Karawana została zaatakowana przez słabego demona niedługo po opuszczeniu wioski Seto. Demon zdołał ujść z życiem, i choć nie zabił nikogo, udało mu się zniszczyć dwa wozy. Grupa kupiecka zdecydowała się cofnąć do pobliskiej bezimiennej wioski, zaś Reiko wpadła na wspaniały pomysł - pokonać resztę drogi pieszo. Miała prowiant i broń, potrafiła też rozbić prowizoryczny obóz. Jedyne czego jej brakowało to, najwyraźniej, zdrowego rozsądku i umiejętności myślenia w przód.
Teraz mogła tylko pluć sobie w brodę. Nie podróżowała dużo, a szczególnie nie na takie odległości; kilka razy miała wrażenie, że poszła w złym kierunku. Wreszcie jednak na horyzoncie zamajaczyły się charakterystyczne budynki oraz płot otaczający rozległe pastwisko. Oznaczało to, że udało jej się dotrzeć w okolice regionu Kameyama, z którego było niedaleko do Kioto. Odetchnęła ciężko, przyspieszając kroku.
how lucky we are
Tak minęło jej z połowę godziny, zatrzymując się na uboczu drogi gdy tylko usłyszała w oddali kroki. Twarde buty wydawały wystarczająco dużo dźwięku by Sakura mogła usłyszeć. Był dzień, chociaż już niedługo zapewne słońce by zaczęło schodzić w dół. Demon to na pewno nie jest. Spojrzała ona w oddal, od razu zauważając osobę idącą w jej stronę. Połowicznie skończony kunai poszedł za pas, zaś sztylecik schował się w to samo miejsce co wcześniej: do buta. Na koniec wyprostowała się, odetchnęła lekko, a szybkim krokiem podeszła do nieznanej jej osobie. Posiadała dwa sztylety co wyglądały jakby były zrobione na styl nichirin, także musi być samurajem lub łowcą, tak jak ona. Na samuraja nie wyglądała. Wyciągnęła rękę, ale nie do podania jej, tylko do pokazania symbolu łowców demonów.
━ Musisz być jednym z łowców, prawda? Nie zdaje mi się żeby była jakakolwiek inna opcja. ━ nawet się nie przywitała.
Dopiero po pokazaniu przez nią symbolu łowców odsunęła rękę od broni i kiwnęła sztywno głową. Nie przeszkadzał jej brak przywitania; sama preferowała szybkie przechodzenie do rzeczy w interakcjach z większością ludzi.
- Reiko. Medyczka z Yonezawy - przedstawiła się krótko, skłaniając przy tym głowę. - A ty? - Choć nie przepadała za nagłą koniecznością socjalizacji, w Yonezawie zdołano jej wbić do głowy podstawy kulturalnej rozmowy... do pewnego stopnia.
Musiała też przyznać, że była zaciekawiona widokiem innego łowcy tak daleko od siedziby głównej. Czyżby dłuższa misja? A może łowczyni zwyczajnie tu mieszkała? Reiko nie była pewna czy ją kojarzyła. Z drugiej strony rzadko skupiała się na twarzach. Nawet teraz jej wzrok zawieszony był na lewym barku nieznajomej.
how lucky we are
━ Sakura, łowca z Kioto. Nie mamy tu dużo medyków ━ powiedziała na szybkości, spoglądając w lewo i prawo. Sakura nie była osobą co potrafiła prowadzić rozmowę, wolała aby ktoś inny to robił. Reiko wydawała się być podobna, jak nie taka sama. Kiedyś jej mistrz jej powiedział, że trzeba łamać swoje limity po to by dotrzec do samego szczytu hierarchii. Tak też postanowiła teraz zrobić.
━ Co Cię tutaj sprowadza? Nigdy nie widziałam nikogo podobnego do Ciebie w tych okolicach, a od kruka nie słyszałam o żadnej osobie co miała się pojawić w naszych skromnych progach ━ odezwała się jeszcze raz, tym razem odwracając się na pięcie swojego buta i powoli ruszając do przodu, stamtąd skąd przyszła, z nadzieją, że Reiko podąży za nią.
A to było niespotykane, bo Sakura jeśli miała być z czegoś znana, to z tego, że nie jest zbyt przyjazna w stronę nowych osób. Może ta dobra pogoda, może chęć jakiejś zmiany spowodowało, że jednak chciała się z kimś poznać? Reiko wydawała się być podobna do niej, z charakteru oraz wieku, więc jeśli miałaby szukać znajomych, to pewnie by zaczęła od takich osób jak ona. No cóż, czas tylko pokaże.
Zawahała się na moment, po czym podążyła za Sakurą, zrównując z nią krok. Patrzyła przed siebie, lecz kątem oka wciąż widziała młodszą - i niższą - dziewczynę. Nie nawykła do darzenia innych zaufaniem, choć starała się nad tym pracować w kwestii innych zabójców. Jej status społeczny ciągnął się za nią niczym cień, sprawiając, że z trudem znajdowała nić porozumienia z dużą częścią ludzi. Jakby dzieliła ich przepaść doświadczeń, która była trudna do przeskoczenia. Nie oznaczało to jednak, że darzyła niechęcią ludzi znajdujących się wyżej od niej w hierarchii. Nikt nie miał wpływu na to, w jakich okolicznościach się urodził. Jedynie na to, jak traktował innych.
- Prywatna podróż. Mam nadzieję znaleźć księgi medyczne. Zebrać więcej praktycznego doświadczenia na własną rękę - wyjaśniła neutralnym głosem. - Czy jest tu jakiś zajazd? - dodała po krótkiej chwili, zerkając ku Sakurze w wyuczonym odruchu.
Potrzebowała miejsca, by się odświeżyć i odpocząć. Samotna, kilkudniowa podróż robiła swoje nawet dla Reiko, która obsesyjnie starała się utrzymywać czystość i korzystała z każdej możliwej okazji, by zadbać o tę potrzebę. Ponadto, kończyły jej się zapasy. Nie mogła brać ze sobą zbyt wiele na raz, inaczej by ją to spowolniło.
how lucky we are
━ Każdy dzień bez demona oznaczam tutaj na drzewie. Z tego co naliczyłam, to już któryś dzień z rzędu bez ani jednego. Może zaczęły uciekać? Nadzieja ginie ostatnia ━ bo oczywistym było, że potwory takiego stopnia nie zniknęłyby z dnia na dzień. Kioto było idealnym miejscem na łowy, a taka cisza to tylko dawała dreszcze na plecach. Odetchnęła ona, wracając na nogi z pomocą obu rąk na jej kolanach. Miecz cicho zagrał w pochwie, zapewne uderzając jakiś pobliski kamień. ━ Boisz się demonów? Może dziwne pytanie, ale chciałabym wiedzieć ━ zapytała, nie patrząc nawet w stronę Reiko, tylko znowu idąc przed siebie.
Jak tak szły obok płotów i zżółtałych liści na ziemi, to trudno nie było sobie wyobrazić jak świat wyglądał jeszcze parę lat temu kiedy demonów nie było. A może były cały czas, tylko teraz postanowiły wypęłznąć ze swoich dziur? Ludzie się ich boją, a nawet bardzo, bo w końcu są to istoty mocniejsze od ludzi. Za moc musieli zapłacić swoją duszą, człowieczeństwem... Sakura nie mogła nawet zacząć myśleć o tych rzeczach, bo krew aż jej buzowała w uszach. Jak ktoś mógł być tak słaby by się poddać czemuś takiemu? Zanim zaczęła rzucać następnym pytaniem, Reiko miała swoje. Sakura spojrzała powoli w jej stronę, przytakując. ━ Jest parę, na pewno Hatago to coś, czym byłabyś zainteresowana. Nie trzeba zapłacić dużo za dobry posiłek. Bardzo rodzinnie tam ━ powiedziała, po tym się zamyśliła, nareszcie kontytuując. ━ A co do księg jakiejkolwiek maści, najlepiej zobaczyć prosto w Kioto. Dużo handlarzy, dużo okazji.
Na pytanie skierowane wyraźnie w jej stronę zastanowiła się chwilę, po czym wzruszyła mechanicznie ramionami.
- Boję się tego co mogą zrobić. Głównie ludziom którzy nie mogą się przed nimi obronić. - W końcu ostrza z Nichirin dostępne były raczej dla zabójców.
W trakcie podróży bliżej centrum Kameyamy przyglądała się otoczeniu, co jakiś czas zwracając uwagę na swoją towarzyszkę. Nie przeszkadzała jej cisza i nie czuła się niezręcznie z jej powodu, lecz dobrze było się dowiedzieć jakichś informacji o okolicy. Nie chciała podróżować na ślepo. W kwestii ksiąg spodziewała się takiej odpowiedzi ze strony Sakury; okolica wyglądała raczej na rolniczą niż skoncentrowaną na jakiejkolwiek formie sztuki.
- Rozumiem. Hatago brzmi w porządku. Czy można tam wynająć pokój? - zapytała.
Najlepiej jakby się dało, gdyż spanie w dziczy nie było szczególnie komfortową perspektywą, nawet jeśli nie była żadnym kruchym stworzeniem. Trening na zabójcę był nieporównywalnie gorszy od kilku dni w prowizorycznym obozie w lesie.
how lucky we are
━ Tutaj nasze drogi się prawdopodobnie rozchodzą, chyba że chcesz żebym Ci potowarzyszyła aż dojdziesz do Hatago. Jest jeszcze kawał czasu do nocy, więc o demony się martwić nie musisz, ale może masz inne zmartwienia? Ludzie w Kioto czasami znikają bez większego powodu. Zazwyczaj są te zaginięcia oznaczane jako wypadki, chociaż kto wie... ━ Sakura wzruszyła tylko ramionami. Już nic jej chyba nie zdziwi na tym świecie.
- Niedaleko Seto demon zaatakował karawanę kupiecką. Tą z którą podróżowałam. Niestety zdołał uciec. - Zmarszczyła brwi, wciąż trochę sfrustrowana tamtą sytuacją.
Nie była pewna po co o tym wspomniała; chyba głównie dlatego, by nie wyjść na niezainteresowaną rozmową w obliczu towarzyszki, która ewidentnie starała się jakiś kontakt nawiązać.
Dotarłszy do skrzyżowania odwróciła głowę ku Sakurze. Tajemnicze zaginięcia brzmiały niepokojąco, ale jako zabójca demonów była bezpieczniejsza niż zwykły człowiek. Mimo bycia początkującym medykiem przetrwała to samo piekło co inni i potrafiła walczyć. Nie była jednak pewna czy dziewczyna oczekiwała od niej pójścia samej, czy chciała ją odprowadzić pod Hatago.
- Mogę iść sama. Nie chcę ci zabierać czasu - odparła, decydując, że było to najlepsze rozwiązanie na jej wewnętrzne rozterki.
how lucky we are
━ W takim razie nasze drogi się tutaj rozchodzą, nie będę Cię trzymała dłużej, na pewno musisz być zmęczona ━ w tym samym momencie co z jej ust wyszły te słowa, ukłoniła się lekko. Co jak co, była ona może chłopczycą co wolałaby nosić wygodne spodnie aniżeli obcisłe kimona, ale dalej miała coś w głowie. Rodzice nauczyli ją żeby zawsze żegnać się ukłonem. ━ Obyśmy się jeszcze kiedyś zobaczyły, Reiko. I obyśmy były obie żywe ━ Powiedziała ona na koniec, uśmiechając się lekko. Na bucie odwróciła się w stronę z której szły, powoli zmierzając spowrotem aby zrobić kolejny patrol.
z/t
Sakura podjęła za nią decyzję, co medyczka przyjęła z ulgą. Choć nie miała nic przeciwko towarzystwu młodszej łowczyni, prawdą było to, że potrzebowała odpocząć i się doprowadzić do porządku po obozowaniu w lesie. Odwzajemniła ukłon, po czym się wyprostowała. Na twarzy nie miała uśmiechu, ale nie oznaczało to nic szczególnego; jej mimika była niezmiennie neutralna, balansująca na granicy powagi.
- Mam nadzieję, że tak będzie - odparła w ramach pożegnania.
Odprowadziła chwilę wzrokiem dziewczynę, po czym udała się w kierunku Hatago, by tam wynająć pokój i doprowadzić się do porządku przed wyprawą do Kioto.
zt.
how lucky we are
Nigdzie mimo to mu się nie spieszyło; dał sobie czas, by kondycja powróciła do normy, a myśli wyszły z marazmu i się orzeźwiły. W pewnej chwili jednak, gdy na granicy lasu doszedł go odgłos zwierzęcia, skierował swoje kroki do jego źródła — myśląc, że mogło być to równoznaczne z obecnością człowieka, bóg jeden wie dlaczego wyprowadzającego krowopodobne coś na spacer w środku nocy, lub po prostu chowającego ostatnie sztuki bydła do zagrody.
Kiedy jednak wyłonił się ze skraju lasu, a jego oczom ukazało się pastwisko, nie zauważył tam żadnej żywej duszy, prócz jednego samotnie pasącego się wagyu. Podszedł bliżej, tym samym wzbudzając w zwierzęciu kolejne zaniepokojone muczenie; krowa odeszła na kilka pospiesznych kroków. Zatrzymała się wraz z wyciągnięciem ręki przez demona, który przejechał dłonią po jej grzbiecie; czuł i słyszał, jak ciężko dychała, albo zmęczona, albo intuicyjnie wiedząc, że miała do czynienia z czymś, co wcale nie poprawiało jej poczucia bezpieczeństwa.
Albo ktoś o niej zapomniał, albo znalazła drogę ucieczki z zagrody, może wodzona myślą o pierwszej na świecie krowie-niezależnej-podróżniczce.
Spokojnie trzymając na niej dłoń, wbił w nią pazury, jedynie lekko nacinając nimi skórę. Wraz z tym zwierzę uciekło w popłochu, a demon, stojąc w miejscu, odprowadził ją wzrokiem. Wtedy też nastąpił go kolejny powiew, tym razem jednak przynosząc ze sobą nie tylko bryzę świeżości, ale i zapach, który był mu już dobrze znany.
Wciągnął powietrze nieco mocniej, unosząc przy tym brodę. Odwrócił się i spokojnie zaczął iść przed siebie, ale kiedy poczuł tylko, że zapach krwi zaczął zanikać, ponownie zmienił kierunek. Czując, że ten stał się minimalnie intensywniejszy, podążał jego śladem.
-Witaj przyjacielu, piękną mamy noc czyż nie? - Zaczął Ichitarō witając się z demonem. -Zwę się Ichitarō i cieszę się widząc w okolicy innego demona, zwłaszcza iż zapewne mamy ten sam cel i myślę że możemy sobie nawzajem pomóc. - Przedstawił się po chwili demon, proponując zarazem demonowi z tatuażami współpracę.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Suna parł naprzód, jakby doskonale wiedział gdzie i dokąd idzie, a Rintarou z każdą kolejną chwilą przekonywał się, jak złudne sprawiał ku temu wrażenie. Spoglądał na niego spod mokrych strąków grzywki, które mimo odgarniania, wciąż wpadały mu do oczu. Byli przemoczeni do suchej nitki. Szaty Rintarou były już ciężkie od wody, a jego buty, co chwila utykały większych kałużach — na co krzywił się z niesmakiem. Nienawidził podróżować w takich warunkach; co gorsza będąc w kompletnej, porośniętej dziczy. Gdyby przyszło mu teraz znajdować wygodne miejsce w ciepłych, przyjemnych ścianach czyjejś posiadłości, z pewnością z zadowoleniem spoglądałby za okiennice, szczerze śmiejąc się z każdego, kto poruszał się między ciętymi kroplami. Role niestety się odwróciły i wcale nie było mu z tego powodu do śmiechu. Odrzucił w bok długi, sklejony przez deszcz kosmyk kucyka. Jak to się działo, że zawsze w towarzystwie tego demona trafiał w takie szambo? Zaczynał myśleć, że poruszający się przed nim demon, potrafi czytać z jego myśli albo z pozostałości duszy, która jeszcze nie rozpadła się na kawałki. Czym to jednak nie było, zawsze wprowadzał go w sytuacje, które w samotnych warunkach najchętniej omijałby szerokim łukiem. Co zabawne — niektórych nawet nie był świadomy, dopóki demon nie postawił go twarzą do problemu.
Drzewa zaczęły się przerzedzać, a podczas tej trwającej może z półgodzinnej pieszej wędrówki nie natknęli się na żywą duszę — jakby widok płonącego w oddali nieba, zmusił wszystkich do zapadnięcia się pod ziemię (bo przecież to nie tak, że znajdowali się w centrum rozległego, opuszczanego lasu). Rintarou zdążył już przywyknąć do niewygody przyklejonych do jego ciała ubrań, narzekając na swój stan o połowę rzadziej. Kroczył przy boku Suny. Pozostawiony w jego umyśle nieuregulowany pakiet wdzięczności wciąż dźwięczał w głowie i nie dawał o siebie zapomnieć; właściwie Suna również nie pozwał mu o tym zapomnieć. Przyłożył palce do skroni.
— Jak mam niby zająć się naszą kolacją, gdy nie ma wokół żywej duszy, hm? Jak chcesz, zawsze możesz mnie ukąsać w ramach eksperymentu. — Niespodziewanie naciągnął przemoczoną szatę, odsłaniając kawałek bladego ramienia. Spoglądnął na niego tajemniczo, a zaraz potem roześmiał się dziarsko.
Kiedy wychylili się za niewielkiego, obrośniętego drzewami wzgórza, oboje mogli dostrzec pojawiający się przed nimi niewielki, łagodny spad objęty gęstą, zimną nocą. Prowadził on na pola uprawne i puste pastwisko. Pomimo iż nie mogli dostrzec żadnego zwierzęcia, ich zapach był wyraźny i obecny. Oczy Rintarou zabłyszczały, a na ustach pojawił się uśmiech. Spoglądnął ukradkiem na Sunę i nim ten poczuł na sobie jego spojrzenie, ponownie utkwi wzrok w rozciągającej się przed nimi niewielkiej cywilizacji.
— A może... — zaczął, a jego głos momentalnie nabrał nieco mrukliwej tonacji. Widok zarysów niewielkich chatek, zdecydowanie poprawił mu humor. — Dasz się zaprosić na niewielką ucztę w pobliskim zajeździe?
Wszędzie byłoby dla niego lepiej niż pod burzliwym niebem.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
⠀⠀⠀⠀Niedziwne więc, że Suna ani przez moment nie zwalniał.
⠀⠀⠀⠀Miał też to szczęście, że nie oblekł się w szaty wiszące aż do ziemi, żeby ciągnęły się za nim żałośnie, przemoczone do cna i brudne od wszechobecnego błota. Jego strój dało się w najlepszym wypadku określić mianem wygodnego, bo cienkie, proste w kroju koszula i spodnie również przylgnęły ciasno do ciała pod wpływem wszechobecnej wilgoci. Strąki długich włosów złapał i okręcił kilkakrotnie na ręce, związując je kawałkiem jakiegoś sznurka z tyłu głowy. Nie zamierzał podzielać losu swojego towarzysza, w wyglądzie którego wszystko musiało być najwyraźniej długie i falujące.
⠀⠀⠀⠀Dopóki oczywiście zmoczył ich deszcz.
⠀⠀⠀⠀Wbrew podejrzeniom Rina, droga którą przyszło im maszerować, choć wydawała się przypadkowa i polegała głownie na przedzieraniu się przez zarośla, nie była wcale Sunie całkowicie nieznana. W Kioto spędził większość swojego życia, głównie podróżując i przemawiając w imieniu ojca do ludu. Szlachetnie urodzony syn był dumą i chlubą rodu, która od dawna walczyła aby znaleźć się w ścisłym kręgu cesarskiego dworu, a znaczyło to, że zanim jeszcze skończył dziesięć lat, znany był już w każdej wiosce wokół największego zaraz po stolicy miasta w kraju.
⠀⠀⠀⠀Zapomniał już, jak to było egzystować jako szlachcic, pogrzebał swoje dawne życie, ale nabyte w tamtych czasach doświadczenie nie opuszczało go, jak nawyk. Doskonale wiedział, gdzie idzie, choć źródło tej wiedzy pozostały skryte za ciężką, czarną kurtyną. Można powiedzieć, że dał się prowadzić nogom, które znały te lasy i pola jak własną kieszeń.
⠀⠀⠀⠀Zwykle wygadany, tym razem milczał. Z zamyślenia wyrwał go dopiero głos Rintarou, ale kiedy Suna spojrzał się ponad ramieniem w jego stronę, natychmiast uniósł brwi w niezrozumieniu. Przesunął wzrok na odsłonięte ramię.
⠀⠀⠀⠀— O czym ty pierdolisz? — Wykrzywił się, prychnął i odwrócił w stronę, w którą zmierzali. Wiedział przecież, że niebawem muszą gdzieś dotrzeć. Pagórki i doliny nie mogły ciągnąć się w nieskończoność. Poza tym teren znacznie się wygładził, a drzewa z dzikich, przerośniętych zamieniały się na drobne i kruche, porzucone sady dzikich owoców. Kiedyś nawet tutaj sięgały ludzkie osady, które teraz przeniosły się bliżej pasma kolejnej rzeki. Wojny, pożary, konflikty... z perspektywy lat, ruch ludzkiej masy przypominał wicie się robaka.
⠀⠀⠀⠀I tak jak robak, potrafili przetrwać niemal wszystko.
⠀⠀⠀⠀Zatrzymał się na przełamaniu kolejnego wzniesienia i mimowolnie nabrał powietrza w płuca. W dole rozciągała się niewielka wioska, skąpana w sennej, srebrzystej postaci księżyca niczym perły wysypane na hebanowy blat. Oparł ręce na biodrach.
⠀⠀⠀⠀— Taa... to brzmi jak dobra opcja — odpowiedział z uśmiechem wyczuwalnym w słowach. Odzyskał nieco wcześniejszej werwy i humoru. Pokręcił szyją w prawo i lewo, dając chrząstkom wskoczyć na odpowiednie miejsce. Wyciągnął ramiona w przód, aż chrupnęło u nasady ramion, a potem zaczął strzelać palcami, jeden po drugim. — Chcesz się popisać przed starszym kolegą, czy mam ci pomóc? — zapytał, szczerząc przy tym chytrze dwa rzędy białych, ostrych zębów. — Myślę, że możesz mi się w taki sposób odwdzięczyć za pomoc. A co do mojego życzenia... jeszcze się zastanawiam.
⠀⠀⠀⠀Być może nigdy nie skorzysta z okazji, aby wymusić na Rinie wywiązanie się z zakładu. Będzie go gnębił i kisić w poczuciu obowiązku przez resztę życia. Jakkolwiek długie bądź krótkie będzie.
⠀⠀⠀⠀W pewnym momencie rozgrzewania mięśni ukucnął, opierając ręce luźno na kolanach. Widok z góry coś mu przypominał, choć wspomnienia znaczyły znacznie więcej dla Sachiego, niż dla świadomości Suny, która poruszała ich wspólną skorupą. Gdzieś w głębi duszy czuł dziwną ekscytację, dziecięcą wręcz radość i nostalgię. Przypomniał sobie wtedy coś jeszcze.
⠀⠀⠀⠀— Kiedy ostatnio gadałeś z Sachim? — zastanowił się na głos, nie odwracając wzroku. Wstał i lekkim krokiem zaczął ześlizgiwać się po wilgotnej trawie w dół zbocza, w kierunku cichej wioski, która miała wkrótce stać się źródłem sycącego posiłku. Cieszył się na perspektywę napełnienia żołądka, bo od kiedy uciekli spod języków ognia, kulał w kierunku uszkodzonej przez drzewo nogi, skupiając resztkę swoich sił na zreperowanie poszarpanego ramienia i odrośnięcie dłoni.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Po słowach stojącego przy nim demona parsknął, musiał na niego spojrzeć. Trzask strzelających palców pokrył się z niskim burczeniem przemykającej niedaleko burzy. Nie dało się ukryć, że ten temat stawał się dla Rintarou coraz bardziej drażliwy. Suna musiał zdawać sobie sprawę ze swojego wybitnego położenia. Nie musiał wcale nic od niego chcieć — karta, którą trzymał na niego w zanadrzu, wystarczała, aby krępować ruchy jego towarzysza i odbierać pewność, której na co dzień zdawał się mieć pod dostatkiem. W końcu w jakimś stopniu zdobył nad nim władzę. Niewielką, ale wiążącą.
— Nie musisz wcale się nad nim zastanawiać. Skoro nie masz pomysłu, to może sobie to po prostu darujmy, co? — Na ustach błąkał się cień już dawno zgubionej nadziei. — W końcu, po co sobie tym zaprzątać głowę, hm? Tak jak ustaliliśmy, ja zajmę się jedzeniem. To wyczyści nasze konta i zapomnimy o całej sprawie.
Zaśmiał się, tak zaśmiał — trochę zbyt nerwowo. Odwrócił od niego twarz. Oczywiście, że nie chodziło tu o żadne popisywanie się. Chciał po prostu kierować się już tą przeklętą ścieżką dogodzenia Sunie, aby po cichu pozwalać mu zapominać o wymyślnej przysłudze, która miała być jego nagrodą. Obawiał się jego pomysłów, bo po części je znał, więc tak ochoczo i pokornie przyjął pomysł ze znalezieniem im posiłku, bo wydawał się najnormalniejszym z możliwych.
— Kiedy gadałeś z Sachim?
Rintarou na dźwięk tego imienia przekrzywi głowę. Opadająca mokra grzywka osłaniała jego srebrne rosnące ciekawością spojrzenie. Czy dostrzegł na twarzy Suny zamyślenie? To nie tak, że ten widok był rzadkością — skąd! Nim starszy demon postanowił ruszyć i swobodnie zsunąć się z niewielkiego wzniesienia, Rintarou miał wrażenie, że dostrzegł na jego obliczu coś na wzór niewinnej radości obciążonej bólem. Ten widok spowodował, że pozostał w tyle — pozostał na wzgórzu i w ciszy przyglądał się, jak ten przemieszcza się w przód. Pozostawiony na wzniesieniu kompletnie sam wyglądał naprawdę żałośnie. Jak zbity pies. Zaintrygowany zbity pies.
— Kiedy ostatnim razem włóczyłem się po Kioto — odparł, wzruszając ramionami. Jego kroki poniosły go śladem Suny. Uniósł mokry materiał swojej szaty, aby przy schodzeniu się nie potknąć. Odrzuci ją niechętnie, gdy tylko zrównał się z demonem krokiem na równej drodze. Nie było trudno go dogonić. Noga wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Spoglądnął na nią dyskretnie. Definitywnie potrzebował mięsa. — Było to może na początku roku. — Pamiętał, że utrzymywał się jeszcze śnieg. Na to wspomnienie na chwilę się zamyślił. Spoglądnął na drogę.
— Czemu właściwie o to pytasz? Szukasz go? Jeśli mam być szczery, to nawet nie raczył o tobie wspomnieć, a co dopiero gadać. Kiedy go spotkałem byłem przekonany, że to ty.
Nagle coś go tknęło. Coś, co tknęło go kilka chwil wcześniej — tam na wzgórzu.
— Suna — Gdzieś w chacie przed nimi rozpaliło się światło, a cień wątłej sylwetki zatańczył na ścianach. Rintarou skupił na niej wzrok. — Skąd ta pewność, że jesteś ode mnie starszy?
Co prawda wypalił to bez żadnego kontekstu, ale coś nie dawało mu spokoju. Jakby na potwierdzenie swojej niepewności, spoglądnął na niego — jakby twarz kroczącego przy nim mężczyzny miała nagle postarzeć się o dziesięć lat. Wyglądali tak samo młodo. Nie pamiętał też, aby kiedykolwiek zwierzał mu się, z tego ile już kroczy po tym świecie. Czy Suna żył już tyle lat, że mógł po prostu być tego pewny?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
⠀⠀⠀⠀Nigdy. Szansa taka jak te, aby poczuciem winy odwołać się do honoru młodszego demona nie zdarzała się często. Może nie przydarzy się już nigdy, bo raz sparzony pewnością siebie Rintarou, następnym razem przemyśli rzucenie w eter propozycji, której konsekwencje ciążyły nad nim teraz niczym stado kruków. Darły dzioby tonem oddalającego się Suny.
⠀⠀⠀⠀Jeszcze się zastanawiam.
⠀⠀⠀⠀I w istocie mężczyzna pogrążył się w zamyśleniu.
⠀⠀⠀⠀Nie zważając na zbliżające sią kontury wioski parł do przodu na kulawej kończynie, przechylając się w jej kierunku przy każdym kroku. Zaciskał szczękę, czy to z powodu mimowolnych spazmów bólu dochodzących z poszarpanych tkanek, czy za sprawą ingerencji Sachi'ego w ciąg jego życia. Jedno i drugie sprawiało, że zaciskał usta z determinacją, nie chcąc okazać, że którakolwiek z tych rzeczy ma dla niego jakieś znaczenie.
⠀⠀⠀⠀— Dlaczego miałby gadać akurat o mnie? — Zwolnił, żeby spojrzeć ponad ramieniem na Rintarou, obdarzając go widokiem uniesionej do góry brwi. — Myślisz, że jak go odpowiednio podejdziesz, to się ze wszystkim wygada? — parsknął i powrócił do marszu. — O to się akurat nie martw. Życie popierdoliło go nawet bardziej ode mnie.
⠀⠀⠀⠀Pod stopami zachrzęściło; miękka trawa zamieniła się w kamienistą powierzchnię wydeptanej ścieżki, która prowadziła od studni w dół, do wioski. Zroszone przechodzącym deszczem kamienie tworzyły naturalne, łąkowe stopnie, po których Suna przeskakiwał z lekkością kogoś młodszego i znacznie weselszego.
⠀⠀⠀ Kątem oka dostrzegł ruch przy jeden z chat, albo nawet w jej wnętrzu, za zasłoną. Oblizał dolną wargę, zaciągnął czystym powietrzem łowiąc w nim woń nieświadomego nadchodzącej grozy posiłku. W myślach widział siebie z rękami uwalonymi krwią po same łokcie, drżąc we wnętrzu z ekscytacji.
⠀⠀⠀⠀— A skąd matka wie, że dziecko, które właśnie poczęła należy do niej? — Ramiona zadrżały mu od krótkiego śmiechu. Zniżył głos ze względu na bliskość ludzi. Nie zamierzał bawić się w jeszcze jeden pościg czy marnować noc na przepychanki. Chciał to zrobić szybko i bezgłośnie, żeby wreszcie napchać żołądek, uleczyć zranione ciało.
⠀⠀⠀⠀Przylgnął bokiem do krawędzi chaty, wychylając policzek za róg. Dłonią wskazał Rintarou, żeby przyczaił się tuż obok niego, a jeżeli demon grzecznie wykonał prośbę - zatkał mu usta otwartą dłonią.
⠀⠀⠀⠀Teraz zebrało mu się na rozmowy o przeszłości? Na dociekanie jaką dokładnie formę miała ich dziwaczna znajomość?
⠀⠀⠀⠀Przecież Suna nie unikał odpowiedzi. Najwyżej formował je tak, żeby nie zdradzić niczego, co mogłoby mu przysporzyć problemów, ale przecież próbował, prawda? W prawdę i wyzwanie mogli pograć sobie przy posiłku, kiedy ten wreszcie zostanie podany na stół, nieruchomy i cichy jak ryba wyciągnięta na powietrze.
⠀⠀⠀⠀Przesunął językiem po zębach, jakby sprawdzając, czy są na swoim miejscu, czy są gotowe. Dłonie napięły się, a pod bladą skórą żyły i ścięgna napęczniały, uwydatniając się na zewnątrz swoje ciemne pasma. Paznokcie stwardniały, wydłużyły się jak u kota, kiedy naprze się palcami na miękką poduszeczkę. Te nie przypominały jednak wąskich szpileczek, były grube i zakrzywione, przygotowane do rozdzierania skóry i mięśni.
⠀⠀⠀⠀— Tylko jeden — oznajmił, śledząc wzrokiem kontur tańczący w oświetlonym prostokącie drzwi. Sądząc po gestach, mężczyzna szykował się do wyjścia - ubierał i szykował narzędzia w plecionym koszu. Ostrożność go zawiodła, otworzył wrota przed kusząc diabła, a diabeł przybył.
⠀⠀⠀⠀Ramiona Suny rozluźniły się, demon nabrał powietrza w płuca. Mięśnie na twarzy przestały się spinać, a kąciki ust uniosły lekko - jego naturalny wyraz twarzy przypominał ostrożny uśmiech. Miękkim, elastycznym krokiem wypłynął zza chaty niczym mgła pochłaniająca powoli koryto rzeki. Ciężkie stąpanie, którym wcześniej wyrażał niezadowolenie teraz zamieniło się w bezgłośne poruszanie. Okazywało się, że mężczyzna, który zwykle narzekał na swój niski wzrost i wagę wiedział doskonale jak wykorzystać je w polowaniu. Gładko jak cień prześlizgiwał się wśród przydomowej graciarni i zniknął we wnętrzu domostwa niezauważony.
⠀⠀⠀⠀Przez krótką chwilę nic się nie działo, lecz potem światło zgasło, a niedługo po tym z wnętrza wyskoczył przerażony człowiek. Potykał się o własne nogi, ale desperacko gonił w przód, gdzieś, gdzie mógłby się skryć. Szeroko otwarte oczy i tak samo rozdziawione usta - lecz z tych nie dobywał się żaden inny odgłos, poza bulgotaniem. Na krtani miał kilka śladów po pazurach, przez które wnętrze zalała gorąca krew. Biegł przed siebie jak kogut z uciętą głową, pchając się prosto w ręce innego demona.
⠀⠀⠀⠀A przynajmniej na to liczył Suna. W końcu to Rintarou chciał go poczęstować swoją zdobyczą, prawda?
⠀⠀⠀⠀
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
— A czemu by nie? Jesteście wspólnikami zbrodni, że nawzajem się kryjecie? Myślałem, że życie już wystarczająco odsłoniło nasze zepsucie, aby móc je zaakceptować.
Nie wiedział kompletnie o czym mówił i najwidoczniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Drugi człon wypowiedzi zaintrygował długowłosego demona w tę sprawę jeszcze bardziej; nie przestawał na niego spoglądać, doszukując się kolejnych poszlak w mimice, robił to jednak dyskretnie. Co tak naprawdę Suna mógł podejrzewać? — że co Rintarou zechciałby wyciągnąć od Sachiego? Podczas ich ostatniego spotkania może i pozwalał sobie względem Sachiego na zbyt wiele, ale to wszystko było spowodowane ekscytacją, niczym więcej. Kiedy zrozumiał, że w znanym mu ciele nie kryje się Suna, a jego bliźniak nie przychodziły do jego głowy żadne konkretne pytania, które mógłby mu zadać — Sachi też nie wydawał się zbytnio zadowolony i rozmowny. Rintarou był zbyt podekscytowany swoim własnym odkryciem i testowaniem Sachiego, aniżeli rozmyślaniem, co Suna tak naprawdę przed nim ukrywał. Teraz był pewny, że ukrywał naprawdę wiele. Uświadomił go o tym bardzo szybko, w swoim kolejnym zdaniu, na które, poczuł dziwny ucisk w żołądku — uczucie podobne do uderzenia kamykiem w żołądek (swobodna postawa Suny, w żaden sposób nie pomogła mu w przyswojeniu tych niezrozumiałych słów).
Rintarou przystanął parę kroków od chaty, przyglądając się ciemnowłosemu w ciszy. Gdy ten przywarł do ściany, przeczesał teren i ostatecznie spoglądnął na Rintarou, mógł dostrzec, z jak skomplikowanym spojrzeniem go pozostawił. W szarych tęczówkach kryło się nieme zapytanie, które nie miało jednak opuścić zaciśniętych warg. Wyglądał, jakby na własną rękę próbował rozszyfrować te słowa; jakby bił się z myślami. Zamiast jakiegokolwiek rezultatu nastąpiło jedynie otępienie.
Popędzony ruchem dłoni, podążył przed siebie, uchylając usta. Gdyby nie uciszający gest Suny z pewnością — nie w porę — wymsknęłoby się z jego garda parę nie do końca jasnych słów. Został uciszony. Naprawdę? Bardzo szybko zdał sobie sprawę z tej otwartej bezczelności. Ściągnął niezadowolony brwi — ale nie krył w sobie jawnej wściekłości; chował w sobie coś na pozór zmęczonego oburzenia, które najchętniej wyszłoby na spacer, a jednak musiało zostać zatrzymane za łachmany i musiało wysłuchiwać kazań jak zachowywać się dobrze. Zdegustowane spojrzenie mówiło: „że niby mam się zamknąć?”.
Czy kiedykolwiek widział polującego Sunę? Teraz kiedy został do tego wręcz zmuszony, śledził, jak miękko się poruszał w gęstym mroku. Był pełen czegoś na wzór kociej doskonałości. Nie dało się ukryć, że Rintarou przyglądał się temu całemu procesowi z zaciekawieniem i choć mężczyzna nie dał mu znaku, aby pozostał w miejscu, czuł, że nie powinien się ruszać. W końcu jego rola była prosta. Był uczestnikiem występu oczekującym spektakularnego wybuchu fajerwerk, sypiących się z nieba kolorowych konfetti. I po części je otrzymał. Nie wysypywały się iskrami, nie rozjaśniały nieba i nie robiły zbyt wiele hałasu, ale biegły prosto w jego ramiona, niczym spragnione uścisku.
Wielkie oczy i pełne usta wylewającej się krwi były pierwszym widokiem, jaki zarejestrował długowłosy demon. Na inne nie było czasu. Kiedy ofiara przekroczyła próg i zdała się w końcu zrozumieć, że na drodze ku wolności znajduje się jeszcze jedna nieznana jej osoba, coś urodziło się w tych okrągłych bojaźliwych oczach, a później tak samo szybko umarło, jak wszelkie nadzieje, że ucieknie przed potworem czającym się w domu. Rintarou znał to spojrzenie. Widział je wielokrotnie, a mimo to, za każdym razem sprawiało mu tę niepoprawną satysfakcję. Zrozumienie własnej śmierci. Zrozumienie bycia jedynie ofiarą w tym wielkim świecie.
Wieśniak chciał go staranować, zapewne, gdyby Rintarou nie był od niego szybszy i sprawniejszy, zepchnąłby go na bok jak niepotrzebny mebel. W tym jednak przypadku skończyło się to fiaskiem. Ku jego zdziwieniu stojący przed nim młody mężczyzna sam osunął się z trasy. Mieszczanin jednak nie mógł w tej desperacji dostrzec kryjącego się brzydkiego uśmiechu na wargach. Na wszelkie spostrzeżenia było już zdecydowanie zbyt późno. Upadł jak długi przez podstawioną nogę, którą Rintarou wyłożył mu pod stopy, wybijając parę zębów. Trzask był dość głośny, dlatego demon nie zamierzał zwlekać i ściągać ku nim obudzone w sąsiednich domkach osoby. Może i byli drapieżnikami, ale konfrontacja z demon slayerami, była ostatnia na liście rzeczy do zrobienia na dziś. Dlatego też złapał mężczyznę za nogę i pociągnął go w kierunku chaty. Dopiero kiedy przeciągnął jego twarzą po ziemi, zauważył, że facet stracił przytomność. A może umarł? Ramiona Rintarou zadrżały w dławionym śmiechu. Już? Naprawdę? Kiedy przetransportował go z powrotem do kostnicy, z której za wszelką stronę starał się umknąć śmierci, w kompletnych ciemnościach spojrzał na Sunę, odrzucając z ramienia mokry kucyk, który zaczął mu przeszkadzać. A więc Suna pozwolił mu działać — tego się po nim spodziewał. Demon zdawał się typem lubiącym wygodę. Dokładnie jak on.
Zasunął za sobą drzwi i rzucił ciało na środek pokoju, prostując się i ocierając wyimaginowany pot z czoła — w istocie rzeczy, tylko odrzucił przemoczona grzywkę w bok.
— Jeden, ale ubity. — Zauważył, nawiązując do wcześniejszej uwagi, na którą nie sposób było zareagować. — Czym go tak przestraszyłeś? Ściągnąłeś ubrania?
Roześmiał się i kucnął przy ciele, obracając nieprzytomnego na plecy. Wydawać się mogło, że wcześniejsze zaprzątające głowę Rintarou myśli nagle wyparowały, zastąpione ekscytacją na widok wciąż żywego wieśniaka. Twarz miał poharataną, skórę zdartą w kilku miejscach — z pewnością przez to, że ciągnął nim kawałek po kamieniach. Z rozciętego gardła wciąż lała się krew, a klatka piersiowa unosiła się w lekkich spazmach. Rintarou zadarł łeb i łypnął frywolnie na stojącego po drugiej stronie demona. Zaklaskał w dłonie.
— Podano do stołu. Rączki umyte?
Wtedy też w jego ślepiach czmychnęła zawadiacka czerwień. Jednym ruchem rozdarł ubranie na klatce piersiowej mężczyzny, tak aby blady unoszący się tors stał się centrum ich zawziętych spojrzeń.
Wbrew pozorom Rintarou nie wykonał w kierunku mężczyzny żadnego ruchu, choć oczy pochłonęło porządnie, względem podsuniętego pod nos mięsa — wparował się w drgające gardło w spokoju. Miał ochotę przebić się przez klatkę piersiową i dobrać do gorących organów. Naprawdę się powstrzymywał, ale w tym momencie kierował się obietnicą, jaką złożył. Miał załatwić jedzenie — w gruncie rzeczy zwłaszcza dla niego.
Mówi się, że demony kierują zwierzęcymi instynktami — i w tym przypadku z pewnością można to potwierdzić. Dokładnie jak w stadzie wilków czekał, aż Suna wykona pierwszy krok. Oddał mu dowództwo przodującego w całym tym przedsięwzięciu; aby zrobił to tak jak najbardziej lubi; tak, by się nasycił.
Wtedy też powieki ofiary drgnęły, a kiedy mętne spojrzenie spoczęło na Sunie, Rintarou w jedną chwilę pochwycił człowieka za oba nadgarstki. Spętane dłonie odgiął nad poranioną głowę, unieruchamiając posiłek. Zachęcająco zerknął w kierunku Suny.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
⠀⠀⠀⠀Obecność Rintarou, kiedy nie widział jego wyniosłej sylwetki w ograniczonym ścianami polu widzenia, wydawała mu się wytworem wyobraźni. Bardzo często niejasno odczuwał wokół siebie pewne osoby, jak wspomnienia, albo niczym duchy wyrastające nagle na krawędzi spojrzenia tylko po to, by rozpłynąć się w powietrzu, gdy obracał w ich kierunku głowę. Iluzje wodziły go za nos, oszukiwały pozostałe zmysły i doprowadzały do szaleństwa, ale dzisiaj było inaczej. Wciąż czuł na sobie jego zapach, zmieszany z wyraźnym swędem przypalonej odzieży i wonią leśnego poszycia na wciąż wilgotnym błocie oblepiającym obuwie.
⠀⠀⠀⠀Zacisnął palce na rękojeści szpikulca, aż wzory wykute w metalu odbiły się na jego skórze. Po błyszczącym srebrem ostrzu spływała gorąca jeszcze krew, odrywając się leniwie od jego końca w formie ciemnych kropli. Jej słodka, intensywna woń łaskotała go w nozdrzach, lecz Suna pozostał czujny, wyłapując odgłosy dalszej szamotaniny do momentu, aż ciężar ofiary zwalił się na ziemię gdzieś w ciemnościach podwórka.
⠀⠀⠀⠀Resztę pozostawił Rinowi.
⠀⠀⠀⠀Oparł ciało na jednej nodze, podwinął skraj osmalonej koszulki i rozpoczął żmudne czyszczenie broni ze szkarłatnych plam, zanim te zaschną na dobre. Mimowolnie rozejrzał się po wystroju chaty, ale ten był raczej skromny. Poszczególne pomieszczenia oddzielały od siebie plecione z trawy maty, legowisko było wyłącznie workami wypełniony do oporu sianem, a tu i ówdzie walały się wysłużone narzędzia. Nic, co mógłby sobie przywłaszczyć.
⠀⠀⠀⠀Kiedy łup opadł ciężko na wytartą podłogę, Suna równie dobrze mógłby rzeczywiście się rozbierać. Polerując szpikulec do idealnej czystości naciągnął jedwabny materiał do wysokości podbródka i przerwał tylko dlatego, że Rintarou śmiał zarzucić mu nieprzyzwoitość.
⠀⠀⠀⠀— Przybrałem na moment twój wygląd — odparował, kręcąc ustami w udawanej urazie. Nachylił się nad ofiarą, odganiając wzniecony jej rzuceniem kurz. Nagle, jak gdyby coś sobie przypomniał, wypuścił powietrze nosem w krótkim parsknięciu i dodał: — Ale też się rozebrałem.
⠀⠀⠀⠀Przykucnął na szeroko rozstawionych kolanach i oparł ręce na udach. Chatę wypełniała woń najświeższej krwi, bo ciągle pulsującej w tętnicach i żyłach nieprzytomnej ofiary. Rany kłute po szpikulcu wyglądały na niewielkie, bo rozcięcie miało średnicę najwyżej centymetra, ale to dokładnie tyle ile miała nasada broni należącej do Suny. A to oznaczało, że wepchnął mu kolec do gardła na całą jego długość. Śmierć wisiała nad tym domostwem w formie głębokiego cienia dwóch wygłodniałych, przemoczonych i rozdrażnionych demonów.
⠀⠀⠀⠀Palce Suny szybkim ruchem okręciły szpikulec ostrzem w dół. Broń wślizgnęła się w skórzane zagłębienie przy pasku, jedyny przedmiot, który przy sobie nosił. Spojrzenie podążyło za Rintarou, a w szczególności za ruchami jego dłoni. Obserwował spod gęstych brwi jak jego towarzysz układa ofiarę i rozrywa jej ubranie. Potem prześlizgnął wzrok w górę, wzdłuż jego ramion, do krtani, gdzie zatrzymał się na moment.
⠀⠀⠀⠀Przejmująca woń krwi sprawiła, że na ułamek sekundy miał ochotę rzucić się na drugiego demona, a nie ludzkie mięso leżące pomiędzy nimi. Tak łatwo byłoby go zaskoczyć, rozdrapać miękką tkankę, napawać się widokiem jego zaskoczonej trwarzy.
⠀⠀⠀⠀Ale zamiast tego ręka Suny powędrowała do góry. Zawisła w powietrzu na moment, gdy ludzkie paznokcie uformowały się w zakrzywione grube pazury. Ramię ze świstem przecięło powietrze i uderzyło z głuchym plaśnięciem w klatkę piersiową mężczyzny rozpruwając skórę w czterech równoległych pasach. Zapach stał się nieznośnie intensywny.
⠀⠀⠀⠀Jego spojrzenie skupione już w całości na formujących się, ciemnoczerwonych kroplach nie zauważyło, kiedy człowiek odzyskał świadomość. Może nawet pod wpływem otrzymanych właśnie ran. Farmer wierzgnął dziko, ale Rintarou był już na miejscu podtrzymując go na miejscu.
⠀⠀⠀⠀— Nie dobiłeś go — bardziej stwierdził, niż zapytał Suna, którego twarz wykrzywiła się z irytacją, ale po chwili westchnął po prostu, ze zmęczenia. — Jesteś jak kociak, który nie zrozumiał jeszcze, że matka większość życia przynosiła mu wymęczone już ofiary. Musisz go pozbawić życia, Rintarou — uśmiechnął się kpiąco, palcem pokazując gest poderżniętego gardła. Wytarł dłonie o boki nogawek i z zamachem stanął w rozkroku nad ofiarą po to, by moment później usiąść całym ciężarem na jej biodrach. Sam w sobie Suna był raczej lekki, ale specjalnie przyciskał mężczyznę do podłogi, żeby zniwelować jego opór. — Głodny? — zapytał przymilnie, rozsmarowując krew na bladej piersi zdobyczy. Dłoń upapraną aż do nadgarstka, ciepłą i ociekającą szkarłatem uniósł do twarzy Rintarou, wyciągając w w kierunku jego ust rozrzucone luźno palce. — Więc może zaczniesz?
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Krew. Była wszędzie. Rozlewała się strumieniami z rozprutego brzucha i ściekała po strzępach ubrania; barwiła deski. Przytrzymywana ofiara była już u schyłku życia, a jednak wciąż znajdowała w sobie tę zadziwiającą wolę życia. Rintarou zawsze w takich momentach był zaskoczony. Szczerze podziwiał zapał tych ludzi. Mimo iż zazwyczaj byli do porzygu przewidywalni i nudni, tak takie momenty narzucały na ich ramiona bohaterską płachtę; wyprzedzali wszelkie najśmielsze oczekiwania! Jakby mieli zaraz wstać i pobiec ku rozciągającej się wolności; jakby śmiertelne rany po przekroczeniu progu miały się zasklepić. Niewiarygodne. Walczyli o każdą chwilę, każdą sekundkę. Chyba właśnie ta bezowocna szarpanina i strach rodzący się w ich zamierających tęczówkach były tym, co tak w uwielbiał. Bezsilność. Niegdyś zapewne wyglądał tak samo, ale jemu nigdy nie udało się przejść na drugą stronę muru. Nie spotkał śmierci. Teraz jako ocalały; jako drapieżnik tryumfował, wcale się jej nie obawiając. Stał się panem losu niewinnych. To od niego zależało, co z nimi pocznie, a bywał w tych sposobach niesamowicie wybredny — może naprawdę był kociakiem, o którym wspominał Suna? Miał nieodparte wrażenie, że ktoś to w nim zakorzenił. Od kogoś musiał to kiedyś podpatrzeć. Ale od kogo? Wspomnienia spowijały czarne chmury, przecinane raz po raz ostrzegawczymi, jasnymi błyskawicami.
— Zabić jest łatwo — odparł cicho. W egipskich ciemnościach wyróżniały się na jego twarzy jedynie srebrne tęczówki, skrywane pod kotarą przerzedzonej, mokrej grzywki. Mimo iż nie mówił głośno, można było wyczuć, że młody demon jest podekscytowany. — Ludzie zazwyczaj oszałamiają bydło przed ubojem. To takie humanitarne. Zwierzęta mają szczęście — zakpił, choć wcale się nie zaśmiał. — Szukają udogodnień, by móc zatuszować własne słabości. W końcu pozbawiony przytomności przeciwnik, to łatwy przeciwnik. A to, co łatwe, jest nudne.
Rintarou uniósł sugestywnie wzrok, przypatrując się wygodnie rozsiadającemu Sunie; wcale nie wyglądał od niego lepiej. Tworzące się przy ich stopach kałuże, zlewały się z tym całym paskudnym kurzem i krwią. Wszędzie było mokro — Rintarou już nie wiedział, co bardziej go rozpraszało: przyklejające się do jego ciała ubranie czy zapach, który niespodziewanie zawisł zapraszająco tuż przed jego twarzą. Jakby w tym zderzeniu spojrzeń, wylewające się hektolitry krwi z ust denata stały się dla niego już mniej interesujące. Jakby te rozsunięte palce pełne ociekającej posoki odebrały mu zdrowy rozsądek. W pierwszym momencie chciał je pochwycić i skosztować, jednak coś uparcie tłukło się w jego głowie, szepcząc: „oszalałeś?". Z trudem skupiał na złocie tęczówek; co chwila srebro ślepi opadało na ubabraną dłoń, która unosiła się ledwie centymetry od jego oblicza. Język poruszył się w ciepłych ustach, trącając ostre kły.
„Głodny?”
Przegryzł dolną wargę. Jeszcze jak — chciał odpowiedzieć. Czy znów nie tańczył, jak mu zagrał? Dokładnie jak kiedyś — jak za dawnych lat, gdy kroczył przetartymi ścieżkami. To był dziwny znajomy impuls, jakby podążał za mentorem. Za kimś, kogo doskonale znał. Te odczucia były jednak sprzeczne z tym, co przedstawiała mu rzeczywistość. Nie znał Suny. Przecież do licha, nie spędzał z nim wcale dużo czasu.
(A skąd matka wie, że dziecko, które właśnie poczęła należy do niej?)
Znów owładnęło go to podejrzliwe uczucie, które zakiełkowało, w czasie ich podróży. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, nie mógł już czerpać przyjemności z posiłku. Ale czy musiał wykonywać ruch? Poruszył się. Dłonie puściły nadgarstki mężczyzny. Podeszwy przemoczonych butów zapiszczały na krwi. Podparł dłoń na ziemi, drugą sięgając przed siebie. Szczupłe palce Rintarou oplotły się wokół mokrego przegubu Sunu, czując śliską, oblepioną posoką skórę; czuł, jak dyskretnie wślizguje się pod paznokcie. Wtedy zrozumiał, że ten nagły przebłysk odwagi rozjaśnił mu umysł. Gdy utrzymywał opuszki przy swoich wargach — zastygł. Spoglądnął na niego jak zwierzę przyłapane na rozrabianiu. Trzymał go, jakby ten miał mu się zaraz wyrwać. Ale po co tak silnie?
(... matka)
— Głodny — przyznał, o dziwo zgodnie z prawdą. — Głodny wyjaśnień.
Sam zaskoczył się swojej stanowczości.
— Dlatego chętnie zacznę. Zacznę od pytań — Zapach krwi łaskotał nozdrza. — O czym mówiłeś... Wtedy. Na zewnątrz.
Dziwne. Demon przypominał teraz młodego młodzieńca, którym kiedyś był, śmiejącego się i ganiającego kurczaki po podwórzu, wspinającego się na drzewa, zakradającego się w towarzystwie Suny na tereny obcych domostw.
Obraz zawalony przez grudy kamieni — kiedyś myślało się, że nie do odkopania.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
⠀⠀⠀⠀Dźgnięcie było kwestią odpowiedniego zamachu, siły włożonej w wyrzut ramion, trafienia w cel, ale ludzie byli zaskakująco wytrzymali. Nie mogło powalić ich jedno płytkie cięcie, może dziesięć, dwadzieścia, ale komu starczy siły, aby szlachtować stworzenie, które broni się przed tym zacieklej niż zwykle? Zabijanie wcale nie było łatwe, ale tak jak motykę stworzono do rozpłatywania twardej ziemi tak demony stworzono do zabijania.
⠀⠀⠀⠀Wykonywały po prostu swoją robotę.
⠀⠀⠀⠀Poprzez zabawę zwierzęta szkolą swoje młode w czynnościach potrzebnych im gdy dorosną, ale z perspektywy natury szukanie rozrywki gdy osiągnie się dojrzałość nie ma sensu. Marnowanie energii na pogrywanie sobie z dogrywającą ofiarą może skutkować przypadkową utratą posiłku, a to pociągnie za sobą lawinę konsekwencji. Niekończące się pokłady sił były niczym zezwolenie na bestialstwo, a nie ma kary za igranie z losem, jeżeli jesteś demonem.
⠀⠀⠀⠀Ucieleśnieniem zła zamkniętym w naczyniu, którego uczono odruchów dobra.
⠀⠀⠀⠀— I co niby chcesz robić ze staruchem, który pluje ci pod nogi krwią? — uniósł brwi w powątpiewaniu kiedy z ust Rintarou padła odpowiedź. Przekrzywił głowę uśmiechając się, a uśmiech ten nie oznaczał nic dobrego. — Pokażesz zdychającemu rolnikowi jakim to potężnym demonem jesteś?
⠀⠀⠀⠀Suna nie wątpił w zdolności swojego towarzysza. Pomimo łączącej ich przeciwnej więzi różniły ich chociażby charaktery. I to diametralnie. Jemu zwykle brakowało ambicji, nie czuł potrzeby wspinania się po szczeblach hierarchii, udowadniania inny swojej wartości. Zakochał się w żałości, którą niosła ze sobą wszechstronna słabość. Nie krył niskiego wzrostu, chudej sylwetki i paskudnej twarzy, której nie mógł uratować uśmiech wąskich ust. Nie szczycił się mocą, ani szybkością, nie miał też twardego charakteru i sztywnych zasad.
⠀⠀⠀⠀Od słabeuszy niczego się nie wymaga, a Suna doceniał tą wolność.
⠀⠀⠀⠀Patrząc w oczy Rintarou widział siebie jak w lustrze, tyle że srebrzysta powierzchnia nie odbijała jego dokładnych kształtów, a wykrzywioną wersję tego, czym sam mógłby się stać. W końcu zaczynali bardzo podobnie. Ta ciągła potrzeba zmian, urozmaicania sobie życia to wszystko czego w drugim demonie nienawidził.
⠀⠀⠀⠀Bo nawet on musiał przeć przed siebie, pozostawiając Sune w tyle.
⠀⠀⠀⠀Kliknął językiem, gdy jego ręka została usidłana w pewnym chwycie. Znowu zanosiło się na poważne rozmowy przy jedzeniu, kiedy to mieliby wyjaśnić sobie pewne wydarzenia przeszłości. Może nawet zalepić kilka łat w pamięci młodszego demona, byle tylko zaspokoić jego potrzebę zdobywania wiedzy. Niechętnie nie zaprotestował, choć w pierwsza myśl kazała mu wyrwać się z sideł i obrócić wszystko w żart.
⠀⠀⠀⠀— Tak wiele ciekawych tematów... O co konkretnie pytasz? — odparował niewinnie. Informacje miały swoją cenę, którą było chociażby droczenie się z Rintarou dla zabicia czasu. Zachłanność karał obojętnością.
⠀⠀⠀⠀Fakt, że porównywał się do matki obecnego tu chłoptasia nie oznaczało, że zamierzał być dla niego przewodnikiem, kiedy ten błądził po omacku. Kłamstwo przychodziło mu jednak ciężej, niż chciałby to przyznać, dlatego gdy głód wiedzy stał się nieznośny, Suna odwrócił głowę, uciekając przed spojrzeniem mężczyzny.
⠀⠀⠀⠀— Żryj. Przez tą krew zaczyna ci odwalać — mruknął z irytacją i zamiast wyrywać nadgarstek z ręki Rintarou pchnął go do przodu. Nawet gdyby miało dojść do przepychanki przez to, że właśnie rozsmarował mu krew na twarzy, to lepiej niż gdyby zaczął snuć opowieści o dawnych czasach.
⠀⠀⠀⠀Nie wiedział co by się stało, gdyby prawda wyszła na jaw. Nie chciał znowu zostawać sam.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Suna miał rację. Rintarou był zbyt próżny, aby odmówić sobie tej przyjemności. Tej rozrywki, której efektem była siła i dominacja. Lubił się popisywać, lubił pokazywać się z najlepszej strony, lubił patrzeć, jak inni dostrzegają w nim bezwzględnego oprawcę, którego uprzednio skrywała delikatna uroda. Nie mógł wiedzieć, że wszystko narodziło się w nim już za śmiertelnego życia. Kiedy po raz pierwszy spotkał Sunę, pragnął być tak silny, jak on. Pragnął być taki jak on. Pragnął jego umiejętności i charyzmy. Pragnął akceptacji w świecie, w którym jej nie otrzymywał. I to Suna wyciągnął do niego rękę. Wyciągnął ją i pozostawił na wierzchu naskórka odciski tłustego mroku. Nie do zmazania.
Chwyt na nadgarstku demona stał się wyraźniejszy, gdy Suna napomknął o ilości tematów, które rozciągały się przed nimi jak długa, poplątana wstęga. W oczach Rintarou rozpalił się błysk zaangażowania. Tak silny, że drgnął, gdy jego towarzysz uciekł przed ogniem tego ciężkiego wzroku. Nawet wypowiedziana kolejna kwestia zdawała się odbić od jego politycy głuchym echem.
Jak zwierzę, które wygrało walkę na spojrzenia, pragnął sięgnąć po więcej — dokładnie po to, co dotychczas było dla niego nieuchwytne. Nim jednak usta się rozchyliły, siedzący przed nim mężczyzna zrobił coś, czego kompletnie nie był w stanie przewidzieć. W momencie, kiedy pobrudzona krwią dłoń przywarła do jego wilgotnej twarzy, zdawał się wycofać i odwrócić głowę, odzyskując rezon w ostatnich kilku sekundach wykonywanego gestu. Oderwał od siebie jego palce i rzucił demonowi szybkie niezadowolone spojrzenie, przyglądając mu się spod osadzonych na rzęsach krwistych kropel posoki. Nienawidził się brudzić i choć krew w tych warunkach na pewno przeszkadzała mu mniej niż chociażby ciężar mokrych ubrań, kumulacja tych niekomfortowych odczuć, powodowała, że wysforował się do przodu, przywierając ich spętane ręce do posadzki. W odwecie szturchnął go drugą wolną dłonią w ramię, próbując również go pobrudzić, wyciągając się jeszcze bardziej nad górną połową ciała umierającego człowieka, jakby był tylko zaschniętym, nieistotnym liściem na środku drogi. Rintarou parsknął, kiedy poczuł, w jak idiotyczną grę dał się wciągnąć. Pragnął, aby Suna znów na niego spojrzał. Nie zamierzał tego tak zostawiać. Nie, kiedy dał mu powód do tylu podejrzeń.
— Mi? Spójrz na siebie. Ile masz lat? Trzy? — Zaśmiał się. Puścił jego rękę i się przysunął. Mokre poły szat przejechały po sinej twarzy denata, gdy przeszedł na kolana. Rintarou usiadł na klatce piersiowej wieśniaka — dokładnie przed Suną; oddzielał ich tylko poszatkowany brzuch mężczyzny. Niczym zastawiony szwedzki stół. Położył obie dłonie na wypływającym szkarłacie; nogi miał zgięte, gdyby nie siedział na żebrach tego faceta, z pewnością podpierał tyłek o własne pięty. — Wiesz, że nieładnie tak zaczynać i nie kończyć? Skąd tyle o mnie wiesz? Po co te głupie porównania? Śledzisz mnie czy co?
Ostatnie zdanie zmusiło go do uniesienia cwanego spojrzenia. Nie potrafił ukryć rozbawienia.
— Przypominasz mi kogoś — zawiesił głos, choć trudno było rozszyfrować, co mógł odczuć (jeśli cokolwiek), kiedy o tym wspominał. — Tylko że ten ktoś znał mnie od momentu przemiany. My wpadliśmy na siebie parę razy. — Srebrne tęczówki wpatrywały się w rozpruty brzuch. Smukłe palce bez problemu rozciągnęły ranę i pomknęły w głąb ciepłych organów. — A może potrafisz czytać w myślach, hm? Ale czy wtedy bałbyś się spojrzeć mi w oczy?
Podpuszczał go. Wśród ludzi Rintarou zawsze udawał emocje. Podczas wieloletnich obserwacji zauważył w pospólstwie pewien powtarzający się schemat — zawsze udawali twardych, żeby nikt przypadkiem nie dostrzegł, jacy są wrażliwi. On udawał, żeby nikt nie domyślił się o istnieniu jego niewrażliwości. Teraz się nie krył. Otaksowywał bez wyrazu pochwyconą między palcami wątrobę, myśląc nad tym, co właśnie powiedział. Rozmyślne odbieranie życia zawsze w jakimś stopniu wyłączało jednostki z grona ludzi. Ktoś taki automatycznie stawał się obcym, wiecznie poszukującym kogoś bliskiego.
I chyba dlatego nadal tu był.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
⠀⠀⠀⠀— Ta rozmowa nigdy się nie skończy. Zawsze będziesz miał więcej pytań, cholera — sapnął, pocierając kark uniesioną ociężale dłonią. Przysunął policzek do ramienia mrużąc oczy, by spod półprzymkniętych powiek przyjrzeć się zdeterminowanej postawie Rintarou. Jęknął cicho.
⠀⠀⠀⠀Młodzieńczy wygląd, który oboje przybrali był jedynie piękną iluzją. Czas przesuwał się nieubłaganie i choć w ciele demonów nie zachodziły widoczne zmiany, w pamięci każdy rok odznaczał się wyraźnie jakimiś śladem. Doświadczenia pozostawiały piętno, kładły się na ramionach ciężarem odpowiedzialności za ówczesne czyny. Czy dzisiaj też postąpiłby w taki sposób?
⠀⠀⠀⠀Opadł do tyłu, przysiadając ciężej na swoich udach. Sięgnął do boku po trapezowe ostrze, którym ze spokojem, bez pośpiechu zaczął nacinać płaty brzucha, pozbywając się bladej, gąbczastej warstwy tłuszczu. Opowieści mogły poczekać, kiedy na stół podano właśnie ciepły, świeży posiłek.
⠀⠀⠀⠀Suna uniósł kawałek czerwonego, surowego mięsa do ust i mrużąc jedno oko spojrzał ponad dłonią w kierunku długowłosego demona.
⠀⠀⠀⠀— Nie mam względem ciebie żadnych zobowiązań, więc uzbrój się w cierpliwość — upomniał młodszego demona, przesuwając językiem po ociekającym krwią ochłapie. Sztywne, łykowate pasma mięśni poddawały się dopiero, gdy szarpał je zębami niczym zwierzę, a potem przeżuwał długo, oblewając się rumieńcem zadowolenia. Oblizywał uwalone na czerwono palce wzrokiem szukając już kolejnego kawałka. — Sachi... — zaczął niewyraźnie, mieląc nadal w buzi jakiś fragment posiłku. Przełknął głośno, nie podnosząc wzroku ponad rozpłatanym brzuchem ofiary. — ...on powiedziałby ci więcej.
⠀⠀⠀⠀Cień uśmiechu przemknął po obliczu Suny, tak delikatny, że można by go zrzucić na grę bladego światła rzucanego przez pochodnie z kąta chaty. Wargi splamione krwią nie przestawały wykrzywiać się ku górze, dlatego szczerość uczuć demona zwykle była kwestią sporną - on zawsze zdawał się szczerzyć za krzywizną ust. Chytrze, triumfalnie.
⠀⠀⠀⠀W miarę napełniania żołądka odzyskiwał rezon, prawie jakby fragmenty ludzkiego ciała wrzucane głęboko w przełyk zapełniały pustkę, którą przez moment zajęło niechciane poczucie winy. Pomieszczenie wypełniło się odgłosami mlaskania i ciężkiego przełykania, kiedy zamiast rozprawić się z jakimś większym fragmentem, wpakował go sobie prosto do buzi. Bokiem dłoni roztarł czerwone plamy po bladej skórze na policzku.
⠀⠀⠀⠀— Zna Cię dłużej ode mnie. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że znaaacznie dłużej — mówił powoli, dzieląc się z Rintarou okruszkami informacji w wybranym przez siebie tempie. Nie chciał, żeby potok słów świadczył o narastającej wewnątrz niego nerwowości - ta należała do drugiej strony jego pokracznej osobowości i domagała się uwagi, gdy Suna zdradzał jej tajemnice.
⠀⠀⠀⠀Ale Sachi pozostawał bezpieczny, zepchnięty w głąb podwójnej świadomości.
⠀⠀⠀⠀Westchnął, kiedy przyjemne ciepło rozgrzało jego wnętrzności. Ofiara, na której oboje się żywili ucichła już jakiś czas temu, choć nie można było się temu dziwić. Teraz z miękkiej części brzucha nie zostało już wiele, a wnętrzności wywleczone na zewnątrz, porwane i pocięte krótkim ostrzem walały się dookoła nich niczym szkaradne dzieło sztuki.
⠀⠀⠀⠀Minie jeszcze trochę czasu, zanim wioska obudzi się i odkryje atak demonów.
⠀⠀⠀⠀— Nie zastanawiałeś się nigdy, dlaczego Sachi ma żeńskie imię? — zapytał nagle, licząc na to, że tym razem on zaskoczy swojego towarzysza. Uniósł się na kolanach, wytarł o bok wylizaną do czysta dłoń i przeczesał rozrzuconymi palcami wilgotne jeszcze włosy, zarzucając je do tyłu. Zawinął wolne kosmyki za ucho i płynnym ruchem sięgnął do twarzy Rintarou, kładąc palce na jego podbródku, który uniósł, żeby przyjrzeć się lepiej jego twarzy. — Pewnie w ogóle się nie zmieniłeś. Dlatego tak bardzo cię unika.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Nie możesz odpowiadać w tematach