RYŪZŌJI SHIZUNOBU
Zabójcy Demonówoddech płomienia182 cm87 kg
Data urodzenia 06/12/1621
Miejsce pochodzenia Yukikuni
Miejsce zamieszkania Tsurugi
Klasa społeczna samurajska
Zawód -
- umie grać na kokyū i nawet to lubi ale raczej się do tej umiejętności nie przyznaje
- symbol swojego klanu nosi w formie żetonu przywiązanego do ramienia
- na służbę często ubiera men-yoroi
- teoretycznie czeka go kariera jako spadkobiercy domeny Saga, ale nawet nie jest przekonany, czy rzeczywiście tego chce z innej pobudki, niż żeby zrobić na złość jej aktualnemu właścicielowi
- odkąd nauczył się z niej korzystać, preferuje broń z łańcuchem. Trafiając do Zabójców zdecydował się na pozostanie u Hashiry Płomienia oraz korzystanie z katany tylko z powodu drogi, jaką ten miecz przeszedł - historia ta aktywnie przypomina Shizunobu o potrzebie i słuszności walki z demonami
ostatni z klanu - 1607
Chociaż oficjalna historia głosi inaczej, dynastia Ryūzōji wcale nie zakończyła się w momencie śmierci Masaie. Jeden z kilku świadków, a także bliski przyjaciel mężczyzny uciekł z pola walki, aby poinformować o tragedii i ochronić jego żonę, która zaledwie parę dni wcześniej urodziła swojego pierwszego potomka. Zdaniem bliskiego znajomego rodziny, Masaie w starciu nie zginął przypadkiem; dosięgnęła go pojedyncza strzała posłana z zupełnie innego kierunku niż reszta pocisków przeciwnika. Wnioskując, że był to bezpośredni zamach na mężczyznę, Toyotomi Kenshi podjął się zapewnienia bezpieczeństwa matce i jej synowi.
przeklęci - 1607-1621
Ryūzōji Harunobu zmuszony był dorosnąć szybciej niż jego rówieśnicy. Miał zaledwie osiem lat, kiedy (jak później podejrzewał) ludzie winni śmierci Masaie odnaleźli ich “rodzinę” skrytą w mocno zaludnionej prowincji Musashi, zdala od ich domeny na Kiusiu. Sam przeżył jedynie cudem - udało mu się uciec, mimo, że podczas wątpliwej próby samoobrony stracił lewą dłoń. Wiedział jednak, że musiał podróżować dalej i nie mógł pozwolić sobie na próby osiedlenia w taki sposób, jak zrobili to Toyotomi Kenshi oraz jego matka, Nabeshima Komatsuhime.
Chociaż był gotów przeżyć całe życie w samotności, w wieku trzynastu lat zakochał się w Negai - o dwa lata starszej przedstawicielce klasy rzemieślniczej. Ponieważ Harunobu nie mógł dłużej pozostawać w jednym miejscu, a Negai czekał ślub z mężczyzną, którego nienawidziła, w dalszą podróż wyruszyli razem.
ponownie ostatni - 1621-1627
Na początku zimy 1621 roku, na świat przyszedł chłopiec, któremu rodzice nadali imię Shizunobu. Negai wielokrotnie sugerowała, że dla własnego bezpieczeństwa oraz dobra dziecka, powinni byli je komuś oddać. Harunobu jednak nie zgadzał się z żoną, uważając, że ich syn odbuduje oficjalnie wygasły klan. Szczerze wierzył, że zgubili już pościg tych, którzy chcieli jego głowy i zapewniał dziewczynę, że byli już bezpieczni. A jeżeli się mylił, to był gotowy wziąć niebezpieczeństwo na swoje barki tak samo, jak zrobił to niegdyś jego przyszywany ojciec.
Z tego też powodu, niedługo po narodzinach syna, Harunobu podjął decyzję o osiedleniu się w Yukikuni - "zimowej krainie" pod Aomori, na samej północy wyspy Honsiu. Razem z Negai szybko zaskarbili sobie sympatię mieszkańców, pokazując się od razu od jak najlepszej strony, tj. pracowitych, sprawiedliwych obywateli, którzy opuścili swoje rodzinne okolice, aby móc pielęgnować wzajemne uczucia nieprzewidziane przez ich rodziców. Obecność dziecka także pomogła wzbudzić zaufanie i podkreślić powód, dla którego pojawili się na tym swoistym końcu świata.
Sześć lat później Harunobu otrzymał list od zaufanego znajomego, dowiadując się w ten sposób, że grupa zamaskowanych mężczyzn wypytywała o niego i jego żonę w hatago w Aomori; miejscu, które dwa tygodnie wcześniej odwiedzili, myśląc, że przez ten czas zrezygnowano z pościgu za nimi, tym bardziej, że nie próbowali odzyskać swojej pozycji ani nawet nie doszukiwali się prawdy. Wiedząc, że ponownie byli na celowniku, zdecydowali się porzucić swoje aktualne życie, aby nie narażać mieszkańców Yukikuni na niebezpieczeństwo. Ponieważ poszukujący ich ludzie wspominali tylko o ich dwójce, wnioskowano, że prześladowcy nie mieli pojęcia o Shizunobu, którego postanowili zostawić u jednego z mieszkańców osady.
Ryūzōji Harunobu nie porzucił jednak nigdy marzeń o tym, że jego syn odbuduje dziedzictwo jego przodków. To, co mu opowiedział na chwilę przed swoim wyjazdem, pozostawił także spisane na papierze razem z dwoma żetonami z symbolem klanu - ukryte za jednym z mebli, do przekazania Shizunobu, kiedy ten zostanie uznany za dorosłego.
szczęśliwa rodzina - 1627-1638
Sześcioletni pierworodny zmienił rodzinę dosłownie z dnia na dzień. Harunobu wraz z Negai opuścili Yukikuni w środku nocy, nawet oficjalnie nie żegnając się z synem. Podejrzewał, że coś było na rzeczy, jednak dopiero, kiedy zbudził się w domu sąsiada, a jego własny stał opuszczony, zrozumiał, że taka miała być jego nowa rzeczywistość.
Rodzina, której go powierzono, posiadała już dwójkę dzieci starszych od niego. Z czasem pojawiła się jeszcze trójka. Wychowywał się więc pośród piątki zgranego rodzeństwa, które wcale nie traktowało go jak obcego, a nawet przeciwnie: razem z rodzicami dbało o integrację, dzięki czemu Shizunobu nie mógł nigdy stwierdzić, że był z czegoś wykluczony. Poza sytuacjami, w których rezygnował z czegoś na własne życzenie. Chociaż rodzina była mu bliska, dorastał ze świadomością, że z tej okolicy nie pochodził i przez to na przykład odrzucił wiele elementów lokalnej tradycji i kultury - między innymi charakterystyczne tatuaże inspirowane tygrysami. Swoją pierwszą pręgę miał otrzymać po ukończeniu dziesiątego roku życia, a zamiast tego, dwa lata później, przekazano mu ukryte pamiątki klanu Ryūzōji.
Chociaż od dawna wiedział, że nie jest spokrewniony z ludźmi, z którymi mieszkał, dopiero ponowne przeczytanie listu od ojca zwróciło jego uwagę na historię swojej rodziny. Co prawda jako dwunastolatek niewiele mógł z tym zrobić - tym bardziej, że mieszkał na krańcu wyspy - ale zbliżyło go to jeszcze bardziej do Ryūzōjich, jednocześnie uświadamiając, że nie wszyscy mieli życzyć mu dobrze. Zrozumiał, że rodzice opuścili go, aby całość zagrożenia wziąć na siebie, jednak nie mógł wykluczać, że jego powrót jako głowy klanu mógłby wystawić za nim nowy list gończy.
Rozsądnie czy nie, oba żetony zaczął nosić ze sobą, a ich obecność zdawała się nie tylko pokrzepiać go w najgorszych momentach, ale i inspirować, popychać ku myślom o zemście.
W praktyce jednak życie Shizunobu nie zmieniło się w ogóle: razem z braćmi uczył się dalej polowań i posługiwania kataną, pomagał przy uspokajaniu młodszego towarzystwa, brał udział w lokalnych rozrywkach. Własna przeszłość zaczynała mu jednak z roku na rok ciążyć coraz bardziej, wskutek czego, chociaż w rzeczywistości nie żywił żadnej urazy do swojej rodziny, zaczął być do niej coraz bardziej zdystansowany.
Wiedząc, że jego “wewnętrzna przemiana” zaczęła ciążyć przyszywanym krewnym, a on sam zaczął wyglądać na niewdzięcznego, zdecydował się sprezentować im lepszą przyszłość, a następnie odejść we własnym kierunku.
Na chwilę przed siedemnastymi urodzinami, nawiązał układ z pewnym mężczyzną - na pozór prosty, bo wymagał od Shizunobu jedynie szybkiego dostarczania wiadomości i, niekiedy, jakiegoś nielegalnego, na przykład kradzionego towaru. Zarabiane w ten sposób pieniądze postanowił przeznaczyć na kupno lepszego domu w bardziej cywilizowanej okolicy, który następnie oddałby “rodzinie”, zapewniając im tym samym lepszy komfort życia.
Chociaż z początku nic podejrzanego nie zwróciło jego uwagi, od któregoś momentu mężczyzna zaczął opowiadać bardzo często o demonach, ich sile, oraz możliwościach. Ryūzōji, wnioskując, że ma do czynienia z wariatem, po prostu ignorował temat, tak samo, jak i oferty życia wiecznego w zamian za dalszą posługę. W końcu, zirytowany namolnością i monotematycznością pracodawcy, postanowił, że zrezygnuje z dalszej pracy u niego po kolejnej wypłacie, która miała mieć miejsce następnego dnia.
Wracając po zmroku do domu, już nieopodal Yukikuni, usłyszał krzyk i przekleństwa, które zaraz po tym przerodziły się w błagalne skomlenie. Przyspieszył, lecz widok przyczyny tego zamieszania zatrzymał w miejscu nie tylko jego, ale i jego serce. Był w tym momencie świadkiem, jak on sam, we własnej osobie wyciąga siłą na środek osady narzeczoną swojego brata i na oczach ich wszystkich odciął jej głowę.
Po czym uciekł, tak szybko i sprawnie, że nikt nawet nie dał rady go zranić.
Shizunobu - ten, który to wszystko obserwował - chciał pójść w jego ślady, świadom, że nikt mu nigdy nie uwierzy, kiedy powie, że to nie był on. Lecz kiedy tylko odwrócił się na pięcie, stanął ze sobą oko w oko. Klon zaraz po tym przemienił się w człowieka, za którego odwalał brudną robotę.
— Dziękuję za współpracę — powiedział jedynie, obejmując go jak najlepszy przyjaciel. Przyjaciel, który moment później wbił w niego sztylet, a za pas wetknął sakwę z pieniędzmi, oraz zbrudzoną krwią katanę. — Jeżeli go nie wyjmiesz, nie zdechniesz od razu — oznajmił, przytrzymując go w miejscu. — Zrobisz dla mnie jeszcze jedną dostawę. Idź przed siebie, a kiedy poczujesz zapach wisterii, podążysz za nim aż do chaty po środku pola. Oddasz im ten nóż, a oni przy okazji cię wyleczą. Powodzenia — zaśmiał się, poklepał go po ramieniu na odchodne i zniknął równie szybko, co się pojawił.
Wiedziony chęcią zemsty, ciekawością, a także zwyczajnym instynktem przetrwania, podążył za wskazówkami demona, wielokrotnie prawie dając za wygraną. Był przekonany, że robił z siebie jeszcze większego głupca, w dodatku zmuszając do dodatkowego cierpienia - jednak wszystko, co powiedział okazało się być prawdą. Po środku pola była chata, a jej mieszkańcy od razu zajęli się jego raną i zagwarantowali miejsce do rekonwalescencji. Jak się okazało, sztylet, który (siłą rzeczy) im przyniósł był niewerbalną groźbą, mającą zastraszyć zebraną czwórkę osieroconych braci. Z tym, że ta nieprzyjemna relacja z demonem trwała już od tygodni, w związku z czym zdecydowali się przyłączyć do grupy, która obiecała im wybawienie od tego losu.To samo zaproponowali Shizunobu.
skrytobójca we własnej osobie - 1638-1645
Słyszał o ninja wielokrotnie, ale był w pełni przekonany, że były to jedynie bajeczki dla niegrzecznych szlacheckich dzieci. Fakt, że zupełnym przypadkiem wstąpił w ich szeregi, przyjął z niemałym uniesieniem brwi, kiedy rzeczywiście to sobie uświadomił. Trenowano go w technikach walki, których niegdyś nawet nie potrafiłby sobie wyobrazić. Otoczył się ludźmi, którzy nie wypytywali o jego przeszłość, w związku z czym nie musiał nigdy ani mówić nic o klanie, którego był ostatnim przedstawicielem, ani o historii z Yukikuni. Po prostu - wtopił się w tłum, a tłum ten chociaż niekoniecznie za nim przepadał, to też nie był szczególnie zainteresowany wypominaniem mu tego. Po prostu, stali się masą, którą połączył jeden cel.
W trakcie swoich nauk poznał innego nowicjusza - Wanyūdō - który przez bardzo długi czas nie chciał nikomu ujawnić swojej twarzy, czym ostatecznie stał się obiektem szykanowania. Shizunobu, zmęczony już nadpobudliwą młodzieżą, rozgonił towarzystwo, tym samym zaskarbiając sobie sympatię zamaskowanego.
Chociaż niekiedy żałował udzielonego wtedy wsparcia przez momentami irytujący charakter kolegi, ostatecznie stali się dla siebie jak bracia. Ale wkurwiać go nie przestał.
Wykonywanie zadań jako skrytobójca potrafiło być bardziej, niż satysfakcjonujące, dlatego obaj długo trenowali z planem wspinania się po szczeblach wewnętrznej kariery. Ponieważ obaj byli całkiem zdolni, a w dodatku ich współpraca przebiegała bez większych zarzutów (o dziwo!), razem z Wanyūdō często brali na siebie zadania, które miały wymagać bardziej wytrenowanych reprezentantów, lub po prostu ich większą ilość.
Wanyūdō poznał w końcu historię Ryūzōjiego, a jemu było z kolei dane zobaczyć twarz rówieśnika, tym samym podkreślając wzajemnie najwyższy poziom zaufania. Nic dziwnego więc, że z akademii także uciekli razem.
Ich poziom wtajemniczenia pozwalał im już na bardziej swobodne poruszanie się po terenie obiektu i tylko przez to Shizunobu dostrzegł, a nawet i rozpoznał zapach demona, który lata temu odprawił go ze sztyletem w ciele. Dyskretnie podążył za nim, co ostatecznie odpłaciło się ujrzeniem po raz pierwszy postaci, która tym wszystkim zarządzała. A było nim… dziecko z wilczymi uszami.
Ich spokojny ton rozmowy uświadomił mężczyźnie z północy, że relacje pomiędzy demonami były przyjacielskie, więc gadka dotycząca szkolenia, aby zemścić się na tym pierwszym lub przynajmniej od niego odciąć była zwyczajnym blefem.
Szczęśliwie, “bratu” nie musiał przedstawiać żadnego dowodu, ani nawet powtarzać dwa razy, tego, o czym się dowiedział. Zniknęli pod osłoną dnia podczas kolejnej ze wspólnych misji.
pierwszy - 1645-1647
Ryūzōji nigdy nie porzucił swojej ambicji pomszczenia klanu, w związku z czym przez siedem lat spędzonych na skrytobójczych działaniach, cały czas doszukiwał się prawdy stojącej za śmiercią swoich dziadków, a potem ludźmi, którzy ścigali jego rodziców.
Z pomocą Wanyūdō oraz umiejętności, które w międzyczasie posiedli, a użyte zostały do dostania się do odpowiednich osób, Shizunobu udało się połączyć elementy w jedną całość - pomimo konfliktu między klanem Shimazu, a stroną, po której opowiedzieli się między innymi Ryūzōji i Nabeshima, ci drudzy uknuli spisek z wrogiem, wskutek którego Ryūzōji Masaie zginął, a zwierzchnictwo nad domeną przejął Nabeshima Naoshige, którego matką była kobieta z rodziny poległego.
Wendetta zajęła nieco ponad rok. Odpowiedzialna za śmierć i prześladowania gałąź klanu Shimazu wyginęła jeden po drugim, powoli, przy użyciu różnych metod. To samo miało miejsce w klanie Nabeshima, z tym, że Naoshige nie żył już od prawie trzech dekad, a władzę po nim przejął jego syn - Katsushige. Shizunobu i Wanyūdō wspólnymi siłami odebrali mu wszystkich potomków, a także szanse na sprawienie sobie kolejnego - zamiast tego wymuszając na nim dekret oświadczający, że po jego śmierci domenę ponownie przejmie klan Ryūzōji. Shizunobu odroczył jego odejście uznając, że przed zajęciem się polityką będzie musiał pozbawić życia jeszcze przynajmniej dwa demony, a także sprostować sytuację, która miała miejsce w Yukikuni.
Odzyskał jednak posiadłość, w której mieszkali jego dziadkowie, a samego Wanyūdō wynagrodził nie tylko jednym z pamiątkowych żetonów, mającym symbolizować ich sojusz, ale i możliwością zamieszkania w rezydencji, a nawet przyjęcia klanowego nazwiska i statusu (z podkreśleniem konieczności zachowania przynajmniej szczątkowej powagi przy powoływaniu się na ten klan).
prawdziwy zabójca demonów - 1647-1650
Chociaż wielokrotnie słyszeli, że jako zwykli ludzie nie mieli szans z demonami, po tym wszystkim, co przeżyli, uważali inaczej. I z tego też powodu tak łatwo im przyszła decyzja o podjęciu próby odnalezienia demona z Yukikuni oraz ich dawnego mistrza.
W trakcie wyprawy jednak to nie oni stanęły z nimi oko w oko, a grupa wojowników o intensywnie kolorowych ostrzach, twierdząca, że był w posiadaniu przedmiotu, który należał do nich.
Starcie skończyło się, zanim w ogóle się zaczęło. Na chwilę przed tym jak stracił przytomność, przez zamazany obraz dostrzegł leżącego na ziemi Wanyūdō.
Kiedy się ocknął, był ponownie otoczony przez te same osoby, co wcześniej, lecz pośród nich znajdowała się niewysoka, jednooka kobieta. Wkrótce po tym okazało się, że miecz, którym się posługiwał - katana przekazana od demona; ta, którą ściął narzeczoną jego brata - wykonany był ze specyficznej stali zdolnej zabijać nocnych drapieżców. Jego samego oskarżono o śmierć ich przyjaciela, jednak zdołał się wybronić opowieścią dotyczącą pochodzenia ostrza. Postawiono wtedy przed nim ultimatum: mógł oddać broń, lub pozostawić ją w swoich rękach za cenę przyłączenia się do Korpusu Zabójców.
Nigdy nie wytłumaczono mu, dlaczego jego towarzysz nie otrzymał wtedy takiej samej oferty. Podczas pierwszej dłuższej przerwy od szkolenia, wrócił zarówno do domu, jak i do miejsca, w którym ostatni raz się widzieli, jednak ten też zniknął bez śladu, jakby zapadł się pod ziemię.
Pozostawił dla niego list. Dopiero po paru tygodniach przypomniał sobie, że mężczyzna nie potrafił czytać.
Wierząc, że po prostu w którymś momencie znowu się spotkają - czy to w klanowej siedzibie, czy gdzieś w terenie - po prostu kontynuował szkolenie. Trudno mu też było zaakceptować, że bycia Zabójcą uczyła go kobieta; postrzegał ją podobnie, jak uszate dziecko, które było zwierzchnikiem grupy ninja. Chociaż już jakiś czas temu uświadomił sobie, że o wiele lepiej walczył za pomocą młota meteorytowego - co mógł praktykować pod okiem innego Hashiry - kurczowo trzymał się katany, która odnowiła całą tragedię jego życia. Demon posłużył się nią niegdyś do zabicia człowieka, a teraz to samo ostrze miało posłużyć do zabicia demona.
Szkolenie Shizunobu zajęło trzy lata, po których od razu udał się na, jak uważał, symboliczny egzamin. W ramach tego musiał pokonać kilka świeżych demonów nachodzących okoliczną wioskę i zrobił to prawie bez szwanku - być może była to zasługa także technik ninja, a może tego, że na takiego uczyli go podwładni demona.
Nie potrzebował natomiast nowego oręża, jedynie lekkiego dopasowania “znaleźnego”. Z machnięciem ręki nadał mu nieco sztampowe imię “Symfonia Ognia” - nigdy nie miał głowy do takich rzeczy i nie planował się nad tym dłużej zastanawiać.
symfonia ognia - 1650-1654
Był obecny zarówno podczas walk w Edo, jak i później, w Kioto. O ile w tym pierwszym miejscu nie dane było mu się nadmiernie wykazać, bo przeciwnik wyeliminował go poprzez zrzucenie na niego większej część dachu jednego z budynków, o tyle w Kioto brał już aktywny udział u boku równych sobie osób od początku do końca. Przyzwyczajony do działania w dwie, może trzy osoby miał problem z odnalezieniem się w sześcioosobowej drużynie. Brakowało mu też innej, bardziej “odklejonej” perspektywy, którą zawsze prezentował sobą Wanyūdō - choćby i żartem często przewidywał wydarzenia tak nierealistyczne w założeniu, że siłą rzeczy byli na nie przygotowani.
Tutaj, w Kioto, nie przewidzieli pułapki. Pożar połączony z eksplozją pozbawił życia czterech z nich; przeżył jedynie on i jeszcze jeden Zabójca, bo zamiast podążyć za uciekającym demonem, zatrzymali się zaniepokojeni podejrzanym zapachem łatwopalnych materiałów.
Chociaż przeżyli, nie wyszli z tego bez szwanku. Wybuch zrobił swoje, a na dodatek co do ich stanu przyszedł upewnić się jeszcze jeden demon. Pokonali go, lecz nie byli już w stanie wyjść o własnych siłach.
Dynastia Ryūzōji zakończyłaby się ponownie, gdyby nie grupa Ne, która nie zważając na niebezpieczeństwo dostała się do środka i wyprowadzili ich w bezpieczne miejsce.
Ich stan był ciężki, ale nie tragiczny, dlatego Shizunobu niezmiernie zaskoczyła wiadomość o śmierci jego kolegi parę dni później. Stan ich obojga zdawał się poprawiać z każdym dniem, to też jego nagłe odejście brzmiało jak bardzo dziwny przypadek. Żadnymi większymi detalami nie chciała się także podzielić medyczka, Narukawa Sua. Chociaż nie znał się na medycynie, nie przeszkadzało mu to w zarzuceniu kobiecie niekompetencji i wszczęciu kłótni, którą uspokajać musieli inni Ne.
Mimo, że od Hashiry otrzymał wtedy srogie upomnienie, wciąż odnosił wrażenie, że z Narukawą było coś nie w porządku. Mimo krzywych spojrzeń osób, które mu nie wierzyły, nie przestawał szukać zwolenników swojej teorii ani dowodów na jej prawdziwość.
Ryūzōji był także jednym z Zabójców obecnych w Yonezawie podczas ataku demonów. Zwalczał je, biorąc na siebie jeszcze jedno zadanie obok po prostu zwykłej walki - wsparcie dla Ne i Kakushich. Torował im drogę i odwracał uwagę przeciwników, aby grupa specjalistów z różnych dziedzin mogła na spokojnie wykonywać swoje zadania. Była to jednocześnie dość owocna symbioza - był na bieżąco łatany, nie wspominając już o tym, że chyba przez całe życie nie zażył jednocześnie tylu kapsułek na wzmocnienie. Te trzymały go jeszcze po tym, jak sytuacja już się uspokoiła, lecz kiedy wreszcie odpuściły… przespał tydzień w lecznicy.
Normalnie pomyślałby, że po powrocie do żywych powinien czuć się lepiej. Ewentualnie, z dnia na dzień powinien odczuwać poprawienie swojego stanu. Było jednak gorzej i to do tego stopnia, że zwątpił w prawdopodobieństwo dalszego oddziaływania na niego pobudzających kapsułek. Krwawe wymioty i całkowity brak sił nie brały się znikąd.
Nie przyjął kolejnej dawki leków. Zamiast tego ukrył je i wkrótce po tym wymusił na przechodzącym po pomieszczeniu zielarzu sprawdzenie ich w trybie natychmiastowym. Tym razem miał rację - próbowano go powoli otruć.
Nie miał dowodów na nikogo. Rozsądek podpowiadał mu, że była to sprawka Narukawy, chociaż doświadczenia nasuwały myśl, jakoby zrobił to ktoś, komu nie na rękę był powrót klanu Ryūzōji. Shizunobu kontynuował leczenie ale nie u medyka, a u zielarza, który zadanie postawienia go na nogi wziął sobie do serca chyba aż za bardzo; przy takiej ilości suplementów nie mógłby nie wyzdrowieć nawet, jakby chciał.
Trucizna szybko wpłynęła na jego wykończone ciało, osłabiając mięśnie. O ile wydawało mu się, że już wrócił do zdrowia w pełni, o tyle szybko okazało się, że wcale jednak nie. Powrót do wcześniejszej formy zajął mu prawie rok, ale po usłyszeniu wieści o śmierci Narukawy Suy oraz jej klanu, uznał, że jego wymuszone poświęcenie koniec końców było warte świeczki.
Death always chasing me
Twoja Karta została zaakceptowana, a ty właśnie wstąpiłeś w szeregi Zabójców Demonów.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które możesz przeznaczyć na rozwój postaci. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach