W końcu jednak trafił do Oguni. Zamierzał dochować obietnicy. Przysięgi złożonej zabójcy demonów, zaprzysięgłemu wrogowi, a jednak była to obietnica. Skoro tak postanowił pod wpływem impulsu to zamierzał tak zrobić. W końcu był tym “lepszym”. Chodziło o zachowanie legendy najlepszego kowala na świecie Kanuchiego Hanshina. Póki co o jego biodro obijała się istotna część owego człowieka jaką była jego odcięta głowa. Jego aktualnym celem było przekształcenie jej w taki sposób aby nie zniszczyły jej naturalne procesy takie jak gnicie. Można było sądzić, że była to dosyć groteskowy sposób na spełnienie takiego życzenia, ale w umyśle demona było inaczej. Nasycenie głowy demoniczną magią było nobilitacją dla śmiertelnika, a i jej towarzystwo podczas podróż mnicha ułatwiało rozpropagowanie historii.
Na początku nie był do końca przekonany gdzie ma się udać. Dawno w Oguni nie był. Głównym tego powodem było stanowczo zbyt duże stężenie demonów w osadzie. Dodatkowo były to bestie upierdliwe i liczące na choćby splunięcie Kizuki w ich kierunku. Niestety Yamato nie darzył takich pobratymców zbyt dużym szacunkiem. Postanowił jednak, że skoro jego sprawy należą do kategorii tych bardziej ezoterycznych to dobrym na to miejscem będzie świątynia. Skierował się więc leniwym krokiem w tamtym kierunku.
Nawiasem mówiąc należy przypomnieć, że choć przybrał wygląd świętego męża, to ciemnowłosemu było daleko od jakiegokolwiek mistycyzmu i pobożnych kultów. Była to decyzja praktyczna, gdyż kapłanom często było zwyczajnie łatwiej dostać się do różnych miejsc oraz nie wzbudzali tak wiele uwagi. Również nieco łatwiej wzbudzali zaufanie prostego ludu, na którym Yamato żerował przez większość swojego nowego życia.
Wszedł bezpardonowo na tereny światyni rozglądając się na lewo i prawo po dziedzińcu. Szukał jakiegoś kapłana albo kogoś innego, do którego mógł skierować kilka pytań. Jego ruchom brakowało powolnego szacunku do miejsca i chwili, była w nich natomiast energia i celowość. Nie minęło wiele czasu i dostrzegł jedną zakapturzoną postać.. Wciągnął powietrze nosem wyczuwając zapach śmiertelnika. A więc kultysta. Ci też nie byli wiele lepsi, chociaż przynajmniej byli bardziej użyteczni od niskich demonów-przydupasów.
- Człowieku, potrzebuje przeprowadzić demoniczny rytuał. - Szarpnął go za ramię by spojrzeć pod kaptur na jego twarz. Ukazało mu się oblicze nieco przerażone ale nie pozbawione rozumu. Całą czaszkę miał wygoloną i oznaczoną przeróżnymi plugawymi tatuażami. Zapewne miały przedstawiać pobożny szacunek do stworzeń nocy.
- R-r-rytuał? Tak, tak, jest takie miejsce. Z-zaprowadzę. - Kiwnął usłużnie głową i wskazał ręką w kierunku grupy budynków. Nie była to główna świątynia, ale też nie był to obskurny szałas. Ot, zgrabna średniej wielkości kaplica. Wolnym krokiem mnich ruszył za swoim dzielnym pomocnikiem. Zastanawiał się w drodze co właściwie zamierza z czerepem kowala zrobić. Jednocześnie miał wrażenie, że dostanie odpowiedź na swoje pytanie kiedy już tam się zjawi.
Po odsunięciu drzwi wszedł do ciemnego pomieszczenia, pełnego ciężkiego zapachu kadzidła i oświetlonego świecami. Przez zadymione, ale aromatyczne powietrze przedzierał się jeszcze jeden zapach. Metaliczna woń krwi, która działa pobudzająco na każdego demona. Całość tworzyła pobożną atmosferę wpływającą nawet na zatwardziałego Yamato.
Środek świątyni był obniżony i schodząc po stopniach w dół spomiędzy dymów ukazało się źródło zapachu krwi. Pozbawiona zabezpieczeń okrągła dziura w podłodze była po brzegi wypełniona szkarłatną cieczą. Wokół niej w podłodze również były wyryte przeklęte znaki, które łudząco przypominały te na twarzy śmiertelnika.
Powoli podziwiając groteskowe wnętrze mnich zbliżał się do sadzawki już wiedział co takiego ma zrobić. Tuż przed nią zatrzymał się, wystawił swoją rękę nad taflę krwi. Następnie wbił w środek swojej dłoni pazury upuszczając nieco krwi i sprawiając, że jej krople zniknęły w morzu poniżej. Logika temu przeczyła, ale tak mały dodatek sprawił, że ciecz zaczęła się przelewać i wpadała w wyryte w ziemi znaki wypełniając je juchą.
Kiedy w pełni utworzyły krąg symboli Yamato wyciągnął z worka głowę Hanshina, chwycił ją za włosy i zatopił w studni. Poczuł szarpnięcie, ale nie wypuścił jej z ręki. Posoka wzburzyła się, tak jakby się gotowała, lub szalała pod jej powierzchnią ławica ryb. Mnich z całej sił walczył z szarpaniem i kiedy był już przekonany, że zaraz ją puści lub urwą się włosy nastąpiła implozja. Krew w zakamarkach podłogi została z powrotem wciągnięta do środka studni. Demon wyprostował się, wyciągnął i wyciągnął czaszkę na powietrze. Skóra przybrała czerwony kolor i jakby się wysuszyła i naciągnęłą na kość. Rysy zostały nieco zniekształcone, lecz każdy kto znał rzemieślnika powinien bez problemu rozpoznać tożsamość głowy, tym bardziej z uwagi na wciąż tkwiącą w oczodole monetę z rysunkiem ćmy. Mając w ten sposób przygotowany rekwizyt Yamato w końcu mógł go na stałe przytwierdzić do swojego pasa. W ten sposób kowal będzie jego nowym towarzyszem podróży.
Po zakończeniu plugawego rytuału bez słów opuścił świątynię i skierował się ku centrum Oguni. Podobno miał się tam odbyć mały turniej i większość istotnych demonów była zaproszona.
z/t
Wydarzenia na Arenie odbiły się wielkim echem po Oguni. Wszystkie demony wiedziały co się stało. Wiedziały także o walce na Trybunach i o wyborach swoich podwładnych przez same Księżyce. Ci, którzy nie zostali wybrani puchli z zazdrości lub też z wielkiej ulgi. Kizuki mogli okazać się błogosławieństwem dla słabych demonów, albo ich przekleństwem.
Mała Ginkatsu zdecydowała się jednak zaryzykować i zwrócić uwagę Dziewiątej. Wtedy na Trybunach Hime nie miała ani czasu ani ochoty zajmować się taką małą pchłą. Chociaż odprawiła dziewczynkę z kwitkiem nie znaczyło to, że całkiem o niej zapomniała. Zwyczajnie wyczekała na odpowiedni moment.
- Świątynia.
Delikatny szept rozległ się w głowie Ginkatsu. Jeśli się rozejrzała mogła łatwo zaobserwować, że tylko ona go usłyszała. Był prawdziwy? A może to własna wyobraźnia płatała sobie z niej figle.
- Świątynia.
Domagał się szept odrobinę nagląco. Był cichutki, ledwie dosłyszalny, ale bardzo łatwy do odgadnięcia. Był poleceniem nie znającym sprzeciwu. Lekki kobiecy głos, który miał zadecydować o przeznaczeniu małej demonicy. Czy samoczynnie ściągnęła na siebie kłopoty?
- Świątynia.
Nawet, jeśli próbowała się przeciwstawić nie miała ku temu możliwości. Jej małe nóżki prowadziły ją same. Jak gdyby żyły własnym życiem i lepiej wiedziały dokąd Ginkatsu powinna się teraz udać. Jak zaczarowana skierowała się w wyznaczone miejsce. W pobliże Świątyni gdzieś w otchłani Oguni. Nim się zorientowała stała już przed drzwiami prowadzącymi do środka. Tylko czy odważyła się wejść?
- W razie pytań zapraszam na DC, Kitsu.
W praktyce być może nawet zdawała sobie sprawę, że nikt inny poza nią samą owym narratorem być nie mógł. Jak się można domyślić, nie ułatwiało to jednak odrzucenia z umysłu tego niewdzięcznego głosu, który nie był w stanie docenić kunsztu manipulacji, jakim się wykazała w stosunku do Kitsune.
A był to nie lada wyczyn, do jasnej cholery. Czyż nie? W końcu ostrze-nagroda od Tadao trafiło do rąk osoby, która wcale go nie pragnęła. Kitsune stanęła do walki tylko dlatego, że Katsu tego chciała. W ogólnym, jednak niezaprzeczalnie prawdziwym skrócie. Dlaczego więc satysfakcja z tego osiągnięcia uleciała bezpowrotnie i to zanim jeszcze ciemnowłosa zdążyła rozpocząć świętowanie?
Pytanie drążyło dziurę w jej umyśle, powoli, aczkolwiek systematycznie, niczym kropla skapująca na skałę. Jedynym znanym Katsu sposobem, który mógł zagłuszyć ten nieznośny dźwięk uderzającej o kamień cieczy, było znalezienie odpowiednio głośniejszego bodźca.
W taki właśnie sposób, tej chłodnej nocy, obleczona w jedną ze swoich długich czarnych sukni z głębokim wycięciem na plecach, znalazła się w świątyni w Oguni. Siedziała na kamiennym ołtarzyku, noga na nogę, a u jej stóp rozlewała się kałuża krwi. W szkarłacie leżały trzy ciała - dwa wiotkie, z szeroko otwartymi oczami, z których biła pustka. Trzecie, jeszcze z resztkami życia, zdawało się z wolna wypuszczać, ledwo ciepłą duszę, uciekającą przez liczne rany.
Życie opuszczało młodego mężczyznę z każdą kolejną sekundą, nieubłaganie. Mimo to człowiek zdawał się wciąż walczyć, chociaż bardziej przypominał wijącego się bez celu robaka. Katsu nie zwracała na niego większej uwagi, z namysłem bawiąc się drobnym sztyletem, który miała w dłoniach.
Była to dość ładna pamiątka, którą znalazła w posiadaniu jednej ze swoich ofiar. Miała gładkie ostrze, lśniące w blasku kilku palących się w pomieszczeniu świec, oraz zdobioną drewnianą rączkę. Najbardziej jednak Katsu spodobał się tkwiący w niej zielony kamień szlachetny, teraz nieco ubrudzony krwią.
Obok niej, na ołtarzyku, leżał opróżniony z posoki kielich, nie miała jednak czasu go napełnić, ponieważ zbyt zajęta była wydrapywaniem zaschniętej krwi z zagłębienia ładnego szmaragdu. Zupełnie jakby to proste zajęcie było w stanie na krótki moment uciszyć niechciane myśli, skupiając się na jednym prozaicznym celu i dając na moment ciszę w demonicznym umyśle. Ciszę, od czasu do czasu przerywaną przez pojękiwania prawie-trupa, którego ambicje o wstaniu z kałuży i ucieczce z miejsca masakry, sięgały znacznie wyżej niż faktyczne możliwości.
⠀⠀⠀⠀Nie polował. Żywił się resztkami, które pozostały z tamtego dnia, dojadał ochłapy pozostawione na ulicach przez innych. Czuł się żałośnie zagryzając głód smakiem przeschniętcyh chrząstek, ale ostatnie o czym teraz marzył, to stracić nad sobą kontrolę. A przynajmniej nie dopóki nie dowie się, dlaczego Suna nie pojawił się w Oguni.
⠀⠀⠀⠀Sprawdził wszystkie miejsca, które przychodziły mu na myśl. Oczekiwał go nawet na brzegu, jak głupi wypatrując czegoś na morzu i w powietrzu, ale brat jak zwykle sobie z niego zakpił. Porzucił go w tym świecie pełnym okropieństw, prawie jakby uczył Sachi'ego pływać, a nie funkcjonować w społeczności potworów, z których może ze dwa nie byłyby w stanie go złapać i pożreć.
⠀⠀⠀⠀Musiał wyglądać okropnie, bo pomimo wszelkich obaw, dotychczas udało mu się jakoś przetrwać.
⠀⠀⠀⠀Włosy związał w luźny ogon, ale i tak z trudem utrzymywał je w czystości i ładzie. Nie mył się, śmierdział krwią i potem, nie czyścił i nie zmieniał ubrań, przez to obleczony był nie tylko w szkarłatne plamy po posiłkach, ale również wszechobecne błoto i brud. Innymi słowy siedem nieszczęść, z czego szęść z nich stanowił Sachi sam w sobie.
⠀⠀⠀⠀Tego dnia w desperacji wślizgnął się nawet do Świątyni, którą dotychczas jedynie obserwował z pobożnym strachem. Unikał zatłoczonych miejsc i musiało minąć nieco czasu żeby wioska opustoszała na tyle, aby się odważył. Cóż to jednak był za pokaz odwagi, kiedy pierwsze co wyczuł przyklejony do ramy drzwi było intensywną wonią krwi.
⠀⠀⠀⠀Zapach natychmiast zawrócił mu w głowie, wywołał naturalny instynkt i pogłębił tłamszony głód.
⠀⠀⠀⠀Sachi stracił władze nad swoim ciałem i jak ćma lecąca w stronę światła, on przygarbiony pomknął w kierunku podrygującej konwulsyjnie ofiary złożonej obok Katsu. Na demona nawet nie zwrócił uwagi. Był głodny. Był cholernie głodny.
⠀⠀⠀⠀Padł na kolana przed ołtarzem, modląc się ni to do kałuży krwi, ni do majtajacych nad nim kobiecych łydek. W szaleńczym odruchu zaczął zagarniać w dłonie odrobinę juchy, która nie zdążyła jeszcze wchłonąć się w podłożę.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Dziewczynka już miała wyruszać z Oguni, byleby nie patrzeć na arenę i nie wspominać swojego nieszczególnego występu podczas festiwalu, kiedy naszło ją to. Myśl, która była jak szpon drapiący porcelanę. Irytująca, niemożliwa do przeoczenia, wręcz żądająca by zwrócić się ku niej i wszystko poświęcić. Doprawdy, możliwości księżycy były wspaniałe i godne pozazdroszczenia.
Z rosnącym przerażeniem zbliżała się do przybytku, który wwiercił się w jej głowę. Oto miejsce gdzie czciło się Stwórcę, pada na twarz i modli, by móc udowodnić, że warto było stać się narzędziem i bestią. Białowłosa wolałaby jednak zająć się mordowaniem, rośnięciem w siłę, by nigdy nikt nie traktował jej tak z góry.
Haha, mała dziewczynka! Znaj swoje miejsce! albo [/i]Żałosny podlotku, baw się z dziećmi[/i]... Ale przecież została wybrana, obdarowana największym skarbem od Stwórcy, jego wspaniałą krwią. Czyż to nie było dostatecznym dowodem, że miała prawo tutaj przebywać? Ale nie, była przecież jedynie żałosnym dzieckiem.
Znalazła się pod świątynią i wiedziała, że już nie ma odwrotu. Oparła swoje małe dłonie o wrota, mając być może ostatnią okazję by stąd uciec... Tylko czy nie odebrała sobie takiej możliwości w momencie, kiedy zaczepiła Hime? Wzięła głęboki oddech, próbując chociaż na chwilę nie drżeć jak osika. Nawet jeśli była słaba, to mogłaby chociaż nie wyglądać tak żałośnie. Dlaczego jej ciało zaprowadziło ją tutaj samodzielnie? Wręcz wróciła z granicy Oguni, więc czy mogłaby... Wyrzuciła te myśli z głowy i opierając się, całym ciężarem swojego wątłego ciała, spróbowała otworzyć drzwi. Oby tylko nie przywitało ją ścięcie głowy.
#993716
Czy Ginkatsu tego chciała czy nie było już za późno. Umyślnie zwróciła na siebie uwagę kogoś silniejszego. Nie zwykłego demona wyższego od niej rangą, a samą Panią Kizuki. Chociaż początkowo mogło się wydawać, ze Hime nie zainteresowała się małą demonią dziewczynką, to jednak doskonale ją zapamiętała. Tak niewinne i niepozorne stworzonko było całkiem wyjątkowe wśród gromady przerażających demonów i to właśnie te dwie niespotykane cechy wzbudziły w Hime zalążek ciekawości.
Mała Gin oparła się ciałem o drzwi, a te po chwili ustąpiły z głośnym skrzypnięciem. W środku panował półmrok. Przerażające miejsce, a jednak dobrze znane większości demonów. Przez pierwszą chwilę mogło się wydawać, że dziewczynka była tutaj całkiem sama. Panująca grobowa cisza w ogóle nie uległa zmianie odkąd weszła do budynku. Jednak już po pierwszym kroku dotarł do niej ogrom ciężkiej, demonicznej aury. Hime na nią czekała. Siedziała w bezruchu na jednym ze schodków po drugiej stronie Świątyni. Wpatrywała się pionowymi ślepiami w małą dziewczynkę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Co chodziło jej po głowie?
- Podejdź - powiedziała tylko. I tym razem Ginkatsu mogła skojarzyć głos, który wcześniej mącił jej w głowie. Należał do Hime. Czy dziewczynka tego chciała czy nie jej nogi zaczęły same podążać przed siebie. Zaprowadziły ją tuż przed przerażające oblicze Pani Kizuki. Ta przez chwile jedynie jej się przyglądała. W końcu westchnęła jednak.
- Co masz mi do zaoferowania, dziecko? - Zapytała jedynie.
- W razie pytań zapraszam na DC, Kitsu.
Dopiero słowo, które było rozkazem, dało dziecku choć odrobinę mocy, by mogła się zbliżyć. Nogi miała jak z waty, próbowała nie potknąć się, idąc przed oblicze tej, której uwagę zwróciła wcześniej. Chociaż właściwie... To czy na pewno poruszała swoim ciałem? Nie była tego do końca pewna, może była pod wpływem rozkazu Hime? Nie mogła się jej przeciwstawić, co do tego nie miała wątpliwości. Będąc "na miejscu", ukłoniła się głęboko, mając z tyłu głowy, że przecież jeśli nie okaże szacunku komuś wyżej postawionemu, może wpakować się w o wiele większe bagno, niż to z czym miała do czynienia na arenie.
Słysząc pytanie, nie wiedziała co powinna odpowiedzieć. Przecież nie będzie przechwalać się jakąś wielką siłą, skoro nie poszło jej zbyt dobrze na arenie. Z drugiej strony powinna była przemyśleć co może sobą zaoferować... Tak, powinna.
— Ja... Jestem najbardziej ludzko wyglądającym z nowych demonów.— Przełknęła ślinę, czując że nie jest to może coś godnego chwalenia się, ale nic lepszego nie miała.
— Podczas ponownych narodzin większość zyskała unikatowy wygląd... Ale z aparycji pozostałam taka sama jaka byłam w słabszym życiu. Dlatego jedyne co mam to te pozory, jakie mogę sprawiać wśród ludzi, że jestem jedną z nich. — Dopiero po chwili dotarło do niej co powiedziała i... Brzmiało to o wiele gorzej, niż kiedy zbierała myśli. Niestety, doskonale wiedziała, że jej moc jest żałosna, więc jedyne co to mogła użyć niewinnego wyglądu. To czy Hime będzie zadowolona... Pewnie nie, ale nie chciała jej oszukiwać, mając w pamięci ich "rozmowę" na trybunach areny.
#993716
Wszystko to jednakże było ulotne i nawet Katsu nie mogła oszukiwać w grze, w której również ta najlepsza zabawa musiała kiedyś dobiec końca. Siedząc na ołtarzyku, udając, że szmaragd wystarczy, aby przeciągnąć nieubłagane, z grymasem wyżartym we wnętrzu serca, musiała przyznać, że skończyły jej się pomysły.
Nienawidziła tego uczucia. Nadchodziło zaraz po sukcesie, świadcząc o tym, że znowu nie podjęła wygranej na tyle satysfakcjonującej, aby móc w spokoju osiąść na laurach. Choćby na chwilę.
Nie, jej ambicja zwyczajnie nie chciała na to pozwolić. Szmaragd na rękojeści ładnie odbijał światła świec. Nic poza tym.
Pustka. Cholerna pustka. A zaraz za nią dźwięk otwieranych drzwi.
Umysł Katsu zareagował na ten dźwięk niczym pająk, który z kąta swojej sieci poczuł wpadającą w nią muchę. Czyżby tej nocy los uśmiechnął się do ciemnowłosej i podarował jej niespodziewane towarzystwo? Była w stanie, w którym nie miało znaczenia, kimże ów gość mógł być i z jakimi intencjami wchodził do świątyni. Dla Katsu był wybawieniem od krwawej potyczki, sam na sam z własną jaźnią.
Musiała przyznać, że było coś pięknego w wygłodniałych demonach - stawały się nieostrożne w ten najbardziej pierwotny sposób. Dlatego też wyraźnie słyszała jak osobnik wiedziony swądem jej drobnej zabawy, ignorował wszelki rozsądek, nie dbając o efekt zaskoczenia. To był ten głód, który wypaczał myśli.
Gdy niespodziewany gość wparował do pomieszczenia i rzucił się na jezioro krwi u stóp Katsu, demonica musiała przyznać, że tym razem przewrotność losu przeszła samą siebie. Nawet jeżeli z początku go nie rozpoznała - był w końcu w naprawdę kiepskim stanie. Gdy jednak raz się spotkało Sunę, nie dało się go pomylić z nikim innym, nawet jeżeli w obecnej chwili najbardziej przypominał żebraka.
Przyglądała się przez chwilę wychudzonej postaci, która ledwo zwracała na nią uwagę, chłonąc niezwykłość sytuacji, jaka jej się trafiła. Był jedną z ciekawszych zagadek podczas wydarzeń na trybunach. Teraz znalazł się tuż przed nią. Wygłodniały i jak się zdawało wciąż nie będący tym, za kogo wszyscy go mieli. A to wszystko w chwili, gdy już była gotowa uznać tę noc za straconą.
- Nie krępuj się - rzuciła spokojnym tonem, doskonale zdając sobie sprawę, że krępacja to ostatnie, co w tym momencie czuł demon klęczący w kałuży krwi. Wciąż bawiła się nożykiem, łatwo jednak można było dostrzec, że robiła to tylko dla zajęcia dłoni. - Możesz zjeść tyle, na ile masz apetyt. Nie będę ci przeszkadzać. - Przy ostatnich słowach kącik jej ust drgnął lekko.
Była to hojna oferta, patrząc na to, że na posadzce leżały dwa ciała z dość sporą ilością świeżego mięsa przy kościach oraz jeden wciąż jeszcze żywy człowiek. Dla wygłodniałego demona oferta wręcz nie do odrzucenia i to dosłownie, zważywszy na brak jakichkolwiek zahamowań.
Przyglądała się demonowi z zainteresowaniem, zastanawiając się jak głęboko sięgała zagadka, która znalazła się przed nią. Pytanie to spotkało się z niepoprawną wręcz ekscytacją, która urosła gdzieś na dnie jej umysłu.
- Być może jak już skończysz, odwdzięczysz mi się odrobiną towarzystwa? - Słowa faktycznie brzmiały jak luźna propozycja, nie zaś żaden warunek.
Hime wpatrywała się z nieodgadnionym wyrazem twarzy w małą dziewczynkę, która chwiała się jak przy silnych wiatrach. Nic dziwnego, aura samej Kizuki była przytłaczająca i nie dało się tego ukryć. Ginkatsu mogła jedynie cierpieć i starać się wypaść jak najlepiej. Kiedy w końcu mała pojawiła się przed Hime ta wyciągnęła swoje usta w zadowolonym uśmiechu. Nacisk aury zmalał, a Ginkatsu mogła odrobinę odetchnąć. Hime chciała rozmowy, a nie jednostronnego monologu ze swojej strony. Wysłuchała dziewczynki w ciszy. Specjalnie ją zapytała, żeby wywrzeć na niej trochę presji. Nikt nie mówił, że rozmowa z księżycową Panią była łatwa.
- Pozory, które też możesz sprawiać wśród demonów - skomentowała w końcu. O dziwo Ginkatsu wbiła się dokładnie w klucz odpowiedzi, jaki chciała usłyszeć Hime. Może był to przypadek, a może zwyczajnie pomyślały o tym samym.
- Jesteś niepozorna i słaba. Nadasz się idealnie. Zostaniesz moim małym szpiegiem, Ginkatsu - zaczęła Himę dokładnie lustrując każdy ruch swojej rozmówczyni. Jej mimikę twarzy, przymknięcie powiek czy drżenie ciała. Widziała ją całą i nic nie mogło ukryć się przed jej czujnym wzrokiem. - Zapamiętałaś demony, które widziałaś na Trybunach? Te wybrane przez inne Księżyce. Rash, Suiren, Kitsune, Katsu czy Taishiro. Nic nie znaczące śmieci, a jednak ich działania będą odzwierciedlać plany Kizukich - kontynuowała machając lekko dłonią, jak gdyby odganiała jakieś muchy. Tym właśnie były dla niej słabe demony. Ginkatsu miała zostać oczami i uszami Hime.
- Kiedy dowiesz się czegoś ciekawego wypowiedz moje imię - dodała wstając i otrzepując lekko nienagannie prosty materiał swojej szaty. Nie wyjaśniła nic więcej, jak gdyby sposób komunikacji był oczywisty. Podeszła do dziewczynki kładąc jej płasko dłoń na włosach. Pogładziła ją delikatnie dwa razy, po czym się odsunęła. - Jeśli mnie zawiedziesz nakarmię Cię własnym językiem, a jeśli się sprawdzisz uznam Cię za swoją podopieczną. Nie testuj mojej cierpliwości, dziecko - dodała na koniec bez cienia jakichkolwiek emocji. Więcej nie uraczyła Gin swoim łaskawym spojrzeniem. Wyminęła ją ruszając w stronę wyjścia i zostawiła małą samą sobie. Stawka była wysoka. Sama zwróciła na siebie uwagę Hime, więc teraz stanęła przed wyborem. Jej zadanie było wymagająca, ale nie niemożliwe. A nagroda?
- W razie pytań zapraszam na DC, Kitsu.
⠀⠀⠀⠀Głód czynił z niego bezwolne zwierzę, ale nawet wycieńczony, demon odczuwał odległe obrzydzenie całą tą sytuacją. Tam, gdzie Suna brylowałby z zachwytem, Sachi czuł niepokój i ucisk w piersi. Nawet po tylu latach wstręt nie pozwalał mu cieszyć się posiłkiem, jakby pierwiastek ludzkiego życia, ostatni bastion ich wspólnej z Suną świadomości walczył przeciwko temu, czym się stali.
⠀⠀⠀⠀Spoglądał we własne odbicie w plamie krwi i nie mógł zmusić się do jedzenia.
⠀⠀⠀⠀— Towarzystwa? — wydukał, choć w pustej kaplicy słowa niosły się jak wypowiedziane pełną piersią. Słodki szept desperacji rozległ się powielony przez echo, załaskotał wnętrze uszu jak chłodny podmuch wiatru.
⠀⠀⠀⠀Sachi mógłby przysiąc, że pod wpływem tego odgłosu powierzchnia kałuży zadrżała. Z drugiej strony wiedział, że ze względu na powstrzymywane zbyt długo naturalne pragnienie przestawał odbierać rzeczywistość taką, jaka była. Nawet kobieta ułożona wygodnie na ołtarzu przypominała mu boginię obleczoną w szmaragd i złoto. Jej skórę podświetlało od tyłu łagodne światło.
⠀⠀⠀⠀— Nie chcę... jeść. Nie potrzebuję twoich... pokus — cedził z trudem przez zaciśnięte zęby, wkładając w to cały gniew zawarty w swoim wątłym ciele. Skusiła go łatwa ofiara, a teraz cierpiał, zatapiając rękawy na łokciach w wilgoci na kamiennej posadce, smarując włosami po gęstej czerwieni.
⠀⠀⠀⠀Momentami tracił zmysły. Wydawało mu się, że przegrał walkę z własnym ciałem i rzucił się na poszlachtowane truchła jak głodny pies. Widział w głowie obrazy szarpanego przed oczami mięsa i czuł ruchy swojej szczęki, która walczyła z twardymi tkankami. Rzeczywiście się tak wydarzyło, czy tylko majaczył?
⠀⠀⠀⠀Jak długo zdoła się jeszcze powstrzymywać?
⠀⠀⠀⠀Odtoczył się na bok. Żołądkiem wstrząsały konwulsyjne skurcze. Mogła minąć chwila, albo cała wieczność zanim otrząsnął się z tego transu i znalazł na ziemi kilka metrów dalej. Ciągnęła się za nim ścieżka rozmazanej krwi, chaotyczne ślady stworzone gdy czołgał się z dala od źródła swojego cierpienia. Dookoła znalazły się również strzępy tego, co musiało posiadać kiedyś ludzki kształt.
⠀⠀⠀⠀Zaskamlał, zsuwając się na podłogę.
⠀⠀⠀⠀— Okropne. To wszystko jest takie... okropne — jęknął, ścierając w panice krew zastygłą na swoich wargach. — Dlaczego. Kto ci kazał... czemu tu jesteś? Potworze! — ryknął słabo w kierunku Katsu, jakby to młoda kobieta winna była jego słabej woli. Słowa nie miały jednak takiej mocy, gdy po jego policzkach spływały jednocześnie łzy.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
— Oczywiście, pani. — Poczuła w sercu strach na myśl o tym, by wypowiadać imię Księżyca bez powodu.
Wzdrygnęła się na myśl o karze, jaką mogła jej zaserwować Hime. Pozostawało wierzyć i robić wszystko co tylko mogła, żeby zadowolić Dziewiątą. Czy wplątała się w niebezpieczną grę? Zdecydowanie tak. Czy mogła wynieść stąd coś innego niż własną zgubę? Na to liczyła. Ten drobny ochłap nadziei zdawał się być wystarczającym powodem, by postawić na szali całe swoje istnienie. Oby tylko podołała zadaniu jakie zostało jej powierzone.
Odprowadziła wzrokiem potencjalną mentorkę, czując jak uchodzi z niej zdenerwowanie połączone z przerażeniem o własne życie.Dopiero po dłuższej chwili ochłonęła na tyle, by móc opuścić mury świątyni i przygotowywać się na to co jest nieoczekiwane. Bo to była pierwsza z lekcji, którą otrzymała. Niepozorny Kizuki i najbardziej ludzki demon, co może pójść nie tak?
[Z/T]
#993716
I przegrywał.
O dziwo, to nie sam akt cierpienia fascynował Katsu, co osoba złamanego demona, który nagięty do granic własnych możliwości, wciąż walczył. Mimo głodu, mimo tego zapachu, który drażnił nawet zmysły najedzonej ciemnowłosej. Cóż ten zapach musiał robić z umysłem wygłodniałego Sachiego? Odpowiedź była oczywista, bo Katsu dobrze znała ten głód. Znała też ten poziom szaleństwa, które wykręcało boleśnie wszystkie członki ciała.
Walka, którą podejmował była z góry przegrana, jednak wciąż… a być może właśnie dlatego… godna podziwu.
Naiwnym byłoby jednak myślenie, że to podziw dla głównego bohatera spektaklu, który rozgrywał się pod jej stopami, tak bardzo ją fascynował. Było bowiem coś niezdrowo, niepoprawnie pochłaniającego w łamiącym się umyśle. Ból i cierpienie były tak namacalne, że demonica miała ochotę podejść bliżej, chwycić demona za ramię i spojrzeć w parę złotych udręczonych tęczówek…
- Moich pokus? - Jej głos poniósł się lekkim powiewem po świątyni. Zmarszczyła subtelnie czoło, wpatrując się w demona, a w tym wyrazie, gdyby się dobrze przyjrzeć, można by odnaleźć cień współczucia. - To nie ja cię kuszę, Nieznajomy. Nie ze mną walczysz, lecz ze swoją naturą.
Westchnięcie, które wyrwało się z jej gardła, gdy Sachi w końcu się złamał, zapewne rozlałoby się w powietrzu niczym smukła rozkoszna fala, gdyby nie odgłosy szarpania mięsa, które zagłuszyły wszystko. Zgrabne usta wygięły się w delikatnym uśmiechu. Odłożyła ostrze na bok, przyglądając się jak demon rozrywa ciało człowieka. Bezmyślnie. Bezlitośnie. Pozbawiony jakiejkolwiek kontroli, niemalże pozbawiony świadomości.
Złamany.
Chłodny dreszcz przebiegł po plecach Katsu, gdy demon przetoczył się na bok, pozostawiając po sobie resztki mięsa. Skąpany we krwi i szaleństwie.
Odetchnęła, prostując się nieco i wyrywając umysł z transu. Przesunęła językiem po dolnej wardze, zlizując kroplę krwi, którą musiał postawić po sobie zbyt mocno zaciśnięty kieł szczęki.
Spodziewała się, że szaleństwo niespodziewanego gościa, wynikało z głodu, zdawało się jednak, że posiłek wcale nie pokrzepił demona, a jedynie odsłonił kolejne oblicze cierpienia. Katsu przyglądała się mu, gdy rzucał oskarżenia w jej stronę, odpowiadając na nie jedynie spokojnym uniesieniem brwi.
- Zdaje się, że obydwoje uważamy siebie nawzajem za osoby, którymi wcale nie jesteśmy - zaczęła cicho, a po jej bladym obliczu przemknął ledwo widoczny uśmiech, który równie dobrze mógł być jedynie grą świateł za jej plecami. Rozchyliła lekko usta. - Nie było moją intencją aby zwabiać ciebie tu i kusić jedzeniem.
Nie była pewna na ile jej słowa trafią do świadomości demona, jednak nie widziała innego sposobu, aby spróbować do niego przemówić. Postawiła więc na dobitną szczerość.
W końcu zsunęła się z ołtarza, a jej suknia zafalowała za jej plecami. Jej wygląd był nienaganny jak zwykle, boleśnie kontrastując z tym, co prezentował sobą Sachi.
Nie zważając na krew na posadzce, podeszła do demona, powoli, tak jak podchodzi się do przestraszonego zwierzęcia. Z tą różnicą, że jej twarz wciąż miała ten swój spokojny wyraz, pozbawiony sztucznego, próbującego wzbudzić cudze zaufanie, współczucia.
- Kim jesteś? - spytała lekko marszcząc czoło, nie mogąc powstrzymać tej ciekawości. Ukucnęła obok niego, chcąc przyjrzeć mu się z bliska.
⠀⠀⠀⠀— Nie, nie... to wszystko przez takich jak ty — mamrotał, uderzając plecami o ścianę. Bardziej już nie mógł się wycofać. — Gdyby demony nie lubowały się w bezzasadnym okrucieństwie... — tacy jak ja nie musieliby się ciągle ukrywać.
⠀⠀⠀⠀Prawda? Wtedy ludzie zrozumieli by jego niechęć. Nie musiałby uciekać zarówno przed zabójcami, jak i własną rasą.
⠀⠀⠀⠀Wcale mu się nie zdawało i Katsu rzeczywiście poczyniła w jego kierunku kilka kroków. Wzdrygał się z każdym stuknięciem o kamień, od którego aż dzwoniło mu w uszach. Przycisnął do nich nasady dłoni, zacisnął powieki, ale nadal widział przed sobą cienie i czuł jej woń. Nie różniła się wiele od zapachu krwi, którym przesiąkły teraz jego ubrania. Je również miał ochotę z siebie zedrzeć.
⠀⠀⠀⠀— Więc po co to wszystko? — jęknął z wyrzutem czując, że jeżeli się teraz nie odezwie, kobieta w całości przejmie kontrole nad tym przypadkowym spotkaniem. A jeżeli wierzyć jej słowom - a Sachi pomimo całego tego dramatyzmu, wierzył - to zmaltretowane ciała nie były dla niego, krew została rozlana przez kaprys, a on został tylko kolejnym elementem jej przedstawienia.
⠀⠀⠀⠀Uniósł wzrok. Jasne zazwyczaj oczy pociemniały, kładł się na nich cień strachu i zmęczenia. Źrenice skakały od jej twarzy do podłogi, a czasami nawet na boki. Ale na bokach widział resztki swojej uczy i znów pojawiało się palenie w żołądku. Miotał się w ten sposób, aż zobaczył przed sobą jej twarz. Diabeł musiał być urodziwy, ale kusić.
⠀⠀⠀⠀— Szukam Suny — odparł z trudem. Suna najwyraźniej nie wymagał dalszego przedstawiania. W każdym razie Sachi nie zrobił nic, aby przybliżyć jej w jakikolwiek sposób osobę brata. — Jeżeli go tutaj nie ma, to nie mam powodów cię niepokoić. — Podparł się na dłoniach, ale podłoga była śliska. Palce podjechały i demon klapnął bez gracji na tyłek. — Widziałem cię na trybunach — przypomniał sobie nagle i zacisnął wargi z irytacją.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Gdyby demony nie lubowały się w bezzasadnym okrucieństwie…
- …to co? - spytała spokojnym głosem, który sugerował, że była szczerze ciekawa opinii niespodziewanego towarzysza. Drobna zmarszczka przyozdobiła jej czoło. - Cóż by to dało? Zmieniłoby to głód, który teraz czujesz? Czy może zmniejszyło obrzydzenie?
Nie miała zamiaru go atakować tymi słowami. Raczej wypowiadała na głos wątpliwości, których sam mógł nie być w stanie wypowiedzieć.
- Przykro mi - dodała na koniec, jakby odpowiedź była z góry przesądzona. O dziwo, widząc jak sobowtór Suny zmaga się sam ze sobą, targany mdłościami, z zaskoczeniem musiała przyznać, że jej słowa nie były pozbawione szczerości.
Na chwilę przystanęła w pewnej odległości od cierpiącego demona, przyglądając mu się z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony czuła fascynację, z drugiej nie mogła się powstrzymać przed tym pchającym się uporczywie do jej głowy uczuciem zrozumienia - Sachi, walcząc z własną naturą i tym obezwładniającym głodem, odróżniał się od całej rzeszy bezmyślnych pobratymców, tworząc doprawdy egzotyczny egzemplarz. A przynajmniej takie odczucie towarzyszyło Katsu, gdy widziała drżące dłonie i nerwowo przełykaną ślinę, świadczącą o próbach pertraktacji z własnym żołądkiem. Do tej pory miała zgoła odmienne doświadczenia w spotkaniach z własnym gatunkiem. Nigdy też nie miała powodu aby zastanawiać się nad moralnością demonów. Najwyraźniej zakładała z góry, że była ona po prostu szczątkowa.
Przyglądając się Sachiemu, nie mogła oprzeć się myśli, że naturalny proces przystosowawczy, który wypaczał zmysły aby potwór mógł być potworem, w tym konkretnym przypadku zawiódł.
W jaki sposób zmieniało to jej podejście do jasnookiego nie-Suny?
Po co to wszystko?
Nie miała bladego pojęcia.
Zapadła cisza, podczas której oblicze Katsu, owiane cieniem niezrozumienia, pozostawało pozbawione typowej pewności siebie. Zniknął też ten charakterystyczny, błąkający się w kąciku ust uśmiech. Szmaragdowe ślepia zdawały się przez krótki moment bezskutecznie szukać odpowiedzi.
- Dobre pytanie - mruknęła tylko, tak cicho, że nie była pewna czy drugi demon ją w ogóle usłyszał.
Gdy ukucnęła przed Sachim, jej twarz przybrała bliżej nieprzenikniony wyraz, który jednak został zmącony zmarszczeniem czoła, na wieści o szukaniu Suny.
Umysł próbował ułożyć tę skomplikowaną układankę w całość, Katsu jednak czuła, że brakowało jej kilku kluczowych puzzli.
- Wyglądacie identycznie - odezwała się cicho, mając ochotę wyciągnąć dłoń do demona by sprawdzić czy nie był on iluzją. Być może jakimś wytworem cudzej Sztuki Krwi, który bawił się jej kosztem… Bo przecież jeżeli nie, to jakie było prawdopodobieństwo…?
Gdy spróbował się podnieść, bez efektu, Katsu zamrugała, powstrzymując dłoń, zanim ta zdążyła dotknąć brudnych od krwi, splątanych włosów nieznajomego.
Wspomnienie trybun coś jej przypomniało.
- To prawda. Zeskoczyłeś na Arenę - odpowiedziała z lekko uniesioną brwią. - Dlaczego?
Wciąż co prawda nie była pewna, czy miała wtedy do czynienia z Suną, czy z demonem, na którego obecnie patrzyła. Oczywiście istniało kilka prawdopodobnych teorii, które mogłyby wyjaśnić zaistniałą sytuację, bez konieczności szukania nadprzyrodzonego spisku. Katsu jednak nie miała zamiaru pozostawiać tego w kwestii własnych domysłów. Ciekawość wzięła górę, a ona pragnęła w końcu zobaczyć pełen obraz.
- Myślałam, że jesteś nim. Suną. Jak to możliwe? Skąd go znasz?
⠀⠀⠀⠀Gdyby nie śliska od krwi podłoga, podniósłby się i czmychnął jak najdalej od świdrującego go spojrzenia kobiety. Choć miał na sobie ubrania - tego był pewien, bo okropnie lepiło się do spoconego z nerwów ciała - czuł się nagi pod jej obserwacją. Czuł, że sam zaczyna wyrzucać z siebie odpowiedzi na pytania, które nie zdążyły jeszcze rozbrzmieć.
⠀⠀⠀⠀Oparł ręce po jednej stronie ciała i przekręcił się, unikając patrzenia w jej stronę. Zamiast tego widział jej ciemną sylwetę odbijająca się w kałuży.
⠀⠀⠀⠀— Jesteśmy braćmi — zachichotał nerwowo. Od razu też przypomniał sobie wszystkie te kpiące spojrzenia, którymi zwykle obrzucały go inne demony, które miały już okazje natknąć się na Sune. Zwariował, mówiły ich oczy. Postradał zmysły. Wzrok Sachiego powędrował jeszcze niżej, o ile było to w ogóle możliwe. — Wyglądamy identycznie — przytaknął zakłopotany — i dlatego go szukam. On... miał zjawić się w Oguni na wezwanie Kizuki, ale nigdzie go nie ma. Czuję, że wplątał się w jakieś kłopoty. — Pociągnął głośno nosem, ale kiedy uniósł głowę, nos miał zaróżowiony z gniewu, a nie płaczu. — Jest dość dobrze znany... szczególnie wśród kobiet.
⠀⠀⠀⠀Cienie zagrały na jego twarzy, włosy załopotały gdy odwrócił się do Katsu po raz kolejny szukając w nieznajomej winy. Wtedy też zauważył wyciągniętą w jego kierunku dłoń; skrzywił się. Ramiona odzyskały pewność i przy kolejnym ruchu zdołał unieść się do porządnego siadu, podciągnął wyżej jedno z kolan, na którym oparł ręce. Zignorował jej gest, zauważył go, lecz tym razem przełknął strach.
⠀⠀⠀⠀Przejmij inicjatywę.
⠀⠀⠀⠀— Zeskoczyłem... nie wiem czy to odpowiednie słowo. Chyba nikt tego nie widział, ale to Niwa zepchnęła mnie na dół. — Kliknął językiem. Każdy kogo pytał o to zdarzenie miał podobne wspomnienia. Nikt nie widział paskudnej kobiety, która wyrosła przed nim spod ziemi i przyparła do barierek. Teraz nie był tego taki pewien, ale wtedy czuł nawet jej paskudny oddech. Widział własne odbicie w jej szklistych, rybich oczach. — Bo trafiłem ją kamieniem — dodał po chwili zdając sobie sprawę, że wcześniejsza relacja raczej nie umocni jego pozycji. Inicjatywa. Musiał pokazać, że wszystko działo się zgodnie z jego wolą. Wyciągnął dłoń w przód, ale nie zahaczył o jej palce. — To chyba ja powinien zadać to pytanie... skąd go znasz? Czy tobie też się naprzykrzał?
⠀⠀⠀⠀Była blisko i nie mógł dłużej spoglądać na nią poprzez odbicie. W szkarłatnej plamie na podłodze odbijały się jej nogi i spodnia część szaty. Musiał szybko odwrócił wzrok, więc spojrzał na jej małe, delikatne dłonie. Jak dziecko, stwierdził nagle i z jakiegoś powodu na nowo rozbudziło to jego obrzydzenie.
⠀⠀⠀⠀— Jak możesz siedzieć w tym smrodzie... wszystko śmierdzi tutaj brudnymi ciałami — zaskamlał.
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Katsu nie była pewna, czy ta informacja była w stanie ją zaskoczyć, skoro pozostawała jedną z pierwszych opcji, o których się myślało, gdy miało się okazję natrafić na sobowtóra osoby sobie znanej. Przytaknęła więc na jego słowa, akceptując taki układ z pewnego rodzaju ulgą. Przynajmniej mogła być spokojna, że to nie jej umysł, ani też cudze szydercze zamiary, płatały tutaj figle.
Gdy demon uniósł na nią swoje wrogie spojrzenie, Katsu uniosła lekko brwi, jakby zaskoczona tym niemym atakiem.
A więc był również zazdrośnikiem.
- Cóż, ja niestety mam zbyt wiele wspólnego z twoim bratem. Widziałam go pare razy i poza tym, że faktycznie należy mu oddać przykuwanie cudzych spojrzeń… i naprawdę nie ograniczałabym się tu tylko do kobiet… - Zgrabny kącik pełnych ust drgnął delikatnie.…to osobiście nie miałam okazji poznać go aż tak blisko.
Nie musiała się nawet wysilać, aby brzmieć wiarygodnie, bo wszystko co mówiła było samą prawdą. A jeżeli Sachi miał ochotę to zweryfikować, otwarcie krzyżowała z nim spojrzenie szmaragdowych tęczówek.
- Jestem Katsu - odparła, postanawiając w końcu się przedstawić i poniekąd mając nadzieję, że demon odwdzięczy się tym samym. Zdawała sobie sprawę z tego, że był tej nocy ostatnią deską ratunku, znajdującą się pomiędzy nią, a gnijącym poczuciem niespełnionych ambicji. Nie zdradzała sobą ani krzty chęci zakończenia tego niespodziewanego spotkania.
Gdy opowiadał o zdarzeniach na trybunach, Katsu zmarszczyła lekko czoło, słysząc o Niwie, której zgodnie ze słowami demona wcale tam nie widziała. Domyślała się jednak, że jakaś forma jej obecności mogła się ujawniać wybiórczo, dlatego też nie miała zamiaru podważać relacji Sachiego. Gdy jednak wspomniał o rzucie kamieniem, przez moment wydawało jej się, że się przesłyszała.
- Trafiłeś ją… kamie…niem? - Spojrzała na demona, a gdy wyczytała z jego wyrazu twarzy, że dokładnie to miał na myśli, roześmiała się subtelnym aczkolwiek niezaprzeczalnie szczerym i dźwięcznym śmiechem. Musiała oprzeć się dłonią o ścianę, żeby wziąć głębszy oddech. - To tłumaczy dlaczego cię zepchnęła. I trafiłeś ją… no, celowo? - spytała tylko, jakby chciała się upewnić, czy ma do czynienia z kimś skrajnie nierozsądnym, czy po prostu kimś kto kiepsko celuje. - Koniec końców jednak znalazłeś się z powrotem na trybunach - zauważyła jeszcze, chcąc zrozumieć całe zajście. - Samodzielnie?
Na pytanie o Sunę zmarszczyła czoło, jednocześnie spoglądając na jego dłoń, która wysunęła się w jej stronę, chociaż nigdy nie dotarła do palców.
- Naprzykrzał? Nie, nie przypominam sobie. Mamy kilku wspólnych znajomych, nic więcej. - Jej odpowiedź po raz kolejny zdawała się przyjść zupełnie naturalnie. Co więcej, zdawało się, że na tym etapie była bardziej zainteresowana Sachim, aniżeli jego nieobecnym bratem. - Suna jest raczej postacią, o której więcej słyszę, niż z którą mam faktyczną okazję się zapoznać.
Na wspomnienie smrodu, pokiwała lekko głową, a kącik jej ust drgnął lekko, mimo iż z jakiegoś powodu, demon wydawał się znowu wycofywać.
- Znam gorsze smrody. To mięso jest przynajmniej świeże - odparła spokojnie, jednocześnie przechylając głowę na bok i przyglądając mu się z zainteresowaniem. Nie znała pojęcia przestrzeni osobistej, dlatego też nawet nie przeszło jej przez myśl, że Sachi mógłby jej potrzebować.
⠀⠀⠀⠀Szczególnie, gdy zaczęła mówić o Sunie.
⠀⠀⠀⠀Jak zahipnotyzowany śledził ruchy jej warg, znaczenie słów uznając za mniej istotne. Zapomniał, dlaczego w ogóle się do niego zbliżyła, a teraz było już za późno. Odzyskiwał z każdą chwilą świadomość swojego położenia, przypomniał sobie, że zawędrował do świątyni poszukując brata, ale przyciągnął go zapach mięsa, którego nawet w Oguni starał się unikać. Podłoga, ściany, szerokie witrażowe okna ponad jego głową. Wszystko to stało się nagle bardzo realna i Sachi znów poczuł się niewygodnie we własnym ciele. Jakby to wcale do niego nie należało.
⠀⠀⠀⠀— Co masz na myśli... — zapytał, gdy sens słów wreszcie do niego dotarł. Z nadzieją uniósł na nią zawstydzony wzrok. — Co masz na myśli mówiąc, żeby nie ograniczać się tylko do kobiet? — Cofnął dłoń, by opleść ją wokół przeciwnego ramienia. Ostatecznie nie sięgnął do wyciągniętych palców Katsu i uniósł się do pionu. Zaśmiał się krótko, kręcąc głową na tę oczywistość. — Jest urodzonym przywódcą. To chyba oczywiste, że wszyscy na niego patrzą.
⠀⠀⠀⠀Może gdyby się nie garbił, to okazałoby się, że jest wyższy od szlachcianki, ale on nadal krzywił się pod ciężarem upokorzenia. Wspomnienia z trybunów nie pomagały odzyskać pewności siebie. Wręcz przeciwnie. Gdy pociągnęła temat rzutu kamieniem, jęknął.
⠀⠀⠀⠀— Nie wiem co mnie wtedy napadło. Chciałem... chyba miałem zamiar zwrócić na siebie uwagę. Nie celowałem w nią i wszystko co się potem wydarzyło miało mało wspólnego ze mną. — Oparł się barkiem o ścianę, tuż pod witrażami, kryjąc się w ten sposób w cieniu, którego nawet blade światło wnikające do kaplicy z zewnątrz nie było w stanie rozproszyć. Chłodny kamień trochę go uspokoił, dlatego sięgnął do włosów, żeby złapać je z tyłu głowy w luźny koński ogon. — Przecież to nic takiego, zwykły wpadek. Nie rozumiem, dlaczego tak cię to interesuje... chyba, że szukasz powodów żeby się ze mnie pośmiać. — Zmarszczył krwi i ściszył głos. — A tych masz przecież pod dostatkiem.
⠀⠀⠀⠀Pod czujnym spojrzeniem jadeitowych oczu czuł się jak zwierzątko. Nie wiedział co powinien robić, gdzie podziać ręce i dlaczego kobieta nadal nie odchodziła, chociaż na wszystkie jej pytania odpowiadał, jak miał nadzieję, wyczerpująco i na tyle nudno, aby nie próbowała ciągnąć go za język. Ale z jakiegoś powodu historia z kamieniem przypadła jej do gustu.
⠀⠀⠀⠀Więcej takich historyjek nie miał w zanadrzu.
⠀⠀⠀⠀— Nie chcę być nic dłużny... Katsu — zawahał się, ale ostatecznie użył imienia, którym mu się przedstawiła. — Więc powiedz mi co chcesz w zamian za tego człowieka, którego... — znów przeszedł do szeptu — tak poszarpałem. Nie chcę żebyś mnie szukała, więc zrobię co w mojej mocy tu i teraz. I na imię mi Sachi.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Niczym spoglądanie w zakrzywione lustro. Mogła się jedynie zastanawiać, czy właśnie tak wyglądało szaleństwo, gdy patrzyło się na nie z boku? Czy może jednak wrażenie, że doskonale znała ten słodko-gorzki smak, który teraz wypełniał jego usta, było złudne? Słodka utrata kontroli i ponowne próby jej odzyskania, poczucie świadomości wyciekającej spomiędzy kurczliwie zaciśniętych palców… to wszystko zdawało się odbijać w złotych oczach, niczym groteskowo wykrzywiona twarz.
A Katsu poniekąd widziała w tym wszystkim również i swoje odbicie.
Albo po prostu bardzo chciała to wszystko zobaczyć, ponieważ równie dobrze, mogła sobie to tylko wyobrazić. Nie pierwszy i nie ostatni raz tworzyłaby przecież alternatywną rzeczywistość wokół siebie.
Zastanowiła się przez chwilę nad słowami o Sunie jako o przywódcy.
- Być może masz rację - odparła lekkim tonem. - Nie mnie oceniać z czego to wynika.
Podniosła spojrzenie na jego sylwetkę, gdy demon wyprostował się nieco. Zaraz też sama podniosła się do pionu, marszcząc malowniczo brwi na jego kolejne słowa.
- Po co miałabym się z ciebie śmiać?
O dziwo było to zupełnie szczere pytanie.
Katsu można było zarzucić naprawdę dużo rzeczy. Złośliwość jednak miała specyficznie wyrafinowaną i nie zawierała ona w sobie kopania leżących. Raczej nie wyśmiewała innych, a przynajmniej nie wtedy, gdy jej samej nie miało to przynieść żadnej korzyści. A w tym momencie dobijanie Sachiego, który sam torturował siebie wystarczająco skutecznie, nie należało do atrakcyjnych opcji.
Dlaczego więc tak ją interesowały szczegóły zdarzeń na trybunach? Dobre pytanie. Zastanowiła się nad nim na moment.
- Lubię rozumieć sytuacje, które dzieją się naokoło mnie - odpowiedziała w końcu, lekko marszcząc nos, ponieważ zdawała sobie sprawę z tego jak dziwnie to brzmiało. Była to jednak odpowiedź najbliższa prawdzie.
Gdy w końcu się przedstawił, Katsu uśmiechnęła się delikatnie.
Bywała okrutna i samolubna, lubowała się w torturowaniu innych, nic więc dziwnego, że gdy Sachi przypadł jej do gustu, nie miała zamiaru go wypuszczać tak szybko. Nawet jeżeli ewidentnie nie miał ochoty przebywać w jej towarzystwie. Zdawało się, że przymknęła na ten fakt oko.
- Sachi- powtórzyła za nim, jakby się zastanawiając nad jego propozycją. W końcu jednak uniosła lewą brew z subtelnym uśmiechem. - Odnoszę wrażenie, że natrafienie na mnie i na moich towarzyszy, było dla ciebie bardziej udręką, aniżeli długiem, który powinieneś spłacić. - Zrobiła krótką przerwę. - Nie chciałam aby tak było. Poza tym jest masa ciekawszych powodów, niż ludzkie mięso, dla których mogłabym cię szukać w przyszłości.
Przygryzła lekko wargę, gdy jej usta wygiął szeroki, niebezpieczny uśmiech. W końcu jednak, po dłuższej chwili, czując że robi się nieco zbyt okrutna, nawet jak na siebie, westchnęła. Utkwiła w nim swoje intensywne, szmaragdowe spojrzenie.
- Nie będę cię ścigać, Sachi. Mogę zaoferować ci jedynie swoją pomoc i sam zdecydujesz, czy jej potrzebujesz, czy też nie.
Mimo płomienia w spojrzeniu, jej głos zawierał w sobie raczej spokojną nutę.
⠀⠀⠀⠀W tym momencie nie miało znaczenia, czy zachowuje się przyjaźnie, czy wręcz przeciwnie - prześmiewczo, Sachi patrzył na nią spod przymrużonych podejrzliwie powiek. Mogła próbować grać na jego uczuciach, wykorzystać jego marną sytuację, by zyskać w oczach nowo poznanego demona. Wiedział przecież o tym doskonale, był naiwny (tak mówił mu Suna), więc łatwo było go wykorzystać.
⠀⠀⠀⠀Demon wyślizgnął się na bok, unikając uderzenia plecami o ścianę. Nie miał zamiaru jej tego ułatwiać.
⠀⠀⠀⠀— Powody zawsze się znajdą. Wszystko zależy od tego, jakie są twoje intencje — wyrzucił z siebie ciąg słów, który miał niejako usprawiedliwić jeszcze jeden wykonany do tyłu krok. Nie miał w planie uciekać, a jedynie zwiększyć dystans. Od pewnego czasu miał wrażenie, że w tym konkretnym kącie skończył się cały tlen.
⠀⠀⠀⠀Bo dlaczego niby czuł ucisk w piersi i drżenie napiętej na policzkach skóry? W rezultacie uśmiechnął się nerwowo, choć wygięte w krzywy łuk wargi były największą uprzejmością, na jaką zdobył się od momentu rozpoczęcia rozmowy. I z tym samym, niecodziennym wyrazem twarzy słuchał, gdy po raz kolejny zaczęła zalewać go uprzejmościami.
⠀⠀⠀⠀— Nie podoba mi się brzmienie twoich słów... czy na prawdę nie możemy się po prostu rozliczyć? Tu i teraz? — podjął się jeszcze jednej, desperackiej próby odcięcia od wszystkiego, co na kilometr wydawało mu się podejrzane. Nie wierzył, aby demona było stać na altruizm. Było to wbrew naturze, wbrew wszystkiemu co do tej pory znał i wydawało się również łamaniem zasad narzuconym ich przez Stwórcę.
⠀⠀⠀⠀Im jaskrawiej błyszczały zielone oczy Katsu, tym wyraźniejsze stawało się dla niego skojarzenie z ruchomymi piaskami. Odpowiadając jej wykonywał gwałtowne ruchy, które wciągały go głębiej pod ziemię. A jednak nie wypadało zbyć kobiety milczeniem. To byłoby niegrzeczne.
⠀⠀⠀⠀— Niby jakie? — zaciekawił się, nieświadomy, że połknął haczyk.
⠀⠀⠀⠀Pytał oczywiście o te ciekawsze powody, o których wspomniała. Czy było w nim coś wartego zainteresowania się?
⠀⠀⠀⠀Ja i moi towarzysze.
⠀⠀⠀⠀Chodziło zapewne o zmaltretowane ciała. Obrzydliwe, wszechobecne. Gdy tylko uniósł wzrok ponad jej ramieniem, to widział za plecami ich zarysowane przez światło, opadłe na podłogę sylwetki. Nawet w ciemności ich kończyny wydawały się dziwne wykręcone, omdlałe, jakby uciekła z nich cała krew.
⠀⠀⠀⠀— Zawsze jest jakiś haczyk. Zgodzę się, a potem powiesz mi, że miałaś na myśli kontrakt z nowym sługą — zasugerował jej podejrzliwym tonem, rzucając szybkie spojrzenia na makabryczną scenę rozgrywającą się przy ołtarzu. Tamci byli chyba ludźmi, ale czy nie potraktowałaby w ten sam sposób słabszego od siebie demona?
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Przyglądała się jak uciekał przed nią, szukając bezpiecznego dystansu. Czy był świadomy tego, że udoskonalał rozrywkę, jaką było to spotkanie? Cóż, pewnie nie, bo nawet sama Katsu nie była do końca pewna jakiego charakteru była to zabawa. Miała jedynie wrażenie, że dawno nie spotkała tak ciekawej osoby jak Sachi.
Dlatego też, odpowiadając na jego słowa o jej intencjach, roześmiała się lekko.
- Jeszcze sama ich nie zdefiniowałam - przyznała, wzruszając delikatnie ramionami i wciąż oscylując w granicach szczerości. - Uznajmy więc może, dla uproszczenia, że na razie jestem po prostu ciekawska. Musisz mi wybaczyć, wiem, że może być to uciążliwe.
Możliwe, że miała to być kolejna uprzejmość, jednak tym razem w jej słowach nie było słychać ani cienia skruchy, która mogłaby poświadczyć o szczerości przeprosin.
Widząc, że Sachi w końcu odnalazł nieco przestrzeni, postanowiła oddalić się w stronę ołtarza i zająć na nim swoje wcześniejsze miejsce. Założyła jedną nogę na drugą, pozwalając aby materiał sukni zsunął się nieco z jej uda.
Oczywista prowokacja? Skądże. Akurat w ten sposób nie próbowałaby zyskać swojej przewagi w tym konkretnym wypadku. Była po prostu sobą i nie zwracała uwagi na pewne rzeczy.
Nie podoba mi się brzmienie twoich słów…
- Irytujące, prawda? Słyszeć coś, czego wolałbyś nie być świadomym. - Wzięła z ołtarza nóż, którym wcześniej się bawiła i skierowała ostrze w stronę Sachiego. - Łatwiej uwierzyć, że jestem chciwą suką, która wszędzie doszukuje się swojego interesu. Nie dziwię ci się. Ale widzisz, Sachi, tak się składa, że staram się docenić to, co znajduje się nieco głębiej niż sięga spojrzenie. A tu? - Pomachała końcówką ostrza, wciąż wycelowaną w niego, ogarniając tym ruchem jego postać. - Jest tego cała masa. Powiedzmy więc, że potrzebuję odwrócenia uwagi. Zajęcia. - Odłożyła sztylet na bok. - Co jesteś w stanie mi zaoferować, poza swoim towarzystwem?
Dała mu chwilę, na przemyślenie odpowiedzi na to pytanie, zanim nie wyprostowała się nieco, rozciągając zastygłe mięśnie. Na jego pytanie o powody, dla których miałaby go szukać, wbiła w niego swoje intensywne, cwane spojrzenie.
- Nie karz mi nawet zaczynać. Musisz uwierzyć na słowo, że mam ich co najmniej kilka.
Świadoma, że ta odpowiedź nie była nawet miernie satysfakcjonująca, przyglądała się demonowi przez dłuższą chwilę, a po jej ustach błąkał się nikły, spokojny uśmiech.
W końcu znów się odezwała, jakby nagle sobie o czymś przypomniała.
- Pamiętaj jednak, że wbrew twoim przekonaniom, oraz wszelkim pozorom, które podejrzewam, że sprawiam… mniej bądź bardziej świadomie… do niczego cię nie zmuszam. - Wskazała podbródkiem wyście z świątyni. - Najadłeś się. Wyjaśniłeś mi bardzo wiele z niuansów, które miały miejsce na trybunach, a których nie rozumiałam, za co jestem wdzięczna. Niech będzie, że jesteśmy kwita. Jeżeli sobie tego nie życzysz, możesz wyjść.
Czy mówiła szczerze? Czy miała zamiar rzucić się za nim w pogoń? Cóż, to drugie zdecydowanie mieściło się poniżej jej godności. Pozostawało pytanie, w co wierzył Sachi?
⠀⠀⠀⠀Do Katsu kiwnął głową z rezerwą, skąpym gestem, jakby tłumacząc się tylko łutem szczęścia trafiła w jego zakres tolerancji.
⠀⠀⠀⠀— Dopóki nie grzebiesz zbyt głęboko... — złamał się, zezwalając jej na rzucanie w swoim kierunku zainteresowanych spojrzeń, których on nie miał zamiaru odwzajemniać. Nawet kiedy patrzył gdzieś w okolicach jej twarzy, rzadko kiedy zahaczał o zielone punkciki w ramce ciemnych rzęs. Póki co traktował ją jak jednolitą masę, obiekt o kształtach tylko przypadkiem zbliżonych do ludzkich. Nie szukał detali i nie chciał ich sobie wyobrażać.
⠀⠀⠀⠀Im mniej się angażował, tym mniejsze podejmował ryzyko.
⠀⠀⠀⠀Ryzyko czego?
⠀⠀⠀⠀Tego nie wiedział. Czuł jednak podskórnie, że poznawanie ludzi, których nie znał Suna nie leżało w jego kompetencjach. Nie chciał ich do siebie zrazić, zanim nie poznają lepszej połowy całości, jaką były bliźnięta. Chwilowo połączyła ich wyłącznie wymiana. On otrzymał mięso, a teraz ona słuchała, co mógłby jej za to dać, aby ich ścieżki nigdy więcej nie skrzyżowały się pod pretekstem wyrównania długów.
⠀⠀⠀⠀— To nie tak, że posiadam coś cennego... — wyjaśnił szybko, bo w pierwszej chwili słowa Katsu odebrał jako oskarżenie o skrywaniu kosztowności. Sądząc po jej ubiorze odrobina świecidełek załatwiłaby sprawę, ale ani on, ani brat nie nosili przy sobie niczego wartościowego. Ich dobytek zaczynał się i kończył na krótkim szpikulcu, który nosili na zmianę u pasa. Suna po prawej, a Sachi po lewej. Czasami coś ukradli, ale dla demonów niewiele przedmiotów posiadało jakąś wartość.
⠀⠀⠀⠀Sytuacja skłoniła go do zastanowienia się, co tak właściwie miał do zaoferowania?
⠀⠀⠀⠀Niewiele mówił, bał się walki, nie polował samodzielnie i jedyne o czym myślał z dumą, to jego więź z Suną. To było coś, co odróżniało go od innych demonów. Oboje zarzekali się, że pod tym względem byli kimś specjalnym, choć chyba tylko jedno z nich szczerze w to wierzyło. Nic innego nie przychodziło mu jednak do głowy.
⠀⠀⠀⠀— Wiem jak to jest kochać — powiedział, odwrócony do niej bokiem i w wielkiej przestrzeni świątyni słowa zabrzmiały jak szept wypowiedziany wprost do ucha. — Nie mogę tego pokazać innym, nie umiem ich tego nauczyć, ale to jest coś, co tylko ja Suna posiadamy. Wiemy jakie to uczucie, mimo że wszystkie inne są zaledwie echem emocji odczuwanych przez ludzi — tłumaczył, z nagłym napływem siły w smętnym dotychczas głosie. Ale dokładnie w tym momencie znów się zgarbił. — Ale to nie jest coś, czym mógłbym ci zapłacić, prawda?
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Czyżby ta znajomość, wirująca niebezpiecznie w toni gęstego chaosu, właśnie dotknęła czubkami palców u stóp mętnego dna, czując ułudę jakiegoś gruntu, punktu odniesienia?
Być może.
Choć mało prawdopodobne.
- Jestem subtelna…poniekąd - odpowiedziała z nikłym uśmiechem i chociaż w oczach zabłysła ta typowa dla niej cwana iskra, zdawało się, że spokój w jej głosie faktycznie pozostawiał posmak subtelności po sobie.
Gdy Sachi z początku pomyślał, że oczekiwała zapłaty w kosztownościach materialnych, Katsu posłała mu delikatny uśmiech, sugerujący, że ma strzelać dalej. Oczywiście, że była łasa na rzeczy ładne, a im były one droższe tym stawały się w jej oczach jeszcze ładniejsze. Kochała też sztukę i za ciekawy obraz z pewnością niejednego demona zostawiłaby w spokoju.
Być może więc fakt, że brat Suny nie był zbyt zamożny, był jedną z okoliczności sprzyjających rozwojowi tej nawet nie kiełkującej jeszcze znajomości? Z drugiej strony, Katsu nie była też krótkowzroczna, a przez kilka lat swojego demonicznego życia dorobiła się takich ilości dóbr materialnych, że przy odpowiednio ciekawym towarzyszu, prawdopodobnie i tak nie dałaby się spławić nawet sowitą zapłatą.
Demonica spodziewała się usłyszeć coś kreatywnego, coś intrygującego, może nawet szalonego, w końcu jeżeli postać Sachiego wiązała się z jakimś trwałym wrażeniem, nie było to z pewnością wrażenie stabilności emocjonalnej. Odpowiedź jaka dotarła do jej uszu była jednak nader niespodziewana i sprawiła, że ciemnowłosa zastygła na chwilę. Ułuda gruntu pod nogami okazała się podwójnym dnem, które wzbiło tylko tumany mułu, a te zawirowały w chaosie, sprawiając, że stał się on jeszcze bardziej nieprzenikniony.
Jeżeli jej wieczny uśmiech na ustach wydawał się niepokojący, powaga na twarzy stawała się widokiem wręcz niebezpiecznym.
- Miłość? - spytała głucho, pustym głosem, czując jak jej klatkę oplatają więzy rozczarowania, a samo słowo odbija echem w jej umyśle.
Przyglądała się Sachiemu, próbując ustosunkować się do jego słów. Słyszała tę siłę w jego głosie, a ponieważ pojawiła się ona dopiero, gdy wspomniał o miłości, pojmowanie jego osoby zakrzywiło się w jej oczach nieodwracalnie. Czuła, że zapał do manipulowania jego umysłem ucieka z niej, niczym woda z pękniętego wiadra. Kiedy już myślała, że jest w stanie pojąć chaos drugiego demona, wychodził on jej naprzeciw z kwestią, której sama próba zrozumienia wiązała się z wbijaniem szpiczastego kolca w sam środek umysłu. Nagle całe zestawienie sił odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Jakby Sachi wyszedł właśnie z kartą, której nie była w stanie ani przebić, ani wytrącić mu z rąk. A to niechybnie spisało ją na mentalną porażkę. Na tej płaszczyźnie po prostu nie była w stanie operować.
- Jeżeli to prawda, jesteś zapewne szczęśliwcem pośród przeklętych. Lecz nie. Nie sądzę żeby było to coś, czym jesteś w stanie mi zapłacić.
Zdawało się, że blask, który towarzyszył jej osobie, zbladł, a jadeitowe spojrzenie przygasło, stając się pustym. Nie był to smutek, czy złość. Zwykła pustka.
Przypomniała sobie list napisany przez Yenhatsu tuż przed przemianą w demona. Nawet ta nędzna, zepsuta, ludzka kreatura potrafiła wciąż kochać.
Katsu zeszła z ołtarza, odwracając się tyłem do Sachiego, przodem natomiast w stronę kamiennego blatu, na którym położyła dłonie. Jedna z nich sięgnęła bezwiednie do kielicha z krwią.
- Idź - rzuciła pustym głosem w przestrzeń świątyni. - Jesteś wolny, Sachi. Jeżeli sobie tego zażyczysz, postaram się abyśmy nie musieli na siebie nigdy więcej trafić.
⠀⠀⠀⠀— Jest jak siła, której nie da się okiełznać czy schwycić w jakieś ramy. Nie można jej tak po prostu ubrać w słowa — cedził demon, unosząc wzrok wysoko ponad głowę Katsu, na misternie wykonane sklepienie, po którym tańczyły kolorowe światła i poblaski. A może kaplice spowijał mrok i tylko on dostrzegał mieniące się tam brawy? Tak samo jak tylko on wierzył, że rozumie czym jest miłość.
⠀⠀⠀⠀W zaślepieniu nie dostrzegł raptownej zmiany, która zaszła w kobiecie, jakby na jej oblicze wpłynęły siwe obłoki. Nikt nie był w stanie przewidzieć, czy wkrótce spadnie deszcz, by wychyli się spoza nich ostre słońce, a na pewno nie Sachi, który nawet nie patrzył w kierunku jej twarzy.
⠀⠀⠀⠀Zamienili się rolami i nagle to on zdawał się przejąć kontrolę nad sytuacją. W swoim małym, zamkniętym świecie dostrzegł nagle światełko, które chciał schwycić i się nim podzielić. Ale nie mógł, za każdym razem gdy wyciągał dłonie, blask znikał zasłonięty przez nieprzenikniony kształt cienia. Stał więc w miejscu, zachwycając się jedynym jasnym punktem na swojej drodze.
⠀⠀⠀⠀I nie przychodziło mu do głowy, że inni na co dzień żyli w blasku.
⠀⠀⠀⠀— Oh, wiem że to nie jest coś materialnego, że może nie zastąpi złota i błyskotek... — Drobne palce demona plątały się ze sobą, gdy sprowadzony na ziemię przypomniał sobie o swojej ofercie. Tej nocy zawędrował jednak zbyt daleko, by po prostu zapomnieć. — Jednak... jestem pewien, że gdybym ci o tym opowiedział, to może ty również potrafiłabyś poczuć w sobie to uczucie, to wrażenie o którym myślimy, że go nas pozbawiono. Ono...
⠀⠀⠀⠀Ostatnie słowo odbiło się echem od ścian i równie gwałtownie urwało.
⠀⠀⠀⠀Sachi uniósł spojrzenie, nie unosząc przy tym głowy, spod ciemnej grzywki spoglądając, może po raz pierwszy, na twarz Katsu.
⠀⠀⠀⠀"Idź"
⠀⠀⠀⠀Wypowiedziane w taki sposób, że w pierwszym momencie nie wiedział, czy aby na pewno mu się nie przesłyszało. Podobnie brzmiały przecież kroki, szuranie butami o kamienną posadzkę. Krótki, ostry głos, a przy tym pozbawiony wyrazu. Ciemne spojrzenie i wygięte wciąż w błogim uśmiechu usta nie drgnęły.
⠀⠀⠀⠀Zbyt dobrze znał ten ton. Wielokrotnie w taki właśnie sposób zwracał się do niego Suna. Pustym, a przy tym bezdennym jak nieskończenie głęboka studnia głosem, który oznaczał, że niczego nie uprosi. Niczego nie wyjaśni, ani nie będzie mu dane się bronić. Wystarczył ten jeden, ostry komentarz by jego radość zgasła, a ramiona wygięły się osłaniając głowę przed ciosem, który przecież nigdy nie nadchodził.
⠀⠀⠀⠀
⠀⠀⠀⠀Umysł rozpadł się, rozpuścił w tym nagłym przypływie strachu i myśli przestały przypominać słowa, a zaczęły nabierać formy obrazów. Wspomnień, dzielonych z Suną myśli, przypadkowych ofiar. Czasami nawet z perspektywy kogoś stojącego obok. To wszystko sprawiało, że w nieświadomym odruchy chwycił się za gardło jednocześnie z trudem łapiąc oddech i wbijając palce w miękką tkankę.
⠀⠀⠀⠀Nie musiała powtarzać dwa razy. Sachi jak zwierzę, które nagle dostrzegło przed sobą drapieżnika odwrócił się i ślizgając znów na podłodze, obijając o ścianę pod którą nieco wcześniej kulił się nad ofiarą, rzucił w kierunku drzwi. Nieporadnie, lecz błyskawicznie wypadł w blady las wokół świątyni.
⠀⠀⠀⠀A wspomnienia wszystkiego co zaszło wewnątrz natychmiast rozsypały się jak rozdeptany zamek z piasku.
z/t
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Nie możesz odpowiadać w tematach