Dopiero następnego dnia, kiedy pod wieczór jej małżonek wyszedł do pracy, ona mogła pozwolić sobie na uwolnienie zebranych emocji. Z początku myślała, że może konieczność zachowania maski przez prawie całą dobę ją uchroniła przed załamaniem...
...jednak ostatecznie skończyła samotnie pijąc nad zatoką. Utrata Yorinobu nie bolała jej tak bardzo jak strata pierwszego męża, jednak odczuwała dziwną pustkę. To, co ich łączyło, było czymś nowym. Czymś, czego ona nigdy nie spodziewała się poczuć do osoby jego pokroju. A przede wszystkim nie powinna była. Z wielu względów.
Noc nie była przeraźliwie zimna. Odpowiedni ubiór, alkohol, a może też i fakt bycia wyszkolonym zabójcą demonów sprawiły, że siedzenie na zewnątrz było znośne. Mimo to w końcu wstała z miejsca i ruszyła wzdłuż grobli, raz na jakiś czas biorąc kolejny łyk sake. Kiedy ta się w końcu skończyła, Mori popatrzyła na niesione przez siebie naczynie ze złością i cisnęła nim w wodę, tracąc przy tym równowagę i samej zjeżdżając z nasypu. Szczęśliwie zatrzymała się na krawędzi, mocząc jedynie wyciągniętą przed siebie nogę. Westchnęła głośno, po czym na czworaka wróciła na górę, w tym samym czasie uświadamiając sobie swoje beznadziejne położenie (pod każdym względem) i kiedy tylko usiadła, zalała się łzami, ukrywając twarz w dłoniach.
Zaczynała odnosić wrażenie, że dosłownie cały świat był przeciwko niej już od urodzenia. Kiedy wszystko wydawało się wreszcie układać, musiała to stracić. I to z jakiejś często beznadziejnej przyczyny.
Kiedy usłyszała dźwięk inny niż dotychczas, obróciła twarz w tamtym kierunku. Wydawało jej się, czy coś się poruszyło?
— Nie wiem, kim jesteś, ale jak masz mnie zabić to zrób to szybko — wybełkotała histerycznie, na tym etapie nie będąc nawet pewną, czy rzeczywiście mówiła do kogoś, czy po prostu miała zwidy. Biorąc pod uwagę swój stan i to, jak często ostatnimi czasy sama siebie zaskakiwała, nie uznałaby tego za nadzwyczajne zaskoczenie.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀Serce Suiren zatłukło się w piersi. Spojrzała na ułamaną przypadkowo gałązkę, która odpadła spod dłoni zostawiając na niej ślad niewielkiego wgniecenia. Sarknęła nieładnie podnosząc siebie i swoją urażoną dumę z kolan.
⠀⠀— To nie twoja decyzja! — warknęła z drżącym od emocji głosem i zacisnęła palce na rączce podrdzewiałego sztyletu. — Jeżeli będę chciała, to cię zabiję, a jeżeli nie to... to nie!
⠀⠀Nieśpiesznie wyłoniła się z zarośli, walcząc jeszcze chwilkę z uciążliwą gałązką jeżyny, która przykleiła się kolcami do dołu jej przydługich ciuchów. Poprawiła włosy i ustawiła się w groźnym rozkroku, celując czubkiem ostrza w kierunku kobiety, która najwyraźniej miała na swojej głowie problemy gorsze niż wizja śmierci. Przez chwilę stała więc tylko w bezruchu, prężąc się groźnie. Ofiara, która nie chciała uciekać wprawiała ją w konsternację.
⠀⠀Podążała tropem nieznajomej od dłuższej chwili, mniej-więcej od momentu, gdy topienie żalu w alkoholu przestało przynosić skutki. Łatwa zdobycz, powiedziała sobie Suiren, gdy pierwszy raz wyłowiła z tła sylwetkę czarnowłosej kobiety. Nietrzeźwa, zrozpaczona - w tym momencie rozległ się odgłos chlupnięcia - i nieuważna.
⠀⠀Po prostu ją zabij, upomniała się.
⠀⠀Krok za krokiem zmniejszała dzielącą ją od nadbrzeża odległość. Pociągnęła nosem głośno i jeszcze raz zawinęła za ucho nieznośny kosmyk. Podobno to miało być łatwiejsze, kiedy minie już pierwszy szok, ale wcale takie nie było.
⠀⠀— Ej, weź się uspokój! Zaraz tu jeszcze kogoś przywieje... — jęknęła zrozpaczona demonica, rozglądając się nerwowo na boki, kiedy wokół rozniósł się kolejny odgłos świadczący o rozpaczy. — I tak chcesz umrzeć, co nie? To może... sama się zabij — zachęciła i wykonała ręką gest wbijania czegoś w nasadę brzucha. — Życie i tak jest bez sensu.
⠀⠀Zgarbiła ramiona czując jak wypełnia ją zażenowanie. Co ja robię?
The silence is your answer.
— To mnie nie zabijaj! — odkrzyknęła nie do końca wyraźnie, dalej zajęta płaczem. — Łaski bez!
Już chciała wrócić do swojego ulubionego zajęcia, jakim na ten moment było rozpaczanie po zabitym kochanku, kiedy to nieznajoma postanowiła się ujawnić. Pomimo wybitnego wzroku Mori musiała się gapić na nią wręcz niekomfortowo długo, żeby móc dokładniej rozróżnić elementy jej twarzy. Alkohol zdecydowanie nie ułatwiał zadania.
Jak gdyby nigdy nic wróciła jednak do łkania w dłonie, przynajmniej do momentu, w którym jej nowa towarzyszka ponownie się odezwała. Mori więc przeniosła wzrok na nią, chociaż ta była już (podejrzanie) znacznie bliżej niż wcześniej.
— I co z tego?! Ja już i tak wszystko straciłam! — Oczywiście, jak to typowa "uspokajana" osoba zaczęła dramatyzować jeszcze bardziej. I głośniej.
Pociągnęła nosem, który zaraz potem wytarła w rękaw. Ponownie przyjrzała się rozmówczyni. Miała wrażenie, że intuicja próbowała jej coś powiedzieć, jednak absolutnie nie była w stanie zrozumieć co.
— Rozważę to, dzięki! — odparła ironicznie na sugestię samobójstwa, pokazując nieznajomej język. Zupełnie tak, jakby dosłownie chwilę temu nie prosiła jej o pomoc w szybkim dokonaniu żywota. — Oczywiście, że jest bez sensu! — jęknęła, uderzając otwartą dłonią o ziemię. — Zabił ci ktoś kiedyś faceta?! — Zmarszczyła brwi. — A... a nawet dwóch?!
Wyharczała coś niezrozumiałego, unosząc ręce do góry, a następnie z impetem je opuszczając. Potem odchyliła głowę do tyłu i w tej pozycji znów spojrzała na kobietę.
— Na chuj ci to? — spytała, wskazując palcem na trzymany przez nią przedmiot, a usta ułożyła w dzióbek. Po chwili dziwnej ciszy, jakby oświecona wciągnęła głośno powietrze, kładąc sobie dłoń na klatce piersiowej. — Ja... ja wiem! Ja wiem czym jesteś! — wrzasnęła, niedołężnie wstając i podchodząc bliżej nieznajomej. — Jesteś kunoichi, prawda?
Bo, oczywiście, każda kobieta ze sztyletem musi być ninją.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀— Dwóch?! — odkrzyknęła zdezorientowana. — Co, może zabili się pojedynkując o twoje względy?
⠀⠀Wypuściła sztylet z jednej dłoni, by móc wykonać gest niedowierzania. Brwi uniesione pod czoło spotęgowały ekspresyjność twarzy, która w tym momencie straciła już wszelkie oznaki wcześniejszej powagi. Takich dramatów nie zawierały w sobie nawet książki z cesarskiej biblioteki i demonica skłamałaby mówiąc, że temat jej nie zaintrygował.
⠀⠀Odskoczyła na sztywnych nogach, gdy kobieta bez cienia strachu przejęła inicjatywę ataku. Rozkład sił diametralnie się zmienił i teraz to Suiren poczuła narastającą wokół siebie aurę zagrożenia. Zaczerwienione od płaczu oczu, wilgoć pod nosem i zarumienione od obcierania policzki - ilość detali, która była w stanie dostrzec z tej odległości zaczynała ją niepokoić.
⠀⠀— H-hej! Kto ci pozwolił się zbliżać! — Cofnęła ramię skrywając za plecami brzydki, znaleziony na dnie rzeki sztylet. Z bliska nie wyglądał już tak imponująco. — To jest moja broń, okej? Do zabijania! Jeden cios i leżysz, dosłownie! — Wykonała niepotrzebny unik uznając wyciągniętą rękę za atak, a potem nakreśliła dłonią w powietrzu leżącą ósemkę. Ruch, jak każdemu wiadomo, bardzo charakterystyczny dla kunoichi, które swoją wiedzę czerpały z ilustrowanych książeczek i opowieści przekazywanych ustnie. — Czujesz to niebezpieczeństwo, co? Krew buzuje ci w żyłach z emocji?
⠀⠀Wykrzywiła usta w brzydkim wyrazie nieuzasadnionej satysfakcji. Jakby nie patrzeć miała przy sobie broń, a i ciało demona potrafiło być groźne. Teraz, gdy zrozpaczona dama znalazła się w zasięgu ręki, jej śmierć była kwestią czasu. Mogła ją zabić w każdej chwili, w każdym momencie. Nawet teraz, gdyby tylko chciała. Jeden ruch i po sprawie. Już za momencik, już za chwilę...
⠀⠀— No... nie mów, że nie masz już niczego, bo jednego na pewno nie straciłaś. Humoru.
⠀⠀Ah to wspaniałe uczucie trzymania czyjegoś życia na czubku ostrza.
The silence is your answer.
I po tych słowach ponownie się popłakała. Mori była wyjątkowo utalentowana jeśli chodziło o nakręcanie dramaturgii nawet na trzeźwo, a teraz nieznajoma mogła obejrzeć improwizowany spektakl na używkach.
Z ewidentnym zaskoczeniem i zainteresowaniem przyglądała się kobiecie wymachującej ostrzem, samej natomiast nie poruszając się o krok, ale za to — dla pewności — cofnęła się trochę głową.
— Dlaczego chcesz mnie zabić? Co ja ci zrobiłam?! Nie angażuję się w politykę, nie mam nic wspólnego z przeciwnikami sioguna! — Czyli farsy o kunoichi ciąg dalszy. Następnie z tępym wyrazem twarzy przekrzywiła głowę, słuchając o niebezpieczeństwie. Przez długą chwilę Mori wydawała się nie wiedzieć, o czym dokładniej mówi kobieta i tak z resztą zostało, bo po tym bezpardonowo wyciągnęła dłoń w jej kierunku, by spytać:
— Mogę zobaczyć? — Spojrzeniem wskazała na broń. Chciała się jej przyjrzeć, chociaż ekspert od sztyletów był z niej żaden.
Słysząc o wciąż posiadanym humorze, Mori uśmiechnęła się, znów pociągając nosem. Z tym, że ta chwila wytchnienia nie potrwała długo, bo dosłownie w ciągu paru sekund Mori znów zalała się łzami, chowając przy tym twarz w dłoniach.
— Yorinobu też mi tak mówił! — zawyła. Wtem, jakby połączyła kropki i wyciągnęła ręce do rozmówczyni w błagalnym geście. — Czy to dlatego tutaj jesteś? Siogun wie, że to ja pomogłam mu w ucieczce? Skazano mnie na śmierć?!
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀Uniosła brwi i natychmiast zmarszczyła czoło układając myśli, w ten sam sposób, w który łapie się ostrość wzroku. Coś głęboko w jej umyśle zadźwięczało z największa nieśmiałością, jakieś walczące o uwagę wspomnienie, które tak jak cała reszta wspomnień demona zniknęła w bezdennym odmęcie. Kiedyś być może nazwiska i koligacje coś by jej powiedziały, lecz teraz czuła się jak błądząca we mgle.
⠀⠀Opuściła sztylet. Absurd osiągnął dramatycznie wysoki poziom.
⠀⠀— Nie. To po prostu napad. Rozumiesz, samotna zapłakana kobieta, do tego w niebrzydkich ciuchach... — Uniosła dłoń do czoła i rozmasowała fałdy skóry. Nie ma mowy, aby przyznała się do bycia demonem.
⠀⠀Hej, wiesz? Po prostu chciałam cię zjeść. Ale nie panikuj i pozwól mi wbić ci sztylet w plecy.
⠀⠀Zanim na dobre przekuła myśli w słowa, znów rozległ się zwierzęcy niemalże odgłos, dźwięk rozdzieranej rozpaczą duszy. Suiren była pod wrażeniem, że ktoś może mieć w sobie aż tyle wody na wszystkie te łzy i kropelki zbierające się pod nosem. Inna sprawa, że jej własny umysł wolny był od przyziemnych trosk; nie rozumiała cierpienia, które niosła ze sobą strata ukochanego. Albo dwóch.
⠀⠀Ewentualnie trzech. W pewnym momencie straciła rachubę.
⠀⠀— No już, już. Uspokój się. Życia im nie wrócisz. — zaczęła zmieszanym tonem. Jeżeli robiła coś gorzej od mordowania, to było to pocieszanie. Dla pewności wetknęła sobie sztylet za pasek na biodrach, aby pozostał poza zasięgiem nieznajomej, a dopiero wtedy machnięciem ręki podjęła się próby ułagodzenia sytuacji. — I wiesz co? Przeszła mi ta chęć na napad. Leżącego się nie kopie. Wytrzyj sobie twarz i popraw włosy, bo kosmyki ci się przykleiły do gilów. — Dotknęła dłonią miejsca na swojej twarzy, które miało wskazać kobiecie dokładnie położenie nieznośnych loków. Eleganckie kobiety nie powinny szlajać się po rowach wyjąc do księżyca. — Yori...nobu? Co za intrygujące imię... Uh, siogun? Nie, z tym panem to się nie znamy. Dlaczego siogun chciałby cię ściąć? — Wzdrygnęła się nieznaczeni. — Kim ty jesteś?
The silence is your answer.
Zanim Nishiōji jakkolwiek się uspokoiła, jeszcze przez dłuższą chwilę zajęta była wylewaniem łez. Stwierdzenie o tym, że nie mogła w ten sposób zwrócić nikomu życia sprawiła, że na moment rozpłakała się jeszcze bardziej, ale ostatecznie pieczenie oczu i ból głowy zaczynały być tak nieznośne, że musiała przerwać swój koncert.
— Na napad?! — powtórzyła, dopiero teraz dopuszczając do siebie zarówno te, jak i wcześniejsze słowa nieznajomej. — Chciałaś mnie napaść?! Nie mam... nie mam przy sobie pieniędzy! — Przez parę sekund stała w milczeniu i nieruchomo, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Aż w końcu dotarło do niej, że sama używała czasu przeszłego. Wyglądało na to, że było bezpieczna.
Niewiedzę co ze sobą począć przerwała rozmówczyni, która wskazała jej miejsca, z których powinna była wytrzeć swoje wydzieliny. Zrobiła to, bezceremonialnie używając do tego rękawa swojej szaty. Na ten moment niewiele one zmieniały w jej egzystencji.
— Nie znacie się? To... to kto cię wysłał?! A... bo ty... ty nie jesteś kunoichi, prawda? — Z ulgą przetarła czoło ręką, chociaż ciężko było znaleźć na nim jakiekolwiek krople potu w tym momencie. Nieznajoma od razu mogła zauważyć, że cały czas wprawiała Mori w nie lada konsternację.
— Jesteś taka miła! I taka śliczna! Nie powinnaś się w to mieszać! — Znów zawyła dramatycznie, wycierając sobie przy tym prawe oko w nadgarstek, a następnie wyciągnęła obie dłonie w kierunku kobiety. — Mogę..? — spytała poniekąd nieśmiało, sugerując, że chciała się do niej przytulić. Niezależnie od efektu kontynuowała: — Jestem Mori i... zrobiłam bardzo złe rzeczy. Jeśli ci o nich powiem, będziesz w tym ze mną. Na pewno tego chcesz? Jak w ogóle do ciebie mówić?
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀— Słuchaj... — zaczęła, ale jej głos utonął w kolejnym przeciągłym jęku. Częstotliwości wydobywające się z ust wojowniczki nie przypominały niczego, co znała. — Poczekaj. Moment, bo...
⠀⠀Uniosła wzrok do nieba. Bogowie...
⠀⠀Lecz bogowie milczeli.
⠀⠀Odchrząknęła i ułożyła ręce na biodrach. Dla pewności przesunęła sztylet za plecy, aby jego kształt nie kusił więcej kobiety. Zastygła w pozie zniecierpliwienia czekając, aż Mori przestanie pociągać nosem i opanuje chociaż trochę swoje nagłe zmiany nastroju. W ciemności iskrzył się surowy wzrok.
⠀⠀— A ty jesteś za ładna, żeby taplać się w błocie i wyć w niebogłosy — odparowała marszcząc brwi. A potem dodała już szeptem: — Nie za wiele tego alkoholu?
⠀⠀Wyciągnęła rękę, aby pomóc kobiecie ustać w prostej pozycji, lecz jej gest zinterpretowany pokrętnie sprawił, że skończyła otoczona ramionami. Powietrze opuściło jej płuca za sprawą nacisku; do koncertu włączył się cichutki świst.
⠀⠀— Mori, tak? Brzmisz, jakbyś potrzebowała się wygadać. I jakby nie miało znaczenia, kto tego wysłucha. — Nieporanie położyła dłoń na ramieniu kobiety i poklepała ją kilkakrotnie w ramach pocieszenia. Nie miała żadnego doświadczenia w podnoszeniu na duchu kobiet zrozpaczonych. Ani żadnych innych kobiet. W zasadzie od kiedy straciła pamięć z żadną nie rozmawiała. — Ustaliłyśmy już, że jestem przestępcą, tak? Nie żadną kunoichi na usługach sioguna. Obawiam się, że w większych tarapatach się już nie znajdę, więc możesz mówić.
⠀⠀Wolną dłonią przetarła twarz, zacisnęła oczy pod palcami, a potem delikatnym, acz zdecydowanym ruchem odsunęła od siebie kobietę.
The silence is your answer.
Na kolejny komplement (nawet, jeśli ironiczny), Mori położyła dłonie na swoich policzkach z zachwytu, do tego stopnia, że usta ułożyła w rybi dzióbek. Na wspomnienie o alkoholu jednak opuściła ręce i przez chwilę wyglądała tak, jakby szukała swojej butelki gdzieś na ziemi.
— Jakbyś się wcześniej ujawniła to podzieliłabym się z tobą! — westchnęła, w typowy dla siebie sposób zwalając winę na swojego rozmówcę. Widać to się w niej nie zmieniło nawet w takim stanie. — Z resztą, takie ilości to za mało dla mnie! — I zaśmiała się głośno, z całą pewnością dając dowód swoim słowom.
Widząc wyciągniętą w swoją stronę dłoń, uznała ją za zaproszenie i chwilę potem obejmowała już nieznajomą, nieznacznie przy tym zwilżając jej strój swoimi łzami. Moment ten był też poniekąd przełomowy, bo poczuła jak jej własne ciało w jakiś stłumiony sposób wydawało się próbować ją przed czymś ostrzec. Szczęśliwie była zbyt nietrzeźwa, żeby brać to pod uwagę.
— Przestępcą?! — spytała stanowczo zbyt entuzjastycznie. — Ja też jestem przestępcą! Będziemy robić przestępstwa razem?
Gdy kobieta ją od siebie odsunęła, Mori już miała przed sobą dłonie splecione palcami w błagalnym geście. Po tym z pewnym impetem usiadła na ziemi (bynajmniej nie z gracją ani w żaden kobiecy sposób) i złapała rozmówczynię za ubranie, żeby pociągnąć dwukrotnie, sugerując, by zrobiła to samo.
Do jej opowieści potrzebny był odpowiedni klimat.
— Wiesz, bo... — zaczęła, jeszcze raz ocierając łzy z twarzy. — Dowiedziałam się ostatnio o tym mężczyźnie, który zabijał buddów... i... wymieniłam z nim parę listów jak był w areszcie, i... ja znam dużo ludzi w policji... no i... pomogłam mu uciec i my później no wiesz — przerwała na sugestywny uśmiech do towarzyszki wieczora — a teraz nie żyje! Znaczy, to wiesz, to trochę trwało... ale wczoraj dowiedziałam się, że go znaleźli... i go zabili! Żeby znowu nie uciekł! Wyobrażasz to sobie?!
Ponownie zawyła, jednak tym razem bez łez, bo na nie wydawała się już nie mieć materiału.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀— Za mało? Na co? Jak na mój gust to jesteś już dość mocno wstawiona, ledwo trzymasz się na nogach — oceniła postawę Mori, choć nie była jej obca pijacka przekora. Kobieta była już dawno poza etapem, który pozwoliłby jej obiektywnie spojrzeć na własny stan. Poza tym z jej słów wynikało, że obecność alkoholu we krwi to ostatnie, czym mogłaby się w tym momencie poważnie przejmować.
⠀⠀Jej umysłem wstrząsał nie tyle smutek, co histeria, z trudem dało się nadążyć nad wachlarzem emocji, za którym chowała swoje rzeczywiste zamiary. Kiedy więc demonicy ukazały się złożone dłonie, zdołała powstrzymać cisnący się na usta jęk.
⠀⠀— Świetnie. Tak, będziemy robić przestępstwa. Ty zajmiesz się łamaniem serc, a ja kręgosłupów. Co ty na to, piękna? — zakpiła z przesadną powagą kładąc płaską dłoń na swój policzek. Z każdym komplementem oczy kobiety zdawały się jaśnieć wyraźniej, jakby miłe słowa chociaż na moment odciągały jej uwagę od właściwego problemu. A może była po prostu łasa na komplementy.
⠀⠀Tak czy inaczej, działało.
⠀⠀Przyklękła na jedno kolano podążając śladem Mori. Jakkolwiek zwariowana, skrócona opowieść intensywnego romansu wzbudziła w Suiren ciekawość. Po prawdzie spodziewała się, że opowieść okaże się tworem pijackiej wyobraźni, lecz w zaskakujący sposób trzymała się kupy. Takie sytuacje miewały miejsce. Może nie romanse z przestępcami, ale zemsty sioguna na nadgorliwych fanatykach.
⠀⠀— Nikt nie zwrócił uwagi, że więzień sioguna pisze z kimś listy? — zapytała cicho. Serce w jej piersi zakołatało się lekko, jakby balansowanie na krawędzi przestępczego światka nie było dla niej niczym zaskakującym. Kaszlnęła cicho, gdy dotarło do niej znaczenie kolejnych słów. — Więc pomogłaś mu uciec, żeby go zaliczyć? Mimo, że był przestępca i nigdy wcześniej się nie znaliście? — Spoważniała, ułożyła ciężką dłoń na ramieniu Mori, a kciuk drugiej uniosła w geście zapożyczonym od holendrów. — Nieźle, dziewczyno.
⠀⠀A potem dotarło do niej, że facet nie żyje. Usta wykrzywiły się w delikatną podkówkę.
⠀⠀— Rzeczywiście, teraz na pewno już im nie ucieknie.
The silence is your answer.
Na propozycję takiego podziału zadań jak zaproponowała kobieta, Mori ułożyła usta w podekscytowany dzióbek. Nie wspominając już o dodanym do tego określeniu.
— Wchodzę w to! Ty i ja! Będziemy niepokonane! — Na samą myśl potrząsnęła pięściami na wysokości twarzy. — W ten sposób pomszczę Yorinobu! A przy okazji pokażę mu, że i tak, w porównaniu do nas, był zwykłą pizdą! — Podskoczyła, prawie przewracając się przy lądowaniu. — Proszę, powiedz mi, jak na ciebie mówią! Będziesz moją nową przyjaciółką, dobrze? — Bo, oczywiście, przyjaźnie zawiera się w takich okolicznościach jak aktualne.
Wspomniany wcześniej mężczyzna zainteresował Mori głównie tym, że był mordercą. Ale czy to miało oznaczać, że nie mogła nawet w tym być lepsza od niego? Szczególnie, gdy w tej wędrówce przez złe uczynki towarzyszyć miała jej aktualna rozmówczyni? Prawdopodobnie na trzeźwo nigdy nie wpadłaby na taki pomysł — w końcu jej powinnością miało być jedynie zabijanie demonów — ale może w ten sposób uświadomiłaby sobie genezę swoich uczuć?
— Ja nie wiem, czy siogun w ogóle o nim wiedział. Myślałam, że cię nasłał na mnie... tak wiesz, dla zasady — odparła, wzdychając. — Ale wiesz... w jego celi było okno! A ja mam... ptaka! — jakkolwiek to nie zabrzmiało — I on zanosił mu listy ode mnie, a później odbierał te dla mnie. I nikt nic nie wiedział! — kontynuowała, ewidentnie dumna z tego, co zrobiła. — Ale, no... tak. W sumie... to tak — przytaknęła w ramach odpowiedzi na kolejne pytanie i lekceważąco machnęła ręką, jakby nie było to nic specjalnego. Po tym, z rozmachem położyła się na plecach. — Wiesz... ja nie wiem, co to było, ale pierwszy raz czułam coś takiego do kogokolwiek. To było... niesamowite! — krzyknęła radośnie, kładąc sobie dłonie na twarzy i przez chwilę tupiąc stopami o ziemię. W końcu odłożyła ręce na ziemię, na boki i wzięła głęboki oddech. — A ty... masz kogoś? Nie no, musisz mieć, prawda? A jak nie masz... to chcesz mieć? — Ponownie sugestywnie poruszyła brwiami. Widać jak była pod wpływem to i w tę stronę mogły sięgać jej zainteresowania. — I... to z kciukiem..? To coś znaczyło?
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀Oparła ręce na biodrach i mimowolnie się uśmiechnęła. Od niektórych ludzi biła energia tak wyraźna, że ślad ulegał zmianom. Małym, niedostrzegalnym, zdawałoby się nieistotnym. Czasami to jedno zawahanie oznaczało, że morderca nie sięgnie po nóż, demon zawaha się w swym zamiarze, a broń rozetnie powietrze ze świtem chybiając celu. Innym razem ktoś zwyczajnie się uśmiechnie.
⠀⠀— Potrafisz w ogóle posługiwać się bronią? — Suiren wyszczerzyła białe ząbki i sięgnęła po sztylet, który dotychczas trzymała w bezpiecznej odległości od Mori. Z bliska wyglądał jeszcze gorzej, był oszczerbiony, a w wielu miejscach korozja zostawiła ciemne, chropowate zagłębienia. Demonica wyciągnęła go kilka dni temu z dna rzeki, ale na lepszą broń jeszcze nie natrafiła. Złapała w dwa paluszki końcówkę rękojeści wprawiając zwisające ostrze w ruch. — A może powalasz przeciwników samym spojrzeniem?
⠀⠀Zatrzepotała rzęsami z głupkowatą miną, wyciągając rękojeść ostrza w kierunku kobiety. Tylko po to, by trochę się z nią podroczyć. Gotowa była od razu zabrać rękę, jeśli Mori pokusi się na pochwycenie sztyletu.
⠀⠀W międzyczasie cały czas obserwowała. Zabierała głos, tylko wtedy, gdy miała pewność, że nie przerwie towarzyszce jednego z tych dziwacznie intrygujących wywodów.
⠀⠀— Ah tak, więc ciągnie cię do niegrzecznych chłopców? Pełno ich stąpa po naszym kraju, co drugi z bronią to samozwańczy następca Nobunagi, mistrz drogi miecza i fanatyk oddychania. Mówią na siebie zabójcy demonów. — Przysunęła się bliżej i ukucnęła obok wyciągniętego ramienia kobiety. Podciągnęła kolana pod brodę i otoczyła je ramieniem, kiwała się na stopach nie siadając jeszcze na trawie. — Wiesz co to jest demon, Mori?
⠀⠀Kolejne pytania zbyła niejasnym pomrukiem. Nie pozbierała się jeszcze po niedawnej "przemianie". Jeżeli była w kimś zakochana, uczucie umarło wraz z resztą jej wspomnieć, a na nowe nie było jeszcze dostatecznie dużo miejsca. Tym, co zajmowało jej umysł była chęć przetrwania. Wszystko inne wydawało się małostkowe i nieistotne.
⠀⠀— Nie mam imienia. Przestępcy się ich wyzbywają. Może mi jakieś nadasz, przyjaciółko? — zaproponowała kiwając się lunatycznie na boki bez utraty równowagi. W końcu jednak wróciła myślami na ziemię. Wyciągnęła przed siebie jedną z dłoni i jeszcze raz zacisnęła w pięść wszystkie palce, poza kciukiem. — W miastach portowych się tak pokazuje, kiedy cały towar trafił na ląd. Albo podczas rozmów handlowych, jeżeli układ ma zostać oficjalny. To chyba oznacza szacunek. Tak mi się wydaje.
The silence is your answer.
— Spojrzeniem nie — odpowiedziała w końcu na sugestię, uśmiechając się flirciarsko. — Ale mam pewną... ukrytą broń. — Dłonią wykonała kółko na wysokości swojej klatki piersiowej, sugerując, że to właśnie ta część jej ciała mogła posłużyć jako "element zaskoczenia". — Dobrze użyte potrafią zdziałać cuda — podsumowała w końcu, chichocząc.
Rzecz jasna, Mori nie prezentowała swoich walorów do każdej jednej osoby, ale wiedziała, że i bez nadmiernej ekspozycji łatwo jej było nakłonić mężczyzn do współpracy.
— Ale... nie chciałabyś mnie nauczyć... korzystania z tego? — Z twarzą niewiniątka wskazała nieśmiało na sztylet, którego nie było dane jej ostatecznie dotknąć. — Skoro rabujesz ludzi... nie stać cię na jakiś lepszy?
Uniosła brwi, słysząc o "niegrzecznych chłopcach", z każdym kolejnym zasłyszanym porównaniem opuszczając je nieco niżej. Kiedy wreszcie połączyła "zabójców demonów" z "fanatykami oddychania", zaśmiała się głośno, w sposób typowy dla pijanych ludzi. Ewidentnie stwierdzenie to bardzo ją rozbawiło, ale kolejne pytanie przywróciło ją nieco do porządku.
Zanim odpowiedziała złapała się za głowę, która od wcześniejszego rozbawienia i jeszcze wcześniejszego płaczu mocno ją zaczęła boleć.
— Wiem — powiedziała w końcu i westchnęła, próbując ochronić się przed kolejnym atakiem histerii. Nieznajoma trafiła w jej czuły punkt. — Demon zabił moją rodzinę; mojego męża i dzieci — wyjaśniła drżącym głosem, po czym przetarła nagromadzone w oczach łzy wierzchem dłoni. Od tamtej katastrofy minęło dopiero nieco ponad pół roku, przez co Mori za każdym razem reagowała w podobny sposób. — Jeżeli o nich wiesz... to ciebie też spotkało coś strasznego?
Po tym jak już się uspokoiła, popatrzyła na kobietę przez dłuższą chwilę, w całkowitym milczeniu. Przyglądała jej się, przeszukując głowę w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego imienia. Nie wnikała, dlaczego musiała jej jakiekolwiek nadawać, po prostu zaakceptowała ten fakt. Może sama też nie powinna była mówić? Czy to był podstęp?
Nawet jeśli, w tym stanie Mori wierzyła w prawdomówność i szczere chęci "bezimiennej".
— Uhm... — zaczęła, mrużąc oczy. — Wolisz jakieś milsze, wdzięczne? Czy takie wiesz... niebezpieczne? — spytała, a kącik jej ust powędrował do góry. — Może... Hiina? Albo... Myō? O, wiem! Może Ane?* Jak ci się nie podoba, będę myśleć dalej! A może preferujesz, by się zaczynało od jakiejś konkretnej głoski?
Słuchając tego, co mówiła rozmówczyni, powtórzyła za nią gest ręką. Nie był skomplikowany, ale wydawał jej się dziwny.
— Szacunek? W takim razie... bardzo miło mi cię poznać, kunoichi. — Nawiązała ponownie do tego, kim myślała, że kobieta jest, po czym... wykonała tradycyjny ukłon (chociaż na siedząco), jednocześnie obiema dłońmi pokazując kciuk do góry. — Tak to ma działać?
* Myō - tajemnicza / Ane - starsza siostra / Hiina - laleczka, słodziak
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀Przechyliła głowę jak szczeniak, opierając ją na wnętrzu dłoni.
⠀⠀— Nigdy nie powiedziałam, że jestem w tym dobra... — Zmrużyła powieki jak dziecko przyłapane na kłamstwie. Dla odwrócenia uwagi złapała rękojeść sztyletu i obróciła go kilkakrotnie pomiędzy palcami, płynnym, efektownym ruchem. W ostatnim momencie ostrze zachwiało się jednak i Suiren została zmuszona do nieeleganckiego wymachiwania rękami, aby zdołać je pochwycić. Pod oczami skóra policzków zaróżowiła się lekko. — Gdybym miała więcej doświadczenia, twoje ciało leżałoby właśnie w kanale za plecami, pustym wzrokiem spoglądając na nocne niebo.
⠀⠀Nie potrafiła wyzbyć się kwiecistego języka, który wpajano jej od dziecka. Kobieta miała mówić niewiele, lecz mądrze, a najlepiej używać swoich ust tylko po to, by zadowalać męża popierając wszystkie jego idiotyczne pomysły. Chociażby za sprawą sposobu wypowiedzi demonica była w stanie stwierdzić, że nie ma do czynienia ze zwykłą chłopką, a damą z samurajskiego rodu. Może nawet szlachcianką.
⠀⠀Rozmowa była o tyle bardziej ekscytująca, że chociaż dawniej mogłyby być sobie równe, teraz dzieliła je klasowa przepaść. Gdzie w ogóle w społecznej hierarchii plasowały się demony? Na szycie, czy pukając gdzieś od spodu dna?
⠀⠀W jednej chwili spoważniała. Usta przybrały formę wąskiej linii, w oczach zabrakło wcześniejszej ekscytacji.
⠀⠀Nie miała pewności, co spotkało ją za życia, lecz jej niechęć do ludzi była równie mocna, co ta do ich oprawców. Nie ujmowało to w żaden sposób tragedii, której doznała kobieta, lecz rzucało nowe światło na ich beztroską konwersację.
⠀⠀Suiren obniżyła nieco podróbek mając nadzieję, że bladość jej skóry nie jest aż tak widoczna po zmroku.
⠀⠀— Rany... pechowo. Ktoś bardziej religijny ode mnie powiedziałby, że podpadłaś bogom. — Nie za bardzo wiedziała jak zareagować na takie wyznanie. Z ulgą przyjęła szybką zmianę tematu i kiwnęła głową, gdy Mori wydobyła z siebie potok słów. — Ane brzmi przyjemnie. Nie jestem ani tajemnicza, ani przesadnie słodka. Jak już, to jest wręcz przeciwnie... od razu wypalałam się ze swoim zamiarem, a grożenie innym chyba nie zalicza się do czynów uroczych. — Podparła się dłonią za plecami i opadła na tyłek zmieniając pozycję z kucania na wygodniejszy przysiad.
⠀⠀Rozmowa z kobietą wprawiała ją dziwny nastrój. Tęsknota? Nostalgia?
⠀⠀— Jak to jest, że się mnie nie obawiasz?
The silence is your answer.
Nie udało się — znów zaśmiała się niczym najstarszy wiekiem i stażem pijak z pobliskiego przybytku, a to dodatkowo spotęgował fakt, że jej rozmówczyni prawie upuściła dzierżoną broń podczas swojej pokazówki. Mori pochyliła się do przodu i roześmiana uderzyła otwartą dłonią o swoje udo.
— Cholera, naprawdę?! Dobra z ciebie aktorka, ja tam ci uwierzyłam na początku — wyjaśniła w przerwach od śmiechu, przecierając jednocześnie załzawione oczy. — W takim razie chwalmy bogów, że tego doświadczenia nie masz! — Nagle ułożyła dłonie na swoich policzkach i nacisnęła, układając przy tym usta w dzióbek. — Kocham cię, wiesz? — spytała głosem tak rozżalonym, jakby miała zaraz się popłakać. Tym razem ze wzruszenia.
Kiedy się wreszcie uspokoiła, ponownie przyjrzała się swojej towarzyszce wieczora. Pomimo stanu upojenia, nie przeoczyła faktu, że ta jakby nagle posmutniała lub ogarnęło ją inne nieprzyjemne uczucie.
— Coś się stało? — spytała zmartwiona, przechylając przy tym głowę.
Na słowa dotyczące podpadnięcia bogom, prychnęła głośno i na moment odwróciła wzrok.
— Myślałam o tym nawet, ale... nie wiem, czym miałabym im podpaść. Wszystko, co najgorsze, zrobiłam później. Byłam dobrą żoną, matką i córką. Siostrą tylko trochę gorszą, ale cóż... rodzeństwo. — Uśmiechnęła się krzywo i przeczesała włosy dłonią. Westchnęła głośno. — A ty masz jakieś?
Nishiōji ponownie zachichotała, gdy rozmówczyni zaczęła podsumowywać jej pomysły co do imienia.
— Coś w tym jest! W takim razie... Ane... ile masz lat? Może twoje imię się teraz mija ze znaczeniem, ale nie planuję go zmieniać, bo jedyny pomysł na jaki jeszcze wpadłam to Fuji* — wybełkotała w związku z faktem, że w połowie zdania położyła sobie dłoń na ustach, jakby podświadomie chcąc oszczędzić kobiecie swojego własnego pierdolenia.
— A czemu bym miała? — spytała rozbawiona, ponownie układając się plecami na trawie, po czym podłożyła sobie ręce pod głowę. — Jakbyś była demonem, to już dawno byś mnie opierdoliła. A zabijać dla napadu podobno już nie chcesz. — Wyciągnęła rękę do Ane, aby szturchnąć ją palcem wskazującym. — Z resztą, mi już wszystko jedno. Nie chce mi się, straciłam wystarczająco dużo — westchnęła i posłała jej słaby uśmiech. — Masz dla mnie jakiś inny powód do obawiania? Jak tak, to powiedz mi, jeszcze nie wszystko stracone.
* fuji (藤) - wisteria
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀Jak łatwo było zapomnieć.
⠀⠀— Nie jestem pewna... — Uniosła wzrok gdzieś ponad ramieniem Mori, sięgając spojrzeniem do innego miejsca i czasu. Przez dłuższą chwilę milczała, układając na wargach odpowiedź. — Możliwe, że już nie żyją. Nie mam z nimi od dawna żadnego kontaktu.
⠀⠀Nie skłamała, lecz nie zawarła również całej prawdy. Ciężko było stwierdzić coś na pewno, gdy wspomnienia tyczyły się wydarzeń ostatniego miesiąca, a nie dwudziestu lat wcześniejszej egzystencji. Przy energicznym sposobie konwersowania drugiej kobiety czuła się wyłącznie jak jej echo. Powtarzała niektóre informacje przekształcając je na potrzeby własnej sytuacji. Niczym pusta kartka, którą ręka Mori wypełniała nieświadomie.
⠀⠀— Zabrzmi to bardzo podobnie, do wcześniejszej odpowiedzi, ale tego też nie wiem. Moi rodzice nigdy nie zapisali dokładnej daty urodzin. Może dwadzieścia, może trzydzieści? — Przyłożyła dłoń do policzka prezentując się pod różnymi kątami. — Nie mam jeszcze zmarszczek, więc nie jest aż tak źle.
⠀⠀Omawianie własnej urody nie pasowało jej do atmosfery rozmowy. Z drugiej strony to Mori wyrzuciła z siebie nagłe wyznanie miłości, które na moment rozpędziło jej smutek. Suiren nie miała wątpliwości, że gdyby zaszła taka potrzeba, jej towarzyszka stanęłaby do walki.
⠀⠀— Kobieta, która straciła wszystko to najgorszy rodzaj przeciwnika... — wymamrotała pod nosem, orientując się po fakcie, że myśli w rzeczywistości opuściły jej usta. Żachnęła się nieznacznie podnosząc wzrok na twarz zabójczyni. — Mężczyźni żyją tak, jakby przez całą swoją egzystencję walczyli. Na każdym kroku czują potrzebę udowadniania swojej wartości, ale kobiety wiedzą, kiedy należy okazać łagodność i dobroć. Bogowie mi świadkiem, że kobieta, której spokój zostanie naruszony nie widzi przed sobą żadnych granic. — Wyjaśniła w pośpiechu, nie chcąc aby wypowiedziane lunatycznie słowa zdradziły jakie myśli zaprzątają jej głowę. — Chociażby z tego powodu, Mori. Uśmiechaj się, kochaj, ale zawsze miej plan jak zabić.
The silence is your answer.
— Wow — podsumowała półszeptem, przez jakiś czas po prostu stojąc z rękoma ułożonymi wzdłuż ciała. Prawdopodobnie nawet na trzeźwo nie wiedziałaby, jak zareagować na takie wyznanie. Ostatecznie wpadła na pomysł na odpowiedź, ale czy nie było to zbyt bezpośrednie to już nie przeszło jej przez głowę: — Czyli aż tak oddałaś się sprawie bycia przestępcą? — zapytała, układając usta w dzióbek. — Czasami zazdroszczę takim jak ty, wiesz? Że się niczym nie musicie przejmować, po prostu z uniesioną brodą kroczycie przez świat i napierdalacie kogo trzeba — zaśmiała się, uderzając w powietrze kilka razy, jakby chcąc pokazać, co by robiła jako jedna z nich. — Ale chyba byłoby mi za smutno tak samej. Nie brakuje ci ludzi?
Słysząc odpowiedź na kolejne zadane przez siebie pytanie, zamrugała tępo, w ewidentnym niedowierzaniu.
— Powiedziałabym, że wydajesz się być mniej więcej moją rówieśniczką, ale... jednocześnie wydajesz się wiedzieć o sobie wyjątkowo mało, Ane — stwierdziła, patrząc rozmówczyni w oczy. Posłała jej ciepły uśmiech, bo nawet, jeśli ta ją okłamywała, to nie mogła być na nią zła. Mogła mieć jakiś powód, o którym Nishiōji w życiu by nawet nie pomyślała. — Czym zajmowałaś się do tej pory, poza mordowaniem? — Pytanie to zadała w taki sposób, jakby oczekiwała, że kobieta opowie jej najbardziej porywającą opowieść, której nikt inny w kraju nie znał.
Pytająco przechyliła głowę, gdy jej uszu doszło dość oryginalne stwierdzenie ze strony Ane. Nie zdążyła dopytać o detale, bo ta rozpoczęła kolejną wypowiedź. Chociaż na jej twarzy widniała niepewność, przytaknęła zdecydowanie.
— Pewnie masz rację — westchnęła. — Ale jak na razie to ja nie muszę nikogo zabijać, bo wszyscy giną sami. — Zmarszczyła brwi, odwracając wzrok. Kilka sekund później znów odwróciła się twarzą do kobiety. — Czeeekaj... ty próbujesz mnie właśnie zrekrutować?
Podparła się na łokciach, aby w tej pozycji przez chwilę podejrzliwie przyjrzeć się kobiecie. Sielanka ta niestety nie była jej dana na długo, bo oto jej organizm przypomniał sobie o nadmiarze alkoholu. Gwałtownie wstała, układając sobie dłoń na ustach, ale gdy tylko dane jej było oprzeć się rękoma o najbliższe drzewo, zwymiotowała, podświadomie starając się nie zabrudzić własnych ubrań.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀W pewnym momencie miała ochotę wyciągnąć przed siebie dłonie i przesunąć szorstkimi palcami po policzku kobiety, lecz opanowała się w porę i przyklapnęła znowu na łydkach. Dłonie pozostały w niezręcznej pozycji, uniesione nieco przed klatką piersiową. Powoli zwinęła palce w ciasną pięści.
⠀⠀Poczuła, jak w kąciku oka zbierają jej się łzy. Starła je szybko bokiem dłoni.
⠀⠀Nie pamiętam, chciała odpowiedzieć znowu, lecz brzmienie tych słów nawet ją zaczynało już irytować. Pociągnęła nosem, zanim na dobre oddała się we władanie emocjom. Puściła wodze fantazji.
⠀⠀— Podróżowałam z handlarzami soją, najczęściej przebrana za mężczyznę, ponieważ kobiet w tym zawodzie nikt na szanuje. Kiedyś po prostu natknęłam się na rabusiów, którzy zamordowali właścicielu wozu z towarem. Potrafię powozić, więc wykorzystałam sytuację i uciekłam popędzając konia. Miałam nadzieję, że uda mi się w ten sposób zarobić na jakieś stałe lokum, ale zarobki były marne, ledwo starczały na jedzenie dla mnie i dla klaczy. Ale niedawno... — przerwała dramatycznie, usta drżały jej z emocji. — Sama stałam się ofiarą podobnego napadu. Zabrali mi wóz i okaleczyli konia. Musiałam sprzedać go na mięso i tylko z tego ostatnio żyję.
⠀⠀Opuściła ramiona, zerkając dyskretnie ku twarzy kobiety, żeby przekonać się czy historia okazała wystarczająca. Opowiadając nie wybuchła ani razu płaczem, nie potrafiła udawać smutku, którego w rzeczywistości nie czuła.
⠀⠀Zadecydowała, że nawet gdyby przyszło jej bić się o życie samotnie, zrobi wszystko, by sobie poradzić.
⠀⠀I kiedy przeżywała najróżniejsze emocje w przestrzeni swojego organizmu, towarzyszka rozmowy wstała nagle i zaczęła się jakoby oddalać.
⠀⠀Cholera, nie przekonałam jej, sapnęła w myślach Suiren, lecz wtedy rozległa się głośna seria nieprzyjemnych odgłosów, a powietrze przesyciło się wonią żółci i niestrawionego alkoholu. Westchnęła.
⠀⠀— Nie musisz mnie żałować aż tak wyniośle — zakpiła z udawaną złością. Podniosłą się z ziemi i unikając rozbryzgów głównego ładunku pochwyciła w dłoń długie, ciemne włosy kobiety. Przechyliła się w stronę drzewa opierają na nim bark i spojrzała w niebo rozkoszując się widokiem gwiazd. — Ah, rzygaj do woli... czasami też mam dość tego świata.
The silence is your answer.
— Nie sprzedawaj się! — zaszlochała prawdopodobnie z większym żalem niż była ku temu potrzeba. — I doskonale cię rozumiem. Sama bym się nie odważyła porzucić życia dla wyższego celu. Chcę wierzyć, ale boję się, że potem nic nas nie czeka, więc dlaczego skracać nasze życie, bo… honor? — Chciała dramatycznie przyłożyć swoją dłoń do klatki piersiowej, ale ponieważ wciąż ściskała blade ręce nieznajomej, przyłożyła do siebie także jej kończynę. — Dlaczego miałaś umrzeć? Opowiedz mi o tym! I… — Spojrzała w dół, na jej ubrania, które z taką chęcią wcześniej podkreślała. — Jeżeli chcesz, mogę dać ci jakiś lepszy strój. W końcu ofiarowałaś mi życie, daj mi się odwdzięczyć. — Uśmiechnęła się szeroko, chociaż smutno. Po tym spojrzała na złapane w duchowym uniesieniu ręce towarzyszki. — Tylko mnie nie gryź! Ani w kostki, ani w ręce!
Puściła jej dłonie, a sama zaczęła stykać ze sobą opuszki palców wskazujących, jednocześnie czujnie rozglądając się dookoła. Dalej była pijana, ale mętne spojrzenie zaczynało się powoli poprawiać.
Gdy kobieta podjęła kolejny temat, Nishiōji wróciła do niej wzrokiem. Początkowo przechyliła głowę, ale w zaledwie kilka sekund jej usta wygięły się w podkówkę, policzki ściągnęły, a w oczach znów zebrały łzy.
— Zamknij się — fuknęła bez zastanowienia, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i odwróciła głowę w bok. Nie była w żaden sposób obrażona, ale też niekoniecznie potrafiła przyjmować miłe słowa, szczególnie, gdy nie tyko się z nimi nie zgadzała, ale też uważała, że o wiele lepszy egzemplarz stał przed nią. Może brudny, zaniedbany, ale w jej oczach Ane była może nawet kimś więcej niż człowiekiem. Robiła wrażenie.
Kilka sekund później jej nowa koleżanka mogła zauważyć u Mori delikatne podskakiwanie ramion. Po kolejnej chwili zaśmiała się otwarcie, nie potrafiąc już powstrzymać rozbawienia.
— Nie potrafię się z tobą kłócić.
Musiała przyznać jej rację. Była absolutnie świadoma, że złoczyńcą byłaby beznadziejnym. W jej oczach takich ludzi jak stojąca przed nią nieznajoma cechowała przede wszystkim cichość i gracja. Może sama lepiej się uśmiechała, ale skrytobójca byłby z niej żaden.
— Nie myślałaś o tym, żeby to rzucić? Może i nie możesz wrócić do swojego rodu, ale możesz obrać inną ścieżkę niż zabójczyni! — Im bardziej się nakręcała, tym bardziej Mori odnosiła wrażenie, że zaczyna brzmieć jak dziecko, dla którego wszystko było takie proste. I w wielu przypadkach było: bo wywodziła się z dobrej, zamożnej rodziny, a jedyne problemy jakie miała na co dzień, to takie, czy jej mąż się nie zorientuje jak wyjdzie mordować demony.
Im dalej w swoją opowieść brnęła Ane, tym bardziej oczy Mori zdawały się rozszerzać.
— Konik! — jęknęła w zbolały sposób, słysząc, jak skończył rumak z opowieści. — Znaczy… to straszne co was… ciebie spotkało. Przykro mi. Ale też inna sprawa, że nie potrafiłabym sobie ciebie wyobrazić jako mężczyzny. Za ładna jesteś. Nawet w tym stanie. — Posłała jej ciepły uśmiech. — Chcesz przyjść do mnie na obiad? Coś czuję, że masz więcej ciekawych historii w zanadrzu.
Chwilę potem nie było jej dane usłyszeć pierwszego komentarza kobiety, nie spodziewała się też jej samej przy sobie. Im więcej alkoholu z siebie wypluwała, tym obecność jej rozmówczyni wydawała się coraz bardziej… dziwna. Nie miała niestety wystarczającej podzielności uwagi, aby kontemplować to spotkanie, gdy pozbywała się potraw z całego dnia.
Kolejne słowa Ane jednak dotarły do niej. Ze skwaszonym uśmiechem spojrzała na nią, aby po kilku sekundach ciszy zaśmiać się głośno, zacharczeć, czknąć i ponownie zwymiotować. Szczęśliwie w tym samym kierunku co wcześniej, a nie na swoją towarzyszkę.
W końcu nastała dłuższa przerwa, podczas której Mori podeszła do innego pobliskiego drzewa i trzymając się pnia, osunęła się na kolana. Westchnęła ciężko i wytarła dłonią łzy. Zanim jednak była w stanie cokolwiek powiedzieć, musiała odchrząknąć, próbując uspokoić palące gardło.
— Dziękuję, Ane. I… przepraszam, że musisz mnie taką oglądać. — Lekko uderzyła głową o roślinę kilka razy. Przypomniała sobie przy tym o tym jak kobieta trzymała jej włosy i odruchowo sama przejechała po nich dłonią. Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś było nie tak, ale jednocześnie przepełniała ją wdzięczność za tak drobny, a tak miły gest.
Sama pewnie zignorowałaby jakąś obcą babę rzygającą podczas ich pierwszego spotkania.
— Mieszkasz w pobliżu? Może… mogłybyśmy temu jakoś zaradzić? — Uśmiechnęła się cwaniacko. — Mogłybyśmy wyjść gdzieś… wiesz… coś porobić… poplotkować… jak to kobieta z kobietą…
Pewnie na trzeźwo nawet by nie przyznała tego przed samą sobą, ale w rzeczywistości odczuwała czasem samotność związaną z brakiem niespokrewnionej kobiety w wieku podobnym do swojego. Kogoś, kogo mogłaby nazwać przyjaciółką, nie zastanawiając się nad tym, czy nie będzie musiała się jej pozbyć, aby osiągnąć cel związany z przejęciem rodu.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀— Nie, nie Mori. Przez moment pomyślałam... dlaczego by nie? Ta kobieta i tak nie mogłaby mi się sprzeciwić, gdybym sięgnęła po broń... ale rozmowa z tobą przypomniała mi o czymś ważnym. Nigdy nie chciałam wieść takiego życia, ale przyjęłam je z braku zadowalających alternatyw. Teraz jednak mam wybór. — Wyprostowała się dumnie, opierając ręce na biodrach. — Wybór, którego dawno nie miałam. I zdecydowałam, że nie zamierzam cię okradać. Inaczej spirala goryczy będzie trwać i trwać... — Pomachała dłonią przed twarzą. — Nawet jeżeli ofiarujesz je z własnej woli. Ostatecznie wyszłoby, że okradłam cię nie siłą, a słowem.
⠀⠀Prawdą było, że nawet ona nie nadawała się zbytnio na cichociemnego zabójcę. Więcej wprawy miała w wygłaszaniu kłamstw, niż praktykach rzezimieszków i wypadła przekonująco tylko dlatego, że jej cel okazał się być pijaną szlachcianką.
⠀⠀Ane, pomyślała nostalgicznie o imieniu nadanym jej przez niespodziewaną towarzyszkę nocy, obyś do wytrzeźwienia o tym zapomniała, Mori.
⠀⠀— Ooo... oobiad? — zawyła, wyrwana z zamyślenia, które złapało ją, gdy kobieta zajęta była oczyszczaniem organizmu z toksyn. Suiren była pod wrażeniem, że Nishioji jest w stanie myśleć o jedzeniu, telepiąc się konwulsyjnie przed nadchodzącą zemstą alkoholu.
⠀⠀Pomysł wieczerzy w typowym, samurajskim domu napawała ją nostalgią i obrzydzeniem jednocześnie. Wykrzywiła usta nieznacznie, lecz dało się to podpiąć po niesmak wywołany widokiem i zapachem powiększającej się plamy treści żołądkowych. Odwróciła wzrok zatapiając się jednocześnie w niewyraźnych wspomnieniach.
⠀⠀Co jadali szlachetnie urodzeni? Mięso zatopione w warzywnej papce? Potrawkę z gęsi duszoną w dzikim ryżu? Pastę rybną z duszonymi nasionami soi?
⠀⠀Położyła dłoń na ustach, starając się zapanować nad uczuciem zaciskającego się przełyku.
⠀⠀Więc teraz nawet wizje cię obrzydzają, Suiren?
⠀⠀— Już i tak przysporzyłam ci kłopotów. Jak myślisz, co powiedziałaby twoja rodzina... — zawahała się. Co jeżeli wspominając rodzinę przypomni jej o komplikacjach z żyjącymi, przeszłymi i martwymi kochankami? Zaryzykowała jednak ciągnąć wątek. — ... gdybyś przyprowadziła na swoje włości kogoś takiego jak ja? Poza tym... pewnie okradłabym cię tylko, a potem uciekła korzystając z chwili nieuwagi. Musiałabyś mnie wtedy zacząć nienawidzić... mnie, bohaterkę która przytrzymała ci włosy. A tak, Mori-san, będziesz mogła wyglądać ze swojego podestu, patrzyć w księżyc i wspominać tajemniczą damę, którą spotkałaś pewnej nocy na krawędzi jawy i stanu silnego wstawienia.
⠀⠀Obróciła się kilkakrotnie ciesząc się, że jej własne poczucie równowagi wydaje się być w jak najlepszym porządku. Przykucnęła tak jak na początku, kilka metrów od czarnowłosej szlachcianki, opierając przy tym łokcie na kolanach, a twarz układając na ułożonych w miseczkę dłoniach.
⠀⠀— Poczekam aż trochę wytrzeźwiejesz, ochronię cię przed demonami, a potem zniknę, zanim nadejdzie świt — oznajmiła, odwzajemniając chytry uśmiech. — Tak robią dobrzy ludzie, prawda?
The silence is your answer.
— Jestem z ciebie taka dumna! — zapiszczała, po tym unosząc ręce w górę i wydając z siebie głośny dźwięk ekscytacji. Zatupała przy tym w miejscu, żeby jeszcze bardziej to podkreślić. Prawdopodobnie zbędnie. — Ale... w takim razie, co dalej? Będziesz szukać... innego "zajęcia"?
Zanim jednak Ane zdążyła odpowiedzieć cokolwiek, Mori wyciągnęła rękę w jej kierunku, prostując do góry palec wskazujący w geście uciszenia. Sięgnęła do swojego pasa, zza którego wyciągnęła ozdobę do włosów, którą zdjęła i schowała jeszcze jak była w miarę trzeźwa. Dotoczyła się do kobiety i krzywo, ledwo i koślawo wsadziła ją w jej włosy.
— To w ramach kompromisu chociaż przyjmij to. Na pamiątkę. W najgorszym wypadku sprzedasz. A może kiedyś cię dzięki temu rozpoznam?
Uniosła brwi w zdziwieniu, gdy usłyszała ton głosu kobiety na wspomnienie obiadu. Powoli pokiwała głową, wpatrując się w nią pytająco. Owszem, nie często proponowała to komukolwiek, ale też jak już to robiła to nie spotykała się raczej z taką reakcją.
— U mnie w domu jest tylko mój mąż. I to też bardzo rzadko, woli swoją pracę ode mnie — westchnęła i kopnęła walającą się szyszkę. Pomysł nie był to najlepszy, bo zabujało nią i prawie znów się przewróciła, szczęśliwie jednak przytrzymała się drzewa. Popatrzyła na Ane zrezygnowana i pokręciła lekko głową. — Naprawdę nie chcesz dać się polubić, co? Aż tak silna i niezależna jesteś, że przyjęcie przyjaznej oferty musi się źle skończyć? — zapytała łagodnie i oparła się spowrotem o drzewo. — Miałam nadzieję, że uda mi się trochę rozgonić tę tajemnicę. I, że ktoś mi dotrzyma towarzystwa przy kolejnej żałobie — zakończyła sugestywnie. A więc na śmierci jednego kochanka jej przygody nie miały się zakończyć.
Z tępawym uśmiechem na twarzy przyglądała się poczynaniom "kryminalistki", aż do momentu, kiedy ta przed nią ukucnęła. Podczas, gdy Mori zaczynała czuć się jak na łożu śmierci, jej towarzyszka widocznie korzystała z przyjemnego, choć chłodnego, wieczoru.
— Przed demonami... — powtórzyła, podciągając kolana pod brodę. Z uśmiechem pokiwała głową kilka razy na potwierdzenie jej pytania, po czym przymknęła oczy na kilka sekund. Po chwili otworzyła je i popatrzyła na kobietę podejrzliwie. Zaczęła łączyć rozmazane kropki. — Ane... czy jest szansa... taka malutka, że... tak przypadkiem... jesteś demonem? — W jej głosie nie było strachu, ale każde słowo wypowiadała coraz ciszej, aż "demonem" zostało wyszeptane.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀— Mori... — powiedziała, ledwo rozchylając przy tym wargi.
⠀⠀Nie drgnęła, kiedy wprawne pomimo stanu upojenia dłonie uporały się z plątaniną jej czarnych włosów. Pod brudem i kurzem kryły się silne, ciemne pasma, które w normalnych warunkach doskonale zgrałyby się z elegancką ozdobą. Dlaczego wszystko i wszyscy usilnie próbują jej przypomnieć o tym, co zostawiła za sobą?
⠀⠀— Niech ci będzie — westchnęła z teatralną rezygnacją. — Dziękuję.
⠀⠀W głębi serca cieszyła się - szczerze. Wyciągnięcie na twarz uśmiechu kosztowało ją odrobinę wysiłku, ale zrobiła to, wygięła kąciki ust ku górze, starając się zaprezentować z dumnie, a przy tym ze skromnością przypisaną do jej nowego oblicza. Znała swoje miejsce, które nie znajdowało się już wśród szlachetnie urodzonych.
⠀⠀Słowa kobiety brzmiały jednak zabawnie. Nie mogła nie parsknąć w odpowiedzi.
⠀⠀— Twoja żałoba także nie wygląda typowo. Co zrobiłaś w ciągu tej doby? Uciekłaś od właściwego męża, schlałaś się, a teraz podskakujesz unikając wymiocin w doborowym towarzystwie kiepskiego rzezimieszka? — Wycelowała w nią palcem oskarżycielsko. — Brakuje ci przyjaciółki do czarki? Kogoś, kto złapały cię za fraki, zanim sięgniesz po o jedną beczkę sake za dużo? Czy osoby, która pomacha na ciebie paluszkiem, kiedy po raz kolejny wymkniesz się pod nieobecność swojego mężczyzny? — mówiła tonem pozbawionym szorstkiego brzmienia, która w innym wypadku towarzyszyłoby tak otwartej krytyce. Na koniec pomachała głową na boki. — Chciałabyś uciec od szlachetnego życia?
⠀⠀Jakież banalne wydawały jej się teraz dworskie problemy. Jak nieistotne i błahe. Wszystko, dzięki czemu czerpała kiedyś radość z życia, teraz wydawało jej się beznadziejnie wręcz płytkie. To była nowość nawet dla niej.
⠀⠀Czy teraz wszystko będzie mnie irytować?
⠀⠀Zmarszczyła czoło ściągając ku sobie brwi. Z tak obolałą miną wysłuchała konspiracyjnego szeptu Mori. Nie zareagowała od razu. Opary alkoholu obecne w powietrzu zaczynały jej się udzielać, choć w teorii nie powinna odczuwać słabości upojenia. Może zwyczajnie się otworzyła.
⠀⠀— Nie wiem... może? Zależy co masz na myśli. — Położyła dłoń do skroni i naparła na fałdki skóry. Ahh, mam przerąbane, prawda? — W bajkach pojawia się tak wiele demonów... yokai, które wykorzystują każdą twoją słabość, aby trochę się zabawić. Nie wyglądam chyba aż tak paskudnie jak kappa, co? — Spojrzała poprzez ramię, w stronę wody, nie tracąc przy tym równowagi. — Ale w końcu siedzimy blisko kanału. Może jakiś faktycznie tu wypełznie? Cały pokryty wodorostami i błotem, śliski jak ryba. I z gołym tyłkiem. Fuj, fuj. — Wzdrygnęła się, gdy przeszedł ją zimny dreszcz zdegustowania. Potem wróciła wzrokiem na Mori. Przez krótką chwilę obserwowała jej zmieniająca się twarz, a potem pomachała rozpostartą szeroko dłonią przed oczami kobiety. — Dlaczego pytasz? Miałam nadzieję, że zaczynasz już trzeźwieć, ale chyba nadal jest kiepsko.
The silence is your answer.
— Pasują ci — stwierdziła zarówno o spince jak i jej uradowanej buźce. — Powinnaś tak częściej.
Podłożyła sobie dłoń pod brodę i rozanielona przyglądała się kobiecie. Po jej kolejnych słowach wybuchła głośnym, długim śmiechem, którego przez kilka minut nie była w stanie opanować na tyle, by kontynuować dialog. W końcu, kolejny raz tej nocy, otarła łzy z oczu i wzięła głęboki wdech, aby móc jej odpowiedzieć.
Co prawda jeszcze ze dwa razy zaniosła się śmiechem ponownie, ale po tym i kilku sygnałach rękoma, że już jest ok, kontynuowała:
— Widać tacy ludzie przyciągają mnie najbardziej — westchnęła odnośnie "kiepskich rzezimieszków", wzdychając przy tym głęboko. Oparła się tyłem głowy o drzewo i przez chwilę popatrzyła w stronę wody, a przy tym błyszczących gwiazd na niebie. Ponownie dopadła ją nostalgia, bo czymże innym był jej kochanek, jak nie kiepskim rzezimieszkiem? To ona pomogła mu uciec z więzienia, a on dał się ponownie złapać i stracić. — Pamiętaj Ane, unikaj policji. Niektórzy chyba o tym zapomnieli — sapnęła, sfochana krzyżując ręce na klatce piersiowej i nogi w kostkach. Przeklęty Yorinobu. — W zasadzie to wszystkiego po trochu — dodała po chwili zastanowienia i zachichotała, zasłaniając usta dłonią. — Ewentualnie bez tego ostatniego. Na taką skalę mogłoby to zmęczyć nas obie. — Puściła do Ane oczko, po czym odetchnęła głęboko kilka razy, aby chłodne, świeże powietrze wspomagało jej proces trzeźwienia.
Przed kolejną odpowiedzią ponownie musiała się zastanowić nieco dłużej.
— W zasadzie to nie. Powiedziałabym wręcz, że chciałabym się w nim umocnić — stwierdziła w końcu. — Problem w tym, że trudno jest przejąć ród mając trzech braci. No, w sumie to dwóch, bo jednego ojciec wygnał. Ale... wiesz, oni nie mają jeszcze dzieci. — Odczekała dłuższą chwilę. — Rozumiesz, do czego zmierzam? — zapytała konspiracyjnym półszeptem, bo jak inaczej miała mówić, że była gotowa pozbyć się swojego rodzeństwa tylko po to, aby zostać następcą ojca? Prawdopodobnie też gdyby nie alkohol nie byłaby aż taka skłonna do dzielenia się tymi przemyśleniami. — Może mi pomożesz, jak trochę potrenujesz więcej z tym sztyletem? — "Zażartowała", wskazując brodę w kierunku, gdzie przedmiot został upuszczony. Mniej więcej. — Ale jeżeli chcesz mi zaoferować ucieczkę z tobą, to to rozważę — parsknęła jeszcze.
Gdy Ane rozwijała się na temat yokai, a następnie kappy, w milczeniu przyglądała się jej, jakby chciała wprowadzić efekt napięcia zamiast od razu zaprzeczyć. Ostatecznie jednak zaśmiała się i pokręciła powoli głową.
— Jak kappa nie, ale taka hinoenma to co innego... — stwierdziła, uśmiechając się półgębkiem. Po tym podążyła za jej wzrokiem, spoglądając w kierunku kanału. — Gołym tyłkiem, mówisz? — zapytała ponownie dziwnie podekscytowana (w odróżnieniu od swojej towarzyszki), uderzając pięściami o swoje uda.
Gdy się uspokoiła, wzruszyła ramionami.
— Dużo o nich wspominasz, chcesz mnie zostawić przed świtem i... jakoś tak dziwnie się przy tobie czuję — wybąkała, odwracając wzrok i oblewając się rumieńcem. — Ale może to tylko zauroczenie! — dodała szybko, chichocząc wstydliwie. — Nawet jakbyś nim była, to jesteś przemiłym egzemplarzem. Chyba, że jednak mi upierdolisz łeb na koniec. Ale na razie... nawet, jeżeli... to i tak cię lubię.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
⠀⠀Zapomniała już chyba, jak to jest być... ładnym? Czystym? Ostatni miesiąc nie szczędził jej, chociaż odbyło się to na sposób, o którym nigdy nawet nie myślała. Powoli oswoiła się z głodem, lecz zaspokajanie go nadal wiązało się z mdłościami, jakby ludzki pierwiastek tkwił w niej głęboko mimo wszystko. Pomagało to, że zapominała już, jak to jest żyć inaczej. Czarne plamy w pamięci pochłaniały kolejne regiony mglistych wizji. Błogie uczucie nieświadomości.
⠀⠀Widać tacy ludzie przyciągają mnie najbardziej.
⠀⠀— Rzeczywiście — przyznała, wracając pamięcią do wcześniejszej rozmowy. Może źle ją oceniła? Może Mori nie była wyłącznie głupiutką szlachcianką, która nie panuje nad swoimi żądzami, a dojrzałą damą gustującym w specyficznym gronie igrających z prawem? Odchrząknęła. — Wyglądam najlepiej właśnie wtedy, kiedy uciekam przed policją — zaśmiała się, przytykając pięść do ust. — Tylko się we mnie nie zakochaj. Same ze mną problemy.
⠀⠀Na dobre straciła tej nocy ochotę, aby polować. Od początku jej chęci były wątpliwe i wystarczyła drobna zmiana w planie, aby budowane przez cały dzień bojowe nastawienie rozpłynęło się niczym mgiełka znad strumienia. Za bardzo polegała na dobrym sercu Arakiego, a kiedy wreszcie ruszyła własną ścieżką, odkryła że zgubiła drogę już na pierwszym zakręcie.
⠀⠀Od teraz całe jej życie miało polegać na wytyczaniu nowych, nieprzetartych szlaków.
⠀⠀Zapatrzyła się ponad ramieniem kobiety, wsłuchując w jej słowa. W ukryte między wersami znaczenia.
⠀⠀— Mogłabym ich zabić — rzuciła cicho, jakby od niechcenia.
⠀⠀Nic więcej nie padło z jej ust. Uniosła złotawe oczy na powierzchni których tańczyły nierówno przebłyski odległego światła. Przez ułamek sekundy wydawało się, że źrenice Suiren zwęziły się jak u kota, lecz wystarczyło jedno mrugnięcie, aby wszystko powróciło do normy.
⠀⠀Milczenie przedłużyło się niezręcznie, jakby rozmowa o tajemniczych duchach yokai przestała ją interesować. W oddali coś stuknęło. Dopiero wtedy demonica uśmiechnęła się na siłę i przechyliła głowę niczym ciekawskie zwierzę.
⠀⠀— Odciąć... głowę? Uciekać przed świtem? Nadal nie jestem pewna o czym mówisz. — Przytknęła palce obu dłoni do swoich przeciwległych odpowiedników, kiwając się w przykucu do przodu i do tyłu. Upojenie skłaniało niekiedy do splatania głupot, ale to, o czym wspominała Mori za bardzo przypominało jej wiedzę przekazaną przez starszego demona. To właśnie on wspomniał jej również, że ludzie nie mają pojęcia o istnieniu ich gatunku... a szczególnie o ich specyficznej naturze jak strach przed światłem słonecznym. — Jakie demony masz właściwie na myśli...?
⠀⠀Przełknęła z trudem, opierając jedną dłoń za plecami dla utrzymania równowagi.
⠀⠀Zabójcy demonów, łowcy... o nich również trochę słyszała. I to właśnie ich opiekun kazał jej unikać. Jeszcze nie jesteś wystarczająco silna, zdecydowana...
⠀⠀Spięła się nieznacznie przywołując wszystkie zmysły, do zachowania czujności.
The silence is your answer.
— Chyba już za późno — parsknęła żartobliwie, tak naprawdę się nad tymi słowami nie zastanawiając. Przez swój stan upojenia czuła się coraz bardziej zmęczona i ociężała, przez co uświadomiła sobie, że zaczyna gadać głupoty.
Nishiōji popatrzyła na koleżankę i uniosła lekko kącik ust, gdy ta wspomniała o zabijaniu. Po tym powoli pokiwała głową, chcąc zapewnić, że dokładnie o to chodziło i w pewien sposób dodać przy tym rozmówczyni "pewności siebie". W końcu niepożądanym byłoby, aby zawahała się stojąc ze swoim sztylecikiem nad którymś z jej krewnych.
Zabójczyni, cały czas podekscytowana, że kunoichi przyjęła jej podarunek, uniosła brwi w zaskoczeniu, gdy zobaczyła jak oczy kobiety się zmieniają. Podciągnęła to jednak pod wymysł swojej pijanej głowy.
— No... takie, jakie mi zabiły rodzinę — odparła, w ułamku sekundy zmieniając pijacką radość w pijacki smutek. Nadęła policzki i popatrzyła na ziemię, palcem kreśląc kółka w błocie. — Znaczy... to wszystko tak jakoś mi się skojarzyło... nie uważam cię za jedną z nich! — Uniosła dłonie w obronnym geście i zaśmiała się niezręcznie. Już sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Dziwnie się czuła przy Ane, miała powody do łączenia niektórych kropek, ale z drugiej strony nie mogłaby uwierzyć, że tak po prostu sobie rozmawiała z demonicą.
— Chodź, za ciepło tu się zrobiło! — Zmieniła nagle temat i po tym jak udało jej się wstać, złapała kobietę za nadgarstek i ciągnąc ją (albo raczej się na niej wspierając) ruszyła w kierunku wody.
Z tym, że w połowie trasy puściła jej rękę, sama podążając dalej... jednocześnie zrzucając z siebie kolejne warstwy ubrań.
— Ponoć kąpiele w świetle księżyca dobrze wpływają na cerę! I pewnie nam łatwiej o błogosławieństwo Tsukuyomiego, w końcu wiesz, naga baba..! Twarzą w "twarz" z bogiem..!
I z dumą zrzuciła z siebie ostatni kawałek odzieży.
W lutową noc.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Nie możesz odpowiadać w tematach