Dlatego, kiedy w końcu była gotowa, w milczeniu zajęła miejsce przy stole i opierając brodę na ugiętych kolanach, przyjrzała się zielonookiemu uważnie. Uroczy uśmiech, który sprawił, że jego rysy momentalnie łagodniały, był tak samo przyjemny, jak niepokojący. Co teraz chodziło mu po głowie?
Zanim jednak zadała to pytanie, rozmyśliła się i postanowiła poruszyć inny temat, na ten moment o wiele dla niej istotniejszy. W tej chwili sama już nie była pewna co powinna, a czego nie powinna robić, ale obawiała się, że gdyby tak po prostu wyszła, poczucie samotności przygniotłoby ją zaraz po przekroczeniu progu, a nie czuła się na siłach, by poradzić sobie z nim w tym stanie.
— Chciałabym zostać trochę dłużej — mruknęła i przygryzła wnętrze policzka, rozważając kolejne słowa, by nie wyjść na jakąś desperatkę. Chociaż faktycznie, jej pragnienie bliskości drugiego człowieka było niemal rozpaczliwe...
Zaraz potem jednak usta Hio wygięły się w zadziornym, rozbawionym uśmiechu, bo obrócenie wszystkiego w żart jej również wydało się doskonałym pomysłem.
— Myślisz, że do tego czasu zdołasz utrzymać te zwinne palce przy sobie?
Ona nie ufała sobie za grosz i była ciekawa czy sam Masanori czuł się na tyle pewnie, by po tym wszystkim pozwolić jej spać u swojego boku. O to też zresztą tak naprawdę pytała, nie interesowała jej separacja w oddzielnych pomieszczeniach; nie chciała teraz zostawać sama.
Prawdziwą przeszkodą był natomiast czas, który minął od chwili, gdy widzieli się z tropicielem po raz ostatni. Owszem, Masanori mógł mieć nadzieję na cokolwiek zechciał, ale nie oznaczało to bynajmniej, że jego życzenie kiedykolwiek się spełni. Nie było żadnej gwarancji, że przypomniawszy sobie przeszłość, powrócą do niej uczucia, jakie wtedy do niego żywiła. Przypomniałaby sobie o nich, ale czy wciąż pozostawałyby żywe? Jaka była na to realna szansa? Jakie było prawdopodobieństwo, że uczucia jedenastoletniej dziewczynki przejdą na dwudziestodwuletnią kobietę? Miłość – jak wszystko inne – potrzebowała czasu, by dojrzeć, a ten przecież Chihayi skradziono.
— Nie oczekuję, po prostu pytam — sprostowała, zachowując pewną powagę. W końcu jej żart był żartem jedynie w połowie już gdy zadawała to pytanie. Zielonooki bez problemu podjął grę, co czyniło go godnym przeciwnikiem i dawało Hio kolejny powód ku temu, by jednak przebaczyć mu początkową wpadkę na polanie i na poważnie rozważyć jego osobę jako materiał na przyjaciela. — Jeśli zaprzeczysz będzie to oznaczało wyłącznie tyle, że kiepsko się wyśpimy — odpowiedziała zgodnie z prawdą, dając mu tym samym do zrozumienia, że prawdopodobnie wcale by się nie opierała.
Być może wychodziła w tym układzie za łatwą, ale ona również pamiętała jego dotyk i uczucia, jakie w niej wywoływał, więc tej nocy mógłby ją nawet nazwać zwykłą kurwą, a prawdopodobnie i tak by się tym nie przejęła. Resztki krążącego w jej żyłach alkoholu wciąż jeszcze utrzymywały ją w stanie błogiego wyjebania na konsekwencje swoich bezwstydnych czynów i po cichu liczyła, że wytrwa tak do rana.
— Nie kłopocz się, dziękuję — mruknęła, unosząc głowę i uśmiechnęła się, kiedy postawił przed nią parującą czarkę. Objęła ją natychmiast i zaciągnęła się głęboko ulubionym zapachem. Sama Setsuka również nie jadała wystawnych posiłków, była okropnie wybredna jeśli chodziło o jedzenie i nie chciała nikomu narzucać swojego skrzywionego smaku.
Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, jakby pomysł kontynuowania wcześniejszej gry nie przypadł jej do gustu, choć nie było to prawdą – nie miała nic przeciwko. Rozważała po prostu pierwsze pytanie, jakie mogła zadać po takiej przerwie, skoro nie ograniczały ich już żadne zasady.
— Jedenaście lat to szmat czasu — zauważyła w końcu i korzystając z faktu, że usiadł tuz obok, ulokowała spojrzenie w jego twarzy. — Przez cały ten okres byłeś sam? Nie czułeś się… samotny?
Nie odrywając od niego wzroku, dmuchnęła w parująca taflę wewnątrz naczynia i moment później spróbowała już upić pierwszy łyk.
Zabójczyni zacisnęła usta i schowała je za czarką, by ukryć w ten sposób kolejny uśmiech. Ta jego nagła pewność siebie była intrygująca. Nie spodziewała się jej co prawda, ale kiedy już się pojawiła, zielonooki sprawiał raczej wrażenie, jakby po prostu dołożył do układanki kolejny element, który doskonale do niego pasował. Ostatecznie Masanori nie sprawiał przecież wrażenia nieśmiałego, gdy utrzymywali bezpieczny dystans, więc to raczej ta wcześniejsza niepewność kontrastowała z jego osobowością, podczas gdy odrobina nonszalancji raczej z nią współgrała.
— Będzie to świadczyło o tym… — urwała nagle i pokręciła głową. Nie powinna była podążać tą drogą, wiedziała o tym, więc dlaczego ugryzienie się w język było tak trudne? Czy odrobina flirtu mogła im w tej sytuacji zaszkodzić? Owszem, z całą pewnością mogła.
Setsuka upiła pośpiesznie kolejny łyk naparu, by zająć czymś usta, nim zaczepki mężczyzny wywołają pożądany skutek. Na szczęście na ratunek przyszła jej zaraz zmiana tematu, ponieważ odpowiedź na zadane wcześniej pytanie okazała się na tyle interesująca, że z łatwością pochłonęła jej uwagę.
Asano Rin. Znała to nazwisko, bo któż go nie kojarzył, ale jakoś nie potrafiła przywołać z odmętów pamięci żadnej konkretnej twarzy. Uniosła więc tylko brew i obrzuciła Ne zaciekawionym spojrzeniem. Jednego była pewna – ciekawych dobierał sobie znajomych.
— To było pytanie ogólne, więc mogłeś zinterpretować je w dowolny sposób — odparła, chwytając parujące naczynie od góry i w zamyśleniu zataczając nim delikatne, powolne okręgi. Przyjaciółka, mówił. Taka, która trwała u jego boku przez jedenaście lat? — Przyjaźń godna pozazdroszczenia — przyznała w końcu, zresztą zgodnie z prawdą. Najwyraźniej ta cała Rin była równie szalona i uparta. Uparta, albo… — I wiedziała dokładnie, jaki przyświeca ci cel? — upewniła się, nim jej myśli znów powędrowały w nieodpowiednim kierunku. Masanori najwyraźniej bardzo cenił sobie Asano, więc zabójczyni postanowiła nie wysuwać żadnych pochopnych wniosków. Przynajmniej do czasu, kiedy nie spotkają się w końcu osobiście. — Cieszę się, że ktoś nad tobą czuwał przez cały ten czas — dodała, podchwytując spojrzenie jego zielonych oczu. Mówiła szczerze.
— Faktycznie, do miłego raczej ci daleko — mruknęła i zaśmiała się, przypominając sobie, jak bardzo chciała oblać go wodą przy pierwszym spotkaniu. — I co z tego? — Wzruszyła niedbale ramionami. — Posiadasz ostry umysł, a to cenię zdecydowanie bardziej niż fałszywą uprzejmość — przyznała, przekrzywiając lekko głowę. — Ale wspomniałeś o grze na instrumencie. I widziałam zbiór poezji na jednym z tych imponujących stosów papierzysk — zauważyła i przeniosła spojrzenie we wspomnianym kierunku. Zamilkła na moment, potem odstawiła czarkę na stół i oparła się dłonią o parkiet. — Jesteś również poetą? — zagadnęła, najwyraźniej szczerze tym faktem zainteresowana. Choćby dlatego, że Ne i tak wydawał się już pełen subtelnych sprzeczności i chciała wiedzieć czy było ich więcej.
— Mogłoby to raczej świadczyć o tym czy jesteś dobrym kochankiem, bo w kwestiach gościny nie jestem szczególnie wymagająca — zdradziła, bawiąc się kosmykiem włosów, który zsunął się z jej ramienia i zawisł obok twarzy. Nie patrzyła teraz na Masanoriego, pogrążając się w myślach. — Zresztą, ja też nie mam szczególnego doświadczenia w sprawach łóżkowych, ale przywykłam do życia w takich warunkach, że kawałek podłogi i ciepła herbata to aż nadto, by uznać cię za dobrego gospodarza — zapewniła, unosząc na moment wzrok. Czy właśnie to spodziewał się usłyszeć? Czy właśnie tego chciał się dowiedzieć? Czy teraz czuł się lepiej?
Powrót do tematu Rin był teraz jeszcze łatwiejszy. Hio przysłuchiwała się słowom Ne, śledziła uważnie mimikę jego twarzy i sposób, w jaki wypowiadał się o przyjaciółce. Uznawał ją za rodzinę? Więc gdzie w takim przypadku umieściłby Chihayę albo jej brata, którym zadedykował ostatnie jedenaście lat swojego życia? Kazuma... Czy gdyby jej brat żył, byłby jej równie oddany co Asano Masanoriemu? Uznała, że takie myślenie nie ma żadnego znaczenia zanim jej umysł zdołał podchwycić ten zdradliwy trop. Ponieważ ilekroć wypowiadała to imię czuła we wnętrzu jedynie głęboką pustkę i gnieżdżącą się nieopodal, uśpioną furię, i po prostu wiedziała, że Kazumy nie ma już na tym świecie.
— Och, wierzę — odparła z nijakim rozbawieniem, nie zdoławszy powstrzymać nieco cynicznego wydźwięku. Setsu nie znała tej dziewczyny, a wiec nie mogła z całą pewnością stwierdzić co nią kierowało, ale rodzina Asano była stosunkowo liczna i o ile było jej wiadomo, posiadała wystarczająco córek i synów, by Rin mogła przebierać wśród nich, więc dlaczego przywiązała się do Masanoriego i nie opuszczała jego boku przez te jedenaście lat? Czy istniała możliwość, że choć on sam deklarował oddanie Chihayi, był ktoś, kto rościł sobie do niego prawo? Czy słodka, wspierająca go Rin była uosobieniem boskiego altruizmu, czy też może po prostu czekała w cieniu na moment, w którym jej przyjaciel w końcu się opamięta?
Cóż, Setsuka wiedziała już z własnego doświadczenia, że wbrew wszelkim pozorom bogowie nie bywali wcale bezinteresowni, więc o wiele bardziej prawdopodobna i przyziemna wydała jej się ta druga opcja. Chociaż, oczywiście, mogła się mylić... Zresztą, nawet jeśli istotnie weszła w paradę innej kobiecie, tej jednej, konkretnej nocy zamierzała zawłaszczyć Masanoriego dla siebie.
Hio sięgnęła po czarkę z herbatą, ale zamarła nim przywarła ustami do krawędzi naczynia. Odruchowo powiązała słowa Ne w spójną całość, a wniosek, który nasunął jej się moment później był, cóż, niewygodny. Mężczyzna mówił o bliznach, jasno wskazując, że nabawił się ich jeszcze przed wyruszeniem na poszukiwania i że Asano była tą, która była przy nim, gdy dochodził do siebie, a więc Chihaya nie była już wtedy obecna. Oznaczało to również, że musiał nabawić się poparzeń niedługo po jej zniknięciu, a pożar… Ten sam, który nawiedzał ją ostatnio w snach?
Ręka Setsuki zadrżała, gdy łączyła poszczególne wątki, podczas gdy odpowiedzi na temat poezji wysłuchiwała jedynie jednym uchem. Jej wzrok instynktownie przesunął się na blizny szpecące twarz zielonookiego, ale uparcie unikała przy tym jego spojrzenia. Drgnęła dopiero, gdy Masanori dotknął jej ręki, tym samym wyrywając ją z zamyślenia i odruchowo zerknęła na własne przedramię. Tatuaże zaczynały się tuż nad nadgarstkiem, ale sięgały wyżej, pod rękaw haori aż do jej ramienia. Misterne wzory smoczych łusek i kwiatów lotosu, które przykrywały pięć długich blizn, które ciągnęły się wzdłuż jej kończyny w tym samym miejscu. Teraz oczywiście bez trudu potrafiła odnaleźć w nich ślady po demonicznych pazurach, a znając już pewien zarys wydarzeń, który utworzyła na podstawie słów Ne i własnych koszmarów, była również w stanie wysunąć pewne przypuszczenia odnośnie wydarzeń sprzed jedenastu lat.
Setsu westchnęła ciężko i jednym łykiem opróżniła swoją czarkę, po czym odstawiła ją na stolik. Czy mogła się tym z nim podzielić? Czy powinna pozwolić, by mieszał się w tą sprawę jeszcze głębiej? W końcu jednak doszła do wniosku, że był to tak samo jej, jak i jego interes, więc odszukała jego spojrzenie i przetrzymała je w milczeniu przez dłuższą chwilę.
— Ocknęłam się na brzegu rzeki jedenaście lat temu. Poparzona, zakrwawiona i bez wspomnień. Umierająca — mruknęła, ponieważ prawda była taka, że o mało nie wyzionęła tam wtedy ducha. Przeżyła jedynie dzięki temu, że nurt poniósł ją wystarczająco blisko wioski, a kupiec dowiózł ją tam na czas. — Podejrzewam, że uratowałam się zupełnym przypadkiem, a te blizny to pamiątka po tamtym wieczorze. To… — urwała, by unieść ramię, aby mógł przyjrzeć się śladom nieco lepiej. — Oboje wiemy co oznaczają — dodała, ponieważ w ich zawodzie wiele osób nosiło podobne blizny i nie było sensu tłumaczyć Masanoriemu ich pochodzenia.
Nie wiedziała co podejrzewał do tej pory, ale wątpiła, by rozważał na poważnie udział demona w jej zniknięciu. Sam w końcu przyznał, że dołączył do korpusu, by odnaleźć ewentualne niedobitki rodziny Sudo, a nie po to, by się mścić, więc nawet jeśli brał to pod uwagę, była to chyba jedna z ostatnich opcji. Teraz jednak nie miało to już żadnego znaczenia…
Hio zacisnęła usta i opuściła pokrytą tatuażami dłoń, by ułożyć ją na parkiet i znaleźć wygodny punkt podparcia, ale zaraz zmieniła zdanie i ulokowała ją na udzie Ne, tuż nad jego kolanem. W ten sposób mogła się nieco przysunąć i wygodnie nachylić ku niemu. W tym czasie uniosła drugą rękę i opuszkami palców musnęła szramy pod jego okiem, przez moment po prostu badając ich strukturę. Dotykała go dziś już wiele razy, na wiele różnych sposobów, ale teraz przyświecał temu zupełnie inny cel.
— Oko — mruknęła, dając tym samym do zrozumienia czego tym razem będzie dotyczyło pytanie. — Widzisz cokolwiek? — Była tego naprawdę ciekawa. W następnej chwili nakryła cały jego oczodół dłonią i uśmiechnęła się łagodnie. Na wypadek, gdyby jednak nie chciał o tym mówić, zamierzała dać mu szansę na skupienie się na czymś innym.
— Chciałabym żebyś zapisał moje imię.
I choć Ne uparcie unikał jej spojrzenia, Hio bez problemu rozpoznała wyraz jego twarzy, który (tak notabene) w ogóle jej się nie spodobał. Z tego samego powodu nie odpowiedziała na żadne z zadanych przez niego pytań, podejrzewając w którą stronę zaprowadziłyby go informacje, których mogłaby udzielić. Czy naprawdę nie mógł się chociaż na moment zatrzymać? Twierdził, że jego głównym celem było odnalezienie Chihayi, ale gdy już upewnił się, że ta żyje zamierzał ruszyć dalej, nawet na moment nie zwalniając tempa? Przecież teraz wystarczyło, aby zaczekał aż jej wspomnienia powrócą i mogliby się przekonać co dokładnie wydarzyło się tamtego wieczoru. A nawet jeśli faktycznie nie ostał się już nikt poza nią, to czy decyzja o ewentualnym wytropieniu odpowiedzialnego za to demona nie powinna należeć do niej? Masanori, owszem, stracił przyjaciela, ale to Setsuka została pozbawiona, cóż, właściwie wszystkiego… I jeśli czegoś teraz nie potrzebowała, to na pewno mściciela, który próbowałby sprawić, by jej sprawiedliwości stała się zadość.
Cofnęła dłoń, raz jeszcze przyglądając się pokrytej bielmem tęczówce. Co prawda tropiciel nie stracił oka, ale z tego, co mówił, jego stan nie różnił się szczególnie od osoby na wpół oślepionej, a to rozbudziło w niej współczucie, którego jednak starała się nie dać po sobie poznać. Wzrok był zmysłem, na którym Setsu polegała najmocniej i nie wiedziała, jak poradziłaby sobie w takiej sytuacji, a choć nie żałowała poruszenia tego tematu, w rewanżu za odpowiedź postanowiła spróbować jakoś odwrócić uwagę mężczyzny. Jeszcze zanim się poruszył, zabójczyni ograniczyła dzielącą ich odległość i złożyła na jego powiece delikatny pocałunek.
— Dziś nie musisz zgadywać — mruknęła i zaraz cofnęła się na poprzednie miejsce, obserwując jego dalsze działania w milczeniu.
Jej prośba miała konkretny cel: Hio chciała poznać znaczenie kryjące się za zapisem imienia Chihayi w kanji, aby sprawdzić czy życzenie jej rodziców okazało się trafne. Nie spodziewała się natomiast, że Masanori postanowi zapisać również Setsukę i nachyliła się nad stołem zupełnie instynktownie, z ewidentnym zaskoczeniem odczytując nakreślone przez niego znaki.
Ładne pismo – przemknęło jej przez myśl, podczas gdy jej usta rozciągnęły się w pełnym zadowolenia uśmiechu.
— Śnieg — wymsknęło jej się wbrew woli, więc zerknęła na zielonookiego nieco zmieszana. — Śnieg, nie świątynia — sprostowała i zwinnie skradła mu z dłoni węgielek, by tuż pod jego zapisem nakreślić kilka własnych znaków. — Wychowywałam się w świątyni, ale kapłan nazwał mnie śnieżnym kwiatem, nie świątynnym — dodała z rozbawieniem, zapisując zarówno imię oraz nazwisko. Hiō Setsuka. — Śnieżny kwiat pełen sekretów, taka była jego intencja, nie wiem skąd mu to przyszło do głowy — prychnęła i wywróciła teatralnie oczami, na moment podchwytując spojrzenie Ne. Prawda była jednak taka, że to imię opisywało ją chyba doskonale.
Zaraz potem, tuż obok, eleganckim, choć nie tak zgrabnym pismem nakreśliła także Sudō Chihaya. Ten zapis rozbawił ją niemal równie mocno.
— Niezbędna wisteria — odczytała nazwisko, unosząc znacząco brew. — I tysiąc sztormów… Ryūjinie — roześmiała się, kręcąc głową. Wolną dłonią odgarnęła kosmyk włosów za ucho i ulokowała się przy blacie nieco wygodniej. — Może jednak ścieżka zabójcy demonów była mi przeznaczona — wymamrotała pod nosem, pogrążając się na moment w myślach. Los czy zwykły przypadek? Jakie to zresztą miało teraz znaczenie?
Setsu przełknęła ślinę i obróciła twarz w kierunku Masanoriego, przez krótką chwilę po prostu się mu przyglądając. Stukała węgielkiem w arkusz papieru, a w końcu nachyliła się nad nim i na wolnej przestrzeni zapisała kilka prostych wersów, ostatecznie podsuwając swoje dzieło mężczyźnie.
— W ramach podziękowań — oznajmiła i odłożyła kawałek grafitu na kartkę, umykając spojrzeniem w bok. Wytarła palce o jedwab, próbując nie żałować swojej decyzji; ostatecznie nie robiła tego często ani dla każdego i nie była przyzwyczajona do dzielenia się z innymi sztuką, do tworzenia której nie czuła się zresztą uprawniona przez brak talentu czy umiejętności.
Być może Ne, jak sam twierdził, siebie także nie postrzegał już jako poety, ale na pewno wciąż był w stanie rozpoznać haiku, gdy na nie spojrzał, prawda?
jakież wytchnienie niesie
Twój ciepły dotyk
Może się nawet przyzwyczaję. Proste słowa, które z jakiegoś powodu sprawiły, że część ciężaru, który wciąż nosiła w sercu wyparowała. Hio zamrugała z zaskoczeniem i zaraz przygryzła wargę, próbując powstrzymać uśmiech, który cisnął jej się na usta. Nie wstydziła się go, ale nie chciała, by Ne wiedział, jak wiele znaczyła dla niej jego ewentualna akceptacja. Ostatecznie sama pozwoliła mu przecież skupić się tego wieczoru na Chihayi i nie powinna była odczuwać takiej satysfakcji na myśl, że jako Setsuka mogłaby stać się dla kogoś równie istotna.
— Nie wiem — odpowiedziała zgodnie z prawdą i uśmiechnęła się, kiedy wyciągnął na światło dzienne kolejny, niewinny kawałek przeszłości. — Ale to my decydujemy w co wierzymy — zauważyła, a kiedy roześmiał się bezczelnie, zerknęła na niego z udawanym oburzeniem i odruchowo sięgnęła, by pacnąć go ramię. — Hej, nie śmiej się! — Prychnęła, próbując zachować powagę, ale kilka sekund później zawtórowała mu mimowolnie. Oboje zdawali się uparci i Setsu pożałowała, że nie jest w stanie przypomnieć sobie czy kiedyś też tak było.
Ta nagła zmiana w jego zachowaniu, która nastąpiła zaraz potem nieco ją jednak zaniepokoiła. Przyglądała się zielonookiemu podejrzliwie, gdy w skupieniu czytał zapisane przez nią słowa, a potem zamarł w bezruchu. Czy zrobiła coś nie tak? Czy nie spodobało mu się znaczenie kryjące się za tymi kilkoma linijkami? Wydawało jej się, że tropicielowi zależało na wzbudzeniu w niej pozytywnych uczuć, więc dlaczego…?
Przecież jasnym było, że coś czuła, nie była w końcu wyciosana z kamienia! Czy naprawdę uważał, że długie lata samotności były jej wyborem? Czy sądził, że brak wspomnień w ogóle jej nie dręczył? Że kryjące się w nich tajemnice nigdy jej nie kusiły? Że wchodząc do jej życia nie wywoła kompletnie żadnej reakcji? Tak długo żyła w przekonaniu, że jest na świecie zupełnie sama, że prawdopodobnie nie potrafił sobie nawet wyobrazić ulgi, jaką przyniosła myśl, że istniał ktoś, kogo przez cały ten czas miała jednak po swojej stronie. Wytchnienia, którym pozwoliła się sobie tej nocy cieszyć nim powróci do gorzkiej rzeczywistości, w której nie było miejsca na ckliwe historyjki.
Drgnęła odruchowo, gdy Masanori nakrył oczy i niewiele brakowało, by sięgnęła ku niemu, ale powstrzymała się z tego prostego powodu, że nie była w stanie stwierdzić, czego mógłby teraz potrzebować. Nie była również pewna czy chce ponieść odpowiedzialność za własne słowa teraz, gdy wywołały takie emocje, więc wycofała się, nim dopadły również ją. W pierwszej reakcji odsunęła nawet nieco głowę, skrępowana tym niespodziewanym gestem, ale ostatecznie przylgnęła policzkiem do jego dłonie i podchwyciła spojrzenie Ne.
— Cóż — mruknęła, marszcząc brwi. — Nie ma za co, to tylko… — urwała, ponieważ ostatnim czego chciała, było bagatelizowanie uczuć któregokolwiek z nich. Być może wiersz znaczył dla niego równie wiele, co dla niej spokój ducha, który odczuwała za sprawą chwil spędzonych tego wieczoru w jego towarzystwie, z dala od codziennych trosk. — To po prostu prawda — oznajmiła w końcu, rezygnując z jakichś większych wyjaśnień. Uznała, że to powinno wystarczyć.
— Nie — przyznała w odpowiedzi na kolejne pytanie i zerknęła na dłoń tropiciela, którą odsunął od jej policzka i przeniósł na jej udo. Po chwili zastanowienia uznała, że w ogóle jej to nie przeszkadza, więc uniosła wzrok do jego twarzy i kontynuowała: — To znaczy, owszem, zostałam miko, ponieważ tylko do tej roli mógł mnie przygotować urzędujący tam kapłan, ale jego lekcje nie ograniczały się wyłącznie do panujących w świątyni zwyczajów — zaznaczyła, z pewną rezerwą wspominając dawne lata. Może nie minęły sielankowo, ale przynajmniej nie skończyła na ulicy albo w burdelu. — Nie był łatwym człowiekiem, ale ja również do takich nie należę, a mój stosunek do religii był raczej skomplikowany i nasze drogi w końcu się rozeszły. Wytrwałam u jego boku niewiele ponad dwa lata… Później przygarnęła mnie grupa niedobitków yamabushi i zostałam szamanką — oznajmiła i uśmiechnęła się mimowolnie. Pamiętała, że kiedy zobaczyła ich po raz pierwszy była przerażona i zafascynowana jednocześnie, i że bardzo szybko zapragnęła zasmakować takiej samej wolności. — Trafiłam pod skrzydła starego, zapijaczonego mnicha, który jednak nie miał sobie równych w posługiwaniu się Jōhyō. To on uwielbiał haiku i nie wyobrażał sobie, że mógłby nauczyć mnie rozłupywania dartem drzew lub czaszek przeciwników, nie zaznajomiwszy mnie wcześniej z urokami sztuki — wyjaśniła ostatecznie i z westchnieniem przeczesała opadające jej przez ramię włosy. Zaraz potem zaśmiała się cicho i pokręciła głową z jawną dezaprobatą.
— Potrafił opisać w ten sposób dosłownie wszystko — powiedziała, ożywiając się nieco. Ten czas wspominała najwyraźniej o wiele lepiej niż pierwsze utknięcie w świątyni. — Sypał wierszami najczęściej wtedy, kiedy akurat najmniej się tego spodziewałam i doprowadzał mnie tym do szału. Bez względu na okoliczności, na czas i miejsce. Jestem pewna, że gdyby nas teraz zobaczył, rzuciłby czymś w styluuuu — przeciągnęła ostatnie słowo, dając sobie sekundę do namysłu. Spojrzała na Masanoriego, dobierając odpowiednie słowa, chwilowo jeszcze zbyt ubawiona, by zwrócić uwagę na kierunek, w jakim podąża. — Mężczyzna patrzy — pierwszy wers przyszedł jej dość łatwo, ponieważ nie trzeba było być mistrzem obserwacji, by to stwierdzić. — Na kobietę żarliwie? — Drugi wers przybrał w ostatniej chwili formę niepewnego pytania, ponieważ spojrzenie tropiciela istotnie wydało jej się nagle o wiele cięższe, jakby bardziej stanowcze. — Usta czekają… — wymamrotała ostatnią część z pewnym opóźnieniem, wbrew pierwotnej intencji przedstawiając własne pragnienie jako fakt, po czym zamilkła, oczekując w napięciu na jego reakcję.
Czy taki rodzaj poezji wyda mu się równie... Poruszający?
— Tak, tak — prychnęła z rozbawieniem, obserwując reakcję Masanoriego. Mógł się śmiać, ponieważ z ich dwójki tylko on miał świadomość tego, jakie życie wiodła nim ocknęła się na brzegu, a więc był również jedynym, który miał jakąkolwiek możliwość porównania ścieżek jej potencjalnej kariery. Wcale nie miała mu tego za złe. — Śmiem twierdzić, że całkiem nieźle dogaduję się z duchami i smoczymi bogami — dodała, uśmiechając się pod nosem, choć po tonie jej głosu ciężko było stwierdzić czy mówiła poważnie, czy tylko się z nim droczyła. Wolała jednak nie zdradzać zbyt wielu szczegółów, nie wiedząc jeszcze jaki stosunek do takich spraw może mieć towarzyszący jej Ne. Nie chciała przypadkiem popsuć im nastroju, więc skupiła się na pozytywnych stronach.
Był to jednak wyłącznie jeden z przynajmniej kilku powodów, dla których postanowiła nie wycofywać się z sytuacji, którą stworzyła, wypowiadając swoje haiku na głos. Zmiana tematu plasowała się prawdopodobnie dopiero gdzieś na trzecim miejscu. Na drugim stała zwykła ciekawość; Setsu zastanawiała się czy teraz, gdy wpływ alkoholu był już raczej niewielki, wciąż będą w stanie oddziaływać na siebie z równą intensywnością. Na pierwszym zaś wciąż stała egoistyczna potrzeba bliskości, której chociaż wiedziała, że nie sposób było zaradzić kilkoma ulotnymi chwilami, jednocześnie ciężko było się nie poddać, gdy wizja jej zaspokojenia siedziała na wyciagnięcie ręki.
I gdy myślała już, że Masanori pozostanie obojętny albo potraktuje jej słowa jako niegroźny żart, tropiciel otworzył usta i podjął grę z zaskakującym wręcz zaangażowaniem. Zabójczyni w żadnym razie nie spodziewała się, że zielonooki odpowie w takie sposób i zamiast zastanowić się nad ewentualnymi konsekwencjami, z niecierpliwością oczekiwała kolejnych wersów. Im więcej Ne mówił, tym większe napięcie budował i tym ciężej było jej się poruszyć. Zamarła więc, podczas gdy on przysunął się ku niej.
Rozchyliła nieco usta, zafascynowana tym nagłym ograniczeniem dzielącej ich przestrzeni i napięła się odruchowo, gdy jego dłoń powędrowała wyżej. Drgnęła, kiedy zgodnie z jego słowami szorstkie palce dotknęły jej rozgrzanej skóry i wstrzymała nieświadomie oddech, gdy w końcu objęły jej szyję. Coś ścisnęło ją w środku, ale nie ze strachu, gdy chwycił ją delikatnie, choć stanowczo, zawłaszczając sobie w ten sposób kontrolę nad sytuacją. Nad nią.
Hio westchnęła cicho i uniosła własną dłoń, by zacisnąć ją na materiale przy jego kołnierzu, choć na pewno nie po to, by go powstrzymać. Uległa jego dotykowy, zaskoczona własną potulnością, bo nawet nie przyszło jej do głowy, że mógłby jej zrobić jakąkolwiek krzywdę. Co więcej, podobało jej się to, że przejął inicjatywę, nawet jeśli ten sposób w każdej innej sytuacji mógłby się wydawać nieco prymitywny.
Usta czekają, tak powiedział, jednak najwyraźniej on sam nie zamierzał czekać ani chwili dłużej. Dobrze, ponieważ nie chciała, by zwlekał.
Mruknęła z aprobatą, gdy Masanori wpił się w jej wargi, a gdy naparł na nią swoim ciężarem, nie była w stanie się oprzeć i zrobiła dokładnie to, czego oczekiwał, przylegając plecami do parkietu. Mimo wszystko poruszyła się jednak niespokojnie i drugą ręką także uczepiła się jego kimona, jakby myśl o utknięciu pod jego rosłą sylwetką była niekomfortowa. Nie była, wręcz przeciwnie, podniecała ją i być może dlatego instynktownie próbowała się jej oprzeć, aczkolwiek bez szczególnego przekonania, ponieważ w tym samym czasie jej zdradliwe usta oddawały zachłannie każdy pocałunek.
Ta noc powinna się była zakończyć dla jej własnego dobra… Czy więc powinna była teraz przerwać? Jeśli tak, dlaczego to, co właśnie robili tak jej się podobało? Niezdecydowana co właściwie powinna zrobić, najpierw naparła lekko na jego tors, jakby zamierzała go odepchnąć, a potem uniosła się nieznacznie, przylegając tęsknie do jego ciała i ostatecznie pogłębiła kolejny pocałunek zamiast przed nim umknąć.
Nie możesz odpowiadać w tematach