- Ty jesteś jakiś nienormalny! - Piekliła się głośno wciąż jednak idąc kilka metrów za nim. Burczała serię niezidentyfikowanych przekleństw pod nosem, które na pewno nie przystały prawdziwej damie w jej wieku. Wyglądała na zmęczoną. Nic zresztą dziwnego. Bolały ją nogi, piekły płuca i nie czuła już stóp. Szli przed siebie ponad godzinę coraz głębiej zatapiając się w dzikość pobliskiego lasu. Była zła na niego. Bardziej oczywiście na siebie. Po co znowu z nim polazła. Nocne wypady z Yuu nigdy nie kończyły się dobrze. Przynajmniej nie dla niej. Zawsze miał jakieś poronione pomysły do tego jeszcze się przy tym uśmiechał. Za każdym razem obiecywała sobie, że był to ostatni raz. Co mogła jednak poradzić, gdy pojawił się w jej oknie gdzieś między nocą a porankiem z tym szelmowskim uśmiechem gwarantując jej przygodę życia? Mieli iść tylko kawałek za posiadłość. Tam gdzie o świcie budziły się puchate króliczki. Gdzie pobliska świątynia przy stawie wyglądała o tej porze roku bajecznie. Wciąż oświetlona lampionami, a jednak w końcu pusta przez późną (lub już wczesną) porę. Teraz była już pewna, że wszystko zmyślił.
- Retsu ty idiotko - mówiła do siebie wciąż grzecznie za nim dreptając. Oddychała ciężko przez uchylone usta. Jej nos i policzki przybrały kolor soczystej truskawki. Robiło jej się też zimno, ale nie zamierzała więcej mu marudzić. Przynajmniej na następne pięć minut. Nocne niebo przybrało jasnoszary kolor zwiastując rychły wschód słońca. Na szczęście dla demona gęsta pokrywa chmur ochraniała go przed pierwszymi promykami. Przynajmniej na razie. W obecnym stanie najchętniej sama wystawiłaby go na słońce ciesząc się małym ogniskiem z jego płonącego ciała.
- Zgubiliśmy się tak? - Zapytała, chociaż wydało jej się to oczywiste. Był to jedyny powód, dla którego wciąż się go trzymała. Nie znała drogi powrotnej. Tęskniła za ciepłym łóżkiem i gorącą poranną herbatą. Chociaż nie czuła głodu zawroty głowy świadczyły o braku kolacji, z której wczoraj zrezygnowała. Popatrzyła w niebo wzdychając męczeńsko. Będzie miała zdrowo przejebane, gdy za kilkadziesiąt minut jedna ze służących wejdzie do jej pokoju i zastanie go w totalnym nieładzie i pustce. Ubieranie się po ciemku było raczej kłopotliwe, więc wcisnęła się w jakieś luźne kremowe kimono, które nie przystawało do wychodzenia w nim na zewnątrz. Coś łatwego do ubrania z pasem, który była w stanie zawiązać sama w nocy. Na górę narzuciła grubą pelerynę z futerkiem i kapturem w tym samym mlecznym kolorze. Na szczęście buty wybrała wygodne i dobrze ocieplane wraz z białymi zakolanówkami z miłego materiału. Jak zawsze zapomniała o rękawiczkach.
Poszła za nim, bo kojarzył jej się z wolnością. Ta wolność miała jednak swoją cenę. Była zbyt dzika, żeby mogła sobie z nią poradzić. Niszczyła ją pozostawiając wyplutą i bezbronną. Była szkodliwa, a jednak wciąż tak bardzo pożądana.
Chociaż nie miał pojęcia czy kiedykolwiek mu wcześniej odmówiła. Czy kiedykolwiek próbowała mu odmówić...
Znów skręcił, znów stawiał kroki gdzieś pośród kamieni, a las bardziej zaczynał przypominać górę, jakby udawali się na wspinaczkę. Gałęzie stanowiły skuteczną barierę przed słońcem, choć wiedział doskonale, że mogły nie być wystarczające - nie, jeśli towarzyszka chciałaby przed nim gdzieś uciec. Co jeśli natrafiłaby na polanę? Co jeśli wybiegłaby całkiem z lasu? Wolał stworzyć jej wyraźną klatkę, w której łatwiej było kontrolować, gdzie się poruszała. I obserwować jak się w niej rzucała.
- My? - zapytał, przystając na moment. Obrócił się do niej lekko, tylko po to, żeby wyciągnąć dłoń w jej stronę i postąpić dwa kroki, znajdując się obok i łapiąc ją za ramię. - Ja wiem doskonale, gdzie się znajduję i dokąd idę - powiedział, przyciągając ją do siebie i prędko obejmując, zaraz po tym wznawiając drogę, jakby w ten sposób chciał ją przymusić do dotrzymania mu kroku. Zmęczona będzie miała mniej czasu na ucieczkę, prawda? Zmęczona będzie bardziej markotna, ale i mniej chętna do podważania jego słów.
- Zapytałem czy chcesz zobaczyć świątynię, nie powiedziałem przecież, że cię do niej zabiorę - stwierdził, jakby te dwie rzeczy zupełnie się ze sobą nie łączyły. Jakby to przecież było jej winą jeśli zaszło nieporozumienie, bo to nie on kontrolował jej zrozumienie sytuacji. On wyrażał się jasno, nie obiecywał rzeczy niemożliwych...
Zacisnął jeszcze mocniej palce na jej ramieniu, nie pozwalając jej zwolnić tempa, ani tym bardziej odsunąć się, kiedy zbliżali się powoli do krzewów, pomiędzy które weszli. Yuusei wyraźnie nie dbał o to czy przejście między drapiącymi gałęziami było przyjemne dla dobrej panienki z domu. Nie przejął się zadrapaniami czy ukuciami, nie martwił się zahaczeniem o ubranie, niemalże ją ciągnąc na siłę, tym bardziej im ciemniej było na tej ścieżce. Gałęzie powoli zastąpił chłód kamienia i mrok, który był nieprzyjemny dla ludzkiego wzroku - ale nie sprawiał żadnego kłopotu tym demonim. Chociaż im ciemniej dookoła nich było, tym bardziej Yuusei zdawał się martwić o Retsu, nie pozwalając jej potknąć się o własne nogi czy kamień. Wystarczyło tylko wrażenie, jakby miała się o coś przewrócić, aby jego ręka mocniej się zacisnęła i podtrzymała ją, kiedy szli wilgotnym i z pewnością śliskim korytarzem przez... kilka minut? A może krócej? Trudno było to określić, kiedy nie było się świadomym przebytej ścieżki i musiało polegać na kimś, kto nie zdradzał konkretnej drogi. Kapanie wody słyszane z oddali było powoli coraz to głośniejsze, możliwe że nawet szum niewielkiej rzeczki.
Dopiero, kiedy można było poczuć, że znaleźli się w bardziej otwartej, choć wciąż zupełnie ciemnej, przestrzeni, demon rzeczywiście puścił ramię dziewczyny. W ciszy odszedł na kilka kroków tylko po to, aby po tym Retsu mogła dostrzec powoli łagodną poświatę prostego lampionu, który oświetlił w końcu ściany jaskini, w której znajdywało się niewiele - ale coś. Jakby ktoś wcześniej, jeszcze przed ich przyjściem, urządził w tym miejscu obozowisko. Yuusei wiedział, że nie on przygotował palenisko czy posłanie, ani nie on zniósł tutaj skrzynie czy książki, a nawet klatkę z dwoma puchatymi, śpiącymi królikami, ale Retsu wcale nie musiała wiedzieć, że oryginalny właściciel tych wszystkich przedmiotów niekoniecznie był żywy.
Można było też dostrzec niewielki basenik wodny, którego temperatura była nieco wyższa - wyjaśniało to wilgoć, ale jednocześnie i fakt, dlaczego w korytarzu wcale nie było aż tak zimno jak na zewnątrz. Gorące źródło, choć nieco dalsze od głównego źródła, z pewnością było powodem, dla którego ktoś mógłby zainteresować się tym miejscem.
- W każdej chwili możesz wrócić do domu. Ja cię nie trzymam w tym miejscu - rzucił bez większego przejęcia, kierując się w stronę posłania i opadając na nie wygodnie, jak gdyby nigdy nic. - Chociaż chyba tutaj jest cieplej niż na zewnątrz...
dialog #8b8000
Uważała, patrząc pod nogi. Z każdym krokiem leśna ściółka przypominała bardziej kamieniste wyrwy. Widząc jak przystanął sama się zatrzymała. Gdy pozostawił krok w jej stronę spróbowała zrobić jeden wstecz. Pochwycił jednak jej ramię bez problemu. Próbowała zaprzeć się nogami, czego pewnie nawet nie poczuł. Przyciągnął ją do siebie jak by nie ważyła absolutnie nic. Jęknęła męczeńsko prawie na niego wpadając.
- Umiem iść sama - skomentowała bez większego przekonania wiedząc, że jej protesty nie na wiele się zdały. Tempo jakie narzucił było dla niej stanowczo za szybkie. Musiała skupić całą swoją uwagę na drodze, żeby nie zaliczyć gleby.
- Oh jakiś ty wspaniałomyślny serio. Pogratulować pomysłu. Dzięki, że zapytałeś - burczała pod nosem plując sobie w brodę. Mogła się domyślić. Jego pomysły nigdy nie były dla niej korzystne. Za często wciągał ją w jakieś dziwne sytuacje; prosto w chaos kłopotów, żeby potem uratować ją na samym końcu. Chociaż jeszcze nigdy nic złego się jej przy nim nie stało. No przynajmniej nic poważnego. Yuusei nie kojarzył jej się z odzwierciedleniem bezpieczeństwa. Przypominał wolność, ale tą dziką i niebezpieczną. Skrzywiła się lekko, gdy zacisnął dłoń mocniej na jej szczupłym ramieniu. Wiedziała, że delikatna skóra oblecze się w tym miejscu siniakami. Próbowała odgarniać gałęzie i krzewy tą samą dłonią, w której trzymała materiał jasnego kimona, co okazało się niemożliwe. Syknęła gdy jednak z gałęzi przetarła się po jej policzku z charakterystycznym pieczeniem ranionej skóry. Chociaż poranek zbliżał się coraz bardziej miejsce, do którego się udawali robiło się coraz ciemniejsze.
- Gdzie jesteśmy? - zapytała cicho jak by bojąc się mówić głośniej. Zamilka, gdy ciemność całkowicie uniemożliwiła jej widzenie. Słyszała jedynie ich kroki i swój przyspieszony oddech. Bała się. Strach sprawił, że mimowolnie przylgnęła do jego boku, bo Yuu wydawał jej się mniejszym złem niż to co czaiło się w ciemności. Serce podchodziło jej do gardła za każdym razem, gdy prawie potykała się o własne stopy.
W końcu ją puścił. Momentalnie objęła się ramionami, bo chociaż było tutaj cieplej niż na zewnątrz, poczuła chłód gdy ją zostawił. Czekała licząc swoje oddechy. Czy on też słyszał jej szybko bijące serce? Zmrużyła lekko powieki, gdy słabe światło lampionu oświetliło niewielką jaskinię. Rozejrzała się po jej wnętrzu nie kryjąc zaskoczenia. Słysząc jego słowa spojrzała na niego z politowaniem świetnie zdając sobie z tego sprawę, że była obecnie na jego łasce. Nie uśmiechało jej się samodzielne błądzenie po lesie, gdy na zewnątrz temperatura była już mroźna. Jej pełne usta wygięły się w pobłażliwym uśmiechu, gdy odparła:
- Jeśli chciałeś zabrać mnie do swojego domu, mogłeś od razu powiedzieć. Naprawdę. Uroczo - skomentowała nie kryjąc sarkazmu. Była zmęczona, zmierzła, trochę śpiąca, zziębnięta i przede wszystkim zirytowana. Gdzieś jeszcze czaił się strach, który zwalczyła wraz z delikatnym światłem lampionu. Podeszła do niego strzepując dłonią jego nogi, żeby je przesunął. Usiadła na skraju posłania podwijając kolana pod brodę. Skuliła się, bo wciąż było jej zimno mimo, że temperatura jaskini powoli ją ogrzewała.
- Długo będziesz tu siedział?
- W jaskini - odpowiedział na jej pytanie jakby była to najbardziej oczywista pod słońcem rzecz. Niemalże napawał się tym powolnym rozdzieraniem dobrze ułożonej panny - jej rodzinnego domu, zastanawiając się jak wiele problemów i zmartwień, ale przede wszystkim zdenerwowania mogło spowodować jej zniknięcie. Może miała już wybranego męża, któremu miałaby być oddana - może na dzisiaj były rozplanowane przyjęcia czy inne spotkania, na których miałaby się pięknie prezentować. Może wizyty? Nie wiedział, choć zawsze całe życie tych siedzących wyżej wydawało mu się dziwnie znajome i tak samo obrzydliwe. Nienawidził ich, jednocześnie uwielbiając patrzeć jak tracili grunt pod nogami i wszystkie pozory, które starali się utrzymać, powoli opadały, odkrywając wszystko co było brzydkie w nich.
- Myślisz, że niedźwiedź tutaj zahibernował? - rzucił, kiedy szli w ciemnościach, a dźwięk jej oddechu odbijał się od ścian. Zmęczenie? A może strach? Choć przecież nigdy nie pozwolił, aby stała się jej poważna krzywda, nie mogła wcale być pewna, że również teraz nic by się jej nie stało. Nie znała go, nie wiedziała co siedziało w jego głowie, a on nie ułatwiał jej odgadywania.
- To nie jest mój dom. Ale znalazłem ostatnio to miejsce - stwierdził niewzruszony informacją, z którą podzielił się z Retsu - w końcu fakt, że znajdywali się w cudzym domu wcale nie sprawiał, aby ta sytuacja była znacznie lepsza. Nawet jeśli trudno było określić czy Yuusei rzeczywiście mówił prawdę. Często oscylował gdzieś na granicy, ujawniając tylko półprawdy i odpowiadając zagadkami. Jeśli nie chciał czymś się dzielić, trudno było to z niego wyciągnąć. Jeśli chciał się z kimś drażnić, przychodziło mu to z zadziwiającą łatwością.
Z drugiej strony, przecież ktoś kto wydawał się być aż tak wolny i bez większych zmartwień, musiał gdzieś żyć i mieszkać. Podobna jaskinia wydawała się być dla niego dobrym miejscem. Pasował do niej, a może ona do niego? W końcu trudno było wyobrazić go sobie nie tylko już w samym domku przy kochającej rodzinie, ale równie abstrakcyjnym obrazem zdawał się być dom gdzieś w wiosce, chyba że chciałby ją całą obrócić przeciwko sobie.
Przesunął niechętnie nogi, robiąc rzeczywiście miejsce dla dziewczyny, choć wyraźnie nie śpieszył się z odpowiedzią na jej pytanie, kiedy po dłuższej chwili ciszy podciągnął się do siadu. Nachylił się do Retsu, wyciągając dłoń do jej policzka, kciukiem przesuwając po drobnym zacięciu na jej policzku, a zaraz po tym przesunął tę dłoń do własnych ust, zlizując tę odrobinę. Jadł jeszcze zanim zjawił się pod jej oknem, ale skoro już sama się zraniła, szkoda było marnować pożywkę. Nawet jeśli była to tylko krew.
- Miałaś plany na dzisiaj? - zapytał, podnosząc się z posłania i pozwalając jej samej zająć je całe.
Dość prędko mogła zobaczyć jeszcze więcej z tego, jak surowe było to miejsce, kiedy Yuu nieśpiesznie rozpalił małe palenisko, nad którym znalazł się garnuszek z wodą. Bardziej niż dla siebie, postanowił zaparzyć herbatę dla niej. Może starą i zleżałą, może gorszą od tej do której była przyzwyczajona panienka, ale na pewno ciepłą.
Zresztą, dało się dostrzec, że sam demon nie bardzo martwił się tym czy była ona dobrze zaparzona, poprawnie czy jakkolwiek.
W końcu podsunął dziewczynie czarkę z naparem, który mógł pozostawiać wiele do życzenia w kwestii smaku.
- Zamierzam... siedzieć tutaj kilka godzin. Rozumiesz, wolę funkcjonować w nocy, a nie w dzień. Zresztą, wszystko co interesujące, ma miejsce w nocy - stwierdził swobodnie, przysiadając tym razem przy posłaniu zamiast na nim, wyraźnie dając Retsu tę odrobinę prywatności w tej chwili, że mogła mieć dla siebie pełne, cudze, posłanie. - Rozgość się, skoro oboje wiemy, że nigdzie beze mnie nie pójdziesz - rzucił z szerokim uśmiechem, a w jego głosie jasno dało się powiedzieć, że pastwił się nad sytuacją, w której ją zamknął. Chodź gdyby ktoś go zapytał, chętnie by dyskutował na ten temat, kto rzeczywiście był prowodyrem wszystkiego - w końcu on jedynie wyciągnął dłoń z ofertą, nie kazał jej za sobą iść ani tym bardziej przyjmować tego, co oferował.
dialog #8b8000
- Jasne, jasne nie wstydź się - rzuciła zaczepnie, bo tak było łatwej niż pytanie do kogo należało to miejsce i co stało się z jego właścicielem. Nie była matką teresą. Nie martwiła się o obcych nieznajomych. Wiedziała też w jaki sposób pożywiały się demony. Dlatego nie zapytała, woląc po prostu nie wiedzieć. Gdy wyciągnął w jej stronę dłoń wstrzymała na chwilę powietrze. Zblokowała z nim spojrzenie nie ważąc się nawet mrugnąć. Jego skóra była miła i ciepła w porównaniu z zziębniętym policzkiem w odcieniu soczystej truskawki. Nie odsunęła się, odrobinę za długo patrząc jak zlizał dwie krople szkarłatnej posoki. Dosłownie chwilę zastanawiała się czy mu smakowało. Na szczęście zmienił temat, zanim zdążyła go o to zapytać.
- Pewnie tak. Jakieś nieistotne - odparła wzruszając lekko ramionami. Zawsze były jakieś nieważne plany. Jakieś przyjęcia, jakieś herbaty czy kolacje. Zawsze była okazja, żeby modnie się ubrać i wypindrzyć, bo tego od niej wymagano. Po to istniała; żeby była piękna i pachnąca. Idealna i tak krucha. Dlatego nikt z rodziny nie podchodził do niej zbyt blisko jak by bali się, że dziewczyna rozsypie się na tysiące kawałeczków pod najmniejszym dotykiem niczym droga porcelana. Była oczkiem w głowie ojca. Perełką ulubioną w całej kolekcji. Jedyną córką, którą przede wszystkim unikał. Bał się jej czy bał się o nią?
Przyglądała się jego poczynania rozsiadając odrobinę wygodniej na posłaniu, skoro już zrobił jej więcej miejsca. Sposób w jaki rozpalał palenisko, jak zalewał dziwnie wyglądające, wysuszone zioła. Bez problemu mogła stwierdzić, że nie robił tego po raz pierwszy. W porównaniu z nią. Sama pewnie by zginęła. Umarłaby z głodu, z pragnienia. Nie potrafiła rozpalić nawet zwykłego ogniska. W teorii wydawało jej się to banalnie łatwe, ale nigdy nie miała nawet okazji, żeby po prostu spróbować. Wyglądała niczym kremowy karmelek, tak bardzo nie pasujący do otoczenia. Siedząc na zakurzonym posłaniu z nogami pod brodą. Jej jasne ubrania prezentowały się nienaturalnie na ciemnym, kamiennym tle. Materiał peleryny pobrudził się od błota, a wygodne, ocieplane buty nie były już takie wygodne. Zdecydowanie byłyby lepsze, gdyby ktoś ją nosił na rękach. W końcu nikt nie brał pod uwagę, że księżniczka będzie aż tyle chodzić.
- Dzięki - szepnęła przyjmując naczynie z parującym napojem. Wdychała chwilę parę pozwalając, żeby ciepło ogrzało jej zmarznięty nos. - Próbujesz mnie otruć? - Zapytała niby żartem, chociaż nie czekając na jego odpowiedź wzięła pierwszego łyka gorącego napoju. Skrzywiła się od razu, gdy ziołowo gorzki smak zalał jej usta. Fuj. Przełknęła ciecz z wyraźnym wahaniem, jednak nie myśląc za długo wzięła kolejnego łyka. Smakowało okrutnie, a jednak rozgrzewało od środka. Były to warunki, w których nie mogła pozwolić sobie na luksus. Wszystko z jego winy. I ze swojej.
- Po co mnie tutaj zabrałeś? Skoro aż tak nie chciałeś być sam wystarczyło zaprosić jakąś kelnerkę z karczmy. Pewnie w przeciwieństwie do mnie nawet by się ucieszyła - marudziła patetycznie blokując z nim mahoniowe tęczówki. Jej długie włosy, tak cholernie niepraktyczne dla każdego kogo zadaniem nie było tylko wyglądanie pięknie, rozlały się wokół jej drobnego ciała spływając aż na posłanie. Nie rozumiała go. Nie znała jego motywów, chociaż za każdym razem wydawało jej się, że pragnął jej nieszczęścia. Może lubił patrzeć jak cierpiała? Mimo to wciąż za nim poszła, bo chyba podświadomie chciała właśnie tak cierpieć. Bo zdecydowała o tym cierpieniu sama. - Będą mnie szukali. Cieszy cię fakt, że jestem od ciebie zależna, Yuu? - odważyła się w końcu zapytać, wyobrażając sobie chaos jaki nastanie wkrótce, gdy pierwsza ze służących przyjdzie do niej ze śniadaniem.
Nie martwiło go to zastygnięcie. Nie był nawet odrobinę speszony, kiedy Retsu zamarła, samemu sięgając po to, na co miał w tej chwili ochotę - robiąc to co zawsze.
- Jeden dom cię ogranicza. Możesz mieć też pieniądze, żeby mieć więcej domów... ale duża własność też rodzi swoje problemy. Martwisz się i zastanawiasz czy nie zostaniesz okradnięty. Tak jak te bankiety - rzucił lekko, nawet nie spoglądając na dziewczynę. Może bardziej mówił do siebie? Może opowiadał o niej samej? - Będą się martwili, gdzie podział się ich klejnocik w szkatułce. Ach... panika w całej rezydencji, poszukiwania. Pół miasta przynajmniej zostanie postawiona na nogi - mówił, rozbawiony, wyraźnie w dobrym nastroju na podobny scenariusz. Chaos, wszechobecny i wszechogarniający, który miał być belką w oku tych bogatych i możnych.
Może nawet przygotowanie napoju lżej mu przyszło właśnie z racji na podobną fantazję, której się oddał. W końcu już od dawna nie przywykł do robienia czegoś dla innych z samej uprzejmości - może bardziej z faktu chcenia lub niechcenia. Jeśli nie miał na coś chęci, dlaczego miał się za coś zabierać? Jeśli coś miało nie przynieść mu wymiernych korzyści, które go interesowały...
Zawiesił wzrok na jej twarzy, kiedy zadała pytanie - wiedział, że nie miała nawet go na myśli, bo w innym wypadku nie piłaby tego, co rozgrzewało ją od środka. Uśmiechnął się jednak powoli, łagodnie i miło, co w pełni kłóciło się ze słowami, które zaraz padły z jego ust:
- Miałoby to sens, gdybym nie planował cię zjeść. Po co zatruwać swoje własne jedzenie?
Nie dało się jednak za bardzo powiedzieć czy żartował. Wszystkie jego słowa padały albo z uśmiechem, który tak trudno było rozróżnić, albo z zupełną powagą. Był rozmówcą niemożliwym, nieprzejętym, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Trudno było znaleźć jego słabe punkty, coś co można było nacisnąć, aby go zabolało, nawet jeśli zdawało się, że przecież każdy powinien jakieś mieć.
Nie uciekał wzrokiem, kiedy ta wyraźnie próbowała... zrobić co? Pokazać swoją pewność? Odgadnąć jego myśli?
- Sama za mną przyszłaś, nie zabrałem cię tutaj - stwierdził, korzystając z każdej możliwości, aby przypomnieć jej, że przecież przyszła za nim dobrowolnie. Przyszła tutaj, bo chciała... Za każdym razem szła za nim, bo chciała.
- Bawi - poprawił spokojnie, zastanawiając się przez moment. Przymknął oczy, odwracając od niej twarz. Nie musiał w końcu jej pilnować. A gdyby zaczęła próbować uciec... poszedłby za nią. Tylko po to, żeby pastwić się nad jej nieporadnością i próbami powrotu do domu drogą, do której najpewniej nie przykładała nawet uwagi, kiedy szli nią pierwszy raz. - Chociaż bardziej bawi mnie panika w twoim domu, która wybuchnie.
Wyciągnął jednak powoli dłoń w jej stronę, luźno łapiąc kilka z jej kosmyków, tylko po to, aby nagle mocniej zacisnąć na nich palce i przyciągnąć bliżej do siebie.
- A jesteś ode mnie zależna? - zapytał cicho, dość chłodno, jakby podobne stwierdzenie mu się nie podobało, czemu zaprzeczył prędko jego zmieniający się ton na lżejszy i radośniejszy:
- Możesz iść, gdzie chcesz. Możesz nawet opowiedzieć swoim rodzicom o mnie. Myślisz, że nie próbowaliby się mnie pozbyć? Och, może nie sami, nie osobiście... Może wezwaliby samuraja czy innego gówno wartego policjanta? Obiecali cię w mariażu za odcięcie mi głowy - powiedział, mówiąc to z większym rozbawieniem, kiedy jego palce luzowały ucisk na jej czarnych kosmykach. - Może to ty lubisz być ode mnie zależną?
dialog #8b8000
- Jesteś po prostu szalony - dramatyzowała na głos. Szalony, nieprzewidywalny, złośliwy… A ty idiotko wciąż za nim polazłaś. Nie próbowała nawet mu odmówić. Jak zawsze zresztą.
Miała zwyczajnie za długi język. Nie potrafiła sobie odmówić jakiegoś komentarza. Głupiego pytania, kiedy przykładała naczynie do ust. Jej mahoniowe tęczówki odrobinę za długo zatrzymały się na jego ustach wyginających się w ten lisi, szelmowski uśmieszek. Ten, który nie zwiastował niczego dobrego. Wpatrywanie się w jego przystojną twarz przychodziło jej zadziwiająco łatwo. Przynajmniej mogła sobie wmawiać, że była ładną otoczką dla takiego drapieżnika jak on. Jak by wszystko w nim miało za zadanie przyciągnąć do niego swoją ofiarę. Czy Koro też tak wyglądał? Nie potrafiła sobie przypomnieć.
Słysząc jego komentarz herbata wróciła jej się do przełyku przez zaciskający się żołądek. Przełknęła ślinę nie odrywając od niego spojrzenia. Była samobójczynią, a czy Yuu mógłbyś jej katem? Prychnęła pod nosem przewracając oczami.
- Jeśli lubisz obgryzać same kości - skomentowała z wyuczoną pogardą jak by dobór jego posiłków pozostawiał wiele do życzenia. Jej dłonie jednak mocniej zacisnęły się na gorącym naczyniu. Serce ominęło jedno uderzenie bijąc krótko nie do obranego rytmu. Macki strachu, chociaż jak zawsze ignorowane, wciąż gdzieś się czaiły.
Zmianę tematu przyjęła z dziwną ulgą.
- Powtarzasz się - zauważyła wspaniałomyślnie, wiedząc że miał po prostu rację. Powinna była zostać w sypialni. Odwrócić się na drugi bok i spać dalej. A jednak samodzielnie i jak najbardziej świadomie dała mu się zaprowadzić do oglądania świątyni. Świątyni, do której nigdy nie dotarli. Upiła dwa kolejne łyki gorącego napoju. Lustrował czujnie jego dłoń trzymającą zabłąkane pasmo jej włosów.
- Jeśli myślisz, że twoja głowa jest warta chociażby ćwiartkę mojego zamążpójścia to jesteś chyba odklejony - powiedziała patetycznie chwytając pasmo włosów bliżej swojej głowy, próbując uniemożliwić mu ciągniecie za nie. Włosy napiety się lekko wraz z jej niezadowolonym grymasem. - Nie dopowiadaj sobie. Naprawdę chciałam zobaczyć tę świątynię - dodała nie do końca pewna swoich słów. Gdy poluźnił uścisk na jej włosach, wyszarpała je jednym ruchem z jego dłoni. Podniosła się powoli wstając z posłania. Wciąż czuła zmęczenie, ale nie było już jej aż tak okropnie zimno. Zaczęła krążyć po jaskini przypominając jednego z królików w klatce. W końcu stanęła na krawędzi niewielkiego źródła.
- Często zabierasz panienki do obskurnych jaskiń?
Kto miałby powstrzymać go przed pożarciem znajdującej się przy nim dziewczyny, która sama tak chętnie za nim szła? Kto miałby mu powiedzieć nie? Zabronić, powiedzieć wprost że nie mógłby tego zrobić?
- Jeszcze jest krew, tłuszcz, oczy. Skóra również. Nie jestem wybredny w tym co jem - odpowiedział bez większej urazy jej tonem, jakby chcąc utrzymać ją w przekonaniu, że była równie dobrym posiłkiem dla niego co każdy inny człowiek. Zresztą, było w tym dość sporo prawdy akurat. Dlaczego miałby się ograniczać?
Nie podnosił się, ani nie walczył zbyt mocno, kiedy dziewczyna próbowała nieco ulżyć swoim włosom. Pastwił się, pozwalając jej wyszarpać swoje włosy.
- Mogę sprawić, że twoje zamążpójście nie będzie warte nawet ćwiartki tego, co moja głowa - odpowiedział z cichym śmiechem, rozsiadając się wygodnie, kiedy kobieta już się podniosła i uciekła od niego w popłochu, niby chcąc to rozejrzeć się czy przespacerować. Był pewny, że po prostu się bała - nieznanego, w którym utknęła. W końcu sama sprowadzała na siebie ten los, w którym nie miała kontroli nad sytuacją. Robiła to na własne życzenie za każdym razem.
Ale dla Yuu była to po prostu zabawa. I może korzyści. W końcu kiedy miała na sobie coś drogocennego, równie dobrze mógł to zabrać. Nie martwił się za bardzo pieniędzmi, które nie dotyczyły go w sposób, w jaki dotyczyły innych - kiedy czegoś chciał od człowieka, mógł to po prostu ukraść. Od demonów? Mógł... spłacać później. Właśnie takimi pięknymi przedmiotami, które mógł ukraść, a może z czasem spieniężyć?
- Mogę zabrać cię do świątyni później, chociaż co za to dostanę? Spełniam swoje zachcianki, a nie twoje, nie jestem twoim samurajem na posyłki - zauważył, przymykając oczy, bardziej nasłuchując ruchów w jaskini. Nie sypiał, nie potrzebował przecież tego - ale nie musiał się również obawiać jakiegokolwiek ataku ze strony Retsu. Nie wróciłaby bez niego do domu i o tym doskonale wiedziała.
- Preferuję onseny. Jaskinie są doskonałe na przeczekanie dnia. Ciemno, a czasem ludzie się w nich zagubią, więc dodatkowy posiłek. Szczególnie zimą, kiedy szukają schronienia przed zamiecią... - zatrzymał się na moment, po którym podniósł się nieśpiesznie do pionu, zaraz w dwóch krokach znajdując się również przy krawędzi źródła.
- A może chciałaś usłyszeć, że jesteś jedyną, którą zabieram do podobnych miejsc? - zapytał, popychając ją zaraz do wody, choć nie mogła poczuć, aby tam wpadała - tylko dlatego, że złapał ją mocno za ramię, pozwalając żeby zawisła. Nie, żeby woda miała wyrządzić jej jakąkolwiek krzywdę, nawet gdyby wpadła do niej. Mogłaby tylko narzekać na to, że byłaby cała przemoczona. Ale Yuusei wyraźnie wybrał znów zabawę nad jej losem, przechylając lekko głowę na bok, obserwując ją i jakby wciąż podejmując decyzję o tym, czy powinna wpaść do wody, czy jednak nie. - Zresztą, chyba nie wypada obrażać domu zmarłych? Ktoś tutaj mieszkał i się starał łanie udekorować, a ty to nazywasz obskurną jaskinią...
dialog #8b8000
Wolność była celem, miarą i nagrodą, której tak otwarcie pragnęła. Nie potrafiła tego ukryć, chociaż starała się wyglądać na jak najbardziej obojętną. Nie mogła się przy Yuu za bardzo odkrywać. Był dla niej niebezpieczny, bo chociaż fizycznie nie wyrządził jej dotychczas żadnej krzywdy, a mógł ją przecież zjeść wielokrotnie, mieszał jej po prostu w głowie. Robił to specjalnie. Nawet ona zdawała sobie z tego sprawę. Ofiarował jej wybawienie tylko po to, żeby potem ją porzucić. I w momencie, w którym już prawie o nim zapominała pojawiał się ponownie we framudze jej okna wyciągając do niej swoją dłoń. Dając posmakować tej upragnionej wolności, w której się pławił. Nawet jeśli obydwoje zdawali sobie sprawę, że ta wolność tylko jej szkodziła. Tylko ją niszczyła.
Przewróciła oczami, bo ludzkie części, które jadł były co najmniej…
- Obrzydliwe - skomentowała zdegustowana. Nie chodziło nawet o samo jedzenie mięsa, ale oczy? Do tego na surowo? Demony były dziwne. Stanowiły gatunek naturalnych drapieżników, którzy nie mieli sobie równych. I tak obrzydliwe.
Uniosła brew ku górze nie do końca mu wierząc, chociaż podświadomie wiedziała, że Yuu pewnie bez problemu znalazłby sposób, żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć jej życie.
- Niby jak? [/i] - Rzuciła wstając i niby bez powodu zwiększajac między nimi dystans. Była zbyt ciekawska, żeby nie zapytać. A jednak na tyle ostrożna, żeby się od niego odsunąć. Co zamierzał zrobić? Oszpecić jej śliczną buzię, za którą młodzi szlachcice ustawiali się sznurem? Okaleczyć, żeby nie była w stanie chodzić albo się ruszać? Było wiele możliwości, a jednak znała swoją wartość. Znała wartość swojego rodu, swojego nazwiska i przede wszystkim własnej urody. Bo tylko ta ostatnia nadawała jej jakąkolwiek wartość. Jego cichy śmiech wciąż odbijał się echem od kamiennych ścian jaskini. Przechadzała się krótko. Trochę nerwowo stąpając po oświetlonym jedynie pomarańczowymi promieniami ogniska kamieniu. Zerknęła na niego kątem oka widząc jak rozsiadł się wygodnie. Ziewnęła, przysłaniając usta wierzchem dłoni, bo chociaż był już wczesny poranek wciąż czuła zmęczenie nieprzespanej nocy i długiej wędrówki. Yuusei dołożył wszelkich starań, żeby była w bezużytecznym stanie. Tylko dlaczego?
Na wzmiankę o świątyni parsknęła cichym śmiechem.
- [b] Daruj sobie. Byłabym wdzięczna, gdybyś wskazał mi drogę do domu i tyle. Wystarczy mi wędrówek z tobą - odparła stając przy brzegu i wpatrując się w parującą wodę. Miała już dość podążania za nim z ufnością. Już dzisiaj się przejechała na jego humorze i nie zamierzała powtarzać błędu. Planowała powrócić do posiadłości i tyle. Koniec z Yuuseiem i jego durnymi pomysłami.
- Chyba sobie żartujesz - zaczęła kręcąc w niedowierzaniu głową. Słysząc szelest za plecami spróbowała się odwrócić w jego stronę, jednak był zbyt szybki. Nim się zorientowała traciła już równowagę popchnięta nagle w kierunku nierównej tafli wody. Zachłysnęła się powietrzem przymykając w panice oczy. Zbyt sparaliżowana, żeby chociażby krzyknąć. Przygotowała się na spotkanie z wodą. Miała nadzieję, że źródło nie było głębokie, bo nie potrafiła pływać. Nic takiego jednak się nie stało. Nie pozwolił jej spaść. Jeszcze.
Zwisające nad wodą długie włosy jak i peleryna odsłoniły jej cienkie podomowe kimono i łabędzia szyję. Mahoniowe tęczówki blokowały z nim spojrzenie z tak idealnie widoczną paniką.
- Wciągnij mnie. To nie jest zabawne - zarządała z pozoru spokojnie. Chociaż bez problemu mógł wyczuć jak drżało ramię, za które ją przytrzymywał. Spotkanie z wodą zakończyłoby się pewnie chorobą. Może nie, jeśli mogłaby się przebrać z mokrych ubrań. Wtedy na pewno musiałaby zostać w jaskini aż do wyschnięcia. Jeśli oczywiście nie utopiłaby się wcześniej. Wybornie. - Yuusei! - Pisnęła próbując się go chwycić wolną ręką. Przypominała kotka bawiącego się kłębkiem wełny, bo jej dłoń jedynie machnęła w powietrzu nie dosięgając go. Ponownie zdana na jego łaskę.
- Jak myślisz? - zapytał. - Mógłbym wydłubać ci oczy, oskalpować... Może uciąć rękę, albo i nogę? Mięso na policzkach też jest całkiem smaczne... - zaczął wyliczać równie lekko jakby opisywał w tej chwili panującą na zewnątrz pogodę. Nie miałby celu w krzywdzeniu jej, nie teraz, kiedy i tak niewiele mógłby zyskać. Zawsze obniżenie jej wartości mogło polegać na czymś zupełnie innym. Inne działanie, rozpuszczone plotki i słowa. - Wymykająca się w środku nocy panna, nie wiadomo dokąd ani z kim... Myślisz, że byłabyś równie wiele warta, gdyby ludzie na dworze i wszyscy potencjalni kandydaci wiedzieli, że jesteś zużytym produktem? - zapytał, wcale nie zmieniając tonu. Lekkość trzymała się jego głosu, kiedy wpatrywał się w jej sylwetkę, jakby knuł dokładny plan. Nie musiał mówić w końcu prawdy - bardziej przerażającym był fakt, że mógł zmyślać wszystkie wydarzenia i przychodziło mu to z niebywałą łatwością. Trudno było zaprzeczyć, że miał pełną kontrolę nad własnymi słowami i tym, do kogo mogły trafić. Powolne rujnowanie reputacji Retsu mogłoby nawet wpłynąć na to jak jej rodzina ją traktowała. Może z czasem zechcieliby się jej nawet pozbyć? Uwolnić od balastu, jakim się stała na przestrzeni dni, tygodni, miesięcy?
- Nie wybieram się nigdzie, ale nie prowadziłem cię na oślep. Jesteś wolna wybrać się do domu, kiedy tylko zechcesz - odpowiedział w dokładnie ten sam sposób co zawsze na jakiekolwiek prośby kierowane w jego stronę, aby zabrać ją z podobnego miejsca. Nie chciał odpuścić - nie było mu również po drodze wyprowadzanie jej w środku dnia z jaskini, w której przecież on był bezpieczny. Nie zatrzymywał jej, nie kazał nigdy za sobą podążać. I może właśnie to z jaką pewnością siebie zjawiał się u jej okna sprawiało, że ślepo za nim podążała? Nie prosił się jej, bo jeśli usłyszałby odmowę, jak gdyby nigdy nic, sam ruszyłby w noc na swoje wędrówki. Posiadała wybór, który ograniczał się wyłącznie do decyzji, które Yuusei chciał, aby podjęła. Do niczego innego.
Poluźnił uścisk, żeby zaraz po chwili złapać ją mocniej - choć pozwolił, aby jej ciało znów opadło minimalnie bliżej wody. Wszystko tylko przez ton, którego użyła, a na które słowa wyraźnie uśmiech mu zrzedł. Zdawał się być bardziej znużony, kiedy wpatrywał się w nią. W zupełnej ciszy, jakby te słowa przeważyły zupełnie na losie dziewczyny. Tym bardziej kiedy dostrzegł jak ta próbuje się go złapać drugą ręką. Nie miał zamiaru jej na to pozwolić, wyrwać się czy wspiąć po nim z powrotem.
Puścił ją, pozwalając wpaść do wody, która nie była wcale głęboka - ale skąd ona mogłaby o tym wiedzieć? Była w stanie w niej usiąść, dno było wyczuwalne tuż pod palcami, a też i nie spadła nagle z ogromnej wysokości, też za sprawą przytrzymującego ją demona.
I nawet w takiej chwili, kiedy wpierw pozwolił jej wpaść do wody, możliwe że nawet na utonięcie, gdyby tylko zadławiła się wodą lub w panice nie potrafiła wyciągnąć głowy sponad tafli, znalazł się tuż nad nią.
Złapał jej mokre włosy, tuż przy skórze głowy, wyciągając za nie, aby jej głowa na pewno znalazła się nad wodą. Niemalże zmusił ją do siadu w ten sposób, a woda rzeczywiście ledwo sięgała jej obojczyków, kiedy się wyprostowała.
Yuusei jednak nie puścił, uważnie się jej przyglądając, jakby wciąż nie skończył swojej zabawy. Jakby właśnie bawił się z nią w kotka i myszkę, jakby sprowokowała go sama do podobnego zachowania.
- Dlaczego miałbym cię wciągać? - zapytał, swoim ciężarem uniemożliwiając jej nawet podkulenie kolan a co dopiero próbę ucieczki, kiedy przysiadł w wodzie na jej udach. Zbliżył się do niej, zmuszając żeby nie była w stanie nawet odsunąć twarzy w inną stronę. Mogła uciekać wzrokiem, ale tego już nie mógłby kontrolować...
- Dopiero ci powiedziałem, że nie będę spełniał twoich zachcianek - rzeczywiście się powtórzył, szczerząc na moment swoje kły, które zaraz kłapnęły przy uchu dziewczyny. - Jeszcze raz i stracisz palca. Zrozumiano? - dodał, po tym już puszczając jej włosy. Uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic - jak gdyby nie zagroził jej odgryzieniem niczego. W gruncie rzeczy, nie zagroził. Poinformował wyłącznie o możliwych skutkach jej dalszych działań.
- Chcesz wracać do domu przemoczona? Chyba dopiero co było ci zimno.
dialog #8b8000
Nie miało to większego znaczenia. Widziała, ż Yuusei jej to bardzo barwnie i kreatywnie przedstawi. Istniało wiele możliwości, wiele rozwiązań. Nie była aż tak głupia. I chociaż może jeszcze o tym nie wiedział nie widziała w sobie żadnej wartości. Była zaledwie śliczną buzią niczym więcej. Gdyby nie wysokie urodzenie byłaby kompletnie nieprzydatna. Zbyt słaba, zbyt chorowita, zbyt delikatna. Skinęła głową nie mogąc się z nim nie zgodzić. Czy była zużyta? Może jeszcze nie, ale momentami sama się pchała, żeby skończyć właśnie w taki sposób.
- Jestem popsuta. Jak gnijące od środka jabłko. Tak soczyście i smacznie wyglądające z zewnątrz - stwierdziła z lekkim westchnieniem, wzruszając szczupłymi ramionami. Inne panny w jej wieku całe życie przygotowały się do zamążpójścia. Ona liczyła dni do końca swojej wolności, której i tak nie miała zbyt wiele. - Bezwartościowa - dodała ciszej, bo jej samoocena od lat nie należała do pochlebnych. Sprawianie wrażenia niedostępnej księżniczki było niczym tarcza. Ostateczna ochrona.
1, 2, 3 sekundy później spadała. I chociaż upadek nie był twardy. I wszystko rozegrało się w kilka sekund, obiecała sobie, że był to ostatni raz; że już nigdy za nim nie pójdzie.
Zaczęła głośno kaszleć, gdy szarpnięciem wyciągnął ją z wody. Znalazła się tam na zaledwie dwie sekundy, jednak jej reakcje były znacznie wolniejsze niż jego własne. Jęknęła cicho pociągnięta za włosy. Ułożył ją jak mu pasowało, bo w tym momencie bezwładne ciało nie stawiało żadnego oporu. Niczym szmaciana lalka w jego szponach nie mogła się ruszyć. Oddychała płytko przez otwarte usta. Panika przysłaniała jej pole widzenia, gdy wpatrywała się w tę parę pionowych źrenic. I chociaż to głównie strach zagościł w jej mahoniowych tęczówkach było tam coś jeszcze. Upór.
- Po co próbujesz mnie nastraszyć? - cedziła rozeźlona, chociaż jej cienki głosik nie wydał się już tak władczy jak przedtem. Był tak przystojny, a zarazem tak okrutny. Czy właśnie w taki sposób jako drapieżnik przyciągał do siebie głupiutkie ofiary? Bo tym przecież teraz była. Jej serce wybijało nierówny rytm boleśnie obijając się o żebra. Rozszalały puls osiadł rumieńcem na bladych policzkach. Nie była w stanie odwrócić wzroku, gdy trzymał ją tak blisko siebie. Jej dłonie w którymś momencie odruchowo powędrowały na jego tors próbując z całej siły go od siebie odsunąć. Próba była jednak tak marna, że prawie w ogóle nie wyczuwalna. Słysząc kłapnięcie szczęk tuż koło ucha jej ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść. Nie potrafiła się powstrzymać, chociaż bardzo nie chciała pokazywać mu jakiejkolwiek oznaki słabości. Z drugiej strony wszystko w niej wyglądało na słabe. Bała się, a jednak hardo wpatrywała w niego pełnymi emocji oczami. Milczała z ustami zaciśniętymi w wąską linię. Może był to element przetrwania, bo zazwyczaj nie potrafiła powstrzymać swojej niewyparzonej buzi.
Parsknęła pod nosem kręcąc z niedowierzaniem głową, gdy już w końcu puścił jej włosy. - Po prostu pięknie - piekliła się, ale już nie tak głośno.
Jej przemoczone ubranie przylgnęło do filigranowej sylwetki dopiero teraz ukazując jak bardzo drobna i krucha naprawdę była. Ojciec i bracia od zawsze traktowali ją jak drogą porcelanę, która mogła pęknąć pod naporem chociażby jednego spojrzenia.
- Dlaczego, Yuu? - szepnęła wciąż blokując z nim spojrzenie. Wpatrywala się w niego jeszcze krótką chwilę, jak by samo spojrzenie miało dać jej upragnione odpowiedzi. Ciężko było powiedzieć czy wilgotne strugi na policzkach były efektem wody czy słonymi łzami. Dłonie przestały go odpychać zaciskając się na materiale jego ubrania. Westchnęła z rezygnacją opadając czołem przed siebie, na jego ramię. - Dlaczego nie możesz mnie zostawić w spokoju? Dlaczego musisz wszystko komplikować? Po prostu nie przychodź więcej, dobrze?
Nie ruszył się, nawet nie drgnął przy żadnym z jej ruchów. Siedział w miejscu niewzruszony, jakby co najwyżej próbowała go pogłaskać. A mimo, że nie ruszył się w żadnym kierunku, również nie pozwolił jej utonąć. Nie pozwolił jej na tak idiotyczną śmierć, nie pozwolił jej na tak idiotyczne zagrożenie. Nawet jeśli sam wepchnął ją do wody, nawet jeśli mógłby z łatwością ją utopić, albo rozerwać, albo zwyczajnie pożreć, nie zrobił dotychczas żadnej z tej rzeczy. Dbał o to, aby żyła, niezależnie od tego w jakie nieprzyjemne dla niej sytuacje ją sprowadzał.
- Nastraszyć? - zapytał wyraźnie rozbawiony podobnym stwierdzeniem. W końcu nie to było jego celem, nie musiał jej straszyć - gdyby zależało mu na jej strachu, już dawno by się znudził. Uzyskiwanie strachu było banalnie proste. Mógłby kogoś zamordować na jej oczach, mógłby kogoś pożreć. Mógłby zrobić wiele rzeczy, które zostawiłyby na jej psychice jeszcze silniejsze ślady niż to co robił. On się z nią droczył, wskazując jej jednocześnie miejsce w tej drobnej zabawie, którą toczyli - a której Yuusei był pomysłodawcą. Podobała się jej? Nienawidziła jej? Demon był osobiście zachwycony wszystkim, co miało miejsce. Uwielbiał patrzeć jak się denerwowała i jak cierpiała, jak wyklinała zaraz, aby mógł jej przypomnieć o tym, że do niczego jej nie zmusił i sama była sobie winna tego, co się działo. To ona za nim szła, sama i nie zmuszona.
- Nie muszę cię nastraszać... Wiesz, do czego jestem zdolny. A może mam ci pokazać? Pożreć kogoś na twoich oczach? A może ciebie? - powiedział, w końcu nie widząc podobnej potrzeby, nie kiedy wiedziała, że był demonem. Nie musiał jej nastraszać w żaden sposób, bo jeśli nie bała się go od początku, udowadniała wyłącznie własną głupotę. Nie musiał jej pokazywać powodów, dla których musiała czy powinna się go bać.
- Och? Chcesz zostać sama? Tutaj, w jaskini? Chcesz, żebym już po ciebie nie wracał? - zapytał, po raz kolejny się z nią drocząc, jakby zignorował w pełni jej pytanie o powód, dla którego wracał, a ten był zupełnie prosty. Bawił się nią. Pozwalał sobie na zabawy zabawką, która sama szukała jak wyrwać się z nudnej codzienności. - Mogę spełnić twoje życzenie, kiedy zajdzie słońce. Zostawię cię samą w spokoju, już nigdy się nie zjawię, już nikt cię tutaj nie znajdzie... - mówił, przystając na jej prośbę tylko i wyłącznie, aby przekręcić ją w najgorszy możliwy sposób, o jakim mogła pomyśleć. Choć może wizja śmierci głodowej, a może z wyziębienia, nie była wcale tak zła w obliczu tego, co mogło ją czekać? Puste życie nic nie znaczącej szlachcianki, puste życie jako żona, a może i matka, jeśli byłaby w stanie urodzić dzieci.
- Co masz do stracenia jeśli jesteś bezwartościowa? - zapytał nagle łagodniejszym tonem, który mógł przyciągnąć uwagę - szczególnie w kontraście z tym jak jeszcze przed chwilą był oschły czy jak szydził z niej. Nie odpychał jej, pozwalając się na sobie oprzeć. Pozwalał jej na wiele rzeczy. Mogła próbować wyrządzić mu krzywdę, mogła próbować na niego narzekać czy go wyzywać, choć jego cierpliwość najbardziej wydawała się kończyć wtedy, gdy padał w jego stronę rozkaz. Jedna rzecz, która mogła doprowadzić go do szału, jak gdyby Retsu była w stanie zagrozić w jakikolwiek sposób jego wolności i swobodzie swoimi słowami, a on musiał od razu przystępować do ataku.
A teraz znów na nowo przyswajał do siebie swoją zabawkę.
- Ludzie są słabi. Jedząc coś zgniłego sami chorują... pozwól im ugryźć. Daj im tego skosztować. Czym ryzykujesz? Co tracisz jeśli niczego nie masz?- zapytał, choć było bardziej niż jasne, że było to ze względu na ukochany przez niego chaos, który uwielbiał wprowadzać niż przez sympatię do dziewczyny. Uważał ją za bezwartościową, nie okłamywałby jej ani nie próbował zaprzeczyć jej własnym słowom na ten temat.
Mogła poczuć jak odsunął się od niej tylko po to, aby zaraz mogła poczuć jak nieco bardziej się uniosła. Zamiast jego na swoich kolanach, mogła poczuć że to ona siedziała na jego. Odchylił się nieco w tył, opierając na jednej dłoni na dnie źródełka, drugą swobodnie przejeżdżając po jej mokrych włosach, aby zaraz po tym zjechać na jej skórę na szyi, na policzek, w końcu jednak łapiąc ją za podbródek aby odciągnąć od swojego ramienia i przyciągnąć do swojej twarzy, niemalże ją zmuszając, aby się na nim położyła. Obserwował ją ze spokojem, uważnie, jakby szukał oznak... czegoś.
- Prosisz mnie, żebym ci się więcej nie pokazywał, ale nie chcesz mnie nawet puścić. Boisz się, że twoje życzenie się spełni? - powiedział, jakby zupełnie bez przejęcia, bo jego wzrok utkwił w zadrapaniu na jej policzku. Przejechał po nim kciukiem, mogła poczuć lekkie ukucie. Mogła poczuć zaraz jak znajdywał się jeszcze bliżej, żeby zlizać stróżkę, która powoli zaczynała się formować w tamtym miejscu, tym bardziej przy jej aktualnych rumieńcach. - Nawet na pełny posiłek się nie nadajesz, jesteś za słaba - stwierdził, puszczając jej podbródek, tylko po to, aby ułożyć ciężkie przedramię na jej talii, utrudniając jej ewentualną ucieczkę od siebie.
dialog #8b8000
- Jeśli uda mi się wrócić już nigdy za tobą nie pójdę, Yuu. To był ostatni raz - zdecydowała cichym, pewnym głosem. Może były to zaledwie słowa rzucone na wiatr. A może rzeczywiście zamierzała nigdy więcej nie dać mu się skusić. Będzie musiał sam się przekonać.
Czuła się pewniej dopóki to ona ustalała granicę ich bliskości. W pierwszym momencie, w którym to on przejął pałeczkę poczuła zagrożenie. Zagryzła dolną wargę. Można powiedzieć, że czegoś ją nauczył, bo zmieliła władcze puść mnie w ustach przełykając gorzki smak porażki.
- Czy mógłbyś mnie łaskawie puścić? - wysyczała mrużąc ze złości powieki. Może nie było to proszę, a jednak rozkaz też nie. Pewnie nie chciała go jeszcze bardziej prowokować, chociaż powstrzymywała się resztkami sił. - Cenię sobie swoją przestrzeń osobistą.
Zasypywała go hardymi słowami, bo cięty język był jedyną formą obrony jaką posiadała. Pociągnięta za podbródek od razu spróbowała się cofnąć. Nieskutecznie. Skrzywiła się lekko, gdy jego uścisk nie zelżał. Spodziewała się kolejnych siniaków do kompletu z tymi, które zafundował jej wcześniej, gdy ciągnął ją za ramię. Wystarczył mocniejszy dotyk, żeby delikatna skóra zabarwiła się ciemnym fioletem. Niechętnie przybliżyła do niego twarz. Jej lekkie ciało rozłożyło się na jego torsie. Mokre ubranie nie pozostawiało wiele do życzenia, zwłaszcza gdy przykleiło się do jego własnego. Jęknęła męczeńsko z grymasem niezadowolenia, o płonących policzkach. Takie akcje nie zdarzały jej się na trzeźwo. Zazwyczaj była na tyle odurzona, że nie mogła się ruszyć. Niewiele pamiętała. Miała zawsze szczęście, bo dotychczas ktoś ruszał jej z pomocą. Czy była to śliczna Miyohime czy jeden ze strażników, którego przekupywała a on i tak wykonywał swoje obowiązki pilnując jej. Nikt nie pozbawił jej jeszcze tej „wartości”, o której rozmawiali wcześniej, bo miała po prostu pierdolone szczęście. Teraz jednak wstyd rozlał się gorącą czerwienią schodząc z policzków na łabędzią szyję. Przygryzła policzek od środka odruchowo wciskając dłonie między ich ciała, jako ostatnią granicę. Peleryna na plecach przynajmniej dawała jej jakieś okrycia, gdy w jego ramionach czuła się tak bezbronna i naga. Westchnęła otwierając usta, jak by chciała na coś się naskarżyć, ale ukłucie na policzku zasznurowało jej usta. Syknęła cicho przymykając powieki, gdy się do niej zbliżył. Jej oddech lekko przyspieszył. Może ze strachu może właśnie niekoniecznie. Jego bliskość była przytłaczająca.
- To dobrze dla mnie. Smakowało ci? Świetnie, a teraz już wystarczy - odparła beznamiętnie. Zaschło jej w gardle, gdy jego ręka zagrodziła jej drogę ucieczki. Ciążyła na drobnej sylwetce przypominając o braku możliwości, jaki jej pozostawił. Prowokowała go, a jednak nie potrafiła inaczej próbując trzymać się tej ostatniej iskierki godności. Strach w połączeniu z czymś innym.
- Puść mnie - wyszeptała blokując z nim spojrzenie. Spróbowała podnieść się na przedramionach i od niego odsunąć. Rozgoryczenie rozlało się po jej kończynach jak słaba przy nim była. Jej ręce drżały, gdy z całej siły starała się od niego odkleić. Czy z sukcesem?
- Zresztą, dlaczego nagle we mnie wątpisz? Jeśli uda ci się wrócić? Co myślisz, że zamierzam z tobą zrobić? - zapytał, unosząc jedną z brew, jakby był rzeczywiście zaskoczony podobnym sformułowaniem, chociaż nie było to dalsze od prawdy. Bawił się doskonale, bawił się sytuacją do jakiej ją sprowadził. Rozkoszował się tym jak zagubiona była, jak nie wiedziała sama, co miała myśleć czy robić w tej chwili. Bawiło go to. W końcu od tego była - od zabawiania go w podobny sposób, tym bardziej kiedy zapominała z jaką łatwością mógłby pozbawić ją życia. Przypominała sobie, że nie miała z nim szans? Przypominała sobie, że była dla niego zwykłym pokarmem?
- Nie - odpowiedział wprost, nie luzując, ale również nie zaciskając na jej ciele uścisku bardziej. Raczej... Delektował się tą chwilą, obserwując ją. Do czego się posunie? Co wymyśli, będąc w takim potrzasku? - Trudno. Jest teraz moja - skomentował jej cenienie przestrzeni. Była jego zabawką, więc jej przestrzeń osobista również należała do niego. Z jakiego innego powodu miałby pozwolić jej tak długo bytować przy sobie, nawet nie próbując jej zjeść? Jeśli nie dlatego, że obserwowanie jej cierpienia sprawiało mu przyjemność? Pastwienie się, zabieranie tego do czego otrzymywania była tak przyzwyczajona.
- Nie chcesz, żebym cię puścił przecież - stwierdził z przekonaniem, z lekkim śmiechem. Nawet kiedy próbowała postawić między nimi barierę w postaci swoich dłoni. Nawet, kiedy tak uparcie starała się zdziałać cokolwiek, on zdawał się zupełnie niewzruszony tym. Jakby uderzała cały czas skałę i mówiła do niej. Nie przejął się nawet jej spojrzeniem - trzymając je, jakby traktował to jako grę. Kto pierwszy przegra, kto pierwszy skapituluje, kto pierwszy nie będzie w stanie tego znieść...
Mogła poczuć jak prostuje się razem z nim; jak znów układał ją tak jak było mu wygodniej, ale jednocześnie mogła poczuć, że była w końcu w stanie zwiększyć między nimi dystans. Niewiele, kilkanaście centymetrów w najlepszym wypadku. Yuusei jednak wciąż ten dystans kontrolował, zaciskając palce na mokrym materiale jej ubrania na plecach. Nie odpuszczał wciąż.
Nachylił się zaraz, lądując głową na jej klatce piersiowej. Przyłożył do niej policzek, a po tym dziewczyna mogła usłyszeć śmiech. Chociaż nie musiał się nawet tak do niej nachylać, aby wiedzieć doskonale jak była spanikowana.
- Tum tum... Tum tum... Czego się tak obawiasz, Retsu? Skrzywdziłem cię kiedyś? - zapytał z szerokim uśmiechem, spoglądając na nią nieco z dołu. Oparł się wygodnie o nią, zaciskając mocniej palce na jej ubraniu na plecach. - Boisz się, że będziesz zużyta zanim cię wydadzą za jakiegoś panicza? Och, nie martw się tym... - powiedział, wciąż wyraźnie w doskonałym humorze. - Zadbam o to, żeby nikt się nie zorientował... Właściwie jesteś do tego doskonała. Pożrę każdego zainteresowanego tobą. Co o tym myślisz? Stworzę wspaniałą legendę o pięknej pannie młodej, których wybrańców prześladuje śmierć - zaśmiał się znów, wyraźnie rozbawiony własną wizją, chociaż zaraz mogła poczuć jak ręka zniknęła z jej pleców. Yuusei nawet nieco się odsunął, spoglądając na nią.
- Wracasz? Na mróz, sama przez las? W przemoczonym ubraniu? - zapytał z uśmiechem, zaraz po tym podnosząc się samemu z wody, łapiąc za ramię dziewczynę i zmuszając ją do podobnego ruchu. Zaraz po tym jednak ją puścił, choć dopiero w momencie, kiedy widział że potrafiła ustać o własnych siłach.
Dość prędko wyszedł na kamienny brzeg, ale nie odszedł daleko, oferując dziewczynę rękę, wyraźnym znakiem, że mógł ją wyciągnąć z wody. Mógł jej pomóc - tak jak robił to przecież cały czas. Po prostu stał z wyciągniętą dłonią. Decyzja należała do Retsu.
dialog #8b8000
Westchnęła z rezygnacją nie spodziewając się żadnej innej odpowiedzi. Yuusei zawsze robił jej na przekór. Może powinna była go zachęcić? Błagać, żeby jej nie puszczał? Może wtedy odtrąciłby ją od siebie z obrzydzeniem, a ona w końcu zyskałaby trochę przestrzeni. Mogłaby trzeźwo myśleć. Takie słowa jednak nigdy nie przeszłyby jej przez usta. Po moim trupie - pomyślała. Jego bliskość przytłaczała. Była czymś obcym i nowym, a jednak tak okrutnie znanym. Ten rozbawiony ton tylko utwierdzał ją w jego intencjach. Bawił się, co wcale jej się nie spodobało. Rola zabawki w jego dłoniach napełniała ją gniewem. Gniewem i czymś innym, czego nie potrafiła zdefiniować. Ciepłem rozchodzącym się po dole brzucha.
- Masz urojenia - skwitowała, gdy insynuował, że wcale nie chciała się odsuwać. Najgorsze w tym wszystkim było to, że jakaś jej popierdolona część właśnie tak myślała śmiejąc się jej prosto w twarz. Miała wrażenie, że woda parowała z jej rozgrzanej skóry. Już po kilku chwilach odpychania go od siebie opadła z sił. Przestawił ją ponownie, jak by nie był to dla niego żaden wysiłek. Jeszcze kilka razy spróbowała się wykręcić, co jedynie skutkowało ocieraniem się o niego w sposób, o którym nawet nie chciała myśleć. Zażenowanie i wstyd pewnie malowały się teraz na jej czerwonej twarzy, czego nawet nie potrafiła ukryć. O bogowie za co.
Zmrużyła oczy w niezadowoleniu, gdy w końcu trochę się odsunął. Tylko po to, żeby otworzyły się szerzej, gdy się do niej nachylił. Jej serce zabiło nierówno pod naporem jego policzka. Milczała jeszcze krótką chwilę siedząc na jego udach w całkowitym bezruchu. Puls szumiał jej w uszach, a serce biło za szybko co pewnie sam słyszał. Obawiała się wielu rzeczy. Wielu scenariuszy. Naturalną odpowiedzią na jego bliskość był strach. Lęk przed drapieżnikiem. Przed demonem, który jednym chwytem mógł złamać ją w pół. Strach i zainteresowanie. Bawił się nią i tą niewiedzą o każdy następny jego krok, która od zawsze napełniała ją jego ulubionym chaosem i niepewnością. Własny honor był chyba ostatnią rzeczą na liście zmartwień w spotkaniu z Yuuseiem. Zazwyczaj nie patrzył na nią w taki sposób. Miała wrażenie, że nie widział w niej młodej kobiety, a jedynie rzecz, która miała mu pomóc odegrać się na bogatej rodzinie. Może jednak się pomyliła? Skarciła się za samą myśl o nim w taki sposób.
- Nie fizycznie, chociaż każde spotkanie z tobą jest traumatyczne - skomentowała wciąż nie będąc się w stanie poruszyć. Chciała go od siebie odepchnąć tak samo mocno jak pragnęła, żeby się nie odsuwał. W końcu kącik jej ust lekko się uniósł, bo jego słowa szerzę ją rozbawiły.
- Wyświadczył byś mi tym przysługę, Yuu. Odstraszał kandydatów a ja uniknęłabym małżeństwa, które jest dla mnie wyrokiem. Nie oszukujmy się, nie pomógłbyś mi dobrowolnie - odparła nostalgicznie w końcu unosząc drżącą dłoń i ledwie zauważalnie gładząc jego włosy, gdy wciąż wsłuchiwał się w jej przyspieszony przez własną bliskość puls. Wciąż czuła się rozbawiona, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że nie zrobiłby niczego, żeby ją uratować. Chyba czerpał za dużo radości z jej cierpienia.
Nim się zorientowała słowa same popłynęły z jej ust na wstrzymanym wdechu: - Uważasz mnie za piękną?
Wstał niespodziewanie podnosząc ją ze sobą. Stanęła na nogi niczym szmaciana lalka pociągnięta za sznurki. Pacynka w jego dłoniach. Miała wrażenie, że przy tym spotkaniu własne ciało nie należało już do niej. Nie, żeby na codzień było inaczej. W końcu była własnością rodu. Prychnęła pod nosem na jego słowa. Fuczała z ogarniającej ją złości. Miała dość jego docinek. Jego sarkazmu. Nie przyjęła jego dłoni gramoląc się w żółwim tempie na brzeg źródła. Mokra peleryna ciążyła, a zmęczone po wędrówce mięśnie nie do końca jej słuchały. Była jednak byt zawzięta i uparta, żeby sobie teraz odpuścić. Jednym ruchem odpięła klamrę pozwalając pelerynie opaść na ziemię. Wyprostowała się dygocząc nagle z zimna. Posłała mu ostatnie wyzywające spojrzenie całkowicie zapominając o tym, że prowokowała właśnie demona. Wyłączyła trzeźwe myślenie, skoro i tak nie szło jej za dobrze. Wyminęła go prędko rzucając się biegiem w stronę wyjścia z jaskini. Miała tego dość. Mogła być mokra sama i zmarznięta na zewnątrz. W tym momencie chciała mu pokazać, że nie on dyktował tutaj zasady. Więc po kilku krokach rzuciła:
- Pierdol się dupku!
Oczekiwał reakcji i ruchu, oczekiwał że coś niewielkiego mogłoby uprzykrzyć życie innym. Chciał chaosu, niemalże go pragnął za każdym razem, kiedy widział ogrom bogactwa i zdobień na cudzych ubraniach czy włosach. Brzydziło go to, czuł wstręt którego powodu nie potrafił wyjaśnić w pełni słowami - nawet jeśli w posługiwaniu się tymi był całkiem dobrze obyty. Ściskało go w żołądku, czuł wściekłość tym silniejszą im bardziej się orientował, że dla uprzykrzenia życia tym na górze, musiał im się przypodobać. Musiał udawać i kłamać, tolerować to wszystko, czym się brzydził.
Chociaż jego obrzydzenie nie dotyczyło Retsu - ona nie miała większego znaczenia w tym świecie. Miała być piękną kukiełką u boku kogoś, kto miał mieć wszystko. Piękną kukiełką, która nie miała się odzywać, a wyłącznie wyglądać. Nie musiała niczego wiedzieć, nie musiała mieć umiejętności. Miała zwyczajnie w świecie być.
Chociaż zanim by jej zdążył odpowiedzieć, znalazł się na brzegu, czekając na nią. Zaoferował jej w końcu pomoc, łaskawie i dobroczynnie. Powinna z niej skorzystać, a nie bawić się w ten sposób.
Obserwował ją uważnie, kiedy odpięła swoją pelerynę, aby po tym rzucić się do biegu - biegu, który był niezdarny w oczach Yuuseia, jakby zaraz miał się zakończyć bliższym spotkaniem z ziemią. Może nawet by się zakończył w ten sposób, gdyby pozwolił jej opuścić jaskinię? Gdyby tylko nie znalazł się między nią a wyjściem, pozwalając jej niemalże wbiec w samego siebie. Objął ją wtedy znów ramieniem, ze znużeniem prowadząc z powrotem wgłąb jaskini.
- Nie mam zamiaru pozwolić ci umrzeć w tak bezużyteczny sposób na mrozie - stwierdził chłodno, po drodze na posłanie łapiąc jakieś materiały ze skrzyni, która lekko była otwarta. Była dla niego jak laleczka, którą dzieci na zmianę się opiekowały, a później rzucały w złości o ścianę, jakby czymś im zawiniła. Nie była niczym więcej niż zabawką, tym bardziej kiedy popchnął ją na posłanie i zaraz znalazł się nad nią, uniemożliwiając jej ucieczkę.
Usiadł z boku, przerzucając rękę przez nią i pochylając się. Gdyby spróbowała się podnieść, musiałaby pierw w jakiś sposób uniknąć jego ciała, którym ją przyblokował.
- Rozbierz się sama lub ja cię rozbiorę, ale nie będziesz miała wtedy co zbierać z tego co na sobie masz - powiedział tonem, z którego trudno było wywnioskować jego zamiary albo emocje. Był znużony? Zły? Rozbawiony? Może bardziej rozczarowany?
Nie czekał jednak na to, aby sama podjęła decyzję, kiedy jego pazury zaczęły przedzierać się przez jej ubranie na klatce piersiowej powoli w dół.
- Zatniesz się sama, jeśli będziesz się ruszać - poinformował ją, jakby było to czymś oczywistym. Chociaż nie odkrywał jej ciała na siłę, jakby nie był tym zupełnie zainteresowany. Może byłby bardziej za życia? Może wtedy zostałaby jedną z jego muz, a może skończyłaby w brzuchu demonicy, której on sam zawdzięczał śmierć?
Nachylił się do niej, przymuszając ją aby się położyła na posłaniu. - Uważam cię za piękną - stwierdził, ponownie tonem w którym trudno było określić czy z niej drwił, czy mówił prawdę. - I chętnie użyję cię jako przynęty na szlachetnie urodzonych... - dodał, pierwszy raz od momentu zablokowania jej drogi, rzeczywiście uśmiechając się w swój węży sposób. - Mógłbym ci pomóc, ten jeden raz... - tylko dlatego, że mogłoby to pomóc mi, dokończył w myślach, znajdując niemalże niezdrową radość w wizji mordowania tych, którzy mieliby się zachwycić tak powierzchownym pięknem - tych, którymi za życia szczerze gardził, nawet jeśli nie mógł do końca być tego świadomy. Nawet nie znał swojej przeszłości, nie posiadał najmniejszych skrawków, które mogłyby go naprowadzić na to, kim był za życia.
- Możesz raz przydać się do czegoś, Retsu... Nie spodziewaliby się tego, że ty byłabyś ich śmiercią... - szepnął, znajdując się tuż przy jej uchu.
dialog #8b8000
Nieświadomie zaczęła się trząść, bo w jego obojętnym spojrzeniu nie było czułości czy pożądania. On jej nie pragnął. Nie patrzył na nią wzrokiem kochanka. Zaledwie się nią bawił. Nie łudziła się, że w jakikolwiek sposób mu zależało. Była głupia idiotką, ale nawet jej głupota miała swoje granice. Przyzwyczaiła się do bycia podziwianą. Nikt nigdy nie odważyłby się rzucić w jej stronę wulgarne rozbierz się, obojętnie w jakim kontekście. Chociaż nie jeden próbował się do niej dobrać, gdy była odurzona alkoholem czy opium. Ktoś kiedyś dotykał jej ciała przez co czuła obrzydzenie do samej siebie, a jednak na tym się skończyło. Zawsze znalazł się wybawca, który uratował ją przed czymś więcej. Yuusei zresztą towarzyszył jej już nie raz. Sam podawał jej do drobnych dłoni sake, którego wystarczyło naprawdę niewiele, żeby przestawała kontaktować. Upijał, patrzył na jej cierpienie i potem ją ratował. On też był jednym z tych mrocznych rycerzy, którymi się otaczała. Taki stan był zdecydowanie łatwiejszy, niż pełna świadomość, z którą leżała teraz pod jego ramieniem. Płasko na posłaniu z płonącymi policzkami, których rumieńce schodziły w dół na jej szyję i dekolt. Wmawiała sobie, że trzęsła się z zimna, nie ze strachu. Nie z czegoś innego co wcale nie było nieprzyjemne, a czego nie do końca rozumiała. Bo czemu miałaby właśnie t a k się poczuć akurat przy nim. A jednak nie potrafiła się ruszyć. Oderwać od niego spojrzenia spod długich rzęs, gdy sunął ostrym szponem tak blisko jej delikatnej skóry. Oddychała płytko, szybko w rytm własnego pulsu. A każdy pojedynczy głębszy oddech kończył się malutkim ukłuciem w spotkaniu z zaostrzonym pazurem. Przygryzła policzek od środka walcząc z chęcią szamotania się. Z pojedynczą łzą, która spłynęła po jej policzku. Jej ciało zastygło w bezruchu podświadomie wiedząc, że nadzianie się na jego pazury skończyłoby się krwotokiem wewnętrznym i przebiciem organów. Jej wątłe ludzkie ciało było niczym w porównaniu z tym demonim. Uniosła powoli drżące dłonie chwytając za mokry materiał pasa i ciągnąć za niego nieudolnie, jak by próbowała zaoszczędzić sobie wstydu, że była przy nim tak słaba. Wstydu, że nawet jej się to podobało; że jego uważam, że jesteś piękna znaczyło dla niej za wiele. Chciała zachować resztę ubrań. W końcu musiała jakoś wrócić do domu, prawda? Zamierzał oddać ją z powrotem… tak?
- Chcesz mnie wykorzystać jak oni - szepnęła cicho z uśmiechem politowania na ustach. Nie była aż tak odklejona, żeby pokładać w nim jakiekolwiek nadzieje. Spróbowała wyswobodzić ramiona z mokrego materiału co było na leżąco niezbyt wygodne. Gdy jej się udało jedną ręką przysłoniła górną część kobiecej figury próbując zachować jakiekolwiek resztki godności. Zacisnęła uda podkulając lekko nogi. Westchnęła unosząc drugą drżącą dłoń w jego stronę. Musnęła opuszkami palców jego chłodny policzek. Tak inny od jej rozpalonych.
- Oni pragną mnie dla siebie a ty chcesz mnie użyć przeciwko nim. Co niby was różni? - zapytała cicho zdając sobie sprawę, że go tym zdenerwuje. Porównywanie go do tych znienawidzonych szlachciców. Igrała z ogniem, całkiem świadomie. Zabawka w kotka i myszkę była jednak zbyt intrygująca, żeby sobie odpuścić. Była zbyt uparta. Prowokowała go specjalnie, bo był to okropny nawyk, którego nie potrafiła się oduczyć. A Yuu sam uczył ją, że droczenie się było jedyną formą rozmowy, jaką ją uraczył. Nawet jeśli pomógłby jej przypadkiem. Nawet jeśli uratowałby ją czy ochronił. Znała go. Przy tym demonie nic nie było darmowe. - Przy tobie wszystko ma swoją cenę - powiedziała mu jeszcze, gdy przybliżył się do niej. Jego oddech zostawiał gęsią skórę na osłoniętym skrawku za jej uchem. Spróbowała szarpnąć za materiał, który zabrał po drodze, żeby się nim zakryć, bo same dłonie nie dawały jej wystarczająco dużo komfortu. Chociaż nie kłamał, to naginał prawdę dla własnej uciechy. Potrafił tak ją zamotać, że sama nie wiedziała co było już prawdą. Tak jak teraz jej dłoń, jeśli jej na to pozwolił, zjechała niżej na jego tors próbując go nagle odepchnąć. Jednak jego słowa, że wcale nie chciała żeby się odsuwał , niczym wirus zaprzątały jej myśli.
- A ty za to będziesz moją śmiercią?
Dawał jej minimalną przestrzeń, kiedy potrzebowała zsunąć z siebie do końca ubranie lub się zakryć.
- A jak dokładnie oni chcą cię wykorzystać, że mnie do nich porównujesz? - zapytał z rozbawieniem, zaraz po tym jeszcze bardziej zbliżając się do niej, kiedy ułożyła dłoń na jego policzku, choć ten moment nie trwał zbyt długo, kiedy usłyszał jej kolejne słowa. To jak przyrównała go do nich. Mogła wręcz od razu zobaczyć zmianę w nim, jakby w chwili stracił jakiekolwiek zainteresowanie jej osobą; jakby była dla niego martwa - co mogłoby mieć miejsce, gdyby jeszcze bardziej próbowała igrać z jego demonią naturą. W końcu pozbawienie jej życia było banalne łatwe w jego odczuciu, ale również przez to nie było czymś godnym poświęcenia uwagi.
Brzydził się tamtymi ludźmi. Nienawidził ich. Nikt nie grał na jego nerwach tak doskonale jak właśnie oni. Nikt nie uprzykrzał mu życia i myśli tak jak tamci ludzi - nikt nie zasługiwał na jego wstręt i niechęć tak jak ci, którzy uznawali się za lepszych od wszystkich; za lepszych od niego. Jednocześnie nie miał pragnienia zostania jednym z nich i cieszenia się wszystkimi bogactwami czy dobrodziejstwami, które za tym szły. Nie, jego złość nie wywodziła się z zawiści czy zazdrości. Był to czysty wstręt.
Nie odezwał się na jej kolejne słowa, tak samo jak nie puścił materiału, nie mając wyraźnie zamiaru pozwolić się jej nim okryć. Choć z drugiej strony, po co miałby za niego łapać, jeśli nie właśnie po to? Dlaczego pomyślał o tym, żeby złapać pierwsze lepsze kimono, nawet jeśli dużo poniżej standardów do których Retsu była przyzwyczajona? Był wyraźnie zdenerwowany, choć mogło to być jeszcze bardziej przerażające, kiedy Yuusei zaczynał milczeć. Trudno było wytrącić go z równowagi, zazwyczaj śmiał się lub zbywał większość podobnych prób, choć kiedy już to wychodziło, nagle zupełnie milknął, jakby rozmowa przestawała być godna jego udziału.
Wyciągnął rękę z męskim kimonem daleko od dziewczyny, zaraz je odrzucając. Dość prędko Retsu mogła poczuć jak niezbyt delikatnie pozostałości z jej ubrania znikają spod jej ciała. Wyraźnie Yuusei nie dbał o to, żeby była w stanie nosić to z powrotem. A skoro bycie nagą wyraźnie jej w tej chwili przeszkadzało, w takim stanie miał zamiar ją zostawić.
- Chciałaś się zakryć? Musiałabyś mi coś zaoferować, to nie jest za darmo - stwierdził chłodno, przedrzeźniając jej własne słowa, chociaż mogła być pewna, że nie to nie one były przyczyną jego złości. - Myślisz, że nie widziałem czegoś z tego, co chowasz? - rzucił znów, chociaż w jego głosie pojawiło się coś poza chłodem. Jakby miał zamiar się tego chwycić - w końcu chciała być piękna, w końcu to miała być jej jedyna wartość.
- Jasnej skóry? Długich włosów? Piersi? Myślisz, że czegoś nie widziałem? Czegoś nie pożarłem? - zapytał, nie odrywając od niej spojrzenia ani na moment. Znalazł się całkiem nad nią. Nawet gdyby próbowała się wyrywać, po jej obu stronach znajdywały się teraz jego ręce, a on był tak blisko, że wystarczyło jedno kłapnięcie szczęk, żeby rozerwać jej skórę. Nie odsuwał się, nie miał zamiaru dawać jej najmniejszych szans na spokój czy ucieczkę, tym bardziej czując jak próbowała go odepchnąć. Mogła usłyszeć zaraz krótki wybuch jego śmiechu, który jak prędko się zaczął, tak szybko zanikł.
- Myślisz, że zasłużyłaś na to, żebym był twoją śmiercią? Nie rozśmieszaj mnie - rzucił, a po chwili mogła poczuć jak jego zęby przesunęły się po jej nagiej skórze ramienia. Nie raniły, bardziej dawały znać o sobie i o tym jak blisko się znajdywały. - Ulżyłbym ci tym, gdybym cię zabił tu i teraz. Nikt by cię już nigdy nie znalazł, nikt by o tobie nie pamiętał... Kto ci pomoże? Kogo byś wysłała na mnie? Samurajów? Dwóch, stu? Jak myślisz, ilu by zajęło, zanim byś się ode mnie uwolniła? Albo zanim ktoś by odmówił pomocy ślicznej księżniczce? - mówił cicho choć dość szybko, wyraźnie nerwowo, jakby jego złość dopiero teraz powoli z niego wychodziła. Jakby gromadziła się i mogła w każdej chwili na nią wybuchnąć. - Chcesz wiedzieć, co mnie od nich różni? - zapytał, a po chwili mogła poczuć podmuch, kiedy jedna z rąk Yuuseia zamachnęła się w bok, zderzając z kamienną ścianą jaskini, nie pozostawiając wiele miejsca w niej. - Myślisz, że ich czaszki są wytrzymalsze? Myślisz, że byliby w stanie mi coś zrobić? Są robalami, które tylko czekają, żeby je zgnieść... - mówił, znów znajdując się niebezpiecznie blisko niej. - Nazywasz mnie robalem?
dialog #8b8000
Widziała tę kipiącą złość. Tykająca bombę. Kontrolował się ostatkiem sił. Sam fakt, że wciąż jej nie rozszarpał graniczył z cudem. Ciągle podważał jej wartość próbując całkowicie zmiażdżyć jej pewność siebie. Nie było to konieczne. I tak była już całkowicie zagubiona. Przełknęła ślinę nie będąc w stanie oderwać od niego wzroku. Nie potrafiła się odwrócić. Mogła jedynie leżeć i patrzeć na demona, którego złość ściągnęła na siebie dobrowolnie i chyba nawet trochę specjalnie. Była samobójczynią, może właśnie chciała umrzeć? Przynajmniej śmierć byłaby jej wyborem. Wyborem wolności w postaci rozszarpanego przez jego szpony ciała. Byłaby to jej decyzja, bo to ona go sprowokowała. Tak mogłaby teraz umrzeć. A jednak tak cholernie bała się śmierci. Jej mahoniowe tęczówki tylko na sekundę opuściły jego oczy zjeżdżając niżej, na zarys ust, którymi karmił ją tymi wszystkimi krzywdzącymi słowami. Jak na idiotkę przystało zastanowiła się króciutko, czy gdyby ją pocałował wznieciłby ogień, który tlił się zaledwie iskierką podniecenia przyćmioną przez strach? Serio, Retsu? Typ ci grozi, a ty się kurwa zachwycasz?
Zacisnęła powieki, kiedy nachylił się nad nią. Zadrżała lekko czując ostrość zębów ledwie muskających jej ramię. Pisnęła czując wibracje kamiennego podłoża, gdy jego pięść uderzyła w ścianę obok. Skuliła się pod nim w odpowiedzi na pokaz siły.
- Nie gniewaj się Yuu - poprosiła cicho. Może w końcu do głosu doszedł ten należący do jej rozsądku? Jej drżącą dłoń powędrowała ku górze. Ostrożnie i powoli. Jak by chciała dotknąć rozjuszonego, agresywnego zwierzęcia. Jeśli jej pozwolił wplotła smukłe palce w jego włosy na karku. Przejechała nimi powoli na dół jego czaszki. Druga dłoń wciąż nieudolnie zakrywała nagie ciało. - Proszę nie gniewaj - jedno magiczne słowo, którym chyba nigdy się do niego nie zwróciła. Paliło ją w gardle i pozostawiało gorzki smak politowania na języku. Nie lubiła się prosić. Nie lubiła przepraszać. - Myślisz, że odważyłabym się kogokolwiek na ciebie nasłać? Co mógłby ci zrobić zwykły człowiek?
Kiedy ponownie znalazł się tak cholernie blisko w końcu odwróciła głowę na bok spoglądając ostatni raz w stronę wyjścia z jaskini. Łzy przestały cieknąć niekontrolowanie. Przynajmniej na chwilę. - Nie jesteś do nich podobny. Nie masz z nimi nic wspólnego. A jednak wszyscy traktujecie mnie tak samo. Jak bym nie była żywą istotą. Tylko przedmiotem. Jestem dla ciebie zabawką? - Szeptała cicho przymykając powieki. Próbowała mu wytłumaczyć o co jej chodziło. Cichutka pojedyncza myśl. Zabij mnie pojawiła się tak szybko jak i zniknęła.
Nie dałby jej tej swobody i wolności w śmierci. Trzymałby ją przy życiu, nawet gdyby miała konać, tylko i wyłącznie po to, aby zrobić jej na złość. Nie miała żadnej mocy ani siły sprawczej nad nim, był zupełnie zdana na niego. Naiwna, nierozumna, sama pchająca się za każdym razem w jego stronę. Nie była nikim wyjątkowym w jego oczach - jednocześnie to sprawiało mu taką rozkosz, kiedy mógł znów wodzić ją za nos, wyprowadzać głęboko w las czy podawać kolejną czarkę sakę. Obserwacja jak się staczała. To było jego prostą rozrywką, której się oddawał w wolnej chwili - do której doprowadzał, do jej coraz głębszego upadku w norę, z której nie mogłaby się już wydostać. A on wyłącznie stał na skraju dołu, spoglądając na nią z góry i obserwując jak kopie go coraz głębszym, skutecznie odcinając jakąkolwiek pomoc, która mogłaby do niej spłynąć.
Bawiła go ta cicha prośba, to przerażenie. To jak drżała w obawie, że za moment by ją rozszarpał. Może dlatego kolejny śmiech wydarł się z jego gardła, choć tym razem nie zakończył się tak szorstko i nagle, a zanikł miękko. Bardziej podobnie do tego jak Yuusei się śmiał, kiedy się droczył. Zupełnie jakby coś przykuło w chwili jego uwagę - odciągnęło od złości, odciągnęło od agresji. Rysy jego twarzy złagodniały, był wyraźnie bardziej zadowolony. Nawet spojrzenie zmiękło choć nie oznaczało to wcale bezpieczeństwa. Nagły wybuch złości mógł w końcu powrócić tak prędko jak się pojawił. Wystarczył jeden zły krok, jedno złe słowo czy spojrzenie.
Nie słuchał nawet jej wyjaśnień czy pytań - czy była dla niego zabawką? Oczywiście, przecież sam jej dopiero co o tym powiedział! Mówił jej? A może sama nie zrozumiała, że mówił jej to wprost? Może łudziła się, że była jakkolwiek istotna w jego oczach? Że miała większą wartość niż przypadkowe narzędzie?
Nie odsunął się, pozwalając jej aby ułożyła dłoń na jego karku. Pozwolił na ten dotyk, choć możliwe że było to spowodowane skupieniem uwagi na czymś zupełnie innym. Na jej słowach, które w końcu padły - od których tak stroniła.
Kiedy spojrzała w stronę wyjścia z jaskini mogła poczuć dotyk na szyi przesuwających się powoli ku jej podbródkowi smukłych palców. Po tym złapanie silniejsze, obrócenie do siebie.
- Proś - zażądał niemalże, wyraźnie zadowolony na podobny dźwięk z jej ust. Zmusił ją, nauczył nowej sztuczki, nawet jeśli była upartym kotem kanapowym, który sam nie wiedział, czego chciał; który raz nastawiał się do głaskania, aby już po chwili nastroszyć się i uciec.
Naparł jeszcze mocniej, mogła poczuć jak przycisnął ją bardziej w posłanie, wyraźnie samemu w tej chwili domagając się uwagi. Wpatrywał się w nią intensywnie z lekkim niepokojącym obłędem. Oblizał się powoli.
- Błagaj - powtórzył z rozbawieniem i niecierpliwością w głosie. Trudno było określić, o co miała go prosić czy błagać, ale wyraźnie ta kwestia nie zakrzątała jego głowy w najmniejszym stopniu. Miała po prostu to zrobić, tylko tego oczekiwał w tej chwili.
Nie musiała się jednak martwić tym, że musiała błagać go wpatrując się prosto w jego oczy, bo dość szybko pochylił się do jej ucha. Mogła poczuć jak jego palce na nowo zsunęły się na jej szyję, układając na niej, choć nie zaciskając.
- Powinnaś się cieszyć, że jesteś moją zabawką - stwierdził w końcu wprost do jej ucha. - Nie lubię się nimi dzielić. Tylko ja mam prawo się tobą bawić - dodał, nawet nie dając Retsu momentu na odpowiedź, kiedy jego usta znalazły się na rumianym policzku. Przesunął nieco w dół, bardziej na jej szczękę, a zaskakujący gest z jego strony przypominał coś pomiędzy muśnięciem pocałunków, a degustacją posiłku.
dialog #8b8000
Spojrzała na niego przymuszona. Jego palce nieprzyjemnie wbijały się w delikatną szczękę i policzki. Zacisnęła mocniej zęby słysząc jego żądanie. Jakiś nierozsądny głos w jej głowie przekonywał, że powinna go teraz zwyzywać. Miała swoją godność, prawda? Strach, chociaż wciąż obecny został odrobinę przytłumiony przez gniew. Patrzyła na niego nienawistnym wzrokiem oddychając głośno przez nos.
- Chyba już kompletnie cię… - syczała przez zaciśnięte zęby przerywając nagłe, gdy mocniej przygwoździł ją do posłania. Słowa ugrzęzły jej w gardle. Dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się w oblizywane przez niego usta. Był tak cholernie silny. Odruchowo zacisnęła uda, bo zdradzieckie ciało reagowało kompletnie inaczej na jego bliskość niż jej wystraszony umysł. Ta mieszanka była wręcz uzależniająca. A przecież nie chciała, żeby w jakikolwiek zorientował się co teraz przeżywała. Jak bardzo rozdarta była.
Przegrała. Instynkt samozachowawczy wziął górę nad godnością. Więc walcząc ze wstydem, który rozlał się rumieńcem na jej szyi i dekolcie, zaczęła go błagać.
- Proszę Yuu - szepnęła cichutko mając chyba nadzieję, że jej nie usłyszy. Zacisnęła mocno powieki czując jak się nad nią pochylił. - Błagam pozwól mi już odejść. Zostaw mnie - skomlała cicho, w kontraście zaciskając smukłe palce mocniej na jego włosach u dołu czaski. Trzymana za szyję odruchowo przełknęła ślinę.
- A co jak mnie już wydadzą? Co jak przeprowadzą i będę należeć do kogoś innego - zapytała zachrypniętym głosem, a łzy przestały już spływać po jej policzkach. Bycie jego zabawką brzmiało niczym obietnica i przekleństwo zarazem. Uniosła lekko podbródek czując jak delikatnie muskał jej skórę. Tak przyjemnie. Tak inaczej. - Co wtedy?
- Kompletnie mnie co? - zapytał, już po chwili pochylając się jeszcze mocniej do niej z uśmiechem - z rozbawionym, graniczącym gdzieś na obłędzie. Mógł zachowywać się w najbardziej obojętny sposób świata, mógł podchodzić do wszystkiego bez większej troski, ale kiedy już nacisnęło się na jeden z jego odcisków, wszystko nagle się zmieniało. Jego humor mógł przejść ze skrajności w skrajność.
Tak jak teraz zdawał się bawić doskonale. Był rozbawiony, ale i zadowolony podobnym błaganiem z jej strony. W końcu wygrał. Nie można było temu zaprzeczyć, że wygrał. W końcu nie próbowała się odgryźć, nie próbowała zaprzeczać, nie próbowała... właściwie to w żaden sposób nawet się wyrwać, mimo słów które padały z jej ust. Nie, żeby była w stanie nawet w minimalny sposób dorównać mu siłą.
Roześmiał się tuż przy jej uchu, nie odrywając wcale ust od zarumienionej skóry. Śmiech był ostry, złowrogi, ale i na swój sposób pasujący do Yuuseia - do stanu, w którym jego nastrój tak bardzo się wahał między złością, a spokojem. Stanowczo łatwiejszy był, kiedy nie prezentował sobą agresji, a kiedy drwił ze wszystkiego dookoła. Wtedy można było przewidywać jego reakcje - choć może było to zbyt dużym określeniem. Wtedy można było przewidzieć, że nie wyrządzi swoim zabawkom trwałej krzywdy. Jego znużenie objawiać się mogło prędzej porzuceniem, może późniejszym robieniem na złość, a może jeszcze czemuś innemu bliższemu negacji istnienia podobnej własności. Zignorować, zapomnieć, po co się przejmować? Choć z czasem mogło stać się to dość korzystną opcją. Pojawić się znienacka, po czasie w którym ktoś mógłby już całkiem zapomnieć o tym, że kiedyś był zabawką Yuuseia...
- Nie powiedziałem ci już tego? - zapytał cicho, przeraźliwie spokojnie, słysząc jej naiwne pytanie. Nie znaczyła dla niego nic - ale ktoś mógłby za nią zapłacić wiele. I nie być zadowolonym ani z jej zniknięcia, ani z problemów które by sobie wykupił na głowę.
Przesunął dłoń z jej szyi niżej - palcami przejechał po jej skórze przez obojczyki, klatkę piersiową, kilka żeber, aby w końcu zjechać na bok. Nie odsuwał się, tym bardziej że przecież same gesty Retsu wskazywały, że nie chciała tego od niego. - Myślisz, że nie byłbym w stanie cię znaleźć? Zabić tego kogoś? - szepnął cicho, wciąż podobnie rozbawiony wyraźną naiwnością ze strony dziewczyny.
Mogła poczuć jednak jak Yuusei na moment odsuwa się od niej - jak znajduje się na własnym boku, tuż obok, tylko i wyłącznie po to, aby pociągnąć dziewczynę za bok, na którym dopiero co ułożył swoją dłoń, i pociągnąć do siebie bliżej.
- Och, przecież nie bronię ci nigdzie iść. Wiem, że się zgubisz po drodze... więc po prostu dbam, żebyś poczekała do nocy, a wtedy będę mógł przypilnować, żebyś trafiła do domu - stwierdził lekko, jakby jeszcze przed chwilą nie kazał jej siebie prosić i błagać, ani nie był na nią wściekły.
dialog #8b8000
Trzęsła się ze strachu przed nieznanym, gdy dotykał jej nagiego ciała zaledwie opuszkami palców. Nie potrafiła stwierdzić czy było to przyjemnie czy wręcz odwrotnie, za bardzo zlękniona, żeby panować nad własnymi odruchami. Nigdy nie przypuszczała, ze znajdzie się w takiej sytuacji. Było to komiczne zważając na to, że tak często dobrowolnie pakowała się w tarapaty. NCigdy nie przeszło jej przez myśl, że Yuu poniży ją do tego stopnia. Oczywiście od początku ich znajomości nie przejawiał zainteresowania jej osobą. Wręcz przeciwnie, w dziwny sposób czerpał satysfakcję z jej krzywdy i poniżenia. Jak by dzięki temu odgrywał się na całej chołocie szlacheckiej. Jak by była pośrednikiem między nim a jego wendetą, której nie rozumiała. Czego tak bardzo nienawidził w bogatych i wpływowych kręgach społeczności? Chodziło o tę pychę? O zazdrość i niechęć? Ona także ich nie lubiła, a jednak obrywała za własne pochodzenie za każdym razem, gdy dała się namówić demonowi na kolejną niebezpieczną eskapadę. Mogłaby mu odmówić. Nigdy jej ni zmuszał i chociaż łaziła z anim dobrowolnie tak naprawdę bała się posmakować konsekwencji odmowy.
- Zabijesz mnie też? - Zapytała naiwnie, bo chyba podświadomie nie chciała znać odpowiedzi.
Odetchnęła z ulgą, gdy się odsunął. Wciąż staranie zakrywając swoje nagie ciało. Pociągnięta za bok jęknęła cicho zaskoczona. Czasami zapominała, że przy nim nie ważyła absolutnie nic; że siła jego smukłej dłoni byłaby w stanie zgnieść jej czaszkę niczym zgniły, rozmoczony owoc. Odwróciła się przodem do niego leżąc na boku. Od razu spróbowała zwinąć się w kulkę, przyciągnąć nogi do brzucha, zakryć dłońmi biust. Pochyliła głowę szukając oparcia dla czoła w materiale jego ubrania na wysokości obojczyków. Miała nadzieję, że w tej pozycji nie widział jej ciała. Mogło go to nie ruszać. Mógł oglądać piękniejsze kobiety od niej każdej jebanej nocy. Zwyczajnie próbowała zakryć siebie. Swój wstyd i strach.
- Proszę pozwól mi się zakryć - szepnęła zapominając o godności czy własnym ego. Została tylko sama, bezbronna, próbująca przetrwać młoda dziewczyna, której może i się podobał, jednak zdecydowanie bardziej ją przerażał. Cały czas czekała na pozwolenie i gdyby je dostała od razu sięgnęłaby po materiał, którego już raz jej odmówił i szczelnie by się nim owinęła niczym w kokonie. - Poczekam, a potem odprowadzisz mnie do domu - powtórzyła za nim dając kompletnie za wygraną. Była pokonana, nie zamierzała więcej stawiać oporu. Nie chciała ponownie go zdenerwować. Miała dosyć wrażeń jak na jeden raz. - Obiecaj - dodała cichutko przymykając z całej siły powieki. Wiedziała, że teraz był spokojny, ale nie potrafiła stwierdzić na jak długo. Czasami wystarczyło jedno jej słowo, żeby kompletnie wyprowadzić go z równowagi.
Drogę oświetlały tylko blade światła lampionów, które migotały na tle mrocznej nocy. Powietrze było ciężkie od wilgoci, a cisza przerywana jedynie skrzypieniem kół i cichym posapywaniem koni. Samuraj trzymał się za bok, gdzie rozdzierała go rana po walce z demonem. Krew przesiąkała przez bandaż, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi, pogrążony we własnych myślach. Kiedy zmrużył oczy, widział twarz przeciwnika – demona o żarzących się czerwonych oczach i uśmiechu pełnym ostrych zębów. Walka była zaciekła, a jego techniki oddechu zaledwie wystarczały, by przetrwać. Wspominał chwilę, kiedy demona ostatecznie pokonał, jednym precyzyjnym cięciem, które przecięło powietrze i rozdarło jego przeklęte ciało. Chociaż demon zniknął w mroku, jego krzyk echem odbijał się w głowie.
Nagle usłyszał trzask gałęzi. Instynktownie sięgnął po swój miecz, gotowy do walki, ale okazało się, że to tylko wiewiórka przemknęła po lesie. Kagari odetchnął z ulgą, choć jego zmysły pozostawały czujne.
- Nigdy nie można być zbyt ostrożnym... – mruknął do siebie cicho, z lekkim uśmiechem na twarzy. Rana na boku była dowodem na to, że nie jest niezniszczalny. Ale nie mógł pozwolić, by ból go powstrzymał.
Woźnica, starszy mężczyzna o przyjaznym usposobieniu, zaproponował mu podróż do najbliższego miasteczka, gdzie zabójca miał nadzieję znaleźć schronienie i czas na leczenie swoich obrażeń. Wioska, do której został wysłany, była w opłakanym stanie. Demony grasowały tam od miesięcy, a ludność była zdesperowana. Kiedy przybył, zobaczył strach w oczach mieszkańców, ale teraz siedząc na sianie, myślał, że mogli oni po raz pierwszy od miesięcy spać spokojnie. To dało mu dziwną ilość satysfakcji.
Wóz podskakiwał na wyboistej drodze, a dźwięk skrzypienia kół mieszał się z szumem nocy.
Przez chwilę myślał, że to tylko wiewiórka przemknęła po lesie, ale szybko zdał sobie sprawę, że to nie był przypadkowy dźwięk. To były kroki. Czyjeś kroki, zbyt ciężkie, by należały do małego zwierzęcia. Kagari napiął się, jego ręka mocniej zacisnęła się na rękojeści miecza, a oczy wpatrzyły się w mrok, gotowe wychwycić każdy ruch.
- Ktoś nas śledzi... – szepnął cicho do woźnicy, który spojrzał na niego ze zdziwieniem i strachem.
Nie możesz odpowiadać w tematach