- Nie ma czasu do stracenia. Wyślijmy kruka do siedziby. Niech wyślą oddział NE. Możliwe że zajmie im to więcej czasu, jednak przynajmniej będziemy mieli pewność że pomoc będzie w drodze. Nie powinniśmy wierzyć w szczęśliwy traf, że akurat spotkamy gdzieś lekarza - Mówiąc to spojrzał poważnie na towarzysza.
Możliwe że nie był najmilszą osobą w ich grupie, jednak nie chciał pozwolić umrzeć całej wiosce. Szczególnie że mieli szansę ich uratować. Nie czekając więc na potwierdzenie swojego planu, zawołał swojego zwierzaka i powierzył mu wiadomość. Słuchając dalej tego co mówi Satoshi przytakiwał mu tylko. Skoro nie ma z nimi żadnego tropiciela mogli bez namysłu wpaść w pułapkę.
- To prawda. Możliwe też że zielarka potrzebuje naszej pomocy. Martwemu człowiekowi już nie pomożemy. Wioska także jest bezpieczna do całkowitego zachodu słońca, także pośpieszmy się - Mówiąc to również odwrócił się w stronę widzianej wcześniej chaty.
#33ff00
Ryosen mógł mieć rację; znalezienie medyka w pobliskiej wiosce nie było czymś pewnym, więc wysłanie kruka z prośbą o pomoc NE, wydawało się najsensowniejszym pomysłem w tej sytuacji. Zwierzę pojawiło się szybko i równie prędko poderwało się ponownie do lotu, zaraz po tym jak przyjęło wiadomość od swojego właściciela.
Satoshi próbował przyjrzeć się śladom na ciele zmarłego, jednak nie był profesjonalistą. Widział ślady na rozerwanej skórze, jednak nie był w stanie sprecyzować, do czego właściwie mogły należeć ślady pazurów. Mogły to być zarówno ślady demona, jak i dzikiego zwierzęcia, biorąc pod uwagę że te pierwsze potrafiły przekształcać swoje ciała.
Trójka zabójców natomiast postanowiła udać się ponownie w kierunku chatki. Wbrew wcześniejszym obawom, do ścieżki wijącej się przez las trafili jak po sznurku, a stamtąd prowadziła już prosta droga w górę wzniesienia, gdzie majaczył cień chaty. Musieli się tylko trochę powspinać, jednak absolutnie nie było to dla nich nic specjalnego.
Chatka była niewielka. Z zewnątrz wyglądała, jakby posiadała tylko jedną izbę. Wokół niej unosił się w powietrzu zapach ziół, który unosił się od paru grubych wiechci roślin, zawieszonych przy jednej ze ścian budynku.
Na zewnątrz panowała już dość ciemna szarówka i od całkowitego zaciemnienia dzieliło ich najpewniej paręnaście minut. W środku chaty jednak, nie paliło się światło. Satoshi i Ryo mogli usłyszeć coś, co przypominało im płytki, stłumiony oddech, dobiegający gdzieś z wnętrza stojącej przed nimi chaty. Orochi natomiast mógł wyczuć delikatne drżenia podłoża, które rozchodziły się od zachodniej strony leśnej gęstwiny.
Kolejność: Dowolna
Czas na odpis: 48h
Dodatkowe informacje:
Drżenie, które do tej pory słyszał Orochi, zdawało się powoli nasilać. Początkowo jego zmysły pozwalały mu zidentyfikować je, jako bardzo odległe kroki. W miarę jednak, jak te zbliżały się grupki zabójców, białowłosy mógł sprecyzować, że należały one do ludzi, a dokładniej - do niewielkiej ich grupy.
Reszta usłyszała trzepot skrzydeł, a zaraz zza koron drzew wyleciał kruk, który zatoczył wolte nad zabójcami przy domku, krzycząc donośnie 'tropiciele'. Parę uderzeń serca po tym, leśna gęstwina zaszeleściła i wyszła z niej czwórka osób. Mężczyzna, który szedł na przedzie, był potężnie zbudowany i górował nad swoimi towarzyszami. Dało się też zauważyć, że nosi dodatkową sakwę, którą zwykle trzymali przy sobie medycy. Zaraz za nim kroczyła niska dziewczyna, z włosami splecionymi w długi, opadający na ramię warkocz. Podobnie jak kolejny z pochodu, miała przy sobie dwa krótkie tanto, przymocowane do paska. Czwarty z nich, szczupły, chuderlawy chłopak, spojrzał na zabójców jakby sennym spojrzeniem.
- W chatce ktoś jest - powiedziała dziewczyna, patrząc ponad zabójcami i przyglądając się budynkowi.
- Ranny - dodał chłopak z tanto. Potężnie zbudowany mężczyzna ruszył, kierując swoje kroki w kierunku chaty i wchodząc do niej bez słowa.
- Znalazł nas wasz kruk - odezwał się chłopak, który ostatni wyłonił z gęstwiny. Dopiero teraz zobaczyliście, że był ranny i miał zabandażowaną prawą rękę i bok. Był też wyraźnie blady. - Mówił coś o wiosce, więc jak tylko zajmiemy się tą tutaj, ruszymy w jej kierunku - wyjaśnił pokrótce.
Nie mieliście już wiele więcej do zrobienia. Tropiciele zajęli się znajdującą w chatce kobietą, którą okazała się zielarka. Ledwo żywa, po ataku zwierzęcia, które okazało się terroryzować okolicę, musiała zostać zabrana razem z tropicielami. Samo zwierzę okazało się zostać zabite przez tropicieli i to ono raniło chudego chłopaka. Usunęli resztę ciał, które znajdowały się przy rzece, a kiedy dotarli do wioski, zostawili jej mieszkańcom wspomagające powrót do zdrowia zioła.
Nie możesz odpowiadać w tematach