Rzeczywistość kreowała różne scenariusze niestety.
Zgodnie z tradycją, cała jej twarz została wymalowana na biało i jedynie podkreślono kolorem dolną wargę ust. Jej długie włosy zostały upięte w wielokrotnie zawinięty kok za pomocą złotych szpil ze zdobieniami. Największa z nich na swoim nieostrym końcu miała wiszące paciorki w kolorze turkusowym, które poruszały się przy każdym, nawet najmniejszym ruchu głowy. W podobnym kolorze była jej zewnętrzna warstwa ubioru – było to lekkie, ale bogato zdobione kimono, które przedstawiało pejzaż nad jeziorem, z misternie wyhaftowanymi czaplami, wysokimi trawami przy wodzie oraz skrzenie się lustra wodnego.
Pod tym miała jeszcze dwie, zdecydowanie mniej bogate warstwy, a wszystko trzymało się jedynie dzięki obwiązanemu wokół jej talii pasowi, który z kolei był w ciemniejszym odcieniu błękitu. Wszystko po to, żeby dało się szybko wszystko ściągnąć, zsunąć, żeby nie przeszkadzało w rozłożeniu nóg. Zwykle wszelakie zniszczenia były dopisywane na poczet długu kurtyzan, który jedynie wielokrotnie się powiększał, ponieważ domy uciech w nie inwestowały. Madame za dużo się nie różniła pod tym względem, chociaż zasady jej długu (ryczałtu? Umowy?) były niejasne i sama nie wydawała się przywiązywać do tego uwagi. Zdecydowanie mocniej próbowała wwiercić w nie poczucie zależności, wdzięczności.
A Yairi, co trzeba było przyznać i czemu nie mogła w sumie zaprzeczyć, była jedną z tych, która zawdzięcza Madame praktycznie wszystko.
Doprawdy nie wiedziała, kto miał do niej przyjść. Madame przyniosła jej zaproszenie, na które miała przy niej odpowiedzieć twierdząco i bez słowa wyszła, rzucając jej tylko na odchodne, że to będzie ważny klient i miała o siebie dbać do momentu spotkania. To oznaczało niewychodzenie przez najbliższe dni, żeby nic sobie nie zrobić, żeby Madame miała na nią oko. Pomocnice dużo częściej kręciły koło niej, to coś mierząc, to coś układając jej włosy, to chodziły ze szpilami i zastanawiały się, które będą najlepiej wyglądać.
Już po tych dwóch latach, ponad dwóch latach przyjmowania klientów, rozmowach o wszystkim i wszystkich, wieczorkach poetyckich i gier strategicznych, po otwieraniu się na większość z tych mężczyzn – po tym wszystkim takie krzątanie się dookoła niej już ją nawet nie denerwowało. Trochę męczyło, ale nie była nerwowa już jak przy pierwszych razach, kiedy mimo wszystko stres siedział gdzieś na dnie żołądka i wbijał swoje szpile w jej plecy.
Teraz już nie robiło to na niej wrażenia, nawet jeśli siedziała właśnie w oczekiwaniu na ważnego gościa Madame, co wiązało się z ewentualnymi konsekwencjami, jeśli noc okazałaby się jakkolwiek niezadowalająca. Obecnie już krążyły o niej różne plotki, wszystko owiane tą narkotyczną aurą ekskluzywności i niedostępności. Była jak ukryty skarb Ruri-do, do którego dostęp mieli naprawdę nieliczni. A im ważniejszy jesteś, tym bardziej chcesz się pochwalić, że miałeś okazję napić się z pilnie strzeżonego źródła.
Mam tylko nadzieję, że nie będzie mi kazał jakoś bardzo się silić z pozycjami, myślała, mając wzrok utkwiony w przesuwane drzwi do jej pomieszczenia. Oraz że nie będzie mi kazał niczego wkładać do ust. Będę rzygać potem, wyhaftuję lepszy pejzaż niż obecnie mam założony. Obrzydliwe. Paskudne. Absolutnie obrzydliwe.
I tak czekała, dopóki te drzwi przed nią się nie otworzyły.
Dlatego, zaledwie parę tygodni temu, zapytał swojego "przyjaciela", właściciela baru, w którym najczęściej pracował jako takamochi, o dobry przybytek oferujący usługi Oiran. Ten wskazał mu Ruri-do, polecając usługi kurtyzany o imieniu Yairi. Imię to wcześniej obiło się demonowi uszu, jednak starał się nie przywiązywać zbyt bardzo do imion rezydentek Yoshiwary, szczególnie tych będących po za jego demoniczną strefą wpływów. Jeszcze któraś z ich historii okaże się na tyle tragiczna, że demon będzie chciał którąś z nich uwolnić z okopów cierpienia jej ciała. Tłumaczenie się przed Tsubasą, to najlżejsza rzecz jaka mogłaby się przytrafić, podczas zamieszania spowodowanego śmiercią Oiranki w Yoshiwarze.
Po wysłaniu kwiecistego listu, pełnego grzecznościowych epitetów, był zaskoczony uzyskaniem w miarę szybkiej odpowiedzi. Podobno czeka się na nią dłużej, czasami w ogóle nie następuje. Jednak demon cieszył się, jak małe dziecko, możliwością poznania nowej formy sztuki, odliczając dni do spotkania i najadając się w przeddzień (a raczej przednoc) jego wizyty.
Ubrany w swoje najlepsze czarno-białe kimono, pełne pozłacanych zdobień, trzymając w rękach bukiet białych yuri (lili) i butelkę sato, ukrytą pod ubiorem, otworzył powoli drzwi do środka, wychylając delikatnie głowę przez odchylone drzwi:
- Yairi-sama? - zapytał demon delikatnym, melodyjnym głosem kobietę o makijażu równie bladym, co jego "naturalna" karnacja. Uzyskując pozytywną odpowiedź, wszedł pewniejszym krokiem do środka izby, z niemal ciągłym niewinnym, dziecięcym uśmiechem na ustach, zamykając za sobą drzwi.
- Dziękuje za przyjęcie zaproszenia Yairi-sama. - Taishiro ukłonił się lekko wręczając bukiet białych kwiatów, które ponoć warto dać oirance na przywitanie, według słów jego "przyjaciela". Mimo iż to równie dobrze mógł być jakiś jego głupi żart, postanowił zaufać mu w tej kwestii. W końcu to tylko kwiaty.
- Mam również dla ciebie to... - dodał demon wręczając butelkę sake - Jednak nie traktuj tego, jako prezent natury do otwarcia teraz. W końcu piękno sztuki Oiran opiera się na kulturalnym piciu herbaty, a nie upijaniu się do nie przytomności.
Demon wręczył podarunki rozglądając się uważnie po otoczeniu, nie wiedząc co powinien robić dalej, ani jak nie ogłupić się na wejściu, dokonując jakiegoś nietaktu:
- Przyznam się szlachetna pani, że nigdy wcześniej nie korzystałem z piękna sztuki oiranek. Dlatego jeśli zrobię, jakiś nietakt, przepraszam już teraz za mą głupotę. I proszę nie bać się jej mi wypomnąć, wszak piękno tego przedstawienia opiera się, na fakcie, że widz jest jego częścią. Jeśli nie potrafi przestrzegać jego zasad, nie będzie w stanie cieszyć się jego pięknem...
Taishiro zdając sobie sprawę, ze swojego pierwszego nietaktu, ponownie skłonił głowę w geście przywitania mówiąc:
- A me imię to Taishiro. Przepraszam, że nie podałem go wcześniej.
Przyjęła kwiaty z lekką konsternacją w rękach; jej twarz wcale nie zmieniła swojego wyrazu, nie pozwalając na zbytnie uzewnętrznienie swoich odczuć. Przyjęła też butelkę alkoholu, którą od razu zaplanowała do wspólnego spożycia.
Wewnętrznie przewróciła oczami. Kwieciste słowa rzadko kiedy na nią działały, a w tym momencie wiedziała, że mężczyzna przed nią nigdy w życiu nie skorzystał z usług innej oiran. Mogło to pójść w stronę zażenowania spowodowanego dziecinną wiarą w obrazy ukiyo-e lub większym wysiłkiem z powodu braku doświadczenia. Były też pozytywy – tacy zdecydowanie rzadziej byli brutalni, aczkolwiek zawsze zostawiała minimalny margines.
Zastanawiała się kim był ten mężczyzna dla Madame, skoro tak usilnie zależało jej na przyjęciu jego zaproszenia.
- Widzę, że odrobił pan zadanie domowe – odpowiedziała, usłyszawszy słowa o alkoholu. Wspomnienie o herbacie jej się spodobało, patrząc na jej słabość do tego napoju. Zawsze lubiła ceremonię parzenia herbaty, która działała wręcz kojąco, nawet jeśli miała ona służyć ku uciesze jej klienta. W niej potrafiła znaleźć jakąś swoją małą radość, której nawet najbardziej zdegenerowane fetysze nie mogły jej odebrać.
- Proszę się tym nie przejmować – odpowiedziała. Miałam rację, że nowicjusz. - Mogę pana zapewnić, że są ludzie bardziej obeznani w tej sztuce, ale wcale nie widać tego w ich manierach. W końcu moją rolą jest przeprowadzić pana przez najlepsze przeżycia, jakich może pan doznać.
Taishiro. Znała to imię. Taishiro, Taishiro… Taishiro! W tym momencie zrozumiała, dlaczego Madame tak nalegała i dlaczego akurat ją wybrała. Czasem była zacofana, jeśli chodziło o sytuację poza Yoshiwarą (polegała raczej na subiektywnych plotkach sprzedawanych jej przez klientelę), ale w sprawach związanych z jej dzielnicą była doinformowana i obeznana. Gdyby nie fakt, że skutecznie chowała swoje emocje za sztywną mimiką, za maską pięknej kurtyzany, to pewnie w tym momencie dosłownie opadłaby jej szczęka.
- Niesamowicie miło mi powitać pana w naszych progach. Nie sposób o panu nie słyszeć. To ja czuję się zaszczycona pana obecnością tutaj – odpowiedziała, jeszcze raz się kłaniając. Wielkie sławy zawsze jednak wywoływały w niej stres związany z jakością swojej pracy, więc nic dziwnego, że poczuła lekki ścisk żołądka.
Zrozumienie, że od jej wyników pracy zależy dobre imię Madame, a co za tym idzie – co ją czeka po zakończeniu spotkania z klientem – nie było jakoś szczególnie trudne i wjeżdżające na psychikę. Yairi wielokrotnie zachowywała się jak zbuntowana córka, na co jej matrona przymykała oko. Jednak ważni goście nie są ważni tylko z własnego widzimię.
- Słyszę w pańskim głosie zamiłowanie do sztuki, co – wbrew pozorom – wcale nie jest takie częste – zaczęła, zarzucając haczyk. - Zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że jest pan jednym z niewielu, którzy prawdziwie jej poszukują.
Zaraz potem przypomniała sobie o tym, co trzyma w rękach.
- Nie zwykła jestem tak szybko otrzymywać podarki, jednak niech pan nie odbierze tego jako wypomnienia, o nie – roześmiała się delikatnie i przysłoniła dolną połowę twarzy rękawem. - Jednak jestem tylko człowiekiem i nie wypada też, żebym odtrącała szczodrość gościa.
Nie czekając na reakcję wstała, pozwalając aby warstwy materiały podniosły się wraz z nią. Cały czas trzymała w rękach bukiet. Z jej prawej strony stała obszerna komoda, w której znajdowała się zastawa do herbaty, zestaw kadzideł oraz pojemniki do ikebany. Sięgnęła po to ostatnie, od razu dobywając też ostrych nożyc do kwiatów. Normalnie od tego były służące, które na każde skinienie pary miały przynieść czegokolwiek dusza zapragnie.
Opierając bukiet o zgięty łokieć pozwoliła sobie postawić wysoki drewniany pojemnik, do którego zamierzała ułożyć kwiaty. Był on kwadratowy, ale jedną ścianę miał na wysokości ¼ pozostałych. Dno było wysypane mieszanką ziemi z gliną, która była na tyle grząska, żeby dało się wbić łodygi, ale na tyle zwarta, żeby te łodygi tkwiły w miejscu. Zaraz potem odstawiła nieco bardziej na bok podarowaną butelkę alkoholu.
- Chętnie skosztuję jej razem z panem, jeśli będzie taka ochota, jednak zanim do tego dojdzie, powinnam zaoferować trochę rozrywki – odpowiedziała, biorąc do ręki pierwszą lilię. - Zanurzyć nas w sztuce.
Odcięła pierwszą łodygę i zdecydowanym ruchem wbiła roślinę tak, żeby ledwo wystawała nad niższą od pozostałych ścianek. Miała już obraz gotowy w głowie.
- Zaraz potem przygotuję dla nas herbatę.
Uśmiechnęła się, tym razem utrzymując kontakt wzrokowy z Taishiro.
- Czy to by panu odpowiadało?
- Cieszę się, że chociaż trochę, dane mi było przygotować się do tej sztuki. Chociaż mało który z nas doświadczył przyjemności uczęszczania do zwykłej terakoya, by wiedzieć jak odrabiać zadania domowe. Należała Pani do grona tych szczęśliwców? - Tai uśmiechnął się szerzej zastanawiając się chwilę, czy w poprzednim życiu uczęszczał do jakiejś szkoły, czy jego wiedza i umiejętności pisania, została nabyta w inny sposób. Wiedział, że wiedzą o naukach konfucjańskich, umiejętnością kaligrafii oraz znajomością dzieł Zhu Xi odróżnia się wyraźnie od przeciętnego absolwenta terakoya. Tylko, czy czyniło go tym, który ukończył samurajską szkołę han, czy kimś, w którego edukację zainwestowano nie jedną sztukę srebra? Raczej obstawiał to drugie, jednak czemu ktoś miałby inwestować w jego srebro? I jakim cudem, ktoś dostrzegł jego talent?
Demon mimowolnie odetchnął z ulgą, słysząc jakoby miałby się niczym nie przejmować. Mimo iż nie oczekiwał żadnej innej odpowiedzi na jego potencjalne obawy.
- W takim wypadku pozwolę zanurzyć się w ramienia tej sztuki, pod twoim wstawiennictwem, biorąc moje maniery, jako tarcze, chroniącą mnie przed mrokiem ignorancji. Jeśli słowa wielu o twym wybitnym przewodnictwie, są po stokroć prawdziwe, na pewno nie dane mi będzie się w niej zagubić.
Tai uśmiechnął się szerzej, gdy Yairi rozpoznała jego personę:
- Ależ zaszczyt to dla mnie, że dane mi będzie tej nocy zaznać piękna sztuki oiran. Jak dumny jestem ze sławy i zaszczytów płynących z mojej sztuki, tak wiem, że jest ona niczym chwila, która kiedyś przeminie. Niczym płomień świecący jasno, który kiedyś zgaśnie. Wszak, jestem tylko naczyniem, który uwidacznia piękno historii wielu. Moja sława powinna być niemniejsza, od sławy historii które zbieram i odtwarzam w piękniejszej formie. Gdyż, gdy w końcu odejdę z tego świata, one zostaną. I być może ktoś pochyli się nad nimi.
Demon sprawiał wrażenie głęboko wierzącego w swoje słowa, mimo iż doskonale wiedział, że są nie prawdziwe:
"A raczej pochylę się nad nią ja, gdyż wieczność moja, jest równoznaczna z wiecznością wszystkiego, com tworze. I historii tych kruchych, nieszczęśliwych żywotów, niegodnych otrzymania daru nieśmiertelności. Które dzięki mnie będą wieczne"
Wyraz twarzy Taishiro zmienił się z uśmiechu, w drobne zaintrygowanie, słysząc kolejne słowa Oiranki:
-Doprawdy... to rzadkie stwierdzenie, choć być może prawdziwe. Jednak, czego może poszukiwać człowiek, w przybytku takim, jak ten jeśli nie prawdziwego piękna sztuki?
Taishiro znał odpowiedź na to pytanie. W końcu pracował w dzielnicy rozkoszy, a nie dzielnicy kultury. Jednak nie czuł nigdy potrzeby korzystania z takich potrzeb. Uznając, że są one związane z podświadomą koniecznością, przedłużenia ludzkiego gatunku, co nie grozi, aż tak bardzo demonom. Jednak człowiek powinien wiedzieć znacznie więcej o tym uczuciu, zwanym pożądaniem, które dla Taishiro było niemal obce.
Gdy kobieta podziękowała, za jej podarek, demon tylko kulturazyjnie skłonił głowę, obserwując ukradkiem ruchy Yairi zza jej pleców. Demon niemal zamarł widząc ostre nożyce do kwiatów w jej dłoniach. Wiedział, że jeden fałszywy ruch oiranki, może spowodować jej krwawienie, a wraz z nim obudzenie jego apetytu. Umiał kontrolować swoje demoniczne rządze, na tyle, by nie rzucić się na nią z pazurami, jednak wiedział, że te prymitywne instynkty mogą go oddalić od poznania piękna tej sztuki. Jednak z drugiej strony, to nożyce, a nie nóż. Tai wierzył, że to nie lada sztuka skaleczyć się przy jego pomocy. Oraz, że takie drobne zranienie nie będzie trudne do stłumienia...
Tai próbował zachować kamienną uśmiechniętą posturę, wstrzymując lekko oddech, przy pierwszym cięciu Yairi, słysząc dźwięk obcinanej łodygi. Gdy groźba skaleczenia kobiety, oddaliła się na drobną chwilę, demon spojrzał z zaciekawieniem na tworzony obraz w glinianej doniczce:
- Plan tej przyjemności dla duszy odpowiada mi Yairi-sama. Proszę tylko określić moją rolę w tejże sztuce. Mam gdzieś usiąść, w czymś pomóc? Proszę wskazać mi me miejsce...
Była to tradycyjnie odpowiedź, która jednocześnie była odpowiedzią, jak i unikiem. Chociaż została zapytana o to, czy była w terakoyi, to odpowiedziała, że faktycznie ma za sobą edukację. Tak naprawdę uczęszczała do jednej z takich szkół, ale też była wysyłana prosto do domu nauczyciela, żeby nie wyróżniać się zbytnio w klasie. W ten sposób wędrowała po różnych dzielnicach Edo, może trochę po okolicznych wsiach, ale tak naprawdę nigdy nie wyściubiła nosa poza stolicę. I zgadywała, że nieprędko się to zmieni, jeśli w ogóle.
- Niezwykle piękne słowa – odpowiedziała z nutą szczerego podziwu. – Może pan to uznać za zbytnie spoufalanie się, ale jestem przekonana, że pańska sztuka będzie jedną z niewielu, które przetrwają okrutną próbę wieczności.
(Być może gdyby wiedziała, kto tak naprawdę przed nią siedzi, to może żachnęłaby się na te swoje słowa, tak bardzo ironiczne w obliczu takiej postaci. Ale ponieważ nie miała o tym najmniejszego pojęcia, nie miała powodu, żeby podejrzewać, że Taishiro nie wierzy w to, co mówi.)
Elegancki uśmiech ponownie rozkwitł na jej ustach, a wszelkie chichoty chowała za rękawem. Miała wrażenie, że mężczyzna przypatruje się jej dłoniom, a dokładniej – nożycom, które raz po raz pozbawiały kolejne lilie całych lub części łodyg. Kwiaty powoli formowały spiralę ułożoną z białych płatków.
- To doprawdy zaszczyt, że mogę pana czegoś nauczyć. Proszę się nie przejmować mną, wszak te ostrza skosztowały wielokrotnie mojej krwi za młodu, jednak nie dane im było zaznać jej smaku dojrzałości – dodała po chwili, jeśli faktycznie Taishiro obserwował jej ruchy rąk z powodu zaniepokojenia, że tak pewnie i zamaszyście posługiwała się nożycami. To niesamowite, że taka renoma w dzielnicy rozkoszy, a kompletnie nie wie co ze sobą zrobić w kontakcie z byle kurtyzaną. Urokliwe na swój sposób. – Niech pan rozsiądzie się wygodnie i podziwia… - Zostały jej w ręce jeszcze dwie lilie, które musiała delikatnie wkomponować do reszty. - Aczkolwiek jeśli mogę coś zasugerować, to chętnie kontynuowałabym z panem rozmowę.
Klienci byli różni i jedni woleli absolutną ciszę, a inni właściwie tylko czekali na wymówkę, żeby albo się wygadać, albo posłuchać jak ktoś do nich mówi. Opierała swoje kolejne kroki o podejrzenia i obserwację reakcji na jej propozycje. Miała wrażenie, że Taishiro nie ma nic przeciwko temu, żeby ona mówiła, a wręcz chciał, żeby zwracała się do niego – czy to po instrukcje, czy to po prostu w celach konwersacyjnych.
Jeśli się pomyliła, to po prostu najzwyczajniej w świecie ją opieprzy. Nic nowego. Nic straconego.
- W bardzo szybkim czasie był pan w stanie podbić naszą piękną Yoshiwarę – zaczęła po chwili, nie czekając na jego eksplicytne pozwolenie, żeby mówiła. Ale nie sądziła, żeby to był jakiś problem, zwłaszcza jeśli wiedziała, co zamierza powiedzieć. - Przyznam szczerze, że jest to niesamowite osiągnięcie, ale jednak mając okazję pomówić z panem sam na sam… nie jestem zdziwiona. Jest w panu coś takiego… przyciągającego. I nie mam tu na myśli wyłącznie przystojność, o nie – zachichotała, ponownie skrywając usta za rękawem. Zaraz potem wsadziła do doniczki ostatnią lilię, kończąc swoje dzieło. Jednak jeszcze nie ruszała się po zestaw do herbaty. - Piękno z łatwością przykuwa uwagę, jednak jedynie powierzchowną. W pana przypadku chodzi o coś zupełnie innego. Nie każdy piękny osobnik może mieć tak silną charyzmę i wręcz hipnotyczną moc magnetyzmu.
Miała do czynienia już z artystami i jeśli miałaby jakkolwiek określić ich wszystkich, to powiedziałaby, że większość z nich pyszni się swoją sztuką, nawet jeśli mogłaby być ona dużo lepsza. Jedni widzieli siebie jako bogów, inni jako zbawicieli świata, ale jeszcze inni po prostu robili to, co lubili lub co wychodziło im najlepiej. Jednak prawie wszyscy oni odnosili się z podobnym sentymentem do nich, oiran, jakoby ich kaligrafia i kompozycje ikebany były na równi z drzeworytami i spektaklami teatralnymi. Nie podzielała tego zdania, wręcz całkowicie się z nim nie zgadzała. Bo jednak ostatecznie nie idziesz z aktorami czy rzemieślnikami do łóżka w ramach ceny za usługi.
W jej obecnej ocenie duma Taishiro miała odniesienie do rzeczywistości, więc nie miała wrażenia, że jest to twierdzenie całkowicie wydumane. Swoją przemową sprawiał wrażenie artystycznego altruisty, ale też i człowieka natchnionego. W dalszej rozmowie dopiero będzie w stanie sprawdzić, na ile to była swoista kreacja postaci, a na ile prawdziwy obraz. Choć jeśli miałaby cokolwiek powiedzieć o aktorach, to chyba to, że czasem nie różnili się tak bardzo od oszustów – tyle że aktor najczęściej próbuje oszukać samego siebie, aniżeli innych.
- Miejmy nadzieję, że również twoja sztuka przetrwa wieki. I nie jest zależna tylko od twego zewnętrznego piękna. Niestety, nawet w przypadku mojej sztuki, wygląd ma znaczenie. - demon teatralnie westchnął głęboko, wiedząc doskonale, że czas nie ma żadnego wpływu na jego urodę. Wręcz może nią nawet odmładzać, stając się jeszcze silniejszy.
Twarz demona odkryła na parę sekund ogromne zaskoczenie, gdy oiranka przejrzała jego zaniepokojenie jej zabawą nożycami. Mimo, iż nie starał się ukrywać swoich emocji, wiedział jak bardzo obawa o skaleczenie, może wydawać się dziwna. Dlatego musi być bardziej czujniejszy, by nie zrobić czegoś nieludzkiego głupiego...
Jego aparycja szybko odzyskała fason i śmiejąc się lekko dodał:
- Dobrze wiedzieć, że to zjadliwe ostrze, nie zazna więcej krwi szlachetnej damy.
Demon z przyjemnością zajął wskazane miejsce opierając się swobodnie o jego podparcie. Jego czuły demoniczny słuch, był w stanie usłyszeć skrywane za rękawem chichoty Yairi, ciesząc się w duchu, że kobieta również czerpie przyjemność z tej sztuki. W końcu nie tylko jej odbiorca, ale również jej nadawca, powinien się cieszyć z tej ulotnej, lecz jakże przyjemnej chwili czasu. Bo tylko wtedy jest ona najwięcej warta.
Dlatego, gdy kobieta zaproponowała mu dalsze kontynuowanie konwersacji, ten tylko skinął głową mówiąc:
- Kimże jestem, by zaprzeczyć przewodnikowi, będąc w dzikim gąszczu sztuki, która jest dla mnie kompletnie obca.
" Jednak, czy faktycznie jest dla mnie obca. "Żyje" z oferowania ludziom rozmowy. Bardziej frywolnej, mniej pięknej. Mimo iż robię wszystko, by nadać jej uroku. Jednak rozmowa, to rozmowa."
Taishiro uśmiechnął się szerzej, słysząc komplementy co do jego osoby, po czym ponownie poprawił swoje kimono mówiąc:
- Doprawdy trudno przejść przez taką mnogość komplementów, nie mówiąc chociaż słowa dziękuje. Moja uroda i osobowość jest niestety elementem tej sztuki. Mimo iż wiele, bym dał, by była tylko dodatkiem. Jednak, nie zabawisz rozmową kogoś, nie potrafiąc wyczuć jego uczuć, przy użyciu empatii. Nie będzie patrzył w oblicze twych ruchów, jeśli nie uzna twojego wyglądu za ciekawy lub też urokliwy. Nie wsłucha się w twój śpiew, jeśli nie będziesz miał równie urokliwego głosu. Bez odpowiednich predyspozycji, nie wygłosisz żadnej sztuki, nawet jeśli chciałbyś poświęcić jej swoje życie. Dlatego pozostaje mi dziękować Bogom, za wszelkie te cechy, bez których ma sztuka i związana z nią sława, by nie istniała.
Taishiro jednak wiedział, że tylko jednemu z nich może zawdzięczać coś więcej. I go powinien wychwalać ponad piedestał, za dar, który trudno będzie spłacić.
- Jednak, cóż to byłaby za sztuka, gdyby jej epicentrum, był tylko jeden aktor, pomimo obecności drugiego. Gdyby tylko jego postać, była dobrze nakreślona, a o drugiej moglibyśmy powiedzieć tylko parę zdań. Jak gdyby jej obecność była zaledwie marginalna. - demon uśmiechnął się niewinnie do Yairi, pochylając się lekko w jej stronę mówiąc - Od jak dawna praktykujesz sztukę oiran Yairi-sama? Ile lat zajęło ci opanowanie do perfekcji umiejętności, w tej jakże przyjemnej dla oka sztuce? I kim byłaś zanim zaczęłaś pracę w Yoshiwarze?
Taishiro zamyślił się chwilę, zastanawiając się, czy przez przypadek nie zadał o paru pytań za dużo. W końcu, może sztuka oiran, opierała się głównie na budowie ego osoby płacącej w srebrze? Podkreślaniu jej wspaniałych, nieskazitelnych cech? Nie na wzajemnej, swobodnej konwersacji na równi z równi, jaką starał się prowadzić ze swoimi klientami. Mimo, iż nie zawsze mógł być z nimi szczery, to jednak wymyślanie kłamstewek na szybko, również było jej częścią:
- Nie czuj się zobowiązana do odpowiedzi na te pytania, jeśli uważasz, że łamię nieznaną mi barierę w sztuce oiran.
- Czymże sobie zasłużyłam na takie zainteresowanie, Taishiro-sama? – zapytała zalotnie, ukrywając swoją wewnętrzną konsternację. To nie tak, że nie opowiadała o sobie klientom, bo przecież jakoś trzeba prowadzić dalej rozmowę, uchylać tego rąbka tajemnicy swojej persony, ale też… Zdecydowanie częściej była traktowana przedmiotowo aniżeli podmiotowo, bo przecież miała jedynie sprawiać radość tym, którzy do niej przyszli. Nieczęsto zdarza się, że jej rozmówca wyraża zainteresowanie sięgające głębiej niż powierzchownie.
A już na pewno nie zdarza się, że byliby zainteresowani nią jako osobą.
- Przyznam szczerze, że rzadko kiedy mam opowiedzieć o sobie. – Jej palce sięgnęły kompozycji z lilii, którą przed chwilami skończyła układać. Lubiła ich zapach, chociaż któraś z dziewczyn kiedyś powiedziała, że złowrogo się jej kojarzą. Nie mogła tego zrozumieć. Dlaczego taki piękny kwiat miałby się jej źle kojarzyć? - Zdecydowanie częściej jestem tylko świadkiem cudzego życia i przelotną przyjemnością, prawdziwą miłością wynajętą na całą noc. – Przestała muskać kwiaty, bo jeszcze by zepsuła efekt własnej pracy, a to byłoby naprawdę głupie. Jeszcze wyszłaby na kogoś niezdarnego, a to było najgorsze wrażenie, jakie można sprawić na kliencie, niezdara. Chociaż mogłoby wywoływać u niektórych litość i chęć zaopiekowania się, dużo częściej spotyka się jednak z irytacją i przekleństwami. - Czyżbym miała trwać trochę dłużej?
Gdyby to była inna sytuacja, to pewnie starałaby się robić uniki aż druga strona zrozumie, że to ślepy zaułek i nie ma co drążyć. Madame zawsze z przekąsem mówiła, że klient wasz pan, ale jednocześnie wyposażała je w wiedzę jak móc się ochronić przed tematami, które powodowałyby u nich dyskomfort. Mniejsza, że to bardziej chodziło o to, żeby klient nie wyczuł tego dyskomfortu aniżeli chodziło o ich komfort psychiczny.
Ale tutaj? Teraz? Mogła jedynie nieco odłożyć w czasie swoją opowieść o tym, jak to nie ma dla niej „przed”. Wielokrotnie zastanawiała się, czy to było na jej korzyść czy nie. W końcu nie ma za czym tęsknić w odróżnieniu od innych dziewcząt, w szczególności tych, które zostały sprzedane za parę worków ryżu dla rodziny. Z innej strony nikt nie jest świadomy jej istnienia poza burdelem. Gdyby umarła, to stałaby się tylko kolejną bezimienną kurtyzaną, która w tajemniczych okolicznościach straciła życie. Przez chwilę byłoby zainteresowanie, a potem wyrzucenie zepsutych zabawek.
Żadna z tych myśli nie była widoczna w jej mimice.
- Proszę mi pozwolić odpowiedzieć na to pytanie pytaniem – powiedziała, ponownie sięgając i dotykając płatki białych lilii. - A zatem – ile by mi pan dał? Ile, według pana, spędziłam lat na doprowadzeniu siebie do perfekcji?
To akurat bardzo ją interesowało. Zawsze była ciekawa tego, jaki obraz pojawia się w umysłach nie tylko jej klientów, ale ludzi, którzy z nią rozmawiają i rozmawiali. Czy we wszystkich wyglądała tak samo? Czy też może niektóre jej portrety wyglądały jak z prawdziwego koszmaru? Jakimi epitetami by ją opisali?
Urocze. Naprawdę urocze.
- To prawda, że ta sztuka ma wiele swoich rytuałów i restrykcji. Być może taka nasza już kultura, żeby nawet coś takiego jak dziką miłość wsadzać w ramki obyczajów i zakazów – odpowiedziała, a uśmiech nie schodził z jej ust. Rzadko się zdarzało, że poczuła się jakkolwiek urażona. Dyskomfort, zdegustowanie i zaskoczenie były jej znane, ale uraza? I to z powodu czegoś tak błahego? Jednocześnie to nie tak, że nie wiedziała jak dewastująca jest utrata twarzy, o nie. Po prostu uważała, że to trochę ironiczne czuć się urażonym z powodu słów, kiedy i tak chodzi o coś innego, cielesnego. - Jak już mówiłam, to dla mnie zaszczyt, że mogę pana czegoś nauczyć, ale też niech nad panem nie wisi gilotyna obyczajowa. – Odchyliła się do tyłu i ukradkiem poluzowała nieco pas, przez co jej dekolt się powiększył i odsłoniła nieco jedno ramię. - Jestem bardzo cierpliwą nauczycielką. Zresztą nie za wszystkie błędy należy karcić.
Nie zrobiła tego, żeby kusić. Nie trzeba umieć czytać ludzi, żeby zobaczyć, że nie brylują we flirtach czy podtekstach. Bardziej zasygnalizowała miejsce, w którym się znajdują, w jakim teraz się znaleźli, jakie wytworzyli. Jako artyści mieli pewną moc sprawczą i twórczą, którą mogli przetopić na swoje dzieła – a skoro to ich dzieła, to nikt nie mógł im narzucić zasad, czyż nie?
- Zatem? Zanim odpowiem na pytania, chciałabym usłyszeć pańskie przypuszczenia na mój temat.
- A czemuś żeś miałaby Pani sobie nie zasłużyć. Wszak każdy żywot wymaga zainteresowania. Nawet tu, w Yoshiwarze, gdzie jest ono tylko towarem. Bo wszakże, każdy żywot trwa tak długo, jak pamięć o nim trwa.
Demon doskonale wiedział, że niemal każda kobieta w tym miejscu jest niczym narzędzie. Posiadające właściciela, mającego nad nim piecze. W celu wygenerowania dochodu, ku uciesze ich pani lub pana. Mało kto interesował się żywotem tych narzędzi, interesując się tylko, czy są dalej w nienagannym stanie, czy nie są porysowane. I co najważniejsze, czy żyją.
"Świat ludzi bywa momentami bardziej brutalny niż demoni. Wszak mało który nieśmiertelny byt, hoduje sobie ludzką ofiarę, by użyć jej jako źródło pożywienia. W porównaniu do ludzi, dla których jest to niemal normą."
- Żywoty ludzkie bywają niestety ulotne. Nigdy nie masz pojęcia, jak długo trwają, kiedy mogą się skończyć. A gdy nadejdzie kolejny ranek, może okazać się iż przepadną na wieki. A ty nie będziesz w stanie powiedzieć o nim nawet parę słów. Po za wyglądem i imieniem. Oraz maską, którą nosił dla każdego. Jednak historia, to coś co pochodzi od serca, można ją zataić, lecz nie można oszukać. I nie jest kwestią stronniczych i zjadliwych zmysłów, które usłyszą drobny chichot, bądź nie.
Pytanie Yairi wywołało uśmiech na twarzy Taishiro. Po chwili przemyśleń gwałtownie wstał z miejsca, robiąc drobny piruet wokół siebie, podchodząc bliżej oiranki, przyglądając się uważnie jej twarzy:
- Doprawdy wyśmienite pytanie. Wiek... trudno żec z pewnością, z uwagi na Pani blade lice. Brak zmarszczek starości, postarzających piękno. Wiek kilkunastu, może dwudziestu wiosen. Jednak kamienna twarz profesjonalistki, daje pani conajmniej kilka lat w zawodzie. A samych praktyk perfekcyjnie nie zaczęła pani przed 13 cyklami pór.
Demon zrobił krok do tyłu, zwracając uwagę na jej odsłonięte ramię. Dającemu jej nowe pole do "zabawy":
"Gładka skóra potwierdza moją tezę. Brak blizn sugeruje, świeżość jej praktyk. Bądź ogromny trening do pełnienia tej roli, który sprawił że uniknęła uszkodzeniu. A gładkie dłonie... sugerują brak podjęcia fizycznej pracy. Jednak to normalne dla oiranek pochodzących z samurajskich rodzin."
Taishiro myślał nad tym jeszcze chwilę, przypominając sobie słowa Yairi o jej edukacji:
- Oprócz tego odbyła pani edukację. Edukację typową dla Oiran, ale śmiem twierdzić że nie tylko...
Demon cofnął się do tyłu, by ponownie wrócić na swoje miejsce mówiąc:
- Dane mi obstawić 12 wiosen. 6 lub 7 w zawodzie, 5 na nauce i obserwacji poczynań innych. Co daje pani rozpoczęcie edukacji w wieku 6 lub też 8 lat. Czy mam rację?
Nie odczuwała żadnego skrępowania, kiedy oczy jej gościa uważnie przebiegały po każdym odsłoniętym skrawku jej ciała. Trzymała idealną fasadę grzecznego uśmiechu, może trochę psotnego spojrzenia, sprawiała wrażenie ciekawej i oczekującej słów Taishira. Dlaczego to była jednak fasada? Ponieważ wszystkie słowa, które miały zaraz paść, były też ważną informacją na temat jej terminu ważności. Chociaż „dopiero co” zaczęła swoją pracę, wiedziała, że w standardach innych domów uciech Madame dosyć późno wydawała je pod ręce innych. To była jej marka, oczywiście, ale to wiązało się z tym, że oczekiwano od nich pewnego rodzaju profesjonalizmu, odpowiedniego czytania sytuacji i elastyczności.
Uśmiechnęła się szerzej. Podobała się jej ta odpowiedź. Bawiła ją, bo gdyby spojrzeć z jej perspektywy, zakładanie jakiegoś „przed” Ruri-do było naprawdę urocze. (Ignorowała uczucie, które niczym topielec opadało ciężko na dno jej żołądka.)
- Niezwykle ciekawa historia – zaczęła zalotnie. – Dawno nie słyszałam bardziej wnikliwej oceny i analizy mojej osoby. Czuję się niezwykle dowartościowana.
Poruszyła się, zmieniając sposób siedzenia, czując to nieprzyjemne mrowienie w nogach, które sygnalizowało o limitach jej własnego ciała. Nie przytrzymywała za bardzo swoich szat, więc jej dekolt dosłownie zafalował wraz z jej ruchami, ujawniając nieco więcej biustu; ale też wraz z ruchami jej nóg było widać wewnętrzne warstwy kimona, wprawiając materiał w ruch imitujący ruchy wody. Aby dotrzeć do głębin, należało najpierw przebić się przez wodę, jej tonie, odgarnąć ją na boki.
A przynajmniej taką filozofię można dorobić.
- Za opowieść odwdzięczę się tym samym – zapowiedziała, po czym przechyliła głowę nieco na bok, wprawiając w ruch ozdoby w jej włosach. Odegrała lekkie zawahanie, jakby nie wiedziała na ile mogła ujawnić informacje o sobie, na ile komfortowo się czuła. W rzeczywistości podjęła decyzję już przy pierwszym pytaniu o jej osobę. – Nie wiem ile pański przyjaciel opowiedział o Ruri-do. Musi pan wiedzieć, że nie jest to przybytek jak każdy inny i rządzi się swoimi prawami. Ale to nie jest opowieść o Ruri-do, prawda? – Pauza. – Jest to jednak powiązane. Można rzec więc, że moja opowieść wpasowuje się w strumień opowieści Ruri-do. Rzadko kiedy pojawia się druga taka podobna.
Gdyby o tym pomyśleć, to zdecydowanie jej przypadek należał do rzadkości. Większość domów uciech – a w tym i własność Madame – unikało wpadek z dziećmi jak ognia. Było to drogie, a choć i tak dziewczęta gromadziły ogromny dług i można było to spokojnie spisać na nie, był to ostatecznie wydatek całego domu. A nie każdy mógł czy też bardziej chciał zajmować się dzieckiem, bo dziecko to obowiązki, a obowiązki wymagały czasu i zaangażowania. Lepiej było je z powrotem oddać do świata duchów.
- Powiedzieć, że Ruri-do to moje życie, to powiedzieć wszystko, jak i wypowiedzieć żart, który zrozumieją tylko wybrani – powiedziała, żachnąwszy się nieco. – Całe życie. Praktycznie całe życie jeśli nie uczyłam się, to obserwowałam moje koleżanki, pomagałam im się ubrać, malowałam je, żeby potem sama być malowaną, ubieraną i wystawianą na sprzedaż. – Pauza. Jej nogi drgnęły ledwo zauważalnie. – Dla mnie nie ma żadnego „przed”. Tu jest mój dom, moja młodość, moja praca, a także będzie moja starość i mój grób. Właściwie mogłabym powiedzieć „witam w moich skromnych progach”, ale… nie wiem czy bym urządziła ten przybytek, gdyby to było ode mnie zależne. – Zaśmiała się nieco bardziej beztrosko. Jej ton balansował na granicy artystycznego bajdurzenia a szeptaniu sekretów całego świata.
Yairi czuła… (Myśl urwana, zamknięta, wyrzucona przez okno do sejfu.)
- Nadto dobrze mi to słyszeć Yairi-sama. - odrzekł z lekkim uśmiechem demon schylając lekko głowę w geście skromności. A przynajmniej miał taki zamiar, kiedy ukazany jego oczom widok, doprowadził do zatrzymania jego głowy w połowie, czyniąc skinienie głowy jedynie drobnym pochyleniem. Jego wzrok powędrował niemal natychmiast na falujący dekolt oiranki, by po chwili odrętwienia zauważyć inne warstwy ubioru falujące w podobny wręcz sposób. Jakże... tajemniczy był to widok. Niczym morskie fale, które odkrywają powoli swoją pełnie. Niczym zagadka, której rozwiązanie odkrywało się tuż przed nim. Jednak czuł też, lekki napływ gorąca nieznanego pochodzenia, który w pewien sposób zaczął nachodzić, na jego ciało ogarniając jego poliki czerwonością. Czując je, demon niemal natychmiast powrócił do poprzedniej pozycji, zastanawiając się, co może być źródłem. Zawstydzenie? Pewnie, tak. Wszak nie miał pewności, czy ten ruch był celowym zabiegiem oiranki, czy przypadkiem, który wykorzystał w dość nachalny sposób, szukając sztuki, tam gdzie nie powinien. Którą obdarzył celową zasłoną milczenia, nie wiedząc, czy powinien za to przepraszać, czy dziękować, czy wychwalać... Tak to na pewno musi być to. Wszak żadne inne znane mu uczucie, nie powinno wywoływać takiej reakcji. Chyba, że... Nie, jako demon jest ponad tym czymś, co dla ludzi jest niemal normą.
Wsłuchiwał się z życzliwym uśmiechem na jej twarzy, wchłaniając atmosferę, którą próbowała wytworzyć. Na tyle, że jego niemal wieczny uśmiech, stał się bardziej poważny, niemal kwaśny, kiedy dochodziła do jej końca:
- Każda historia ma swój początek i koniec. - odparł po chwili pauzy demon, rysując na swojej twarzy, jak gdyby nigdy nic ogromny uśmiech. Dobierając swój ton głosu tak, by jak najlepiej dopełniać to co utworzyła Yairi. Pełnego tajemniczości, a jednak z niewielką nutką beztroskości. - Jednak każda historia, ma też swoje przed, jak i swoje po. - odrzekł beztrosko demon podnosząc się z miejsca, by lekkim jak piórko ślizgiem, znaleźć się obok wazonu z kwiatami - Te kwiaty niczym piękne, pozornie pełnią jedynie rolę obserwatora naszej historii tej nocy. Jednak w przeszłości, słyszało za pewne szum wiatru, z przeszczęśliwej tafli wody. Rechotania żab. I wyznania niejednych kochanków, nad błękitną taflą jeziora. - demon wziął głęboki wdychając jeziorowatą woń lilii, po czym pokonawszy piruet znalazł się tuż obok Yairi, schylając się tuż obok niej, tak by mógł patrzeć się prosto w jej oczy. Obniżając lekko swój głos, do dyskretnych szeptów, kontynuował swoją "historie" - Historia mojego żywota, również zaczęła się w dzielnicy tego typu. A dokładniesz w Shimabarze. Me życie również pozornie skazane było, na wieczność tam. A oto jestem tu w Yoshiwarze. Mogąc opuścić jej mury, kiedy chce. Gdyż dobry artysta, może robić co chce. I łamać standardy kultury, które tylko pozornie trzymają nas w okowach. Szukając przed, które ukryte jest w historii mych rodziców, bawiąc się kim byli lub mogliby być. I po, które może być dosłownie wszystkim.
Demon uśmiechnął się urokliwie, próbując zakryć swoje małe kłamstewko. Które trudno, było nazwać kłamstwem. Jego demoniczne życie, praktycznie od początku było związane z tym miejscem. Nigdy nie był Shimabarze, przynajmniej za tego żywota. Jednak jego przed, było głębsze. Gdyż jego przed, było kiedyś częścią jego. Którą z każdym demonicznym dniem odkrywał na nowo. Bawiąc się w odgadywanie, kim był, zanim został obdarzony pięknym darem wieczności.
- Zabawa nie dla każdego, jednak na pewno godna wzięcia udziału. Mniej lub bardziej poważna. Mogłaby być pani córką samego Cesarza, o której urodę jedna z zazdrosnych konkubin kazała porzucić w tym miejscu. - demon zaśmiał się lekko - Albo legendarnego samuraja, który narobiwszy sobie wrogów wśród banitów, nakazał ukryć swoją jedyną spadkobierczynię w tym miejscu. Wysyłając orszak samurajów, gdy nadejdzie odpowiedni moment.
Artysta teatralnie rozłożył ręce mówiąc:
- Możliwości jest wiele i ogranicza nas jedynie wyobraźnia. Jednak, jeśli ta zabawa nie jest dla pani, śmiałbym zaproponować inną.
Wskazał delikatnym skinieniem głowy na jedną ze ścian mówiąc:
- Co by zmieniła pani, w tym wnętrzu tych skromnych pani progów? Gdyby mogła je urządzić, tak jakbyś chciała.
Nie możesz odpowiadać w tematach