Zawsze czuła się nieco nie na miejscu, kiedy wychodziła trenować. Bo przecież w Yonezawie na porządku dziennym był widok ćwiczących się w swoich oddechach i ich formach zabójców demonów, ale wszystkich innych? Już nie do końca. Profesje NE często wymagały odpowiedniego ekwipunku do doskonalenia odpowiedniego zakresu umiejętności. Medycy i zielarze potrzebowali roślin, ale także i rannych, na których mogliby praktykować ich działanie czy wprawne zszywanie ran. Mistrzowie miecza potrzebowali kowadła, ognia i rudy metalu, a tropiciele najczęściej zagłębiali się w las, gdzie mogli znaleźć pozostawione przez zwierzęta lub inne osoby wskazówki, na których praktykowali sztukę rozszyfrowywania ich.
Oczywiście, mogła udać się do lasu w szukaniu zwierzyny, która stanowiłaby wspaniały wręcz cel, jednak zwykle przed takim spacerem lubiła rozgrzać się jeszcze w obozie, a pole treningowe, gdzie można było znaleźć odpowiednie materiały do uznania za tarcze, wydawało się doskonałym do tego miejscem.
Jak to powtarzał jej tata, treningu nigdy za wiele, a ten celności nigdy nie mógł przynieść więcej szkody jak pożytku. Nawet jeśli łuk w jej rękach leżał całkiem dobrze, co było efektem długich lat spędzonych na tejże praktyce, to po każdym takim strzelaniu do celu czuła, jakby mimo wszystko wtapiał się w dłoń jeszcze lepiej jak wcześniej.
Chwilę zajęło ustawienie jej celów- kukły były nawet ciężkie, a do tego chciała postawić więcej jak jedną, niektóre chowając jedna za drugą, no i oczywiście - umieszczając je też w różnej odległości od miejsca, które uznała za swoją strefę startową. Kiedy wreszcie wszystko znajdowało się na swoim miejscu, co w sumie siłą rzeczy dla jej drobnego ciała było nawet całkiem dobrym treningiem wytrzymałościowym czy siłowym, zdjęła łuk z pleców i wyciągnęła pierwszą strzałę.
Spłyciła oddech, kiedy cięciwa dotknęła policzka, naciągnięta pewnym, wprawnym ruchem kogoś, kto od lat nie robił wiele innego. Potem puściła strzałę. Powietrze przeszył świst, a potem do uszu doleciał dźwięk uderzenia w wypchany słomą worek. Puste uderzenie, które żywej osobie zatopiłoby się w lewym ramieniu i na pewno uniemożliwiło sprawne poruszanie całą ręką.
Atsuko nie poświęciła dużej ilości czasu na kontemplowanie swojej celności, oczyszczając umysł z natrętnych myśli i kolejnym pewnym ruchem najpierw nakładając strzałę, a potem ponownie naciągając cięciwę. Próbowała w swoich działaniach zachować pewną szybkość i sprawność. Nie chciała długo zastanawiać się nad strzałem, bo im dłużej nad tym myślała, tym bardziej cała próba mogła pójść dwojako - albo poświęcony czas się opłaci i trafi prosto w obrany punkt, albo ręka zmęczy się wreszcie od trzymania cięciwy i zacznie drżeć, a trzymana strzała ostatecznie pójdzie bokiem, oskarżycielsko niemal wyznaczając tor jej porażki. A tego przecież nie chciała. Wypuściła więc drugą strzałę po krótkiej chwili, a ta uderzyła worek na wysokości, gdzie najpewniej znajdowałby się pępek człowieka. Rany w brzuch, szczególnie w dolną część, bywały paskudne. Powodowały dotkliwy ból, a przynajmniej tak słyszała, bo przecież zwykle kiedy strzelała z łuku to po to, żeby zabić. Żeby przynieść do wioski zwierzynę, która stanowiłaby obiad.
Kolejna strzała, tak samo jak i jej siostry, trafiła na cięciwę i zbliżyła się do policzka. Kolejne kukła oberwała w szyję. Strzała przeszła na wylot, przez brak odpowiedniego wypełnienia, przez co z głuchym hukiem uderzyła w ścianę zabudowań, które znajdowały się za polem treningowym. Dobrze, że nikogo akurat nie było w pobliżu.
W sumie kukieł ustawiła sześć. Nie było to dużo, jednak wystarczająco. Kiedy przyszło jej strzelać do tych dwóch, które ustawiła tak, by znajdowały się za innymi, najpierw naciągnęła łuk, a następnie zaczęła się poruszać w bok, by wyjrzeć zza kukły stojącej z przodu, która zasłaniała swoją koleżankę. Dzięki temu musiała strzelać w ruchu i przytrzymać strzałę nieco dłużej na cięciwie. W jej głowie łapała tym samym dwie sroki za ogon, jednocześnie zmuszając się do większego wysiłku, tak samo jak i próbując zachować tę samą celność przy większym utrudnieniu.
Kiedy już we wszystkich kukłach znajdowały się strzały (no, z wyjątkiem tej jednej, która podziurawiła worek), Atsuko odłożyła na moment łuk. Oparła go o stojak i ruszyła w kierunku worków ze słomą, żeby zebrać wystrzelone wcześniej pociski, nie zapominając też o tym jednym zagubionym. Kiedy już to zrobiła, schowała strzały ponownie do kołczanu i ponownie chwyciła za łuk, by powolnym krokiem udać się w stronę jednego z końców przestrzeni, która stanowiła plac treningowy. Lekko potrząsnęła rękoma, chcąc rozluźnić mięśnie i dać im chociaż przez moment odpocząć. te nie bolały jeszcze, bo i nie miały od czego tak na prawdę, ale czułą lekką sztywność, której chciała się pozbyć, zanim przystąpi do kolejnego punktu programu. W końcu też jej palce zacisnęły się mocniej na broni, a ona sama przystąpiła do działania.
Tym razem od razu zaczęła iść do przodu, podnosząc łuk wraz z pierwszym krokiem i idąc wzdłuż umownej linii wyznaczającej granicę placu treningowego. Naciągnęła pierwszą strzałę, celując nią w kukłę znajdującą się najbliżej od lewej, czyli od strony od której zaczęła swój spacer. Nie dawała sobie też dużo czasu na samo celowanie, bo dwa, trzy kroki za dużo mogły spowodować, że przegapi okno na wycelowanie w następną kukłę, przez wzgląd na to jak sama je ustawiła. Nie zastanawiała się też nad tym jak dobrze w nie trafiła i czy w ogóle, tego typu rozważania zostawiając sobie na potem. Teraz liczyła się szybkość i zręczność, które musiała włożyć w dobieranie strzał z kołczana, który uwieszony był u jej boku, a potem też i odpowiednie naciąganie cięciwy. W głowie też szumiało jej niczym mantra, by pilnowała oddechu, który czasem stawał się nieco zbyt głęboki, przez co zaburzał płynność naprowadzania grotu na cel. Starała się wtedy szybko uspokoić, spłycając go i spowalniając, jednocześnie pamiętając o tym, by w ogóle oddychać, bo ucieczka w całkowite wstrzymanie powietrza też nie była najlepszym rozwiązaniem.
Kiedy skończyła przebieg, podliczyła trafienia i chybienia, zebrała strzały i ponowiła cały proces, tym razem jednak zaczynając spacer od prawej strony placu, jednocześnie dla urozmaicenia, ale także i dla utrudnienia. Podobną próbę podjęła jeszcze parę razy, póki ręce nie zmęczyły się na tyle, że strzały wyraźnie drżeć w jej rękach. Wtedy też skończyła, ostatni raz zbierając pociski i chowając je do kołczanu. Parę kukieł też odstawiła na miejsce, ale nie wszystkie, dochodząc do wniosku, że może się komuś na coś przydadzą, a nawet jeśli nie to silni zabójcy demonów sami sobie poradzą o wiele lepiej z ich przestawianiem. Nie pozostawało jej nic więcej jak ruszyć jeszcze w las, na zaplanowane wcześniej polowanie, licząc na to że ręce odpoczną podczas spaceru przez mniej bogatą w zwierzynę część kniei.
She might not make it home tonight.
47/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 47 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Nie możesz odpowiadać w tematach