Minamijuuji
Jedna z wielu herbaciarni, jakie stoją w Yoshiwarze. Jakimś cudem ten stosunkowo niewielki przybytek słynie głównie z tego, że często przychodzą tutaj coraz to bardziej znane osobistości dzielnicy uciech. Nastrój ekskluzywności jest sztucznie wytworzony przez fakt, że po prostu jest bardzo ograniczone miejsce wewnątrz.
Zdecydowanie ułatwiało jej też kwestię spotkania z Yatagarasu, który raczył się odezwać i poprosić ją o spotkanie. Czytanie jego listu zajęło jej cały wieczór, ponieważ na wszystkich, kurwa, bogów, jak człowiek może tak bazgrolić?! Widziała naprawdę wiele różnych listów, rozszyfrowywała naprawdę okropne karykatury prawdziwych znaków, ale te kreślone przez jednego z jej bardziej stałych klientów informacyjnych. Jeszcze ma czelność myśleć, że w takim tempie zostanie prawdziwym kaligrafem. Ha, dobre sobie. Choćby mu to zajęło i tysiąc lat, będzie dobrze, jeśli będzie w stanie chociażby poprawnie nakreślić hiraganę. Bo teraz to wygląda jakby miał drgawki i rysował znaki od tyłu. Ma szczęście, że Yairi wiele w swoim życiu widziała i niejedno odkodowywała. Nawet obrazy zdarzało się jej „rozczytywać”, kiedy ciężko było odróżnić górę od dołu, rękę od nogi… ale podziwiała za entuzjazm!
Wracając do spraw biznesowych.
Na trochę przed zachodem słońca udała się w kierunku Minamijuuji – malutkiej kawiarni, która jakimś cudem potrafiła zwabiać do siebie niesamowite osobistości. Nie żeby uważała siebie za jedną z nich, ale miała przynajmniej ten przywilej, że właściciel ją na tyle lubił, że zawsze znalazł dla niej miejsce. Jeśli nie w środku, to pozwalał jej usiąść na tyłach, gdzie może nie było ładnych widoków, ale przynajmniej nikt się jej nie pchał w paradę. Ponieważ jednak Yatagarasu miał na tyle taktu, żeby poinformować ją o swoim przyjeździe wcześniej, to oczywiście poczyniła wcześniej pewne przygotowania. Tak więc wcześniej dała znać właścicielowi, który zapewnił ją, że miejsce będzie na nią czekać. I po przybyciu na miejsce tak też było.
Ukłoniła się właścicielowi, który właśnie obskakiwał garstkę klientów, która już wypełniała pół Sali małej herbaciarni. Zgodnie z jej prośbą zaklepał jej miejsce bardziej z tyłu i udostępnił ewentualne parawany, jeśli wraz z Yatagarasu uznają, że potrzebują trochę więcej prywatności i osłony przed wścibskimi oczami. Jeśli coś łączyło wszystkich pracujących w Yoshiwarze, to było to umiłowanie do wszelakiej maści plotek, ploteczek i zasłyszanych historii. Była to jednocześnie zaleta, jak i wada tego miejsca – tak jak było wiele kłapiących ust, tak tyle było też nadstawionych uszu.
Zajęła zaklepane miejsce i od razu wyjęła fajkę, którą zaraz potem zapaliła. Ubrała się oczywiście nieco porządniej, choć bez większych ozdobników, skoro nie musiała się stroić dla innych. Jej gość w końcu przyjdzie po coś innego niż jej wdzięki, oczywiście. Ubrała więc nawet bieliznę, patrzcie państwo! A tak nieco bardziej na poważnie – większą część włosów upięła w luźny kok, który upięła za pomocą prostych stalowych szpilek do włosów, które przypominały gwoździe w swojej prostocie i nagości pod względem braku dekoracji. Pozwoliła sobie jedynie na nieco szerszy dekolt, jednak nie był tak wylewny jak podczas jej typowych nocy z klientami. Wyglądała po prostu schludnie, choć dalej była kurtyzaną z Yoshiwary – tego nie była w stanie nadpisać nawet najznakomitszymi jedwabiami, kosztownościami i manierami.
Wypuściła z siebie obłok dymu. Nie zamawiała jeszcze niczego, bo czekała najpierw na Yatagarasu. Dopiero po jego przybyciu będzie mogła sobie pozwolić na wybranie sobie wypitku dnia. Wzięłaby jakąś senchę może… A może coś z jaśminem? Chociaż zwykła zielona sencha też brzmiała kusząco…
Postać, która do tej pory pochylała się nad ciemną, niekształtną masą wyprostowała się w mroku i westchnęła z emfazą. Wytarła wierzch ust przedramieniem, pozostawiając na rękawie ciemną rozmazaną plamę. Zdawało się, że przez długi czas nie zdawała sobie sprawy, że o czymś zapomniała, do momentu aż dłubiąc w zębach niespodziewanie zastygła w bezruchu.
— Szag. Minamijuuji.
Pamięć nigdy nie należała do najmocniejszych cech Yatagarasu.
Drzwi herbaciarni rozsunęły się z trzaskiem wraz z pierwszym, chłodniejszym podmuchem wiatru. Ciepło lokalu okazało się miłą odskocznią od panującej na zewnątrz niepogody. Gdy wejście zasunęło się za pospiesznie przesuwającym się przez lokal klientem, ustał też wszelki szmer ledwo zerwanego z chmur deszczu, zastępując go wesołym gwarem tłoczących się wewnątrz osobowości. Kroki młodego mężczyzny były szybkie i dość nerwowe, ale zarazem dokładne, jakby doskonale wiedział, w które miejsce winien najpierw się udać. Spojrzenie przybysza przeczesywało każdy mijany stolik, zatrzymując się co rusz na bogato ubranych kobietach, przesiadujących w towarzystwie o wiele starszych mężczyzn. I wbrew panującemu tu poziomowi kultury, Yatagarasu zdołał dostrzec, jak nie jedna dłoń męskich klientów herbaciarni wsuwała się na gładkie kolana i uda swoich wypożyczonych na ten wieczór dam — wyraz ich twarzy jednoznacznie sugerował, że niecierpliwie oczekują wyjścia w ich towarzystwie pod byle pretekstem.
Kelner, dostrzegając nowego gościa (mimo iż zajęty obsługiwaniem stolików) ukłonił się skromnie na znak kulturalnego przywitania, ale chłopak zaabsorbowany poprawą upięcia i obwiązywaniem wokół gęstych włosów czerwonej wstęgi nie zwrócił na niego szczególnej uwagi. Właśnie w takich okolicznościach wyłonił się zza ścianki, docierając do samego kąta lokalu. I choć zdawało się, że mógł nadal przeć przed siebie, to właśnie znajomy zapach, jaki owładnął jego nozdrza, zmusił go do natychmiastowego zatrzymania się — wyglądał, jakby w pośpiechu zderzył się z niewidzialną ścianą. Oto i on — mistrz podstępów, ten o wielu twarzach, znajdujący życie w śmierci, nielękający się niczego, ten, który...
Wcześniej skupiona twarz demona, zmiękła jak za sprawą pstryknięcia palców, dokładnie w momencie zderzenia się z jej spojrzeniem; wyglądał na zaskoczonego, ale i zadowolonego. Był w trakcie poprawiania leżącej na sobie czarnej szaty, która po części była jego strojem niemalże już charakterystycznym. Nigdy nie pokazywał się w innym kolorze. I właśnie w takiej okazałości dane im było dzisiaj się spotkać; zaledwie kilkanaście kroków od stolika, przy którym siedziała Yairi, stał Yatagarasu — mody mężczyzna o ciemnych, długich włosach (teraz już) spiętych w wysoki kucyk, który zawsze sprawiał wrażenie dodawać mu nieszkodliwego uroku; wyplątane z upięcia przydługawe pasma zahaczały śmiało o jasne policzki.
— Pozwolisz się kiedykolwiek zaskoczyć?
Faktycznie, gdyby choć raz w życiu Yatagarasu przyszedł na umówione spotkanie na czas, mogłaby pomyśleć, że coś w niego wstąpiło, a może i nawet opętało? W końcu to wcale nie tak, że za każdym razem był spóźniony i że to Yairi pojawiała się w umówionym miejscu szybciej. Skądże!
Wyglądał, jakby wcale nie było mu z tego powodu wstyd. Ruszył pewnie w kierunku zajętego przez nią miejsca niesamowicie frywolnie. Zanim przy niej usiadł, odrzucił poły długich szat, które wraz z nim miękko opadły na ziemię. Spoglądnął na kobietę; w jego szarych tęczówkach tliło się rozbawienie — to niewinne i potliwe, które zdążyła już poznać. Właśnie to rozbawienie zdawało się jedyną częścią charakteru, którą nie starał się przed nią ukrywać. Srebrna iskra przewalająca się w tych zwyczajnych, ludzkich oczach była absolutnie niegroźna, wręcz banalnie
— Nie wiem jak to się dzieje. Za każdym razem, gdy docieram do Yoshiwary, coś karze bawić mi się w bohatera. Wyobraź sobie, że musiałem uratować biednego, przestraszonego kotka z samego wierzchołka drzewa. — uniósł figlarnie brew. — Moja słabość. Nie potrafię odmawiać dzieciom.
Yatagarasu nigdy nie był punktualny, więc ta wymyślona historyjka mogła sugerować ledwie idealny zalążek do podroczenia się z zaufaną informatorką. Oczywiście — nie było żadnego kotka. Pisząc w liście, że „będzie na nią czekał”, równie dobrze w jego języku oznaczało „zajmij miejsce, bo na pewno na drodze zaśnie potężny, gruby wół i będę musiał iść okrężną drogą”.
Bezceremonialnie pochylił się w przód, opierając przedramiona o podstawiony przed nimi niski stolik. Przekrzywił głowę, pozwalając przyjrzeć się jej schludnemu odzieniu. Nie dało się ukryć, że jego osobliwy wzrok od razu po nim przemknął, zatrzymując się nieco dłużej, na wysokości odsłoniętych (i jakże wyraźnie podkreślonych) części drobnych obojczyków. Zawsze uważał kobietę za niezwykle urodziwą — a dzisiejsza kreacja wydawała mu się jedną z lepszych, jaką mógł na niej oglądać.
— A więc... — Podniósł wzrok. I choć zdawał się spoważnieć, ukryte w jego spojrzeniu wesołe iskry wcale tego nie sugerowały. — Ile masz dziś dla mnie czasu?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- W życiu – odpowiedziała, opierając łokieć o stolik. Teraz jej wyraz twarzy przybrał nieco łobuzerski charakter i było widać, że wręcz tryska podejrzaną radością. Zamierzała coś powiedzieć i to teraz. - Będziesz w stanie mnie zaskoczyć, kiedy nakreślisz jakikolwiek znak poprawnie – dopowiedziała, rzucając wymowne spojrzenie nowoprzybyłemu mężczyźnie. Nie było jednak w tym spojrzeniu wiele urazy, o nie. Wyrażało wymownie pewnego rodzaju zmęczenie czy też zrezygnowanie związane z absolutną tragedią, jaką było pismo Yatagarasu, ale jednocześnie nie było oskarżycielskie. Zdecydowanie bardziej można to było odebrać jako przyjacielską dezaprobatę aniżeli prawdziwą pretensję. Zresztą, inaczej by jej wtedy nie było, czyż nie? - Masz szczęście, że jesteś czarujący, bo inaczej dawno bym rzuciła w diabły próby rozszyfrowywania cię.
Niezbyt dyskretnie obrzuciła mężczyznę uważnym spojrzeniem, z pewnego rodzaju przekorną satysfakcją oceniając jego wygląd. Ubrany był w czerń i nigdy nie ubierał się w inne kolory, co jej absolutnie nie przeszkadzało. Wręcz uważała to za pewien jego urok. Włosy miał związane w wysoki kucyk i musiała przyznać, że Yatagarasu był przystojny. Stwierdziła to przy pierwszym ich spotkaniu, stwierdziła to teraz i była pewna, że stwierdzi to też przy następnych spotkaniach. Nie było czegoś takiego jak jej typ faceta, ale z pewnością mogła stwierdzić, że on zaliczał się do tego wąskiego grona ludzi, których Yairi uważała za wyjątkowo estetycznie przypadających jej do gustu. Co jak co, ale potrafiła przyznać, kiedy druga osoba jest wyjątkowo piękna.
Zmierzyła go spojrzeniem, które absolutnie nie wierzyło w żadne wypowiedziane jego słowo. Pod koniec kiwała głową do jego słów w sztucznie empatycznym geście współczucia, że absolutnie nie było żadnego dziecka, żadnego kotka i po prostu jak zawsze nie wiedział, która jest godzina. Nie żeby go o to jakoś bardzo posądzała, bo punktualność była absolutnie względna, choć mile widziana. Zdecydowanie inaczej było, jeśli jej klienci się spóźniali. Wtedy to było nieeleganckie, niewybaczalne i absolutnie wkurwiające.
- Naprawdę? Och, bohaterze – odpowiedziała przesadnie emocjonalnym tonem. Gdyby byli bliżej, to pewnie ciągnęłaby ten żart, próbując jakoś zrobić z siebie damę w opresji. Ale ponieważ łączyły ich tylko informacje, jedynie prychnęła i pokręciła głową. Zaciągnęła się dymem z fajki, żeby wypuścić go w kierunku Yatagarasu. - Tylko chyba nie ratowałeś tego kota tutaj? – zapytała ze sztucznym niedowierzaniem. - W dzielnicy pełnej spoconych mężczyzn?
Uśmiechnęła się łobuzersko, po czym odchyliła się, żeby znów pociągnąć z fajki i udać, że jakoś się zastanawia nad jego pytaniem. Wydała z siebie przeciągliwy pomruk, jakby zastanawianie się nad tym sprawiało jej jakieś trudności. W rzeczywistości odpowiedź na to pytanie miała już dawno przed spotkaniem, zanim jeszcze zadał to pytanie, zanim w ogóle nadszedł dzień ich spotkania.
- Ile mam czasu… - powiedziała na głos, dalej udając niedostępną. Zaraz potem rozpromieniła się i nachyliła się do stolika, naśladując mężczyznę przed nią. - Twój szczęśliwy dzień, Yatagarasu. Wygląda na to, że mam dziś cały czas, jaki mogę ci poświęcić – powiedziała wesoło, wydając się szczerze zadowoloną. Jednak dało się wyczuć w powietrzu nadchodzące „ale”, brakującej kropki na końcu zdania, nagłego zakrętu po rzekomo prostej drodze. Jej uśmiech wydawał się nie zmieniać, ale znów było w tym wszystkim coś łobuzerskiego. - Dopóki jesteś w stanie dzielić rachunek, oczywiście.
Odchyliła się i zamachała ręką, spoglądając w bok, gdzie wśród pojawiających się klientów kręcił się kelner. Znała się z nim niemal tak samo dobrze jak z właścicielem Minamijuuji, zatem nic dziwnego, że jak tylko kątem oka ją zobaczył, to automatycznie zmierzał w jej kierunku, żeby nie musiała krzyczeć swojego zamówienia przez cały lokal, jak to zwykle ludzie mają w zwyczaju. Doceniała te drobne uprzejmości, jakie dostawała od ludzi z Yoshiwary, którzy widzieli w niej kogoś więcej niż zwykłą kurwę i którzy chcieli czegoś więcej poza przeżyciem w tej niezwykle kulturalnej dzielnicy w stolicy.
- Po czarce najlepszej herbaty, proszę! – powiedziała radośnie, absolutnie nie zapytawszy wcześniej Yatagarasu o zdanie. To był też sygnał, że jeśli chce coś od niej wyciągnąć, to musi grać do jej rytmu. A nie była aż tak wymagająca, jak inni informatorzy. W końcu chęć wspólnego wypicia herbaty chyba nie wydawał się jakoś straszną rzeczą do spełnienia, czyż nie? - Oraz może coś w gratisie, dobry panie? – uśmiechnęła się ładnie, zamrugała trochę oczyma, a kelner od razu zrozumiał o co jej chodziło.
Nie zamierzała się upijać, o nie, ale skoro miała okazję dyktować warunki spotkania, to butelka dobrego alkoholu było jak królewskie jabłko w jej dłoni. Minamijuuji nie podawało alkoholu otwarcie, ale że była tu jednym ze stałych gości, to właściciel pozwalał jej trochę nagiąć zasady własnego przybytku. Zresztą to była jedna butelka, a ona mogła wypić całkiem sporo. Jednak głupstwem byłoby się upijać w towarzystwie drugiego informatora. Byłaby wtedy w zdecydowanie gorszej pozycji.
Po postawieniu przez kelnera dwóch czarek z jaśminową senchą (przeznaczenie!) i średniej wielkości butelkę z sake, jej usposobienie zdawało się momentalnie zmienić. Spoważniała, nachyliła się ponownie nad stołem, a jej spojrzenie zdradzało absolutną koncentrację.
- No. – Poprawiła włosy. Lewy kącik jej ust uniósł się w szarmanckim uśmieszku. - Zatem słucham, w czym mogę ci służyć, bohaterze?
Pomimo iż towarzyszący jej tego wieczoru mężczyzna ściągnął niespodziewanie brwi, nie dało się od niego odczuć złości. Właściwie, to wcale nie był urażony. Yatagarasu pozwolił się poznać jako osoba, którą bardzo trudno rozwścieczyć — pierwszoplanową rolę z pewnością odgrywała nietuzinkowa pewność, która nieraz przybierała postać żartów z samego siebie. Czy była to tylko maska? Jedna z wielu naciąganych na swoją skrywaną przed światem prawdziwą, przeżarta zgnilizną twarz?
Wciąż zahipnotyzowany; szare oczy zdawały się nieodgadnione i tajemnicze, choć nabrały wyraźniejszego blasku. Małe iskierki skakały w te i z powrotem jak roztańczone sztuczne ogniki. Z każdym kolejnym spotkaniem zadawał się promienieć coraz bardziej — trudno było więc określić czy blask kryjący się w spojrzeniu jej informatora był zarezerwowany wyłącznie dla niej, czy może znała go każda kobieta, która znalazła się u jego boku. A faktem było, że Yatagarasu uwielbiał otaczać się kobietami. Z pewnością dlatego, że wyłącznie w ich towarzystwie czuł otaczająca go opiekę i poczucie wyjątkowości.
Yatagarasu zaczynał rozumieć swoje podobieństwo z tymi wszystkimi mężczyznami, których jeszcze niedawno mijał. Oni wydawali ciężko zarobione pieniądze, by przez chwilę poczuć się, choć więcej wart od zwykłego zdeptanego liścia na suchym piachu, a on... też płacił — nie im, ale na pewno właścicielowi kawiarni. Majątek. Jak dobrze go jednak mieć.
Wtedy się pochyliła, a resztki wypuszczonego dymu osiadły subtelnie na bladych polikach demona. Mężczyzna zmrużył zainteresowane ślepia, nie ruszając się z miejsca. Pochylające się drobne ciało pozostawiło po sobie słodkawą woń skrywającego pod ubraniami ciała, które przypomniało mu jego nie tak odległy posiłek. I choć Yairi mogła nie wierzyć, że Yatagarasu utrzymywał z jakąkolwiek kobietą bliższe kontakty — utrzymywał. Bliższe niż możnabyłoby przypuszczać.
— Na taką odpowiedź skrycie liczyłem — odezwał się, gdy usłyszał jej słowa, wyraźnie zadowolony z tej odpowiedzi. — Ciekaw jestem, jak bardzo jest w stanie naciągnąć mnie moja informatorka.
Ostatnie słowo zdawał się wypowiedzieć szeptem — leciutko i miękko, jak gdyby wokół nich drzemało dziecko, którego za nic nie chciał zbudzić ze snu. Nie dało się jednak odczuć niemego wyzwania rzuconego w jej stronę. Ale właściwie... czy był na nie gotów?
Zaczepiony kelner już po paru chwilach postawił przed nimi ciepłą senche i butelkę dobrego sake. Yatagarasu spoglądnął ukradkiem na mężczyznę — okazał się nim ten sam, który przywitał go u progu lokalu. Pomimo ciągłej bieganiny wśród stolików, wyglądał niczym profesjonalista, jakby dopiero wyłonił się z zaplecza. A więc nawet obsługa w Yoshiwarze była nie do zagięcia, no proszę. Yatagarasu poinformował go, że zapłaci za cały wieczór, gdy zdecydują się opuścić lokal. Być może w tamtym momencie nie zdawał sobie sprawy z wielkości rachunku — albo nie chciał o tym myśleć.
— Sake? — wyciągnął dłoń w kierunku butelki, lekko ją przechylił, gdy mężczyzna znów zostawił ich samych. Płyn wewnątrz naczynia przelał się z czystą finezją. Nie zamierzał pokazywać po sobie rozczarowania, w który końcu mężczyzna byłby rozczarowany procentowym trunkiem? Gra aktorska nieraz była dla niego jak tortura i nakłuwanie milionem igieł. A dzisiejszego wieczoru autentycznie czuł się jak wegetarian na biesiadzie u mięsożerców. Starał się odsunąć tę wizję od siebie jak najdalej, a dziwny skręt żołądka zatuszować nagłą wypowiedzią: — Chcesz mnie dziś upić, Yairi? Uważaj. Nie jestem łatwy.
Wypowiadając jej imię, uśmiechnął się i lekko odchylił głowę; pasma wyplątanych z upięcia włosów poruszyły się za jego ruchem. Sięgnął po swoją czarkę z herbatą i przysunął ją w swoją stronę. Ile by dał, by znajdowała się w niej chociaż jedna kropla ludzkiej krwi.
— Zatem słucham, w czym mogę ci służyć, bohaterze?
Pomimo iż zdawał sobie sprawę, że nadany mu tytuł był ironiczny, on traktował go niczym piórko łechtające ego – przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Przekrzywił głowę wyraźnie zadowolony, przypatrując się jak poprawione przez kobietę kosmyki osiadają zwiewnie na szczupłych ramionach. W tamtym momencie każdy chciałby być takim jednym, cienkim włosem na jej głowie.
— Mało macie takich w Yohiwarze, zgadłem? — odezwał się, szybko nawiązując do poprzedniej uwagi i niedowierzania informatorki. — Myślisz, że ci wszyscy spoceni mężczyźni poczuliby się zagrożeni? Bo chyba nie sądzisz, że jakikolwiek zwróciłby na mnie uwagę, bym miał zacząć się tym przejmować? — Jednak dopiero gdy to powiedział, zdał sobie sprawę, jak dziwnie to mogło zostać to przez nią odebrane, dlatego chrząknął i postanowił zmienić temat, nawet się nie tłumacząc.
Wstał niespodziewanie i podszedł do ustawionych przy ich stolików parawanów. Odgrodził stolik od reszty lokalu. Nie ukrywał swoich zamiarów. Nawet jeśli ktoś był w stanie dostrzec ten dość intymny ruch — a miał nadzieję, że tak było — myślał zapewne, że za ich pięknymi wzorami ta dwójka przeszła do konkretnych punktów spotkania, które z pewnością nie powinny wyjść poza ich wspólne spojrzenia.
Kiedy siadał, przymkną oczy. Właściwie niewiele znał się na sprawach rządzących się miejscami publicznymi. Za każdym razem patrząc na gładką twarz Yairi, próbował uświadomić sobie, że niejeden dotyk gościł już na jej jasnym, brzoskwiniowym licu. Trudno było mu to przyjąć do świadomości. W jego oczach Yairi była nieskalana. Już wielokrotnie zastanawiał się, czemu jego umysł próbował go w tej sprawie tak zuchwale przechytrzyć, czyniąc z niej w jego wyobrażeniu najczystszego anioła.
— Jak mogłaś się już domyślić, przybyłem tutaj po informację. Dotyczą one mężczyzny średniego wieku, który zdaje się zadowolony ze świadczonych usług w Ruri-do. — Otworzył oczy, a jego wzrok spoczął na jej twarzy, jakby żaden punkt w lokalu, nie okazywał się ciekawszy. Skrzyżował przedramiona na blacie. — Chce wiedzieć o nim wszystko. Począwszy od tego, ile zapłacił aż po to, jaką bieliznę nosi. Dobra, z tą bielizną to przesada — uśmiechnął się. — Nie zmienia to jednak faktu, że naprawdę chcę wiedzieć wszystko. Wszystko, co mogło rzucić ci się w oczy lub co zdołałaś usłyszeć. A mam cichą nadzieję, że tak waśnie było.
Nie miał pewności. Nigdy jej nie miał. To, że poszukiwany przez niego człowiek był stałym bywalcem Ruri-do, nie oznaczało, że był jej klientem, ani tego, że którakolwiek z jej koleżanek pochwaliłaby się jego ordynarnymi manierami. Jednak, kogo miał o niego zapytać jak nie ją?
— Przedstawia się jako Haraku. Ciężko mi jednak potwierdzić czy to jego prawdziwe nazwisko. Szatyn o ciemnych oczach. Ma niski zdarty głos i prawdopodobnie jest samurajem. Albo łowcą — pokwapił się odkryć przed nią rąbek tajemnicy, gdyż obrońcy sprawiedliwości nie byli już dla społeczności obcy. — I posiada dość nieestetyczny pieprzyk pod okiem.
Dopiero kiedy wyłożył przed nią wszystkie informacje, zdał sobie sprawę, że znalezienie tej kanalii może okazać się trudniejsze, niż przypuszczał. Informacje były szczątkowe. Klientów kręcących się po lokalu zapewne było wielu. Przedstawione nic nieistotne szczegóły mogłyby zatopić się w zwykłej codzienności.
— Wiem, że to niewiele — przyznał. — Ale może któraś z twoich przyjaciółek o kimś takim wspominała?
Jego palec błądził po okrągłej krawędzi czarce. Wyglądał na zamyślonego.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Rozmawianie z nim jest proste. Obydwoje mieli życia, które chcieli chronić i które prowadzili w ukryciu przed innymi i chociaż prawdopodobnie oboje potrafili umiejętnie teraz wymijać większe przeszkody na ich drodze komunikacyjnej, nawet gdyby on lub ona powiedzieli coś nietaktownego, nie zrujnowałoby to ich relacji biznesowej. Dlatego Yatagarasu mógł ściemniać, że ratował kotka, a Yairi mogła żartobliwie oferować czułości.
- Nie wiem o czym mówisz – odpowiedziała, jednocześnie uśmiechając się szerzej. Dla każdego innego ten uśmiech mógłby być pełen drwiny i cynizmu, ale tutaj był jedynie oznaką rozbawienia. - Naciągnąć? Mówisz tak, jakbyś nie czerpał na tym układzie zysków. A uwierz mi, niektórzy wydają znacznie więcej za parę godzin ze mną – powiedziała i zatrzepotała ładnie rzęsami. W takich chwilach może trochę pozwalała, żeby wychodziły z niej wszystkie brudy, jakie nazbierała w swojej pracy. Jednocześnie jeszcze mówiła całkowitą prawdę; noce w jej towarzystwie potrafiły chodzić za rekordowe ceny, w zależności od statusu klienta, jej nastroju i chęci zarobienia Madame. Ceny potrafiły być iście cesarskie. - Możesz czuć się naprawdę wyjątkowo.
Teatralnie zachłysnęła się powietrzem w geście zaskoczenia. Ręką przysłoniła otwarte usta; jej imitacja byłaby niemal idealna, gdyby nie to rozbawione spojrzenie, które całkowicie burzyło przedstawiany przez nią obrazek.
- No gdzie. Upijanie się nie jest przyjemne, szczególnie następnego dnia. – Upiła łyk herbaty i obserwowała chwilę poczynania swojego czarnowłosego informatora. Jaśminowa nuta herbaty smakowała wyjątkowo słodko dzisiaj. - Ale w końcu tutaj warto żyć chwilą.
Dorzuciła jeszcze tylko jakby po namyśleniu:
- Zdecydowanie za mało.
Ramiona zatrzęsły się od niemego śmiechu, kiedy zobaczyła lekkie zakłopotanie Yatagarasu. Tym razem odpuściła ten temat i pozwoliła, aby meritum ich spotkania wyszło na pierwszy plan. Normalnie by jeszcze przycisnęła biednego chłopaka. Zawsze zabawnie było oglądać jak się wiją we własnych słowach i próbują wybrnąć z dołka, do którego sami wpadli i który jeszcze sami wykopali.
- Wbrew pozorom, większość mężczyzn z jednej klasy noszą bardzo podobną bieliznę. – Tutaj jednak nie potrafiła się powstrzymać. Przechyliła z łobuzerskim uśmiechem głowę na bok i poważnie wypowiadała swoje słowa. - Wyróżnia się tylko ta szlachecka i zagraniczna, ale nie żebym tą drugą kiedyś widziała.
Haraku. Haraku, Haraku…
- Haraku… - Jeszcze powiedziała na głos. - Poczekaj chwilę, niech pomyślę – poprosiła, po czym obróciła głowę na bok i wbiła spojrzenie w jakiś martwy punkt przed nią.
Nie miała pamięci idealnej, więc nie potrafiła przywołać z imienia i okazjonalnego nazwiska wszystkich, którzy pojawili się w progach jej skromnego pokoju przyjęć klientów, ale w większości przypadków ufała swojej intuicji, która potrafiła obrócić dane imię ze wszystkich stron i wydać werdykt, czy brzmiało wystarczająco znajomo, żeby pójść dalej w konkretnym kierunku. W tym wypadku imię Haraku zdecydowanie jej coś mówiło i jeśli pamięć ją nie myliła, to raczej nie były to pozytywne rzeczy. Musiała wziąć poprawkę na to, że jeżeli była pytana o niego, to powody mogły być przeróżne – mógł być wspaniały w łóżku lub absolutnie tragiczny, mógł mieć charakterystyczne przyrodzenie lub kompletnie nijakie, mógł mieć wyjątkowe manieryzmy albo mógł być do bólu przeciętny. Grunt to było nie dać się zasugerować jakkolwiek, bo inaczej całe to myślenie może iść do piachu.
- Wydaje mi się, że jeden Haraku kiedyś nas odwiedził, choć tak jak się pojawił, tak szybko zniknął. – Potrafiła rozpoznać dosłownie jedną sytuację, do której pasowało jej imię Haraku. Mówiła o nim albo Inu, albo ta rudowłosa dziewczyna, która zaraz potem została odprzedana innemu domu, ponieważ w ocenie Madame nie pasowała do jej „marki”. Jakby burdel potrzebował jakiejkolwiek „marki”, kurwa. - A przynajmniej to imię. Opis jest dosyć ogólny, ale co jakiś czas przewija się podobny. – Upiła łyk herbaty. - Musiałabym jednak wypytać dziewczyny o szczegóły, a to może potrwać. Nie chcę żeby któraś przypadkiem zaczęła rozsiewać bezpodstawne plotki, bo facet może przepaść.
O ile zwykle zainteresowanie kobiet było odbierane jako coś pozytywnego dla facetów, niekoniecznie dobrze było to odbierane ze strony matrony i innych właścicieli burdeli. Oznaczało to bowiem, że mogła próbować z nim uciec albo jeszcze nie dajcie bogowie zajść z nim w ciążę. Zainteresowanie ze strony kobiety, i to jeszcze oiranki, mogły oznaczać kłopoty dla niej samej. A jeśli jest coś gorszego od zazdrosnego mężczyzny, to była to zazdrosna kobieta. Może nie uciekały do metod fizycznych, ale były dużo bardziej żądne krwi niż najbardziej parszywy z mężczyzn.
Postanowiła podejść do tego jeszcze od innej strony. Kolejny łyk herbaty.
- W zeszłym tygodniu słyszałam o co najmniej pięciu mężczyznach, którzy wyglądali na samurajów, ale mieli coś nie tak z wyglądem. – Takie informacje praktycznie były dostępne w przeciągu dwóch minut od powrotu danej oiranki do reszty zamieszkałych w burdelu kobiet. W zależności od tego, kto to był, takie relacje mogły być przeładowane (aż czasem zbędnymi) detalami albo wręcz zdawkowe. Zawsze jednak można było wycisnąć absolutnie podstawowe informacje, nawet chociażby ich wewnętrznym systemem gestów. Kciuk między palcami przeciągnięty w prawo oznaczało krzywy nos. Dwa skrzyżowane palce oznaczały zeza zbieżnego. Maksymalnie rozczapierzone palce były zezem rozbieżnym. Jednoczesne drgnięcie prawego kącika ust i machnięcie ręką w prawo było ogólnym sygnałem na nieurodziwość klienta. A w tym mogło chodzić o nieestetyczny pieprzyk. - O dwóch z nich słyszałam bezpośrednio, ale o pozostałej trójce słyszałam pokątnie, cokolwiek się odbiło od ścian i wróciło do mnie. Ale wiem kogo pytać. – Pauza. - Przy dobrych wiatrach zajmie mi to jeden wieczór, przy gorszych nawet cały tydzień.
Chociaż Ruri-do to był jej dom, plac zabaw i trumna, nigdy nie należało być zbyt pewnym tego, że się wyciągnie z kogoś informacje. Przekonała się o tym w najróżniejszych sytuacjach, zatem jeśli nie chciała skupiać na sobie uwagi, to musiała być jak najbardziej dyskretna i taktowna. Inaczej spłoszy swoją rozmówczynię i/lub narazi się na uważniejszą kontrolę swojej matrony, która już i tak lubiła od czasu do czasu pokazać jej, że miała nad nią większą kontrolę niż nad innymi dziewczynami w jej przybytku. Cholerna baba.
- Niestety to są najbardziej konkretne informacje, jakie mam do przedstawienia teraz – skrzywiła się, po czym upiła ostatni łyk herbaty. - Rachunkowość matrona przechowuje u siebie w gabinecie, ale nie będę mieć problemu z dostaniem się do niej, ale najpierw muszę zawęzić poszukiwania do pewnych imion. – Robiła to już wielokrotnie, zresztą nie tylko ona. Wbrew pozorom nie ustalały swoich cen, więc czasem chciały się przekonać za ile przed kimś rozkładały nogi i na ile zostały wycenione ich usługi. Oraz jak to się potem przełożyło na rzeczywistość. - Chociaż posługuje się imieniem Haraku, to z jakiegoś powodu nie korzysta z niego tutaj. Nie wiem co przeskrobał, że go potrzebujesz, ale może się okazać, że znajduje się bliżej niż nam się wydaje.
Była to uwaga ogólna, ponieważ ktokolwiek, kto postawił nogę w Yoshiwarze, wiedział, że tutaj rządziły nieco inne zasady. Dominowała przede wszystkim rozpusta, ale też jeśli komuś zależało na anonimowości, to była ona łatwiejsza do zdobycia tutaj niż w innych miejscach czy dzielnicach Edo. Wystarczyło odpowiednio ruszyć głową i sakiewką. A jeśli ten mężczyzna mógł być łowcą, to wystarczyło pomachać ostrzem przed odpowiednimi osobami, żeby zaskarbić sobie ich złote milczenie. Yatagarasu o tym wiedział. Oboje o tym wiedzieli.
- Jak pilnie szybko potrzebujesz tych informacji? – zapytała, łapiąc za szklaneczkę z alkoholem. - Znam człowieka, który specjalizuje się w tropieniu ludzi i duchów, ale też nie potrafię zagwarantować jego terminowości. – Chwilowa pauza. Jakie są szanse, że on zna już Masanoriego? Każde. Żadne. Takie same jak to, że ona wiedziała, kim jest Haraku. - Zna się na swoim fachu, to mogę zapewnić, jednak nie zawsze jest dostępny. Więc albo mamy szczęście, albo mamy niezwykłego pecha. -Zrobiła pauzę, żeby spojrzeć wymownie na swojego kompana w czerni. - Zresztą zależy też jak się zapatrujesz na wciąganie kolejnych osób. Więcej par oczu oznacza większe pole widzenia, ale za tym idzie dodatkowa para uszu.
Im więcej uszu słyszy, tym bardziej potrafiła być okrutniejsza zasadzka. Tym łatwiej człowiek mógł się obudzić na dźwięk wbitego we własne plecy noża.
Wypiła nalany alkohol i aż przesadnie westchnęła.
- Ach, wyśmienite.
Chwyciła butelkę i nalała sobie jeszcze trochę. Przywykła, że Yatagarasu rzadko kiedy cokolwiek z nią pije. Niekoniecznie się jej to podobało, ale nie zamierzała narzekać. W końcu szkoda by było, gdyby poróżniły ich opinie na temat alkoholu, czyż nie?
To zabawne, że za każdym razem, kiedy przed nią siadał, czuł się, jakby został pochwycony w rozstawioną sieć. Czy uczucie kompletnego spętania zawdzięczał jej wyuczonym manierom — drobnym gestom, hipnotycznemu sposobowi mówienia? Czy pobrzmiewająca nuta w jej dźwięcznych słowach była tą, która implantowała niedosyt nie do zniesienia?
— Możesz czuć się naprawdę wyjątkowo.
Uniósł kąciki warg delikatnie w odpowiedzi na jej słowa. Nie musiał właściwie nic mówić. Doskonale wiedziała, że miała rację. Gdzieś w tle ich tajemniczego spotkania rozbrzmiewały głośne chichoty kobiet.
Na informację o noszonej przez jej klientów bieliźnie Yatagarasu przestał dopieszczać czarkę. Szczupły, blady palec zatrzymał się gdzieś na krawędzi pożądanej ścieżki, a jego dotąd zamyślony wzrok, stał się zdecydowanie przytomniejszy; dokładnie jakby ktoś zdjął z niego urok. Jakby zdjęła go sama Yairi.
— Te szlacheckie mają błyszczące grawery wyszyte na pośladkach? — Przechylił głowę i uśmiechając się niewinnie, aby zaraz potem wybuchnąć krótkim śmiechem. Pokręcił głową. — Wiesz, że te nasze interesy to tylko przykrywka? Tak naprawdę przychodzę tu po ciekawostki tego pokroju, bo nigdy mnie nie zawodzisz — zażartował. — Człowiek myślał, że wiedział już wszystko i nagle... — Pstryknął palcami. — Zderzenie. Kolejny raz znalazł się w błędzie.
W jego oczach Yairi była kobietą, która na temat cielesnych namiętności wiedziała niemal wszystko. Yatagarasu uważał ją za takie burdelowe Lonely Planet.
I choć zaprzestał już żartować i przyjął względną powagę, tak frywolnie tańczące w szarych oczach iskry z pewnością nie można było nazwać spokojnymi. Yatagarasu zawsze wykazywał się nieprzeciętnym humorem, który zdawał się nigdy go nie odpuszczać. Tym razem podparł podbródek na dłoni i wpatrywał się w nią w zaciekawieniu, nawet nie zwracając uwagi na stygnącą herbatę. Każda jej informacja była dla niego cenna. Szybko okazało się, że trafił w dziesiątkę, udając się z tą sprawą właśnie do niej. Ktoś wspomniał o podobnym mężczyźnie. A to ci ciekawostka.
— Wydaje mi się, że jeden Haraku kiedyś nas odwiedził, choć tak jak się pojawił, tak szybko zniknął.
Dał jej skończyć i jak na demona udającego człowieka wysokiej kultury wyczekał cierpliwie jej nadchodzącego pytania.
— Nie jest to sprawa pilna, ale im informacje o jego osobie napłyną do mnie szybciej, tym lepiej — Właśnie w tym momencie zdał sobie sprawę, że siedzi już kolejną minutę przy pełnej czarce, gdy siedzącą przy nim kobieta wypiła już całą nalaną zawartość naparu. Ten widok zdawał się go na chwilę zmrozić, może i spostrzegawcze spojrzenie kobiety zdołało to dostrzec? Wyprostował się chyba zbyt gwałtownie; nawet stojące na stole naczynia lekko drgnęły, gdy zabrał w końcu łokcie z blatu. Sięgnął do podstawionej przed sobą herbaty i uniósł naczynie w dłoń. — Niech to szlag, pewnie kompletnie mi wystygła — zaśmiał się nerwowo i przysunął trunek do ust. Aż tak pochłonęła go rozmowa z Yairi? — jego zachowanie mogło to sugerować.
Ciepło, które otuliło jego wargi, nie niosło ze sobą żadnego smaku. Język demona mlasnął w ustach niepocieszony, a Rintarou znów uświadomił sobie, jaką wydmuszką tego świata tak naprawdę jest. Czasem życie ludzi pochłaniało go tak bardzo, że zaczynał zapominać o dzielących go granicach. Dopiero kiedy był stawiany w sytuacjach kłopotliwych, uświadamiał sobie, jak bardzo musi stwarzać pozory. Na każdym kroku. Czy naprawdę w jego klatce piersiowej zagościło rozczarowanie? Naprawdę chciał poznać smak, którym tak zachwycała się kobieta?
Odstawił pustą czarkę i wytarł usta wierzchem dłoni. Wyszczerzył się, a po wcześniejszym kłopotliwym odruchu nie pozostał nawet ślad.
— W każdym razie. Jeśli ufasz temu człowiekowi na tyle, aby być pewna, że nie zacznie węszyć... — złapał się na tym, że się w niego wpatruje. Od razu naprostował. — To nie tak, że wiem, co mój klient od tego człowieka chce. Jestem tylko pośrednikiem — wytłumaczył się. — Płacą mi, więc robię swoją robotę. Tak to działa. Jeśli ten człowiek się czymś naraził, a ja przekaże jego oprawcy informację może i następnego dnia usłyszymy o jego śmierci. Ale może być też odwrotnie. Usłyszymy o cudownym spotkaniu rozdzielonych przez życie braci. Sama doskonale zresztą wiesz, jak działa ten świat.
Czy naprawdę musiał się jej tłumaczyć? Zapewne nie. Od dawna nie usiadł z żadnym swoim informatorem twarzą twarz — zwłaszcza w ociekającej intymną rozkoszą kawiarni. Dawno nie udawał, że tak bardzo smakuje mu jaśminowa herbata. Jeśli wspomniany przez nią tropiciel okaże się kłopotliwy, po prostu się go pozbędzie. W dzisiejszych czasach? Westchnął przyjemnie, uśmiechać się do swojej rozmówczyni miło. Jak dobrze, że nie potrafiła czytać z jego myśli.
— Jak mu na imię? To twój klient?
Tropiciel mógłby dowiedzieć się na temat jego celu znacznie więcej, co byłoby niesamowicie dla Yatagarasu wygodne. Oczywiście zamierzał uważnie przyjrzeć się temu człowiekowi. Tak jak darzył Yairi zaufaniem, tak nowe osoby, niekoniecznie mogłyby przypaść mu do gustu. A gust miewał naprawdę kapryśny.
Spoglądnął na polewany przez nią alkohol i gdy tylko butelka znalazła się pośrodku stolika, złapał ją w dłoń od razu zapełniając swoje naczynie.
— Wygląda na to, że ominęły mnie dwie kolejki.
Zabawa w człowieka jeszcze się nie skończyła.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Zaraz potem jednak uśmiechnęła się złośliwie i zmieniła sposób siedzenia, założywszy nogę na nogę. Odchyliła się trochę i pozwoliła sobie bardzo nachalnie obadać wzrokiem siedzącego przed nią mężczyznę. Jak już przyznała, Yatagarasu był obiektywnie naprawdę przystojnym mężczyzną. Yairi rzadko kiedy miała tego typu myśli, ale gdyby ktoś z jego urodą przyszedł do niej jako klient, to nawet wybaczyłaby mu parę bardziej nieznośnych nawyków, jakie napotykała u mężczyzn. Dajcie spokój, była oiran, chyba miała prawo do paru chwil próżności i płytkości? Seks nigdy nie wydawał się jakkolwiek podniecający, już szczególnie odkąd zaczęła pracować, ale czasem znajdowali się osobnicy wyjątkowo przykuwający jej wzrok.
Czy to znaczy, że chciałaby swojego informatora przelecieć? A w życiu. Ale konceptualnie była to niezwykła myśl. (Tak samo niezwykła wydawała się wizja spędzenia wieczora przy dobrym alkoholu z Hanshinem, wizja zapłakania z radości w ramię Masanoriego czy ujrzenia kolejnej sztuki Taishiro.)
(Hm, jak na kogoś, kto pracował z mężczyznami i miał ich czasem serdecznie dość, to dalej była nimi otoczona.)
(Gorące panienki, proszę zaczepiać ją, kiedy wymknie się ze swojego przybytku!)
- Jeśli zbierasz informacje, to mogę ci powiedzieć, że moja przez większość czasu jest wykonana z materiału lżejszego od powietrza. – Pauza. Przechyliła głowę na bok. - Niezwykle przewiewna. – Nachyliła się do stolika. - Niemalże nie trzeba jej zdejmować.
Chwilę tak na niego patrzyła, po czym wybuchła śmiechem, całkiem jak na nią mało eleganckim. Można to było odebrać jako brak profesjonalizmu z jej strony, ale też czy był bardziej siarczysty policzek od zlekceważenia drugiej osoby na tyle, że nawet nie zamierzała trzymać się pracowniczego kodeksu postępowania (bardzo lotna nazwa na maniery u kurwy)?
Yatagarasu mógł jednak czuć się bezpiecznie, bo wcale nie śmiała się z niego. No, może trochę, jeśli zareagował jakoś bardzo zabawnie. Ale to był po prostu jej sposób na kontynuowanie wątku zapoczątkowanego przez jej współpracownika – wzięcie przynęty, zabawienie się nią, a potem rozciągnięcie aż do granicy komfortu. Jej sposób na pożeranie mężczyzn w możliwie najbardziej irytujący sposób. Czy była w ten sposób okrutna? Być może. Ale być może to było znudzenie. Być może to była chęć odwetu. Być może to było popychanie siebie do granicy, żeby wybudzić się z emocjonalnej drętwości.
A równie dobrze mogło nie znaczyć nic.
Już całkowicie na poważnie pokiwała głową. Całkowicie rozumiała sytuację i, szczerze mówiąc, nie mogła prosić o nic lepszego. Dbasz tylko o własny interes, masz mały wpływ na cokolwiek, robisz tylko to, co ci kazano. Bo w końcu co jej do tego, że ktoś chce tego Haraku zaciukać albo odnaleźć po pięciu latach nieobecności. Ostatecznie był dla niej tylko imieniem, tak jak ona była tylko dziurą do wypełnienia, tak jak Yatagarasu był tylko gościem od zapewnienia informacji. Każde z nich było jedynie instrumentem w rękach (w sakiewce) kogoś innego, zatem moralność ich nie obchodziła. Nie byli podmiotem, nie potrzebowali sumienia.
- Jasne. Jasne. Wiadomo – mruknęła. Pokręciła trochę swoją czarką, ale ostatecznie nie wzięła z niej łyka. - Równie dobrze może nic się nie wydarzyć i tak jak o nim usłyszałeś, tak samo szybko o nim zapomniałeś.
Ponownie się roześmiała, ale już bardziej jak kokietka, a nie szyderca. Jednak dużo bardziej brzmiało jak ostrzeżenie, jak natrafienie kosą na kamień. Jak sygnał, że zamierzała teraz być trudna.
- Yatagarasu, myślisz, że ja daję się całować, a potem rozpowiadam wszystkie sekrety mojego klienta? Krzywdzisz mnie. – Spojrzała na paznokcie, co było niezwykle suczym ruchem w tej konwersacji. Czego nie mogła sobie czasem odmówić, bo w końcu jeśli ma się utrzymać w tym biznesie, to musi być ostrożna. Ostrożniejsza niż inni. Zacierać ślady nawet jeśli nie istniały albo same zniknęły po chwili. Ryzykowała wiele i miała świadomość, że jeśli komuś się narazi, to Madame prędzej ją wypierdoli na zbity ryj niż zaryzykuje swoje dobre imię. - Mogę ci powiedzieć to, co opowiadam moim koleżankom, czyli ile musiałam się naskakać, czy jebało komuś z gęby lub czy też próbował mnie brać od tyłu. – Jej uśmiech wydawał się teraz nie tyle wymuszony, ile zmęczony. Ponowne ostrzeżenie. Nie należy tu się wdzierać, bo nie zamierzała otwierać drzwi. To były karty, które trzymała przy sobie. - Ale imiona? Wiesz, na jaki gniew mogłabym się narazić?
Ale lubiła Yatagarasu, więc nie mogła długo go wymijać. Zresztą pewnie czarnowłosy też miał pokłady swojej cierpliwości, których nie zamierzała nawet tykać. To była jedna z jej cenniejszych relacji, zatem nie mogła pozwolić, żeby zostało to zaprzepaszczone przez jakieś durne scenki (choć to malowałoby go w złym świetle, tak notabene).
- Mogę ci powiedzieć za to, że ten, o kim mówię, ma na pewno nosa. Jest lepszy niż niektóre psy – powiedziała, po czym utrzymała ten wzrok o parę sekund dłużej niż to było konieczne. Była to oznaka jej profesjonalnego zaufania, skoro zamierzała zostawić tak wyraźną wskazówkę, że powinien ruszyć głową i pomyśleć, kto może być lepszy do tropienia od psów? Spoiler: mają śmieszną broń, która podobno boli demony! - Jeśli jednak bardzo chcesz go sam sprawdzić, polecam zaczekać aż wykona swoją robotę. Jeżeli ma wejść do akcji.
Zaraz potem jednak wróciła do swojej czarki. Upiła kolejny łyk, po czym się uśmiechnęła. O tak, działanie alkoholu bywało naprawdę cudowne. Nie miała z nim problemu, a przynajmniej tak się jej wydawało, skoro nie wracała do barów co noc. Aczkolwiek jak już się raz dossała, to potrafiła pić i pić, i pić, i pić, aż w końcu jej wątroba wysiądzie i światła zostaną przymusowo zgaszone w pokoju. Ale zdarzyło się jej to… może kilka razy w życiu? I to przy dobrym powodzie! I w bezpiecznym otoczeniu, więc nie trzeba się martwić.
- Ale skoro to nie jest nagląca sprawa, to możemy poczekać aż sama się tym zajmę – rzuciła. Co było prawdą, bo to znaczyło, że nie potrzebowała kombinować sposobów na ściąganie tego całego Haraku co Ruri-do i założenie mu metaforycznej dźwigni.
Już dwie kolejki? Faktycznie. Komentarz ją niezwykle rozbawił i ponownie rozpalił w niej chęć do bycia po prostu wredną suką. Nie czerpała żadnej dodatkowej przyjemności z doprowadzania innych do płaczu lub zaprowadzenia ich w kozi róg. Było to tylko satysfakcjonujące, kiedy był zaangażowany w to cały układ sił w trakcie rozmowy. Sprowadzanie ludzi do parteru poprzez delikatne sugerowanie ich nieudolności wynikającej z czegoś tak kluczowego jak płeć, status społeczny? Była to taktyka, która była niczym obusieczny miecz.
Jednak jeśli zabierzemy to ukłucie jadu, to ukłucie ognia.
- Ojej, czyżbym piła za szybko? – zapytała niewinnie. - Nie nadążasz?
Pozwoliła, żeby cisza na chwilę zawisła po jej słowach, po czym odchyliła się i wypiła jednym haustem całą zawartość czarki. Odstawiła ją dosyć głośno, ale nie nalała sobie kolejnej. Postanowiła ułaskawić biednego mężczyznę od ścigania się z nią na kielichy.
- Czas na oczyszczenie podniebienia – obwieściła. Założyła ręce na piersi i rozsiadła się trochę w swoim miejscu. - Opowiedz mi coś ciekawego, co się wydarzyło poza Edo, bo ostatnio jest tu tak nudno. Jedynie słyszę o nastolatkach biegających z bronią, czających się w zaułkach i o zerwanych zaręczynach. – Przewróciła oczami. Chleb powszedni, ciągle to samo i ciągle tak samo mało znacząco. Czasem się denerwowała, że nie miała jak spłacić długu informacyjnego u innych. Ale co poradzić, skoro ostatnio wszystko jakby ucichło, jakby to byłą cisza przed prawdziwą burzą? - Może słyszałeś o czymś ciekawym od wspaniałych stróżów prawa? Ostatnio mam chrapkę na jakąś dobrą historię ze śledztwem na tapecie.
Nie zamierzała udawać, że to było coś więcej niż zwykła zachcianka. Jeśli dowie się czegoś użytecznego, to plus dla niej. Będzie miała szczęście wtedy. A chodziło jej teraz tylko o rozrywkę. W końcu znajdują się w dzielnicy rozkoszy, czyż nie?
Brzęk odstawianego na środek stolika naczynia, jakby poruszył osnute marmurową szarością tęczówki. Spoglądnął na nią z trudnym do ukrycia zdumieniem. Po demaskacji zastąpił go jednak uśmiechem, zdolnym zmazać wcześniejsze bezwstydne zainteresowanie. Mimo iż nie dało się ukryć, że go zaskoczyła i być może faktycznie trochę wybiła z dotychczas ubranej pewności siebie, tak zaśmiał się — trochę zbyt nerwowo, gdy i jego informatorka roześmiała się rozkosznie. Spróbował odgonić się od wizualizowanego widoku, jaki zafundowała mu wyobraźnia.
— Chyba odkryłem tajemnice twojego powodzenia. Kto wchodzi do jaskini tygrysa, prowokuje jego apetyt.
W tej jednej chwili Yatagarasu jakby odzyskał utraconą pewność — stał się pełny zagadkowego tryumfu. Musiał przyznać, że siedząca naprzeciw niego informatorka potrafiła poruszyć mężczyzną; pociągnąć sznurem wprawiając ciało w marionetkowy ruch. Wiedziała doskonale, czego może oczekiwać mężczyzna i mu to dawała — w zdawkowej ilości, jakby miał być to tylko przedsmak do czekającej, gotowej powieści. A jak każdy się już w swoim życiu przekonał, to one sprawiały w tym wszystkim najwięcej przyjemności. I choć teraz mogła przypuszczać, co siedzi w głowie Yatagarasu, nie mogła zgadnąć. W swoim myślach widział ją z delikatnie subtelnym, przewiewnym odzieniu, podkreślającym drobne zadraśniecie w okolicy wyraźnie zarysowanych obojczyków. Delikatnie tworząca się na niej bańka krwi niemal nabrała autentycznej słodyczy w jego ustach; oblizał ukradkiem wargi, zdając sobie sprawę, że musiał na krótką chwilę naprawdę perfidnie gapić się w jej dekolt. A jak najlepiej wychodzi się z mało komfortowych sytuacji? Zmienia się temat. Kaszlnął w pięść.
— To, co mówisz, przekazujesz jedynej wartej zaufania osobie w tym mieście — Uniósł dumnie podbródek, świdrując ją zabawnie. Wyglądał jak kot przypatrujący się niesamowicie interesującej, poruszającej się zabawce. — Chyba nie sądzisz, że nie wiem, co robię i narażam nas demaskację? Jestem po prostu bardzo ciekawski i karmię się nadmiarem informacji. A aktualnie jestem dość głodny.
Była bystra. Uważała na słowa — a oznaczało to, że zna się na swoim fachu. Oczywiście Yatagarasu nie zamierzał nic z niej wyciągać siłą. Nie zależało mu na utracie cennego źródełka, które już w wielu wypadkach okazało się potężną kopalnią złota. Dlatego nie naciskał i pozwalał sobie jedynie na żartobliwe komentarze, nieokazujące względem dziewczyny rozczarowania. Szanował słowa, jakie wydobywały się z jej prowokacyjnych ust i tak musiało zostać. Jednak zdawał się kompletnie nie powstrzymywać, aby choć odrobinę zniszczyć sztywne ramy ich wspólnego interesu; z każdym kolejnym spotkaniem wyciągał po maleńkim kamyczku; pozwalał sobie na coraz więcej.
Imiona imionami — ile ich już przetoczyło się przez języki? Człowiek, o którym musiała wspominać, był kimś więcej niż zwykłym klientem, bo czy byłaby aż tak ostrożna, jeśli chodziło o przeciętnego tropiciela? Niespodziewanie punktem ich rozmowy stał ktoś bliski. Ale czy w tym wypadku nie obawiała się o niego, wiedząc jakimi zadaniami na co dzień się pławi? Odpowiedź nadeszła szybciej niż przypuszczał. A więc był łowcą. Kiedy z jej warg padło słowo „nosa”, demon już wykrzywiał usta, ale nic nie powiedział, choć czujne oko jego rozmówczyni mogłoby wywnioskować, że mężczyzna musiał zrozumieć nie do końca jasną informację. Yatagarasu znał łowców lepiej, niż sama zapewne przypuszczała.
— Z pewnością go sprawdzę. Mało spotyka się ludzi z intrygującymi talentami. A jeśli są rekomendowani przez najlepszych w swoim fachu... — Mrugną do niej zabawnie, sięgając do nalanej czarki. — W każdym razie, liczę na twoją kreatywność, Yairi. Kiedy tylko otrzymasz informację, skontaktuj się ze mną.
Naczynie zawisło przy wargach demona. Jego oczy leciutko rozbłysły, a dotychczas kryjąca się w nich matowa szarość, nabrała bardziej krystalicznego odbicia. Czy ta dziewczyna próbuje udowodnić mi, że jestem gorszy? — pomyślał, przyglądając się z fascynacją, jak jego informatorka wypija kolejny haust i rozsiada się niczym dama okolicznego przybytku. Po części była to prawda. Przeklęta cwaniara.
— No dobra. Musze przyznać, że jesteś naprawdę niezła, ale skąd pewność, że to nie przejaw mojego dobrego serca? Nie wierzysz w wytrzymałość mojej głowy i myślisz, że naprawdę osobiście mnie stąd wywleczesz?
Yatagarasu był dobrym aktorem, więc wybrniecie z tej sytuacji, nie przysporzyło mu większych problemów. Gorszym momentem okazała się chwila, w której musiał nadrobić trzy czarki (w końcu w trakcie ich rozmowy wypiła kolejną). Spojrzał na słabo zabarwiony trunek, ledwie panując nad drgającą w niesmaku wargą. Może następnym razem powinien przynieść ze sobą własne wino? Wino, które piłby jedynie on — zawierałoby niesamowitą ilość składników odżywczych.
Tak jak sobie założył, tak też zrobił. Wypił wszystkie trzy zaległe czarki jedną po drugiej, nawet się nie krzywiąc. Na sam koniec dopełnił ich naczynia, wypijając go razem z turą. Odstawił kubeczek z głośnym trzaskiem i roześmiał się, szczerząc niegroźnie.
— Cóż chyba, to nie ja pozostałem w tyle. — Zadowolony z siebie odchylił się również, uważnie śledząc jej sylwetkę. — Czy słyszałem coś ciekawego? — Przyłożył palec do podbródka i zastukał nim leniwie, jakby naprawdę probował dostać się do tych najlepiej zapamiętanych smaczków z ostatnich miesięcy. — Nie oszukujmy się. Miasto żyje jedynie ze skandali. Ostatnio ktoś komuś ukradł osła — Tu spoglądnął na nią, jakby ta informacja miała ja zainteresować, ale szybko odpuścił i się roześmiał. — To główna rozrywka ludzi miasta. Plotki. Czasem mam wrażenie, że nie robią nic innego. — Założył ręce z tyłu głowy. — Ostatnie miesiące dużo ich krąży też wokół demon slayerów i tego, co nie okazało się jednak koszmarem wyrwanym ze snu. Trudno mi w to wszystko uwierzyć, ale są świadkowie, którzy... naprawdę widzieli te kreatury na własne oczy. Nie boisz się, że mogą kręcić się w pobliżu, że być może już jakiegoś widziałaś, ale ukrywał się pod ludzkim wyglądem. Że mógł być twoim klientem?
Wpatrujące się w dziewczynę ślepia opadły znacząco na podstawioną przed nią pełną czarkę alkoholu. Rintarou uśmiechnął się szelmowsko, ale nic nie powiedział. Jego mimika mówiła już wystarczająco wiele.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Uśmiech sam wypełnił cienkie wargi demona, gdy przeliterowała imię kłamliwej przykrywki, pod którą nieustannie się chował. Musiał przyznać, że sposób, w jaki to zrobiła, był... pociągający. Hipnotyzujący. Góra prowokacji mieszcząca się w tej ledwie niewielkiej ilości liter była obezwładniająca i potrafiła na krótką chwilę odebrać zdrowy rozsądek. W końcu kto nie lubił wysłuchiwać dźwięcznych sylab uderzających o miękkie, kobiece podniebienie? Takich rzeczy nie doświadczało się w codziennej rutynie, podczas obowiązków zaprzątających ludzki czas. Kobiety z prowincji — ale również te w miastach — nie bywały tak niepoprawne i prowokujące. Zazwyczaj były grzeczne i kulturalne. Nie pozwalały na przypadkowe zbliżenie. A teraz, choć nawet jej nie dotykał, czuł bliskość większą niż podczas zaciskania szczupłych palców wokół wąskich szyi swoich ofiar. Dziewie uczucie. Sądził, że na bliższą nie mógł już liczyć.
"Będziemy leżeć razem w błogim upojeniu alkoholowym."
— Jeśli to w jakimś stopniu wizja przyszłości... Myślisz, że powinniśmy zamówić kolejną butelkę?
Zastanawiał się jaką odpowiedzią postanowi go uraczyć. Jego czujne oko zdążyło wychwycić to zmęczone spojrzenie, które tęsknie osiadło na krawędzi czarki. Ugnie swoje maniery dla ich wspólnej integracji? Przez moment przeszła przez jego głowę brzydka myśl, w której Yairi naprawdę wpadła w stan kompletnego upojenia. Może udałoby mu się skosztować tylko odrobinę jej krwi? Nic więcej — tak sobie to wyłącznie tłumaczył. Pewne było, że nie dawał żadnej gwarancji swojej samokontroli.
Wyrwały go z tego krótkiego, absurdalnego wymysłu kolejne słowa orianki. Zacisnął z zainteresowaniem usta i się wyprostował. Zmienił nieco pozycję, zgiął jedną nogę i frywolnie podpał na kolanie przedramię:
— Nad niektórymi sprawami nigdy nie zyskamy całkowitej kontroli — przyznał. Sięgnął po butelkę i zaskoczył się, gdy napełnił jedynie połowę czarki. Westchnął (choć tak naprawdę odetchnął ogromną ulgą). — Aby ich unikać i żyć w bezpieczeństwie, musielibyśmy zamykać się po zmroku w najbardziej strzeżonych skrytkach, a przecież to niemożliwe. Niektórzy dopiero po zachodzie słońca zaczynają żyć. Tak jak te szkarady. Tak jak my. Jesteśmy cieniami i uszami, tam, gdzie sięga cień, a gdy pojawia się światło, umykamy, jakby miało nas spalić. Czasem można się z nimi utożsamić. To trochę zabawne. I trochę przerażające. — Uniósł naczynie i leciutko przechylił je w obie strony, przypatrując się bezbarwnemu trunkowi. Kiedy jednak wypowiedziała to jedno ostatnie zdanie, jego wzrok się zatrzymał, równie szybko co poruszająca się w palcach czarka. Spoglądnął na nią, a na prawe oko opadały mu pojedyncze pasma ciemnych kosmyków grzywki. — Spotkałaś?
Sam nie wiedział czemu ta odpowiedź tak go zaskoczyła, w końcu mogła mieć podłoże jedynie prowokacyjne, bo tak — nie miałby pewności czy to kłamstwo, czy nie. Zawód, jakim się prawiła był pełny różnorodnych ludzi. Ale czy utrzymywałaby relacje z jakimś demonem? Z własnej woli?
— Jeśli chcą posmakować trochę tego, to oczekuję własnoręcznych zaproszeń. Inaczej będą musiały się wykosztować albo zastaną pusty pokój.
Jak w transie wypił powoli resztkę trunku. Teraz kiedy przypatrywała się mu w ten władczy sposób, nie potrafił odgonić od siebie wrażenia, że siedząca naprzeciw niego dziewczyna go przejrzała i że wie o nim dużo. Bardzo dużo. Że zdołała przeniknąć do jego rozmyślań o krwi pałętającej się w umyśle sprzed chwili. Zrobił się niespokojny, ale twarz wciąż miał nietkniętą negatywną emocją — nie odzwierciedlała odczuć, które przeprowadzały bój w jego żołądku. Po wypiciu trzech i pół czarki miał wrażenie, że jego organ zaczyna się buntować, chcąc pozbyć się namiaru tego, czego nie był w stanie strawić.
— Mam nadzieję, że wyraziłam się dostatecznie jasno.
Potaknął wolno głową, odrywając od ust kubek — jak w zwolnionym tempie. Ślepia Yatagarasu błądziły po mokrych palcach, które zniknęły w kobiecych ustach; gdy się z nich wysunęły, zdał sobie sprawę, że spiął się bardziej, niż powinien, a zamiast bardziej wyartykułowanej odpowiedzi wydusił coś, co praktycznie nie powinno wydostać się spomiędzy jego warg.
— Kierujesz te słowa w moją stronę w taki sposób, jakbyś była pewna, że moi klienci w bodaj dwudziestu procentach są demonami. Jednakże... bardziej ciekawi mnie inna kwestia. — Leciutko zmrużył oczy, które wciąż się uśmiechały. — Sugerujesz, że byłabyś w stanie oddać się tym potworom na posiłek? To masz na myśli? Chcesz, aby sami się ujawnili ze swoimi pragnieniami? Wtedy ty przyjmiesz ich jako swoich klientów i zamiast cielesnych doznań, zaoferujesz im swoją tętnicę?
Niepotrzebnie zaczął w to brnąć, bo już czuł narastające rozemocjonowanie piętrzące w umyśle. Niestety ciekawość Yatagarasu była zbyt wielka, aby choć spróbować spętać i przywiązać ją do najbliższego drzewa.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Powinna się z tej sytuacji wycofać zanim powie o jedno słowo za dużo i nieświadomie się zgodzi na coś, o czym nigdy nie słyszała i na co nigdy by nie przystała.
//ZT//
Podczas wypowiadanych przez nią słów milczał, poddając się ogarniającemu pomieszczenie zapachowi. Kiedy się nachyliła, pobudziła jego wyobraźnie; tą pełną gotującej się krwi i rozszarpanych organów. Na krótką chwilę piękną, jasną twarz nakreśliły pierwsze krople krwi, a wszyscy goście upadli na podłogę w powykręcanych pozach, kąpiąc się w szkarłacie. Kącik jego języka tknął wargę, chcąc wymsknąć się na zewnątrz, powstrzymał się, gdy wspomniała o bezlitosnym ścięciu. Zabawne, że jedno zdanie potrafiło wyrwać go z objęć żądzy, zmazać sprzed oczu ohydny szkarłat. Wszyscy — oprócz niego — na powrót ożyli. Krew zamarza mu w żyłach; czubki paców ogarnął paraliż, który w jakimś stopniu pomieszany z obawą i fascynacją, sprawił wielką przyjemność.
Uniósł spojrzenie, gdy położyła dłoń na jego głowie. Wyglądał zbyt zwyczajnie, jak na kogoś o tak brzydkich fantazjach.
— A, i pamiętaj o rachunku!
Odprowadził ją wzorkiem z przyklejonym do ust niezaspokojonym uśmiechem. Niewiele zrobił sobie z jej odpowiedzi. Dla niego waluta była pojęciem względnym. Mógł ją mieć, a mógł jej równie dobrze nie mieć wcale; mógł pokazać klasę i wyłożyć monety na stół, a mógł też opuścić dyskretnie pomieszczenie i zniknąć w nocnych ciemnościach z nieuregulowanym rachunkiem. Czy jednak powinien robić wokół siebie tyle kłopotów? W końcu czy jego egzystencja nie była wystarczającym problemem?
Tej nocy uregulował wszystkie rachunki. Wszystkie prócz jednego. Yairi pozostawiła go z pustym niedosytem, zmuszając przez resztę nocy do fantazjowania o krwi i soczystym mięsie. Włócząc się nocnymi, nieoświetlonymi drogami obawiał się jednak, że po dzisiejszym spotkaniu niewiele dziewcząt będzie w stanie jej dorównać.
— zt
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Nie możesz odpowiadać w tematach