Choć napar pozostawiony na dzisiaj przez nauczyciela zawsze był przyjemnością, był również zadaniem na obudzenie zmysłów - węchu, wiedzy, znajomości mieszanek, które przewijały się przez dłonie bardziej doświadczonego zielarza. Przymknął oczy, delektując się ciepłem czarki, ale skupiając również na aromatach, które dzisiaj łagodnie się łączyły i wybijały. Wyczuwał jęczmień z kardamonem, był pewna, że wyczuwał łagodność kamelii. Nie było tu wiele składników, ale wystarczająco, aby móc ocenić zastosowanie mieszanki. Nie miała być mieszanką energetyzującą, a uspokajającą - pomagać na krążenie, pomagać na sen i rozgrzewać organizm w czasie chłodu i mrozu, kiedy było łatwiej o choroby.
Pierwszy łyk, aby zapoznać się jeszcze ze smakiem złagodnianym dzięki dodatku liści kwiatu do jęczmiennego naparu, chcąc upewnić się że dobrze odgadł wszystkie pojawiające się nuty dzięki węchowi. Chwila zawahania, po czym przesunął wzrok na notatki, pozostawione dla niego jako dzisiejsza praca. Był samodzielny w przygotowywaniu mieszanek, w doświadczeniu jakie posiadał jeszcze przed wstąpieniem do korpusu, wykazując się czymś, co określano jako intuicje. Dobrze oceniał właściwości roślin, po kształcie ich liści i kwiatów, po ich zapachu czy bartwie nasion i owoców. Natura dobrze planowała każdy ruch i każdą łodygę roślin, a on uważał się za utalentowanego w rzeczy rozumienia, jaki natura posiadała zamiar. Jednak był równocześnie za to ganiony - jego nawyki z czasów przed treningiem mogły w końcu okazać się tragiczne, kiedy brakowało mu zarówno wiedzy, jak i wieloletniego doświadczenia.
Ufaj intuicji, ale bądź w stanie uzasadnić każdą z podjętych decyzji.
Spoglądając na listę, po wypitym naparze, nie zwlekał z zabraniem się do pracy. Był odpowiedzialny za zapasy suszące się zarówno we własnym domu, jak i zaoferowanie pomocy w innych miejscach. Zapotrzebowanie na składniki korpusu były ogromne, a każde miejsce, w którym można było odpowiednio przygotować wysokiej jakości suszonki, było na wagę złota. Może dlatego tak chętnie gospodarował pieczołowicie każdy skrawek domu?
Uchylił nieco drzwi, aby wpuścić odrobinę chłodnego, rześkiego powietrza do środka, kiedy zajmie się kontrolą roślin. W pierwszej chwili skierował się do ścianki, na której wisiały bambusowe plecione tace, lekkie i idealne do wysuszania na słońcu. Powoli, zdejmował jedną po drugiej, wynosząc na zewnątrz i układając je na ziemi. Zdejmował z nich materiały zapobiegające rozsypywaniu się, kiedy układał na ziemi. Na każdej z tac znajdywały się inne rośliny, a on każdą z nich po prędce skontrolował. Czy wszystko wysychało poprawnie? Czy nie zalęgła się w nich wilgoć, czy nie pojawiała się pleśń - czy nie umknęły mu przy wcześniejszych kontrolach ubytek na liściach. Wszystko musiało być idealne, aby przynosiły jak najlepsze rezultaty zarówno podczas leczenia zabójców demonów, ale i kiedy po jedne z roślin sięgało się, aby zatruć demony.
Przyjrzał się uważnie serdecznikowi na jednej z tac, decydując w końcu na przeniesienie go z tacy do odpowiedniego, mniejszego koszyka. Ten znalazł się we wnętrzu domu, na stole tuż obok moździerza, a Fukurō prędko przysiadł przy nim, zabierając się do mozolnej i męczącej pracy, przerabiając ususzone rośliny na żółtawy proszek. Jasny, o delikatnie musztardowej barwie. Choć napar z liści przynosił wystarczające efekty dla zwykłych ludzi, dla zabójców potrzeba było silniejszej, bardziej skoncentrowanej dawki, choć doskonale wiedział, że działanie tej rośliny było niepokojąco skuteczne w pomocy przepływu krwi. Nie można było podawać serdecznika osobom o ranach wewnętrznych i zewnętrznych, w obawie o niekontrolowany krwotok. Kiedy jednak występował brak czucia w kończynach czy stany zawalne, nie był pewny czy istniało lepsze remedium.
Proszek powoli przesypał w pierwszej porcji, w kolejnej i następnej do odpowiednich pojemniczków. Dostarczy je później dla medyków, chcąc jeszcze odpowiednio opisać jego podawanie, oraz przeciwskazania.
W następnej kolejności, powtórzył w pamięci składniki jednej z mieszanek. Zawahał się, kiedy zbierał potrzebne suszonki. Grzyby choreito, korzenie takusha, bukuryou i byakujutsu, a także na sam koniec również i laskę cynamonu.
Dostroił odpowiednio wagę, upewniając się kilkukrotnie czy na pewno wszystkie miarki wskazują odpowiednie liczby. Nie chciał ryzykować - nie mógł ryzykować, że popełni błąd.
- Dwanaście gram chorei... - powtórzył cicho, pierw odmierzając ususzone grzyby, ucinając fragment, kiedy waga pokazała zbyt wysoką wartość. Jednak same grzyby czy cynamon nie było czymś, co go martwiło - bardziej robiły to korzenie. Trzymał w pamięci zatrucie jednego z zabójców demonów, właśnie bukuryo, będąc za każdym razem niezwykle ostrożny w dodawaniu podobnych składników. Rośliny i wszystkie dary ziemi potrafiły nie tylko leczyć, ale również i zabić. Wszystko było lekiem, ale i trucizną, jeśli odpowiednio zmieniło się dawkę podania.
- Osiemnaście... dwanaście... dwanaście... dziewięć... - powtarzał pod nosem własne słowa co do składu, który miał wejść w mieszankę. Upewniał się, że wszystko było poprawnie odmierzone, a później znajdywało się w wyczyszczonym wcześniej moździerzu. Ścieranie na kamiennych ściankach, nadgarstek i ramię bolało, w całym przedramieniu był odczuwalny każdy ruch, który miał na zamiarze zmianę mieszanki w dokładny proszek.
Kolejny proszek w końcu został przesypany do dwóch właściwych pojemników. Wypisanie kolejnej etykiety zajęło tylko chwilę - wraz ze stosowaniem i przeciwskazaniami. Obawiał się czasem wizji, że ktoś nieodpowiedni lub jeden z uczniów medyków mógłby popełnić błąd, sięgając po źle oznakowany lek, który w nieodpowiedniej dawce mógł zaszkodzić.
Pachnotka była kolejną rośliną, której musiał uzupełnić zapasy dla swojego mistrza. Tym razem jednak nie było potrzeby, aby ubić ją na proch - zapakowanie w papier powinno być wystarczająco.
Podniósł się od stołu, odpowiednio zbierając z jednego z wiszących o sufitu stelaży, pęki zasuszonych liści odpowiedniej rośliny, prędko upewniając się, że sięgnął po właściwą. Kiedy susz dotknął jego skóry, po krótkim czasie poczuł nieprzyjemne pieczenie. Niegroźna, acz uciążliwa alergia skórna, na którą cierpiał w stosunku do pachnotki, nie była czymś, czym powinien się zmartwić.
Skupił się na zapakowaniu rośliny. Ostrożnie, aby niczego nie ukruszyć, po tym również przewiązał pakunek, odkładając do koszyczka, w którym znajdowały się również wcześniejsze specyfiki.
Sięgnął po Goreisan, którego przygotował dwie porcje. Do niewielkiej czarki odlał odrobinę oleju, a po tym dosypał jedną porcję proszku składającego się z korzeni, grzybów oraz cynamonu - zawsze zawartość cynamonu martwiła go w tej mieszance, kiedy stosował ją na skórze, ale nauczył się już dawno, że niektóre korzenie negowały jego drażliwość. Wiedział jak musiał zadziałać z tym wszystkim, co miał pod ręką - wiedział, jak musiał zadziałać w sytuacjach, kiedy potrzebował skorzystać ze swojej wiedzy. To było przecież jego celem, aby móc praktycznie korzystać z dobrodziejstw matki ziemi.
Połączył proszek dokładnie z olejem, tworząc pewnego rodzaju pastę, a po tym układając tak powstały specyfik na wierzchu swoich dłoni, na których dopiero zaczynało pojawiać się podrażnienie. Wiedział, że mogło się ono skończyć bolesnymi bąblami, dlatego chciał przeciwdziałać już za wczas na to, co tylko mógł.
Po nałożeniu pasty, zabrał się do względnego sprzątania i odkładania niektórych przedmiotów na swoje miejsce. Chciał zająć dostarczeniem się rzeczy nie tylko na miejsce, ale też do swojego nauczyciela aby ten upewnił się, że wszystko zgadzało się w kwestii jakości.
Trening indywidualny w specjalizacji Ne - zielarz/alchemik. Posty dwutygodniowy. Treść posta według licznika wynosi 1086 słów.
dialog #7d9360
46/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 46 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Po głowie wciąż chodziła mu sprawa, która poruszona już dłuższy czas temu - wymagała interwencji, której jeszcze dokładnych szczegółów nie poznał. Testy, to powinni przeprowadzić, choć z pewnością utajniona tożsamość zabójczyni nie pomagała w tym, aby te przechodziły tak sprawnie. A nawet gdyby poznał jej imię, nawet gdyby znalazła się zamknięta w Yonezawie, trudno było oszacować jej stan - a rozumiał trudność, z jaką opowiadała o tym, z czym się zmagała. Choroby ducha nie były proste, ani dla medyków ani tym bardziej dla niego. Poruszał się na ślepo, kiedy łączył kolejną zmieloną roślinę z odpowiednią dawką zielonkawych w odcieniu grzybów. Czy to mogło pomóc? Czy to mogło ukoić nerwy, które przez tak długi czas były nadszarpane?
A gdyby otumanić cały umysł i ciało - może to odpoczynek był potrzebny? Silny i długi, taki na który nie mogli sobie pozwalać jako zabójcy. Gdzie leżała granica między tym co leczyło, a tym co szkodziło? Jaka była różnica między dawką śmiertelną dla człowieka? A dla demona? Niektóre środki w zwiększonej dawce wykazywały efekty nawet na potworach, z którymi korpus podejmował walkę.
Wciąż był pod wrażeniem grzybów, które udało mu się zebrać na krańcu jesieni, a zimy, w jednej z jaskiń w okolicach Yonezawy, a które okazywały się po wysuszeniu wręcz rozpuszczać pod wpływem ciepła. Odrobina pary, niewielki ogień a zaczynały tworzyć gęstą maź wraz z walerianą, która powinna działać otępiająco. Na ciało i na umysł.
Może nie powinien przygotowywać pasty w domu - może powinien wybrać się z tym na zewnątrz? Choć był wręcz pewny, że zapach waleriany kusił okoliczne koty, a te nie były czynnikiem, który chciał dopuszczać do otwartego ognia.
Poprawił materiałową maskę, która miała chronić go przed efektem dymu - tego samego, który już wcześniej wykazywał efekty kojące na nim samym. Kadzidła nigdy wcześniej nie pokazywały na nim podobnego wpływu, nie tak silnego - może miało to do czynienia z samymi grzybami? Może to właśnie one były środkiem, który mógł pomóc w uspokojeniu skołatanych myśli? Serca, które dudniło w klatce piersiowej w sytuacji stresu.
Sięgnął po dzbanek leżący na pobliskim stoliku, aby do niewielkiej patelni dolać nieco wody, mającej rozrzedzić pastę, która zaczynała się gotować i wręcz karmelizować - nie to było jego celem, nie chciał jej zupełnie spalić, ale widział, że jeszcze nie cała waleriana została okryta w przedziwnej, grzybowej substancji. A może użył ich w kompletnie niewłaściwych ilościach? Może mniej waleriany, może więcej grzybów? Może powinien spróbować użyć zamiennika, innej rośliny?
Skupiony na dolaniu wody, nie dostrzegł kota, który wkradł się do domu przez niedomknięte okno, skuszony zapachem jednej z jego ulubionych roślin. Wszystko pachniało walerianą, pod którą wkradał się nieco kwaśny zapach pochodzący od samych grzybów, których Fukuro nie znał nazwy - nie wydawało mu się, aby którykolwiek z zielarzy w Yonezawie otwarcie o nich wspominał. To były jednak wciąż rośliny, których różnorodność w wyglądzie i właściwościach utrudniała pracę z nimi. A jednak było coś satysfakcjonującego, kiedy był w stanie nowy gatunek wcielić do jednej z receptur.
Sięgnął po grafit na blacie, chcąc dopisać obserwację. Odrobinę za wysoka temperatura i wszystko się paliło - ale mieszanka zdawała się doskonale łączyć również z samą wodą. Obniżona temperatura, wszystko zdawało się ratować, a nawet odrobinę pęcznieć, choć nie traciło na chcianej konsystencji...
Czuł jak zapach powoli uderzał do głowy - czuł się nieco bardziej rozluźniony, może nawet odczuwał nagłą senność? Zmęczenie, jakby mógł się po prostu położyć i zasnąć, a sen ten by był bardziej odprężający niż jakikolwiek inny.
- Nie! - zaraz mu się wyrwało, kiedy kątem oka dostrzegł puszystą łapę kierującą się w stronę otwartego płomienia. Intuicyjnie wylał dzbanek z wodą na patelnię, na zwierzę i na płomień, chcąc uniknąć tego, że zwierzę samo się skrzywdzi - prędko orientując się, że mieszanka przy której pracował przez ilość nagle wlanej wody zmieniła się w napar, a nie pastę.
Westchnął, odkładając wszystko na bok, kiedy powoli docierało do niego, że jego drobny eksperyment nie powiódł się sukcesem. Choć przez moment poczuł jeszcze silniejsze zmęczenie. Czy to woda, może sama para powodowała, że czuł jak jego powieki stawały się jeszcze cięższe? Trudno było mu utrzymać patelnię, z której parowało, a w której zamiast pasty w tej chwili znajdywało się coś na wzór naparu.
Ostrożnie odłożył patelnię na bok, na stole i odpowiednich materiałach, aby gorące wciąż naczynie nie pozostawiło palonych śladów na meblu. Po tym przyszedł do złapania zwierzęcia i pozbycia się go z domu, zanim przystąpił do obserwacji substancji, z którą pozostał.
Czuł znużenie, ale nie mdłości. Czuł nieco bardziej prażony zapach niż początkowo - wyczuwał słodycz waleriany, nutę bardziej orzechową, jakby to rozgrzana woda w połączeniu z pastą ją wyolbrzymiła. Zawahał się przez moment, zastanawiając się czy substancja byłaby odpowiednia do spożycia... Przeszło mu to przez myśl, że mogłoby to być doskonałe na sen. A może samo wdychanie oparów wystarczało?
Sięgnął do swojego dziennika, chcąc odnotować kolejne obserwacje, choć czuł jak jego ręka była ciężka. Materiał przysłaniający drogi oddechowe nie pomagał wcale wiele na to, że całe pomieszczenie było wypełnione uspokajającym zapachem.
Zapisał kilka znaków, które zdawały się tracić sens w jego głowie. Nie potrafił sobie przypomnieć ich znaczenia, mimo że ręka je pisała - musiał je znać w takim razie, prawda? Zdawało mu się, że nawet czuł zapach tych znaków. Nie grafitu, nie papieru po którym pisał, ale samych znaków. A może i ich smak? Tak, widział je wyraźniej - i smak, i zapach. Były bardzo wyraźne, podobnie do dźwięków drewnianej podłogi, na której siedział. To jak drewno oddychało...
***
Fukuro obudził się po kilku godzinach w miejscu, w którym pracował z ociężałą głową i załzawionymi oczami. Czuł się wypoczęty po śnie, jednocześnie czując silne nudności jakby zjadł coś nieświeżego. Przy próbie zorientowania się w pomieszczeniu, dostrzegł dziennik w którym ku swojemu zdziwieniu odkrył krzywe linie w żaden sposób nie układające się w słowa.
Znajdując nieopodal napar, zaczął podejrzewać co dokładnie miało miejsce, choć przywołanie wspomnień przychodziło mu z trudem - podobnie jak prześledzenie własnych działań, które spróbował zanotować na nowo, aby zrozumieć własne błędy przy próbie przyrządzenia nowego środku.
Trening miesięczny na specjalizację ne zielarz/alchemik - według licznika ponad 1000 słów.
dialog #7d9360
96/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Ocena treningu
146/300
Nie możesz odpowiadać w tematach