Mostek
Znajduje się nad przecinającą wioskę rzeką i jest jednym z cichszych i spokojniejszych miejsc. Prowadzi bowiem od jednej z bocznych, mniej uczęszczanych uliczek. Płynąca korytem woda również wydaje się nigdzie nie śpieszyć, czym sprzyja poczuciu spokoju i odpoczynku.
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
Uderzenie podeszew w miękki śnieg; chrupnięcie. Rozbryzg bieli buchnął w lewo jak rozsypana mąka. Mężczyzna zatrzymał się tak raptownie, że w nieruszonym puchu zostawił długą pręgę po wbitym brutalnie obuwiu na którym się prześlizgnął. Nie dyszał, choć bez wątpienia biegł już długo; obrócił się za to na nodze, na której utrzymywał ciężar. Wpierw w jedną stronę, obrzucając czarne pnie drzew czujnym, lisim spojrzeniem. Potem w drugą, gdzie na samym krańcu rejestru dostrzegł umykający cień.
STÓJ, DO CHOLERY.
Nie posłuchała.
Nie był nawet pewien, kiedy ją zgubił; przed momentem? Godzinę temu? Księżyc jaśniał nad jego głową, roztaczając przyjemną aurę spokoju i chłodu. Jego nadgryziona forma przypominała drwiący uśmieszek przechylonej na bok głowy, więc Horā ani razu więcej nie spojrzał w niebo; wolał łudzić się, że dziwna, czarna postać, którą spotykał w niezliczonych chwilach samotności, nie była jedynie wytworem wymęczonej wyobraźni. Wmawiał sobie skutecznie, że prędzej czy później zaciśnie szpony na tym cienkim ubraniu i szarpnięciem powali nieznajomą na ziemię; kimkolwiek lub czymkolwiek była. Nie da jej żadnej satysfakcji. Dawno postanowił zrezygnować z zadawania pytań; po co miałby to robić? Nie obchodziło go, dlaczego go śledziła. Nie istniał żaden argument, który by go zadowolił. Jak zresztą wytłumaczyć tak prymitywnie zagrywki? Patrzyła na niego zawsze, gdy był sam; gdy przemierzał hektary mroczniejących, nocnych lasów. Nigdy się nie odezwała; nie zaatakowała. Dostrzeżona umykała z pola, płoszona najmniejszym poziomem dostarczonej uwagi. Nawoływania, groźby, cierpliwość — nic nie pomagało. Rozmywała się w powietrzu jakby była zjawą.
Wytworem umysłu.
— Na litość bogów, oby nie. — Bo to by znaczyło, że powoli, ale nieubłaganie stawał się szaleńcem; że zamazywała mu się różnica między rzeczywistością a wszystkim tym, co kłębiło się pod podstawą czaszki. Mało miał problemów od kiedy otwarł powieki, z twarzą wciśniętą w zimny śnieg, z rękoma zdrętwiałymi od wszechobecnego chłodu? Już tego pamiętnego wieczoru zdawał sobie sprawę, że jego życie wystawiono na próbę. I już wtedy nie dostał żadnych odpowiedzi na to dlaczego tak się stało.
Postanowił więc, że ją dorwie. Tę bezczelną wywłokę.
Usłyszał trzask za sobą; złamana gałąź.
Ale zapach? Zapach należał do człowieka.
Może i dobrze.
Czas na prawidłowe łowy.
Nadżarte ciało zostawił w lesie, przy rzece. Zwykle tak się kończyło. Błądził, przeciskając się między szorstkimi korami drzew — i niemal zawsze natrafiał na zbłąkaną duszę, nieświadomą ogromu pecha jaki ją za moment spotka. Ginęła mu w ramionach, z oczami wpatrzonymi w ten sam szyderczo uśmiechnięty księżyc, z gorącem krwi parzącym skórę i wsiąkającym w tkaninę ubrań. Czy umierając myśleli o tym samym, co tajemnicza kobieta z Onagawy, znaleziona w dniu swojej śmierci, leżąca w połowie w wodzie, w połowie na brzegu jakby przyszło jej przyjąć rolę kogoś uwięzionego między rzeczywistościami?
Horā często o tym rozmyślał, gdy odpychał krztuszącą się krwią ofiarę; mężczyzn zwykle porzucał gdziekolwiek lub pochłaniał tak dużo mięsa, jak się dało — byle nie został żaden dodatkowy skrawek. Wymazywał ich istnienie z kart historii. Kobiety nadgryzał, jakby mu nie smakowały; albo przeciwnie, jakby traktował je jak danie, którym należy się delektować. Cokolwiek nim kierowało, odruchowo ciskał ich wątłe sylwetki w rzekę, jeżeli jakaś była — a zwykle tak — w pobliżu; tylko na tyle, aby z chlustem rozbijały twarzą taflę, ale by nurt nie porwał ich wraz ze swoim biegiem.
Tym razem także to zrobił.
Usłyszał plusk — zbyt głośny w nienaturalnej, nocnej ciszy — a potem dostrzegł jak czarne włosy rozwijają się, rozplątywane niewidzialnymi palcami. Wysupłały się z zaczesanego nisko koku, dziesiątkami wstążek unosząc się teraz w spokojnych pianach.
Odetchnął głośniej, ścierając czerwień ze swoich ust.
Tak naprawdę wcale nie był głodny.
Posilił się z irytacji. Nic więcej.
Nie zajęło mu długo, by wydostać się z lasu, a następnie skierować ku zdecydowanie bardziej obleganym częściom Nagoi. Dowody swojej uczty wymył w śniegu; nie lubił kalać rzek krwią; choć dostrzegł na rękawie paskudny ślad. Cmoknął i przeklął pod nosem, pocierając palcami mokry materiał; posoki nie było widać na czarnym kimonie, ale on sam czuł się rozdrażniony tylko tym, że znów się upaprał.
Pożywianie się zawsze było takie beznadziejnie niechlujne; i niszczyło mu wszystkie plany. Wprawdzie nie zamierzał szczególnie wałęsać się po miastach — omijał je szerokimi łukami, nie mając zamiaru włazić w szranki z bandą zbyt aroganckich łowców — ale dziś wieczór ciągnęło go do Seto. Wieś była znośna — nie zrezygnował z odwiedzenia jej, nawet mimo podjętego ryzyka.
Brakowało mu ostatnio głosów i cudzej obecności. Zupełnie innej niż ta, którą spotykał w porze polowań. Stawał się terytorialny, gdy rósł w nim głód, ale chwilę później powracało przytłaczające poczucie nudy i osamotnienia. Nie miał do kogo otworzyć paszczy inaczej niż wtedy, gdy próbował tego kogoś zeżreć.
Może dlatego, gdy jego stopa stanęła na pierwszej desce mostku, nie wycofał się z powrotem, choć dostrzegł bez problemu dziewczynę siedzącą na barierce? Wyczuł ją zresztą znacznie wcześniej, a ujrzenie u jej pasa ciążących z pewnością mieczy było tylko dodatkowym powodem, by odejść.
A jednak nie tyle został, co wręcz się przybliżył.
Skupione spojrzenie lustrowało nieznajomą; jej jasne włosy kolorem zbliżone do odcienia jego własnych; luźno zwieszone nogi, balansujące nad spokojną rzeką. Horā nie krył się ze swoją obecnością; każdy postawiony krok zdradzał, że nadchodził. Zatrzymał się w połowie, opierając dłoń o drewnianą belkę, na której ulokowała się dziewczyna.
— Nie macie za grosz instynktu samozachowawczego? — ochrypły głos wreszcie przerwał zalegającą ciszę. Demon wyprostował ramiona i obniżył nieco brodę, przechylając głowę; zmieniając perspektywę pod którą tak nachalnie się jej przypatrywał. — Zaczynam się o was martwić.
Wysoki mężczyzna o równie białych włosach co ona, lekko ciemniejsza karnacja.
Słysząc jego słowa odchyliła głowę lekko w tył i przechyliła ją w bok, wbijając błękitne oczy w jego twarz. Złote tęczówki były pierwszym co jej się rzuciło w oczy i na nich zatrzymała swoje spojrzenie. - My? - spytała zaskoczona. Nie do końca wiedziała co miał na myśli. Bezczelnie zjechała spojrzeniem od twarzy w dół i po chwili powróciła nieco wolniej już do jego buzi. - A to ciekawe spostrzeżenie.. brzmi jakbyś już postawił na mnie krzyżyk.. - to mówiąc wróciła spojrzeniem do księżyca widzącego ciemno granatowym niebie. - .. I nie tylko na mnie na dobrą sprawę.. - dodała po chwili. Opierając się o barierkę na której siedziała czuła doskonale gdzie był. W jakiej odległości od niej. Mogła teraz na niego nie patrzeć, wyczułaby gdyby się poruszył, chociażby puszczając się poręczy. W tym miejscu gdzie siedziała miała ograniczone czucie. Nie mogła też mieć pewności czy dreszcz przebiegający ją po kręgosłupie był wywołany jego obecnością czy może z powodu czegoś co się czaiło w zaroślach. Musiałaby go dotknąć żeby mieć pewność.
"Zaczynam się o was martwić."
Uśmiechnęła się bezczelnie na te słowa. - Ludzie powinni sami się o siebie martwić.. jeśli tego nie robią.. to może coś jest tego powodem? - powróciła spojrzeniem do obcego mężczyzny. Wyglądał na sporo starszego od niej. A miecz przy jego boku sugerować mógł że był samurajem. Bo nie kojarzyła jego aparycji z siedziby zabójców. Stroju też nie miał takiego jak ona. A jeszcze nie widziała demona z mieczem przy pasie. Broń też nie wyglądała na atrapę.
- Z tym mieczem, który jest u twego boku.. to ja powinnam się martwić o ciebie.. życie cię nie doświadczyło jeszcze wystarczająco chyba.. przeleciałeś pod radarem nie jednego skurwysyństwa.. skoro nadal żyjesz.. - na twarzy pojawił się miły uśmiech, pomimo treści jaka wypadła z jej ust przed chwilą.
- Nichirin:
- Ostrza obu mieczy są ciemno jadeitowej barwy. Tsuby obu nichirin wyglądają identycznie. Obie mają okrągły kształt a w ich wnętrzu od centrum tsuby aż po brzegi krawędzi rozchodzą cię cienkie, ćwierć okrągłe kreski. Od góry sprawiając wrażenie delikatnego wiru.
Tsuka 'Yokubō' (Pożądanie) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem jedwabnym o śnieżno białej barwie. Saya miecza również jest biała. Zaś tsuka 'Eien no konton' (Wieczny Chaos) wykonana jest z wydrążonego drewna, z oplotem ze specjalnie preparowanej skóry rekina, cienkiej i wytrzymałej na warunki atmosferyczne oraz uszkodzenia mechaniczne. Saya miecza, tak samo jak rękojeść jest czarna. Oba miecze posiadają wyryty napis na Sayach tuż przy tsubie: "Susanō no ikari" (Gniew Susanō)
Uśmiechnął się.
— Wy — głupie, naiwne, bezczelne, słabe owce; karaluchy; zepsute, nadgniłe... przysunął się o dodatkowy krok, szurając wnętrzem dłoni po niewypolerowanym drewnie — ludzie głodni ryzyka — dokończył ironicznie, czekając na jej reakcję.
Palce zsunęły się z barierki, by Horā mógł przekrzywić ciało i oprzeć się przedramieniem o twardą powierzchnię. Patrzył na dziewczynę dalej, choć widział, że skutecznie unikała tego samego. Nie sądził, by powodem był strach; nie wyczuwał go od niej, a z pewnością nie w takim natężeniu, aby miało to jakiekolwiek znaczenie. Jej postawa, ton głosu i to, jakich słów używała, świadczyły o pewności. Pytanie tylko: czego była pewna. Swojej siły? Rangi w świecie? Albo
prawie się zaśmiał
jego słabości? Ciężko uwierzyć, że ludzie mogli być tak krótkowzroczni, ale z drugiej strony mało spotkał nieuważnych? Kręcili się po nocach — w porze, która nie była im nigdy pisana. Gdyby bogowie chcieli inaczej, ludzie w niczym nie różniliby się od demonów. Nic dziwnego, że umierali jak zdeptane pod butem robactwo; łatwo było ich zgnieść. Zwłaszcza, gdy sami wchodzili w objęcia śmierci — zawsze do ostatniej sekundy nieświadomi dokonywanych błędów.
— Ludzie powinni robić wiele rzeczy — wciął się, obracając przodem do barierki, a bokiem do dziewczyny; znajdował się niedaleko, raptem długość obydwu ramion. Nie podszedł jednak wystarczająco, aby w pierwszym odruchu sięgnęła go swoim ostrzem. Wsunął wolny łokieć na belkę i oparł na niej wygodnie swój ciężar, wzrok wlepiając w spokojną, czarną toń pod stopami nieznajomej. Rzeka przepływała sennie, wytwarzając zaskakująco przyjemny szum; ten dźwięk koił zmysły. Otępiał. Horā westchnął teatralnie, kładąc polik na wyciągniętej w górę ręce i przechylając głowę minimalnie w bok; tylko na tyle, by móc znów spojrzeć na jasnowłosą. — Na przykład w nocy powinni spać.
Uśmiech, którym go obdarzyła, został odwzajemniony odruchowo; pokazał jej przy tym zęby, przed momentem normalne, teraz lekko zaostrzone w kłach, choć nic nie wskazywało na jego chęć ataku. Mięśnie ramion pozostał nieco uniesione, a ten niewielki fragment ciała na torsie, który odsłaniało źle poprawione kimono, nie napiął się jak zwykle bywa, gdy organizm jest gotowy do odskoku. Był wyluzowany; niemal leniwy w tym jak się prezentował. Sam układ rąk wydawał się zresztą niepotrzebnie skomplikowany; prawą trzymał na barierce, z dłonią zawieszoną ku wodzie, oddaloną tym samym od mieczy przytroczonych do pasa; lewy łokieć mocno wbijał się w deskę, by utrzymać dłoń, na której spoczywał ciężar szczęki białowłosego. Mężczyzna wydawał się więc bardziej rozbawiony niż skory do kłótni; jak dzieciak, który upatrzył sobie ulubioną ofiarę do dowcipów.
— Skąd ta niepotrzebna zuchwałość? — Zmrużył powieki. — Brzmisz jakbyś już postawiła na mnie krzyżyk.
Przypuszczał, że im dalej pójdzie ta rozmowa, tym mniejsze pole do wycofania się będzie; kwestia czasu nim jedno z nich nie wytrzyma. Zawsze się tak kończyło — i może dlatego tak rzadko przełamywał bariery. Podparty pod mur nie umiałby nawet stwierdzić, dlaczego dziś zrobił wyjątek. Kiedy zobaczył dziewczynę na moście był pewien, że jeszcze go nie wychwyciła; mógł więc odwrócić się na pięcie i zniknąć bez komplikacji. Przybył obserwować — nie zawiązywać relacje. A jednak stał tu teraz; blisko niej; gapiąc się w jasne oblicze okolone białymi pasmami włosów — i ciągnął rozmowę jakby byli starymi znajomymi.
Ironicznie.
— Miecze, które przy sobie noszę, szczególnie się przydają. Niekoniecznie w wioskach takich jak Seto, ale wszędzie indziej? — Wzruszył barkami. — Szaleńców nie brakuje. Sama przecież jesteś uzbrojona. — Kiwnął brodą w kierunku jednej z jej broni, jakby miała zapomnieć, że trzyma przy sobie oręż. Uniósł przy tym brew. — Poza tym nie przyszedłem tu bez powodu. Szukam kobiety.
Brew jej drgnęła gdy się powtórzył ponownie. Czy chodziło mu o wszystkich ludzi czy o konkretną grupę? Zainteresowała się.
"..ludzie głodni ryzyka.."
Te słowa już sprawiły że lekkie zaskoczenie zdradzane przez lekko rozchylone wargi, gdy na niego patrzyła, szybko przeobraziło się w lekkie rozbawienie. Parsknęła krótkim, acz nie za głośnym śmiechem. - Głodni ryzyka huh? - powtórzyła po nim radosnym tonem głosu. Sięgnęła lewą ręką powoli w kierunku swojej twarzy, którą lekko pochyliła w dół. Kciuk, palec wskazujący i środkowy spoczęły na jej czole. Pozostałe dwa palce miała zwinięte. Zamknęła przy tym na chwilę swoje oczy. - To brzmi dobrze.. nawet bardzo dobrze.. - w głosie dało się wyczuć entuzjazm. Palce spoczywające na czole, lekko odchyliły jej głowę w tył, otwierając powieki kątem oka wbiła niebieskie spojrzenie w twarz mężczyzny. Kącik ust się nieco uniósł w zaczepnym uśmiechu. Poruszyła palcami spoczywającymi na czole, wplatając je w białe kosmki, w geście zaczesywania grzywki w tył.
Obserwowała go z zaciekawieniem, nadal czując to delikatne mrowienie ciała. Fascynacja jednak brała teraz górę, kusząc aby jeszcze trochę pociągnęła to wszystko w odpowiednią stronę. Zaciekawiona tym co ludzie powinni, czekała na to czy zaraz czasem nie dokończy urwanego w połowie zdania. Bo w sumie liczyła że za tymi pięcioma słowami zaraz coś ciekawego padnie. Widząc jak zmienia pozycję nieco się przysuwając ale nadal pozostając w odpowiednio bezpiecznej odległości od niej.
"Na przykład w nocy powinni spać."
Brew po raz kolejny jej drgnęła. - A już liczyłam że rzucisz ciekawszą propozycją.. - odpowiedziała w równie przerysowanym, karykaturalnie zniekształconym tonem swojego głosu. Zupełnie jakby grała z nim w jednej sztuce. Czy zawiodła się końcówką, tak bardzo wyczekiwanej wypowiedzi? Może odrobinę. Zwłaszcza że nie wpychała się w tą samą kategorię co inni ludzie. Rozdzielając ich skrupulatnie między bezbronnych cywili a wojowników. Może jeszcze tych drugich dzieliła na mniejsze grupy ale to teraz nie miało najmniejszego znaczenia.
- Może to po prostu troska o drugiego samuraja.. nie doszukiwałabym się w tym żadnych złych intencji.. - wyjaśniła z lekkim rozbawieniem w głosie. Rozmowa była ciekawa, a nawet przyjemna. Cała postawa mężczyzny krzyczała 'nic ci nie zrobię bo mi się nie chce' więc nie miała powodu by być do niego wrogo nastawiona. Ale to nie znaczyło że jej zmysły były uśpione. Blizna na udzie przypominała jej o tym każdego dnia. Nie ufała nikomu, nawet ludziom. W sumie zwłaszcza im, bo w przypływie strachu potrafili posunąć się do najgorszych czynów by tylko się uchronić przed krzywdą. Takimi jednostkami gardziła. - Nie stawiam na nikim krzyżyka.. do momentu aż się nie przekonam na własnej skórze że powinnam. Każdy przecież zasługuje na szansę.. a jak ją wykorzysta to już zależy od niego.. nie sądzisz nieznajomy? - to mówiąc uważnie przeleciała wzrokiem po jego twarzy, zatrzymując ciekawskie spojrzenie na jego twarzy.
Spojrzała na miecze przypasane po obu bokach za pasem. - Może to tylko atrapa żeby odstraszać ewentualne zagrożenie? - powiedziała z lekkim rozbawieniem w głosie. - Nie masz pojęcia jak dobrze się sprawdzają.. - dodała klepiąc dłonią po czarnej rękojeści jednego z nich.
- Oh.. kobiety powiadasz.. hmm.. nie miałam okazji na nikogo trafić o tej porze.. może już śpi, tak jak ci wszyscy ludzie powinni.. - w głosie na powrót pojawił się spokój. Choć lekki uśmiech nie znikał z ust. - Jak wygląda? Może pomogę Ci jej szukać.. jeśli zajdzie taka potrzeba.. - dodała po chwili, wbijając intensywne spojrzenie w mężczyznę.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Zastanawiała się co robił teraz Kagami i jej bracia. Czy byli bezpieczni? Miała taką nadzieję. W białych włosach przy prawym uchu miała gałązkę z kwiatami sakury, lekko wplecioną w luźno splecione z tyłu włosy w grubego warkocza.
Nawet nie wiedzieli jak wiele wilków, kryło się w owczych skórach. Może niedługo się przekonają? Uśmiechnąłem się chłodno i cynicznie, sama myśl, że mógłbym zasiać w nich strach i niepokój była kusząca. Chociaż to głównie mężczyzn mogli liczyć na śmierć z mojej ręki, w końcu zabijanie i zjadanie kobiet nie opłacało się z kilku powodów.... Z kołaczących myśli wyrwała mnie bardzo apetyczny zapach, pociągnąłem kilka razy nosem, aby dokładnie zlokalizować kierunek. Czyżbym dzisiejszego wieczora miał skosztować najlepszej ambrozji? Ruszyłem w tamtą stronę spokojnym krokiem, nie zamierzałem dziczeć czy podawać się naturalnym instynktom.
Dotarłem do mostku, na którego poręczy siedziała jasnowłosa kobieta i to od niej prawdopodobnie ona byłem źródłem tego zapachu. Kolejny krok upewnił mnie w tym wszystkim. - Po prostu świetnie. - Burknąłem cicho pod nosem. Czułem się jakoś wewnętrznie zawiedziony, może dlatego, że gdzieś podświadomie chciałem, żeby to był mężczyzna, którego mógłbym po prostu zjeść. A teraz będę musiał się zastanowić rozterki w sobie jakoś rozstrzygnąć, ale to się zobaczy.
- Jeżeli rozważasz swój koniec, to lepiej zrób to na odludziu. Bo jeszcze ktoś spróbuje Cię wyłowić z tej rzeki. - Chłodny ton rozbrzmiewający rezygnacją i znużeniem. - No, chyba że potrzebujesz pomocy z tym albo się wahasz jeszcze? - Moje wygląd nie sugerował najcieplejszego rozmówcy, a raczej tego co zawsze widział, że szklanka jest w połowie pusta. Byłem ciekawe co on takiej odpowiedni, gdyby chciała ze sobą skończyć, czy w takim razie mógłbym jej w tym pomóc? Oczywiście nie nie za darmo, a za jej ciało.
Obcy, męski głos wyrwał ją z zamyślenia, zaprzestała też cichego nucenia pod nosem. - .. mój koniec? - szepnęła obracając głowę w bok, w stronę źródła dźwięku. Rozchyliła lekko usta dostrzegając wysokiego mężczyznę nieopodal niej. Sama jego obecność aż tak jej nie zaskoczyła, jak pewne cechy wyglądu. Miał podobnej barwy włosy do niej, tylko że jego wpadały z bieli w jasną szarość, gdzie Yukino miała całe białe jak mleko. No i te złote oczy! To one przykuły jej uwagę najbardziej. Wpatrywała się przez chwilę w niego swoimi dwukolorowymi tęczówkami zanim postanowiła odpowiedzieć na jego zaczepkę. - Jak bym wpadła to nic by się nie stało.. umiem pływać.. - powiedziała uśmiechając się do niego radośnie. Chłód bijący od niego wcale jej nie przeszkadzał, był czymś innym.
"No, chyba że potrzebujesz pomocy z tym albo się wahasz jeszcze?"
Przechyliła lekko głowę w bok. - Nie.. to nie tak.. - odpowiedziała powoli obracając się, przełożyła jedną nogę nad poręczą, siedząc teraz na niej okrakiem, zwrócona przodem do przybysza. - .. ale doceniam chęć twojej pomocy.. - dodała po chwili, wpatrując się bezczelnie w jego oczy z delikatnym uśmiechem. Po czym przełożyła druga nogę przez balustradę i zeszła z niej na drewniane deski mostku. Po czym najzwyczajniej w świecie podeszła do nieznajomego, ani na chwilę nie przestając patrzeć mu w oczy. Zatrzymała się może na dwa kroki przed nim.
- Mój przyjaciel też ma złote oczy.. ale jego są cieplejsze od twoich.. ty masz bardziej chłodne spojrzenie.. takie obojętne.. - mówiła ze spokojem uważnie mu się przyglądając. - Czy jest coś co Cię trapi? Może mogę jakoś pomóc.. - zaproponowała splatając dłonie za plecami, lekko przechylając głowę w bok. Gałązka z kwiatami sakury, wsunięta za uchem lekko się osunęła, nadal wplątana w jej białe włosy. Sięgnęła dłonią by ją sobie poprawić.
- A co jak uderzysz głową o kamień i rozłupiesz czaszkę, czy dalej umiejętność pływania Ci pomoże? - Wyciągnąłem dłoń w jej stronę i wycelowałem dwoma placami między jej oczy. Aby ją uzmysłowić, jak wrażliwa jest ludzka czaszka. Mogła spaść, uderzyć głową, sam ostatnio miałem podobną sytuację, ale mnie woda nie zabije. Zachłyśniecie się wodą, odbierało siły, a nawet w spokojnie wodzie są wiry, które skutecznie się wciągną pod tafle.
- Od tego jestem, żeby pomagać ludziom, prowadzony przez kapryśnych bogów. - Odpowiedziałem jej, trochę szkoda, że nie była samobójczynią. To by rozwiało, wszelkie rozterki wywnętrzę, ale noc jest jeszcze młoda, może coś z tego się jeszcze wyciągnie i ktoś sam się nakryje mi do stołu. Obserwował jej zachowanie i od razu zauważył jak naiwna i łatwa do zmanipulowania była, sama zbliżyła się do bestii, która siedziała teraz w klatce pod fasadą podróżnego mnicha.
- Ale i tak muszę Ci go przypominać, skoro porównujesz nas... Może mam chłodniejsze temperament albo po prostu jestem starszy i straciłem już iskrę.... Nie trapi mnie nic, taki po prostu mam wyraz twarzy... Czuje pragnienie, ale sprawdzam swoją wstrzemięźliwość. Siłę woli trzeba hartować i testować, żeby mogła się rozwijać. - Ta trapi mnie coś, twój zapach i myślenie jak smakuje posoka w twoich żyłach. Gdyby nie fakt, że jesteśmy w Nagoi mieście, które sprzysięgło się z korpusem, już dawno sprawdzałbym jaki bukiet masz w sobie. A tak musiałem grać w tym przedstawieniu, żeby nie wzbudzać, żeby zbójcy nie wpadli na mój trop i mógłbym kontynuować swoje beztroskie życie.
- A może po prostu to jedno z lepszych miejsc żeby obserwować zachód słońca? - podała mu jeszcze trzecią opcję i to taką, która bezpośrednio do niej się odnosiła. To było jedno z jej ulubionych miejsc, szum wody i powolne zmiany na nieboskłonie były czymś przyjemnym, relaksującym wręcz. Nie myślała o zabijaniu się. Wiedziała że jej rodzina i Yuichiro nigdy by jej tego nie wybaczyli, gdyby zginęła w taki straszny sposób, odbierając sobie swoje życie.
"A co jak uderzysz głową o kamień i rozłupiesz czaszkę, czy dalej umiejętność pływania Ci pomoże?"
- umm.. - mruknęła czując jak dotknął jej czoła na środku dwoma palcami, delikatnie się wzdrygnęła czując jak zimne miał palce. Spojrzenie pomknęło na jego dłoń po którą sięgnęła obiema dłońmi. Jedną ujęła delikatnie jego przegub a drugą ostrożnie położyła na zewnętrznej stronie jego dłoni, kciukiem delikatnie sunąć po wewnętrznej stronie, ujmując ją ostrożnie. Może miała lepsze krążenie od niego, bo jej łapki były o wiele cieplejsze od jego. - .. zimno Ci.. - szepnęła, pociągnęła jego rękę niżej i chuchnęła w nią ciepłym oddechem. Delikatnie rozcierając po chwili kończynę w obu nieco drobniejszych dłoniach. Uśmiechnęła się do niego delikatnie. - .. to byłby niefortunny wypadek.. ale na szczęście nic mi nie grozi.. - powiedziała puszczając jego dłoń po chwili. Na prawdę nie należała do osób, które szanowały czyjąś przestrzeń prywatną. Nie wiedziała że mogła przesadzić spoufalając się z nim w taki sposób.
"Od tego jestem, żeby pomagać ludziom, prowadzony przez kapryśnych bogów."
- Nie ma zbyt wielu takich osób, chętnych do pomocy tym, którzy tego potrzebują najbardziej.. - skomentowała cicho pod nosem, wspominając różnie sytuacje z własnego życia, jak była momentami traktowana przez ludzi przez swoją inność. Ile wyzwisk słyszała ile razy ktoś ją popchnął zbyt mocno, czy uderzył tak po prostu? Najbardziej odczuła to w dzieciństwie do momentu aż nie poznała Yuiego. Ale po jego 'śmierci' te gorsze czasy wróciły bardzo szybko. Osoby które trzymały się od niej z dala, znowu ją gnębiły bo jej obrońca zniknął. Nawet podczas podróży w której poszukiwała braci trafiała na nieprzyjemnych ludzi. Mężczyzna który stał przed nią może wyglądał na zimnego, ale nie wyglądał na złą osobę.
"Ale i tak muszę Ci go przypominać, skoro porównujesz nas... Może mam chłodniejsze temperament albo po prostu jestem starszy i straciłem już iskrę..."
- Tylko wasze oczy.. - po tych słowach sięgnęła dłonią do szarej końcówki jego włosów, niechcący dotykając kłębem dłoni jego policzka. - .. jego włosy są jak żywy ogień.. - z tym komentarzem zabrała dłoń. - Mam nadzieje że nie straciłeś tej swojej iskry, bo co innego pozostałoby z życia gdyby jego dobrodziejstwa przestały sprawiać ci radość? - spytała uważnie mu się przyglądając.
"Czuje pragnienie, ale sprawdzam swoją wstrzemięźliwość. Siłę woli trzeba hartować i testować, żeby mogła się rozwijać."
Przez chwilę nie wiedziała co odpowiedzieć na te słowa, bo nie brzmiały dla niej zbyt sensownie. - Nie powinieneś się hamować.. jeśli jesteś spragniony to powinieneś się po prostu napić.. - powiedziała z lekkim zmartwieniem w głosie. Sięgnęła do małej materiałowej torby, którą miała przełożoną przez ramię. Wyjęła z niej bukłak, którym potrząsnęła trochę i uniosła wyżej w jego stronę. - Nie ma tego dużo.. ale wypij tyle ile potrzebujesz.. nalegam.. - czekała aż weźmie w dłonie skórzany bukłak z wodą od niej.
- Nie, może ty masz gorączkę co? - Odpowiedziałem jej, choć to mogła brzmieć jak od nie chcenia, bo było to pozbawione emocji i chęci. Może jej zachowanie ludzi wprawiłoby w jakieś zażenowanie czy coś, ale mnie? Kompletnie nie przeszkadzało mi, że mnie dotknęła. Bo gdy ja czegoś chciałem, sięgnąłem po to, to było naturalna kolej rzeczy, dlatego za jej przyjemny aromat, pozwoliłem dotknąć swoje skóry.
- To nie tak, że nie ma wielu chętny do pomocy, po prostu nie każdy chce, żeby ktoś mu pomógł... - Trochę mnie nie zrozumiała, ale nie było w tym nic dziwnego, w końcu nie powiedziałem, że pomagam w dość specyficzny sposób, zabieram zmartwienia i lęki z życiem. W końcu gdy jesteś się trupem, to problemy znikają na dobre, gdy nie ma życia, nie ma problemów. Bardzo prosta dedukcja, a jak że skuteczna, jednak pomimo przeciwności losu i cierpieniu lubią trzymać się życia.
- Może ma jakieś duchowego patrona... W końcu kolor włosów dużo mówi o jego naturze.... Iskra nie ma nic wspólnego z radością w życiu, koniec końców i tak żyjemy, by umierać na końcu.... Grunt, żeby niczego nie żałować na końcu. - Lubiłem karmić ludzi różnymi wyniosłymi frazesami, część z nich rozumiała albo udawała, że rozumie gdy inni nie wiedzieli, o co może chodzić. Pytanie powinno brzmieć, jak długo marechi ukrywał się w tym mieście i czy łowcy w nim grasujący wiedzieli o jej krwi. Trochę nie bywałem, że jeszcze nikt jej nie zjadł gdy ona tak po prostu siedziała sobie na otwartym terenie.
- Nie chodziło tu o wodę, tylko o trunki, które mogłyby uwolnić bestię ze mnie... To jest wstrzemięźliwość. - A więc jednak nie była zbyt mądra, skoro myślała, że w teorii nie pije wody, by budować charakter. Nikt mnie nie złapie na ludzie jedzenie czy wodę, nie mogłem publicznie nie przyjąć od niej bukłaka, aby nie wzbudzić podejrzeń. Dlatego wziąłem go do ręki i udawałem, że mam problem z otworzeniem go, wypuściłem z dłoni z całą zawartością, tak żeby się rozlało. - No trudno, z piachu nie będę pił, ale dziękuje za chęci. - Ukucnąłem i podniosłem i upewniłem się, że nic w nim nie ma.
"Nie, może ty masz gorączkę co?"
- Tak myślisz? - szepnęła powoli zsuwając swoje palce z jego zimnej dłoni i przyłożyła sobie dłoń do czoła. - Chyba nie mam.. a przynajmniej ciężko mi to stwierdzić.. - powiedziała z lekkim uśmiechem, zanim zabrała rękę z czoła i splotła obie dłonie ze sobą, uśmiechając się do niego łagodnie.
"To nie tak, że nie ma wielu chętny do pomocy, po prostu nie każdy chce, żeby ktoś mu pomógł..."
Skinęła lekko głową na te słowa. - Masz racje.. ludzie potrafią być bardzo nieufni. Czasami jak się chce im pomóc bezinteresownie to wydaje im się że zaraz padnie jakaś wygórowana kwota na którą ich nie stać.. ale czy można im się dziwić? - szepnęła odwracając od niego wzrok i zerknęła w stronę rzeki. Zrobiła dwa kroki i oparła się przedramionami o drewnianą poręcz.
- Żeby niczego nie żałować na końcu.. - powtórzyła po nim słowa nieco ciszej. Uniosła nieco głowę, wpatrując się w pięknie błyszczący księżyc. - .. niczego nie żałuję.. - zaczęła z lekkim uśmiechem, mrużąc nieco oczy. - Myślisz że.. demony żałują tego kim są? - spytała nadal na niego nie patrząc.
- Dużo osób myśli że są źli.. ale nie wszyscy przecież.. niektórzy są bardzo mili.. choć wiem że nie powinnam ich szukać.. bo są też tacy co chcieliby mnie zjeść.. wszystko przez moją krew.. - dodała cicho wzdychając pod nosem i splatając ręce ze sobą na poręczy oparła podbródek o nie wbijając spojrzenie w rzekę. - Mój brat próbował mnie namówić na dołączenie do zabójców.. ale.. nie potrafiłabym.. nie chciałabym nikogo skrzywdzić.. wolę pomagać innym.. - dodała z zadowoleniem w głosie.
"Nie chodziło tu o wodę, tylko o trunki, które mogłyby uwolnić bestię ze mnie... To jest wstrzemięźliwość."
- Bestię? Nie wyglądasz na kogoś kto ma w sobie tyle agresji żeby po alkoholu się nagle rzucił na drugą osobę.. - skomentowała z uśmiechem. Gdy upuścił bukłak wylewając z niego resztkę wody, odwróciła się od balustrady i spojrzała na ulewającą się resztkę cieczy z środka. Sama chciała kucnąć żeby go pozbierać, ale Yuta ją wyprzedził. Sięgnęła po pusty bukłak i po zamknięciu go, schowała przedmiot do torby. - Przykro mi że nie mogłeś ugasić pragnienia.. - skomentowała ze spokojem w głosie. - Jeśli chcesz to możemy poszukać miejsca gdzie można kupić coś innego do picia.. - dodała po chwili, zgarniając biały kosmyk za ucho.
Kiedy wychodził, dostrzegł pojawienie się nowej osoby na podwórku domu, który zaoferował gościnę członkom korpusu i zawahał się przez moment, dostrzegając blizny na jego twarzy. Zajęło mu dłuższy moment, kiedy zorientował się, że musiał być to zabójca, na którego czekał - i tym bardziej poczuł ucisk w gardle, wiedząc przecież doskonale jak nieprzyjemnym było, kiedy czyjś wzrok utykał na bliznach. Wielokrotnie tego doświadczył, czując jak złości się na samego siebie, że zwyczajnie w świecie się gapił...
Odwrócił w końcu wzrok, odchrząkając jakby chciał przeczyścić gardło. Powinien coś powiedzieć, odezwać się - ale głos jak zwykle odmawiał mu posłuszeństwa.
- Ne Fukuro - wręcz wydusił z siebie, wbijając wzrok w ścieżkę, którą chciał się udać na nowo do lasu - zupełnie jakby te dwa słowa miały odpowiedzieć na wszelkiego rodzaju pytania, które mężczyzna mógłby mieć względem niego. Chociaż czy musiał dodawać, że należał do korpusu? Było widać po jego broni u boku, że nie była typowa dla zwykłego mieszkańca - nawet jeśli nie przyjęła nigdy żadnej barwy, i nawet jeśli nie była pełną kataną, wciąż była bronią dłuższą od noży używanych chociażby do oprawiania zwierzyny.
- Rozumiem jeśli chcesz w pierwszej kolejności skorzystać z gościnności naszych gospodarzy, chcę udać się jeszcze raz nad rzekę, w okolice mostu... przyjrzeć roślinom i w miejscu, które wydaje się być powiązane z zatruciami, ewentualnie z demonem... - wydusił z siebie, wciąż przez zaciśnięte gardło, które wcale nie pomagało mu w tej sytuacji. Jego głos był cichy, jakby przybycie zabójcy wcale mu nie odpowiadało - jakby samo towarzystwo drugiej osoby wręcz paliło go fizycznie i nie było mile widziane z jego strony. Może cicho liczył na zabójcę, z którym już miał okazję współpracować? Nawet jeśli nie byłaby to najprzyjemniejszą współpracą, czasem łatwiej było przyjąć pomoc kogoś znajomego niż kompletnie obcej osoby.
Powinien już ruszyć dalej. A może wyjaśnić aktualną sytuację? Może powinien zaprowadzić zabójcę do miejsca, które podejrzewał o bycie dość istotnym w samej kwestii zatruć. Powinien się odezwać, zaproponować mu wprowadzenie do sytuacji? Przybliżyć same właściwości okolicznych roślin i jego teorię na temat choroby, która dotykała tutejszych mieszkańców?
Można było wyczytać od razu, że czuł się niekomfortowo. Samo spotkanie tak na niego działało? A może chciał coś ukryć? Zachowywał się jak przyłapany na czymś, co chciał zachować w tajemnicy - choć wynikało to raczej z jego nieobeznania w relacjach z innymi.
dialog #7d9360
Na pewno kwestie finansowe i wynagrodzenia nie stanowiły w tej chwili problemu - w końcu ani Kiyoshi Fukuro, ani Fukuro Kiyoshiemu nie mieli zamiaru płacić. Choć rzeczywiście zielarz nie czuł się za grosz komfortowo, tym bardziej kiedy zabójca zdecydował się naruszyć jego przestrzeń osobistą. Może wolałby, żeby ten jednak wszedł do domu? Skorzystał z gościnności, stwierdził że chętnie odpocznie przed nocą - nawet jeśli nie odezwał się, zaciskając usta i wbijając wzrok dalej w ziemię. Skinął jedynie głową, zanim w ogóle podjął sam temat, dla którego w ogóle znaleźli się w tym miejscu. Nie dostał listu? Wydawało mu się to dziwne... A może w ten sposób próbował sprowokować go bardziej do rozmowy? Miał wrażenie, że właśnie to było celem mężczyzny...
- Jestem - odpowiedział na zarzut, choć czuł jeszcze większy dyskomfort. Co to w ogóle miało znaczyć? Zarówno to pytanie jak i stwierdzenie o zjadaniu? Miał go za dziecko, chciał go nastraszyć jeszcze bardziej? Droczyć się z nim? Nie rozumiał, tym bardziej, kiedy mężczyzna jeszcze nawiązał z nim kontakt wzrokowy.
Zielarz dość prędko ruszył przed siebie dróżką, jakby oparzony samą obecnością Kiyoshiego - zupełnie jakby chciał się ukryć przed jego osobą, co wcale nie było dalekie od prawdy. To nie tak, że nie lubił pracować z innymi - wolał pracować samotnie, ale nie miał nic przeciwko współpracy z innymi. Problem pojawiał się, kiedy ci inni zaczynali za bardzo się spoufalać...
- Kilkoro ludzi nagle zachorowało. Niewiele im pomaga ziół czy maści. Ich objawy są podobne do zatruć pokarmowych, ale po dwóch dniach zaczynają mieć również wysypki, które nawet pod opatrunkiem... - zawahał się na moment, mówiąc przez cały czas dość cicho, starając się jeszcze zachować przynajmniej jeden krok odstępu od Kiyoshiego, kiedy szedł w stronę rzeki. Nie obracał się, nie patrzył w jego stronę - starał się przyśpieszyć, kiedy tylko musiał. Chciał zachować odpowiedni odstęp, cały czas co rusz pociągając nosem jakby potrzebował od wiatru informacji czy Kiyoshi na pewno trzymał się od niego z daleka. - Nie napotkałem śladów demona w okolicy, spodziewałbym się ciał lub śladów walk. Dotychczas również żadna z ofiar nie umarła, ani nie zniknęła... Znaczy dzisiaj w nocy, podobno w czasie gorączki, jedna z kobiet uciekła i wciąż jej nie znaleziono. Jeśli to demon, może posługiwać się trucizną - ale może być to również zwykła toksyna znajdująca się w roślinie. Chociaż nie tłumaczy to ucieczki kobiety, możliwe że byłyby to omamy w gorączce... - zawahał się, kiedy przez moment przypomniał sobie o zabójcy proszącym go o pomoc. Zmysły nie dawały wtedy dojść do tego, kto był przyjacielem, a kto wrogiem - może podobna sytuacja miała miejsce tutaj? Toksyna, która powoli mogła wpływać na stan ducha... Może również sama zabójczyni była jej poddana? Może rzeczywiście stał za tym wszystkim demon o niezwykłej umiejętności? Manipulacja składem roślin, wydobywanie z nich toksyn. Może mógł sprawić, żeby źdźbło trawy zaczynało pomagać na to, na co nigdy wcześniej nie pomagało?
- Jeśli jest to demon, wolałbym zrozumieć jego działanie, chociaż nie wiem na ile byłby cierpliwy. Kilka dni bez pożerania ludzi w wiosce, którą wyraźnie obrałby za cel... - wyjaśnił, a im bliżej znajdywał się rzeki, tym bardziej przyśpieszał w stronę mostku. - Istnieje opcja, że jest to nowa odmiana rośliny. Chociaż jeśli byłaby to... działając tak na ludzi, mogłaby wesprzeć działanie korpusu. Znaczy, przeciwko demonom. Niektóre rośliny doskonale podbijają działanie wisterii, albo oddziałowujące w dużym skoncentrowaniu na demony, parząc je. Albo utrudniając gojenie ran... Choć nie wszystkie toksyny są zawsze złe, można również użyć niewielkiej ilości do wspomożenia regeneracji, ale tylko... - zawahał się, orientując jak jego słowa zaczęły opuszczać usta - szybko, bez większego ładu i strachu, kiedy tylko wszedł na temat samych roślin. Odchrząknął.
- Jeśli to roślina, poradzę sobie z nią sam. Jeśli to demon, będzie potrzebne wsparcie - podsumował, zbliżając się do brzegu i kucając przy bujnych roślinach. Zaraz sięgnął do torby, do której zwykł zbierać roślinność - i chciał przystąpić właśnie do tego, skupiając się również na zapachu tego co zbierał. Może coś się wyróżniało? Coś było innego w tym, co się tutaj znajdywało? Coś się wyróżniało?
- To jest wspólne miejsce, w którym wszyscy z chorych się znaleźli. Może być głównym powodem zatruć... - dodał cicho, orientując się, że ta kwestia może nie być tak jasna dla jego towarzysza.
dialog #7d9360
Ani mu nie odpowiedział, ani się nie rozluźnił. Kiyoshi mógł wręcz mieć wrażenie, że potrząsa deską, która zapomniała, że nie jest już drzewem - a jedyne co jej pozostało to upartość w nieruszaniu się.
- Możemy jeszcze przed zmrokiem wejść do lasu i spróbować znaleźć ciało - powiedział, choć stanowczo miał na myśli, że to Kiyoshi mógł zrobić sam - może liczby mnogiej użył bardziej przez wzgląd na bycie przyjaznym niż z rzeczywistej chęci na pomoc mężczyźnie w rozglądaniu się za trupem kobiety.
Zawahał się przed odpowiedzeniem na to pytanie - a może to raczej nie było pytanie? Może zwykła opinia na jego temat, która nie była przecież wcale daleka od prawdy? Czy byłby wyzwaniem dla demona? Prawdopodobnie nie, nie dużym - choć byłby w stanie utrzymać go na dystans prawdopodobnie lepiej od mieszkańców wioski, pytanie pojawiało się, na jak długo i jakim kosztem. Radził sobie lepiej w sytuacjach, kiedy nie miał z tyłu głowy bezbronnych ludzi, ale w takiej sytuacji z pewnością każdy członek korpusu radził sobie lepiej. W końcu zdejmowało to z nich presję...
A jednak dlaczego czuł, że to pytanie nie dotyczyło wcale demona? Dlaczego czuł jakby to on był ofiarą polowania, a nie demon? Powinien pozbyć się tego uczucia, nie poddawać w ogóle rozwadze czegoś podobnego. To tylko żarty, to tylko... specyfika Kiyoshiego, prawda? A on sam musiał przez kilka ostatnich dni wchodzić w interakcje z ludźmi - był przemęczony podróżą, i obcymi. To wszystko...
Żałował jedynie, że nie mógł spędzić tego czasu w wiosce na zbieraniu roślin, które mógł wykorzystać później we własnych eksperymentach - jego plany podróży niefortunnie pokryły się z wydarzeniami. Był niemalże dzień po tym jak u pierwszej ofiary pojawiły się dolegliwości i początkowo miał po prostu pomóc poprzez przygotowanie prostych ziół na żołądek - to jednak niewiele pomogło.
- Niczego nie musisz zbierać - powiedział, jakby nieco bardziej spokojniejszy, mogąc w końcu zachować dystans od mężczyzny. Przyglądał się po kolei roślinom, starając się wyczuć z czym miał do czynienia. Skupiał się na ich zapachu, na kształcie roślin, które powoli badał między palcami, chcąc wyczuć dokładnie ich teksturę. Jakie mogły mieć właściwości? Starał się przypomnieć o cechach budowy i porównać z tym co znał - czy mogły odbiegać od tego co znał? Mogły się czymś wyróżniać? - Kilka dni. Praktycznie od pojawienia się pierwszych chorych - odpowiedział bez większego zastanowienia. Może jego czujność spadła, może poczuł się pewniej znajdując z dala od blondyna.
Jego wzrok powoli przesuwał się z kolejnej rośliny na następną - czuł jakiś inny zapach, delikatny i wybijający się, ale nie potrafił go zlokalizować. Umykał na wietrze, umykał między roślinami...
Spiął się od razu, czując że jego strefa znów została naruszona. Nie odwrócił się jednak, nie poruszył, a zaraz po tym poczuł popchnięcie, zaraz zapierając się rękami jeszcze bliżej brzegu. Pochylony tuż przy wodzie, był gotowy do odpowiedzi i wyjaśnienia tego, że przecież jako zabójcy posiadali silniejszą odporność na wiele trucizn, ale i leków, co utrudniało bezpośrednio jego pracę, ale zamilkł, czując zaraz dokładniej woń, która mu tak umykała. Rdzawy zapach, odrzucający i niepokojący. To woda tak pachniała? To było...
Rozejrzał się na boki, zaraz jedną z dłoni nabierając wody i zbliżając ją do nosa - przez moment zdawało się, że chciał się jej napić, ale jedyne co zrobił to powąchał ją. Tak, czuł to jeszcze bardziej...
Spojrzał w bok, pod most jakby chciał coś dokładnie dostrzec... Może coś było pod nim? Może to nie rośliny były zatrute, a sama rzeka? Może to było przyczyną wszystkiego?
- Nie pij tej wody - powiedział, bardziej rzucił w powietrze niż nakazywał w jakikolwiek sposób. Sięgnął do torby po jedną z fiolek, chcąc napełnić ją wodą. Jeśli się jej przyjrzy nieco dokładniej, mógł spróbować odparować z niej to co się w niej znajdywało - pozostawić samą esencję, choć był to proces uciążliwy i długotrwały...
- Zabójcy mają zwiększoną tolerancję na różne substancje, zarówno lecznicze jak i trujące. Naturalnie jest możliwe, żeby przy pomocy trucizny działającej na człowieka cię sparaliżować, i jestem pewny, że w większej dawce to... coś... mogłoby zadziałać i na ciebie, i na mnie, a może nawet prędzej, jeśli zostać na to wystawionym na odpowiednio długo, ale nie bez powodu sposób przyrządzania leków i trucizn dla zabójców jest bardziej skomplikowany. Podobnie jak z demonami... niewiele rzeczy na nie działa, może poza wisterią. Myślisz, że dlaczego wielu medyków potrzebuje wsparcia, kiedy opatruje rany zabójców? Różne rośliny, i różna obróbka w inny sposób wpływają na organizm... - mówił, chociaż nie obrócił się - nie spojrzał na Kiyoshiego, nie obrócił się w jego kierunku. Bardziej był zainteresowany nurtem rzeki. Płynęła z lasu... Może tam właśnie były odpowiedzi, których potrzebowali?
dialog #7d9360
- Masz wyostrzony wzrok? - zapytał, nie wiedząc nawet jakie mogło sprawiać to wrażenie - ale skoro jego towarzysz wyraźnie nie potrzebował w nocy źródła światła, pytanie samo mu się nasunęło. Było w końcu dobrze wiedzieć o umiejętnościach towarzysza, tym bardziej jeśli mieli wspólnie znaleźć się w niebezpieczeństwie.
- Musiałbyś pierw wiedzieć, że to jest trujące... - powiedział cicho i spokojnie, zwracając uwagę na głupotkę - a jednak wydawało się,że odezwał się w taki sposób tylko dla odwdzięczenia się za wszystkie szpilki wbijane w niego po drodze. Z drugiej strony, mógł rzeczywiście poczuć jeszcze pewniej, zwiększając dystans między nimi - choć to jak jego głos był cichy bardziej wskazywał, że komentarz mógł, ale wcale nie musiał dotrzeć do uszu towarzysza. Zupełnie jakby to jego myśl się tylko wymsknęła, ale nie chciała się pokazać.
Nie był w ogóle świadomy ruchów swojego towarzysza za plecami - był gotów puścić w niepamięć to, że ten zaatakował go od tyłu. W końcu nic mu się nie stało, nie wpadł do rzeki, ani nie zaczął się topić. A może... Ten typ po prostu tak miał? Tak, takie odnosił już wrażenie. Im bardziej czuł się niekomfortowo... On to robił specjalnie? Szukał zaczepki, szukał tego kontaktu - przecież to widział jeszcze pod samym domem. A może udawał ślepego? To było inną opcją...
Ale skupiał się raczej na zadaniu, które mieli, tym bardziej kiedy w jego głowie zaczynały pojawiać się teorie. Czy dlatego demona nie było widać na horyzoncie? Co jeśli zatruwał okoliczne wody swoją krwią, która musiała nadbudować się, aby odnosiła działanie? Woda była istotna zarówno dla roślin, ale i dla ludzi - mogłoby to wyjaśniać, dlaczego ci chorowali, jeśli to właśnie ona była zatruta, a nie rośliny same w sobie. Łatwiej byłoby się zatruć...
Ale jeśli tak to jak silny był ten demon? Był sam? Może był wykorzystywany przez innego? Działali w zorganizowany sposób? Rzadko podejrzewałby demona o posiadanie czegoś w rodzaju planu - choć wtedy nawiedzały go z powrotem słowa Suiren. Ona chciała wtedy głównie rozmowy. A może znajdywała zabawę w tym jak uciekał? Jak się bał? Poczuł ukucie zażenowania i wstydu. Powinien pewnie trzymać miecz, nie pozwalając się jej zbliżyć... Powinien podjąć walkę, nie tylko pozycję obronną.
Wiedział również na czym marnował czas e tutejszej wiosce - na próbie wyleczenia choroby, a nie jej źródła. W końcu wszystko wyglądało właśnie tak, jak choroba. Póki symptomy nie zaczynały się pogorszyć w dokładnym odstępie czasu... Wtedy wszystko zaczynało się coraz bardziej komplikować. A jednak brak ataku ze strony demona nie pasował do ich zachowania. Wciąż motał się między teoriami i hipotezami, wciąż nie wiedział które wydarzenia rzeczywiście miały miejsce, a które były dopowiedzeniem ze strony jego wyobraźni.
- Em... Staram się..? Moja wiedza ma służyć korpusowi... Zarówno w walce, ale i później w dochodzeniu do siebie. Muszę wiedzieć, co i w jaki sposób neutralizuje toksyny, a co pomaga w gojeniu się ran, co zatruwa, a co wspomaga, żeby móc robić to wszystko sku... - zaczął mówić, wyraźnie pewny że Kiyoshi był zainteresowany samym jego zajęciem. A w końcu o swojej pracy nie unikał opowiadania - nie miał czego ukrywać, może poza tymi zabójcami, którzy liczyli na jego dyskrecję. Nie mógł, nawet nie musiał mówić o niektórych odbytych rozmowach, szczególnie kiedy sam jeszcze do końca nie wiedział jak pomagać na choroby ducha, z którymi niektórzy do niego przychodzili.
A może nawet sam zdradziłby więcej, gdyby nie uczucie kołnierza na szyi - pociągnięcie, ziemia pod plecami, przygniecenie na klatce piersiowej. W pierwszym odruchu spróbował się podnieść, wyraźnie próbował zorientować się w samej sytuacji, jakby nie dostrzegał samego ostrza przy swojej głowie; jakby słowa Kiyoshiego w ogóle do niego nie docierały. Nie rozumiał - jaka zapłata i od kogo?
- Nie wiem... Może być... Jeśli w wodzie znajduje się krew, ale nie bardzo dużo... Jest wyczuwalna, ten zapach... Ale nie wiele. Łatwo rozrzedzić ją... Ale jeśli to jest tylko wykorzystany demon przez innego... Zatruwanie powolne źródła... Może inna wioska przy nim .. też ma .. to może wpłynąć na... Co? - zapytał, samemu mówiąc nieskładnie, ale samo pytanie o zapłatę jaką mógł dostać. Właściwie o pieniądze... Nie martwił się. Pracując dla korpusu miał prawdopodobnie więcej niż kiedykolwiek wcześniej w życiu - wystarczało, nie musiał się martwić kwestią przeżycia, tym bardziej że nie był nigdy rozrzutny i te pieniądze z łatwością starczały mu na to, czego mógł potrzebować...
Chociaż czuł się jeszcze bardziej przerażony i zagubiony, czując jego wzrok na sobie. Dlaczego sięgnął po miecz? To nie to było zadaniem... Nie mieli walczyć między sobą przecież...
A jednak sam ręką powędrował intuicyjnie do swojego pasa. Zacisnął intuicyjnie dłoń na rękojeści, nie wyciągając jednak swojego nichirin. Wakizashi miało jedną zaletę, jedną jedyną przewagę w starciu z długimi ostrzami - było doskonałe do obrony.
A jednak miał opory. Przecież broń była na demony, nie na ludzi...
- Korpus płaci mi zawsze tyle samo... - powiedział niepewnie, nie wiedząc o jakiej zapłacie mówił mężczyzna.
dialog #7d9360
A jednak nie odpowiedział poza skinięciem głową, jakby przyjął jego słowa. Nie pytał czy ktoś próbował go otruć, ani skąd mógł wiedzieć o tym, że nie udało się nikomu dotychczas. Nie, żeby to był temat, który go interesował. W końcu w kontekście zabójców bardziej interesowało go, aby zapobiegać podobnym sytuacją, a nie zatruwać ich. Musiał znać toksyny wpływające na ciało zabójców i ich dawki, żeby nie popełnić błędu, kiedy prygotowywał nową substancję dla ich wspomocy. Musiał wiedzieć, gdzie leżała ta granica - bo często to co szkodziło w innych wypadkach mogło pomóc, a to co pomagało, zaszkodzić. Wszystko zależało od dawki i sytuacji. Nie mógł podejmować ryzyka, nie cudzym życiem i stanem; nie decydując o tym wszystkim samemu.
Wszystko jednak odeszło na dalszy plan, kiedy Fukuro nie potrafił zrozumieć sytuacji, w której się znalazł. O czym mówił Kiyoshi? Ile pracował dla nich? Ilu zabił? Nie rozumiał tych pytań, nie potrafił zebrać myśli, podświadomie próbując się szarpnąć do tyłu, żeby tylko zwiększyć dystans między sobą, a zabójcą. Nie zanotował, że leżał na ziemi i ten ruch nawet by mu nie pomógł. Był w panice, nie wiedząc co miałby innego zrobić. Jak zareagować? Co zrobić... Co...
- Ttt..trz... trzy... lata... - powiedział, nie wiedząc nawet o co on pytał. Ile był w korpusie? Po treningu? Ile trenował przed zostaniem zielarzem? Jeszcze dłużej, jeszcze dawniej. Kiedy podjął się treningu? Wszystko było jakby za mgłą, nie potrafił sobie przypomnieć - poczuł że jeszcze ciężej jest mu wydobyć głos. Gardło się zaciskało. Ze stresu? Coś zaciskało się na nim? Nie był pewny, kiedy spróbował jeszcze bardziej odsunąć głową od mężczyzny, nawet jeśli skończyło się to na niczym. O czym miał gadać? Co miał powiedzieć? Co było od niego oczekiwane?
Nie rozumiał, nie wiedział. Panikował. Nie był w stanie powiedzieć nawet czy myślał w tej chwili trzeźwo, będąc zupełnie przerażonym, kiedy w jego głowie pojawiła się jedna myśl - był nieprzewidywalny. Podejrzewał zamach, że ktoś mógłby chcieć go dorwać? Ktoś byłby skory za to zapłacić? Ktoś mógłby... Chciałby to zrobić? Z kim miał do czynienia? Co zrobił? Co mógł zrobić, jeśli go zaatakował.
Nawet jeśli jego usta były otwarte, jakby chciał coś powiedzieć - żaden dźwięk się nie wydobywał. Jego gardło było zaciśnięte. Nie potrafił, nie był w stanie wydobyć dźwięku, a co dopiero słowa. A nawet jeśli by był - co miałby powiedzieć? W co Kiyoshi by uwierzył?
Czuł ucisk w karku, z żuchwie. Nawet gdyby chciał, nie był w stanie podjąć walki - z demonami było inaczej, nawet w takiej sytuacji, był w stanie sięgnąć po miecz. Teraz, chociaż czuł go pod palcami, nie był w stanie zdobyć się na wyciągnięcie ostrza. Miał miejsce? Miał możliwość ruchu? Nie był nawet pewny, zaciskając dłoń na rękojeści. Nie chciał, nie mógł. Jakby miał to wytłumaczyć? Miał opory przed zastosowaniem zabójcy - może nie powinien? Może powinien się bronić, zdobyć na to żeby sięgnąć po nichirin? Może powinien...
- N..nn... nie... Za... Zabił... em... - powiedział z trudem, wręcz wyszeptał, choć zważywszy na bliskość blondyna, ten nie powinien mieć problemów z usłyszeniem cichych słów.
Może powinien uciec, kiedy tylko Kiyoshi się od niego odsunie? Kiedy zwróci uwagę na coś innego?
A kruk? Gdzie był kruk? Nie powinien go pilnować? Nie powinien o tym donieść? Jeśli podejrzewał, że ktoś... Ktoś mógłby chcieć się go pozbyć z korpusu? Może już raz to zrobił? Popełnił błąd, zabił kogoś?
Może dlatego wysłał kruka...
Spróbował spojrzeć za twarz Kiyoshiego, na niebo. Może ptaszysko już wróciło? Może byłoby w stanie mu pomóc? Może... Donieść? Powstrzymać? Cokolwiek? Nie był pewny, kiedy próbował się chwycić jakiejkolwiek nadziei na wyrwanie z zastałej sytuacji. Czy wierzył, żeby kruk miał wpłynąć w jakikolwiek sposób na zachowanie mężczyzny? Nie, nie wierzyłby w to, gdyby myślał trzeźwo. W tej chwili głównie wyłapywał myśl, że kiedy tylko da radę, powinien uciec od tego mężczyzny jak najszybciej i jak najdalej się tylko dało.
dialog #7d9360
Nawet nie odpowiadał. Co miał powiedzieć? Jak miał powiedzieć? Panikował, bał się. Starał się znaleźć opcję, jakąkolwiek, na ucieczkę. Jak mógł to zrobić? Gdzie mógł to zrobić? W las? Mogli trafić wciąż na demona. Blef? Jaki? Czym? Z powrotem do wioski..? Jeśli był mordercą... co by go powstrzymało przed zamordowaniem tamtych ludzi? Może powinien odciągnąć go od wioski, gdzieś... indziej?
Nie zabiłem, chciał powiedzieć, nie mogąc wydać z siebie nawet najmniejszego dźwięku. Nie potrafił, nie był w stanie powiedzieć niczego. Głos utknął w gardle, nie mogąc wydostać się z krtani.
Starał się nawet nie oddychać - wstrzymywał powietrze przez cały czas, kiedy nie mógł go nawet złapać. Zajęło mu moment, kiedy wręcz zakrztusił się powietrzem, wciąż przyciskany do ziemi. Zakaszlał, starając się ruszać jak najmniej, co wyglądało w efekcie jeszcze żałośniej.
Zaraz podskoczył, kiedy usłyszał krzyk. Nie było to możliwe, żeby spiął się jeszcze bardziej - skulił bardziej ramiona, nie patrząc wcale na mężczyznę nad sobą. Co miał zrobić? Nie rozumiał o czym mówił... o tym, że jej nie pomógł na czas? O tym, że nie poszedł w las, znaleźć demona, który mógł za tym wszystkim stać? O czymś jeszcze innym? Powinien znaleźć już odtrutkę, sposób na to jak pomóc tym ludziom... Był tutaj tyle czasu, a nic nie przynosiło skutku. Wiedział o tym. Nie był w stanie tego znaleźć. Rośliny, która byłaby w stanie poradzić sobie z tym zatruciem - a jednocześnie wiedział, że przecież jego samego ono nie dotknęło.
Nie był pewny czy to ból, czy ulga, poczuł to kopnięcie, chociaż był zbyt przerażony w tej chwili, żeby się nawet skulić czy zakryć, aby nie zostać kopniętym ponownie.
Był nauczony nie bronienia się - wiedział, że bronienie w podobnych sytuacjach mogło przynieść więcej szkody. Co jeśli coś powie? Co jeśli bardziej go zdenerwuje? Nie wiedział, gdzie leżała jego granica - był mordercą, mogło jej nawet nie być.
- P... przepra... szam... - powiedział cicho, ledwo dało się go rozumieć. Gardło było jeszcze bardziej zaciśnięty niż przed chwilą, był jeszcze bardziej spięty. Wciąż się nie ruszał, unikał też jego wzroku. Nie chciał, nie wiedział co miałby zrobić - co innego powiedzieć? Tłumaczyć się? Kłócić o to, że nie zabijał? Że nie chciał go otruć? Że to nie to miał na celu, przybywając tutaj? Nie uwierzyłby, nie słuchał przecież... Wierzył w co chciał.
Nie ruszył się w pierwszej chwili, kiedy ten odsunął się do krzaka. Nie usłyszał? Nie zauważył? Nie był pewny. Był otumaniony, nie potrafił się skupić. Strach całkiem go paraliżował. Słyszał jego słowa, jego groźby - ale nie wiedział czy nawet do niego dotarły. Może powinien uciec? Znaleźć tamto ptaszysko jego... albo cokolwiek? Może... Co powinien?
Podniósł się w końcu do siadu. Drżał na całym ciele, czuł to. Czuł, kiedy ostrożnie wyciągnął swoje ostrze, że miał problem z jego utrzymaniem. A jednak chciał je mieć w dłoni, żeby być gotowym do ewentualnej obrony - nawet jeśli ta mogła prędko zakończyć się fiaskiem.
Zawiał wiatr ze strony lasu. Był zimny, lodowaty. A może to on się stresował? Swoim towarzyszem? Tym co mogło się stać za moment? Był zimniejszy niż zwykle, niósł inny zapach, na który zmarszczył nos. Był znajomy, ale brakowało mu skupienia - brakowało mu dokładnych słów. Znał ten zapach, ale był gdzieś na skraju przypomnienia sobie.
Demon? Zwierzę? Krew?
Krew. Silniejszy zapach. Nie było ciemno jeszcze, nie na tyle aby z samego lasu wyszedł na nich demon. Nie.
- K.. kre... krew! Czuję... czuję krew... - zawołał, czując jak boli to jego gardło, kiedy próbował o tym powiedzieć. - Z... la... lasu... może w tym.. tym... krzaku... - mówił, chcąc powiedzieć o dziewczynie - może wróciła ranna? Ale ile krwi musiałaby stracić? Ile...
Podniósł się, wciąż trzęsąc. Musiał się skupić. Krew. Czuł krew, na pewno. Silny zapach, smród wręcz... Ludzka? Demonia? Nie pachniała jak demonia, może jeszcze nie? Nie, nie, miała inną woń...
- Nie śmierdzi... jak... demon... - mówił wciąż z trudem, wyraźnie zachrypnięty.
Powinien uciec? Nie powinien mu mówić o tym co właśnie poczuł? Powinien uciec w las? Ale co jeśli mogło być potrzebne wsparcie? Jeśli w lesie był demon, jeśli to rzeczywiście był ktoś ranny, nie mogli tej osoby zostawić...
dialog #7d9360
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|