Agresywny głos w głowie napełnił go wręcz chorobliwym przekonaniem, że kończył im się czas. Pora kolacji była tuż-tuż, a on miał jeszcze dług wdzięczności do spłacania.
Dalej. Na co czekasz.
Wypluł posokę, która zległa razem ze silną w przełyku i zaciągnął się powietrzem, w tym też krwią zabójcy, która była dodatkowym czynnikiem motywacyjnym. Pachniała nadzwyczajnie. Jak afrodyzjak. Zapragnął zanurzyć zęby w jego skórze i napawać się tą głębią aromatów. Oskórować go żywcem.
Przez chwile obserwował, jak zabójca pozbawia białowłosego demona ręki. Jak używa kolejnej techniki. Jak przez woń posoki unosi się fetor, na którego punkcie miał niemal obsesje - spalenizny.
Palce Arakiego pewniej zacisnęły się na katanie. Brak jednej ręki nieco utrudniał mu poruszanie się. Musiał środek ciężkości przekierować na lewą stronę ciała, ale szybko adaptował się do nowej sytuacji, organizm zaczął z nim łaskawie współpracować. Krok po kroku.
Czas odwetu się zbliżał. Towarzysze broni zbudowali mu doskonałą ku temu okazje. Chociaż kikut promieniował kurewskim bólem, nie wspominając już o głębokiej bruździe na wysokości klatki piersiowej, to dla odmiany postanowił być przydatny. Jednocześnie nie posnął się do wyszukanych manewrów, skoro i tak slayer padł na jedno kolano, budując im doskonałą okazje na kontratak, której nie omieszkał wykorzystać. Zaatakował od flanki, celując w szyje zbójcy, która znajdowała się w zasięgu jego katany. Niemal widział sieć naczyń krwionośnych pulsujących pod szyją. Ze znamienia nadal sączyła się krew. Nie wiedział, czy sztuka krwi była jeszcze aktywna i o to nie dbał. Przy odrobinie szczęścia opary dostaną się do dróg oddechowych oprawcy i go zdezorientują. Nie łudził się jednak, że zdziałają. Postawił wszystko na jedną kartę. Niewątpliwie, przez utratę siły, stracił swoją przewagę – zręczność, ale zabójca też był poturbowany. W głowie natręta myśli nie dawała mu spokoju - lepsza nigdy by się nadarzyła. Poza tym liczył na wsparcie Rintarou, który nadal kręcił się po dach jak smród po gaciach, a przynajmniej tam ostatnio zlokalizowały go ślepia Hotaru.
Osaczyli go z dwóch stron. Nie mógł liczyć na lepszy przebieg wydarzeń — ten miał dać również szansę na odwet odepchniętemu niedawno Taishiro. Nie odpuszczało go wrażenie, że zapach krwi tego człowieka doprowadzał go do ryzykownych działań; zaczynał czuć, że bardzo mało brakowało aby zatracił się w jej oszałamiającym aromacie.
Znajdując się za jego plecami bez zastanowienia sięgnął w kierunku głowy slayera, zamierzając pochwycić go za włosy i odchylić jego łeb zaraz po wymierzonym ciosie Arakiego. Przesunął językiem po ostrych kłach, atakując zębiskami jego osłoniętą szyję, drugą uzbrojoną w katanę dłonią natomiast wymierzył cios prosto w jego plecy. Nie zamierzał dać mu ani chwili wytchnienia.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Każda sekunda, kiedy krew wypływa z jego ciała, wyraźnie osłabiała ich przeciwnika, nadając historii jeszcze większemu tragizmu, dla jego kruchemu i skazanego na zakończenie żywota. Nie spodziewał się, że ten typ łowcy, będzie błagał o łaskawą śmierć. Będzie wolał wykrwawić się na śmierć, uznając to za śmierć godną bohatera, za którego się uważa, w swoim próżnym umyśle.
Wiedział, że cokolwiek ma się teraz wydarzyć, nie może pozwolić sobie na luksus obserwacji tego widowiska w pozycji leżącej. Podniósł się najszybciej jak mógł, racząc łowcę szczęśliwym i melodyjnym głosem, w którym dało się wyczuć lekką nutkę goryczy:
- To ty przeceniasz rolę, jaką pełnisz w tym spektaklu. Uważasz siebie za zbawcę, wyzwalającego demony, jednak wystarczy drobna chwila słabości, byś użył ciało, które uważasz za udręczone, jako pergaminu dla twego imienia. Jakby pamięć twojego dalej trwającego żywota, była ważniejsza od pamięci za żywot poległych. Czy twój litościwy umysł, jest w stanie wymienić imiona choć dziesięciu, których posłałeś na drugą stronę? Czy jednak twoje słowa nie pochodzą z serca, a zadufanej próżności twojego umysłu? Który zamykając sobie drogę na możliwość porażki, tak naprawdę zabrał sobie drogę do zwycięstwa?
Nie czekając na odpowiedź, Tai zaczął biec na palcach, prosto na swoją ofiarę. Gdy jednak zbliżył się do niego, na dystans półtora metra, gwałtownie stanął i odbił się wysoko do tyłu, by się od niego oddalić. Demon wiedział, że łowca najprawdopodobniej będzie się spodziewał kolejnego bezpośredniego ataku z jego strony, opóźniając tym samym potencjalne zabandażowanie swoich ran. Widział też dwie demoniczne sylwetki, które pojawiły się za plecami Rina. Jeśli swoją akcją będzie w stanie zdezorientować łowcę, na pewno zwiększy to szanse reszty. Ponieważ tylko podstęp, może im dać szansę na zadanie kolejnego ciosu przeciwnikowi. Przynajmniej do czasu...
Sekundy mijały, a oddech Rina stawał się coraz mniej regularny. Utrata dużej ilości krwi dawała się we znaki. Tak samo zresztą ze strzałą wbitą nad kolanem. Parę centymetrów niżej i noga byłaby całkowicie niezdatna do użytku, a w obecnej sytuacji ruszanie nią powodowało tylko niemiłosierny ból.
Taishiro, Rintarou oraz Araki ruszyli na osaczonego przez siebie przeciwnika, niemalże pewni, że w tym momencie uda im się zakończyć tą wyniszczającą walkę. Demony były dosłownie gotowe rozszarpać ciało swojego przeciwnika, a co za tym idzie kompletnie pozbawić go żywota. Był to moment, w którym Kyoya świadom był tylko jednej rzeczy - "Z tej walki i tak nie wyjdę życzy mistrzu... Muszę to zrobić" Jego jedyne sprawne oko zniknęło za zamykającą się powieką. Dłoń Rintarou była dosłownie centymetry od włosów, kiedy nagle dosłownie się rozpuściła - zostawiając po sobie jedynie spalony kikut kilka centymetrów przed łokciem.
Czuliście jak ogromna aura wydobywa się z ciała waszego przeciwnika. Nie było to jednak to samo jak wcześniej. Teraz dosłownie przybrała ona postać niebieskich płomieni i całkowicie zatrzymała wasze akcje. Poza efektem wizualnym czuliście na swoich ciałach ogromny gorąc od niej bijący - Rintarou poczuł natomiast na samym sobie jak zabójcze może być teraz zbliżenie się do DSa.
Kyoya otworzył swoje jedyne oko: - Sekretna sztuka rodziny Ozutsuki... Oddech płomienia! Jedenasta forma! AMATERASU!
Przestrzeń wokół Rina wybuchła, odrzucając Rintarou do tyłu na dobre kilka metrów. Dotychczas niebieskie płomienie zmieniły kolor na czarny i zaczęły okalać ciało zabójcy, a także jego miecz. Płomienna zbroja zdawała się żyć własnym życiem. Rin uniósł swój miecz i skierował jego czubek w stronę Taishiro:
- Jesteś głupi myśląc, że zależy mi na własnej chwale. Moje imię wypalone na waszych ciałach ma dać do zrozumienia Muzanowi, że my zawsze będziemy walczyć. Nawet jeśli na świecie pozostanie tylko jeden człowiek, którego moglibyśmy bronić... - Odetchnął głośno. - Ale nie mam już zamiaru więcej tracić czasu na płonną rozmowę z Tobą. - Nie czekając na żadną reakcję szybkim ruchem doskoczył do Taishiro znajdującego się przed nim i wbił mu ostrze katany bezpośrednio w mostek - przebijając się aż na drugą stronę. Białowłosy demon poczuł ogromny ból, zupełnie jakby jego ciało paliło się od środka. Rin szybkim ruchem wyciągnął ostrze. Płomienie wcześniej na nim się znajdujące pozostały na ciele Tiashiro, a sama katana znów pokryta została czarną powłoką. W momencie kiedy Tai padł na kolana, wasz przeciwnik już odwrócił się w stronę Rintarou. Najwyraźniej Araki na ten moment nie był dla niego wystarczającym przeciwnikiem... Gdyby tylko dał radę złapać go w zasięg swojej krwi..
Szybkim doskokiem Kyoya znalazł się przy leżącym Rinie i obracając swoje ostrze w dłoni, wbił je w kolano przeciwnika. Rin, zupełnie jak jego towarzysz, poczuł jak jego noga zaczyna być palona żywcem od środka. - To za moją nogę. - Odezwał się zabójca wyciągając katanę z ciała swojego przeciwnika i przyjmując pozycję z ostrzem usytuowanym wysoko nad głową. - To była dobra walka. - Rin w każdej chwili był gotów wykonać decydujące cięcie.
Kolejność: Dowolna
Czas na odpis: 01/01 23:59
Dodatkowe informacje: Rin stracił rękę, a jego noga jest nie do użytku; Taishiro ma ranę w mostku, która cały czas płonie powodując ogromny ból i zżerając powoli jego ciało; Powłoka, którą ma na sobie Kyoya powoduje, że nawet jeśli przyjmie na siebie uderzenie to skończy się ono też obrażeniami na napastniku.
Kiedy dostrzegł, że większość przedramienia została spalona, wraz z częścią długiego rękawa yukaty, syknął pod nosem i spojrzał przed siebie. To właśnie w tym momencie oponent stanął przed nim pełen dumy i rosnącego tryumfu. Rintarou starał podeprzeć się na łokciu zdrowej ręki, wpatrując się w slayera spode łba; spode opadających na szkarłatne, dzikie ślepia grzywki. Kiedy ostrze łowcy przebiło jego kolano, zacisnął z całej siły powieki i zęby. Czując przerażający, rozrywający ból, odchylił łeb. Nie wydał z siebie nawet dźwięku — bardzo się starał, aby nawet najmniejszy jęk nie uraczył jego uszu. Nie zamierzał dawać mu tej satysfakcji. Palce zdrowej dłoni wbiły się w ziemię, aby już po chwili zebrać garstkę piachu i zacisnąć ją w pięść.
Kiedy Rin wyrwał ostrze z jego nogi i uniósł katanę, Rintarou otworzył powieki i odetchnął głęboko. Nie pamiętał, w którym momencie stał się tak zachłanny i pewny siebie, że postanowił zmierzyć się z tym mężczyzna w zwarciu. Za pierwszym trafionym strzałem? Drugim? Którym by nie był poddał się pokusie i przegrał. Szczęście okazało się dziwką, a on klientem bez portfela. Czy właśnie tak miał wyglądać jego koniec?
— Więc co? Zabijesz mnie? — rzucił prowokacyjnie, spoglądając człowiekowi ponownie w oczy. Dopiero w tej chwili na jego ustach pojawił się uśmiech. Pełen tłumionego bólu i fałszywości. — Przecież świat nie zna szczęśliwych zakończeń.
W jednej chwil zdrową stopą kopnął przeciwnika w uszkodzone kolano. Oderwał plecy od ziemi i zamachnął się dłonią w kierunku twarzy oponenta. Garść piasku i ziemi, którą zebrał wcześniej, miała go oślepić i wprowadzić w dekoncentracje. Nie czekając na reakcje przeciwnika przeturlał się zwinnie w bok. Byle tylko znaleźć się jak najdalej od jego ostrza.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Araki starał się zużywać jak najmniej powietrza, a jednocześnie, gdy jego atak przyniósł zerowe rezultaty, opracować na szybko nową strategię, która chociaż na moment uziemi obrońcę uciśnionych.
Rintarou w końcu przestał szukać szczęście na dachu i zszedł na ziemie i to dosłownie, gdy łowca, nic nie robiąc sobie z jego manewru, niczym łania na nieobsranej łące, pieprzony akrobata który wyrwał się z cyrku, w ułamku sekundy wybudował sobie przewagę nad demonem o dziecinnym usposobieniu, a po drodze spopielił części ciała białowłosego, który zaczął płonąc jak zakichana pochodnia.
Ile to jeszcze potrwa? Jak długo pozwolisz wodzić się za nos?
Nie zaatakował na opak, po omacku, czekał na dobrym moment, ignorując Rintaoru, który znalazł się w potrzasku. Slayer w każdej chwili mógł mu strącić głowę z karku, jednakże Hotaru znał czerwonookiego na tyle, by wiedzieć, że ten był jak karaluch - przetrwa wszystko i jego przypuszczenia okazały się nad wyraz trafione.
Gdy Rintarou wymierzył kopniaka w uszkodzone kolano slayera, Araki, ignorując wszelkie dolegliwości, wystrzelił do przodu. Jego celem stała się odsłonięta szyja oponenta. Ciął tak głęboko, jak tylko się dało, na wysokości tętnicy szyjnej, jednocześnie znowu testując na nim demonicznej sztuki, by chociaż go zdezorientować.
Poczuł jak płomienie, palą wnętrze jego ciała. Które jego demoniczne ciało nie jest w stanie stawić. Zamieniające jego wieczne ciało w ogromną pustkę. Jak trucizna, zabijająca go od wewnątrz. Ból był ogromny, jednak tragizm tej sceny, wywoływał na twarzy drobny uśmiech. Finał dramatu iście z wspaniałej historii. Gdzie bohaterowie umierają, walcząc z potworem w ludzkiej skórze. Zabierając go ze sobą do grobu, ubierając w słomiastych płomieniach zniszczenia. Zamieniających się w proch, których wiatr rozniesie na wszelakie krańce Japonii. "Ta historia będzie wspaniałym dodatkiem do mojej kolekcji. Prawdziwy finał będzie jednak bardziej spektakularny. Być może kiedyś świat będzie gotowy go usłyszeć..."
Taishiro przyłożył swoją rękę, pod lewą krawędź jego szyi. Skoro jego ciało może być za słabe, by pokonać diabelne płomienie, będzie musiał stworzyć lepsze. Bardziej wytrzymalsze, bardziej elastyczne. Bardziej taneczne. Nie mógł pozwolić sobie, na śmierć z rąk człowieka, którym gardził, dlatego musiał uratować swoje wieczne życie. Czuł drobny strach, przed tym co się zaraz wydarzy. Nigdy wcześniej nie był w takiej formie. Czy będzie w stanie ruszyć, swoim poprzednim ciałem i dalej móc spróbować ugasić te płomienie? Ile będzie trwało ukształtowanie nowego ciała, jeśli stare przepadnie? Te i wszystkie pytania, kłębiły się w głowie demona, jednak powoli wyciszył je tnąć stalowym sztyletem swoją szyje, zaciskając swoje zęby, chcąc stłumić wszelkie potencjalne jęki. Ostrze sztyletu było na tyle duże, że był w stanie przeciąć go na całej jego szerokości. Starał się zachować jak największą część jego szyi, wiedząc że jej mięśnie mogą być jego głównym środkiem przemieszczania jego tymczasowego ciała. Podczas tego brutalnego aktu rozglądał się po okolicy, w poszukiwaniu swojej odciętej ręki. Może uda mu się złączyć ją z jego głową, dając mu swobodną możliwość wycofania się, w razie nastania gwałtownego świtu...
Kopnięcie zabójcy w kolano wytrąciło go na chwilęz równowagi i umożliwiło Rintarou na zbiegnięcie z miejsca swojej nadchodzącej egzekucji. To jednak czego demon się nie spodziewał to czarne płomienie, które zaczęły zajmować jego nogę zaczynając od stopy. Jako, że ogień złapał sie zewnętrza ciała, rozchodził się zdecydowanie szybciej niż ten, który był w ciele Taishiro.
W tym samym czasie przy Rinie znalazł się Araki, który chciał pozbawić swojego przeciwnika głowy. Szybki ruch mieczem zablokował jednak jego atak, przenosząc tym samym czarne płomienie na ostrze demona, a następnie odpychając go silnym ruchem od siebie. W tym samym czasie Taishiro już pozbawił się głowy (za dobry jestem), a raczej pozbawił się całego ciała od połowy piersi w dół, dzięki czemu nietknięty został kadłubek w postaci głowy, barków i rąk - umożliwiło to demonowi pełzanie i odejście jak najdalej od płonącego ciała.
Rin nie miał zamiaru atakować Arakiego. Niemalże po odrzuceniu go spojrzał ponownie w stronę Rintarou i wykonując szybki tnąc przez tułów demona, a następnie kopnął go w klatkę piersiową, odrzucając na ścianę budynku, która nie pękła pod naciskiem ciała Rintarou. Zarówno miejsce po cięciu, jak i miejsce kopnięcia nie zostało zajęte przez płomienie, które zdawały się coraz mniej być kontrolowane przez zabójcę i poruszały się po jego ciele zdecydowanie nierównomiernie. Dodatkowo Rin zaczął bardzo głośno i nieregularnie oddychać, zupełnie jakby brakowało mu tlenu.
Kolejność: Dowolna
Czas na odpis: 05/01 23:59
Dodatkowe informacje: Rin - brak tylko prawej dłoni, Twoja noga płonie od stopy do kolana, Tai - kadłubek, Araki - no wyjebałeś się i tyle (żyjesz)
A więc to on miał się teraz stać jego ofiarą? Odpychając obojętnie Arakiego i lekceważąc Taishiro (którego notabene nie widział już dłuższy czas) miał dać mu do zrozumienia, że chce najpierw wykończyć jego? Wysunął język, aby oblizać kącik zaschniętych warg. Spod opadającej na oczy grzywki miał idealny wzgląd na poczynania oponenta; zraniona klatka piersiowa demona unosiła się lekko, w przypływie kolejnych oddechów, ale nie wzbudziła tyle obaw, co zajęta ogniem stopa. Najpierw spróbował ugasić płomień połami swoich długich rękawów, a potem nie czekając, aż przeciwnik wykona kolejny doskok w jego stronę, sięgnął jedyną sprawną ręką do swojego podpalonego buta. Nie był leworęczny, ale to nie było teraz dla niego ważne. Kiedy tylko zdołał ująć w palce sztywne tworzywo, bez zastanowienia pełen frustracji rzucił nim w kierunku Slayera, wykrzywiając usta. Oj, czułby się usatysfakcjonowany, gdyby but uderzył go prosto w czoło.
— Jakie to uczucie balansować na granicy śmierci? — Oderwał plecy od ściany, ale ból przebitej nogi i zajętej do niedawno ogniem nogi nie pomagał w uniesieniu się na stopy; wciąż siedział na ziemi. Już po chwilli Rin mógł dostrzec, że demon wcale nie zamierzał zbiec. Jakby w efekcie poddania się oparł tył głowy o ścianę, przypatrując się slayerowi z uwagą i niesamowitym spokojem. — Ostatecznym celem każdego zwycięstwa jest porażka — tak jak celem życia jest śmierć. Ja się z tym pogodziłem. Pogódź się z tym również ty. Osiągnąłeś swój limit. Wykrwawiasz się. Jeśli teraz tego nie zrobisz, zginiesz. Czy nie pragnąłeś przed chwilą mojej głowy?
Ostentacyjnie odchylił łeb, ukazując jasną, niesplamioną krwią skórę. Z zainteresowaniem przyglądał się wielkiej, szkaradnej pustce w oczodole swojego przeciwnika oraz nierównomiernej osłonie, która z czasem zaczęła przepływać wokół jego ciała. Czuł, że człowiek traci siły. Czuł, że mogą to zrobić. Chciał skupić jego zainteresowanie na swojej postaci. Miał wrażenie, że to ostatni moment, ostatnia szansa, która może dać im przewagę i pomóc w wykończeniu go z zaskoczenia.
Postawił wszystko na jedną kartę.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Grawitacja pokazała mu środkowy palec. Chuj ci w dupę, Araki. Pech chodził stadami. Kiedy tak leżał, czując pod podłożem wszystkie kręgi szyjne i dotkliwy brak ręki, naszło go na refleksje. Jakże to były refleksyjne refleksje! No kurwa mać. Brakowało tylko chwytliwej melodyjki w tle. Rintarou mógłby zrobić użytek z fletu, którego tak ze sobą wszędzie zabierał. Jak jakiś pieprzony talizman szczęścia.
Z tego pieprzonego stanu nieważkości wyrwał go prowokacyjny głos demona, którego znał na wylot jak własną pięść. Podniósł się, bo chyba jako jedynego w tym gronie było go stać na taki nadludzki wysiłek i rozejrzał po tym pobojowisku. Po białowłosym demonie została tylko głowa. Rintarou paplał od rzeczy, jakby ten dym mu zaszkodził.
Ja jebię. Co ja tutaj robię w takim towarzystwie?
Hotaru już nie produkował w głowie żadnej taktyki. Resztkami siły oderwał swoje cielsko od ziemi, by jak najszybciej zminimalizować dystans, jaki dzielił go od slayera. W międzyczasie płonący but postanowił się przemieści. Araki, w miarę swoich możliwości, całkowicie ignorując zalążek paniki, który zerkał w zakamarki jego umysłu przez ogień, stanął zabójcy na drodze.
— Upierdol mu łeb przy samej dupie — syknął w eter i znowu spróbował dwóch rzeczy na raz, głuchy na symptomy zmęczenia, jakie dopominały się uwagi. Zdecydował się na manewr czysto siłowy, bez żadnych podchodów. Spróbował wbić mu katanę prosto w krtań. Niechże się skurwiel zachłyśnie własną krwią i z łaski swojej w końcu zdechnie.
Jak to nie pomogło i ten chujek wykonał unik spróbował zainicjować konflikt swoim płatem czołowym mówiąc dosadnie zajebał mu w czerp z cichym szeptem: — To ciało bezużyteczne niczym ostatnia śliwka na drzewie — by dramatyzm był utrzymany na właściwym poziomie. Jak szaleć to szaleć. Chociaż nie wyglądał, to też trochę kultury zaznał w swoim życiu. Chociaż częściej sięgał po kulturę pięści.
- Przyjmij łaskę łagodnej śmierci, która już na ciebie czeka. Bądź "mądrzejszy" od nas i ją przyjmij.
"Ponieważ nawet, tak żałosny, bezcelowy żywot ludzki, jak twój, na nią zasługuje. A my jesteśmy mądrzy, w tym że cię nie posłuchaliśmy, nie odrzucając daru wieczności w głupi sposób."
...po czym skupił się na swoim płonącym ciele. Jest to w końcu dalej jego ciało. Nie jest jego obecną częścią, jednak to wciąż jego ciało. Na pewno jest w stanie w nie jakoś ingerować. Musi tylko wpierw nabrać siły...
Zaczął od zlizywania z ziemi wszechobecnej krwi Rina. Krew to słaby budulec, jednak jeśli jego ciało było silne, jego krew na pewno jest silniejsza od krwi zwykłego człowieka. Następnie skupił się na jego płonącym torsie. Demoniczne ciało powinno być w stanie pokonać ten ogień. Przynajmniej te mocniejsze, chociaż teraz przyjdzie chwila prawdy, by przekonać się jak silne jest jego ciało. Spróbuje mu pomóc w jego ugaszeniu, nawet jeśli to oszustwo w walce wiecznego ciała z czarcim ogniem. Zaczął od najprostszej metody, jakim było obrzucanie jego ciała piaskiem i ziemi leżącym na ulicy, przy użyciu jego ręki i ręki bez dłoni. W końcu piasek gasi lepiej ogień od wody, a dzięki jego obcięciu ciała na wysokości mostka, podpalenie wewnętrzne stało się podpaleniem zewnętrznym. Jeśli jednak to nie pomoże, demon chciał się skupić na jego ugaszeniu, w taki sam sposób jakby skupywał się na regeneracji ciała, próbując przyśpieszyć jego leczenie. Był ciekawy, czy któraś z tych opcji zadziała, wiedząc że to idealna okazja na sprawdzenie możliwości jego demonicznego ciała, w "bezpiecznym" środowisku. I danie mu ostatniej szansy, na ponowne stanie się jego całością.
Każdy z demonów zauważył, że płomienie, które znajdowały się na i w ich ciałach, w żaden sposób nie chciały się ugasić. Jedna noga Rina zżerana była nimi od środka, druga zaś paliła się od stopy do kolana, a próba ugaszenia jej przeniosła jedynie płomienie na kimono demona. Ogień, który znajdował się wewnątrz ciała Taishiro w żaden sposób nie chciał odpuścić, zżerając cały czas jego komórki od środka. Wszelkie próby wykonywane przez ciało nie udały się. Tak samo było z Arakim. Stojące w płomieniach ostrze szybko przeniosło je na jedyną rękę demona, zapalając ją. Każdy z was czuł ogromny ból, który uniemożliwił poruszanie się.
Ciężko dyszący zabójca spojrzał w oczy Rina: - Nie ma sensu żebyśmy dłużej rozmawiali. Te płomienie zabijają także i mnie... Zakończmy to szybko! - Rzekł, w tym samym czasie ruszając w stronę Rina. Jego klinga wykonała równoległe do ziemi cięcie na wysokości szyi Rina. Nawet drewno, w które wbiła się katana nie było w stanie jej zatrzymać. Rintarou poczuł jak ostrze wbija się w szyję, a każdy centyrmetr przybliża go do śmierci. Katana była mniej więcej w połowie i zatrzymała się. Rintarou mógł spojrzeć na twarz swojego przeciwnika. Kyoya nie posiadał już na sobie żadnych płomieni, a jego jedyne oko wydawało się mieć nieobecny wzrok. Z jego zaciśniętego kącika ust wypłynęła struga krwi - umarł. Płomienie na waszych i w waszych ciałach całkowicie zniknęły - pozostawiając po sobie głębokie oparzenia.
Kolejność: Dowolna
Czas na odpis: 08/01 23:59
Dodatkowe informacje: Gratki Radzę pozbierać swoje kawałki ciała (Tai) xD
Tkwiąc w miejscu, po tym, jak ciało odmówiło mu posłuszeństwa, w końcu, gdy demon był bliski pożegnania się z życiem, zarejestrował, że slayer oraz jego broń zmarły bez ruchu. Sam upuścił z dłoni swoją kataną, czując piekący, porywisty ból w palcach. Zawędrował tam wzrokiem i syknął na widok całkiem pokaźnego oparzenia, ale ogień zniknął, co jedynie potwierdziło jego przypuszczenie. Poruszył paliczkami, by zorientować się, jaki był zasięg obrażenia, a wzrok znowu utkwił w przeciwnika.
Co za frajer. Sam się wykończył, bo żaden z nich nawet nie był bliski zadania mu śmiertelnego ataku.
— Ten skurwiel już zdechnął? — zapytał, żeby się upewnić, aczkolwiek dowodem na jego przypuszczenia była głową Rintarou nadal przytwierdzona do karku. — Jak chciał popełnić harakiri nie musiał się tak wysilać. Są łatwiejsze sposoby.
Poszedł do Rintarou. Podniósł miecz łowcy z ziemi, poczuł ciężar stali, ale nie zawahał się nawet na moment. Zaciskając zęby, bo ślad po oparzeniu dawał mu się we znaki, niemal tak samo, jak stan, w jakim obecnie znajdowało się jego ciało, jednym, precyzyjnym cięciem pozbawił tego kurwia durnego łba, a truchło skopał w kierunku znajdującego w opłakanym stanie Rintarou.
— Najedz się. Niedługo świt.
Najpierw usłyszał dźwięk pękającego żwiru pod obuwiem, a później ból wyrywanej z gardła katany. Kiedy wpatrująca się martwym wzorkiem głowa slayera została strącona jednym zwinnym ruchem ostrza, chłopak przymknął oczy, a wcześniej spięte ramiona opadły wraz z delikatnym oddechem ulgi. Mroczny cień, który oblał jego postać, przyniósł mu nieopisane ukojenie, ale i delikatne przerażenie, które przemknęło subtelnie po okrytych materiałem plecach. Dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę, że naprawdę mógł zginąć. Gdyby nie osiągnięty fizyczny limit mężczyzny, nikt nie zdążyłby na czas; nikt by go nie ochronił. Czy powinien zatem tak ryzykować? A może powinien dziękować swojemu idiotycznemu szczęściu? Gdyby nie ono, z pewnością nie wpatrywał się tym żałosnym, zmęczonym spojrzeniem w górującego nad nim demona — z poplątanymi, zabarwionymi krwią włosami, z jedyną sprawną dłonią. Nie trudno było zauważyć, że Rintarou osiągnął limit swoich sił; jego mięśnie były wiotkie i słabe. Nie potrafił uchylić choćby szerzej bladych powiek, a w głębokim zranieniu na szyi, oprócz krwi widać było jasne tkanki mięśni.
Kiedy Araki pchnął martwe truchło w kierunku Rintarou, chłopak objął je sprawną dłonią i podtrzymał kikutem będącym pozostałością prawej kończyny. Spojrzał na Hotaru niezrozumiałym wzorkiem.
— Najedz się. Niedługo świt.
Pełen bólu uśmiech ozdobił zalane krwią usta — ten wyraz był słaby i blady, kompletnie nie pasował do osobowości młodzieńca. Zamknął oczy. Wziął głęboki wdech, pozwalając, aby woń slayera wypełniła nozdrza; dłoń przesunęła się delikatnie po plecach ich niedawnego przeciwnika, wbijając ostatecznie paznokcie na wysokości łopatek.
— To jedna z lepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek od ciebie dostałem.
Po tych słowach przyciągnął pozbawioną głowy sylwetkę bliżej siebie, zachłannie wgryzając się w potężną ranę na szyi. Już po paru ugryzieniach wpadł w oślepiający szał; szarpał tkanki i łamał chrząstki, a krew lała się z jego podbródka.
Jego ciało smakowało jak pieprzone zwycięstwo.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Ah cóż za tragizm! - śmiał się dalej Tai, wpatrując się na wpółprzycięte gardło Rina, z trudem utrzymując swoje półciało przed upadkiem. Pośpieszył się z zaciągnięciem kurtyny nad tym wspaniałym finałem walki. W której nie było żadnych zwycięzców, tylko sama przegrani. Łowca ostatkiem sił, chciał zabić demona, lecz zawiódł. Te dwa demony chciały koniecznie go zabić, doprowadzając swoje ciało do jeszcze większych obrażeń, jak ćmy lecąc do ognia. Ten łucznik nawet porzucił w tym celu swoją bezpieczną pozycję, by nadać sztuce jeszcze większemu tragizmu i desperacji. Jednak ostatecznie, nie przypadł im zaszczyt zabicia łowcy, który jak lalka w spektaklu bunraku, po obcięciu jej sznurków, upadł na ziemie bezwładnie. Jeśli słowa Arakiego były prawdziwe, łowca nie umarł od żadnego ciosu, ani nawet od wykrwawienia, do którego sprawienia Tai poświęcił wiele. Umarł samoistnie od ognia, które wyżarło jego duszę od wewnątrz, zostawiając tylko jego naczynie. Zabójcą Kyoya Rin był nim on sam. Każdy z tuzinów demonów, które zaledwie parę godzin temu jadły na tej ulicy nie przejmując się jutrem zawiodły swego Boga. Ten wewnętrzny głos, przypominający Jego mówiący: "Zabij go ku mojej chwale.", raczej nie otrzymał to czego chciał.
Zdając sobie sprawę, z tej myśli, jego śmiech uciekł. Gdy doczłapał się sprawnie do swojego ciała, biorąc po drodze wcześniej zlokalizowaną dłoń, z wciąż zaciśniętym postmortem sztyletem, spostrzegł znajdujące się kilka metrów od niego demony, cieszące się z łupów zwycięstwa.
- Czyżby podział zgliszcz Rina dokonywał się bezemnie? - Tai zaśmiał się ponownie mówiąc - Czyżbym umarł, żem duch, czym niewidoczny niczym popiół. - demon uśmiechnął się szerzej mówiąc - Pozwolę wam kłamać się, iż jesteście godni chwały zwycięstwa i nagrody z niej płynącej. Za wspaniały, tragiczny finał, godny nie jednej sztuki. Gdyż w porównaniu do was wiem, że nikt z nas nie jest godzien słodkiej radości z niej płynącej.
"A może jestem jedynym, który ma siłę, by to widzieć i się z tym zmierzyć"
Czy godne jest składać Bogu w ofierze miecz i głowę łowcy, którego było się za słabym, by zabić? Szczególnie w jego osłabionym stanie? Dla Taia, to było jawne oszustwo, jednak był nikim, by to rozstrzygać. Sam był za słaby, by go zabić, dlatego nawet, gdyby był w pełni sił, nie połasiłby się o ciało łowcy, ani o danie Muzanowi tego trofeum. Gdyż doskonale uważał, że nagroda i chwała za wygranie tej walki nie należała się dosłownie nikomu. Każdemu z nich sprzyjała fortuna, że pomimo ogromnej siły łowcy, nie był on na tyle silny, by utrzymać płomień na tyle długo, by spalić ich wszystkich. Wtedy byłby jedynym, któremu dane byłoby opowiedzieć historie tej nocy, pomimo utraty większości ciała. A tak, sam doznał tragizmu tej nocy, robiąc coś, co z perspektywy czasu było bezużyteczne...
- Nim jednak pozwolę wam we dwójkę, cieszyć się tą słodko-gorzką chwilą, pozwólcie że powiem to ostatnie zdanie.
Obrócił głowę do zadającego w bezmyślnym amoku ciało Rina Rina:
- Pycha jest ślepa...
Tai gwałtownie przerzucił ciężar swojego ciała na prawą rękę, uwalniając swoją lewą rękę z ziemi, by przy jej pomocy rzucić stalowym sztyletem wysoko, celując w osłabioną szyje zajętego jedzeniem Rina. Wiedział, że to tylko stalowy sztylet i nie zabije nim demona. Ani też na to nieliczył. Byłby zadowolony nawet, gdyby ten sztylet chybił i przeleciał tuż obok niego i go tylko nastraszył. A jeśli jakimś cudem będzie w stanie pozbawić jego ciała głowy, to znaczy tylko i wyłącznie, że jest za słabe i kompletnie niewarte wzmocnienia ciałem łowcy. Lekceważenie demona w jego stanie, jest największym przejawem próżności. Szczególnie, że stan ich ciał nie jest o wiele lepszy, na tyle by bić się między sobą. Artysta wiedział, że gdyby był choć trochę próżny jak oni, mógłby się faktycznie rzucić do walki o te truchło, uznając to za dobry budulec dla jego półciała. A jako iż głowa demona mogła łatwo odlecieć po półcięciu ostrzem nichirim, mógł z łatwością pozbawić ciała pierwszego rywala, który nie doceniał go kompletnie, eliminując go całkowicie z walki.
Ciesząc się w duchu, że choć jedna osoba, za sprawą jego sztuki, wyniesie z niej lekcje, nie myśląc ani trochę nad losie sztyletu, których miał w domu wiele i gardła Rina, skupił się na złączeniu swojego półciała z tułowiem. Wiedział, że nażarł się do syta przed walką, więc z łatwością powinien to zrobić, przynajmniej na tyle, by móc ruszyć swoimi nogami. Starał się jak najlepiej umiał, chcąc opuścić to miejsce na własnych nogach przed nastaniem świtu. Wiedząc, że nie może liczyć na swoich "przyjaciół" z noszeniem jakiejkolwiek części jego ciała, ani może nie być na tyle silny, by unieść cięższe od jego obecnego ciała truchło do najbliższej kryjówki, jaką znał w Edo. Dlatego musiał to zrobić sam. I na pewno jest w stanie zrobić to sam. Jego demoniczne ciało dwukrotnie go zawiodło w walce z czarcimi płomieniami. Jednak teraz wierzył, że go nie zawiedzie...
Wyrywając się z letargu, ledwie zarejestrował to, co aktualnie miało miejsce. Zdawało się, że jego umysł nie nadążał za obrazem rejestrowanym przez szkarłatne spojrzenie. Przełknął potężny kęs mokrych, wnętrzności, oblizując górną wargę. Zastanawiał się, czy w całym tym towarzystwie jedynie Hotrau nie pragnie ścięcia jego głowy, choć i w tej kwestii nie był do końca pewien jego intencji. Bycie demonem nauczyło go, że nie należy polegać na nikim, nie należy stawiać swojego życia ponad resztą i żałował, że dzisiejszej nocy poddał się temu poniżającemu impulsowi. Gdyby nie zdecydował skupić uwagi slayera na sobie, miałby sprawne nogi i rękę, a jego głowa nie zostałaby skrócona o połowę. Zaryzykował zbyt wiele dla... no właśnie, co było właściwie nagrodą dla tego ryzyka? Spojrzenie w gasnące spojrzenie slayera, którego tak naprawdę nie zabił nikt z nich? Czy całe to poświecenie nie dawało mu prawa do skonsumowania jego ciała i wyrwania jego narządów?; do zbrukania tego paskudnego truchła i zbezczeszczenia go? Sprawiedliwość? Ten demon żądał sprawiedliwości? Rintarou zacisnął pazury mocniej na ubraniach slayera, czując, jak materiał pęka pod siłą jego uścisku. Płonący ogień rozdrażnienia rozpalił się w jego trzewiach, a oczy na nowo odzyskały świadomość. Tym razem ślepia omiótł czarny, enigmatyczny cień.
— Od kiedy życie jest sprawiedliwe? Powiedz mi, gdzie jest sprawiedliwość i czym ona jest? Na tę łajzę, na tę ohydną personę powinien spaść siarczysty deszcz z nieba, a ty sypiesz na nią kwiaty? — sykną, ukazując kły. — Walczysz dla sprawiedliwości czy siły i dominacji? Myślisz, że ci skundleni łowcy kierują się jakimkolwiek kodeksem honoru? Liczysz, że nie podjęliby się nieczystego zagrania? Świat jest podły i okrutny, i będąc obrońcą sprawiedliwości, szybciej zginiesz, niż przyniesiesz zaszczyt ze swych zasług. Przetrwają najsilniejsi i najsprytniejsi. Jeżeli nie jesteś w stanie dokonać niemożliwego, spróbować podciągnąć się wyższych szczebli hierarchii, wzmocnić się to nie masz sensu tu żyć, bo każdy pachołek zostanie rozgnieciony w pył. Tak właśnie to wygląda. Jest to absolutnie zdrowe pragnienie. Gdybyśmy utracili to naturalne uczucie, zginęlibyśmy przytłoczeni niebezpieczeństwem i niemocą.
Pierwszy punkt zasad: nigdy nie dawaj wiary, gdy ktoś zechce przekonywać, że ludzie i demony mają wspólne interesy i zasady; że dobrobyt jednej strony oznacza dobrobyt drugiej. To wszystko łgarstwa. Demon nie dba o interesy żadnego stworzenia — wyłącznie o własne.
Pragnie korzyści wyłącznie dla siebie.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
— Dałem ci mylne poczucie bezpieczeństwa? — ironia wkradła się do tonu głosu Hotaru. Ileż to on sam wielokrotnie poddał się pierwotnym instynktom przetrwania, kilkukrotnie ocierając się przez to o śmierć? Ileż to pragnienie zawładnęło nim do tego stopnia, że nie był w stanie nad nim zapanować? Za każdym razem, gdy głodował.
Zacisnął mocniej palce na stali zabójcy, która ciężyła mu w dłoń. Mógł ukrócić jego żywot, ale widocznie nie był jedynym, któremu przyświecała ta myśli. Nie zareagował, kiedy sztylet pomknął w kierunku Rintarou. Opuścił miecz, jednakże nadal dzierżąc go w dłoni.
— Czyżbyś poczuł się pominięty? — Araki zmierzył białowłosego przeszywającym spojrzeniem, gdyż najzwyczajniej świecie jego zdrowie nie leżał mu na sercu. Nie podzielił ich wedle zasług, a własnego sumienia, które, dziurawe niczym sito, nie uwzględniało żadnych dobrych uczynków. Jakimż innymi wartościami miał się zatem sugerować przy ocenie sytuacji? Chłodna kalkulacja doprowadziła go do konkluzji, że Rintarou był mu potrzebny, Taishiro zaś zbędny. Bezinteresowność nie leżała w jego naturze. Oczywistym był fakt, że chciał ugrać na tym, jak najwięcej dla siebie. Slayer tak czy owak był martwy, przypłacił życiem za swoją pewność siebie. — Przestań ujadać. Jak chcesz się posilić, to zawalcz o swoją dolę.
Jego "spektakl" wywołał nie lada poruszenie wśród widowni. Demon mógł się tego spodziewać, jednak jego dusza artysty po raz kolejny nie myślała, nad konsekwencjami jego czynów, tylko nad ich jak najgłębszym dramatyzmem. Wszak nie mógł wymagać od byle demonów z ulicy, umysłu godnego konesera, by zrozumieć wartość merytoryczną finału, jakim chciał obdarzyć ten wieczór.
- Sprawiedliwość umarła w tym świecie wieki temu, pozostawiając po sobie coś, co ludzie nazywają sumieniem. Jednak czymże jest sumienie, jeśli nie możesz go dotknąć, ani zobaczyć? I czy demoniczna istota może je posiadać, czy jest to tylko jedna z wielu słabości, której brak nadaje nam siłę? - Taishiro rzucił w eter pytania obracając głowę w kierunku Rina - Skoro tak gardzisz tym żywotem, czemu nadajesz mu zaszczytu, dając jego ciału możliwość stania się twoją wieczną częścią? - zapytał demon, po czym niemal natychmiast odpowiedział - Dla siły i dominacji. To światła idea, dająca przetrwanie w tym świecie i skłamałbym, gdybym powiedział, że za nią nie podążał. Jednak bez celu i wartości, ta siła i dominacja jest zwykłą pustką, wyżerającą od środka, niczym ogień, który każdy z nas doświadczył. Ci, którzy zapominają, że robią to w imię Stwórcy, zamieniają się w bestie, które tylko strachem można namówić do posłuszeństwa. Po za Nim, mam również inną wartość, nadająca mojemu demonicznemu życiu szczęście, którą nie jest sprawiedliwość. I z powodu obu tych idei odmawiam sobie cieszenia się pięknem tej zdobyczy. Jednak nie zabraniam cieszyć się nią tobie, wiedząc, że moje myślenie jest mniejszością wśród demonów. Potraktuj to drobne zadrapanie, jako lekcja na przyszłość. Ponieważ inne demoniczne istoty, mogą mieć inne wartości zbliżone do twoich. I zamiast celować, tam gdzie trafiło, przecięłoby twoje gardło, nim zdążyłbyś to zauważyć, uważając się za pominięte w tym rozwoju spraw i chcące wywalczyć swoją dolę.
Następnie obrócił głowę do Arakiego, nie spuszczając jednocześnie ani na chwili wzroku z Rina, mając cały czas pod swoją wolną lewą ręką, prawą dłoń z zaciśniętym sztyletem:
- Czy czuje się pominięty? Zapomniany, mały, szczęśliwy z piękna tragizmu tej karmazynowej nocy. Jednak tak jak mówiłem nawet, gdyby moje ciało było nietknięte i znacznie silniejsze od waszych, nie zażyczyłbym sobie ani grama ciała tego łowcy, nie czując się godzien pożywienia się jego ciałem. I to nie z szacunku do jego byłego posiadacza, a z szacunku do zadania z nim związanego, którego nie dopełniłem.
Tai zdał sobie w sumie sprawę, że nie ma pojęcia, czy głos ich Boga był słyszalny również dla nich. Może za bardzo na wyrost powiedział, że nie są godni tej nagrody. Skoro, do tylko niego się zgłaszał, oni nieczuli żadnych wyrzutów, z jego niedopełnieniem. To, by wyjaśniało, czemu nawet się tym nie przejęli. A może mu się to tylko zdawało i ten głos, był tylko Jego wyobrażeniem, czego od niego chciał. Cokolwiek to było, nie miał zamiaru zmieniać swojego zdania:
- Dlatego dziękuje za twoją jakże miłą i hojną ofertą posilenia się, jednak jestem najedzony. Nie ciałem, które nadal jest wiecznie spragnione, a duszą będąc szczęśliwy, czego byłem tej nocy częścią. Tej wspaniałej krwawej sztuki, która na długo wstrząśnie Japonią. Ku chwale wieczności i sile, pochodzącej od Jego. Tego ogromnie tragicznego spektaklu walki. I za jej wspaniały tragiczny finał, której wam dane było uczestniczyć, a mi być jego świadkiem. Dziękuje wam szczerze, że mogłem doświadczyć tego dramatu razem z wami.
Demon westchnął głęboko, patrząc na swoich "rozmówców", czując jak regeneracja dalej następuje, a z jego oczu spłynęła drobna łza:
- Jednak zastanawia mnie jedno. Skoro wartości siły i dominacji, są waszą ważną częścią, czemu dzielicie się łupem, zamiast próbować zgarnąć całość?
- Wszak... - demon obrócił lekko głowę do Rina - krew za to trofeum, da ci znacznie więcej siły, od tego ciała. Zaś... - Taishiro obrócił głowę w kierunku Arakiego - ciało tego łowcy, ułatwi w znaczący sposób twoją regenerację. Widok demona, który oddaje zwierzynę komuś innemu, to dość rzadki widok. Zważywszy, że sam chciałeś, bym o nią zawalczył. - demon uśmiechnął się szerzej, a jego aura stała się niemal niezauważalnie milsza i przyjemniejsza - Czyżby siła i dominacja, to nie jedyne wartości ważne w waszym demonicznym życiu?
Był tak bliski strącenia głowy, mógł wyrwać ją Arakiemu, ale nie zrobił tego, zamiast tego przyjął ofiarę mężczyzny, pochłaniając darowana porcję. Nie patrzał na to przez pryzmat dobroci Hotaru, wszak ich znajomość nigdy nie opierała się na jasnych, szczerych intencjach — one były pełne komplikacji i matactwa. Każde z nich wielokrotnie próbowało pozbyć się drugiego, ale lata zweryfikowały ich próby. Spoglądnął na sylwetkę stojącą najbliżej niego tylko ukradkiem. Wzrokiem omiótł chłodną powierzchnię i spróbował dostrzec w niej najmniejszą szczelinę ludzkości, najdrobniejszą skazę, która kryłaby w tej powłoce uczucia. Oczywiście nie znalazł niczego takiego. Nie wierzył w jego dobroduszność. Na pewno nie tą kierowaną w jego kierunku. Wątpił, aby znany mu Hotaru posiadał sumienie, ale więc czemu? Czemu nie wyciągnął ostrza i nie dobił go, pozbywając się wiążącego ich ręce sznura pełnej intryg znajomości?
Miał wrażenie, że pierwszy raz od długiego czasu potrzebował dłuższej chwili, aby zebrać myśli; jakby zatopił się w głębokiej wodzie — były niewyraźne, zniekształcone przez poruszające się przypływy.
Od samego początku walki chciał przechytrzyć Hotaru, ale o tym wiedział tylko on sam. Mężczyzna nie mógł wejść przecież do jego głowy, mógł się jedynie domyślać, jak tym razem zareaguje ciało demona. Ale teraz... w aktualnym stanie nie miał szans nawet na próbę, jak bardzo by się o nią nie pokusił, nie zniknąłby sam z pola walki. Nie zmierzał mówić o tym głośno, aby nie wzbudzić w Atakim wątpliwości. Nie po tym, jak sam zdecydował o jego porcji pożywienia, gdy Taishiro musiał o nie walczyć. Przez moment zastanawiał się, czy w którymś momencie Hotaru nie zakupił u niego kredytu, który zamierzał teraz spłacić. Nie znał innej odpowiedzi.
— Czyżby siła i dominacja, to nie jedyne wartości ważne w waszym demonicznym życiu?
Odwróci wzrok od mężczyzn i wpatrując się w ścianę jednego z płonących domostw, odparł:
— Wartość zależy od okoliczności. Woda jest cenniejsza niż skarby tego świata dla kogoś, kto umiera z pragnienia. Dla tego kto tonie jest jedynie źródłem kłopotów.
Zdawało się, że Taishiro udało się uderzyć w jego czuły punkt.
Pomimo iż nie czuł się usatysfakcjonowany walką, wiedział, że każdy z nich zrobił wszystko co było w ich mocy.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Potyczki słowne między demonami zdawały się nie mieć końca. Głównymi rozmówcami zdawali się być Rintarou i Taishiro, którzy mieli zdecydowanie odmienne poglądy. Zaczepki ze strony białowłosego nie przeszkadzały jednak w pożywianiu się przez Rina martwym dsem, którego połowa ciała zniknęła już w układzie pokarmowym demona.
Rozmowa dwóch przymusowych przyjaciół nie miała końca. W tym czasie Taishiro doczłapał się w końcu do swojego lekko przypalonego ciała. Połączenie góry i dołu okazało się pójść dosyć dobrze (nawet bez użycia śliny), ale jednak Tai czuł, ze powrót do pełnej sprawności jeszcze trochę zajmie (to pewnie przez brak śliny). W tym samym czasie Araki przeglądał swój nowy miecz, który wcześniej był w posiadaniu Kyoyi.
W końcu ujrzeliście jak słońce zaczyna ociężale wyłaniać się zza horyzontu. Widząc nadchodzący dzień zbiegliście z lokacji, szukając miejsca, w którym moglibyście się bezpiecznie ukryć, a następnie opuścić stolicę.
Rany: Araki - brak lewej części torsu i lewej ręki [poziom 5], poparzenia drugiego stopnia na prawej dłoni [poziom 2]; Rintarou - brak prawej ręki na poziomie przedramienia [poziom 4], oparzenia czwartego stopnia nóg [poziom 4], oparzenia trzeciego stopnia lewej ręki [poziom 3], głęboka rana przechodząca przez połowę szyi [poziom 3]; Taishiro - oparzenia czwartego stopnia wewnątrz ciała [poziom 4], uszkodzenie mięśni i układu nerwowego [poziom 4]
Nie możesz odpowiadać w tematach