Nie zajęło mu wiele czasu, aby ostatecznie trafić do Ryokanu, którego rośliny przyozdabiające mury zadrgały w napięciu. To napięcie wyczuwał również przybysz. Nie walczył jednak z wibrującą zagadką, która od kilku miesięcy uciskała jego myśli. Ukrywał zirytowanie, wyciągając z wnętrza swojej popsutej osobowości namiastkę kociej ciekawości, która zmusiła jasną dłoń to pchnięcia wrót, a nogi, do obrania meandrowego kierunku ku jedynemu — a zarazem charakterystycznemu — zapachowi śmierci. Kroki przybysza stawiane były swobodnie, pozostawiały po sobie mokre odciski i grudy ziemi, sugerując, że obrał trasę z peryferii, że długi czas znajdował się poza mieszczańską wygodą.
Nie zapukał. Nie uważał, że musi. Dłoń przesunęła drzwi, a w mętnym poblasku wyróżniła się w progu ciemna postać. Materiał, który osłaniał głowę, zdarły cienkie palce, zmięły szary sięgający kolan materiał imitujący płaszcz, uwolnił wyplatane z upięcia ciemne kosmyki, twarz gładką i nienakreślona żadnym zranieniem, tak samo młodą, jak mógł zapamiętać jego podopieczny. Srebrne oczy wydawały się nie przeczesywać pomieszczenia — jakby układ wybranego przez Ichitarō pokoju wcale go nie obchodził. Kocie źrenice ogniskowały się w jasnowłosym demonie, który obróciwszy w końcu głowę, spoglądnął prosto w toń nieodgadnionego spojrzenia.
Rintarou przemilczał jego wypowiedź. Podświadomie czuł, że towarzystwo tego demona wywierało na nim podświadomie aurę ostrożności, nie tylko podpartą i wyczuwaną — nieznaną dotąd — pewnością siebie, ale i zamiarami. Konfrontacją (a może uwagą?), którą tak nieubłaganie w nim szukał. Demon zasunął za sobą drzwi i wykonał krok w głąb izby, tym razem lokując uwagę w zakneblowanej kobiecie. Najwidoczniej przez krótką chwilę miała nadzieję na jego pomoc, bo szarpnęła się marnie, a oczy zaszły łzami.
— Niełatwo mówić o trudności, kiedy tak namiętnie przypisujesz cyrografem, każde pozostawione po sobie truchło. Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś. Aż tak łaknąłeś mojego widoku, że zdeterminowanie zdominowało twój jakże nam znany leniwy charakter?
Na zimnych ustach dostrzec mógł w końcu cień rozczulającego uśmiechu, ale czy naprawdę się tam znajdował? A może był to jedynie tryumf nad tym, że mógł mu to wytknąć. Zwrócić uwagę na jego niegdyś słabe i pozbawione ryzyka zachowanie.
Frywolnie rzucił szary materiał na łoże i poprawił na sobie szaty, które zdążyły zmarszczyć się przy okrywających obojczykach. Przekrzywił głowę, patrząc w kierunku rozleniwionych białych węży odpoczywających na kolanach jego podopiecznego. Nie skomentował ich widoku, ale zapamiętał w myślach każdy dostrzeżony szczegół.
— A więc jaki jest prawdziwy powód twojego zaangażowania? Trudno mi uwierzyć, że to zwykła rekompensata. Za bardzo się starałeś.
Wzrok w końcu delikatnie rozbłysnął drobinkami czerwieni.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
— Kiedy zamierzasz przejść do sedna?
I trudno było nie wyczuć w tonie popędzania, nawet jeśli oczy jawiły się spokojną mieszaniną srebra i karmazynu. Już wtedy zrozumiał, że coś jest nie tak; poczuł, że grunt osuwa mu się spod stóp, a sam znajduje się na nierównej pochyłej; jakby próbował utrzymać się krawędzi z popsutym błędnikiem. Każda sekunda niewiedzy doprowadzała go do szaleństwa. Miał ochotę podejść do mężczyzny i złapać za przód szaty i nim potrząsnąć: „no dalej, mów”, ale fałszywa postura, za która się przecież skrywał, nie pozwalała na takie odstępstwa. Nawet kiedy upadał na dno, musiał wyglądać dobrze – musiał stwarzać pozory. Z uwagą otaksował pełzające do niego zwierzę. Nic nie powiedział.
— Doceniam fakt, że rozumiesz, że nie robię tego z "dobroci serca". Nie stać mnie na nią.
— Cieszę się, że pojąłeś naszą genezę.
— Tę ucztę zorganizowałem w ramach naszego pożegnania Rintarou.
Słowa krążyły w jego głowie w kółko.
Pożegnania, Rintarou.
Na oczy opadła biała mgła.
Pożegnania.
Poże...
Trzask. Język poruszył się po podniebieniu, zahaczył o zęby. Coś walnęło go niczym obuchem w łeb. Może właśnie to spowodowało, że zaczął chichotać? Śmiał się tak długo, że jego młodzieńcze rozbawienie wprawiło w drżenie ramiona, wypełniło pokój; aż zapłakana kobieta uniosła głowę, chyba bardziej przerażona niż wcześniej.
— Pożegnania — powtórzył bez wiary, a oczy nie przestawały migotać; pomimo iż roziskrzone, to nie stały się wilgotne. Wpatrywał się w podopiecznego roześmiany — jakby co najmniej Ichiratō nagrodził go dobrym żartem. Doszukiwał się kłamstwa w tych ślepiach, ale niestety nic takiego w nich nie odnalazł. Przysunął długim palcem po kąciku oka. — Więc zwołałeś mnie tu, aby oznajmić mi, że mnie opuszczasz, bo co? Bo woła cię posługa dla większego zła? – Nie traktował go poważnie. — Wszyscy jesteśmy sługami najwyższego, sługami Kizuki, co to za cholerna różnica? — Wyrzucił teatralnie ręce na boki.
Postąpił w jego stronę wciąż sprawiając wrażenie odprężonego; był jak niezrównoważona pogoda. Poruszał się, jakby tańczył; jakby olewał wszystko i wszystkich, jakby nic do niego nie docierało (albo nie chciało dotrzeć). Opadł na tyłek i zgiął luźno nogę w kolanie i podparł na niej przedramię. Bez zawahania odebrał czarkę przepełnioną krwią i odstawił na stół, jakby miała być na potem. Zziębnięte opuszki przesunęły się po brzegu.
— Jeśli już żarty mamy za sobą, możesz zająć się nakładaniem porcji. Jestem piekielnie głodny. — Jęknięcie wyrwane z gardła kobiety na te bezwzględne słowa, sprawiło, że Rintarou przechylił niecierpliwie głowę i wywrócił oczami, jakby była jakimś niesfornym gryzącym nogawkę szczeniakiem. — Szedłem tu prawie dwa dni! Nie wiem czemu ona jeszcze tu siedzi i stęka, to irytujące.
Później nachylił się nad stołem i wsparł leniwie policzek na dłoni. Patrzał na jej przepoconą twarz. Po długich chwilach wyciągnął dłoń (szata zmarszczyła się na przedramieniu i odkryła szczupły nadgarstek) i musnął opuszkami luźnych kosmyków; ta zadrgała w niepewności.
— Jesteś matką? — zapytał niespodziewanie i uniósł brew.
Dziewczyna skinęła ostrożnie, choć długo się wahała. Oczy Rintarou rozbłysły niezdrową fascynacją.
— Macierzyństwo nie jest tak ciężkie, jak myślałem. Z wyjątkiem tych chwil, gdy jest. — Spoglądnął na Ichirarō.
Rintarou wyglądał, jakby żył w innej rzeczywistości; jakby nie przyjmował jego słów do zrozumienia. Trudno stwierdzić, czy to, co powiedział Ichiratō, zwyczajnie do niego nie docierało, bo słowa nie potrafiły przebić się przez wytworzony mur pewności siebie, czy zwyczajnie zadziałał w nim mechanizm obronny; odreagowanie na porażkę.
Wyparcie.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|