— Sachi... On powiedziałby ci więcej.
Chłopak sięgał właśnie po płuco — aby się do niego dostać, musiał wyłamać biedakowi parę dolnych żeber. Nie dawał po sobie znać, że ta informacja go zaskoczyła. Zdawał się zajęty swoją robotą. Kiedy się wyprostował z kawałkiem w dłoni, uniósł spojrzenie na twarz swojego towarzysza. Karminowe odcienie na ich jasnych licach podkreślały niepoprawność, brutalnych manier.
— Sachi? Co ten biedny demon mógłby mi powiedzieć, hm? Bo chyba nie sugerujesz, że zalałby mnie opowieściami i zagadał na śmierć?
Nie musiał się uśmiechać, aby jego oczy przesiąkły rozbawieniem. Tak bardzo się różnili. Nadal nie potrafił pojąć jak tak bliźniaczo wyglądające twory, mogły mieć tak sprzeczne osobowości — tak różne podejście do świata.
Z uwagą przyglądał się, jak Suna zaczesuje włosy. Wszystko robił tak wkurzająco wolno, jakby chciał, aby wnętrze Rintarou rozszarpało ogarniające z wolna zniecierpliwienie. Właśnie wtedy go pochwycił. Zrobił to na tyle gładko i naturalnie, że demon poddał się, gdyż był tak bardzo zaskoczony prostotą gestu, na którą nie sposób było się przygotować.
Wszystkie napięcia na jego licu nagle puściły; tkanki utrzymujące pewny siebie wyraz twarzy, dźwigające kąciki warg po prostu się rozlazły; zmiękły pod wpływem badawczego spojrzenia. W księżycowej, srebrzystej tafli na próżno było szukać stanowczości, która tak obscenicznie, jeszcze chwilę temu, rządziła się własnymi zasadami. Zastąpiły ją wątpliwość i nowalia — te same, które lubiły kryć się pod warstwami masek swojego właściciela. Teraz kiedy usłyszał z ust Suny tę pewność, coś wspięło się na wysokość jego serca i oblało organ zimnym dreszczem.
O czym on wygadywał? Czemu mówił do niego w sposób, który jednoznacznie sugerował, że znał go przed niepamięcią, która rozpoczęła początek życia. Znał jego zachowanie? Sachi?
Próbował dostrzec w oczach Suny ukryty żart, a kiedy go nie znalazł, zaśmiał się nerwowo, tuszując skonfundowanie. Niemal odruchowo sięgnął do jego nadgarstka z zamiarem odsunięcia palców od swojej twarzy:
— To kolejna twoja zagrywka, prawda? Zresztą... jakie to ma znaczenie? Co z tego, że to żeńskie imię? Nie mam pojęcia do czego zmierzasz.
Oczywiście, że nie zrozumiał. Nie miał pojęcia do czego dążył Suna. Choć bywał bystry i spostrzegawczy, tak w niektórych tematach bywał kompletnie niedomyślny. Słowa, które usłyszał, sugerowały, że Sachi go znał. Czy to dlatego tak bardzo niezadowolony się wydawał, gdy na siebie wpadli? Rintarou potrafił przejawiać zbyt frywolnie stosunki wobec innych. Niektórzy mieli prawo poczuć się osaczeni czy zgorszeni. Czy go zdenerwował?
Nie wiedział jak powinien rozumieć to, co usłyszał. Mógł tylko milczeć, nie spodziewając się, że Suna naprawdę podejmie tak poważny temat. Pomimo tego ton głosu Suny wcale nie był poważny – mówił to trywialnie, jakby przekazywał mu zasłyszaną plotkę. Rintarou od jedenastu lat przygotowywał się psychicznie na najgorszy możliwy scenariusz, ale nigdy nie miał odwagi drążyć w swojej przeszłości, obawiając się najgorszego. Prawda mogłaby zniszczyć jego wyimaginowane postrzeganie tego, kim naprawdę był.
— Ty mi powiedz. — Zmrużył lekko ślepia. — Jak uważasz? Zmieniłem się?
Przekrzywił lekko głowę w jego palcach, ostatecznie nie podejmując decyzji o odsunięciu dłoni od swojej twarzy; jedynie ją podtrzymywał, jakby miała znowu wykonać niespodziewany ruch, co oznaczało, że lubił mieć sprawy pod swoją kontrolą.
— Czemu po prostu mi nie powiesz, czemu mnie tak nie lubi? Przecież go tu nie ma. Co mu zrobiłem? Upaćkałem błotem jego schludne ubranie?
Przez chwilę naprawdę brał tę opcję pod uwagę. Sachi... Sachi w porównaniu do Suny był tak rozkosznie niewinny.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
⠀⠀⠀⠀— Oh, sam jestem ciekaw co byś z niego wydusił, Rin — wycedził przez zęby zaciskając palce wokół szczęki demona. Ostre pazury ledwo zarysowały policzek mężczyzny, ale chwyt pozostał silny. — Jego też obrzuciłbyś pytaniami? — westchnienie przerodziło się w sarkastyczną nutę. — Biedny Sachi.
⠀⠀⠀⠀Za każdym razem gdy wypowiadał na głos najbliższe swojemu sercu imię, jego spojrzenie miękło. Na zaledwie ułamek sekundy opadały wszelkie mury, które skrupulatnie wokół siebie budował, tracił czujność i doświadczał czegoś bliskiego prawdziwemu szczęściu. Nigdy nie było osoby bliżej mu od brata, tej niezdary, którym po cichu się opiekował i bez którego nie potrafiłby żyć.
⠀⠀⠀⠀Dosłownie.
⠀⠀⠀⠀A potem w spojrzeniu w innym wypadku łagodnych i ciepłych oczu zrywał się wiatr. Huragan czekający, aby obrócić wszystko wokół w zgliszcza. I nawet teraz Suna uśmiechał się paskudnie, niezdolny dopasować krzywiznę swoich ust do gniewu szalejącej w jego wnętrzu wichury.
⠀⠀⠀⠀Wypuścił Rintarou i wstał powoli ponad ciało zmaltretowanej ofiary. Skoro się najadł, mógł wreszcie zregenerować uszkodzoną kostkę i robił to spacerując w kółko po małym pomieszczeniu chaty. W pewnym momencie przystanął, uniósł rękę na wysokość klatki piersiowej jakby miał zamiar coś powiedzieć.
⠀⠀⠀⠀— Co z tego? — powtórzył za mężczyzną, kończąc pytanie cichym parsknięciem. Spojrzał na towarzysza ponad ramieniem. — Sam zadajesz pytania, więc powinno cię to interesować. A może mam przestać? — Na pewno nie. Suna czuł, że skoro zaczął już kopać, to dla własnej satysfakcji musi odgrzebać tego trupa. Zrobił kilka małych kroków spoglądając przez otwór w ścianie na niebo, którego barwa zaczęła się nieznacznie zmieniać. Noc nie będzie trwała wiecznie. — Skąd u ciebie w ogóle tyle współczucia dla tej miernoty, co? A przecież to ty zawsze wykorzystywałeś sytuację, żeby się na nim wyżyć.
⠀⠀⠀⠀To było dawno. Powinien zapomnieć, ale sam przekonał się właśnie, że urazy nie miały terminu ważności. Mięśnie na twarzy stężały, walczył ze sobą i ze słowami których zamierzał użyć. Obiecał przecież Sachiemu, że będzie tam, aby mu pomóc.
⠀⠀⠀⠀Sam wymyślał te żałosne zabawy.
⠀⠀⠀⠀Ale dla żartu. Nie miał przecież zamiaru robić bliźniakowi krzywdy. Rzucał je w eter nieświadomy, że podatny na sugestie człowiek podchwyci jego pomysłu i wykorzysta je, kiedy Suny nie będzie w pobliżu. W umyśle pozostały mu niejasne sceny, jakby sam to wszystko przeżywał.
⠀⠀⠀⠀— Sachi już wtedy był demonem, a i tak trząsł się jak człowiek. Spodziewał się, że umrze z ręki swojego pobratymca. Przychodził do mnie, tarzał się po ziemi i krzyczał: Suna, Suna... nie pozwól mu się do nas zbliżać. — przerwał. Podejrzewał, że Rintarou zaprotestuje, albo rzuci jedno z tych swoich zagmatwanych spojrzeń. A może słuchał? Jak raz miał ochotę zetrzeć mu z twarzy ten cwany uśmieszek. — Ubrudzone ciuchy? Poważnie? Masz się za takiego niewinnego?
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
— Za swój mały sukces uznałbym, jakby odpowiedział, choć na jedno z nich — odparł w równie zadzierzystej nucie. W drugiej chwili poczuł, jak palce demona puszczając jego podbródek. Lekki bezwiedny ruch w dół pociągnął za sobą mokre pasma włosów, które szybko przykleiły się do jasnej skóry. Rintarou nie poruszył się, poruszył jedynie spojrzeniem — uniósł dwulicowe tęczówki, śledząc w spokoju poczynania krążącego po chacie Suny. Miał wrażenie, że go zdenerwował — przypominał tych wszystkich ludzi, których w przeszłości wyprowadził z równowagi, i którzy w powstrzymywanym odruchu rozkwaszenia mu nosa, rozładowywali emocje, snując się jak duchy; czasem kopali różne przedmioty. Ciemnowłosy demon nie wyglądał jednak na rozwścieczonego, nie tak jak ci wszyscy zapamiętani ludzie.
— A może mam przestać?
Usta Rintarou uchyliły się, ale równie szybko zamknęły, kiedy towarzyszący mu demon zalał go kolejną porcją informacji. Nie przerywał mu, choć czuł, że cała ta rozmowa zaczyna wymykać się spod kontroli i zwykła prowokacja, zaczęła zbierać swoje żniwa. Czy w jego przypadku, nie zaczęło to już działać schematycznie? Wielokrotnie porywał się z motyką na słońce, ostateczne kończąc ze skonfundowaniem i nieumiejętnością poradzenia sobie z tym, do czego doprowadził. Kiedy Suna krążył w ciemnościach, Rintarou nie ruszał się z okupowanego miejsca. Siedział na żebrach mężczyzny z dłońmi na jego rozprutym do czerwoności brzuchu. Wyglądał jak zbity pies, przyjmujący reprymendę od swojego właściciela, za kolejną parę pogryzionych kapci. Wrodzona ciekawość ciągnęła go w kierunku możliwych odpowiedzi, druga ta bardziej racjonalna, podejrzewała, że poznanie swojego dawnego ja, może zmienić postrzeganie tego, kim aktualnie się stał. Nie był przekonany, czy jest na to gotowy.
— Wyżywanie się to chyba za duże słowo, nie sądzisz?
Wtrącił pretensjonalnym tonem, jakby Suna miał ważyć na słowa. Ślepia wciąż poruszały się za Suną, gdy twarz pozostawała nieruchoma. Naprawdę, zabawne, że tylko tyle miał na swoją obronę. Nawet jeśli chciał się usprawiedliwić, to zwyczajnie nie mógł. Jak mógł usprawiedliwić się z czegoś, co zakrywała kotara niepamięci? Dawno nie był tak strapiony. Zawsze miał gotową odpowiedź na pytanie, a teraz? Teraz czuł się jak skończony idiota. Suna zastanawiał się skąd u niego tyle współczucia względem Sachiego... Rintarou uważał go za zabawnego, czy powinien powiedzieć to na głos? Zabawność nie miała bowiem nic wspólnego z poczuciem humoru, a zachowaniem, reakcjami, którymi usilnie broniło się jego ciało. Czy czasem nie sugerowało to, że naprawdę kiedyś wykorzystywał Sachiego w nadmiarze?
Ostatnie słowa były przesadą. Nie mógł tego dłużej słuchać, nawet jeśli to, co usłyszał, miało być kłamstwem. Za każdym razem pragnąc zweryfikować prawdę, uderzał głową w mur, który jakiś potwór podstawił na jego drodze. Rozdrażnienie wynikające z ich rozmowy, zmusiły ciało Rintarou do gwałtownego wstawania. Zrobił krok w tył, przyglądając się Sunie, jakby to on był tym potworem, kiedy jednak oczy na parę chwil spełzły na jego własne ubrudzone do czerwoności dłonie, nie był już tego taki pewien.
Zaśmiał się cicho — właściwie tylko ramiona drżały w drobnej wibracji.
— To nie ma sensu. Jak mógłbym skrzywdzić demona, będąc zwykłym człowiekiem? Jak mógłbym znęcać się nad demonem, który w każdej chwili może pozbawić mnie wnętrzności? Jesteś pewien, że nic nie pokręciłeś?
— [...] Naprawdę masz się za takiego niewinnego?
Mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach, ale to samo można powiedzieć o prawdzie. Wystarczy jedynie odrzucić szczegóły, zostawić samo sedno i można na nim ukrzyżować każdego. Poczucie, że spada na jego głowę kubeł zimnej wody, byłby wystarczająco dobrym określeniem, patrząc na to, jak się prezentował, a jednak zbyt małym, aby określić zamęt, jaki wprowadził w jego spojrzenie stojący po przeciwnej stronie pomieszczenia Suna. Rintarou doskonale znał dźwięk pęknięcia. W końcu w jego dłoniach pękały ludzkie kości, pękał lód, gdy poruszał się po oszronionych drogach, pękały naczynia, kiedy zbijał je w ludzkim towarzystwie, nie znał jednak dźwięku pękającej maski, jednej z wielu, którą ktoś bezlitośnie strącił ciosem z jego twarzy. Bez słowa obrócił się bokiem, dotykając swoich szat, jakby miał zaraz rozsunąć poły i zrzucić je z ramion — tego jednak nie zrobił. Sztywno zaciskał materiał w palcach. Prychnął, tuszując odruchy, jakie już i tak przed nim odkrył.
— Przebywasz wśród ludzi, więc powinieneś wiedzieć o tym, że ludzie często mówią i robią różne rzeczy, ponieważ wydaje im się, że inni tego od nich oczekują. Być może Sachi nie potrafił sobie poradzić z tym, czego oczekiwał względem mnie. Po prostu go to przerosło. Czy w tym przypadku naprawdę, to ja jestem winny?
Spoglądnął ostrożnie w jego kierunku. Ten obraz uświadomił mu, że znalazł się w nieznanym mu dotąd życiu — jasnym, prześwietlającym go na wskroś, obdzierającym z ubrań. Różniło się od iluzji kłamstwa, jaką się otulał i jaką przedstawiał innym. Tak samo inne życie toczyło się w jego głowie i na zewnątrz jego ciała.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
⠀⠀⠀⠀Oh, gniewasz się z mojego powodu?
⠀⠀⠀⠀— Zamknij się... — wymamrotał pod nosem, rozluźniając dłonie. Dotknął opuszkiem ust i bez słowa spojrzał na rozmazaną kroplę krwi, która się na nim odbiła. Czasami miał wrażenie, że nawet Sachi z niego drwi.
⠀⠀⠀⠀Oparł się o ramę okna i skrzyżował ramiona na piersi. Kątem oka zerkał na zewnątrz, szukając czegokolwiek na czym mógłby zawiesić podczas tej rozmowy spojrzenie. Wszystko wydawało się ciekawsze od Rintarou, którego oblicze falowało pod wpływem zmieniających się emocji. Tylko mu się wydawało, czy zauważył w spojrzeniu towarzysza niedowierzanie? Zdobywanie wiedzy wiązało się ze zmianami w strukturach naszego umysłu, a nie każdy potrafił otwarcie przyznać, że jego światopogląd jest ograniczony.
⠀⠀⠀⠀— Nie używam wielkich słów, Rin. Elokwencja nie jest moją mocną stroną, ale wiem co widziałem i potrafię znaleźć dla tego nazwę. Wyżywałeś się. Gniewałeś się... może na los, a jemu dostawało się rykoszetem. — Strzelił na bok spojrzeniem, sugerując, że wie niewiele ponad to, czym właśnie się podzielił. — Myślisz, że wyolbrzymiam? — Parsknął sztucznie. — Wiedziałem, że wcale nie będziesz miał ochoty tego słuchać.
⠀⠀⠀⠀Na zewnątrz świat poruszał się swoim leniwym tempem. Wstające najwcześniej ptaki ukryte w koronach drzew świergotały nieśmiało, niezrażone obecnością demonów. Niebawem z łóżek stoczy się więcej chłopów i farmerów, których praca zaczynała się jeszcze zanim słońce wespnie się na blade niebo. Wszystko brnęło do przodu i tylko we wnętrzu ich chaty czas się zatrzymał. Lub wręcz przeciwnie - zaczął się cofać.
⠀⠀⠀⠀Ramiona Suny zadrżały w stłumionym śmiechu.
⠀⠀⠀⠀— Ale nie to chciałeś usłyszeć... — śmiech urwał się i z ust demona potoczyły się słowa. Ostre jak krawędź noża i wycelowane w towarzysza, który podniósł się nagle znad ich ofiary. Wzrok Suny powędrował za jego twarzą, a powieki opadły nadając jego twarzy grymas zadowolenia. Mówił jakby od niechcenia. — To Sachi składał w twoim imieniu modły do naszego Boga. — A potem usta ledwo się poruszyły, mamrocząc niewyraźne dla Rintarou słowa. — Sądził, że w ten sposób się uwolni.
⠀⠀⠀⠀Dla niektórych demonów moment przemiany był najważniejszym punktem zwrotnym ich życia. To tutaj wszystko kończyło się i zaczynało. Wspomnienia przepadły w otchłani. Skończyło się błogie człowieczeństwo, a zaczynała krwawa tułaczka. Suna cieszył się wtedy z błogosławieństwa mocy, a Sachi cierpiał przekleństwa.
⠀⠀⠀⠀— To właśnie chciałeś wiedzieć. — warknął, kiedy kolejny potok słów zalał ciszę pomieszczenia. Wzburzenie Rina rozpalało na nowo gniew. Wszystko podważał, odrzucał od siebie machnięciem ręki. Kącik ust Suny uniósł się i zadrżał nerwowo.
⠀⠀⠀⠀Przestań.
⠀⠀⠀⠀Zamknij się.
⠀⠀⠀⠀Ręce skrzyżowane na klatce piersiowej stężałym, a pięści zacisnęły się mimowolnie. Jego gardło opuściło krótkie warknięcie, jakby ostrzeżenie. Nie mógł odciąć się od tego, co słyszał. Obelgi rzucane w jego kierunku miały tępe groty, ale Sachi nie mógł nawet bronić się przed tym, co sugerował Rintarou.
⠀⠀⠀⠀— Po co to ze mnie wyciągasz, skoro nie jesteś gotowy uwierzyć w to, co mówię?! — sapnął przez zaciśnięte zęby. Przez chwilę stał jeszcze w jednym miejscu opanowując drżenie, które powoli rozlewało się po jego ciele. Szybko jednak zorientował się, że tym razem nie skończy się wyłącznie na pulsującej szybko krwi, w głowie zaczęło mu szumieć a ciało działało irracjonalnie. W mgnieniu oka znalazł się przez mężczyzną celując w niego zwinięta pięścią. Tocząca się po podłodze kałuża krwi, lśniąca i gładka, odbijała obraz jego twarzy. Włosy, które wcześniej zaczesał do tyłu rozsypały się wokół twarzy. Uśmiechał się, jak zwykle. Przez chwile był nawet gotowy uwierzyć, że ze szkarłatnego lustra spogląda w jego kierunku Sachi. Cios padł szybciej, niż słowa. — Demon, który w jednej chwili mógłby cię zabić? Ha? Sachi? On zawsze chciał dla ciebie dobrze. A ty wypruwałeś z niego wnętrzności śmiejąc się do rozpuku. Przecież to demon, prawda? Będzie się regenerował w nieskończoność. — Chciał go powalić w ten brud, w walającą się wszędzie krew. Przycisnąć go do ziemi i w geście, który odbił się w jego pamięci dźgnąć dłutowatym ostrzem krtań swojego towarzysza. Towarzysza. Jakże gorzko brzmiało teraz to określenie. Suna zamachnął się po raz kolejny. — Jeszcze będziesz błagał, żeby Sachi mnie powstrzymał.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
— To Sachi składał w twoim imieniu modły do naszego Boga
Ściągnął brwi i prychnął, puszczając zamaszyście zaciskane w palcach ubranie. Odwrócił głowę i spoglądając przed siebie, prosto na pustą mroczną ścianę. Mimo iż nie chciał dawać tego po sobie poznać, to zaczynała pożerać go dziwna mieszanina odczuć, której dotąd jeszcze nie doświadczył. Zdawać się mogło, że to napięcie buzujące w jego ciele przeraziło go bardziej, niż wyrzucane z ust Suny kolejne tępe oskarżenia.
— Cóż, wiedziałem, że rozmowa z tobą będzie czystą przyjemnością.
Kim był? Nie potrafił odnaleźć siebie w snutych opowieściach Suny. Nie, to nie możliwe, jak mógłby? Jego myśli wciąż krążyły wokół wyobrażeń o własnej niewinności, o śmiertelnej powłoce, którą ktoś miał mu przecież wyrwać ją z dłoni. Mógł teraz osłaniać się przed nim tarczą — ta mogła odbijać wszystkie słowa, ale jak długo mógł utrzymać osłonę nad swoją głową? Nigdy nie był gotowy na tę rozmowę. I nigdy nie będzie. Jego dusza miotała się niespokojnie niczym wilk uwięziony pomiędzy płonącym lasem a porywistym potokiem: był teraz nieskończenie wdzięczny za dar niepamięci, ale również przerażony próbami, których niewątpliwie miał jeszcze doświadczyć w tym nowym drugim, dziwnym życiu.
— Po co to ze mnie wyciągasz, skoro nie jesteś gotowy uwierzyć w to, co mówię?!
Dopiero ten warkot spowodował spięcie w całym jego ciele; wciąż nie odważył się skierować ku niemu spojrzenia. Zaciskał usta w cienką linię, nie pokazując po sobie nawet krzty poruszenia, nie mógłby, w końcu pokazałby mu, że zaczyna wierzyć w jego otrzeźwiającą historię, której niestety nie mógł nie brać pod uwagę. Przegryzł dolną wargę, nie wytrzymując własnego milczenia:
— Nic z ciebie nie wyciągam. Nie zauważyłeś, że to ty ciągle paplasz? Nikt cię nawet o to nie prosi! — wycedził bezczelnie przez zaciśnięte zęby, nie rejestrując, nawet kiedy ścięgna na jego twarzy napięły się do tego stopnia, że mogłyby klasyfikować się do pewnego rodzaju szczękościsku... który niespodziewanie popuścił.
Cios, który wbił się w jego odsłonięty polik, nie był gestem, na który mógł się jakkolwiek przygotować. Chyba po raz pierwszy ktoś przyłożył mu z taką prawdziwą furią, że zachwiał się na nogach. W pamięci utrzymywało się jedynie otrzeźwiające uderzenie zaserwowane od Rasha, ale nie równało się ono z pełnym pogardy ciosem Suny. W tym uderzeniu znajdowało się to, czego oboje nie rozumieli — emocje.
— Demon, który w jednej chwili mógłby cię zabić? Ha? Sachi? On zawsze chciał dla ciebie dobrze. A ty wypruwałeś z niego wnętrzności śmiejąc się do rozpuku. Przecież to demon, prawda? Będzie się regenerował w nieskończoność.
Dłonie Suny szarpnęły Rintarou niczym szmacianą lalką. Czas w tej chwili zdawał się dla niego zatrzymać, każde słowo było jak gwóźdź przybijany do wieka jego trumny. Pomimo iż zdolności regeneracyjne demonów były na wysokim poziomie, tak agresor mógł nacieszyć oczy nabierającą czerwieni skórą w miejscu, które obrał za pierwszy cel. Suna sądził, że Rintarou nie przeżywał przeszłości, bo nie mógł — w końcu jej nie pamiętał. Nie oznaczało to jednak, że nie tkwił w tym wszystkim w zupełnie inny sposób, czymś na wzór żałoby po możliwościach, które skrupulatnie odsunął od niego Suna, i które w końcu musiał odsuwać od siebie sam. Spoglądał tępo na jego twarz, nie mrugając nawet powieką; głowę miał pustą, a w uszach mu dzwoniło. Kto by pomyślał, że kara może przyjść do niego po tak długim czasie. Nie mógł jej przewidzieć. I choć bezpośrednio po incydencie nic nie wskazało na to, by karma miała zebrać swoje żniwa, tak nie mógł być pewny, że nie będzie to miało wpływu na przyszłość. Jak na przykład teraz.
— Jeszcze będziesz błagał, żeby Sachi mnie powstrzymał.
— O nic nie będę cię błagał, nie fantazjuj.
Kiedy Suna zamierzał uderzyć go po raz kolejny, coś się w nim przebudziło. Tym razem nie zamierzał dać mu tej satysfakcji. Bez zastanowienia złapał go za przegub i pociągnął w swoją stronę, kierując cios prosto w nos. Biały ogień wściekłości polizał mu wnętrzności — nie pozwalając na poddanie się, jednakże tak krótka przepychanka musiała w końcu zaowocować potknięciem. Napierający demon pchnął Rintrarou na tyle skutecznie, że ten poślizgnął się na zalegającej wokół nich krwi, opadając na deski. Nie zamierzał jednak upadać sam, szarpnął Sunę za sobą. Kiedy plecy uderzył o skrzypiące podłoże, rzucił mu zawzięte spojrzenie szkarłatnych ślepi, niemal mechanicznie zamachnął się, aby uderzyć go ponownie albo skutecznie zadrapać twarz. W końcu oboje się bronili. Rintarou zgiął jedną nogę, starając się zwalić oponenta i zyskać nad nim przewagę wysokościową — w tej pozycji nie mógł za wiele zdziałać.
— I co zamierzasz zrobić? Na tym polegają twoje maniery podczas rozmowy? — Spoglądnął na niego z rozbawieniem, które cudem wymusił na swoich wargach. Sapnął. Zamiast czarującego uśmiechu wykwitł jedynie wkurzony grymas. — Na tym, aby zachowywać się jak skurwysyn wobec każdego, kto podważy tok twojego rozumowania? Chcesz ukarać mnie za przeszłość? — Szarpnął się pod nim, dysząc pomiędzy słowami. — Za Sachiego? — Zacisnął palce jednej ręki na jego nadgarstku próbując go zablokować. — Za to, że być może mi się po prostu dał? Jesteś tak oddany bratu, a nawet z nim nie przebywasz. Co ty do cholery możesz właściwie o nim wiedzieć? Kochany, zasrany braciszek.
Rintarou bronił się dość chaotycznie, ponieważ uważał, że jeśli on nie wie, co za chwilę zrobi, przeciwnik tym bardziej nie będzie tego wiedzieć. To przecież była walka w zwarciu — a takich nikt nie kontroluje. Ponownie spróbował go z siebie przewalić, uczepiając się jego przemoczonego ubrania.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
⠀⠀⠀⠀— Czas dorosnąć Rin — syknął z uśmiechem, w którym na próżno było doszukiwać się zadowolenia. Ciskanie pięściami nie przynosiły żadnej satysfakcji, co odkrył dopiero wtedy, gdy pierwsze uderzenie zderzyło się z twarzą stojącego przed nim mężczyzny. Wściekłość rozlała się po nim w postaci gorącej fali, od której krew zaczynała kipieć, a mięśnie łaskotać pod wpływem dreszczy. Głęboko w trzewiach ciążyła mu jakaś gruda bodząc równie skutecznie, co gniew odbijający się w oczach Rintarou. — Czas nauczyć się, że wszystkie akcje mają konsekwencje... nawet jeżeli niekiedy musi minąć kilka lat, aby do ciebie powróciły.
⠀⠀⠀⠀Nie musiał krzyczeć. Wystarczy, że cedził słowo za słowem prosto w twarz demona, żeby obserwować zachodzące w nim zmiany. Na wierzch wypłynęło to, czego od początku się spodziewał. Zaprzeczenie ustąpiło miejsca wściekłości i teraz to ręce jego dawnego przyjaciela wystrzeliły w przód, aby zadać ból.
⠀⠀⠀⠀Szarpanina stała się głównym źródłem dźwięku. Przedmioty umykały spod nóg trącane chaotycznie stawianymi krokami, szwy skrzypiały gdy zaciśnięte na materiale palce sprawdzały ich wytrzymałość w próbach zdobycia tymczasowej przewagi. Ciszę przerywały tylko krótkie oddechy, bo żadnego z nich nie było stać na rozluźnienie.
⠀⠀⠀⠀— Nie wkładasz w to całej siły. Naprawdę ci zależy? — parsknął Suna, gdy w pewnym momencie zderzyli się niemalże czołami.
⠀⠀⠀⠀To był ten moment, kiedy rozlała na ziemi krew podcięła im jednocześnie nogi. Któryś z nich, w tej szarpaninie nie dało się nawet określić winowajcy, stracił na moment równowagę i w jednej chwili oboje grzmotnęli o grunt. Powietrze uciekło mu z płuc, ale spięte mięśnie nie odczuły jeszcze bólu. Momentami czuł, że emocje opadają, a zaraz potem słyszał niesprawiedliwość w słowach Rintarou i irytacja na nowo pobudzała go do walki.
⠀⠀⠀⠀— Zapominasz czy jestem. I czym ty sam jesteś — warknął przez zaciśnięte zęby, ze wszystkich sił starając się nie dać przerzucić na plecy. To oczywiste, że pod względem fizycznym ustępował Rintarou w każdym aspekcie. Był niższy, lżejszy. Nigdy też nie przykładał się do walki i nie zamierzał teraz tego zmieniać. Zachowywał się raczej jak zwierzę zapędzone w kat, nawet jeżeli to on od słów przeszedł do języka czynów. Nie rozpoczynał tej walki z zamiarem zwycięstwa, nie o to w tym wszystkim chodziło. — Sam się za nią ukarasz. Doskonale wiesz, że nie stać mnie na to, żeby cię pokonać. — Zacisnął jednak palce, wbijając je w ramiona Rintarou, żeby utrzymać go z dala od siebie, odepchnąć i nie dać przyszpilić do ziemi. Wszystko to było tylko odrobinę mniej upokarzające, niż wspomnienia, które dzielił z bratem. — Za Sachi'ego — sapnął w odpowiedzi.
⠀⠀⠀⠀Kręgosłup walnął w ubitą podłogę i tam sam los spotkał głowę. Przez moment mogło się wydawać, że Suna został pokonany, ale pięści oparte o drugiego demona nadal trzymały jego pazury na bezpieczny dystans. Przyśpieszony oddech unosił pierś w górę i w dół, a zarysowana skóra tu i tam perliła się szkarłatną krwią. Mimo to cały czas się uśmiechał. Przerośnięte, wykrzywione zęby nie pozwalały mu przybrać innego wyrazu, bez sprawiania sobie bólu.
⠀⠀⠀⠀— Kocham go bardziej, niż jesteś w stanie pojąć. Tobie nigdy się to nie zdarzy. — Spojrzał mu w oczy ukryte za rozrzuconymi w nieładzie włosami. Wściekłość pulsująca czerwienią napawała go rozbawieniem, ale w sytuacji takiej jak ta daleko mu było do śmiechu. — Od początku byłeś zepsuty. Polegałeś na dobroci innych, żeby zaznać w życiu jakiegokolwiek szczęścia. Los uznał, że nigdy ci się nie należało.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Oboje łapali oddech, jakby od tych oddechów miało zależeć ich życie, a oczywiście nie zależało. Skóra parzyła — pełne zapału świsty muskały naskórek, rozpalając powłokę. Czy mogły powiększyć buchający w trzewiach ogień? Miał wrażenie, że gdyby tylko były do tego zdolne spaliłby się na wiór; wraz z tym, co znajdowało się w zasięgu jego dłoni, a tylko jedną osobę uparcie targał za ubranie.
Czy naprawdę nie wkładał w to całej siły? Sądził, że wkładał. Dopiero kiedy demon wysyczał tę uwagę w żarliwym odruchu frustracji, zdał sobie z tego sprawę. Wciąż próbował go sięgnąć. Ciągle łapali i blokowali swoje ataki, jakby były zatrutymi strzałami, ale żaden z zaserwowanych ciosów, nie był na tyle silny, co słowa, które zdążyły oplątać się wokół krtani. Rintarou nie pamiętał, kiedy ostatni raz popadł w taką furię. Gdzie to pełne arogancji, powściągliwe spojrzenie?
Powalił go na plecy, a potem zamachnął się prosto w jego twarz. Próbował się wyprostować, choć czuł, jak stopy depczą swą długą, walająca się po brudnej ziemi szatę. Usiadł na demonie, nie przestając atakować. Nie odczuwał bólu. Nie odczuwał go, nawet kiedy twarz obrosła zadrapaniami i obiciami, a z warg rozlewała się cieniutka strużka krwi. Chciał złapać go za szyję, ale zamiast tego, złapał za jego nadgarstki, unieruchamiając je do ziemi. Wtedy się nachylił, a długie, wyplątane z upięcia, pasma włosów zahaczyły o ramiona Suny – brakowało parę centymetrów, aby zlały się z jego rozsypanymi na ziemi kosmykami; aby razem stworzyły wielką, mroczną kałużę.
— Kochasz go?! — wybuchnął śmiechem, niedowierzająca w to, co usłyszał. — Nie kochasz go. — zawyrokował zgorzkniale, sycząc przez zęby. — Nie możemy kochać, zapomniałeś? — Dyszał, a ciepłe powietrze otuliło podbródek Suny, kiedy szkarłatne dzikie spojrzenie zwęziło się wściekle. Czy Suna dostrzegł w jego oczach tę zepsutą iskrę zazdrości? Czy poruszenie tego tematu było czymś tak samo odległym, jak niewinna przeszłość, o której kiedyś tak intensywnie dumał? — Co to w ogóle za pieprzone brednie. I to niby ja zapominam kim jestem? Doskonale wiesz, że mnie na to nie nabierzesz. Coś takiego jak miłość nie istnieje, sam nie masz o niej pojęcia, a pieprzysz o niej, jakby mogła się nam zdarzyć — Pazury wbiy się w sieć odsłoniętych żył. — W takich momentach przypominasz mi naiwniaka, który wierzy w bajki opowiadane przez starszych. Odebrano nam te uczucia, wciąż się łudzisz?
Wtedy Suna mógł dostrzec to w jego oczach. Rintarou walczył ze sobą jeszcze bardziej niż ze Suną. Może patrząc na jego zmagania, miał wrażenie, że ogląda swoje odbicie w lustrze? Pod maską, którą pokazywali innym, oboje byli rozdarci, w wiecznym starciu ze sobą. I nic nie szło na to poradzić.
— Słyszałeś to, Jun?
— To w domu Ichiro.
Nie dosłyszał głosów z zewnątrz. Nie dostrzegł nawet, że słońce zaczęło powoli, baaaardzo powoli oświetlać linię horyzontu. Wcześniej kobaltowe niebo szarzało, przypominając teraz przyjemny gradient. Nie wiele pozostało do świtu.
Kiedy obłoczek oddechu wydostał się z jego ust Rintarou, rozległo się pukanie do drzwi, zaskoczyło go na tyle, że drgnął, a łeb pognał bezwiednie w kierunku dźwięku, przeczuwając, że lada moment drzwi ukarzą zbrodnie.
Ich zbrodnie.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
⠀⠀⠀⠀Nie kochasz go.
⠀⠀⠀⠀Oburzenie mieszało się z frustracją, a spojrzenie ostre jak garść noży odganiało z jego twarzy poczucie porażki. Głęboka zmarszczka między brwiami nie planowała zniknąć, bo Suna nadal napierał na podtrzymującego go ręce wymuszając na towarzyszu bezwzględną czujność. Chwila nie uwagi i znów gotowy byłby ugryźć.
⠀⠀⠀⠀— Ty nie możesz. Przestałeś próbować. Zamieniłeś się w skorupę — zamiast pięści ciskał w jego stronę krótkimi uwagami. Zaciskał zęby i nie podnosił głosu, bo i tak przemawiał wprost w twarz Rintarou. Z tak bliska widział efekty, emocje falujące jak kwietniowa pogoda. I jakby w ramach kary za bezczelność pazury minęły ścięgna i zagłębiły się między żyły. Ciągnące się w drugą stronę tętnice wybuchły pulsująca krwią. Wraz z mimowolnym syknięciem uciekło z niego powietrze. — Nie rozumiesz tego, więc nie wierzysz — wymamrotał oskarżycielsko pomimo ust wykrzywionych w bólu. Wziął głęboki oddech i zaczął mówił, przebijając się ponad słowami towarzysza. — Jak inaczej byś to nazwał?! Nie obchodzą mnie inni, ale jego rozumiem. Wszystko rozumiem, każdą jego obawę, pragnienie, niechęci, frustracje. Nie musimy nawet rozmawiać, żebym wszystko to wiedział i widzę kiedy brakuje mu odwagi, albo chce coś powiedzieć, lecz zachowuje to dla siebie. Ściska mnie w piersi kiedy na to patrzę, ale nie mogę przeżywać za niego jego życia. Obiecałem, że będę go chronił, nie wiem kiedy, pamiętam tylko że na pewno przyrzekałem. Sam tak wybrałem. Więc skoro nie mamy uczuć, co mną kieruje? Dlaczego cały czas to robię, chociaż demony są egoistyczne i nie potrafią kochać? WIEM, Rin. WIEM, że możesz mnie w każdym momencie zabić, bo wyrosłeś na znacznie silniejszego, ale to co czuje jest potężniejsze od strachu i logiki. Więc co to, do jasnej cholery, twoim zdaniem jest?
⠀⠀⠀⠀Nie przestawał mówić, chociaż w pewnym momencie głos mu ochrypł. Nie przestawał, nawet gdy pobudzone tętno wypychało z jego ciała kolejne kałuże krwi. Pobladł, ale ciało gotowe było się zregenerować, jeśli tylko ucieknie spod pazurów demona. Pukanie do drzwi zignorował, dalej patrząc wściekle prosto w twarz Rintarou.
⠀⠀⠀⠀A co jeżeli się mylił? Jeśli rzeczywiście uwierzył w bujdę?
⠀⠀⠀⠀Oparł głowę na podłodze patrząc bezmyślnie w sufit. Stukanie powtórzyło się, głośniejsze i bardziej nachalne. Przypomniała mu się kobieta, którą wypchnął w trakcie pożaru spod spadającego drzewa. Zawsze jakimś sposobem pakował się w kłopoty, choć umysł podpowiadał, że przecież starał się postępować sprawiedliwie.
⠀⠀⠀⠀Kiedy obejrzała się przez ramię, w jej oczach nie było wdzięczności, tylko obrzydzenie. Podobnym wyrazem twarzy obdarzył go Rintarou, na prośbę którego wygrzebał z pamięci wspomnienia dawnych wydarzeń. Zapomniał powiedzieć, że Sachi modlił się wtedy do boga nad ludzkim ciałem, z którego uciekało życie.
⠀⠀⠀⠀— Nie idźże już. — Strzelił oczami w kierunku okna. — Nie udawaj, że nagle przypomniałeś sobie o istnieniu serca. Przecież demony go nie używają. — Prychnął oskarżycielko. — To tylko ludzie, poradzę sobie.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Pukanie rozległo się ponownie. Zadzwoniło w uszach. Wypuścił powietrze z ust; grdyka poruszyła się ledwo pod wpływem przełykanej śliny. Suna mógł poczuć jak dotąd spięte ciało Rintarou, staje się lżejsze, swobodniejsze, jakby cała kłębiona wściekłość, jaką w nim obudził, rozpadła się wraz z kolejnymi uderzeniami w drewniane wrota.
— Sentyment — odparł nieuprzejmie, choć wcale przecież się na nią nie silił. Wydawał się wiedzieć, o czym mówi. — Coś, co wydaje się znane i nieznane jednocześnie. Jedyna część, która w jakiś irracjonalny sposób potrafi uspokoić. Pewnie dlatego, że tylko ona jest stała w tym całym cholernym chaosie. A może przez to, że w swojej tajemniczości jest dawnym echem zdającym się łączyć z granicą, którą dawno pozostawiło się za sobą? — Puścił w odpowiedzi jego nadgarstki, nie zauważając nawet, że pokryte są krwią. — To na pewno nie miłość. Na pewno nie miłość wykształcona w tym życiu.
Kolejne uderzenie poprzedzone wołaniem właściciela domu zmusiło szkarłatne tęczówki Rintarou do spoglądnięcia w złocistą toń. Nie prezentował się wcale jak ktoś, kto mógłby nad nim tryumfować — nie był potężnej budowy, jego spojrzenie nie przestawiało kości. Teraz zmarniał wciąż przemoczony od deszczu, wydawał się bardziej ludzki niż wcześniej; mokre, spięte włosy straciły blask, na twarzy wyrysowywały się zadrapania, w końcu nadając obliczu jakiś śmiertelny odcień, oczy nie były już wściekle czerwone — kolor zelżał, gubiąc się w smutnej szarości.
Rzucił spojrzenie w kierunku okna. Trwał w tym zawieszeniu tylko parę chwil; kilka głębszych oddechów.
A potem wstał gwałtownie, wykonując kilka kroków w tył, uważnie mu się przy tym przyglądając. Gryz się w język, w policzki, nie wiedząc co powinien powiedzieć, a przecież coś powinien. Kiedy jego plecy zderzyły się ze ścianą, dotykając jej powierzchni opuszkami zakrawających palców, odwrócił głowę.
— Nie masz wyjścia. Kto inny obroni przede mną Sachiego?
Rzucił ostrożne, acz zaciekawione spojrzenie, pełne niezrozumienia dla przypiętej do niego łatki. Nie czekał na odpowiedź, nie czekał na reakcje. Rozsunął okno i poderwał się, wybiegając w wolno budzący się poranek. Nie spodziewał się, że opuszczając to miejsce, będzie zmuszony zostawić w nim długo pielęgnowany infantylny kawałek duszy.
Że wybiegnie stąd sam.
Kompletnie inny.
— zt
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
⠀⠀⠀⠀Sentyment. Puste słowo, zbyt płytkie i niedokładne. Sachi drżał przed Rintarou, ale przyczynił się do jego przemiany. Suna zapomniał go przez te wszystkie lata zapytać: dlaczego? Czy też z powodu czegoś tak nieistotnego jak sentyment? Było mu go żal? Współczuł człowiekowi? Chciał go od siebie uzależnić?
⠀⠀⠀⠀Demon ukrócił te rozważania przyciskając zęby do wargi. Zabolało, ale ból od zawsze działał otrzeźwiająco. Wkrótce słońce miało go uziemić, musiał się ruszyć i odejść - najlepiej w przeciwnym kierunku niż Rintarou. Cień towarzysza kładł się plamą na podłodze, na tym co razem stworzyli. Miał ochotę się uśmiechnąć, choć wcale nie było mu do śmiechu.
⠀⠀⠀⠀Pożegnanie, które usłyszał było jak sól wsypana do rany - jakby nie był godzien nawet gniewu.
⠀⠀⠀⠀Dlatego kiedy został w końcu sam nie podniósł się od razu. Uciekający demon wywołał krótkie zamieszanie przy drzwiach, ale potem walenie do drzwi się nasiliło. Ludzie czekający przed przejściem tracili cierpliwość, niewątpliwie wyczuli, że coś jest nie tak. W końcu dźwięk się urwał, ale po kilku ciężkich oddechach zastąpiło je silne uderzenie. Wystarczyły trzy kopnięcia i deski uległy, a drzwi zachwiały się w ramie.
⠀⠀⠀⠀Krew, rozpłatany trup i demon leżący bez życia na podłodze. Bardzo prosty do zinterpretowania obrazek. Tyle że demon wcale nie był martwy - choć tak właśnie się czuł - i wkrótce miał zebrać się leniwie z podłogi, upaprany krwią i zdezorientowany, tylko po to, aby minąć sparaliżowanych strachem wieśniaków i zniknąć z ich życia.
⠀⠀⠀⠀Ich i wszystkich innych.
z/t
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Z/T
---
Yamato czuł, że korpus tak łatwo nie da za wygraną. Bądź co bądź mieli na dłoni trop demona, który był dosyć mocno ranny. Przeklęte pierzaste bestie musiały zdradzić kierunek jego wędrówki. Teraz bardziej zwracał uwagę na szczyty drzew, a nie na ziemię. Prędzej czy później musiał znaleźć tego jednego cholernego wieśniaka, któego da się zjeść. Nie prosił o wiele. Nie musiał być to jakiś smaczny kąsek. Wystarczy nawet łykowate dziecko czy stara baba.
Z tą myślą skierował się na pastwiska. Liczył na pastuszka, albo wspomnianą staruszkę żyjącą w nieco luźniejszej zabudowie. Powoli zbliżał się poranek, a razem z nim słońce. Nie widziało się to mnichowi aby z rozoranym ciałem chować się pod kamieniem licząc na przejście dnia. Nie miał wiele czasu więc krok po kroku zaczął zbliżać się do chaty z której czuł zapach ludzi.
Nagle usłyszał nieopodal łopot skrzydeł. W szarówce poranka wychwycił ciemny kształt odlatujący na południe.
- Skurwysynie zostaw mnie! - Rzucił za odlatującym zwierzęciem i rozsierdzony do granic możliwości zmienił kierunek podróży. Ukryje się pod jakimiś drzwiczkami od piwnicy i zaklei je kawałkiem żywicy. Będzie tam siedział, aż dzień nie przejdzie. Taką miał przynajmniej pierwszą myśl, ale wiedział, że najlepszą opcją było wejście w głęboką puszczę i podróż w półcieniu drzew. Przynajmniej w ten sposób poruszał się, a nie czekał na mordercze światło.
z/t
Nie możesz odpowiadać w tematach