Były momenty, w których Shō Yosoidon - aktualnie znana wszystkim w Tsurugi jako Aoriyae - zwalczała bezsenność poprzez rozmyślanie nad życiem, które mogłaby wieść teraz w Riukiu, gdyby tylko tamtego dnia nie zdecydowała się uciec. Równie dobrze jednak mogłaby już nie wieść żadnego żywota, gdyby nie okręt, który uratował ją po nie do końca przemyślanym skoku w morze. Czasami zastanawiała się, czy powinna listownie poinformować rodzinę o tym, że nie pochłonęły jej fale, a jedynie nowe życie, dzięki któremu nie musiała myśleć więcej o honorze zbrukanym przez najeźdźcę z klanu Shimazu. Aoriyae nigdy nie cechowała agresja i żądza krwi, jednak śniąc widziała kilkukrotnie moment, w którym za pomocą nichironowego wachlarza dekapitowała nie demona, a człowieka, który wyrządził jej większą krzywdę niż którykolwiek z nocnych istot po dziś dzień.
Wszystkie te przemyślenia uderzyły w nią z pełną prędkością, kiedy uświadomiła sobie, że pośród Zabójców była już cały rok. I, pomimo tego, co mówili jej inni
nietykalni - udało jej się znaleźć w tym świecie ludzi, którzy traktowali ją z szacunkiem.
Pierwszym, a ostatecznie także najbliższym przyjacielem dawnej księżniczki stał się Matsudaira Hikaru. Mimo, że wydawała się przestać żyć przeszłością, to zawsze czuła się zdecydowanie bardziej komfortowo w kobiecym towarzystwie. Do momentu poznania
jego. Jak się dowiedziała, on także nie miał łatwego życia. Nie odebrano mu przyszłości, ale odebrano mu rodzinę. Zostali więc dla siebie wzajemnym wsparciem porównywalnym do wychowywanego razem, bliskiego sobie rodzeństwa. Aoriyae straciła brata, Hikaru brata oraz siostrę, dlatego idealnie wpasowali się w luki po martwych krewnych. Matsudaira tym samym stał się pierwszym mężczyzną, któremu zaufała po tym, jak odcięła się od własnego klanu - nawet Hashirze, który uczył ją Oddechu Wody przez ostatnie lata nie zaufała tak szybko i tak bardzo.
Z Hikaru doszli do momentu, w którym cisza przestała być krępująca, bo pokrzepiająca stała się sama obecność. Yosoidon zdecydowała, że jeżeli kiedykolwiek wróci na Okinawę, to zabierze ze sobą także jego. Przez Matsudairę odzyskała wiarę w przyjaźń, a także poczucie przynależności do rodziny - mimo całkowitego braku pokrewieństwa.
Rok 1652 był dla niej także czasem poprawienia umiejętności walki. Chociaż Fujiwara nie pozwolił jej trenować Oddechu z wachlarzami, tak po egzaminie wyraził zgodę, aby jej nichirin przybrało właśnie taką formę; tylko dlatego, że złożone i tak kształtem przypominały ostrza. W związku z tym musiała nauczyć się posługiwania nimi na nowo, bo techniki w niczym nie przypominały tego, czego uczyła się na rodzimej wyspie, ale też siłą rzeczy były inne niż walka z użyciem dłuższej, cięższej, w dodatku pojedynczej katany.
Jeden z jej treningów podpatrywała młoda kobieta, którą wciąż czekał ostateczny egzamin - Uesugi Ayame. Pomimo dość wyczuwalnego dystansu ze strony nastolatki, Aoriyae zaoferowała tej wspólny trening. Szybko zrozumiała, że szlachcianka nigdy nie miała dzierżyć broni, a katana niemiłosiernie jej ciążyła - dlatego też zaproponowała tej naukę sztuki samoobrony przywiezionej z Riukiu. Shō pojęła także niedługo później, z czego wspomniany wcześniej dystans wynikał: Ayame zwykła oceniać ludzi po klasach, z których się wywodzili.
Dlatego też dziewczyna stała się drugą osobą spośród zwykłych Zabójców, która poznała przeszłość Yosoidon. A jednocześnie była pierwszą, która w Korpusie otwarcie okazała jej niechęć z powodu pochodzenia.
Dystans nie zniknął w pełni, ale się zmniejszył. To jej wystarczyło; nawet, jeżeli Uesugi była bardziej niż niewdzięczna, to Aoriyae bardzo chciała przekazać komuś okinawską sztukę walki przedmiotem codziennego użytku.
Treningi i kojące spotkania z Hikaru były jednak tylko przerwami od tego, czym musiała zajmować się jako Zabójca Demonów. Z zachwytem obserwowała to, jak bezpośredni byli jej towarzysze; ich bezwzględność, której ona musiała dopiero się nauczyć. Swego czasu była niemalże taka, jak Ayame; niestworzona do walk, a do bycia towarzyszką swojego małżonka. Być może to właśnie przez to też miała więcej cierpliwości i lepsze podejście do szlachcianki. Trening na Zabójcę natomiast, a także pierwsze misje, uświadomiły Yosoidon, że musiała być równie bezpośrednia, co jej bardziej doświadczeni koledzy. Chociaż zabijania nie miała w genach, zmuszona była bezlitośnie pozbawiać głów kolejne stworzenia żywiące się ludzkim mięsem.
Przyzwyczajenie się do tego stanu rzeczy zajęło jej kilka miesięcy, aż w końcu mogła stwierdzić, że rzeczywiście nie czuła więcej żalu do ścinanych przez siebie demonów; nawet, kiedy te próbowały zagrać jej na emocjach. Ewentualnie nauczyła się zagłuszać współczucie obowiązkiem - w pewnym sensie Korpus Zabójców nadał jej egzystencji nowe znaczenie, uchronił od ciągłej biedy, a może nawet i przedwczesnej śmierci. Wdzięczna za tę szansę poprzysięgła sobie, że nie zawiedzie. I, że nie da się skusić przejściu na przeciwną stronę.
Śmierć podążała za nimi wszystkimi. Była wszechobecna i Aoriyae pogodziła się z jej obecnością, a także możliwością, że ona sama wkrótce spotka Izanami. Jednym z momentów, które niewątpliwie przybliżyły ją do takiej możliwości, było uczestnictwo w zadaniu razem z Yukiharu oraz Nishioji Satoshim. O ile połączenie wody, pioruna i płomienia może w naturze brzmieć dość niebezpiecznie, o tyle ich współpraca przerodziła się nie tylko w sukces Zabójców, ale i w znajomość, która szybko rozwinęła się w grupową przyjaźń. W pewnym sensie było to spełnienie marzeń księżniczki, która chciała znaleźć sobie “paczkę” przyjaciół, być częścią grupy mimo wszystko bardziej “personalnej” niż cały Korpus, w którym nie wszyscy nawet się znali.
Wygrali, przeżyli, ale to nie znaczy, że wrócili bez szwanku. Najgorzej ucierpiała właśnie ona; przemęczenie i zła technika lądowania sprawiły, że jej kolano odmówiło posłuszeństwa, a co za tym szło, nie była w stanie się dalej poruszać sprawnie podczas tego starcia. Szczęśliwie, demon był już na wykończeniu i moment później stracił głowę z ręki jednego z towarzyszących jej mężczyzn.
Długi czas po tym spędziła jeszcze u medyka, a potem na rehabilitacji. Była w stanie wrócić do pełni sprawności, jednak wymagało to czasu i z początku bardzo łagodnych treningów, których intensywność wzrastała z czasem. Nie pozostało jej wtedy nic innego jak po prostu modlić się o szczęśliwe powroty swoich znajomych.
...Shimazu Ema, ta ślepa…Chociaż w Tsurugi otaczali ją przedstawiciele wielu klanów samurajskich, nie spodziewała się usłyszeć nazwiska swojego oprawcy z Okinawy. Szczęśliwie lub nie, nie był to ten sam mężczyzna sam w sobie, a - jak wnioskowała - jakaś krewna. Siostra? Może już córka? Między samą Yosoidon a Shimazu była spora różnica wieku, więc nie byłaby zaskoczona wieścią, że miał już nastoletnie dziecko.
Kiedy już myślała, że ułożyła sobie życie na nowo - w towarzystwie Hikaru, Satoshiego, Yukiharu, a nawet Ayame - cały ten spokój legł w gruzach, przypominając moment, w którym wszystkie plany dotyczące jej przyszłości także zostały unieważnione.
Wtedy właśnie, pierwszy raz w życiu, Aoriyae pomyślała na poważnie o zemście. I, jakkolwiek nie przeczyło to jej naturze, myśl ta zaczęła zaprzątać jej głowę z każdym dniem coraz bardziej.