– Ojej, przepraszam! To tylko ja! – powiedziałam radosnym głosem, który miał uspokoić zarówno samuraja, jak i woźnicę. – Nie chciałam was przestraszyć.
Spojrzałam na rany samuraja i poczułam ukłucie współczucia. Byłam demonem, ale moje serce miało w sobie coś z dziecka. Widok krwi i bólu wywoływał we mnie mieszane uczucia.
– Widzę, że jesteś ranny. Czy mogę ci jakoś pomóc? – zapytałam z troską w głosie. – Potrafię uzdrawiać. Może to nie jest wielka magia, ale mogę spróbować. - Chciałam, żeby uwierzył, że jestem tylko małą dziewczynką, której zależy na jego zdrowiu. Wiedziałam, że samuraje i demony to odwieczni wrogowie, ale ten mężczyzna wydawał się inny. Widziałam, jak zmrużył oczy i myślał o walce, która musiała być dla niego traumatyczna. Nie miałam mocy leczenia, ale mogłam cośtam poudawać. – Musisz być bardzo odważny, żeby stawić czoła takim potworom – powiedziałam z podziwem. – Ale wiesz co? Ja też potrafię być odważna, kiedy trzeba.
Moje ubranie było brudne i podarte, składało się z tanich szmat, które ledwo trzymały się razem. Wyglądałam jak bezdomna przybłęda, zagubiona i samotna w mroku nocy. Woźnica spojrzał na mnie z wyrazem współczucia na twarzy. Wyglądałam jak zagubiona, bezdomna dziewczynka, co musiało poruszyć jego serce.
– Skąd jesteś, dziecko? – zapytał łagodnie.
Przez chwile milczałam, gdyż nie znałam żadnej wsi z okolicy. Nie wyglądałam pewnie jak tutejsza i mój fortel mógł zostać szybko odkryty. Musiałam coś szybko wymyślić.
– Mój tato pływał łodzią rybacką, ale nigdy nie wrócił na brzeg żeby mnie zabrać. Od tego czasu szukam drogi do domu.
To nawet nie była sieć powiązań - bardziej coś w rodzaju łańcucha pokarmowego, w którym mógł dowoli wyżywać się na tych, na których chciał; na tych, którzy nie starali się nawet walczyć z nich, i nad którymi mógł się niemalże pastwić do pełni. Kto miałby go powstrzymać? Nawet jeśli wystarczyło niewiele - bo być odpowiednim demonem, być kimś kto mógłby zapewnić mu ułatwione życie...
Przcież Retsu nie była żadną z tych rzeczy. Była zabawką, którą mógł traktować tak jak tylko zechciał i kiedy zechciał. Wyprowadzenie jej gdzieś w dzicz było banalnie proste, szczególnie gdy po prostu sama wychodziła za jego osobą. Sama szła, potulnie i grzecznie, nawet jeśli pyskato, nawet nie wiedząc gdzie ją prowadził. Wystarczyły słowa i wyciągnięta dłoń, a ona sama chciała za nim iść.
- Tak. Gdybym miał taki kaprys? Albo zostawił, wiedząc co może cię spotkać - powiedział, wzruszając ramionami jakby wcale nie robiło to różnicy. Dla niego? Jaką by miało? Tym bardziej, że przecież nie zabiłby dla samego zabicia - pożywiłby się, najadł. Nic nie byłoby zmarnowane.
A przecież ona wiedziała. Dlaczego miałaby nie? Znała jego naturę, wiedziała z czym igrała. Nigdy nie mówił, że jej nie zabije - nigdy nie oszukiwał. Przynajmniej nie tak otwarcie. Niczym okrutny chochlik wodził ją za nos, kiedy miał na to ochotę, a ona po prostu na to pozwalała - nie, żeby miała inny wybór.
Słysząc prośbę, zaśmiał się krótko i ostro. Nie odezwał się początkowo, obserwując jej strach, zupełnie jakby się nim pożywiał; obserwując jej drżenie i kulenie, jak zupełnie zapomniała o ochocie pyskowania i wyrzucania mu czegoś. Na moment to zachowawczość przejęła nad nią władzę? Może jakiś dziwny i zupełnie ukryty w niej odruch przetrwania? Jakby jej podświadomość, która jednak chciała żyć, wyrywała się gdzieś do przodu...
- Możesz - szepnął cicho, aby zaraz po tym nawet podać kobiecie materiał, którego jej odmówił. Ale nie odsuwał się jakoś bardziej - tym bardziej, że nie musiał odpoczywać, nie musiał spać. Mógł po prostu leżeć obok, jeśli zechciał. Mógł również ją zamordować w chwili, w której przymknęłaby oczy.
- Nie - szepnął na jej prośbę o obietnicę. Dlaczego by miał? - Idź spać, jeśli chcesz mieć siły w nocy na powrót - dodał, w końcu zapewniając jej nieprzespaną noc na marszu w jedną stronę i kilka innych wrażeń. Mógł i jeszcze więcej... choć może powinien je dozować?
O zmierzchu, rzeczywiście w wyjątkowo doskonałym humorze, odprowadził ją. Nieśpiesznie, nie pilnując w najmniejszym stopniu, czy by nie próbowała uciekać od niego. Dlaczego by miała? Mogłaby się przecież ponownie zgubić, a znany wilk był lepszy od tego nieznanego.
Z/T x2
dialog #8b8000
Nie możesz odpowiadać w tematach