KATSU
Demony18165cm55kg
Data urodzenia 12.12.1653 (13.03.1636)
Miejsce pochodzenia Góry Kii
Miejsce zamieszkania Osaka
Klasa społeczna Szlachta spoza dworu
Zawód brak
- Jej prawdziwym ojcem jest demon imieniem Yuta, który przemienił ją i pozostawił na pastwę losu pośrodku pożaru. Nikt nie wie kim była, zanim ją odnalazł i choć jej opiekunka utrzymywała, że Katsu musi być dzieckiem Muzana, smoczyca od zawsze czuła, że jest inaczej.
- Ukradła imię demona, który znalazł ją po przemianie, nigdy nie czując choćby grama wyrzutów sumienia z tego powodu. Był to jeden z pierwszych dowodów na to, że smoki biorą to, na co mają ochotę.
- Jeżeli może, stara się polować na ludzi urodziwych i bogatych i może być to zarówno efekt jej własnego pociągu do piękna i splendoru, jak i pewne przyzwyczajenie przyswojone od szmaragdowookiego demona, którego cechowały podobne zwyczaje.
- Nie zjada kości. Nigdy. Kości są dobre dla psów, nie dla smoków.
- Jej nieufność, pamiętliwość i upór sprawiają, że odkąd została opuszczona przez Matkę, pozostaje raczej samotnikiem i niespecjalnie jest szczęśliwa z tego powodu.
- Nikt tak naprawdę nie wie kim była przed przemianą w demona. Gdy Yuta odnalazł ją tamtej nocy w wiosce, zdawała się pozostawać jedynie prostą chłopką, której los został przypieczętowany z uwagi na jej niezaprzeczalną urodę. Gdyby jednak znalazł się ktoś chętny podpytania tych z mieszkańców spalonej wioski, którzy przeżyli, okazałoby się, że nikt nie kojarzył młodego dziewczęcia. Zupełnie jakby znalazła się tam... przypadkiem?
Płonęła cała wioska, a wiatr powodował, że ogień szybko przeskakiwał z jednego budynku na kolejny, trawiąc całe zmagazynowane tam zboże w zatrważającym tempie. Niepowstrzymana siła wywołująca chaos i przerażenie, rozświetlająca złowrogo ciemność nocy.
Pośród zgiełku uciekających w popłochu chłopów odnalazła się jedna spokojna postać z wolna idąca w przeciwnym kierunku, niż reszta, przywiedziona ciekawością. Pozornie ludzka sylwetka obleczona w czarne szaty, o kruczych włosach zlewających się z barwą materiału w jedność. Spod kaptura ciężko było dostrzec cokolwiek więcej, aniżeli ładne usta, gładkie policzki, a dopiero gdy podbródek uniósł się nieco ku górze, również wściekle szmaragdowe spojrzenie, odbijające lekko blask płomieni.
Kobieta szła spokojnie, trzymając pewien dystans od ognia, nie zdradzając jednak choćby grama strachu. Pilnowała, aby nie dać się otoczyć niebezpiecznym nawet dla niej płomieniom, choć przecież rozwaga wcale nie miała być jej najsilniejszą stroną.
Demon, bo tym właśnie była krocząca w kierunku wioski postać, najpierw został skuszony przez chaos, lecz im bliżej niego podchodził, pośród uciekających w popłochu ludzi zaczął wyczuwać coś jeszcze.
Coś więcej.
Ignorując więc mijające go potencjalne ofiary, demon szedł wprost do oka cyklonu, z całej tej ciekawości ryzykując nawet własną, tak kruchą przecież nieśmiertelność. I tam właśnie, pośrodku całego chaosu, wśród drażniącego pyłu i gryzącego dymu, w pewnym momencie pod jednym z walących się budynków dostrzegł ją.
Zwinięte niczym śpiący kociak stworzenie o ludzkiej budowie ciała, a jednak na pierwszy rzut oka tak łudzącą przypominające… gada.
Błyszczące w płomieniach, grafitowe łuski wystawały wzdłuż kręgosłupa, na wysokości krzyża przechodząc w długi, ostro zakończony ogon, teraz zawinięty pod udami, jakby jego nie za gruba powierzchnia była w stanie osłonić ciało przed czymkolwiek. Skóra miejscami lekko osmolona, pozostawała znacznie ciemniejsza, niż typowa ludzka bladość, a jej powierzchnia gdzieniegdzie ponaznaczana była czymś, co wyglądało jak tatuaże. Na powierzchni niektórych wystających kości - na ramionach, wzdłuż kości łokciowej, na knykciach, na kolanach - ciało pokryte było kolejnymi, mniejszymi lub większymi łuskami. Głowa stworzenia schowana w dłoniach zakończonych długimi pazurami, ozdobiona była dwoma grubymi rogami biegnącymi przy skórze w kierunku potylicy, z gładkimi pasmami ciemnych, grafitowych włosów między sobą.
Szmaragdowooki demon spojrzał na ten obraz z nieskrywanym zachwytem, ukląkł zaraz i ostrożnie pogłaskał twardą, nieco chropowatą powierzchnię jednego z rogów. Wtem stworzenie drgnęło, jakby wybudzone ze snu. Ogon odwinął się, a nagie, piękne ciało, rozprostowało nieco, ukazując kobiece oblicze o złotym spojrzeniu pionowych, smoczych źrenic. Ciężko było powiedzieć, czy to przebudzenie, czy odblask płomieni z otoczenia sprawił, że w kilku miejscach skóra zabłysła, jakby pod jej powierzchnią znajdował się płynny ogień.
- Witaj na tym świecie, Smoczku. Jestem Katsu.
Stworzenie spojrzało na nią, a w złotych tęczówkach cos zapłonęło.
- Katsu.
Demon uśmiechnął się słysząc entuzjazm i wyciągnął w jej stronę dłoń.
Kilka godzin później obie siedziały pod jednym z drzew, a płomienie pochłaniające to, co pozostało z wioski, igrały w mroku w zasięgu ich wzroku. Smok nie chciał się od nich oddalić za bardzo i Katsu nie miała na razie zamiaru go do tego zmuszać.
Upolowała kilku uciekinierów, teraz spożywając powoli posiłek, a młodziutki demon obok niej z apetytem pochłaniał każdą kolejną porcję. Ogon przecinał powietrze w sposób jednoznacznie kojarzący się z dobrym nastrojem, co Katsu uznawała za obiecujący znak.
- Jak masz na imię? - spytała po raz kolejny tej nocy, wpatrując się w stworzenie z poczuciem szczerego zauroczenia.
- Ka… Ka-tsu- odparła w odpowiedzi smoczyca, pomiędzy kęsami mięsa i coś w jej głosie sugerowało, że bardzo podobało jej się brzmienie tego imienia. Demon pokręcił głową z rozbawieniem.
- Nie, to ja jestem Katsu. Jak ty masz na imię?
- Ka-tsu.
Z każdym kolejnym razem, gdy wypowiadała te dwie sylaby, brzmiały one coraz bardziej dobitnie. Odpowiedź zdawała się być oczywista.
Smok spojrzał na demona swoim złotym spojrzeniem, odrzucając na bok ostatnią z kości, po czym przeniósł wzrok na umięśnione ramię, które tamten trzymał w swoich rękach z zamiarem niespiesznego spożycia.
Katsu roześmiała się lekko.
- Nie będę w stanie ci odmówić niczego, prawda? - spytała oddając jej kawał mięsa i przyglądając się, jak pochłania go z apetytem. - Niech ci będzie, Ka… - urwała na krótki moment, próbując czegoś nowego. - Kaen.
- Ka-en? - smok oderwał się na moment od ramienia, jakby smakował nie tylko słodycz mięśni, ale i tego, co właśnie usłyszał. Następne słowa wypowiedziane zostały z aprobatą w głosie i przeuroczym uśmiechem na ustach, perfidnie zakrawającym o dziecinną niewinność. - Katsu.
Zabrzmiało to jak koniec dyskusji.
Od samego początku imię skojarzyło jej się z pięknem i siłą i te cechy miały jej przyświecać, miały stać się fundamentem do rozwoju. Tym również, jak wierzyła, była jej opiekunka. Nie banałem, banały bywały bowiem okrutnie nudne. A ona ponad wszystko nie znosiła nudy.
Nieczęsto zwracała się do starszego demona po imieniu. Słowo Matka samo cisnęło jej się na usta i choć z początku tak często wywoływało ostrą reprymendę, przeszło do porządku dziennego, podobnie jak wiele innych smoczych zachowań okraszonych wystarczającym uporem.
Piękna kobieta o zielonym spojrzeniu, która się nią zajęła, bardzo szybko przybrała w złotych oczach postać rodzicielki, której gad tak potrzebował. Katsu nie była przecież stworzeniem lubiącym samotność, na pewno nie w pierwszych tygodniach życia. Niesamodzielna, niezdarna, uparta i tak bardzo ciekawa świata - nie można było jej pozostawić bez rodzica.
Zdawało się, że obydwie zdały sobie z tego sprawę bardzo szybko.
Nie pamiętała swojego stworzyciela, choć Matka opowiadała jej o nim bardzo wiele. O tym, jak musiał wybrać ją z konkretnego powodu, dając nieśmiertelność i nowe życie. O tym, że zrodziła się w ogniu, jako stworzenie wyższe. Żadna z nich nie wiedziała, cóż wydarzyło się dokładnie tamtej nocy w wiosce, a i wszyscy, którzy mogliby coś wiedzieć pouciekali, bądź zostali pożarci przez płomienie. Starszy demon jednak uparcie powtarzał, że nie miało to znaczenia.
I zaiste, z czasem przestało je mieć całkowicie, a jedyne, co przypominało Katsu o wydarzeniach z gór Kii, to sny o płomieniach, o złocie i chaosie, przepełnione strachem, którego źródła nie potrafiła dojść.
Jej opiekunka, której imię przywłaszczyła sobie bez zająknięcia, kładła ogromny nacisk na to, aby Katsu wiedziała jak najwięcej. O życiu. O ludziach i o demonach. O bóstwach i o wojnach.
To ty tworzysz świat naokoło siebie - mawiała, z tym swoim pięknym uśmiechem. Dopilnuj, abyś była w stanie stworzyć go jak najbardziej bogatym. Dopilnuj, aby stworzyć naokoło siebie istny splendor, z którego później będziesz mogła czerpać do woli.
Często wspominała też, że niewiedza pozostawała jedną z największych słabości, a ponieważ Katsu nie chciała być słaba, chłonęła każdą jej ilość, udowadniając, że smoki były bardzo pojętnymi stworzeniami.
Była inna i od samego początku czuła silne przywiązanie do swojej wyjątkowości. Dumna z tego, co sobą reprezentowała. Nie rozumiała dlaczego kazano jej przybierać postać człowieka - prostego, prymitywnego, nudnego człowieka.
Była smokiem. Nie chciała kryć rogów, których kształt nierzadko ulegał drobnym zmianom, świadczącym o jej obecnym nastroju. Nie lubiła też uczucia, gdy kręgosłup nie kończył się długim, znajomym batem, zakończonym ostro ułożonymi na sztorc łuskami. Nade wszystko nienawidziła tej głupiej potrzeby ukrywania się przed stworzeniami o tyle od nich słabszymi.
Robiła jednak to, czego od niej oczekiwano, choć posiadała w sobie również tę naturalną potrzebę do [i[buntu[/i]. Miała wrażenie, że Matka to doceniała, na swój własny sposób. Że nawet jeżeli za jej sprawą polowanie zmieniało się w krwawą rzeź, po której musiały znów pospiesznie zmieniać kryjówki, jej opiekunka czuła dumę.
Jedną z pierwszych rzeczy, które smok pokochał na tym świecie było złoto. Piękne, lśniące, przywodzące na myśl wszystkie najwyższe wartości. Odbierające rozsądek i w jakimś dziwnym stopniu przywodzące na myśl obrazy ze snów.
Uwielbiała je w każdej jednej postaci, obsesyjnie pragnąc go całym sercem. Matka nazywała to smoczą gorączką, lecz Katsu zawsze uważała, że przemawiała przez nią zwykła zazdrość.
Metal hipnotyzował ją, oblepiając serce swoją płynną postacią, zachłannie domagając się jej uczucia i wypierając wszystko inne. Zdobyte, ukradzione, przemycone czy kupne - każdy jego jeden rodzaj smakował inaczej, a jednak jednocześnie tak samo cudownie. Każdy jeden odcień emanował słodkim przyjemnym blaskiem. Składowała je w skrzyniach w tylko sobie znanych miejscach, pozostawiając po trochu w każdym jednym mieście, w którym się zatrzymywały. Skrytki były pochowane w jaskiniach, grotach, lasach, kanałach czy nawet na dnie leśnych sadzawek. Składowała dobra materialne niczym ta wiewiórka robiąca zapasy, z tą różnicą, że smok doskonale pamiętał, gdzie schował każdą jedną, choćby najmniejszą złotą monetę.
Okrucieństwo pojawiło się naturalnie, jako element przyswojony wraz z krwią, choć jej Matka powtarzała, że Katsu stała się tą mniej cierpliwą, aczkolwiek bardziej rozważną i zdecydowanie subtelniejszą wersją jej samej. Brzmiało to jak komplement, więc przyjmowała go z uśmiechem, który tylko czasami pozostawał szczery, bo gra pozorów, również odziedziczona z czasem od szmaragdowookiej, okazała się być jej mocną stroną.
Gdy nauczyła się przełykać gulę goryczy związanej z koniecznością uczłowieczania się, Matka zaczęła zabierać ją częściej w miejsca publiczne, pokazywać w tłumie istotnych zarówno w ludzkim, jak i w demonicznym świecie postaci. Szlachta wywoływała w Katsu pewien rodzaj obrzydzenia, ponieważ smocza duma sięgała głęboko do oblepionego złotem serca, w którym nie było miejsca na wiele więcej. I choć potrafiła udawać uprzejmość i elegancję, zawsze pozostawała wierna tylko samej sobie i coś w jej postaci zawsze to zdradzało.
Ostatnie wspólne miejsce zamieszkania, ostatnią kryjówkę miały z matką w Osace. Tam też pewnej nocy dotarł do nich list pachnący niczym najsłodszy afrodyzjak krwią marechi, po przeczytaniu którego starszy z demonów oznajmił, że musi wyjechać na kilka tygodni.
Katsu przystała na tę propozycję. Dwa spędzone wspólnie miesiące były wystarczającym okresem nauki, aby smok poczuł się na tyle pewnie, by polować samodzielnie.
Matka jednak mimo najszczerszych obietnic nigdy nie wróciła do Osaki. Nigdy nie wróciła do Katsu, a zdrada ta spowodowała, że smok stał się wyjątkowo nieufnym stworzeniem.
Droga Kitsune
Odnalazłam złote smocze jajo.
Pamiętasz, jak mówiłam Ci, że zawsze pragnęłam znaleźć demona, którego mogłabym wychować? Jak ciekawiło mnie poczucie posiadania silnego wpływu na stworzenie tak podatne, tak zagubione, a jednocześnie tak cholernie potężne?
Tak też się stało i, na Stwórcę, musisz ją kiedyś poznać.
Poniekąd, w pewnych momentach przypomina mi bardzo Ciebie i być może dlatego daje mi aż takie ukojenie, choć wiem doskonale, że tak naprawdę nigdy nie będzie w stanie mi Ciebie zastąpić.
Jest piękna. Jest zdolna. A ja sprawię, że któregoś dnia przyniesie Ci dumę, gdy ją poznasz.
Niech to będzie mój dar dla Ciebie, Kitsune.
Twoja Karta została zaakceptowana, a ty tym samym wstąpiłeś w szeregi Demonów.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które możesz przeznaczyć na rozwój postaci. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach