Yawase Kannon
W najściślejszym tego słowa znaczeniu, Yawase Kannon nie jest świątynią, a bardziej wiejską posiadłością. Głównym obiektem kultu jest figura jedenastogłowego bodhisattwy - Kanzeona, która według wierzeń od wieków uzdrawia z najróżniejszych chorób. Wodzie ze świątynnej studni także przypisuje się właściwości lecznicze, dlatego wielu wyznawców składa modlitwy przed zabraniem jej do domu.
japantravel.navitime.com
Lista NPC
X
Zielarz B
X
Medyk A
X
Tropiciel B
X
Rzemieślnik B
X
Mistrz miecza B
Po spotkaniu z Kinami ruszyłem w dalszą drogę, Ta dziewczyna miała nietypowy talent do kłamania, a raczej zdecydowanie jego brak. Według mnie była to zaleta, brak możliwości do ściemniania
był atutem, a nie wadą. Przynajmniej każdy wiedział, że mówiła szczerze, a gdy nie miał pewności, wystarczyło na nią spojrzeć. Dotarłem do wyznaczonego punktu, z którego miał mnie odebrać przewodnik, podróż.do siedziby wyglądała zdecydowanie inaczej niż wcześniej. Korpus postanowił utajnić miejsce kryjówki, tak aby bardzo wąskie grono znało tylko jej dokładną lokalizację.
Zgłosiłem się, chwilę porozmawiałem z ludźmi, którzy byli z korpusu i czekałem, aż któryś z przewodników pojawi się i zacznie mnie eskortować. Zostałem poinformowany, że chwilę będę musiał zaczekać, bo na ten moment żadnego nie ma, ale nie przeszkadzało mi to ani trochę.
Przysiadłem sobie na ławce, z której zrzuciłem zleżały śnieg, pogoda była dzisiaj bardzo przyjemne, chłodny wiatr gdzieś zaginął i tylko delikatnie powiewał, a padał jedynie drobny śnieg. Dłuższe kosmyki włosów, które wyswobodziły się z pod bandamy poruszały się tracone przez wiatr.
Byłem ciekawy, dlaczego zostałem wezwany przez nowego mistrza, Matsumoto-san zalecał mi spotkanie z nim w sprawie miecza, ale po zostawieniu ostrza w rękach kowali i specjalistów czekałem na wieści, a później pojawiło się to zadanie i nim się zorientowałem, minął rok. Dobrze, że znajdowałem się niedaleko tego miejsca, stąd zdecydowanie łatwiej będzie zorganizować przewodnika, co prawda nie wiedziałem, czy będzie stąd bliżej, czy dalej, ale tutaj zostanę przekazany w dobre ręce i dostarczą mnie do miejsca, do którego chciałem dotrzeć.
Byłem ciekawy, jak wygląda nasza nowa siedziba, ale z tyłu głowy siedziała mi myśl, że i tak tam długo nie zabawie. Zawsze na horyzoncie pojawi się nowy cel, za którym chętnie podążę w drodze na szczyt. Wzrok skierowałem ku niebu, aby na chwile zatracić się bez większych myśli i zmartwień w oczekiwaniu.
albo ją przed sobą stworzę
Początkowo nie planował przybywać do tej świątyni. Nie była ona ani po drodze, ani też on sam nie miał w jej pobliżu niczego do roboty. Istniał jednak bardzo prozaiczny powód tego, że zjawił się w tym miejscu. Woda o leczniczych właściwościach. Shōtarō nie wiedział czy rzeczywiście posiada ona jakiekolwiek moce, czy też to zwykłe plotki oraz podkoloryzowane historie dla przybywających tutaj osób. Miał dość niskie oczekiwania, ale nie robił tego dla siebie. Jak to mówiła jego siostra, to dla niego ratunku już nie było. Było to złośliwe, zabawne i po części miała rację. Nie. Nie robił tego dla siebie tylko dla swojej siostrzenicy. Córka Kei ostatnio mocno zachorowała i leki dość słabo działały. Ta woda może i była wymysłem, ale jeśli był choć cień szansy, że pomoże młodej to miał zamiar spróbować.
Tak więc przybył do słynnej świątyni Yawase Kannon, która nawet samą świątynią nie była. Może więc lepiej nazywać ją obiektem kultu? Prawdopodobnie, lecz nie były to rzeczy, które Tachibanie spędzały sen z powiek. Zjawił się w okolicach wieczora i już wiedział, że szybko nie wyjdzie. Musiał przejść całą gamę głupich i w jego mniemaniu niepotrzebnych rzeczy, aby zdobyć możliwość nabrania wody. Ciemnowłosy spędził prawie całą noc przy innych wyznawcach, który modlili się o pomyślność i zdrowie dla siebie. On sam jedynie o co poprosił, to by woda zadziałała. On sobie poradzi.
W okolicach porannych nadeszła jego pora na zebranie wody to zrobił to jak najszybciej, upewniając się, że zabiera tyle ile potrzebuje jego rodzina. Mógł już odejść, ale postanowił złapać chwilę snu i może coś zjeść. Chciał udać się jak najszybciej z powrotem do siostry, ale musiał być w pełni sił, aby walczyć z demonami, gdyby na jakieś trafił. Brak snu obniża koncentrację, co równało się prośbą o błąd w czasie walki. Wychodząc z posiadłości musiał mijać kolejnych wchodzących wiernych, tak więc ruszył w bok i po kilku krokach stanął prawie twarzą w twarz z dobrze znanym sobie rudowłosym samurajem. Nie widział go chyba przez rok. Ciemnowłosy próbował dostrzec jakieś zmiany, choć po ogólnej zmianie fryzury i ubioru to wyglądał prawie tak samo. Może bardziej doroślej?
- Ahh. Kagami san. Miło cię widzieć – powiedział Shōtarō w stronę zabójcy płomienia. On sam wyglądał zaś odmiennie od ich ostatniego spotkania, o czym świadczyły krótsze włosy oraz paskudna blizna po lewej stronie twarzy.
- Dzień dobry Tachibana-san. - Skierowałem wzrok na niego i dokładnie mu się przyjrzałem, wyglądał inaczej i to nie tylko kwestia włosów czy ubrania. Bo na twarzy miał sporą szramę, efekt nieudanego polowania czy może przeciwnik okazał się za silny i o mało nie straciłbym przy tym życia. Było sporo pytań i niewiadomych, ale nie zamierzałem ich teraz rozwiewać, w końcu żył i to było najważniejsze, kilka skaz na cerze nie zmieniało zbyt wiele, prędzej czy później każdy się takich nabawi w tym zawodzie.
- Dobrze Cię widzieć w zdrowiu, też zamierzasz wrócić do Tsurugi i czekasz na przewodnika? Powiedzieli mi, że niebawem powinien się zjawić. -
- Czas szybko płyną, gdy się coś robiło nim się obejrzałem, a to już praktycznie dwa lata po ataku na Yonezawe... Ile to minęło już, przynajmniej kilkanaście miesięcy, jak rozeszliśmy się po aferze z tamtymi zabójcami. Mam nadzieje, że nie zrobiłeś, niczego co mogłoby ściągnąć na Ciebie problemy i zrobiłeś to, o co prosiłem wtedy. - Nie zwróciłem wzroku na jego osobę i mówiłem do niego, obserwując niebo. Nie miałem okazji zapytać a jedyną informacją o Saiyuri był stary list, który dostałem dawno temu, chciałem jej dać czasu, skoro nie potrafiła przejrzeć na oczy, nie zamierzałem się z nią kłócić, jeżeli nie była w stanie przezwyciężyć tego.
albo ją przed sobą stworzę
- Wady i zalety, to wszystko jest subiektywne. Więc nie przejmowałbym się tym, kto co myśli o Tobie... Widziałem się z nią po tamtym incydencie na placu, ale nie byłem w stanie jej pomóc wtedy. Było to krótko przed moim wymuszonym wyjazdem, a później dostałem list, ale nie miałem, kiedy odpisać, poza tym myślę, że mogłoby to bardziej skomplikować pewne rzeczy. - Rozjaśniłem nieco sytuacje, o której mówił Shotaro, widziałem się z nią, ale nie powiedziałbym, że nasze spotkanie miało jej jakkolwiek wtedy pomóc, kto wie, może nawet pogorszyło. Poznałem kilka faktów wtedy, których raczej wolałabym nie słyszeć, ale z drugiej strony nie mogłem niczego wymagać czy oczekiwać. - Skoro ma się lepiej to dobrze. - Nie wchodziłem z Tachibanem w szczegóły, jeżeli chodziło o moje sprawy czy odczucia. Po otrzymaniu listu od nieznajomego autora, którym okazała się demonica, miałem wrażenie, że lepiej będzie dla ludzi, jeżeli nie będę ich trzymał. W końcu demony mogą chcieć się mścić.
- Dużo pracy i zwiedzania odległych miejsc. Spędziłem sporo czasu poza jakimkolwiek zasięgiem na zlecenie korpusu w poszukiwaniu zaginionych informacji, po wybuchu wielkiego pożaru na południu... Dopiero wracam do żywych, tak można powiedzieć. - Nie ukrywałem przed nim niczego, po prostu opowiadałem ogólnie bez wdawania się w szczegóły, jeżeli chciałaby je poznać, wystarczyło zapytać. Bo nie miałem nic do ukrycia czy zatajenia, ale przechwałki też nigdy nie leżały w mojej naturze.
- Wiesz, jak jest, czasami dzień za dniem leci, a ty orientujesz się, dopiero gdy zobaczysz, ile czasu przeciekło Ci przez palce. - Przeniosłem wzrok z nieba na niego i dokładnie jeszcze raz się przyjrzałem.
albo ją przed sobą stworzę
- Wiele różnych notatek i starych zapisków, ale to już korpus będzie układał te łamigłówki i doszukiwał się informacji. Zebranie tego wszystkiego kosztowało sporo czasu i jeszcze więcej wysiłku. Mam nadzieje, że minię sporo czasu nim znowu dowództwo zdecyduje się tam kogokolwiek posłać ponownie... Okropne miejsce. - Nie opowiadałem o szczegółach, bo jeżeli cokolwiek ciekawego tam będzie, to pewnie większość osób z korpusu o tym się dowie i zostanie to upublicznione. Poza tym trzeba jeszcze zweryfikować te informacje i nie rozprzestrzeniać plotek czy kłamstw, które mogą dać złudne nadzieje czy niepotrzebne poruszenie w naszych szeregach.
- Nie ma sensu tego roztrząsać, zawsze może się pojawić jakieś nieporozumienie czy inne problemy. Miałeś prawo uważać, że zagrażam twoim relacją czy stanowisku... Teraz już wiesz, że nie pojawiłem się tutaj, aby zabrać Ci wszystko co masz... Tak naprawdę jakbyś wtedy inaczej zareagowało, mogłoby to kompletnie inaczej się potoczyć, ale jesteśmy, tu gdzie jesteśmy i pomimo wybojów na drodze jeszcze nikt z wozu nie spadł... To było trzy lata temu, także wcale nie odbiega to od prawdy o dzieciny zachowaniu. - Odpowiedziałem mu z niewielkim uśmieszkiem, rok to duża zamiana, a przy trzech to już w ogóle bardzo dużo rzeczy może się zmienić.
- Może to trochę osobiste, ale czy Twój mariaż z Hiryuu w końcu został sfinalizowany? - W sumie nigdy chyba go o to nie pytałem, ale w sumie warto było odświeżyć nieco informacji o nim i jak to dokładnie wygląda.
albo ją przed sobą stworzę
- Huh?- rzucił, kiedy usłyszał pytanie, które go zupełnie zbiło z pantałyku. No tego się nie spodziewał. Ciekawe. – Obecnie jest zamrożony i raczej się nie ruszy w najbliższym czasie. Dlaczego pytasz?
Może to była zwykła ludzka ciekawość, a może troszczył się o Yonę. W końcu oboje posługiwali się tym samym oddechem, choć nie wiedział jak bardzo byli blisko i czy w ogóle się znali. Jednakże kiedy poruszył ten temat, to postanowił zadać własne pytanie.
- Hmmm... Wiedziałem, ale to nie było w mojej gestii uświadamiać Cię o jej uczuciach, to nie moja wojna. Poza tym w tamtym okresie i tak nie rozumiałeś, co do Ciebie mówiłem. Słuchałeś, ale pewne uczucia kompletnie zmieniały wydźwięk moich słów... Odebrałeś je atak, zamiast zwykłą rozmową- Wskazałem palcem na swoje oczy i uszy.
- Mimo że masz świetny wzrok, dalej nie potrafisz czytać ludzi czy drobny sugestii, tak jakby miał kalpy na oczach. - Sam nie widział tego albo nie chciał zobaczyć. Jego cel i wygórowane ideały o samurajskim kodeksie, przysłonił spojrzenie, które mogłoby wiele zrozumieć, jeżeli tylko spojrzałby prawdziwie.
- Skoro nie zauważyłeś jej uczuć i nie poczułeś do niej niczego, to moje słowa nie zmieniłby nic Tachibana. Nie wiem, czy to coś warte, ale widziałem w niej ten żar i szczere uczucie, który miała kilka lat temu. Myślę, że mógłbyś być z nią szczęśliwy, jeżeli tylko wybiłbyś jej głupoty z głowy... - Sam skierowałem wzrok ku niebu, czy mogłem mu wtedy powiedzieć o jej uczuciach? Nie byłoby to nic trudnego, ale tak jak mu mówiłem. To nie była moja wojna i nie ja powinienem był otworzyć wcześniej oczy, a tak teraz nie wiele z tego zostało. Chociaż wnioskując po tym, że był tego ciekawy, wcale nie zamykało furtki, o ile jeszcze Suki o nim w pełni nie zapomniała.
albo ją przed sobą stworzę
Słuchał dokładnie tego co rudowłosy miał do powiedzenia i chcąc, nie chcąc musiał przyznać mu rację i zgodzić się z jego twierdzeniami. Rzeczywiście tak było, iż praktycznie wszystko z jego strony odbierał jako atak i nawet wymienienie jego imienia w rozmowie, przez inną osobę już sprawiało, że Tachibana się irytował. Jakby spojrzeć na to z boku to było niezwykle dziecinne zachowanie, ale tak właśnie było i raczej nic z tym nie zrobi. Pytanie tylko czy wyciągnął z tego odpowiednią lekcję?
- Cóż to prawda i nie ma co tego ukrywać. Tamten czas był dość ciężki i źle patrzyłem na sporą ilość rzeczy. Czasami tak niestety bywa – odparł Tachibana, poniekąd przyznając rudowłosemu samurajowi rację na głos. Na jego problemy ze wzrokiem zwracała już uwagę kolejna osoba. Będzie musiał pracować mocniej nad tą kwestią.
- Wiele rzeczy został powiedzianych, sporo rzeczy nie zrobionych i tak zdaję sobie sprawę z tego jak wiele błędów popełniłem. Jedyne co mogę to pracować nad nimi, aby się nie powtórzyły. Co do Suki to będę szukał sposobu, aby odpowiednio ją przeprosić. W każdym razie szykuje się sporo pracy. A ty? Co planujesz teraz skoro już wróciłeś z tej misji? – zapytał. Ciekawiło go czy uda się od razu do Sayuri czy też może gdzieś odpocząć. Zabawne było to jak w przeciągu roku mogli prowadzić w miarę spokojną rozmowę.
- Nie mam nic szczególnego w planach. Muszę złożyć kilka raportów, odpocząć, sprawdzić, czy wszystko jest w porządku i prędzej, czy później znowu wyruszyć na szlak. Zawsze gdzieś czeka jakaś walka czy potwór, którego trzeba skrócić o głowę. Nie mam zbyt wiele czasu do stracenia, zwłaszcza że, one nie będę czekać, aż odpocznę. - Nie wiem, czy to były zalążki pracoholizmu, czy uciekanie od problemów, które gdzieś się tam piętrzyły, ale ostatnio moje zapędy do polowań się wzmagały jeszcze bardziej, chciałem polować i zabijać demony. Nie wiedziałem, czym to dokładnie było spowodowane, może pewnym żalem, że pod bramą ryżową nie udało mi się zabić demonów, które za tym stały i w ten sposób próbowałem odkupić życia tych ludzi, którzy tam zginęli.
Mimo że nie byłem najzwyczajniej w świecie w stanie ich ocalić, to gdzieś tam podświadomie czułem się odpowiedzialny za to. Chyba izolowanie się od innych przychodziło mi z łatwością, ciężko było się pozbyć starych nawyków, nawet jak przez jakiś czas udało się nad nimi zapanować.
- A ty co masz w dalszych planach ? Nauczyłeś się czegoś przydatnego w swoim oddechu pioruna? - Zadałem nieco bezpośrednie pytanie, ale to wynikało z ciekawości. W końcu już długo był zabójcą, może udało mu się stworzyć nową formę albo jakąś udoskonalić, oczywiście o ile tylko chciał się tym podzielić. Sam miałem problem, przy tworzeniu nowej formy oddechu płomienia, ciężko było mi coś opracować, a jeszcze w dodatku musiało to, by współgrać z oddechem, aby osiągnąć zamierzony efekt, bo w innym wypadku to tylko machanie mieczem.
albo ją przed sobą stworzę
- Można powiedzieć, że mam podobnie. Ostatnie kilkanaście tygodni spędziłem na powrocie do zdrowia oraz formy, po dość nieprzyjemnej walce. Mogę więc powiedzieć, że dopiero od niedawna jestem w pełnej formie – rzekł Shōtarō. Nie spodziewał się, że powrót zajmie tyle czasu i w dalszym ciągu odczuwał pewne niedogodności. Nie były one tak poważne, by musiał rezygnować z bycia zabójcą, lecz w pewnej części musiał popracować nad zmianami. Jednocześnie ostatni prezent od demona dał mu również wiele do myślenia. Ten czas poświęcił na analizę oraz rozmyślanie nad popełnionymi błędami. Poza tym ponowna nauka, aby doprowadzić lewą rękę do sprawności była doskonałym testem cierpliwości. Teraz zaś wracał na szlak, by zobaczyć czy dalej się nadaje. Poza tym musiał walczyć. Dla swojej rodziny. Dla zwykłych ludzi. Jeśli oni ich nie obronią, to nikt tego nie zrobi.
- Nauczyć raczej nie, chociaż pracuję nad nową formą oddechu. Koncept jest jeszcze niejasny, ale mam dobre przeczucia co do tego – powiedział ciemnowłosy. Od dawna myślał o pewnych zmianach w swoim stylu walki, ale ostatnie wydarzenia pokazały, iż trzeba się za to zabrać na poważnie. Niektóre ruchy nie wystarczały, bądź nie dawały mu tego co chciał osiągnąć. Jednocześnie obserwował ruchy innych zabójców i zastanawiał się, czy jest coś podobnego do tego co chciał osiągnąć. Było to zarówno irytujące, jak i fascynujące.
- Chociaż myślę, że jeszcze mi trochę zajmie nim w pełni uformuję to co chcę. Skoro już o oddechach mówimy. Czy kontynuowałeś ćwiczenia nad tym, który przekazywał nam Mistrz przed śmiercią? – zapytał Tachibana, nie chcąc wymawiać pełnej nazwy tego oddechu. Może to paranoja, ale nigdy nie wiadomo, czy gdzieś w pobliżu ktoś nie podsłuchuje.
Fizycznie ciało zawsze sobie poradzi, jednak było gorzej, gdy problem pojawiał się w głowie. Umysł to było bardzo zawiłe miejsce, gdzie na pozór jeden nic nieznaczący moment z życia, potrafił odbić się bardzo dużym piętnem i brzemię, które niejednego już złamało i zaciągnęło na dno. Wola i determinacja mogły być wielką siłą, ale gdy na jej murze pojawiły się pęknięcia prędzej czy później mogło dojść do tragedii.
- To dobrze, w walce z demonami. Każdy miecz na pewno się przyda. - Niekończąca się wojna, która trwa już wiele dekad, ciekawe czy kiedykolwiek uda się ją rozstrzygnąć. Ludzie mogli żyć bez demonów, ale demony nie mogły żyć bez ludzi. Więc kto tu tak naprawdę walczył o przetrwanie, co prawda życie pod butem stworów ciemności na pewno nie byłoby cukierkowe, ale to ona walczyły o swoje być albo nie być.
Pokiwałem głową na jego słowa odnośnie tego, że planuje stworzyć nową formę oddechu. Sam nie miałem chyba na tyle talentu czy wyobraźni, żeby stworzyć coś nowego. Nie mogłem za bardzo się rozwijać w oddechu płomienia, nie potrafiłem i za każdym razem wychodziło na to samo, że tylko machałem mieczem. Bo płomień ani razu się nie wzniósł, może nie rozumiałem dobrze żywiołu, którym się posługiwałem. A może był już on doskonały i niewiele można było przy nim zrobić, a przynajmniej ja nie byłem w stanie nic już zrobić.
- Kontynuowałem, ale nie mam zbyt wiele do przekazania w tej kwestii. Poza tym jednym razem to nic więcej się nie wydarzyło, może po prostu tylko na tyle starczyło mi siły i z resztek już nic nie wykrzesam. - Niewiele było do powiedzenia, mogłem próbować codziennie ćwiczyć, ale bez jakiś dodatkowych bodźców, które pomogłyby mi przekroczyć własne ograniczenia, nie będzie więcej oddechu słońca, A nawet wtedy to nie będzie do końca pewna, jedna wielka niewiadoma.
- Kagami-san. Mam Cię zaprowadzić do Tsurugi. - Podszedł do nas przewodnik, który się ukłonił, a na wyciągniętej dłoni trzymał opaskę. Wstałem, rozprostowałem się i zawiązałem sobie opaskę na oczach, jeszcze zwróciłem się w stronę Tachibana. - Trzymaj się i do następnego. -
Z/T
albo ją przed sobą stworzę
Nie możesz odpowiadać w tematach