Ryuki-zushi
Jedna z licznych restauracji na ulicy głównej Dōtonbori, różniąca się od pozostałych tym że została ona wybudowana w sposób piętrowy – jej parter znajduje się niżej, na promenadzie wzdłuż kanału, podczas gdy piętro jest ustawione na poziomie ulicy Dōtonbori i wejścia na most Ebisubashi. Dzięki temu nie tylko można wejść do restauracji na dwa sposoby, ale również nacieszyć się najświeższymi możliwymi rybami – świeży połów do sushi jest transportowany kanałem i dostarczany bezpośrednio do restauracji. Samo Ryuki-zushi znane jest ze znakomitych mistrzów sztuki tworzenia sushi, w tym bezpiecznego filetowania ryby fugu na sashimi.
Tym razem jednak wszystko poszło tak jak planował. Pod przykrywką podróżującego handlarza (który wcześniej spryskał się perfumami z wisterii) udało mu się dotrzeć do miasta i zebrać przydatne informacje na temat kultu, który ostatnimi czasy tutaj spotkał. Jak się okazało po jego interwencji, a także Sei, okultyści zostali niemalże całkowicie rozbici i zabójstwa ludzi zmniejszyły się o kilka procent. Było to słodkogorzkie zwycięstwo. Niby udało mu się uratować osoby, które zginęłyby z rąk swoich pobratymców. Z drugiej jednak strony Ci sami ludzie teraz musieli bać się każdego dnia, że to oni mogą stać się pożywką dla demonów. Takie życie to nie życie. Można je nazwać co najwyżej egzystencją – i to bardzo wątpliwą.
Po załatwieniu jeszcze kilku dodatkowych spraw, Hayato zauważył że dzień już prawie dobiegł końca. Niestety zbliżał się okres roku, w którym dzień przegrywał z nocą, a co za tym idzie zmniejszała się ich przewaga nad demonami. Niemądrym zachowaniem byłoby opuścić teraz miasto – zwłaszcza, że demony niedługo powinny wyruszyć na żer. Mając zamiar przeczekać tę noc, znalazł restaurację, która posiadała bardzo ciekawą strukturę. To co najbardziej spodobało się Hayato to kilka wyjść, które mogłyby być dobrze wykorzystane przez niego, jeśli sytuacja okazałaby się zbyt niebezpieczna. Teraz jednak nie miał zamiaru o tym myśleć.
Po wejściu do lokalu, udał się na piętro wyżej i zajął miejsce przy okiennicy. Miał stąd piękny widok na Osakę. Poczuł lekki ucisk w brzuchu. Smutne było zachwalanie tego miasta, kiedy wiedziało się do kogo należy. Białowłosy nie miał jednak ochoty dłużej nad tym się zastanawiać. Kiedy podeszła do niego kelnerka, zamówił sporą ilość jedzenia, na którą składało się sushi, a także wiele różnych mięs i makaronów oraz pierożków, a także jedną gurdę sake – dwie mogłyby go otumanić za bardzo. Następnie czekając na swoje zamówienie, rozejrzał się po lokalu. Na całym piętrze zauważyć można było kilka osób, z czego dwójka bądź trójka przypominała jak on handlowców. Względnie wydawało się być bezpiecznie, a on mógł odetchnąć z ulgą – przynajmniej na razie.
Drzwi co chwila witały w progach nowych gości — po zapadnięciu mroku, stojący w wyśmienitym punkcie obserwacyjnym przybytek zyskał na popularności. Gdzieś w kuchni trzaskały naczynia, słychać było przelewany w beczkach alkohol. To wszystko miało okazać się dopiero początkiem nocy, która obiegła niebo, zabierając sprzed oczu Hayato wyraźne kontury wystających dachów i czubków drzew na wzniesieniach. Już niebawem cały obraz miał pokryć mętny mrok.
— Paniczu, zajmiemy miejsce na dole — Rozległ się cichutki kobiecy głosik, który jakimś cudem dał radę przedrzeć się przez ogarniający lokal zgiełk.
— Pewnie, niebawem do was dołączę. Zamówcie coś dobrego. I dużo alkoholu, rzecz jasna — odpowiedział im melodyjny, frywolny ton.
Kiedy przemierzał górne piętro, przepuszczając dwie młodziutkie kobiety przodem, nie zdawał sobie sprawy, że nagle zatrzyma się jakby natrafił na niewidzianą ścianę. Aromat wiszącej w powietrzu wisterii wpełzł podstępnie do nozdrzy, na co skrzywił się, jakby przechodził obok czegoś naprawdę obrzydliwego. Czy wiedział, że ta nieprzyjemna woń będzie początkiem większego spotkania? Nie. I gdyby tylko potrafił czytać z gwiazd, z pewnością przygotowałby się na to spotkanie o wiele lepiej.
Dziewczyny już dawno zniknęły, a on stał pośrodku lokalu, jak zamrożony. Spoglądnął dyskretnie przez ramię, nie wierząc własnym oczom. Chłód, który pochwycił jego wnętrzności, przypominał szpony, które bardzo powoli rozpruwały rozpalone organy; jeden z tych pazurów zdawał się przebić mu żołądek. Od kilku miesięcy umiejętnie uciekał przed przeszłością, a teraz przyszło mu stawić jej czoła. Nie tak wyobrażał sobie dzisiejszy wieczór.
Nie tak dobrze.
Niespodziewany szelest smolistej szaty dał się usłyszeć po drugiej stronie stołu. Szczupłe ciało bez najmniejszych obiekcji rozsiadło się na wolnym miejscu, jakby jego właściciel był spóźnionym gościem, na którego białowłosy stracił tyle czasu w beznadziejnym oczekiwaniu. Rintarou pochył się w przód i oparł łokcie o niski stół, a potem rzucił demon slayerowi rozbawione spojrzenie.
— Cóż za spotkanie. Wybacz, że musiałeś tyle czekać, ale zazwyczaj odpłacam z nawiązką.
Czy go rozpoznał? Zapach wisterii, znów zakuł demona w nozdrza, ale nie przestawał się uśmiechać — choć ewidentnie walczył z niesmakiem.
— Wisteria, uroczo. Szkoda ukrywać prawdziwą ambrozję pod takim badziewiem. Jeśli mnie pamięć nie myli, poprzednio chętniej chwaliłeś się swoim zapachem.
Odchylił głowę. Uważnie lustrował i oceniał łowcę. Wcześniej nie mieli okazji bliżej się sobie przyjrzeć, jednak Rintarou wyróżniał się cechami, które Kama, mógł rozpoznać niemalże od razu: wyglądał niepozornie młodo, posiadał te same długie, ciemne włosy, które w ten sam sposób (jak kilka miesięcy temu) spinała w wysoki kucyk czerwona wstęga. Nosił się też tym samym stylem ciemnych szat. Teraz dodatkowo był w stanie zauważyć również srebrne, migoczące ekscytacją tęczówki, których stanowczość, sugerowała, że demon nie przysiadł się do niego, aby go jedynie postraszyć, ale aby zapewnić sobie rozrywkę do końca tego wieczora.
W tym samym momencie do stoika podeszła kelnerka, która uprzednio przyjęła zamówienie od białowłosego mężczyzny. Wydawała się nieco zaskoczona widokiem drugiego gościa, który cwanie skierował na nią wzrok i podparł podbródek na dłoni. Widać było, że cienkie wargi powstrzymują rozbawienie tej abstrakcyjnej sytuacji. Wolno położyła dania na stole. Kiedy zapytała, czy podać coś Rinatrou, ten tylko zerknął na Kame, korciła go chęć nabicia potężnego rachunku na jego koszt:
— Myślę, że oboje się najemy — skomentował to dwuznacznie. Oczywiście, że nie miał na myśli leżącego przed nim sushi. Miał na myśli ciało, które aż pękało od tłoczonej w żyłach krwi.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Znała właściciela. Dlatego właśnie tak kochała Osakę. Urzędowała tutaj już od dawna i czuła się jak u siebie. Bezpiecznie i bezkarnie. Powiadomiła gospodarza o swoim przybyciu, więc bez problemu uzyskała stolik w osobnym pokoju na piętrze. Restauracja była prosta, ale charakteryzowała się świetnym wyborem świeżych ryb. Na zamówienie jednak można było zjeść tutaj również inny rodzaj mięsa. Przyrządzony w formie sushi, przygotowany staranie ze świeżych ludzkich kończyn. Ah tak cholernie uwielbiała Osakę.
Siedząc przy niewielkim stoliczku spojrzała na małego, demonicznego kotka, który bawił się swoim ogonem gdzieś obok niej.
- To pożegnanie - powiedziała mu, a maluch w ogóle nie przejął się jej słowami. Westchnęła przewracając oczami. Jak zawsze nie był rozmowny. - Będę za tobą tęsknić, wiesz? - Powiedziała mu, na co odpowiedział przeciągłym miauknięciem.
Ćwiczyła to wielokrotnie. Wielokrotnie wyobrażała sobie ten dzień, w którym w końcu miała wziąć sprawy w swoje ręce. Mówiła o tym wielokrotnie, a jednak nigdy nie odważyła się tak naprawdę wyrwać spod kontroli Kizuki. Był to kolejny krok do celu. Nie mogła być Księżycem, należąc do innego. Trenowała zadawanie sobie ran, w końcu nie było to takie łatwe. Chociaż potrafiła walczyć; chociaż jej nieśmiertelne ciało regenerowało się bez problemów; wciąż zranienie samej siebie było czymś innym. Dziwnym.
Mogła wykorzystać do tego ostre narzędzia, mogła poprosić kogoś o pomoc.
A jednak jak najbardziej teatralnie i symbolicznie chciała zrobić to sama.
Przykryła się mocniej ciężkim płaszczem, nie chcąc pobrudzić ładnego kimona, które miała na sobie.
- Żegnaj, ukochany - szepnęła do siebie, jednym ruchem wbijając ostre pazury gdzieś w połowę swojej szyi. Rana od razu zaczęła krwawić rozlewając się falami na jej długi płaszcz. Kontynuowała szybko pogłębiając ranę, na której skrawku znajdowała się pieczęć Minoru, i wyrwała kawał mięsa ze swojego ciała. Odrzuciła go na bok, a kotek pobiegł go obwąchać. - Żegnaj - chciała powiedzieć, ale z jej ust wydobył się tylko niewyraźny charkot, gdy krew zalewała jej tchawicę i struny głowowe. Zaczęła się dusić skupiając na regeneracji. Pozwalając, żeby ciało ponownie się wyleczyło. Gdy krew przestała już cieknąć odrzuciła brudny płaszcz na bok. Nie potrudziła się, żeby wyczyścić ubabraną własną krwią podłogę. Zabrała się do wykwintnego jedzenia ludzkiego mięsa, żeby odzyskać siły po regeneracji. Wytarła szyję w białą chustkę czekając aż ostatnia część Minoru opuści jej ciało.
Czy wiedział? Czy poczuł?
Czekała na przybycie reszty. Mieli przecież wiele do zrobienia.
Serce zapłonęło lekko, widząc znajomy charakter pisma układający się w piękne imię. Lisica była tą jedną z tak niewielu osób, które rozumiały jej ból po
Można było zgubić rodzica?
Nie miała pojęcia, ale uparcie wierzyła, że właśnie to jej się przytrafiło, choć nikomu nie powiedziałaby tego na głos.
Było to zbyt naiwne.
Jedno było pewne - Katsu nie mogłaby jej odmówić. Choćby chciała się trzymać z dala od nurtu demonicznych przepychanek, to jednak Kitsune zawsze mogła liczyć na jej pełną lojalność.
Przybyła na umówione miejsce, ubrana w podróżny, czarny płaszcz, wyglądając niemalże tak samo, jak jej przeklęta matka. I pewnie niejedna osoba mogłaby ulec temu wrażeniu, dopóki smoczyca nie ściągnęła kaptura z głowy, odsłaniając rogi i ciemną skórę, miejscami pokrytą charakterystycznymi tatuażami.
Osaka była na szczęście tym miejscem, w którym nie musiała się specjalnie chować ze swoimi demonicznymi atutami, tym bardziej w towarzystwie osoby, z którą miała się dzisiaj spotkać.
Sylwetka Kitsune rzucała się w oczy, emanując swoją piękną elegancją i roztaczaną aurą, która paliła w nozdrza niczym subtelna słodycz perfum.
Katsu podeszła do niej od tyłu i bez słowa objęła jej szyję, pochylając się i składając pocałunek na lekko zaróżowionym policzku. Tak bezpośrednie i bezkrytyczne objawianie uczuć zarezerwowane było tylko dla najbliższych, a Kitsune należała przecież do smoczej rodziny.
- Tęskniłam - przywitała ją tonem szczerości, która mogła zmiękczyć najbardziej chłodne serce. Zatrzymała się przez moment, pozwalając aby liliowe włosy połaskotały ją w nos, a znajomy zapach rozbudził zmysły w tak charakterystyczny, przyjemny sposób. Nie mogła nie poczuć również aromatu krwi, który gdzieś zawisł w powietrzu, choć po ranie na szyi nie było przecież ani śladu. - Chciałabym powiedzieć, że to tajemnicza aura twojej wiadomości mnie tutaj przywiodła, prawda jest jednak dużo bardziej przyziemna. Chyba podświadomie czekałam na okazję do tego spotkania od długiego czasu.
Wyprostowała się, aby zaraz móc zająć miejsce u boku Kitsune. Mogłaby ją od razu poprosić o pomoc w poszukiwaniach matki, mogłaby też zalać informacjami na temat odnalezionego ojca. A jednak, zamiast tego, posyłając jej swoje złote, lekko mieniące się w świetle spojrzenie, zmarszczyła tylko czoło, bo ponad wszystko była przecież bezwarunkowo zakochana w tej lisiej postaci, jakby miłość mogła przejść niczym choroba zakaźna z jej matki na nią samą.
- Wszystko w porządku?
Do restauracji Yamato wparował w swoim zwyczajowym słomianym kapeluszu lecz zamiast swojego zwyczajowego czarnej bluzy nosił brunatny płaszcz podróżny. Może i zimno mu nie doskwierało jako demonowi, ale nikt nie lubił być mokry od deszczu. Bez wahania podszedł do karczmarza i zapytał o przyjaciółkę. Bez słowa skierował się w stronę wskazanego pokoju.
Kiedy wszedł do środka od razu spostrzegł, że nie jest pierwszy. Lecz nie to zwróciło jego uwagę, a charakterystyczny zapach juchy i jej ślady na dekolcie Kitsune.
- Widzę, że bogowie sprowadzili na mnie wielką łaskę. Niestety jeszcze nie potrafię się rozdwoić. - Przywitał dwie demonce z aktorskim zachwytem. Kurtuazja zawsze była dobrze widziana, a nie pozwalała od razu zwrócić uwagi na jej piersi. Był prostakiem ale bez przesady. - Bezzwłocznie ruszyłem w podróż, gdy tylko dostałem list jednak ktoś mnie ubiegł. - Mrugnął do Katsu. - Długo czekacie? Już zabrałyście się do uczty? - Wskazał rękami na krew na podłodze. Brakowało mu ciała, a szczerze wątpił, że demonice zajadały się kośćmi.
Zjawiłem się w restauracji, którą wskazała w liście Kistune, o ustalonej porze, no może chwilkę później. Nie pytałem nikogo z obsługi, czy ktoś na mnie czekam, a po prostu pokierowałem się węchem do miejsca ich przebywania, już w pierwszej chwili dało się poczuć również won dwóch innych demonów, które były mi znane. Wszedłem do środka jak gdyby nigdy nic, tak jakbym był tu wcześniej, tylko na chwilę wyszedł z pomieszczenia, aby zaczerpnąć powietrza albo skorzystać w łazienki. Zasiadłem w wolnym miejscu i po prostu obojętnym spojrzeniem zilustrowałem obecne tutaj demony.
- Jestem... Katsu, Yamato, Kitsune. - Wyrzuciłem z siebie jedno słowo i wypowiedziałem ich imiona i porozumiewawczo złapałem krótki kontakt wzrokowy z każdym z nich. Moje wtrącenie było tylko krótką pauzą w tym, co oni robili właśnie. Nie zamierzałem im przeszkadzać czy przerywać uczty, która miała tu miejsce, jednak sam jak na razie nie wyciągnąłem ręki w stronę ludzkiego miejsca. Po prostu czekałem, w ciszy omiatając wzrokiem całe towarzystwo i otoczenie, aż lisica powiem, czego dokładnie ode mnie chciała i jak mogłem jej w tym pomóc. Może dla nich było to bardziej towarzyskie spotkanie przeplecione interesem, ale dla mnie było na odwrót. Znajome twarze, ale w pierwszej kolejności biznes, czy jakby to powiedziała Katsu chłodna kalkulacja.
Ingerencja MG
Kult Nowego KsiężycaPodsumowanie
Termin: 48h
Kolejność: Dowolna
Dodatkowe informacje: Na wydanie ewentualnych punktów w informatorze, macie czas do następnego posta. Od niego będę patrzyła na staty, które będą tam widnieć po potencjalnym zakupie nowych.
Wpatrywała się w karmazynowy lampionik u dołu paska kelnera. Czemu służył?
"...o ozdobach w postaci czerwonych lampionów. "
Przypadek?
- Proszę przynieś mi jeszcze czarkę z wina, dobrze? Będę czekała - zwróciła się do mężczyzny grzecznie, chcąc, żeby ponownie wrócił do pomieszczenia. Nie zamierzała ot tak go puścić.
Pierwsza oczywiście dotarła mała iskierka, za którą Kitsune tęskniła najbardziej. Od razu rozpromieniła się na widok ślicznej demonicy.
- Ja bardziej - odparła równie szczerze wtulając twarz w dekolt Katsu, biorąc kilka głębszych oddechów Pachniała domem. Wzbudzała w Kitsune te najbardziej opiekuńcze instynkty. Najbardziej zaborcze. Nigdy nie przepuszczała, że będzie pragnęła kogoś chronić bardziej niż oryginalną Katsu. I wtedy dostała list oraz Smoczycę, która skradła jej martwe serce. Jej karmazynowe tęczówki przeniosły się na Yamato.
- Wiedziałam, że nie odpuścisz sobie imprezy. I akcji. Cierpisz na nudę, Mnichu? Cieszę się, że przyszedłeś - przywitała Yamato z tym wesołym uśmiechem, który bezapelacyjnie oznaczał kłopoty. Wskazała na stół. - Częstujcie się.
Po kilku chwilach ostatni puzzel dołączył do reszty kompletując układankę. Uniosła lekko jedną brew zdając sobie, że Yuta znał wszystkich
- Dobrze, że przybyłeś, Yuta - zagadnęła częstując go ucztą przed nimi. Spojrzała kolejno na każdego z nich zdajac sobie sprawę, że prosiła o wiele. Była jednak zbyt pyszna, żeby nie poprosić. Potrzebowała pomocy, bo chciała zrobić coś dla siebie. Dla Stwórcy.
- Nie jestem już zabawką Minoru, więc zebrałam was tutaj z własnej woli - poinformowała ich biorąc w palce kawałek ludzkiego mięsa i przytykając go przed usta Katsu. Musiała jeść, żeby urosła na wielką. - Przeczytam wam list, który dostałam.
Lokalizacja ich mieści się w Osace, na obrzeżach w obskurnej świątyni. Powinnaś poznać ją po ozdobach w postaci czerwonych lampionów.
Przeczytała pomijając szczegóły od Minoru, które nie było potrzebne.
- Więc co myślicie? Pomożecie mi? Obiecuję dobrą zabawę, niebezpieczeństwo i jedno życzenie w zamian - spojrzała znacząco na każde z nich. - Jedno życzenie, więc wybierzcie mądrze - dokończyła z łobuzerskim uśmiechem.
Show time.
Ze szczerym uśmiechem przyjęła odwzajemnioną czułość Kitsune i choć bardzo chciała móc spędzić z nią nieco indywidualnego czasu, pozostali goście zjawili się krótko po niej. Najwyraźniej nie było tu miejsca dla spóźnialskich.
Katsu zdążyła jedynie przesunąć spojrzeniem po suto zastawionym stole, zanim nie zjawił się wysoki demon w słomianym kapeluszu. Oczywiście z łatwością już po pierwszych słowach przywitania domyśliła się kim był, nie chodziło bowiem zbyt wielu mnichów po tym świecie, którzy wzbudzali w Kitsune ciepłe uczucia, a o tym konkretnym nasłuchała się choćby z wielu opowieści swojej szmaragdowookiej opiekunki.
Świat demonów znany był jej niczym z książki czytanej na dobranoc, lecz już niebawem miało się to zmienić.
- Ledwie - odpowiedziała demonowi na pytanie o ucztowaniu i uśmiechnęła się doń lekko sięgając po jedną z gałek ocznych i wrzucając ją sobie do ust. - Jestem Katsu, miło cię w końcu poznać osobiście, Yamato. - Lekki ton ładnie komponował się z niewinnym uśmiechem, gdy podsunęła mu naczynie z tą dość nietypową przystawką.
Czwartej i ostatniej przybyłej postaci nie wyczuła od razu, choć powinna. Być może jednak aura Kitsune wisząca w każdym skrawku pomieszczenia była zbyt wyraźna, zalewając swoją słodyczą demonie zmysły. Gdy jasnowłosy demon wszedł do środka, z początku nie spojrzała w jego stronę, zbyt zajęta wybieraniem kolejnej przekąski. Dopiero znajomy obojętny głos sprawił, że mięśnie jej karku zesztywniały, a po plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
Jestem
Spokojny, jak zawsze. Niewzruszony, jakby nic nie było w stanie wytrącić go z równowagi.
Ona natomiast zupełnie nie była gotowa na jego obecność.
Rozchyliła usta, jednak żadne słowo z nich nie wypłynęło, jakby nie mogła się zdecydować czy zwrócić się do niego po imieniu, czy może innym, bardziej formalnym zwrotem.
Zamknęła usta, pozostawiając przywitanie w formie ledwie sztywnego skinięcia głową. Na szczęście Kitsune szybko podjęła rozmowę o interesach.
Katsu zmusiła się do oderwania uwagi od Yuty i zwrócenia jej na ciotunie. Wysłuchała jej słów oraz listu. Były to sprawy, w które nigdy nie chciała się mieszać. A jednak, przyglądając się Lisicy, zdawała sobie sprawę z tego, że nie zdoła uciekać wiecznie przed specyfiką demonicznego społeczeństwa. Przed tą przepychanką o wielkość... Cóż, przynajmniej tutaj miała kogoś, komu mogła kibicować. Poza tym, ta sama konkretna osoba zajmowała na tyle ważne miejsce w jej smoczym sercu, że nie byłaby w stanie odmówić jej propozycji.
Czyżby lojalność miała wprowadzić ją tej nocy do grobu?
- Kupiłaś mnie przy dobrej zabawie - odpowiedziała z subtelnym, cwanym uśmiechem, choć w piersi czuła lekki dystans. Czy nie było to wbrew jej zasadom? Tym samym, które nie tak dawno deklarowała Yucie?
A jebać to, szczególnie że wiedziała dokładnie jakie życzenie wypowie na koniec.
W całej tej sytuacji było coś jeszcze. Zachowanie lisiczki nie wydało mu się w pełni normalne. Brakowało zwyczajnego roztrzepania i emocji. Gesty były spokojne i wykalkulowane. Kroki jakie właśnie stawiała nie były łatwe i przychodziły z potężnym ładunkiem stresu. Może kitsune chciała to ukryć, lecz wychodziło to dosyć średnio.
- Ciekawość pierwszym stopniem do piekła, a tak się składa, że już od dawna kroczę tą ścieżką, prawda? - Odpowiedział na przywitanie. Powoli obserwując otoczenie sączył lekką krew, zapewne jakiejś kobiety czy dziecka. Nieistotne kogo.
“Katsu” pomyślał mnich. - Miło mi. Widzę, że moja sława mnie wyprzedza choć odkąd pamiętam staram się czynić odwrotnie. Mam dobre wspomnienia z Twoim imieniem, ale wygląda, że nie zbeszcześcisz tej pamięci. Wręcz przeciwnie. - Z uprzejmości sięgnął po dwie gałki, jedną wrzucił do ust, a drugą do czarki z krwią tworząc w ten sposób nietypową oliwkę.
- Yuta, przyjacielu, nie spodziewałem się tu ciebie, choć czuję się spokojniejszy o planowanie naszej przygody. - Rzucił do mężczyzny nieznaczącym komplementem.
Po tym jak już wszyscy się rozsiedli, a Kitsune wyjawiła im przyczynę spotkania Yamato miał jeszcze jedno pytanie. Ambaras, który go nęcił od samego początku i nie pozwał się w pełni zrelaksować i cieszyć towarzystwem.
- Kitsune, powiedz mi proszę, skąd ten oficjalny ton? - Zapytał spokojnie lecz jego wzrok twardo patrzył w liliowe oczy obserwując drgnienie każdej reakcji. - Dobrze wiesz, że wystarczy skinienie, a ci pomogę. Czyżbyś się czymś… denerwowała? - Kontynuował miękkim tonem będąc ciekawy nie tyle celu samej wyprawy, a przede wszystkim jej motywów.
- Nie przesadzałbym mnichu. W końcu to nie partia shogi, ale dobrze, że dalej jesteś w jednym kawałku. - Odpowiedziałem Yamato, którego nie widziałem już od jakiegoś czasu, a nasze ostatnie spotkanie zakończyło się podczas gry. Jednak to nie było spotkanie towarzyskie czy wspominki, żeby teraz roztrząsać takie kwestie.
Nie przywiązywałem zbyt dużej uwagi do tego, w jaki sposób zachowywała się Katsu, chociaż jej obecność tutaj raczej nie pomagało w poszukiwaniu matki, czyżby już się podała? Uraczyłem ją jednym dłuższym spojrzeniem, które niewerbalnie pytało, co takiego tutaj robiła i czego chciała od Lisicy, może zdecydowała się wymienić matkę na lepszy model.
Kitsune przyznała się do słabości, w której uległa księżycowi, nie wiem, jakie relację ją łączyły z Minoru i czy różniło się to od sytuacji, w której znajdowała się Suiren? Czemu miałem wrażenie, że moje spostrzeżenie wobec lojalności demonów względem księżyców było prawdziwe. Sztuczna uległość, pełna fałszywości tak długo, jak można czerpać siłę z innych.
- Od koga masz ten list? - Chciałem wiedzieć, w końcu to nie był byle list o małej prośbie. A coś, co zdecydowanie mogło być początkiem końca dla niektórych, nie żeby mi to przeszkadzało, ale chciałem dokładnie wiedzieć, w jaką sprawę miałem się zaangażować.
- Zobaczymy, dla kogo los będzie łaskawy... Moje życzenie może sprawić, że niewiele Ci zostanie samej z siebie. - Czy miałem pomysł na taką prośbę? Niekoniecznie, ale ona musiała wiedzieć, że ciężko będzie jej to udźwignąć.
Ingerencja MG
Kult Nowego KsiężycaPodsumowanie
Termin: 48h
Kolejność: Dowolna
Dodatkowe informacje:
Słysząc komentarz Yamato przewróciła oczami i niczym prawdziwa dorosła kobieta pokazała mu język. Jej pełne usta wygięły się jednak w zadowolonym z siebie uśmiechu, bo słowa Yamato przyjemnie łechtały jej ego.
- Tak - wyznała wzruszając lekko ramionami, jak gdyby to nic nie znaczyło, a jednak wtuliła się w Katsu obok siebie, przymilając policzek do jej ramienia niczym rasowe zwierzątko. - Nie mogę zawieźć. Porażka nie wchodzi w grę. Jeśli coś się spieprzy zjem każdą głowę w tym zapchlonym mieście. Nawet jak będzie należała do demona - dodała.
Jej karmazynowe tęczówki przeniosły się na Yutę i chociaż wciąż się beztrosko uśmiechała błysnęła długimi kłami, kiedy mu odpowiadała:
- Czasami niewiedza jest bezpieczniejsza od informacji. Naprawdę chcesz wiedzieć? - Zapytała blokując z nim spojrzenie. Jeśli odpowiedział twierdząco westchnęła teatralnie. - Od mojego byłego właściciela - westchnęła, co było chyba całkiem zrozumiałe. Zlecenie, zadanie dla jego zabawki. B y ł e j zabawki. Czy już o tym wiedział? Odkąd Akuma napełnił ją pewnością siebie i poczuciem własnej wartości przestała czuć się jak czyjeś popychadło. Stała się prawdziwym demonem, który zamierzał walczyć o swoją pozycję i o swoje zachcianki. Płaszczenie się pod stopami Kizuki stało się nudne. Upokarzające. Nie była już słaba. Nie musiała przed nikim odpowiadać. Stał przed nią tylko sam Stwórca i to zamierzała udowodnić. - Wezmę na siebie odpowiedzialność, jeśli przyjdzie taki moment.
w końcu drzwi się otworzyły, więc skupiła swoją uwagę na młodej, ludzkiej dziewczynie. Idealnie. Wstała z miejsca otrzepując niebotycznie drogie kimono. Podeszła do jednego z wieszaków biorąc zapasowy płaszcz, który zarzuciła na ramiona. Kapturem zakryła lisie uszy, bo chociaż Osaka była neutralna, nie chciała ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi. Jeszcze nie.
- Yor, skarbie - zwróciła się do dziewczyny z miłym - sztucznym - uśmiechem. - Zapomniałam przekazać coś ważnego Ryuji'emu. To bardzo ważne i na pewno na to czeka. Czy mogłabyś nas zaprowadzić do jego domu? - Zapytała niby lekko, ale jednak stanowczo. Użyła tego tonu, który nie lubił się ze sprzeciwem.
Ruszyła przez pokój w stronę dziewczyny czekając na jej reakcję. Dopiero, gdy znalazła się na wysokości Yuty spojrzała na niego raz jeszcze.
- Ma być jednorazowe. Jedna noc, jedno życzenie. Nie zamierzam usługiwać ci wiekami, wiesz? - Zagadnęła go niby żartobliwie, chociaż mówiła poważnie. - Zaintrygowałeś mnie - dodała chichocąc. Wyciągnęła dłoń w stronę Katsu, bo nie wyobrażała sobie pójścia bez trzymania jej koło siebie.
Katsu uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Kitsune znacząco, nie kryjąc swojego zadowolenia.
- Lubię go - uznała po prostu, jakby faktycznie wystarczył odpowiedni komplement, by zyskać jej sympatię, zupełnie nie przejmując się przy tym, że Yamato siedział obok i wszystko słyszał.
Zaraz też, gdy Lisica przysunęła do niej swój policzek, smoczyca sięgnęła po drobną bladą dłoń i przyłożyła ją do ust, składając na wierzchu drobny, czuły pocałunek. A ponieważ nie przywiązywała zbyt wiele wagi do głów innych demonów, na groźbę ciotuni uśmiechnęła się lekko.
- Byłoby to nie lada widowisko.
Czy wierzyła, że sama byłaby bezpieczna w obliczu prawdziwego gniewu Kitsune? Być może, z drugiej strony przecież upewniłaby się, aby oglądać go z odpowiedniego dystansu.
Czuła na sobie wzrok Yuty, jednak poza krótkim zblokowaniem spojrzenia z tlącymi się resztkami niepewności, z którą zostawił ją ostatnim razem, nie była gotowa na bezpośrednią interakcję. Skupienie się na pochłaniającej ją postaci Kitsune było dużo prostsze, choć Katsu wyobrażała sobie myśli kreujące się w głowie swojego stworzyciela dotyczące odnalezienia nowej matki. To była bardzo łatwa do przewidzenia reakcja, cóż innego mógłby pomyśleć, znajdując tu smocze dziecię, które jeszcze nie tak dawno temu deklarowało całkowitą niezależność od systemu, w którym przyszło żyć ich gatunkowi?
Cóż, mógł sobie myśleć co chciał, bo jej lojalność związana była z Lisicą już długo przed utratą matki. Wpojona przez nią, jako jedna z pierwszych relacji, kiedy to Szmaragdowooka otwarcie mówiła, że wszystkie trzy należały do tej samej rodziny.
A przecież dla smoka nie było ważniejszej wartości niż rodzina.
Rodzina. I może jeszcze złoto.
Słowa Kitsune dotyczące pochodzenia listu były lakoniczne, lecz na tyle intrygujące, że Katsu spojrzała na nią z bardzo miłym zaskoczeniem w złotych tęczówkach. Czyżby uwolniła się spod siły Kizukiego? Wystarczyło jedno spojrzenie rzucone na jej szyję, aby otrzymać odpowiedź na to pytanie.
Znała przecież bardzo dobrze całą historię z Trybun.
- Uwolniłaś się od Minoru - wypowiedziała zszokowanym przyciszonym głosem to, co było oczywiste, a jednak wymagało dobitnego potwierdzenia. Zaraz też uśmiechnęła się szeroko, czując jak niepewność, która jeszcze przed chwilą ciążyła jej w piersi, wyparowuje w nicość. - To wspaniała wiadomość! - ucieszyła się i w afekcie pocałowała ciotunie w policzek.
Oznaczało to, że nie musiała uniżać się nikomu, komu nie byłaby lojalna już wcześniej.
Nie musiała wcale poddawać się temu, co uważała za niewłaściwe.
Przede wszystkim rodzina.
Wszystko miało ułożyć się dokładnie tak, jak powinno.
Gdy obsługa weszła do pomieszczenia, a Kitsune wyraziła swoje niecierpiące sprzeciwu żądanie, Katsu poczuła, że to znak iż miłe pogawędki dobiegły końca. Sięgnęła ze stołu ostatnie sushi nie widząc najmniejszego sensu w marnowaniu dobrego mięsa i wrzucając je do ust ruszyła w stronę Lisicy. Automatycznie chwyciła jej wyciągniętą dłoń i zacisnęła na niej swoje palce czując, jak aura silniejszego demona działa kojąco na jej zmysły.
Wszystko było na swoim właściwym miejscu.
- Mam tylko nadzieję, że wyszłaś do przodu na tym układzie. - Skwitował prychnięciem, lecz wzrok wyrażał bardziej sympatię niż dezaprobatę. Co jak co, ale to było jedyne co się liczyło. Kto był na górze, a kto w mule.
- Noce mogą być długie. - Mruknął komentując dyskusje Yuty z Kitsune mając na twarzy uśmiech najedzonego kota. Był ciekaw, z czysto akademickich powodów, życzenia jakież to miał w głowie Yuta. Lecz był o nie spokojny, jakoś nie wierzył, żeby Kitsune wypełniła jakiekolwiek z życzeń zgodnie z pełną intencją wierzyciela. Do wszystkiego musiała przecież dodać swoje trzy lisie grosze i wpleść wir zabawy.
- Wybornie, od dłuższego czasu chciałem się spotkać z Ryuji-samą! - Klasnął w dłonie Yamato nie mając zielonego pojęcia cóż to za kundel. Dość szybko przyjął, że wizyta u tegoż demona nie miała się wcale skończyć tak pozytywnie dla którejś ze stron. Czy wspomniany potworek był demonem z listu Kitsu, ciężko było określić. Równie dobrze mógł być słupem dla wyciągnięcia oponentów z ukrycia. Tak czy inaczej był to jedyny ich ślad i warto było się nim zainteresować.
Następnie również i on skierował się w stronę wieszaka. Zabrał z niego swój płaszcz podróżny i kapelusz. Potem powoli skierował się w stronę wyjścia. Jako osoba wybitnie wychowana przepuścił damy przodem i zamykając kordon wyruszył w noc.
- Nie rzucam słów na wiatr. - Pełnym obojętności tonem z wyrazem twarzy niczym jakieś porcelanowej lalki, rzuciłem potwierdzenie swojego wcześniejszego pytania. Strach i niebezpieczeństwo to nie były przeszkody, które mógłby mnie powstrzymać w tym życiu, bo najzwyczajniej nie obawiałem się końca swojej egzystencji. Tak długo, jak trwałem, tak długo byłem, jeżeli przestanę być to i nie będę trwać. Proste rozumowanie pozbawione większego przywiązania do życia w demonicznej wieczności. A więc jej wcześniejszy pan dał jej zadanie, chociaż według mnie nieco to kłóciło się. W końcu, który z kizukich pozwoliłby, a nawet wręcz pomagałby swojej własności stać się niezależną. Jeżeli do czegoś takiego doszło, to najzwyczajniej nie była już mu do niczego potrzebna, a cała ta sekta to śmierdząca pułapka, która ma ją pokarać za ambicje, ale kto wie, może ten był inny.
- Tak noce bywają długie, ale to od Ciebie zależy, jak szybko spełnisz prośbę i czy uda Ci się w jeden wieczór... Uważaj, żeby Cię nie pochłonęła. - Skwitowałem słowa Yamato i dodałem w nich odpowiedz dla Kistune. Nie zamierzałem wysługiwać się nią wiecznie czy dokładać kolejne życzenia, ale sama musiała zdawać sobie sprawę, że prośba trwa tak długo, aż jej powiernik nie spełnił życzenia. Tajemnicze żądania z lekkim uchyleniem rąbka mogły być intrygujące, bo działały na wyobraźnie i pozostawiały wiele miejsca na interpretacje. Gdy wszystkie demony opuściły pomieszczenie, na samym końcu ja również ruszyłem za nimi, chociaż ta wycieczka wydawała mi się trochę zbędna.
Ingerencja MG
Kult Nowego KsiężycaPodsumowanie
Termin: 48h
Kolejność: Dowolna
Dodatkowe informacje:
Przemierzali kolejne uliczki miasta niczym ponura procesja, bo o tej godzinie i w taką pogodę ciężko było znaleść jeszcze kogoś na zewnątrz. Starannie rejestrowała drogę zapamiętując w jaki sposób dotarli na miejsce.
Chwilę później stanęli w drzwiach. Przemiłe przywitanie ze strony wcześniej spotkanego mężczyzny w ogóle jej nie zniechęciło. Miała zbyt dobry humor, żeby się nim przejmować. Zresztą od kiedy przejmowała się czymkolwiek? Nie słuchając go ruszyła głębiej przez pomieszczenie wchodząc do środka. W końcu puściła dłoń Katsu gotowa, gdyby musiała użyć wszystkich swoich szponów. Nie wiedziała czego powinna się po nim spodziewać. Jej karmazynowe tęczówki przemknęły przez pomieszczenie w poszukiwaniu jakiś wskazówek, w końcu wciąż miała przed oczami czerwony lampion, który wcześniej miał przy sobie mężczyzna. Może był to tylko przypadek?
Jeśli nieznajomy w końcu na nią spojrzał posłała mu najbardziej wesoły uśmiech, jaki kiedykolwiek wykwitł na jej wargach. W sekundę ponownie wyglądała niczym młoda nastolatka.
- Chcemy dołączyć do Kultu Nowego Księżyca. Po mieście chodzą plotki, że możesz nam w tym pomóc - zdecydowała spontanicznie rozkładając ręce niby zakłopotana. - Widziałam wcześniej twój lampion.
- Prawda? - Zerknęła na pozostałych. Potem jej tęczówki ponownie zblokowały się z nieznajomym. Wyglądała na beztroską i rozluźnioną. W końcu z pozoru przyszli tutaj w pokojowych zamiarach. W środku jednak była cały czas gotowa na unik lub atak, gdyby mężczyzna spróbował ją zaatakować lub któregokolwiek z jej towarzyszy. Żadnych strat dzisiejszej nocy. Żadnych strat.
Nawet jeżeli mieli tej nocy wspólnie pstryknąć pewnego potężnego Kizukiego w sam czubek nosa, co było najprawdopodobniej najbardziej niebezpieczną inicjatywą w jakiej przyszło jej uczestniczyć w ciągu swojego nie tak długiego życia.
Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym większą ekscytację czuła, a przecież dopóki trzymały się razem, wszystko było na swoim właściwym miejscu.
Tej nocy Kitsune stała się jej nową północą.
Gdy dotarli na miejsce, smoczyca przesunęła swoim złotym spojrzeniem po postaci Ryuji’ego, oceniając pokrótce jego zdradzającą poirytowanie postawę i odpowiadając nań ledwie subtelnym uśmiechem, jak gdyby usłyszała jedynie sformułowanie mili goście. Skoro Kitsune nie traciła rezonu, nie było powodów, by nie ruszyć jej śladem i wejść w głąb pomieszczenia, niczym do jaskini samego lwa.
Jej uwaga skupiła się na otoczeniu, wyłapując ewentualną obecność większej liczby heretyków czy ich ludzkich popleczników. Czy było ich więcej? Byli uzbrojeni? Nastawieni przyjaźnie, czy jednak łypiący z niechęcią równą powitaniu na progu?
Trzymała się blisko Lisicy, a jej aura wprawiała ją w przyjemne rozluźnienie, gdy nos wdychał powietrze w poszukiwaniu woni charakterystycznych dla innych demonów. Jak bardzo potężny był to kult miało się dopiero okazać, dopóki jednak nic nie zdradzało obecności w nim demona potężniejszego niż sama ciotunia, Katsu zachowywała dość lekką postawę.
Rozglądała się z niemalże leniwym zainteresowaniem, gdy słowa Kitsune zwróciły jej uwagę z powrotem na główny tor wydarzeń, a smoczyca skinęła głową w geście potwierdzenia ich prawdziwości.
- Możecie wierzyć, że nie brak nam zapału - rzuciła, a kąciki jej pełnych ust drgnęły lekko.
Następnie spokojnym krokiem podążył w całym kordonie za kobietą. Demon czuł się dziwnie spokojny w towarzystwie tylu znajomych. Nietypowe bo wszyscy byli dwulicowymi bestiami, ale z drugiej strony dzielił ich wspólny cel. Póki co nic nie wskazywało, że sojusz miał być zerwany.
Mijali kolejne smutne chatki w otoczeniu ciszy. Mnich skupił swoje myśli na Katsu. Na początku spodziewał się naturalnie kogoś innego. Nawiasem mówiąc nieobecność Pierwszej go niepokoiła. Postanowił, że zapyta o to kiedyś Kitsune ale teraz jednak pozostał przy Drugiej. Nie pamiętał jej z jakiegokolwiek spędu demonów, a na kilku już był. Jednocześnie nie wydawała się być jakimś zupełnym wymoczkiem. Tak więc jednoznaczne było, że musiała ostatnie lata życia spędzić pod jakimś kamieniem. Bardzo ładnym, ale kamieniem.
Po chwili spaceru Yamato doszedł do wniosku, że mogli wcześniej ustalić jakąś wspólną wersję wydarzeń. Niestety tak się nie stało. Tak więc w jego głowie uknuł plan, że będzie tym razem grał silnorękiego na usługach dwóch dam. Nie żeby się to zbytnio różniło od rzeczywistości. Założył więc na twarz maskę pozbawioną iskry intelektu i postanowił, że pozwoli się wypowiedzieć bardziej wygadanym. Z tym też wyrazem twarzy obserwował scenkę jaka się rozegrała pomiędzy Ryujim, a służką Yor.
- Tak jak panny mówią. Nie brak nam też talentów. - Zawtórował Katsu głosem tak matowym i pustym, że z daleka sugerował, iż dwie silne ręce to jego jedyne atuty.
Pomimo tych przeciwności, zaprowadziła nas w oczekiwanie miejsce, po drodze nie wydarzyło się zbyt wiele, nikt też zbyt mocno nie zagaiła rozmowy, co mi osobiście nie przeszkadzało. Miałem więcej czasu na to, aby uzmysłowić sobie, w jakiej sytuacji się znalazłem i co z tego dalej może wyniknąć, dalej miałem jakieś przeczucie, że to zadanie mogło być po prostu pułapką na zbyt ambitnych, którzy zaślepienie drogą do wielkości, wpadną w wilczy dół, z którego już nie wyjdą.
Całe to krótkie przedstawienie było dość kuriozalne, ciężko było doszukiwać się tam sensu, chociaż pewne szczątkowe informacje jak najbardziej dało się wyłuskać. Przyglądałem się w ciszy, gdy troje z moich towarzyszy próbował przekonać tego gościa, że jednak coś jesteśmy warci, a ja tymczasem złapałem delikatnie za ramię kobiety, która przerażona słowami Ryujiego postanowiła się ulotnić i donieść na samą siebie.
- Zatem miły gospodarzu, szanujmy swój czas i nie marnujmy go... Przejdźmy do konkretów... W końcu noc nie trwa wiecznie, a bardzo nieładnie jest odprawiać gości bez rozmowy. - Ciężko było doszukiwać się w moim głosie emocji, chłodny, wyrachowany i pozbawiony skrupułów ton, wymawiałem to ze znużeniem i nudą.
Jego zachowanie nie przypadło mi do gustu, jego brak szacunku i ignorancja sugerowało, że drobne nakreślenie linii było konieczne. Nie miałem wybujałego ego czy przerostu ambicji, ale nie lubiłem, gdy ktoś marnował mój czas i nie potrafił się zachować. Nie byłem wrogo nastawiony, ale mógł poczuć chłód mojego niezadowolenia w atmosferze, jeszcze nie wydarzyło się nic złego czy wrogiego.
- Poza tym, Yor należy się nagroda, a nie kara... Chciałabyś zostać jednym z nas. - Spojrzałem pustym wzrokiem w głąb jej oczu, doszukiwałem się tam odpowiedzi na pytanie rzucone w eter.
Ingerencja MG
Kult Nowego KsiężycaPodsumowanie
Termin: 48h
Kolejność: Dowolna
Dodatkowe informacje:
Rzuciła okiem na resztę, gdy mężczyzna zagrodził drogę Katsu. Uniosła jedną brew gotowa interweniować, jednak nie zrobiła nic co by ją zdradziło. Nie skomentowała słów demona rozglądając się po pomieszczeniu. Szukając czegoś, co mogłoby pomóc jej odnaleźć się w sytuacji. Szukała wskazówek.
Nie znała żadnego Arimy, ale miało się to zmienić. Dreszcz ekscytacji przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. Nie zamierzała spowiadać się przed kimś, kto tutaj nie rządził dlatego wzruszyła lekko ramionami mówiąc:
- Zaczekamy.
Mimowolnie zaczęła się przechadzać kierując w stronę tej ledwo żywej istoty, której obecność była słaba, a jednak prawdziwa.
- Liczę na piękną historię - rzuciła cicho do reszty, gdyby ktoś próbował ich podsłuchać. Wyglądała na zaciekawiona, chociaż pozostawała także czujna. Gotowa, gdyby ktoś spróbował ich zaatakować. W końcu nie wiedzieli czego się spodziewać.
Przedstawienie czas zacząć.
Nie możesz odpowiadać w tematach