Walka przyniosła obrażenia w postaci braku lewej ręki, co skutkowało, że musiał w dość szybkim tempie znaleźć pożywienie, aby móc zacząć regenerację.
Zaraz tuż po bitwie, kiedy pierwszy kurz opadł Rash, po raz ostatni spojrzał na swoje towarzyszki i ruszył przed siebie. Rana dotkliwie pulsowała, a brak pożywienia skutkował większy ból. Pluł sobie w brodę, że nie pożywił się, zanim nie odszedł od kobiet, jednak wydarzenia, jakie miały tam miejscy, skutecznie odebrały wszelki apetyt i chęć pozostania tam na dłużej.
Zmierzał przed siebie, jednak na horyzoncie nie dało się dostrzec ani jednej żywej duszy. Wędrówka trwała już dobry czas, a on odczuwał coraz większą chęć pożywienia się. Jego instynkt samozachowawczy wręcz nakazywał upolowanie jakiegoś nieszczęśnika, ale okolica, w którą zawędrował, zdawała się niezwykle pusta. Nie miał pojęcia czy jest to związane z wydarzeniami na ulicy, ale cisza dawała się we znaki.
Droga przed nim dłużyła się do momentu, w którym nie doszedł do miejsca, gdzie wyczuł ludzką woń. Swoje kroki od razu skierował w tamtą stronę z nadzieją, że znajdzie jakiś łatwy cel. Musiał działać niezwykle delikatnie i rozważnie, wręcz niepodobnie do siebie – w tym stanie nie chciał zwracać uwagi, gdyż brak jednej ręki skutecznie utrudniał wszelkie działania.
Zbliżył się do zabudowania, szukając wzrokiem potencjalnej ofiary. Ukrył się w cieniu, wciśnięty w mrok plecami, rozglądał się po terenie, czując nagły napływ śliny. Instynkty grały coraz mocniej od zapachu świeżego mięsa.
Kobieta klęczała przed posążkiem, najwidoczniej składając modły. W powietrzu unosił się najmocniej jej zapach, lecz w oddali także dało się wyczuć inne. Na szczęście ta chwila miała mu wystarczyć w polowaniu – nie zamierzał czekać, aż więcej ludzi zbiegnie się w okolice, podnosząc raban, a w najgorszym wypadku ściągając mu na głowę zabójcę demonów. Po ostatniej potyczce musiał nabrać sił i nie mógł pozwolić sobie na tracenie jej nawet na zwykłe podlotki.
Zaczaił się na nią, gdy ta chciała wracać do domu. Niczego nieświadoma przeszła obok niewidocznego demona, którego ślepia rozpłynęły się na zielono, kiedy ostre szpony dosięgły jej szyi, a z kobiety uleciał jeden głośny krzyk. Wpadła mu w rękę, a on nie tracąc chwili, wgryzł się w jej bark, wyszarpując większy kawałek mięsa. Przeżuł kęs, dobierając się do szyi i z niej nieco skubiąc, gdy nagle usłyszał podniesione głosy. Wolał nie ryzykować, dlatego też zostawił ciało kobiety, oddalił się od miejsca zbrodni.
Wycofanie się z okolicy okazało się najlepszy pomysłem, gdyż w tamto miejsce zaczęli powoli napływać ludzie. Wycofał się dostatecznie daleko, jednak nadal czując świeży aromat krwi. Wiedział, że dotąd pusta okolica wolno napływała w coraz to większą ilość osób, a dzięki temu on miał większy wachlarz mięsa do wyboru.
Ręka zaczęła odrastać, jednak jeszcze brakowało, aby była całkowicie sprawna. Musiał, jak najszybciej znaleźć następną ofiarę, dzięki której w pełni odzyskałby siłę.
Przesunął się dalej w poszukiwaniu, wzrokiem przeczesując okolice. Im bardziej był nasycony, im ręka zaczęła się zrastać, tym on czuł większą pewność oraz brawurę. Śmielej poruszał się po ulicy, między budynkami, czując jak zjedzone niedawno mięso, pozwala odzyskać utracone siły.
W końcu poczuł woń interesującego go zapachu, ponownie kobiety, która szła ulicę dalej. Od razu udał się w tamto miejsce i zaczaił na nią. Podobnie jak w przypadku poprzedniej, tej pierwszej, ukrył się w mroku, a kiedy kobieta nieświadoma jego obecności chciała minąć zaułek, w którym się czaił, Rash wyskoczył na nią i rozpruł jej krtań, aby nie narobiła rabanu. Kobieta od razu upadła na kolana, chwilę dławiąc się własną krwią, aż w końcu zmarła. Rogaty demon pochylił się nad jej zwłokami, zaczynając wolno konsumować jej ciało, aż te nie przypominało puzzli. Nie spieszył się, gdyż miał pewność, że w zaułku znajduje się całkowicie sam. Odrywał kawałek po kawałku, pochłaniając mięso i dłonią nabierając sobie dodatkowo krwi.
Na koniec paznokciem wydłubał sobie resztki mięsa między zębami, a następnie podniósł się znad zwłok i odchodząc z miejsca masakry.
[regeneracja zakończona w pełni]
Temat zwolniony - zt.
Celem ich krótkiej wędrówki okazała się świątynia. Chociaż zwykle unikał miejsca kultru religijnego, to tym razem nie miał najmniejszego zamiaru pogardzić niewielką, charakterystyczną budowlą. Nie wiedział, czy to starczy, by zmylić pościg, ale nie miał wyjścia. Musieli się gdzieś zatrzymać, a Rintarou ciężył mu na plecach, podobnie jak jego nowy nabytek, do którego jeszcze nie przywykł.
Szczęście im dopisało. Nie dość, że znaleźli schronienie, to jeszcze wyczuł ludzką obecność.
— Mamy towarzystwo — ostrzegł Rintarou, by mógł się przygotować na ewentualny atak ze zaskoczenia. Skoro w okolicy kręciły kruki zwiadowcze, ich właściciele musieli przebywać w tym mieście albo do niego zmierzać. Równie dobrze, znając z autopsji ich świętobliwe nastawienie do otaczającej ich rzeczywistości, mogli odwiedzić świątynie i prosić chuj-wie-kogo o pomyślność swojej misji.
Jakież było rozczarowanie Arakiego, gdy jego oczy odnotowały obecność dwóch obdartusów, próbujących okraść świątynie z datków.
— Przyłapani na gorącym uczynku — rzucił ochryple, patrząc na nich z góry. Nie dał im czasu na reakcje, Już wcześniej katana znalazła się w jego dłoni. Pozbawił jednego z mężczyzn ręki. Przeraźliwy krzyk dotarł do jego uszu. Uciszył go, przebiją złodziejowi krtań. — Smacznego — mruknął do swojego towarzysza, jednocześnie pozbawiając drugiego oponenta głowy. Nie czekał aż Rintarou dokona wyboru. Sam był głodny. Bardzo głodny. Nie miał niczego w ustach od zeszłej nocy. Musiał nadrobić zaległości. Konsumpcja przebiegała bez żadnych zakłóceń. — Jesteśmy kwita — oświadczył znad zwłok, zlizując z ust posokę. Nawiązywał do pojedynu ze slayerem.
Rana: Poziom 2
Widząc majaczącą przed ich wzrokiem świątynie, uśmiechnął się parszywie. Wyczuł, jak Araki dobywa broni. Czuł, że ten pokaz zagwarantuje mu to, czego brakowało demonowi od dłuższego czasu — widoku krwi. Sama myśl o pożywieniu spowodowała, że żołądek poruszył się niespokojnie, a on sam poczuł przyjemne odrętwienie. Mimo iż jadł jakiś czas temu, miał wrażenie, że zdąży już prawie zapomnieć to uczucie tuż przed morderstwem: znów miał wyostrzone wszystkie zmysły, zupełnie jakbym zaczerpnął powietrza po długiej przygodzie pod wodą. Ale dlaczego było mu tak mi duszno?
W momencie, gdy Hotaru doskoczył do przeszukujących świątynie złodziejaszków, Rintarou puścił jego szyję i zsunął się na schody. Kiedy pierwszy popchnięty w jego kierunku mężczyzna przywalił głową w filar, barwiąc odręczne malowidło na murze, demon siedział już na stopniu. Wyprostował się, zadzierając dumnie głowę. Jego półprzymknięte próżne spojrzenie przyglądało się umierającemu, który łudził się złapać ostatni oddech; otworzył jeszcze świadome oczy i leżąc u jego stóp, przeczesał go żałosnym spojrzeniem. Rintarou uśmiechnął się przyjaźnie, choć z serdeczności pozostała jedynie ułuda. Zahaczył stopą o podbródek złodzieja, unosząc go odrobinę.
— Witaj w ostatnim miejscu zamieszkania. Spodoba ci się. Twoi sąsiedzi mają z tobą wiele wspólnego.
Po tych słowach pochylił się, łapiąc człowieka za włosy i przyciągnął go w swoją stronę.
W trakcie pożerania jego barku przymknął oczy i zaciągnął się zapachem człowieczego ciała. Poczuł napływającą do jego ciała siłę. Dotąd szare ludzkie tęczówki zastąpił szkaradny, zepsuty szkarłat. Spoglądnął na pożywiającego się w jego towarzystwie Hotaru.
— Jesteśmy kwita.
— Mam rozumieć, że to ostatni raz, gdy serwujesz dla mnie tak wykwintne danie? — parsknął i oblizał zakrwawiony palec. — Nie odbieraj mi tej przyjemności.
Pomyśleć, że ten facet był jego pierwszym towarzyszem zabaw. Pomimo dzielących ich różnic i dysfunkcyjnych charakterów zawsze będzie mu wdzięczny za ukazanie tylu możliwości. Za ukazanie prawdziwej demonicznej siły; w tamtej jaskini. Na początku nauki trochę bałaganił, ale ćwiczenia uczyniły go mistrzem. Rintarou miał dobrą szkołę, a świadkowie jego potknięć... cóż nie mieli okazji się skarżyć.
Mięso wypełniało jego żołądek. Syty, oblizał brudne od krwi usta. Ciemnowłosy czuł, jak rany na jego nogach i rękach zaczynają się regenerować. Opuszkami dotknął głębokiej bruzdy na szyi. Nadal tam była, choć już w większej części zasklepiona i sucha. Opierając głowę o filar, uchylił jedno oko, przyglądając się ukradkiem Arakiemu. Nieważne jak bardzo można starać się odpychać swoich partnerów, ci i tak powoli wkraczają w dotychczas prowadzone życie.
RANY: wyleczone
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Przewrotny los z nim nie współpracował. Jeden przedstawiciel rasy ludzkiej to za mało, stanowczo za mało, by ugasić pragnienie, które mu doskwierało, ale przynajmniej ból zelżał. Nie czuł się już tak paskudnie przytłoczonym tym wszystkim. Wyregulował oddech i usiadł na pierwszym stopniu. Jego wzrok przeczesał okolice, ale nie napotkał na żaden punkt warty uwagi. Jaka jest szansa, że ktoś o tej porze postanowi pojawić się u progu świątyni?
Minimalna.
Zgony, które wstrząsały tym miastem, zatrzymały ludzi wdomach, a Araki nie chciał ryzykować zdemaskowania. Mimo iż czuł, jak siły do niego wracały, kolejna potyczka ze slayerem nie była mu na rękę. Musiał jak najszybciej zmienić miejsce swojego położenia. Przemyśleć niektóre spędzającej snu z powiek kwestie.
Zerknął kontrole na Rintarou, który nadal się objadł. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywała na to, że stan zdrowia młodszego demona pozwalał mu na swobodne poruszenie się. Znalazł potwierdzenie w mowie jego ciała. Odwrócił wzrok tylko na chwile, żeby jeszcze raz zbadać nim najbliższą okolice. Postanowił tutaj zostać, mimo iż noc była jeszcze młoda.
— Nie mam takiego zamiaru — powiedział tylko krótko, lakonicznie, z lekkim uśmiechem prześwitującym przez grymas, jaki rozciągnął się na jego wargach.
Nie miał zamiaru. Przyłapywał się na tym, że czasem trudno było mu odmówić, ale to nie czas, żeby teraz to roztrząsać.
Przetarł jeszcze raz twarz rękawem, a potem wbił spojrzenie w ugwieżdżone niebo. Pamiętał. Wszystko. Wyraźnie. Jakby pierwsze spotkanie z Rintarou odbyło się ledwie wczoraj. Nie wiedział, czemu te wspomnienia odżyły akurat teraz, ale nie narzekał. Przynajmniej zapełnił czymś zmysły.
— Siły wróciły? — przerwał milczenie, które zapadło, gdy poczuł na sobie jego ukradkowe spojrzenie. Nieważne, jak chciał sie od niego odciąć, był na straconej pozycji. Teraz to widział wyraźnie. Wyraźniej niż wcześniej. Świt niedługo miał pojawić się na linii horyzontu.
— Siły wróciły?
— Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem się tak dobrze jak teraz.
Wystawiając lico na smagający nocy wiatr w końcu poczuł, że żyje. Delikatne mrowienie kończyn tylko go o tym uzmysłowiło. Poruszył odrętwiał stopą, jak nowym, drogim nabytkiem. Zgiął nogę w kolanie i oparł o nie przedramię.
— Twój bark wymaga więcej ofiar. Sądzisz, że ktoś tu przyjdzie? — zapytał, wciąż zadzierając opartą o filar głowę, patrząc w gwieździste niebo. — Może powinniśmy zmienić miejscówkę?
Gdzieś z oddali dosłyszał trzepot ptasich skrzydeł.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Nie spodziewał się innej odpowiedzi. Rintarou miał ją wymalowaną na twarzy. Dawno nie widział go w takim stanie bliskim euforii. Skinął jedynie głową.
— Nie, nikt tutaj nie przyjdzie — stwierdził, ale nie miał pojęcia skąd ta pewność, która zakradła się do jego głosu.
Rozejrzał się, kiedy jego narząd słuchu zarejestrował trzepot ptasich skrzydeł.
— Nadal dyszy nam w karki — stwierdził dostrzegając czarny punkt na niebie. Obecność kruka go nie zdziwiła. —Rozdzielmy się — zaproponował, gdyż ta opcja wydała się najbardziej logiczna ze wszystkich, jakie przyszły mu do głowy. Czasu mieli mało. Musieli działać szybko. Najlepiej wynieść się jak najdalej od tego miejsca. Jak ona nienawidził Edo. Zawsze było synonimem kłopotu.
Spojrzał na Rintarou znacząco. Nie czekał aż demon zadecyduje o swoim losie. Hotaru już podjął decyzje.
— Powodzenia — powiedział i jako pierwszy opuścił gmach świątyni, zapuszczając się w mrok. Może w końcu mu się po szczęści.
zt + Rintarou
Niedawno, zakupiła nowy shamisen, gdyż wcześniejszy zostawiła w Yonezawie. Nie miała zamiaru po niego wrócić, a że nie należała do biednych osób, to kupiła podobny. Na początku dała sobie trochę czasu, aby się do niego przyzwyczaić, trenując swoją grę na świeżym powietrzu. Tym razem nie miało być inaczej. Wspięła się na wyższe drzewo, plecami opierając się o solidne drewno. Korona nie była obfita, przynajmniej w niższych partiach rośliny, toteż nic jej nie przeszkadzało. Jedną nogę wyciągnęła na gałęzi, gdy druga zwisała, powoli pomachując. W oddali widziała bramę torii oraz ścieżkę, która do niej prowadziła. Miała świetny ogląd na odwiedzających, których późnym popołudniem było mało. Mniej więcej w tym momencie zaczynała się późna pora obiadowa. Z tego również powodu, postanowiła się zaszyć tutaj, niż w bliskiej okolicy miasta. Mogła liczyć na spokój oraz brak postronnych widzów, przynajmniej do czasu.
Zaczęła od utworu, który sześć miesięcy temu zagrała Kiryu. Po nim miała w planach kilka innych, w tym ostatni, którego się nauczyła. O dziwo, gdy stroiła instrument, kilka ptaków zleciało się i usiadło nieopodal niej - Przyszłyście posłuchać? - jej głos był miły, delikatnie niósł się po powietrzu. Na buzi gościł przyjemny dla oka uśmiech. Włosy delikatnie wokół niej podrygiwały, podobnie jak reszta odzienia. Ubrana była w krwistą hakamę oraz białą górę, przypominającą początek kimona. Karmazynowe wzory, współgrały z ciemnym haori o wzorach, w tym samym kolorze.
Chwyciła pewniej za piektron, wzięła głębszy oddech i zaczęła grać. Znacznie spokojniej, niż wcześniej, dopieszczała każdy z dźwięków. Wkładała w nie całe swoje serce oraz emocje, które jeszcze niedawno nią targały. Chciała, aby cała natura złączyła się z nią w bólu i razem z nią przygrywała. Zwierzątka uraczone dźwiękami dokładały nut, o których wcześniej nie pomyślała, dlatego zerknęła w górę, przyglądając się promieniom słońca. Ciepło, jakie dawało, było przeciwieństwem, co czuła. Z kolei wytworzone napięcie, uniosło się daleko, docierając do uszu każdego, kto postanowił się udać do świątyni.
Gdy zbliżał się w okolice Torii, jego uszy wychwycił pewien znajomy dźwięk. Były to odgłosy shimasena. Mógł być to jakiś zwykły grajek, który postanowił poćwiczyć na łonie natury. Mimo to, coś mu ta melodia przypominała. Przystanął na chwilę, aby posłuchać i po krótkiej chwili już pamiętał, gdzie ostatnio słyszał ten utwór. Była to melodia, którą zagrywała mu Yona podczas ich pierwszego spotkania. Wspomnienia raz jeszcze napłynęły do jego umysłu, a wraz z tym jego ciekawość wzrosła. Raczej nie było możliwe, że to właśnie ona przygrywa ją w okolicy. Niemniej jednak zaciekawiony łowca postanowił sprawdzić, kim był nieznajomy artysta.
Idąc za dźwiękami muzyki, natrafił na kilka drzew. To dokładnie z nich wydawała się ta melodia. Gdy podchodził bliżej, usłyszał bardzo mu znajomy głos, mówiący do ptaszków, jakie się zleciały do pewnego drzewa. Nie było wątpliwości, to była ona. Nie chciał się jeszcze ukazać. Postanowił podejść odrobinę bliżej, zachowując ostrożność. Następnie oparł się o drzewo, z którego dochodziły dźwięki z drugiej strony. Wyczekiwał kolejnej melodii, do której ewidentnie się przygotowywała. Chciał chwilę posłuchać, zanim zawiadomi ją o swojej obecności. Nie powinna go zauważyć, wszakże podchodził od przeciwnej strony, do której była zwrócona.
Jej umiejętności nie zmalały, a nawet była o wiele lepsza niż ostatnio. Gdy tylko słyszał, że piosenka chyli się ku końcowi, postanowił w końcu zdradzić, że Yona miała widownię złożoną nie tylko z leśnych mieszkańców. - Jesteś jeszcze lepsza niż ostatnio, Yona - powiedział do niej na tyle głośno, żeby usłyszała go z miejsca, w którym stał. Z początku nie miał planu na tą rozmowę. Jednak w chwili jak tak się wsłuchiwał w jej grę, to postanowił, że omówi z nią ich relację. W końcu przez to, co się działo wcześniej, ona również podupadła. - Jak usłyszałem te przepiękne dźwięki, to od razu wiedziałem, że to ty... Przyszedłem pogadać. - mieli co obgadać. Brak odzewu przez ponad pół roku po tym, co się stało między nimi, a na dodatek nieumyślne pogorszenie jej sytuacji z Sayaką były jego winą. Chciał to jakoś załagodzić dlatego, nawet jeżeli każe mu stąd sobie pójść, to nie zamierzał się posłuchać.
Cieszyła się, że do tej pory, nikt nie postanowił zakłócić jej koncertu. Jedynie ptaki były na tyle odważne, aby wspomóc ją swoim śpiewem. Zresztą o to chodziło. Jeśli natura zezwoliła jej na używanie dźwięków, to postanowiła pójść za jej głosem, tworząc coś nowego. Ten jeden utwór był kolebką niedawnych zmartwień, miał pokazać, że ciągle nie doszła do siebie. Porównałaby siebie do tafli wody, którą łatwo było wzburzyć. Wystarczył lekki ruch po cieczy, aby przynieść ogromnej wielkości fale.
Gdy skończyła, odetchnęła z ulgą. Czuła się o wiele lepiej, niż trzymając wszystko w środku. Rozejrzała się po terenie, aż do jej uszu dotarł dźwięk, którego nie chciała słyszeć. Negowała jego istnienie oraz wszystko, co się z nim wiązało. Wlepiła oczy w miejsce, z którego dochodził, lecz nikt się nie ukazał. Zamiast tego zaproponował jej rozmowę, prawdopodobnie nawiązującą do dawnych wydarzeń - Masz tupet, że mnie zagadujesz, nawet się nie pokazując. Aż tak się boisz, Smoku? - warknęła w jego stronę. No i to byłoby tyle z dobrego humoru. Ptaki pod wpływem jej gniewu wzleciały w niebo, rozpościerając szeroko skrzydła - O czym chcesz ze mną rozmawiać? Nie słyszysz, że jestem zajęta? - powiedziała łagodniej, pewniej chwytając za instrument. Przytuliła go w obronie do piersi i oparła o pudło podbródek, kuląc sylwetkę. Czujne oczy ciągle spoglądały na ścianę drzew, nie wiedząc, co jeszcze powinna zrobić.
- Zresztą, nie mam Ci nic do powiedzenia. Nie odezwałeś się przez sześć miesięcy, pokazałeś się znikąd i jeszcze rzuciłeś uwagą w kierunku mojej relacji z Sayaką. Wiesz, że nie każdy jest taki sam jak ty? Nie wszystkie relacje potrafi rozdzielić jedna sprzeczka, zwłaszcza naszą - dodała podirytowana, przybierając chłodny wyraz twarzy. Niech nie myśli, że jest tutaj mile widziany. Mogła go wcześniej darzyć ciepłymi uczuciami, ale te zdążyły się poszarpać, przybierając zupełnie inny obraz. Wystarczyło, tylko aby użyła nożyczek, aby te skutecznie zniknęły. Zresztą, jeśli nie zamierza się wycofać, prawdopodobnie zrobi to, aby ten został tam, gdzie jego miejsce. Innymi słowy, w przeszłości.
Ostatnie słowa skierowane w jego stronę, wcale go nie zdziwiły. Wszystko ujęła, aż zbyt idealnie. Był jak tornado, które zmiotło jej życie ze spokojnego toru. Wszystko, co zrobił, nie było celowe, jednak nawet jeżeli zrobisz coś źle przypadkiem, to wypada przynajmniej przeprosić. Miał tylko nadzieję, że przyjmie jego przeprosiny i będą mogli zostawić przeszłość za sobą. - Już rozmawiałem z Sayaką na temat onsenu. Zrozumiałem swój błąd i, mimo że chciałem dobrze, to wszystko popsułem. Nie powtórzę tego błędu drugi raz. Jeśli chodzi o naszą przeszłość... to przepraszam. - wylewała się z niego czysta szczerość. Nie wiedział, co ma więcej powiedzieć. Jeśli to nadal nie wystarczy, to postara się bardziej wyjaśnić jego podejście do ich przeszłej relacji. Całkiem możliwe, że się oboje nie zrozumieli. Może jeszcze kiedyś będą mogli patrzeć na te wspomnienia i wspólnie śmiać się z nich przy kolejnych spotkaniach.
Westchnęła, usadawiając zwisającą nogę na gałęzi. Intuicyjnie przyciągnęła ją do siebie, tuląc kończyny do klatki piersiowej. To miała być długa i żmudna przeprawa, prawda?
- Naprawdę uważasz, że wszystko wiesz? Nic się nie zmieniłeś - rzuciła ozięble, odrywając głowę od obrazu, który jej prezentował. Na tchórzy nie chciała poświęcać czasu, a przynajmniej nie na niego - Czekaj, co? - uniosła podbródek, przeszywając grube konary - O nas? Jakich nas? I przeprosić? No no, masz moje zainteresowanie - uśmiechnęła się złośliwie, rozpościerając nogi po suchym drewnie. Kulenie się oraz zamknięta pozycja, zdecydowanie nie będą tutaj potrzebne. Właśnie, nasz ukochany smok postanowił przejść do konkretów i zabłysnąć.
Na jego przeproszenie, zaśmiała się głośno oraz hucznie. On tak poważnie? W tej swojej bezpiecznej ostoi, będzie ją przepraszał i liczył, iż cokolwiek to zmieni. Jedna piękna noc, brak kontaktu, a później wejście z butami w jej życie. Nawet, na pierdolony dotyk pod wodą sobie pozwolił. Za kogo on się kurwa uważał? Oczy zapłonęły żywym ogniem, jednocześnie jedną dłoń opuściła po boku i zacisnęła w pięść. Doigrał się - Nie wybaczę Ci. Powód pierwszy, jesteś pierdolonym tchórzem, który ukrywa się za drzewami i wmawia mi, że tak jest lepiej. Drugi zawróciłeś mi w głowie tamtą nocą, a potem nie raczyłeś napisać albo powiedzieć głupiego "cześć" w Yonezawie. Trzeci pozwoliłeś sobie na pokonanie bariery dotyku, wiedząc, iż nie chcesz mnie w ten sam sposób. Czwarty dopuściłeś się wejścia z butami w najgorszym momencie. Tyle wystarczy, żebyś w końcu zrozumiał, co czuję? Do diabła, byłeś pierwszą osobą, którą się interesowałam w romantyczny sposób - warknęła wściekła, ani myśląc, że opuści gałąź. Miała wyższy grunt od niego, w dodatku dopuścił się tylu rzeczy, że najchętniej powyrywałaby mu wszystkie włosy, a potem nakarmiła jego własnym członkiem. Ciągle sączyła się z niej furia, zaś atmosfera zaczęła przymarzać. Zamknęła na moment oczy, rozluźniając dłoń. Wdech i wydech, przecież on nie jest tego warty. Wtedy uspokoiła się, a gdy uniosła powieki, co zobaczyła?
Wcale nie uważał się za wszechwiedzącego. Prawda, teraz również nie powinien zakładać, iż nie chce go widzieć na oczy. Kolejny błąd na jego liście, lecz ten można było łatwo naprawić.
Jej monolog przypomniał mu, wszystko za co go winiła. Miał teraz prosty obraz tego, co należało naprawić, aby ta relacja już tak nie wyglądała. Jedynie ostatnie zdanie nieźle go sponiewierało. Romantyczny sposób? Ona się w nim zakochała? Gdyby powiedziała mu to wtedy w stodole, to by jej wytłumaczył, jak on to widział. Te słowa były dla niego nowością. Teraz już rozumiał, dlaczego brak kontaktu tak ją zabolał. Pierwsza miłość przerwana w taki sposób potrafi boleć przez całe życie. Po tym, jak skończyła swoją wypowiedź nastała niezręczna cisza. Wziął głęboki oddech i mocno wybił się na nogach, aby wskoczyć na grubszą gałąź znajdującą się w linii wzroku kobiety. Usiadł tak, aby widzieć jej twarz. - Wybacz. Teraz mnie widzisz. - może i było za późno, ale nie zniechęciło go to do dalszych przeprosin. Ta rozmowa nie będzie łatwa, ale oboje muszą przez nią przejść.
- Zacznijmy od tego, że nie możesz winić tylko mnie za brak odzewu. Oboje postanowiliśmy do siebie napisać, gdy druga osoba poczuje, że jest zapominana. Od ciebie również nie dostałem żadnego listu. Wina leży tak samo po jej stronie, jak i twojej. - wziął kolejny głębszy oddech i kontynuował. - Dotknięcie ciebie miało być jawnym znakiem, że nadal o tobie pamiętam. Chciałem w ten sposób ci pokazać, że wcale nie zniknęłaś z mojej pamięci. Tak teraz na to patrząc, to faktycznie nie było to najmądrzejsze posunięcie i za to cię przepraszam. - jeszcze wtedy nie wiedział, co zaczyna czuć względem jej przyjaciółki, dlatego pozwolił sobie na coś takiego. Był to błąd, więc teraz szczerze za to przepraszał. - Natomiast pokłócenie ciebie z Sayaką jest w pełni moją winą. Zrozumiałem to, krótko po tym, jak opuściłem onsen. Za to również cię przepraszam i mogę ci zapewnić, że to się więcej nie powtórzy. - została jeszcze najważniejsza kwestia, czyli miłość, jaką czuła do niego. - Ostatnią sprawą są twoje uczucia względem mnie... Tamtej nocy nie odczuwałem tego samego, co ty najwyraźniej czułaś. Gdybyś mi to powiedziała wtedy w stodole, to bym próbował ci to wytłumaczyć... Jesteś wspaniałą kobietą i taka osoba jak ja nie zasługuje na twoje uczucia. Oczywiście nie jestem w stanie tego wiedzieć na pewno, ale sam wiem, jaki byłem. Nie chciałem złamać ci serca Yona... - wypowiadał to widocznie przybity tym faktem. Jeszcze nigdy nikogo tak nie zranił tym, co robił. Nie było to jego zamiarem i owszem mógł się domyślić, że jest taka możliwość. Jednak nie był na tyle doświadczony w tych sprawach i był za bardzo pochłonięty chwilą. - Mam nadzieję, że mi kiedyś za to wszystko wybaczysz... Chciałbym, aby przeszłość została właśnie tym... przeszłością. Tylko tak oboje pójdziemy naprzód w poszukiwaniu własnego szczęścia. - nie wiedział, czy jego słowa do niej trafią. Całkiem możliwe, że odrzuci wszystkie jego słowa i nadal będzie zaślepiona nienawiścią skierowaną w młodzieńca. Po swojej wypowiedzi oparł się o konar drzewa i czekał na odpowiedź Yony.
- Lepsze to, niż gadanie do drzewa - westchnęła, pochmurnym głosem. Wcale nie cieszyła się, że wyszedł. Co nie znaczyło, iż postąpił źle. To właśnie tak się powinno załatwiać sprawy. Inaczej, jego próby okazałyby się daremne. Zwyczajnie odcięłaby sobie słuch, nie chcąc rozmawiać z kimś, kto nie ma jaj, żeby zmierzyć się z narastającymi problemami.
Wtedy sobie przypomniała. Tamtego dnia złożyli sobie coś w rodzaju obietnicy. "[...] jeżeli kiedykolwiek uznasz, że o tobie zapomniałem... wyślij do mnie kruka, a od razu przyjdę i ci to wynagrodzę", to wtedy powiedział, prawda? Sama miała kilka spraw do załatwienia na głowie oraz napływające zlecenia. Do tego doszła relacja z Sayaką, o którą dbała przez tyle czasu. Opuściła głowę, pogrążając się we wspomnieniach. Czuła się żałośnie. Powinna napisać, a jednak nie chciała wykonywać pierwszego kroku. Miała nadzieję, że to mężczyzna się tego podejmie, ale nie... On również się pogrążył w swoich problemach - Naprawdę? - uniosła podbródek, nie mogąc się załamać w takiej chwili - Myślałam, że to ty pierwszy napiszesz do ukochanej szlachcianki. No nic, powinnam wiedzieć, że to nie mężczyzna odzywa się pierwszy, a stęskniona kobieta - na jej twarzy zagościł smutny uśmiech, oczy, które pałały żarem przygasły. Spojrzała gdzieś ponad nim, lecz nie widziała tam niczego. Nic nie było w stanie tego zatrzymać - Nie było między nami kontaktu, z kolei sam gest wywołał niepotrzebne zamieszanie. Powróciły wspomnienia, których nie chcę - dodała twardym głosem, zaprzeczając przeszłości. Wolałaby, aby to się nigdy nie stało. Żeby nigdy nie poszła do stodoły i nie została tam zamknięta.
- Spróbowałbyś tego drugi raz, a nie zawahałabym się, aby przebić Cię kataną. Sayaka jest jedyną osobą, jaką mam, najbliższą przyjaciółką. Spróbuj ponownie, a następna walka, którą będziesz musiał odbyć to na śmierć i życie - nie rzucała słów na wiatr. Wyszkolono ją na samuraja, który cenił honor, ponad wszystko inne. Trzymanie się kodeksu w takich sprawach mogło być trudne, ale jej... przyszłoby to niezwykle łatwo.
- Kim jesteś, żeby mówić komukolwiek, że zasługuje na czyjąś miłość bądź nie? - opuściła głowę, uderzając pięścią w drzewo. Kruche gałęzie zabrzmiały, wypełniając przestrzeń niesionym dźwiękiem. Oczy zapiekły ją z bólu, który zamiast pozostać stłumiony, rozdzierał ją na pół. Uniosła raptownie głowę w jego stronę, pałając wściekłością, jakiej nawet wtedy nie czuła. Była zraniona, a jego słowa tylko dolewały oliwy do ognia - Miłość jest wolna, niczym nieograniczona. Nie żałuje, że się w Tobie zakochałam. Lubiłam Twoje towarzystwo, przy Tobie nie czułam się, jakby ktoś zakuł mi kajdany. Poza tym już za późno. Mogłeś tego nie chcieć, ale się stało - po jej zaróżowionych policzkach poleciały łzy - Teraz z kolei jestem wściekła. Nie dlatego, że ich nie odwzajemniłeś, ale z powodu słów, które wypowiadasz. To nie było złe. To po prostu cholernie boli - wierzchnią częścią dłoni, zaczęła wycierać strumyki, które nie przestawały płynąć. Jak mógł być taki głupi. Wybrał najgorszy zestaw słów, jaki mógł wpaść mu do głowy - Po prostu przyznaj, że podoba Ci się inna. Zbierz w sobie cholerną odwagę, aby to powiedzieć! - krzyknęła, uderzając w gruby konar za sobą. Ruch wykonała po łuku, nie powstrzymując się przed użyciem pełnej siły. W miejscu, na którym się wyżyła, powstał widoczny ślad, świadczący o ilości odbytych treningów. Kostki się delikatnie zaróżowiły, ale nie zostały zranione. W emocjach nawet tego nie poczuła.
- Nie. Wspomnienia zawsze pozostają w sercach ludzi. Nawet jeśli ktoś umarł, to nie staje się częścią przeszłości. Ona mieszka w sercu, będąc ciągle żywa. Podobnie jest z uczuciami. Na nie potrzeba czasu, aby odeszły. Zwłaszcza jeśli nie chcemy ich w środku - powiedziała ponuro, naprzemiennie rozluźniając oraz zaciskając palce w prawej dłoni - Kiedyś, dobre słowo. Co powiesz na nigdy? - wiatr zaczął przybierać na sile, delikatnie rozrzucając ich włosy. Przyglądała mu się uważnie, mówiąc poważnym głosem. W środku czuła się, tak jakby tonęła. Otchłań na nowo pochłaniała ją, nie chcąc za nim wypuścić - Nienawidzę takich momentów. Nawet nie wiem, co do końca powinnam zrobić - uśmiechnęła się sama do siebie, błądząc gdzieś wzrokiem.
- Zgodzę się z tobą, że miłość jest nieograniczona i wolna, jednak to właśnie jest w niej najgorsze. Nie da się kontrolować, kogo darzysz uczuciem. Czasami można się zakochać z byle powodu i przez to cierpieć, bo druga osoba nie odwzajemnia twoich uczuć. Jest to sytuacja bez wyjścia, bo tak samo, jak nie możesz zmusić do zaprzestania kochania kogoś, to też nie zmusisz tej osoby, aby cię pokochała. To, co się stało między nami, powstało za szybko. Nie zrozum mnie źle, nie żałuje tego. Nasze spotkanie odbiło się ogromnie na tym, kim jestem teraz. Czy to wyszło mi na dobre, czy na złe, to nie mi oceniać. Wiem tylko, że teraz przez to wszystko ranię osobę, której nigdy bym tego nie życzył. Zależy mi na tobie... może nie tak jak byś tego chciała, ale to nie zmienia faktu, że chce dla nas jak najlepiej. - nie wiedział, co ma jeszcze powiedzieć na ten temat. Przepraszanie na nic się nie zda. Czysta szczerość płynąca z jego ust może nawet nie wystarczyć po tym, co przed chwilą powiedział. Nie chciał od niej niczego więcej, jak zrozumienia.
- To, czy jest ktoś inny, czy nie, nie ma tutaj znaczenia. W tej relacji nigdy nie było kogoś innego. Tylko ja i ty. To czy mam kogoś na oku, czy nie, nie zmieni faktu, że nie chcę, patrzeć jak cierpisz. - mieszanie w tą rozmowę osób trzecich nie miało sensu. Po prostu nie wnosiło to nic do tej rozmowy. Nawet jeśli kogoś teraz ma czy nie to jego uczucia pozostaną te same.
- Jeśli to czasu potrzebujesz, to mogę ci go dać. Inaczej najwyraźniej nie jestem w stanie ci z tym pomóc. Jeśli jest jakiś inny sposób, to mi go zdradź. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś już dłużej nie odczuwała tego bólu. - nie wiedział, co ma zrobić. Miał nadzieję, że ona wskaże mu drogę, którą powinien pójść razem z nią. Tak, aby oboje byli zadowoleni z rezultatu. Jeśli faktycznie potrzebowała czasu i nie chce go widzieć, to usunie się z jej życia do momentu, aż będzie gotowa się z nim spotkać.
Najgorsze? Uniosła wcześniej opuszczoną głowę, nie wierząc, że to słyszy. Jednakże im dalej pozwalała mu mówić, tym coraz bardziej go rozumiała. Wiedział, że cierpi i chciał ją pocieszyć. Nigdy nie rozmawiała z nikim na ten temat ani z rodzicami, ani z Sayaką. Nikt nie wiedział, ile bólu trzymała przez sześć miesięcy. Jak rozstanie oraz brak obustronnego kontaktu wpłynął na jej zachowanie. Wzięła haust powietrza, "powstało za szybko", wbijając w niego wzrok, już nie powstrzymując kropli. Były wolne, mogły płynąć, gdzie chciały, wylewając z niej emocje. Zmieniła go, zapoczątkowując narodziny nowego smoka. Ich spotkanie nie poszło na marne, bo zaczęło coś nowego. Pozwoliło zmienić chłopaka, nie ważne, czy na lepsze, czy gorsze.
Zawiesiła instrument na jednej z gałęzi, aby pozostało bezpieczne. Była na ten moment zbyt roztrzęsiona, aby go poprawnie ochronić. Spięła nogi i skoczyła na przeciwległą gałąź, dokładnie tam, gdzie się znajdował. Nogi miał przewieszone z boku, a ona kucała tuż przy nich, wpatrując się w jego oczy. Nie próbowała go straszyć, zwyczajnie zmieniła jednym susem dzielącą ich odległość. Przypominało to tamten moment, kiedy w stodole siedziała przed nim. Tyle że teraz dłonie opierała o własne kolana, nie o jego dolne kończyny.
- Miłość powinna być piękna. Jest niezwykłym uczuciem, które łączy ludzi. Jestem pewna, że kiedyś to zrozumiesz - oparła policzek o prawą dłoń, uśmiech na jej buzi ciągle pozostał smutny - Ale masz rację. Brak ograniczenia w niej sprawia, że nie zawsze dostajemy, to czego chcemy. Łatwo rani, dopełniając spustoszenia w organizmie. Patrz - złapała go za dłoń, kładąc ją na swoim sercu - Czujesz, jak bije? Jest szybkie, a jednak każde uderzenie boli. Próbujesz to zrozumieć, ale sam pewnie nie wiesz, czym ono jest. Nie doznałeś tego, prawda? - zawiesiła na moment głos, szukając odpowiedzi w jego oczach. Mogli być tak blisko siebie, ale w rzeczywistości był jak fale. Próbując je dogonić, zawsze by uciekał wraz z odpływem - Czemu? Czemu dalej Ci jestem bliska, kiedy wypowiedziałam tyle raniących słów - odpowiedź na to pytanie uderzyła ją dopiero po chwili.
On w środku był naprawdę miłą osobą, która przejmowała się swoim otoczeniem. Mógł się wydawać twardy oraz stanowczy, ale wnętrze pozostało miękkie. Pełne ciepła, które otaczało ją w tej chwili. Puściła powoli jego dłoń, odrywając od swojej piersi. Nie chciała, aby się pomylił. Próbowała mu tylko wyjaśnić, jak trudna jest aktualna sytuacja. Sam jego widok targał wnętrze, próbujące na nowo odzyskać, to co straciło.
- Właśnie to powinieneś zrobić. Rozwiać moje uczucia, jak ten wiatr, który dzisiaj nam towarzyszy. Możemy teraz być ja i ty, ale nigdy w sposób, w jaki bym chciała. Dlatego to byłoby łatwiejsze, niż łudzić się, że spojrzysz ponownie w takim sam sposób jak wtedy - uśmiechnęła się delikatnie, utrzymując balans na obu nogach. Nic jej nie powstrzymywało, w każdej chwili mogła spaść w kierunku ziemi - Z tym nigdy nie jest prosto - założyła wirujące kosmyki za ucho - Kiryu, ty naprawdę masz miękkie serce. Ile trzeba, żeby i ono zostało złamane na pół. Tego typu otwarcie oraz zaufanie, może łatwo Cię zaprowadzić na manowce. Nie powinieneś się przejmować. Zwłaszcza przegraną sprawą - łzy dalej ściekały z jej policzków, roniąc coraz więcej deszczu na gałąź znajdująca się pod nimi.
Jej słowa wskazywały, że po części go rozumie. Nie czuł w niej już gniewu, jedynie smutek jeszcze został. Tego nie łatwo będzie się pozbyć, bo na to potrzeba czasu. Następnie chwyciła go za dłoń i przeniosła na miejsce, gdzie mógł poczuć bicie jej serca. Faktycznie biło bardzo szybko. Jej kolejne słowa trafiał w samo sedno. Nigdy nie poczuł tego, co ona czuje do niego. Choć bardzo by chciał. Mimo iż mógł przebierać w kobietach, to nie został jeszcze nagrodzony prawdziwym, odwzajemnionym uczuciem. Kiedyś nawet na niego przyjdzie pora, wszystko jest kwestią czasu.
Kolejnego pytanie nie mógł zostawić bez odpowiedzi. - Nasze spotkanie zakorzeniło się w mojej osobowości. To dzięki niemu jestem, kim jestem i już nigdy o nim nie zapomnę. Jesteś dla mnie ważna, bo przy tobie dopiero poczułem wolność. Co prawda nie odwzajemniam twoich uczuć, to i tak jesteś dla mnie niezwykle ważną osobą. Nie wiem jak ci to wytłumaczyć lepiej... Mam nadzieję, że rozumiesz. - mówił szczerze. Jeszcze nigdy nie poczuł się tak lekki, jak wtedy z nią. Jakby czas stanął w miejscu i wszystkie zmartwienia zniknęły ot, tak. Jego słowa mogły ją teraz zranić, ale nie chciał jej oszukiwać, bo na dłuższą metę tylko by to pogorszyło sprawę.
Nie wiedział, jak by zareagowała na wspomnienie o jej przyjaciółce. Dopóki go nie spyta dokładniej, to jej nie powie. Wszakże nie to jest teraz ważne. Jednak powiedzenie o istnieniu kogoś innego może jej pomóc z pogodzeniem się. Dlatego miał zamiar spróbować. - Owszem jest ktoś inny. Dlatego, jeśli to ekskluzywności ode mnie oczekujesz, to nie mogę ci tego dać. Czuję do ciebie to samo, co czułem wtedy. Było mi z tobą niezwykle dobrze tamtego wieczoru i łatwo o tym nie zapomnę, a nawet i nie chcę o tym zapomnieć. Jednak widzę, jak bardzo przez to sprawiam ci ból, dlatego muszę to naprawić. Więc nawet jak każesz mi czekać latami, aż znowu będziesz mogła na mnie spojrzeć, to po tym czasie znowu przyjdę cię zobaczyć. - nie chciał tego tak zostawić. Chciał raz jeszcze śmiać się i miło spędzić z nią czas.
- Nienawidzę patrzeć, jak twoja twarz jest zalana łzami. - po tych słowach pozwolił sobie sięgnąć jej twarzy i zetrzeć kilka łez z jej policzka. Nie chciał w ten sposób jej podrywać czy coś. Po prostu chciał raz jeszcze zobaczyć ten serdeczny uśmiech, który zapamiętał z tamtego spotkania.
Zaczynała go rozumieć coraz lepiej. Nie doznawszy miłości, nie wiedział, z czym się boryka. Próbowała mu powiedzieć wszystko, co aktualnie wiedziała. Większość słów, jakie wypowiedziała, nie zaciągnęła z ksiąg pełnych mądrości. Dochodziły prosto ze środka, narzucone tempem bijącego mięśnia. Jej głos nie brzmiał tak melodyjnie, jak kiedyś. Pozbawiony został dźwięku, który niósł innym radość oraz napawał ludzi pozytywną energią. Przyciszony oraz przesiąknięty smutkiem, zmieniał scenerię wokół nich. Podobnie jak dźwięki shamisena pozwalały poczuć przekazywane za pomocą melodii emocje, tak ona robiła to mową ciała oraz ustami.
- Cieszę się - odpowiedziała zdawkowo, lecz w tle dało się słyszeć, jakby coś trzasnęło. Jeśli wystarczająco zajrzał w targające nią żywioły, mógł zobaczyć jak rozsianie kawałki, stanowiące kiedyś rdzeń, zaczynały pękać. Jeden po drugim otrzymywał rysę, która z każdym słowem się pogłębiała. W konsekwencji bursztyn przygasł, pozbywając się złota i zalewając go miedzią.
Nic dziwnego, że mówiła o sobie jak o przegranej sprawie. Nic już nie czuła przez wypełniającą ją pustkę. Skorupa, jaka pozostała, nie ruszała się. Zwyczajnie tkwiła w miejscu, nie wiedząc, co powinna zrobić dalej. Kolorowe barwy, które ich otaczały, powoli blakły, ginąc w szalejącym sztormie. Dzień mógł nie należeć do cieplejszych, lecz w jednej chwili, temperatura się drastycznie obniżyła. Skórę pokryła gęsia skórka, przez co otuliła się rękoma, dłońmi ocierając o własne ciało.
- Czujesz to, co wtedy? Nie rozumiem - zamrugała szybko, mieszając zdziwienie ze smutkiem - Nie zapomnisz? Skoro jest ktoś inny, po co rozpamiętywać tamtą noc? Dziwne - zamyśliła się na moment, ciągle nie zapominając o drugim zdaniu - Wyjaśnij też to, o czym mówiłeś później. Nie możesz dać mi ekskluzywności, a co z dzieleniem? - sam pomysł, po tym, jak wydostał się z jej warg, wprawił ją w większe zamieszanie. Czerwona od płaczu twarz pociemniała, nadając mu buraczanego koloru. Skarciła siebie w głowie za zdolność do wypowiadania takich szaleństw, ale cofnąć tego nie mogła. Wiedziała, że jeśli spróbuje, wkopie się jeszcze bardziej.
Czemu to zrobiła? Wydawało jej się, że w świecie pełnym nicości, jakaś ręka pchnęła ją nagle do przodu. Spojrzała za siebie, ale nikogo tam nie było. Zamrugała dwa razy, nie wiedząc, co się właśnie stało. Szalejący sztorm na moment się zatrzymał, zalewając przestrzeń w jej głowie drobnymi płatkami śniegu.
Wtedy dotarło do niej, to co powiedział jako ostatnie. "[...] nawet jak każesz mi czekać latami", rozdziawiła nieco usta, nie mogąc się ruszyć. Dosłownie zamroził ją do czasu, aż zaczął ocierać jej oczy. Słodkie słowa rozpuściły skorupę, przez co nagle nachyliła się do przodu. Z impetem uderzyła czołem w jego czoło - Aj, aj, aj - upadła do tyłu, siadając na gałęzi za sobą. Jedna dłoń w szybkim odruchu złapała za drewno, z kolei druga delikatnie pocierała głowę w miejscu zderzenia - Nie wygaduj takich głupot. Jak mogłabym pozwolić, żebyś czekał lata? Sądzisz, iż wytrzymałabym tyle bez osoby, przy której poczułam, co to znaczy być na równi? Całe życie miałam się uważać za kogoś ważniejszego, ale pokazałeś mi, iż to wcale tak nie wygląda. Baka, nawet mnie nie denerwuj! - rzuciła z pretensją w głosie. Wtedy, uświadomiła sobie, że coś się zmieniło. Nie wiedziała jeszcze co, ale chłód przestał jej doskwierać.
Mógł się spodziewać tych pytań. On sam do końca nie wiedział, co to znaczy. Wprawdzie miał teraz inną kobietę na oku, ale jak mógł zapomnieć o takiej piękności, która otworzyła mu oczy wtedy w stodole. - Naprawdę sądzisz, że po tym, co razem przeszliśmy, tak po prostu zapomnę o tobie? Pokazałaś mi rzeczy, o których nawet nie wiedziałem, że będą sprawiać mi taką przyjemność. Dlatego tamten wieczór zostanie w mojej pamięci. - nie była ona jego pierwszą kobietą, z która trafił do łóżka. Jednak za każdym razem bardziej go obchodził to, co on czuje, a nie druga osoba. Przy niej było inaczej. Chciał sprawić, aby to ona czuła się w niebie, a jego przyjemność zeszła wtedy na drugi plan. Dodatkowo rzeczy, które ona sama mu zrobiła, były nowością dla rudowłosego. Aż nie chciało się wierzyć, że był to jej pierwszy raz.
- Dz-dzieleniem? Proponujesz mi trójkąt z kobietą, która mi się podoba? - jego twarz zalała się czerwienią, która rywalizowała tej na jej twarzy. To pytanie pojawiło się bez żadnej zapowiedzi. Minutę temu pewnie wolałaby odciąć mu chuja przy pierwszej okazji, a teraz proponowała coś takiego? Zdziwienie na jego twarzy pokazywało, jak niecodzienne było to pytanie. Co prawda związki poligamiczne nie były niczym dziwnym w tych czasach. Natomiast Kiryu był wychowywany w inny sposób i dla niego było to dość dziwne.
Jego słowa chyba zaczarowały rudowłosą. Nagle zaczęła się zbliżać twarzą w jego kierunku, jakby chciała dać mu buziaka. Gdy tylko to zauważył, to chciał zaprotestować. Na jego szczęście nie to się stało. Yona przydzwoniła w jego czoło jej własnym i poleciała do tyłu, podpierając się ręką o gałąź. Nie odczuł tego uderzenia za bardzo, jedyne co miał na twarzy to jeszcze większego buraka i zdziwienie. Jej słowa był kompletnym przeciwieństwem tego, co wcześniej do niego mówiła. Najwyraźniej wszystko miało się dobrze ułożyć. - Nie chciałem cię zdenerwować. Cieszę się, że mój widok ci teraz nie przeszkadza. Naprawdę nie chciałem, aby to było nasze ostatnie spotkanie. Czyli rozumiem, że już się na mnie nie gniewasz? Albo, chociaż troszkę mniej? - dokończył wypowiedź serdecznym uśmieszkiem w jej stronę. Liczył na to, że złe już za nimi i teraz mogą patrzeć na przód w dobrych relacjach.
Nie do końca wiedziała, w które tony uderzał. Wolała najpierw wybadać teren, przed zdecydowaniem się na bezpośrednie wyciąganie wniosków. Jak się okazało, chodziło o coś jeszcze innego, a mianowicie o upojną noc sprzed sześciu miesięcy oraz doświadczeń, jakie tam przeżyli - Potraktujesz go jako wzór do kolejnych uciech? Typowe dla Ciebie, zboczeńcu - starała się nieco zażartować, choć sam uśmiech wyszedł jej krzywo. Pozbywanie się skorupy i przeobrażenie w motyla jeszcze miało poczekać, aż do konkretnego ewenementu.
Po usłyszeniu własnych słów mechanizm napędzający cały mózg zaczął się przegrzewać. Gdyby istniała taka możliwość, pewnie teraz para ulatywała przez uszy, pokazując stan, w jaki się wprawiła. Na niedomiar złego, zamiast to zignorować, sam się speszył, dorównując jej kolorytem twarzy. Zlepek myśli, który miałby ewentualnie pomóc w rozwiązaniu dziwnej sytuacji, zaczął się mieszać oraz dość chaotycznie układać. Nie wiedziała ani od czego zacząć, ani gdzie powinna skończyć. Na jej buzi wykwitło zmieszanie doprawione większymi niż wcześniej oczami. W nerwach nieco mocniej złapała za gałąź, wbijając w nią, utrzymujące postawę palce. Część zewnętrznej otoczki drewna zaczęła odchodzić, przez co fragmenty kory opadały, co jakiś czas na dół.
- Ja... Nie... Pomyślałam, że to powiedziałeś, ale... Źle zrozumiałam - wydukała z siebie, nie bardzo wiedząc, co powinna zrobić. Wolałaby taką opcję zostawić, gdzie jej miejsce, czyli w myślach, ale skoro się wymsknęło... To niefortunnie musiała przechodzić przez stworzony cyrk - M-może to zostawimy? - tak byłoby łatwiej, lecz nawet nie liczyła, że posłucha jej prośby. Szykowała się na najgorsze, wypełniając kruche wnętrze sporą dawką stresu.
- Powiedzmy - powiedziała, po tym, jak zdążyła ochłonąć. Niedawne wydarzenie oraz uderzenie głową, ocuciły ją na tyle, aby mogła kontynuować rozmowę - Odrobinę, co nie znaczy, że od teraz jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Dalej nie wiem, jak powinnam się zachowywać przy Tobie. To takie dziwne - zapoczątkowała wypowiedź puszczeniem oka w typowy dla niej sposób. Dopiero gdy brnęła w to dalej jej uśmiech, zaczął przygasać, zostawiając niepewność. Nie potrafiła wrócić do tego, co było dawniej. Z drugiej strony nie wyobrażała sobie, jak mogłaby się z nim kolegować. Nie postrzegała go dłużej jako znajomego a obiekt zainteresowań. Koncepcja jej się nieco gryzła, gdyż jak miała być dla niego kimś ważnym, kiedy powinna trzymać się na dystans? - Nie powinieneś mnie traktować jako kogoś ważnego. Cieszy mnie to, ale też niepokoi serce - zwróciła mu bezpośrednio uwagę, próbując poukładać fakty. Z równania nie wiele jej wychodziło. Ot dużo niezgodności i błędy w obliczeniach. Naprawdę wolałaby nie czuć, tego, ale nie potrafiła. Tak jak powiedzieli sobie wcześniej - miłość nie wybiera. Tym samym stanęła przed problemem, którego nie potrafiła rozwiązać.
Ewidentnie nie chciała tego powiedzieć na głos. Sam fakt, że o tym pomyślała, był niezwykle dziwny. Może gdyby był wychowany w bardziej tradycyjny na te czasy sposób, to nie przeszkadzała mu ta wizja przyszłości. Jednak patrząc na to, kim była ta druga kobieta, to do tego najpewniej nigdy nie dojdzie. - To nie jest rozmowa na to spotkanie. Na ten moment zostawmy ten temat. - czerwień z jego twarzy nie zniknęła ani na sekundę. Po chwili uświadomił sobie, jak jego słowa mogły zabrzmieć, ale wolał nie kontynuować wyjaśnień w tym stanie. Jeszcze on też coś palnie tak, jak ona i będzie tylko gorzej.
- Małymi kroczkami Yona, małymi kroczkami... - nie liczył na to, że będą od razu najlepszymi kumplami. Podstawa, jaką odbudowali, dawała mu jednak nadzieję na lepszą przyszłość. Jak nie dzisiaj to innego dnia. - Nie oczekuję tak nagłej zmiany. Mamy sporo czasu na naprawienie tego, co się między nami zepsuło. Jeśli o to chodzi, to będę cierpliwy. - uśmiechnął się do niej, zapewniając, że nie opuści jej w ten sam sposób po raz kolejny. Nie chciał znowu tego zepsuć. Może i nie będą razem w romantycznym sensie, ale nie zostaną również dla siebie obcymi ludźmi, a przynajmniej o to chciał się postarać.
- Nawet jakbym chciał, to tego nie zmienię. Wiem, że przez to może być ciężej, ale nie pozwolę, abyś została tylko wspomnieniem. - było to silniejsze od niego. Nie chciał jej ranić, ale nie chciał też jej stracić. Był niezwykle zachłanny i samolubny. Niestety taki już był. Starał się każdemu dogodzić i czasami to sprawiało, że wszystko się komplikuje. Może Yona niedługo pozna kogoś, kto sprawi, że zapomni, co do niego czuje. Chciał dla niej szczęścia, którego teraz nie mógł jej dać. Zasługiwała na to nawet bardziej niż on.
Kontynuowanie dawnej wpadki, przychodziło jej znacznie gorzej. Wyłapywała kilka słów, natomiast aktywne uczestniczenie w konwersacji było niemalże niemożliwe. Wystarczyło, żeby usłyszała jego odpowiedź i została ponownie zamurowana. Umysł starał się chodzić na wyższych obrotach, lecz brak naoliwienia doprowadzał do częstych zgrzytów. W konsekwencji nie bardzo wiedziała, co próbował osiągnąć - pogrążyć się czy zmienić temat. Najbezpieczniej było przyjąć drugą opcję, ale samo to, że kiedykolwiek mieliby do tego wrócić, przyspieszyło bolące serce - Co? - wydukała z siebie, choć zamierzała powiedzieć coś innego. Buzująca frustracja, doprowadziła do tego, że dłońmi uderzyła w policzki, aby nieco się ocucić - Czyli przy innym spotkaniu, chcesz wrócić do tego tematu? - powinna jeszcze wykrzyczeć, czy go przypadkiem nie pogięło lub, czy myślał przed otworzeniem buzi, ale chyba i ognistowłosemu przychodziło to z trudem. Głos miała ciągle niepewny, ale samo pytanie zabrzmiało mocnie. Przez chwilę dźwięczało jej w uszach, nie wierząc, że dalej brnie po tym niekomfortowym terenie.
- W tym wypadku, to baaaardzo małymi - podkreśliła, jak wiele stracili przez te sześć miesięcy oraz ostatnie wydarzenia, co nie znaczyło, iż nie zamierzała mu dać szansy. No dobra, postara się to zrobić, bo nie była do końca pewna swojej decyzji - Uzbrój się podwójnie, wiesz, zawsze trzeba być gotowym na kilka kroków wstecz.
Nie dawał jej spokoju. Mogła chcieć uciec od niego albo wytykać mu błędy w myśleniu, lecz się nie poddawał. Jego zaborczość oraz samolubstwo, szczerze działało jej na nerwy. Nigdy nie prosiła o zyskanie statusu osoby specjalnej. Lubiła być wolna, natomiast szufladkowanie i trzymanie na uwięzi, nigdy nie kończyło się dobrze. W tym wypadku puściła to mimo uszu, wyjdzie, jak wyjdzie i tyle. Tylko, ile razy mogła pozwolić sobie na kłamstwa, kiedy wiedziała, co czuje?
- Innymi słowy nie pozwolisz mi uciec? Ani wtedy, ani później? Jesteś zdecydowanie za bardzo zachłanny. Próbujesz mieć cały owoc, pomimo spróbowania. Tak się nie da - odpowiedziała z nutą pretensji w głosie. Wzrok pozostał czujny, natomiast dłonie w zaborczym geście skrzyżowała pod piersiami. W tym czasie nogi umocniły pozycję na gałęzi, aby nagłe zachwianie nie pozbawiło jej balansu. Ot chciała sobie jeszcze posiedzieć - W takim razie, kim chcesz, żebym dla Ciebie była? Nie mogę należeć do wspomnień, zatem jaką relacje masz w głowie i dlaczego?
Kwestia jej propozycji nadal się ciągnęła. Nie było to jego zamiarem, lecz słowa jakie wypowiedział w zakłopotaniu pozwoliły jej kontynuować to dalej. Po początkowym szoku zdążył już nieco ochłonąć, dlatego chciał naprostować sytuację. - Nic ci nie mogę obiecać... na ten moment sam nie wiem co czuję. To wszystko jest dla mnie nowe. Nawet nie wiem czy to co czuję do tamtej kobiety to miłość... w końcu nigdy jej nie doznałem. - nie chciał stanowczo zaprzeczyć. Jego słowa były prawdziwe. Sam nie wiedział co czuje względem Sayaki. W końcu było tak jak powiedział. Miłość była mu obca, dlatego nie odpowie jej jednoznacznie. Całkiem możliwe, że to co widzi jest zupełnie innym uczuciem, ale tego się nie dowie teraz. Na to potrzeba czasu i to właśnie tego potrzebował od Yony.
Nawet jeśli wiedział, że potrzeba teraz małych kroczków, to tak na prawdę nie wiedział, jak się do tego zabrać. Nigdy nie był w takiej sytuacji. Starganie czyjegoś serca było błędem, którego nie potrafił naprawić w prosty sposób. Nie chciał się jednak poddawać. Zależało mu na niej w dziwny dla niego sposób. - Nie chcę całego owocu. Chcę jedynie nasionko, aby je zasadzić i pielęgnować, aby po czasie wyrosło z niego piękne drzewko. - nie liczył na to, że będzie jak dawniej, a nawet podobnie. Chciał zacząć z nią nową ścieżkę. - Nie jestem w stanie tego nazwać jednym słowem. Chcę po prostu żebyś była. Wystarczy mi, że nie będziemy siebie unikać i porozmawiamy od czasu do czasu. Może wyjdziemy gdzieś się napić, pośmiać może nawet powalczyć czy też trenować. - nazywanie tego jednym słowem nie jest dobrym pomysłem. W racji, iż sam nie wiedział co tak na prawdę oczekuje z tej relacji. Czas pokaże co z tego będzie. Póki co wystarczy mu samo to, że nie będzie go unikać
z/t dla Kiryu i Yona
Nie możesz odpowiadać w tematach