Zakończenie misji w Edo, pokonanie demonicy i co najważniejsze - przeżycie, aż prosiło się o uroczyste opicie tego wydarzenia. Mieli wszystkie gałki oczne, nosy, ręce czy nogi i nawet żołądek Chisany po paru dniach i lwiej ilości leczniczych ziół, wrócił do normalności, pozwalając mu absolutnie zniszczyć swoją głowę za pomocą sake. A tak przynajmniej zakładał plan Ayumu. Albo przynajmniej tak by zakładał, gdyby przynajmniej jakiś istniał. Bo tak po prawdzie, ten nie roztaczał się na niewiele więcej jak zwykłe; trzeba się napić. Biorąc natomiast pod uwagę grudniowe już chłody i brak jakiejkolwiek odpowiedniej przestrzeni do użytku wspólnego, przy jednoczesnym zachowaniu odpowiedniego odosobnienia, powziął decyzję, by na miejsce spotkania wyznaczyć swój własny pokój. Miejsca wydawało się starczyć na małe, kameralne zgromadzenie które było planowane.
Od jego powrotu z Kioto minął zaledwie dzień. Wystarczyło to jednak, by udało mu się odpocząć po podróży i do końca przetrawić całą wiążącą się z nią informacje. Wiedział jedno - zarówno to miasto, jak i Osaka, nawet nie próbowały już chociażby sprawiać wrażenia bezpiecznych. Demony dosłownie roiły się na ulicach, a ludzi którzy byli gotowi jawnie się im sprzeciwiać, praktycznie nie było. Wołali składać ofiary i oddawać hołd, niczym do wynaturzonych bożków. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że nawet jeśli ktoś chciał traktować ich jak bogów, to przecież stały w opozycji do tego, czym bogowie w Japonii w ogóle byli. Nikt tutaj nie modlił się do złych duchów. Nikt ich nie hołubił, a mimo to część faktycznie w taki sposób na te pokraczne, humanoidalne bestyjki patrzyła.
Jako czas spotkania wyznaczył późne popołudnie. Na dworze zaczynało zmierzchać, a okres sprzyjał zakończeniu wszelkich prac dziennych i zaszyciu się w zaciszu baraków zabójców i spędzenia nieco czasu w miłym towarzystwie. Na zgromadzenie zaprosił też Kotone, uznając za niezwykle zabawne by dać jej szansę spełnienia swoich zamiarów pogratulowania Chisanie. Nawet jeśli na mostku tego typu rzecz najpewniej powiedziała tylko w ironii, to nie wątpił że kogoś, kto postanawiał wgryźć się w szyję demona, zawsze ciekawie było poznać.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Nie zapukała jednak do drzwi od lokum brata, ani nie spytała o zgodę na wejście. Po prostu wkroczyła jak do siebie: w końcu byli rodzeństwem, gdzie ona była starsza, więc uważała, że ma "swoje prawa".
— Ayumu! — zakrzyknęła, podchodząc do niego, lecz po drodze zostawiając na stole przyniesioną ze sobą sake. Ułożyła dłoń na głowie brata i przyciągnęła go do siebie, aby czule ucałować w czoło. — Wyglądasz nawet lepiej niż przed naszą wizytą w Edo, dobrze cię pozbierali — stwierdziła z zadowoleniem i lekko uderzyła go w ramię.
Wyciągnęła zza pleców dotychczas trzymaną tam rękę i wręczyła bratu niewielką statuetkę Raijina, boga piorunów.
— Znalazłam tam na targu. Masz, na pamiątkę. Może cię przypilnuje, żebyś nie rozjebał sobie tego parszywego ryja do końca. — Cmoknęła z rozbawieniem, ale strategicznie nie zbliżyła się już bardziej do rozmówcy.
Stwierdzając, że wystarczy tych czułości z jej strony, usiadła przy stoliku.
— To co, poznam dzisiaj tę twoją starą, nową dziunię?
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Z pustymi rękami jednak nie miała zamiaru się pojawiać, więc jeszcze przed wyznaczoną porą postanowiła wykorzystać swój własny zapas mochiko. Mistrzynią kuchni absolutnie nie była, ale dango i mochi jeszcze wyrabiać potrafiła - przygotowała więc po kilka sztuk cymesów, nie wiedząc nawet kiedy zastało ją już późne popołudnie. Zawinąwszy więc smakołyki w lnianą chustę i butelkę sake do kieszeni haori - energicznym krokiem ruszyła do kwater Nishiōjiego. Miała jedynie nadzieję, że nie wpadnie tam ostatnia - i że starła z twarzy wszystkie ślady mąki.
Kotone zapukała do drzwi - bardziej jednak zwiastując swoje przybycie, aniżeli czekając na zaproszenie, bo zaraz potem sama wślizgnęła się do pokoju. Nieco zakłopotany uśmiech wpłynął jej na wąskie wargi, kiedy dostrzegła, że obecna jest już siostra Ayumu. Mimo tego, że sama Gato była od niej znacznie wyższa, to raczej się taka nie czuła.
— Dobrze widzieć Cię całą i zdrową, Mori-san — podjęła dość oficjalnie, starając się jakoś odnaleźć w sytuacji - i nie wyjść na kogoś z bambusem w dupie. Łypnęła spod rzęs na przyjaciela, podchodząc do stolika, gdzie położyła - kolejną już - butelkę sake i lniane zawiniątko, które poczęła rozpakowywać. — Botchan-dango i mochi z anko. Uroczyście przysięgam, że nas nie potruję — rzuciła poważnie, choć z nutą rozbawienia, prezentując kuliste, słodkie kluski - mimowolnie sprawdzając też zapięcie kołnierza haori. Chrząknęła, podnosząc ciemne spojrzenie na siedzącą przy stoliku kobietę. — Emm... Właściwie to nie wiem czy powinnam się przedstawiać — oznajmiła zupełnie szczerze, czując, że jeszcze trochę jej oficjalnego tonu i z posiadówy zrobi się jakieś spotkanie nad herbatą. — Powinnam? — spytała jeszcze, wzrokiem wędrując do Ayumu. W końcu ona słyszała o jego starszej siostrze, ale ona niekoniecznie musiała słyszeć o niej.
I caught you staring
Nie był z nimi blisko, zresztą, jak z każdym innym łowcą demonów. Jego samoizolacja była tylko i wyłącznie jego decyzją. Uważał, że wszelakie bliższe więzy na dłuższą metę mogą okazać się nie tylko męczące, ale również utrapieniem. Zbędnym balastem, zwłaszcza podczas przyszłych walk, jakie zapewne przyjdzie mu stoczyć z demonami.
Dlatego też zamierzał odmówić. Grzecznie, ale wciąż odmówić uczestniczenia w takim spotkaniu, które nie służyło niczemu innemu jak jedynie otumanić umysły niepotrzebnym alkoholem. Zamierzał...
Ostatecznie skończyło się na tym, że zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi do pokoju chłopaka, jak mu tam było? Ayase? Ayataru? Ayahane? Cholera, nie pamiętał. Bez względu na to jak bardzo próbował sobie przypomnieć, to jego wspomnienia usilnie odmawiały współpracy. Odetchnął przez nos, zaciskając mocniej palce na dwóch butelkach sake, które zabrał ze sobą. Miał szczerą nadzieję, że nie będzie musiał używać imienia Aykamiego. Czy jak mu tam było.
Zapukał.
Do samego końca po cichu liczył, że nikogo jednak nie będzie i że-
Skrzyp.. Cholera. No i masz babo placek, zabawa będzie.
Wszedł do środka, kiedy gospodarz go zaprosił jednocześnie wręczając mu w podarunku dwie dobrej jakości sake i dostrzegłszy kobietę skinął głową na jej powitanie zachowując przy tym odpowiednie maniery. Zajął najdalsze miejsce i dopiero pozwolił sobie na zabranie głosu.
- Cieszę się, że wasze rany zdołały się już zagoić. Pozwólcie, że teraz oficjalnie się przedstawię, gdyż ostatnim razem nie było ku temu zbytniej okazji. Ashikaga Chisana. - pokłonił się lekko, by po chwili ponownie wyprostować plecy jakby właśnie połknął jakiś kij.
- Moja droga, ja zawsze wyglądam fenomenalnie - prychnął w odpowiedzi, odsuwając się od niej i zajmując miejsce na podłodze. Oprócz jej przyjętej butelki, znajdowała się tam już jedna, a także cztery czarki do picia. Oczywiście jednak, w razie gdyby miałoby im brakować napojów procentowych, nie była to jego jedyna flaszeczka.
- Wygląda wspaniale - przyjął od niej pamiątkę, a po pobieżnym obejrzeniu, postawił przy jednej z nóg stolika, by nie wadziła niepotrzebnie. Zaraz też posłał jej niechętne spojrzenie, kiedy wspomniała o Kotone. Było wiele głupich rzeczy, które go bawiły, ale niekoniecznie ta konkretna. Już w sumie szykował się, żeby sformułować jakieś równie mało przyjemne sentencje, kiedy w pokoju pojawiła się kolejna osoba.
- Wybornie - pochylił się nad stolikiem, przyglądając się przyniesionym przez nie przysmaki. Wieczór robił się coraz lepszy. - Nie wiem w sumie - wzruszył ramionami w odpowiedzi na jej pytanie - Jej na pewno nie musisz - wskazał brodą na swoją siostrę, która siedziała na przeciwko niego. Następnie na scenę wkroczył ostatni element całego tego spotkania, czyli Chisana. Wydawał się na odrobinę zbyt poważnego, ale spokojnie, wszystko jeszcze było przed nim.
- Ayumu - przedstawił się grzecznie, sięgając po jedną ze znajdujących się na stoliku butelek sake i zaczynając rozlewać napój do czarek.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Więc chyba dawno się nie widziałeś w lustrze, kochany — burknęła z przekąsem, uśmiechając się półgębkiem.
Szczęśliwie zanim te przepychanki doprowadziły do kolejnego sparingu, do pokoju Ayumu zawitała kolejna twarz. Mori początkowo uniosła brwi, chwilę później mrużąc oczy, jakby chciała sobie przypomnieć, czy na pewno kobiety nigdy wcześniej nie widziała. W reakcji na jej słowa natomiast przyłożyła sobie dłoń do klatki piersiowej, jakby poruszona nie tylko samym stwierdzeniem, ale i "tytułem", którego wbrew pozorom dawno nie słyszała.
— Lubię ją — powiedziała szybko teatralnym szeptem, zwracając się do brata, a następnie ze szczerym uśmiechem wracając do — jak się domyślała — Kotone. — Z wzajemnością — odpowiedziała spokojnie, w dziwnym kontraście do swojej poprzedniej wypowiedzi.
Z nieukrywanym zainteresowaniem przyglądała się dłoniom kobiety, kiedy te rozpakowywały przyniesione przez nią opakowanie.
— Wyglądają przepysznie — przyznała, widząc jedzenie w pełnej okazałości. Nie sięgnęła jednak po przysmaki, stwierdzając, że kulturalniej będzie zaczekać z tym do przybycia ostatniego gościa.
Mori zaśmiała się cicho w reakcji na "dylemat", przed którym Gato postawiła sama siebie, a jeszcze bardziej na słowa Ayumu.
— Wiem o tobie wszystko, złotko — stwierdziła nonszalancko, jednocześnie kiwając głową na boki i machając dłonią na wysokości twarzy. Tego wieczora nic nie było w stanie powstrzymać jej przed wrobieniem kobiety w myślenie, że jej przyjaciel, a brat Mori, jest straszną plotkarą.
Już otworzyła usta, chcąc jeszcze coś dodać, jednak wtedy dołączył do nich ostatni gość: chłopak, którego Mori od dłuższego czasu chciała zwyzywać za bycie niekulturalnym wieśniakiem, który nawet się tam w Edo im nie przedstawił.
Szczęśliwie szybko nadrobił to.
— Okazja była, tylko chęci chyba brak — wtrąciła zaczepnie, pokazując białowłosemu koniec języka. — Mori. — Nie będąc pewną, czy pamiętał tamte okoliczności, postanowiła przypomnieć wszem i wobec swoje imię.
Gdy Ayumu rozlał sake, sięgnęła po jedną z czarek i uniosła nieco wyżej, wznosząc toast.
— To co... za spotkanie, zajebanie tamtej baby, szybko leczące się rany... i ludzi, którzy nie są skończonymi kretynami walącymi sobie do demonów?
Nie obchodziło jej to, jak wulgarnie zabrzmieć miały jej słowa. Nawet ona, w swojej pokręconej sytuacji, była wściekła na mieszkańców Osaki za popieranie grożących im potworów. W tym ich chrzanionej "księżniczki".
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
— Eeeem... — Złapała się na tym, że nieco bezmyślnie rozchyliła usta, kiedy Nishiōji stwierdził, że nie musi się przedstawiać - a jego siostra z pewną nonszalancją oznajmiła, że wie o niej wszystko. Odrobinę strącona z pantałyku zamrugała szybko i nerwowym odruchem - ponownie - poprawiła kołnierz czarnego haori, ot, dla własnego kurażu. — To... Tak. W porządku — zamotała się nieco, odchrząkując i przysiadając wzorem swoich towarzyszy do stolika.
Akurat w momencie, kiedy dołączył do nich białowłosy. Kotone obrzuciła go uważnym spojrzeniem i bogowie jej świadkiem, wyobrażała sobie tegoż herosa z zaułków Edo... zupełnie inaczej. Na pewno myślała, że jest wyższy. I mniej... niepozorny? Niemniej, nie dała tego po sobie poznać, oczywiście. Cicha woda brzegi rwie, jak to się mówi.
Uśmiechnęła się lekko na przytyk Mori do nowoprzybyłego - choć bez widocznej złośliwości.
— Gato Kotone, nie mieliśmy okazji się poznać — przedstawiła się grzecznie, obracając się w kierunku Ashikagi. Gdy Ayumu rozlewał sake do czarek, postanowiła jednocześnie zrobić to, co już wcześniej sobie obiecała - a czego przyjaciel się chyba ostatecznie po niej nie spodziewał. Wyprostowała się wyciągając przed siebie ręce, by w swego rodzaju salucie uderzyć pięścią o otwartą dłoń i pochyliwszy czoło, zwróciła się do białowłosego:
— Chisana-san, dziękuję Ci za... — Uratowanie? Ochronę? — ... osłanianie Ayumu w Edo. Masz moją wdzięczność — wyrecytowała, całkiem poważnie z resztą, odnajdując niecodziennej barwy oczy mężczyzny. Zaraz potem w jej oczach błysnął uśmiech - choć kąciki ust ledwo co uniosły się ku górze. — Słyszałam, że poważnie się zatrułeś... Po moich mochi nie powinieneś już rzygać — dodała już swobodniej, podsuwając do Chisany ryżowe smakołyki i sięgając już po swoją czarkę z trunkiem.
— Za spotkanie i tych, którzy jeszcze mogą sake pić — zawtórowała Mori, rzucając jej spojrzenie znad naczynka - kompletnie nie ruszona jej wulgarnością, która z resztą była całkiem na miejscu. — Kampai!
I caught you staring
Teraz przynajmniej znał ich imiona. Miał tylko nadzieję, że po tym wieczorze nadal będzie je pamiętał i że przypadkiem któregoś nie przekręci podczas rozmowy. Przyjął z lekkim uśmiechem na ustach czarkę, ale nie śmiał upić nawet kropki. Czy był zestresowany? Nie, bynajmniej. Raczej nie potrafił pozwolić mięśniom na rozluźnienie się i wciąż pozostawał spięty. Liczył, że po paru chwilach kiedy to alkohol wypełni jego krwioobieg on sam zacznie czuć większą swobodę.
Spojrzał na ciemnowłosą dziewczynę, której w żadnym stopniu nie rozpoznawał. Jej docinka sprawiła, że w Chisanie narodził się zalążek irytacji, choć skrzętnie skrywał tę negatywną emocję. Mimo wszystko miał ochotę posłać jej kwaśny uśmiech pozbawiony jakiejkolwiek wesołości, jednakże wiedział iż takie zachowanie byłoby karygodne, dlatego też obdarzył ją lekkim wygięciem kącików ust ku górze, tak bardzo wyuczonym przez te wszystkie lata, kiedy był zmuszony udawać fałszywie miłego.
- Nie musisz mi dziękować, Gato-san. Ayumu-san sam świetnie sobie radził i to on właściwie zadał ostateczny cios demonicy. - odparł, co właściwie było zgodne z prawdą. To jego cios praktycznie pozbawił jej głowy i to on zmusił ją do nieprzemyślanej autodestrukcji.
Uniósł dłoń, w której trzymał czarkę w rytm wypowiedzianego toastu, po czym opróżnił naczynie czując, jak przyjemna, choć nieco gorzka, ciesz rozpływa się wzdłuż jego przełyku.
Nie przepadał za alkoholem, choć niewątpliwie od czasu do czasu po niego sięgał. Nie, inaczej. Nie przepadał za skutkami ubocznymi następnego dnia i smrodem upitych ludzi. Na samą myśl jego wnętrzności dostawały skrętu.
- Gato-san, ty również byłaś podczas ataku na Edo? - zagadnął będąc ciekawym, czy dziewczyna też walczyła z demonami tamtej nocy. Nie była to ciekawość, a raczej sposób na podtrzymanie rozmowy. Uprzejmość. Dobre wychowanie. Można nazywać to wedle uznania. Odstawił małe naczynie na stolik obok, kładąc obie dłonie na swych udach, wpatrując się uważnie w dziewczynę.
Im więcej Mori mówiła, tym bardziej jej brat utwierdzał się w przekonaniu, że dobrze zrobił tak długo trzymając ją na odległość. Każde jej kolejne zdanie sprawiało, że wykręcał oczami, jak mogłoby się zdawać, coraz bardziej. Dlatego nigdy nie przyprowadzał dziewczyn do domu. I może też po części dlatego omijał Osakę szerokim łukiem. Nic jednak nie powiedział, ograniczając się do strzelania wspomnianych już min i uważnego lustrowania spojrzeniem tego, co znajdowało się na stoliku.
Parsknął wreszcie, kiedy już wszyscy zajęli miejsca i Kotone postanowiła w tak oficjalny sposób podziękować Chisanie, za osłanianie go podczas wydarzeń w Edo. Najbardziej chyba w tym wszystkim bawiło go to, że ona byłą w tym wszystkim poważna, podczas gdy chłopak zdawał się przywdziać na usta grzeczny, wyuczony przez każdego dobrze urodzonego uśmiech. Pozostawało mu być jednak wdzięcznym, że Chisana postanowił przemilczeć ten jakże drobny i mało ciekawy fakt, że demonica o mało ich tam wszystkich nie podusiła.
- Wszyscy radziliśmy sobie świetnie. Wciąż jestem pod wrażeniem twojej brawury - żeby nie powiedzieć głupoty zmieszanej z odwagą. Ayumu niewątpliwie podziwiał Chisane za to, że zdecydował się demonicę ugryźć, co było z resztą słychać w jego głosie. Inną sprawą było jednak, że nie uważał tego za posunięcie znajdujące się w top dziesięciu najmądrzejszych czy najbardziej przemyślanych.
- Oby wszystkie kolejne walki kończyły się dla nas dobrze - dorzucił swoje parę słów do toastu i przechylił czarkę, szybko wypijając jej zawartość.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Była prawie, że pewna, że jeżeli jedyną kobietą jaką miała okazję poznać dzięki bratu była jego przyszła żona, to może była to jedynie przykrywka, bo zwyczajnie bardziej gustował w kolegach.
Kiedy Kotone i Chisana wymieniali uprzejmości, a do jej uszu dotarły podziękowania do chłopaka za osłanianie jej brata, Mori automatycznie znowu skierowała się twarzą do niego. Złapała się za policzki i ułożyła usta w dzióbek, zachwycając się w ten sposób nad urokiem jego przyjaciółki.
— Nie zasługujesz na nią — stwierdziła, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Na ten moment jednak wypowiadała się pod samym kątem ich przyjaźni.
Prychnęła cicho z rozbawienia, gdy wszyscy zaczęli się rozwodzić nad tym jak świetnie im poszło i kto czym zabłysnął. Osobiście czuła niedosyt oraz pewnego rodzaju irytację związaną z faktem, że o ile rzeczywiście wydawali się być bliscy zwycięstwa, to kobieta zginęła w pewien sposób na własne życzenie. Nie wspominała jednak o tym na głos, nie chcąc zepsuć miłej atmosfery. Zakładając, że jest najstarsza z nich wszystkich, poczuła się trochę jak matka, która nie chce odbierać podopiecznym radości.
Tak samo jak Ayumu, po jego słowach wlała w siebie alkohol. Wzdrygnęła się zauważalnie; dawno nie miała styczności z sake.
— Obrzydlistwo — westchnęła cicho, odkładając naczynie na stolik. — Ale dobrze, może nasz "uzębiony bohater" — tu zerknęła na Chisanę — wypali ten syf, którego miał niewątpliwą przyjemność skosztować. Tak czy siak... jakie macie teraz plany na siebie? Ktoś jedzie może w kierunku Osaki? — kontynuowała, opierając się łokciami o stolik, a zgięte w kolanach nogi układając za sobą. — O chuj chodzi w ogóle z tą Uesugi i "wysłanniczką boga"? Słyszałeś coś na ten temat? Bo zapomniałam się przejąć, a podobno dużo mieszkańców ją za coś takiego uważa — zwróciła się do jeszcze do brata, którego, jak zgadywała najbardziej powinna obchodzić przyszłość ich rodzinnego miasta.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
— Nie wątpię, że sobie radził... — mruknęła. Nie chciała robić z Nishiōjiego sieroty, czy damy w opresji, która potrzebowała ratunku, bynajmniej. Zwyczajnie cieszyła się, że nie był w Edo sam i nie wylądował w barakach medyków ledwo żywy - a jedynie ranny. — Niemniej, i tak dziękuję — uparła się przy swoim, obrzucając Ayumu ostrym spojrzeniem, gdy ten parsknął w głos.
Szybko jednak porzuciła marsowe i groźne miny, wznosząc toast razem z dzisiejszymi towarzyszami. Śmiało przechyliła czarkę, czując jak palący alkohol spływa jej po przełyku - uczucie ciepła momentalnie rozlało jej się po mostku, dając dość miłe wrażenie przy kolejnym wdechu. Nie była wielką zwolenniczką alkoholu, ale nie można powiedzieć, że od niego stroniła.
Wyprostowała się nieco, kiedy Ashikaga zwrócił się bezpośrednio do niej - stanowił dość zabawny kontrast dla zdecydowanie bardziej wyluzowanych Nishiōjich, przez co wydawał się starszy aniżeli był w rzeczywistości. Kotone chrząknęła, nieco zakłopotanym ruchem pocierając policzek wierzchem swojej dłoni.
— Nie. To znaczy... Byłam, ale nie do końca — zamotała się nieco, wyraźnie niezadowolona z własnych losów tamtej nocy. — Eskortowałam ewakuujących się — wyjaśniła zwięźle, zaraz kierując spojrzenie na Mori, która zasypała ich pytaniami. Całkiem na miejscu z resztą - biorąc pod uwagę informacje od kruków Kasagai, które nadlatywały z południa Imperium.
— Ja jeszcze nie wiem gdzie się pokieruję. Myślałam o Nagoi... — rzuciła, bezpardonowo chwytając za butelkę sake, żeby rozlać przy okazji następną kolejkę. Nie bawiła się w konwenanse - jako zabójczyni demonów te z resztą jej nie tyczyły. — Chociaż dawno nie było mnie w Osace, a ten cyrk z demonimi bożkami jest... — Zrobiła zniesmaczoną minę, kręcąc głową z dezaprobatą. Zaraz jednak na jej twarzy odmalowało się głębokie zmartwienie, rzucając długi cień na bladej skórze. — Ludzie tam naprawdę muszą być przerażeni.
Co innego niż zwykły, zwierzęcy strach mógłby posunąć człowieka do uniżoności względem potworów? Przecież nie byli dla nich niczym więcej jak jedzeniem.
I caught you staring
Osaka, huh? Ile to minęło od ostatniego razu, kiedy odwiedził to miasto? Dwa miesiące? Może trzy. A wydawało się, jakby było to przynajmniej z dwa lata wstecz. To niepojęte jak tak ogromne miejsce może ulec zmianie w zaledwie jedną noc. Jakby nie patrzeć, utracili dwa miasta na rzecz demonów. To była ogromna przegrana dla łowców, bez znaczenia z której strony na to patrzeć.
- Spotkałem ją. - odezwał się nagle przerywając ciszę z jego strony. Uniósł spojrzenie znad czarki i obdarzył nim swoich rozmówców.
- Tę całą samozwańczą księżniczkę. Kiyo miała na imię? Tak, jakoś tak. Wygląda na dziecko, które dopiero zaczęło kwitnąć. Zawieszona między kobietą a dziewczynką. - odłożył czarkę obok i oparł się łokciem o kolano.
- Ma urojenia, że jest boskim darem. Arogancka i zapatrzona w siebie, której oddaje hołd niewyedukowana tłuszcza. Przerażeni? Może. - skierował głowę w stronę ciemnowłosej dziewczyny, która wyglądała na młodszą od Mori.
- Ale nie wydawali się tacy, kiedy mieli tuż obok siebie demonicę. Wyglądali na takich, którzy przywykli do jej obecności. Mało tego, zdawali się obdarzać ją szacunkiem. Obawiam się, że na ten moment jesteśmy na straconej pozycji. Słyszałem o łowcy, który został przegoniony z Kioto. Przez ludzi, a nie demony. - zamilkł na chwilę wsuwając dłoń pozbawioną palca na bok szyi i przekrzywił głowę, by pozwolić kręgom szyjnym na rozluźnienie.
- Ludzie tam nas nienawidzą. Uważają, że to nasza wina, iż zginęło tak wielu ich braci, przyjaciół, matek. Jeżeli tam wparujemy, jak myślicie, przeciw komu zwrócą się w pierwszej kolejności? Jeżeli o mnie chodzi, choć to okrutne, najchętniej zostawiłbym ich, aż wreszcie sami w desperacji szukaliby u nas pomocy, ale z drugiej strony oznaczałoby to dobrowolne oddanie dwóch znaczących miast w ręce demonów. A na to nie możemy sobie pozwolić. - machnął ręką i wzruszył ramionami. Zresztą, kim on był, żeby cokolwiek planować? Był zwykłym mizunoto, pachołkiem od zabijania. To nie do niego należały jakkolwiek decyzje.
- Wróciłem wczoraj z Kioto - oznajmił, przez moment jeszcze patrząc zamyślonym wzrokiem w już opróżnioną czarkę. - Tam też nie jest lepiej, nawet jeśli brakuje samozwańczej księżniczki demonów - wzruszył ramionami, krzywiąc się przy tym nieco. Taki obrót rzeczy przerażał. Ciarki przebiegały mu po plecach, kiedy myśli wracały do Yohime i tego, że z której strony na to nie patrzeć, znajdowała się w niebezpieczeństwie, a on nic nie mógł z tym zrobić. Nawet jeśli chroniły ją wysokie mury zamku, tak na prawdę nie wierzył w ich skuteczność. Ale sam też nie mógł nic zrobić.
Z ponurych myśli wyrwał go tak na prawdę głos Chisany, który miał nieco do powiedzenia na temat rzeczonej demonicy. Ayumu przysłuchiwał mu się z zainteresowaniem. Jakby nie patrzeć, zgadzał się z nim. Ludzie tam mogli wydawać się przerażeni, ale większość z nich, a przynajmniej tych którzy garnęli się do Kiyo, kierowała się czymś z goła zupełnie innym. Tego typu oddanie, fanatyczne wręcz uwielbienie, było chyba zachowaniem, które należało do tych najbardziej go odrzucających czy brzydzących. Równało się dla niego z całkowitym zastaniem i brakiem jakiejkolwiek chęci do podejmowania jakiegokolwiek wysiłku, by być autonomiczną jednostką.
- Dawno temu ją poznałeś? - zapytał jeszcze, dłonią sięgając po swoje kiseru i tytoń. Drugą natomiast wyciągnął w kierunku Kotone, nawet na nią nie patrząc, jednak oczekując od niej właściwego typu odpowiedzi na ten gest. Chciał zacząć od nabijania jej fajki, domyślając się, że ona też chętnie skorzysta.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Dalszej wypowiedzi chłopaka słuchała z rozchylonymi ustami, ewidentnie niedowierzając w to, co słyszała. Co jakiś czas spoglądała na Ayumu, wskazując na niego otwartą dłonią, jakby chcąc się upewnić, że do niego też to docierało.
— Ja jebię — westchnęła w końcu w ramach podsumowania, układając dłonie za sobą i odchylając się do tyłu. Kiedy się wyprostowała, popatrzyła na brata, który akurat zaczął mówić.
— Czyli z większych miast zostały nam Edo i Nagoja, jeśli nie chcemy skończyć na sznurze, tak? — Ewidentnie załamana przetarła oczy dłonią i popatrzyła po wszystkich. — Świetnie. Jakby sama walka z demonami nie była wystarczająco beznadziejna. Ale chyba nie pozwolenie im na całkowite panoszenie się jest ważniejsze niż reputacja. Chyba. — Popatrzyła na Chisanę. Tak samo jak on, najchętniej zostawiłaby to wszystko w cholerę i poczekała, aż mieszkańcy sami zmienią stronę. I być może rzeczywiście by to zrobiła, gdyby jej rodzinne miasto nie było teraz szczególnie zagrożone.
— Wydaje mi się, czy zaczynam ci zazdrościć potencjalnego kierunku? — rzuciła jeszcze do Kotone i napiła się polanej przez nią sake. — A ty wiesz, gdzie mnie szukać jakbyś był w Osace — dodała po chwili do brata i puściła mu porozumiewawcze oczko.
Po tym wróciła spojrzeniem na "Gryzonia", oczekując odpowiedzi na pytanie zadane przez Ayumu.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
— Tłuszcza ma to do siebie, że podąża za najsilniejszym... Skoro właśnie tak mogą kupić sobie życie dłuższe niż do zmroku, cóż. Nie mnie, zabójczyni z nichirin oceniać — skwitowała gorzko, unosząc czarkę i wychylając na raz jej zawartość. Odetchnęła głęboko, na chwilę tracąc głos, by zaraz znowu podjąć - błądząc wzrokiem od Chisany, do Mori i w końcu zawieszając go na Ayumu. — To tylko zwykli ludzie. Większość z nich nie miała broni innej niż nóż kuchenny w rękach. Chodzi im tylko przeżycie albo ochronę bliskich. W niektórych przypadkach zysk, ale od demona mogą się spodziewać tylko odłożonego w czasie zarżnięcia...
Mimo wszystko nie czuła się na pozycji, żeby usprawiedliwiać bądź wydawać wyrok na mieszkańców - jako ktoś po zupełnie innej stronie barykady, zdolny do czynnej walki. Nieskazanej z góry na porażkę - choć i to nie było pewne. Zwłaszcza teraz, kiedy ich szeregi zostały przetrzebione, a człowiek zwracał się przeciwko swoim.
— Sama teraz nie wiem co powinnam — odparła na uwagę Mori, uśmiechając się niepewnie kącikiem ust. Sprawozdanie Chisany wyraźnie ją poruszyło - bez słowa polała im kolejną porcję alkoholu, jednocześnie kątem oka dostrzegając ruch Nishiōjiego w jej stronę. Zmartwienie w jej oczach jakby złagodniało na ten gest.
— No nic. Pozostaje nam chyba czekać na rozkazy — skwitowała ostatecznie, sięgając do wewnętrznej kieszeni haori po swoje proste kiseru, które wręczyła zaraz Ayumu. Jednocześnie jako pierwsza sięgnęła po słodkie mochi, wgryzając się w nie w oczekiwaniu na odpowiedź Ashikagi - i nabitą fajkę.
I caught you staring
Chisana wiedział, że nie musi odpowiadać akurat na to pytanie. Odpowiedź sama nasuwała się na myśl, bez znaczenia jak bardzo mogło nie podobać się łowcom demonów. Na pytanie Ayumu odwrócił głowę w jego stronę i uśmiechnął się słabo.
- Parę miesięcy temu. Chodziła normalnie ulicami Osaki a ludzie ją pozdrawiali i zachowywali się, jakby była nie tylko jedną z nich, ale rzeczywiście jakimś boskim stworzeniem. Wiesz, Mori-san, tu już nie chodzi o reputację moją czy twoją, czy nawet samych łowców demonów. Fakty są takie, że straciliśmy dwa znaczące miasta. Miasta, w których zalęgła się choroba, wyżerająca ludzkość od środka. Jeżeli zaatakujemy teraz demony to obawiam się, że będziemy na przegranej pozycji. I nie tylko ze względu na te plugastwo ale i... samych ludzi. Skoro oddają im hołd to jestem pewien, że nie przywitaliby nas z otwartymi ramionami a kamienia i kosami. - na samą myśl, że taki scenariusz miałby miejsce poczuł jak ogarniają go mdłości. Wstępując w szeregi łowców demonów chciał walczyć z potworami i chronić ludzi, a nie stawać przeciwko nim. Prawdę powiedziawszy aktualnie byli pod ścianą i ich Mistrz musiał szybko wymyślić rozwiązanie dla tej sytuacji, bo im dłużej będą zwlekać, to Chisana obawiał się, że będzie tylko gorzej.
- Względem mnie powinniśmy póki co skupić się na Kioto, a Osakę zostawić. Nie damy rady odbić dwóch miast, a w Osace narodził się chory kult demonicy. Jej wyznawcy prędzej wydrapią nam oczy niż pozwolą się do niej zbliżyć. Z drugiej strony, jakby udało nam się odbić Kioto, to kto wie, może ta garstka przerażonych ludzi z Osaki otworzyłaby umysły i na nowo zaufałaby łowcom demonów, że jesteśmy w stanie ich obronić. - to wszystko wciąż pozostawało w strefie domysłów i gdybań. Jakby na to nie patrzeć, mieli związane ręce a działanie samemu mogło przynieść więcej szkód aniżeli pożytku.
- Na pewno chcesz tam wracać? - zapytał Mori. Jego głos jednak dźwięczał pusto, może nieco niechętnie, jakby zwyczajnie dziwił jej się, że w ogóle ma takie plany. Tu nie chodziło już o zwykłą możliwość stanięcia oko z demonem, a z całą ich chmarą, której najpewniej towarzyszyłaby wierna tłuszcza.
- Ale ogólnie się zgadzam; atakowanie miasta w którym demony czują się jak w domu jest... zwyczajnie nierozważne i bezcelowe. Nawet jeśli wyplenimy zarazę, ludzie i tak poczują, że znowu utracili bezpieczeństwo, którego zdawali się uzyskać chociaż namiastkę. Kioto wydawałoby się bezpieczniejszym zabiegiem. Pokazało ludziom, że aktywnie chcemy coś zmienić i jednocześnie dało jakiś wybór. Niektórzy może opuściliby Osakę i zaczęli ciągnąć do Kioto - skrzywił się, słowa popijając kolejną czarką sake. Czuł jak powoli się rozluźnia, kiedy alkohol żywiej zaczął krążyć w jego żyłach. Zdecydowanie była to przyjemna odmiana, bo od czasu powrotu miał wrażenie, jakby mimo sukcesu przedsięwzięcia, coś wciąż wisiało w powietrzu i zmuszało do siedzenia jak na szpilkach.
Odstawił czarkę na stół, do rąk biorąc wcześniej podane mu przez Kotone kiseru, nabijając je zaraz i oddając właścicielce, by sięgnąć również po swoje i je także uzupełnić. Ostatnie co pozostawało to zapalić, co z resztą zrobił chętnie, oferując ogień również Gato.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Bez słowa sięgnęła po sake, którą szybko wypiła, następnie wskazując siedzącej obok kobiecie, by nalała jej kolejną porcję. Poczyniła to samo, starając się dogonić trochę towarzyszy, a i sobie ująć bólu. Mimo to, uśmiechnęła się półgębkiem, słysząc komentarz brata.
— A mam wybór? — odpowiedziała Ayumu na zadane pytanie. — Co ja mu — swojemu mężowi — powiem, jak nie będzie mnie w domu tak długo? Nabiera się na te nasze rodzinne wycieczki i święta, ale to chyba już by było przesadą — westchnęła, pocierając twarz dłonią. — Z resztą, muszę mieć pewność, że jest bezpieczny. Spytam Tsuru i Satoshiego, czy wracają, może jak chociaż we trójkę się tam wybierzemy, to nie zostaniemy zjedzeni na wejściu.
Wlała w siebie kolejną porcję alkoholu i zakaszlała. Nie najlepiej weszło.
— W takim razie za dowództwo, i oby myśleli tak jak my. Albo lepiej — mruknęła, unosząc znów pełną czarkę i wypijając jej zawartość.
Westchnęła głośno, po czym odchyliła głowę do tyłu na kilka chwil. Kiedy zaczęło jej się w niej kręcić, ponownie opuściła ją i popatrzyła na zebranych towarzyszy.
— No to, żeby trochę rozluźnić atmosferę... opowiedzcie o najgłupszych rzeczach, jakie zrobiliście podczas swoich wypraw — zaproponowała, opierając się łokciem o stół. Drugą ręką natomiast sięgnęła po jedno z mochi, które w międzyczasie przekąsiła.
My body resembles a broken home.
Touched by the light, deceived by a dream,
I walk in the shadows just to be seen.
Przysłuchiwała się dość biernie toczącej się rozmowie o kolejnych krokach - zarówno indywidualnych, jak w przypadku Mori, jak i tyczących się wszystkich z Demon Slayer Corps. Pod względem taktycznym, musiała uznać zdanie Nishiōjiego - Kioto byłoby obecnie najlepszym celem, choć dalej wymagającym. Rzucanie się na ślepo na Osakę byłoby zwyczajnym samobójstwem. Milczała jednak, z kamienną twarzą rozlewając kolejne czarki sake, którego nie żałowała nikomu - w tym sobie. Gorycz alkoholu zagryzała słodką, ryżową kluską - którą szybko pochłonęła na raz, gdy Ayumu oddał jej już nabite kiseru.
— Dzięki — mruknęła - choć nie musiała - nachylając się do przyjaciela, by odpalić fajkę od podsuniętego w jej stronę ognia. Zamarła na krótką chwilę, czekając aż kizami porządnie się zajmie, zawieszając na moment ciemne spojrzenie na twarzy Nishiōjiego. Alkohol dopiero zaczynał żywiej krążyć w jej żyłach, rozlewając po tyczkowatym ciele przyjemne ciepło - powoli rzutujące rumieńcem na bladych zazwyczaj policzkach.
Odchrząknęła cicho, prostując się i zaciągając porządnie dymem - który moment później wypuściła wąską strużką z ust. Upiła kolejną czarkę sake, uzupełniając pozostałe - i z lekka błyszczącym już wzrokiem zlustrowała siedzącą obok Mori, jakby powoli przetwarzając kobiece słowa.
— Najgłupsze rzeczy na wyprawach...? — powtórzyła nieco bezwiednie, ponownie zaciągając się tytoniowym dymem. Zmrużyła oczy, przybierając iście zadumaną minę. — Jestem nudna, nie robię głupich rzeczy — stwierdziła nieco zrezygnowana, zaraz potem jednak dodając - jakby w zaprzeczeniu na poprzednie słowa: — Ale mam głupi nawyk szlajania się po onsenach, stawach i innych oczkach wodnych. Nie zliczę ile razy złapano mnie tak, jak mnie bogowie stworzyli. W tym wasz brat Satoshi — przyznała, nie wdając się jednak w żadne szczegóły - i pociągnęła kolejną kolejkę sake.
I caught you staring
Mori bardzo zgrabnie zmieniła temat na coś o wiele bardziej lżejszego, coś, co zdecydowanie bardziej odpowiadało przyjemnej atmosferze, jaka towarzyszyła wspólnemu piciu. Z chęcią wysłuchiwał kolejnych historii, jakie padały z ust kolejnych opowiadających, jednakże kiedy przyszła pora na niego, to nie przychodziło mu do głowy nic konkretnego. A już na pewno nic, co mogłoby ich w jakimkolwiek stopniu zainteresować. Oczywistym było, że nie uważał samego siebie za chodzący ideał, wręcz przeciwnie, aczkolwiek wyuczona wstrzemięźliwość, zdystansowanie oraz powaga sprawiały, że takich sytuacji mógł zliczyć na palcach jednej dłoni.
Choć ostatnia sytuacja, w której to wgryzł się w demonicę na pewno wliczała się do "najgłupszych rzeczy" i królowała na jego liście.
- Mam wrażenie, że nie muszę wam nic więcej mówić w tej kwestii. Wszyscy dobrze wiemy co zrobiłem... - powiedział w kontekście ich rozmowy posyłając zgromadzonym delikatny uśmiech.
Chisana upił jeszcze nieco trunku, by wreszcie powoli podnieść się z ziemi i zwrócić bezpośrednio do gospodarza.
- Dziękuję za zaproszenie, aczkolwiek jestem zmuszony do opuszczenia was. Drogie panie - tu zwrócił się do Gato i Mori, którym skinął głową, a następnie pożegnawszy się opuścił pokój.
zt
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Nie możesz odpowiadać w tematach