. Był to zaledwie ułamek sekundy, ale demonica mogła być pewna tego co przed chwilą zobaczyła. Dodatkowo feromony rozsiane przez Saidaia dalej powinny wprowadzać w kobiecie poczucie strachu, które zwiększone powinno zostać poprzez to co przed chwilą się wydarzyło.
Saidai ujął pewnie dłoń Suiren swoją i odciągnął ją od swojej twarzy: - Bóg potrafi przemawiać przez prawdziwych wiernych... Dlatego przestań zachowywać się jak zwierzę i daj sobie pomóc. - Dłoń Saidaia puściła Suiren, a krople krwi Saidaia powędrowały wzdłuż jej skóry.
- Imagawa.. - szepnęła pod nosem jego nazwisko widząc jak kobieta zmusza go do uniesienia głowy w górę. Sama Yuki przechyliła głowę w bok patrząc na nich a po chwili i ona zerknęła na sufit pomieszczenia w którym byli. Nic jednak nie potrafiła dostrzec, nie ważne jak długo błądziła wzrokiem po drewnianych belkach nad jej głową. Wróciła więc spojrzeniem do Suiren.
Kobieta wyglądała teraz drapieżniej niż gdy widziała ją po raz pierwszy. Odgryzając sobie wcześniej palca na jej oczach utwierdziła białowłosą w tym że nie powinna się do niej zbliżać. Nawet jeśli bardzo chciała podejść, to strach by jej już teraz nie pozwolił. Widzą ją oczami jej braci, którzy mówili jej o bestiach z mroku rozumiała co mieli na myśli. Ale na drugiej szali siedział Saidai. Dystyngowany jegomość który rzekomo też był tej samej rasy co złotooka. Przy nim czuła się bezpiecznie, jemu ufała. Więc zaczęła się zastanawiać. Ile demonów jest takich jak on? Czy jest ktoś taki jak on? I o jakim panie prawił do czarnowłosej kobiety.
Z rozmyśleń wyrwał ją karykaturalny głos Suiren, mający przypominać ten od białowłosej. Aż poczerwieniała zawstydzona z powodu treści zdania. Zacisnęła mocniej wargi odwracając wzrok od tej dwójki. Poczuła się z tym źle. "Nie jestem.. niczyim szczeniaczkiem.." z tą myślą spojrzała na plecy Imagawy ale szybko i od niego odwróciła dwukolorowe ślepia, wbijając spojrzenie w posadzkę.
⠀⠀Odetchnęła cichutko, wypuszczając powietrze przez rozchylone niedostrzegalnie usta. Ze zgrozą patrzyła jak zaostrzony pazur znika pochłonięty przez miękką tkankę, a ciepła krew rozlewa się po ramieniu wprost pod rękawy. Cofnęła dłoń szybkim szarpnięciem, nie odrywając wzroku od twarzy, która na jej oczach formowała się na nowo.
⠀⠀— Nie... — wydusiła z trudem, kiedy koszmar przybrał materialną formę. — Nie ma go tu. — Mówiła do siebie, lecz wcale w te słowa nie wierzyła.
⠀⠀Panika narastała mimowolnie, ciało tężało.
⠀⠀Zapomniała jak się oddycha, a pulsowanie krwi odczuwała nawet u nasady dłoni. Wiele emocji wypływało na raz na wierzch, usta co raz otwierały się w niemym 'o', a to zaciskały w wąską, pobielałą linię. Po skroni stoczyła się pojedyncza kropelka potu.
⠀⠀— Łżesz! Ja też zostałam pobłogosławiona... wszystko co robię ma sens! — warcząc zamachnęła się w powietrzu. Rozrzucone palce i naprężone, wygięte pazury przecięły z głośnym świtem pustkę, gdzie chwilę wcześniej znajdowała się dłoń mężczyzny. Oddychała ciężko, czoło perliło się od wilgoci, jak przy ofierze nagłej gorączki.
⠀⠀Nie umarła dlatego, że ktoś znalazł dla niej cel. Żyła, aby się na coś przydać, spełniać powierzony jej obowiązek. Robiła wszystko zgodnie ze swoją naturą, tą nową, potworną częścią siebie, która popychała ją do brutalnych czynów, bestialstwa. Poluj, zabijaj, jedz.
⠀⠀Poluj, zabijaj, jedz.
⠀⠀Poluj, zabijaj, jedz, zabijaj, niszcz...⠀⠀
⠀⠀Więc dlaczego nie możesz po prostu ich zabić?
⠀⠀Wbiła pazury we własne skronie. Uniosła wściekłe spojrzenie ukryte w zacienionych oczodołach.
⠀⠀— Nie jestem słaba... bogowie nie kierują ludzkim losem, za każdym razem dają wybór, użyczają nam swojej mocy, ale decyzja należy do nas, do mnie — mamrotała patrząc gdzieś przed siebie nieobecnym wzrokiem. Zacisnęła szczękę i spojrzała za plecy Imagawy odnajdując spojrzenie marechi. Chłodne powietrze wypełniło płuca. — To dziecko zginie. Taki właśnie los ją czeka.
⠀⠀Zadrżała w bezgłośnym śmiechu, a potem opuściła obolałe ramiona. Krok za krokiem wycofała się w cień, który pozwolił jej wcześniej zakraść się do swojej ofiary. Rozgorączkowane, złociste błyski patrzyły na nich z oddali jeszcze przez chwilę, lecz potem zniknęły na dobre.
z/t
The silence is your answer.
Suiren go zafascynowała. Była dla niego zupełnie niczym nieokiełznane zwierze, które trzeba było poprowadzić i wskazać mu prawidłową drogę. Kto więc nadawałby się lepiej do wskazania prawdziwej drogi najwyższego stwórcy jak nie on - jego najbardziej perfekcyjne dzieło? Usta Imagawy rozchyliły się delikatnie ujawniając jego perłowe zęby: - Natomiast nasze losy jeszcze kiedyś się połączą... Taka jest wola Boga moja droga.
Teraz jednak nie było już sensu dłużej nad tym rozmyślać. Demonica oddaliła się, a on znów pozostał sam na sam ze swoją "podopieczną". Odwracając się, spojrzał na nią swoimi bursztynowymi oczami: - Bardzo Cię przepraszam, że musiałaś przez to przechodzić. Mam nadzieję, że nie przestraszyłaś się tej Pani. - Zbliżył się do kobiety i kucnął przy niej. - Ona nie chciała Cię skrzywdzić. Czasem... Czasem takie istoty ze strachu posuwają się do różnych rzeczy. - Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Ze mną natomiast nic Ci nie grozi. Tak więc teraz.. - Wyprostował się na nogach. - Chodźmy stąd moja droga, wyjątkowa Yukino. - Ostatnie słowa wypowiedział podając kobiecie dłoń, która mogłaby się wspomóc podczas wstawania.
Patrzyła jak postać Suiren powoli acz skutecznie chowa się w mroku aż nawet po jej oczach nie pozostał ślad. Przez dłuższą chwilę wlepiała oczy w to miejsce gdzie przed chwilą świeciły złote ogniki w ciemnościach. Głos Saidaia wyrwał ją z zamyślenia i dopiero przeniosła spojrzenie na jego twarz. Wpatrywała się w jego piękne miodowe ślepia przez chwilę. Rozdziawiła lekko usta, przez chwilę zbierając odpowiednie słowa w myślach. Pokręciła lekko głową na boki. - Nie przepraszaj za nią.. - to mówiąc opatuliła swoje ciało rękami, kuląc się w sobie nieco bardziej. -.. nic mi nie zrobiła przecież.. więc nic się nie stało.. - mówiła już cichszym głosem, wlepiając spojrzenie w posadzkę.
Słuchała uważnie tego co do niej mówił. "To moja wina.. bo jestem marechi.. to przeze mnie chyba.." przemknęło jej przez myśl zanim podniosła wzrok na niego gdy się wyprostował. Powoli wyciągnęła dłoń w stronę jego ręki ale jej palce zatrzymały się na kilka centymetrów przed jego.
"Co za tragedia. I ja i on zamierzamy cię zjeść, słońce. Taki los."
Słowa Suiren nagle wróciły jak bumerang ze zdwojoną siłą. Zawahała się na te kilka sekund. Jego oczy błyszczały takim odcieniem że chciała go dotknąć, ale słowa czarnowłosej sprawiły że się zawiesiła zastanawiając się czy powinna z nim iść. "Imagawa.. Saidai-sama.." szepnęła w myślach i pokonała ostatnie centymetry, delikatnie dotykając jego dłoni, zanim za nią złapała i podniosła się z jego pomocą. Chciała wierzyć że los ma dla niej naszykowane lepsze zakończenie niż jako jeden z wielu posiłków dla demonów.
Saidai & Yukino z tematu
Wlepiając spojrzenie w podłoże po prostu się szlajała ulicami Edo, nawet gdyby ktoś ją chciał okraść to i tak nie miał z czego. W końcu pieniądze ukradł złodziejaszek. Westchnęła ciężko zatrzymując się nieopodal znajomego budynku. Oczy zrobiła większe, zawędrowała na autopilocie do Asakusy. Miejsca gdzie poznała Saidaia i tamtą agresywną demonicę o złotych oczach. Podeszła bliżej, weszła po schodkach i podeszła do miejsca odprawiania modłów.
Uklęknęła i zamknęła oczy. Czy Kannon będzie na tyle łaskawa dla zagubionej dziewczyny?
Ostatecznie kroki pokierowały go do jakiejś świątyni. Nie za bardzo się orientował w tych tematach, bo daleko było mu do osoby wierzącej w jakieś urojone zabobony. Interesowały go tylko fakty, a te jasno pokazywały, że demony polują na ludzi, a bóstwa nic z tym nie robią, a więc albo nie istnieją, albo mają ludzkość gdzieś.
Już miał się odwrócić i odejść, kiedy ujrzał białowłosą osobę, która znajdowała się przed świątynią. Początkowo chciał to zignorować i dalej ruszyć przed siebie, ale coś go zachęciło do podejścia. To coś to podobieństwo do jego siostry, której nie widział już od trzech lat. Prawie niemożliwe było, aby to była ona, ale wolał się upewnić.
Podszedł więc bliżej i stanął przed dziewczyną. Spojrzał w jej oczy, a pulsująca żyłka wyskoczyła na jego czole. Uwierzyłby, że na świecie jest więcej osób o białych włosach niż tylko jego siostra. Jednak prawie nie było możliwości, aby jednocześnie istniała osoba o białych włosach i kolorowych oczach, takich samych jak Yukino.
- Lepiej, żebyś miała bardzo dobre wytłumaczenie, czemu jesteś tutaj, a nie w domu. - Odrzekł z cichym ostrzeżeniem, jakby mógł z łatwością przejrzeć każde jej kłamstwo i próbę matactwa, aby się jakoś wytłumaczyć.
"Lepiej, żebyś miała bardzo dobre wytłumaczenie, czemu jesteś tutaj, a nie w domu."
Drgnęła powoli podnosząc głowę w górę i w bok, kierując wzrok na źródło. Dwukolorowe ślepia natrafiły na męskie obuwie i powoli zaczęło się piąć w górę. Powoli rozchyliła usta z niedowierzaniem że stał przed nią. Przez te trzy lata trochę się zmienił, zmężniał. Włosy miał nieco dłuższe, nad lewym okiem miał dwie krzyżujące się blizny. Ale oczy były te same. Bursztynowe. - ... - z rozchylonych ust nic się nie wydostało. W głowie miała pustkę, nawet jego groźny wyraz twarzy nie był niczym złym w tej chwili. Czuła jak łzy zbierają jej się w kącikach. Jeśli to był sen czy też omam to bardzo okrutny. Zamrugała kilka razy bardzo powoli. - I.. Iba..shi.. - wyszeptała ledwo słyszalnym, nieco łamiącym się głosem. Poderwała się z kolan i rzuciła na niego. Wpadając w niego, objęła go rękoma, dłonie zacisnęły się na materiale jego ubrania na plecach. Twarz wtuliła się w jego tors. Łezki pociekły jej po policzkach, znikając w tkaninie jego yukaty na torsie. - To.. TY.. To naprawdę Ty.. - szeptała nie kryjąc radości, serce biło jej tak mocno, cała aż drżała z ekscytacji że w końcu go odnalazła.
- No już, spokojnie. Jestem przy tobie i nie zniknę, przynajmniej dopóki sobie nie porozmawiamy. - Nawet jeśli doceniał jej obecność. Nawet jeśli cieszył się z ponownego spotkania. To i tak nie potrafił znieść myśli, że mogło jej się coś stać. Położył dłoń na jej białych włosach i delikatnie zaczął ją głaskać, chcąc ją uspokoić.
Była to jednak sytuacja, z którą dotychczas nie miał do czynienia. Pomimo bycia najstarszym, nie był jakoś bardzo blisko z rodzeństwem. Nie zapewniał im miłości i bliskości, jak to zwykle, chyba, bywa w rodzinach. Wolał zawsze stanąć lekko z boku i obserwować, a jednocześnie chciał, aby młodsi nauczyli się samodzielności i nie polegali na nim zbytnio. Chociaż ostatecznie spowodowało to chyba całkiem odwrotną sytuację. Młodszy brat, zamiast podążać swoją ścieżką starał się go naśladować, a przynajmniej Ibashi miał takie przeczucie. Natomiast Yukino, to po prostu Yukino. Nie potrafił sobie wyobrazić, aby ta irytująca dziewczyna poradziła sobie w samodzielnym życiu.
Podobno nigdy nie jest za późno na naukę, ale jak to się ma do takich sierot jak Ona?
"No już, spokojnie. Jestem przy tobie i nie zniknę.."
Wcisnęła twarz mocniej w jego ubranie gdy położył dłoń na jej głowie. Kurczowo trzymając się jego ubrania na plecach, lekko drżała naładowana emocjami od środka. Czuły gest głaskania po głowie jednak jakoś zaczął powoli acz skutecznie ją uspokajać. O ile zauważył, dziewczyna nie pachniała wisteria jak zawsze. Zapach ochronnego kwiatu dawno już zdołał się ulotnić z jej ciała i ubrania. Miała do niego tyle pytań, ale na nie jeszcze przyjdzie czas. Teraz chciała się po prostu nacieszyć jego bliskością.
Ogarniając się nieco emocjonalnie po dłuższej chwili oderwała buzię od jego ubrania i przechyliła głowę w tył, zawieszając spojrzenie na jego twarzy. Delikatny uśmiech zagościł na jej ustach gdy patrzyła w jego bursztynowe oczy. - Trzy lata.. czekałam trzy lata na wasz powrót.. nie mogłam już dłużej.. martwiłam się że coś wam się stało.. że już nigdy was nie zobaczę.. więc wyruszyłam na poszukiwania Demonów i Zabójców.. - zaczęła się tłumaczyć czemu znalazł ją w tym miejscu. - Nie jestem w stanie zliczyć ile tygodni jestem w podróży.. ale teraz tu jesteś.. tak się cieszę Ibashi. - mówiła nadal nie kryjąc entuzjazmu.
W końcu jednak Yukino zaczęła wyjaśniać, czemu pojawiła się tak daleko od domu. Gdy tylko zakończyła swoją krótką opowieść, jego dłoń opadła z jej włosów i zacisnęła się na jej kołnierzu, po czym uniósł ją tak, aby ich twarze znajdowały się na tej samej wysokości. Chociaż jego usta się uśmiechały, to sprawiał wrażenie, jakby był gotowy kogoś zabić.
- A więc, zamiast czekać na jakąś informację, zdecydowałaś się udać w podróż, będąc świadomą o istnieniu demonów i niebezpieczeństwu, jakie Cię czeka z ich strony? - Zadał pierwsze pytanie, a jego uśmiech lekko się poszerzył, co jeszcze bardziej uwydatniło jego złość.
- A na dodatek nie masz przy sobie swojej sakiewki, która dotychczas chroniła Cię przed demonami i nie pozwalała im się do ciebie zbliżyć? - Jego palce mocniej zacisnęły się na jej ubraniu.
- Podaj mi chociaż jeden powód, czemu nie powinienem Cię odesłać do domu i upewnić się, że więcej nie wyruszyć w taką głupią, niebezpieczną i nieprzemyślaną podróż? - Przez cały czas jego głos był spokojny, ale jednocześnie zimny i wypruty z emocji. Nawet jeśli chciał krzyczeć, to z całych sił próbował się opanować i zdusić w sobie rozhuśtane emocje.
Nie możesz odpowiadać w tematach