Nie odzywał się dużo od czasu, w którym zjawił się w Yonezawie - ale cisza była dla niego naturalna. Szczególnie podczas wyczerpujących treningów, które odbijały się na młodym ciele. Widział, że wokół niego byli bardziej doświadczeni i bardziej sprawni przyszli zabójcy demonów - widział te mieszanki, które miały miejsce w wiosce, i wciąż nie był pewny własnych odczuć na ten temat. Wciąż nie był pewny czy sam tutaj pasował, a jednak wciąż go coś wzywało do tego miejsca. Nie miał zamiaru się poddać, nie bez walki. W końcu był sprawny - mógł walczyć, mógł się uczyć, mógł... mógł działać. Chciał działać. Nie chciał utknąć w jednym miejscu, w jednej chacie do końca życia, nie mając swojego własnego miejsca. Nawet jeśli musiałby ryzykować własnym życiem każdego dnia podczas podróży - nawet jeśli jednego dnia miałby stracić swoje życie, czuł że byłoby ono o wiele więcej warte, niż gdyby został na obrzeżu wioski jako nikt. Jakie miał w końcu wizje? Gdziekolwiek by się nie udał, byłby tak samo obcy jak w pobliskiej wiosce - nie musieli wiedzieć kim był jego ojciec, czym się parał i czego dokonał, bo w końcu i on ledwo pojmował dokładnie to co miało miejsce, bo w końcu wystarczył sam fakt, że nie pochodził od nich. Był obcy, gdziekolwiek by nie ruszył, więc dlaczego nie miałby być obcym zabójcą demonów? Dlaczego nie mógłby rzeczywiście mieć celu?
Nie odpuszczał spaceru i rozejrzenia się po górskich ścieżkach, nawet jeśli milczał mijając innych mieszkańców Yonezawy. Nie dostrzegał nawet tego, że zdawał się dla innych nieprzystępnym, z trudem odpowiadając na życzliwości, do których nie był przyzwyczajony. Jak reagować na ludzi, których mijał na dróżce? Którzy - tak mu się wydawało - spoglądali na niego inaczej? Różnie? Nie wszyscy byli niechętnie, inni byli neutralni, a jeszcze kolejni nawet przyjaźni.
Kierował się w stronę jednego z jeziora, o których wiedział, że znajduje się w okolicy. Chciał nieco przyjrzeć się florze, która otaczała domy i góry - nawet jeśli nie dlatego tutaj się znajdywał, nie potrafił zupełnie odciąć się od tego, co znał z domu. Nie wiedział o nazwach, o właściwościach, zawsze kierując się swoim nosem, a dzisiejsza pogoda bardziej temu sprzyjała, kiedy do jego nozdrzy dotarła charakterystyczna woń szaroty, której nie spodziewał się w tym miejscu.
Trudno było mu określić kierunek, skąd w ogóle pochodziła woń, ale postanowił zaufać swoim przeczuciu. Wilgotne tereny powinny być miejscem, z którym kojarzył woń i po krótkiej przeprawie między innymi roślinami, dostrzegł nie tylko żółte kwiaty szaroty, ale również i dziewczynę o nietypowych włosach. Widział ją już kilkukrotnie wcześniej, nie pamiętając nawet czy zamienił kiedykolwiek z nią słowo - choć nie to powinno być pytaniem, a raczej czy on kiedykolwiek się do niej odezwał. Nie pamiętał czy odezwał się do kogokolwiek, oprócz Mistrza oraz swojego przyjaciela. Wciąż czuł się nieswojo, wciąż nie był pewny czy powinien narzucać się innym, wciąż...
Widział już skąd charakterystycznym zapach szaroty wzbił się w powietrze, kiedy tylko dziewczyna przesunęła się obok wysokich kwiatów. Jego wzrok padł na kolejnej roślinie, które jak mógł rozumieć z sytuacji, którą próbowała zerwać. Jego wzrok powoli padł na żyłowate liście, białe kwiatki, a po tym na dłoń, która po nie sięgała.
- N-nie, za... zaczeka..! - zawołał choć jego głos się załamał, jakby zapomniał jak używa się dokładnie strun głosowych, a on sam zaraz ruszył w pośpiechu między kamieniami i mchem, unikając gałęzi na zmęczonych po treningu nogach, ale i nie orientując się do końca w tym, jak niebezpieczne było podłoże, na którym stawiał kroki. Wilgoć, duże liście, niewłaściwy krok, kiedy nie utrzymał swojej własnej równowagi, a dłoń poleciała w kierunku nieznajomej, łapiąc ją i ciągnąc za sobą wprost w upadek nieopodal brzegu - ale czym dalej do rośliny, którą wiedział że mogła być trująca.
Lądując twarzą w jednym z mchów, poczuł jak ból po treningu odzywał się na nowo. Skrzywił się, syknął, nie będąc pewnym czy nabił sobie kolejnego siniaka na siniaku, czy uderzył w już istniejącego, czy co innego sobie zrobił. Świadomość, co właśnie się wydarzyło, docierała do niego powoli.
- To nie ciemiernik... - powiedział, powoli próbując się podnieść z ziemi. - To jest trujące...
dialog #7d9360
Rozłożysty kosz leżał gdzieś między trawami, które przeczesywała palcami. Nie była ekspertem, jeśli chodziło o wiedzę roślinną, kierując się raczej znajomym wyglądem, niż faktycznymi nazwami czy właściwościami, które to nigdy na stałe nie osiadły w jej głowie. Szukała też tych raczej dobrze znanych i obficie kwitnących w okolicy wioski - dzięki temu zmniejszała ryzyko na popełnienie nieprzyjemnego błędu.
Zmniejszenie prawdopodobieństwa jednak, nie znaczyło że absolutnie ich nie popełniała. Zobaczyła znajomą barwę i kształt, wyciągając dłoń by lepiej przyjrzeć się znalezisku, kiedy usłyszała czyjś głos. Zmarszczyła brwi, do tej pory pewna, że była tutaj sama, bez żadnego zbędnego towarzystwa. Nie zdążyła się jednak nawet porządnie rozejrzeć na osobą, która krzyczała, kiedy poczuła na sobie dotyk, ciągnący ją w dół.
Na wzór Fukuro, poleciała w dół. Z daleka od swojego znaleziska i z miękkiej trawy, dla odmiany witając się z twardymi kamieniami. Jęknęła boleśnie, kiedy jeden z nich podstępnie znalazł sobie drogę pod jej żebra, najpewniej nabijając siniaka na już istniejącym siniaku i na moment zmuszając ją do wstrzymania oddechu.
- Co jest z tobą nie tak?! - rzuciła zła, niezgrabnie zbierając się z ziemi, tak by uniknąć dodatkowego bólu, który i tak spotęgował upadek. - Ciemiernik? CIEMIERNIK? O czym ty w ogóle do mnie mów -aua! - kiedy stanęła na obie nogi, lewe kolano zakuło bólem, wciąż urażone tak brutalnym traktowaniem. Pochyliła się w odpowiedzi na to, dłonią nakrywając staw, chcąc chociaż odrobinę mu ulżyć poprzez rozmasowanie. - Masz szczęście, że nie skręciłeś nikomu karku bo klnę się na wszystko, że udusiłabym cię wtedy gołymi rękoma. - dopaplała jeszcze, najwyraźniej przez buzujące niezadowolenie nawet nie próbując dopasować jego twarzy do jakiegokolwiek znanego imienia.
She might not make it home tonight.
Zaczął podnosić się w końcu, czując samemu ukucie w boku i w ręce. Nic, czego nie mógł znieść, a jednak równie nieprzyjemne. Może po prostu przyzwyczajał się do stanu, w którym jego ciało bolało? Z czasem miało być lepiej, ale ile musiało minąć tego czasu w pierwszej kolejności?
- Mo... może lepiej jeśli... usiądziesz? - wydukał cicho, niemalże niesłyszalnie, czując jak jego gardło się zaciska z zażenowania, że nie tylko sam się przewrócił, ale i komuś innemu mógł tym wyrządzić krzywdę. - Przepraszam... - powiedział cicho, chociaż jego wzrok był wbity w ziemię, a może w stopy - błądził po glebie, w którą uboje uderzyli i po roślinach pomiędzy ich butami.
Zaraz jednak wskazał na poblisku większy korzeń, który wystawał na tyle, aby móc być dobrym siedziskiem.
- Usiądź... potrzebujesz pomocy z nogą? Potrzebujesz się oprzeć? - zaczynał wyraźnie panikować, chcąc naprostować sytuację i w jakiś sposób zadośćuczynić, kiedy jednocześnie nie był w stanie do końca tego zrobić. Wyciągnął rękę do dziewczyny, oferując jej w ten sposób oparcie, z którego w końcu nie musiała korzystać, choć obawiał się, że ten gest jedynie pogorszy i tak już napiętą sytuację, w której się znaleźli.
- Ciemiernik... to... to roślina. Lecznicza, często używana przy maściach i naparach, widziałem że Zielarze jej również używają. Rośnie wszędzie praktycznie, ale... ale ona też... wymaga odpowiedniego przygotowania. Nie powinnaś zbierać nawet ciemiernika bez rękawic, po możesz doprowadzić... do poparzeń na skórze - mówił wciąż cicho, jakby samo mówienie sprawiało mu problem, nawet jeśli słowa leciały w dziwnym potoku, kiedy tylko wszedł na temat roślin. - Jest też inna roślina, z równie białymi kwiatkami, ale zupełnie inna. Znaczy, podobna do ciemiernika, ale jest dużo bardzo szkodliwa niż pomocna, nie należy jej zrywać, bo może być toksyczna. Znaczy, chyba że to to jest właśnie potrzebne... Bo to zależy od zastosowania... Ale to bardzo podstawowy błąd... Znaczy, nie błąd, pomyłka, często ciemiernik jest mylony z tą rośliną, a to może być niebezpiecznie. Bardzo podobnie wyglądają, ale ich zapach się różni... - mówił, coraz bardziej uświadamiając sobie kolejną rzecz - że podważał wiedzę dziewczyny, na czym przecież również mu nie zależało. Może nie powinien w ogóle reagować? W końcu, istniała możliwość, że to właśnie tę roślinę dziewczyna chciała zebrać, a on założył odwrotnie - choć może to jego doświadczenie, jeszcze zanim dołączył do korpusu? Zbyt wielu ludzi zrywało rośliny, których nie powinni. Zbyt wiele osób...
- Przepraszam, na pewno to wiesz... po prostu nie chciałem, żeby ktoś się pomylił z rośliną, to jest niebezpieczne często... - wydukał znów, jeszcze ciszej niż tłumaczył przed chwilą różnice między ciemiernikiem, a szarotą.
dialog #7d9360
Nie możesz odpowiadać w tematach