Śniadanie zawsze jadali punkt siódma. Później sprzątanie świątyni, modlitwa i nauki. Junko była jedną ze starszych uczennic, lada moment miała stać się pełnoprawną młodą kapłanką. Czarna owca i objawienie. Oddana wierze, mimo to na siłę buntownicza. Mogła być niesamowicie zdolna, ale pyskowała na tyle często, że obrywała czasami mimochodem. A to sprawiało, że miała ochotę buntować się jeszcze bardziej!
Jak zwykle, tuż po porannej modlitwie, udało jej się wymknąć poza bramy światyni. Skorzystała z nieuwagi zabieganych kapłanek i bocznej furtki, którą z łatwością było przeskoczyć nawet najdrobniejszym dzieciom. Czym prędzej udała się w umówione z Kaheim miejsce. Chłopiec czekał na nią pod drzewem, analizując bytujące tam żyjątka.
— Kahei, jestem. — powiedziała zarumieniona.
— Junko, zobacz, migrujące mrówki.
— Nie chcę tego oglądać.
Chłopiec wzdechnął głęboko i pokręcił głową, jak gdyby Junko swoim uparciem traciła najlepszą zabawę świata.
— No to chodźmy już do reszty. Znalazłem skrót.
Chwycił młodą kapłankę za rękę i pobiegli przed siebie.
— Heeej wszystkim! — krzyczała Junko, wymachując rękami.
— Cześć. — rzucił Kahei, gdy wreszcie zbliżyli się do grupy.
Było ich łącznie dziesięciu. Większość to wiejskie dzieciaki, które mieszkały nieopodal świątyni. No i Kahei, młody szlachcic, oraz Junko, wychowanka tejże świątyni. Ona i Kahei dołączali do dzieciaków tak często, jak tylko mogli. A oboje mieli, jak na małolatków, grafiki dość napięte. Każde z nich miało w końcu jasno wyznaczone cele i priorytety.
Kahei przyjacielsko poczochrał włosy niedużego rudzielca, jednego z młodszych dzieciaków, Kamezo. Junko nie traktowała go jako bliskiego przyjaciela, ale doskonale kojarzyła młodego. Posłała mu więc szeroki uśmiech i pokazała język, tak po prostu.
— Nareszcie jesteście. Mamy dla was tajne informacje... — rzekł tajemniczo szczerbaty Haru, syn właściciela tutejszego zajazdu i samozwańczy lider grupy. — Rodzina Sato została zaatakowana przez demony-
— Pfffffff, kogo? Prędzej uwierzyłabym w smoki, Haru. Co za bajeczki znowu wymyślasz. — przerwała mu Junko, której przytaknął niechętne Kahei i jeszcze jeden chłopiec.
— Cicho! Nie wymyślam, tak było! Sama się przekonasz, bo idziemy sprawdzić miejsce zbrodni. Kto spenia, ten frajer i nie będzie się z nami bawić. — szczerbaty brunet posłał wszystkim przeszywająco-ostrzegawcze spojrzenie.
Junko wydęła usta i zacisnęła dłonie w pięści, gotowa do walki tu i teraz. Przytrzymał ją Kahei. Nienawidziła być uciszana! Dlaczego ten mały knypek uważał się za ich dowódcę? To ona powinna nimi wszystkimi rządzić. Miała więcej siły niż oni wszyscy razem wzięci.
— Po pierwsze, to demony nie istnieją. Po drugie, jeśli nawet tak, to bardzo niebezpieczne się tam zapuszać. — rzucił Kahei, pewnie i głośno.
— Pan ważniak jak zwykle psuje zabawę. Nic się nam nie stanie. W razie czego, uratują nas Zabójcy Demonów.
— Zabójcy czego? Jak zwykle gadasz głupoty, Haru. Przeproś Kaheia! Jest od ciebie sto razy mądrzejszy — Junko złapała go za materiał koszulki i przyciągnęła za siebie. Czerwieniła się przy tym ze złości i zawstydzenia.
Haru odepchnął ją od siebie, równie czerwony co czarnowłosa prawie-kapłanka.
— Głupia, zostaw mnie!!! Jeśli nie wierzycie, to sami się przekonacie. Za godzinę wyruszamy. Zabierzcie coś do jedzenia, bo droga jest daleka. Jeśli nie chcecie się z nami bawić, to spadajcie. I nie przychodźcie tu więcej.
Junko posłała mu rozwścieczone spojrzenie, czekając na wyrok Kaheia. Chłopiec westchnął jedynie i rzucił jej porozumiewawcze "daj spokój, zostajemy". Klikając językiem, odwróciła się ostentacyjnie na pięcie i skrzyżowała ręce na piersi.
— Podzielimy się na mniejsze grupy. — rzucił Akiko, zastępca dowódcy. — Ja, Junko, Kahei i Kamezo pójdziemy razem. Ty Haru, Sakura, Ami, Ryo i Taiyo będziecie w jednej drużynie. — rozporządził.— Za godzinę spotykamy się w tym samym miejsc. Przygotujcie się.
Haru, podobnie jak Junko, nie wydawał się zadowolony. Kahei miał nieprzeniknioną minę. Reszta dzieciaków wydawała się być albo podekscytowana, albo przestraszona.
— Czemu musimy być z Kamezo? To dzieciak. Będzie nam przeszkadzał. — narzekała Junko, posyłając podejrzliwe spojrzenia do małego rudzielca. — Umiesz w ogóle szybko biegać? Wiesz jak się bić? — zaczepiała.
— Oj, zostaw go, Junko. Jest dużo lepszy od Haru. — odrzucił Kahei. Może i miał rację. Ale od Haru lepszy był dosłownie każdy!
Junko nie chciała wierzyć w słowa przyjaciela. Obeszła czerwonowłosego wokół, lustrując go od stóp do głów. Czekała ich trudna misja. Nie mogli pozwolić sobie na niepotrzebne przeszkody i ofiary. Kahei był mózgowcem, który miał im obmyślić doskonały plan. Ona miała siłę. Akiko był sprytny i potrafił się bezszelestnie poruszać. A mały Kamezo? Co taki berbeć mógł potrafić? Ile on miał lat? 4? 7? Miał jeszcze mleko pod nosem.
— Mam nadzieję, że nie będziesz nam przeszkadzał. — warknęła do młodego. — No dobra, ja mam ze sobą podkradzione onigiri. Potrzebujemy trochę wody i jeszcze jakiejś wałówy. Czy każdy ma coś przy sobie? — zarządzała. Nie zwracając uwagi na faktycznego przywódcę, Akiko.
- Pamiętaj, żeby nie odchodzić za daleko i uważać na siebie, wróć na obiad dzisiaj robię twoją ulubioną zupę miso
- Dobrze, pa, pa! - wykrzyknąłem i wybiegłem z domu ile sił w nogach. Nie mogłem pozwolić się dłużej zatrzymywać, bo jeszcze pójdą bawić się beze mnie! Dotarłem na miejsce cały zadyszany i przywitałem się z innymi. Niedługo po mnie na miejsce dotarli Junko i Kahei. Oni jako jedyni nie byli tacy jak my. Junko była dziewczyną z świątyni, a Kahei na pewno nie wychowywał się tak jak większość z nas, oni byli bardziej zajęci, dlatego nie zawsze z nami się bawili. W całej grupie chyba byłem najmłodszy, a w dodatku niższy od chłopaka, który zawsze chodził z Junko, przez co często lubił czochrać mnie za włosy. Zresztą nie tylko on to robił co było czasami denerwujące i wtedy próbowałem też go złapać i się odegrać, ale jedyne co to próbowałem podskoczyć, żeby go złapać, a on i tak był silniejszy. Spojrzałem na niego i wytknąłem mu język, po czym spojrzałem na Haru z ciekawością. Co to mogłyby być za informacje?
Chłopak wspomniał coś o demonach? Nie wiedziałem do końca o co chodzi, rodzice nigdy o nich nie wspominali, a jeśli takie coś miałoby miejsce to tata pewnie rozmawiałby o tym z mamą. Haru pewnie kłamał. Junko sama go o to posądziła, tak samo jak samo jak jeszcze dwójka chłopców, a ja dołączyłem się do nich. - No właśnie, kłamiesz, jakby demony istniały to rodzice by nas o nich ostrzegli! - powiedziałem w niezgodzie z jego informacjami. Jednak chłopak chciał nam pokazać to miejsce i udowodnić, że tak jest, a w dodatku jak ktoś nie pójdzie to nie będzie się z nimi bawił? Nie mogło tak być, musiałem iść, nie chciałem przestać się z nimi bawić, innych kolegów nie miałem, może przez mój kolor włosów myśleli, że jestem inny? Przez chwilę zrobiło się dość głośno, wszyscy zaczęli ze sobą gadać o całym planie, a Junko chciała nawet rzucić się na szczerbatego, ale na szczęście została powstrzymana, była chyba z nas prawie najsilniejsza i najstarsza, więc pewnie biedny Haru straciłby kolejnego zęba. W końcu po krótkiej kłótni udało jej się do niego dotrzeć, wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć, cała czerwona i kipiąca ze złości. Po wszystkim Akiko podzielił nas na grupy. W drużynie był Kahei, Junko i Akiko. Czwórka osób, dość mała grupa, ale nawet jeśli byłby tam demon to go pokonamy. W końcu było nas dużo, chociaż one i tak pewnie nie istnieją.
W ciągu godziny spakowałem wszystko co się da. Wodę, mama spakowała coś do jedzenia, ale jeszcze nie zaglądałem co. Powiedziałem im, że idziemy niedaleko pobawić się w berka, nic nie podejrzewali i pomogli mi zabrać ze sobą rzeczy. Na miejscu zbiórki czekała już moja drużyna. Na miejscu Junko zaczęła na mnie narzekać? O co jej w ogóle chodziło. - Jak Ci się coś nie podoba to możesz nie iść, ja przynajmniej nie robię się czerwony i się nie wkurzam - wytknąłem Junko wytykając jej język. Może i nie umiałem się bić i nie biegałem szybko, ale nie będzie to potrzebne. W końcu nie spotkamy tam demona, nie wierzyłem w to, że istniały, a szedłem tylko dlatego, żebym mógł się z nimi dalej bawić. Byłem prawie najmłodszy i najsłabszy, więc nie miałem za dużo do gadania. - Nie będę przeszkadzał! Pomyślałem o wodzie i zabrałem trochę picia, dla kilku osób starczy. Do tego mam też coś do jedzenia, mama mi spakowała! Gdzie dokładnie idziemy?
but only a blind man can truly see
Nie możesz odpowiadać w tematach