Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 49 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 49 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 48 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 49 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 49 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Jeszcze raz zważyła ciężar broni w dłoni, po czym zaczęła powolnymi ruchami kroić nim powietrze. Próbowała się przyzwyczaić. Wykonywała cięcia coraz szybciej z większym natężeniem. Starała się umiejętnie obracać katanę ostrą krawędzią w stronę potencjalnego przeciwnika. Uczucie deja vu nasilało się z każdą próbą treningu. Już to kiedyś widziała. Nie raz przyglądała się ukradkiem jak Takuya trenował. Może jej nie widział, może tylko udawał.
Odchrząknęła zbierając w sobie siłę.
-Shi no kata: Shōjō Sajinran! - Wrzasnęła z przekonaniem, jak gdyby rzeczywiście coś miało się wydarzyć. Wykonała serię cięć starając się odtworzyć płynne ruchy Takuyi. W jego przypadku pojawiało się sprężone powietrze przypominające sierpy. W przypadku Kitsunie nie stało się absolutnie nic. Demonica stanęła na równe nogi wybuchając głośnym, niekontrolowanym śmiechem. Nieźle się rozbawiła.
- Co za głupota - skomentowała własne poczynania nie potrafiąc się uspokoić. Długo zajęło jej dojście do siebie. Po wszystkim jednak nie zdecydowała się skończyć treningu. Wręcz przeciwnie. Miała dziwne uczucie, że im więcej próbowała tym bliżej Takuyi była. Tak jak by stał obok niej i ją trenował. Było to absurdalne i na pewno nie zamierzała przyznawać się do tego na głos.
- Ni no kata - zaczęła cicho wykonując wykrok w przód tylko po to, żeby unieść Nichirin przed siebie i wykonać nim horyzontalne cięcie z jednej na drugą stronę. Włożyła w nie całą swoją siłę. Zdecydowała, że musiała nad nią poćwiczyć. Nigdy nie była zbyt silna fizycznie. Wypadało to na prawić. Za długo polegała wyłącznie na umiejętnościach swojej demonicznej krwi. Nie zamierzała być bezbronna. Nigdy. - Sōsō - Shinato Kaze - dokończyła.
Nie skończyła zbyt prędko. Jeszcze długo tej nocy ćwiczyła cięcia, obroty z mieczem oraz wykroki. Próbowała naprawdę się podszkolić. Chciała robić wrażenie. Strach przeciwników był przecież połową sukcesu. Każdy szanujący się demon doskonale o tym wiedział. Zdecydowała się ćwiczyć walkę kataną częściej, bo czemu nie? Nie mogła więcej polegać jedynie na swojej krwi. Musiała być wszechstronna i to była najważniejsza lekcja jaką nauczyła się na Trybunach.
Bardzo chciała wypróbować swoją nową zabawkę w walce z demonami. Widziała jak ostrze zatopiło się w ciało Suny niczym w masło. Ciekawe jak wiele mogła nim osiągnąć umacniając swoją pozycję wśród Dzieci Nocy. Jeszcze bardziej była ciekawa miny Zabójców Demonów, kiedy to właśnie z jej zajebistymi technikami wiatru przyjdzie im się zmierzyć. Co za ironia. Wszyscy zostaną wybici ich własną bronią. Piękne.
Najpiękniejsze byłoby jednak, gdyby Takuya zginął od własnej broni. Zraniony własną techniką, którą jej pokazał. Bo zemsta smakowała najlepiej na zimno. Nienawidziła go tak samo mocno jak za nim tęskniła.
300/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 6 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Ponadto powyższy trening skutkuje następującymi efektami:
`zmniejszenie liczby fabuł potrzebnych do napisania, żeby Kitsune ponownie mogła używać DBA (Kirei wie!)
- Już wystarczy - warknęła nagle rozeźlona. Zamachnęła się i rzuciła kamieniem prosto w potylicę mężczyzny. Ten stęknął tępo i runął do przodu z głuchym łoskotem opadając na korzenie. - Nudziarz - skwitowała podchodząc do nieprzytomnego ciała. Jak gdyby nie ważył absolutnie nic schyliła się chwytając go za kostkę. Ciągnęła ciało z powrotem to miejsca, gdzie zostawił na pastwę potwora swojego kochanka. Jego twarz szurała o ziemię zostawiając krwawe ślady poharatanej skóry i złamanego od upadku nosa. W końcu rzuciła nim niczym szmacianą lalką tak, że leżał obok drugiego ciała. Nie czekając dłużej rozsiadła się wygodnie obok tego pierwszego gładząc lekko jego policzek.
- Nie będzie bolało, obiecuję - wyszeptała mu do ucha nachylając się nad jego śliczną twarzą. Fakt, że był już kilkanaście minut martwy, w ogóle jej nie zniechęcił. Wgryzła się w jego policzek odrywając sporych rozmiarów kawał mięsa i zaczęła go powoli przeżuwać. Przełknęła babrając dłonie w świeżej krwi, która płynęła z rany. Oblizała palce mlaskając głośno. Jadła powoli nie marnując żadnego mięśnia. Praktycznie obgryzała kości do zera, zostawiając sobie ludzkie wnętrzności na sam koniec. Była głodna i chociaż powoli się zapełniała nie zamierzała przestawać. Wciąż rosła w siłę próbując stać się kimś lepszym. Kimś więcej. Zamierzała pokazać wszystkim Dzieciom Nocy gdzie ich miejsce, a jedzenie było jedynym sposobem na rozwój jaki znała.
- Widzisz? Przecież jem - powiedziała do ciemności, która szeptała swoje komentarze prosto do jej ucha. Jak zawsze słyszała wszędzie głosy mroku, który mówił jej, że jeszcze nie wystarczy. - Dobrze już dobrze - machnęła dłonią odrywając kolejny kawał mięsa i wkładając go do buzi. Rozszarpała szponami brzuch mężczyzny wyciągając kolejno organy. - Nie musisz na mnie krzyczeć, dobrze? Przecież jesteśmy po tej samej stronie - targowała się z własną demoniczną krwią.
Ciemność niestety miała tej nocy inne plany. Nie zamierzała jej pomagać. Obok pobliskiego drzewa mrok zaczął się kumulować tworząc ludzką postać. Miała lisie uszy, brakowało jej oczu czy twarzy. Była jedynie niewyraźną chmurą ciemności. Kitsu poderwała się na równe nogi spoglądając na postać niepewnie.
- Jesteś słaba, dziewczynko - usłyszała głos w swojej głowie. - Musisz się bardziej postarać! - Postać ryknęła wyciągając dłoń i tworząc w niej ostry szpikulec wykonany z ciemności. W tym czasie Kitsune tworzyła dokładnie taki sam w swojej ręce. Cały czas wpatrywała się w ciemność próbując odgadnąć jej plany czy ruchy. Była czujna, a jednak coś było nie tak.
- Co się dzieje? - Krzyknęła niepewnie stając luźniej na nogach. Nie spuszczała wzroku ze swojej przeciwniczki szykując się do walki.
- Walcz! Walcz albo zgiń! - Usłyszała odpowiedź.
W następnej sekundzie postać ruszyła w jej stronę, gdy ona również zaatakowała. Ostrza zderzyły się, ale Kitsune od razu poczuła, że jej broń była słabsza. Usłyszała w głowie kpiący śmiech.
- Patrz czym się stałaś! Słaba i sama! Ogarnij się, Lisie! - Postać wrzeszczała, chociaż ale pozostał ciemny i spokojny. Kitsune spróbowała odtrącić od siebie przeciwniczkę i ponownie zaatakowała frontalnie. Ta jednak bez problemu odparowała jej atak. Nie było czasu na zastanowienie. Od razu złączyły swoje ostrza w następnym ataku. Walka nie była łatwa, ale żadna z dwóch walczących nie zamierzała się poddawać. Co chwilę wymieniały ciosy, a Kitsune musiała coraz bardziej polegać na atrybutach swojego ciała. Ciemność okazała się bezużyteczna w walce ze swoją odpowiedniczką. Warknęła z frustracji, gdy po raz któryś spróbowała wystrzelić shirukeny wykonane z mroku, a nieznajoma uniknęła ich bez problemu; tworząc dokładnie takie same, a może nawet i lepsze. Gdy tylko próbowała używać swojej demonicznej krwi przeciwniczka przewidywała jej ataki odpierając je w taki sam sposób jak Kitsune. Była silniejsza, bardziej zgrana z ciemnością. Wydawało się, że potrafiła doskonale czytać z ruchów Lisicy. Walka wyglądała niczym zwykła zabawa, gdy Kitsune naprawdę się starała.
- Kim jesteś? - Rzuciła zdyszana i przede wszystkim wściekła. Ryknęła z frustracji i ponownie rzuciła się do ataku. Pewnie, ale bez większego celu. - KIM JESTEŚ?!
- Walcz naprawdę. Rośnij w siłę, bo nadszedł czas! Pokaż mi na co cię stać! - usłyszała w odpowiedzi, gdy postać wykonała kolejny unik. Zamachnęła się ostrzem przebijając Kitsune w miejscu, gdzie biło jej serce. Ta stęknęła z bólu spoglądając w dół na swoją klatkę piersiową, jednak nic tam nie zobaczyła. Ból nieb był fizyczny, a jej ubranie pozostało nietknięte. Drżała lekko zaskoczona. Wszystko dotychczas wydawało jej się tak prawdziwe a jednak wciąż stała przed śmiejącą się ciemnością w jednym kawałku. Nie czekała. Od razu zamachnęła się swoimi szponami próbując zranić przeciwniczkę. Pierwszy raz nie polegała na swojej demonicznej krwi, tylko na własnych umiejętnościach. Przykucnęła lekko wykorzystując własną zwinność i szybko oraz przeprowadziła celny atak wkładając w niego maksimum własnej siły. Własnego ciała, którego nigdy nie lubiła brudzić. Teraz jednak nie miała wyjścia, gdy inne ataki ją zawiodły. Musiała polegać na sobie. Szpony przeorały pustą przestrzeń, a ciemność całkiem zniknęła. Została sama, chociaż tak naprawdę cały czas nie było tam nikogo poza nią i dwoma trupami. Iskierka triumfu była uzależniająca.
Wtedy usłyszała cichy szept w swojej głowie:
- Jestem tobą, Lisie. Rozwijaj swoje umiejętności. Jedz i się wzmacniaj, bo nadszedł nasz czas. Sięgnijmy po tron.
Więc zdecydowała się po niego sięgnąć.
Wróciła do posiłku tylko po to, żeby pobrudzić sobie ręce; żeby zacząć trenować i wykorzystywać własną siłę.
Nadszedł czas, by wziąć sobie to na co zasługiwała.
Miejsce wśród wybranych.
Ocena treningu
350 / 700
Wstała strzepując z ubrania nieistniejący pył. Skupiła się na ciemności, która już z radością szeptała jej do ucha, wytwarzając w dłoni krótkie ostrze. Wyglądało niepozornie, ale nie musiała testować jego ostrości. Doskonale wiedziała co wytworzyła i na co miało się to jej przydać.
- Gotowy? - Zapytała kotka, który już zwinął się w kłębek decydując się na drzemkę, bo poczynania Kitsune ewidentnie go nudziły i były mu obojętne. Mały niewdzięcznik. - Na trzy. Raz, dwa - zaczęła unosząc ostrze nad swoją wyciągniętą lewą dłoń. Spojrzała na chudy, blady nadgarstek. - Trzy! - Pisnęła z całej siły tnąc własną kończynę. Krew trysnęła, gdy ostrze jak po maśle prześlizgnęło się przez jej skórę, tnąc przy tym mięśnie i wszystkie ścięgna. Kość stanowiła największy opór, ale również chrupnęła pod naporem ostrza sprawiając, że ucięty nadgarstek odczłonował się od reszty ręki spadając na ziemię. Wrzasnęła głośno odsuwając się na kilka kroków w tył. Niewyobrażalna fala bólu rozlała się po jej ręce promieniując aż do ramienia. Na sam widok kikuta zrobiło jej się niedobrze. Chociaż już kiedyś doświadczyła takiej samej rany, gdy Takuya odciął jej "przypadkiem" dłoń, sam fakt zadania sobie rany samoistnie jeszcze bardziej potęgował ból. Do oczu naszły jej łzy, kiedy liczyła cicho upływające sekundy. Krew powoli przestała płynąć, a Kitsune skupiała się z całych sił na regeneracji.
Przymknęła powieki próbując wyczuć swoje własne naczynia krwionośne. Siłą woli spróbowała całkowicie zatamować krwawienie. Gdy już jej się udało od razu przeszła do reszty ręki. Regeneracja szła okropnie mozolnie. Ścięgna odtwarzały się powoli nitka po nitce. Mięśnie okazały się jeszcze trudniejsze, zwłaszcza gdy nie było nic do przyczepienia, tylko musiały odrastać kompetnie na nowo. Kość szła jej w miarę szybko w porównaniu do ręki. Po nadgarstku poszedł czas na każdy pojedynczy palec. Już żałowała, że nie przywiązywała do treningu regeneracji większej wagi w przeszłości. Zawsze wychodziła z założenia, że najlepszą metodą jest nie dać się skrzywdzić. Nie dać się zranić, jednak im dłużej żyła na tym okrutnym świecie, tym częściej przekonywała się, że istniało wiele szybszych istot niż ona. I chociaż największym zagrożeniem zawsze stanowili Zabójcy Demonów i ich okropne ostrze Nichirin, doszukiwała się także wrogów wśród własnego gatunku. Demony również raniły siebie wzajemnie i połamane kości nie były niczym nowym. Dlatego musiała nauczyć się szybko regenerować, żeby móc stać się tą najlepszą, tą najsilniejszą.
Po zdecydowanie zbyt długim czasie udało jej się w końcu przywrócić w całości utracony, lewy nadgarstek. Chociaż ten obecny wyglądał dokładnie tak samo jak poprzedni, cały proces zajął jej zdecydowanie zbyt wiele czasu. Od razu poczuła narastający głód, jak by regeneracja zżerała zbyt wiele energii. Na własne szczęście właśnie z tego powodu przygotowała sobie przekąski. Zrobiła krótką przerwę podchodząc do leżących zwłok i zaczynając jedzonko. Posiłek nie trwał długo. Zjadła jedną rękę i pół wątroby jednego z nieżywych mieszczan, co w zupełności wystarczyło, żeby powróciły do niej wcześniej utracone siły. Była gotowa trenować dalej.
Niestety kolejna próba również rozpoczęła się do samookaleczenia i ta część również okazała się dla niej trudna. Ponownie wytworzyła ostry przedmiot z ciemności i ponownie odcięła sobie dłoń. Tym razem wycelowała w przedramię odcinając większą powierzchnię ręki. Sapnęła, zanosząc się histerycznym śmiechem, wymieszanym z jękiem bólu. Nie zniechęciła się. Gorliwiej podeszła do treningu skupiając się w pełni na regeneracji. Tym razem nie stała w miejscu, a zaczęła się przechadzać po polance. Regenerowała kolejno każdą część swojego przedramienia aż po nadgarstek, dłoń i palce; gdy lawirowała między kamieniami i trawą. Nie patrzyła na dłoń skupiając się na otoczeniu, jednak wciąż podświadomie próbowała przyspieszyć sposób regeneracji. Chciał wyćwiczyć ją do takiego stopnia, żeby mogła regenerować się podczas walki. Nie tracąc przy tym koncentracji. Bez możliwości przerwy, pożywienia czy odpoczynku. Walka na śmierć i życie miała to do siebie, że wymagała pełnego skupienia. regeneracja miała być czymś dodatkowym, czymś podświadomym. Do tego dążyła.
Powtórzyła cały proces jeszcze tej nocy wielokrotnie. Trening, chociaż owocny, okazał się niewystarczający. Jednorazowo nie była w stanie opanować wszystkiego do perfekcji i zdecydowanie brakowało jej jeszcze sporo. Nie poddawała się jednak i przez kolejne noce wracała do tego samego miejsca próbując podszkolić się i wzmocnić własną siłę woli. Po kilku nocach nie musiała już skupiać się na ranie, gdy ta regenerowała się podczas chodzenia. Później zamieniła chodzenie na trucht czy nawet wdrapywanie się na korę jednego z drzew.
Najtrudniejszą częścią treningu okazało się połączenie regeneracji z używaniem demonicznej krwi. Za każdym razem, gdy szepty ciemności wyprowadzały ją z równowagi nie była w stanie wystarczająco skupić się na odnawianiu własnego ciała. Denerwowała się.
- Cicho! - Syczała, jednak ciemność nie zamierzała jej tak łatwo odpuścić. Drzewa pobliskiego lasu rzucały cień zwiększając jedynie śmiechy i szepty otaczającej ją ciemności. Jednak nie było niczego w jej nieśmiertelnym życiu, czego nie byłaby w stanie przezwyciężyć. Dlatego za każdym razem, gdy ponownie raniła się ostrzem wykonanym z ciemności, zaczynała od skupieniu się na przedmiocie. Nie chciała, żeby ból rozproszył jej skupienie. Potem, gdy najgorsze minęło i mogła się z powrotem skupić, przechodziła do równomiernego podziału swojej uwagi między regeneracją odciętej kończyny, a utrzymaniem formy ciemności. Zdała sobie sprawę, że im bardziej skupiona się stawała tym cichsze były szepty jej własnej krwi. Proces powtarzała co noc. Nawet, jeśli nie miała czasu ani chęci na trening, wystarczyła niewielkie draśnięcie wymagające wyleczenia. Każdy sposób na kontynuowanie nauki był dobry, bo kończył jej się czas i wzywały wyższe cele.
Ocena treningu
400 / 700
Przechadzając się po niewielkiej wiosce w pobliżu Osaki, od razu upatrzyła sobie pierwszą ofiarę. Młodą kobietę, która po kłótni z mężem, wyszła się przewietrzyć. Idiotka, nikt jej nie uczył, że noce bywają niebezpieczne? Zaskoczyła ją, wychodząc zza pobliskiego drzewa. Kobieta nie zdążyła wydać chociażby jednego dźwięku, gdy demonica doskoczyła do niej i z całej siły ścisnęła jej krtań. Nie chciała ściągać na siebie uwagi innych mieszkańców. Sarpnęła z całej siły za jej gardło. Krew rozlała się po jej dłoniach. Wgryzła się w twarz kobiety, wyszarpując kawał mięsa wraz. Ofiara umarła na miejscu. Zadowolona z siebie Kitsune żuła mięso i pożywiała się jeszcze przez kilkanaście następnych minut. Nie spieszyła się, w końcu miała czas, było ledwo po północy. Cała ta sprawa z Kultem Nowego Księżyca jedynie sprawiła, że miała większy apetyt. Usłyszała dziwny szelest za swoimi plecami. Odwróciła się szybko. Czerwone tęczówki spotkały się z sylwetką mężczyzny. W dłoni trzymał ciemnoniebieskie ostrze Nichirin. Jego postawa nie wyrażała lęku, wręcz przeciwnie, stał twardo na nogach. W następnej sekundzie wyrwał się ruszając prosto na nią. Jego ostrze błysnęło, gdy ze śmiechem odskoczyła w tył.
- Zamierzasz się ze mną bawić? – zapytała rozbawionym tonem. Szacowała jego umiejętności Od razu przeszedł do kolejnego ataku,. Ponownie wybuchła śmiechem, odskakując kilka kroków w tył.
- To nie jest zabawa! – krzyknął rozgniewany zabójca.
Oblizała kilka kropel krwi ze swoich szponiastych dłoni. To jedynie rozwścieczyło mężczyznę. Jego oddech stał się głębszy, bardziej świszczący, tak typowy dla zabójców demonów. Uśmiech opuścił jej pełne usta, kiedy skupiła się na ciemności. Zabójca był odrobinę słabszy, ale nie zamierzała go lekceważyć. Fale wody zaczęły pojawiać się wokół ostrza zabójcy, kiedy ten ponownie ruszył szarżą w jej kierunku. Ona także skupiła się na walce. Ciemność z otoczenia stała się coraz bardziej gęsta, bardziej uformowana. Zabójca, biegnąc w jej stronę, zauważył gromadzącą się ciemność. W ostatniej sekundzie zatrzymał się tuż przed tym, jak z ziemi wytworzyły się ciernie. Były ostre jak brzytwa. Jeden krok więcej, a przebiłyby obydwie jego kończyny. Woda wokół jego ostrza zmieniła swój nurt, tym razem kręcąc się dookoła własnej osi. Za pomocą kolejnej formy oddechu wody wyskoczył w powietrze. Przeskoczył ciernie, próbując ponownie zaatakować Kitsune. Ta ponownie odskoczyła w ostatnim momencie. Pomimo szybkości, z jaką podjęła decyzję, ostrze drasnęło jej dłoń. Szkarłatne krople jej krwi zakropiły ciemną trawę wokół.
Wszystko nagle zamilkło. Stało się dziwnie cicho, przypominając ciszę przed burzą.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz – syknęła, a gorzki śmiech ugrzązł w jej gardle. Była wściekła i zła. Wściekłość wychodziła jej uszami, które teraz stały i puszyły się niczym u wkurzonej kotki. Miała ochotę go rozszarpać. To on teraz stał się jej następną ofiarą. Wszystkie jej myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół jego trupa, bo chociaż wciąż dychał, były to ostatnie chwile jego życia. - Zamorduję cię. Zamorduję, wiesz?
Ale mężczyzna nie wydawał się wzruszony. Wciąż brakowało w jego oczach przerażenia. Nie traciła czasu, zamachnęła się pazurami, a tym razem to on nie zdążył odskoczyć. Ostre szpony przecięły nocne powietrze między nimi. Wbiły się w jego bark niczym w masło. Mężczyzna zaklął ponownie pod nosem, odskakując.
- Jesteś potworem! – krzyknął, ale ona nie wydawała się obrażona czy przejęta. Zabójca nie wiedział, na kogo trafił. Z jakim potworem miał do czynienia. Nie wiedział, że jej siła i motywacja rosły wraz z wściekłością. Traciła nad sobą panowanie. Przestawała być tą słodką i z pozoru nieporadną dziewczyną. Stawała się prawdziwym demonem, prawdziwym potworem. Przestała skupiać się na ciemności, przestała słuchać jej szeptów. Idąc za poradą innych Księżyców na Trybunach, zdecydowała się polegać tylko na sobie; na swojej sile fizycznej i szybkości. Bo magia krwi przecież zależała także od jej własnej siły. Zabójca chyba spodziewał się czegoś innego, więc zamiast atakować, przeszedł do obrony. Ruszyła w jego stronę, a on osłonił się w ostatniej chwili. Był jednak zbyt wolny. Wkurzona Kitsune z rykiem wpadła na niego, przewracając go na trawę. On odepchnął ją z całej siły. Oboje wylądowali na plecach.
- Pobrudziłeś mi ubranie! - warknęła niezadowolona. - Zapłacisz mi za to.
Mężczyzna, ponownie biorąc głęboki wdech. Kitsune skupiła się na jego ruchach na jego krokach na trawie, na jego oddechu i bijącym sercu. Unosiła się powoli. Przede wszystkim oceniała swojego przeciwnika, skupiając się na własnym wrażliwym słuchu, żeby przewidzieć jego następne ruchy. Czekała jak prawdziwy drapieżnik. Przykucnęła, w gotowości. Dopiero w ostatnim momencie, kiedy mężczyzna zamachnął się tuż przed jej ciałem, wyskoczyła w jego stronę. To zdecydowanie go zdziwiło. Chyba spodziewał się z jej strony uniku, nie ataku. Jedną dłonią chwyciła za jego nadgarstek, trzymający ostrze Nichirin. Jej ciało wygięło się w bok, chroniąc przed nadchodzącym atakiem. Mężczyzna zgiął nogi w kolanach, próbując amortyzować jej kontratak i wyszarpać dłoń. Ona była jednak silniejsza, trzymała go mocno, czując, jak pod jej naciskiem trzeszczą jego kości. Była bezlitosna. Zabójca warknął w bólu, próbując się wyszarpać z jej szponów. Ona szarpała, z drugiej strony ciągnąc go do siebie.
Wyprostowała się, ciągle ciągnąc za jego nadgarstek. Teraz stali na równi, mierząc się wzrokiem. Ciemnoniebieskie tęczówki przeciwko karmazynowym oczom jak u gada. Oczom potwora. I była to pierwsza chwila, w której zauważyła w nim strach. Strach przed śmiercią, bo przecież to lęk sprawiał, że nawet najdzielniejsi wojownicy stawali się po prostu ludzcy, słabi i bezużyteczni.
- Masz jakieś ostatnie słowa? - szepnęła, a przerażenie w jego oczach jedynie nabrało na intensywności, dodając jej tym samym siły. Po to, żeby wzmocnić własne ciało, musiała pożywiać się ludzkim mięsem. Tak to widok cierpienia i strachu swoich ofiar dodawał jej prawdziwej mocy. Siłowali się jeszcze przez kilka następnych sekund. Aż w pewnym momencie ciszę otoczenia rozdarł dźwięk łamanych kości. Rozerwanych ścięgien. I krzyk jej kolejnej ofiary. Machnęła szponami z całej siły, przebijając na wylot jego klatkę. Zadając śmiertelną ranę. Krzyki mężczyzny ucichły. Wgryzła się w jego gardło. Odgryzła kawał mięsa, ciesząc się z wygranej. Była cała brudna, umorusana w jego krwi i w krwi swojej poprzedniej ofiary. Wyglądała upiornie. Jak przez mgłę zaczęło do niej dochodzić, że pobliskie domostwa pozapalały niektóre lampiony. Odgłosy zaniepokojonych ludzi. Musiała się ulotnić.
Rana na jej skórze zasklepiła się wraz z kolejnym kęsem świeżego mięsa. Zostawiła swoje ofiary. Uciekła. Może nie zjadła tak dużo, jakby chciała. Mimo to czuła się świetnie. Nabuzowana walką, adrenaliną, która wciąż krążyła w jej żyłach. Dodawała jej siły i mocy. I tym razem nauczyła się czegoś nowego, że to nie tylko ludzkie mięso dawało siłę, że to strach i przerażenie ofiar było tak samo ważne. Uczyła się, że poleganie na własnej krwi nie wystarczało. Ona była bronią. Jej ciało, jej umysł. Szybkość i siła.
Ocena treningu
450 / 700
Suna.
Nikt szczególny. Nikt wart jej uwagi. Ktoś komu zaufała, łatwowiernie wierząc, że ją wybrał; że była w jego oczach kimś wyjątkowym. Był ojcem jej jedynego dziecka, które nie miało prawa przyjść na świat. Nie czuła miłości, jednak utrata bolała tak samo mocno. Jak by straciła część siebie. Część, którą próbowała wypełnić zbierając niczym zabawki inne demony. Przygarniając Katsu niczym własną córkę. Kochała ją, chociaż kochać nie potrafiła. Na swój własny, chory i pokręcony sposób.
Mimo to niedosyt pozostał. Mogłaby zwyczajnie oddać się w szpony Akumy. Nie byłby to pierwszy raz przecież. Jego obsesja na jej punkcie jedynie wzmagała rozkosz, ale nie o to chodziło. Nie mogła się odsłonić, nie mogła narażać. Musiała zdobyć armię. Taką, która pomoże jej zaskarbić łaski samego Stwórcy i ochronić przed gniewem Minoru. Chciała wzrastać w siłę. Być uwielbianą. Być kimś więcej.
Zaczęło się niewinnie, kiedy usłyszała plotki o tworzeniu demonów. Czy Stwórca byłby nią rozczarowany, że tak jak on chciała mieć własne dzieci? Czy by się zdenerwował? Znał jej myśli, znał jej pragnienia i to oddanie wobec jedynego ojca.
Była ostrożna. Z początku wybierała samotne ofiary. Bezdomnych, osoby, za którymi nikt by nie zatęsknił. Pierwszy raz zakradła się w nocy do tej gorszej części Osaki. Wypatrzyła śpiącego pijanego mężczyznę w jednej z uliczek. Był brudny i obrzygany, zdecydowanie ją brzydził. Czego jednak nie zrobiłoby się dla wyższego dobra, prawda? Podeszła do niego bosą stopą przewracając bezwładne ciało na plecy. Pochrapywał głośno. Ukucnęła wodząc ostrym paznokciem po jego policzku. Zmarszczył jedną brew, coś jeszcze czuł.
- Nie zawiedź mnie - szepnęła na nagryzając opuszek własnego palca, pozwalając krwi oblać bladą skórę. Drasnęła mężczyznę tylko raz, ale porządnie. Jej krew połączyła się z krwistoczerwoną posoką. Obudził się. Wytrzeszczył wyłupiaste, przestraszone oczy. Jego twarz poczerwieniała. Patrzył na nią w niezrozumieniu, kiedy jego skóra zmieniła się w czarną maź, a oczy zgasły w kolejnej sekundzie.
- Fuj - skomentowała odsuwając się odruchowo.
Nie zrezygnowała. Nie należała do tych, którzy poddawali się łatwo. Zwłaszcza, że brakowało jej poszanowania do ludzkiego życia. Kiedyś Takuya uczył ją czegoś tak podstawowego, jednak odkąd odszedł całkowicie straciła jakiekolwiek uczucia względem żywych. Pozostał tylko gorzki posmak porażki, gdy Zabójca uciekł jej wtedy, na pustyni. Ona jednak miała całą wieczność, żeby go dopaść. Czas go gonił, ją nie.
Może chodziło o wiek? Może o płeć?
Kolejną ofiarą okazała się kobieta w średnim wieku. Zdrowa wracająca o zmierzchu z targu w pobliskiej wiosce. Kitsune zaatakowała ją niedaleko Osaki, żeby nie wzbudzać podejrzeń strażników. Uwielbiała to miasto.
- Musisz przetrwać, dobrze? - Szepnęła gładząc kobietę z troską po policzku. Ta trzymana w ostrych szponach łkała cicho.
- Proszę oszczędź mnie.
- Daruję ci nowe życie.
- Nie...
Nie jednak jej nie uratowało. Tym razem spróbowała inaczej. Przegryzła język nachylając się nad jej szyją. Ugryzła ją mocno zalewając usta krwią ofiary. Pilnowała się, żeby nie upić za dużo, ale i tak oderwała kawał ścięgien rzując je łapczywie. Zawsze głodna, tak bardzo zachłanna. Czerwone ślepia wpatrywały się w przerażoną kobietę, której ciało spowijały kolejne konwulsje. Jej skóra również poczerwieniała jak u poprzedniej ofiary. Potem ucichła. Już nie płakała. Wciąż oddychała. Zblokowały spojrzenia.
- Co się dzieje - zaczęła kobieta. Usta Kitsune rozciągnęły się w samozadowoleniu. Liczyła sekundy. Poprzedni umarł po trzech.
Pięć, sześć, siedem sekund później kobieta krzyknęła w bólu, a jej ciało rozpadło się na miliony kawałków mieszanki mięsa i krwi brudząc przy tym wszystko co Kitsune miała na sobie. Ryknęła niczym wkurwione zwierzę szponami rozdzierając szczątki kobiety na mniejsze kawałki. We wściekłości warcząc i sycząc. Zawiodła się.
Próbowała wielokrotnie. Niestrudzenie. Czasami gubiąc sens i motywację, zabijając tylko z rozżalenia czy dla zabawy. Czasami naprawdę próbowała uzyskać jakieś efekty, jakiś wynik. Wymyślić i odkryć sposób. Odpowiednią mieszankę. Wybierała różne ofiary. Inne wiekiem, inne płcią, statusem społecznym. Próbowała przemienić je z zaskoczenia albo najpierw wytłumaczyć co się miało stać. Za każdy razem liczyła sekundy łapiąc się, że eksperymenty czasami żyły dłużej, czasami krócej. Chociaż progres był mozolny wciąż próbowała. Widziała pewien progres, gdy eksperymenty przetrwały chociaż kilka chwil więcej. Coraz częściej łapała się na tym, że wyglądały jak by spały, a potem budziły się na nowo. Czy o to chodziło? Jedne umierały od razu przynajmniej z początku. Z czasem żyły trochę dłużej, ale nie przyjmowały zadowalającej formy. Przemiana nigdy nie była kompletna, albo niestabilna.
Czy Stwórca widział jej upór? Nie chciała być jak demony, które działały wbrew jego woli. Wręcz przeciwnie wciąż rozwijała się w jego imieniu. Zwłaszcza teraz, kiedy w szeregach Kizuki zrobiły się braki. Była zmotywowana i tak cholernie uparta. Obsesyjnie próbowała znowu, bo nie miała nic do stracenia. Nie bała się, ale wciąż pozostawała rozważna. Wędrowała odwiedzając pobliskie wioski, żeby nie zwracać na siebie uwagi tylko w Osace. Nikt nie był bezpieczny.
W pewną pełnię księżyca podwoiła próbę. Znalazła młodą dziewczynę wychodzącą z karczmy. Podążyła za nią przez wąskie uliczki Osaki, które znała lepiej niż własną kieszeń. Mogła poruszać się po mieście na ślepo. Była u siebie. To był jej teren, nawet jeśli niektóre demony uważały, że to panna od Uesugich była tutaj prawdziwym autorytetem. Kitsune chowała się w cieniu, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że zajęłaby się demonicą, gdyby została do tego zmuszona. Miała przed sobą znacznie ważniejsze cele niż walka o władzę w mieście. Przynajmniej na razie.
Na razie liczyły się tylko Księżyce. Tron i władza. Uwielbienie i strach innych.
Podeszła do młodej dziewczyny, gdy ta odwróciła się słysząc jej kroki. Nie próbowała się ukrywać. Kaptur peleryny zwisał luźno na jej plecach.
- Boisz się? - Zapytała lustrując ją dokładnie czerwonymi tęczówkami. Lisie uszy drgnęły lekko. Żadna nie poruszyła się ze swojego miejsca.
Kolejne życie, kolejna próba.
Czy miała być tą ostatnią?
Ocena treningu
500 / 700
Nie możesz odpowiadać w tematach