- Jeszcze raz...
- Jeszcze raz. Być może ostatni raz? - zadała pytanie, poprawiając swoją opaskę i kasę - Tym razem jednak, z czymś bardziej ostrzejszym. I bolesnym przy trafieniu.
- Rzucaj tak, jakbyś rzucała kamykiem. Nie oszczędzając siły.
Trafienie jakimś ostrzem powinno zaboleć Tatsu mocniej niż kamieniem, a zarazem nie doprowadzić do jakiś większych ran. Córka grabarza starała się odrzucać wszelkie myśli, które mówiły jej, że nic się nie stanie. Ponieważ nie przekona się o tym, dopóki nie zostanie trafiona...
Pierwszy rzut nie należał do nazbyt wybitnych. Najwidoczniej przejście z jednego oręża na drugi zdawał się mieć jakiś wpływ na siłę rzutu oraz jego celność. Robiąc kilka kroków do przodu, z łatwością odbiła niewielki metalowy przedmiot, swoją olbrzymią kulą, wbijając oręż rzucany prosto w jakąś drewnianą strukturę. Która chyba było częścią jakiegoś budynku lub jakimś drzewem.
Uspokojona pierwszym sukcesem, wraz z usłyszeniem kolejnego obiektu, powtórzyła swój manewr. Zrobiła kilka kroków do przodu i nim zdążyła się zamachnąć łańcuchem, kunai wbił się dość płytko w jej lewe ramię. Delikatnym ruchem złapała za wbity kunai, sprawdzając czy jest to coś, co powinna wyjąć teraz. Czując jedynie delikatny ból, zdecydowała się pozostawić przedmiot wbity do końca treningu. Licząc, że ta bolesna
- Dziękuje za trening. - odparła prostym głosem łowczyni ściągając swoją opaskę. Mrużąc swe niemal od razu, od światła południ.
- Posprzątajmy i chodźmy gdzie indziej. - odparła Tatsu wyrywając wbity w nią kunai. Który dosłownie drasnął zabójczynie, zostawiając na jej powierzchni dosłownie parę kropelek krwi. Bardziej będzie musiała się skupić na zszyciu nowopowstałej dziury, aniżeli na opatrzeniu nowopowstałej rany. Była to jednak jedna z ostatnich rzeczy, na jakich
zt x2
Medyków i zielarzy w Yonezawie nie brakowało. Większość z nich była jednak często okupowana przez członków Korpusu. Fukurō oczywiście za pewne też posiadał swoją sławę. W końcu jego umiejętności mówiły same za siebie. Pewnie nie cierpiał na braki klientów. Widziała go już wcześniej. Nie mieli wielu okazji, żeby poznać się lepiej. Miała dziwne wrażenie, jak gdyby znała go skądś jeszcze. Nie potrafiła sobie jednak przypomnieć. Słyszała o nim i przede wszystkim dlatego zdecydowała się wysłać do niego wiadomość. Poprosić o czysto służbowe spotkanie. Taki był przynajmniej zamysł. Drugim motywem zagadania do zielarza była jego dyskrecja. Sprawa, jaką chciała poruszyć nie była może zbyt ważna. Nie przeszkadzałoby jej, gdyby dowiedział się o tym ktoś inny, w końcu zdanie reszty Zabójców nie miało dla niej najmniejszego znaczenia. Nie chciała jednak, żeby jej problem trafił do Hashiry wiatru. Yashiro jak zwykle zacząłby się niepotrzebnie martwić. Może wymusiłby na niej przerwę w służbie, a ona nie mogła sobie na to pozwolić. Nie teraz, kiedy zbliżała się do osiągnięcia obranego celu. Zemsta podobno smakowała słodko. Zwłaszcza, kiedy znajdowała się coraz bliżej.
Fukurō oznaczało szczęście, ale czy chłopak rzeczywiście był szczęśliwy? Jego ciało pozostawało oszpecone, tak samo jak i ona cała. Podobno szczęście można było znaleźć w najmniejszej chwili, ale czy ich specyficzne dzieciństwo pozwalało im na prawdziwe odczuwanie czegoś tak pozytywnego?
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
A czasem zwykła pomocna dłoń wystarczyło, aby ktoś nie poddał się w szukaniu rozwiązania. W końcu musiał, wiedział że powinien działać na rzecz korpusu - a może to jego własne poczucie obowiązku zabraniało mu odmawiać pomocy innym zabójcom?
Chciał móc wierzyć w to, że Yonezawa była bezpieczna nocą - ale jednak żadne z nich nie mogło mieć tej pewności. Może dlatego wydawał się być nie swój, kiedy stawiał powoli kroki w stronę kamiennego ogrodu, tak spokojnego i nienaruszonego. Lubił to miejsce po zmroku, w momencie kiedy nikt nie kręcił się dookoła, ale coraz trudniej przychodził mu spokój - o samym śnie już nie wspominając.
Choć może bardziej stresowało go spotkanie z samą Shei, która zwykła łamać wszystkie zasady, do których on osobiście był tak przywiązany. Wszystko miało swój porządek, swoje ułożenie - to w jaki sposób powinno być wykonywane i dlaczego. Zawsze czuł się przy niej niekomfortowo, nie wiedząc czego mógłby spodziewać się w następnej kolejności po jej działaniach. Miał wystarczająco duże problemy w kontaktach i rozmowach z innymi, aby dodatkowo nie być w stanie określić do czego mogła być zdolna zabójczyni.
A jednocześnie nie miał jej tego za złe. Czuł do niej dziwnego rodzaju sympatię, której nie potrafił dookreślić, zupełnie jakby kogoś mu przypominała - kogoś, czyjej twarzy nie potrafił przywołać, ani skupić się na niej. Może nie miało wcale to znaczenia w takim wypadku? A może to jego umysł wyłącznie mówił mu o tym, że powinien być mniej pranaoiczny? Że przesadzał, po prostu chcąc zamknąć się we własnym świecie roślin i pracy, aby móc unikać innych osób?
Wiedział doskonale już z oddali, że nie znajdywała się na drewnianej podłodze, a gdzieś dalej na kamieniu - wchodząc na sam teren ogrodu, schodząc z wyznaczonych ścieżek i zaburzając to, co powinno być nienaruszone. Ale jednak nie miał zamiaru tego wypominać, ani zwracać na to uwagi - nie, nie musiał, prawda? To nie on łamał zasady, nawet jeśli świat wyraźnie nie kończył się dlatego, że ktoś naruszył ziarenka piasku rozsypane w samym ogrodzie. Może samemu powinien spróbować czasem?
A jednak usiadł na drewnianej podłodze. Granatowo brązowy strój nie wyróżniał się niczym - standardowy strój, w którym można było zobaczyć wielu innych zabójców, kiedy nie podejmowali się treningów.
Dopiero zajmując wygodnie miejsce na podłodze podniósł wzrok na Shei. Nie miał zamiaru komentować, nie po to tutaj był aby ją pouczać - nie nawykł zresztą do tego, aby mówić innym co powinni robić, nawet jeśli jego panikująco strona chętnie ściągnęłaby ją z tego kamienia chociażby siłą, jego ciało byłoby zbyt przerażone wykonaniem podobnej akcji. Nie mówiąc już o tym, że to jak wiele czasu oboje poświęcali na trening fizyczny zmieniło się z czasem, w którym Fukuro zdecydował się na skupienie na zielarstwie.
Mógł powiedzieć o tym, że dobrze było ją widzieć, zamiast milczeć - albo powiedzieć, że przy następnej wizycie mogła zjawić się u niego w domu lub w jednym z domów zielarzy, aby mógł ją ugościć ciepłą herbatą. Mógł skomentować, że dzisiejszy wieczór zapowiadał chłodną noc i rozpowiedzieć się na ten temat lub zaproponować jej schronienie przed wiatrem pod dachem, a mógł powiedzieć jeszcze cokolwiek innego - ale wydawało się, że nie był nawet w stanie wydusić z siebie słowa na ten temat. Wszystko, co chciałby i co mógłby powiedzieć wydawało się sztuczne i sztywne, jakby w ogóle nie powinno opuszczać jego słów - może to był fakt, że nie powinno?
A cisza rosła między nimi. Nawet się nie uśmiechnął, choć wyraźnie kilka razy otworzył usta, jakby chcąc spróbować coś powiedzieć - a może nawet powiedział, choć było to zbyt ciche, aby mogło dotrzeć do uszu Shei?
- Zimno dzisiaj - odezwał się w końcu, odchrząkając po chwili, bo poczuł i usłyszał jak jego słowa ugrzęzły w połowie wypowiadania w gardle. - Chyba sam się przeziębiłem... - dodał jeszcze ciszej, choć wiedział doskonale, że jego problem wynikał raczej z faktu, że niewiele dzisiaj mówił niż tego, że był chory.
dialog #7d9360
Zimno dzisiaj - przerwało panującą w ogrodzie ciszę. Rzeczywiście było zimno. Na samą myśl wzdrygnęła się lekko. Zawsze była zmarznięta. Nic dziwnego, kiedy nie jadło się zbyt wiele, a organizm nie miał jak wytworzyć wystarczającej ilości energii.
- Rzeczywiście zimno - odpowiedziała jednak wciąż się w niego wpatrując. Wyglądał jak gdyby chciał coś dodać, a jednak milczał. Jego zachrypnięty głos mógł wskazywać na chorobę. Skoro się przeziębił dlaczego przyszedł? Mógł przecież odmówić. - Nie zajmę Ci zbyt dużo czasu - dodała zsuwając się z kamienia na drewnianą podłogę obok niego. Znajdowała się blisko, może nawet i zbyt blisko. Pewnie nie wypadało, ale Shei nie przejmowała się czymś takim. Wiele osób jej unikało. Miała sporo wrogów w korpusie. Nawet niektóre osoby wyższe rangą, lepsze i silniejsze, zwyczajnie się jej bały. Sprawiała wrażenie kogoś, kto nie miał nic do stracenia. A to właśnie tacy Zabójcy byli przecież najbardziej niebezpieczni. A jak czuł się Fukurō?
- Zastanawiałam się czy byś mi czegoś nie przygotował - zaczęła w końcu po kolejnej, dłuższej ciszy. Jej szare tęczówki przemknęły zgrabnie po bliznach na jego lewej stronie twarzy. Każdy z nich przeszedł przez coś innego, a oszpecona skóra pozostała pamiątką po przeszłości. Ciało Shei poryte było w niezliczonej ilości blizn po ugryzieniach. Oszczędzono jednak jej twarz, przynajmniej na razie. Byli do siebie podobni a jednak tak całkiem różni. Shei miała wrażenie, że gdzieś go już widziała. Jak gdyby towarzystwo Fukurō nie było jej obce. Wzbudzało pewne uczucie przynależności i czegoś znajomego. Nie potrafiła go jednak zidentyfikować. Może było to jedynie złudne wrażenie, a może znaczyło naprawdę więcej?
- Czegoś na sen - dokończyła blokując z nim spojrzenie. Martwe szare oczy kontra wielkie, zielone tęczówki.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Skinął głową na jej słowa, czując ciężar jej spojrzenia - jakby paliło i przygniatało, chociaż przecież nic nie robiła, a przynajmniej taką właśnie miał nadzieję. Może bez słowa go oceniała? Jego umiejętności, jego wygląd, jego wypowiedziane przed chwilą słowa? Może zaczynała żałować, że poprosiła właśnie go o pomoc, a nie innego zielarza?
Powoli zaczynał pogrążać się w spirali myśli, które jedyne co przynosiły to wątpliwości i niepewność, co do własnych umiejętności każdego pokroju. Zdawało się, że nawet nie dostrzegł, kiedy Shei znalazła się na podłodze obok niego - może to było już jego zmęczeniem, może rzeczywiście był dzisiaj przeziębiony? Czuł chłód ciągnący od wiatru dzisiaj, ale stanowczo nie czuł się słaby, jakby ten wiatr miał go kilka chwil wcześniej przeziębić. Ale jeśli nie był chory - dlaczego to powiedział? Nie był pewny, nie wiedział. Po prostu panikował?
Usłyszał prośbę, na którą skinął głową. W końcu to była jego praca, to było jego zajęciem, którego podjął się w korpusie.
Początkowo podniósł wzrok na kamień, na którym Shei dopiero chwilę wcześniej się znajdywała, żeby prędko się poprawić i zwrócić w odpowiednią stronę - a kiedy zorientował się, jak blisko niego się znajdywała, i że ich spojrzenia się zeszły, jego wzrok znów uciekł gdzieś po drewnianej podłodze.
- Na sen? Żaden problem - powiedział prędko i cicho - jakby jego głos ugrzązł w gardle. Nie czuł się dobrze, był stanowczo spięty jakby bał się wykonać najmniejszy ruch, a jednak nie było to spowodowane samą osobą Shei - nie tyle jej ogólnym byciem i zachowaniem, a zwyczajnie jej bliskością obok. Nie przepadał za tym, nie potrafił sobie radzić z ludźmi. - Jak często miewasz problemy ze snem? I jakiego rodzaju są to problemy? - zapytał znów, nieco mocniejszym głosem, choć wciąż zdawał się mówić przez zaciśnięte gardło.
Dłonie splótł w koszyczek przed siebie, układając łokcie na kolanach. Zaczął bawić się palcami, jakby to miało pomóc mu ze stresem, który odczuwał. Choć wcale nie działało.
- Czasem przewracasz się z boku na bok, bo ciało nie potrafi się odpowiednio ułożyć, wtedy doskonałe mogą okazać się sole, który pomagają ciału się odprężyć. Relaks, który jest na granicy ze zmęczeniem. Ale jeśli to głowa cały czas nie pozwala ci usnąć, możemy pomyśleć o naparach przed snem, który pomogą ci się odpowiednio nastroić... - mówił prędko, jakby ktoś lub coś go goniło - zazwyczaj zwalniał tempo, kiedy zaczynał mówić o tym na czym się znał, ale tutaj czuł się zbyt... Nieswojo.
Tym bardziej, kiedy na dyskomfort nakładały się myśli o tym, że Shei była mu znajoma. Tym bardziej teraz, kiedy mimowolnie mógł poczuć to, że pachniała... Znajomo? Chociaż czym był ten zapach jeśli nie złudzeniem? Może doszukiwał się? W końcu w zapachu zmieszanym tak bardzo z korpusem i walką, przebijał się delikatnie las - i to nie żaden inny niż ten, w którym dorastał. Znał ten zapach, zapamiętał go, wiedząc że każdy las pachniał inaczej.
- Mam co prawda również coś mocniejszego, ale to... To najlepiej używać dopiero po innych próbach. No i nie jest to środek idealny dla zabójców, tracisz czujność podczas podróży, podczas snu. To jest... To stanowczo coś, czego często lepiej unikać - mówił, zwykle w tym miejscu proponując, aby zażywać środek w Yonezawie - ale czy to było tak samo bezpieczne? Nie mógł przecież tego zagwarantować...
- Zazwyczaj napary wystarczają - dodał znów ciszej.
dialog #7d9360
Jak często miewasz problemy ze snem?
- Zbyt często - przyznała krzywiąc się przy tym lekko. Odruchowo wstała z miejsca na równe nogi. Jak gdyby sama nie potrafiła usiedzieć. Temat nie był dla niej komfortowy, chociaż i tak obchodził ją znacznie mniej niż powinien. Nigdy nie przywiązywała zbytniej uwagi do swojego zdrowia czy stanu psychicznego. Brak snu wcale nie pomagał. Ignorowała go stanowczo zbyt długo. Słuchała go przechadzając się tam i z powrotem. Skinęła lekko głową, bo powoli zaczynał rozumieć. Nie przerwała mu do samego końca.
- Nie mam problemu z zaśnięciem, chodzi raczej o przebudzenie - tłumaczyła patrząc na swoje buty i stawiając krok za krokiem przed siedzącym Fukurō. - Chodzi o sny, o koszmary. Budzę się za każdym razem - krążyła przed Zielarzem z gorzkim śmiechem, bez cienia wesołości. Chociaż z pozoru mówiła swobodnie, było to dla niej czymś całkiem nowym. Mówieni głośno o własnych problemach. Takie sytuacje nie zdarzały się praktycznie nigdy, bo unikała ich jak ognia. Nie lubiła się otwierać, nie widziała w tym sensu. Teraz jednak nie miała innego wyjścia. - Więc nie widzę sensu, żeby nawet się kłaść.
Skończyła mini opowieść zatrzymując się w końcu i spoglądając ponownie na chłopaka. Było jej obojętnie od czego miała zacząć. Napary, tabletki, syropy. Cokolwiek uznał za dobry pomysł.
- Zdam się na Twoje zdanie - odparła myśląc o sposobie w jaki radziła sobie zazwyczaj. Alkohol działał cuda, chociaż dosłownie niszczył ją od środka. Nie zamierzała mówić o tym Fukurō. Przynajmniej jeszcze nie. Nie znali się dobrze, praktycznie wcale. Shei także miała wrażenie, że kryło się za nim coś więcej. Może było to ukradkowe spojrzenie, zwykłe westchnięcie czy sposób w jaki nerwowo przełykał ślinę. Był obcy, a jednak bardzo znajomy.
Stanęła w końcu przed nim. Chwilę stała w ciszy przyglądając mu się z góry.
- Fukurō - zaczęła kucając przed nim. Owinęła pogryzione dłonie wokół ugiętych kolan. Znajdowała się blisko, pewnie aż za bardzo. Wiedziała, że nie doceni jej bliskości. Ale chyba o to właśnie chodziło. - Ufam Twojej dyskrecji. Nie wygadasz się, prawda? - Zapytała wpatrując się w niego pustymi, szarymi tęczówkami. Chociaż jej głos pozostał wyprany z emocji była w nim pojedyncza, ledwie słyszalna nuta, od której jeżyły się włoski na karku. Nawet delikatnie uniesione kąciki ust, które miały być imitacją uśmiechu, w niczym tutaj nie pomogły. Oczywiście nie mogła otwarcie zrobić mu krzywdy. Było to logiczne i też nie zamierzała. Niczym sobie nie zasłużył. Wiedziała, że była wystarczająco przerażająca sama w sobie, a większość ludzi zwyczajnie pragnęło, żeby dała im spokój. Czy Zielarz był inny? Miała właśnie się przekonać. Nie uważała go za tchórza, nie o to chodziło. Wyglądał bardziej na kogoś, kto z powodu własnych życiowych doświadczeń decydował się na trzymanie na uboczu. Szanowała go.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Nie podnosił jednak na nią wzroku, wbijając go w ziemię, kiedy ta zaczęła przechodzić się przed nim. Nie chciał podnosić wzroku, czując że może potrzebowała pewnego rodzaju... intymności? Prywatności? Kiedy sama musiała warzyć własne słowa i zrozumieć, co dokładnie stanowiło jej problem w tej chwili - tak, aby mógł jej lepiej pomóc.
Koszmary - to nie było łatwe zadanie, łatwe objawy. Powinien zaproponować coś silniejszego, coś co stanowczo wpłynie bardziej na umysł - coś co wyciszy, osłabi działanie nieprzyjemnych snów, a z czasem i całkiem zniweluje. Wiedział, że nie miał przepisów, które mogły poskutkować jednorazowo - które mogły odjąć wszystkie dolegliwości jak za sprawą starożytnej magii życzeniowej.
Ale wiedział, które mieszanki mogły pomóc - które rośliny razem zmieszane mogły wpłynąć na uspokojenie snów. Owoce głożyny, cynamon, imbir, korzeń piwonii. Czy korzeń lepszy był świeży czy ususzony? Musiał się nad tym zastanowić - i skąd wziąć ewentualnie świeży. Wykopywanie z ozdobnego ogrodu nie będzie zbyt pochwalane, ale jeśli tylko zajmie się tym dostatecznie...
- Raczej to będzie coś do picia, choć bardzo intensywne w smaku. Trochę przypominające herbatę, choć niekoniecznie przyjemne. Nie będzie działało od razu, po pierwszej dawce, ale powinno złagodzić aktywność twoich snów... intensywność ich przede wszystkim... - zaczął mówić, powoli zamyślając się we własnym świecie dobierania odpowiednich mieszanek - niczym dziwnym więc było, że nagle przed jego oczami Shei niemalże się zmaterializowała znikąd. Na moment nawet zapomniał o tym, że powinien oddychać - kiedy jego ręce intuicyjnie powędrowały do tyłu, aby mógł się na nich oprzeć i nieco odsunąć, a spojrzenie wycelować w zupełnie innym miejscu.
- Nie mam powodów, żeby o tym rozpowiadać chyba że to co ci podawałem zacznie być istotną informacją dla medyków lub podczas podawania ci innych środków... znaczy... nie sam powód, ale to co dostawałaś, bo czasem... rośliny niektóre... środki znaczy jak działają to inne nie działają... negują działanie swoje znaczy się tak... - wydukał, próbując się odsunąć jeszcze mocniej. Uderzył go znajomy zapach ponownie - uderzyła go bliskość, której bardzo nie chciał. Nie przepadał za nią, za innymi ludźmi, czując się dobrze we własnym towarzystwie czy samotnie pośród różnorodnych ziół i roślin...
Nie chciał mówić o tym, jak wiele zabójców przychodziło do niego prosząc o dyskrecje - mówiąc o tym, co było wstydliwe do przyznania się, a im dłużej i częściej o wszystkim słyszał, tym bardziej był zaskoczony jak powszechnie to wszystko było. Problemy ze snem były tylko jedną z tych rzeczy - a może, gdyby przychodzili do niego szybciej, wszystko byłoby łatwiejsze?
Możliwe, że wiedział gdzieś podświadomie, że Shei nie zrobiłaby mu krzywdy - wiedział, że nie powinien spodziewać się krzywdy ze strony żadnego z zabójców, bo w końcu przychodzili do niego o pomoc. I wciąż nie był pewny czy bał się dziewczyny, czy czuł się zwyczajnie w świecie niekomfortowo w związku ze wszystkim co miało miejsce; w związku z jej bliskością, z jej bezpośredniością i tym jak bardzo nie przejmowała się zasadami.
Nie chciał nawet myśleć o tym, jakie domysły ktoś by mógł mieć, gdyby zobaczył ich tutaj przypadkiem będących tak blisko.
- Często bywasz w lasach w okolicy Edo? - zapytał nagle, czując cały czas ten zapach, który nie dawał mu spokoju - który sam wkradał się do jego nozdrzy, im dłużej dziewczyna znajdywała się przy nim, a który był tak znajomy. Skąd dokładnie? Dlaczego był taki znajomy? Dlaczego..?
- W-wybacz... nie musisz odpowiadać... to po prostu... zapach, tak... em... tak pachniesz jakbyś... jakbyś tam bywała często - wyjaśnił po prędce, starając się nieco dalej odsunąć, wciąż nie spoglądając na swoją rozmówczynię.
dialog #7d9360
- Jestem przyzwyczajona do nietypowych smaków. Nie ma znaczenia - odpowiedziała potakując lekko. Była gotowa? Oczywiście. W końcu w porównaniu z sake nie było to pewnie coś zupełnie innego. Na myśl, że będzie w stanie zrezygnować z rutynowego picia alkoholu poczuła ulgę, ale także towarzyszące jej dziwne uczucie tęsknoty, które od razu zdecydowała się zignorować.
Wpatrywała się w niego uporczywie. Szarymi tęczówkami bez wyrazu, jak gdyby już dawno uszło z nich całe życie. Czy w taki sposób patrzyły na ludzi demony? Niewykluczone. Shei w końcu już dawno była martwa, tak jak Dzieci Nocy. Nie zostało w niej nic, a przynajmniej tak sobie wmawiała.
- Dobrze - zgodziła się specjalnie jeszcze chwilę torturując go swoją bliskością. Tak na wszelki wypadek. Skoro stało się jasne, jak bardzo cierpiał z powodu bliskości. Chciała, żeby zrozumiał przekaz jasno i wyraźnie. Strach był dobrym atutem. Dzięki niemu bardzo łatwo mogła załatwić swoje sprawy. Dawał poczucie złudnej władzy. - Jaka będzie forma zapłaty? - Dodała odsuwając się w końcu. Nie zamierzała go okradać. To przecież nie było w jej stylu. Jak gdyby nie patrzeć na jej zachowanie, prosiła Zielarza o przysługę i doskonale o tym wiedziała. Miała swoje własne, niekonwencjonalne metody, ale przekaz był taki sam. Potrzebowała jego pomocy, dlatego się do niego zwróciła. Nie potrafiła jednak prosić, o czym sam mógł się przekonać na własnej skórze.
Wstała robiąc krok w tył. Odwróciła się, jak gdyby chciała pójść w swoją stronę. Spotkanie miało dobiec końca, ale jednak tak się nie stało.
Często bywasz w lasach w okolicy Edo?
Zatrzymała się w pół kroku. Stała tak kilka chwil odwrócona do Fukurō plecami. O czym myślała?
- Już nie - odpowiedziała zdawkowo jak to było w jej stylu, typowym bezbarwnym głosem. - To Twoje tereny? - Rzuciła w końcu na niego spoglądając. Czekała na odpowiedź ignorując jego przeprosiny i tłumaczenia. Chciała wiedzieć i nie zamierzała sobie pójść dopóki nie usłyszała wytłumaczeń.
Zapach. Czy coś takiego mogło pozostać na niej po tylu latach? Wspomnienia niczym grad próbowały przedostać się przez mur, który zbudowała sobie w głowie. Potrzebowała zapomnieć. I to natychmiast.
- Zrobimy coś szalonego? - Zapytała, chociaż myślami wydawała się nieobecna. Już dawno zdecydowała za niego. Nie czekając na jego odpowiedź podeszła do niego szybkim krokiem chwytając go za nadgarstek. Pociągnęła go lekko za sobą z zamiarem prowadzenia w stronę wyjścia. Już miała plan w swojej wrednej główce. A Fukurō? Fukurō był jego częścią. - Chodź - ponagliła go jeszcze.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Skinął głowa na jej słowa lekko, wciąż będąc spiętym. Nie chciał się ruszyć, nie chciał być w zasięgu jej wzroku - nie chciał być tak blisko nikogo. Nie czuł się komfortowo czując cudzy wzrok na sobie, w pewien sposób myśl o tym że druga osoba mogła usłyszeć jego oddech go przerażała. Czy oddychał szybciej? Głośniej? Tak, był tego pewny - nawet jeśli z zewnątrz wszystko wydawało się być naturalne. Mogła to usłyszeć? Jak ciśnienie podnosiło się w jego uszach, jak je blokowało? Był spięty, a im bardziej starał się zachowywać naturalnie, tym bardziej wydawało mu się, że był zwyczajnie w świecie głośny - za głośny, za niezdarny, jego istnienie po prostu przeszkadzało. To wszystko przelewało się przez jego głowę i przyjął z ulgą fakt, kiedy dziewczyna w końcu się odsunęła od niego.
- Nie... - spróbował powiedzieć, ale jego głos wyraźnie ugrzązł w gardle. Stres? Tak mu się wydawało. Wszystko z niego dopiero schodziło...
- Nie przejmuj... zapłatą... - powiedział, choć jego gardło wciąż było ściśnięte. Nie widział sensu w braniu zapłaty za coś, co i tak leżało w jego obowiązkach - za mieszanki, których nie przyznałby na głos, ale przygotowywał więcej niż by tego chciał. Nie mógłby powiedzieć, że Shei nie była jedyną z podobnymi problemami - ale również nie powinien rozpowiadać o tym, że podobnych mieszanek robił wiele. Nie, nie potrzebowała przecież podobnego zapewnienia...
- Tak... tak można powiedzieć - powiedział, choć nie uszło jego uwadze to w jaki sposób dziewczyna opowiedziała. Już nie bywała tam? Choć może to nos go po prostu zwodził? Niektóre zapachy wżynały się w skórę, stawały się stałym elementem, a tak wielu ludzi nie zdawało sobie z tego nawet sprawy. - Okolice Edo mają dość... charakterystyczne zapachy, to dlatego... to pytanie... - zaczął się tłumaczyć ponownie, chociaż nawet nie zdążył skończyć swojego wywodu o florze występującej w okolicach stolicy - a na kolejne jej słowa nawet nie zdążył zareagować; nie zdążył jej odpowiedzieć czy od zaprotestować, kiedy Shei łapała jego nadgarstek i ciągnęła już do wyjścia, a później gdzieś indziej i dalej - gdzieś, gdzie nie był pewny czy w ogóle chciał iść. Ale nawet nie dał rady zaprotestować, może zbyt zestresowany tym, co mogłoby się zdarzyć, gdyby stawiał opór? A może nie był to nawet lęk, a brak umiejętności rozmowy z ludźmi - brak postawienia na swoim, brak wymanewrowania się stąd, kiedy w ślady za łowczynią mijał próg drzwi, jedynie w głowie zastanawiając się, gdzie chciała go ciągnąć przez Yonezawę i czy to jej obrzeżach się zatrzymają.
Ztx2, porwano mnie-
dialog #7d9360
Może trochę mniej, niż kilka tygodni temu, bo rozsypać się na wietrze - nie rozsypała, ale... Nigdy nie musiała zajmować się rodzinnymi sprawami. A przynajmniej odkąd skończyła szesnaście lat i przeszła pod skrzydła Zabójców. Wówczas mogła uważać za szczęście, że Gato jej w żaden sposób nie wydziedziczyli - ba! Nawet nie traktowali jak czarną owcę. Gdy zjawiała się w rodzinnym progach, w Osace, przyjmowali ją za każdym razem z utęsknieniem i wielką ulgą - że dalej żyła. Perspektywa się jednak zmienia z upływem czasu i rozwojem wypadków. Obecnie autentycznie żałowała, że ojciec nie pozbawił ją zawczasu "tytułu". Absolutnie nie miała zamiaru ani wracać do rodzinnego miasta, ani tym bardziej bawić się w spadkobierczynię rodu. Nie nadawała się do tego. Ogólnie miała obecnie zagwozdkę odnośnie swojej przydatności, ale to wiedziała na pewno.
Potrzebowała przestrzeni, ale nie chciała znowu zaszywać się na bezdrożach. Dlatego też skoro świt, zawitała w yonezawskim kamiennym ogrodzie. Większość członków korpusu odsypiała nocne wyprawy, mieszkańcy wioski ruszyli do swoich codziennych obowiązków, a Kotone w spokoju mogła zaszyć się w karenasui i liczyć przynajmniej na względną ciszę. Wyczulony słuch ostatnio bardziej dawał jej w kość, aniżeli pomagał - dalej nie pozbyła się cieni zdobiących jej oczy. Na palcach jednej ręki mogła przeliczyć przespane noce... albo raczej godziny.
Najpierw specjalnymi, wąskimi grabkami zaczęła przeczesywać piach, by potem płynnymi ruchami zacząć układać go w hōkime. Zatraciła się w tym, pewnie prowadząc rękę, by tworzyć ciągłe, perfekcyjnie symetryczne fale - to rozbijające się o krawędź ogrodu, to opływające miękko znajdujące się w równych odstępach skały. Gdy tylko dłoń drgnęła jej w nerwowym tiku, zaczynała segment od początku, nie pozwalając by w harmonijny wzór wkradł się choćby milimetrowy uskok. Zagłuszała przy tym docierające do niej zewsząd dźwięki porannego gwaru, nucąc pod nosem jakąś rzewną saibarę, którą gdzieś podsłuchała. Po jakimś czasie, gdy słońce wspięło się odrobinę wyżej - Gato stanęła pośrodku ogrodu, bezwiednie opierając dłoń na rękojeści nieodłącznej katany. Rozejrzała się wokół, spod przymrużonych powiek. Ta perfekcja wzorów cieszyła oczy, była wręcz boleśnie namacalna - w ten przyjemny sposób, gdy wzrok obejmował całość czegoś idealnie symetrycznego, poukładanego, a przez kark przechodził delikatny dreszcz.
Kobieta westchnęła głęboko, ciężko, jakby zrzucając z siebie niewiarygodny ciężar... i padła na wznak na piach, niwecząc harmonię nad którą tak skrupulatnie pracowała. Wyrzuciła ramiona na boki, przesypując miałki pył między palcami - i zaczęła robić kruczka na piasku, niby w śniegu.
Teraz dosłownie była w proszku.
I caught you staring
Pewnie nadal by delektował się tym spokojem gdyby nie odgłos huknięcia. Nie był przesadnie głośny, za to bardzo specyficzny. Uchylił jedną powiekę i zmrużył ją przez oślepiający blask słońca. Poderwał się z pozycji leżącej do siadu i sięgnął wierzchnią dłonią twarzy, przecierając powoli zaspane oczy. Odgłos szurania, bo nie dało się inaczej tego nazwać, przykuł jego uwagę praktycznie z miejsca. Złote ślepia pomknęły na piaszczysty teren w dole i na jego środku leżącą zabójczynię, robiącą aniołka w piachu. Uniósł brew w pierwszej chwili i przechylił lekko głowę w bok. To był zdecydowanie niecodzienny widok. Z dachu wyglądało to dość komicznie. Podciągnął pod siebie jedną nogę i opierając się łokciem o kolano, podparł policzek na dłoni.
- Dobrze się bawisz Gato? - rzucił w jej stronę wystarczająco głośno żeby go usłyszała nawet z piachem w uszach. - Czy mam cię uratować przed..... - urwał wypowiedź, choć usta się poruszyły. Zupełnie jakby wypowiadał jakieś słowa. Niestety nawet bardziej rozwinięty słuch by nie wyłapał nawet nutki z bezdźwięcznie poruszanych warg. Nie wiedział, albo nie pamiętał już jaki dziewczyna miała zmysł. Więc sprawdzał czy nie był to aby wzrok. Podobno Ci z dobrymi oczami potrafią czytać z ruchu warg. Jeszcze nie schodził z dachu budynku, czekając może na reakcję zabójczyni wody na jego zaczepkę.
- Ostrze Nichirin:
- SHIZUKANA AME (Silent Rain)
Ostrze katany ma kolor bardzo jasnego błękitu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia wir. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna ze złotymi zdobieniami. Na Habaki ma wygrawerowany mon klanu.
Moment przerwały jednak słowa, skierowane do niej - więc nieprzypadkowe. Zazwyczaj poderwałaby się z ziemi momentalnie, ale dziś po prostu zastygła w bezruchu, przestając brodzić kończynami w piasku i uchyliła powieki, bezbłędnie kierując spojrzenie w źródło dźwięku.
— Taira-kun — rozpoznała go praktycznie od razu. Po głosie była w stanie - podejrzewała, że po oddechu czy krokach nie dałaby rady, nie miała aż tak szerokiego wachlarza znajomości. Białe włosy też trudno było pomylić z kimś innym, oczu z takiej odległości nie dostrzegała.
— Przed kolegą po fachu, który niweczy mi dzień? Poproszę — westchnęła ciężko, dźwigając się do siadu. Po prawdzie to nawet się nie skupiła na tym, czy chłopak specjalnie urwał swoją wypowiedź, czy ona po prostu nie dosłyszała. Co akurat było niemożliwe. Skrzywiła się jednak, dochodząc do wniosku, że niepotrzebnie była opryskliwa.
— Przepraszam, nie chodziło mi o to, żebyś odszedł. — Właściwie to tak, ale nie pozwoli, żeby jej ponury humor rzutował na dobre wychowanie. I ogólną kulturę. — Ktoś zajął Ci pokój w naszym baraku, że przesiadujesz na dachu? — Cóż, sama mogłaby zadać sobie to pytanie, bo z ich dwójki, to Heisuke zajmował raczej normalniejszą pozycję.
Podwinęła jedną nogę pod udo, burząc anielski obrazek dysharmonijną smugą - i zaczęła przeczesywać krótkie kosmyki włosów palcami, żeby pozbyć się piachu. I nieco tylko przysłonić rumieniec zażenowania wspinający jej się po szyi.
I caught you staring
Zrobił niechlujny krok, tracąc równowagę na krawędzi dachu i poleciał w dół. Obracając ciało w ostatniej chwili, wylądował dość miękko stopami na piachu na ugiętych kolanach z nieco pochylonym torsem. Po czym z gracją się wyprostował, był odrobinę wyższy od niej. - A cóż to się stało że postanowiłaś zmienić zdanie? Bo jeśli zmuszasz się do towarzystwa z powodu etykiety.. to jest to zbędne droga Gato.. nie uraziłaś mnie w żaden sposób.. więc nie czuj że musisz mnie za cokolwiek przepraszać.. - wyjaśnił puszczając jej oczko w figlarnym tonie.
- To miejsce było ciche.. nikt tu zbytnio nie zagląda.. mogłem w spokoju się odprężyć.. tylko tyle i aż tyle.. - odpowiedział na jej pytanie. - A ty? Co cię pchnęło do tak.. ekspresywnego oddania się sztuce? Nigdy nie sprawiałaś wrażenia osoby, która oddałaby się symbolice do reszty.. a może to ja nigdy nie przyglądałem się twojej osobie aż tak dokładnie.. - zaśmiał się lekko rozbawiony końcówką swojej wypowiedzi. Nie kpił z niej, ale troszkę się z nią droczył na swój spaczony sposób.
- Ostrze Nichirin:
- SHIZUKANA AME (Silent Rain)
Ostrze katany ma kolor bardzo jasnego błękitu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia wir. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna ze złotymi zdobieniami. Na Habaki ma wygrawerowany mon klanu.
Mimo wszystko nie zmieniła zdania, kiedy oznajmiła, że nie chciała go wyganiać - emocje czasem brały górę, ot, Gato paradoksalnie jeszcze się tego uczyła. Z uwagą obserwowała poczynania i akrobacje Heisuke, z typową dla siebie, stoicką mimiką. Młody zabójca puszył piórka, balansując na granicy nonszalancji i bezczelności - przesuwając granicę w tę drugą stronę, kiedy tylko uchylał usta.
— Możesz to nazwać błyskawiczną refleksją nad własnymi słowami — odparła, gdy ten wylądował niedaleko niej. Odgarnęła czarne kosmyki za ucho, przyglądając się młodemu mężczyźnie spod rzęs. Nie podniosła się z piachu, dalej siedziała, ze spokojem mierząc Tairę spojrzeniem, gdy ten puszczał jej oczko. Brew jej drgnęła delikatnie, choć w bardziej pobłażliwym grymasie. — Polecam, jako starsza koleżanka. Twoje towarzystwo nie jest niemile widziane.
Pozbywszy się lwiej części pyłu z włosów i ramion, sięgnęła w poły haori, żeby wyłuskać z wewnętrznej kieszeni swoją nieodłączną fajkę. Zaczęła ją powoli nabijać tytoniem - nie był to jednak gest traktujący ignorancją rozmówcy. Wręcz przeciwnie, uważnie mu się przysłuchiwała.
Nie powstrzymała jednak cichego prychnięcia — "... a może to ja nigdy nie przyglądałem się twojej osobie aż tak dokładnie...".
— Bogom dzięki — skwitowała krótko, lekkim tonem. — Każdy czasem potrzebuje spokoju, żeby się odprężyć jak już zauważyłeś. Ty lubisz wylegiwać się na dachu, ja medytuję, usypuję hōkime... — Zaciągnęła się odpalonym kiseru i uniosła je, niby czarkę z sake przy toaście. — ... albo palę — dokończyła, po czym wypuściła dym z ust w formie idealnego okręgu - który po chwili otoczył twarz chłopaka niby aureola.
Och, nie mogła sobie darować podjęcia tej delikatnej przepychanki.
Skinęła głową, w zachęcającym geście zapraszając chłopaka obok siebie.
— Kiepsko sypiam, a słuch wcale w tym nie pomaga. — Odchyliła się delikatnie do tyłu, opierając się na łokciu. Chyba po prostu nie miała w tym momencie siły, żeby grać tak twardą i niewzruszoną jak zwykle.
I caught you staring
- I przez 'starsza' masz na myśli bardziej doświadczona zabójczyni demonów? - uśmiechnął się do niej szarmancko. Nie interesowało go ile mogła mieć lat, była dojrzałą i piękną kobietą. A z pewnością sprawiała wrażenie mniej napuszonej od tych wszystkich młódek plączących się po Yonezawie. Zrobił kilka kroków bliżej niej, nie dlatego żeby lepiej ją słyszeć, ale żeby może zamienić z nią więcej niż kilka słów.
"Bogom dzięki"
- No wiesz co? - udawane oburzenie w głosie nie pasowało do jego figlarnego tonu głosu. A tym bardziej do rozbawionego uśmiechu gdy to powiedział. - Słyszałem że nie jestem wcale taki najgorszy.. ale to od osób, które miały okazję poznać mnie trochę bliżej.. - dodał, przyglądając się jej nieco uważniej.
Bacznie obserwował jak nabijała swoje kiseru tytoniem a potem odpaliwszy je, zaciągnęła się dymem. Zmrużył nieco powieki, trochę nostalgii wkradło się w jego serce gdy wrócił na kilka chwil wspomnieniami do wczesnej młodości. Dym dmuchnięty w swoją stronę skomentował lekkim uniesieniem lewej brwi. Nie było to zbyt przyjemne, ale nie dawał tego po sobie poznać. Zbliżył dłoń do twarzy i lekkim ruchem dłoni, rozproszył szarawe smugi otaczające jego buzię.
Na skinienie głowy, że daje mu przyzwolenie aby dołączył do niej, jedynie delikatnie się uśmiechnął. Rozsiadł się wygodnie, widząc jak ta strzepuje z siebie nieco piachu, sięgnął nagle odruchowo do jej ramienia i palcami zmiótł trochę pyłu z tkaniny.
"Kiepsko sypiam, a słuch wcale w tym nie pomaga"
- Znam to aż za dobrze Gato.. czasami chciałoby się wyłączyć ten wrażliwy słuch aby się odprężyć.. no ale.. chyba nie chciał bym go zamienić na inny zmysł.. - dodał po chwili, splatając ręce na klatce piersiowej. Była pierwszą osobą, której tak po prostu bez gierek zdradził się ze swoim zmysłem. Zawsze brnął w inny zmysł tak o żeby jego rozmówca nie wiedział o jego dobrym słuchu. To momentami dawało przewagę, a on lubił ją zwyczajnie miećl. Zerknął kątem oka na krzątających się w oddali dwóch zabójców zanim zniknęli za ścianą innego budynku. - Byłaś w Yonezawie jak została napadnięta przez demony? - spytał z zaciekawieniem, zdradzając się z tym że i jego w tym czasie nie było w siedzibie. Czego mocno żałował momentami.
- Ostrze Nichirin:
- SHIZUKANA AME (Silent Rain)
Ostrze katany ma kolor bardzo jasnego błękitu. Czarnego koloru Tsuba przedstawia wir. Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina. Saya czarna ze złotymi zdobieniami. Na Habaki ma wygrawerowany mon klanu.
PRZERWA!
W związku z wydłużającą się nieobecnością jednego z graczy i brakiem odpisów, wątek zostaje zakończony, a lokacja oddana do użytku reszty użytkowników.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Nie możesz odpowiadać w tematach