YUZUKA RYOSEN
Zabójcy Demonówoddech wiatru178 cm74 kg
Data urodzenia 23/07/1632
Miejsce pochodzenia Kioto
Miejsce zamieszkania Yonezawa
Klasa społeczna samurajska
Zawód -
- Uwielbia słodycze
- Zdecydowanie woli towarzystwo zwierząt niż ludzi
- Unika alkoholu
- Często ucina sobie drzemkę w dzień
- Wakizashi nazywa się Nandemoīi (cokolwiek), a katana Tsumaranai (nudny)
- Miecz, który otrzymał od dziadka jest wykonany z tego samego materiału co nichirin. Jednak Ryo traktuje go jako skarb i nie używa go w walce
- Jego nichirin mają ciemno zielony kolor
- Przez swój czuły słuch, jest wyczulony na to jak ktoś fałszuje podczas śpiewania
Niten ichi-ryu polegał na używaniu w walce jednocześnie wakizashi oraz katany. Cieszył się dużą popularnością między innymi ze względu na słynnych użytkowników. Duże zainteresowanie poskutkowało poprawiającą się sytuacją materialną rodziny. Mimo osłabionej pozycji politycznej, młodsze pokolenia mogły cieszyć się dostatnim życiem. Na ten okres przypadło życie Ryosena Yuzuki.
Młody Ryo każdą wolną chwilę spędzał w dojo. Trenował pod okiem swojego ojca, jednak to dziadek rozpalił w nim prawdziwą miłość do kenjutsu. Chłopak nie tylko odziedziczył po nim rysy twarzy, ale także charakter i talent do szermierki.
Ojciec chłopaka z dumą patrzył na swojego syna, kiedy z łatwością pokonywał starszych od siebie kolegów. Widział w nim przyszłego spadkobiercę dojo i mistrza stylu Niten ichi-ryu. Los jednak zdecydował inaczej.
Przełomowy moment w życiu młodego adepta nastąpił pewnej czerwcowej nocy. Dzieci w okolicy szeptały między sobą, że w okolicy ponoć grasuje demon lubujący się w młodym, ludzkim mięsie. Pewny siebie chłopak zignorował plotki o zaginięciach i wbrew poleceniom rodziców i dziadka, spędzał czas poza domem. Podczas letniego przesilenia dał się sprowokować żądnym zemsty starszym kolegom i uległ ich namowom by wyruszyć samotnie w stronę lasu. Była to noc kiedy po raz pierwszy spojrzał śmierci w oczy – w tym przypadku demonowi Jorogumo, królowej pająków. W momencie kiedy potężny demon ukazał się Ryo, młody adept zrozumiał jak bardzo był nieroztropny. Dookoła znajdowały się kości poprzednich ofiar a w powietrzu unosił się odór zepsutego mięsa. Jorogumo złapała Yuzukę w swoje sidła. W momencie gdy czuł jej cuchnący oddech na swojej szyi, zrozumiał, że w starciu z potworami jest nikim. Sparaliżowany strachem nie miał nawet siły krzyczeć. Zamknął oczy w oczekiwaniu na najgorsze, jednak ostateczny atak nigdy nie nastąpił.
Gdy otworzył oczy, stał przed nim jego dziadek, jak się okazało – emerytowany zabójca demonów. Z miejsca gdzie wcześniej znajdowała się jego lewa ręka tryskała krew. Jorogumo wypluła ze swojej ohydnej paszczy dłoń którą odgryzła zamiast głowy Ryosena. Młody zdusił w sobie krzyk przerażenia, zalewając się cichymi łzami.
Chłopak tej nocy nie tylko po raz pierwszy zobaczył na własne oczy scenę niczym z ludowych opowieści. Był świadkiem potęgi zabójcy demonów. Ryohei Yuzuka sięgnął po swoją zabójczą technikę – w tym przypadku ósmą formę oddechu wiatru: Sho Rekkaza Kiri. Pozbawił Jorogumo głowy, ratując w ten sposób swojego wnuka.
Ryo kierowany po części poczuciem winy i obowiązku, ale również fascynacją, postanowił pójść w ślady dziadka. Rozczarowało to jego ojca, który miał nadzieję że syn będzie kolejnym mistrzem dojo. Nie był jednak w stanie zmienić postanowienia chłopca.
Ryosen wybrał niebezpieczną ścieżkę i długo musiał udowadniać przed swoim dziadkiem, że jest godzien bycia jego następcą. Decyzja nie była prosta dla żadnej ze stron, jednak Ryohei postanowił trenować chłopaka.
Gdy ukończył trzynaście lat, rozpoczął trening przygotowujący go do nowej profesji. Chłopak całe dnie spędzał na doskonaleniu stylu Niten ichi- ryu, ćwiczeniu oddechu oraz słuchaniu opowieści dziadka o demonach.
Mimo więzów krwi, Ryohei wcale nie oszczędzał swojego ucznia. Wiedział że zbytnia pobłażliwość może go w przyszłości kosztować życie. W przeciwieństwie do pojedynków w dojo, zabójcy demonów walczą na śmierć i życie, zwykle umierając bardzo młodo.
Konflikt pomiędzy ojcem a synem narastał, im bardziej młody rósł w siłę. Rola dziedzica dojo spadła na młodszą siostrę – Mitsu. Ta, w przeciwieństwie do ojca, wspierała brata. Pomimo tego, że w tamtych czasach kobiety posługiwały się głównie naginatą, Mitsu postanowiła kontynuować styl Niten ichi-ryu w jego niezmiennej formie.
Początki były trudne. Ryo przekonał się jak wielka jest przepaść między byciem zwykłym szermierzem, a zabójcą demonów. Wiele razy dziadek dawał mu do zrozumienia, że nie nadaje się do tej roli. Ryosen musiał przełamać fizyczne ograniczenia własnego ciała. O ile było zahartowane od codziennych treningów, by stawiać czoła nadludzkim istotom, musiał wytrenować swoje zmysły ponad ludzkie pojęcie. Wzrok miał przeciętny jak na wojownika. Oczywiście styl walki wymuszał na nim spostrzegawczość, jednak swój prawdziwy talent odnalazł gdzie indziej. Być może to geny dziadka lub lata trenowania pod jego okiem wykształciły w nim wyczulony zmysł słuchu. Oddech wiatru otwierał przed nim nowe możliwości. Swoje szkolenie zaczął od wsłuchiwania się w „szept wiatru”. Podczas treningu, a nawet przy codziennych czynnościach miał zasłonięte oczy. Na początku nie przynosiło to żadnego rezultatu poza dodatkowymi siniakami. Jednak z czasem, Ryosen zaczął słyszeć ataki swojego dziadka. Z każdym dniem ilość siniaków się zmniejszała. Poprzez nasłuchiwanie subtelnych odgłosów ruchu powietrza, był w stanie określić najpierw kierunek, potem siłę, a na końcu nawet charakter ataku. Wraz z biegiem czasu, zakres jego słuchu się zwiększał. Chłopak był w stanie usłyszeć szepty ludzi odległych o kilometry, w zależności od pogody oraz otoczenia. W czasie skupienia, był w stanie wychwycić pojedyncze dźwięki wśród kakofonii tłumu. Jego dziadek nazywał to „szeptem”.
Jednak to nie wszystko co oferował mu oddech wiatru. Dziadek nauczył go, że zasięg ataku nie musi ograniczać się do długości oręża. Moc zabójcy demonów pozwoliła mu na przeniesienie swoich umiejętności na wyższy szczebel. Poskramianie mocy miało jednak swoje konsekwencje. Poza godzinami poświęconymi fizycznemu i psychicznemu wysiłkowi, chłopak często miewał krwotoki z płuc. Oddech wiatru silnie wpływał na jego młody organizm, jednak Ryosen nie miał zamiaru się poddawać. Musiał jednak ograniczać użycie potężniejszych technik, by nie przeciążyć swojego ciała. Poświęcenie przynosiło efekty. Wraz z czasem, Ryo stawał się potężniejszy, jednak coraz bardziej zatracał się w tym co robi. Pogorszeniu uległy jego relacje z rodziną. Jego ojciec niemal całkowicie odciął się od niego. Jedynie siostra starała się wspierać brata, jednak przez obowiązki dojo, mieli dla siebie coraz mniej czasu.
Ryohei obserwował to, jednak nie potrafił mu pomóc. Wiedział, że droga zabójcy demonów jest pełna wyrzeczeń i bólu. Jedynym sposobem jaki znał na przetrwanie, była walka. Po latach szkolenia Ryosen był w stanie walczyć ze swoim dziadkiem niemal na równi. Frustrowało go to, że pomimo posiadania obydwu dłoni dziadek wciąż stanowił dla niego wyzwanie.
Ryohei postanowił sprawdzić wnuka przed oficjalnym egzaminem. Wbrew sprzeciwom reszty rodziny, wysłał go na starcie z prawdziwym demonem. Taki sam test przeszedł on przed laty. Arogancki Ryosen podjął się wyzwania jakie postawił przed nim dziadek jednak nie miał pojęcia jak bardzo to na niego wpłynie. Zabrał niezbędny sprzęt i wyruszył w stronę lasu w pobliskich górach. Jego uwagę zwróciła stara brama shinto. Nie widział jednak innej drogi, jak tylko przez nią. Po dłuższym marszu trafił na szczyt gdzie znajdowała się nieduża kapliczka. Nie było w niej nic niezwykłego – stara, zaniedbana na swój sposób smutna. Bez skutku szukał demona po którego głowę przybył. Kiedy po godzinach błąkania się po szczycie zrezygnowany chciał wrócić, nie potrafił odnaleźć drogi w dół. Nigdzie nie widział bramy którą wszedł. Za każdym razem wracał w jedno miejsce – do kapliczki. Po raz kolejny w życiu poczuł strach o swoje życie. Tym razem jednak, nie był już tym samym małym, płaczliwym chłopcem. Strach nie sparaliżował go jak poprzednio. Nie stał przed zagrożeniem bezbronny. Lata morderczego treningu przygotowały go właśnie na takie sytuacje.
Ryosen zamknął oczy i wyciągnąwszy oba miecze, wziął kilka głębokich oddechów by się uspokoić. Wyciszył swój umysł i skupił się na otoczeniu. Skoro jego wzrok sprowadził go na manowce, jedynym sposobem na odróżnienie iluzji od rzeczywistości było odrzucenie tego co widzi. Nasłuchiwał dźwięków lasu i gór, starając się wyłapać każdy, nawet najsubtelniejszy szelest. W pewnym momencie do jego uszu dotarł subtelny odgłos grającego fletu. Poruszał się powoli w jego kierunku, z czasem wyłapując coraz więcej instrumentów – bębny, dzwoneczki. Miał przeczucie, że gdy otworzy oczy przedwcześnie znów ogarnie go iluzja.
Gdy uznał że jest już wystarczająco blisko, płynnym i pewnym siebie ruchem zaatakował.
„San no kata: Seiran Fuju”
Gdy otworzył oczy, ujrzał rozrzucone dookoła kawałki drewna – pozostałość po kapliczce. W środku dojrzał rozbite zwierciadło.
U stóp góry dojrzał swojego dziadka czekającego przy obskurnej bramie. Ryohei miał wściekły wraz twarzy a w oczach łzy – nie szczęścia, lecz smutku i żalu. Choć trenował chłopaka, był wewnętrznie rozdarty. Miał nadzieję, że ten zrezygnuje, więc poddawał go coraz cięższym próbom. Podczas ostatecznego testu, liczył że zawiedzie i spokojnie wróci do domu, gdzie będzie mógł bezpiecznie wieść życie mistrza dojo. Ten jednak wrócił pokonawszy demona, jednoznacznie pokazując swoją determinację. Ryohei pomimo frustracji, zdecydował się zaakceptować wybór swojego wnuka. W ramach aprobaty przekazał mu miecz wykuty przez słynnego Nagasone Kotetsu – najcenniejszy nabytek rodziny Yuzuka. Miał nadzieję, że miecz będzie amuletem chroniącym najmłodszego syna rodu.
Po teście dziadka przyszedł czas na oficjalny egzamin. Zadanie polegało na wyeliminowaniu demona zagrażającego społeczności niewielkiej wioski, która znajdowała się trzy dni drogi na wschód od Kioto. Ryosen wyruszył tam mając niewiele informacji na temat potwora grasującego w okolicy. Jedyną wskazówką były bełkotliwe zeznania nielicznych świadków. Ich jedynym wspólnym mianownikiem był fakt, że za każdym razem kiedy ktoś padał ofiarą demona, w okolicy było niezwykle mroźno jak na końcówkę kwietnia.
Okoliczni mieszkańcy niechętnie dzielili się informacjami. Było to zaskakujące, ponieważ to im najbardziej powinno zależeć na pozbyciu się zagrożenia. Za każdym razem kiedy Ryosen próbował wypytać o szczegóły, zachowywali się nerwowo. Zupełnie jakby bali się wypowiadać na ten temat.
Po kilku dniach, śledztwo Ryo wciąż stało w miejscu. Uznał, że musi sprowokować demona, by ukazał się mu osobiście. W tym celu postanowił patrolować po zmroku okoliczne drogi, nasłuchując wskazówek. Po kilku dniach bezskutecznego poszukiwania, pewnej bezchmurnej nocy podczas pełni, ciszę przełamał zaskakujący dźwięk – płacz niemowlęcia. Zaniepokojony chłopak, ruszył w kierunku dźwięku. Nie chciał by pojawiły się kolejne ofiary, szczególnie matka z dzieckiem. Gdy dobiegł na miejsce, dostrzegł leżącą na ziemi kobietę próbującą uspokoić płaczące dziecię. Pierwszą myślą jaka przyszła mu do głowy był atak demona. Podbiegł do kobiety by jej pomóc i wypytać o szczegóły. Zza czarnych włosów nie mógł dostrzec jej twarzy, jednak biel jej skóry wydawała się lśnić w blasku księżyca. Kobieta nie odpowiedziała na żadne z jego pytań. Po chwili milczenia poprosiła go o potrzymanie dziecka. Po chwili konsternacji, Ryosen zgodził się, jednak w momencie, gdy wyciągnął ręce po niemowlę, poczuł ogarniający go chłód. Natychmiast się cofnął, przypominając sobie opowieści świadków. Kiedy zerwał się mroźny wiatr, jego ciało przeszedł dreszcz. Zza włosów kobiety dostrzegł przerażający uśmiech. W jej rękach zamiast dziecka znajdowała się pokryta szronem naginata. Yukionna zaproponowała młodemu Yuzuce układ – daruje mu życie jeśli teraz się wycofa i nikomu nigdy nie wspomni, że ją widział. Różnica w długości broni była niekorzystna dla Ryoseia. Na szczęście chłopak miał doświadczenie w pojedynkach z użytkownikami naginaty. Kiedy był młodszy często trenował z Mitsu. Różnicę w zasięgu nadrabiał swoją zwinnością. Blokował i wyprowadzał ciosy, stopniowo zbliżając się do przeciwniczki. Broń którą się posługiwała nie było jedynym asem w jej rękawie. Stojąc około pół metra od niej dmuchnęła mu szronem w twarz. Chłopak poczuł jak opuszczają go siły. Przyklęknął na jedno kolano, a demon zamachnął się zza pleców. Tylko dzięki wyczulonemu słuchowi, udało mu się w porę zablokować cios. Wziął głęboki wdech i poczuł jak mroźne powietrze wypełnia jego płuca. Wiedział że w obecnym stanie będzie mógł wykonać tylko jeden atak. Przyjął odpowiednią postawę i użył ponownie techniki którą opanował podczas treningu z dziadkiem.
„San no kata: seiran fuju”.
Trafił ostrzami w szyję demona, jednak czuł opór. Skupił całą pozostałą energię i przelał ją do mieczy. Po chwili odcięta głowa potoczyła się po oszronionej ziemi. Wykończony Ryosen padł na ziemię i zaczął ciężko oddychać. Wysiłek dał się we znaki jego płucom. Nie mógł sobie jednak pozwolić na odpoczynek. Słysząc jazgot kruka zwiastujący koniec zadania, splunął na ziemię i zmusił zmęczone ciało do ruchu. Gdy wstał, niezwłocznie udał się w stronę wioski by poinformować mieszkańców o zażegnaniu zagrożenia.
Gdy wrócił do Kioto, od razu został zaprowadzony do kowala aby wybrać materiały do wykonania ostrza. Następne dwa miesiące spędził na przygotowaniach do nowej roli. Po tym czasie odebrał swoje własne nichirin. Nazywał je „Nandemoīi” i „Tsumaranai”. Dzierżył je z satysfakcją, miał jednak świadomość, że to dopiero początek jego drogi.
Twoja Karta została zaakceptowana, a ty właśnie wstąpiłeś w szeregi Zabójców Demonów.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które możesz przeznaczyć na rozwój postaci. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach