Moment, w którym wpadłem na tamtego demona bez broni, wiele mi uświadomił i zdawałem sobie sprawę, po jak bardzo cienkiej linie stąpałem. Jeden zły ruch i już leżałbym na dnie tego metaforycznego urwiska, byłbym kolejnym młodym zabójcą, który skończył swój żywot przed wcześnie. Dlatego nie oszczędzałem się i wolny czas poświęcałem na katorżnicze treningi, rano jeden i popołudni jeszcze jeden dla pewności, aby utrwalić wcześniej zdobyta wiedzę.
Tak było i tym razem, jednak trochę się przeforsowałem, po treningu usiadłem sobie przy drzewie i odpoczywałem na tle zachodzącego słońca. Nie potrzebowałem wielu czasu, żeby moje ciało i umysł oddały się w objęcie morfeusza. Zawsze miałem niebywały talent do zasypiania w każdym miejscu i porze, a sam proces był niezwykle prosty. Może powinienem zatem kiedyś opracować oddech snu, może to było coś dla mnie? Skoro nie szło mi za dobrze z płomieniem, robiłem postępy, ale były one bardzo słabe, w porównaniu do rezultatów, jakie miałem po treningach siłowych i wydolnościowych. Tylko że techniki nie da się ot, tak opanować, a ciało łatwo można wyrzeźbić i wzmocnić.
Ocknąłem się gdy niebo było jeszcze zaspane i teraz nie wiedziałem, czy po prostu odpłynąłem na kilka minut, czy może godzin. Ciężko było stwierdzić czy był to zachód, czy wschód, skoro nie było widać nigdzie księżyca, ani słońca. Podniosłem się, o trzepałem, ziewnąłem przeciągle i rozprostowałem zastygnięte ramiona. Branie kiedyś skończysz martwy przez te swoje wyluzowane podejście. Za chwile się okaże, jaką mamy porę dnia i czy dalej będę mógł pójść drzemać, czy to już czas, aby zacząć kolejny trening. Gdy tak stałem przy drzewie, zobaczyłem kobietę, która sobie truchtała, dalej nie dawało to odpowiedzi odnośnie pory dnia, w końcu może lubiła ćwiczyć gdy było chłodniej i robiła to wieczorem albo była ranny ptaszkiem. Na oko nie była starsza ode mnie, a przynajmniej tak nie wyglądała.
- Może zabrzmi to trochę głupio, ale jaką mamy porę dnia? - Uśmiechałem się nieporadnie, masowałem dłonią potylice i świeciłem złotymi ciepłymi tęczówkami. Wyobrażałem co sobie, musiała pomyśleć, że jakiś natręt ją chce nagabywać i to jeszcze z takim tandetnym tekstem. Gdzie ja naprawdę po prostu chciałem poznać, jaka jest pora dnia. Od tego zależał dalszy plan na dzisiaj i to, co zrobię.
albo ją przed sobą stworzę
- Wcześnie rano - wyjaśniła przekrzywiając lekko głowę na jedną stronę, jak gdyby się nad czymś zastanawiała. Z początku myślała, że sobie z niej żartował, jednak szybko doszła do potencjalnej prawdy. W końcu nieznajomy wyglądał na zaspanego. Spał na dworze? Nie byłaby całkiem zdziwiona. Sama czasami praktykowała drzemki pod nocnym niebem, kiedy w pobliżu nie było żadnego sensownego schronienia, a ona znajdowała się daleko od domu, gdzieś na misji. Mimo wszystko nie byłaby sobą, gdyby jakoś tego nie skomentowała, prawda? - Jesteś bezdomny? - Zapytała, a kąciki jej ust lekko drgnęły ku górze. Delikatny uśmiech wykwitł na jej pełnych ustach odejmując jej kilka dobrych lat. Ciemnoniebieskie tęczówki wciąż jednak pozostały ostrożne. Zlustrowała go dokładniej. Wyglądali na podobny wiek. Był Zabójcą? Na to wyglądało. Od razu rozejrzała się w poszukiwaniu jego katany.
- Biegniesz? - Rzuciła oglądając się lekko za siebie. W jej oczach malowało się tylko jedno: wyzwanie. - Jeśli nadążysz oczywiście.
Jej pytanie w sumie było bardzo trafne, koniec końców nie posiadałem w tym momencie żadnego miejsca, które mógłbym nazwać swoim domem. Do rodzinnej posiadłości nie miałem po co wracać, no, chyba że chciałbym przyprawić wszystkich o zawał. Skoro już od tylu lat myślą, że jestem martwy, to nie ma sensu rozdrapywać tej rany na ich sercu. W Yonezawie miałem swój pokój, ale to też nie było mój dom, ale tylko miejsce do odpoczynku między zadaniami.
- W sumie to faktycznie nie mam miejsca, które mógłbym nazwać domem. Ale chyba bardziej Ci chodziło czy śpię cały czas na dworze... Odpowiedz brzmi nie, po prostu zasnąłem pod drzewem gdy cieszyłem się zachodzącym słońcem. - Uśmiechnąłem się delikatnie gdy udzielałem jej odpowiedzi, widziałem, jak dokładnie mi się przyglądała. Przez moment naszła mnie refleksja czy my przypadkiem gdzieś na siebie nie wpadliśmy, a ja po prostu jej nie pamiętałem? To było raczej mało prawdopodobne, ponieważ miałem bardzo dobrą pamięć wręcz fotograficzną i na pewno pamiętałbym kogoś o tak intensywnie niebieskich oczkach, no i nietuzinkowej urodzie.
A więc chciała, żebym jej towarzyszyły i tak miałem zrobić poranny trening, więc nie widziałem przeszkód, żebym pobiegał z nią. Jednak to druga część, mnie bardziej zachęciła, już tak miałem, że chętnie rywalizowałem oczywiście w granicach dobrego smaku. Pokręciłem głową i barkami na boki, aby rozprostować zastane mięśnie i kości, zrobiłem kilka podskoków w miejscu i ruszyłem za nią. Na początku biegłem z nieco większą prędkością, aby się z nią zrównać i później utrzymać to samo tempo. Czerwone włosy falowały od powietrza i pędu, a ja przysunąłem się bliżej jej ucha, aby mnie wyraźniej słyszała.
- Skoro nadążam, to może przyśpieszymy trochę? - Zrobiłem to samo co ona, sprowokowałem ją do większego wysiłku. Nieznacznie zaczynałem przyśpieszać i wychodziłem na prowadzenie. Skoro chciała wspólnie poćwiczyć, to musiała się nastawić na większy wysiłek. Jak już podchodziłem do treningu, to brałem go na poważnie i dawałem z siebie 110%.
albo ją przed sobą stworzę
- Zmęczony? - Rzuciła w jego stronę skupiona na biegu. Czuła jak jej puls przyspieszył. Starała się zachować miarowy oddech. - To może sparing, nieznajomy? - Dodała wciąż nie zwalniając. I chociaż bójki między Zabójcami Demonów były niedozwolone. To przecież miał to być jedynie przyjacielski pojedynek, prawda? Z drugiej strony znajdowali się na odosobnionej polanie. Co złego mogłoby się stać ...
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
- Żartujesz? Dopiero się rozgrzewam, chociaż może powinniśmy wybrać jakieś punkt, do którego biegniemy, no, chyba że to konkurs wydolnościowy i sprawdzamy, komu pierwszemu zabraknie pary. - Niezależnie od tego czym była ta konkurencja, nie zwalniałem i starałem się biec ile tylko siły miałem w nogach, żeby nie zostać w tyle. Gdyby ktoś mnie zapytał, czemu ścigam się z nieznajomą tak wcześnie rano, to nie znalazłbym żadnej sensownej odpowiedzi i raczej wszystkie moje wyjaśnienia zabrzmiałyby niedorzecznie dla przeciętnego zjadacza ryżu. Oddychałem głęboko, wciągałem powietrze przez nos i wydychałem ustami, musiałem dostarczać do mięśni paliwo, którym był tlen, bo inaczej zaraz zostanę w tyle i przegram przez brak siły i zakwasy.
- Bardzo chętnie, tylko wybierz miejsce. - Poczekałem, aż niebieskooka wybrała punkt, do którego mieliśmy biec, w końcu każdy wyścig musiał mieć jakąś metę, inaczej bieg bez celu nie mógł być konkurencją. - Skoro to ty mnie wyzwałaś, to mi przypada wybór. W takim razie sprawdzimy się w walce wręcz i przegrany stawia śniadanie? - Zapytałem, czy pasuje jej taki układ, czy może miała coś przeciwko. Wyciągnąłem miecz za czerwonego sznura i oparłem go o jedno z pobliskich drzew, a na gałęzi zawiesiłem swój biały płaszcz, rękawy kimono podwinąłem nad łokcie.
- Ostrzegam, nie dam Ci taryfy ulgowej z powodu ładnej buzi i zjawiskowych oczu. - Wypowiedziałem te słowa z odrobiną bezszczelności w głosie, dostrzegałem jej urodę, ale w sparingu to nie miało najmniejszego znaczenia. Przyjąłem pozycje do walki i podniosłem gardę do góry, uważnie przyglądałem się każdemu jej ruchowi.
albo ją przed sobą stworzę
- Tamto połamane drzewo - rzuciła wyznaczając im metę i mówiąc o starym rozoranym przez jakąś wichurę dębie. Musiał wiedzieć, o którego jej chodziło bo było tylko jedno. Potem biegli jeszcze kawałek. Tyle ile mogli. Kto dotarł na miejsce pierwszy? Ciężko powiedzieć. W końcu miała być to tylko rozgrzewka. Prawdziwa zabawa dopiero się zaczynała. Rin od razu przyjęła propozycję. Nie musiała się nawet zastanawiać. Gdyby zaproponował, że przegrany będzie musiał zrobić coś głupiego lub niebezpiecznego też pewnie by na to przystała. Zwyczajnie nie zamierzała przegrywać.
- Lepiej się postaraj, bo zamierzam zjeść trzy porcje na raz - odparła trochę żartobliwie, jednak bez przeszkód mógł zauważy, że żarty nie wychodziły jej najlepiej. Należała do tych sztywnych Samurajów, którzy obsesyjnie wykonywali swoje obowiązki. Czerpała rozrywkę tylko z walki. Kontakty międzyludzkie nie były jej najlepszą stroną. Zwyczajnie brakowało jej w nich doświadczenia. Tak naprawdę nie potrafiła zjeść zbyt wiele na raz, jednak była raczej często głodna. Coś za coś.
- Świetnie - skwitowała ustawiając się wygodniej na lekko ugiętych nogach. - Miałam nadzieję, że pokażesz mi na co Cię stać. Połamię Cię, jeśli będziesz się oszczędzał - dodała wpatrując się w jego ładne złote tęczówki i unosząc zaciśnięte pięści do góry. Mała groźba? Gdzie tam... Jej postawa była raczej oryginalna. Jedna noga odrobinę przed drogą w lekkim wykroku. Zaciśnięte pięści wysoko tuż przed twarzą. Wyglądało to tak, jak gdyby chciała zasłonić swoją - jak sam powiedział - ładną buzię, jednak pozostawiała resztę ciała bezbronną i osłoniętą. Był to sposób walki, który od zawsze praktykowała. Nie podobał się jednak jej ojcu. Zawsze beształ ją, że stoi w taki niechlujny, nierozsądny i trochę lekceważący sposób. Mimo wszystko nawet staremu Asano nie udało się wyplenić tego nawyku. Uważała swoją postawę za mylącą. A to element zaskoczenia mógł przecież zaważyć o wyniku walki.
Widziałem, jak przygotowywała się do walki, miała dość nietypowy strój, kombinezon? Już na pierwszy rzut oka widziałem, że był dobrze do niej dopasowany i na pewno nie utrudniał jej ruchu. Sam też miałem bardzo dobrze skrojone kimono, które nie ograniczało mi ruchu, ale nie było aż tak przylegające jak jej strój. Wizja śniadania nieco mnie motywowała, w końcu nie zjadłem kolacji i trochę zaczynała mi ciążyć pustość żołądka, ale na pewno po wszystkim będę musiał się dobrze nawodnić.
- Pokaże, inaczej sparing nie miałby większego sensu. - Odwzajemniłem jej spojrzenie, może groziła mi połamaniem, ale ciężko było w to uwierzyć gdy patrzyło się na jej niewinną twarz. Chociaż doświadczenie już mnie nauczyło, żeby nie oceniać książki po okładce, bo może mocno spaść na głowę. Jej słów nie odebrałem jako groźby, bardziej jako takie urocze zapewnienie, że sama będzie walczyć na całego i nie zamierza się hamować. Sam przybrałem pozycje do walki, stanąłem w wielki rozkroku, prawa noga na godzinie drugiej, a lewa na siódmej. Dłonie trzymałem na wysokości klatki piersiowej prawa przed lewą i z wysuniętym barkiem tak jakby chciał stanąć do niej bokiem, ale nie do końca.
Widziałem, jak na mnie ruszyła bez ostrzeżenia, bo żaden sygnał do startu nie był potrzebny, tak naprawdę sparing zaczęła się w momencie, który zapytała mnie o sparing. Uważnie przyglądałem się jej całemu ciało, wiedziałem, że walka to nie tylko uderzanie pięściami, ale cała wachlarz różnych ruchów i zagrywek, których trzeba się wystrzegać.
Widziałem, jak wzięła zamach swoją pięścią, wzniosłem blok do góry od boku, aby zatrzymać jej cios, jednak to była tylko zmyłka i zaraz za ręką do góry poderwała się noga, przyjąłem mocne kopnięcie na gardę, miała sporo siły i nie brakowało jej szybkości, gdyby jeszcze tylko była zręczniejsza, to mogłoby to się bardzo źle skończyć. Dobrze, że w porę zorientowałem się, co planuje. Jak tylko zablokowałem cios, od razu przeszedłem do kontraktu, zrobiłem większy rozkrok i zginałem nogi w kolanach, aby zjeść jak najniżej swoim ciałem, spróbowałem ją podciąć gdy stała na jednej nodze i przy wyprostowaniu uderzyć/ popchnąć otwartą dłonią w bok, tak żeby straciła równowagę.
albo ją przed sobą stworzę
Nie miałem zbyt wielkiego, wyboru musiałem pozwolić się pociągnąć i przewrócić się z nią, w czasie upadku jednak starałem się wywalczyć jak najlepszą pozycję, wyjściową do zapasów. W locie chwyciłem drugą ręką za przegub jej dłoni, która pazurami wbijała mi się w rękę i odciągnąłem na bok, tak, żeby oswobodzoną dłonią złapać za jej drugie ramie i docisnąć je razem do podłoża. Przełożyłem nogę nad nią i korzystając z dosiadu, naparłem na nią, całym swoim ciałem utrudniałem jej próby zrzucenia mnie czy przetoczenia. Nie przysuwałem za blisko twarzy do jej, bo miałem gdzieś z tyłu głowy obawę, że mogłaby mnie uderzyć z główki w nos. A rozkwaszony nos to nie było coś co chciałem w tej chwili, przez brak powonienia przez jakiś czas nie mógłbym czerpać przyjemności z jedzenia.
- Jeden zero. Ta runda jest moja.- Jeszcze chwile przytrzymałem ją w miejscu, aby mieć pewność, że nie walnie mnie jak tylko ją puszcze. Wstałem i wyciągnąłem w jej stronę otwartą dłoń, żeby pomóc jej wstać. - Walczymy do trzech zwycięstw... Jesteś całkiem niezła. - Z bezszczelnym uśmieszkiem na ustach rzuciłem drobny komplement w jej stronę. Dysponowała niemałymi umiejętnościami i miała bardzo nietypowy sposób walki, gdybyśmy byli na tym samym poziomie na pewno miałbym problem nadążyć za jej niekonwencjonalnymi metodami.
Może nie wspomniałem o tym wcześniej, ale skoro powiedziała sparing to zakładałem, że znała mniej więcej jakie zasady panują podczas takich starć. Liczyły się tylko czyste trafienie, które doprowadzą do upadku przeciwnika albo przytrzymanie go na ziemi przez kilka sekund. Zrobiłem kilka kroków w tył i stanąłem w pozycji do walki tak jak wcześniej, dałem jej chwile na zebranie myśli i od razu ruszyłem z natarciem. Wykonałem w jej kierunku kombinacje trzech uderzeń, wymierzonych na jej korpus. Pierwszy cios to był prawy prosty, następnym lewy sierp od dołu i na koniec kopnięcie z pół obrotu lewą piętą.
albo ją przed sobą stworzę
- Jesteś za ciężki - rzuciła trochę żartobliwie nie potrafiąc się wygramolić spod jego żelaznego ucisku. Zlustrowała go spod przymrużonych powiek, zdając sobie sprawę, że z takiej odległości jego oczy wydają się jeszcze bardziej złote. Przypominały topniejący karmel. Oddychała ciężko, bo nienawidziła przegrywać. Złość wychodziła jej uszami, ale nie mogła nic na to poradzić. Przygryzła policzek od środka i skinęła w końcu. Wygrał, nie było co ukrywać. Dobrze, że przytrzymał ją jeszcze kilka chwil dłużej, bo pewnie od razu by go zaatakowała. Kierując się bardziej emocjami niż zdrowym rozsądkiem. Teraz jednak leżała bezwładnie pod ciężarem jego ciała czując jak całe nabuzowanie z niej odchodzi.
Jeden zero.
- Ty też jesteś niczego sobie - odparła chwytając go za dłoń i wstając za jego pomocą. Nie puściła jednak jego dłoni od razu z całej siły za nią pociągnęła dołączając do tego swoją drugą rękę, żeby wzmocnić uścisk. Przekręciła się do niego bokiem próbując przerzucić go przez swój bark prosto na chłodną, poranną, zroszoną trawę. Był wielki i wysoki, jednak w tym ataku chodziło bardziej o technikę wykonywania przerzutu, niż samą siłę fizyczną. Czy jej się udało? Zamierzała wykorzystać element zaskoczenia. Wiedziała, że w otwartej walce nie miała z nim szans, więc włączył jej się forma kombinowania. Była przyzwyczajona do walki z silniejszym przeciwnikiem, gdy większość swojego życia uchodziła za małą kruszynkę. Nie czekała na „rozpoczęcie” drugiej rundy. Dla Rin ona zaczęła się w momencie, w którym obydwoje zgodzili się, że chłopak wygrał pierwszą.
- Miło, że zauważyłaś...- Nie zdążyłem dokończyć wypowiedzi, bo poczułem, jak zacisnęła mocniej dłoń i pociągnęła mnie w swoją stronę, aby przerzucić przez bark. Miałem z tyłu głowy, że może w ten sposób wykorzystać moją pomoc i obrócić ja przeciwko mnie. Czy mnie to w jakiś sposób do niej zniechęciło, czy uraziło? Nie, w końcu to ja zdecydowałem się pomóc wrogowi, którym była przez czas trwania sparingu.
Technikę miała bardzo dobrą i całkiem sprawnie jej to poszło, nie miałem wystarczająco czasu, żeby jakkolwiek zabezpieczyć się przed takim manewrem, ani go powstrzymać. Poczułem, jak moje stopy oderwały się od podłoża, a świat nieco zawirował, w żaden sposób nie mogłem powstrzymać tego manewru dlatego skupiłem się na tym co będzie potem.
Uderzyłem z mocnym hukiem o trawę, aż mnie zapowietrzyło, ale to nie było koniec rundy, musiałem zebrać się do dalszej walki, jeżeli nie chciałem oddać jej tego punktu za darmo. Od razu się przeturlałem po trawie, aby utrudnić jej dosiad czy trafienie i jeżeli dalej trzymała moje ramie, zamierzałem to przeciwko niej wykorzystać, pociągnąłem ją mocno na siebie gdy leżałem na plecach i wbijając stopę, w jej podbrzusze przerzuciłem ją. Niezależnie czy ją przerzuciłem, czy odturlałem się, po prostu znajduje dogodny moment, żeby zrobić sprężynkę i wstaje do pionu z gardą i dokładnie się jej przyglądając.
- No no, widzę, że całkiem dobrze wykorzystujesz swoje zalety. Cicha wody brzegi rwie, chyba muszę bardziej się przy tobie pilnować. Bo jeszcze faktycznie mnie połamiesz, a ja nie koniecznie chce teraz leżeć przez dłuższy czas w łóżku. - Mimowolnie podniósł się mój kącki ust, walka z nią była ciekawa i nie można było się nudzić i na wszystko trzeba było uważać.
albo ją przed sobą stworzę
- To jak? Jeden - jeden? - Zapytała z triumfalnym uśmiechem na wargach. Ponownie przyjęła swoją poprzednią bojową postawę, tak bardzo oryginalną tylko dla niej. Tym razem grzecznie poczekała, żeby i chłopak stanął do walki. Zajęło mu to ledwie dwie sekundy. Szybko się przeturlał wstał i pokazał gotowość. Widocznie nauczył się tego po jej wcześniejszym zachowaniu. Nie było czasu na odpoczynek, a ich sparing nie miał przerw. Trwał nieustannie. Słownie jak i w walce wręcz.
- Tym razem w łóżku nie na trawie? Ciekawa odmiana - skwitowała wpatrując się przez chwilę w uniesiony kącik jego ust. Dobrze się bawił? Na to wyglądało. Ona bawiła się świetnie. Nie potrafiła tego nawet ukryć. Ponownie uspokoiła swój oddech. - Myślę, że nie masz się czego z mojej strony obawiać i doskonale o tym wiesz - dodała swojego rodzaju komplement. Rzeczywiście jego ruchy były przemyślane. Był szybki, silny i naprawdę zwinny. Pomimo wysokiego wzrostu nie zachowywał się ociężale. Łatwo można było zauważyć, że sporo trenował. Przewyższał ją umiejętnościami, ale czy także kreatywnością?
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
- Niech będzie, ale skoro już rozgrzewkę mamy za sobą teraz możemy pójść na całość. - Odpowiedziałem jej z iście diabelnym uśmieszkiem, moje oczy wyglądały niewinnie, ale grymas był całkowitym przeciwieństwem. - Byłoby trochę ciasno... Aj tam od razu nie obawiać się. Sama dobrze wiesz, że odpowiednia technika i pomysły potrafią zastąpić siłę, gorzej, jak nie ma się możliwości, żeby wywalczyć sobie otwarcie. - Uśmiechałem się niewinnie i zmrużyłem ślepia, ale na bardzo krótki moment, nie zamierzałem stracić z nią kontaktu wzrokowego i dobrze zrobiłem, ponieważ ona bardzo szybko i zgrabnie skróciła dystans. Postawiłem gardę i starałem się pracą nóg dostosować do jej pozycji, tak aby mieć ją odrobinę z boku, co by ciosy same łatwiej z suwały się po bloku, czułem, że jedną stronę uderzała mocniej, coś knuła.
Więc postanowiłem sprowokować ją do akcji, którą planowała i specjalnie pozwoliłem rozbić gardę i odchyliłem się do tyłu, tak jakbym stracił na moment równowagę. Zobaczyłem, jak jej nogi się ugięły, szykowała się do wyskoku, nie wiedziałem, co dokładnie planowała, ale nie zamierzałem dać się zaskoczyć, w końcu to ja zastawiłem na nią pułapkę, a nie odwrotnie. Korzystając ze swoje zręczności, z wytrącenia i utraty równowagi płynnie przeszedłem do salta w tył ze śrubą, aby sprzedać jej porządne kopnięcie w lewy bok i tym samym zepchnąć ją na ziemie. Jak tylko wylądowałem, od razu doskoczyłem do niej, wziąłem duży zamach i zatrzymałem pięść na kilkanaście milimetrów przed jej twarzą.
- Czyli mamy już 2 do 1 prawda?.. Jeszcze jeden punkt i stawiasz śniadanko. - Uśmiechałem się i momentalnie odskoczyłem na kilka metrów. - Tym razem musisz sama wstać... Nie chciałbym znowu się przewrócić. - Puściłem jej oczko i postawiłem gardę, dając jej okazje do przejęcia inicjatywy.
albo ją przed sobą stworzę
- Skoro tak uważasz, nieznajomy. Daj mi się zaskoczyć - odparła tuż przed ruszeniem do ataku. Jego uśmiech był w tym momencie niewinny, jednak Rin nie dała się zwieść. Ponownie stała się poważna uważnie lustrując jego ruchy. Atakowała, jednak postanowiła trochę zmienić taktykę. Wiedziała, że nie była w stanie uniknąć jego ciosów. Był zwinny i szybki. Dlatego też chwilę później chłopak zastawił na nią pułapkę. Kopniak w bok pozbawił ją tchu, zwłaszcza kiedy zderzyła się plecami z twardą ziemią. Jego ruchy były przemyślane. Bez problemu mogła zauważyć, że działał instynktownie, jednak nie był pozbawiony planu. On także doskonale ją obserwował. Tym razem Rin się nie broniła. Upadła na ziemię niczym lalka, a gdy zaatakował ją pięścią jedynie nastawiła policzek. Zamierzała wykorzystać fakt, że nie miała szans na uniki przed jego szybkimi atakami. Wyczekała aż ją powalił, zdobył drugi punkt i dopiero w momencie, kiedy zatrzymał pięść oraz zamierzał odskoczyć - zaczęła. To był ten moment, który zamierzała wykorzystać. Spróbowała chwycić go obydwiema rękami za pięść, pociągnąć i przewrócić na ziemię obok siebie. Następnie zamierzała szybkim ruchem na niego wskoczyć. Lewa dłoń na jego ramieniu przyciskająca je z całej siły do ziemi. Palce prawej dłoni na jego ostro zarysowanej szczęce, gdyby próbował użyć w ataku swojej głowy. Reszta drobnego ciała wygodnie usytuowana na jego twardym brzuchu.
- To ile już mamy punktów? - Pochyliła się nad nim doszukując jego złotych tęczówek swoim wzrokiem. W tym momencie nie miała już wątpliwości, że ostateczny punkt będzie należal do niego. Mimo wszystko nie zamierzała się poddawać. Ani teraz, ani nigdy. Zawsze walczyła do samego końca. Zresztą chciała go jeszcze trochę pomęczyć. Spróbować zaskoczyć. - Dlaczego nie dokończyłeś i nie uderzyłeś mnie pięścią? Zakładam, że wtedy na pewno byłby koniec - dodała ciszej wciąż uważnie przeglądając mu się ciemnoniebieskimi tęczówkami. Cóż w rodzinie Asano walczyło się trochę inaczej. I "do końca" rzeczywiście znaczyło do samego końca.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
- Wygląda na to, że jest dwa do dwóch. - Uśmiechnąłem się niewinnie do niej, nie byłem zły, że znowu to zrobiła. Chciałem po prostu czuć dreszczyk emocji, nie umniejszałem jej umiejętności, to głównie dlatego ciągle udawało się jej mnie podejść. - Ty chyba lubisz być na górze co? - Podczas naszego starcia cały czas to ona sprowadzała nas do walki w parterze i tarzania się w nim. Zadała mi pytanie, którego nie spodziewałem się usłyszeć, w końcu kto by pytał, że ktoś nie wykończył kogoś w sparringu. Może byłem odrobinę dziwny, ale nie musiałem nigdy stawiać widocznej kropki na i. Mogłem ją wtedy wykończyć tym uderzeniem i prawdopodobnie tak by było, w końcu dobry cios na szczękę nie jednemu zgasi światło. W końcu jeżeli przeciwnik nie wykorzystał okazji do wykończenia swojego rywala, najprawdopodobniej to był przejaw delikatniej arogancji.
- Może nie chciałem tego kończyć w taki sposób... może to było coś innego... A może to ty mnie zaskoczyłaś? - Na moich ustach pojawił się delikatny uśmieszek, sam też utrzymywałem z nią kontakt wzrokowy. - To, co kontynuujemy, czy chcesz jeszcze posiedzieć? - Wolną dłonią poklepałem ja po udzie i położyłem na niej,
albo ją przed sobą stworzę
Tak więc po kolejnym podstępie to Rin górowała teraz nad nieznajomym. Triumfalny uśmiech od razu rozjaśnił jej buzię, nie potrafiła go nawet ukryć. Była zbyt pochłonięta walką i jej energią, całkowicie zapominając o otaczającym ją świecie. Na ten moment nie liczyło się już nic innego.
Ty chyba lubisz być na górze, co?
- Oczywiście, że lubię patrzeć z góry jak leżysz rozłożony na łopatki - odparła dociskając mocniej jego ramiona, jak gdyby na znak swojej wyższości. Oczywiście w tym momencie. Wiedziała, że jego umiejętności były bardzo dobre. Nawet odrobinę lepsze niż te, które sama posiadała. Nie ubliżała mu, nic z tych rzeczy. Taki zwykły niewinny żarcik.
- Może po prostu lubisz walczyć - odparła za niego samej znajdując pasującą odpowiedź. Dobrze zgadła? Podobno ludzi najlepiej poznwałyo się właśnie przez walkę. Czy z tą dwójką miało być dokładnie tak? Widząc jego delikatny uśmieszek wiedziała, że coś knuł. Parsknęła cicho słysząc jego komentarz i jej ciemnoniebieskie tęczówki śledziły jego dłoń, która odważnie spoczęła na jej udzie. Specjalnie wbiła paznokcie w jego lewe ramię. Przechyliła lekko głowę poprawiając się wygodniej, jak gdyby sprawdzała miękkość swoje siedziska. - Całkiem wygodnie - odparła dziarsko nie zamierzając odpuścić ani jednej okazji, żeby się podroczyć. Musiała mu w końcu udowodnić kto tutaj rządził, prawda? Kto miał ostatnie słowo. Spojrzała ponownie na jego ciepłe tęczówki zabierając się do wstania. W końcu czekała ich ostatnia runda i przyszedł czas zakończyć walkę, prawda? Każde pewnie było już wystarczająco głodne, a wizja śniadania wisiała w powietrzu. Jeśli pozwolił jej wstać zajęła pozycję do walki, jeśli nie cóż jak już sam wiedział walka w parterze sprawiała jej sporo frajdy. Rin nie zamierzała tak łatwo dać za wygraną.
- Hmmm... To korzystaj z tego widoku, skoro tak bardzo lubisz na mnie patrzeć... Tylko zaraz musisz mnie puścić, jeżeli mamy kontynuować. - Specjalnie chciałem wzruszyć ramionami, które tak mocno dociskała do podłoża. Była stanowcza, chciała walczyć, ale też przy tym spędzić dobrze czas. Nie znokautowałem jej, bo, nie chciałem tego kończyć w taki sposób, poza tym jeżeli straci przytomność, kto postawi te umówione śniadanie.
- Lubię walczyć, to mnie odpręża... Poza tym w walce każdy jest sobą i nikogo nie udaje. Musisz działać instynktownie i zgodnie ze własnym charakterem. - Odpowiedziałem pewnym, spokojnym głosem, mówiłem szczerze, nie miałem żadnego celu, żeby jej okłamywać. W końcu sama dysponowała bardzo dobrymi umiejętnościami, więc na pewno to zauważyła. Zareagowała na moje zachowanie i wbiła mi po raz kolejny paznokcie w skórę. Nie wydałem z siebie żadnego stęknięcia, byłem przygotowany, że po moi ruchu mogło dojść do czegoś takiego. - To dobrze, rozumiem, że tutaj się trzymasz gdybym miał zacząć wierzgać? - Palcem wolnej ręki wskazałem na jej zatopione szpony.
W końcu zaczęła wstawać, miałem w głowie przez chwile myśl czyby tego nie wykorzystać, ale doszedłem do wniosku, że chce jej pokazać cały swój potencjał w tej ostatniej rundzie spalić cały tlen i siły, które jeszcze miałem. Nie chciałem wygrać tego podstępem, ale to była jej wina, to ona mnie tak nakręciła swoim żartami. Spojrzałem na nią swoimi ciepłymi złotymi tęczówkami, w których tliła się dzikość. Przyjąłem pozycje do walki, dałem jej sekundę na przygotowanie się i złapaniu kontaktu wzrokowego, od razu ruszyłem w jej kierunku, bardzo szybkim krokiem przenosiłem płynnie środek ciężkości z jednej nogi na drugą. Mocno pracowałem nogami, prawie jakby tańczył i szybko się przepieszczał z miejsca na miejsce. Moje ruchy były bardzo płynne niczym płomień kołyszący się na wietrze.
Wykonałem kilka prostych ciosów, aby nadać tempo walki i zmusić ją do obrony. Ramionami szybko wracałem do siebie, aby nie dać się jej pochwycić i uważnie obserwowałem jej ruchy, aby wiedzieć jeżeli spróbuje mnie podciąć. Wziąłem zamach lewym ramieniem z góry wycelowanym w jej twarz, aby zamarkować uderzenie kolanem i zmusić ją do podniesienia wzroku i odsłonięcia torsu, kiedy tak naprawdę podniosłem nogę do góry, aby wbić się najtwardszym stawem w jej podbrzusze.
albo ją przed sobą stworzę
- Też tak czuje. Rzeczywiście wyglądasz na odprężonego jak tak sobie leżysz i odpoczywasz - skomentowała, jednak również wyglądała na zadowoloną. Możliwe, że udzielał jej się jego spokojny, pewny ton. Mówił szczerze i dało się to bez problemu wyczuć. Jej ciemnoniebieskie tęczówki powędrowały za jego palcem wskazując na jej paznokcie zatopione w jego naskórku. Lewy kącik jej ust uniósł się delikatnie. Spojrzała na niego spod długich, ciemnych rzęs.
- To tak na pamiątkę naszego treningu - dodała wstając. Mógł ją zaatakować, jednak musiała jakoś go opuścić. Nie było innego wyjścia. Nic takiego się nie stało, może dlatego że nieznajomy okazał się znacznie bardziej honorowym wojownikiem niż Rin. Nie, żeby miało to jakieś znaczenie. Już po chwili wrócili do walki. Długa wymiana. Cios za ciosem.
- Asano. Rin - przedstawiła się między jednym atakiem, a następnym blokiem. Skupienie, pot i głuchy dźwięk uderzeń. Wtedy właśnie chłopak zdecydował się zaatakować swoim kolanem. Bez problemu obroniła się przed jego pięścią. Była także świadoma ataku kolanem, jednak nie dała rady go już uniknąć. Przygotowała się jednak na tyle na ile zdołała. Ugięła lekko kolana, napięła wszystkie mięśnie brzucha. Uderzenie zabolało. Wypuściła ostro powietrze z płuc. Z syknięciem czuła jak jego kość wbija się w jej podbrzusze. Szybkim ruchem chwyciła go pod kolano lewą ręką i miała zamiar razem z nim przewrócić się na trawę. Sam zdążył już zauważyć, że Rin często sprowadzała walkę do parteru. Może był to nawyk, a może jedynie w taki sposób widziała jakieś szanse na wygraną. Tak czy tak, jeśli jej się udało starała się uzyskać jak najlepszą pozycję i przygwoździć go do podłoża. Jego cios był jednak mocny, a jej drobne ciało obolałe. Nie krzywiła się. Nie chciała, żeby zauważył. W życiu Zabójcy Demonów nie było przecież miejsca na słabość.
- Więc to tak, może ja też powinienem zostawić pewien fioletowy mały ślad na Twojej gładkiej skórze? Co byś mogła wracać do tego dnia wspomnieniami. - Odpowiedziałem jej zadziornie, wiedziałem, że ślady po tych zadrapaniach prędzej czy później znikną. Nie były zbyt poważne, delikatnie szczypały i piekły, jak to zadrapania. Walka była zaciekła, ciosy rozbijały się na blokach przy dużym huku, pył i kurz wzbijające się w powietrze od szybkiej pracy nóg i zwrotu. Była jeszcze lepsza niż chwile wcześniej, szybko wyciągała wnioski i się uczyła, aż strach pomyśleć co by się stało gdybyśmy walczyli do dziesięciu. Myślę, że w pewnym momencie nie miałbym jak jej zaskoczyć, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo faktycznie jej zwierzęcy instynkt był niezaprzeczalnym atutem. Między odgłosami walki, usłyszałem, jak wypowiedziała swoje imię, faktycznie nie przedstawiliśmy się sobie, tak jak powinniśmy, ale to wszystko dlatego, że zaczęło się jakbyśmy byli na wariackich papierach.
- Kagami. Yuichiro. - Odpowiedziałem na jej słowa i od razu wróciłem świadomością do walki, na moich ustach malował się delikatny uśmieszek. Delektowałem się tą walką i chciałem jej jeszcze więcej, już zapomniałem, jak przyjemna może być walka z kimś, jak równy z równym. Przeszedłem do realizacji swojego planu i wszystko szło jak z płatka, aż do momentu kiedy złapała mnie pod kolano, zamierzała wykorzystać ten sposób, którym ja ją próbowałem wywrócić w pierwszej rundzie. Musiałem działać szybko i instynktownie nie miałem z byt wiele czasu, jedyne co zauważyłem w jej manewrze to to, że brakowało jej siły i zdecydowania. Musiał być to efekt przyjęcia tego kolana, w końcu praktycznie całe powietrze z niej uszło. Nie byłem w pozycji, w której mógłbym się utrzymać na nogach, więc nie zostało mi nic innego jak upaść z nią, ale na własnych zasadach.
Chwyciłem jej lewą dłoń, która spoczywała pod moją nogą i pociągnąłem swoją stronę, aż do brody, dołożyłem drugą nogę do jej ramienia i ustawiłem się pod dźwignie. Jak tylko uderzyliśmy o trawę, od razu wypchnąłem biodra wyżej i nogami zaprałem o jej klatkę piersiową. Plecy zapiekły mnie ogromnie i część tlenu uszła ze mnie jak z dziurawej dętki. Złapałem ją, jak najmocniej tylko mogłem i zrobiłem dźwignie na jej ramieniu, uniemożliwiłem jej dalszy ruch. Przytrzymałem ja w tej pozycji, żeby tak jak za pierwszym razem ochłonęła i pogodziła się z porażką.
- A więc to ty stawiasz śniadanie Asano- san.- Uśmiechnąłem się do niej, oddech miałem pogłębiony i przyśpieszony, a po twarzy spływały mi strużki potu. Gdy wstawaliśmy Rin mogła poczuć won cedru, która przeszła w delikatnie słodki zapach cytrusów
albo ją przed sobą stworzę
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|