Kichin-yado
Niewielki i przede wszystkim – tani zajazd. Zatrzymujący się tutaj podróżni nie mają co liczyć na posiłki; muszą posiadać własne jedzenie, albo szukać go poza miejscem noclegu. Jedyne co oferuje kichin-yado, to miejsce do spania i w razie potrzeby zapas drewna podczas zimy.
Musiała się jak najszybciej wynieść z Edo, gdzie demony urządziły istną masakrę. Oczywistym dla niej było, że namnoży się tam zabójców, więc nie będzie to najbezpieczniejsze miejsce dla niej. Niestety, obrażenia otrzymane podczas walki z Inoue były na tyle poważne, że nie chciała się pokazywać w Osace. Daleko było jej do delikatnej i pięknej aparycji księżniczki, do której przyzwyczaiła swoich poddanych. Dlatego w pierwszej kolejności wybrała się do Tachikawy, żeby się nieco pożywić. Biedne miejsce było doskonałym wyborem. Ukryła oblicze w postrzępionych szmatach, by wejść do jednego z pokoi za pomocą dziury w suficie. Mężczyzna, który odpoczywał, wyglądał jakby smacznie spał. Księżniczka szybkim ruchem zamknęła drzwi, by nikt jej nie przeszkadzał. Wolnym krokiem zbliżyła się do ofiary, ostrożnie by go nie zbudzić ze snu. Kiyo bez zbędnych ceregieli zmiażdżyła mu krtań, jednocześnie niszcząc kark. Szybko wbiła zęby w ofiarę, by się pożywić. Już, teraz, natychmiast. Była taka głodna, czuła się taka słaba, ale mięso i krew tego człowieka dawały jej siłę. Nie zauważyła nawet jak brakująca część głowy zaczęła jej odrastać. Dalej była delikatna, ale nie wyglądała jak kompletna maszkara.
Niestety, zanim zdążyła go zjeść w całości, usłyszała kroki. Szybko przykryła mężczyznę kocem, a sama księżniczka otworzyła sufit, byleby się wynieść stąd zanim ktoś ją zobaczy. Poczeka na kolejną osamotnioną ofiarę.
Zmiana statusu:
Początkowy: brak prawej strony głowy [poziom 5], liczne cięcia na ciele [poziom 3]
Aktualny: brak oka oraz skóry prawej strony głowy [poziom 3], liczne cięcia na ciele [poziom 3]
Regeneracja: brakująca czaszka, mięśnie, częściowa regeneracja narządów wewnętrznych prawej strony głowy
Po częściowo udanym polowaniu, musiała zaszyć się na nieużytkowym poddaszu. Ciemność była jej sojusznikiem, dlatego liczyła, że tej nocy uda się jeszcze coś przekąsić. Nie brakowało dużo, żeby dokończyć regenerację zniszczonej głowy. Pozostałe rany cięte też wymagały opieki, ale wolała zająć się nimi w drugiej kolejności. Po cichu czołgała się w poszukiwaniu osamotnionych ludzi. Przeszła pod sufitem wzdłuż i wszerz zajazdu, ale nie mogła znaleźć nikogo, żeby po cichu móc wykończyć i się pożywić. Była głodna, ale nie mogła swoimi akcjami doprowadzić do chaosu. Nie było stąd daleko od Edo, zabójcy mogli tutaj przysłać kogoś kto zająłby się osłabioną księżniczką. Szlag by to trafił, bo nie udało się już znaleźć żadnej ofiary, a dzień zbliżał się niebezpiecznie szybko.
Zrozumiała, że tej nocy już nikogo nie zdąży zabić, więc musiała znaleźć w miarę bezpieczne schronienie. Skorzystanie z jednego z pomieszczeń wydawało się zbyt ryzykowne. Nie miała również czasu, żeby się stąd wynieść. Niewiele myśląc, znalazła miejsce, gdzie nie powinny docierać promienie słońca i tam się okopała. Musiała liczyć na to, że nikt jej tutaj nie będzie szukał, a jeśli tylko nadejdzie wieczór to stąd zwieje. Pod skórą czuła, że wpakowała się w nie małe kłopoty.
Jedną z zalet nieludzkiego życia było to, że jej kończyny nie drętwiały. Nie było tutaj zbyt wygodnie, a czas wątpliwie umilał jej gwar obecnych w zajeździe ludzi. Tak bardzo chciała uszczknąć choć kęs ich ciała. Przecież nie potrzebowała tak wiele. Co gorsza, właściciele odkryli co stało się tej nocy. Ogromne poruszenie, krzyki, że też nie zwiała stąd od razu tylko czekała na nie wiadomo co. Byle do wieczora, byle do zachodu, ciągle powtarzała to w głowie, bo wiedziała, że ciemność da jej upragnioną wolność. Później byleby wrócić do Osaki, a po drodze jeszcze coś zjeść. Patrzyła jak w oddali snop światła przebijał się przez dziurawy dach. Jeszcze trochę, a będzie wolna.
Liczyła, że uda jej się skorzystać z odrobiny gościnności tutejszych mieszkańców, byleby skosztować choć trochę ludzkiego mięsa. Nie była zbyt ostrożna tej nocy, głód przesłaniał jej logiczne myślenie, zwłaszcza że wciąż zniszczone ciało domagało się budulca już, teraz, natychmiast. Niestety, nie miała szczęścia w tej wiosce. Najpierw musiała przerwać posiłek, później dopadł ją dzień, a teraz odnosiła wrażenie, że jest obserwowana. Odrzuciła natarczywą myśl, rozglądając się za kimś, kogo mogłaby wciągnąć na raz do swojego pustego brzuszka. Pełzała po poddaszu, z trudem przełykając ślinę. Niestety, myśl o byciu pod czyimś nadzorem, stawała się coraz bardziej nieznośna. Kiedy tylko noc zapadła, usiadła na dachu, uznając to miejsce za całkiem dobre gniazdo obserwacyjne. Rozejrzała się krwistym okiem, wzdychając dość głośno. Wtedy też zamarła.
Kruk.
KRUK!
Uważnie przypatrywał się jej osobie, a Kiyo zrozumiała co jej wewnętrzne instynkty krzyczały od samego początku. W tej samej chwili wzbił się w powietrze, jakby pojął, że księżniczka już wie.
Ma przesrane.
Musi się stąd wynieść, natychmiast.
Zabiłaby tego małego padalca, ale teraz daleko jej było do szczytowej formy. Odpuściła sobie jakąkolwiek konfrontację, odbiła się od dachu, gnając co sił w nogach. Miała nadzieję, że w okolicznym lesie zgubi tropiące ją ptaszysko, a i kto wie, może zaraz przywlecze tutaj stado zabójców, a Kiyo miała ich serdecznie dość na jakiś czas.
Z/T
"Na szczęście łowcy swoim członkom oferują ubranie. Niby z lepszego materiału od byle jedwabiu. A przynajmniej bardziej silniejszego. Ciekawe z czego są te szmaty?"
Przyjrzała się z zaciekawieniem temu na pozór niewyróżniającemu się ubraniu, który zgodnie z jej życzeniem, przypominał typowe ubranie noszone przez chłopkę. Nie wydawało się w nim nic niezwykłego, jednak nie znała się nigdy na procesie wytwarzania ubrań. Ani nie miała wrażliwego dotyku, by móc to ocenić. Na pewno były lepsze do tych, które nosiła zanim została łowczynią...
"Na pewno są bardzo wytrzymalsze. I szczerze tylko to się liczy."
Mając tą myśl w głowie, przekroczyła próg Kichin-yado, ciesząc się z tego prostego zapachu biedoty. Nie zasługiwała przecież na jakiekolwiek luksusy. Nawet jeśli zmierzała na tak bardzo ważną misję, jak ta. Chociaż ta misja pewnie ważna jest tylko dla niej. Większości samurajów nie obchodzi przecież los jakiś chłopów. Pewnie, gdyby połowa Japonii nie zaczęła wzdychać do jakiejś demonicznej księżniczki, jej przełożeni nie próbowaliby wysłać nawet jednego łowcę do jej ochrony.
Z ponurym i gniewnym wyrazem twarzy, podeszła do lady, by zapłacić za pobyt w tym miejscu. Musiała się w końcu wyspać, przed kolejną nocą wędrówki. Nim jednak do niej dotarła usłyszała cichy męski szept:
- Ale duża kobita!
Przechyliła głowę natychmiast z kierunku, który nadbiegał, zauważając niemal natychmiast głupkowaty uśmiech dwójki mężczyzn w średnim wieku.
- Co nigdy chłopki z kosą nie widziałeś? - odparła gniewnym głosem kobieta
- Nie pani... ja
- To trzymaj nosa w swoje żarcie, chyba że chcesz mieć go ułamanego.
Tatsu niemal natychmiast obróciła się w swoją stronę, nie zważając na ponowny szept mężczyzny mówiący:
- Glupia kuruwa
Nie chciała wzbudzać awantur w takim miejscu, z powodu dwójki idiotów. Szczerze powinna mieć gdzieś, co oni o niej szepczą, jednak z czułym słuchem nie zawsze jest to możliwe. Czasami jest to silniejsze od niej...
Próbując zachować spokój, podeszła do lady rzucając parę monet właścicielowi przybytku za nocleg i miejsce do posiłku, udając się w stronę wolnego siedliska.
Pierwsze co udało mi się usłyszeć po wejściu do środka to jakaś dziewczyna wydzierająca się na dwóch mężczyzn. Nie imałem pojęcia za co ona ich opierdala, ale no nie chciałbym zajść jej za skórę. Nieustraszony uznałem, że nie ma się czego bać i poszedłem w jej kierunku ustawiając się za nią w kolejce. Dopiero w momencie, gdy stanąłem bliżej, zauważyłem jej typowe chłopskie ubrania oraz... Długą kosę? Czyli umie też walczyć, ciekawe. Nie zamierzałem jednak zawracać jej głowy swoimi pytaniami, zapewne albo nie ma na to czasu albo i ochoty. Dlatego stałem grzecznie za nią aby następnie móc załatwić sobie miejsce do spania i do zjedzenia jakiegoś ciepłego posiłku. Mój żołądek powoli woła o pomstę do nieba... Myślę, że jeśli ktoś by miał wyczulony słuch, to usłyszał by stado głodnych orków.
"Aż tak wzrost ma dla tych wieśniaków znaczenie."
Wiedziała, że przeciętny wzrost w Japonii wacha się w okolicach 160cm. Jak ktoś ma 170 cm można już go nazwać wysokim. Jak 180, olbrzymem. Jednak dla kobiety nie wydawało się to niczym szczególnym, zważywszy że podobno istnieje zabójca mający 192 cm.
Ignorowała kompletnie zawieszony na niej wzrok mężczyzny przyglądającej się jej kosie. Która tak naprawdę nie była zwykłą kosą, a elementem kusarigamy, której długi łańcuch, był zawinięty wokół jej tali, zaś drugi koniec zakończony był dużą ciemno-szarą kulą.
Ignorowałaby go dalej, gdyby kolejka do lady nie ciągnęła się dłużej, a jej irytacja nie zaczynała powoli sięgać zenitu. Pewnym ruchem sięgnęła do swojej sakwy wyciągając z niego niewielkie zawiniątko, po czym obróciła się do stojącego obok mężczyzny mówiąc:
- Masz i żryj. Zaraz zasłabniesz od tego głodu.
Wiedziała, że w miejscu takim jak to nie ma liczyć na jakiekolwiek jedzenie. A gdyby jakieś posiadał, na pewno zacząłby je jeść. Chyba, że był jednym z tych, co chciał zachować jakieś pozory "wygody", woląc ryzykować omdlenie, za zachowanie pozoru luksusu, w tak mało luksusowym miejscu.
"Zachciało mi się bawić w matkę samuraja. Zasłabłby parę razy i może nauczyłby się porządnie odżywiać."
Bo w końcu, tylko samurajowi obnosili się z faktem noszeniem długich mieczy na widoku. Bo tylko oni mają je prawo nosić. Łowczyni nie rozumiała kompletnie głupoty tej... niesprawiedliwości klasowej. W końcu jej kusarigame mógł nosić niemal każdy. A jaka jest różnica pomiędzy jej kawałkiem stali, a jego? Potrafiłaby w końcu odesłać niemal każdego w tym przybytku w objęcia bogini Izanami, przy użyciu swojego łańcucha z kulą. Więc chyba nie boją się tego, że jakiś nietykalny zabije samuraja?
"Za mało żyje po tej stronie świata, by rozumieć ten "prestiż". Przynajmniej jestem w stanie dzięki temu, bez problemu rozpoznać tych pyszałków."
- Twoje burczenie słychać z kilku metrów. Nie potrzeba do tego wyczulonego słuchu. - skłamała wyraźnie naburmuszonym głosem kobieta, chowając swoje zawiniątko, nie będąc pewna jak słyszą takie hałasy ci, co mają "słabszy" słuch - Nie potrzeb...
Zaczęła kobieta, gdy usłyszała lekką salwę śmiechu, jej "ulubionych" wieśniaków, obdarzając ich chłodnym spojrzeniem. Byli już lekko wstawieni od sakke i zaczeli kontynuować serię żartów o wysokich ludziach. Jak obijają sobie ich głupi pusty łeb, przy progach. Oraz jak muszą się schylać, by spojrzeć komuś w oczy.
"Mogliby się bardziej wysilić z tymi żartami kreatywnością..."
- Choć nie obraziłabym się, gdybyś zamknął jadaczkę tym dwóm wiejskim gadułom. Nie zdzierżę słuchania po raz dwudziesty kawału o wysokich progach.
Na szczęście znała idealny sposób na zachowanie spokoju w takich sytuacjach. Obróciła się ponownie w kierunku lady, przesuwając się parę kroków bliżej w jej kierunku i skupiła się na energii, drzemiącej w jej podłożu. Biorąc głęboki wdech, wchłonęła ogromną, niszczycielską siłę oddechu kamienia, w sposób drobny, niezauważalny dla jej otoczenia, uspokajając swoje tętno, a zarazem jej ciało. Kto wie, ile razy dokonałaby rozróby w takich miejscach, gdyby nie sztuka całkowitej koncentracji.
"Jestem kompletnym przeciwieństwem dobroci... Dobrzy ludzie nie doprowadzają do zagłady wioski... z powodu nienawiści do jednej osoby."
- Zbyt durnie osądzać charakter osoby, na podstawie jednego czynu. - odparła szorstko kobieta kryjąc swój wzrok pod nakryciem kasy - Może zwyczajnie twoje burczenie było uciążliwe dla mojego wrażliwego słuchu?
Tatsu nie próbowała osądzać, który z tych dwóch czynników sprawił, że zdecydowała się pomoc temu samurajowi. Być może próbowała być dobra, jednak osoba, taka jak ona może tylko marzyć, by zbliżyć się do dobroci. Ponieważ do końca swoich dni, powinna być skazana na cierpienie. Na które szczerze zasługuje.
Czuła przyjemny spokój, dzięki przygarnięciu do siebie tej wspaniałej siły. Która dawała jej możliwość, że mogłaby pozbawić głów tych wieśniaków jednym szybkim cięciem. Jednak nie zrobi tego, bo przecież nie warto podnosić na nich miecza. A skoro... ich uwagi tak bardzo ją denerwują, powinna przyjąć cierpienie psychiczne z nim związane. Zamiast próbować uciec przed nim uciec. Bo w końcu szczerze zasługuje na każdą formę cierpienia.
Wieśniacy podrapali się po głowie, widząc podchodzącego do nich Orochiego, jednocześnie dalej uśmiechając się głupawo. Alkohol zamętlił im w głowie, na tyle że po chwili zaśmiali się serdecznym głosem nie wyczuwając żadnego zagrożenia:
- Ta dziewka nas słyszała? - powiedział zaskoczony jeden z nich - A co ona pies?
- A psy mają tak dobly słuch?
- Nie wiem, ale szczekają bez powodu. Podobnie jak ta baba.
- Baby bez chłopa dziczeją. Dlatego swojej Mari już szukam chłopa. Co z tego że ma dopiero pietnaście wiosen...
Chłopy zaśmiały się głośno, po czym jeden z nich serdecznym gestem dłoni zaprosił Orochiego mówiąc:
- Siadaj Góra z nami. Nie wiemta jak chceta postawić nam sake w miejscu, gdzie go nie sprzedają. Ale z chęćtam opowiem żart...
Mężczyzna podrapał się po głowie odwracając się do swojego kolegi:
- A jakim żem żart opowiadał?
- A jakiegożeś nie opowiedział...
Chłopy zaśmiały się ponownie głośno, biorąc dużego łyka sake.
W tym samym czasie Tatsu zdawała się ignorować "dowcipy" chłopów, stojąc dalej w powoli zbliżającej się do końca kolejce.
- Demy tak. Ponoćta mocno Edo sponiewierałta... - powiedział jeden z nich, jednak niemal natychmiast został pacnięty przez drugiego
- Demonów to przecież nie ma co się obawiajta. W naszej wsi nigda takichta nie było. Ponoć ta wschoda głównota rozróba robota.
- A nie na zachoda? Myćta przecieżta na wschoda.
- Jedna tam psota. Ponoćta wystarcza siedzita po zmroku w domach i nićtam ci nie zrobita. Oraz palićta zawsza w kominku. Bo światło zawszta je odstrasza. Zreszta, co by demona chciałta w takimta zadupita, jak to.
- Ale to ponoćta jakiś tam demonta rozszarpała dziewojta pod Chya trzy miesięcoja temua.
- A jam słyszajta, że to był zwykły wilkur.
Mężczyźni popatrzyli na siebie, jakby ich przyjaciel był kompletnym idiotą:
- Ponoćto zbrobiłta jakaś blada istota o czerwich ślepach.
- Dyrdymała gadosz. Ponoćta to był zwykły człek, co se na ławce w nocy siedzioł.
- Siedzioł na łowcę, gdy po drugiejta strona Chyoa leżałta trup?
- A co ty żeśta nigda na ławeczce se w nocy nie siedziołta? Wczoraj żeś to robita przecież.
- Ale mnie tam nikta nie musiał z niej wyganiajta.
- Bo żeś nie blada i czerwonoka rzebyśta jacyśta pacanta z krukoszami wyganiajta. Jakby takijta mnie próbójta przegonijta, to by w rowie demonów se szukał.
Mężczyźni zaczęli się kłócić między sobą, ignorując kompletnie groźnego Orochiego. Który nie wydawałł dla nich w jakikolwiek sposób groźny. Pewnie dlatego, że głównie zwracali uwagę na swoje towarzystwo. I byli za głupi, by w rozbudowanej metaforze, wyczytać, że Orochi jest zabójcą demonów. A co dopiero jakaś dziewka.
Tymczasem Tatsu udało się w końcu sfinalizować zakup pokoju na jedną dobę. Jednak od trwającej obecnie dyskusji, przy stole, czuła że powoli dostaje migreny. Nie tylko od niezwykle niskiego poziomu dyskusji przy stole. Ale od samego faktu, że Orochi prawie zepsuł jej przykrywkę. Natychmiast, po zakończeniu tranzakcji, z pełną powagi miną w głosie podeszła do trójki siedzących mężczyzn zwracając się do samuraja:
- Zostaw ich już w spokoju. Szkoda strzępić ryja i nerwów na takich osłów.
Rzut na inteligencje chłopów
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Z oddali dostrzegła już zajazd. Zatrzymała się nagle czując powiew ledwo wyczuwalnej krwi w powietrzu. Ruszyła nieco żwawiej w stronę budynku. Tego wieczoru akurat nic nie jadła jeszcze, ale nie była jeszcze na takim głodzie żeby szaleć w amoku. Im bliżej zajazdy była tym zapach był bardziej intensywny. Wchodząc do środka rozejrzała się po pomieszczeniu i podchodząc do jednej z pracownic podpytała o rannego przybyłego niedawno do tego miejsca. Podając się oczywiście za jego przyjaciółkę. Nie miała pojęcia jakiej płci była osoba, więc strzelała że mężczyzna. Czyżby posiłek się trafić miał jeszcze tego wieczoru jednak? Pokierowana do pokoju gdzie czekała ją kolacja, podziękowała młodej pracownicy odbierając od niej rzeczy które akurat niosła dla rannego.
Seiyushi przyjęła pakunek i z zatroskaną miną zapewniła ze już ona się zajmie rannym przyjacielem. Otwierając drzwi pomknęła wzrokiem do siedzącego przy stoliku młodzieńca. Rozchyliła lekko usta w nie małym szoku dostrzegając nikogo innego jak Takagai. - No popatrz.. czyż to nie przeznaczenie nas ze sobą związało.. Izo? - spytała zamykając za sobą drzwi i podeszła w jego stronę siadając przed nim po turecku, pakunek i miecz odkładając na bok. - Ostro zostałeś ranny, czuć krwią na odległość skarbie.. - powiedziała krzyżując dłonie pod piersiami i patrząc na niego z zaciekawieniem. - Czyżbyś stoczył walkę z demonem i zwycięsko się z niej wybronił z pomocą mojego miecza? - spytała z zaciekawieniem w głosie. Tak bardzo jak chciała utrzymać ludzką formę to jednak zapach jego krwi drażnił jej zmysły. Oczy aż błyszczały, lewe przybrało barwę karmazynu, prawe nadal jeszcze było jadeitowej barwy.
Pamiętał ją. A przynajmniej takie wrażenie sprawiał zerkając na nią spod opadającej na oczy grzywki. Uśmiechnęła się zaciekawiona jego postawią względem niej. Gdy podchodziła bliżej spojrzeniem błądziła po pomieszczeniu w poszukiwaniu nichirin. Ale nigdzie nie dostrzegła broni. Kliknęła językiem zdając sobie sprawę z tego że jej cenna pamiątka z Edo nie będzie taka łatwa do odzyskania tego wieczoru. Westchnęła cicho pod nosem gdy wróciła wzrokiem do rannego młodzieńca.
"Nie... z zabójcą... demon mi kazał..."
Uniosła brew zaskoczona jego odpowiedzią. Zamrugała kilka razy uważnie mu się przyglądając. Spojrzenie rzuciło się na obwiązaną przesiąkniętym krwią materiałem. Podniosła się na kolana i podeszła na nich do siedzącego chłopaka. Złapała za materiał prowizorycznego opatrunku i rozwiązała go, pozwalając opaść na podłogę. Po czym złapała za nogawkę jego spodni i gwałtownie szarpnęła rozrywając na dwie części zakrwawione ubranie. Złapała w dłoń lniany materiał i zwinnie składając w gruby pas przyłożyła do cięcia spowodowanego mieczem a nie pazurami. Szybko pochwyciła jeden z bandaży i zaczęła wprawnie owijać jego udo. Ciasno zaciągając bandażem wokół kończyny. Po czym sięgnęła po drugą rolkę i powtórzyła manewr upewniając się że jego noga jest ciasno obwiązana.
"Ulecz mnie... tak jak wtedy... dam ci wszystko..."
Jego słowa odbijały się echem w jej głowie. Zbliżyła brudną od jego krwi rękę do twarzy i zaczęła zlizywać na jego oczach karmazyn powoli językiem. W końcu mówiła mu czym się demon żywi.
- Nie martw się Izo.. nie pozwolę Ci dziś umrzeć.. - powiedziała uśmiechając się bezczelnie. - Najpierw powiedz mi co zrobiłeś z moim mieczem, gdzie go schowałeś.. - zapytała wprost. Czekając aż chłopak zdradzi miejsce spoczynku jej cennego miecza.
- Czy walczyłeś z zabójcą tylko dlatego że demon ci kazał? Czy może dlatego że podjąłeś wtedy decyzję o swojej przynależności do jednej ze stron? Jak bardzo zraniłeś tamtego zabójcę? - musiała wiedzieć jak bardzo chłopak się postarał zanim podejmie decyzję co dalej. Może stracił sporo krwi ale będzie żył. A przynajmniej wystarczająco długo aby stać się jednym z nich. O ile odpowiedzi będą satysfakcjonować Seiyu. Ona przecież nie wstawi się za byle kim do ich stwórcy. Ale Izo miał potencjał, miał na pewno jaja za to że walczył z zabójcą w celu pomocy demonowi. O ile to można było nazwać walką a nie jakimś podcięciem nogi biegnącemu mordercy demonów. Los Takagai'a był teraz w jego własnych rękach, od niego zależało to jak bardzo demonica będzie chciała mu pomóc.
"Nezu-jinja.."
Tam będzie więc szukać po tym miejscu. Może weźmie go ze sobą na żer przy okazji. Czerwone oczy wpatrywały się w młodzieńca jak powoli acz skutecznie odpływał. Ledwo kontaktował, zupełnie jak człowiek prawie doszczętnie wyssany z krwi. Niemniej jednak musiała wiedzieć co zrobił, czy był wart zachodu?
"Mogłem się sprzeciwić... ale nie chciałem..."
Uśmiechnęła się bezczelnie na te słowa. Czerwień w oczach błysnęła czymś, czego nie dało się opisać. To właśnie chciała usłyszeć z jego ust. To że On tego chciał z własnej nie przymuszonej woli. To że był lekko popchnięty do przodu to już inna kwestia. To co liczyło się najbardziej w tym wszystkim to jego chęci. Oparła się dłońmi o jego uda klęcząc między rozsuniętymi nogami samuraja. Chciała patrzeć mu w twarz gdy opowiadał o tym co zrobił.
"Pchnąłem go w plecy, było dużo krwi... potem on zrobił mi to..."
Karmazynowe ślepia rozbłysnęły w fascynacji. Sięgnęła powoli dłońmi do jego twarzy, delikatnie dotykając jego policzków i unosząc nieco zwieszoną głowę. Zbliżyła się do niego na tyle że delikatnie dotknęła czubkiem noska jego własnego. - Bardzo dobrze się spisałeś Izo.. jestem z Ciebie dumna.. On pewnie też będzie.. gdy tu przyjdzie.. - zaczęła ze spokojem i delikatnie musnęła jego usta swoimi. - Nasz stwórca.. najwspanialszy byt jaki chodzi po tej zapyziałej ziemi.. - kontynuowała nie kryjąc fascynacji w głosie. - Postaraj się.. tego nie spierdolić.. - z tymi słowami przywarła ustami do jego lekko rozchylonych warg, kradnąc mu pocałunek. Karmazynowa barwa jej oczu przybrała na intensywności gdy oderwała się od jego ust i oblizała swoją górną wargę. Podniosła się gwałtownie na równe nogi przed nim i podeszła do przesuwanych drzwi ogrodowych, rozsunęła je na oścież wpuszczając rześkie, świeże powietrze. Po czym padła na kolana i obie dłonie ułożyła na macie tatami pochylając się w najniższym ukłonie przed rozsuniętymi drzwiami. Czołem dotykając podłoża. Nie wiedziała jak ma zacząć, nie wiedziała co ma powiedzieć. To był pierwszy raz kiedy chciała go wezwać i nawet nie dla Siebie ale dla kogoś kto w jej odczuciu miał potencjał żeby wesprzeć szeregi demonów. I jeśli mógł przybliżyć ich stwórcę do celu choć odrobinę to tym bardziej miała zamiar w tym pomóc. Wzięła głębszy wdech czując jak serce wali jej tak mocno jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi.
- O Najwspanialszy Bycie.. Stwórco chaosu i mroku.. Najpotężniejszy i Jedyny.. Ty którego ścieżką krwi kroczymy my.. twe kreacje.. wysłuchaj mych błagań i objaw się w blasku księżycowej poświaty.. O Ojcze Najwspanialszy.. Twórco Nowego Porządku.. ofiaruję Ci tego młodego samuraja, którego dusza skąpana w mrocznej otchłani a ręce splamione zostały krwią Zabójcy Demonów.. ofiaruj mu łaskę i nowe, wieczne życie, aby mógł kroczyć ramię w ramię z pozostałymi twymi kreacjami.. Aby mógł każdej nocy oddawać ci cześć, mordując wszystkich którzy przeciwstawią się twojej woli.. - mówiła stanowczym głosem z nadzieją ze ich pan ją wysłucha i pojawi się tej nocy. Nie odrywała czoła od podłogi, nadal klęcząc i czekając. Nawet po pojawieniu się Muzana w pomieszczeniu nie zamierzała nawet drgnąć z tej pozycji, oddając mu tym samym szacunek.
W końcu nastał ten moment. Seiyushi, demonica która do niedawna gardziła przykazaniami samego Muzana teraz modliła się do niego, przykładając czoło do ziemi. Czy było to spowodowane chęcią pomocy wykrwawiającemu się człowiekowi? A może chodziło o połechtanie własnego ego? Istniała jeszcze możliwość, że duszą Izo, Sei chciała odkupić swoje winy i ukazać swojemu Ojcu, że teraz już nigdy nie przeciwstawi się jego decyzjom... W końcu wtedy w Oguni to mogła być jej głowa.
Sekundy zaczęły przeistaczać się w minuty, a wokół was nie działo się dosłownie nic. Zdawało się, że cała natura została tak przerażona modlitwą Sei iż postanowila opuścić to miejsce. Wiatr, który do niedawna rozwiewał wasze włosy i dawał Izo poczucie delikatnego ukojenia, zniknął całkowicie - zupełnie jakby uciekł jak najdalej stąd. Wszyscy przestraszyli się nadejścia jedynego, prawdziwego Stwórcy.
Nie byliście w stanie stwierdzić ile już czasu minęło od momentu kiedy Sei rozpoczęła swoją modlitwę. Pomimo jej zakończenia kobieta cały czas przykładała czoło do ziemi. Niestety, Muzan nie przybył. Chwila ta zaczęła ulatywać, zupełnie tak samo jak życie z jedynego człowieka, który znajdował się w tym miejscu. To był koniec. Izo nie miał już w swoim ciele żadnych sił, a dusza zaczęła opuszczać ciało. Krew, która wylała się z mężczyzny tworzyła teraz szkarłatną kałużę wokół niego. Powieki zaczęły stawać się coraz cięższe, a chłód wokół ciała zaczął wywoływać zmęczenie. Niebo było ostatnią rzeczą, którą zobaczył Izo - później była już tylko ciemność. Śmierć.
Sei poczuła jak jej płuca zaciskają się, a do oczu napłwają krwawe łzy. Sei bardzo dobrze pamiętała to uczucie bólu - doświadczyła go już raz w swoim życiu... Podczas tamtego spotkania. Mrok - to najlepiej opisywało to gdzie teraz znalazła się demonica wraz ze swoim człowiekiem. Bezkresna przestrzeń, w której nie było nic poza nimi... do czasu.
Pierwsze co doszło do uszu Sei to dźwięk kroków, które odbijały się szerokim echem w eterze. Zaraz po nich nadeszło to przerażające i przytłaczające uczucie strachu. Paraliż ciała Sei nie pozwolił jej się ruszyć ze swojej modlitewnej pozycji... Pozostał jej jednak słuch. Chociaż nikt nie był pewien czy chciałaby usłyszeć to co miało się dopiero stać. - Nie każ mi myśleć, że przybyłem tu na darmo ludzki śmieciu. - Słowa Muzana trafił do uszu Izo, a jego serce znów zaczęło bić.. z początku leniwie, następnie trochę szybciej. Daleko jednak było do prawidłowego rytmu. - Przywróciłem rytm Twojego serca. Będzie ono biło tak długo jak tu jestem. - Na twarzy Muzana nie malowała się żadna reakcja. Mężczyzna nie bez powodu nosił tytuł Boga. - Zapytam Cię więc tylko raz, a od Twojej odpowiedzi zależy to co stanie się z Tobą... - Jego głowa skinęła w stronę Sei - A także nią. Nie będę tolerował tego, że ktoś błaga mnie o przybycie na darmo... Tak więc... Dlaczego miałbym chcieć przemienić Cię w demona? Co możesz mi zaoferować? - Czerwone ślepia Muzana dosłownie płonęły. Izo mógł poczuć, że nie da rady ukryć żadnego kłamstwa przez tą istotą... Rozpoczęły się pertraktacje z samym diabłem.
- Spoiler:
- Kolejność: Izo - następnie MG
Czas na odpis: 06/04 23:59
Dodatkowe informacje: Sei jest zablokowana. Może jedynie słuchać.
Usta Muzana przez cały czas wypowiedzi Izo były zaledwie cienką linią na jego twarzy. Taki stan rzeczy utrzymał się również przez dłuższą chwilę po wypowiedzeniu prośby o przemianę. Czerwone ślepia Muzana cały czas wpatrywały się w chłopaka. Miało się jednak uczucie, że nie patrzą jedynie na punkt na ciele, ale spoglądają dalej - do samego wnętrza jestestwa Takagiego. Muzan zdecydowanie nie był osobą, którą chciało się spotykać na swojej drodze. Był niczym ogień, który przyciągał ćmy, zwabione jego blaskiem. Istotki te zbliżały się do niego na niebezpieczną odległość, spragnione jego ciepła - tylko po to, aby po chwili zakończyć swój żywot w cierpieniu jakie niosło za sobą spopielenie. Usta Boga delikatnie rozwarły się: - I to wszystko? - Chłodny głos, który zdolny był zamrozić duszę, rozszedł się po eterze. - Czy uważasz, że posiadasz dla mnie jakąkolwiek wartość? Jesteś zdecydowanie bardziej bezczelny niż mogłoby się wydawać. - W tym momencie Izo poczuł ogromny uścisk swojego serca. Zupełnie jakby niewidzialna dłoń zaciskała się teraz na nim i próbowała zatrzymać w nienaturalny sposób jego bicie. Po chwili jednak ból ustąpił, a serce wróciło do własnego rytmu. - Jeszcze raz obraź mnie w taki sposób, a obiecuję Ci, że zanim umrzesz to do Twojej krwi wokół dojdą jeszcze ekskrementy wydalone przez Ciebie w wielogodzinnym bólu. - Muzan zamilkł na chwilę, a na jego twarzy zdawał się malować ledwo zauważalny grymas zamyślenia. - To Ty potrzebujesz Pana, a nie ja sługi. Posiadam ich wiele. Niektóre są mniej użyteczne, inne bardziej. Ja jednak już nie mam zamiaru oddawać swojej cennej krwi byle śmieciowi - jest ona zbyt wiele warta. - Wydało się, że przez twarz Muzana w ułamku sekundy przeszedł delikatny uśmiech. Mogły być to jednak omamy spowodowane stanem Izo. - Jest jednak jedna możliwość, abyś stał się dla mnie użyteczny. Chcę abyś w ciągu roku przyniósł mi głowę jednego z zabójców, którzy bronili Edo podczas Krwawego Księżyca. Całkowicie obojętne mi to kto to będzie. W ciągu roku masz pojawić się w Oguni z darem dla mnie w postaci głowy zabójcy i jego miecza. Jeśli w ciągu tego roku nie przybędziesz z prezentem dla mnie - wtedy przyjdę po dar, którego nie potrafiłeś wykorzystać. - Muzan zrobił kilka kroków i stanął nad Izo. - Dziękuj mi każdego dnia... Jeśli przeżyjesz. - Po tych słowach demon wbił swoje palce w klatkę Izo i wprowadził do niego odpowiednią ilość swojej krwi. Izo poczuł jak nagle jego ciało zaczyna boleć. Było to cierpienie nie do opisania. Szkarłatne oczy Muzana zatrzymały się na wzroku Izo - Jeden rok.
Sei poczuła jak znów otrzymuje kontrolę nad swoim ciałem, a powietrze znów weszło do jej płuc. Mroczna nicość zniknęła, a z nią Stwórca. Teraz zostali sami - Sei i Izo, który rozpoczął przemianę w demona.
Kolejność: Dowolna
Czas na odpis: XX/XX 00:00
Dodatkowe informacje: Ingerencja kończy się, a Izo rozpoczyna przemianę w demona zgodnie z działem o tym mówiącym. Rzuty wykonujesz w dziale z rzutami. Proszę o info na priv kiedy skończysz przemianę - niezależnie od efektu.
// wynik rzutu na przemianę w demona: 5
// Wynik drugiego rzutu na przemianę w demona: 10
Ucisk w klatce piersiowej odebrał jej możliwość napełnienia płuc tlenem już nie wspominając o wypowiedzeniu jakiegoś słowa, nie żeby miała czelność odezwać się nie pytana. Słysząc jak jej los jest w rękach samuraja poczuła mdłości. Niepewność co do tego co padnie z ust Takagi'ego, ale człowiek jej nie zawiódł tym razem. Ofiarując tak mało ale wystarczająco aby dostać szansę od jej ojca na nowe życie. Słysząc warunek jaki Izo miał spełnić w ciągu roku, przypomniała sobie mimowolnie masakrę w Edo. Wszystko wróciło jakby miało miejsce poprzedniej nocy. Wszystkie twarze zabójców, którzy zdołali przeżyć, ratując się ucieczką czy po prostu pojawieniem Tsuny.
Przytłaczający ból zniknął równie szybko co się pojawił. Gdy nagle jej płuca napełniły się powietrzem na nowo. Oderwała czoło od maty tatami i rozglądając się po pokoju upewniła się ze byli już sami. Targany bólem Izo nie pozwolił o sobie zapomnieć. Rozchlapując swoją własną krew i tarzając się w niej jak zarzynane od środka prosię, przykuł jej uwagę. Podniosła się powoli na równe nogi i robiąc kilka kroków w jego stronę stanęła w takiej odległości aby mieć dobry punkt obserwacyjny.
Pamiętała tamten dzień i swoją przemianę. Pamiętała ból. Poczucie jakby każda komórka jej ciała była rozrywana na strzępy, na granicy śmierci i utraty rozumu teraz i on z tym się zmagał. Czerwone ślepia uważnie śledziły jego ruchy, wsłuchiwała się w jego wycie. Agonia jaką musiał czuć na zawsze wryje się w jego umysł i zahartuje go. Da mu fundamenty nowego życia, zapętli się na jego szyi niczym metalowa obroża i przytwierdzi grubym łańcuchem do tego surowego fundamentu którym był Muzan, o ile przeżyje tą przemianę. Splotła ręce pod piersiami czekając aż to wszystko ustanie. Albo tam skona albo przeżyje. A wtedy to ona będzie musiała zrobić z niego dobrego demona. Karmazynowe ślepia ani na chwilę nie oderwały się od wijącej się w cierpieniu sylwetki młodzieńca. Na ustach nie było ani cienia uśmiechu. Cierpliwie czekała.
Nie możesz odpowiadać w tematach