Czuła jak głód nie dawał jej spokoju. Musiała w końcu się czymś posilić. I niestety nie byle czym. Dwa dni bez czegokolwiek w ustach były paskudnym uczuciem. Wystarczył pierwszy lepszy człowiek do zabicia głodu. Ale nie! Ona musiała być wybredna. Ten za młody, ta pewnie miała dzieci, typ musiał utrzymać rodzinę, babinka miała urodziny.
Zatrzymała się przy kolejnym drzewie i sieknęła czołem o pień mocno, starając się wyciszyć to łupanie w skroniach.
Nie cierpiała tej sytuacji, wzrok powoli jej się zamazywał, ledwo kontaktowała ze światem i tylko resztkami silnej woli maskowała barwę oczu i trzymała rogi schowane.
Zatrzymała się nagle padając pomiędzy drzewami na kolana. Patrząc gdzieś przed siebie, w odległą dal. Nie żeby cokolwiek widziała wyraźnie. Zmysły powoli głupiały. - Skup się! Dasz radę! - warknęła wplatając dłonie w czarne włosy z delikatnymi, miejscowymi białymi prześwitami. Prawe niebieskie oko na chwilę błysnęło czerwienią ale zapanowała nad nim, powracając barwą do jasnego błękitu.
Przemierzajac w galopie znane tereny, nie spodziewał się, że poczucie fetor, który wyraźnie odcinał się od znajomych woni. Hatsuyuki niemal nie zrzuciła go z grzbietu, kiedy owa woń z podwójną siłą wdarła się do jego nozdrzy, alarmując o obecności jednostki tak niepożądanej w tej okolicy.
Zatrzymał się raptem kilkanaście metrów od miejsca skąd dochodził ten zapach. Nie miał zamiaru narażać ukochanego konia, toteż zostawił go tam, gdzie z niego szedł, a sam zminimalizował odległość, która dzieliła go od tej kreatury, mimo iż mógł się jeszcze wycofać, ale po co? Odrzucił instykt samozachowawczy, zdrowy rozsądek stłumił, a ostrożność postawił w stan gotowości.
— Czemu stosujesz przemoc na drzwie? Co ono ci zrobiło? — Spojrzał na nią krytycznie, jakby dopuściła się haniebnego czynu, który zasługiwał na potępienie. — Lepszy efekt uzyskasz, jak zaczniesz walić głową o głaz.
Nie różniła się swoją prezentacją wizualną od człowieka i najprawdopodobniej gdyby nie węch i fakt, że był na etapie mozolnego treningu, po którym będzie ubiegał się o tytuł zabójcy demona, nie rozpoznałby w niej krwiożerczej istoty. Nawiązując z nią kontakt, prosił się o kłopoty. To nie ulegało wątpliwości.
- S.. spie.. spieprzaj.. - wydukała z trudem pod nosem, ale wystarczająco głośno aby chłopak ją usłyszał. - Nie.. nie chcę mieć.. z tobą.. nic.. nic.. do.. do czynienia.. - mamrotała, ani na moment się nie zatrzymując. Choć poruszała się na czworaka dość chwiejnym krokiem, jakby zaraz miała paść z wycieńczenia. - Wynoś się.. tam.. skąd przyszedłeś.. - kontynuowała. - Wypierdalaj stąd.. dzieciaku! - warknęła zerkając przez ramię na Aratę, jasnoniebieskie ślepia wbiły się w jego postać. Choć ona nie widziała zbyt wyraźnie jego sylwetki. Tylko kontury, i wielką rozmazaną plamę kolorów jego ubrania.
W głowie jej szumiało, serce biło za mocno. Ciało powoli odmawiało posłuszeństwa. Ale nadal walczyła sama ze sobą. Nie zamierzała przegrać tej walki, nie z jakimś gnojkiem, który znalazł się w złym miejscu o złej porze.
Pierwszy raz widział demona w takim stanie. Pierwszy raz na swojej drodze napotkał demona, który za wszelką cenę próbował uniknąć konfrontacji z człowiekiem.
Czyżby jego odważna teoria w końcu odnalazła swoje potwierdzenie w rzeczywistości? Czemu ten demon się tak szamotał, jakby walczył sam ze sobą? Próbował przezwyciężyć swoja naturę?
Nie towarzyszył mu strach, kiedy zrobił jeszcze dwa kroki w przód, niezwykle zaintrygowany tym zjawiskiem, który miał przed sobą.
Co za anomalia mu się trafiła. Jeden egzemplarz na tysiąc.
— Nie brzmisz przekonywująco — rzucił jakże prowokacyjnie, prawa dłoń znalazła się blisko rękojeści katany.
W końcu nadarzyła się okazja, by przekonać się na własnej skórze, jakie zrobił postępy podczas szkolenia. Da rady ją zadrapać, gdy postanowi zaspokoić prymitywne potrzeby swojego organizmu? Tym razem strach go nie sparaliżuje. Był tego pewny. Czuł to podskórnie, ale czy to dobry powód, by postawić swoje życie na szali? W tym momencie się nad tym nie zastanawiał, wszystkie „ale” pozostawiając z tyłu głowy. Skoncentrował się nad punktem przed sobą – demonicą, która powstrzymywała się przed rozlewem krwi.
— Nie oszukujmy się. Jak nie teraz, to zrobisz to później. Nie wygrasz ze swoją naturą.
"Nie brzmisz przekonywująco"
Te słowa wgryzły się w jej umysł niczym rdza w nadszarpniętą zębem czasu stal. "Bezczelny, pozbawiony rozumu, młody gnój.." przemknęło jej przez myśl gdy czuła jak głód zaczyna doskwierać z każdą chwilą co raz bardziej. Głos był wyraźniejszy niż przed chwilą, dystans jaki ich dzielił był nieco mniejszy niż przed chwilą. - Coś ty kurwiu powiedział?! - warknęła zatrzymując się, dreszcze które od jakiegoś czasu męczyły jej ciało, teraz się nasiliły. - Czy ciebie do reszty porżnęło?! - warknęła odwracając się w jego stronę. - Masz ty jakiekolwiek pojęcie o tym kogo przed sobą masz?! Aż takie życie ci nie miłe?! - złapała za pierwszy, lepszy kamień leżący przy niej i zwinnie rzuciła nim w Karasawę. - Wynoś się! Bo wpierdolę cię żywcem! - warknęła. Lewe oko przybrało barwę dzikiego rubinu. "Szlag.. nie mogę.. już nie mogę.." warknęła w myślach.
"Nie oszukujmy się. Jak nie teraz, to zrobisz to później. Nie wygrasz ze swoją naturą."
- STUL PYSK! - warknęła na granicy wkurwienia i frustracji. Poderwała się ostatkiem sił i ruszyła przed siebie, głębiej w las, ledwo omijając drzewa i krzewy na swojej drodze. Musiała się od niego uwolnić. Z dala od kolejnego człowieka, którego nie chciała skrzywdzić. Nie wiedziała jak długo jeszcze będzie w stanie walczyć z instynktem. Ale nie zamierzała się poddawać tak po prostu tylko dlatego że inni jej mówili że powinna.
Czuła jakby całe jej ciało było zrobione z ołowiu. Ruchy były niezdarne i mozolne, uderzyła barkiem o jeden z pni sakury i potknęła się o wystający, gruby korzeń lecąc z głuchym hukiem na ziemię. - Nie zrobię tego.. nie.. zrobię.. nie.. - mamrotała pod nosem, ledwo utrzymując świadomość zaczęła się czołgać przed siebie. Musiała uciec.
— Twoje groźby nie robią na mnie żadnego wrażenia — mówił, nadal brnął w prowokacje. Nie wiedział, kiedy przestać. Czerpał zbyt wiele satysfakcji, napawając się tym widokiem. Nie miał wątpliwości, że prędzej czy później rozszarpie kogoś na strzępy. Była na straconej pozycji. Wszędzie dookoła znajdowały się ludzkie osady. — Ujadasz jak pies spuszczony z łańcucha. Kiedy zaczniesz gryźć?
Wbił spojrzenie w jej wykrzywione w grymasie oblicze. Zmusił się do wygięcia ust w lekkim uśmiechu.
— Już dawno. Inaczej nie stałbym tu jak ostatni frajer, czekając aż zrealizujesz swoje groźby — odpowiedział jej, chociaż zgadywał, że jej pytanie było retoryczne i nie chciała poznać na nie odpowiedzi.
"STUL PYSK" brzmiące jak wycie do księżyca, uzmysłowiło mu, że trafił w czuły punkt. WIęc jednak miał do czynienia z demonem ,który faktycznie za wszelką cenę próbował wygrać ze swoją prawdziwą naturą.
Znowu skrócił dystans, nic nie robiąc sobie z jej słów. Nie miały żadnego znaczenia. Patrzył jak próbowała za wszelka cenę uciec, ostatecznie tracąc równowagę.
— Żałosne — skwitował, podchodząc doń z niezłomnym przekonaniem, że nie miała dokąd uciec. Dobył swojej katany. — Zrobisz. Prędzej czy później.
Bez zawahania wbił katanę w jej ramię, kiedy próbowała zmusić swoje ciała do wysiłku fizycznego.
— Umrzesz bez pożywienia, ale mogę ci wyświadczyć przysługę i skrócić twoje męki. Twój wybór. Jednak pamiętaj, że świt zbliża się nieubłagalnie.
Zacisnęła mocniej szczękę na jego słowa. Jak głupi był ten człowiek. Wiedział z kim miał do czynienia a mimo tego nadal za nią szedł. Niczym ćma prosto do jasnego płomienia tlącego się w nicości. Czy tylko ona wiedziała jak to się skończy jeśli chłopak nie zostawi jej w spokoju? Czy tylko jej rozum przebijał się przez rozszalałe zmysły i dziki instynkt przerwania?
"Ujadasz jak pies spuszczony z łańcucha. Kiedy zaczniesz gryźć?"
Kolejne słowa jedynie bardziej nadwyrężały jej psychikę. Przez ułamek sekundy myślała że chłopak ma jakiś dziwny fetysz w kierunku demonów i tego co mogły zrobić z jego młodym ciałem. A może po prostu chciał umrzeć? Może jego nędzna egzystencja była zbyt wielkim ciężarem dla strudzonego ciała i umysłu? Może już stracił coś z rąk innego demona i nie potrafiąc się odnaleźć w tej przytłaczającej rzeczywistości, młody Karasawa też chciał odejść z tego świata. Ale potrzebował pomocnego kopnięcia, które wypchnęły by go za krawędź, prosto w przepaść?
Gdyby miała siłę rozmyślać nad tym wszystkim, może nawet z tego spotkania wyszłaby jakaś konwersacja. A nie darcie ryja z nadzieją że człowiek się spłoszy. Że młody gnój odpuści tym razem.
Im bardziej starała się go do siebie zrazić tym bardziej natarczywy się stawał. To zaczynało jej działać na nerwy. Leżąc na ziemi czułą jak podchodzi bliżej. "Żałosne.." powtórzyła po nim w myślach. To prawda. Powinni się zamienić miejscami, to on powinien w popłochu przed nią spierdalać a ona powinna za nim podążać. Każdy inny demon teraz by chyba skonał ze śmiechu widząc tą karykaturalną scenę.
Syknęła z bólu gdy ostrze miecza wbiło się w lewe ramię. Zadrżała, ale nie z bólu. - Ty chcesz moje męki skracać.. - przechyliła głowę w bok i opadła rozgrzany policzek o zimną trawę. Niebieskie oczy wbiły się w postać mężczyzny. Zdawała się patrzeć prosto w jego złote oczy. Przeszywać go lodowanym spojrzeniem na wylot. Barwa głosu jej się kompletnie zmieniła. Spojrzenie poleciało na ostrze wbite w ramię.
Poruszyła się, szarpnęła kończyną tak że wyswobodziła się. Krew zabarwiła tkaninę yukaty świeżą krwią. Przeturlała się w bok i poderwała jak dzikie zwierze na czworaka a zaraz potem podniosła się na równe nogi.
Stała o kilka kroków oddalona od niego, mierząc go uważnie wzrokiem. Choć obraz nadal jej się zamazywał. Spojrzała na lewe ramię i złapała za skrawek materiału przy barku po czym wbiła pazury w materiał. A następnie zdarła rękaw z kończyny. Pomachała skrawkiem przed swoją twarzą i rzuciła go przed chłopaka. Rana na ramieniu zaczęła się zasklepiać sama na jego oczach. Nie miał pojęcia na co się szarpnął. Sei stała już jedną nogą nad przepaścią, w każdej chwili mogąc runąć w dół i zatracić się w pragnieniu, które teraz przyćmiewało prawie całkowicie jej umysł. Stała po prostu przed nim, nieruchomo. Jakby czekając na coś, tylko na co?
Obserwował demona, który w obecnym stanie przywodził na myśl te wszystkie głupie gęzi, które podchodziły ufnie do swojego kata tylko po to, aby ten mógł ukręcić im karki. Była jak te ptaki. Niemal bezbronna, walcząca o każdy oddech. Przegrywała za każdym razem, gdy wdychała łapczywie wilgotne powietrze do płuc.
— Nie chcesz umrzeć, ale nie chcesz też żyć — mówił dalej. Była łatwym celem. ZA ŁATWYM. Jej zabicie nie stanowiło dla Karasawy żadnego wyzwania, a zatem nie było ani odrobinę atrakcyjne, nie napełniłoby Karasawą nawet cieniem satysfakcji. Po co zabić coś, co samo prędzej czy później zdechnie? — Jaki to ma sens?
Drwiący uśmiech zarysował się na wargach Araty. Tym razem ostrzem katany przeciął wewnętrzną stronę swojej lewej dłoni. Nawet się przy tym nie wzdrygnął. Ból to jedyne świadectwo tego, że jeszcze nie postradał zmysłów.
Wbił wyzywające spojrzenie w twarz demona, które mówiło: Czujesz ją, prawda? Pokaż, jak rzucasz słowa na wiatr.
Nie możesz odpowiadać w tematach