Rage, rage against the dying of the light.
- Lubię swoją głowę - zauważyła bardzo inteligentnie nie chcąc się koniecznie sprzeczać. Demony były z reguły pyszne i pewne siebie, a Kitsune nie odbiegała zbytnio od innych przedstawicieli własnego gatunku. Wyróżniała ją pruderyjność i ta okropna zmienność. Potrafiła być tak samo mocno okrutna jak niewinna, a sama zdawała się tego w ogóle nie zauważać. Była absolutnym przeciwieństwem stoickiej i spokojnej Bodaiju. Tak od siebie różne, tak inne. Nie mogła także zaprzeczyć, bo pewna swoich możliwości, swoich umiejętności nie bała się ryzykować. Chciała pokazać światu, Minoru, samemu Stwórcy na co było ją stać. Obsesyjnie chciała być coś warta, nic innego się dla niej nie liczyło.
Słuchając jej słów nuciła coś cicho pod nosem. Nie przerywała rzucając jej co jakiś czas krótkie spojrzenia. Towarzystwo demonicy dawało jej dziwne uczucie spokoju. Jak by nic złego nie mogło się jej przy niej stać. Wbrew sobie zdała sobie sprawę, że ta na pewno dogadałaby się z Kurokaze. Mieli sporo cech wspólnych z charakteru. Oczywiście czysto teoretycznie, bo przecież demon i Zabójca nie mieli prawa bytu razem. Nauczyła się tego bardzo szybko, bardzo nieprzyjemnie.
Westchnęła cicho przytakując.
- Wiem, że pewnie masz rację - zaczęła przygryzając nieświadomie policzek od środka. - Słyszałam o Tobie. Byłaś kiedyś na szczycie. Ja też tam się znajdę i kiedy już będę najgorszą z najgorszych. Kiedy Stwórca w końcu sobie o mnie przypomni. Kiedy wróci tak jak obiecał - kontynuowała cicho z ledwie słyszalną nutą tęsknoty. Za kimś kogo nigdy nie posiadała, a jednak tak bardzo pragnęła. - Kiedy już osiągnę wszystko czego pragnę, może pokażesz mi swoją drogę? - Zapytała blokując z nią spojrzenie karmazynowych tęczówek. Przyglądała jej się uważnie. Była to forma propozycji. Pakt, do którego mogło jeszcze zostać im kilka stuleci, a jednak miał kiedyś wejść w życie. Kitsune rzeczywiście była pewna swego. Ona po prostu wiedziała, że kiedyś uda jej się stanąć na samym szczycie. Pokazać i udowodnić wszystkim jak wysoko mogła zajść. Chciała być jedną z błyszczących gwiazd na niebie. Cesarzową zła. Czystym chaosem, przed którym inni kuliliby się w przerażeniu. Ludzie, Zabójcy, a także demony. Wszyscy u jej stóp. A co potem? Miała się przekonać od samej Bodaiju.
Zdziwiła się. Nie kryła zaskoczenia lustrując ją dokładniej. Człowieczeństwo było czymś obcym, czymś zakazanym. Większość demonów specjalnie się go wypierała. Kojarzyło się z bólem, ze słabością. Z czymś obrzydliwym. A jednak zakazany owoc przecież smakował najlepiej. Czy gdyby mogła poczuć cokolwiek. Cokolwiek więcej. Byłaby w stanie odwzajemnić niewinne ludzkie uczucia Takuyi? A może on także nie czuł absolutnie niczego. Przełknęła gulę rosnącą w jej gardle nie komentując w żaden sposób słów Bodaiju. Czasami jednak milcząca akceptacja wyrażała więcej niż tysiąc pojedynczych słów.
- Czasami śnią mi się lisy i biała niewyraźna postać - wyznała cicho bawiąc się materiałem jedwabnej sukienki. Jej spojrzenie uporczywie wpatrywało się w swoje szczupłe palce. - Nic konkretnego jednak. Nic więcej. O swoim życiu dowiedziałam się od rodziny. To oni mnie znaleźli. Miałam na sobie kimono do zaślubin. Mój brat był Zabójcą, a ja urodziłam się tutaj. W Kyoto. Dawno temu - zaśmiała się nerwowo, bo tamte czasy nie były niczym przyjemnym. Rzadko kiedy o nich wspominała. Wtedy wbrew sobie obwiniała Stwórcę, że ją zostawił; porzucił. Była sama, wystraszona i zamknięta przed światem, a katorga trwała latami. Ona i ten nieopisany niedosyt. Okropny głód. Dlatego nigdy nie wybrzydzała. Jadła często i ciągle, a jej apetyt był nie do zaspokojenia. Wspomnienia wyblakły jednak wraz z czasem. Nie wiedziała czemu mówiła o tym wszystkim nieznajomej. Nie wspominała o tym praktycznie nikomu. Bo przecież przeszłość była tylko tym. Garstką nic nie znaczących wspomnień, które wciąż sprawiały jej jakiś rodzaj bólu. Nie miało to jednak znaczenia. Kitsune interesowała jedynie teraźniejszość. - A ty pamiętasz cokolwiek?
Bezpośredniość była jej nieodłączną częścią. Nie potrafiła za bardzo nic ukrywać. Każda emocja odbijała się w jej karmazynowych, dużych tęczówkach. Łatwo było ją przejrzeć. Zamrugała kilkakrotnie, kiedy kobieta się do niej zbliżyła. Przystanęła, jednak nie odważyła się odsunąć. Stała tak wdychając jej zapach. Gęsia skórka przyozdobiła odsłoniętą szyję, kiedy gorący oddech wraz ze słowami omiótł jej odsłonięte ucho. Wstrzymała nieświadomie oddech. Dopiero pstryczek w nos sprawił, że się skrzywiła, nie powstrzymując rozbawionego parsknięcia.
- To chyba się nie dogadamy - skwitowała, ale nie przejęła się za bardzo jej słowami. Przymrużyła lekko powieki, kiedy blada dłoń ponownie powędrowała do ciemnego znaku odznaczającego się na łabędziej szyi. - To dowód mojej przynależności - mruknęła niby dumnie, niby w zadowoleniu, chociaż nie potrafiła ukryć nuty obrzydzenia. Uwielbiała Minoru całym swoim martwym sercem, jednak fakt, że nie była wolna; że należała do kogoś był uwłaczający. Była jedynie laleczką w rękach potężniejszego Kizuki. Kiedyś jednak miała zająć jego miejsce. I tak jak bardzo go pragnęła tak jeszcze bardziej podążała władzy. Władzy i zemsty. Bo on tak jak cała reszta miał jej jeszcze zapłacić. Minoru, Katsu, Suna, Takuya...
- Może mam ochotę po prostu na herbatę - rzuciła, ale chyba żadna z nich nie uwierzyła w tak oczywiste kłamstwo. Praktycznie nieświadomie jej dłoń otarła się o jedną z rąk Bodaiju. Zatrzymała się tam odrobinę za długo.
Rage, rage against the dying of the light.
- Tak - odparła marszcząc przy tym nos. Westchnęła teatralnie zastanawiając się krótko nad sensem jej słów. - Musi ci byś ciężko. To chyba nie dla mnie, ale chętnie ci pokibicuję - zgodziła się radośnie. Nie było sensu się sprzeczać. Była w wyjątkowo dobrym humorze. Przynajmniej w tej chwili. Na ślicznotkę jej blade policzki przybrały delikatnie różany kolor tak samo jak czubek jej nosa. Jak zwykle łasa na komplementy. - Nie rozumiem jak to robisz. Jestem wiecznie głodna - westchnęła zrezygnowana.
Zmiana tematu przyszła szybko, bo obydwie miały sobie całkiem sporo do powiedzenia. Tylko po co?
- Absolutnie żadnego - odparła niewzruszona, bo jej ludzkie życie stanowiło zaledwie zamknięty rozdział książki. Było jej obojętne.
- Zrobił coś gorszego - przerwała ostrzej niż zamierzała krzywiąc się na ton swojego głosu. Nie lubiła roztrząsać tamtych lat, które zwyczajnie utraciła. Wizja zamknięcia i samotności odbierała jej zmysły. Było to jednym z powodów, dla których tak chorobliwie pragnęła rosnąć w siłę. Musiała być na tyle potężna, żeby już nikt nigdy nie potrafił zrobić jej krzywdy. - Uważał, że ból i agonia były łatwiejszym rozwiązaniem dla jego sumienia, niż ścięcie mojej głowy - wyjaśniła obojętnie nie zagłębiając się zbytnio w szczegóły. Nieświadomie przygryzła przydługim kłem dolną wargę spinając lekko szczupłe ramiona. Nie był to dla niej łatwy temat, nawet po tych wszystkich latach. Wtedy z każdym kolejnym dniem w zamknięciu traciła zdrowie psychiczne. Stawała się chora i taka już pozostała. Nie podjęła się dalszej rozmowy z ulgą przyjmując zmianę tematu. Nie wiedziała nawet dlaczego jej to wszystko powiedziała. W końcu były sobie kompletnie obce. Podejrzewała, że był to właśnie jeden z powodów. Do tego Bodaiju była łatwą rozmówczynią. Zadawała celne pytania i potrafiła po prostu słuchać. Czy ich spotkanie zaplanowało samo przeznaczenie?
- Pamiętasz akurat te urywki, które wolałabyś zapomnieć? Na przykład? - Zapytała spoglądając na nią z zadowolonym z siebie uśmiechem. Uniosła lekko brwi ku górze bezczelnie nie ukrywając nawet, że była po prostu wścibska. Chciała ją zwyczajnie bardziej poznać.
Naprawdę uważasz, że ten symbol ci pasuje?
Oczywiście, że nie.
- Symbol czy może jednak obroża? - mruknęła chyba bardziej do siebie niż do niej. Zabiegając o względy Kizuki mogła spodziewać się takiego drastycznego rozwiązania. Była z niego tak samo dumna, jak i zawiedziona.
- Mówiłam o tym co ładne i głupie. Szkoda, że akurat tego nie lubisz - poprawiła się poruszając lekko przegubem nadgarstka uwięzionego w jednej z jej dłoni. Spojrzała na nią unosząc zawadiacko jedną brew. Nie odpowiedziała na jej pytanie. Nie zamierzała się tłumaczyć doskonale zdając sobie sprawę, że nie znalazłaby u Bodaiju zrozumienia. Na pewno nie w tym temacie. Nie potrzebowałam go zreszta. Pragnęła uwagi, niekoniecznie akceptacji.[/b]
Rage, rage against the dying of the light.
Dramatyzujesz?
- Całkiem możliwe - zgodziła się z delikatnym uśmiechem odpychając od siebie wszystkie niechciane wspomnienia. W końcu żyła chwilą i nie zamierzała pozwalać, żeby definiowała ją przeszłość. Mimo wszystko wystarczyła jedna myśl; jedno przypomnienie wieloletniego głodowania w niewielkiej ciemnej komnacie, żeby jej mięśnie lekko się spięły, a zimny pot oblał szczupły kręgosłup. Dlatego tak bardzo ceniła sobie wolność. To co robiła sama sobie Bodaiju - dobrowolnie ustalała własne ograniczenia, całkowicie przeczyło do czego dążyła Kitsune. Niezależność, wolność i życie bez zasad. Była zwykłą hipokrytką nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Podświadomie szukała przecież ograniczeń, bo wolność była dla niej czymś nieosiągalnym. Czymś zbyt obszernym, żeby mogła sama sobie z nią poradzić.
Nie widziała czym była miłość. Przecież demony nie potrafiły kochać, o czym sama przypominała Takuyi. Mimo wszystko słysząc wyznanie demonicy to właśnie obraz młodego chłopaka o szarych tęczówkach, ciemnych włosach i ciemnozielonym ostrzu Nichirin stanął jej przed oczami. W końcu to co zakazane od zawsze smakowało najlepiej.
Czy zastanawiała się jaka kiedyś była jej ludzka wersja? Oczywiście, że praktycznie nic nie pamietała. Bazowała jedynie na tym, co paplali strażnicy przed drzwiami jej komnaty. Myśleli, że ich nie słyszała.
- Podobno kapryśna i rozpieszczona, jak typowa szlachcianka. Miałam wyjść za mąż, a Stwórca mnie uratował i przemienił w dzień zaślubin - odparła wzruszając lekko smukłym ramionami. - Tak przynajmniej słyszałam.
Wysłuchała jej, jednak nie zamierzała nic dopowiadać. Nie, żeby się z nią nie zgadzała. Zwyczajnie wiedziała, że właśnie definiowały jej osobę. Słodką, ładną i dla wielu tak głupiutką. Pozostawało tylko pytanie czy z wyboru czy nie.
- Chyba więcej niż bym sobie tego życzyła - ucięła odrobinę ostrzej niż zamierzała. Czuła dziwny spokój, jak by towarzystwo stoickiej Bodaiju ułatwiało gdzieś tą całą wybuchowość, z jakiej była znana. I mimo, że niektóre części rozmowy były dla niej niekomfortowe, trzymała się nieźle. - Skoro już mnie trzymasz. To może chociaż za rękę? - Skomentowała szarpiąc nadgarstkiem po raz kolejny. I chociaż jej ton na to nie wskazywał, pełne usta wygięły się w uśmiechu rozbawienia.
Podświadomie miała wrażenie, że ich rozstanie przychodziło wielkimi krokami. Nie potrafiła jednak zrozumieć jak się z tym czuła.
- Zobaczymy się jeszcze kiedyś?
z/t x2
Rage, rage against the dying of the light.
Nie możesz odpowiadać w tematach