Why is my reflection someone I don't know ?
[theme]
When they do they end up tripping the wires
I never have a defense
Cus I always want more than less
Do posiadłości ruszył więc chętnie, nawet pośpiesznie. Szybko stawiał kroki i chwilę po wezwaniu stał już pod drzwiami. Nie wiedział, co go czekało w środku, zapukał w futrynę i wkroczył do skąpanego półmrokiem środka. Rozejrzał się po pokoju, ale nie dostrzegł w nim zbyt wielu osób. Byli zajęci gdzie indziej? Dopiero tutaj zmierzali? Rybak był bowiem święcie przekonany, że wezwanie otrzymało więcej ludzi. Że tutaj, w domu nie żyjącego już Mistrza czeka ich poważna rozmowa o dalszych losach Yonezawy. Najwidoczniej był w błędzie.
Jego wzrok wyłapał stojącą w kącie Ayame i podszedł w jej kierunku. Cieszył się, że wodniczce nie stało się nic złego tamtej nocy. Nadal stawiała swoje pierwsze kroki w korpusie i brak doświadczenia mógł okazać się wtedy równie groźnym przeciwnikiem, co demony. Skinął głową i odezwał się pierwszy.
— Wiesz, po co nas tu wezwali? — zagadnął stając obok. Oparł się o ścianę, a ręce skrzyżował na wysokości brzucha. Dwóch wodników to nie jakaś imponująca liczba, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich możliwości. Czyżby szykowano im zadanie szyte na miarę?
Z ciekawością rozglądał się po pomieszczeniu i cieszył się, że założył nowy strój. Wnętrze posiadłości odstawało poziomem od kwater zabójców. Nie żeby było pełne przepychu, ale czuć było ogrom pracy włożony w jakość materiałów i detali tworzących spójną kompozycję. Chyba dobrze oddawało osobowość Iemitsu, ale tego już się mógł tylko domyślać.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
⠀⠀⠀⠀Przekroczenie progu rezydencji przypominało skok przez czas. Budynek został urządzony w staroświeckim, tradycyjnym stylu i wyposażony adekwatnie - w pozostałości przeszłych czasów; ściany zdobiły skruszałe zwoje, wypalone latarnie i zakurzone pamiątki.
⠀⠀⠀⠀Cisza wnętrza dawała złudne wrażenie bezpieczeństwa. Jakby napad na miasto zabójców nigdy nie miał miejsca. Ale wszystko było prawdziwe. Kawałek dalej obszerna sala centralna pozostała otwarta na widok przechodniów, a w jej środkowej części na ramionach prostego wieszaka wisiała rozłożona szeroko jasna szata. Szata, w której zwykle prezentował się martwy teraz Mistrz.
⠀⠀⠀⠀
⠀⠀⠀⠀Nobu najpierw usłyszeli, a dopiero później zobaczyli. Rosły mężczyzna śmiał się w głos z siłą wodospadu uderzającego o skały. Rzadki ostatnimi czasy odgłos, ale filar wody od zawsze znany był ze swojego optymizmu. Dopiero kiedy wyłonił się zza rogu oboje mogli zobaczyć, że jego twarz jest poszarzała, a sam Fujiwara wydaje się nawet starszy niż przed atakiem.
⠀⠀⠀⠀Siwe włosy miał złapane w luźny koński ogon, ale tu i tam spod sznura uciekały luźne, niechlujne kosmyki. Pod oczami miał ciemne obwódki.
⠀⠀⠀⠀— Doskonale, doskonale — Klasnął w dłonie na widok Kireia i stojącej nieco dalej dziewczyny. Przyciszonym głosem pożegnał się z towarzyszem - innym zabójcą oddechu wody - i skierował się do nich. Wydawał się nieco roztargany, ale poprzez zmęczenie przebijała się jego zwykła radość życia. — Miałem nadzieję, że informacja szybko do was dotrze. Chodźcie za mną. Skoro i tak będziemy chwile rozmawiać, możemy się przejść po rezydencji. Byliście tu kiedyś?
⠀⠀⠀⠀Złączył ręce za plecami i ruszył jednym z korytarzy, rozglądając się na prawo i lewo jakby sam był tu po raz pierwszy.
⠀⠀⠀⠀— Ciężkie czasy — dodał po krótkiej chwili milczenia. — Ale ciężkie czasy rodzą wspaniałych wojowników. Skąd pochodzicie?
Kolejność: obojętnie
Czas na odpis: brak
Dodatkowe informacje: -
- Oh, Kirei-san - ukłoniła się grzecznie na powitanie, kiedy zabójca podszedł do niej. - Niestety, ale notatka wysłana przez Fujiware-sama była dość lakoniczna - odpowiedziała mu przepraszającym tonem, jakby faktycznie żałowała, że nie mogła być bardziej pomocna w przytoczonej przez niego kwestii.
Spojrzenie fiołkowych oczu dziewczyny powędrowało w bok, bo podobnie do Kireia, zaczęła rozglądać się dookoła. Przyglądała się głównie szacie, która wystawiona teraz na widok publiczny, jeszcze nie tak dawno należała do martwego już mistrza. Ładna, podobnie jak i cała posiadłość, zdawała się nie pasowac do całego obrazka, który dział się na zewnątrz. Do zrujnowanej wioski i brudnego życia zabójcy demonów. Ayame poczuła ukłócie obrzydzenia, jednak nie dane jej było pochwycić go w pełni, bo też do ich uszu doszedł wreszcie śmiech Fujiwary Nobu.
- Fujiwara-sama - rzuciła cicho i mężczyźnie posyłając grzecznościowy ukłon, beznamiętnym spojrzeniem odprowadzając zabójcę, który mu towarzyszył. - Niestety, ale nie dane mi było wcześniej być w rezydencji mistrza. Jest naprawdę piękna - odpowiedziała na pytanie, nie wzbraniając się przy tym od komplementu, nawet jeśli Nobu miałby on obchodzić tyle, co zeszłoroczny wiatr. W końcu to nie on te wszystkie wnętrza projektował czy zapełniał.
Zerknęła na Kireia, niby to idąc obok niego, jednak pół kroku z tyłu i pilnując tej konfiguracji dość konsekwentnie.
- Urodziłam się wychowałam w mieście Yonezawa, Fujiwara-sama - głos miała ciepły, przyjemny dla ucha, ale spojrzenie pozostawało chłodne i badawcze. Jakkolwiek przyjemnym było znalezienie się w odpowiednich dla jej stanu wnętrzach, tak jego pytania wydawały mu się całkiem przypadkowe. To, jak ciężko było im teraz w wiosce, raczej miało niewiele wspólnego z tym, gdzie się urodzili. Niby znała tego człowieka już pół roku, jednak wciąż miała wrażenie, że jak na swój stan czasem plecie od rzeczy. Czasem jednak usprawiedliwiała ten stan jego wiekiem i licznymi starciami z demonami, które pewnie namieszały mu w głowie.
Why is my reflection someone I don't know ?
[theme]
When they do they end up tripping the wires
I never have a defense
Cus I always want more than less
Śmiech nie był dźwiękiem, którego się tutaj spodziewał. Nie teraz. Nie w tych okolicznościach. A z drugiej strony, dlaczego nie? Nieważne, czy Nobu robił to na pokaz, chcąc pomóc innym otrząsnąć się z wydarzeń, czy też po prostu był sobą - prącym do przodu z optymizmem nie ważne co się działo. Widać było po nim zmęczenie, ale tak można teraz powiedzieć o każdym w Yonezawie. Kirei skłonił się na jego widok. Ile to czasu minęło, od kiedy dane mu było zamienić z Hashirą choć kilka zdań? Zdawało mu się, że całe wieki.
— Nie, nie było okazji. — odpowiedział krótko ruszając za Hashirą. Jako mizunoe nawet się do tego budynku nie zbliżył. Po co miałby to robić? — Mistrz zawsze zdaj... zdawał się być bardzo zajętym człowiekiem. — dodał jeszcze starając się dopasować kroki do tempa Nobu. Kawał był z niego chłopa. — To prawda, ładnie tu. — skinął głową Ayame. Ona chyba też miała problem z dotrzymaniem tempa filarowi. W końcu była taka malutka.
Ciężkie czasy.
— A korpus miał kiedyś "lekkie" czasy? — pytanie wymsknęło się samo. W milczeniu zastanawiał się, czy nie uraził tym Nobu. Znając jego podejście do życia i formalności - pewnie nie. W każdym razie Kirei zamilkł na dłużej, dając reszcie pierwszeństwo. Słyszał coś o istnieniu "drugiej" Yonezawy, ale nie wiedział, że to z niej przybyła Ayame. Zabawna zmiana domu, choć z doświadczenia wiedział, że często za dołączeniem do korpusu kryła się tragedia.
— Pochodzę z małej wioski nad brzegiem jeziora Towada-ko. — nie dziwił go fakt, że Nobu ich nie pamięta. Przez korpus przewijało się wiele osób. Może trochę bolało go serduszko, że żyjąc w Yonezawie od siedmiu lat dalej pozostaje tłem, ale z drugiej strony, przez ten cały czas sam też nie był jakoś nad wyraz aktywny. Mógł się bardziej wykazać. Nic straconego, zwłaszcza teraz, w ciężkich czasach. Domyślał się, że czekało ich specjalne zadanie, tylko Nobu zmierzał do niego jakąś okrężną drogą. Niech i tak będzie. — Nie chcę ci tym urazić, ale czy ty w ogóle spałeś? — Każdy potrzebował odpocząć. Nawet Hashira był tylko człowiekiem. Nie widział się w roli pocieszyciela, ale chciał dać mu znać, że widzi jego zaangażowanie. Tylko nie był orłem komunikacji.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
⠀⠀⠀⠀Brwi Fujiwary uniosły się na słowa Ayame.
⠀⠀⠀⠀— Doprawdy? — zapytał w odpowiedzi, choć to nie zachęcał do ciągnięcia tematu, jakby odezwał się jedynie z grzeczności, aby towarzysząca im niezręczność nie stała się zbyt donośna. — Jak dla mnie to miejsce wydaje się chłodne. Nie tylko dlatego, że straciło właściciela. Zdaje się, że zawsze takie było...
⠀⠀⠀⠀Nobu szedł przodem i stawiał zamaszyste, ciężkie kroki, które od pozostałej dwójki wymagały, by niemalże z anim truchtali. Minęli piękne, obszerne sale i korytarze z oknami wychodzącymi na ogrody. Z zewnątrz rezydencja nie wyglądała na aż tak dużą, a jednak za każdym rogiem czaiły się nowe pomieszczenia. Wodnik wzdychał, kręcił ustami, ale niewiele mówił dopóki nie dotarli do pawilonu z wysokim stropem. Na przeciw głównego wejścia wisiała stara, wypełzła już mapa rozrysowana na pozszywanych ze sobą krowich skórach.
⠀⠀⠀⠀— Oh, nie dostrzegamy ich dopóki nie nadejdą te cięższe — odpowiedział Kireiowi po chwili. Stojąc przodem do mapy zerknął na zabójcę ponad ramieniem. Jego twarz zdobił subtelny uśmiech. — Towada-ko? To kawałek drogi stąd! — zdumiał się i przeniósł wzrok na odpowiedni fragment rozrysowanych pokracznie wysp japońskich. — Nie tęsknisz za rodzinnym domem, synu rybaka? — zapytał Fujiwara, ale na jego obliczu pojawiło się zmęczenie. Machnął ręką i westchnął. — Żałuję, że od kiedy zostałem filarem nie mam już tyle czasu aby poznawać lepiej swoich uzdolnionych uczniów. Być może niebawem przyjdzie taki czas, aby przekazać tą rolę komuś innemu — stwierdził lekko, niemalże żartobliwie. Może ostatnie wydarzenia również na nim odbiły piętno niepokoju. — Przed nami jeszcze więcej pracy niż dotychczas, a nie chciałbym, aby którykolwiek z zabójców poczuł, że jego mistrz nie ma dla niego czasu. Ah, tak bardzo tego żałuję! — Zachwiał się niezadowolony. A może to kwestia zmęczenia? W końcu bardzo sprytnie uniknął odpowiadania na pytanie Kireia o swoim odpoczynku. Zamiast tego kontynuował. — Widzę w tobie duży potencjał młody Kanoto. A w panience Ayame widzę dociekliwość, która marnuje się przez mój brak czasu i zaniedbania. Byłem w stanie przekazać Ci wszelkie podstawy i wierzę, że ten oto tutaj zabójca będzie w stanie wlać w ciebie własne doświadczenie. — mówiąc to, spojrzał najpierw na jedno, a potem na drugie.
Kolejność: obojętnie
Czas na odpis: brak
Dodatkowe informacje: -
Ayame starała się wyciągać kroki na tyle, na ile mogła, ale strzelista sylwetka Nobu zdawała się cały czas tak samo odległa. Hashira parł do przodu, a ona truchtała niemal, jednocześnie próbując nie wyglądać zwyczajnie śmiesznie. W końcu dotarli do pawilony z wysokim stropem i Uesugi zaczęła naprawdę zastanawiać się, jakie zastosowanie miała rezydencja, skoro była aż tak przestronna. Swobognie mogłaby robić za jakieś przyjemne i jednające ze sobą ludzi miejsce spotkań, a nie odległe miejsce, gdzie rezydował mistrz.
Na moment zerknęła w stronę Kireia, kiedy Fujiwara postanowił pociągnać temat miejsca, z którego ten pochodził. Ayame znała położenie ważnych miast i miejsc, jednak sama Towada-ko niewiele jej mówiła, a tym samym uznała ją za miejsca absolutnie nieistotne i nieciekawe. Co jednak przyjęła z pewną dozą rozczarowania, to to, jak Hashira Wody zwrócił się do towarzyszącego im zabójcy. Synu rybaka. Szkoda, pomyślała krótko, wcześniej znajdując go jako raczej przyjemnego dla oka i żywiąc nadzieję, że nie była to jedyna zaleta. Teraz jednak był tak samo nieistotny, jak i miejsce z którego przybył do Yonezawy.
Z pewnym rozgoryczeniem przyjęła też wzmiankę o poczuciu zaniedbania. Nie była pewna jak właściwie trening zabójców powinien przechodzić, ale i wcześniej czuła się zaniedbana. Najchętnie, skoro już musiała, miałaby to wszystko jak najszybciej z głowy, że móc uzyskać pełny zestaw umiejętności, który pozwoliłby jej nie być tak łatwą ofiarą tam, w dużym świecie. Zamiast tego jednak musiała się męczyć w wiosce na końcu świata, która nawet nie była bezpieczna.
Zamrugała szybko, nieco zaskoczona podsumowaniem całego wątku, który snuł Fujiwara. Spojrzała na Kireia, wybita nieco z rytmu, głównie jego niskim, niewiele w jej oczach znaczącym tytułem. Szybko jednak odzyskała rezon, na tyle by nie wyglądać przed dwójką mężczyzn na jakkolwiek rozczarowaną czy niezgadzającą się z decyzją, na którą i tak nie miała przecież wpływu.
- Jak sobie życzysz, Ōsensei - ukłoniła się nisko, po tym odwracając się w pełni do Kireia. - Nie mogę doczekać się naszej współpracy - zwróciła się do niego z ciepłym, delikatnym uśmiechem malującym się na ustach.
Why is my reflection someone I don't know ?
[theme]
When they do they end up tripping the wires
I never have a defense
Cus I always want more than less
⠀⠀⠀⠀Nie tęsknisz za rodzinnym domem?
⠀⠀⠀⠀Ciało Kireia zastygło, a przed oczami pojawiły się sceny z wioski. Upadające ciało staruszki, strużki krwi wypływające z wnętrza jego domu i wyłaniającą się z niego demoniczną sylwetkę. Roześmianą twarz Haruto z którego ust skapywała krew jego rodzeństwa... Potrząsnął głową, odpychając obrazy od siebie.
⠀⠀⠀⠀— Tęsknię, ale nie mam już do czego wracać. — odpowiedział tylko, nie chcąc zgłębiać z tą dwójką swoich problemów. W raporcie z Mori spisali tylko straty wśród mieszkańców, nie uwzględniając, kto dokładnie stracił życie. Nie zmieniało to faktu, że tęsknił za dzieciństwem, a przynajmniej za nielicznymi wspomnieniami pełnymi ciepła. Rzadko kiedy je rozgrzebywał, szukając w nich otuchy, a tym bardziej nie miał zamiaru tego robić teraz. Zamiast tego wysłuchał Hashiry do końca i odezwał się dopiero po Ayame.
⠀⠀⠀⠀— Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości dalej będziesz nas prowadził. — Nie wyobrażał sobie kolejnych roszad na stanowiskach. No chyba, że w tym zdaniu zdradzał im, że przejmie schedę po Iemitsu. Cóż, pasował chyba równie dobrze jak Takeshi. Inne zmiany nie były chyba właściwym wyborem w tak trudnej sytuacji. Mogły być nawet odebrane jako ucieczka przed problemami z jakimi będzie się teraz mierzyć cała grupa.
⠀⠀⠀⠀Tak jak siebie nie widział do tej pory w roli nauczyciela, tak słysząc Nobu zaczął się nad tym zastanawiać. Potrafił walczyć, korzystać z oddechu i przeżył kilka nieprzyjemnych walk, nawet jeśli nie wykazał się w nich ja inni, to jednak z każdej wyciągał nowe wnioski i doświadczenie. Może dzięki temu Ayame uniknie jego błędów?
⠀⠀⠀⠀— Dam z siebie wszystko, Nobu-sama. — zawołał i skłonił się przed hashirą, po czym zwrócił się do swojej uczennicy. Ta myśl jeszcze nie przechodziła mu łatwo. Cieszył go za to jej entuzjazm. — Ja również, dlatego dziś wieczorem widzimy się w dojo. — starał się, by zabrzmiało to możliwie lekko i naturalnie, a nie sztywnie i formalnie. Cóż, wyszło jak zwykle przy pierwszych razach - jakoś. Wierzył, że wyrobi się z czasem.
⠀⠀⠀⠀— Czy mogę pomóc w czymś jeszcze? — spytał jeszcze filara starając się przy tym przejrzeć jego postawę. Czy trzymał się na nogach tylko dzięki silnej woli i starał się przy nich wyglądać na kogoś nie do zdarcia?
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
⠀⠀⠀⠀Oszczędna wymiana zdań. Nobu choć promieniował dumą, większość pochwał wolał zachować dla siebie. Dla swoich uczniów był jednocześnie ojcem i katem. Uczył ich surowej dyscypliny, której nabył przebywając w klasztorze, ale w tym samym miejscu nauczył się również dobroci, wybaczania. Pojął, że nie będzie w stanie zrobić wszystkiego własnymi rękoma, niezależnie od tego jak szerokie i silne by nie były.
⠀⠀⠀⠀Musiał zaufać, że Kirei podejdzie do zadania z powagą, którą z resztą usłyszał w jego słowach i widział w jego postawie.
⠀⠀⠀⠀— Najlepszym sposobem szlifowania swoich umiejętności jest próba przekazania je innym. Bo aby nauczać trzeba być precyzyjnym, dokładnym i bardzo skupionym — kiwnął głową, przekazując im jeszcze jedną lekcję, jak rodzic, który nie potrafi oddać swoich dzieci pod opiekę innego rodu. — Chciałbym jednak, żebyście mieli we mnie wsparcie. Jeżeli natraficie wspólnie na jakieś przeszkody, będę do waszej dyspozycji, jeżeli tylko akurat znajdę się w zasięgu. Teraz jednak... — Potężna pierś zafalowała, gdy nabrał głębokiego oddechu. — Czas abym ja również wyciągnął naukę z surowej lekcji, którą dało nam życie. Nawet ja — przerwał na ułamek sekundy. Czy zauważyli, że się zawahał? — muszę się wzmocnić. Czas, abym sięgnął do prawdziwego źródła swoich sił. Moi drodzy uczniowie! — Uśmiechnął się do nich, wyciągając w przód ciężkie ręce, którymi uderzył w ich ramiona, zbliżając do siebie. — Zobaczymy się niebawem. Ćwiczcie pilnie i dajcie z siebie wszystko! Ah... i nie zostawajcie zbyt długo w rezydencji. Po prawdzie to nie powinno nas tutaj być. Ah! Czas, żebym wreszcie się wyspał!
⠀⠀⠀⠀Może to tylko iluzja, ale pod koniec rozmowy Fujiwara wydawał się nieco weselszy. Jakby z ramion spadł mu jakiś ciężar, który dotychczas w postaci zmartwienia wyraźnie mu ciążył. Wypuścił ich i ruszył w kierunku wyjścia, jednego z wielu. Na sam koniec rzucił im tylko przelotne spojrzenie. Nie musiał jednak robić wiele więcej.
⠀⠀⠀⠀Już wszystko wiedział.
Kolejność: -
Czas na odpis: -
Dodatkowe informacje: w razie dodatkowych pytań - PW MG
Cokolwiek więcej miał do powiedzenia, nie było już dla niej istotne. Popełniał błąd, a te akurat ona skrzętnie zapamiętywała, by na przyszłość móc obarczyć nimi ich właścicieli. Pożegnała go tylko kolejnym ukłonem i pełnym grzeczności uśmiechem, za którym kryło się niewiele więcej poza rozczarowaniem.
Zawahała się. Odrobinę, nieznacznie, ale jeśli tylko Rybak szukał czegoś takiego, to mógł wyłapać tę drobną czkawkę w jej zachowaniu. Było to tylko mgnienie, po którym wróciła do siebie; z delikatnym uśmiechem kryjącym się w kącikach ust, miękkim spojrzeniem i pokornymi gestami.
- Jak sobie życzysz, sensei - powiedziała, kiwając lekko głową. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie widziały jej się wieczorne treningi. Poszerzać horyzonty powinno się o wschodzie słońca, a nie kiedy to żegnało się ze światem. Przynajmniej taka kolej rzeczy panowała w większości samurajskich domów, do czego też ona sama naturalną kolejną koleją rzeczy była przyzwyczajona. Skoro jednak jej nowy nauczyciel wymagał od niej pojawienia się w dojo o takiej, a nie innej porze, to nie mogła się z nim sprzeczać. Może jeszcze ją zaskoczy i faktycznie przyda się do czegoś przydatny.
Jeśli też Kirei nie miał jej nic więcej do powiedzenia, to sama nie zamierzała go zaczepiać. Miała o wiele lepsze rzeczy do roboty niż rozmowa z nim, nie mówiąc o tym, że jeszcze pewnie dzisiejszego dnia dane jej będzie nasłuchać się jego głosu. Jeśli więc mogła, pożegnała się z nim grzecznie i opuściła posiadłość.
[z/t?]
Why is my reflection someone I don't know ?
[theme]
When they do they end up tripping the wires
I never have a defense
Cus I always want more than less
Skłonił się obojgu, a gdy został sam, ruszył do wyjścia. Snuł się powoli korytarzem, obserwując i nasłuchując dźwięków pustego budynku. Kto teraz będzie rezydował w tych ścianach? Kogo ogłoszą nowym przywódca Korpusu? Mistrz miał swoje lata, musiał o tym pomyśleć i rozwiązać tę kwestię na długo przed feralną nocą. Cicho liczył, że Nobu zdradzi w tej chwili coś więcej, ale niestety, z całego potoku słów nie padła nawet kropla na ten temat. No nic, przyjdzie mu uzbroić się w cierpliwość a odpowiedzi pojawią się same. Nie żeby to go satysfakcjonowało.
Był w rozterce. Z jednej strony spadł na niego nowy, niespodziewany obowiązek. Z drugiej - chciał działać, czym prędzej. W terenie, już zaraz. A wybierać się z podlotkiem do walk z demonami - to nie wchodziło w grę. Czy tak czuli się filarzy? W wiecznej rozterce, w pogoni za znalezieniem złotego środka - ile czasu przeznaczyć szkoleniu, a ile zwalczaniu demonów? Spojrzał jeszcze przelotnie na wyeksponowaną szatę. Prawie dziewięćdziesiąt lat życia. Czy umarł spokojny? Pogodzony ze swoim losem? Dumny zwycięstw i świadomy porażek? Czy raczej ogarniał go strach, że wszystko co zbudował runie jak domek z kart? Rybak wolał wierzyć pierwszej myśli. Druga była w tej chwili zbyt przygnębiająca. Przez chwilę zastanawiał się, komu przypadnie ostrze nichirin Mistrza? A może zostanie przekute nim trafi do nowego właściciela?
[z/t]
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Szli ciemnymi uliczkami Yonezawy niczym dwa cienie. Shei nie odezwała się do niego ani razu, jednak za każdym razem kiedy przecinali inne uliczki zatrzymywała się i sprawdzała czy nikt ich nie widział. Co takiego mogło chodzić jej po głowie? Fukuro już wkrótce mógł się przekonać, kiedy dotarli do wszystkim znanej posiadłości samego, zmarłego Mistrza. Nie znajdowali się jednak pod głównym wejściem, a pod murem ze wschodniej strony.
- Jesteśmy. Gotowy? - Zapytała jeszcze raz upewniając się, że nikt ich nie widział. Nie czekała jednak na jego odpowiedź. Wyglądała niczym profesjonalistka w swojej robocie. Aż można by się zastanawiać czy była tutaj po zmroku po raz pierwszy, a może zaglądała do posiadłości więcej razy?
W końcu odwróciła się do niego bacznie lustrując go szarymi tęczówkami. Jej wyraz twarzy pozostawał jednak niezmienny. Poważny i pusty.
- Wiesz jak smakuje życie? - Rzuciła odsuwając się od niego na krok i tym samym puszczając jego nadgarstek. Potarła o siebie zziębnięte dłonie, które chyba zawsze przypominały temperaturą bardziej kostkę lodu niż ludzkie kończyny. Mało spała, mało jadła. Nic więc dziwnego. W następnej chwili wzięła niewielki rozbieg i w trzech krokach podbiegła do muru. Podskoczyła chwytając się jego krawędzi. W ciszy podciągnęła się zgrabnie wchodząc na jego szczyt. Przełożyła nogę przez mur rozglądając się dookoła. Upewniając, że nikt ich nie widział.
- Chodź - ponagliła go kładąc się płasko brzuchem na murze, żeby łatwiej było jej sięgnąć do Fukuro. Wystawiła w jego stronę otwartą dłoń czekając, żeby ją chwycił. Zamierzała pomóc mu się wspiąć.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
A może wręcz przeciwnie - widząc jak się plątał, chcieli jeszcze bardziej go ośmieszać. Nie wiedział, nie rozumiał - nie potrafił też powiedzieć, dlaczego szedł dalej za Shei, nie wyrywając ręki, ani tym bardziej nie starając się zawiadomić kogoś dookoła nich. Był już wspólnikiem w złamaniu norm, które zaplanowała jego towarzyszka. Był tak samo winny, nie potrafiąc jej zatrzymać, kiedy dostrzegał w mroku drogę, którą przecież wiedział dokąd prowadziła.
Nie był gotowy, kiedy zapytała, czując jak jego żołądek się kurczył i plątał - jak zaraz stał się ciężki, jak gdyby wypełnił go kamieniami. Ze stresu i lęku, który go przepełniał. A jednak nie odpowiedział - ani na pierwsze pytanie, ani na kolejne. Nie był w stanie, a może bał się, że jego głos by się załamał, gdyby się odezwał? A może wstyd mu było powiedzieć, że nie chciał wiedzieć jak smakowało życie? Nie chciał ten adrenaliny związanej z łamaniem zasad, z łamaniem norm w społeczeństwie; że jedyne czego chciał to bycie użytecznym i względnie akceptowalnym.
Rozejrzał się nerwowo, jakby w obawie, że ktoś był w okolicy - ktoś, oprócz nich. A może chciał, aby ktoś ich powstrzymał? Gdyby ktoś się tutaj zjawił, na pewno by to zrobił - zapytał, spłoszył, a oni mogliby uciec. Mogliby nie robić tego...
Zajęło mu to chwilę, zanim podszedł sam do muru.
- Idę, przesuń się - powiedział cicho, jakby wiedząc, że dziewczyna nie pozwoli mu się wycofać. Postąpił kilka kroków w tył, zanim sam wziął rozbieg, aby już po chwili rzeczywiście z wyskoku złapać się odpowiednio na murze, podeprzeć, zaraz przejść wyżej i oprzeć się na brzuchu na dachu, choć czuł jak jego ręce drżą. A może tylko mu się wydawało? Może nie zauważył nawet pomocy ze strony towarzyszki zbrodni?
Nie mógł powiedzieć, żeby podejmował sam działania - nie mógł nawet powiedzieć, żeby pamiętał, jak dokładnie znalazł się na ziemi po drugiej stronie muru. Wyskoczył, tego był pewny - ale niczego więcej, jakby wszystko przykryły jakieś mroczki.
Otworzył na moment usta, prędko je zamykając, jakby zrezygnował z własnych słów - bo co miał powiedzieć? Że nie powinni tutaj być? Że nie powinni się tutaj znaleźć? Że powinni zawrócić? Był pewny, że o wszystkim wiedzieli oboje - a jednak ta wiedza nie powstrzymała Shei przed wyciągnięciem go w to miejsce.
A on jak idiota, ruszył za nią, chociaż wszystkie instynkty w jego ciele krzyczały, że powinien się wycofać.
- Co chcesz tutaj znaleźć? - zapytał, choć na usta cisnęło mu się dodanie "oprócz kłopotów" - a jednak nie był w stanie wyrazić tego na głos. W końcu wyraźnie on sam zaczął szukać kłopotów, choć wbrew własnej woli.
dialog #7d9360
Noc przyjemnie chłodziła rozgrzane treningami mięśnie. Mogłaby iść spać, odpocząć. Przygotować się do kolejnej wyprawy, kolejnego zadania dla Korpusu. Zamiast tego zdecydowanie bardziej wolała nocne wycieczki zahaczające o akt wandalizmu i nielegalnego wtargnięcia na posesję samego mistrza. Nie przejmowała się konsekwencjami dopóki mogła się przy tym świetnie bawić. Szukała tej iskierki. Tego malutkiego punktu zaczepienia. Czegokolwiek co mogłoby ruszyć jej od lat martwe serce. Dlatego zawsze się narażała. Na ludzką dezaprobatę, na nocne niebezpieczeństwo. Chciała poczuć coś naprawdę. I teraz nie było inaczej. Niestety biedny Fukuro został także wciągnięty w jej autodestrukcyjne zapędy. Shirei już taka była. Toksyczna. Rozpylając śmiercionośny jad w powietrzu, ciągnąc innych za sobą na dno.
Idę, przesuń się.
Potaknęła posłusznie robiąc mu miejsce. Cień uśmiechu ozdobił jej pełne wargi, kiedy zeskoczyła z muru na obcą posesję. Szczerze ją zdziwił. Spodziewała się raczej marudzenia, próby ucieczki albo płaczu. Rozejrzała się dookoła szukając potencjalnego zagrożenia. Ogród, w którym się właśnie znajdowali, wydawał się pusty. Przynajmniej na ten moment. Zaczęła iść jedną ze ścieżek między idealnie przystrzyżonymi krzewami prowadzącej w głąb kompleksu drzew. Słysząc pytanie spojrzała na niego ukradkiem. Czego szukała? Pytanie mogło wydawać się złożone, jednak dla niej okazało się wyjątkowo proste.
- Wolności, Fukuro - odparła momentalnie idąc dalej, co jakiś czas rozglądając się na boki. Dopiero po kilkunastu kolejnych krokach mogli przestać aż tak bardzo uważać, kiedy gęste korony drzew i niższe krzewy otuliły ich sylwetki mknące przez noc niewielką ścieżką prowadzącą ku nieznanemu. - A ty? - Rzuciła nie zamierzając mu tak łatwo odpuścić. Przyszedł tutaj, bo praktycznie go porwała. Zdawała sobie doskonale sprawę, że przymusiła go do działania. Mimo wszystko nie stawiał oporu. Bał się jej, a może nie chciał czegoś stracić. Nie chciał, żeby coś go ominęło. Tylko co.
Już po krótkim marszu obydwoje mogli usłyszeć szum wody i nim się obejrzeli zza ostatniego drzewa wyłonił się niewielki staw otoczony sporymi kamieniami. Nie był zbyt duży, ale ciemna woda odbijająca chłodne światło księżyca wydawała się głęboka. Przez jej czarną taflę ciężko było stwierdzić jak daleko od jej powierzchni znajdowało się dno. Shirei westchnęła odwracając się do chłopaka.
- Umiesz pływać? - Zapytała unosząc jedną brew ku górze.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Czasem nie reagując i nie walcząc, było łatwiej przetrwać. Pozwalać innym na to, co chcieli robić. Nawet jeśli on sam niekoniecznie chciał brać w tym wszystkim udział - tak było łatwiej niż podejmując własną inicjatywę i działanie. Nawet jeśli teraz musiał fizycznie przeskoczyć przez mur - to było prostsze niż próba odejścia i późniejszego, ewentualnego spotkania się z dziewczyną. Co miałby wtedy powiedzieć? Wyjaśnić?
Choć brzemię sekretu, który mieli dzielić, już teraz silnie opadało na jego ramiona. Czuł to za dobrze. Nie będą mogli o tym rozmawiać - a co jeśli coś się stanie? Jeśli coś zniknie z posiadłości mistrza? Co jeśli ktoś ich przyłapie? Co jeśli ktoś już ich widział? Doniesie, zostaną oskarżeni o coś?
Czego szukał? Niczego. Nie chciał szukać - nie chciał znaleźć niczego. Chociaż z drugiej strony czy... samej wolności w pewien sposób nie uzyskał, będąc tutaj w Yonezawie? Z posiadania niczego, będąc niepewnym nawet własnego miejsca, znalazł coś, co wiedział że mógł robić - miejsce, w którym miał wiedzę i umiejętności, choć wciąż niewystarczające; wciąż czuł jakby powinien być w stanie stworzyć i działać więcej niż robił. Więcej wiedzy, więcej specyfików, więcej badań, które powinny iść w parze z wyraźnymi efektami. Nie mieli przecież czasu - ani on, ani zabójcy. Każdy dzień opóźnienia, każdy dzień kiedy nie przygotował wystarczającej ilości naparów i maści mógł się odbić na tym, że ktoś nie otrzymał wystarczającej pomocy.
Może nawet teraz nie powinien być tutaj, a w swoim domu? Przygotowując się do kolejnego dnia pracy, zamiast chodzić za Shei.
Nie był pewny, czy jego serce przestało mocniej kołatać, kiedy znaleźli się między drzewami. Może odrobinę? Nawet jeśli w lasach mógł czaić się wróg, nawet będąc w Yonezawie, nigdy się go nie bał. Bał się tego, co mogło się czaić pośród drzew i starał się być świadomy otoczenia dookoła - ale znacznie lepiej czuł się przy naturze. Z dala od ludzi, z dala od gwaru i domów. Z dala... od wszystkiego. Rozumiał to co widział, rozróżniał mchy od liści, od kwiatów i krzewów i rozumiał niebezpieczeństwa, ale i pomoc, jaką mogły nieść.
- Niczego - odpowiedział cicho. - Nie chcę niczego znaleźć... - dodał, obawiając się, że ich znalezisko mogłoby być bardziej niż dosłowne - w postaci kogoś, kto mógłby zadawać im pytania lub być wrogo nastawionym.
- Jesteś zabójczynią. To nie wolność? - zapytał cicho, bo choć nie rozumiał życia tych, którzy mieli dom i coś niosło się z ich nazwiskiem, to znał doskonale różnicę kiedy ktoś nie posiadał tego nazwiska i niczego nie znaczył. Czasem łatwiej było tutaj, w Yonezawie - gdzie nikt zdawał się nie pytać, nie podważać, a po prostu egzystować i skupiać się na celu. Może dlatego, że większość wiedziała, że czekał ich gdzieś tam niebezpieczniejszy wróg niż oni sami?
- Dlacze... - nie dokończył pytania, kiedy dostrzegł, że niedaleko znajdował się staw. Znacznie bardziej skupiał się na drzewach, które mijali - jakby przypominanie sobie właściwości roślin go uspokajało.
Chciała pływać? Tu i teraz? Nie mieli ubrań na zmianę, nie mówiąc o tym, że samo znalezienie się w wodzie mogło być krępujące. Mieliby później wracać mokrzy po nocy? W przemoczonych ubraniach? Mogli się również przeziębić, noce wciąż były chłodne - a ani praca, ani treningi nie wykonają się przecież same. - To nie jest dobry pomysł, Shei. Jest chłodno, później będzie trzeba wracać, nie mówiąc o tym, że nie osuszysz się tutaj. Zresztą, na pewno w stawie jest sporo ryb, którym nie potrzeba teraz przeszkadzać. No i ktoś może usłyszeć chlupot, w środku nocy może to zwrócić uwagę... - zaczął mówić, zbliżając się do stawu tylko po to, aby rozejrzeć za dalszą ścieżką - może taką, która by ich wyprowadziła z terenu posiadłości mistrza? Choć wątpił, aby było to tak proste przy jego aktualnej towarzyszce.
dialog #7d9360
Wolność dla każdego wyglądała inaczej. Dla Shirei była tą iskierką, tym ledwie wyczuwalnym płomieniem pod miękką fakturą skóry. Zastrzykiem adrenaliny spowodowanym czymkolwiek. Niebezpieczeństwem, którego od zawsze potrzebowała, żeby przetrwać; dzięki któremu chociaż trochę trzymała się świata żywych. Była nikim. Martwą powłoką wypranego i wybrukowanego przeszłością człowieka, który nieustannie szukał czegoś innego. Uczuć i emocji, które nigdy nie nadchodziły, a zaledwie zamykały się w tej niewielkiej iskierce. Niczym więcej i niczym mniej.
- To tylko droga do celu - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo dołączenie do Korpusu miało przybliżyć ją do piętna przeszłości. Uczyła się walczyć z demonami, żeby kiedyś pokonać tego jednego. O szarych tęczówkach i pustym uśmiechu.
Cicho stawiane kroki wydawały się tak głośne i nienaturalne w grobowej, nocnej scenerii wnętrza ogrodu. Odchrząknęła cicho rzucając chłopakowi ukradkowe spojrzenie.
- Tam skąd pochodzisz - zaczęła nagle wbrew sobie. Sama nie wiedziała czemu nawiązała do miejsca jego pochodzenia. Nie wiedziała co tak naprawdę chciała osiągnąć zaczynając bezsensowny, nic nie znaczący temat. - Chciałbyś kiedyś tam wrócić? - Głupkowate pytanie przecięło ciszę, chociaż wcale nie mówiła głośno. Nie mogła cofnąć swoich słów, na całe szczęście jednak znajdowali się coraz bliżej niewielkiego stawu. Woda od zawsze pomagała uniknąć nieprzyjemnych tematów.
Chłodne powietrze szeleściło liśćmi okalającymi brzeg niewielkiego stawu. Ostatnie trzy kroki pozwoliła mu zrobić samemu umyślnie zostając w tyle. Słyszała jego wahanie, jego niepewność i obiekcje. Zwyczajnie zdecydowała się je zignorować. Podeszła do niego kładąc dłonie na jego ramionach i wychylając się zza jego pleców.
- Tak. To zdecydowanie nie jest dobry pomysł - zdecydowała bezceremonialnie popychając go do wody. Niewzruszona jego potencjalnymi protestami postawiła na swoim. Oczywiście była w stanie zaledwie popchnąć go kilka kroków. Potem zostawiła go w spokoju jednym ruchem ściągając otulające ramiona haaori i rzucając je gdzieś obok. Dwoma krokami doskoczyła do niego zwalając się całym ciężarem ciała do lodowatej wody tym samym rozbryzgując tysiące kropel w jego stronę.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Celu? - zapytał cicho, jakby odruchowo, chyba nawet nie odnotowując, że zadał to pytanie.
Zerknął na nią nieco zaskoczony. Czy chciałby..? Wrócić do domu, do rodziny? Czy... czy do miejsca, w którym się urodził? Do tego pierwszego, gdzie wciąż pamiętał cmentarz i groby wykopywane przez ojca? Do własnego domu, nie był pewny. Tutaj czuł, że mógł zdziałać więcej - pomóc więcej, w pełni się rozwinąć. Ale w domu mógłby być spokojny, mógłby po prostu egzystować z dnia na dzień, nawet jeśli ta egzystencja nie wnosiłaby wiele w jego życiu. Ale gdyby miał wrócić tam, zostać już na zawsze bez myśli o korpusie czy demonach... Nie był pewny. Za dużo zawdzięczał temu miejscu, chciał oddać to wszystko co otrzymał z nawiązką, bo czuł w głębi taką potrzebę.
- Tak. Ale nie na stałe. Odwiedzić raczej... rodzeństwo. Chociaż zdarza mi się to robić... Ty? - dopytał, nie będąc nawet pewnym własnej odpowiedzi i czy powinien jej udzielać. Chociaż dla niego temat domu wcale nie był nieprzyjemny - był miły, był skomplikowany, ale zawsze myśl o rodzinie w jakiś sposób go pocieszała, bo wiedział że jeśli coś by się stało, mógłby liczyć na rodzeństwo, tak jak oni na niego. Gdyby nastała taka potrzeba, wróciłby tam. Możliwe, że nawet bez zawahania.
- C-co... - wyrwało mu się w jedynej formie próby zaprotestowania, kiedy został popchnięty w stronę wody i skupił się raczej na złapaniu równowagi, wpadając w poślizg na brzegu i bardzo prędko lądując w samym stawie - choć wcale nie przed Shirei. Może dlatego, że toczył przegraną od początku walkę o zachowanie równowagi? Poczuł jak ubranie mu przemaka, poczuł ten szok termiczny po skoku do lodowatej wody, wiedząc że nie mógł z tym teraz walczyć.
Po prostu zamknął oczy i zanurzył się w wodzie całkiem, chcąc ukoić ten szok termiczny, który go spotkał, nawet jeśli serce dudniło mu w piersi ze stresu, nawet jeśli słyszał jakiś dziwny pisk w uszach. Bał się, że ktoś za moment zjawi się tutaj - że będą mieli problemy, że nie będą mieli sposobu na wytłumaczenie się z tego...
Wynurzył się dopiero po dłuższej chwili, czując jak powoli brakowało mu powietrza w płucach, łapiąc łapczywie oddech. Musiał przyzwyczaić się jeszcze do wizji dookoła - tak, aby odnaleźć też wzrokiem Shirei. Wiedział, że nie powinien się od niej odwracać... powinien mieć ją na oku, aby uniknąć większej ilości niespodzianek.
Obrócił się zaraz, chcąc namierzyć dziewczynę - choć przy przemoczonym ubraniu, wszystkie ruchy w wodzie były znacznie utrudnione w tej chwili. A on sam doskonale wiedział, że powrót na noc do domu będzie bardziej niż upokarzający, jeśli tylko ktoś go zobaczy. - Wy.. wystarczy! Wyj... wyjdźmy z-z wo... wody... za.. zanim kto-oś... nas... z-znajdzie! - odezwał się, czując jak jego gardło było ściśnięte - ze strachu i z zimna - nie będąc nawet pewnym czy jego słowa dotarły do dziewczyny.
dialog #7d9360
- Tak poluję na konkretnego demona - wyjaśniła wyciągając przedramię pokryte delikatną pajęczyną bladych blizn w jego stronę. Nie wstydziła, ani nie bała się swojej przeszłości. Chociaż na pewno została przez nią ukształtowana, nie przywiązywała do niej specjalnej wagi. Wręcz przeciwnie starała się ją ignorować. Nie miała problemu, żeby o niej rozmawiać, wmawiając sobie, że wszystkie obrazy nawiedzające ją w snach wcale nie miały z nią niczego wspólnego. Były to zaledwie suche fakty, informacje, nic takiego. Tak sobie tłumaczyła.
- Nie miałabym po co wracać - odpowiedziała zbywając całą poważność wzruszeniem ramion. Różnili się pod prawie każdym aspektem. Ich charaktery były skrajnie inne, każde miało swoje własne zdanie, nie byli do siebie podobni, jednak to kwestie rodzinne różniły ich najbardziej. Myślenie o rodzinie było dla Fukuro czymś normalnym - tak przynajmniej zakładała. Rodzeństwo, może rodzice, biedny ale zadbany dom rodzinny. Nie wiedziała, nie oceniała, ale tak go sobie wyobrażała. Skromny i ułożony, trochę strachliwy o wielkim sercu. Niczym nie pasował do zepsucia jakim teraz go obtaczała. Każda kolejna minuta spędzona w jej towarzystwie była przecież toksyczna. Czy już zdążył ją przejrzeć?
Nie wzięła głębszego oddechu, kiedy jej ciało zanurzyło się pod czarną taflą wody. Otoczone zimnem i spokojem. Szybkim ruchem podniosła się na nogi, bo staw nie był zbyt głęboki. Bez problemu dosięgnęła dna. Wierzchem dłoni przetarła mokre powieki śmiejąc się cicho. Słuchała jego słów odgarniając białe włosy z twarzy i zaczesując je do tyłu. Typowy dla zabójców czarny mundur przyległ do mokrej kobiecej figury, kiedy mierzyła Fukuro chłodem stalowych tęczówek. Stała tak przez chwilę spoglądając na niego z dziwnym spokojem.
- Dobrze - zgodziła się bez proszenia chyba widząc jego obecny stan. Nie wyglądała na skruszaną, nie zamierzała go też przepraszać. W końcu przyszedł tutaj o własnych siłach. Ruszyła w jego stronę i kiedy ich ramiona się o siebie otarły zatrzymała się na chwilę. Wzięła powietrze, jak gdyby chciała coś powiedzieć, jednak wciąż zadowoliła się milczeniem. Chwyciła delikatnie jego dłoń chłodnymi, smukłymi palcami z dziwną wrażliwością tak do niej nie podobną. Ich dłonie ledwie się muskały, a Fukuro mógł zabrać swoją w każdej chwili. Ruszyła w stronę brzegu.
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
- Masz wiedzę i umiejętności, żeby go upolować, więc mam nadzieję, że będzie to tylko kwestią czasu... - powiedział, nawet jeśli oboje wiedzieli, jak trudne były starcia z niektórymi demonami, chociaż momentami zdawało się, że to przeszłość nawiedzała najsilniej. Może w jej przypadku było dokładnie tak samo? Może to to zaburzało jej sen? Choć trudno było mu określić to - nawet podobne założenie niewiele zrobi na wykonanie odpowiedniego środka. Może poza faktem, że mógł zaryzykować czymś silniejszym...
W tym jednym miał szczęście, mając rodzinę. Nawet jeśli nie było im łatwo, nawet jeśli żadne z nich nie było idealne czy perfekcyjne - w końcu on sam przy najbliższej pojawiającej się okazji, wybrał korpus. A jednak wiedział, że gdyby miał tam wracać, nie czuł się przerażony podobną wizją.
Ale nie wiedział jak odpowiedzieć. Może dlatego milczał. Co miał powiedzieć? Że miała miejsce tutaj w Yonezawie, do którego mogła wracać? A może sam miał się zaoferować, że mogłaby wracać do niego? Nie, nie był dobrą osobą do podobnych pustych obietnic, które przecież nic nie znaczyły - tym bardziej, że praktycznie się nie znali. Nie wiedzieli wiele o sobie...
Czując jej spojrzenie, kiedy znajdywali się w wodzie, starał się jakby zanurzyć głębiej pod wodę - z jednej strony chciał wyjść, a z drugiej przypominał żabę skrywającą się pod liśćmi lilii wodnej. Może czułby się doskonale, znajdując pod jednym z takich? Z daleka od cudzego wzroku, nikt w wodzie nie mógłby go dostrzec, a on idealnie by się skrywał, nie wykonując najmniejszego ruchu. Był strachliwy, ale chyba nawet nie dostrzegał tego wszystkiego co składało się na toksyczność Shirei. A może nie był nawet świadomy, że ktoś mógł sam chcieć sprowadzać na siebie, i na innych, to co najgorsze? Dążyć do destrukcji własnej i innych dookoła, świadomie lub mniej...
Ruszył za nią posłusznie, nie cofając dłoni. Był prowadzony, coraz bardziej orientując się, że chyba wolał zostać w wodzie - szczególnie, kiedy oboje zaczęli wychodzić z wody przemoknięci do ostatniej nitki. Może powinien się cieszyć, że to wszystko miało miejsce w nocy? Może mógł mieć nadzieję zrzucić, że czerwony na twarzy zrobił się tylko przez sam mróz? Bo było mroźne, temu nie dało się odmówić...
Wbił wzrok w ziemię, kiedy tylko znaleźli się na suchym brzegu. Miał szczerą nadzieję, że to już było to - że już mogli wrócić do siebie, do własnych pokojów i zmienić ubranie, choć jeśli ktoś ich zobaczysz przechodzących przez Yonezawę w takim stanie...
- W ogrodach powinniśmy mieć miejsce do osuszenia się - powiedział cicho, nie podnosząc wzroku na dziewczynę nawet na moment. Będzie mniej pytań, jeśli pójdą na około, unikając kogoś, kto mógłby nie spać o tej porze - lub zostać zbudzony przez nich. A w końcu znał kilka ścieżek, jak dotrzeć do ogrodów i jak rozpalić w domku przy nim ognisko.
dialog #7d9360
Wychodząc z wody prowadziła jego zmarzniętą od lodowatej wody dłoń i wciąż nie było jej go szkoda. Może zwyczajnie nie posiadała sumienia, nie potrafiąc innych żałować. Nie widziała w swoich czynach winy, bo przecież spełniała zaledwie własną zachciankę. Mimo wszystko omiotła jego skrępowaną sylwetkę krótkim spojrzeniem. Puściła jego dłoń dopiero, kiedy bezpiecznie znalazł się na brzegu i chociaż mogła go tak po prostu zostawić; porzucić niczym bezpańskiego psa zagubionego na nieswoim terenie; nie zrobiła tego. Z charakterystycznym kliknięciem niezadowolenia przejechała językiem po górnych zębach, jak gdyby się nad czymś zastanawiała.
- Powinieneś trzymać się ode mnie z daleka - zdecydowała nagle nawet na niego nie patrząc. Podeszła do swojego haori niedbale rzuconego nieopodal. Była to ostatnia, sucha część jej garderoby. Nie zastanawiając się zbyt długo je z ziemi i ruszyła do chłopaka jednym ruchem zarzucając suchy materiał na jego ramiona, nie przyjmując przy tym żadnej odmowy. - Przecież wiesz lepiej - upomniała go niczym matka karcąca małe dziecko. I chociaż jej oczy pozostały zimne jak pobliska tafla wody, pełne usta wykrzywiły się w delikatnym, ledwie widocznym uśmiechu. Westchnęła nagle zrezygnowana odsuwając się od niego na krok, pozwalając mu cieszyć się ponownie oddaną przestrzenią osobistą. Bo to nie tak, że nie widziała jego skrępowania, jedynie zdecydowała się je z premedytacją zignorować.
- Idź do domu, Fukurō - dodała ruszając ścieżką, którą tutaj dotarli. Nie spieszyło jej się. Kroki były wolne, ale pewne. Dała mu czas na dołączenie, żeby sam nie musiał szukać drogi do wyjścia, nie zamierzała się jednak zatrzymywać. Było to pożegnanie. Przynajmniej na ten wieczór. Za ich oboje zdecydowała, że wystarczyło mu już dzisiaj wrażeń. Był naprawdę dzielny.
zt
- Nichirin:
- Shiroi Kiba, 白い牙 - Długie białe ostrze z rękojeścią w tym samym kolorze, do której została przyczepiona biała wstążka. klik
Zresztą, pierw kazała trzymać się od siebie z daleka, po tym kazała mu iść do domu, jednocześnie ruszając jedyną znaną mu aktualnie ścieżką, którą mógł się prosto w domu znaleźć. Nie wiedział, nie rozumiał, a mimo chłodu i przemoczonych ubrań czuł, że jego głowa wręcz parowała.
Przez chwilę rozejrzał się na boki, jakby czegoś szukał - miejsca schronienia, drugiej osoby? Jakiegokolwiek sygnału, co miał zrobić w tej chwili? Shirei w tym czasie zaczęła po prostu iść przed siebie powolnym krokiem, a on jeszcze przez chwilę stał, nie wiedząc niczego i mając kompletną pustkę w głowie.
Nie zauważył, kiedy rzeczywiście ruszył za nią, powoli i zachowując odstęp. Przez głowę raczej przechodziły mu myśli o tym jak powinien zadbać o coś na przeziębienie - zresztą nie tylko dla siebie, bo choć wiedział o tym jak organizm zabójców był odporniejszy, również wiedział że ci nie powinni lekceważyć własnego dobrostanu i zdrowia. Może to była tak naprawdę choroba ich wszystkich? Że wiecznie to robili? A może łatwiej było troszczyć się o kogoś niż o samego siebie.
Szedł w ciszy za dziewczyną, nie zauważając nawet dokładnie momentu, w którym się rozdzielili, kiedy już znaleźli się poza murami posiadłości mistrza.
z/t
dialog #7d9360
Nie możesz odpowiadać w tematach