Nie śpieszyła się w drodze na upatrzone miejsce treningu, podróżując w ciszy przez ciągnący się nieopodal las. Wsłuchiwała się w dźwięki natury, odgłosy znajdujących się w okolicy zwierząt, próbując zidentyfikować, każde źródło odgłosów, jakie dane jej było napotkać. Rozpoznała bez problemu hukającą sowę, stąpającego majestatycznie niedźwiedzia oraz wyjącego do księżyca wilka. Wiedziała doskonale, że te okolice nie należą do najbezpieczniejszych w nocy, jednak zmysł słuchu nadawał się idealnie, do unikania takich niebezpieczeństw. A tym samym stanowił idealne trening jej czułego zmysłu, na tym jakże praktycznym przykładzie.
Gdy w końcu dotarła na leśną polanę u podnóża szczytu gór, noc miała się ku połowię. Dała sobie półgodziny na odpoczynek i aklimatyzację po kilku godzinach wymagającej górskiej wędrówki, przed rozpoczęciem treningu. Każdą sesję, podobnie jak dzień w Yonezawie, rozpoczynała od sesji samobiczowania. Dostarczanie sobie ciągłego bólu miało nie tylko hartować ją przed znacznie silniejszym bólem, który był nieodłącznym elementem każdej potyczki. Ale również przypominało jej o powodzie, dla którego została łowczynią. Nie dla stania się bohaterem, obowiązku, zemsty, czy samej chęci ratowania innych. Musi odpokutować za swój egoistyczny akt, który kosztował życie wielu. Stając do nierównej, niekończącej się walki, z siłami z natury znacznie od nich potężniejszymi od niej. By spróbować wyjść, z niej zwycięsko, przyjmując na siebie ogrom bólu i cierpienia. Na które szczerze zasługuje.
Ściągnęła swoje górne odzienie, odkrywając górną część ciała. Odłożyła swoje odzienie na jednym z głazów, zabezpieczając je odpowiednio przed zwianiem. Następnie wyciągnęła ze swojej torby swoje narzędzie, będącą liną z przewiązanymi kolcami krzewów. Stojąc w rozkroku, wykonała szerokie prostopadłe machnięcie swoim „biczem wykonując rotacyjne uderzanie wycelowane w jej plecy. Ilość uderzeń była mocno uzależniona od jej rezultatów. Dzisiejsza liczba wynosiła 50. Jeśli zawiedzie i nie uda jej się polepszyć siły swojej formy, powiększy ich ilość o 10. Jeśli zaś osiągnie upragniony rezultat, liczba batów spadnie o 5. Drobna nagroda, ogromna kara. Ponieważ takie jest życie łowcy. Nie zamierzała się przy tym oszczędzać, wiedząc że nie jest w siedzibie łowców, gdzie każdy jej drobny jęk mógłby zostać usłyszany przez niektórych użytkowników domu kamienia, dlatego pozwoliła sobie na wypowiedzenie głośno numeru każdego ciosu. Kontynuowała swoją rutynę, gdy w końcu jeden z kolców wbił jej się głębiej w skórę, odłamując się od gałęzi, doprowadzając łowczynie do wydania z siebie drobnego okrzyku bólu. Wiedziała że to zapewne nic poważnego, jej gruba skóra przeżyła już nie jeden wbity kolec. Dlatego kontynuowała dalej swoją rutynę, aż wypowiedziała liczbę pięćdziesiąt. Obejrzała swoje narzędzie, spoglądając czy znajdują się na niej jakieś ślady krwi. Nie znajdując jej zbyt wiele, schowała swój "bicz" z powrotem do torby, dotykając źródło piekącego bólu wywołanego kolcem. Będzie musiała zapewne podejść do medyka, by jej go wyciągnął, wymyślając kolejną bajeczkę o szukaniu jej kolczyków w krzakach, podczas kąpieli w onsenie. Jednak nie zamierzała się nim dalej przejmować. W walce nie będzie w końcu zbyt wielu czasu na opatrywanie ran, dlatego powinna nauczyć się go ignorować.
Po „rozgrzewce”, założyła górę swojego ubrania i wzięła do swojej ręki swoją kusarigamę, wykonując kilka podstawowych wymachów. Czuła, że jej ruchy są znacznie bardziej męczące niż na placu, jednak nie było to dla niej zmęczenie nie możliwe do uciągnięcia. Podeszła do stojącego na skraju polany drzewa, przyjmując pierwszą formę kamienia, skupiając się wyraźnie na swoim orężu. Chciała napełnić, go energią, sprawić, by kula stała się jeszcze cięższa, jeszcze silniejsza, za sprawą potęgi jej żywiołu. Po odpowiednim skupieniu, przystąpiła do pierwszej próby...
- Ichi no kata: Jamongan - Sōkyoku.
...kompletnie nie udanej. Energia otaczająca wiertła była taka jak zawsze. Czyli słaba. Nie poddała się jednak i niemal od razu przystąpiła do kolejnej.
- Ichi no kata: Jamongan – Sōkyoku.
Żywioł przez chwilę pojawił się na jej orężu, jednak znikł nim uderzył w drzewo. Nie zważając na początkowe niepowodzenia kontynuowała trening przez kilka godzin, wykonując odpowiednie przerwy pomiędzy formami, zgodnie z jej umiejętnościami całkowitej koncentracji. Czuła jak powoli opada ją zmęczenie, jak była cała zlana potem. Jednak wiedziała, że jest blisko sukcesu. Potrzebowała tylko jednego ostatniego elementu… Czuła że coś umyka przed jej oczami. Coś co stanowiło podstawę dla jej oddechu.
Przypomniała sobie nauki mistrza Takeshiego. Mówił wyraźnie, że oddech kamienia imituje silną, nieobliczalną i destrukcyjną potęgę żywiołu. Być może zbyt bardzo skupiała się na jego sile, zamiast skupić się na jego destrukcyjnych efektach. Popatrzyła na stojące przed nią drzewo i wyobraziła sobie, jak je niszczy jednym uderzeniem. Jak chce je zmieść z powierzchni ziemi. Jak chce porąbać je na kawałki. Zamknęła głęboko oczy i wykonała ponownie zamach.
- Ichi no kata: Jamongan – Sōkyoku.
Nie dane było zobaczyć jej siłę tego ciosu. Jednak usłyszała wyraźnie odgłos złamanego drzewa. Nie runęło ono na ziemie, jednak zostało wyraźnie ułamane, jednak daleko mu było do przewrócenia.
"Nie jestem jeszcze na tyle silna, by rozwalić drzewo jednym uderzeniem. Jednak obecny efekt jest zadowalający. Jak na mnie..."
Powtórzyła tą formę kilkukrotnie, tym razem na kamieniach, nie chcąc rozwalić całkowicie tej polany, czując, że poczyniła wyraźne postępy. Gdy słońce zaczęło powoli świtać, ruszyła w drogę powrotną do Yonezawy by udać się na zasłużony odpoczynek.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 45 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Usiadła na ogromnym głazie na środku polany, wpatrując się neutralnym spojrzeniem na świecące słońce na bezchmurnym niebie. Nabierając pewności, że żaden deszcz nie zaskoczy ją w środku medytacji, przybrała pozycję lotosu, z nogami zgiętymi w kolanie. Zamknęła oczy i wsłuchała się mimowolnie w otoczenie. Wiedziała doskonale, że jest jedynym ludzkim intruzem w zasięgu jej słuchu, w tej dzikiej puszczy, jaką stanowił ten las. Słyszała delikatny szum wiatru, piękny śpiew ptaków, donośny głos gwałtownego górskiego strumyka, znajdującego się pewnie kilkadziesiąt metrów na zachód od jej pozycji. Oraz niedźwiedzia. Który na szczęście chyba chrapał, będąc pogrążony w czymś, co mądrzy ludzie nazywali snem zimowym. Nigdy nie rozumiała czemu ktoś tak długo mógł spać. Jednak wiedziała doskonale, że natura ma wiele swoich dziwnych praw.
Poświęciła dłuższą chwilę, by wsłuchać się w tą ciszę, rozpoczynając powolne oddychanie przy użyciu technik całkowitej koncentracji. Była ona inna od jej, którą upodobała sobie na cmentarzach, szczególnie tych w Sakai. Bardziej żywa, może bardziej głośna. Jakby była kompletnie pozbawiona obecności Pani Śmierci. Jednak wiedziała, doskonale, że głupotą jest myślenie, że jej tu nie ma. Że można przed nią uciec. Nawet ci którzy oddali duszę i ciało Muzanowi, licząc na dar wieczności są w ogromnym błędzie. Nawet po samego ich Boga, prawdziwa Bogini prędzej, czy później się upomni. Śmierć jest nieunikniona dla każdego. A przynajmniej chciała wierzyć, że jest to prawdą.
Wzięła głęboki wdech i jeszcze głębszy wydech. Skupiając się na potężnej energii drzemiącej tuż pod jej stopami. Utrzymująca ciężar jej kilkudziesięciu kilogramowego ciała i nie załamując się przy tym. Która momentami może być podporom dla wszystkiego co żywe, by w innym być niczym lawina, miażdżąc wszystko co znajdzie na swojej drodze. Czuła jak ta niszczycielska energia napełnia jej organizm. Jak z każdym silnym wdechem czuła że mogłaby coś zmiażdżyć gołymi rękoma. Doskonale jednak wiedziała, jak żmudne to myślenie, że tak mogłoby się stać, o czym przekonała się nie raz podczas treningów. Dobry użytkownik oddechu kamienia, musi w końcu umieć zachować spokój. By podobnie jak jego żywioł, wyzwolić swoją furię, w odpowiednim momencie.
Po łącznej godzinie medytacji, podniosła się ze swojego głazu, próbując dalej utrzymać swój oddech. Wiedziała doskonale, że gdy tylko skupi swoją uwagę na czymś innym, jej oddech powróci do normalnego błędnego stadium. A jeśli postawi kwestię oddychania na dalszy plan, nie będzie w stanie wydalić całkowicie, bądź wykorzystać tą energie. Która kumulując się w jej płucach, może doprowadzić do ich bólu i prędzej czy później jej rozwalić. Daleko jej było do opanowania techniki całkowitej koncentracji constant, jednak nie śpieszyło się jej z tym zbytnio. Póki co pozostało jej wykorzystanie tej energii w praktyce, która wręcz prosiła, by ją użyć.
Złapała obiema dłońmi za głaz próbując go przewrócić na bok. Ważył chyba tyle co ona, jednak trudno jej to było określić. Zacisnęła mocno zęby, powoli podnosząc ten ciężki ciężar na kilka centymetrów. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że przeceniła swe siły w tym zakresie, odskakując gwałtownie od kamienia, nim ten zmiażdżył jej palce, a ona swoją próbą doprowadzi do strzelenia jej krzyża. Wraz z jej gwałtownym ruchem, jej oddech powrócił do normalności. Wiedziała doskonale, co ta porażka oznacza. Wyciągnęła swój „bicz” wymierzając sobie karę dwudziestu uderzeń.
Po kilkugodzinnej przerwie, gdy słońce zaszło nad polaną, powróciła ponownie do poprzedniego ćwiczenia. Przy pomocy medytacji weszła w stan całkowitej koncentracji. Jednak tym razem, za cel jej wysiłków fizycznych wybrała sobie gruby dwudziestokilogramowy pień drzewa. Zapewne pamiątka po innym DS-ie który bawił się w drwala, rozwalając jakieś stare kilkusetletnie drzewo. Jednak jej cel był jeszcze mniej szlachetny. Chciała za wszelką cenę wyrwać go z korzeni i przewrócić. Złapała go za oba krańce drewna, powoli zaciskając zęby, przystępując do tego heroicznego manewru. Dysząc ogromnie, czuła jak powoli ustępuje, jak jest to w stanie zrobić. Skupiła się na swoim oddechu, płynnie przyśpieszając tętno. Tak by dostarczyć swojemu ciału jak najwięcej energii. Poczuła dźwięk rozsypującej się ziemi, dający jej jasno do zrozumienia, że jest na dobrej drodze. Zsunęła swoje palce niżej, dotykając ukrytej wcześniej części, by następnie zesztywnić całe swoje ciało. Czuła narastający ból pleców, jak ból kręgosłupa powoli zaczyna odmawiać jej posłuszeństwa. Ale też widziała jak udało jej się podnieść pieniek o kilkadziesiąt centymetrów. Sukces był równie bliski, co porażka. Skuliła się do ziemi i objęła pieniek swoimi rękami, a następnie zaczęła pchać. Korzystając z każdego dostępnego jej mięśnia. Pchać jakby miało zależeć od tego całe jej życie. Biedny obumarły pomnik natury, zaczął znajdować się coraz wyżej ziemi, tworząc z nią kąt 45 stopni. Tatsu nie przejmowała się jednak matematyką, wykorzystując obecną pozycję swojego adwersarza, do umieszczenia całego swojego ciała pod nim. Zapierając się plecami, korzystając obecnie z siły nóg, aniżeli rąk, wysiłek fizyczny zdawał się być łatwiejszy. I gdy pieniek poleciał w końcu na ziemie, ona poleciała razem z nim, upadając na jego twarde oblicze.
Czuła że przesadziła dziś trochę z trudnością jej treningu. Bolało ją dosłownie wszystko, od rąk po nóg. Po płuca, które na pewno wyraźnie przetrenowała. Nawet się nie spostrzegła, jak zasnęła na niewygodnych korzeniach pnia. A dzikie odgłosy nocnej natury otuliły ją do snu…
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 45 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 45 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Musiała przesunąć swoje treningi tlenowe na drugi plan i skupić się na bardziej „pożądanych” umiejętnościach u zabójcy demonów. Czyli na lepszym machaniu swoim łańcuchem, by chociaż udawać, że korzysta z niej tak „ładnie”, jak samuraj. Nie tylko rzucać swoją ciężką kulą na oślep lub przy użyciu formy w demona, licząc na trafienie, jego błąd albo że będzie stał w miejscu, jak byle garnek treningowy. Musiała poćwiczyć na czymś żywym. Na czymś, co będzie starało się przed nią uciec i stanowiło dla niej jakiejś wyzwanie. Mogłaby starać się polować przy użyciu kuli na jakieś ptaki. Jednak to bardzo pożyteczne zwierzęta, których spokoju nawet ona nie chciała zakłócać. Są jednak inne mniej znaczące istoty. Których oddania w ręce jej Pani nie będzie żałować.
Dotarłszy na swoją polanę późnym popołudniem, po wykonaniu tradycyjnej „rozgrzewki” z jej „ulubionym biczem”, złapała w ręce swoją ulubioną kusarigamę. Zaciskając nerwowo zęby, rozmontowała swoją broń na czynniki pierwsze, uwalniając swoją kosę od kuli z łańcuchem. Ciesząc się w duchu, że żaden nadpobudliwy mistrz miecza nie przyłapie ją na majstrowaniu bez powodu w swojej broni, odłożyła „ostrze kostuchy” na bok, ciągnąc ze sobą resztę swojej broni w okolice wielkiego głazu, który kiedyś naiwnie próbowała podnieść. Kładąc ciężką kulę z nichiri na sam środek kamienia, wzięła głęboki oddech, pełna świadomości tego, co się zaraz stanie. Co znowu zaboli jej „biedne” plecy. Na co szczerze zasługuje…
Położyła koniec swoje łańcucha przed siebie, by następnie zniżyć swoje ciało do ziemi, dosłownie kładąc się na niej. Nie pozostała jednak na tym chłodnym podłożu zbyt długo. Łapiąc łańcuch w swoje zęby, podniosła się na swoich rękach, tak by jej plecy zrównały się z głazem. Przy użyciu swojego nosa wzięła ostatni swobodny wdech powietrza, po czym szarpnęła energicznie łańcuchem, przechylając tym samym głowę w bok. Sprawiając, że ogromny ciężar stalowej kuli „stoczył” się tuż na jej plecy. Obdarzając je ogromnym bólem.
Ciężar tej broni, mimo iż wielokrotnie obciążał jej plecy, nigdy nie wydawał się tak ciężki, jak teraz. Może dlatego, że ta kula zazwyczaj zwisała na jej plecach, aniżeli leżała. Że ta złowroga moc, przyciągająca wszystko do ziemi, była jej sojusznikiem, a nie wrogiem. Trudno było jej znaleźć powód tych problemów, jednak Tatsu nie chciała sobie zaprzątać tym głowy. Jeśli czuła, że to ćwiczenie jest męczące dla jej ciała, to znaczy, że je wzmocni, dlatego poświęci na nie znacznie więcej czasu, niż planowała wcześniej. Tylko to się obecnie liczyło, w jej marnym życiu.
Oddychając głęboko nosem, starała się dotlenić jak najmocniej swoje ciało, dzięki technikom Całkowitej Koncentracji. Tak, by energia z wnętrza ziemi, pozwoliła przyzwyczaić jej powłokę do metalicznego ciężaru, z którym przyjdzie jej się dziś zmierzyć. Po około minucie zniżyła powoli swoje ciało, do ziemi, by następnie podnieść się do pozycji wyjściowej, wykonując bardzo powolną pompkę. Najwolniejszą i najcięższą w swoim życiu. Po którym najchętniej wywaliłaby tę kulę w cholerę. Jednak za wcześnie, by robić sobie przerwę. Musi jeszcze zrobić co najmniej takich dziewięć.
Druga pompka wydawała się szybsza. Jednak tylko dlatego, że uległa swojemu oponentowi niepotrzebnie, pozwalając mu niemal zwalić się na ziemie. Cudem uniknąwszy powalenia, poprzysięgła sobie, że za kolejny taki błąd ukaże się dodatkowym podniesieniem albo ogromną serią batów, podnosząc się powoli do góry. Męcząc się przy tym niemiłosiernie, udało jej się powrócić do pozycji startowej, pocieszając się, że zostało jej jedynie osiem pompek.
Trzecie powtórzenie było równie męczące, jak poprzednie, a zarazem równie powolne, jak pierwsze. Wiedziała, że musi zmienić strategię albo wykituje mniej więcej w połowie. Dlatego zaczęła coraz więcej uwagi poświęcać na utrzymywaniu prawidłowego tętna jej ciała oraz jego jak największym dotlenieniu. Tak, by przestać myśleć nad tym, jakie to jest niemożliwe. Tylko jak sprawić, by dzięki mocy całkowitej koncentracji stało się to możliwe.
Nowa taktyka okazała się na tyle skuteczna, że nawet nie spostrzegła, kiedy czwarta pompka zamieniła się w piątą, a piąta w szóstą. Dopiero, przy końcówce dziewiątej, nagły dźwięk donośnego ćwierkania wyrwał ją z transu, sprawiając, że jej ciało wręcz zadrgało ze zmęczenia. Może jednak powinna była spędzić ten trening, na polowaniu na te hałaśliwe bestie? Nie dając za wygraną, próbowała uspokoić swoje ciało, dotlenić je jak najmocniej się da. Starając się podbudować siebie jakoś na duchu. Jej ciało nie jest przecież, aż tak żałosne. Jest w końcu zabójczynią demonów, której pokutą jest przyjmować na siebie nieskończoną ilość cierpień, w niekończącej się wojnie. Na które szczerze zasługuje. Nie może dać się pokonać swojej własnej broni!
Po „pokrzepiających” przemyśleniach powoli i ostrożnie przybliżyła swoje ciało do ziemi, tak jakby na jej plecach leżało jajko, a nie zabójcza kula, co zmiażdżyła niejedne demonie kości. Pokonując prostszą część pompki, czuła, jak jest blisko osiągnięcia celu. Jak wiele zależy, od jednego prostego wyprostowania rąk. Które zajęło jej kilkanaście sekund, po których z hukiem wyrzuciła swoją kulę gdzieś w krzaki.
Po dwugodzinnej przerwie powtórzyła to ćwiczenie, robiąc je znacznie sprawniej. Pewnie dlatego, że żaden ptak jej nie ćwierkotał, dzięki czemu mogła bez problemu skupić się na oddychaniu. Gdy słońce zachodziło, udało jej się osiągnąć, to co zamierzała od samego początku, wykonując tę serię ćwiczeń. Jej ciało było spocone i przemęczone, stanowiąc pozornie idealny żer dla pewnych krwiożerczych istot. Które podobnie, jak demony, żerowały jedynie w nocy. A ich szybkość i niewielki rozmiar, sprawiał, że zabicie ich przy użyciu kosy wydawało się niemal niemożliwe. Przynajmniej dla zwykłego człowieka…
(ciąg dalszy nastąpi za 2 tygodnie, w kolejnym treningu :blush: )
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 45 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Dziś chciała poznać naturę, w jej najbardziej denerwującej postaci. Po ciężkim treningu wytrzymałościowym, obolała i wypocona miała spędzić noc na leśnej polanie. Stanowiąc pozornie krwawy kąsek. Dla myślących niemal, tak samo, jak demony krwawych istot. Które szybkością i refleksem, mogłyby nawet dorównać swoim demonicznym braciom.
Po rozpaleniu ogniska, które miało odstraszyć bardziej niebezpieczną zwierzynę, łowczyni wyciągnęła z torby niewielką rolkę bandażu. W normalnych okolicznościach, ten materiał służyłby jej do opatrywania ran. Dziś jednak utrudni jej zadanie w walce na „kosę” z małymi demonami. Zawiązując go sobie na oczy, wyłączy swój wzrok niemal całkowicie. Łowczyni sama była jednak ciekaw, czy to utrudnienie faktycznie okaże się problemem. Ponoć, gdy wyłączy się jeden zmysł, pozostałe ulegają nasileniu. Być może zamykając oczy, łatwiej usłyszy to jakże donośne zagrożenie. Jednak nawet jeśli, to rozwój jej zmysłu ma stanowić jedynie cel drugorzędny. Musi się skupić na rozwoju swojego refleksu i szybkości. Tak, by dotrwać do rana niemal nieugryziona. Bez użycia technik oddechu kamienia. Użycie trzeciej lub piątej formy, w znaczący sposób ułatwiłoby jej ćwiczenie.
Ognisko powoli skwierczało w oddali, gdy córka grabarza trzymała w rękach swoją kosę. Pierwsze godziny od zmierzchu przebiegły dość spokojnie. Jedynie pojedyncze komary zapędziły się w jej stronę. Które z łatwością odstraszyła swoją kosą. Niestety jednak ich nie zabiła. Te krwiożercze istoty zdawały się być o krok przed nią. Zawsze wybierając idealną trajektorię, by uniknąć przecięcia jej kosą.
Niewielka ilość insektów wydawała się w podejrzana. Pora roku na komary zdawała się być odpowiednia. To czemu, jak na złość nie chciały spróbować krwi „osłabionego” człowieka? Uznając za źródło problemu, jej powolne „odzyskiwanie” sił, zaczęła robić przysiady. Byle tylko ponownie zacząć się pocić. Wraz z narastającą falą potu, usłyszała ponownie intensywny brzęczący dźwięk. Zwiastujący nadejście ogromnej chmary komarów.
Insekty zaczęły krążyć wokół łowczyni. Gwałtownie, nachalnie. Niczym stado słabych demonów. Gwałtownie ruszyła kosą, by odstraszyć część z nich, czując jak reszta z nich usiadła na jej ramieniu, kosztując z dużą przyjemnością jej krew. Ta drobna porażka, okazała się jednak równie drobnym zwycięstwem. Upojone krwią komary były znacznie wolniejsze. Na tyle, że z łatwością udało jej się przeciąć choć część złodziei jej krwi.
Wiedziała jednak doskonale, że to nie sukces zabić nażartego krwiopijcę. Powinna się skupić na tych bardziej agresywniejszych, którzy czekają na swoją kolej. Ogromna ilość źródeł hałasu, utrudniała jej jednak wyraźnie zadanie.
Uznając, że nie wygra ze wszystkimi naraz skupiła się na pojedynczym źródła bzyczenia. Łapiąc silnym chwytem ręki swoje ostrze, szarpnęła szybkim ruchem swoje ostrze, równolegle do lotu insekta. By następnie gwałtownie je podnieść przecinając robaka na pół.
Słysząc wyraźnie, że osiągnęła sukces, powtórzyła ten manewr kilka razy, uzyskując niemal ten sam pozytywny rezultat. Co było dla łowczyni wręcz dziwne. Demony nie są na tyle głupie, by złapać się wielokrotnie na tą samą sztuczkę. Komary, jak widać tak…
Gdy bzyczenie ucichło, ściągnęła swoją opaskę i ugasiła dogaszające się ognisko. Do świtu jeszcze daleko, jednak czuła, iż to ćwiczenie nie sprawia jej, aż tak dużych problemów, jak zakładała na początku. Natura jest jednak głupia. Jeśli wie, jak się z nią walczyć, to nie stanowi żadnego zagrożenia dla człowieka. Szkoda, że nie można tego samego powiedzieć o demonach…
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 21 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Najbliższe treningi będą jej ostatnimi przygotowaniami do boju. Być może nawet ostatnimi treningami w jej życiu. Przy których nie powinna przepracowywać się zbytnio. Nie może skończyć w domu medyka przed bojem. Jeszcze ktoś by pomyślał, że unika tak wielkich wydarzeń celowo. Poranek rozpoczęła od „dotyku Izanamy-samy”, jak nazwała niedawno swoją wiadrową torturę. Dwie minuty i piętnaście sekund z głową zanurzoną pod wodą, minuta na powierzchni. Powtarzane ćwiczenie w sumie dwadzieścia pięć razy. Poczyniała w zakresie tego ćwiczenia znacznie mniejszy progres niż wcześniej. Może dlatego, że zaczęła bardziej skupiać uwagę na regularnym wykonywaniu tego ćwiczenia, aniżeli na jego intensywności. W końcu, czy istnieje lepsza pobudka na szlaku, aniżeli zanurzenie głowy w wiadrze letniej wody? Poza oczywiście serią uderzeń jej rózgi, o jej nagie plecy, które wykonała niemal natychmiast po zakończeniu wodnej tortury. By nie zapomnieć nigdy, dlaczego jest zabójczynią demonów…
Po śniadaniu postanowiła przebiec się po okolicznym lesie, wokół kryjówki. Z zamiarem pokonania trasy równej czterdziestu kilometrów w ciągu najbliższych czterech godzin. Wyposażając się wpierw w parę półlitrowych bukłaków z wodą, świadoma wysiłku jaki na siebie narzuciła. Ciesząc się ze słonecznej osłony, przed letnim skwarem, którą nie pogardziłby nawet Muzan, wsłuchiwała się w najpiękniejszą muzykę natury. Ćwierkanie ptaków, szum wiatru ocierający liście. Krople rosy spływające na liść oddalony o parę metrów dalej. Jak i te krwawsze, gdy orzeł napadł jakiegoś małego ptaszka. A jego ćwierkanie, przybrały dźwięk desperacji, przyzywając śmierć do królestwa zwierząt.
Wyrobiwszy się w wyznaczonym czasie, w trzy godziny i czterdzieści minut, postanowiła pozwolić sobie na drugie śniadanie. Często o nim zapominała, ignorując kompletnie uwagi medyków, jakoby dobra dieta i kilka posiłków dziennie, były podstawą dobrej kondycji. Jako córka grabarza, jadła jedynie dwa, czasami trzy. I miała siłę, by wykonywać równie fizyczną profesję, jako córka grabarza. Jednak powinna słuchać tych, co niby mają wiedzę większą od niej. W końcu ta dieta, którą przypisał jej medyk, podczas procesu rekonwalenstycyjnego, zdziałała niemal cuda na jej poparzone wtedy ciało. Zostawiając jedynie niewielki fizyczny ślad.
Po posiłku, schowana w cieniu dojo, wykonała kilka serii brzuszków i grzbietów. Bez żadnych dziwnych ciężarowych udogodnień, jakimi raczyła się miesiące temu. Mimo iż skutecznych, to jednak bolesnych dla jej pleców. Uznając te tradycyjne ćwiczenia za jedynie rozgrzewkę, przed ćwiczeniami władania jej bronią. Wychodząc na plac treningowy, niemal natychmiast rozstawiła parę drewnianych manekinów, wpierw obok siebie, by przećwiczyć trzecią, a zaraz potem piątą formę. Skupiając się na jak najpłynniejszym przejściu z jednej, na drugą. Nie była w stanie wykonywać tych ruchów w sposób ciągły, na tyle, by w jednej krótkiej chwili wykonać obie formy naraz. Do tego potrzebny byłby trening całkowitej koncentracji constant, do której jej daleko. Jednak mogła wykonać wpierw jedną, wykonać parę pomniejszych ruchów, a następnie wirując dalej w koło łańcuchem przejść do piątej.
Po treningu tych dwóch form ustawiła drewniane belki blisko siebie, by spróbować przećwiczyć formę czwartą. Starając się wpierw ściąć fragment drzewa, przy użyciu kosy, a następnie odrzucić go jak najdalej przy użyciu kuli. Co miało symulować nogi demona, które brutalnie oddali od ciała. Powtórzyła również pierwszą i drugą formę, bardziej na sucho, aniżeli na manekinach. Wykorzystała już dzienny limit na te zabawki. Bo niestety żadna z nich, nie była w stanie przetrwać niszczycielskiej siły oddechu kamienia. W sumie, jak dosłownie każdego innego oddechu. Biedni ci co je tworzą. Jedyne co mogła zrobić to posprzątać swoje rozwalone zabawki, by nie nadwyrężać pracy tutejszych pracowników.
Po sprzątaniu i obiedzie zajęła się mniej męczącym fizycznie treningiem, który był pewną formą relaksacji. Medytacja w cichym Karesansui pozwalała w pewien sposób uciec przed trudami codzienności. I nauczyć się lepszej kontroli oddechu. Którego siła jest niemal na wyciągnięcie ręki, w górzystym obszarze Yonezawy. Wystarczy tylko, że weźmie głęboki wdech i wydech. A poczuje, jak siła górzystego kamienia napełnia jej ciało. Tak pozornie prosty proces, a zaraz tak trudny do opanowania. Kilka lat każdy zabójca spędził na opanowaniu swojego. Bez którego, byłoby wręcz niemożliwe pokonanie jakiegokolwiek demona.
Dzień zakończyła w onsenie. Pozwalając gorącej wodzie zregenerować swoje obolałe ciało. Gdyby nie wiedziała, że za niedługo ruszy w trudny bój, zapewne biegłaby teraz kolejny maraton. Jednak musi wieczorami odpoczywać. Ponieważ rano, może być już w drodze.
Rutynę kontynuowała przez niemal tydzień. Aż trzeba było ruszać w bój. Odbicie Kioto… Czy to w ogóle jest możliwe? Skoro filary mówią, że tak kim byłaby, by myśleć inaczej. Nie mogą w końcu uciekać przed śmiercią. Nie dając jej tym, co na nią zasługują. Lato to w końcu dobry czas, by walczyć z tymi istotami. Szczególnie kiedy ta noc będzie krótsza od tej listopadowej. Postępy, które poczyniła, musiały jej wystarczyć. Ich skuteczność, będzie w stanie ocenić dopiero na polu bitwy. Poprzeczka, którą muszą przeskoczyć, nie jest niestety nigdy zbyt wysoko. W tej kolejnej nierównej walce człowiek zawsze będzie zwycięzcą i przegranym. Nie spodziewała się, że inaczej będzie tej…
249/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 48 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
297/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 48 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
300/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 3 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Nie możesz odpowiadać w tematach